Moja lista przebojów 2

29 września 2013

Rozdział 15 (52) - Porwanie, przepowiednia Jacka i druga narzeczona

Klik

          Gdy wrócił do królestwa wampirów nie spotkał się bezpośrednio z Alią, ale z jakąś prześliczną dziewczyną o pięknej cerze, błyszczących blond włosach i przepięknych błękitnych oczach. We włosach miała śliczną czerwoną różę, a na sobie różową sukienkę.


Już wiedział co Percy w niej widział. Była jak bóstwo. Jej uśmiech zwalał z nóg. Nieznajoma patrzyła na niego z umiarkowanym zainteresowaniem. W końcu Harry spytał:
- Czy ty nie jesteś przypadkiem córką Alianny Gaunt? - spytał przyglądając się każdemu jej calu. Chciał ją tak zapamiętać, jak Percy.
- Tak. Jestem jej córką, ale ja cię nie znam. Kim ty właściwie jesteś? Nie widziałam cię w tych stronach. - zadała pytanie.
- Jestem Harry Potter. Wszyscy w tym królestwie mnie znają i w moim wymiarze również. Znam twoją mamę. Uczyliśmy się razem 18 lat temu przez ponad cztery lata i... - urwał, bo usłyszał głos. Znany mu głos, którego ta osoba nie słyszała przez 18-ście lat, a on, na Ziemi przez 18 godzin.
- Harry? Czy... czy to ty? - Harry odwrócił się powoli. Zobaczywszy swoją najlepszą przyjaciółkę z wrażenia krzyknął:
- Alia! - zawołał.
- Harry! - pisnęła z zachwytu. Oboje podbiegli do siebie i przytulili z radości. Siła z jaką na siebie wpadli była tak duża, że aż upadli na ziemię. Lecz im to nie przeszkadzało kompletnie. Śmiali się jak małe dzieci.
- Jak ja za tobą tęskniłam! - pisnęła Alia leżąc na nim.
- Ja też! Ja też!... - zawołał młodzieniec obracając się i teraz on leżał na niej. - ...Mów, co u ciebie? - spytał patrząc w jej zielone oczy i pomagając wstać.
- Cóż, po pierwsze: jak już wiesz mam córkę... - wskazała na blond włosą. - ...Ma na imię Martha Alianna Gaunt. - wskazała na córkę.
- Miło mi, Martho. - powiedział całując jej piękną zgrabną dłoń.
- Mnie też, Harry. - oświadczyła rumieniąc się.
- Chodźcie do pałacu, poznacie się lepiej. - zaproponowała Alianna. W drodze do pałacu Harry i Alianna rozmawiali o wszystkim i o niczym. Po prostu nadrobili stracony czas.

~~*~~

Na Ziemi...
          Tymczasem w Dworze Malfoy'ów do pokoju Voldemorta weszło pięciu Śmierciożerców prowadzących czwórkę osób. Trzech z nich trzymało za ramię po jednej osobie. Za to czwarty i piąty trzymali jedną, gdyż strasznie się szamotał.
- Panie, przyprowadziliśmy ich. - oznajmił jeden z nich. Riddle obejrzał się i uśmiechnął widząc swoje trzy córki i przyszłe Ja Harry'ego. Wstał ze swojego krzesła, które stało przodem do kominka i podszedł do nich. Wpatrywał się w nich przez chwilę, po czym powiedział:
- Mary i Eleine Parker, Hermiona Granger i Percy Levender. Miło was widzieć w moich skromnych progach. Możecie je puścić, a jego zanieście do celi. Później nim się zajmę... - powiedział wskazując na ostatnią osobę. Śmierciożercy wyszli zostawiając dziewczyny sam na sam z Voldemortem zabierając ze sobą Percy'ego. Gdy drzwi się zamknęły Riddle spojrzał na trzy córki i uśmiechnął się, po czym wskazał na trzy fotele przy kominku. - ...Usiądźcie. - rzekł.
- Nie, dzięki. Nie skorzystam. - odpowiedziały jednocześnie i równie jednocześnie krzyżując ręce na piersi. Voldemort popatrzył na nie przez chwilę, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni złoty pierścień z czarnym opalem.


