Moja lista przebojów 2

19 sierpnia 2012

Prolog

Klik

19 września 1979 roku...


W ogromnym budynku przebywał pewien mężczyzna. Trzymał on za rękę kobietę. Stali przed trze-ma kojcami.

- Ale są piękne... – mówił mężczyzna do kobiety – Przyznaj, Aurelio, mamy trzy piękne córki. Dam im od razu prezenty – Wyjął z kieszeni trzy okrągłe medaliony. Każdy z nich był w kolorze czarnym. Gdy mężczyzna położył pierwszy medalion przy pierwszej córce, przybrał on kształt ptaka i był on koloru srebno-niebieskiego.


Drugi zabarwił się na żółto i miał kształt jednorożca.


Drugi zabarwił się na żółto i miał kształt jednorożca. Trzeci natomiast był w kształcie pentagramu z sierpem księżyca


- Ciekawe... – W tym momencie kobieta, zwana Aurelią wzięła trzy medaliony i włożyła do kieszeni, a następnie wzięła każdą z córek, wyczarowując po tobołku i wybiegła – Gdzie idziesz?? – Zawołał. Aurelia spojrzała na niego i odpowiedziała:

- Nie pozwolę, byś je wychowywał na wiedźmy, Tom. Zabieram je. Nigdy ich nie znajdziesz! – I wybiegła.

- Aurelio, zaczekaj! – Zawołał Tom i pobiegł za nią. Dogonił kobietę na błoniach.

- Daj mi spokój, Tom! Nie zostanę z tobą! Prędzej wolałabym umrzeć! – I wbiegła do lasu i chwilę potem jej już nie było. Pojawiła się w Londynie. Skierowała się do najbliższego sierocińca. Zapukała tam. Otworzyła jej ładna kobieta.

- Słucham? – Spytała.

- Proszę, dajcie mi azyl dla mnie i moich trzech córek – Poprosiła.

- Dobrze. Proszę, wejdź – Oznajmiła kobieta. Zaprowadziła Aurelię do jednego z pomieszczeń – Zaczekaj tu. Zaraz przyjdę – Oznajmiła. Aurelia usiadła w najbliższym fotelu. Położyła dziewczynki na tapczanie, potem wyjęła różdżkę i wypowiedziała zaklęcia ochronne. 'Przynajmniej on się tu nie do-stanie. Będą bezpieczne'. Pomyślała. W tym momencie otworzyły się drzwi. Schowała szybko różdżkę i wstała. Do środka weszła kobieta w średnim wieku.

- Dzień dobry. Nazywam się Loreine Parwen i jestem tu dyrektorką – Przedstawiła się uprzejmie – Co mogę dla pani zrobić? – Spytała.

- Dzień dobry. Nazywam się Aurelia Parker. Proszę o azyl dla mnie i moich córek – Wskazała na troje niemowląt. Pani Parwen popatrzyła najpierw na Aurelię, a potem na dziewczynki.

- Dobrze, pani Parker. Niestety, ale mogę tylko przyjąć jedno dziecko do naszego sierocińca, bo jest mało miejsca – Oświadczyła. Aurelia spojrzała na nią ze smutkiem, ale po chwili powiedziała:

- Nic nie szkodzi. Dajcie mi pokój, a ja będę spała z dziewczynkami i sama się nimi będę opiekowała, dopóki nie znajdzie się dla nich odpowiednia rodzina. Mogę tu nawet pracować. Dobrze? – wyjaśniła. Dyrektorka popatrzyła na kobietę i odparła z uśmiechem:

- Zgoda. Zaprowadzę panią do pokoju – Wyszła. Aurelia wzięła dzieci na ręce i podążyła za kobietą. Loreine poprowadziła ją na drugie piętro. Otworzyła jedno z wielu drzwi. Wewnątrz była skromna kilkumetrowa izba.

