Moja lista przebojów 2

30 września 2012

Rozdział 5 - "Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony"

Klik

W Piekielnym Dworze...
         Tortury trwały z dwie minuty, a Harry'emu wydawało się, że dwie godziny. Trząsł się skulony na posadzce.
- Za co to? - spytał cicho, gdy ten cofnął zaklęcie.
- To za przeszkadzanie mi w wielu sprawach i niweleniu moich planów... - wyjaśnił okrążając go. - ...To... Crucio!... - krzyknął Riddle z nienawiścią. Zaklęcie trzymał tym razem minutę, a gdy skończył dokończył: - ...za zniszczenie mi dziennika. - oświadczył. Harry zachichotał cicho.
- A masz jakieś inne preteksty do torturowania mnie? Bo te są banalnie śmieszne. - zadrwił. Kolejny Cruciatus. Wrzask był głośny i trwał pięć minut.
- Chcesz pretekstu? To było za to, że utraciłem przez ciebie moc i ciało na trzynaście lat! - krzyknął na całe pomieszczenie.
- Nie, Riddle... - szepnął Harry, gdy próbował nabrać powietrza. - ...Nie przeze mnie,... ale przez moją matkę... To od niej odbiło się zaklęcie... i trafiło w ciebie... - tu obrócił się do niego, aby na niego spojrzeć. - ...Wtedy twoja Cząstka Duszy we mnie weszła. - szepnął.
- Skąd ty wiesz o...
- O twoich Horkruksach?... - dokończył jego pytanie. - ...Profesor Dumbledore mi o nich opowiadał przez cały ostatni rok swojego życia... - wyjaśnił. - ...A wracając do tamtej nocy. Twoje mordercze zaklęcie odbiło się od ciebie i zmusiło cię do wyjścia ze swojego ciała. Twoja Cząstka Duszy weszła we mnie, gdyż byłem jedynym żyjącym stworzeniem w tamtym walącym się budynku. Lordzie Voldemorcie,... - tu spróbował wstać, ale wszystko go bolało, więc udało mu się tylko oprzeć o łokcie. - ...czy chcesz przyjąć to do wiadomości, czy też nie zrobiłeś mnie swoim Horkruksem. Nie możesz mnie właściwie zabić jeśli nie chcesz stracić swojego zabezpieczenia przed śmiercią,... - tym razem udało się usadowić na czworakach. - ...ale i tak musimy stoczyć pojedynek, gdyż tak głosi przepowiednia wygłoszona krótko przed moimi narodzinami. - oświadczył nie bardzo świadom tego, co mówi. Mężczyzna chwycił go za szaty i zbliżył do swojej twarzy. Harry tylko jęknął.
- To niemożliwe byś był moim Horkruksem! Nie przyjmę tego do wiadomości i już!... - warknął. - ...Glizdogon, powiedz Snape'owi, by przyniósł natychmiast jakieś lecznicze eliksiry! - zawołał.
- Tak, panie. - i wyszedł. Po kilku minutach Snape przybył, a gdy zobaczył Harry'ego był zaskoczony jego obecnością, ale podał swemu panu eliksiry. Voldemort spojrzał na Harry'ego.
- Potter, jeśli mówisz prawdę i jesteś moim Horkruksem, to nie mogę cię zabić... - popatrzył na niego chwilę i dodał tonem zaciekawienia: - ...Mówisz, że musimy także stoczyć pojedynek? - szepnął, ale doskonale było go słychać.
- Tak. - odpowiedział Harry, gdy przełknął wszystko co mu podawał Snape.
- Słuchaj, gdy przybędzie reszta Śmierciożerców masz się zachowywać jakby nie było tej rozmowy... - spojrzał na swe sługi. - ...wy także, zrozumiano? - oznajmił.
- Tak, jest panie. - powiedzieli zgodnie Snape i Pettigrew.
- Dobra, jak chcesz. - odpowiedział obojętnie Harry.
- Mam dla ciebie propozycję, Potter, ale powiem ci ją, gdy przybędzie reszta i gdy poczujesz się lepiej. Zgadzasz się? - spytał.
- Pożyjemy, zobaczymy. - znowu obojętny ton.
- Świetnie. Snape wprowadź ich, a potem stańcie na swoich miejscach... - nakazał obu Śmierciożercom. Gdy w końcu przybyli Śmierciożercy Voldemort oznajmił: - ...Witajcie, przyjaciele... - "Ta, przyjaciele. Jeśli oni są przyjaciółmi, to ja jestem primadonna!" - zadrwił Harry w myślach. - ...Dziś jest wielki dzień! Wreszcie oto w mych rękach jest Cała Nadzieja Czarodziejskiego Świata! Sam Harry Potter zaszczycił nas dzisiaj. Nie będzie on tego jednak żałować. Jak widzicie, nikt mu teraz nie pomoże. Prawda, Potter? - tu zwrócił się do chłopca obok siebie. Zielonooki patrzył z odrazą na mężczyznę w tronie, jakim był Czarny Pan. W końcu spytał:
- Po, co mnie tu przyprowadziłeś, Tom?... - nie mógł powstrzymać się od cynizmu. - ...Przecież do zabicia jednego bezbronnego chłopca nie jest ci potrzebna cała zgraja liżących ci buty sług. A może źle przeliczyłem twoje siły, co? - Ten uśmiechnął się do chłopca z satysfakcją, co lekko zbiło go z tropu.
- Brawo, panie Potter, właśnie takich Śmierciożerców mi potrzeba. Z charakterem i odważnych... - "...O co mu chodzi?" - pomyślał Harry podnosząc brew. Lord ponownie zwrócił się do zgromadzonych. - ...Harry Potter przybył do nas nie po to, by umrzeć, drodzy Śmierciożercy. Wręcz przeciwnie. Pupilek Dumbledore'a przyłączy się do nas. - tu zwrócił twarz do chłopca zaskoczonego tymi słowami. Harry wstał, co przyszło mu z nie małą trudnością. W końcu, gdy mu się to udało spojrzał na Voldemorta. Obaj patrzyli na siebie - Potter i Riddle. W końcu Harry postanowił się odezwać.
- Czy ty myślisz, że się do ciebie przyłączę? Czy sądzisz, że mnie do tego przekonasz? - spytał z niedowierzaniem.
- Wiem, że mi się uda, Potter. - odparł.
- Nigdy się do ciebie nie przyłączę! Wiesz to od zawsze! - zawołał.
- Doprawdy, Harry? - zapytał Lord uśmiechając się pod nosem. - "No i już po ptakach! Voldemort wypowiedział jego imię. Chłopak jest w tarapatach..." - pomyślał z lekkim przerażeniem Snape.
- Tak, Riddle. - Lord skrzywił się słysząc swoje prawdziwe nazwisko, lecz nic nie powiedział przez jakąś minutę.
- No cóż, to się jeszcze okaże, Harry... - tu uśmiechnął się przerażająco. - ...Nie bez powodu ich tu wezwałem... - Wskazał na Śmierciożerców, którzy najwyraźniej ucieszyli się decyzją swojego pana, bo przybliżyli się troszkę. - ...Póki nie zgodzisz się na przyłączenie do mnie jesteś na razie do ich dyspozycji... -  Dwóch z nich wzięło go brutalnie za ramiona i zaprowadzili na środek pół kręgu, gdzie go rozwiązali, zostawili i zajęli swoje miejsca w kręgu. - ...Pamiętajcie: Nie zabijajcie chłopaka. Jest mi potrzebny żywy. On musi się do nas przyłączyć... - oznajmił Riddle zaznaczając ostatnie zdanie. Snape uśmiechnął się drwiąco pod maską. Był ciekawy ile Potter wytrzyma jako "zabawka" Śmierciożerców. - ...Niech zacznie się pokaz! - po tym oświadczeniu Voldemort założył nogę na nogę patrząc na Pottera ze znaczącym uśmiechem przyklejonym do jego wężowej twarzy. Harry patrzył na każdego czarodzieja niepewnie. Zerknął w kierunku drzwi, ale nim zrobił krok...
- Cexoir! - zawołał pierwszy Śmierciożerca celując w chłopaka. Severus pomyślał, że... - "...Mocno zaczynają jak na początek" - Harry wrzasnął i upadł na kolana trzymając się za głowę. Jego oczy powędrowały do wnętrza czaszki, gdyż poczuł przerażający ból w głowie. Zatrząsł się od bólu. Zaklęcie trwało dość długo, a chłopcu wydawało się, że to wieki. Gdy zaklęcie minęło oddychał szybko. Wiedział, że to dopiero początek i nie miał zamiaru błagać o litość. - "Nie mogę się poddać... Nie mogę!" - Wiedział, że ten ból czuje także Eleine. Biedna dziewczyna. Musiał wymyślić jak się stąd wydostać i by nie odczuwała jego bólu. Postanowił zabawić się ze Śmierciożercami. Z wysiłkiem ułożył drwiący uśmiech na twarzy i spojrzał na postać, która rzuciła to zaklęcie.
- Tylko na tyle cię stać?... - spytał. - ...Doprawdy, po wykwalifikowanych tchórzach spo... - jednak dalej nie mógł dokończyć zdania, ponieważ następna klątwa uderzyła w jego ciało. Krzyknął, ale nim minęło 10 sekund zamknął usta zaciskając zęby. Zaklęcie minęło po dwóch minutach, po czym wystąpił następny zamaskowany czarodziej.
Półtorej godziny później...
         Leżał na posadzce w kałuży krwi. Trzeba zaznaczyć, że własnej krwi. Czekał na kolejną dawkę swoich tortur (oraz Eleine i jeszcze dwóch osób, ale nie wiedział jeszcze o ich istnieniu). Nie spodziewał się jednak, że Voldemort powstrzyma Śmierciożercę od rzucenia kolejnego zaklęcia mówiąc:
- Stop... - po czym zwróci się do leżącego. - ...I jak, chłopcze? Podjąłeś decyzję? Przyłączysz się do mnie? - spytał patrząc na niego z góry. Harry trzęsąc się bezwolnie obrócił powoli głowę i spojrzał w jego stronę. Widział jego twarz jak przez mgłę. Z jego oczu, nosa, ust i uszu leciały małe stróżki krwi. Po chwili milczenia odpowiedział:
- Idź do Diabła... - odpowiedział niezbyt grzecznie. Głos miał lekko zachrypnięty od krzyków.
- Bardzo dobrze. Kontynuujcie. - I tortury zaczęły się od nowa.
Trzecia godzina tortur...
         Półprzytomny nie mógł powstrzymać drżenia, które sprawiało mu dodatkowy ból. Oddychał nierówno. Nie wiedział już czy jest dzień czy noc, i która jest godzina. Wiedział jedno: nie miał drogi ucieczki z tego piekła. W tym momencie usłyszał tego gadziego potwora i jego nudne pytanie.
- Drogi chłopcze... - zaczął mężczyzna, gdy ten drżał i lekko płakał. - ...To może się skończyć. Wystarczy tylko jedno twoje słowo. - Chłopak ponownie na niego spojrzał. Nie mógł skupić wzroku, gdy patrzył na czarnoksiężnika. Splunął na podłogę. Jego ślina mieszała się z krwią.
- Daj se siana! - warknął najgłośniej jak mógł.
- Bardzo dobrze. Sam tego chciałeś. Kontynuujcie. - Tortury trwały dalej.
Dwie godziny później...
         Tortury trwały i trwały jakby nie miały końca. Harry miał już ich dość, ale wiedział, że nie może się poddać. Liczyło się tylko to, by przeżyć i mieć jasny umysł, pomimo bólu. Do tortur dochodziły jeszcze omdlenia. Jednak Śmierciożercy go cucili, by "zabawa" trwała dalej.
- I jak, Ha...? - Voldemort nie skończył zdania, bo Harry krzyknął przerywając mu:
- Wal się, Riddle! Nie będę jednym z twych kundli! - czarownik westchnął, ale i też się uśmiechnął diabelnie.
- Dobrze. Kontynuujcie, a ja wrócę za jakiś czas... - powiedział. Harry usłyszał jego kroki obok siebie. Jednak nagle - niespodziewanie wyczuł ból blizny i podniecenie Lordziny. - ...Chociaż... chcę jeszcze coś zrobić... - obrócił go kopniakiem na plecy, co spowodowało głośny jęk chłopaka.
- Przestań... - szepnął jak w gorączce.
- Słucham? Nie dosłyszałem. - powiedział Voldemort nachylając się nadal się uśmiechając.
- Przestań mi to robić... To boli... - szepnął jakby nie widział mężczyzny.
- Więc się poddajesz? - spytał z satysfakcją. Chwila milczenia aż Harry warknął:
- Nigdy!... - syknął przez zaciśnięte zęby. - ...Ale ranisz w ten sposób moją kuzynkę... Torturując mnie torturujesz także i ją. - szepnął.
- Interesujące. Kim ona jest? - spytał. Tym razem Harry spojrzał na niego.
- O, nie... Nie powiem! Nie zdradzę jej! - zachrypiał.
- Jak chcesz... - oświadczył Riddle i ukucnął. - ...Ciekawe co powiesz na to? - wyciągając rękę ku jego twarzy.
- Co ty...? O nie...! Nie!! - rozszerzył oczy z przerażenia, które w nim tkwiło od jakiegoś czasu, ale skrycie je ukrywał.