Gdy Hermiona, Eleine i Mary spojrzały na niego zamarły.
- To przecież... - Hermiona nie dokończyła, bo Riddle wycelował w dziewczyny pierścień, a wokół ich ciał pojawiły się srebrne liny.
- Co się dzieje? - spytała Eleine spojrzawszy na swoje ciało.
- Nie mogę się ruszyć! - zawołała Mary szarpiąc się z linami.
- Wypuść nas! - krzyknęła Hermiona nawet nie próbując się wyswobodzić, gdyż wiedziała iż to nie ma sensu.
- A niby czemu miałbym was wypuścić? - spytał gładząc kamień na pierścieniu.
- Bo jesteśmy twoimi córkami! - zawołały jednocześnie, a Mary dodała:
- Nie powinieneś tak nas traktować! - warknęła.
- Żaden ojciec tak nie traktuje swojego dziecka! - wtórowała jej Hermiona.
- Nie zmusza się swojego dziecka do tego, do czego nie jest zdolne! - zakończyła Eleine.
- Poza tym... - odezwała ponownie Hermiona. - ...Jesteśmy w ciąży i powinieneś traktować nas dobrze ze względu na twoje przyszłe wnuki. - oświadczyła. Voldemort zamarł na kilka chwil. W końcu zdjął pierścień z palca, a następnie pstryknął palcami. Liny oplatające Mary, Hermionę i Eleine opadły.
- Przekonałyście mnie, ale tak czy owak zostaniecie tu ze mną. - oświadczył. Wszystkie trzy spojrzały na siebie i skontaktowały się telepatycznie ze sobą:
- "Dziewczyny, musimy się stąd wydostać. Nie może nas tu trzymać ot tak po prostu" - mówiła telepatycznie Hermiona do sióstr.
- "Zgadzam się z Hermi..." - odparła Eleine. - "...Ale to przecież nasz ojciec. W pewnym sensie nie możemy mu się sprzeciwić jako jego córki" - wyjaśniła.
- "Ele, ma rację..." - powiedziała Mary. - "...Nie mamy wyboru"
- "A co z tymi medalionami? Dał nam je, gdy byłyśmy bardzo małe. Mama mi mówiła, że kilka dni po naszych narodzinach dał nam je i jeszcze tego samego dnia zabrała nas od niego, by nas chronić przed nim, ale medalionów nie mogła zdjąć" - wyjaśniła Eleine.
- "To prawda. Ma nad nami kontrolę poprzez swój pierścień" - zmartwiła się Mary.
- "Więc co robimy?" - spytała Hermiona. Obie dziewczyny popatrzyły najpierw na nią, a potem na Riddle'a. Westchnęły jednocześnie i zwróciły się do mężczyzny
- Dobrze. Zostaniemy. - powiedziała Hermiona. Voldemort uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze. Zaprowadzę was do waszego pokoju. - oświadczył. Hermiona, Mary i Eleine poszły za swoim ojcem. Poprowadził je ku pokojowi, w którym w te wakacje urzędowała przez jakiś czas panna Granger. Gdy drzwi się zamknęły za nimi zaczęły rozmawiać między sobą na głos.
- A co Percym? - spytała Mary.
- Nie mamy wyboru jak zostać u Riddle'a i pozwolić by nas gnębił, a Percy zostanie w lochu. I tak nic mu nie zrobi, bo jest mu potrzebny, by przekazywał mu informacje na temat Harry'ego. - oświadczyła Eleine.
- Czy wy nie rozumiecie?!... - zawołała Hermiona. - ...Przecież Percy Levender jest Harrym w przyszłości. Jeśli coś się stanie Harry'emu to i Percy'emu też. Jeśli go skrzywdzi Harry to wyczuje i Jack też oraz ty, Eleine. - wyjaśniła Mary.
- Więc co robimy? - spytała Hermiona.
- Nie możemy nic zrobić. - odparła zrezygnowana Eleine.
- A co z medalionami?... - spytała Mary. - ...Poprzez ten swój pierścień ma nad nami kontrolę. Zresztą... nad każdym takim medalionem. Nie możemy ich zdjąć. - jęknęła.
- Z tego co słyszałam może go zdjąć tylko on sam lub ten kto nosi pierścień Merlina. - wyjaśniła Hermiona.
- A ile ich jest? - spytała Eleine.
- Aż szesnaście. Każdy z nich przybiera postać przedmiotu, który jest mu przypisany. Mnie wypadł wisiorek... - mówiła Hermiona wyciągając swój. - ...A wam co przypadło? - spytała się ich.
- Mnie też wisiorek. - powiedziała Mary.
- I mnie... - dodała Eleine. - ...Ciekawi mnie jedna rzecz. Po co nam one? - zastanawiała się na głos.
- Podobno są jakimś kluczem do czegoś. Do czego, tego nie mam pojęcia. - odparła Hermiona wzruszając ramionami.
- Jak myślicie kto ma jeszcze te przedmioty?
- Cóż, być może mają je osoby związane z Voldemortem. Pomyślcie: my oraz Nicole jesteśmy córkami Voldemorta. Tom III, Marvolo i Daniel Riddle także, ale oni mają inne matki. - wyliczała Mary.
- Jest jeszcze Alina Anderson. Ona jest jego wnuczką. - przypomniała Hermiona.
- Rzeczywiście. Pamiętacie Reginę Hoof? Jest siostrą-bliźniaczką Voldemorta, więc jej dzieci też są z nim związane poprzez wspólną krew. Są to: Agnes, Alastor, Geandley i March Hoof. Więc i oni muszą posiadać je. Ile już jest osób? - zamyśliła się dziewczyna.
- Jedenaście, więc zostało jeszcze czworo osób i cztery medaliony. - odpowiedziała Hermiona wyliczając na palcach.
- Nie, Mary. Trzy. Nie zapominaj o naszym ojcu. On ma pierścień Nekromantów. - przypomniała Eleine.
- No tak. Masz rację. Ja idę spać. Na dziś mam dość wrażeń. - powiedziała Hermiona ziewając.
- Chyba masz rację, Hermi. Też się położę. - i we trzy położyły się na swoich łóżkach.
           Tymczasem na korytarzu Voldemort podsłuchiwał rozmowę swoich trzech córek.
- Bardzo dobrze, dziewczęta. Główkujcie tak dalej, a dostanę Pierścienie Założycieli. - i zaśmiał się cicho.