- Może być. Dziękuję. Jakoś się urządzę. Jednak chcę o czymś pani powiedzieć – Aurelia spojrzała na dyrektorkę i oświadczyła – Jestem czarownicą. Prawdziwą czarownicą, która umie rzucać zaklęcia. Proszę o tym nikomu nie mówić. Dziewczynki też będą czarownicami. Dostaną list ze szkoły w wie-ku jedenastu lat. Poza tym jak pani powiedziała, możecie przyjąć tylko jedną dziewczynkę. Rozwiązując ten problem, zajmę się dziećmi, dopóki jedna z nich nie znajdzie odpowiedniej rodziny zastępczej, a z dwoma wyjadę. Zgadza się pani? – Spytała. Loreine patrzyła na Aurelię wystraszona, ale odpowiedziała:

- Dobrze, zgoda.

- Dziękuję. - Uśmiechnęła się. Senna położyła się i zasnęła. Jutro czekał ją ciężki dzień.

~~*~~

31 lipca 1980...

Ruda kobieta właśnie urodziła bliźniaków, dwóch chłopców. Rodzice byli bardzo szczęśliwi. Wiedzieli jednak, że będą musieli ich ukryć.
Kilka dni później do ich domu przybyła czarnowłosa kobieta.

- Kim jesteś? Przedstaw się! – Zawołał czarnowłosy mężczyzna w okularach.

- Nazywam się Regina Hoof. Muszę z wami porozmawiać. To bardzo ważne. Dotyczy to waszych dzieci. Nie jestem waszym wrogiem ani też Śmierciożercą. Nie jestem nawet czarownicą. Jestem charłakiem. Możemy porozmawiać wewnątrz? – poprosiła. Mężczyzna patrzył na nią przez dłuższą chwilę, aż w końcu wpuścił do środka – Dziękuję, panie Potter – Powiedziała.

- Skąd wiesz, jak się nazywam? – Spytał.

- Wiem o was nie mało – oznajmiła – Nawet więcej niż bym chciała – Dodała.

- Rozumiem. Niech pani wejdzie – Zaprowadził kobietę do salonu, gdzie przebywała jego żona.

- James, kim jest ta kobieta? – Spytała się męża.

- To Regina Hoof. Podobno wie o nas dużo, ale skąd tego nie wiem – Wyjaśnił.

- Regina Hoof? Słyszałam o tobie. Aurelia ciągle do ciebie przychodziła i opowiadała nam o tobie. James, skoro Regina przyszła do nas to na pewno ma do nas ważną sprawę. Prawda? – Spytała. Ta skinęła głową.

- Ale wciąż nie rozumiem, kim ona jest – Powiedział z niedowierzaniem.

- Regina jest medium. Potrafi przewidywać przyszłość. Masz na pewno dla nas jakąś przepowiednię, zgadza się? – oświadczyła z uśmiechem. Tym razem kobieta zaprzeczyła, pokręciwszy głową – Więc... dlaczego tu jesteś? – Zapytała Lily.

- Przybyłam tutaj, bo kilka dni temu miałam wizję. Jednak wtedy nie miałam możliwości skontaktować się z wami. Musiałam użyć sztuczek – chwila milczenia – Nie pytajcie jakich – popatrzyła na nich oboje, a gdy ci wciąż milczeli, kontynuowała – Najważniejsza jest ta wizja. Usiądźcie, proszę, a wam wyjaśnię, o co mi chodzi – wykonali jej polecenie – W wizji zobaczyłam, że obaj wasi synowie otrzymają dużą moc i umiejętności, które będą im służyć do czynienia dobra, ale... – zrobiła krótką pauzę – tylko jeden z nich przeżyje śmiertelne zaklęcie – małżeństwo wytrzeszczyli oczy na panią Hoof – ...co uczyni go wybrańcem, a drugi będzie z nim połączony, by stać się jego Strażnikiem, gdy osiągną pełnoletność. Macie też córkę, jeśli się nie mylę? – Spytała na koniec. Oboje skinęli w milczeniu głowami – Córka będzie Strażniczką obu waszych synów i musi ich ochraniać bez względu na wszystko. Muszę obdarować jednego z waszych synów Darem Przewidywania Przyszłości Poprzez Sny. Będzie on mógł w ten sposób ostrzegać wybrańca – Oświadczyła.

