Moja lista przebojów 2

31 grudnia 2012

Rozdział 17 - Zdolności i Eliza

Klik

         W ciągu najbliższych dwóch dni Harry musiał leżeć w Skrzydle Szpitalnym. Podczas tego krótkiego pobytu coś się wydarzyło, czego Potter nie mógł wyjaśnił do końca.
         Następnego dnia, gdy się obudził, przetarł oczy. Gdy je otworzył przestraszył się z deka. Krzyknął tak głośno, że aż przybyła pani Pomfrey.
- Profesorze Potter, co się dzieje? - Młodzieniec słyszał ją jakby z oddali.
- Nie wiem dokładnie, ale myślę, że powinna pani sprowadzić tu pana Parkera lub pana Wilsona. Oni może lepiej to wyjaśnią. - poprosił.
- Tak, oczywiście. - odparła i wyszła. Zielonooki siedział na łóżku, czekając na przybyszów. Rozglądając się, spojrzał na ścianę i zobaczył panią Pomfrey i Johna, jak biegną w jego stronę. Po chwili wbiegli do pomieszczenia.
- Harry, co się dzieje? Dobrze się czujesz? - Zamiast odpowiedzieć mężczyźnie, Harry powiedział:
- Poppy, możesz wyjść? Chcę porozmawiać z Johnem na osobności.
- Ale... - zaczęła kobieta, ale ciemnowłosy jej przerwał mówiąc:
- Słyszałaś co powiedział profesor Potter? Wyjdź!... - Kobieta spełniła prośbę. - ...No więc, co się dzieje, Harry? - powtórzył pytanie starszy młodzieniec.
- Ale tak szczerze? Nie mam zielonego pojęcia. Jak tylko się obudziłem zacząłem widzieć na odległość, a ciebie ledwo widzę i słyszę. - odparł Harry. Parker myślał przez chwilę aż w końcu odparł z zachwytem.
- Widać, że jest to jedna ze zdolności, o której mówił wódz druidów. Widzisz na odległość. A to jest niesamowita umiejętność! Powiedz, co robiłeś przed przebudzeniem? - spytał podniecony John.
- No, przetarłem oczy i... John! Zacisnąłem oczy! Jeśli zrobiłbym tak samo, to może będę widział normalnie! - zawołał.
- No to spróbuj. - powiedział. Tak więc Harry zacisnął oczy i znowu je otworzył. Udało się! Widział!
- John, ja widzę lepiej i chyba naprawdę nie potrzebuję okularów! - zasmucił się zielonooki. Ciemnowłosy popatrzył na młodego nauczyciela i zastanowił się chwile. - "Czyżby...?"
- Harry, co się działo za nim przyszliśmy? - spytał Parker.
- Hmm... patrzyłem na tą ścianę, czekając na was, na ciebie i Poppy. - odparł Harry pokazując na ową ścianę. John zdziwił się trochę.
- I co?
- Widziałem was po przez tą ścianę. Widziałem jak tu biegliście do mnie. - wyjaśnił.
- Niesamowite... - wymamrotał słuchający.
- Ile tu muszę jeszcze leżeć? - spytał leżący.
- Eliksir, który ci podałem wczoraj wyleczy cię w ciągu dwóch dni, ale decyzja, czy możesz wyjść stąd zależy już od Poppy i uzdrawiania przez ten eliksir. W skrócie mówiąc, wyjdziesz stąd jutro, a może nawet dziś. - oświadczył ze wzruszeniem ramion.
         Następnego dnia Harry'ego wypuszczono, gdzieś około obiadu. Zszedł do Wielkiej Sali. Gdy znalazł się w środku, wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Nie przejmując się tym, podszedł do przyjaciół i powiedział:
- Przyjdźcie wraz Draconem, Marvolem, Eleine, Mary i Aliną do mojego gabinetu po lekcjach. Mam wam coś do powiedzenia i pokazania... - Wszyscy jego przyjaciele, a zwłaszcza Ron i Hermiona spojrzeli na niego znacząco, po czym kiwnęli równocześnie głowami. Zielonooki uśmiechnął się i podszedł do stołu Ślizgonów. Stanął za młodym Riddle'm. Spojrzał na niego groźnie i warknął do niego najbardziej zimnym tonem na jaki było go stać. - ..."Riddle! Jeśli jeszcze raz mnie zaatakujesz to...!"
- "To co, Potter?..." - wpadł mu w słowo czarnowłosy w mowie węży nad wyraz spokojnie nie patrząc na niego. - "...Dasz mi szlaban? Odejmiesz punkty? Rzucisz na mnie zaklęcie? Może klątwę lub urok?..." - teraz na niego spojrzał. - "...Mój ojciec cię pokona, Potter! Zaklęcie, które na ciebie rzuciłem nie było tylko ostrzeżeniem przede mną, ale również przedsmakiem tego, co może zrobić ci Czarny Pan jeśli spieprzysz to, co masz dla niego zrobić!" - Oprócz ich dwóch tylko osiem osób znało mowę węży i wiedzieli co powiedzieli ciemno włosy. Między innymi byli to: Allan, Nick i Rose Dumbledore'owie, Alina Anderson, Marvolo Riddle, Hermiona Granger, March i Geandley Hoof. Ta ostatnia podeszła szybkim krokiem do Ślizgona i zawyła najbardziej przesyconym jadem głosem na brata stryjecznego, tak że wszyscy, nie wyłączając nauczycieli, przestraszyli się i odsunęli się od niej jak najdalej:
- TOM! TY GNOJKU JEDEN! Jak śmiałeś grozić Harry'emu Potterowi, który jest tu nauczycielem! Mało tego jest również Wybrańcem. Chłopcem... O, przepraszam, Jest. Jedyną. Osobą. Która. Ma. Moc. Unicestwienia. I. Uwolnienia. Nas. Od. Lorda. Voldemorta. I. Jego. Tyrani! Więc, z łaski swojej daj mu święty spokój! Przestań go śledzić, szpiegować... - wyliczała dziewczyna wrzeszcząc na chłopaka. Harry był pod wrażeniem jej płuc, zapalności, oraz nienawiści do brata. - ...A przede wszystkim: Nie rzucaj w niego żadnymi zaklęciami, bo może się to dla ciebie źle skończyć! Rozumiesz?! Ojciec to samo ci powie! I dodam, że on może cię za coś takiego tak ukarać, że się nie pozbierasz z tyłka! - Zrobiło się cicho. Tom patrzył na kuzynkę przez chwilę, po czym powiedział:
- A myślałem, że jesteś taka jak my, ja, mój ojciec i Nick. Czemu się nam sprzeciwiłaś? - spytał z anielskim spokojem. Dziewczyna spojrzała na niego gniewnie i warknęła:
- Ja sprzeciwiam?! O, nie, Tom! Ja się nie sprzeciwiam! Ja wyrzekam się tej rodziny! March rów... - nie dokończyła, bo Harry zawołał:
- PRZESTAŃCIE OBOJE! Tu chodzi o ciebie i o mnie, Riddle. O nasze porachunki. Jak w przypadku Dracona Malfoy'a i mnie z ostatnich sześciu lat. Normalnie oskarżyłbym ciebie i TWOJEGO ojca o wyżywanie się na mnie oraz rozkazywanie mi. Ale,... - tu zwiesił głowę. - ...nie mogę. - Już był w połowie drogi do stołu nauczycielskiego, gdy usłyszał pytanie:
- Czemu? - spytał Ślizgon.
- Niech cię, to nie interesuje, Riddle. Panno Hoof, ty również przyjdź do mojego gabinetu, po lekcjach. - Harry spojrzał najpierw na Toma Riddle'a III, a potem na resztę uczniów i nauczycieli. - ...Co się tak gapicie? Zajmijcie się swoimi sprawami, dobra?... - Harry usiadł za stołem nauczycielskim i jak gdyby nigdy nic, jadł obiad. Potem podszedł do McGonagall. Szepnął jej kilka słów, a następnie podszedł do dwóch znienawidzonych Ślizgonów. Chwycił ich obu za ramiona i wyszli. Nie obyło się bez szamotaniny obu Ślizgonów. Przy drzwiach odwrócił głowę w kierunku Sali i oznajmił jeszcze. - ...Nie długo wracam. Dyrektor McGonagall powie wam, kto będzie pod moją tymczasową nie obecność zastępował na dzisiejszych lekcjach, jeśli oczywiście nie zdążę... - I wyszedł. Skierował się na błonia. Szedł chwilę, lecz zatrzymał się. Zaczął myśleć. - "Zaraz... Przecież mam nowe zdolności. Może mógłbym się teleportować stąd nie wychodząc poza tereny Hogwartu?" - zastanawiał się w myślach Potter. - ...Ale jak? - To pytanie zadał na głos samego siebie. W końcu pomyślał o miejscu, gdzie przebywa Lord.
         Znalazł się przed dobrze znanymi mu drzwiami. Przestraszył się ciut (Ślizgoni zresztą też). W końcu nabrał powietrza i zapukał.
- Wejść!... - rozległ się zimny i cichy głos. Trzej młodzieńcy weszli do środka (a raczej wszedł jeden trzymając dwóch za ich koszule). Harry stanął po środku pomieszczenia, patrząc chwilę na Lorda. Moment potem "rzucił" (dosłownie) młodzieńców pod nogi czerwonookiego mężczyzny. - ...Potter, co robisz?? - zdziwił się Lord widząc wnuka Albusa i swojego ukochanego syna.
- Co robię? CO ROBIĘ!? Spytaj swojego synalka, co mi zrobił trzy dni temu!! Dopiero pół godziny temu wyszedłem ze Skrzydła Szpitalnego. - warknął Harry pchnąwszy dość brutalnie młodego Riddle'a w stronę Czarnego Pana aż upadł u jego stóp.
- Potter! Jak ty go traktujesz!? - syknął Lord prostując się w swoim fotelu. Blizna na czole zielonookiego zabolała, ale Ten zupełnie się nie przejął. W końcu był do tego przyzwyczajony. Mało tego, nawet nie zareagował na sam ból, za to powiedział ze złością:
- Jak ja go traktuje?... - spytał z niedowierzaniem. - ...Spytaj tego pieprzonego gnojka z jakiego powodu to robię! A twoja córka, czy tam bratanica czy siostrzenica, czy krewna, powiedziała mi, kierując te słowa do niego... - wskazał na Toma III. - ...że obydwaj mnie śledzą! A ten gnojek... - ponownie wskazał na młodego Teronita. - ...rzucił na mnie Creatroniksa podczas pierwszej lekcji z siódmą klasą. A jest to przecież zaawansowana Czarna Magia, jak zdołała mnie poinformować moja przyjaciółka wczoraj wieczorem. - Potter patrzył na Lorda z nienawiścią, a z jego różdżki (którą w międzyczasie wyjął celując nią w młodszych Ślizgonów) tryskały szkarłatne i złote iskry. Trochę źle się poczuł, ale wytrzymał to. Voldemort patrzył na Wybrańca, a potem powoli, bardzo powoli, odwrócił głowę w stronę swojego syna oraz młodego Dumbledore'a.
- Zaklęcie Nienawiści!?! - spytał z jadem w głosie do Ślizgonów.
- A-ale, o-ojcze... - pisnął Tom III.
- ZAMILCZ!!... - Chłopak jęknął i się skulił. - ...Nie zapominaj, że Potter jest moją Prawą Ręką! Włos ma mu nie spaść z głowy waszych rąk! Glizdogonie! - Mały człowieczek przybył niemal że natychmiast.
- Tak, panie? - spytał zerkając kątem oka na Pottera.
- Zaprowadź ich do dwóch osobnych cel i...
- Zaczekaj, panie... - odezwał się Harry. Modzi Ślizgoni wytrzeszczyli na niego oczy, a Glizdogon tylko na niego spojrzał. Lord zamknął oczy licząc cicho modląc się do Slytherina o cierpliwość do Pottera, by nie stracić panowania nad sobą (czyt.: nie walnąć go zaklęciem lub nie dotknąć). - ...Być może tortury dają jakąś nauczkę. Lecz to zbyt okrutna kara dla takich jak oni, gdyż są Ślizgonami. Myślę, że przypilnowałbym ich dwóch w szkole. - zaproponował zielonooki. Voldemort spojrzał na niego gniewnie i powiedział:
- Potter, znowu mi przerywasz. Jeśli jeszcze raz to zrobisz zarobisz Cruciatusa. - ostrzegł. Chłopcy tym razem wytrzeszczyli oczy na Lorda. Harry westchnął.
- Wybacz, panie. - Tom III i Nick spojrzeli po sobie w milczeniu.
- Dobrze, wybaczam ci. Co chcesz z nimi zrobić w Hogwarcie? - spytał Ten.
- Myślę, że jakoś ich zdyscyplinuję. Lecz uważam, że powinienem być nietykalnym w szkole przed Ślizgonami, by oni... - wskazał na chłopaków. - ...mnie i moich przyjaciół nie atakowali bez powodu. A zwłaszcza na lekcjach, gdy są tam inni uczniowie i trudno zapanować nad emocjami. Śmierciożerców to samo się tyczy. - syknął ze złością.
- Dobrze, zgoda, Potter. Wy... - Zwrócił się do Nicka i Teronita. Obaj chłopcy wstali i skłonili się. - ...Nick, Tom... - (skrzywienie na dźwięk ostatniego imienia u Lorda). - ...Zostawcie Pottera i jego bliskich w spokoju. Od teraz Potter jest nietykalnym w szkole. Rozmiecie?
- Tak jest, panie! - zawołali jednocześnie.
- Glizdogonie, zaprowadź ich do Hogwartu. - nakazał.
- Ojcze, zaczekaj! Potter coś zrobił! On się... - Młody Riddle nie dokończył, bo Harry rzucił na niego Zaklęcie Uciszające i "wywalił" ich obu kopniakiem za drzwi (Toma i Nicka).
- Potter, zostań... - Ten wzdrygnął się lekko i uczynił to. - ...Wspomniałeś coś o mojej córce, siostrzenicy, bratanicy i krewnej. Wyjaśnij to. - Harry patrzył na czerwonookiego przez chwilę, a potem odparł:
- Tak, wspomniałem o niej. Nazywa się Geandley Hoof. Nie jestem pewien, ale myślę, że to twoja bratanica lub siostrzenica, albo jakaś inna krewna. Przeglądając twoją najbliższą genologię rodzinną stwierdziłem, że nie miałeś ani siostry ani brata. Więc Geandley musi być z linii twojego ojca. Lecz dziwi mnie to, że zna mowę węży. Zresztą zapytam ją. Dobrze? - zasugerował młodzieniec.
- Czy wspominała jeszcze kogoś? - Harry zamyślił się i odparł:
- Chyba tak. Nie jakiego Marcha. Czy mogę już iść? Zaraz mam lekcje. - Czarny Pan popatrzył na niego. - "I pomyśleć, że ten chłopak kiedyś mnie pokonał, pozbawiając mocy i ciała na 13 lat"
- Tak, Potter. Idź.
- Do zobaczenia, panie. - Zielonooki był już przy drzwiach, gdy Lord się jednak znowu odezwał:
- Potter, co tak właściwie cię uzdrowiło? - Harry spojrzał ponownie na Lorda dziwnym wzrokiem.
- Wybacz, panie, ale nie mogę ci powiedzieć. Zostałem zaprzysiężony, by tej informacji nie udzielać nikomu, nawet gdybym był torturowany miesiącami lub pod groźbą śmierci. Lecz mogę powiedzieć tylko to, że jest to eliksir, ale jaki, tego nie powiem. Do zobaczenia wkrótce. - i wyszedł trzaskając drzwiami, zanim Riddle zdołał zrobić choćby ruch. Potter skierował się na dół. W jego umyśle wciąż i wciąż trwała gonitwa myśli:
- "Czemu się zgodziłem? Wyklną mnie. Wszyscy. Ale... czemu nie? Będę miał przynajmniej wgląd na bazę Voldemorta i go pokonam jego własną bronią" - Po ostatniej myśli uśmiechnął się chytrze i wszedł do holu. Zastał tam Toma III, Nicka i Petera.
- Cześć, Peter.
- Cześć, Harry. Wiesz, co mnie najbardziej śmieszy? - spytał człowieczek.
- Co takiego?
- To, że zaledwie ponad trzy lata temu chcieliśmy się pozbijać. A teraz jesteśmy przyjaciółmi. - powiedział Peter z uśmiechem.
- Tak, ale przy tych dwóch raczej nie. - stwierdził zielonooki nauczyciel, wskazując na Ślizgonów.
- A, no tak. - powiedział zerkając na nich.
- Jak nas zaprowadzisz do szkoły? - spytał Nick Harry'ego.
- Tak samo jak was tu przyprowadziłem. Chwyćcie mnie za ramiona, ale nie za mocno... - odparł Harry. - ...Do zobaczenia, Peter. - pożegnał się z człowieczkiem. Pomyślał o błoniach Hogwartu i zniknął.
         Znaleźli się na grządce z dyniami, za chatką Hagrida. Gdy szli w kierunku zamku, Harry odezwał się:
- Pamiętajcie, jestem od teraz nietykalnym, i nie macie prawa mnie tknąć, bo powiem o tym Voldemortowi. - Obaj chłopcy aż syknęli z przerażenia na dźwięk tego imienia.
- Nie. Wymawiaj. Jego. Imienia! - syknął Riddle.
- A niby dlaczego miałbym bać się wymawiać to imię? "Strach przed imieniem zwiększa strach przed tym kto je nosi". Zapamiętajcie sobie to zdanie, bo często będę go używać... przy was. - i zachichotał na widok min Ślizgonów.

