Moja lista przebojów 2

31 marca 2013

Rozdział 29 - Julie i sen

Klik

Inna część kraju... Znany nam Dwór...
           Harry deportował swoje rodzeństwo u podnóża wzgórza Piekielnego Dworu używając na miejscu zaklęcia NiN. Skierowali swoje kroki ku niemu. Weszli do środka. Szczęście, że na zewnątrz nikogo nie było. Stanęli w niepokojąco pustym Hallu i rozejrzeli się wokoło. Na prawo, obok schodów były drzwi, a owe schody były szerokie na dwa pół metra i prowadziły na górne piętra.
- Sprawdź dokąd prowadzą. - zwrócił się Harry do brata pokazując na drzwi na prawo. Szatyn poszedł tam. Przeszedł przez nie. Okazało się, że wszedł do lochów.
           Harry i Nicole weszli po schodach, by ubezpieczać brata, gdyby ktoś z góry schodził do lochów. Gdy znaleźli się na piętrze usłyszeli kroki. Dźwięk kroków słychać było z lewej strony korytarza.
- To Śmierciożercy. Co robimy? - spytała Nicki Harry'ego. Ze względu na zaklęcie nikt ich nie słyszał i nie widział.
- Myślę, siostro, myślę... - Harry rozejrzał się i zobaczył drzwi jakieś dziesięć stóp od nich. Chwytając ją za rękę pobiegł tam. - ...Chodź... - powiedział do rudowłosej. W między czasie, gdy szli cichaczem ku drzwiom młody Potter powiedział do siostry: - ...Musimy znaleźć sposób na dotarcie do Jacka i wydostanie się stąd niezauważenie razem z więźniami. - wyjaśnił.
- Wprost genialne! A może byś tak powiadomił Zakon i Gwardię, by odwrócili ich uwagę od nas? - warknęła ironicznie do brata. Młodzieniec spojrzał na nią i westchnął, po czym kiwnął głową. Gdy wyciągał Lusterko Dwukierunkowe powiedział do Nicole:
- Czasem zachowujesz się jak Voldemort... - zirytował się Harry, po czym powiedział do Lusterka. - ...Członkowie ZF i GD, zgłoście się!... - Oboje patrzyli w szybę Lusterka z napięciem. Pięć sekund potem pojawili się: Alina, Hermiona, Ron, Ginny, Jack, Alex, Seamus, Dean i reszta GD (Od autorki: nie chce mi się ich wymieniać. Jest ich tak dużo...), a z ZF: Dumbledore, Moody, Remus, McGonagall i inni. Gdy tylko się pojawili zielonooki przywitał się. - ...Witajcie. - powiedział.
- Dzień dobry, Harry. Dzień dobry, Nicole. - powiedzieli zgodnie.
- Posłuchajcie, mamy złą wiadomość, bo... - urwał, bo jego drugi ojciec chrzestny spytał:
- Dlaczego szepczesz? - spytał Remus.
- Właśnie. Dlaczego mówisz tak cicho, Harry? - poparła wilkołaka Hermiona.
- Dlatego, że jestem z rodzeństwem w PD*. Ja i Nicki jesteśmy w ukryciu na pierwszym piętrze. Mówię cicho, bo mogą nas nakryć. Jack jest w lochach. Ma odbić więźniów, gdyż we trójkę uważamy, że mogą posłużyć jako zakładnicy w tym ataku. - stwierdził.
- A szczególnie dwie kobiety, które tam są więzione przez mego ojca. - dodała Nicole.
- A skąd takie przypuszczenie? - spytała profesorka Transmutacji.
- No cóż, Minerwo,... - odezwała się Nicole. - ...w czasie tej ciszy, która zapadła zanim się deportowaliśmy Harry zajrzał na chwilę do umysłu Voldemorta i wyczytał, że ma zamiar wziąć kilku zakładników do tego ataku. Jakieś dwie kobiety znane Syriuszowi. - wyjaśniła.
- Więc postanowiłem się deportować z Nicole oraz Jackiem do Dworu i odbić je, a przy okazji resztę,... jeśli tam są i żyją. - wyjaśnił Harry.
- Rozumiem. Zaraz tam przybędziemy, by odwrócić uwagę. - oznajmił Moody.
- Radziłbym byście pomyśleli o miejscu waszego celu i się tam przenieść, bo wydaje mi się, że Voldemort rzucił zaklęcia ochronne na budynek. - poradził im Harry. Ci skinęli głowami i się rozłączyli.

~~*~~

Tymczasem w lochach...
           Gdy Jack skończył rozmowę z rodzeństwem przez Lusterko Dwukierunkowe rozejrzał się. Stał w długim korytarzu. Po obu stronach wąskiego korytarza w ścianach stało wiele drzwi, w których u góry były kraty. Widział za nimi w celach więźniów Voldemorta. Postanowił zajrzeć do każdej z cel. Stanął przed pierwszymi drzwiami od lewej strony. Były zamknięte. Zastanawiał się: - "Jak otworzyć te cholerne drzwi!..." - myślał wciąż i wciąż rzucając zaklęcie Alochomora, ale drzwi nie puściły. - "...Najwyraźniej są zaklęte i trzeba mocniejszego zaklęcia" - pomyślał.
- Już wiem!... - powiedział triumfalnie. Ponownie wycelował koniec różdżki, ale tym razem w siebie cofając zaklęcie NiN, a następnie wycelował w dziurkę od klucza i powiedział cicho. - ...Aperio**. - Nagle drzwi się otworzyły i równie nagle rozległ się dziewczęcy pisk:
- Nie, nie! Nie torturujcie mnie! Wszystko powiem! - Była to mała czarnowłosa dziewczynka około 9-10 lat.


- Spokojnie, nic ci nie zrobię. - uspakajał ją Jack zaskoczony zachowaniem czarnowłosej i zbliżył się powoli do dziewczynki. Ta spojrzała na niego drżąc na całym ciele. Na jej ciele widać było ślady po torturach. Miała dużo siniaków i zadrapań. Z niektórych leciała krew. Piwnooki uśmiechnął się do niej uspokajająco.
- Już dobrze. Jesteś bezpieczna. Chodź ze mną. - prosił.
- Naprawdę nic mi nie zrobisz? - spytała piskliwym głosem wciskając się w murowaną i zimną ścianę.
- Jasne, że nie. Jestem Jack. Jack Potter, a ty, jak się nazywasz? - spytał się jej.
- Julie, proszę pana. Juliann Anderson. - Jack zamarł na chwilę. Znał to nazwisko! Takie nazwisko nosiła Alina z Gryffindoru. Poznał Alinę zaraz po tym, jak przybył do szkoły. Opowiadała, że jej matka umarła przy porodzie, i że jest kuzynką Harry'ego... A to by znaczyło, że także jego oraz Nicole! Ale ta dziewczynka musiała by być...
- Julie, czy ty masz siostrę? - spytał robiąc jeden krok ku niej. Dziewczynka spojrzała na niego swoimi jasnymi niebieskimi oczami. Niesamowicie hipnotyzowały i były przepełnione własną magią, ale też przerażeniem oraz bólem.
- Ja nie mam siostry, proszę pana. Jestem jedynaczką. - odparła zaskoczona.
- No... A czy masz chociażby kuzynkę w wieku siedemnastu lat, która nazywa się Alinne Juliann Anderson?... - Gdy tylko wypowiedział ostatnie trzy słowa to, co się stało potem trwało zaledwie kilka sekund. Przez ułamek sekundy na twarzy Julie było widać najpierw zdziwienie, a potem zaskoczenie. Potem źrenice jej oczu znikły. Następnie powiał łagodny wietrzyk. Dziewczynka zamknęła delikatnie oczy, moment później uniosła się pionowo w powietrze na pięć metrów.  - ...Julie!... - zawołał zaskoczony. Nic to nie dało. Wokół jej ciała zajaśniała dziwna poświata, a następnie kilka razy obróciła się powoli wokół własnej osi. W między czasie z jej ciała rozbłysło światło tak oślepiająco jasne, że Jack zakrył oczy. Zaraz za tym światłem poleciały promienie o przeróżnych kolorach. Jak nagle się zaczęło, tak nagle się skończyło. Ciało łagodnie opadło na posadzkę, lecz... w miejscu dziewczynki pojawiła się dorosła kobieta około 35 lat. Jack obrócił ją na plecy i odsłonił grube i czarne jak heban włosy z twarzy, gdyż zasłaniały jej twarz. Wyglądała prześlicznie.