~~*~~

Hogwart... Tydzień później... Sala Obrony...
        OPCM-u w Hogwarcie zastępował Harry'ego Remus na zmianę z Jamesem lub Syriuszem. Tym razem na zajęciach uczniowie pojedynkowali się między sobą. Przeciwnikiem Susan był Marvolo, a Jack walczył Draco, za to przeciwniczką Rona była Alina.
- Rictusempra! - zawołał Ron.
- Protego! - odparła atak Alina.
Tymczasem Draco i Jack...
       Rzucali w siebie przedziwnymi zaklęciami aż nagle Jack zamarł, mimo że Draco rzucił tylko zaklęcie rozbrajające. Szatyn najpierw zamknął delikatnie oczy, potem upadł najpierw na kolana, a następnie całym ciałem na posadzkę tracąc przytomność.
- Jack?... - zdziwił się jego przyjaciel. Podbiegł do niego, by sprawdzić czy nie zrobił mu krzywdy. - ...Jack, co ci jest?... - pytał lekko nim potrząsając. - ...Jack! Jack! Panie profesorze! - krzyknął Draco nawołując Lupina. Ten przybył natychmiast.
- Draco, co się stało? - spytał.
- Profesorze, rzuciłem na Jacka tylko zaklęcie rozbrajające, ale on stracił przytomność. - wyjaśnił. Wszyscy uczniowie zbliżyli się do nich. Nagle ktoś wstrzymał oddech. To Ernie. Prawie wszyscy na niego spojrzeli.
- Ernie, co się stało? - spytała Susan.
- Spójrzcie na jego oczy! - wszyscy nachylili się. Profesor otworzył je. Były mlecznobiałe.
- Już wiem!... - zawołał Weasley. - ...Jack ma proroczy sen. - stwierdził Ron.
- Nic nie możemy zrobić w tej sytuacji jak tylko czekać aż się obudzi... - stwierdził profesor biorąc Puchona na niewidzialne nosze i prowadząc do swojego gabinetu. - ...Niech ktoś z nim zostanie. - dodał wychodząc.