23 września 2012

Rozdział 4 - Sprzymierzeniec i lekki przedsmak bólu

Klik

        

Wszyscy poszli do lasu leżącego blisko Piekielnego Dworu i stamtąd deportowali się do Londynu, zasłaniając uprzednio Peterowi oczy. Wszyscy dorośli się deportowali. Młodzież, która nie miała jeszcze licencji, chwycili starszych za ramię, by użyć teleportacji łącznej. Petera deportowali w taki sam sposób.

 

Znalazłszy się przed domem Blacków, weszli do środka i zaprowadzili szczurkowatą postać do jednego z pokoi. W końcu zdjęli mu ją, usadowili na krześle i związali. Stanęli wokół niego i zasypali pytaniami, takimi jak: "Gdzie dokładnie mieści się Piekielny Dwór?"; "Dlaczego się do niego przyłączyłeś?"; "Czy trzyma tam jeszcze kogoś?". Itp. Ton ich głosów był agresywny, więc trudno było mu mówić. Był jakby przytwierdzony do muru. Tylko trzy osoby wiedziały o tym, że Glizdogon jest po stronie dobra. Albus Dumbledore, Hermiona Granger i Minerwa McGonagall. Pierwsza nie żyje, druga jest w niewoli, więc ta trzecia zapytała łagodnym, ale i stanowczym głosem, tak by uciszyć resztę:

 

- Niech pan nam powie, panie Pettigrew, gdzie mieści się Piekielny Dwór i co zamierza twój pan? – Wszyscy spojrzeli na dyrektorkę, a następnie na spytanego.

 

- Czarny Pan zbudował Piekielny Dwór w północnej Anglii niedaleko Ben Nevis. Planuje ośmieszenie Harry'ego przed całym społeczeństwem czarodziejów, nie mówiąc już o mugolach i jego przyjaciołach. Planuje również zniszczyć przyjaźń Świętej Trójcy, aż w końcu po kolei pozabijać, bo mu przeszkadzają i drażnią, jak kiedyś Albus Dumbledore – spojrzał na Harry'ego i Rona.

 

- A czemu zdradziłeś moich rodziców? – spytał ten pierwszy. Glizdogon spojrzał prosto w jego zielone oczy koloru Kedavry.

 

- Już powiedziałem o tym Lady Black... – nie dokończył, bo Ron chwycił go za włosy (których miał już baaardzo mało) i pociągnął do tyłu – Aa! To boli! – jęknął mężczyzna.

 

- Masz-nigdy-nie-mówić-tak-o-Hermionie!! – syknął Ron.

 

- Dobra, dobra. Więc... mówiłem już o tym Gran... – (mocniejsze pociągnięcie Rona) – Aaa! Chciałem powiedzieć: Mówiłem już o tym Hermionie! – zawołał.

 

- Więc powiedz teraz i nam – poprosił Lupin. Peter zwrócił na niego wzrok. Czuł wciąż do niego respekt i nie wiedział co robić dalej. W końcu oznajmił:

 

- Ponad 17 lat temu Voldemort poznał pewną kobietę – zaczął, a Ron puścił jego włosy i jak reszta słuchał jego słów – To było zaskakujące, nawet dla niego, że zakochał się w niej, ale nie na zabój naturalnie – i opowiedział im o rozmowie między Voldemortem a Hermioną, gdyż był przy tym. Wszyscy byli pod wrażeniem, że teraz mówi z szacunkiem o pannie Granger. Najdziwniejsze było to, że współpracuje z nimi – z Zakonem. Nagle odezwała się Aurelia, patrząc na zegarek:

 

- Rany Julek! Mamy dokładnie 12 godzin, by zastanowić się, kogo mamy wymienić na Hermionę! – Zrobił się ruch – Ma ktoś jakieś pomysły? – Nikt nie odpowiedział. Po kilku chwilach odezwał się Pettigrew:

 

- Może... możecie mnie do tego użyć – zaproponował ten.

 

- W życiu, śmieciu jeden! – krzyknęli równocześnie Harry i Ron.

 

- Przestańcie wszyscy! Tu chodzi o Hermionę! Trzeba zwołać zebranie i się zastanowić kogo wymienimy na moją córkę. Ty, Peter nie zrobisz tego. Potrzebujemy cię do czegoś innego – Zrobiło się cicho. Nikt nie śmiał przeciwstawiać się pani Parker. Profesor McGonagall przyglądała się ciemnowłosej, a potem spojrzała na panią Weasley. Ta tylko spojrzała na nią i wyszła. W międzyczasie podczas zebrania KGZF do Sali Narad wszedł niewysoki młodzieniec. Rzucił na siebie pewne zaklęcie niewidzialności*.

 

- Musimy wybrać kogoś, by wymienić tę osobę na Hermionę! – zawołał Harry, przekrzykując wszystkich.

 

- Czy macie jakieś propozycje jak to ominąć? – spytała Aurelia, która też była na zebraniu, gdy zrobiło się cicho.

 

- A jeśli zacznie ją torturować? – spytała Ginny, która wraz z braćmi byli na zebraniu.

 

- Wtedy zainterweniujemy. Lecz jeśli będzie ją torturować, by nas zmusić i wymienić ją na Harry'ego, to... będziemy zgubieni – głos Lupina był drżący. Przez chwilę nikt nic nie powiedział.

 

- Niech żadne z was się nie poddaje, bo to dla nas słabość. Słabość dla Lorda Voldemorta oznacza siłę, a siła to potęga! – rozległ się czyjś głos.

 

- Kto tu jest?! – spytał Moody. Do salonu wkroczył ów młodzieniec. Miał czarne włosy, przenikliwe niebieskie oczy i smukłą sylwetkę. Dziewczyny aż pisnęły z wrażenia na jego widok.

 

- John? Co tu robisz? Miałeś nie ruszać się z Lasu Druidów – spytała Aurelia, otrząsając się jako pierwsza z szoku jego pojawieniem.

 

- Widzisz matko, dowiedziałem się od wodza druidów, że jedna z moich sióstr została porwana, a wy poszliście ją odbić, ale się wam to nie udało. Wybraniec zaproponował mu zamianę jego przyjaciółki na kogoś innego, lecz musieliście się zastanowić nad tym kogo zamienić na nią, a ona sama została jako zakładnik – powiedział spokojnie. Miał tak uroczy głos, że nawet Eleine i Mary zemdlały, ale ich matka nie.

 

- Kimże jesteś, by tu wparowywać bez zaproszenia?! – zawołał Moody – To prywatne spotkanie!! Nawet cię nie zauważyłem poprzez moje oko!!** - oświadczył Moody, pokazując na oczodół, gdzie mieściło się magiczne niebieskie oko.

 

- Nie przedstawiłem się? Nazywam się Jonathan Allan Parker. Jestem najstarszym synem Aurelii Parker i Toma Riddle'a Juniora – Wszyscy zamarli z wrażenia.

 

- Nie mówiłaś nam, że masz również syna! – zaprotestował Harry.

 

- Cóż, na początku sama nie wiedziałam, że John żyje, bo mi powiedziano, że umarł niedługo po porodzie. Spotkałam go całkiem niedawno i poprosiłam, by zamieszkał w Erpedii – Mieście Druidów – odpowiedziała ze smutkiem w oczach, a jednocześnie była szczęśliwa jego widokiem.

 

- Powiedz nam, jak poznałaś Voldemorta? – rozległo się pytanie, kierowane do Aurelii.

 

- Pytacie o Riddle'a Juniora? – Wszyscy kiwnęli głowami, więc kobieta odpowiedziała – Poznałam Lorda zaraz po ukończeniu szkoły. – zaczęła, ale przerwała jej McGonagall.

 

- Kiedy to było dokładnie? – starsza Parker zamyśliła się i odpowiedziała:

 

- Hmm... Myślę, że ponad 18 lat temu – odpowiedziała Aurelia.

 

- Rany! To przecież czasy moich rodziców! – zawołał Harry. Kobieta uśmiechnęła się.