~~*~~

         Przez resztę dnia Harry używał swojej nowej zdolności. Użył Sokolego Wzroku - jak go nazwał, po południowych zajęciach z pierwszorocznymi. Podczas lekcji Shopie Malfoy pokazywała pod stołem, swojemu koledze z domu swój esej z eliksirów. Harry zauważywszy to, "zabawił się" w "Szalonookiego" Moody'ego mówiąc:
- Panno Malfoy, proszę skupić się na lekcji, a nie na pokazywaniu koledze tego, i tak błędnego eseju z eliksirów. - Dziewczyna spojrzała na profesora zdziwiona i spojrzała na pergamin w swoim ręku. Sprawdziła go dokładnej i pisnęła.
- Rzeczywiście, mam błędy! Jak to pan profesor zrobił?! Przecież nawet nie widział pan, co mu pokazuję! - zawołała przerażona.
- To moja słodka tajemnica. - zaśmiał się nauczyciel szczerząc zęby.

~~*~~

Wieczór... Gdzieś około 19:00...
         Zielonooki siedział przy biurku w swoim gabinecie sprawdzając esej z eliksirów panny Malfoy (poprosił profesora Slughorna, by dawał mu co jakiś czas jej eseje), gdy w tym momencie rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę!... - zawołał. Weszło kilka osób. Hermiona Granger, Mary i Eleine Parker (tu Harry'emu zabiło mocniej serce na widok Puchonki), Rose i Allan Dumbledore, Alina Anderson, Marvolo Riddle, Geandley i March Hoof oraz Draco Malfoy. - ...Cześć. Och widzę, że przyszli także Allan i Rose Dumbledore. Usiądźcie, proszę. - powiedział wskazując na fotele przed biurkiem.
- Cześć, Harry. - przywitali się prawie wszyscy, gdy rodzeństwo Dumbledore powiedzieli:
- Dobry wieczór, profesorze. - powiedzieli zgodnie.
- Przyprowadziliśmy młodych Dumbledore'ów, gdyż rozmawialiśmy z nimi po tym incydencie podczas obiadu. Opowiedzieli nam o czym rozmawialiście z Riddle'em. - wyjaśniła Mary.
- Rozumiem. Znacie mowę węży jak mniemam. Jesteście spokrewnieni ze Slytherinem? - spytał.
- Cóż, nasza matka miała męża, który ten miał brata o dziwnym charakterze i sposobie bycia. - zaczął Allan.
- Jak się nazywał wasz wuj? - spytał Draco.
- Michael Morfin Gaunt. - odpowiedziała Rose. - Harry podskoczył na dźwięk tego nazwiska.
- Czy jest on jakoś spokrewniony z rodem Slytherina? - zapytał Ron.
- Gorzej... - szepnął Potter. - ...Gaunt to ostatni ród Slytherina. Voldemort miał dziadka Marvolo, wuja Morfina, a jego matka miała na imię Meropa. Nazywali się Gaunt. Meropa wyszła za mąż za Mugola z bogatej rodziny. Mieli dwoje dzieci. Toma i Reginę. Tom stał się zły, a dziś nazywany jest Lordem Voldemortem. Zmienił imię już w szkole. - wyjaśnił Harry Allanowi i Rose.
- Chwileczkę... - odezwał się Allan. - ...Mój pradziadek ma na imię Morfin, miał on syna Michaela, a on córkę Aliannę. Wyszła za mąż za nie jakiego Ambrose Dumbledore'a, syna Aberfotha, brata Albusa, naszego stryjecznego dziadka. - wyjaśnił Allan.
- Nie żartuj! Wywodzicie się od Gauntów? - spytała Eleine.
- Najwyraźniej. - odparł Gryfon-Dumbledore.
- Wracając do rzeczywistości. W jakiej sprawie nas wezwałeś? - zwróciła się Eleine do Harry'ego.
- Chciałem was powiadomić, że już wyzdrowiałem, ale to już zresztą wiecie. - tu wyszczerzył zęby.
- Zauważyliśmy. - powiedzieli jednocześnie Ron i Draco.
- Chcę jednak coś innego powiedzieć. Jak wiecie, John dał mi do wypicia Eliksir Druidów. Powiedział mi, że po tym specyfiku wyzdrowieje i będę miał do tego specjalne zdolności. - Hermionę zaskoczyła ta wiadomość.
- Co to za zdolności? - spytała jak dotąd milcząca Alina. Nauczyciel uśmiechnął się i odparł:
- Nazwałem tą umiejętność Sokolim Wzrokiem. Mogę widzieć na odległość, a nawet po przez ściany, czy na zewnątrz zamku. Ćwiczyłem ją od wczoraj i całkiem nieźle mi to wychodzi. - zaśmiał się nauczyciel.
- Czy to bezpieczne? - spytała Geandley.
- Myślę, że tak, ale odkryłem jeszcze jedną umiejętność... - spojrzał na obecnych. - ...Umiem się deportować w zamku, z zamku i do zamku. - oświadczył.
- Ale to przecież niemożliwe! Zamek jest chroniony wieloma pradawnymi zaklęciami anty deportacyjnymi! rzucili je sami Założyciele wiele lat temu. - zawołała Geandley, a Hermi ją poparła skinąwszy entuzjastycznie głową.
- Zgadzam się z wami, ale pamiętajcie, że wypiłem Eliksir Druidów nabywając w ten sposób pewne zdolności. Wystarczy, że pomyślę o jakimś miejscu lub osobie i się tam znajdę. Pokazać wam? - Wszyscy popatrzyli po sobie i kiwnęli głowami. Harry uśmiechnął się. Wstał, popatrzył na wszystkich, wziął głęboki oddech i zniknął. Pojawił się po drugiej stronie gabinetu wciąż się śmiejąc. Dziewczyny krzyknęły, a Ron, Draco i Allan osłupieli.
- Niesamowite! - wzruszyła się Eleine. Podeszła do niego i wzięła go za obie dłonie. Patrzyła mu głęboko w zielone oczy, w te oczy koloru Avady... Zanim się oboje zorientowali już tonęli w namiętnym pocałunku. Mary, Alina, Hermiona, Rose i Geandley gapiły się na nich z zazdrością, a Ron? Cóż, Ron uśmiechał się promiennie. Wiedział, że jego kumpel w końcu znalazł swoją drugą połówkę... Postanowił wyjść cicho nie przeszkadzając parze zakochanych. Reszta poszła w jego ślady. Tej samej nocy Draco i Hermiona oraz Ron i Mary poszli do dwóch różnych miejsc by się sobą cieszyć.

~~*~~

         Tej samej nocy w Piekielnym Dworze Glizdogon dostał list od swego ojca. Gdy skończył czytać powiedział w przestrzeń:
- A niech ją piekło pochłonie! - zawołał i pogniótł list. List brzmiał tak:

      Drogi, Peterze!
         Właśnie dowiedziałem się, że twoja siostra, Eliza jest sługą Lorda Voldemorta. Dostałem tą wiadomość od jednego z moich wiernych podwładnych. Skończył niestety w ziemi, gdyż zabiła go właśnie Elizabeth,... i to na moich oczach! Miałem szczęście, że mnie nie zobaczyła. Byłem w kryjówce, by zobaczyć co ona takiego robi. Musisz powiadomić Zakon Feniksa, a przede wszystkim Harry'ego Pottera. Podsłuchałem jej rozmowę z jakimś nieznanym mi mężczyzną. Rozmawiali o Harrym, a nie było to nic dobrego! Nie wiem co robić, synu. Ty musisz coś z tym z robić! Powiadom Zakon Feniksa, w końcu w nim byłeś kiedyś.
Pozdrawiam,
Twój ojciec,
Andrew Pettrigrew

Glizdogon trząsł się. Musiał coś zrobić. Kochał ojca, siostrę zresztą też, ale Eliza zawsze chciała, by wybrał dobrą drogę, a sama wybrała źle. Po namyśle postanowił dostać się do Hogwartu. Wstał, zmienił się w szczura i ile sił w nogach, tylko sobie znanymi drogami, wybiegł z budynku, a potem, wciąż pod postacią szczura, pobiegł do lasu u podnóża Dworu, stamtąd do punktu deportacyjnego w Zakazanym Lesie. Mając nadzieję, że spotka kogoś z Zakonu. Musiał chłopaka znaleźć! Biegł ile sił w nogach nie oglądając się za siebie. Nagle zdał sobie sprawę, że Harry jest nauczycielem OPCM-u, więc pognał do gabinetu tegoż przedmiotu.

~~*~~

Tymczasem...
         Harry i Eleine kochali się na łóżku Pottera, w jego sypialni, gdy nagle usłyszeli jakiś hałas. Wstali, ubrali się w pośpiechu i wyszli. W gabinecie było niepokojąco cicho.
- Wydawało nam się... - powiedział zielonooki, ale zamarł, bo gdy się odwrócił zobaczył nie kogo innego, jak Glizdogona! - ...Peter? Co ty tu robisz?... - zdziwił się młodzieniec. - ...Chcesz bym dostał zawału przez ciebie?!
- Harry, musisz zwołać Zakon Feniksa, i to teraz! Mam... mamy mały problem! - człowieczek dyszał ze zdenerwowania.
- Jak mały?... - W odpowiedzi, Glizdogon podał Potterowi list od swojego ojca. Gdy Harry czytał owy list, z każdym wersem jego oczy były coraz bardziej okrągłe. Po chwili wyprostował się i powiedział. - ...Eleine, powiadom naszych przyjaciół i twoje siostry oraz Minerwę. Ona z kolei niech powiadomi starszych członków Zakonu. Niech przyjdą do Kwatery Głównej. Jak będą pytać o, co chodzi, to nie odpowiadaj, rozumiesz? - powiedział zdenerwowany.
- Tak jest, szefie! - odpowiedziała dziewczyna salutując.
- Peter, czy Voldemort wie, że cię nie ma we Dworze? - spytał Harry, gdy niebieskooka wybiegła z pomieszczenia.
- Nie. Śpi.
- Przynaj... - nagle jęknął. - ...Co takiego!? Śpi!? To by znaczyło, że być może nas... NIE! MNIE może podsłuchiwać i wie, co chcę teraz zrobić!... - Harry chodził w tą i z powrotem. Blizna lekko go swędziała. - ...Co robić? Co robić?! Jeśli pojawię się w Kwaterze on się dowie, gdzie się ona znajduje! - Na potwierdzenie jego słów blizna zabolała go jeszcze bardziej.
- A może użyj Oklumencji i zablokuj umysł? - zaproponował Peter.
- Wiesz, kiedyś cię ucałuję za takie teksty... - powiedział z bladym uśmiechem Wybraniec. - ...Dobra, wracaj tam i zrób coś, by nie mógł nic zrobić, a najlepiej go uśpij! Zrób cokolwiek, by nie mógł podsłuchać tego zebrania, by był czymś innym zajęty, tylko nie mną. Zgoda? - poprosił dowódca.
- Dobra. - I już miał wyjść, gdy Potter zatrzymał go powiedziawszy:
- Deportuję cię tam.
- Ale ja...
- Zaufaj mi. Mogę się deportować z terenu zamku. Więc jak? Gotów? - mężczyzna popatrzył na niego i kiwnął głową. I już ich nie było.

~~*~~

         Czarny Pan właśnie się zbudził ze snu, a nie był zadowolony z tego co zobaczył i usłyszał.
- Peterze Pettigrew,... Pożałujesz tego! Zdradziłeś mnie! Dostaniesz taką karę, jakiej nikt nigdy nie dostał!... - W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. Lord nie miał teraz ochoty na towarzystwo, ale przemógł się i powiedział zimnym głosem. - ...Wejść. - Do środka weszła kobieta o słomianych, do łopatek włosach. Miała ciemne, prawie czarne oczy.


Coś się w nich czaiło i nawet taka osoba jak Voldemort nie mógł rozszyfrować co, to takiego.
- Witaj, Lordzie. Nazywam się Elizabeth Loreine Natalie Pettigrew i postanowiłam przyłączyć się do ciebie z własnej woli. - Lord usiadł w fotelu z wrażenia.
- Pettigrew? Czy Glizdogon jest twoim krewnym? - zapytał.
- Jest on moim młodszym bratem. - wyjaśniła.
- Jesteś inna niż Glizdogon... - zauważył Czarny Pan. Ledwo to powiedział i zerwał się z fotela. Podszedł szybko do okna. Skierował wzrok na błonia. - ...Wiesz co, panno Pettigrew? Masz akurat okazję, by dowieść o swojej lojalności i wstąpić tym samym w moje szeregi. - oznajmił Lord spojrzawszy na nią kątem oka.
- Naprawdę, panie? - zachwyciła kobieta.
- Tak. Zabijesz swego brata... - uśmiech kobiety zmienił się diametralnie, lecz po chwili uśmiechnęła się szaleńczo i kiwnęła głową. - ...Snape! Sprowadź do mnie Glizdogona!

~~*~~

Na zewnątrz...
         Harry i Peter szli szybko ku budynkowi stojącego przed nimi. Nagle Harry coś poczuł. Zatrzymał się i spojrzał w okno, gdzie obecnie mieścił się pokój Lorda.
- Peter, mam złe przeczucia. - wyszeptał zielonooki.
- Jak to? Co się stało? - dopytywał się.
- Nie wiem dokładnie, ale mam po prostu złe przeczucia. Poczekaj. - Harry zacisnął oczy, po czym je otworzył. Spojrzał na okna budynku. Jego wzrok padł na pokój Toma. Zdążył uchwycić końcówkę rozmowy z tego pokoju:

(...) - Jest on moim młodszym bratem. - wyjaśniła.
- Jesteś inna niż Glizdogon... - zauważył Czarny Pan. Ledwo to powiedział i zerwał się z fotela. Podszedł szybko do okna. Skierował wzrok na błonia. - ...Wiesz co, panno Pettigrew? Masz akurat okazję, by dowieść o swojej lojalności i wstąpić tym samym w moje szeregi. - oznajmił Lord spojrzawszy na nią kątem oka.
- Naprawdę, panie? - zachwyciła kobieta.
- Tak. Zabijesz swego brata... - uśmiech kobiety zmienił się diametralnie, lecz po chwili uśmiechnęła się szaleńczo i kiwnęła głową. - ...Snape! Sprowadź do mnie Glizdogona! (...)

Na zewnątrz...
         - Peter, nie możemy tam iść. - zawołał Potter, gdy ponownie otworzył oczy i spojrzał na towarzysza.
- Jak to? - zdziwił się człowieczek.
- Bo zobaczyłem Voldemorta rozmawiającego z jakąś blond włosą kobietą o ciemnych oczach i...
- To Elizabeth, moja starsza siostra. Zmywajmy się stąd! Szybko! Zanim nas zobaczy!
- Masz rację. Spadamy. - i zawrócili do lasu. Po paru chwilach już ich nie było...
W tym samym czasie w pokoju Lorda...
         - Cholera jasna!! Zabiję go!! - zaklął głośno Voldemort.
- Panie, co się dzieje? - dopytywała się blond włosa.
- Zwiali! To się stało! POTTER I TWÓJ BRAT ZWIALI MI SPRZED NOSA! Znowu! Dorwę tego smarkacza, choćby miało to trwać stulecia! - warknął pod nosem.