~~*~~

Tymczasem Jack...
          Pojawił się na dziwnym wzgórzu, gdzie na horyzoncie było widać wysoki zamek. Rozglądając się zauważył nieopodal gromadę wampiro-podobnych istot. Po chwili zauważył swego brata w innej postaci, w którą zamienił go niedawno Percy. Był wraz z nieznaną mu młodą kobietą o blond włosach. Była dziwnie podobna do Marthy – żony Percy'ego, ale tamta była młodsza, Tak na oko, wyglądała na 25 lat. Harry przypominał wyglądem wampira, ale wyglądał też jak człowiek. Po nie długiej chwili oboje spojrzeli na niego, lecz to Martha wypowiedziała te słowa:
- Chłopiec, Który Przeżył zakocha się ponownie. - wyrecytowała.
- No i masz... - westchnął ze złością i irytacją. Po czym świat zamigotał i wrócił do sali Obrony.

~~*~~

          Jack obudził się w ramionach Susan. - "Nie ma to jak obudzić się w ramionach ukochanej" - pomyślał, a następnie wyrecytował:
- Chłopiec, Który Przeżył zakocha się ponownie. - powiedział jak laturgu.
- Harry zakocha się ponownie? - zapytała Susan stojąca obok łóżka.
- Tak... - odpowiedział Jack. Remus westchnął i pstryknął mu przed oczami. Jack, gdy tylko się obudził z transu wstał. - ...Idę się przejść. - oświadczył i wyszedł.

~~*~~

Tymczasem w innym wymiarze...
          Harry został w królestwie wampirów dwa lata (na Ziemi minęły dwa tygodnie), a potem postanowił wrócić. Postanowił też zabrać obie swoje przyjaciółki - Alię i Marthę do swojego wymiaru.
- Wracasz? - zmartwiła się Alia.
- Ale dlaczego? - spytała zrozpaczona Martha.
- Muszę. Jest tam moje przeznaczenie i dom. Chodźcie ze mną do mojego wymiaru. - zaproponował.
- Twojego wymiaru?? - zawołały jednocześnie zaskoczone.
- Tak. Czy zgadzacie się? Poznacie moich przyjaciół i rodzinę... - Obie popatrzyły po sobie i po chwili kiwnęły głowami informując go, że się zgadzają. - ...Świetnie! To zaraz ruszamy. Idźcie się spakować, ja zrobię to samo. Spotkamy się w Sali Wejściowej za 10 minut. - oświadczył zerknąć na zegarek.
- Zgoda! - zawołały jednocześnie. Poszli w trzy różne strony, a konkretniej do swoich kwater.
          Po pięciu minutach Harry był już spakowany i poszedł do króla Ralpha ze swoimi bagażami. Zapukawszy do drzwi kwater wyżej wymienionego otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Witaj, Ralphie. - przywitał się skłoniwszy się lekko.
- Witaj, Harry. Co cię do mnie sprowadza? - spytał.
- Ral, muszę cię z przykrością powiadomić, że wracam do siebie. Chcę zabrać też Marthę i Alię. Obie się zgodziły wrócić ze mną. - poinformował.
- Ach, rozumiem. Masz moją zgodę. Zanim odejdziesz mam dla ciebie prezent. - powiedział.
- Jaki? - spytał Potter. Mężczyzna podszedł do biurka i wyjął z niego czarny medalion.
- Proszę, to dla ciebie. Wiele lat temu nim, twój ojciec zginął otrzymałem go od niego. Nie zdążył dać ci go. Chciał byś go nosił, gdy ukończysz 17 lat. - wyjaśnił Ralph podając ów przedmiot. Harry wziął medalion, który, gdy tylko Harry na niego spojrzał mając go w ręku, zamienił się w pierścień z czerwonym rubinem.