Zaskoczył go fakt, że była podobna prawie kropkę w kropkę do Aliny. - ...Proszę pani, niech się pani obudzi... - mówił młodzieniec lekko nią potrząsając, ale kobieta się nie zbudziła. Jack skierował różdżkę w jej pierś i wypowiedział zaklęcie. - ...Enervate. - Julie otworzyła powoli oczy i spojrzała na niego. Jej oczy były bardzo jasne. Przypominały nadmorską lagunę. Mógłby się zakochać, gdyby nie różnica wieku. Zaczerwienił się, gdy tak na niego patrzyła. Julie uśmiechnęła się łagodnie, po czym się odezwała:
- Dziękuję ci, Jack. - powiedziała siadając powoli na posadzce. Jej głos był słaby, ale czuć było wdzięczność w jej głosie.
- Za co? - spytał zaskoczony "wracając na ziemię".
- Wyzwoliłeś mnie z pod uroku rzuconego 17 lat temu przez Lorda Voldemorta. - wyjaśniła.
- Jak to? - spytał.
- Wyjaśnię ci. Kilka dni po narodzinach mojej córki, Aliny zostałam porwana. Jednak przed jej narodzinami została wypowiedziana przepowiednia przez jedną z wieszczek. Oto treść tej przepowiedni: "Tego samego roku i miesiąca, ale przed Dzieckiem Losu narodzi się dziecko obdarzone niezwykłymi mocami... Anielica, co jej matką jest porwana będzie... W 17-stym roku, gdy dziecko przybędzie do szkoły matka jej zostanie ocalona przez Przepowiadacza Snów, co bratem Wybrańca będzie i ich Strażniczkę... Przyłączą się one do obecnych i przyszłych organizacji przeciw Księciu Ciemności i Mrocznemu Lordowi... Jednym z kluczy do pokonania najpotężniejszego Lorda Lordów i jego sług są trzy medaliony stworzone przez jedynego Czarnego Pana w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co ich dzieci będą Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów! Żywioły... Moce Planet... Pierścienie Założycieli... Szesnaście medalionów złączone w pięć różnych pochodzących od Założycieli to klucze do otwarcia Wrót Piekieł i Niebios! Kto zdobędzie je, by władać życiem lub śmiercią? Nikt tego nie wie...". - wyrecytowała, po czym dodała. - ...Tom Riddle II rzucił na mnie to zaklęcie polegające na tym, że z roku na rok stawałam się coraz bardziej młodsza. Mój umysł też stawał się coraz bardziej dziecinny i zapominałam wiele rzeczy ze swojego życia. Między innymi o swoich dzieciach, mężu, rodzicach aż w końcu zapomniałam o swoich przyjaciołach oraz pochodzeniu... - wyjaśniła. Jack patrzył kobiecie w oczy. Przepowiednia utkwiła mu w pamięci. - "Jak to szło? "...W 17-stym roku, gdy dziecko przybędzie do szkoły matka jej zostanie ocalona przez Przepowiadacza Snów, co bratem Wybrańca będzie i ich Strażniczkę...". To ma sens. Ocaliłem ją spod wpływu zaklęcia Riddle'a, które działało od siedemnastu lat. Co było dalej? Hm... "...Jednym z kluczy do pokonania najpotężniejszego Lorda Lordów i jego sług są trzy medaliony stworzone przez jedynego Czarnego Pana w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co ich dzieci będą Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów!...". Trzy medaliony? Te medaliony posiadają Mary, Eleine i Hermiona, czyli córki Voldemorta i ciotki Aurelii. Dostały je od Voldemorta zanim Aurelia uciekła z dziewczynami kilka dni po narodzinach. Tak opowiadała mi Eleine w Pokoju Wspólnym Puchonów, ale co oznacza ten Klucz, Lord Lordów, Jedyny Czarny Pan i Mistrz Mistrzów? Zaraz jest coś jeszcze: "...w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co ich dzieci będą Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów!..." - gdy tylko to ostatnie zdanie pomyślał niespodziewanie osunął się na podłogę mdlejąc. - ..Jack! - zawołała Julie tak głośno, aż potoczyło się echo po celi, ale chłopak jej już nie słyszał. Odpłynął teraz w ramiona Morfeusza (czyli zasnął). Leżał na posadzce kompletnie niezdolny do ruchów. Julie nie wiedziała co robić. Był jej jedyną nadzieją. Musiała czekać aż się przebudzi. Oparła jego głowę o swoje kolana i czekała.
We śnie...
           Jack ocknął się w jakimś pokoju z wieloma łóżkami. Okazało się, że znajdował się w szpitalu na porodówce. Tak jak wcześniej, był obserwatorem. Widział tu wiele pielęgniarek i położnych. Nagle zobaczył na łóżkach Mary, Eleine i Hermionę oraz kilka innych młodych kobiet leżących na osobnych łóżkach. Wśród nich była jego dziewczyna, Susan Bouns. - "O rany! Czyżby była w ciąży??" - Jego podejrzenia były słuszne, gdyż tak było. Jakaś pielęgniarka chwyciła poręcz łóżka Mary i zawiozła na porodówkę. Po chwili zawieziono Hermionę, Eleine i Susan oraz inne młode kobiety do jakiegoś pomieszczenia. Jack postanowił pobiec za nimi. Gdy tam dotarł okazało się, że znalazły się na sali porodowej. Nagle poczuł czyjąś obecność. Rozejrzał się dookoła, ale niczego nie zobaczył. Spojrzał w kierunku dziewcząt i zobaczył tą samą postać co we wcześniejszym śnie. Wychodził jakby z podziemi i próbował zabić jego przyjaciółki, a także dziewczynę i resztę ciężarnych kobiet, ale nagle-niespodziewanie jednocześnie Mary, Eleine, Hermiona i Susan urodziły. Za to dzieci, które zostały potem położone obok matek, jak gdyby nigdy nic wyciągnęły swoje drobne rączki i odpędziły w jakiś niewyjaśniony sposób to coś. Potem, gdy to coś odeszło z ich ust zostały wypowiedziane te słowa:
- Trzy siostry zajdą w ciąże i urodzą Wybranych, którzy pokonają potężne zło czyhające w podziemiu. - następnie stało się coś niespodziewanego! Jedno z dzieci zwróciło się do... Jacka!
- Jacobie Potter, ty który jesteś Przepowiadaczem Snów i jesteś przekaźnikiem między snem a jawą musisz wiedzieć iż klęska ostatniego Czarnego Pana obudziła najpotężniejszego Lorda Lordów. Pamiętaj: Pozory mylą. Obecny Lord Lordów nie jest tym, za kogo się podaje. Jest wam bliży niż myślisz. By pokonać najpotężniejszego i najokrutniejszego Mrocznego Lorda musisz odnaleźć tą, która ma moc wyczuwania mocy Mistrza Mistrzów. Pamiętaj też, że Mroczny Lord i Mistrz Mistrzów są tą samą osobą. Tylko ONA może go wyczuć i unicestwić. Przybiera on przeróżne postacie i trudno wyczuć jego moc nawet pod ludzką postacią. - oznajmiło dziecko nie swoim głosem.
- Jak mam ich odnaleźć? - zapytał.
- Mistrza Mistrzów na razie nie musicie się obawiać, ale Lorda Lordów owszem. Musicie go pokonać, gdyż klęska Lorda Voldemorta obudziła go i jego moc jako Mistrza. Niestety powoli wzrasta. Mrocznego Lorda nie da się zabić, ale możecie go uwięzić w małym przedmiocie o wielkiej mocy, który był w jego posiadaniu. - wyjaśniło inne z dziecko.
- Przedmiocie? - zdziwił się.
- Tak. - odparło inne dziecko.
- O jakim przedmiocie mówicie?
- Niech wam to objaśni Percy Levender i jego przyjaciółka. Zresztą, okoliczności wkrótce pokażą co macie robić. Teraz wracaj do Julie. Wkrótce znów sobie porozmawiamy. Do zobaczenia, Jacobie. - głos umilkł, a Jack się obudził powracając do celi w Piekielnym Dworze.
Z powrotem w Piekielnym Dworze... Lochy...           Gdy tylko się zbudził zobaczył nad sobą czarne włosy i jasno niebieskie oczy. Usłyszał stłumiony głos wołający jego imię. Gdy obraz się wyostrzył bez zmrużenia oka powiedział jak w transie:
- Trzy siostry zajdą w ciąże i urodzą Wybranych, którzy pokonają potężne zło czyhające w podziemiu. - mówiąc to jego powieki ani razu się nie zamknęły wpatrywał się w jeden punkt.
- Jack, dobrze się czujesz? - spytała Julie.
- Tak. - odpowiedział tym samym monotonnym głosem.
- Co oznaczają te słowa? - zapytała.
- Oznaczają to, że Eleine i Mary Parker oraz Hermiona Granger zaszły już w ciążę, a także kilka innych młodych kobiet, w tym moja dziewczyna. Za około osiem i pół miesiąca urodzą prawdopodobnie po jednym dziecku. Te dzieci będą Wybrańcami Losu i Przeznaczenia. Ich dzieci mają pokonać niejakiego Mistrza Mistrzów. My mamy swoje dzieci przygotować, by przygotowały swoje dzieci do walki z nim. Tych dzieci jest więcej, ale nie wiem ile. - wyjaśnił.
- Jak mogę cię wyrwać z tego stanu?
- Pstryknij mi przed oczami. - wyjaśnił krótko. Kobieta tak zrobiła. Chłopak zamrugał oczami i potrząsnął szybko głową. Spojrzał na nią. Wstał, po czym pomógł kobiecie wstać.
- Jak się pani nazywa? - spytał jakby nic się nie stało prowadząc ją do drzwi.
- Jak to?... - zdziwiła się. - ...Nie pamiętasz już? Przecież przedstawiłam ci się już wcześniej! - zawołała.
- A no tak, teraz pamiętam. Nazywasz się Juliann Anderson i jesteś matką Aliny. - uśmiechnął się. Ta skinęła głową.
- Jak się stąd wydostaniemy? Są tu Śmierciożercy i... - zapytała rozglądając po korytarzu
- Wiem, Julie, ale przedtem musimy zabrać też innych więźniów... - przerwał kobiecie. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Jakby tego snu nie było. Musiał porozmawiać o tym z całą trójką rodzeństwa. Czuł, że to jest ważne oraz iż ma duże znaczenie dla jego snów i przepowiedni zarówno jego, Reginy jak i jej córki Agnes. - ...Mam nawet pomysł jak was wszystkich stąd wydostać nie zwracając uwagi innych, a szczególnie uwagę Voldemorta. Rzucę na was pewne zaklęcie. Polega ono na tym, że po rzuceniu go będziecie nie widzialni i nie słyszalni. Nazywane jest też Zaklęciem NiN. Gdy je rzucę pójdziesz do lasu. Na jednym z konarów jest wygrawerowany feniks. Pójdziesz tam i poczekasz na resztę. Deportujemy was w bezpieczne miejsce. - oświadczył. Kobieta była pod wrażeniem pomysłu Puchona, ale ze względu na sytuację i miejsce zgodziła się. Coś ją niepokoiło, bo spytała:
- Deportujemy? - spytała akceptując dwie ostatnie litery.
- Później ci to wyjaśnię. Teraz musisz się stąd wydostać. - Julie zgodziła się, więc Jack rzucił na nią zaklęcie. Pani Anderson wybiegła zanim się rozmyśliła. Jack odetchnął z ulgą i poszedł dalej zamykając uprzednio drzwi jej dawnej celi zastanawiając się nad przepowiednią i słów dzieci.
           Do każdej z cel wchodził uspakajając ich mieszkańców dając im nadzieję na spokojne życie, wiarę w dobrych ludzi, siłę, by walczyć z bólem, a także pokazać jak można być uczciwym wobec wszystkich. No i przede wszystkim szansę na ucieczkę stąd. Rzucał na nich Zaklęcie NiN, a oni uciekali. Przedtem informował ich, by nie używali żadnej magii dopóki nie zostanie zdjęte zaklęcie przez niego. W ostatniej celi natknął się na dwie osoby...



_____________________________________________________________
Od autorki:
* PD to skrót od Piekielnego Dworu.
** Aperio - silniejsza wersja Alochomory.