~~*~~

         W tym samym czasie Harry i Peter stali już w kuchni na Grimmauld Place 12. Dyszeli jakby przebiegli milę.
- Harry, co się dzieje?... - dopytywała się Aurelia, która była na miejscu i zobaczyła jak się pojawiają po środku kuchni. - ...I co ON tu robi?! - zawołała widząc szczurkowatego mężczyznę. Obaj przybysze usiedli na krzesłach, a ten pierwszy powiedział na wydechu:
- Bądź przez chwilę cicho, Aurelio, to ci wszystko wytłumaczę... Dobrze? - odpowiedział Harry i po chwili opowiadał o swoich nowych zdolnościach i to, co się wydarzyło dzisiaj pod, i w Piekielnym Dworze. Gdy skończył rozpoczął posiedzenie Zakonu.






Od autorki:
To ostatni rozdział w roku 2012. Życzę wszystkim czytelnikom szczęśliwego Wspaniałego Sylwestra i Nowego Dosiego Roku, by ten rok 2013 był dla was (i dla mnie) wspaniały i dobry. Życzmy sobie i innym wielu dobrych rzeczy i miłości. Dziękuję, że wytrwałości. Bądźmy szczęśliwi, że nie zginęliśmy w dniu 21 grudnia 2012 jak zapowiadali starożytni Majowie czy kto tam. :)
Pozdrawiam!
Ala

23 grudnia 2012

Rozdział 16 - Eliksir Druidów

Klik

Cofnięto więc z niego Zaklęcie Uciszenia. Odkaszlnął kilka razy, po czym odpowiedział:
- Jest to Zaklęcie Creatroniks. - wyjaśnił. Alina, Hermiona, Cassidy i Draco byli w szoku.
- Co to za zaklęcie? - spytał, tym razem nie doinformowany Ron. Wszyscy, a zwłaszcza Cas, spojrzeli na niego, lecz to Alina odpowiedziała. Miała drżący głos:
- To jedno najtrudniejszych czarnoksięskich zaklęć. To zaklęcie jest czystą nienawiścią. Można je zwalczyć tylko jeszcze większą miłością i wiarą. Jest nazywane również Zaklęciem Nienawiści. Żeby je rzucić nie tylko trzeba czuć wielką nienawiść do drugiego człowieka. Przez to zaklęcie trzeba się zmierzyć z rzeczami jakich doświadczyłeś przez całe życie. Musisz pozbyć się własnej nienawiści i własnych uprzedzeń. Nawet Kenule, na które to zaklęcie zostało rzucone nie przeżyli. - wyjaśniła. Ron był przerażony tą informacją, jak zresztą wszyscy.
- Jak można znieść to zaklęcie? - spytał Ten.
- Nie ma na nie tarczy. - odparła z przerażeniem w oczach i głosie Cassidy.
- Jak to?! Musi być! - wrzasnęła rozhisteryzowana Eleine.
- Przykro mi, ale nie znam żadnego zaklęcia, które pomogłoby Harry'emu Potterowi... - powiedziała przepraszającym tonem elfka. Mary, Eleine, Hermiona, Ron i Aurelia spojrzeli na nią z wściekłością. W ich oczach było widać iskierki nienawiści a zarazem przerażenia i bezradności. - ...Ale jeśli to was pocieszy, to mogę zmodyfikować pamięć Tomowi tak, by was słuchał bez żadnego protestu. - wyjaśniła z nadzieją w głosie, żeby tylko się na nią nie rzucili.
- Nie! Nie pozwolę! Mój ojciec was ukaże!! - zawołał wyżej zainteresowany z przerażeniem.
- ZAMKNIJ SIĘ!!! - wrzasnęli wszyscy chórem. Tom III zamilkł.
         Wszyscy chodzili od ponad pół godziny w tą i z powrotem.
- Co z lekcjami? Harry jest nauczycielem i musi prowadzić lekcje. - przypomniała Alina. Minerwa spojrzała na nią, a potem na innych i odparła:
- Panna Anderson ma rację. Ktoś musi zastąpić Harry'ego na lekcjach. Czy macie kogoś, kto może go zastąpić? - spytała Aurelia. Ron, Hermiona, Marvolo i Alina zamyślili się, a potem nagle Ron zawołał:
- John! On może zastąpić Harry'ego dopóki nie wyzdrowieje!
- Ale, panie Weasley, Harry i tak nie wyzdrowieje. - powiedziała z rezygnacją Cas.
- Przestań! Harry wyzdrowieje! Nie traćmy nadziei i wiary!... - odezwała się Alina, i po chwili kontynuowała. - ...Nie zapomnieliście piosenki Tiary Przydziału? - Cas spojrzała na Alinę, po czym podeszła spytawszy Toma III.
- Jakie jest przeciw zaklęcie na Creatroniksa? - Ślizgon popatrzył na kobietę, po czym westchnął i oznajmił:
- Druidzi wiedzą jak uratować waszego Wybawcę Świata. - odparł.
- Co to może być? - spytała Hermiona.
- Skąd mam wiedzieć!? Gdy uczyłem się tego zaklęcia doczytałem się, że przeciw zaklęciem do Zaklęcia Nienawiści jest coś od druidów! Nie doczytałem się dokładnie, bo ojciec zabrał mi wszystkie księgi z przeciw zaklęciami. Uznał, że nie potrzebuję tego. - Wszyscy spojrzeli na niego, a potem po sobie. Rozpromienili się. Hermiona wybiegła z gabinetu i zatrzymała się. Rozejrzała się po klasie. W pomieszczeniu byli uczniowie z szóstej klasy. Wzięła głęboki oddech i oznajmiła:
- Lekcji nie będzie. Profesor Potter źle się czuje. Proszę o wyjście i sprowadzenie pana Wilsona i pana Parkera. O tej godzinie przebywają w swoich gabinetach. - i wróciła do gabinetu Harry'ego.
- I co? Gdzie on jest? - spytała Eleine.
- W sali Obrony była szósta klasa. Powiedziałam im, by wyszli, bo nie będzie lekcji i... - nagle przybiegła Ginny razem z Luną. Ta pierwsza spytała:
- Co się dzieje? Dlaczego on jest związany? I dlaczego Harry jest nieprzytomny?... - wskazała na Riddle'a, a potem na Harry'ego. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem Marvolo podszedł do niej, ale ta zawołała. - ...Nie dotykaj mnie, Riddle! Wiem kim jest twój ojciec! - Riddle-Gryfon westchnął. Do młodszych dziewczyn podeszła Hermiona. Wyprowadziła je z gabinetu i opowiedziała co się stało. Po chwili Ginny zakryła twarz, rozpłakała się i wybiegła z pomieszczenia.
- Idź za nią. - poprosiła. Krukonka wyszła.
         Gdy Grangerówna wróciła do gabinetu Aurelia powiedziała:
- Hermiono, sprowadź klasę z powrotem do sali. Lekcja się odbędzie, tylko musimy znaleźć nauczyciela zastępczego.
- Nie, bo lekcja kończy się za pięć minut. - odparł Ron patrząc uprzednio na zegarek. W tym momencie weszli John i Ashe.
- Co się dzieje? - spytał pierwszy.
- Tom Riddle III rzucił Zaklęcie Nienawiści na Harry'ego. Powiedział nam jednak, że można je zdjąć czymś od druidów. Ashe, czy może znasz jakieś zaklęcie druidzkie, które może mu pomóc? - spytała Hermiona z nadzieją. Wilson spojrzał na ciemnowłosego chłopaka i już miał się na niego rzucić, gdyby nie John. Więc Ashe zatrzymał się, westchnął i odparł:
- Nie uczyłem się o druidzkiej magii z dziedziny czarnej oraz przeciw zaklęć. Jeszcze do tego poziomu nie doszedłem. Miałem tego się uczyć dopiero pod koniec tego roku. Sądzę jednak, że wódz druidów coś wymyśli. - oznajmił ze smutkiem.
- A ty, John? Czy znasz jakieś przeciw zaklęcie? - spytała Mary po raz pierwszy się odzywając odkąd Harry wszedł do klasy.
- Hmmm... myślę, że tak, ale... - nie dokończył, bo Eleine zawołała:
- On się trzęsie! Musimy zanieść go do Skrzydła Szpitalnego! - Eleine rzeczywiście miała rację. Harry dostał drgawek, jak w przypadku padaczki. Wszyscy zareagowali. John zaniósł Harry'ego na niewidzialnych noszach do Skrzydła i położył go na łóżku.
- Jest coś, co mogłoby go na jakiś czas uspokoić? Musimy się przecież zastanowić, co robić dalej. - spytała zdenerwowana i przerażona Eleine.
- Tak. Mam tu eliksir uspakajający i przeciwbólowy z dziedziny Starożytnej Magii. One mogą mu pomóc na całą dobę. Trzeba mu je podawać regularnie, dopóki go całkowicie nie wyleczymy. - powiedział John.
- To dobrze, ale też potrzebujemy...
- JEŚLI uda nam się go wyleczyć. - zaznaczył Ashe akceptując pierwsze słowo.
- Kto jest chętny na to, by zastąpić Harry'ego na jakiś czas?? - spytała Aurelia. Wszyscy popatrzyli na siebie, potem gdzieś w bok. Trwali tak kilka chwil (Harry przestał się już trząść), a potem odezwała się Cas:
- Ja zastąpię Harry'ego. - powiedziała.
- Nie, Cassidy, nie możesz. Jesteś królową elfów i musisz być w swoim Królestwie, a nie tu. Czy ktoś inny się zgadza na to stanowisko? - spytała Aurelia.
- Ja, mamo. - odezwała się Hermiona. Kobieta spojrzała na nią i spytała:
- Jesteś pewna, kochanie? Może chcesz pomocy Mary lub Eleine? - zaproponowała.
- Przydałoby się, ale po zastanowieniu uważam, że Marvolo, Draco i Ron by się do tego nadawali. Co wy na to chłopaki? - Trzej młodzieńcy spojrzeli na siebie, a potem powiedzieli zgodnie:
- Zgadzamy się.
- Więc uzgodnione. Eleine, Mary, Hermiona, Marvolo, Ron i Draco będą zastępować Harry'ego, dopóki nie wyzdrowieje. Jedną klasę wspólnie będziecie uczyć. Trzeba powiadomić Minerwę. - I wyszli.

~~*~~

Niedługo potem...