- Wow! Ale piękny! Ale po co mi on? - spytał Harry spojrzawszy na króla.
- Harry, pamiętasz przepowiednię, którą wygłosiłeś u nas, gdy po raz pierwszy do nas przybyłeś? - spytał.
- Tak, pamiętam, panie. Mówiła ona o Mistrzu Mistrzów, szesnastu medalionach oraz osobie, która może nimi władać i pokonać tego Mistrza. - odparł.
- Zgadza się. Ten pierścień jest jednym z nich. Drugi ma Voldemort, a także twoja przyjaciółka, Hermiona Granger i jej siostry. Nawet twoja siostra posiada go. Każdy medalion przybiera postać biżuterii, która do niego, bądź niej najbardziej pasuje. Najczęściej są to pierścienie i wisiorki. Istnieje także pierścień, który włada każdym z nich. Ten, kto połączy każdy z tych przedmiotów przemieni się on w jedne z czterech pierścieni. One zaś połączone stworzą jeden jedyny. Ten jeden może kontrolować każdym magicznym przedmiotem, nawet Horkruksem i niszczyć go. Dzięki niemu pokona się najstraszniejszego Mistrza Mistrzów. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Ale kim jest ten cały Mistrz Mistrzów? Przecież nie może być to mój dziadek. On jest Lordem Lordów. - zauważył Harry.
- Tego nie wiem. Wiem jednak, że gdy połączy się te szesnaście medalionów pojawi się pięć związanych z Założycielami i Merlinem. Podobno wcześniej należały one do twoich trzech przodków. Antiocha, Kadmusa i Ignotusa Peverell. Oraz, w tamtych czasach do ich dwóch zaprzysiężonych wrogów. - dodał.
- Rany! Poważnie? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. Wracając do poprzedniego tematu, czy Alia i Eleine wiedzą o tym, że ty i Martha się zaręczyliście? - spytał.
- Ja i Martha mieliśmy zamiar powiedzieć im o tym, gdy będą na to gotowe. Lecz, chciałbym też powiedzieć swoim rodzicom, rodzeństwu i przyjaciołom. - odparł ze smutkiem patrząc w krajobraz za oknem.
- Rozumiem. Chodź, odprowadzę cię. - Harry spojrzał na niego dziwnie. Po chwili rozpromienił się i poszedł za królem do Sali Wejściowej. Na miejscu czekały już obie Gauntówny. Zaskoczyło je to, że Harry'emu towarzyszył sam król we własnej osobie.
- Panie. - powiedziały jednocześnie kłaniając się.
- Moje drogie, Harry poinformował mnie, że jedziecie we trójkę na Ziemię. Macie moje pozwolenie. Uważajcie na siebie. - powiedział tuląc każde z osobna. Po chwili trójka młodszych stanęli obok siebie i wyciągnęli ręce ku górze. Powiedzieli kilka dobrze dobranych słów, a w następnej chwili wzięli się za ręce i zniknęli uśmiechając się do Ralpha.

~~*~~

Z powrotem na Ziemi...
          Pojawili się przed domem Potterów w Dolinie Godryka (tak sądzili).
- Chodźcie. - powiedział Harry i skierowali się ku domowi. Nagle zatrzymali się i spojrzeli przed siebie. Ich oczom ukazał się zrujnowany dom, ale nie tak jak Harry go widział dwa tygodnie temu. Ten był w gorszym stanie niż poprzednio. Cały dom był teraz jednym wielkim gruzem.
- Nie podoba mi się to. Coś tu jest nie tak. - odezwała się Alia rozglądając się po ogrodzie i gruzach.
- To niemożliwe, by w ciągu kilku tygodni dom moich rodziców zmienił się nie do poznania! - wydyszał Harry patrząc na jego pozostałości.
- Co robimy? - spytała Martha.
- Niech pomyślę... Może... - zastanawiał się na głos zielonooki.
- Eee... Harry, myśl szybciej...! - odezwała się przerażonym głosem Alia przywierając do niego.
- Czemu? - spytał i dopiero teraz zauważył kogoś, kogo nie spodziewał się od pamiętnej wizyty, gdy zawierał Kontrakt w swoim domu. Wokół nich stało mnóstwo Śmierciożerców, a nieco z przodu Lord Voldemort!(!?).
- Potter, przecież obiecałeś mi coś. - rzekł Lord patrząc na niego swym bezlitosnym wzrokiem.
- Tak? A niby co? - spytał z udawaną ciekawością (umiał grać doskonale aktora. Był naprawdę w tym dobry). Przez ostanie dwa lata u wampirów udoskonalił Legilimencję, Oklumencję i Telepatię. Wykorzystując trzecią zdolność skontaktował się z dziewczynami, gdyż i one też to umiały:
- "Alia, Martha, słyszycie mnie?" - spytał w myślach.
- "Tak" - odpowiedziały jednocześnie w myślach z lękiem patrząc na Lorda i Śmierciożerców.
- "Posłuchajcie, gdy dam wam znak deportujcie się na Grimmuld Place 12 w Londynie. Jeśli ktoś by tam był, ale nie Śmierciożercy, zostańcie tam. Dołączę do was" - poinformował.
- "Tak jest!" - odpowiedziały jednocześnie.
- "Harry?" - odezwała się w myślach Martha.
- "Tak, kochanie?" - spytał.
- "Bądź ostrożny" - poprosiła.
- "Nie martw się. Jestem najlepszym wojownikiem w KW*. Poradzę sobie...." - uspakajał ją. Martha uśmiechnęła się lekko i wraz z matką czekały na jego sygnał.
- Nierób ze mnie idioty, Potter... - "Przecież i tak jest idiotą, a także ślepcem, który nie widzi nic prócz własnego nosa" - skomentował w myślach Harry. Alia i Martha parsknęły śmiechem, ale natychmiast stłumiły go. - ...Obiecałeś, że do końca kwietnia nie pojawisz się w kraju. Mamy połowę marca. - przypomniał.
- A powiedz mi, co się stało z moim rodzinnym domem? Co stało się z moimi bliskimi? Bo nie widzę ich tutaj. Oraz powiedz mi: co tak właściwie tu robisz? - warknął zielonooki patrząc na Lordzinę gniewnym spojrzeniem.
- Cóż, Potter, gdy się dowiedziałem, że pojawiłeś się dwa tygodnie temu, co prawda na kilka godzin, pomyślałem sobie, że gdy znowu znikniesz uznałem iż to jest okazja do porwania twojej rodziny i przyjaciół. Więc tak zrobiłem. A potem postanowiłem czekać na ciebie pod twoim rodzinnym domem i ciebie też porwać za nieposłuszeństwo. - oświadczył dobitnie.
- Kogo tak właściwe porwałeś? - spytał podejrzliwie młody Potter.
- Właściwie wszystkich. Cały Zakon Feniksa, Reginę, jej i moje dzieci. - urwał, bo Harry zawołał:
- TERAZ!! - Obie dziewczyny deportowały się jednocześnie.
- Gdzie one są??? - dopytywał się Lord.
- A, co cię to obchodzi?... - syknął w między czasie wyjmując ukradkiem różdżkę. - ...Ty również nie dotrzymałeś umowy, więc i ja jej nie dotrzymam. Wróciłem wcześniej, a tu dowiaduję się, że porwałeś moją rodzinę i przyjaciół. Odbiję ich. Obiecuję ci to, ale jeśli im coś zrobisz nie daruję ci tego! - i zniknął z pola widzenia.
- Niech cię szlag, Potter! - zawołał głośno.