- Skąd będziesz wiedzieć, który jest wybrańcem? – zapytał James nieco skołowany. Regina uśmiechnęła się i odparła:

- Jestem medium, panie Potter. Wyczuję to. Gdzie są chłopcy? – Spytała.

- Na górze. Śpią – Odpowiedziała Lily. Pani Hoof skierowała się na piętro. Po chwili znalazła pokój dziecięcy, gdzie leżeli dwaj malcy. Jeden miał na swoim ubranku literę "H", a drugi "J". Małżeństwo szli za nią, chcąc zobaczyć, co zamierza zrobić. Pani Hoof zbliżyła się do chłopców i pochyliła się nad nimi, przyglądając się im przez krótką chwilę. Wyciągnęła jedną rękę nad ciałem Jacka, a drugą nad ciałem Harry'ego.

- Tak, czuję od nich bijącą potężną magię. Jest uśpiona, ale z biegiem lat się rozwinie. Jednak jeden musi oddać drugiemu moc połączoną razem z siostrą i Lordem Lordów, by dać ją wybrańcowi – Powiedziała jakby była w transie. Lily i James spojrzeli po sobie. Byli w szoku.

- Ale który ma dostać ten Dar Przewidywania Przyszłości Poprzez Sny? – zapytała Lily. Kobieta chwilę jeszcze stała nad łóżeczkiem chłopców z wyciągniętymi rękoma nad ich małymi ciałkami. Nagle zauważyli pod dłońmi kobiety światła. Pod prawą dłonią, która unosiła się nad ciałem Hary'ego było kilka świateł: bladoróżowe, szkarłatne, szmaragdowe i bordowo-czarne. Pod drugą dłonią, nad ciałem Jacka, były światła: żółte, szare i oślepiająco białe.

- Hm... Już wiem – Cofnęła lewą rękę i dotknęła głowy Jacka. Zamknęła oczy. Nagle rozbłysło jaskrawe światło, które ulokowało się pod dłonią Reginy, a potem wsiąkło do skroni Jacka. Gdy światło zniknęło, jedyną reakcją dziecka był lekki uśmiech. Potterowie podbiegli do niego i nachylili się. Zobaczyli na małym ciałku Jacka, a dokładniej na szyi mały znak, który ukształtował się w głowę byka.


 

- Co to? – zapytał James.

- Znak Przepowiadacza Snów – odpowiedziała Regina – To wyjątkowa rzadkość, jak mowa węży. Teraz posłuchajcie mnie uważnie – spojrzała na Potterów, a oni na nią – Ani Harry, ani Jack nie mogą przebywać w tym samym miejscu, dopóki nie ukończą pełnoletności. Musicie jednego oddać jakiejś rodzinie – odparła.

- Jak to? – spytała zaskoczona Lily.

- Dlaczego? – dopytywał się James.

- Bo za rok ktoś was zdradzi i spowoduje to waszą śmierć. Niedawno została wypowiedziana przepowiednia... – urwała, bo piwnooki dokończył.

- O chłopcu urodzonemu pod koniec lipca rodzicom opierającym się trzy razy. Zostanie naznaczony przez swojego oprawcę. Ten chłopiec ma pokonać Sami-Wiecie-Kogo... – wybełkotał James, wpatrując się w synów.

- Tak – Przyznała mu rację Regina – Znajdźcie Jackowi odpowiednią rodzinę, a z Harrym zostańcie – Zaproponowała.

- Chcesz powiedzieć, że to Harry będzie tym wybrańcem? To on ma pokonać Sami-Wiecie-Kogo? – Przeraziła się Lily.

- Niestety, ale to jego przeznaczenie. Zróbcie to jak najszybciej. Nie mówcie nikomu o mojej wizycie. Szczególnie przyjaciołom. Muszę iść. Do zobaczenia – I wyszła bez słowa dalszych wyjaśnień. Wie-działa, że nigdy już się nie zobaczą, że jest to ich ostatnie spotkanie. Wiedziała również, że Harry przywróci ich do życia, ale czy mu się uda? Tego nie wiedziała. Wolała raczej nie mieszać się w sprawy jej opiekuna.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.