 

- Tak, to prawda. I powiem ci, że znałam ich. Lily była moją siostrą-bliźniaczką, a jednocześnie serdeczną przyjaciółką, no i partnerką w walce – rozmarzyła się na chwilę, jednak spoważniała mówiąc: – A wracając do Johna i Voldemorta... Toma poznałam, gdy zabijał naszych rodziców. Widziałam, jak to robił. Miałam wtedy z 16 czy 17 lat, ale jedno jest pewne: Spotkaliśmy się wkrótce po ukończeniu przeze mnie Hogwartu – posmutniała – Gdy przyszłam do domu, zobaczył mnie. Porwał i zaprowadził do Piekielnego Dworu. Mówię wam, to straszne miejsce, straszniejsze od Koszmarnego Dworu, czy Ciernistego Grodu. Tam mnie nie tylko torturował, ale też zgwałcił. Ale, gdy dowiedział się, że jestem czystej krwi, zaprzestał torturowania i gwałcenia. Opiekował się mną jak córką. Było tak przez rok. Nie długo potem zdałam sobie sprawę, że jestem w trzecim miesiącu ciąży z Johnem. Zaniósł mnie wtedy do jednego z pokoi w wierzy i nie wypuszczał, puki nie urodziłam.

 

- A John? Czy mieszkał u Voldemorta? – spytał Lunatyk.

 

- Jak powiedziałam wcześniej: Powiedziano mi, że nie żyje. Dopiero kilka miesięcy po porodzie, gdy Glizdogon przyszedł do mojego pokoju, by dać mi wodę, powiedział mi w sekrecie przed gadem, że John jednak żyje, a ukryli go w Koszmarnym Dworze znajdującym się w Irlandii. Zaniesiono go tam zaraz po narodzinach dziewczynek. Mało tego majaczyłam przez sen, wykrzykując jego imię. Tak mi mówiono, bo miałam wtedy gorączkę. Gdy wyzdrowiałam, postanowiłam opracować plan ucieczki. Kilka dni po narodzinach dziewczynek nadarzyła się okazja. Upiłam go i namówiłam, by dał im pewne medaliony. Tak też zrobił. Dał je dziewczynkom, kładąc przy każdej z nich przedmiot. Zmieniły one kształt. Lecz... po siedemnastu latach, gdy przybył po Hermionę...

 

- Medalion zmienił się kształt – dokończył za nią John.

 

- Tak.


- Co robi medalion, który ma Hermiona? – spytał Lupin.

 

- Gdy Hermiona ma go na sobie, Voldemort może ją kontrolować poprzez niego. Trzeba go zdjąć z jej szyi i uwolnić lub przekonać Riddle'a, by zdjął zaklęcie z jej wisiorka – objaśnił John.

 

- Masz rację, John. Tylko pytanie brzmi, jak to zrobić? – spytała jego matka.

 

- Ja pójdę za Hermionę i zdejmę go z jej szyi – odpowiedział poważnie.

 

- Czyś ty zwariował?!? Jesteś za młody!! A...!! – wrzasnęła Aurelia, lecz jej wypowiedź przerwał John niewiarygodnie spokojnym głosem, lecz stanowczym tonem, tak by ją uciszyć:

 

- Mam ponad 18 lat, mamo i jestem na tyle doświadczony i dorosły, by być w Zakonie i poświęcać się dla kogoś, kogo nie znam, a jest w potrzebie. Nie możesz mną już rządzić – Zapadła cisza. Nagle odezwał się Lupin:

 

- Myślę, Aurelio, że John ma rację. Nie masz już na niego wpływu. Jest dorosły i nic nie możesz zrobić. Jest taki jak ty. Uparty i nie odpuści. A poza tym nikt nie jest na tyle odważny, by pójść dobrowolnie do Voldemorta w zastaw za jedną z twoich córek. Sądzę, Aurlo, że się zgadzasz ze mną? – Lunatyk spojrzał na niebieskooką, uśmiechając się lekko. Ta popatrzyła na niego przez chwilę, a potem odpowiedziała:

 

- Tak, Luniuś. Masz rację – Remus zarumienił się lekko. Tylko Ona i Lily tak na niego mówiły za ich szkolnych lat. W tej chwili wtrącił się Harry:

 

- Ja mam chyba pomysł. Przez wakacje zastanawiałem się, co by było, gdyby był jego więźniem i... Nie! Wysłuchajcie mnie przez chwilę! – zawołał, widząc blade twarze zgromadzonych, a zwłaszcza pani Weasley, Lupina, Rona i co dziwne, Eleine – Wpadłem na pomysł, by wziąć wszystkie gadżety Freda i George, a przede wszystkim Peruwiański Proszek Niewidzialności itp. przedmioty, a potem stamtąd uciec. Jeśli to nie zadziała, to mógłbym rzucić na siebie Zaklęcie Kameleona. Co wy na to? - Wszyscy wytrzeszczyli oczy na Wybrańca.

 

- Ale gdyby cię torturował, to by ci zabrał różdżkę oraz wszystko, co byś miał ze sobą i nie miałbyś drogi ucieczki! – zauważyła Mary.

 

- Masz rację, ale nie wiecie jeszcze jednego o mnie – uśmiechnął się do wszystkich – Znam Magię Bezróżdżkową i Niewerbalną. Uczył mnie tego mój kuzyn. Jest on drugim synem mojej ciotki, który też jest czarodziejem – objaśnił. Pani Weasley opadła na krzesło. Aurelia, widząc stan rudej kobiety, dała jej eliksir uspakajający.

 

- Więc co robimy? – spytała, gdy pani Weasley otrząsnęła się z szoku.

 

- Myślę, że ja i John pójdziemy w zastaw za Hermionę – zaproponował Potter. Zrobiło się na kilka chwil cicho, potem Lupin powiedział:

 

- Więc ustalone. Teraz trzeba ich przygotować. Aurelio, czy masz jeszcze ten chip lokalizujący, który dałaś Hermionie do krwi w sierocińcu? – spytał.

 

- Tak, mam. A co? – spytała.

 

- Daj nam wszystkim. Czy ktoś widział bliźniaków Weasley? – zapytał.

 

- Tu jesteśmy – odpowiedziały chórem dwa głosy. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.

 

- Czy ktoś potrzebuje naszej pomocy? – spytał Fred.

 

- Tak. Ja i John. Pokażcie nam wszystkie wasze gadżety pomocne w walce i odwracające uwagę – Obaj młodzieńcy pokazali je.

 

Następnego późnego popołudnia Harry i John byli gotowi i teraz żegnali się z bliskimi.

 

~~*~~

 

W Piekielnym Dworze od kilku godzin było słychać nie ustanie kobiece wrzaski.

 

- Mam nadzieję, że twoi przyjaciele tu przyjdą – zaśmiał się czerwonooki.

 

- Pieprz się!! Nigdy tu nie przyjdą! Nie... – urwała, bo Lord zawołał:

 

- Cexoir! – Hermiona wrzasnęła, trzymając się za głowę. Zaklęcie trwało z 30 sekund.

 

Tymczasem Harry, Ron, John, Moody, Lupin, Aurelia i kilku innych członków Zakonu skierowali się do twierdzy Lorda prowadzeni przez Glizdogona. Szli przez polanę ku czarnemu budynkowi. Ostrożnie otworzyli gotyckie podwójne drzwi i weszli do środka. Hol był dość duży i przestronny, lecz i mroczny, ale podejrzanie pusty. I to właśnie nie spodobało się każdemu obecnemu.

 

- Za mną i bądźcie cicho – szepnął Glizdogon, prowadząc ich do lochów. Szli kilka chwil, aż w końcu usłyszeli odległy dziewczęcy, a raczej prawie kobiecy wrzask. Po kilku chwilach zdali sobie sprawę, że to... głos Hermiony! Raczej był to wrzask.

 

- O nie! Hermiona! – wrzasnęli jednocześnie Ron i Harry, po czym pobiegli do źródła krzyku (mieli na sobie ciche buty, które dostali od Freda i George'a, więc ich kroków nikt nie słyszał). Nagle krzyk ustał i ustąpił cichym szlochom...

 

W lochu...

 

Lord wpatrywał się w ciało swojej córki i cieszył się tą chwilą. Hermiona drżała z bólu, łzy wylatywały jej z oczu jak z wodospadu Niagara i nie mogła ich powstrzymać. Leżała półnaga oraz zakrwawiona na podłodze nie mogąc się ruszyć z bólu. Każdy ruch sprawiał jej ogromny ból, nawet oddech. W tym momencie do lochu wpadło tuzin osób z Aurelią, Harrym i Ronem na czele. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyli po przybyciu tutaj: To Lord uśmiechający się złośliwie i patrzący w dół na posadzkę. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli niecodzienny widok. Natomiast Hermionę leżącą na posadzce wpółprzytomną, półnagą w kałuży własnej krwi. Pierwszy otrząsnął się Ron. Podbiegł do przyjaciółki, ale coś go zatrzymało. Jakaś bariera ochronna, która "lekko" sparaliżowała chłopaka. Konkretniej dostał prądem, dotykając bariery ochronnej.

 

- AAAAAA!!! – wydarł się Ron i upadł.

 

- Ron! – krzyknęli jego przyjaciele.

 

- Nic mi nie jest – powiedział po chwili i wstał z pomocą Lupina.

 

- Wpuść nas! – zażądał Lupin, kierując te słowa do Riddle'a.

 

- Oddaj Hermionę! – zawołał Harry.

 

- Zdejmij barierę! – krzyknął Ron. Zamiast znieść barierę, Czarny Pan spytał:

 

- Czy zdecydowaliście? – Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Nikt się nie odzywał prócz Rona, który wciąż i wciąż walił w niewidzialną barierę ochroną, chcąc dotrzeć do swojej ukochanej, jednocześnie dostając prądem.

 

- Hermiono! Odezwij się! To ja, Ron! Proszę cię, odezwij się! – Łzy wylatywały rudzielcowi strumieniami z oczu. W końcu padł na kolana, jęcząc i szlochając, nawet nie uderzał już w barierę, tylko klęczał zrezygnowany.

 

- Tak, Lordzie Voldemorcie, zdecydowaliśmy – odezwał się wilkołak. Czerwonooki spojrzał na niego pytającym wzrokiem – Harry i John zostaną, a ty oddasz Hermionę w zastaw. Zgoda? – oznajmił Remus.