24 marca 2013

Rozdział 28 - David Dursley

Klik

Od dnia poznania Nicole minęły dwa dni...
           Nastała sobota. Korytarzem szło kilka par: Harry Potter i Eleine Parker, Ron Weasley i Mary Parker, Hermiona Granger i Draco Malfoy oraz Jack Potter i Susan Bouns (ci ostatni spotykali się od dnia, gdy Jack pojawił się w szkole. Polubili się od razu, a zaczęli chodzić ze sobą pięć dni temu). Szli sobie spokojnie aż dotarli na błonia. Usiedli przy wysokim dębie, gdzie rozsiedli się w cieniu, a każda z par przytuliła się do siebie.
        Siedzieli już tak od jakiś trzech godzin ciesząc się sobą oraz ładną pogodą, gdy nagle coś zakłóciło ich spokój. Od strony Zakazanego Lasu dobiegł ich szelest liści i dziwne kroki. Cała ósemka aż podskoczyła i spojrzeli w tamtą stronę.
- Sprawdzę co to. - postanowił Draco i skierował się tam z wyciągniętą różdżką.
- Bądź ostrożny, Draco. - powiedziała z lękiem Hermiona do swojego nowego chłopaka. Pomachał jej i zniknął w gąszczu drzew. Po kilku chwilach podszedł do nich podtrzymując blond włosego mężczyznę. Tylko jedna osoba była zaskoczona widokiem mężczyzny bardziej niż jego przyjaciele, a nawet był wystraszony jego stanem. Zanim ktokolwiek zdołał mrugnąć okiem Harry był już przy nich podtrzymując drogą ręką przybysza i spytał wystraszonym i przejętym głosem:
- David, co tu robisz?! - Ten spojrzał na zielonookiego nieprzytomnym wzrokiem i powiedział cicho, ale wyraźnie:
- Muszę... was ostrzec... przed NIM!... Muszę... iść do... Dumbledore'a... Muszę go... ostrzec... Hogwart jest w... niebezpieczeństwie! - po tej wypowiedzi zemdlał. Obaj młodzieńcy ledwo zdołali go utrzymać.
- Szybko! Trzeba go wyleczyć, a potem zaprowadzić do dyrektora! Ron ty powiedz dyrektorowi, że niedługo do niego przyjdę. Eleine i Mary wy pójdziecie do mojego gabinetu. Użyjcie mojego kominka i skontaktujcie się z członkami Zakonu. Sprowadźcie Lupina, Tonks i Moody'ego do gabinetu dyrektora! Reszta niech idzie ze mną. Jack, pomóż mi go położyć na noszach. Musimy go wyleczyć. - zawołał wyczarowując niewidzialne nosze. Po czym rozdzielili się. Harry szedł najszybciej jak mógł ku zamkowi lewitując nosze wraz z bratem. Gdy dotarli do zamku nie skierowali się do gabinetu dyrektora ani do swojego gabinetu czy Skrzydła Szpitalnego, ale do Pokoju Życzeń.
- Harry, co robisz? Mamy iść przecież do dyrektora! - zawołała panna Bouns.
- Wiem, Susan, ale muszę go najpierw trochę podleczyć, by mógł być wstanie chodzić i mówić. Widzisz jaki jest cały we krwi? Pewnie go torturowano i ledwo im uciekł. Najpierw go wyleczymy... - Wyjął Zwierciadło Dwukierunkowe i podał dziewczynie ze słowami. - ...Masz. Wystarczy, że wypowiesz imię do Lusterka, a dana osoba pojawi się w szybce. Poinformuj ich, że ja się zajmę leczeniem Davida, a potem przyprowadzę do gabinetu. Zrozumiałaś? - spytał Harry.
- Tak, oczywiście. - odparła i po chwili z nimi rozmawiała. Gdy skończyła spojrzała na to, co robi jej nauczyciel. Dawał mężczyźnie przeróżne środki lecznicze i nawet takie eliksiry, których nigdy w życiu nie widziała na oczy.
Z pół godziny później...
           - I co? - spytali jednocześnie Susan, Draco i Hermiona, gdy się wyprostował.
- Cóż, trzeba jeszcze odczekać aż eliksiry zadziałają. - odparł.
           I tak się stało. Po blisko dwudziestu minutach blond włosy mógł już wstać. Spojrzał na Harry'ego i rzekł:
- Dzięki, Harry. Uratowałeś mi życie. Jak mogę ci się odwdzięczyć? - spytał z uśmiechem.
- Sądzę, że jesteśmy kwita. Nauczyłeś mnie jak leczyć środkami druidzkimi. - oznajmił.
- Rozumiem, ale teraz trzeba powiadomić dyrektora. - stwierdził David wstając.
- Słusznie. Chodźmy więc. - i wyszli, a tuż za nimi przyjaciele Pottera.
- Harry, skąd znasz tego mężczyznę? - zapytała Hermiona. Potter spojrzał na nią i odpowiedział:
- Niedługo się tego dowiecie... - więc nie poruszali tego tematu. Gdy znaleźli się przed gargulcem strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora Harry powiedział do posągu. - ...Przyjaciel. - i wejście się otworzyło*. Cała trójka weszli po spiralnych schodach na górę. Chwilę potem znaleźli się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Harry zapukał w dębowe drzwi. Usłyszeli cichy głos:
- Proszę wejść. - więc weszli do środka. W środku zastali resztę przyjaciół Pottera oraz kilku członków z Zakonu.
- Dzień dobry, panie dyrektorze. - powiedzieli zgodnie.
- Dzień dobry, Harry. Dzień dobry panno Bouns, panno Granger, panie Weasley i panie Malfoy... - przywitał się. - ...Co was tu sprowadza i kim jest ten mężczyzna? - zapytał.
- Po kolei,... - odezwał się ten ostatni. - ...Po pierwsze: Nazywam się David John Dursley i jestem przyrodnim bratem Dudley'a Dursley'a oraz kuzynem Harry'ego. Pewnie niektórzy z was wiedzą, że moja matka Petunia Evans chodziła do Hogwartu i była o cztery lata młodsza od Lily i Aurelii Evans. Mój biologiczny ojciec też jest czarodziejem, ale jest czystej krwi i był w Slytherinie. - wyjaśnił.
- A jak się nazywa? - spytał... o dziwo Harry. Pytanie brzmiało stanowczo, jakby zadawał to pytanie za każdym razem, gdy się pojawiło. Jego przyjaciele myśleli, że były Gryfon zna tego mężczyznę "na wylot". Ten spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, po czym westchnął i odpowiedział:
- Harry, powiem wam, gdyż nie dajesz mi spokoju tym pytaniem. W kółko mnie oto pytasz, gdy je słyszysz... - zirytował się i westchnął. - ...Moim ojcem, jak najpierw pomyślałeś, nie Voldemort, ale... Lucjusz Malfoy.
- Coo takiego???? - zawołali wszyscy jednocześnie.
- Jak to możliwe!? - zapytał Jack.
- Ja na początku też byłem zaskoczony tą wiadomością od matki. Powiedziała mi to, gdy miałem 11-ście lat, a ściślej mówiąc jak miałem zacząć naukę u druidów zamiast iść do Hogwartu. - odparł blond włosy.
- Panie Dursley, proszę nam powiedzieć jak się poznaliście z Harrym? - zapytał dyrektor. David spojrzał na Dumbledore'a, a potem na resztę, aż w końcu jego wzrok spoczął na Harrym. Druid prosił go wzrokiem, by to on im wyjaśnił. Ten tylko westchnął i odpowiedział za przybysza:
- Poznałem Davida, gdy wróciłem na wakacje do mojego wujostwa. Wchodziłem po schodach, gdy Dudley poinformował mnie, bym poszedł do salonu, bo mam gościa. Gdy tam wszedłem zobaczyłem właśnie jego. Davida Dursley'a, mego kuzyna. Wyjaśnił mi kim jest i skąd pochodzi, ale nie powiedział mi kim jest jego ojciec. David zaproponował mi trening u druidów. U nas jedna godzina odpowiada jednemu roku u nich. Pytałem go nieustannie, gdy mnie uczył, ale unikał sprytnie odpowiedzi. U elfów też miałem trening. A potem... - urwał nagle, bo Ashe się wtrącił:
- Przepraszam, Harry, że ci przerwę, ale właśnie mi się przypomniało, że król wampirów zaproponował ci naukę w jego królestwie. Masz się u niego stawić jak najszybciej. - poinformował go Wilson.
- Dziękuję ci, Ashe. Stawię się u niego najszybciej jak będę mógł. - przyrzekł Potter-Gryfon.
- Więc kim tak naprawdę jesteś? - spytała Nicole pana Dursley'a.
- Jestem pół krwi druidem i pół czarodziejem rodu czystej krwi. Evansowie są spokrewnieni z druidami, ale bardzo daleko. Jednak nie tak daleko. Ich dzieci muszą trenować z pokolenia na pokolenie, bo to tradycja. Chodzi mi oto, że jeśli, któryś druid, bądź druidka pobierze się z czarodziejem, czarownicą czy z Mugolem lub Mugolką to ich dzieci muszą u nich się uczyć, czy tego chcą czy też nie, ale warunek jest taki, że muszą być magiczni lub muszą mieć w rodzinie czarodzieja czy choćby czarownicę. W przypadku Dudley'a jest on charłakiem, więc nie mógł nawet iść do Hogwartu. Wyjaśniłem mu to zanim Harry wrócił do domu z jego wujem ze stacji. - Nastała cisza. W końcu Draco powiedział:
- Czyli jesteś moim przyrodnim bratem od strony Harry'ego, a dokładniej Petunii Dursley, która jest twoją matką... - ten skinął głową. Draco popatrzył na niego z uśmiechem. Po chwili spytał poważnym tonem. - ...Na błoniach wspomniałeś coś o zagrożeniu. Powiedziałeś, że Hogwart jest w niebezpieczeństwie. - przypomniał młodzieńcowi Ślizgon.
- Ach tak, oczywiście. Panie dyrektorze,... - spojrzał na starszego mężczyznę za biurkiem. - ...Voldemort wie jak obejść zabezpieczenia chroniące Hogwart! - zawołał.
- A skąd to wiesz? - spytał wyżej wymieniony.
- Gdy uciekałem z lochów Piekielnego Dworu usłyszałem rozmowę trzech mężczyzn i jednej kobiety. Wśród męskiego grona był Voldemort oraz jego syn, Tom III i... - spojrzał na Dumbledore'a. - ...pana wnuk, Nicolas, a kobieta to Bellatriks Lastringe. Mają jakąś tajną broń dzięki, której mogą obejść zabezpieczenia każdego magicznego budynku. Nawet Hogwartu i ministerstwa... Albusie, trzeba działać! Mogą jej użyć w każdej chwili! - Wszyscy zamilkli. Nagle Harry chwycił Jacka oraz Nicole i zniknęli.
- Gdzie oni poszli? - spytał Ashe w przestrzeń.
- Ja chyba wiem... - odezwał się Percy L., który był także w gabinecie. - ...Ten, kto jest na tyle odważny, silny magicznie, fizycznie oraz psychicznie, niech chwyci mnie za ramiona. - rozkazał pan Levender. Niektórzy zrobili to, choć się bali.


__________________________________________________________
Od autorki:
* - ...Przyjaciel. - i wejście się otworzyło - Jak wiecie hasła do gabinet dyrektora mają nazwy przeróżnych słodyczy, ale gdy ktoś jest przyjacielem obecnego dyrektora może je spokojnie wymówić jako hasło.

17 marca 2013

Rozdział 27 - Złamana obietnica i kolejna przepowiednia - część druga

Klik

Jack, Nicole!
Zwołajcie Zakon Feniksa! I to szybko! Zabierzcie Rogera do KGZF. Ja pójdę po Reginę i Geandley, gdyż Voldemort złamał ponownie słowa Przysięgi. Gdyby nie było mnie przez co najmniej 10 minut powiadomcie: Percy'ego Levendera, Jonathana Parkera i Ashe'a Wilsona poprzez Lusterko Dwukierunkowe, które dałem Jackowi i panu Hoofowi.
Pozdrawiam
Wasz, Harry

Po przeczytaniu listu od młodego nauczyciela Jack opowiedział pospiesznie Nicole co im napisał Harry. Okazało się, że Nicole znała Albusa Dumbledore'a i wie co to jest Zakon Feniksa. Więc, po nie które sprawy nie musiał tłumaczyć. Gdy skończył oboje wykonali szybko polecenia brata i deportowali się z Rogerem do Kwatery.