Field of Hope

Taką nazwę nosiła wioska druidów w południowej części Anglii. Mieściła się ona w lesie z mieszanymi gatunkami drzew. Młodzieniec o słomianych włosach szedł ścieżką, aż do jej końca. Miał na sobie szmaragdową pelerynę z kapturem. Po jakimś czasie natknął się na dwóch druidów. Jeden z nich podszedł do niego i spytał celując w niego kuszą.
- Kim jesteś, co tu robisz i w jakiej sprawie tu przybyłeś? - spytał.
- Jestem Ashe Wilson i przybyłem w ważnej sprawie do wodza druidów. - odpowiedział.
- Ashe! Jak miło cię widzieć! Proszę, wejdź. Czuj się jak u siebie w domu. - zawołał drugi. Idąc za nimi doszedł do wielkiego i drewnianego ogrodzenia koloru żółto-zielonego pokrytego mchem. Gdy wszedł ukazał się mu przepiękny widok. Wszędzie były domy druidów, niewielki plac z posągami ważnych i legendarnych druidów. No i oczywiście mieszkańcy w długich różnokolorowych płaszczach i szatach. Szedł środkiem między owymi domami, aż do ostatniego na wprost nich. Weszli do środka. W wymyślnym tronie siedział mężczyzna na oko 40 lat. Miał na sobie beżową szatę w zielone listki.
- Och, Ashe, jak miło cię widzieć ponownie. Co cię do mnie sprowadza? - spytał wódz tubalnym głosem. Ashe popatrzył na niego i odparł ze smutkiem:
- Panie, przyszedłem w sprawie Harry'ego Pottera. Został dziś zaatakowany podczas zajęć z siódmą klasą. - wyjaśnił
- A cóż takiego mu się takiego stało? - spytał zdziwiony wódz.
- Widzisz panie, jeden z jego rówieśników rzucił na niego czarno magiczne zaklęcie. - wyjaśnił.
- Co to za zaklęcie? - spytał wstając.
- Creatroniks, bardziej znane jako Zaklęcie Nienawiści. - odparł.
- Myślę, że mu pomogę. Tak się składa, że moja szwagierka zrobiła nie dawno pewien eliksir. Skład jest znany tylko nam, druidom. - odparł.
- Naprawdę, panie? - spytał uradowany, również wstając. Wódz uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał mówiąc:
- Dam ci eliksir dla pana Pottera, lecz potrzebujesz jeszcze jednego ważnego składnika. Zdobycie go będzie trudne. - Ashe zbladł i spytał:
- Co to za składnik? - Starszy mężczyzna popatrzył na młodszego i odparł:
- Potrzebujesz cząstki najbardziej w świecie znienawidzonej osoby. Czy znasz taką osobę, której Wybraniec nienawidzi? - zapytał.
- Oo, tak! - zawołał.
- Cudownie! Heliar, przynieś eliksir. - rozkazał. Heliar okazał się kolejnym druidem. Ledwo co wódz mu rozkazał ten wyszedł. Wrócił po kilku minutach. Podał wodzowi specyfik, a ten Ashe'owi.
- Dzięki, panie! Naprawdę dzięki! Zaniosę go natychmiast do Hogwartu i dam Harry'emu!
- Poczekaj jeszcze chwilę, Ashe... - młodzieniec zatrzymał się w pół drogi i spojrzał na wodza. - ...Gdy podasz panu Potterowi specyfik zadziała on dopiero po 48 godzinach od momentu zażycia go. Chłopak musi odpoczywać przez ten czas. Rozumiesz? - zastrzegł wódz.
- Rozumiem. Czy są jakieś skutki uboczne? - dopytywał się młodzieniec.
- Nie... ale są pozytywne. Pan Potter nie tylko wyzdrowieje, ale też będzie miał zdolności. Będzie odpory na takie typu zaklęcia czarno magiczne, jakie rzucił ten jego rówieśnik. - odparł z uśmiechem.
- To wspaniale! Dzięki, wodzu! Jest wspaniałomyślny i miłosierny! Dzięki, dzięki... - nie dokończył, bo mężczyzna wyprowadził go z pomieszczenia i zaprowadził do wrót.
- Idź, proszę i pomóż swojemu przyjacielowi. - Ashe uśmiechnął się i aportował się na błonia Hogwartu.
         Była już noc, gdy Ashe biegł ile sił w nogach do zamku Hogwart. Poszedł najpierw do gabinetu Harry'ego, gdzie przebywali zdenerwowani Hermiona z Draco i oznajmił podnieconym głosem:
- Mam eliksir, który pomoże Harry'emu! - zawołał od progu.
- To cudownie! - zawołali jednocześnie.
- Trzeba natychmiast mu go podać. Chodźmy. - i poszli. Po drodze Hermiona zawiadomiła Alinę, Rona, swoje siostry i brata, ich matkę, a także Cassidy i McGonagall. Przybyli dopiero, gdy Draco, Hermiona i Ashe właśnie podchodzili do łóżka Harry'ego.
- I co? Wyzdrowiał? - dopytywała się Mary.
- Właśnie mu dajemy specyfik... - odparł Ashe. Wszyscy stanęli wokół łóżka zielonookiego. Blondyn właśnie chciał wlać owy specyfik do ust młodego nauczyciela, gdy nagle... Wilson zamarł i zakorkował fiolkę, w której on był. - ...Zapomniałem... o czymś. - wyszeptał.
- Co? O czym zapomniałeś, Ashe? - spytała się pani Parker.
- Widzisz, Aurelio, wódz poinformował mnie, że eliksir będzie działał, gdy doda się do niego jeszcze jeden istotny składnik. - wyjaśnił.
- Jaki? - dopytywały się siostry.
- Jest to "Cząstka najbardziej w świecie znienawidzonej osoby". W tym przypadku dla Harry'ego. - wyrecytował. Wszyscy spojrzeli po sobie i kiwnęli jednocześnie głowami wiedząc o kogo chodzi:
- Voldemort. - powiedzieli zgodnie.
- Jak mu odbierzemy... np: krew? - spytał Ron.
- Myślę, że ktoś z nas musi do niego iść i ją odebrać. - zaproponowała Eleine.
- Ale kto tam pójdzie? To czyste samobójstwo. - rozlegało się pytanie.
- Ja pójdę. - odezwała się po chwili namysłu Hermiona.
- NIE! Nie pójdziesz tam! To niebezpieczne! Mógłby cię porwać! - zawołała jej matka.
- Przestań, mamo!! Jestem dorosła!! - krzyknęła.
- To nie ma nic do rzeczy!! - protestowała jej matka.
- Przestańcie obie!! Ja tam pójdę z Johnem!! - zawołał stanowczo Ashe i wyszedł, a w jego ślady młody Parker zostawiając za sobą zdezorientowanych uczniów, dyrektorkę i panią Parker.
         Wyszli z zamku kierując się do Zakazanego Lasu. Stamtąd deportowali się do lasu blisko miejsca swego celu. Szli cichaczem do ciemnego budynku. Mieli szczęście, że było grubo po północy, bo wszyscy Śmierciożercy albo spali u siebie w domu lub w Koszmarnym Dworze lub właśnie tu, w Piekielnym Dworze. Szli korytarzem na piętro, do pokoju Lorda. Nasłuchiwali przez chwilę, a potem weszli najciszej jak mogli do sypialni Riddle'a. Podeszli do jego łóżka. Mieli szczęście, że spał jak kamień. Ashe wyjął sztylet i podszedł do czerwonookiego, ale jak to było z Czarnym Panem, nawet podczas snu był czujny. Więc natychmiast wstał, wyjął różdżkę i wycelował w nich,... mając zamknięte oczy. Dziwnie to wyglądało.
- Kim jesteście, co tu robicie i jak tu weszliście?... - Obaj młodzieńcy spojrzeli na siebie. Porozumiewawczo i w mgnieniu oka rzucili się na mężczyznę. Zanim Ten się zorientował już był związany. - ...Czego chcecie?! - (już był rozbudzony).
- "Zamknij jadaczkę, Tom!" - warknął John na niego w mowie węży. Ten wytrzeszczył oczy na niego i umilkł. Związali mu też oczy.
- "Co robimy?" - zapytał Ashe telepatycznie towarzysza.
- "A jak myślisz?" - spytał Parker, również odzywając się telepatycznie.
- "To co mu zabieramy?" - w odpowiedzi John odezwał się na głos:
- Myślę, że zabierzemy mu, to samo co on Harry'emu kilka lat temu. Krew. - Lord był wystraszony, ale nie tak jak w obliczu śmierci.
- Popieram. - odparł Ashe również na głos i wziął się za robotę. Trwało to kilka chwil. Gdy fiolka była napełniona John wyjął drugą i napełnił ją.
- John, co robisz? Przecież potrzebujemy tylko jedną fiolkę jego krwi. - zdziwił się Ashe.
- Myślę, Ashe, że się nam to przyda już wkrótce. Nie wiem kiedy, ale mam przeczucie, że już niedługo będzie nam ona potrzebna w innym celu. - odparł John.
- Czy ja dobrze usłyszałem? Nazywacie się Ashe Wilson i John Parker?... - spytał Lord. Żaden z nich nie odpowiedział, gdyż byli już przy wyjściu. - ...Hej! Rozwiążcie mnie! - Ashe spojrzał na niego i już miał to zrobić, gdyby nie John.
- Zostaw go, proszę. - Ashe westchnął i poszedł za towarzyszem.
- Ej, wy! Rozwiążcie mnie!! - ryknął.
         Szli korytarzami, aż do lasu. Stamtąd deportowali się do Zakazanego Lasu, a potem poszli do Skrzydła Szpitalnego. Na łóżku szpitalnym leżał bezwładnie ciemnowłosy młodzieniec. Wszyscy najwyraźniej poszli spać. Obaj podeszli do niego. Szybko i bez żadnych ceregieli podali mu eliksir, dodając uprzednio krew Voldemorta do eliksiru. Harry tylko na chwilę się obudził, ale równie natychmiast zasnął.
- Co teraz robimy? - spytał cicho Ashe.
- Zaczekajmy z tym do rana, jest dość późno. Rano powiadomimy całą szkołę na śniadaniu o stanie jego zdrowia. - zaproponował.
- Zgoda. Chodźmy więc. - I wyszli.
         Następnego dnia, przy śniadaniu John i Ashe powiadomili całą szkołę, że Harry trochę lepiej się czuje, ale musi jeszcze trochę pobyć w Skrzydle i, że można już go odwiedzać. Na tą pierwszą wiadomość wszyscy odetchnęli z ulgą.
         Po zajęciach, gdzieś około 15:30, wszyscy przyjaciele Pottera (Ron, Hermiona, Eleine, Mary, Marvolo, Ginny, Luna i Draco) pognali do Skrzydła Szpitalnego i pytali się o zdrowie zielonookiego. Odpowiadał, że dobrze. Potem spytał się, co mu pomogło.
- Spytaj Johna i Ashe'a, to oni ci pomogli. - padła odpowiedź z ust Dracona. Harry najpierw spojrzał na czarnowłosego, a potem na blondyna, a następnie spytał:
- John, powiedz co...? - nie dokończył, bo Ten powiedział:
- Spytaj Ashe'a. - powiedział pokazując na niego. Harry spojrzał na wyżej wymienionego. Ten odpowiedział:
- Pomógł ci eliksir. Dostałem go od wodza druidów wczoraj w nocy, ale problem polegał na tym, że brakowało jeszcze jednego istotnego składnika.
- Jakiego? - spytał zaskoczony Potter.
- Krwi Voldemorta. - odparł Ashe.
- Ty chyba żartujesz!? - Harry był tak przerażony, że o mało nie spadł z łóżka.
- Spokojnie, Harry. Ten eliksir nie ma żadnych negatywnych skutków ubocznych... - Wszyscy naraz odetchnęli z ulgą, a już zwłaszcza wyżej zainteresowany. - ...Ale ma pozytywne. - dodał spokojniej.
- Jakie? - spytała tym razem Hermiona.
- Tego nie wiem, ale wiem, że będziesz miał uodpornienie od zaklęć czarno magicznych, podobnych do Creatroniksa, ale reszta... - tu wzruszył ramionami. - ...nie mam pojęcia. Wiem tylko, że będą to jakieś zdolności, ale jakie, tego nie wiem... - Parker spojrzał na Harry'ego coś zauważywszy. - ...Harry, czy mi się wydaje, że nie nosisz okularów? - Ten przejrzał się w lusterku, które nosił z przyzwyczajenia. Faktycznie, widział dość dobrze! I nie potrzebował okularów!

16 grudnia 2012

Rozdział 15 - Zebranie Zakonu i niespodziewny obrót wydarzeń

Klik

         Podczas obiadu Harry powiadomił McGonagall o zebraniu Zakonu Feniksa w Kwaterze Głównej. Obiecała przyjść. Skierowali się do gabinetu dyrektorki, by stamtąd przenieść się do Londynu. Na miejsce przybyli punktualnie, gdyż właśnie schodzili się pierwsi członkowie wyżej wymienionej organizacji. Wszyscy usiedli przy stole i czekali na słowa dowódcy.
- Moi drodzy, mam dla was złe wieści. Jak wiecie jestem Śmierciożercą. Poprzedniego wieczoru, zaraz po uczcie przybyłem na wezwanie Riddle'a. Dał mi polecenie bym mu uwarzyć skomplikowany eliksir, który może uwarzyć tylko Podwójny Dziedzic o czystym sercu, a on twierdzi, że to ja jestem tym Dziedzicem. Czy ktoś może mi wyjaśnić o co dokładniej chodzi z tym Dziedzicem? - oświadczył. Na jego pytanie odpowiedziała dyrektorka mówiąc:
- Harry, on mówił prawdę. Naprawdę jesteś Podwójnym Dziedzicem. Dziedzicem Salazara Slytherina i Godryka Gryffindora. Chyba wiesz dlaczego właśnie Salazara? - spytała dyrektorka. Harry zamyślił się.
- Masz rację, Minerwo. Voldemort pozostawił we mnie cząstkę samego siebie, gdy miałem rok i... - zamarł, bo zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Potem opadł na krzesło (bo chodził w tą i z powrotem) i walnął się w czoło. - ...Na brodę Merlina! Zostawił we mnie cząstkę samego siebie! A to znaczy, że… że jestem jednym z Horkruksów! - dyszał ciężko.
- Harry, co się dzieje? - młodzieniec spojrzał na Mary, która zadała pytanie. Kompletnie zapomniał dziewczętom powiedzieć o nich.
- Słuchajcie, muszę wam powiedzieć o czymś... - westchnął i kontynuował. - ...Widzicie, profesor Dumbledore powierzył mi misję niedługo przed śmiercią. Wiecie czym jest Horkruks?... - wszyscy kiwnęli głowami, więc chłopak mówił dalej. - ...Voldemort stworzył sobie ich siedem. Tak, siedem. Dwa z nich już zostały zniszczone. Zostało więc jeszcze pięć w tym ja i sam Voldemort. Lecz, by Gada zabić trzeba najpierw zniszczyć jego Horkruksy, ale trzeba też mieć wyjątkową moc, by zabić tak potężnego czarnoksiężnika jakim jest Lord Voldemort. Taką moc mam ja. - oświadczył z żalem.
- Co to za moc? - dopytywał się Moody. Harry spojrzał na niego, po czym rozejrzał się po wszystkich. Stwierdził w myślach, że nikomu nic nie powiedzą. Postanowił powiedzieć im też o przepowiedni. Zaryzykował i wyrecytował, po czym dodał.
- Jest to przepowiednia dotycząca mnie i Voldemorta. Sami domyślcie się szczegółów. Remusie, ty razem z moimi rodzicami, Syriuszem i Glizdogonem znaliście treść całej przepowiedni. Dumbledore powiedział waszej piątce o niej, no i o Horkruksach. - Remus kiwnął głową.
- Tak, to prawda, Harry. Albus kazał nam, Huncwotom oraz Lily i jej siostrom przysiąc nikomu o tym nie mówić. Harry, powiedz, do czego ma służyć ten eliksir? - spytał. Potter uśmiechnął się blado.
- Nie uwierzycie mi.
- Spróbujemy. - powiedziała Aurelia pocieszająco. Młody nauczyciel wziął głęboki uspakajający oddech i odpowiedział:
- Najpierw powiedział mi o nim Voldemort, a potem wyszczególnił... Severus. Nosi on nazwę: Elixir of Resurrection.
- Eliksir Wskrzeszenia. - wyszeptała Aurelia. Harry skinął głową.
- Sprawia, że każdy kto go wypije staje się nieśmiertelny, może też ożywiać zmarłych... - Wszyscy się wystraszyli. - ...Musimy coś zrobić. Riddle wymusił na mnie żebym uwarzył go w Piekielnym Dworze, ale ja chcę wskrzesić rodziców. Postanowiłem więc uwarzyć eliksir i przechytrzyć Voldemorta, ale potrzebuję tych składników. Pójdę po recepturę do Dworu i wyruszymy w drogę. Jeśli te składniki są łatwe do zdobycia to będzie łatwo go uwarzyć... Chyba. Ktoś powinien pójść ze mną. - oznajmił.
- My pójdziemy. - odezwali się jednocześnie: Troje Parkerów, panna Granger i czwórka Weasley'ów. Było do przewidzenia, że pani Weasley się zbuntowała.
- Nie pozwalam! Wy chłopcy jesteście pełnoletni i możecie iść, ale ty, Ginny nie! - zapiszczała kobieta.
- Pani Weasley, niech mnie pani przez chwilę wysłucha!... - zawołał głośno Harry nim Ginny zdołała otworzyć usta. Kobieta umilkła. Harry wziął kolejny głęboki oddech i powiedział do kobiety siląc się na spokój. - ...Ron, Hermiona i Ginny byli ze mną w Ministerstwie Magii. Walczyli przeciwko Śmierciożercom. I to dwukrotnie. Raz, właśnie w Ministerstwie, a drugi podczas ataku Śmierciożerców na pociąg. Jeszcze do szczęścia tego było mało,... - tu podniósł głos, bo kobieta chciała mu przerwać. - ...zarówno jak i Luna Lovegood oraz Neville Longbottom, Ron, Hermiona i Ginny oraz wielu innych starszych uczniów wstąpili do Gwardii Dumbledore'a, którą założyłem wraz z Ronem i Hermioną. Niech pani przestanie tak się zamartwiać o swoje dzieci i męża, a zwłaszcza o mnie, bo to jest bez sensowne i nieskuteczne. To, że Ginny ma jeszcze 16 lat nie znaczy, że ma pani ją prowadzić wciąż za rączkę jak małe dziecko. Molly... - zwrócił się do kobiety łagodnym głosem. - ...Ginny nie długo osiągnie pełnoletność i w swoim czasie będzie musiała odejść z domu. I jeszcze mało tego Ginny potrafi się bronić jak lwica. Mamy ciężkie czasy, Molly. Będziemy się zamartwiać śmiercią naszych bliskich po wojnie! A teraz uspokój się i pozwoli im iść, bo i tak nie zdołasz ich zatrzymać. Powtarzam: Ginny potrafi się bronić, co udowodniła będąc w GD... - urwał na chwilę, by złapać oddech, potem powiedział już spokojniejszym tonem. - ...Nie zapomniałaś, że przyjąłem stanowisko nauczyciela OPCM pomimo, że jestem nie doświadczony i za młody na nauczanie młodszych od siebie? Obiecuję, że pod koniec roku wszystko się skończy... - Kobieta nie skomentowała tej sugestii. Stała ze zwieszoną głową milcząc. Harry dopiero teraz zwrócił się do przyjaciół uśmiechnął się. Oni patrzyli na niego z rozdziawianymi ustami. Byli w szoku, a zwłaszcza Ron, Ginny, Fred, George, Bill, Charlie i Percy. - ...Pomożecie mi znaleźć składniki do tego eliksiru?... - spytał jak gdyby nigdy nic. Lecz oni nie odpowiedzieli. - ...No co? - Ron popatrzył na przyjaciela, po czym stwierdził:
- Harry, nakrzyczałeś na naszą matkę. Nie wybaczyłbym ci, gdybyś nie był moim przyjacielem, ale nim jestem i ci wybaczam. - oświadczył.
- Ron! - krzyknął pan Weasley, ale Ron nie zwrócił uwagi na jego głos. Przyjaciele postanowili zastanowić się nad tym wszystkim w szkole. Deportowali się jednocześnie.