 

- Chcę przypomnieć, że Hermiona zgodziła się być przy mnie w zamian, że nie skrzywdzę jej przyjaciół – przypomniał, lecz w tym momencie odezwała się panna Granger, słabym prawie niedosłyszalnym głosem, patrząc przy tym na swojego ojca:

 

- To pr-prawda... Tak było... zanim... zabiłeś T-Tonks – i zwymiotowała nie tylko na posadzkę, ale i na siebie. Po kilku chwilach dodała – Nie dotrzymałeś przyrzeczenia... więc zrób to, co powiedział Remus Lupin... Harry i John zostaną, a ty mnie oddasz w zastaw za nich – Voldemort spojrzał na córkę i po chwili powiedział:

 

- Dobrze. Zgoda – machnął różdżką i bariera zniknęła. Po lewitował Hermionę ku Lupinowi, a ten wziął ja na ręce – Potter, Parker chodźcie tu – powiedział. Obaj zbliżyli się – Bliżej! – warknął. Młodzieńcy zbliżyli się jeszcze bardziej. Voldemort wyciągnął rękę ku Harry'emu i go chwycił za ramię. Harry jęknął. Riddle wycelował różdżką w Johna – Teraz wyjdźcie, zanim się rozmyślę. Glizdogon, ty zostajesz. A wy... No już! WYNOCHA!!! – Zakon wyszedł najszybciej jak mógł. Po kilku chwilach deportowali się do kwatery. Gdy Riddle pozbawił obu młodzieńców różdżek i wszystkich narzędzi, jakie mieli i "widział" u nich zwrócił się do Petera: – Zwołaj Śmierciożerców. Odbędzie pokaz. Parkera zanieś do celi w lochach, a potem tu posprzątaj – rozkazał.

 

- Tak jest, panie – i odszedł.

 

- Idź! – warknął, pchnąwszy dość mocno Harry'ego przed siebie, aż ten jęknął z bólu. Szli kilka minut korytarzem. Przez ten czas odbyła się wymiana zdań:

 

- Czego chcesz ode mnie? – Odpowiedział mu nie tylko ból w czole tam, gdzie jest blizna, ale i słowa Riddle'a:

 

- Zamknij się i idź!Voldemort krzyknął tak głośno, że aż echo potoczyło się po korytarzu i pchnął go, a ten upadł – Wstawaj! – warknął. Harry spróbował wstać. Gdy się mu to udało, poszli dalej. Znalazłszy się na trzecim piętrze, weszli do sali, gdzie stały tylko trzy trony. Zielony, srebrny i czarny. Riddle usiadł na największym (czarnym) i zmusił Harry'ego, by ukląkł przed nim. Związał jego ręce z tyłu tak mocno, że aż liny wpiły mu się w nadgarstki – Glizdogon, do mnie! – człowieczek zbliżył się do swego pana – Wyciągnij rękę – nakazał mu. Mężczyzna zrobił to, choć niechętnie. Riddle przycisnął końcem różdżki Mrocznego Znaku. Harry wiedział, że Riddle wzywa w ten sposób resztę Śmierciożerców, a nie wróżyło to za dobrze dla niego. Pocieszeniem było to, że wśród nich będzie Snape. 'Zresztą... jak na to spojrzeć on tu będzie i coś wymyśli'. Gdyby mógł się uwolnić z tych więzów. 'Cholera! To magiczne liny!'. Pomyślał, próbując się wyswobodzić, napierając na sznury – Potter, co robisz? – rozległ się głos Riddle'a. Harry tylko na niego luknął, ale po chwili jednak odwrócił wzrok.

 

- Ja? Nic takiego – odpowiedział wymijająco.

 

- Potter, nie okłamuj mnie. Nawet gdy nie patrząc ci w oczy, wyczuję kłamstwo. Próbowałeś się uwolnić z więzów, prawda? – spytał. Harry spojrzał na niego teraz z oburzeniem.

 

- Tak – przyznał po chwili. Riddle wstał.

 

- Zanim wszyscy przyjdą zabawię się. Glizdogonie, idź na dół i powiedz im, by poczekali chwilę – rozkazał mu.

 

- Tak, panie – i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły za Pettigrew, Voldemort chwycił Harry'ego za ramię. Postawił na nogi i poprowadził na środek pomieszczenia.

 

- Zostaliśmy sami, Harry. Nikt nam teraz nie przeszkodzi. Teraz mi zapłacisz... za niektóre rzeczy – Harry miał złe przeczucia, widząc koniec różdżki Riddle'a wycelowaną w niego. Bardzo złe. Przełknął ślinę. Serce mu biło jak szalone, a pot ściekał mu po twarzy. Zamknął oczy – Crucio! – wrzask Pottera, jaki się rozniósł po całym pomieszczeniu, był głośny.

 

~~*~~

 

Tymczasem w innej części kraju ktoś także krzyczał...

 

Krzyk pewnego ciemnowłosego chłopca o orzechowych oczach roznosił się po pokoju i nie mógł przestać.

 

- Jack, co ci jest? – dopytywał się jego przyjaciel.

 

- N-n-nie wiem... Boli jak cholera! Jakby ktoś rzucił we mnie jakąś klątwę! – odpowiedział. Ból minął po dwóch minutach. Chłopak nazwany Jackiem oddychał ciężko – Przeszło – szepnął.

 

- Pójdę po ojca i uzdrowicieli – Jak powiedział, tak zrobił. Jednak, gdy był już na zewnątrz, ciemnowłosy chłopak zasnął.


Zobaczył czarnowłosego chłopca w okularach, za którymi lekko świeciły oczy w kolorze Avady. Na jego czole dostrzegł cienką bliznę w kształcie błyskawicy. Wyglądał prawie jak on, ale on (Jack) nie nosił okularów, nie miał blizny, miał jaśniejsze włosy, a oczy brązowe. Nigdy nie widział tego chłopca, ale miał wrażenie, że czuł, iż go zna. Zielonooki miał na sobie czarną szatę, narzucony na głowę kaptur, który zakrywał mu twarz, ale Jack widział dobrze każdy szczegół, nawet rysy twarzy, oczy i bliznę. Nieznajomy stał wśród wielu podobnie ubranych do siebie osób. Nagle, znikąd usłyszał głos, który wypowiedział te słowa:

 

- Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć – Nagle czerwono-zielone światło padło na zielonookiego i Jack wiedział, że ten jest "Naznaczony". 'Może to z powodu blizny?'. Nagle obraz zniknął i się zbudził.

 

- Jack, obudź się! Słyszysz mnie? – wołał go jego przyjaciel. Jack spojrzał na niego, a potem na wodza, który stał obok niego i jak w letargu powiedział:

 

- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć" – wyszeptał.

 

- Co powiedziałeś? – spytał wódz. Mężczyzna przyjrzał się jego twarzy. Oczodoły chłopca były całe białe, ale tam, gdzie znajdowały się źrenice, były szare, jakby patrzyło się przez zamgloną szybę.

 

- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć" – powtórzył głośniej, a nad nim pojawiła się postać Harry'ego w czarnej szacie.

 

- To dziwne – po chwili zauważył dziwny symbol podobny do byka na jego szyi. Błyszczał – Bardzo... dziwne – szepnął.

 

~~*~~

 

W innej części kraju...

 

- To może oznaczać tylko jedno, Elyon. Harry lub Jack są torturowani – mówił blondyn o ciemno-zielonych oczach.

 

- To straszne! Co robimy? – spytała kobieta nazywana Elyon.

 

- Nic. Nie możemy się wtrącać puki ja i Harry nie spotkamy się na Pokątnej. Cóż... – tu wstał i podszedł do łóżka. Położył się na nim i dokończył: – Harry, Jack, Eleine i ja dostaniemy nieźle w kość od Riddle'a i jego Śmierciożerców. Harry stanie się jego sługą, ale... – tu zaśmiał się cicho – Harry nie będzie do końca wykonywał jego poleceń. Tak czy siak – westchnął i spojrzawszy w okno – musimy we czwórkę wytrzymać przez najbliższe kilka tygodni. Szczególnie Harry. Przygotuj lecznicze eliksiry. Będę ich potrzebować – oznajmił – One przynajmniej uśmierzą fizyczny ból, lecz nie psychiczny – westchnął teatralnie, po czym wygiął się pod kolejną salwą bólu.

 

- A czy chcesz popatrzeć, co Riddle mówi do Wybrańca? – spytała Elyon.

 

- Nie. Wolę nie przeżywać tych samych wspomnień ponownie – odparł – Wolę już wytrzymywać ból Harry'ego i Jacka – odparł.

 

- Rozumiem. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy – odparła, podając mu co chwilę eliksiry.

 

 

 

_____________________________________
Od autorki:

* Na pewno nie Zaklęcie Kameleona, ale podobne. Działa ono na tym, że jest się równocześnie nie widzialnym jak i niesłyszalnym. W skrócie: zaklęcie NiN.

** "... Nawet cię nie zauważyłem poprzez moje oko!!" – Nie rozumiecie sensu tego zdania? Wyjaśnię. John stał niewidzialny i niesłyszalny w drzwiach. Wchodząc, zdjął zaklęcie. Będąc pod tym zaklęciem, nikt cię nie usłyszy i nie zobaczy.

16 września 2012

Rozdział 3 - Siostry

Klik

Gdy Voldemort wszedł, skupił wzrok na swojej córce.


- Witaj, Hermiono – przywitał się, według niego, łagodnym głosem. Dziewczyna trzęsła się, gdy zbliżał się ku niej. Jego aura ją paraliżowała. Starała się nie patrzeć na niego, ale to było od niej silniejsze – Widzę, że czujesz się już lepiej – oświadczył, zatrzymując się po środku pokoju – Podejdź do mnie – nakazał po chwili milczenia. Dziewczyna, z przerażeniem na twarzy stwierdziła, że nie panowała nad swoim ciałem. Jej nogi bezwolnie kierowały ją ku mężczyźnie. Gdy była już na tyle blisko, by ten mógł ją dotknąć, zatrzymała się. Po kilku chwilach milczenia odezwała się:


- Cz-czego ch-chcesz... ode mnie? – Spytała drżącym głosem. Voldemort popatrzył na nią i chwycił jej lewe ramię. Hermiona chciała się wyrwać, ale nadaremnie. Czarny Pan uśmiechnął się chytrze.


- Nie wyjdziesz poza teren tej posiadłości – Oświadczył.


- Dlaczego? – Spytała.


- Zaraz się dowiesz. Glizdogonie, odwiń jej lewy rękaw powyżej łokcia – Nakazał. Ten to zrobił. Voldemort wycelował różdżkę w jej przedramię.


- Nie!
Krzyknęła wciąż i wciąż wyrywając się mu.