~~*~~

Piekielny Dwór...
       Tymczasem Harry już stał przed Lordem w lochach w jego Dworze nieco wkurzony. Ten, gdy go zobaczył pojawiła się nieco gorsza złość na jego widok i powiedział zamiast powitania:
- Potter, to kara, że zabrałeś mi swoją siostrę z przed mojego nosa! - zawołał przez zaciśnięte zęby, a echo rozbrzmiało po lochu.
- Doprawdy? A ja powiedziałbym, że złamałeś Przysięgę... - odparł, a w jego głosie słychać było lód. - ...Obiecałeś mi ostatnio, że nie będziesz torturował swojej i mojej rodziny, a w zamian dam ci Geandley i Reginę. Dałem ci także warunki. Obiecałeś, że nie będziesz im proponował przejścia na swoją stronę, że będziesz je traktował przyzwoicie, a przede wszystkim: nie będą torturowane! - zawołał trzy ostatnie słowa.
- Ten to ma tupet... - zirytował się Lord. Nagle pojawiło się troje osób: Percy, John i Ashe. - ...To wy?! Potter was tu wezwał?! Niedoczekanie!! - zawył. Nagle odezwała się Regina leżąca tuż za nim:
- Tom,... daj spokój... - Jej głos był cichy, słaby i zachrypnięty od krzyków. - ...Pozwól im... mnie stąd zabrać... Powiedziałam ci... przecież... kilka przepowiedni dotyczących... ciebie i... twoich sług. Powiem ci jeszcze... jedną, ale... pod jednym warunkiem. - szepnęła.
- Jakim? - spytał zezłoszczony Lord spojrzawszy na nią.
- Usuń... Mroczny Znak z... przedramienia Harry'ego... Pottera,... a także twojego syna,... Marvolo oraz... Albusa. - Wszyscy wytrzeszczyli oczy na Reginę.
- Ale tego nie można zrobić!... - odezwał się niespodziewanie Percy. - ...On jest wyryty nie tylko na skórze, ale też w umyśle każdego Śmierciożercy i połączony z duszą Voldemorta! Żaden Śmierciożerca nie może powiedzieć, gdzie mieści się kwatera Voldemorta, ani kto jest jego sługą oraz nie może wyjawić sekretów! - zawołał blondyn, czym zaskoczył wszystkich, z wyjątkiem Reginy.
- A skąd możesz to wiedzieć?! Nie jesteś przecież Śmierciożercą! A tak właściwie, kim ty jesteś? - spytał Lord.
- Nazywam się... - tu pan Levender urwał, bo Harry zawołał:
- PERCY, NIE! Nie mów tego! Jeśli on się tego dowie zażąda byś to ty był z nim w zamian za Reginę, albo Geandley czy mnie! NIE MÓW MU! BŁAGAM!! Wiesz co może się stać jeśli ty zginiesz?! - jęknął Harry.
- Wiem, Harry, ale nie mam wyjścia. Poza tym jeśli tobie coś się stanie to i mnie też. - oświadczył spokojnie.
- Dobra! Jeśli już chcesz mu powiedzieć kim jesteś naprawdę to nie przy mnie! Chodźcie, chłopaki, zabieramy je stąd. - warknął Harry.
- Dobrze, Harry, ale mam pytanie: Kto będzie warzył eliksir, gdy...?
- Nie kończ, Ashe, bo... - nagle zielonooki jęknął z bólu. Poczuł, że ktoś trzyma go za brodę od tyłu. Gdy spojrzał w górę zobaczył kto to. Był to ten pseudolordzina. Ból był nie do zniesienia. Próbował się wyswobodzić starając oderwać jego rękę z swojej brody. Wiedział, że Jack i Eleine odczuwają ten sam ból, a nie wróżyło to nic dobrego.
- Potter, powiedz mi, co się tu dzieje?! Co przede mną ukrywacie?!... - zawołał zaciskając dłoń na jego podbródku. Harry szamotał się, ale Lord nie dawał za wygraną. Nie tyko wzmocnił uścisk jeszcze bardziej, ale też dotknął drugą ręką jego twarzy przyglądając się z satysfakcją jego cierpieniu. Harry krzyknął z bólu jeszcze głośniej. Nogi mu drżały. - ...Mów, kim jest ten cały Percy?? - warknął wskazując na wyżej zainteresowanego podbródkiem.
- Tom, nie!! Krzywdzisz go!! - zawołała pani Hoof starając się wstać. Lord najpierw zamknął oczy, a potem, gdy je otworzył spojrzał na siostrę i powiedział tak groźnie, że nawet tak opanowana osoba jak John czy Ashe skulili się. Za to Regina zamilkła.      
- Nie. Nazywaj. Mnie. Per. "Tom". Bo. Mi. Się. To. Imię. Nie. Podoba!!! WYRZEKŁEM SIĘ GO, REGINO, ROZUMIESZ!?! A teraz, Harry... - tu zwrócił się do zielonookiego przesuwając palec w kierunku blizny co doprowadziło do ponownego krzyku chłopaka i upadku na kolana. Harry jęknął zarówno na głos jak i klął w myślach, że nie miał się na baczności. Riddle wypowiedział na głos jego imię, a nie wróżyło to nic dobrego. - ...KIM JEST PERCY?!!? - Harry jęknął ponownie, bo Riddle przesunął niebezpiecznie palec ku bliźnie.
       Percy, tymczasem także jęknął i poruszył się niespokojnie. Oddychał ciężko wytrzymując uporczywy ból na całym ciele i w czole.
- Stop! Przestań! Powiem ci! - Te cztery słowa zawołał blond włosy pół-wampir. Wszyscy, poza Harrym, na niego spojrzeli, gdyż miał zamknięte oczy i ledwo mógł się ruszać, ale słyszał, no i czuł. Drżał lekko. Miał też zaciśnięte dłonie. W miejscu, gdzie powinna być blizna było zaczerwienienie i była tam ledwo widoczna szrama w kształcie błyskawicy, z której zaczęła lecieć krew. Najwyraźniej zamaskował ją, by się nie wyróżniać w tłumie, jak to powiedział na cmentarzu w Dolinie Godryka.
- No, kim jesteś? - spytał Tom II zastanawiając się nad stanem Levendera i ową szramą oraz krwią.
- Powiem, ale są dwa warunki. Po pierwsze: Dasz spokój wszystkim, których zna Harry, bez względu jak bardzo by się nienawidzili bądź lubili. Po drugie: Nie będziesz torturował Harry'ego, a także waszych rodzin... od tej chwili. Nicole też się to tyczy. Więc go puść i to w tej chwili, gdyż w pewnym sensie jesteście rodziną ze strony twojej matki i wuja, a Harry'emu dałeś cząstkę samego siebie. Więc... - tu specjalnie urwał, by Riddle doszedł do sedna sprawy patrząc mu prosto w oczy. W oczach i zachowaniu Levendera widać było cierpienie, a źrenice oczu nagle zmieniły się na zielone, takie same jakie miał Harry.
- Nie mogę go zabić... - dokończył Riddle. - ...Cholera! Więc,... kim ty tak właściwie jesteś? - nie ustępował czarownik. Levender spojrzał na Riddle'a, a potem na resztę. Ashe i John, gdy zauważyli spojrzenie przyjaciela wzięli kobiety i deportowali się do Kwatery. Gdy tylko zniknęli w pomieszczeniu zostały tylko trzy osoby: Voldemort, który trzymał mocno Harry'ego. Potter-Gryfon klęczący przed nim jęcząc z bólu mało nie mdlejąc i starając się wytrzymać uporczywy ból w czole. Oraz Percy, który z kolei, co było dziwne dla Riddle'a, drżał i również klęczał na podłodze. Na jego czole w miejscu, gdzie powinna być blizna pojawiło się paskudne zaczerwienienie, a szrama przypominająca błyskawicę nagle nabierała kształtu i była coraz bardziej wyraźniejsza.
- No więc... nazywam się... - Percy zobaczył błagalne spojrzenie Pottera, ale nie zareagował. Mimo, że zamaskował bliznę dość dobrze, to nie mógł się powstrzymać od grymasu bólu. Będąc w tych czasach od 16 lat już nie reagował na tak mocny ból. Lecz w ostatnich trzech latach ból wzrastał, a w tym roku z dwukrotną siłą. - ...Nazywam się Percivald Nicolas Harold James Levender. Harry i ja jesteśmy tą samą osobą, tyle że ja pochodzę z przyszłości odległej o 21 lat. Harry przeniesie się w czasie w roku 2028 i zamienimy się miejscami. Ja tu zostanę stając się ponownie nim a on mną przenosząc się w czasie do czasów Założycieli i Merlina szkoląc się i stając się mną. - wyjaśnił. Voldemort wytrzeszczył oczy i z wrażenia puścił Harry'ego, który upadł na posadzkę w pozycję embrionalną trzęsąc się z bólu. Po chwili z trudem wstał i chwiejąc się podszedł powoli do Percy'ego nie patrząc na niego.
- Jak to? - spytał Riddle wpatrując się w nich obu.
- Tak to, Tom. Pochodzę z przyszłości. Jeśli teraz nas nie wypuścisz twój eliksir niezostanie uwarzony. - oświadczył Levender oddychając z trudem, ale też i z ulgą.
- I nawet nie myśl sobie, żeby Percy został, by być twoim zakładnikiem w zamian za mnie, czy twoją siostrę lub jakąkolwiek osobę... - oświadczył Harry zachrypniętym głosem. - ...Percy, idziemy. - Zanim Voldemort zdążył powiedzieć coś jeszcze już ich nie było.

~~*~~

Hogwart...
       Gdy obaj pojawili się w Hogwarcie na jednym z korytarzy młodszy zbliżył się do towarzysza i uderzył go tylko w twarz i zniknął bez słowa. Poszedł do swojego gabinetu. Na miejscu zastał swoje rodzeństwo. Harry spojrzał na nich krótko i powiedział idąc do swojej sypialni:
- Zastąpicie mnie dzisiaj i może też jutro. Jestem zbyt zdenerwowany i zmęczony, by prowadzić lekcje. Zrobiłbym jeszcze komuś krzywdę... przez przypadek. - oświadczył.
- Ale o co chodzi? - spytała Nicole, gdy Harry wchodził powolnym krokiem na górę.
- Harry jest nauczycielem OPCM-u. - wyjaśnił Jack. Po tych słowach wyprowadził siostrę z gabinetu.
- Acha... - odpowiedziała inteligentnie, gdy znaleźli się na korytarzu. - ...To może porozmawiamy z nim później. Rozmawiałam z Dumbledorem i zgodził się bym trochę pobyła w szkole, gdyż chce z nami pogadać jutro po południu. - oświadczyła.
- Rozumiem. Czy masz gdzie spać? - spytał Jack.
- Tak. Zaraz koło gabinetu Minerwy. - odparła, gdy szli w kierunku lochów.
- Od kiedy jesteś na "ty" z profesor McGonagall? - zdziwił się Jack.
- Cóż, to ona mi powiedziała kim jestem, a dokładniej opowiedziała mi o naszych rodzicach tego, czego mi nie napisali w liście, którzy dali mi przybrani rodzicie w wieku jedenastu lat. - wyjaśniła.
- Rozumiem. Wybacz, muszę się z tobą pożegnać. Tu skręcam. - powiedział i już miał iść, gdy Nicole go zatrzymała mówiąc:
- Jack, czekaj. Jeśli masz jakiś przyjaciół, którzy zobaczyli jak jesteś w transie i nie wiedzą o twoich zdolnościach, czyli nie wiedzą, że jesteś Przepowiadaczem Snów to radzę ci byś im to wyjaśnił. Będą się martwić, a pewnie obudziłeś ich w środku nocy. - oznajmiła rozumnie Nicole.
- Chyba masz rację, siostra. Tak zrobię. Powiem im. - po tym postanowieniu pożegnali się i poszli w swoje strony.