~~*~~

Niedługo potem...
         Z siódmą klasą Harry miał mieć lekcje w poniedziałki, środy i piątki. Najgorsze jednak w tym było to, że McGonagall podwoiła godziny Obrony, zaklęć, KP, LCM, GD i OPŚ. Harry chodził tylko na LCM (w soboty), a resztę zajęć prowadził z przyjaciółmi. Jeśli chodzi o Nicka Dumbledore'a, to między nim a Harrym z dnia na dzień rodziła się coraz większa niechęć i nienawiść, a w przypadku Dracona Malfoy’a wręcz przeciwnie. Przyjaźń wzrastała z dnia na dzień. Lecz do listy wrogów Harry'ego doszła kolejna osoba.
Pierwsza lekcja OPCM...
         Harry był zdenerwowany. Bał się pierwszej lekcji z siódmą klasą, z której odszedł, gdy tylko dowiedział się, że jest przyjęty na posadę nauczyciela Obrony. Powodem byli dwaj nowi uczniowie owej klasy: Marvolo i Tom III Riddle'owie.
- Wiadomo kto ich tak nazwał, ale czemu?... - zastanawiał się na głos młodzieniec, gdy szedł korytarzem na lekcję z tą klasą. W końcu stanął przed drzwiami swojej sali, wziął głęboki oddech, otworzył je i wszedł. Klasa była, o dziwo, spokojna. Nawet Ślizgoni siedzieli cicho. Harry był tak zaskoczony tą ciszą, że na chwilę przystanął. Zauważył pocieszające spojrzenia przyjaciół, lekko się uśmiechnął i rozluźnił. Podszedł do biurka i usiadł. Po chwili odezwał się. - ...Dla mnie jest to dość dziwne uczucie, gdy się uczy swoich kolegów... - powiedział cicho, ale wyraźnie. Kilkoro uczniów zachichotało. - ...Dobra, wiem czego się uczyliśmy w ubiegłym roku, więc najpierw zaczniemy od przypomnienia co zapamiętaliście wciągu sześciu lat. Mówię do tych, którzy nie chodzili na spotkania GD... - nauczyciel spojrzał znacząco na swoją Organizację. - ...Dobrze, więc, dobierzecie się w mieszane pary. Panie Riddle, powiedziałem: mieszane, więc proszę znaleźć sobie innego partnera lub partnerkę z innego domu. Mówię do twojego brata, Marvolo... - powiedział Harry widząc jak Tom III podchodzi do Dracona. Marvolo spojrzał na nauczyciela, a w między czasie zielonooki odsuwał ławki i krzesła pod ścianę, by zrobić miejsce na pojedynki. Jak było do przewidzenia Neville nie miał pary. Potter ulitował się nad Gryfonem i podszedł do niego. - ...Neville, ja będę twoim partnerem. Dobrze, najpierw sprawdzimy jak wam idzie zaklęcie Expelliarmus. - powiedział Harry. W tym momencie rozległ się krzyk, a potem, zanim Harry się zorientował co się dzieje, poleciał w tył. Uderzył z inmetem w ścianę. Upadł na posadzkę mdlejąc.
- Ty idioto! Coś ty zrobił?! - wrzasnął Marvolo do swego brata.
- Zamknij się, półgłówku! To nie twoja sprawa! - W tym momencie podbiegli do Ślizgona i nieprzytomnego nauczyciela: Ron, Hermiona, Mary, Eleine i... o dziwo Draco. Eleine sprawdziła puls Harry'ego.
- Żyje... - powiedziała odetchnąwszy z ulgą. Po czym wstała odwróciła się ku Riddle'om i wrzasnęła na cały głos, aż szyby się zatrzęsły o mało się nie roztrzaskując. - ...RIDDLE, TY KRETYNIE OD SIEDMIU BOLEŚCI!! Dlaczego zaatakowałeś Harry’ego?! Nie dałeś mu nawet cienia szansy, by się obronić! GDY się obudzi, dostaniesz od niego szlaban! Możesz być pewien, że McGonagall dowie się o tym! Masz szczęście, że wciąż żyje! - wrzasnęła.
- Właśnie, Parker, gdy się obudzi. - zadrwił Tom akceptując słowo "gdy".
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał jego bliźniak. Tom nie odpowiedział, tylko zrobił dwa kroki do Pottera. Zanim się nad nim pochylił stanęła przed nim cała klasa z Ronem, Hermioną, Draconem, Eleine, Mary i Marvolem na czele. Tom III patrzył na nich po kolei.
- Głupcy! Pożałujecie tego! - wrzasnął.
- Zagrodźcie mu wyjście, i niech ktoś pójdzie po dyrektorkę! - zawołała Hermiona.
- O nie, Granger! Co to, to nie! - Tom ruszył ku drzwiom klasy. Wszyscy z Gwardii (prawie cały Gryffindor) na czele z Erniem, Susan, Draco, Eleine i Mary stanęli przed drzwiami frontowymi wychodzącymi na korytarz. Ron, korzystając z okazji wybiegł z sali i pognał do gabinetu dyrektorki. Seamus i Dean chwycili Ślizgona za ramiona, a Neville związał go mocno. Czekali w ciszy. Ciszy, jeśli nie liczyć niemych wrzasków Toma, bo Hermiona rzuciła na niego zaklęcie Silencio.
         Po pięciu minutach dyrektorka weszła do sali wołając od progu:
- Co się tu dzieje? - spytała na przywitanie.
- Pani dyrektor, mój brat rzucił na profesora Pottera jakieś zaklęcie i nie wiemy jakie. - wyjaśnił Marvolo.
- Twój brat? - zdziwiła się kobieta.
- Tak. Jest tam. - wskazał na drugi koniec sali. Oparty potylicą o biurko siedział Ślizgon ze złoszczoną miną. - "Widziałam kiedyś tą twarz... Ale gdzie?" - spytała samą siebie w myślach.
- Jak się nazywacie? - spytała się go.
- Ja mam na imię Marvolo, a mój brat Tom, a nasze nazwisko to: Riddle. - odparł blond włosy.
- Pani dyrektor, myślę, że powinniśmy zająć się Harrym, a nie Riddle'ami. - zauważyła Hermiona.
- Dobrze. Zanieście Toma Riddle'a do lochów. - zażądała kobieta.
- Ja mam lepszy pomysł, pani dyrektor. - odezwał Ron.
- Niby jaki? - spytała Mary. Weasley popatrzył na wszystkich. Po czym powiedział do swojej dziewczyny:
- Hermiono, pamiętasz jak byłem pod wpływem jakiegoś uroku?... - dziewczyna kiwnęła głową. - ...Dobrze. Mam pomysł. Zanieście Harry'ego do gabinetu i tego gnidę również. - wskazał na Riddle'a-Ślizgona.
- Co chcesz zrobić? - spytała Mary.
- A jak myślisz?... - Ciemnowłosa zamyśliła się na chwilę, ale nic nie powiedziała. Tymczasem Ron skierował się do gabinetu swojego przyjaciela. Podszedł do kominka, wziął szczyptę proszku Fiuu i zawołał w stronę ognia, wrzucając owy proszek w płomienie. - ...Aurelio, pozwól na chwilę do gabinetu Harry'ego w Hogwarcie. - Ogień w kominku zahuczał i wzniósł się ponad rudzielca. Kilka chwili później w gabinecie pojawiło się "odbicie" Mary.
- Słucham, Ron, co się dzieje? - spytała.
- Oj, dzieje się, dzieje. - powiedziała ponurym, a zarazem grobowym głosem Hermiona wchodząc do gabinetu z równie grobową miną. Kobieta spojrzała na córkę i uśmiechnęła się, ale mina natychmiast jej zrzedła, gdy zobaczyła twarze całej klasy siódmej oraz dyrektorki.
- No, co się dzieje? - Wszyscy spojrzeli na nią, a potem na Rona. Rudzielec popatrzył na kobietę i powiedział tylko:
- Przynieście ich obu. - rozkazał. Dean i Seamus przyprowadzili lekko wyrywającego się Toma, a Eleine przy lewitowała nieprzytomnego Harry’ego.
- Na Merlina! Harry! Co się mu stało?! - zaczęła histeryzować starsza Parker. Ron westchnął. Spojrzał na klasę i oznajmił:
- Niech zostaną: profesor McGonagall, Hermiona, Aurelia, Mary, Eleine, Marvolo i Draco, a reszta niech wyjdzie. - Uczniowie, prócz wyżej wymienionych, wyszli.
- No więc, o co chodzi?... - spytała już nie na żarty przerażona Aurelia. Hermiona opowiedziała cały przebieg lekcji poczynając od wejścia Harry’ego do klasy, a kończąc na tym, gdy przybyła dyrektorka. - ...To straszne! Muszę powiadomić Cassidy! - Jak powiedziała tak zrobiła. Wrzuciła garść połyskującego proszku Fiuu w płomienie kominka, włożyła głowę do ognia i zaczęła rozmowę z Cassidy. Była ciut zdekoncentrowana i zdenerwowana. Rozejrzała się w koło.
- Mamo, czy poinformowałaś Cassidy o całej sytuacji? - spytała Hermiona. Ta spojrzała na nich i odpowiedziała:
- Tak, Hermiono. Cas... - (dop. aut. zdrobnienie do Cassidy). - ...wie o całej sytuacji jaka wydarzyła się w klasie. - w tym samym czasie blond włosa kobieta podeszła do Toma III i spytała:
- Jakiego zaklęcia użyłeś na Harrym Potterze? - Ślizgon spojrzał na nią, a potem odwrócił głowę w drugą stronę dając do zrozumienia, że nie powie. Eleine podeszła do niego szybkim krokiem. Chwyciła go za włosy i warknęła – o dziwo w mowie węży:
- "Gadaj! Jakie zaklęcie rzuciłeś na Harry’ego? Jeśli nie odpowiesz rzucę na ciebie tak potężną klątwę, że się nie pozbierasz! I nawet nasz ojczulek cię nie uratuje!" - Wszyscy, prócz Dracona, Cas i Rona zrozumiali, co powiedziała niebieskooka, a ci tylko wytrzeszczyli na nią oczy.
- Co ona powiedziała? - zwróciła się Cassidy do Mary. Odpowiedział jej inny głos, którego nigdy w życiu nie słyszała:
- Zagroziła mu klątwą i jak mniemam śmiercią. - Wszyscy się obejrzeli. Była to Alina Anderson.
- Znasz mowę węży? - zdziwiła się Cassidy.
- Pani Snape, to nie jest czas, miejsce, ani temat na pogawędkę o tym, kto zna a kto nie zna mowy węży. Zajmijcie się lepiej Riddlem i Harrym. Nasz nauczyciel jest w poważnym stanie. - odpowiedziała. Blond włosa popatrzyła na Alinę, po czym podeszła do czarnookiego jeszcze bliżej niż Eleine i warknęła najbardziej zimnym oraz przesyconym jadem głosem.
- Gadaj! Jakim walnąłeś go zaklęciem, bo jeśli nie powiesz to będziesz cierpiał takie katusze, jakich nie zafundował swoim ofiarom Lord Voldemort! NO GADAJ, CO TO ZA ZAKLĘCIE!?? - ostatnie zdanie wywrzeszczała tak głośno, że w całym gabinecie zabrzmiało echo, a okna zadrżały. Tom III spojrzał na nią, po czym skinął głową na znak, że im powie...

9 grudnia 2012

Rozdział 14 - Pierwsza lekcja Obrony i niemożliwy rozejm - Harry/Draco

Klik

         Następnego dnia, Harry obudził się świeży i wypoczęty, ale coś go nękało. - "Czemu się zgodziłem?! Co mnie do tego podkusiło!?..." - To były jego pierwsze myśli, gdy się obudził. Wstał i poszedł do łazienki. Wykonał poranną toaletę, a potem przebrał się w świeże szaty nauczycielskie. Była to aksamitna szata w kolorze ciemnej czerwieni z godłem Hogwartu. Gryfem, Borsukiem, Orłem i Wężem, a w środku widniała ozdobna litera "H", a nazwa szkoły widniała u góry herbu.


Przejrzał się w lustrze na ścianie, po czym skierował się do swojego gabinetu. Sięgnął do szuflady biurka i otworzył ją, ale zanim z niej cokolwiek wyjął rozległo się pukanie do drzwi.
- Proszę wejść. - zawołał. Do gabinetu weszła dyrektor McGonagall.
- Witam, profesorze Potter. Tu ma pan swój plan zajęć. Dziś pierwszą lekcje ma pan z trzecią klasą. A tu jest plan zajęć dla Gryfonów. Musi pan je dać każdemu Gryfonowi z każdej klasy. - poinformowała podając mu plik pergaminów.
- Dziękuję, pani dyrektor, znaczy, Minerwo. - Kobieta wyszła zamykając za sobą cicho drzwi. Harry spojrzał na las za oknem zastanawiając się jak będzie wyglądało ostatnie starcie z Voldemortem. W końcu wyszedł.

~~*~~

Tymczasem...
         Korytarzem szli przyjaciele Wybrańca. Ron, Hermiona i jej dwie siostry: Marylene i Eleine. Rozmawiali z ożywieniem o najmłodszym nauczycielu w historii Hogwartu.
- Cieszę się, że Harry został nauczycielem OPCM. - mówiła Mary z uśmiechem, ale jej mina natychmiast zrzedła, gdy Hermiona powiedziała:
- A mówiłam ci, Mary, że na to stanowisko została rzucona klątwa? - Obie Parkerówny patrzyły na Gryfonkę z zaskoczeniem.
- Hermiono, mówisz poważnie? - spytała ta druga.
- Śmiertelnie poważnie. Harry dowiedział się o niej od świętej pamięci profesora Dumbledore'a. To Voldemort rzucił tą klątwę na to stanowisko w czasach jego rodziców... bądź wcześniej... - odpowiedział Ron na nie zdane pytanie Eleine i Mary. Hermiona była zaskoczona, że Gryfon wypowiedział TO imię bez śladu lęku. Postanowiła więc zaplanować Próby dla Ślizgona. - ...Każda osoba, która podejmuje się tej pracy nie usiedzi na tym stanowisku dłużej niż dwa semestry. - dodał Ron. W tym momencie Harry do nich podszedł.
- Cześć wam. - przywitał się. Ci na niego spojrzeli i odpowiedzieli tym samym, po czym popatrzyli na jego szatę.
- Wow! - zawołała Eleine.
- Fajnie wyglądasz, Harry. - pochwaliła jego ubranie Mary.
- Fajna szata! - wtórował jej Ron. W tym momencie Hermiona postanowiła się wtrącić:
- Harry, czy mogę coś zauważyć?... - Potter skinął zachęcająco do niej głową. - ...Widzisz, my jesteśmy uczniami, a ty nauczycielem, więc nie możemy się spotykać częściej niż wymagają tego lekcje, posiłki bądź wypady do Hogsmeade.
- I to tylko dlatego, że zostałem nauczycielem? To nie ma znaczenia. Znamy się od sześciu lat, a w waszym przypadku od ponad miesiąca... - zerknął na Parkerówny. - ...Takie głupstwo nie może nas rozdzielić. - wyjaśnił Harry z lekkim wyrzutem. Nagle jak duch podeszła do nich dyrektor McGonagall. - "...Czy zawsze musi przybywać w najmniej odpowiednim momencie?" - jęknął w myślach Potter.
- Coś się stało, profesorze Potter? - Jak zawsze potrafiła dostrzec, że coś się święci.
- Nie, Minerwo. Uzgadniam z uczniami pewne sprawy.
- A o co poszło?... - spytała. Harry patrzył na starszą koleżankę jakby miał przed sobą "żywe wcielenie Veritaserum". Ci milczeli. - ...Usiądźcie przy swoim stole, a pan, profesorze, przy prezydialnym. Porozmawiamy o wszystkim po lekcjach. Dobrze? - poprosiła. Zauważyli, że patrząc na Harry'ego zaznaczyła słowo "profesorze".
- Dobrze, pani dyrektor. - odpowiedzieli chórem Ron, Hermiona, Mary i Eleine, a Harry powiedział:
- Dobrze, Minerwo. - I rozeszli się.