~~*~~

Londyn... Grimmuld Place 12...
          Pojawił się tam, gdzie jego przyjaciółki.
- Harry! - rozległ się kobiecy głos. I chwilę potem obok ucha poczuł śliczny zapach białego bzu. Taki zapach wydzielały perfumy Alii.
- Alia! Martha! Nic wam nie jest. - powiedział czując wielką ulgę.
- Harry! Jak dobrze, że nic ci się nie stało! Nam też nic nie jest. - powiedziała również z ulgą w głosie Alia i przytuliła go ponownie.
- Harry, powiedz, co to za miejsce? - spytała Martha również go tuląc. Jej perfumy miały zapach kwiatu pomarańczy.
- Jesteśmy na Grimmuld Place 12. Znajduje się tu Kwatera Główna Zakonu Feniksa. Ten dom należał do mojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka, który mi go podarował w spadku niecały rok temu. Przywróciłem go do życia zanim przybyłem do KW. Było to w połowie stycznia, czyli dwa miesiące temu, licząc czas na Ziemi. - poinformował.
- Ach tak. Jak tu przyszłyśmy to nikogo nie zastałyśmy. Przeszukałyśmy cały dom. Nikogo tu niema.- poinformowała go Alia.
- Naprawdę? Hmmm... To dziwne. Powinny być tu Aurelia i Molly... - rozejrzał się po kuchni. - ...Sądzę, że powinniśmy zwołać zebranie. Wampiry, druidzi i elfy... - Zanim Gauntówny coś powiedziały Harry wyjął Lusterko Dwukierunkowe i powiedział do niego. - ...Dowódcy elfów i druidów. - Dowódcy wymienionych ras pojawili się w szybie Lusterka.
- Tak, Harry? - spytali jednocześnie.
- Sether, Jador, przybądźcie do domu Blacków na Grimmuld Place 12 w Londynie. Szczegóły objaśnię na miejscu. - oznajmił.
- Tak jest! - zawołali zgodnie. Gdy schował Lusterko sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął coś w rodzaju lutni. Następnie dmuchnął w nią. Wydobył się z niej cichy melodyjny dźwięk. Trwało to kilka sekund.
- Chodźcie za mną... - powiedział do przyjaciółek, gdy wyjął z ust lutnię i skierowali się do Sali Narad, a konkretniej do salonu. Gdy tam się znaleźli było już tam dużo osób. - ...Usiądźcie... - zwrócił się do wszystkich. Gdy wszyscy usiedli zamilkli. Harry wstał i powiedział. - ...Kochani, mam nie miłą wiadomość. Moi przyjaciele i rodzina zostali porwani... - Wszystkich ta informacja nieco zdziwiła. - ...Tak czy owak trzeba będzie to sprawdzić i upewnić się, że to prawda. Dom moich rodziców jest kompletną ruiną, a nie mógł się zniszczyć w ciągu półtora miesiąca. - poinformował.
- Skąd taka pewność, że to nie jest pułapka na ciebie? - spytał rozsądnie Jador.
- Mam przeczucie. Nie ma tu żadnego z członków Zakonu Feniksa, więc potrzebuję was, by... - urwał, bo rozległ się dźwięk aportacji. Wszyscy wyciągnęli różdżki, ale natychmiast opuścili, bo zobaczyli kto się pojawił, a było to...
- Peter?... - Harry szybko podbiegł do niego, chwycił go w ostatniej chwili, by nie upadł i położył ostrożnie na posadzce. - ...Szybko, wyczarujcie nosze! Trzeba go wyleczyć! - wszyscy zareagowali. Kilka osób rozbiegło się po domu, by znaleźć odpowiednie miejsce na szpital. W między czasie Harry sprawdził, co mu jest. Glizdogon miał wiele ran i jedną dość dużą na biodrach oraz kilka siniaków. W tym momencie Peter otworzył oczy, a zobaczywszy Harry'ego powiedział szeptem:
- Harry... ON ma twoją rodzinę... a także Eleine i Levendera... Musisz ich... ratować... ON powiedział, że... każdy kto jest... w twoim... pobliżu... umrze... Jeśli się... nie poddasz lub... nie... przyłączysz... Harry,... to puła... - i zemdlał.
- Musimy go wyleczyć, szybko! - zawołał jeden z druidów. Jakiś elf wyczarował nosze i zaniósł do jednego z pokoi i tam go leczono.
          Przez następną godzinę Harry dalej prowadził zebranie.