~~*~~

       Następnego dnia po lekcjach Harry został wezwany do dyrektora. Gdy zapukał odpowiedziało mu ciche, ale wyraźne:
- Proszę... - w gabinecie zastał nie tylko profesora Dumbledore'a, który siedział w swoim fotelu za biurkiem, ale też państwo Hoof i trójkę z czwórki ich dzieci, a także jakiegoś nieznanego mu chłopaka o brązowych włosach i niebieskich oczach o postulanej budowie ciała.


Byli tam też inni. Między innymi: Profesor McGonagall, Jack i Nicole i jego przyjaciele: Ron i Hermiona. Byli tam także Ashe, John, Percy, Remus i Peter. Na swojego przyszłego Ja Harry spojrzał z wyraźną nie chęcią, ale nic nie powiedział. Dyrektor, widząc spojrzenie młodego nauczyciela spytał. - ...Harry, czy coś się stało? - Ten spojrzał na starszego mężczyznę i odpowiedział:
- Nie, dyrektorze. - skłamał krzyżując ręce na piersi.
- Nie kłam mi tu, Harry. Powiedz, co się wydarzyło w Piekielnym Dworze, gdy zabraliście Reginę i jej córkę, Geandley od Voldemorta ubiegłej nocy? - spytał.
- A skąd pan wie, gdzie byłem, co robiłem i z kim się spotkałem? - odpowiedział pytaniem na pytanie Harry.
- Wiem od twojego przyszłego Ja oraz twego rodzeństwa. - Starzec wskazał na pana Levendera oraz Nicole i Jacka. Harry zacisnął dłonie w pięść, ale po chwili się uspokoił pamiętając o skutkach ubocznych Eliksiru Druidzkiego.
- To wszystko zaczęło się od Jacka, więc niech on to wyjaśni. - Wszyscy spojrzeli na Puchona, jednak do rozmowy wtrąciła się Nicole:
- To nie tak, Harry. To się nie zaczęło od Jacka, ale ode mnie, a raczej od naszej wspólnej przepowiedni wygłoszonej krótko przed moimi narodzinami. - i tu Nicole opowiedziała wszystko czego się dowiedziała od Reginy Hoof, Aurelii Parker, z którymi się widziała podczas dzisiejszego obiadu w Hogwarcie oraz od swojego ojca w Piekielnym Dworze.
- Ale jak to możliwe, że masz się stać Panią Ciemności i Mroku? - spytała Minerwa usłyszawszy przepowiednię.
- Właśnie! Jak to możliwe? - spytał Jack.
- Ja chyba wiem... - wtrącił się Percy. - ...Sądzę, że Nicole miała być u Voldemorta, bo planował zamienić ją w Panią Ciemności. Inaczej mówiąc miała się stać jego wierną Śmierciożerczynią, gdyby nie interwencja jej braci oraz naszej matki. Potrzebował do tego właśnie Eliksiru Wskrzeszenia, gdyż ma on jeszcze jedną właściwość. Otóż, wypiwszy ten eliksir można zdziałać bardzo dużo. Nie tylko czyni nieśmiertelnym czy ożywia zmarłych, ale także można owładnąć ludzkim umysłem bardziej skuteczniejszym od Imperiusa czy Legilimencji. Mając przy boku owładniętą Nicole można zyskać wielką moc, potęgę i władzę nad każdym umysłem wypowiedziawszy tylko jedynie dany rozkaz. Nicole i Jack posiadają dużą moc, ale nie tak dużą jak Harry. Poza tym Riddle mógłby mieć przewagę nad Harrym, gdyby stanęła po jego stronie. Obróciłby ją przeciwko niemu nikt by mu nie dorównał i nie powstrzymał go. W mojej przyszłości Nicole właśnie taka się stała i mało brakowało abym zginął z jej ręki. - wyjaśnił.
- Skąd wziąłeś taką hipotezę? - spytał Harry z drwiną w głosie. Ten spojrzał na niego i powiedział w mowie węży:
- Harry musimy to sobie wreszcie wyjaśnić. Musiałem Voldemortowi powiedzieć, że jestem twoim przyszłym Ja i... - urwał, gdyż Harry wpadł mu w słowo:
- Słyszałem CO mu powiedziałeś i nie toleruję tego w ogóle! Ale musisz wiedzieć, że Voldemort zacznie NAS śledzić, aż w końcu zabije MNIE, a tym samym CIEBIE! Co ja mowę! On już nas śledzi pomimo, że nie wysłał żadnego śmierciojada! A czy wiesz, że on zna przepowiednię? Tak, Percy! On zna CAŁĄ przepowiednię dotyczącą NAS!! MNIE I VOLDEMORTA!! - pół-wampir patrzył z zaskoczeniem na Harry'ego. On też tak się zachowywał za swoich czasów. Teraz zrozumiał jak się czuł tamten Percy na to oświadczenie. Tymczasem Regina, Agnes i Alastor Hoofowie oraz John informowali resztę co powiedziała ta dwójka. Hermiona też znała wężomowę, ale bała się powiedzieć o tym komukolwiek. Za to Jack gapił się na obu braci.
- Czy zrozumiałeś ten język? - spytał Ashe Jacka.
- Ja... tak zrozumiałem... Nie wiedziałem, że... Percy i Harry... to ta sama... Oni są jedną osobą! - jąkał się.
- Teraz już wiesz. - stwierdził jakby była to najzwyklejsza rzecz na świecie. Jack spojrzał na niego i spytał z niedowierzaniem:
- Wiedziałeś?! - zawołał.
- Tak, wiedziałem o tym już od dawna. Niedługo przed tym nim was oboje poznaliśmy.. - odparł.
- Aha.
- Kochani, myślę, że powinniśmy zająć się tymi przepowiedniami. Roger, pokażesz nam je? - poprosił Dumbledore.
- Tak, oczywiście, Albusie. - wymamrotał rudy mężczyzna i wraz ze swoją rodziną pokazał wszystkie przepowiednie Reginy i Agnes, które pokazywał jeszcze przed obiadem. Kilka z nich ich zainteresowało.
- Zerknijcie na tą. - oznajmił Jack po jakimś czasie:

"W dniu, gdy Dziecko Losu osłabi Księcia Ciemności zawita nowy dzień nad światem czarodziei i Mugoli... Nie martw się, Katarzyno, twój mąż będzie odważny i lojalny temu, kto pokona Czarnego Pana! Na początku będzie nie ufny wobec innych ludzi, lecz się nie obawiaj. Pokona swą słabość i pokona nawet to, co się stanie z twoją rodziną!"

- Ej, znalazłem przepowiednię dotyczącą naszej trójki! Spójrzcie! - zawołał Harry, który wraz z Ashem i Ronem przeglądał inną część pergaminów z proroctwami. Wszyscy, na czele z Nicole i Jackiem, rzucili się ku Harry’emu i zaczęli czytać te oto słowa:

"Zradza się Dziecię z kobiety czystej, lecz zhańbionej przez Jej własny ród! Ojcem jej jest znienawidzony przez wszystkich Lord... Narodzi się w trzecim tygodniu dwunastego miesiąca... A zwać się będzie: Nicolette Lilianne Potter! Ojciec jej będzie nazywać ją Panią Ciemności i Mroku... Jednak djka chłopców zrodzą się pod koniec siódmego miesiąca, a rodzice będą pochodzić z różnych rodów... Pierwszy zwać się będzie: Harold James Potter, a drugi Jacob Matthew Potter! Jednego z nich nazywać będą Dzieckiem Losu i Nadziei lub po prostu Wybrańcem Losu i Przeznaczenia! Jego bliźniak słynąć będzie z przepowiadania snów... Gdy nadejdzie rok siedemnasty i miesiąc dziesiąty Wybrańca i jego brata cała trójka spotka się w jednym miejscu i otrzymają pradawne zdolności... Poznają tajemnicę Czarnego Pana i pokonają go... Jednak pierwsza klęska Czarnego Pana obudzi Mrocznego Lorda z dawnych lat, który został pokonany przez Wybrańca z Przyszłości. Strzeżcie się! By pokonać Mistrza Mistrzów potrzeba nie lada odwagi i mnóstwa mocy przewyższające moce Czarnego Pana, 150 dyrektora i Założycieli Hogwartu oraz Merlina Wspaniałego razem wziętych. Odszukajcie zdrajcę krwi, druida, pół wampira i elfa znających Wybrańca Z Przyszłości... Tylko oni mogą zamknąć go w Pierścieniu Lordów, ale nikt nie może go zabić! Tylko Mroczna Kochana Z Przeszłości oczyszczona ze zła może im pomóc"