- Cicho bądź i patrz co kryje się pod tym zamaskowaniem! – Warknął Riddle. Dziewczyna umilkła i spojrzała z przerażeniem na swoje przedramię. Tymczasem Voldemort mruczał jakieś zaklęcie. Po chwili pojawił się... MROCZNY ZNAK! Riddle spojrzał na przerażoną i zapłakaną twarz Hermiony – Dlatego moja droga. Nie masz wyjścia jak zostać ze mną. Teraz, posłuchaj – Mówił, maskując ponownie jej Znak i puszczając ją. Dziewczyna spojrzała na niego przerażona – Nikomu, ale to nikomu nie powiesz o tym Znaku. Zamaskowanie będzie działać miesiąc. Gdy się pojawi masz przychodzić do mnie co miesiąc, a ja będę ci je maskował zaklęciem. Za dnia, gdy Znak się pojawi masz go zakrywać. Jeśli komuś powiesz możesz być pewna, że kogoś z twoich bliskich mogę skrzywdzić, pamiętaj o tym. Gdy Znak będzie cię palić masz do mnie przyjść. Zrozumiałaś? – Wyjaśnił.


- A-a-a-ale ja nie umiem się teleportować – Powiedziała cicho.


- To nie problem. Teraz cię przedstawię Śmierciożercom. Idziemy – Po tych słowach wyprowadził ją z pokoju i zaprowadził do jednego z wielu pomieszczeń. Gdy znaleźli przed drzwiami Voldemort powiedział:


- Przeczytaj napis nad drzwiami – Dziewczyna spojrzała tam i przeczytała.


- Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – Powiedziała.


- Bardzo dobrze, córko – Pochwalił ją Lord, uśmiechając się. Stojąc wciąż przed drzwiami oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – Tu spojrzał na Hermionę zadowolonym uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz będziesz miała trzy przydomki, którymi dwoma będą się zwracać moi Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – Spytał. Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić albo per "córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój trzeci przydomek. Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię
– Oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Boże! Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Błagała w myślach.


W tym samym czasie w innej części świata ktoś inny usłyszał wołanie Gryfonki...

 

'Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Usłyszała wołanie o pomoc młoda kobieta.


- Mary, co się stało? – Spytała blond włosa dziewczyna o niesamowicie czarnych jak noc oczach.


- Nie wiem dokładnie, ale poczułam, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Jakaś dziewczyna. Słyszałam jej głos w swojej głowie – Wyjaśniła pierwsza dziewczyna nazywana Mary. Miała czarne włosy i morskie oczy.


- Poczekaj, zawołam mamę. To musi być coś poważnego jeśli wcześniej zemdlałaś – Odparła. Blondynka wstała i wybiegła z pokoju. Mary, czekając na siostrę, spojrzała na przedramię, gdyż ją od jakiegoś czasu paliło niemiłosiernie. Widniał tam zarys Mrocznego Znaku. To nie wróżyło za dobrze. Gdy jej siostra wróciła z ich matką natychmiast zakryła rękaw.


- Marylene, co się dzieje? – Spytała czarnowłosa
kobieta o ciemno niebieskich oczach łudząco podobna do siedzącej dziewczyny. Różniły je tylko oczy.


- Mamo, usłyszałam w głowie czyjeś wołanie. Zobaczyłam jakąś dziewczynę o brązowych oczach i gęstych włosach, a także bladego mężczyznę. Miał straszną twarz. Jego nos... on nie miał nosa! A jego oczy lśniły czerwienią – Wyjaśniła. Starsza kobieta miała złe przeczucia. To mógł być tylko jeden człowiek. Tom Riddle Jr.


- Pokaż
Poprosiła położywszy wewnętrzną dłoń na jej głowie. Zamknęła oczy, by zobaczyć to, co jej córka. Zobaczyła Hermionę i Voldemorta oraz sytuację, która pojawiła się chwilę wcześniej:

 

- Przeczytaj napis nad drzwiami – Dziewczyna spojrzała tam i przeczytała.

 

 - Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – Powiedziała.


- Bardzo dobrze, córko – pochwalił ją Lord uśmiechając się. Stojąc wciąż przed drzwiami oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – Tu spojrzał na Hermionę zadowolonym uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz będziesz miała trzy przydomki, którymi dwoma będą się zwracać moi Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – Spytał. Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić albo per "córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój trzeci przydomek. Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię
Oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Boże! Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Błagała w myślach.

 

- Co takiego? – Ale nie uzyskała odpowiedzi, bo Riddle pchnął drzwi. Hermiona weszła prowadzona przez Lorda. Wchodząc, zobaczyła krąg Śmierciożerców, którzy na ich widok padli na kolana – O Boże – Wymamrotała, gdy szli ku dwóm tronom na końcu sali. Jeden był duży i czarny, a drugi nieco mniejszy i był koloru srebrnego z czerwonym obiciem. Voldemort poprowadził Hermionę do swojego tronu i stanął tyłem do niego. Hermiona próbowała się wyswobodzić, ale nie pozwolił jej na to. Wciąż trzymając ją za ramiona, postawił przed sobą, nie pozwalając jej się ruszyć.

 

- Panie i panowie, przedstawiam wam moją córkę, Hermionę Joanne Riddle – tu wszyscy się skłonili. Dziewczynę mdliło – Będzie moją następczynią. Jak już mówiłem wam trzy godziny temu, od teraz macie do niej się zwracać: Czarna Pani lub Black Lady – Oświadczył patrząc na każdego Śmierciożercę – Jeśli ktoś tego nie zrobi, zostanie ukarany. Zrozumieliście? – Spytał ostrzegawczym tonem.


- Tak, panie – Zawołali chórem.


- Doskonale – Puściwszy Hermionę, spojrzał na nią i oznajmił łagodnie – Usiądź, córko – wskazał na srebrne krzesło obok czarnego. Hermiona, wciąż przerażona, usiadła na wskazanym miejscu. Zebranie się rozpoczęło...

 


Gdy kobieta cofnęła rękę z głowy Mary na jej twarzy pojawiły się nie widziane od wielu lat prawdziwy strach i przerażenie. Odeszła kawałek, by je ukryć i pomyśleć.


         Myślała przez z dziesięć minut. Potem poszła do swojego pokoju wracając z dwoma medalionami.


- Mary, Eleine, muszę wam coś wyjawić. Waszym ojcem nie jest elf, ani żadne magiczne stworzenie. Jest nim czarodziej półkrwi. Nazywa się Tom Marvolo Riddle, bardziej znany na świecie pod pseudo imieniem Lord VoldemortUmilkła na chwilę i mówiła dalejMary, widziałaś go w swojej wizji. Medaliony, które tu trzymam są od niego. Dał wam je kilka dni po waszych narodzinach. Posłuchaj mnie, Mary. Dziewczynę, którą widziałaś jest waszą siostrą. Jedną z trojaczków. Została adoptowana, gdy miałyście we trzy rok. Nie mogłam zostawić was trzy w sierocińcu, bo brakowało miejsca. Dyrektorka owego sierocińca zgodziła się bym została z wami tylko do czasu aż minie zagrożenie z jego strony. Pewnego dnia przyszło pewne małżeństwo i przygarnęło waszą siostrę . Ja za to zabrałam was dwie do krainy elfów, a ją dałam do adopcji. Teraz nazywa się Hermiona Granger i ma 17 lat, jak wy. Chodzi do Hogwartu i jest w Gryffindorze. Dziś została porwana przez niego i najwyraźniej chce ją adoptowaćWyjaśniła.


- A czemu ją widziałam dopiero teraz?Spytała Mary.


- Po pierwsze: Ukończyłyście już siedemnaście lat, a po drugie: Jesteś z nią związana jak Bliźniaki Duchowe, ale w innym sensie tego słowa. Czar, który rzuciłam na was uaktywnił się w momencie śmierci jej przybranych rodziców. EleineSpojrzała na blondynkęty jesteś złączona z Harrym Potterem. Tym Wybrańcem. Poczytajcie o tym trochę i wyruszamy do Anglii, a konkretniej do Londynu. Do Kwatery Głównej Zakonu Feniksaodparła.


W tym samym czasie...


         - Gdy przybędzie Zakon Feniksa kilkoro z was ukryje sięMówił Voldemort do ŚmierciożercówJeśli będą stawiać opór zabijcie wszystkich, prócz Pottera. Jego chcę mieć żywego. Zrozumiano? – Spytał patrząc na każdego z osobna.


- Tak jest, panie! – Zawołali wszyscy.


- Jeszcze jedna sprawa. Malfoy, do mnie!Zawołał. Blond włosy podszedł do Lorda, kłaniając sięOdnajdziesz mi pewną kobietęTeraz mówił cichoNazywa się Regina Hoof i jest moją siostrą. Masz ją do mnie przyprowadzić, nawet jeśli miałbyś użyć siły, ale nie zaklęć. Mogą być z nią jej dzieci, którzy są czarodziejami, ale z tego co wiem mąż jest mugolem. Jeśli będą stawiać opór nie zabijaj ich. Masz do mnie sprowadzić Reginę ŻYWĄ I CAŁĄ. Zrozumiałeś? – Nakazał.


- Tak, panie. ZrozumiałemOdpowiedział.


- Dobrze. Więc idź, a reszta do roboty!Krzyknął.

 

~~*~~


         Na Grimmauld Place 12 było spokojnie, ale to tylko pozory, gdyż tu trudno o spokój. Właśnie kolacja dobiegała końca, gdy Tonks i Lupin wpadli zdyszani. Za oboje odezwał się Remus:


- Mroczny ZnakChwila ciszywisi nad domem Grangerów!Zawołał. Cisza była namacalna, a potem lekkie zamieszanie. Ron, który właśnie jadł grzankę z dżemem, wypuścił ją z drżących rąk i gapił się w talerz "przetrawiając" nowo usłyszane wieści. Potem wypadł, jak szalony z jadalni i pobiegł na górę do swojego pokoju. Złapał za pergamin, pióro i zamaczając końcówkę pióra w kałamarzu zaczął pisać szaleńczo. Gdy skończył przyczepił list do nóżki Świstoświnki, po czym zszedł na dół. A gdy znalazł się w kuchni wszyscy byli załamani, a zwłaszcza pani Weasley i jej córka, Ginny (Fred i George zostali w swoim sklepie). Ledwo co Ron usiadł przy stole, gdy przy kominku pojawiła, a raczej aportowała się dyrektorka Hogwartu i oświadczyła na powitanie:


- Zebranie. TerazStarsi wstali i skierowali się do salonu, gdzie zwykle odbywały się zebrania Zakonu. Młodsi mieli już iść na górę z zamiarem użycia Uszu Dalekiego Zasięgu, ale dyrektorka zwróciła się do nich ze słowami:Wy, wyjątkowo będziecie na tym zebraniuMłodzież zatrzymali się w połowie schodów, wytrzeszczyli oczy na kobietę. Rozpromienili się, ale w tym uśmiechu było coś, co nękało wszystkich. Smutek, żal, przerażenie, itp.