- Trzeba się dowiedzieć, co się działo w ciągu ostatnich sześciu tygodni, a dokładniej odkąd wyruszyłem na nauki. A także to, co robił Voldemort przez ten czas. Zajmą się tym elfy, ale najpierw musicie się zmienić w ludzi i wymyślić jakiś kamuflaż. Leczeniem Petera zajmą się druidzi, ale tylko niektórzy. Sether, zajmiesz się odnalezieniem moich przyjaciół i rodziny, lecz najpierw trzeba znaleźć miejsce, gdzie się znajdują. Proponuję Piekielny Dwór lub... - i znowu mu przerwano, bo jeden z druidów właśnie wbiegł do pomieszczenia wołając od progu:
- Harry! - zawołał.
- Co się stało, Gidyeth**? - spytał Harry wstając jak oparzony trzymając różdżkę w pogotowiu.
- Obudził się! Pettigrew się ocknął! On chce byś do niego poszedł. Powiedział, że ma ci coś ważnego do powiedzenia. - zawołał.
- Och! Martha, Alia, Sether i Jador chodźcie ze mną. Reszta niech zostanie i czeka na nas. - i wybiegł, a za nim wyżej wymienieni. Gdy znaleźli się w pokoju, gdzie przebywał jego przyjaciel podeszli spokojnie do łóżka Glizdogona.
- Cześć, Peter. - przywitał się Potter siadając przy jego łóżku.
- Cześć, Harry. Kim są ci ludzie? - spytał patrząc na towarzyszy byłego Gryfona.
- Marthę i Alię poznałem, gdy trenowałem u wampirów. Martha jest córką Ali. Sether jest dowódcą wampirów, a Jador dowódcą elfów. Tych ostatnich poznałem jakiś czas temu... - wskazał na przyjaciół. - ...Mam do nich pełne zaufanie. Peter, powiedz nam, kto ma moich przyjaciół i rodzinę? I kto cię tak poturbował? - spytał dawny nauczyciel.
- To Voldemort. On ich więzi i torturuje... - zaczął mężczyzna. - ...Widziałem to. Gdy mnie zobaczył kazał jednemu ze Śmierciożerców mnie też torturować i zabić. Mało brakowało abym umarł. W ostatniej chwili deportowałem się tutaj. Harry, musisz coś wiedzieć. Widzisz, Czarny Pan ma cię na muszce. Gdziekolwiek się nie znajdziesz, nawet tutaj, to i tak cię odnajdzie. Nawet, gdy użyjesz jakiegokolwiek zaklęcia maskującego czy zabezpieczającego lub sposobu obrony to i tak cię znajdzie, bo widzi i słyszy to, co ty. - wyjaśnił.
- Ale znam przecież Oklumencję! - poinformował.
- To nie wystarczy, Harry. Ja tylko powtarzam jego słowa. W ostatniej chwili pozwolił mi odejść tylko po to, bym ci to powtórzył. - wyjaśnił.
- Czyli jednak nie uciekłeś. - stwierdziła Alia.
- Ścigali mnie, ale z jego rozkazu nie zabili i pozwolił mi odejść w bardzo kiepskim stanie. - poinformował. Harry był zaskoczony tymi informacjami.
- Harry, możesz mi coś wyjaśnić? - odezwała się Martha.
- Co takiego? - spytał nie patrząc na nią.
- Dlaczego zabrałeś nas sobą na Ziemię? - spytała. Dopiero teraz Harry spojrzał na nią.
- Wróciłem tutaj z trzech powodów. Po pierwsze: Chciałem wrócić do domu i spotkać się ponownie z bliskimi... - wyjaśniał. - ...Po drugie: Poznawszy was pragnąłem byście zobaczyły mój świat, bez względu jaki by był. I po trzecie: Gdy cię poznałem bliżej,... - popatrzył na Marthę z błyskiem w oku. - ...a ściślej mówiąc: gdy się w tobie zakochałem od pierwszego wejrzenia miałem zamiar przenieść się do roku 1991, byś mogła poznać moich przyjaciół w innych czasach i okolicznościach. Kiedyś ci to wyjaśnię... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...A teraz pragnę cię o coś zapytać. - szepnął.
- O, co? - spytała Martha lekko zaskoczona wyjaśnieniami swojego chłopaka. Harry wyjął z kieszeni małe niebieskie pudełko. Podszedł do Marthy, ukląkł przed nią na jedno kolano i otworzył małe wieczko pudełka. W środku znajdował się srebrny pierścionek w kształcie rubinowego serca.