- Boże... Czyżby tyczyło się to nas troje, Harry? - spytała Nicki.
- Najwyraźniej... Poczekaj, przeczytam jeszcze raz: "...Jednak djka chłopców zrodzą się pod koniec siódmego miesiąca, a rodzice będą pochodzić z różnych rodów..."... - wyrecytował Harry jakby do siebie. - ...Myślę, że chodzi tu o nas dwóch, mnie i Jacka bez względu czy wypowiedziano, by nasze imiona i nazwisko, czy też nie. Bo rzeczywiście urodziliśmy się pod koniec lipca. Ale różnych rodów? O, co tu może chodzić? - spytał.
- Jutro będzie śniadanie, no i lekcje, a ty jesteś nauczycielem OPCM, Harry. Musimy to jakoś na spokojnie przedyktować, a nie tu, w gabinecie dyrektora. - przypomniał szatyn.
- Harry, a wiesz, że ta posada...? - odezwała się Nicole, ale Harry przerwał jej mówiąc:
- Tak wiem, że jest przeklęta, ale przyjąłem ją specjalnie, bo pod koniec roku mam stoczyć z Voldemortem walkę na śmierć i życie. Tak głosi przepowiednia wygłoszona 17 lat temu. - oświadczył ze smutkiem. Dziewczyna zbladła, a potem przytuliła do siebie Harry'ego i rozpłakała się.
- Och, Harry, tak mi przykro, że musisz się tak użerać z nim!... - zawyła. Jeszcze przez kilka chwil tak się tulili, aż w końcu zawołała. - ...Harry, ta przepowiednia! - zawołała.
- Która?! - spytał były Gryfon rzucając się na pergaminy.
- Ta, którą czytaliśmy przed chwilą! Na końcu jest coś takiego jak: "...Gdy nadejdzie rok siedemnasty i miesiąc dziesiąty Wybrańca i jego brata cała trójka spotka się w jednym miejscu i otrzymają pradawne zdolności..."... - rudowłosa zakryła usta z wrażenia.
- O rety! To by znaczyło, że to dziś! Ja i Jack mamy po siedemnaście lat, a dziś mamy październik i dziś spotkaliśmy się w jednym miejscu! - cała trójka spojrzeli po sobie.
- W Piekielnym Dworze! - powiedzieli zgodnie Harry, Jack i Nicole.
- Faktycznie! A jak było w tej... Zaraz... Harry, pamiętasz tę ostatnią przepowiednię wypowiedzianą przez Reginę? Uwaga cytuję: "Ty, która stałaś się Panią Ciemności i Mroku spotkasz Całą Nadzieję Czarodziejskiego Świata i staniesz się Panią Światła i Wiary W Życie! Pomóż bratu z blizną w odnalezieniu mrocznych przedmiotów Księcia Ciemności i pokonajcie go! Nie poddawajcie się nigdy! Tylko wiara, miłość, nadzieja i odwaga się liczą w pokonaniu ciemności i mroku! Pomóż Wybrańcowi i wspieraj go w każdej Jego chwili życia!"* Harry, o co może chodzić w Tej przepowiedni? - spytała przerażona.
- Sądzę, że byłaś po prostu samotna jak my. Gdy spotkałaś Voldemorta chciał cię zrobić Panią Ciemności i Mroku, a gdy się spotkaliśmy odzyskaliśmy prawdziwą rodzinę, której nie mieliśmy przez długi czas, więc bez żadnych przeszkód możesz być teraz nazywana Panią Światła i Wiary W Życie. Jak było dalej? - spytał Harry..
- "...Pomóż Wybrańcowi i wspieraj go w każdej Jego chwili życia!"... - wyrecytowała. - ...Powiedz mi, Harry o, co tu chodzi? Wyjaśnij nam to. - poprosiła.
- Sądzę, że chodzi tu o Horkruksy i...
- Harry, przepraszam, że przerywam, ale musimy iść na kolację, a potem do łóżka. Wybacz nam, Nicole, ale musimy wracać do siebie. Pogadamy kiedy indziej. Może juto. - odezwał się Jack.
- Dobra. Nicki, tu masz Dwukierunkowe Lusterko. Będziesz się mogła z nami się kontaktować kiedy tylko chcesz. - oświadczył Harry.
- Jak ono działa? - spytała przyglądając się przedmiotowi.
- Takie same mieli mój i Jacka ojciec oraz jego przyjaciel, Syriusz Black. Używali ich, gdy mieli oddziele szlabany za swych szkolnych lat. - wyjaśnił z lekkim śmiechem.
- Poważnie? Ale nie powiedziałeś jak ono działa. - przypomniała rudowłosa.
- Wystarczy, że wypowiesz imię do Lusterka, a dana osoba pojawi się w szybie... - poinformował. - ...Dobra, Nicki, musimy już iść. Do zobaczenia. - powiedział szykując się do wyjścia.
- Do zobaczenia, moi kochani bracia! Mam nadzieję, że nam się powiedzie w zniszczeniu Horkruksów Voldemorta... - powiedziała z uśmiechem. - ...Jeszcze jedno chłopcy. Chcę wam podziękować za to, że mnie stamtąd zabraliście. Jestem wam dłużna. - powiedziała.
- Nie ma za co, Nicole. Ty też byś to samo zrobiła dla nas. - oznajmił Jack. Młoda kobieta uśmiechnęła się.
- Dzięki. - i pocałowała obu w policzek. Potem pożegnała się z resztą obecnych w gabinecie i podeszła do kominka, by stamtąd przenieść się do swojego domu. Jack spojrzał na brata i spytał:
- To jak, Harry, idziemy? - spytał.
- Tak, idziemy. - i wyszli kierując się do Wielkiej Sali razem z przyjaciółmi. Po drodze rozmawiali o Nicole Potter. To jaka jest ładna, inteligentna,... itp.


_____________________________________________________________
Od autorki:
* Tę przepowiednię Regina wypowiedziała, gdy zobaczyła po raz pierwszy Nicole przy obiedzie.

10 marca 2013

Rozdział 27 - Złamana obietnica i kolejna przepowiednia – część pierwsza

Klik

           Co prawda panna Potter polubiła Clare, ale coś było nie tak w pannie Patterson odkąd znalazła się w Slytherinie. Było coś w jej oczach, coś niepokojącego, coś złowieszczego. Dostrzegła to już dwa lata później.
           Pięć lat od ich Ceremonii Nicole powiedziała przyjaciółce w pociągu do Hogwartu, że została Prefektem swojego domu. Clare skrzywiła się na tą wiadomość.
- Ale o co ci chodzi, Clare? - spytała Nicole.
- Bo ja nie dostałam odznaki! - zawołała ze łzami w oczach wybiegając z przedziału trzaskając drzwiami. Clare była tak zdenerwowana na Nicole, że przez najbliższe dwa lata nie odzywała się do niej. Rudowłosą martwiło to trochę. Mimo iż mijały się na hogwarckich korytarzach Ślizgonka wcale się do niej nie odzywała nawet wtedy, gdy Nicole starała się nawiązać z nią kontakt. Trzymała się swoich Ślizgonów. Bardzo rzadko rudowłosa widziała ją na korytarzach, ale gdy tylko się mijały wymieniły tylko spojrzenia nie zamieniwszy słowa. Szczerze mówiąc Nicole chciała ją zagadnąć, lecz Clare odwracała tylko głowę ze wściekłą miną.
           Zazdrość Ślizgonki była dość widoczna w siódmej klasie, gdy panna Potter, dostała "awans" na Prefekta Naczelnego Ravenclawu w Hogwarcie. Od tamtego dnia panna Patterson była na nią bardzo zła. Dowiedziały się o tym w pociągu do Hogwartu, gdy jechały na siódmy, a zarazem ostatni rok ich pobyt w Hogwarcie. Tam dowiedziały się, że panna Potter dostała ową odznakę jej domu. Clare wybiegła z jej przedziału z taką miną jakby miała zaraz ją zabić. Była bardzo zła na Krukonkę i zaprzestała kontaktu z rudowłosą, a zaraz po szkole ślad po niej zaginął. Nicole starała się ją odnaleźć, ale na próżno.

~~*~~

           Od dnia, gdy Nicole dostała list od swoich prawdziwych rodziców dotrzymała złożonej im obietnicy i nie skontaktowała się ani razu z Harrym i z Jackiem. Nawet, gdy widywała ich na korytarzach Hogwartu. Najpierw przez pięć lat Harry'ego, a potem, gdy Jack przybył na siódmy rok do Hogwartu wraz ze swoim przyjacielem.
           Jej informacje od rodziców potwierdziły się, gdy dowiedziała się od pewnego blond włosego młodzieńca, którego tożsamości nie znała, że ona, Nicole, ma ciotki i wujów w magicznym świecie. Z tymi ostatnimi kontaktowała się już od trzech lat i utrzymuje regularny kontakt przez sowią pocztę.
           Po ukończeniem szkoły musiała oczywiście, gdzieś zamieszkać. Znalazła pusty dom na londyńskich przedmieściach na południe od Londynu. Od niecałych dwóch lat pracuje w Ministerstwie Magii jako aurorka. W między czasie, gdy tam pracowała dowiedziała się, że w czerwcu 1996 roku Harry, wraz z przyjaciółmi włamali się do ministerstwa. Zdziwiło ją to, że niczego nie ukradli. Pogłoski krążyły, że tylko powstrzymali Śmierciożerców od przechwycenia przepowiedni dotyczącej, i Harry'ego, i Voldemorta.
Gdy chłopcy mieli po szesnaście lat dowiedziała się od Dumbledore'a (z którym także utrzymywała regularny kontakt), że Gryfon nieźle sobie radzi w nauce, ale też opowiadał jej o historii Lorda i trochę o samym Harrym. Obiecał, że spotka się kiedyś z braćmi i opowiedzą o sobie.

~~*~~

Wróćmy już do dzisiejszych czasów... 27 października 1997... Dom panny Potter...
           Nicki wróciła właśnie z pracy do domu. Była 01:48. Była kompletnie wykończona. Już młoda kobieta zrobiła sobie kilka kanapek z serem i dżemem oraz herbatę. Rozsiadła się na kanapie, włączyła jakąś spokojną relaksującą muzykę i zaczęła czytać książkę. Słuchając i czytając zeszło jej kilka godzin.
03:58 nad ranem... Salon...
           Już przysypiała, gdy niespodziewanie usłyszała jakieś dziwne dźwięki w przedpokoju. Wstała cicho i zaczęła nasłuchiwać. Gdy upewniła się, że ma magicznych intruzów w domu (chodzi mi tu o czarodziei) wyjęła różdżkę i skierowała się do tamtego pomieszczenia. Zobaczyła pięć postaci ubranych w czarne szaty Śmierciożerców z białymi maskami na twarzy.
- Na Merlina!... - szepnęła, ale było już za późno. Postacie nie dość, że ją usłyszeli to jeszcze ruszyli w jej kierunku celując w nią różdżkami. Jedną z nich panna Potter rozpoznała od razu, pomimo, że maska zasłaniała jej twarz. Nie widziała jej od czasów szkolnych. - ...Clare?? Co ty robisz o tej porze w moim domu i to Z NIMI?! - spytała z niedowierzaniem. Cztery pozostałe postacie spojrzały na towarzyszkę obok siebie. Ta, zdejmując maskę, odparła ukazując swój perfidny uśmiech. Od ich ostatniego spotkania bardzo się zmieniła. Aura wokół Clare była niepokojąca.
- Nicole, chodź z nami. Ktoś cię oczekuje. - powiedziała przymilnie.
- Nie pójdę dopóki nie powiesz mi: Gdzie mam iść o tak później porze? Do kogo? I co z nimi robisz? - poinformowała ją.
- Dobrze. Powiemy ci... - odezwała się druga z postaci towarzyszących pannie Patterson. Był to dziwnie znany jej głos. - ...Otóż, panno Potter Czarny Pan cię oczekuje. Ma ci coś interesującego do powiedzenia na twój i twoich braci temat. - oznajmił. Nicole spojrzała najpierw na Clare, a potem na mężczyznę, który zwrócił się do niej, a następnie na resztę postaci, potem odparła:
- Dobrze, pójdę, ale muszę się najpierw ubrać.
- Nie, Potter. Pójdziesz tak jak jesteś. - Po tym oświadczeniu dwie z pięciu postaci chwycili ją za ramię i deportowali prosto do Piekielnego Dworu.
           W tym samym czasie w innym miejscu ktoś wrzeszczał przez sen...

~~*~~

Hogwart... Pokój Wspólny Hufflepuffu... Dormitorium chłopców siódmego roku...
           Jack Potter leżąc na łóżku krzyczał przez sen budząc swoich lokatorów:
- NIEEE, NICOLE!!! NIE IDŹ Z NIMI!!! ON CIĘ ZABIJE!!! - Chłopak oddychał jakby przebiegł dziesięć mil. Obracał głowę to w jedną, to w drugą stronę.
- Jack, obudź się! - próbował go obudzić Ernie, jego kupel z dormitorium. Nie zdołał go obudzić. Szatyn spał kamienny snem. Pocił się i drżał.
           Nikt nie wiedział, że Jack śnił o rudej dziewczynie, która miała właśnie kłopoty, ale... śnił o niej inaczej...

~~*~~

We śnie...
       Widział ją w blasku bardzo jasnego blado-niebieskiego i szmaragdowego światła. Młoda ruda kobieta miała na sobie perłową suknię. Spowita niebieskim światłem wyglądała ślicznie.