         Po dziesięciu minutach cały Zakon, wraz młodszymi Weasley'ami siedzieli w salonie przy stole. Dyrektorka wstała i zapytała:


- Proszę, powiedzcie nam, co się tak właściwie stało?Na zadane pytanie profesorki odpowiedział Lupin:


- Patrolowaliśmy wraz z Dorą ulicę, gdzie mieszkała Hermiona z rodzicami. Rozmawialiśmy o ślubie, gdy nagle zobaczyliśmy zielone światło lecące ku niebu, a potem to światło uformowało się w Mroczny Znak. Poszliśmy sprawdzić co się stało. Gdy weszliśmy do domu Hermiony jej rodzice nie żyli. Oboje leżeli w kuchni. Na stole leżał nóż. Był czysty, jakby nie używany. Hermiony nigdzie nie byłoWilkołak urwał i rozpłakał się, a Tonks skończyła za niego:


- Kolacja była jeszcze ciepła. To, co jest nadzwyczajne to, to, że nie było ani śladu walki! Prócz tego noża – Wszyscy popatrzyli po sobie. Ron był przygnębiony, blady i zrozpaczony, a Ginny rozpłakała się. Dla nich Hermiona była dobrą przyjaciółką i nawet nie wiadomo czy wciąż żyje.


- Musimy sprowadzić tu PotteraPostanowiła profesor McGonagall.


Dwadzieścia minut później... Privet Drive 4...


       Harry siedział na łóżku w swoim pokoju czytając podręcznik pod tytułem: "Czarna magia nie zawsze musi być zła". Zamówił ją przez sowią pocztę. Chciał nauczyć się bardzo dużo o czarnej magii, by pokonać Voldemorta i zaskoczyć go, nawet tą dziedziną magii. W tym momencie coś zastukało w szybę. Harry zobaczył, że to Świstoświnka, sowa Rona, stuka w okno dziobem. Otworzył je i wpuścił sówkę do pokoju. Ptak wypuścił list na łóżko. Wziął go i otworzył:

 

Harry!


         Mam złe wieści! Tonks i Lupin oznajmili nam, że nad domem Hermiony wisi Mroczny Znak! Musimy coś zrobić! Pójść po nią, czy coś. Oraz trzeba dowiedzieć się, gdzie ona jest i czy jeszcze żyje!


Ron


Harry zbladł. Musiał coś zrobić!


         - Co robić!? Co robić!?Mamrotał od dobrej godziny w kółko chodząc po pokoju. Nagle rozległ się trzask aportacji. Instynktownie wyjął różdżkę, ale równie natychmiast opuścił ją widząc Moody'ego, Tonks, Lupina i dwóch innych nieznanych mu członków Zakonu. Uśmiechnął się blado na ich widokJaki kształt przybiera mój Patronus?Spytał na powitanie.


- JeleniaOdpowiedział Moody. Harry kiwnął głową na potwierdzenie. Lupin uśmiechnął się równie blado i powiedział:


- Harry, zabieramy cię stąd. Spakuj się i idziemy do Kwatery – Zakomunikował wilkołak. 'Zwykła wymówka, bym wrócił do TEGO domu'. Pomyślał Wybraniec. Po paru chwilach stania i zastanawiania się podszedł do kufra.


         Dzięki świstoklikowi pojawili się w domu Blacków. Harry ledwo rzucił okiem na kominek, gdy pojawiła się przed nim głowa bujnych rudych włosów. To była Ginny.


- Gdzie jest Hermiona?spytał mając nadzieję, że nie jest tam, gdzie myślał przez ostatnie półtorej godziny odpychając lekko szesnastolatkę i spojrzawszy na nią. Wszyscy zwiesili głowy. Harry spostrzegł, że jest tu cały Zakon plus jego Straż i młodsi Weasley'owieNie... Nie! To niemożliwe! Kiedy?!Wykrzyknął przerażony.


- Trzy godziny temu pojawił się Mroczny Znak nad jej domemOdpowiedziała drżącym głosem Tonks. Harry zacisnął dłonie w pięść i zawołał:


- Co my tu jeszcze robimy? Idźmy po nią!Krzyknął. Prawie wszyscy spojrzeli na młodzieńca, a potem rozpromienili się i poszli za jego przykładem. Zaczęli się już zbierać, gdy Molly oznajmiła:


- Ty, Harry nie pójdziesz – Powiedziała stanowczo.


- A niby czemu, pani Weasley?Spytał niesamowicie spokojnym tonem Wybraniec.


- Nie ukończyłeś szkoły i nie jesteś wykwalifikowanym czarodziejem.


- I co z tego? Hermiona jest moją, Rona i Ginny przyjaciółką! Nie pozwolimy, by coś jej się stało! A poza tym jestem już dorosły!Teraz już wrzeszczał.


- Zgadzam się z HarrymPoparła byłego chłopaka Ginny.


- Ja równieżOznajmił Ron stając obok przyjaciela i siostry.

 

~~*~~


Kilka chwil wcześniej...


         Właśnie skończyło się zebranie Śmierciożerców. Voldemort zaprowadził Hermionę do jakiegoś pokoju, który miał najwyraźniej służyć za jadalnię. Przywołał jakiegoś skrzata i powiedział mu, by przyniósł coś do jedzenia dla dwóch osób. Po kilku minutach podczas, których Voldemort i Hermiona milczeli, skrzat przyniósł je i postawił na stole, po czym skłoniwszy się wyszedł.


- Częstuj sięPowiedział niby uprzejmym tonem, sam też zaczął jeść. Po skończonym posiłku Voldemort usunął jedzenie ze stołu jednym machnięciem różdżki, po czym wyczarował dwa fotele przy kominku. Usiadł na jednym z nichUsiądź proszęPowiedział z lekkim sykiem. Hermiona, wciąż będąc przerażona, usiadła w drugim fotelu. Siedzieli na przeciw siebie patrząc sobie w oczy. Voldemort uśmiechał się z satysfakcją, gdy nagle i niespodziewanie coś poczuł. Chwycił jedną ręką za głowę, a drugą za krawędź fotela.


- Nic ci nie jest?spytała brązowowłosa. Wciąż była w szoku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało zaledwie ponad trzy godziny temu.


- Nie. Nic. Poczułem jak ktoś się wścieka – powiedział niezbyt przytomnie i nieświadom dźwięku swego głosu, który był zdezorientowany.


- Ty i Harry jesteście ze sobą powiązani zaklęciem, które zawiodło. Czujecie swoje emocje, nastroje i to, że wyczuwacie swoją obecność nawet z daleka. Np. Podczas snu, a nawet, gdy ty jesteś pod inną postacią, więc Harry i tak cię wyczuje poprzez ból swojej blizny. Powiedział mi też, że jego blizna jest jednocześnie przekleństwem jak i błogosławieństwem. To pewnie on się tak wściekał – wyjaśniła przerażona Hermi, że odważyła się cokolwiek powiedzieć do Najpotężniejszego Czarodzieja Swoich Czasów. Voldemort popatrzył na nią przez chwilę.


- Sama to zauważyłaś, czy Potter ci powiedział? – spytał czarnoksiężnik z udawaną ciekawością prostując się w fotelu i patrząc na córkę z zainteresowaniem. Hermiona spuściła głowę. Wiedziała, że jeśli mu spojrzy w oczy zobaczy jej myśli, bo przecież był mistrzem Legilimencji, a ona nie znała Oklumencji.


- I jedno i drugie – odparła cicho gapiąc się na swoje ręce. Czarny Pan zmrużył oczy.


- Doprawdy? Spójrz mi w oczy, Adi Matrono – Dziewczyna zlękła się na dźwięk ostatnich dwóch słów i całą siłą woli starała się nie podnosić głowy, ale coś jej mówiło, by jednak spojrzała na ojca. W końcu, gdy odważyła się spojrzeć w te czerwone oczy, zatrzęsła się, a Ten uśmiechnął się potwornie i stwierdził spokojnie – Kłamiesz – Hermiona skuliła się, ale nie ruszyła się z miejsca – Powiedz mi, Adi, czy chciałabyś się czegoś więcej dowiedzieć o swojej matce? – spytał. Dziewczyna popatrzyła na Voldemorta z wielkim zainteresowaniem, po czym spytała:


- O mojej matce? Znałeś ją? – zapytała.


- Oczywiście – odparł prostując się w fotelu. Hermiona popatrzyła na niego z pytającą miną. Po chwili powiedziała:


- Opowiedz mi o niej – poprosiła. Ten uśmiechnął się i zaczął opowiadać:


- Twoja matka nazywa się Aurelia Lidia Parker. Jest... była ona siostrą bliźniaczką Lily Potter, matki twojego przyjaciela, Harry'ego Pottera – Hermionę zatkało.


- To niemożliwe! Przecież mama Harry'ego miała tylko jedną starszą siostrę. Nazywa się Petunia Alice Dursley i jest mugolką. Jak to możliwe, by miała jeszcze jedną siostrę, na dodatek bliźniaczkę? – spytała z niedowierzaniem. Voldemort uśmiechnął się przebiegle.


- Więc Potter nie wie, że jego starsza ciotka była czarownicą? To cudownie! Wiedz, że Aurelię poznałem zaraz po tym, jak skończyła szkołę. Zapomniałem wtedy kompletnie, że była moją krewną. Bo widzisz, mąż mojej siostry Reginy był Polakiem. On z kolei ma krewnych tu, w Anglii. Jego rodziną był Matthew Evans, który był ojcem Aurelii, Lily, Petunii i Adriane'a Evansów. Tak... – spojrzał na Hermionę, gdy zauważył jej następne pytanie na jej twarzy – Wasze matki mają jeszcze brata. Najstarsze z rodzeństwa były właśnie Lily i Aurelia. Petunia była o dwa lata młodsza, a Aidrene o cztery lata młodszy od waszych matek. Któregoś dnia przyszedłem do domu Evansów i zabiłem ich, a Aurelię porwałem i zaprowadziłem do jednej z moich posiadłości. Tam ją więziłem z rok. Trochę torturowałem i nawet zgwałciłem – tu uśmiechnął się z satysfakcją. Hermiona gapiła się na niego z przerażeniem. To niemożliwe!


- T-ty... ją... zgwałciłeś?? – nie dowierzała. Mężczyzna skinął głową z zadowoleniem. Dziewczyna gapiła się na niego. Czarny Pan przypatrzył się jej, po czym wstał i stanął tuż nad nią wpatrując się w jej oczy, w których widać było przerażenie, smutek, niedowierzanie i strach.


- Widzę, że się boisz – oświadczył – Jednak – tu chwycił lekko jej podbródek i uniósł do góry, by patrzyła prosto w jego oczy – to, co zrobiłem Aurelii nie znaczy, że jej potem nie pokochałem – wyjaśnił. Hermionę zatkało jeszcze bardziej.


- Ty ją kochałeś? – zdziwiła się. Mężczyzna kiwnął powoli głową.