~~*~~

Po niedługiej chwili...
         Harry, dłubiąc łyżeczką w misce z owsianką zastanawiał się czy dobrze zrobił zgadzając się na posadę nauczyciela Obrony oraz na warzenie Resur dla Voldemorta.
- Harry, czy coś cię martwi? - Zielonooki spojrzał na osobę pytającą obok siebie. Był to Horacy Slughorn, nauczyciel eliksirów i opiekun Slytherinu. Młodzieniec popatrzył na niego i odparł:
- Chyba muszę pogadać z kimś zaufanym, bo to delikatna sprawa. - Po tych słowach wstał i poszedł wzdłuż stołu Gryfonów podając każdemu swemu podopiecznemu pergamin z planem lekcji. Potem poszedł do swojego gabinetu. Na miejscu zastał młodego Parkera. Gdy tylko wszedł ich spojrzenia zetknęły się. Cisza między nimi trwała trzy sekundy. John zobaczył na twarzy Harry'ego jednocześnie smutek, zrezygnowanie, przygnębienie, strach i przerażenie.
- Harry, co się stało? - odezwał się starszy. Zielonooki spojrzał na młodego mężczyznę z rozpaczą, a potem bez żadnego uprzedzenia rozpłakał się padając na kolana po środku gabinetu zakrywając twarz.
- To nie sprawiedliwe, John! Czemu się na to zgodziłem?! Wszyscy mnie wyklną! Nie będą mi ufać jeśli dowiedzą się, że jestem Śmierciożercą! I to, co mam zrobić dla Niego! - zawył młodzieniec.
- Harry, uspokój się! Powiedz, co się stało? - Potter zwrócił swoją zapłakaną twarz ku niemu. Wstał, podszedł do swojego fotela za biurkiem, usiadł w nim i opowiedział jakie dostał zlecenie od Lorda ubiegłej nocy. Wiedział, że Czarny Pan go nie podsłucha, więc mógł spokojnie o tym opowiedzieć. Gdy po pięciu minutach skończył, było już po dzwonku. Przez kolejne dziesięć minut John pocieszał go. W końcu Harry ożywił się i powiedział:
- Zwołaj Zakon. Mają przyjść dzisiaj na GP* 12 po obiedzie. Przyjdę tam.
- Dobrze, Harry. - Parker podszedł do kominka i po chwili zniknął w zielonych płomieniach. Młody profesor wziął dziennik trzeciej klasy ze swojego biurka, a następnie poszedł do sali OPCM-u. Wszedł do środka i zobaczył tam kompletny chaos. Cała sala była w bałaganie. Na chwilę zamarł trochę przerażony. Mało tego nikt nie zauważył jego przybycia. Kulki papieru latały w tą i z powrotem w powietrzu. Dopiero, gdy wyciągnął różdżkę i wystrzelił kilka rac w sufit, a potem zawołał:
- Spokój! - wszyscy w pomieszczeniu najpierw rozejrzeli się szukając źródła głosu i lokalizacji hałasu. Zamarli, gdy zobaczyli Harry'ego, usiedli na swoich miejscach i czekali na rozpoczęcie lekcji. Harry spojrzał na nich, a potem podszedł jak gdyby nigdy nic, do swojego biurka i usiadł przy nim. Przez kilka chwil układał papiery, a potem wziął do ręki dziennik, otworzył go i odczytał listę.
         Doszedł do litery "D".
- Allan Dumbledore. - Harry zamarł na chwilę.
- Obecny! - Rozległ się głos wyżej wymienionego. Oddychał przez kilka chwil, a potem kontynuował:
- Nicolas Dumbledore. - Tu jęknął cicho.
- Obecny. - To słowo było powiedziane zimnym głosem. Gdy Wybraniec skończył odczytywać listę z dziennika wyprostował się i zaczął:
- Dziś chcę sprawdzić co wiecie o zaklęciach przeciw mrocznym stworzeniom, a potem zajmiemy się praktyką o tarczach. No więc, kto mi powie: Jakie jest najbardziej mroczne stworzenie w świecie czarodziejów?... - Podniosło się kilka rąk. Potter wskazał na jakiegoś Puchona. - ...Słucham?
- Jednym z najbardziej mrocznych stworzeń w świecie czarodziejów jest bazyliszek, popularnie nazywany Królem Węży. - odpowiedział.
- Bardzo dobrze. Pięć punktów dla Hufflepuffu. A teraz, niech mi ktoś powie: Jakie są sposoby zabicia bazyliszka? - Wszyscy popatrzyli na Harry'ego zdziwieni, a potem nagle odezwał się Allan Dumbledore:
- Bazyliszek zabija swoje ofiary najczęściej wzrokiem, a także częściej spotykane swoim jadem... - Allan spojrzał na profesora, ale ten uśmiechnął się lekko i zachęcił go skinieniem głowy, aby mówił dalej. - ...W każdej opowieści, nawet w tych Mugolskich, różnie wygląda. W czarodziejskim świecie mówi się, że jest długim na co najmniej 20 metrów zielonym wężem, a w Mugolskich bajkach wężem ze skrzydłami smoka i nogami koguta, lecz zawsze jest przerażającym potworem. - objaśnił.
- Zgadza się. 20 punktów dla Gryffindoru. Ktoś jeszcze coś doda do wypowiedzi pana Dumbledore'a? - wszyscy milczeli poza jakimś Puchonem. Harry skinął na niego, więc ten powiedział:
- Król Węży ma dwa słabe punkty, czyli tak zwane dwie pięty achillesowe. Są to: pianie koguta o poranku i zapach łasicy. Pierwszy sposób jest prostszy na jego zabicie, ponieważ wystarczy, że kogut zapieje rano o świcie i wtedy bazyliszek wyzionie ducha. Jednak drugi jest zdecydowanie trudniejszy, ponieważ wpierw trzeba bazyliszka zwabić do nory łasicy, a później zamknąć wszystkie wejścia i wyjścia żeby nie mógł wyjść, dopiero wtedy czekamy aż zdechnie, ale niestety jest za duży, a nora za mała. Gdy popatrzymy bazyliszkowi w oczy, a on nam to w 100% jesteśmy martwi. Czytałem, że w średniowieczu jakiś dzielny rycerz zabił bazyliszka włócznią, niestety i tak sam zginął i jego koń również, choć trochę później, ponieważ jad jest tak silny, że zabija szybko, ale powoli i skutecznie. Oprócz tego bazyliszek pluje jadem, więc jeśli ktoś dostałby taką silną dawkę do krwi zabiłby nas na miejscu, a jego ciało rozpuściło by się od jego kwasu. Lecz jest jeszcze jeden, bardzo prosty sposób na tego gada: Wystarczy pokazać mu jego własne odbicie. Czyli pokonać go jego własną bronią. Np. postawić przed nim lustro uważając by nie spojrzeć mu w oczy. - wyrecytował.
- Doskonale. 20 punktów dla Hufflepuffu. Kto mi powie jakie jest antidotum na jad bazyliszka?... - Nikt się nie odezwał, więc Harry wyjaśnił: - ...Jedynym antidotum na ten jad są łzy feniksa. Czy ktoś wie jaka stal może wzmocnić jad bazyliszka, by jej nie zniszczyła?... - spytał. Wszyscy myśleli. Po kilku sekundach milczenia podniosła się w górę ręka jakiegoś Krukona. - ...Słucham? - spytał.
- Wzmacnia to, co może go zniszczyć, czyli stal goblinów. - odpowiedział.
- Brawo!... - zawołał Harry. - ...Dziesięć punktów dla Ravenclawu! Dobra zmieniamy stworzenie. Czy ktoś zna jeszcze jakieś inne mroczne, a jednocześnie niebezpieczne, siejące postrach stworzenie? - Podniosło się kilka rąk w tym Dumbledore'ów. Harry wskazał na Allana.
- Dementor. - Nick spojrzał na brata "spojrzeniem bazyliszka"**. Widocznie był zazdrosny.
- Doskonale, panie Dumbledore. Kolejne pięć punktów dla Gryffindoru. Czy ktoś mi powie jak można przepędzić dementora? Powtarzam: przepędzić, a nie pokonać czy zabić. - Tym razem Nick pierwszy podniósł rękę jak strzała.
- Nicolas, słucham. - Harry miał wrażenie, że chłopak go nie lubi.
- Nie można zabić dementora, ale jest zaklęcie, które może go odpędzić. - wyjaśnił Ślizgon na wydechu.
- Bardzo dobrze. 5 punktów dla Slytherinu. Kto mi powie jaka jest formuła zaklęcia, o którym wspomniał pan Dumbledore? - Wszyscy zamyślili się. Obaj Dumbledore'owie podnieśli ręce, ale też jakiś Krukon. Harry wskazał na tego ostatniego.
- Nazywa się go Zaklęciem Patronusa, a formuła brzmi: Expecto Patronum. - Cała klasa była zdumiona wiedząc Krukona. Cisza trwała chwilę, a potem Harry zawołał:
- Bardzo dobrze. Dziesięć punktów dla Ravenclawu. Dobrze, teraz wstańcie, zajmiemy się tarczami... - Wstali, a Harry poodsuwał jednym machnięciem różdżki ławki i krzesła pozostawiając puste miejsce po środku sali. - ...Najpierw podzielcie się w pary, ale mają być mieszane... - Zrobił się mały ruch. Po kilku minutach wszyscy mieli parę. - ...Poproszę jedną osobę do demonstracji... - do Harry'ego podszedł Nick. Stanął przed nim. Obaj wyjęli różdżki. - ...Zaklęcie, którego chcę was nauczyć, to IDIS*** - tarcza odbijająca większość zaklęć, również te Niewybaczalne... - spojrzał teraz na chłopca przed sobą. - ...Proszę, panie Dumbledore. Rzuć na mnie jakiekolwiek zaklęcie, ale pamiętaj nie używaj Niewybaczalnego, bo to... - Nic więcej nie zdołał powiedzieć, bo ku niemu leciało zielone światło. Machnął szybko różdżką i po następnej chwili zaklęcie wchłonęło się w tarczę, wytworzoną przez młodego nauczyciela. Wszyscy (z wyjątkiem Nicka) byli zdenerwowani i przerażeni już samym zaklęciem, a dokładniej jego charakterystycznym kolorem. Za to Nick był zaskoczony, że nauczyciel zdołał się tak szybko obronić. Zielonooki spojrzał na Ślizgona i dopowiedział. - ...jest nielegalne. Panie Dumbledore, zostanie pan po lekcji. - oświadczył.
Po lekcji...         Gdy zabrzmiał dzwonek na przerwę Nick wziął swoje rzeczy i podszedł do biurka.
- Słucham, profesorze? - Harry zmierzył go wzrokiem, a potem rzekł:
- Powiedz, dlaczego rzuciłeś we mnie Avadą, skoro powiedziałem, byś tego nie robił i wyraźnie stwierdziłem, że "Nie używaj Niewybaczalnego, bo to jest nielegalne"? - Ślizgon popatrzył na niego i odparł:
- Zrobiłem to odruchowo.
- Doprawdy? Spójrz mi w oczy, Dumbledore. - Młody Ślizgon uczynił to. Harry zajrzał do jego umysłu. Zobaczył tam wspomnienia. Dobre i złe. Piękne i straszne. Odważne i głupie. Lecz było pewne wspomnienie, które Wybrańca zainteresowało.

Nick szedł drogą przez las, aż dotarł do ciemnego budynku. Nie znał go. Ślizgon wszedł do budynku i wspiął się na piętro. Tam stanął przed jakimiś drzwiami i otworzył je. Pomieszczenie w jakim się znalazł było pokojem z kominkiem, w którym trzaskał wesoło ogień, było tam też i łóżko, kanapa, biurko, a na nim świeca, krzesło stało przed biurkiem, a w fotelu w kolorze zielono-srebrnym siedział mężczyzna. Gdy Harry przyjrzał się postaci, dopiero po kilku chwilach zdał sobie sprawę, że był to... Lord Voldemort! Obaj, Lord i Nick rozmawiali jak starzy znajomi. Na dodatek o nim!

Rzeczywistość...
         Zielonooki wyszedł z umysłu trzynastolatka i spojrzał na niego. Nick trzymał się za głowę. A, gdy się to wszystko skończyło dyszał lekko. Zamrugał powiekami kilka razy, a potem spojrzał na nauczyciela, który także z trudem oddychał. Gdy młody Dumbledore odzyskał oddech i pewność siebie spytał:
- Co zobaczyłeś,... profesorze? - spytał z chytrym uśmieszkiem. Wybraniec taksując go spojrzeniem odparł:
- Powiedz mi, co to był za budynek?
- Koszmarny Dwór. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Usłyszałem waszą rozmowę. Masz mnie śledzić, czyż nie? A jakbym coś sknocił, to masz mnie unicestwić. Uprzedzam cię, Nicolasie Dumbledore, nie uda ci się. Nikt, za wyjątkiem Lorda Voldemorta nie może mnie zabić. Nawet, gdybyś bardzo chciał i się starał. Koniec rozmowy. Do widzenia. - Harry zabrał swoje rzeczy z biurka i wyszedł nie zaszczycając spojrzeniem młodego Ślizgona. Skierował się do swojego gabinetu. Musiał teraz zastanowić się nad karą dla Dracona Malfoy'a.