Zauważył także wśród jej rudych włosów wspaniały w diadem z kryształów.



Wyglądała jak księżniczka. Po chwili spostrzegł naprzeciw niej Harry'ego, który miał na sobie czerwoną szatę i tego samego koloru tiarę. Zobaczył nieopodal brata samego siebie w granatowej szacie, a w ręku trzymał berło. Jakby był kimś ważnym i u większej władzy.




Zbliżywszy się do nich zauważył, że byli jacyś starsi od niego samego. - "Co to może znaczyć?..." - pomyślał. Zdawali się go nie widzieć. Spostrzegł trochę dalej od rodzeństwa i siebie jakieś dziecko o bardzo brzydkiej twarzy. Było blade i bardzo wynędzniałe. Jego oczy świeciły czerwonym blaskiem. Lewitowało w powietrzu. Było nieprzytomne. - "...To z pewnością jest Voldemort pozbawiony mocy i Horkruksów" - pomyślał znowu ze strachem w oczach na jego widok. Nieopodal nich niespodziewanie pojawiła kolejna postać, ale ta dla Jacka była nieznana. Był to wysoki mężczyzna w bordowej szacie i kapturem narzuconym na twarz. Jego twarz była straszna. Podobna do diabła. Ów postać podeszła do Voldemorta. Wycelował ku niemu coś na kształt różdżki i przywrócił mu ciało, a potem obaj wycelowali w rodzeństwo Potter. Chyba chcieli ich zaatakować. Niespodziewanie pojawiło kilkoro dzieci między nimi plecami do Potterów celując w obu mężczyzn różdżkami. Potterowie także je wycelowali. Jednak zanim cokolwiek się jeszcze stało, nagle – niespodziewanie rozległ się nieziemski głos, który sparaliżował wszystkich:
- Rodzeństwo Wybrańca Losu odnalazło się. Ich przeznaczeniem jest połączenie swych sił w walce z ostatnim Czarnym Panem i jego Panem. Tylko oni mogą naprowadzić Wybrańców Losu i Przeznaczenia, by pokonali Mistrza Mistrzów! - głos umilkł, a Jacka niespodziewanie coś w końcu obudziło.

~~*~~

       Otworzył oczy i zobaczył przed sobą przyjaciela.
- Jack! Obudziłeś się nareszcie! - odetchnął Ernie. Jack spojrzał w jego oczy i powiedział jak letargu:
- Rodzeństwo Wybrańca Losu odnalazło się. Ich przeznaczeniem jest połączenie swych sił w walce z ostatnim Czarnym Panem i jego Panem. Tylko oni mogą naprowadzić Wybrańców Losu i Przeznaczenia, by pokonali Mistrza Mistrzów! - wyrecytował. Po chwili pojawiło się najpierw troje Potterów: Harry'ego, Jacka i Nicole, potem Voldemort i nieznany Ernie'mu straszny mężczyzna, a na koniec kilkanaście dzieci.
- Jack, co ty mówisz? - spytał blondyn machając mu przed oczyma. Po chwili pstryknął mu przed nimi. Potter zamrugał oczami kilka razy i potrząsł głową jak pies. Następnie bez żadnych wyjaśnień, ignorując strach i przerażenie jakie go nagle naszły wyszedł olewając przyjaciela i jego pytania oraz nawoływania. Pospiesznie założył jakieś Mugolskie ubranie oraz buty i wybiegł z dormitorium do Pokoju Wspólnego Puchonów. Tam podbiegł szybko do kominka. Wrzucił garść proszku Fiuu z gzymsu w przygasające płomienie, które, gdy tylko wrzucił, urosły i zmieniły barwę z purpury na szmaragd. Te, gdy tylko zmieniły barwę chłopak zawołał.
- Piekielny Dwór! - i zniknął w nich.

~~*~~

Inna część kraju...
           Jack znalazł się w ponurym i ciemnym pokoju z oknami. Jeden rzut oka na pokój i było pewne: Nie było tu jego starszej siostry, Nicole. Skąd wiedział kim była owa dziewczyna ze snu, w którą mężczyźni celowali różdżkami? Była to Nicolette Lilianne Potter. Jego oraz Harry'ego starsza przyrodnia siostra! Wyrecytował we śnie i na jawie kolejną przepowiednię! Musiał pogadać nie tylko z Harrym, ale także z Percym i Reginą. Jednak najpierw musiał uratować siostrę. Rzucił na siebie Zaklęcie NiN, potem pomyślał o pannie Potter i deportował się tuż obok niej. Nicole stała na przeciwko Lorda Voldemorta.
- Tak właśnie myślałem. - powiedział cicho do siebie, co nie było konieczne, bo i tak by go nikt nie usłyszał.

~~*~~

Kilka chwil wcześniej... Zanim Jack się pojawił w Piekielnym Dworze... Nicki...
           Panna Potter weszła do Dworu prowadzona przez czterech Śmierciożerców. Przed nią szła Clare. W ciągu dwóch minut marszu przez łąkę do budynku, a potem przez Hall we Dworze, następnie idąc schodami na pierwsze piętro wzdłuż korytarza, aż stanęli przed drzwiami pokoju Lorda, nikt się nie odezwał. Dopiero, gdy zapukali rozległ się zimny głos:
- Wejść! - więc weszli. Pierwsza odezwała się Clare:
- Przyprowadziliśmy ją, panie. - oznajmiła kłaniając się nisko.
- Bardzo dobrze. Zostawcie nas samych. - nakazał.
- Tak jest, panie. - odpowiedzieli jednocześnie i wyszli. Lord spojrzał na Nicole, a ona niego (w tym momencie w pokoju pojawił się Potter-Puchon**).
- Witaj, Shalie McGray,... a może powinienem powiedzieć: Witaj, Nicolette Lilianne Potter,... moja córko? - Dziewczyna zadrżała z przerażenia i rozszerzyła oczy ze strachu, Jack raczej z zaskoczenia.
- Skąd wiesz jak się naprawdę nazywam, i-i-i dlaczego mówisz do mnie per "córko"? - spytała zaskoczona.
- Wiem od panny Patterson. - odparł z uśmiechem.
- Zdrajczyni! Niech ja ją dorwę! Obiecała przecież, że nikomu nie powie o mojej prawdziwej tożsamości! - powiedziała cicho, ale nie tak cicho, by jej nie usłyszeli zarówno Voldemort jak i Jack, który, ten drugi był w kompletnym szoku. - "Więc Nicole wiedziała kim naprawdę jest" - pomyślał szatyn w zamyśleniu. Puchon postanowił wezwać brata:
- "Harry, śpisz?" - spytał telepatycznie.
- "Nie, bo właśnie mnie obudziłeś. A coś się stało?" - spytał zaspanym głosem Potter-Gryfon**.
- "Tak, stało się coś. Jestem teraz w Piekielnym Dworze i..." - nie skończył, bo Harry zawołał głośno:
- "Gdzie jesteś????" - zawołał już trochę bardziej obudzony informacją od brata.
- "W Piekielnym Dworze. Uspokój się i nie wrzeszcz. Voldemort rozmawia z jakąś dziewczyną łudząco podobną do naszej matki, lecz jej oczy są inne. Nie po naszym ojcu, bo są czarne..." - zauważył przyglądając się jej oczom. - "...Voldemort powiedział, że ta dziewczyna nazywa się Nicolette Lilianne Potter, i że jest jego córką! Pamiętasz co powiedział Percy Levender? Że odnajdziemy naszą siostrę! Oraz, że Los Przeznaczenia nas z nią zetknie! A pamiętasz inskrypcję na nagrobku naszych rodziców? "Połączeni na zawsze. Kochający rodzice i przyjaciele. Poświecili się dla swych synów Harolda i Jacoba oraz jedynej córki, Nicolette." Przyjdź tu szybko, ale przedtem rzuć na siebie Zaklęcie NiN, bo mogą wyniknąć jakieś komplikacje" - wyjaśnił Jack.
- "Na Wielkiego Merlina! Mówisz poważnie!?" - spytał już całkowicie rozbudzony Harry ubierając pospiesznie.
- "Tak. Mam pewne przeczucie, że to jest ważne, i że Riddle powie Nicole coś ważnego na nasz temat. Poza tym miałem proroczy sen o niej" - dodał.
- "Dobra, zaraz będę!..." - I tak się stało. Kilka sekund później Harry pojawił się we Dworze obok brata sycząc z bólu, bo blizna dała mu znać, że Lord jest blisko. Gdy zobaczył rudowłosą młodą kobietę spytał się Jacka:
- Czy to ona? - zapytał pokazując na nią.
- Tak. To jest nasza starsza siostra. - odpowiedział.
- Już ją kiedyś widziałem. - wymamrotał Harry.
- Bądź teraz cicho, bo o czymś rozmawiają. - powiedział szatyn.
I rzeczywiście, Nicki i Lord rozmawiali o przepowiedni młodych Potterów(?)...
           - Jak to?!... - zawołała przestraszona dziewczyna. - ...Zostało wypowiedziane proroctwo o mnie i o moich braciach?! Kiedy?! Przez kogo!? - krzyknęła zaskoczona Nicki.
- Spokojnie, panno Potter. Już ci wyjaśniam. Twoja ciotka, Aurelia Parker, bliźniaczka twojej matki, a jednocześnie matka chrzestna Wybawcy Świata. Matka jedynego syna i trzech córek, która jedna jest przyjaciółką jednego z twych braci często przesiadywała u mojej siostry Reginy Hoof, która z kolei jest medium. To ona wypowiedziała przepowiednię, o której właśnie ci mówię. - wyjaśnił jej ojciec.
- Kiedy została wypowiedziana? - spytała.
- A kiedy się urodziłaś? - odpowiedział pytaniem na pytanie Lord.
- A co ma data moich narodzin do daty tej przepowiedni!? - spytała zbita z tropu.
- Regina powiedziała Aurelii, że w dniu narodzin siostry dwóch braci, którego jeden będzie Wybrańcem Losu, a drugi jest Przepowiadaczem Snów wypowiedziała tą przepowiednię, ale nie znam daty wypowiedzenia przepowiedni, a tym samym daty twoich narodzin. Więc, kiedy się urodziłaś? - spytał znowu. Dziewczyna chwilę się wahała aż w końcu odpowiedziała:
- 21 grudnia 1978 roku. - odpowiedziała w końcu. W tym momencie Harry powiedział do siostry okrążając ją i idąc w kierunku Riddle'a: - "...Nicole, słyszysz mnie?" - spytał.
- "Kto to? Kto się ze mną kontaktuje telepatycznie?" - zdziwiła się mrugając oczami i rozglądając dookoła, ale nie widziała nikogo prócz Riddle'a.
- "Spokojnie, Nicole. To ja, Harry, twój młodszy brat. Posłuchaj uważnie. Po pierwsze: Zamknij umysł przed Voldemortem, bo on zagląda do twojego umysłu odkąd tu jesteś. Po drugie: Postaraj się nie reagować na to, co do ciebie mówię. Po trzecie: Stoję za jego fotelem. Po czwarte: Zrób wszystko co ci powie, bo ja to samo robiłem. Jakoś cię stąd wydostaniemy" - poinformował ją Wybraniec.
- "My?" - zdziwiła się wykonując jego polecenia.
- "Tak, my. Jest tu też Jack, mój..." - nie skończył, gdyż młoda kobieta dokończyła za niego.
- "Bliźniak, wiem. Dowiedziałam się od pewnego mężczyzny o blond włosach i zielonych oczach. Powiedział, że jest pół-druidem, i że cię trenował w Wiosce Druidów oraz w krainie elfów. Co jakiś czas się z nim kontaktuję" - wyjaśniła.
- "Był to pewnie David Dursley, nasz kuzyn. Później ci wyjaśnię o, co chodzi. Teraz skontaktuję się bratem..." - oświadczył Harry.
- Jack, ja z nim pogadam... - zwrócił się do brata, a następnie zrzucił z siebie Zaklęcie NiN, po czym wycelował różdżkę w swojego największego wroga. Nicki zauważywszy go już miała coś powiedzieć, gdy Harry dał jej znak palcem przykładając go do swoich ust, by była cicho, a potem powiedział z nienawiścią do Lorda dotykając końcem różdżki w jego kark: - ...Ruszysz się, a walnę cię Cruciatusem, tak jak ostatnio!... - zagroził mu. - ...Gadaj! Co robi tu moja i Jacka siostra?! Mów! - wysyczał, gdy Riddle milczał. Ten lekko się wzdrygnął, a gdy tylko poczuł drewno na swojej szyi, a usłyszawszy głos Harry'ego powiedział z uśmiechem:
- No, no. Chłopiec, Który Przeżył zaszczycił mnie wizytą. Widzę także, że się dowiedziałeś o swojej siostrze. - oznajmił dziwnie nie zaskoczonym głosem.
- Tak, dowiedziałem się,.. - odparł. - ...ale zanim ją stąd zabiorę powiesz nam coś więcej o tej przepowiedni. No, słuchamy. - poprosił napierając różdżką na jego kark zauważywszy kątem oka Jacka.
- Nie powiem, a już zwłaszcza tobie. Powiem tylko waszej siostrze... - odparł.
- Która nam to powtórzy... - dopowiedział Harry. - ...Prawda, Nicole? - spojrzał na nią.
           W między czasie Nicole patrzyła to na Harry'ego, który stał za fotelem Lorda celującego w niego różdżką. To na Jacka, który przed chwilą się pojawił po środku pokoju i również celował w jej ojca. To na Lorda, który był dziwnie spokojny i nie zaskoczony ich wizytą. Ledwo co Jack się pojawił niespodziewanie cała trójka Potterów zamarli. Powiał silny wiatr wokół całej trójki, a szczególnie Harry'ego. Wiatr podzielił się na trzy małe tornada, które ulokowały się wokół ciał Harry'ego, Jacka i Nicole, jednak oni nie poddali się im. Każde z tornad miało inny kolor. Tornado Harry'ego przybrało kolor łagodnego różu i złota. U Jacka kolor tornada był błękitno-granatowy, a u Nicole perlisto-biały. Szczęście, że trwało to pięć sekund. Gdy to się skończyło cała trójka zamrugali oczami, po czym spojrzeli najpierw na swoje ręce, które się jarzyły tymi samymi kolorami co ich tornada, a następnie na Riddle'a.