- Niestety tak. Wtedy nie czułem tak wielkiej miłości, bo zaślepiała mnie moja moc – puścił ją, odwrócił się ku kominkowi, by ukryć swoje spojrzenie i westchnął – Nie kochałem jej na zabój, aż do dnia, gdy usłyszałem przepowiednię i postanowiłem zaatakować Potterów. Nim ich zabiłem przyjrzałem się im i zdałem sobie wtedy sprawę, jak to jest kochać drugą osobę – znowu westchnął – Dowiedziałem się, że Lily i Aurelia były bliźniaczkami żałowałem tego, co zrobiłem twojej matce, ale nie mogę wybaczyć tego co zrobił mi Harry Potter. Muszę się zemścić! Muszę go zabić, by nikt mi nie przeszkodził w dążeniu do nieśmiertelności! – tu zamilkł. Podszedł do okna. Przez kilka minut było cicho. W końcu powiedział: – Glizdogonie, zaprowadź Hermionę do jej pokoju – rozkazał.


- Poczekaj! Ojcze, proszę cię, byś coś mi przyrzekł – błagała dziewczyna wstając i padając na kolana przed nim.


- A co takiego, Adi? – spytał mężczyzna z zadowoleniem na twarzy.


- Skoro kochałeś moją matkę to przyrzeknij mi, że nie tkniesz nikogo z moich przyjaciół i ich rodzin – Lord popatrzył na córkę z góry i odpowiedział:


- Dobrze. Nie tknę nikogo kogo wskażesz. A co z Potterem? On też jest przecież twoim przyjacielem, ale też i moim wrogiem – zauważył.


- Jego tym bardziej nie dotykaj... i nie zabijaj poprosiła dziewczyna z lękiem na to pierwsze i akceptując stanowczo dwa ostanie słowa.


- No więc,... dobrze. Jego też nie zabiję, ale co z przepowiednią? – spytał.


- Przepowiednię możecie wypełnić w odpowiednim czasie i miejscu przecież – odparła.


- Hmm... Masz rację. Dobrze. Zgoda – uścisnął jej rękę.


Po chwili...


         Gdy niski człowieczek zaprowadził Hermionę na trzecie piętro (pokój Czarnego Pana był na piętrze, a jej w jednej z wież) powiedział cicho do niej:


- Spokojnie, Hermiono. Nic ci nie grozi dopóki będziesz wykonywała jego polecenia i będziesz mu posłuszna wszystko będzie dobrze – stwierdził spokojnie Glizdogon.


- Łatwo ci mówić! – jęknęła – Peter, mam prośbę – powiedziała patrząc na niego.


- Słucham więc.


- Czy nauczysz mnie Oklumencji i Legilimencji? – Mężczyzna popatrzył na młodą kobietę dziwnym wzrokiem i odpowiedział:


- Dobrze, ale będziesz musiała trochę tu zostać.


- Nie, mam lepszy pomysł. Naukę rozpoczniemy już od teraz, ale gdy mnie stąd wydostaną, to jeśli nie będę jeszcze dobrze umiała, to będziesz przychodził do mnie wtedy, gdy będziesz mógł, zgoda?


- Zgoda – odparł Glizdogon ściskając dziewczynie rękę i poszli spać.

 

~~*~~

 


Dom Blacków...


         Następnego dnia po śniadaniu wszyscy szykowali się do wyjścia. Pani Weasley starała się powstrzymać młodzież od pójścia po pannę Granger, ale nie bardzo jej to wychodziło. Zrezygnowana Molly pozwoliła młodzieży iść. W końcu wszyscy byli gotowi do wyjścia, gdy wtem rozległo się nurtujące pytanie:


- A tak właściwe... to gdzie jest Hermiona? – zapytał Lupin Harry'ego (byli już w korytarzu), lecz to nie zielonooki odpowiedział, ale jakiś nieznany kobiecy głos dochodzący od wyjścia:


- Hermiona jest w Piekielnym Dworze – Wszyscy spojrzeli w stronę, z której dochodził ów kobiecy głos. W drzwiach stała kobieta. Miała jasno-niebieskie oczy i czarne włosy. Była bardzo szczupła i ładna. Gdyby nie kolor włosów i oczu to jej rysy twarzy byłyby identyczne do Lily.
Zbliżając się do zgromadzonych w korytarzu szła z gracją i elegancją. Na twarzy każdego mężczyzny widniał rumieniec, gdy na nią patrzył. W tym momencie odezwała się profesor McGonagall:


- A skąd o tym wiesz? Kim jesteś? I w jaki sposób tu weszłaś? Tylko osoby z Zakonu mogą tu wchodzić – spytała podejrzliwie Minerwa.


- O, wybaczcie, nie przedstawiłam się. Nazywam się Aurelia Lidia Parker. Zanim Lily i James zginęli byłam już w Zakonie. Było to jeszcze przed narodzinami Harry'ego i jego brata – odpowiedziała z uśmiechem, a robiła to urzekająco, wręcz zaczepnie.


- Ach, tak. A skąd wiesz, gdzie jest Hermiona? – spytał Harry. Nikt najwyraźniej nie zwrócił uwagi na wzmiankę o bracie Harry'ego, a szczególnie sam zainteresowany.


- Wiem, bo jestem... – dramatyczna pauza – Jestem jej matką. Biologiczną matką – wszystkich zatkało i nie mogli nic z siebie wydusić – Wiedziałam z kim byłam wtedy w ciąży i bardzo się tego wstydziłam – weszła do salonu, a za nią dwie ładne dziewczyny – I nadal wstydzę – zwiesiła skromnie oczy, lecz po chwili podniosła głowę i dokończyła swoją przemowę, a reszta słuchali w ciszy – Ale i też martwiłam się o bezpieczeństwo córki. Postanowiłam ją zanieść do sierocińca, zaraz po jej narodzinach. Opiekowałam się i przebywałam z nią tylko rok. Potem, gdy ty Harry osłabiłeś jej ojca – Zrobiło się małe zamieszanie i po chwili głęboka cisza. Wszyscy słuchali z zapartym tchem jej opowieści – wyruszyłam w świat. Dojechałam do Brazylii w Ameryce Południowej, gdzie przygarnęły mnie elfy. Oni się mną zaopiekowali. Byłam w ich mieście aż do dzisiaj, gdy dowiedziałam się, że jedna z moich córek została porwana – zakończyła swoją opowieść Aurelia.


- Uuu, czekaj, czekaj! Jedną z twoich córek? To ile ich masz? – spytał Ron jako pierwszy przerywając napiętą ciszę.


- Trzy, a dokładniej: Trojaczki – W tym momencie zza jej fotela, na którym siedziała, wyszły dwie dziewczyny. Jedna z prostymi czarnymi, sięgającymi poza ramiona włosami, a druga z jasno blond włosami i falującymi sięgającymi do łopatek. Były niewiele podobne do Hermiony i Aurelii, lecz miały w sobie coś mrocznego.


- Rany, Ron! One są podobne nie tylko do Aurelii i Hermiony, ale też do... Voldemorta. - Zauważył to tylko Harry. Rudzielec zamrugał i przyjrzał się Parkerównom.


- Zaraz... Jedną chwilę! Chcesz powiedzieć nam, Aurelio, że Sami Wiecie Kto jest ojcem Hermiony!? – zdziwił się młody Weasley. Kobieta spojrzała na zgromadzonych i zwiesiła głowę.


- Niestety tak – po czym jedna łza wyleciała kobiecie z oka.


- A skąd wiesz, gdzie ona jest? – powtórzyło się pytanie.


- Są dwa dowody. Po pierwsze: Marylene – wskazała na jedną z córek, po jej prawej stronie. Wyglądała jak jej matka tylko nieco inaczej. Czarne włosy i niebieskie oczy. Była bardzo szczupła. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie: jestem odważna – jest połączona mentalnie z Hermioną. Wyczuwa to, co ona i słyszy jej myśli. To podobny proces jak u ciebie i Riddle'a, czyli jej ojca – kobieta spojrzała na Wybrańca – tyle, że łagodniejszy. Inaczej mówiąc: Hermiona i Mary nie czują wzajemnego bólu przy kontakcie sennym i dotykowym. To coś w rodzaju Bliźniaków Duchowych* uśmiechnęła się do Harry'ego.


- Naprawdę?! – prawie krzyknął Harry.


- Tak. Jeśli chodzi o Eleine – wskazała na drugą ze swoich córek po swojej lewej. Miała czarne oczy i blond włosy, które opadały łagodnie kaskadą za plecy. Uśmiechała się wprost cudownie. Wyglądała jak anioł. Harry wpatrywał się w nią jak urzeczony, a rumieńce były jeszcze bardziej widoczne – Jest połączona z tobą – spojrzała ponownie na Harry'ego i dokończyła – a tym samym z Tomem Riddle'm II** Wszyscy wytrzeszczyli oczy na kobietę.


- Jak to? – spytał ktoś ze gromadzonych.


- Tak to – odpowiedziała Mary. Jej głos był niesamowicie podobny do Voldemorta, a gdy patrzyła na Pottera widział w jej oczach wrogość, żądzę mordu i zaciętość, ale też dobroć. Ron zauważył, że na włosach niebieskookiej, w niektórych miejscach były srebrno-złote pasemka. Były takie śliczne, on a sama też była niczego sobie – Jest to taka sama więź jak u waszej dwójki – Nastała chwila ciszy.


- Dobra. Koniec pogaduszek. Trzeba ratować Hermionę! – Niecierpliwił się Ron.


- Poczekaj no chwilę, braciszku. A jaki jest ten drugi dowód, Aurelio? – spytała najmłodsza latorośl Weasley'ów Aurelii.


- Ten drugi to, to – Wyjęła z kieszeni małe urządzenie pozornie wyglądające jak wlake-talke, ale miało ekran – Gdy byłam z nią ostatnim razem w sierocińcu dałam jej wtedy szczepionkę, a dokładniej, nadajnik lokalizujący mojej roboty. Ma go w swojej krwi. Byłam wtedy pielęgniarką położniczą. To urządzenie uaktywniło się w chwili śmierci jej opiekunów. Możemy ją namierzyć. W tym celu tu przybyłam – uśmiechnęła się szeroko.


- Więc jak, ruszamy? – spytał Ron.


- Tak. Tu macie świstokliki. Mary, Eleine, wy zostańcie z Ginny i Molly w Kwaterze, dobrze? A reszta za mną – nakazała.


- Dobrze, mamo – odpowiedziały jednocześnie jej córki, a reszta ruszyła za Aurelią.


- Mam jedno pytanie – odezwał się Moody.


- Słucham? – spytała pani Parker.


- Czemu to ty dowodzisz? – zapytał.