~~*~~

Pokój Wspólny Slytherinu... Godzina 19:45...
         Przy kominku, w fotelu siedział Draco Malfoy rozmyślając nad absurdalnym pomysłem, który gościł w jego głowie do wielu tygodni. Chciał się pogodzić z nowym nauczycielem. Zastanawiał się, czy zawarcie z nim rozejmu będzie słuszną decyzją, ponieważ od lat kłócili się o byle co, nawet za coś takiego jak oddychanie tym samym powietrzem. Będąc w takim zadumaniu nie zauważył czarnowłosego Ślizgona o równie czarnych, jak smoła oczach, który się do niego zbliżał.
- Hej, Malfoy, co się dzieje? - Blond włosy spojrzał na przybysza i odparł:
- Nic, Riddle. Martwię się. Jak myślisz, czy wszyscy mi wybaczą za to, co zrobiłem w ubiegłym roku? - Blondyn patrzył w ogień niewidzącym wzrokiem. Po kilku chwilach wstał i skierował się do wyjścia.
- Braciszku, gdzie idziesz? - odezwała się z kąta blond włosa jedenastolatka.
- Idę się przejść, Shopie. - wyjaśnił. Pół kłamstwo. Tak na prawdę chciał iść do gabinetu Pottera. Właściwie to i tak musiał, gdyż dostał wczoraj wieczorem od niego szlaban za tekst jaki do niego powiedział oraz za kpinę.
Draco szedł korytarzem i nawet nie wiedział, że śledzi go inny Ślizgon. Malfoy wszedł po schodach na czwarte piętro do gabinetu nauczyciela Obrony. Zapukał.
- Proszę... - niepewnie wszedł do gabinetu, a drugi Ślizgon przyłożył po chwili ucho do drzwi. Zaczął nasłuchiwać. Draco tymczasem stanął po środku pomieszczenia nie uroniwszy jeszcze ani jednego słowa. - ...Słucham?... - odezwał się Harry, coś pisząc i nie podnosząc głowy. Malfoy znowu się nie odezwał. Bał się cokolwiek powiedzieć, by nie przestraszyć nowo upieczonego nauczyciela. - ...No, słucham?... - zachęcał nauczyciel. Cisza. Harry spojrzał na przybysza i aż przewrócił kałamarz, ale natychmiast go naprawił. - ...Czego chcesz, Malfoy? - W głosie nauczyciela zabrzmiała nagle nuta wrogości. Malfoy najpierw wzdrygnął się, a potem westchnął. Przewidział reakcję rówieśnika. Westchnął i powiedział cicho:
- Potter, ja... ja chciałem cię... chciałem cię przeprosić z-za te sześć lat upokorzeń i drwin. - wykrztusił na jednym wydechu... Poza tym... - tu wyszczerzył zęby. - ...powiedziałeś bym przyszedł do ciebie o 20:00 na szlaban, nie pamiętasz?... - Profesor popatrzył na Ślizgona. - "Rzeczywiście. Malfoy ma rację, ale... mam wrażenie, że coś jest nie tak." - ...Jaki masz dla... - nagle umilkł, gdyż Harry dał mu znak ręką by był cicho. Wycelował różdżką w drzwi i szepnął:
- Homenum revelio... - nagle coś zapiszczało. Podszedł do drzwi i wyjrzał na korytarz. Jak się spodziewał stał tam Teronit. - ...Tak myślałem, że ktoś jest za drzwiami. Co tu robisz, Riddle? - spytał mierząc go nienawistnym spojrzeniem. Ten odwzajemnił spojrzenie i odparł:
- Zastanawiałem się dlaczego Malfoy chciał się przejść, ale już się dowiedziałem. Malfoy chce się pogodzić z wielkim i sławnym Harrym Potterem!... - warknął cynicznie ostatnie zdanie. Spojrzał na blond włosego z nienawiścią w oczach, a następnie zwrócił się do swego rozmówcy. - ...Powiem ojcu, że syn jego wiernego Śmierciożercy przechodzi na stronę dobra! Żegnam, profesorze Potter. - Harry natychmiast zareagował, gdy usłyszał drwiący ton. Chwycił Toma i wepchnął na środek gabinetu. Stanął na przeciw niego i warknął:
- Nie masz prawa donosić Voldemortowi o tym, że Draco Malfoy chce się ze mną pogodzić! To. Jest. Wyłącznie. Nasza. Prywatna. Sprawa. A ty... - przycisnął go do ściany - ...nie możesz się do tego wtrącać! Zrozumiałeś, Teronit?!?... - wrzasnął na cały głos Wybraniec. Harry czuł jego emocje, ale nie zwracał na to uwagi. Tom patrzył na nauczyciela z nienawiścią. Potem Ślizgon wyszedł bez słowa trzaskając drzwiami. Harry skoczył ku nim zamykając je szczelnie. Rzucił Zaklęcie Nieprzenikalności, po czym, wszystkimi znanymi sobie zaklęciami, zamknął je szczelnie, a potem podszedł do kominka nie zwracając uwagi na blondyna. Wrzucił do ognia garść proszku Fiuu i zawołał. - ...Pokój Wspólny Gryfonów. Sprowadzić do mnie: Marvolo Riddle'a, Rona Weasley'a, Hermionę Granger, Ginny Weasley i Alinę Anderson... - Po chwili, gdy płomienie zmieniły barwę ze szmaragdowych na purpurę ponownie wrzucił do ognia garść Fiuu i powiedział. - ...Pokój Wspólny Puchonów. Przyprowadzić do mnie Eleine Parker... - Następnie zrobił to samo z Krukonami. Harry wezwał Mary.
- Kim są Marvolo Riddle, Marylene i Eleine Parker oraz Alina Anderson, których przed chwilą wezwałeś? - spytał Ślizgon. Gdy nauczyciel usiadł za swoim biurkiem dopiero wtedy się odezwał:
- Usiądź, proszę... - Ślizgon spełnił prośbę. - ...Dziwne jest to, że wykonujesz moje polecenia ode mnie, co nie?... - ten skinął głową. - ...No więc, Alina, Eleine, Mary, Hermiona, a także Riddle'owie są moimi kuzynami, a dokładniej mówiąc: dziewczyny są moimi siostrami ciotecznymi, a w przypadku Aliny stryjeczną siostrą. Moja matka miała troje rodzeństwa. Petunię, u której mieszkałem przez najbliższe 16 lat, i która ma dwóch synów Dudley'a i Davida. Mam także ciotkę Aurelię, która jest biologiczną matką Mary, Eleine, Hermiony i Johna oraz moją matką chrzestną, a także siostrą bliźniaczką mojej matki. Mam też wuja Adriane'a Evansa, ojca Aliny Anderson. Nie mam pojęcia dlaczego Alina nie nosi prawdziwego nazwiska ojca. - wyjaśnił zielonooki.
- Granger ma rodzeństwo? - spytał Draco (najwyraźniej tylko to do niego dotarło).
- Tak i... - nie dokończył, bo rozległo się pukanie do drzwi. Podszedł do drzwi i cofnął zaklęcia. Do środka weszło kilka osób.
- Wzywałeś nas, Harry?... - To był Ron. Lecz, gdy tylko przybysze zobaczyli znienawidzonego Ślizgona zatrzymali się. Byli zdziwieni, że Ta Zakała Piekła (jak nazywał Ron Malfoy'a) przebywa w tym samym pomieszczeniu, co ich najlepszy przyjaciel. - ...Co on tu robi?! - krzyknął Ron.
- Uspokójcie się... - odezwał się Harry siadając z powrotem za biurkiem. - ...Malfoy przyszedł tu, bo wczoraj dostał ode mnie szlaban, a po drugie chce on wyrazić skruchę. Wezwałem was, bo ma nam wszystkim coś ważnego do powiedzenia. Prawda, Draco? - Ten spojrzał najpierw na Pottera, a potem na resztę, po czym odpowiedział:
- Tak, Harry ma rację... - wstał i dodał. - ...Chciałem wam tą wiadomość przekazać wszystkim. Nie wiedziałem jak to powiedzieć, oraz gdzie i kiedy. Wiedziałem, że nie chcielibyście mnie wysłuchać i nie byłbym wiarygodny po tych wszystkich kłótniach i awanturach, a także zadaniu jakie mi polecił Czarny Pan. - zmartwił się Ślizgon.
- I tak nie mamy zamiaru tego robić! Nie będziemy cię słuchać! Bo jesteś Śmie...!
- No, dokończ, Weasley... - warknął Ślizgon. - ...Jestem Śmierciożercą. Tak. Potter też!
- Spokój!... - zawołał głośno Harry, po czym spojrzał na Malfoy'a. - ...Co cię skłoniło do skruchy? - spytał Harry.
- Gdy rozmawiałem z dyrektorem przed jego śmiercią na Wierzy Astronomicznej powiedział mi, że mógłby ukryć moją rodzinę przed NIM. Od tego czasu wiele myślałem i dopiero niedawno postanowiłem przejść na waszą stronę. Żałuję tego co zrobiłem pod koniec ubiegłego roku i przez całe sześć lat naszego pobytu w Hogwarcie. Wybaczcie mi! Błagam! - krzyknął ostatnie trzy słowa padając na kolana... przed Ronem i składając ręce jak do modlitwy.
- Draco, ja ci wybaczam. - odezwała się cicho Hermiona. Draco uśmiechnął się lekko.
- Ja też. - wtórował jej Harry. Blond włosy uśmiechnął się nieco szerzej.
- Ja i Eleine nic do ciebie nie mamy, Draco, więc i my ci przebaczamy cokolwiek robiłeś. - powiedziała Mary. Ślizgon odetchnął z ulgą. Teraz wszyscy patrzyli wyczekująco na Rona.
- No dobra, Malfoy. Wybaczę ci, ale pod trzema warunkami.
- Jakimi? - spytał ze zdziwieniem blondyn.
- Po pierwsze: Udowodnij wszystkim, że wyrzekłeś się życia Śmierciożercy. Po drugie: Nie nazywaj nikogo, kto nie jest magicznego pochodzenia per "szlama", bo ani Hermiona, ani Mary a także Eleine nimi nie są. I po trzecie: Szpieguj Ślizgonów, zgoda? - Blond włosy popatrzył na rudzielca krótko. Następnie uśmiechnął się szeroko i kiwnął głową. Wyciągnął do Rona rękę, ten dopiero po chwili podał mu swoją. Potem Draco ścisnął reszcie prawicę.
- Witaj po jasnej stronie, Draconie Malfoy'u! - zawołała Eleine ściskając rękę jako ostatnia.



____________________________________________
Od autorki:
* GP to Grimmuld Pace.
** "Spojrzenie bazyliszka" - nie trzeba nikomu mówić o co chodzi, ale i tak powiem. Jak wyżej powiedział Allan, wymienione jest w "Harry Potter i Komnata Tajemnic" Bazyliszek ma jadowite kły i mordercze spojrzenie. Chciałam to napisać w humorze.
***
IDIS - tarcza odbijająca większość zaklęć również te niewybaczalne - Proszę o wybaczenie jeśli osoba czytająca ten rozdział zobaczyła swoje wymyślone przez siebie zaklęcie.

2 grudnia 2012

Rozdział 13 - Eliksir Wskrzeszenia i rozejm - Severus/Harry

Klik

         Szedł korytarzami Hogwartu przez kilka minut. Na parterze na końcu korytarza ujrzał ciemną postać idącą w jego stronę, po chwili rozpoznał w niej młodego Malfoy'a. Blondyn, gdy go zobaczył, podszedł do niego szybkim krokiem i powiedział:
- Co ty tu robisz, Potter? - warknął na powitanie.
- Panie Malfoy, niech pan uważa na to do kogo pan mówi. Jestem tym w roku nauczycielem i masz się do mnie odzywać w odpowiedni sposób... - tu wyszczerzył zęby, po chwili dodał: - ...I uważaj, bo zarobisz szlaban. - powiedział Harry ostrzegawczym tonem. Wyobraził sobie jaką miałby minę Ron, gdyby zobaczył teraz Malfoy'a i jego wściekłą minę.
- Już się boję. - zadrwił Ślizgon.
- Tak? To, że jesteś Prefektem nie znaczy, że jesteś ważny na cały świat!... - oświadczył Harry. - ...Poza tym... - tu uśmiechnął się chytrze. - ...Ron jest Prefektem Naczelnym. Niech cię więc nie interesuje, gdzie chodzę o co robię, bo to nie twoja sprawa! - syknął.
- Zobaczymy. Co powiesz na to, że słyszałem słowo w słowo, co powiedział dziś do ciebie Czarny Pan podczas ataku na pociąg? - Harry patrzył na niego bez zmrużenia oka.
- Co masz na myśli, Malfoy? - spytał zimnym tonem, choć w środku drżał. Blondyn prychnął.
- Nie udawaj, Potter! Czarny Pan powiedział ci, że ma ci coś ważnego do przekazania i żebyś mu w tym pomógł! - Harry zmarszczył czoło, a potem, najbardziej zimnym tonem na jaki było go stać, powiedział:
- Już pierwszego dnia dostaniesz ode mnie minus dziesięć punktów dla swojego domu i szlaban! Jutro, punkt 19:00 masz się stawić u mnie w gabinecie. Dobranoc, panie Malfoy. - zakończył słodkim głosem i poszedł korytarzem mijając zdezorientowanego i wściekłego Malfoy'a. Gdy znalazł się na zamkowych błoniach skierował się do Zakazanego Lasu na małą polanę. Stał tam już Lucjusz Malfoy, najwyraźniej czekając na niego. Potter podszedł do mężczyzny trochę nie pewnie, gdyż pamiętał jak go torturował. Pan Malfoy zmierzył go wzrokiem na kilka chwil, po czym chwycił chłopaka za ramię i deportowali się.