~~*~~

W tym samym momencie w innym miejscu... Pewien znany nam pół-wampir...
           Percy poczuł w sercu coś na wzór ukłucia, ale i mocy. Wiedział już, że Harry, Jack i Nicole spotkali się w jednym miejscu, a także, że jego przeszły Ja otrzymał moc wzywania Eylon. Nie mógł od teraz wzywać jej częściej niż to było potrzebne. Musiał zaczekać na to, by jego Elyon mogła przemieć Elyon Harry'ego w Clare. Wtedy będą mogły istnieć na stałe. Wiedział, że nie nastąpi to zbyt szybko.
- Czas pokaże. - wyszeptał.

~~*~~

Wróćmy do Piekielnego Dworu...
           Nicole zdała sobie sprawę, że musi przejąć inicjatywę w swoje ręce, więc zwróciła się najpierw do Pottera-Gryfona, a potem do Czarnego Pana:
- Tak, Harry, powtórzę wam. Tomie Marvolo Riddle'u, proszę cię byś nam trojgu powiedział treść tej przepowiedni. - jej głos był bardzo stanowczy, ale mężczyznę to nie wzruszyło.
- Nie. Nie powiem, ale jest ktoś, kto to zrobi. Czy wiecie o kim mówię? - spytał. Cała trójka spojrzała po sobie, a potem powiedzieli jednocześnie patrząc na Voldemorta:
- Regina Hoof, twoja siostra. - powiedzieli zgodnie.
- Dokładnie,... - po czym wstał ze swojego tronu i spojrzał na trojkę rodzeństwa Potter. - ...Ale czy wy myślicie, że puszczę was wolno,... tak po prostu? - zapytał z niebezpiecznym błyskiem w oku. Potterowie spojrzeli po sobie przerażeni i jak na komendę deportowali się do domu Reginy, zanim Lord choćby zrobić ruch.

~~*~~

Dom państwa Hoofów...
           Tu odetchnęli z ulgą. Trwali tak z minutę nie odzywając się do siebie ani słowem próbując zebrać myśli, potem jak jeden mąż poszli na górę do sypialni gospodarzy. Mieli zamiar obudzić państwo Hoof, ale zastali tam tylko męża Reginy.
- Proszę pana, pobudka. Proszę się obudzić. To ważne. - powiedział Jack potrząsając nim lekko. Mężczyzna otworzył sennie oczy i spojrzał na nich.
- Kim jesteście? - spytał nieprzytomnie. Na jego pytanie odpowiedziała Nicki:
- Nazywam się Nicole Potter, a to moi bracia: Harry i Jack. Musi nam pan powiedzieć, gdzie jest pana żona, Regina. - poprosiła młoda kobieta. Mężczyzna rozbudził się na wzmiankę o żonie.
- Ale ja nie wiem, gdzie ona może być, i... - urwał, bo Harry zawołał niespodziewanie:
- Ja wiem gdzie jest Regina Hoof! - krzyknął.
- Tak? A gdzie? - spytała zaskoczona jego siostra.
- Tam, gdzie byliśmy! W Piekielnym Dworze! Znalazła się tam w zamian za to, że Riddle nie będzie mnie torturował do Nowego Roku. Miała tam zostać wraz z ich córką Geandley zamiast mnie! Musimy wrócić. Ty, Roger nie pójdziesz, bo jesteś Mugolem i nie masz magicznych zdolności. - oświadczył.
- Ale przynajmniej niech pójdą moje dzieci! Agnes i Alastor są czarodziejami i ukończyli szkołę! - zawołał zrozpaczony. Zielonooki myślał przez kilka chwil, a potem wpadł na pomysł.
- Roger, mam pomysł. Tu masz Zwierciadło Dwukierunkowe. Skontaktuj się z Alexem Welsonem. Wystarczy, że wypowiesz jego imię do Lusterka. Trzeba mu powiedzieć, że Regina została pojmana kilka tygodni temu oraz to, że Jack miał kolejną wizję. - Harry patrzył mężczyźnie w oczy.
- Wizję? O jakiej wizji mówisz? - spytała niedoinformowana Nicole.
- Jack jest Przepo...
- Przepowiadaczem Snów? - dokończyła za niego Nicole.
- Tak. Jak się domyśliłaś? - spytał zaskoczony Jack.
- Czytałam o nich rok temu i opowiadano mi o nich, ale nie sądziłam, że jesteś nim ty, Jack... - odpowiedziała zaskoczona. - ...Podobno Przepowiadacze potrafią prorokować poprzez swoje sny i wizje, o których śnią... - wyjaśniła. ...Harry, wiedziałeś o tym już wcześniej? - spytała na koniec.
- Tak. Jack mi o tym powiedział. Dowiedziałem się o jego zdolnościach, gdy go ratowałem z rąk Voldemorta jakiś czas temu, ale spotkałem tam też pana żonę... - spojrzał na Rogera. - ...i dowiedziałem się więcej o naszej rodzinie. Okazało się, że mnie i Jacka widziała kilka dni po naszych narodzinach. Wyjaśniła naszym rodzicom, że coś się święci w gronie ich przyjaciół. Oraz to, że obaj mamy dużą moc oraz po połączeniu obdarzycie mnie nią. Po połączeniu będę mieć większą moc. Nie wiem co dokładnie miała na myśli. - tu Harry westchnął.
- A jak brzmiała twoja ostatnia przepowiednia? - Nicole zwróciła się do Jacka.
- Też jestem ciekaw. - odezwał się Harry spojrzawszy na brata. Wraz z Rogerem i Nicole patrzyli na Puchona z ciekawością i oczekiwaniem.
- Rodzeństwo Wybrańca Losu odnalazło się. Ich przeznaczeniem jest połączenie swych sił w walce z ostatnim Czarnym Panem i jego Panem. Tylko oni mogą naprowadzić Wybrańców Losu i Przeznaczenia, by pokonali Mistrza Mistrzów. - wyrecytował Jack.
- Hm... Zastanawiające... Trzeba będzie porozmawiać o tym z Percym. On będzie wiedzieć więcej o tym Mistrzu czy jak go tam zwą. Teraz musimy się skupić jak uwolnić pana żonę i córkę. - zasugerował Harry spojrzawszy na pana Hoofa.
- Masz rację. - powiedział Jack.
- Harry, a jeśli będzie torturowana? - spytała ich siostra.
- Nicole, coś ty!... - zaśmiał się były Gryfon. - ...Voldemort został zaprzysiężony, a ściślej mówiąc mam z nim umowę, że jeśli skrzywdzi Geandley lub swoją siostrę dowiem się tego. - oznajmił.
- Niby jak? - spytała Nicole.
- Prawdę mówiąc... - tu podrapał się po głowie. - ...sam nie wiem. - Nagle poczuł, że ktoś chce się z nim skontaktować telepatycznie. Postanowił sprawdzić kto. - "...Kto tam?" - spytał telepatycznie.
- "Harry, to ja, Geandley" - rozległ się znany mu głos.
- "Geandley? Co się stało, że kontaktujesz się ze mną telepatycznie?" - spytał.
- "Harry, pomóż nam! ON torturuje moją matkę! Na Merlina!!! Idzie do mnie!! Chyba zdał sobie sprawę, że kimś się kontaktuję! IDZIE TU!!! HARRY, POSPIESZ SIĘ!!!" - wrzasnęła. Nagle kontakt urwał się. Harry nie panował nad swoim strachem, ale jednocześnie był wściekły. Bez żadnego ostrzeżenia deportował się do Dworu. W miejscu, gdzie chwilę temu stał pojawiło się szkarłatno-złote pióro feniksa, a zaraz zanim list o takiej treści...


___________________________________________________________
Od autorki:
* Zaklęcie NiN - zdrobnienie do: Zaklęcie Niewidzialność i Niesłyszalność.
** Gdy piszę np. Potter-Puchon lub Potter-Gryfon to chodzi mi o Harry'ego i Jacka. W końcu Harry był w Gryffindorze, a jest Jack w Hufflepuffie, co nie?

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.