- Ja dowodzę, bo znam Riddle'a jak własną kieszeń. Wiem co zrobi z Hermioną. Będzie chciał ją przeciągnąć na swoją stronę. Zapewne dał jej pewien medalion, dzięki któremu ją kontroluje – wyjaśniła.


- Więc trzeba go jej zdjąć! – zawołał Artur.


- Nie. Nie można – odezwała się Mary lekko smutnym głosem, a jej twarz wyrażało niechęć.


- Dlaczego? – zapytał Harry.


- Dlatego, że tylko ten, kto go założył może go zdjąć – powiedziała Eleine.


- Lecz Hermiona była pod wpływem hipnozy i go sama założyła. Nie była świadoma tego, co robi – wtórowała swojej córce Aurelia.


- To tak jakby ktoś jej go zakładał na szyję rzuciwszy jednocześnie Imperiusa – zakończyła Mary.


- Rozumiem – wymamrotał Moody.


- Dobra, idźmy już. Czas nagi – odezwała się Aurelia.


Deportowali się tam, gdzie obecne przebywał dziedzic Slytherina...


         Znaleźli się w lesie. W oddali majaczał cień Piekielnego Dworu, lecz tu czekała na nich niespodzianka. Pierwsza wystąpiła Aurelia, spokojnie idąc w kierunku budynku. Miała skupioną minę.


- Zaczekaj! Gdzie idziesz? – zawołał Harry.


- Cicho, jeszcze nas usłyszą! – syknęła kobieta zakrywając mu usta. Niestety było już za późno. Zamiast serii zielonych promieni usłyszeli szelest liści i dźwięk stóp na trawie. Po chwili słychać było odległy dźwięk otwieranych drzwi – Widzisz co narobiłeś!? – warknęła spojrzawszy na niego karcącym wzorkiem.


W międzyczasie...


         Śmierciożerca biegł ile sił w nogach do swojego pana. Wbiegł na piętro i znalazł się przed drugimi drzwi na prawo od schodów i zapukał. Odpowiedziało mu krótkie i zimne:


- Wejść – więc wszedł.


- Panie! – zawołał padając w biegu na jedno kolano – Panie, ktoś jest na zewnątrz! Chyba Zakon Feniksa na czele z Potterem! Pewnie chcą odbić Black Lady! – Czarny Pan uśmiechnął się.


- Wreszcie. Glizdogon, do mnie! – zawołał Lord. Człowieczek przybył i skłonił się, pytając:


- Wzywałeś, panie?


- Przyprowadź Matronę i Lucjusza – rozkazał.


- Tak jest, panie – i wyszedł.


        Na zewnątrz cały Zakon Feniksa okrążył Dwór, a wewnątrz budynku w Pokoju Zebrań Śmierciożercy zgromadzili się wokół swojego pana i przyjmowali jego rozkazy.


Nieco później...


         - Witaj, moja Adi – przywitał się czerwonooki, gdy Peter przyprowadził pannę Granger do Pokoju Zebrań.


- Dzień dobry.


- Powiedz, czy chciałabyś spotkać swoich przyjaciół, Weasley'a i Pottera? – spytał z szaleńczym błyskiem w oku, którego dziewczyna jeszcze nie potrafiła rozróżnić od zwykłego wzroku.


- Dlaczego cię to interesuje? Nie mogę nawet wyjść z tego Dworu – oświadczyła.


- Teraz masz okazję – powiedział z miną ojcowską, co bardzo rzadko mu się zdarzało i nie wróżyło niczego dobrego.


- Co? – spytała, ale nie zdążyła dokończyć pytania, bo chwycił ją za ramię i wyprowadził siłą z pokoju.


- Chodź – Zaprowadził brązowooką do Hallu na parterze tuż przed frontowymi drzwiami i tam ją zostawił, a sam stanął kilka korków za nią celując różdżką w jej plecy i kryjąc się w cieniu – Nie ruszaj się – nakazał. Usłyszała jak nakazuje reszcie Śmierciożerców, by się ukryli. Nie miała wyboru jak stać. Zanim zdołała coś jeszcze pomyśleć zaskrzypiały drzwi frontowe i wsypało się dość dużo osób z wycelowanymi różdżkami przed sobą. Byli to członkowie Zakonu Feniksa. Hermiona drżała nie mogąc się ruszyć ze strachu. Stała w miejscu jakby nogi wrosły jej w ziemię. Łzy kapały jej po policzkach. W tym momencie ktoś się odezwał:


- Hermiona? – Był to kobiecy obcy, ale łagodny głos. Dziewczyna nie odpowiedziała. Była zbyt przerażona. Z cienia i wyszła ciemna postać w białej masce i zanim członkowie Zakonu zdołali coś zrobić, błysnęło zielone światło, a jedna osoba z ZF*** padła martwa na podłogę. Ktoś z Zakonu wyszedł, a pierwsza, która rzuciła zaklęcie już nie żyła. Zapadła cisza, potem do Hermiony podszedł... Harry.


- Hermiono! – zawołał. Chciał podbiec do niej, ale Hermiona powiedziała drżącym głosem:


- Harry, to pułapka – urwała, bo usłyszała kroki za sobą oraz zimny głos:


- Za późno, Adi. Wszyscy wpadliście w pułapkę – Wysoka i znienawidzona postać wyszła z cienia i szła w kierunku Harry'ego celując w Hermionę. Zielonooki wycelował w niego różdżką, ale ten oznajmił: – Potter, zbliżysz się jeszcze bardziej, a zrobię jej krzywdę – zagrzmiał Czarny Pan stanąwszy przy dziewczynie dotknąwszy końcem różdżki jej szyję.


- Własnej córce? – spytała Hermiona.


- Tak – odparł ten z uśmiechem. Wszyscy patrzyli na Voldemorta z mieszaniną zdziwienia i przerażenia – Wszyscy wpadliście w pułapkę. Chcę mieć ją przy sobie. Nie przeszkodzicie mi w tym – oświadczył.


- Harry – pisnęła dziewczyna – Pomóż mi – błagała.


- Hermiono, spokojnie – Harry spojrzał na Lorda – Wypuść ją – nakazał, ale zanim Voldemort coś powiedział zza jego pleców wyszła ciemnowłosa kobieta. Obeszła go i podeszła szybko do Czarnego Pana i spyta:


- Poznajesz mnie, Tom? – Voldemort popatrzył na kobietę i aż krzyknął z wrażenia:


- Aurelia? Gdzieś ty się podziewała przez tyle lat?! I czemu zabrałaś ze sobą trojaczki?! – Zanim kobieta odpowiedziała wtrąciła się nastolatka patrząc na ciemnowłosą kobietę.


- Mama? – spytała, a gdy usłyszała ostatnie słowo spojrzała na Lorda i wydukała – C-co ta-takiego? Trojaczki?! Nie mówiłeś mi, że-że mam jeszcze dwie siostry!! – Aurelia patrzyła na trzecią córkę z troską, a Harry patrzył na swojego wroga.


- Oddasz Hermionę z dobrej woli, czy będziemy walczyć? – Na nieszczęście Hermiona to usłyszała.
- Harry, zaczekaj! Daj mu wyjaśnić! – spojrzała na ojca dając znak, by powiedział to przyrzeczenie. Ten przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął się, ale nie tak paskudnie, lecz normalnie, wręcz pocieszająco.


- Potter, posłuchaj – Lord zwrócił się bezpośrednio do Wybrańca.


- Nie! Nie będę cię słuchać! Porwałeś Hermionę oraz zabiłeś Tonks! Zamierzam przyjaciółkę odbić i pomścić bliską mi osobę! – zawołał.


- Harry, daj mu wyjaśnić, proszę! – błagała dziewczyna. Harry spojrzał na przyjaciółkę i zapytał:


- Co on ci zrobił, że go bronisz? – W jego głosie słychać było wyraźnie niedowierzanie i złość.


- Bronię go dlatego, że, po pierwsze: Jest moim prawdziwym ojcem, a po drugie: Dał mi słowo, że was nie skrzywdzi jeśli będę z nim mieszkać – to mówiąc trzęsła się lekko – Po namyśle stwierdzam, że nie dotrzymał słowa – spojrzała na Lorda i zmarszczyła brwi – Zabiłeś moich opiekunów i Tonks, a oni są dla mnie bliscy! – pokazała na martwą, leżącą nieopodal kobietę-metamorfomaga – Poza tym zgwałciłeś mi moją matkę! Nie dotrzymałeś umowy! Nie będę twoją Adi Matroną ani twoją córką i nie będę z tobą mieszkać! - zawołała ze złością i rozpaczą cofając się.


- Hermiono, możesz powtórzyć? Powiedziałaś "Adi Matrona"? – spytała Aurelia z przerażeniem w oczach i głosie.


- Tak, mamo – Dziewczyna spojrzała prosto w oczy ojca, potem matki.


- Co to jest ta cała Adi Matrona? – spytał Ron.


- To z łacińskiego: "Czarna Pani" – odpowiedziała mu Aurelia.


- Mam propozycję – wtrącił się czerwonooki.


- Niby jaką? – warknął Harry.


- Ty, Potter zostaniesz tu, a moją rodzinę, czyli Aurelię i trzy córki, czyli Hermionę, Eleine i Mary zostawię – zaproponował.


- A może kogoś, lub coś innego chcesz na wymianę, Tom? – spytała Aurelia. Riddle patrzył na niedoszłą żonę swych dzieci i rozmyślał (nawet się nie wściekł na dźwięk swego prawdziwego imienia). Po jakimś czasie odpowiedział:


- Dobrze. Co proponujecie? – Wszyscy popatrzyli po siebie.


- Damy ci wolną rękę na zabi...


- Nie! Daj nam czas... do północy. Dobrze? – przerwał Harry Aurelii. Czarny Pan spojrzał na niego i zmrużył swe okrutne oczy.


- Dobrze, ale Hermiona zostanie ze mną, dopóki nie podejmiecie decyzji – oznajmił i skierował się do jakiś czarnych drzwi na końcu korytarza. Gdy stanął przed nimi obejrzał się i dokończył – Glizdogon pójdzie z wami jako informator. Jeśli nie podejmiecie decyzji on wróci do mnie i mi doniesie o tym, co robicie za moimi plecami, a Hermionę... zabiję – uśmiechnął się paskudnie i odszedł wraz z panną Granger, którą trzymał mocno za ramię prowadząc ją schodami na górę.



________________________________________________
Od autorki:


* Bliźniaki Duchowe - Taka para ma niesamowite zdolności, których uczyć się mogą w zaskakująco krótkim czasie. Jak np. Legilimencja, Oklumencja, Telepatia oraz animagia.
** Tom Riddle II - to po prostu Lord Voldemort.
*** ZF to zdrobnienie od Zakonu Feniksa.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.