~~*~~

W zupełnie innym miejscu wiele mil dalej od Hogwartu...
         Pojawili się przed dużym czarnym budynkiem. Weszli do środka kierując się ku schodom i po chwili stanęli przed drzwiami pokoju Lorda. Pan Malfoy zapukał do nich. Weszli do środka, gdy usłyszeli zimnie i ciche:
- Wejść. - Stanęli po środku pomieszczenia i skłonili się równocześnie.
- Przyprowadziłem go, panie. - oznajmił Lucjusz.
- Dobrze, Malfoy. Możesz wyjść. - Blond włosy skłonił się jeszcze raz i wyszedł. Harry lekko drżał, gdy spojrzał na Voldemorta. Zaczął trząść się jeszcze bardziej , gdyż był teraz sam na sam z tą gadziną.
- Czego chciałeś ode mnie? - spytał Harry.
- Kultura, Potter. - powiedział Lord taksując go spojrzeniem. Harry patrząc na niego wściekłym wzrokiem powiedział przymilniej:
- Słucham, panie, jaką masz do mnie sprawę? - Zielonooki trząsł się nie ze strachu, lecz ze złości. Tak chciał go walnąć Kedavrą.
- Tak lepiej, Potter. Jako mój sługa twoim pierwszym zadaniem będzie uwarzenie mi pewnego bardzo rzadkiego eliksiru zwanego Elixir of Resurrection, bardziej zwany jako Eliksir Wskrzeszenia. Jest on jedyny w swoim rodzaju. Jego składniki ciężko znaleźć, bo ukazują się co pięćdziesiąt lat. Mało tego, warzy się go przez kilka miesięcy. - objaśnił Voldemort.
- A dlaczego Snape nie może go uwarzyć?... - spytał młodzieniec niby uprzejmie a potem dodał. - ...Jest on lepszy w warzeniu eliksirów ode mnie i mistrzem w tym. W szkole nazywamy go także Postrachem Hogwarckich Korytarzy.
- Bo nie miał z nim nigdy styczności. Poza tym, eliksir jest bardzo skomplikowany i nawet taka osoba jak Severus Snape - Mistrz Eliksirów nie umiałby go zrobić bez pomocy. - wyjaśnił czerwonooki.
- Więc dlaczego właśnie ja mam go uwarzyć? Nie jestem zbyt dobry w eliksirach. - dopytywał się Harry.
- Eliksir ten może sporządzić tylko i wyłącznie Podwójny Dziedzic o czystym sercu. - odparł, a jego wzrok odszedł gdzieś w bok.
- Chcesz powiedzieć... panie, że ja jestem tym Dziedzicem? - Harry przypomniał sobie nagle piosenkę Tiary Przydziału na dzisiejszej uczcie i jej ostrzeżenie.
- Tak. - odpowiedział.
- A, gdzie mam go warzyć? Nie mogę przecież tak po prostu tego robić w szkole. Wszyscy zauważą, że gdzieś wychodzę. - zauważył Potter.
- Przewidziałem i to. Będziesz go warzył tu, w Piekielnym Dworze ze Snape'em i... - Nie dokończył, bo Harry się wtrącił mówiąc, a raczej wrzeszcząc na cały głos:
- Nie ma mowy!! Z tym durniem i mordercą nie będę niczego robił za żadne skarby świata! - Lord zmrużył oczy. Wstał, podszedł do młodzieńca, którego, z każdym krokiem czarownika, zaczął oblewać jeszcze większy strach. Riddle chwycił Pottera za ramię wyprowadzając na korytarz. Nie obyło się bez oporu młodego nauczyciela. Zatrzymali się w połowie korytarza. Harry jęknął, gdyż ręka mężczyzny skierowała się ku jego twarzy. Przestał się wierzgać i znieruchomiał wpatrując się ze strachem w blade palce.
- Mam cię dotknąć? - spytał unosząc rękę nad czołem chłopaka. Ten patrzył to na rękę, to na jej właściciela. Przełknął ślinę i odpowiedział:
- Nie. - wyszeptał cicho. Jego głos brzmiał jak pisk myszy.
- To się uspokój. - powiedział groźnie. Harry skinął głową. Wspięli się na drugie piętro. Stanęli przed pierwszymi drzwiami na lewo od schodów i weszli do środka. Wewnątrz był tylko jeden stół, mnóstwo półek przy ścianach z ingrediencjami do eliksirów i kilka mniejszych kociołków, w tym jeden wielki na podłodze. Harry zauważył mordercę Albusa Dumbledore'a stojącego w kącie. Severusa Snape'a. Gdy tylko weszli właściciel pomieszczenia spojrzał w ich kierunku. Skinął głową na Riddle'a w geście powitania, ale gdy zobaczył mordercze spojrzenie Harry'ego okazał chłodne zainteresowanie. Patrzyli na siebie przez krótką chwilę. Harry wyrwał się z uścisku Lorda, a potem zaczął powoli podchodzić do mężczyzny wyciągając różdżkę. Lord widząc to, również wyjął różdżkę.
- To ty! Jak śmiałeś zabić profesora Dumbledore'a?! Jak mogłeś go zdradzić?! TAK CI UFAŁ!! - wrzeszczał.
- Uspokój się, Harry... - odezwał się ostrzegawczo Voldemort. - "O, szlag! Jest nie dobrze" - pomyślał Severus. Harry spojrzał na Riddle'a i powiedział:
- Wybacz, ale to sprawa między mną a tym durniem. Proszę więc się nie mieszaj, panie... - Harry spojrzał znowu na Mistrza Eliksirów zbliżając się coraz bardziej do niego nie zdając sobie sprawy co nadchodzi. - ...Teraz się policzymy. - oświadczył.
- Potter, lepiej się obejrzyj. - poradził mu Snape cofając się z wyciągniętymi rękami w geście obronnym.
- Co ty mówisz? Ty mi radzisz?? - prychnął Harry ze złością celując końcem różdżki w Snape'a w miejscu serca, ale było za późno. Zanim zdołał wykrztusić choćby słowo lub choćby zrobić krok jego blizna eksplodowała bólem tak strasznym, że aż wrzasnął. Padł na kolana trzymając się za czoło. Różdżka wypadła mu z ręki. W tym momencie Lord powiedział tuż nad jego głową:
- Posłuchaj, chłopcze. Cierpiałeś przez ostatnie sześć lat z pin Snape'a, a on pomoże ci uwarzyć eliksir. Poza tym, jedyną osobą jaka może go uwarzyć to tylko ty. Snape cierpiał z rąk twojego ojca za szkolnych lat. Ja go zabiłem. Wychowywaliśmy się w podobnych warunkach. U mugoli, których nienawidziliśmy, a ja zabrałem ci krew sporządzając eliksir, który przywrócił mi ciało i moc, a tym samym mając ochronę twej matki, której nie mogłem przeniknąć, i która sprawiała mi ból przy naszym wzajemnym dotyku. Więc Eliksir Wskrzeszenia będzie miał większą moc. Tak jest w przepisie. - Harry spojrzał na niego z nienawiścią.
- Powiedz mi... po co ci... ten cały eliksir? - spytał pomiędzy jednym wydechem a drugim trzymając się kurczowo za czoło.
- To nie twoja... - I znowu nie skończył, bo znowu Harry mu przerwał:
- Nie moja!?! Jeśli mam ci uwarzyć ten pieprzony eliksir, to muszę wiedzieć na co ci on! I po jaką cholerę ma służyć! Jeśli mi nie powiesz, to inaczej wolałbym zginąć, niż to zrobić dla ciebie! - ryknął. Voldemort patrzył na Wybrańca bez zmrużenia oka. Gdy Harry skończył mówić chwycił go znienacka za szatę. Zbliżył swoją twarz do jego twarzy tak, że Harry mógł zobaczyć w jego czerwonych jak krew oczach swoja twarz. Zadrżał ze strachu. Mimo, że był dzielny to aura czarnoksiężnika, która wzrastała z dnia na dzień paraliżowała całe jego ciało. Riddle rzucił go o najbliższą ścianę z półkami, które się na niego przewróciły wraz z eliksirami. Młodzieniec uderzył w nią z takim impetem, że stracił na chwile dech w piersiach, ale wciąż był przytomny.
- Uważaj na to co mówisz, Harry, bo może się to spełnić. Uwarzysz mi ten eliksir czy tego chcesz, czy nie. A teraz... DO ROBOTY! - Kończąc ostatnie dwa słowa rzucił na niego potężnego Cruciatusa. Harry wrzasnął. Ból trwał pół minuty, a gdy się skończył Lord wyszedł.
Po chwili...
         Harry wciąż był przytomny, gdy Czarny Pan był na korytarzu. Bolało go wszystko, drżał i jęczał cicho. Poprzednie rany otwarły się. Krwawiły kapiąc na podłogę robiąc z niej kałużę. Szata przesiąkła jego krwią. Severus podszedł ostrożnie do młodzieńca i podał mu eliksir post cruciatusowy i na krwawienie. Harry przez chwilę patrzył nieprzytomnym wzrokiem na czarnowłosego. Po chwili spytał:
- Czemu mi pomagasz? - spytał cicho, gdy przełknął wszystko co mu podawał mężczyzna. Snape spojrzał na chłopaka, ale zanim odpowiedział wyjrzał przez uchylone drzwi upewniając się czy ich Pana nie ma w pobliżu. Nie było nikogo, więc zamknął drzwi i zbliżył się do leżącego Pottera. Stojąc na odległość jednego metra odpowiedział:
- Pomagam ci tylko dlatego, że Albus mnie oto poprosił. Prosił mnie abym się tobą opiekował, tu we Dworze, gdybyś zawitał u niego dłużej. - wyjaśnił.
- Jak to? - spytał Harry próbując wstać.
- Widzisz, Potter, Albus żyje, ale Czarny Pan nie wie o tym... - wyjaśnił pomagając mu wstać. - ...Gdyby się dowiedział o jego powrocie do życia, to już od dawna bym nie żył, a co dopiero, gdyby się dowiedział o zdradzie. Wtedy, na wieży, rzuciłem Zaklęcie Niewerbalne. Ciało jakiegoś zmarłego Śmierciożercy zamieniono na ciało Albusa, a prawdziwy dyrektor ukrył się na jakiś czas w jaskini, gdzie kiedyś ukrywał się Black. Jedno jest pewne: Albus żyje i działa w tajemnicy przekazując nam instrukcje, a my dostarczamy mu raporty. - Harry lekko się podniósł. To co mu powiedział Mistrz Eliksirów było nieprawdopodobne, ale miało w tym swój sens. - "Chyba mu wybaczę" - pomyślał. Zanim na niego spojrzał i spytał:
- A powiedz mi, po co Voldemortowi ten eliksir? - Mężczyzna spojrzał na zielonookiego i odpowiedział:
- Z tego co wiem, eliksir ma kilka właściwości. Między innymi: ożywia zmarłych oraz ma czyni nieśmiertelnym. - wyjaśnił Snape.
- Co takiego?! Przecież Voldemort i tak jest już nieśmiertelny! - zaprotestował Potter.
- Jak to? W jaki niby sposób? - zdziwił się Snape.
- Mogę ci zaufać? - spytał młodzieniec.
- Tak, oczywiście. - odparł Mistrz uśmiechając się. Harry zauważył, że w tym uśmiechu nie było drwiny, ani nic z tych rzeczy, co było między ich relacjami przez te ostatnie lata.
- A nie powiesz, że ja to wiem?... - Snape pokręcił przecząco głową. - ...Dobrze. Słyszałeś kiedyś o Horkruksach? - Mistrz Eliksirów popatrzył na niego zdziwiony.
- Horkruksach? - spytał zdziwiony mężczyzna.
- Tak. - odpowiedział Harry.
- Tak, słyszałem. Chcesz mi powiedzieć, że Czarny Pan stworzył sobie Horkruksa i dlatego nie umarł, gdy cię próbował zabić?
- Dokładnie... - odpowiedział. - ...Ale nie Horkruksa, lecz Horkruksy. Są gdzieś ukryte i zabezpieczone przez niego. Jest ich w sumie aż siedem i musimy... - Nie dokończył, bo Severus aż krzyknął z wrażenia.
- Co takiego? Siedem? - I usiadł na krześle oddychając z trudem trzymając się w miejscu, gdzie jest serce.
- Tak. Mam do Ciebie prośbę, ale zanim to zrobię, chcę Cię przeprosić.
- Niby za co?... - spytał mężczyzna spojrzawszy na Harry'ego. - ...Jeśli już ktoś ma przepraszać, to ja. Przepraszam Cię za te sześć lat upokorzeń, które spędziłeś ze mną w szkole, oraz za te wszystkie nieprzyjemności i obelgi z mojej strony. Myślałem wtedy, że jesteś taki sam jak twój ojciec. Ty jesteś inny niż James. Bardziej przypominasz Lily. Czy wybaczysz mi za to wszystko? - spytał błagalnie składając dłonie jak do modlitwy padając przed nim na kolana. Dość dziwnie to wyglądało.
- Tak, oczywiście. Ja też Cię przepraszam, ale kiedy indziej do tego wrócimy, teraz moja prośba. Chcę cię poprosić byś mi pomógł znaleźć te Horkruksy. Profesor Dumbledore powierzył mi to zadanie niedługo przed rzekomą śmiercią. Chcę je wypełnić do końca, ale jeśli mam je znaleźć i zniszczyć, a na koniec zabić Voldemorta, to nie mogę dopuścić, by ten eliksir dostał się w jego ręce. - wyjaśnił.
- Spokojnie, Harry... - Po raz pierwszy, od sześciu lat, Severus Snape zwrócił się do młodego Pottera po imieniu... - ...Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. - Poklepał go po ramieniu współczująco. Wybraniec na chwilę zamarł, a potem przytulił się do niego.
- Dzięki, Severusie. - Z kolei mężczyznę zatkało, po chwili uśmiechnął się, ale tak prawdziwie.
- Pomogę ci przejść przez to piekło, które zaoferował ci Czarny Pan. - Przyrzekł Mistrz Eliksirów odwzajemniając uścisk. Harry spojrzał mu w oczy i spytał:
- Severusie, mogę cię jeszcze o coś poprosić? - spytał.
- Tak, oczywiście.
- Czy spróbujesz wypowiedzieć JEGO imię bez śladu lęku? - Snape spojrzał na zielonookiego. W jego głowie trwała gonitwa myśli. - "Wypowiedzieć je czy nie?" - zastanawiał się w myślach Mistrz Eliksirów. Nie wiedział jednak, że Harry potrafi obronić przed penetracją.
- "Zgódź się, Severusie. Proszę Cię. Proszę Cię jako syn twojego największego szkolnego wroga i twojej miłości, jaką była moja matka Lily Evans" - Patrzyli na siebie dobrą chwilę. Potem uśmiechnęli się równocześnie.
- Widzę, że nauczyłeś w końcu Legilimencji i Oklumencji, a nawet Telepatii. - stwierdził.
- Tak. Nauczyłeś mnie podstaw. Siostry Parker nauczyły mnie Oklumencji, Legilimencji, a nawet Telepatii. Na inicjacji przez krótką chwilę rozmawiałem z Voldemortem telepatycznie. Był zaskoczony, że to potrafię. - zachichotał. Miał już wyjść, gdy Snape powiedział jeszcze:
- Poczekaj, Harry. Muszę cię przestrzec przed Czarnym Panem... - Potter obejrzał się w jego kierunku czekając na jego słowa. - ...Gdy Voldemort zwraca się do swych sług po imieniu zawsze coś się dzieje z nimi złego. Dajmy twój przykład. Torturował cię przez długi czas, bo ty się upierałeś, by nie stać się jego sługą. Musisz uważać i pamiętać, że gdy wypowiada twoje imię, coś mu się nie podoba lub robisz coś nie po jego myśli. Trzymaj się wtedy na baczności. - wyjaśnił. Harry skinął głową, że rozumie. Wyszedł i poszedł do pokoju Toma Riddle'a II. Zatrzymał się na chwilę przed drzwiami. Wziął kilka głębokich uspakajających oddechów, po czym zapukał.
- Wejść! - usłyszał polecenie, więc wszedł.
- Panie, chcę przeprosić za to, co się stało w laboratorium Snape'a. - powiedział Harry na powitanie klęcząc przed nim.
- Dobrze, Potter. Wybaczam ci, ale następnym razem ma się to nie powtórzyć. Zrozumiano? - odezwał się po chwili milczenia.
- Oczywiście, panie. To się nie powtórzy. - obiecał.
- Dobrze. Więc przemyślałeś sprawę? - spytał Lord. Harry wstał i oznajmił:
- Tak. Uwarzę ci ten eliksir. - odpowiedział.
- Wspaniale! - miał coś jeszcze powiedzieć, gdy po raz trzeci tego wieczoru czarownikowi przerwano. To Harry znowu mu przerwał.
- Pod jednym warunkiem. - Lordowi zalśniły oczy. Widać, że był zdenerwowany. Jednak po chwili spytał, siląc się na spokojny ton:
- Jakim? - spytał Ten.
- Snape wyjaśnił mi co za eliksir mam warzyć. Dowiedziałem się, że ma on czynić nieśmiertelnym i ożywiać zmarłych. Mój warunek brzmi: Uwarzę ci ten eliksir, a ty zaraz po tym pójdziesz ze mną na cmentarz w Dolinie Godryka i wskrzesisz mi rodziców. Zgoda? - Czarny Pan spojrzał na niego, potem wstał i podszedł do okna. Zapatrzył się w nie na dobrą minutę, a potem odparł:
- Zgoda. - powiedział.
- Dzięki... - ucieszył się młodzieniec. - ...Czy mogę dostać skład Eliksiru Wskrzeszenia, panie? - poprosił.
- Tak, masz... - Podał mu jakąś Księgę. - ...Strona 58. - poinformował.
- Dobrze. Czy mogę wrócić do szkoły? Mam jutro lekcje. - zapytał.
- Dobrze, idź. - Więc Harry wyszedł.

~~*~~

Po chwili... Laboratorium Snape'a...
         - Niewiarygodne! - Severus nie zdołał nic więcej wykrztusić na widok Księgi.
- Idę zwołać Zakon, by poinformować ich o wszystkim. - Snape spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Możesz powtórzyć?
- Niby co? - spytał Harry z zadowolonym uśmieszkiem, bo wiedział o, co pyta czarnooki.
- Czy ja przypadkiem usłyszałem, że masz zwołać Zakon?
- Taak. A coo?
- Skoro masz GO zwołać to oznacza, że jesteś Jego dowódcą! - pisnął mężczyzna, a w jego ustach zaschło.
- Pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu, Severusie! - zaśmiał się Harry.
- A to niby co miało znaczyć? - spytał szybko i podejrzliwie Severus.
- A coo? - spytał wciąż chichocząc.
- Nie rób ze nie idioty, Harry! I powiedz co miało znaczyć zdanie: "Pięćdziesiąt punktów dla Slytherinu"? - zapytał oburzony.
- No dobra, powiem ci. Jestem nauczycielem Obrony. Zadowolony? - odparł z rezygnacją Harry.
- Ty chyba żartujesz?! - Harry wyszczerzył zęby.
- Mówię poważnie. Jestem nauczycielem Obrony Przed Czarną Magią w Szkole Magii i Czarodziejstwa, Hogwart. Dzisiaj dałem szlaban Draconowi Malfoy'owi. - młodzieniec zachichotał.
- Lucjusz mógłby cię zabić za to, gdyby się dowiedział. - syknął mężczyzna.
- Nie może tego zrobić, bo nikt, za wyjątkiem Voldemorta, nie może tego zrobić. Tak głosi przepowiednia. - powiedział Harry w zamyśleniu.
- Jaka przepowiednia? - zdziwił się Severus.
- Nie mogę ci na razie na tyle zaufać, by ci powiedzieć jak ona brzmi. Jesteś za blisko Riddle'a. Udowodnij mi, że jesteś godzien zaufania, a będę z tobą szczery do końca. - odparł zielonooki.
- Czyli... czyli chcesz dać mi drugą szansę? - upewnił się mężczyzna, a na jego ustach pojawiał się niedowierzający uśmiech.
- Oczywiście. Dam ci ją, lecz jedną i ostatnią. Zgadzasz się? - przestrzegł. Snape patrzył na Harry'ego z przechyloną głową na bok.
- Pod warunkiem, że nie będziesz wariować przy Lordzie. - Harry kiwnął głową, a potem Severus odpowiedział na zadane wcześniej pytanie.
- Więc się zgadzam. - i uścisnęli sobie dłonie. Więc mieli Kontrakt. Harry wyszedł.
         Idąc korytarzem Dworu zauważył, że na przeciw siebie Lorda. - "Chyba doszedł do siebie" - pomyślał Potter, gdy tylko się do niego zbliżył. Jak na komendę padł na kolano i powiedział:
- Panie, idę do Hogwartu. Mam jutro lekcje. - powiedział na wstępie.
- Rozumiem. A teraz, gdzie byłeś? - spytał.
- W laboratorium Snape'a. Pokazałem mu Księgę, by mógł się z Nią zapoznać. - wyjaśnił.
- Ach tak. Możesz iść, ale pamiętaj o klątwie, którą rzuciłem na twoje stanowisko. - powiedział z lekkim i chytrym uśmieszkiem. Harry spojrzał na niego z pode łba, a za razem przerażeniem i złością. Lecz przybrał maskę obojętności.
- Dobrze, będę pamiętał. Mogę już iść? Jestem trochę zmęczony. - poprosił.
- Jeszcze jedno, Potter.
- Słucham, panie? - Harry zaczął się niecierpliwić.
- Kiedy zaczniesz warzyć Resur*? - spytał Ten.
- To zależy jak dużo jest składników i jaki jest czas warzenia. Zresztą jak je znajdę, to cię powiadomię, panie. - odpowiedział.
- Dobrze. Możesz iść. - powiedział mężczyzna. Harry wstając skłonił się, podziękował i wyszedł. Szedł dalej korytarzami Piekielnego Dworu do wyjścia. W Halu natknął się na pana Malfoy'a. Ten spojrzał na niego, po czym podszedł do młodzieńca szybkim krokiem.
- Co ty tutaj jeszcze robisz, Potter? - Harry zmrużył oczy i odpowiedział:
- Niech cię to nie interesuje, Malfoy. - I poszedł w swoją stronę. Wyszedł na zewnątrz do lasu blisko Dworu. Stamtąd deportował się do Zakazanego Lasu.

~~*~~

         Szedł przez błonia do zamku. Skierował się do swojego gabinetu, potem do swojej sypialni i, nie zdejmując swojej szaty, padł na łóżko. Zanim jednak zasnął powiedział jeszcze:
- Jest nadzieja na ich powrót do życia. Zrobię wszystko, by ich znowu zobaczyć. - po czym zasnął.


_________________________
Od autorki:
* Resur - to zdrobnienie od Resurrection.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.