Spojrzawszy na jasno włosą Harry spytał:
- Chcę cię spytać: Czy ty, Martho Alianno Gaunt,... wyjdziesz za mnie? - Jego oczy były pełne nadziei i obaw. Wiedział doskonale, że Percy także oto poprosił, ale nie wiedział czy młoda Gaunt zgodziła się. Musiał tylko czekać na decyzję tu obecnej. Martha gapiła się na Harry'ego przez dobre kilkanaście sekund. Potem uśmiechnęła i odpowiedziała:
- Ależ oczywiście! Tak, Harry! Zgadzam się być twoją żoną!... - Potter rozpromienił się. Wziął pierścionek do ręki, ujął jej lewą dłoń i nałożył go na serdeczny palec dziewczyny. Potem wstał, objął ją w talii i pocałował w usta. Chwilę tak trwali w kompletnej ciszy. Przypomniawszy sobie, że nie są sami spojrzeli na Alię. - ...Mamo, chcę ci powiedzieć, że razem z Harrym chcemy się pobrać. - poinformowała.
- Ale, córeczko, Harry ma narzeczoną tutaj! - zawołała starsza Gauntówna.
- Wiem, Alio, ale nie mam zamiaru żenić się już teraz, a co dopiero w tych czasach! Gdy Voldemort zostanie pokonany przeniosę się w czasie razem z Marthą i dopiero wtedy się pobierzemy. Jeśli masz coś przeciwko temu, to proszę, mów. Jak nie, to zaakceptuj naszą decyzję. - oświadczył i wyszedł z drugą narzeczoną.


______________________________
 Od autorki: 
* KW - skrót od Królestwo Wampirów.
** Główny lekarz druidów.

22 września 2013

Rozdział 14 (51) - Trochę wyjaśnień

Klik

          Jak Ral* zapowiedział Harry został w Królestwie Wampirów 4 lata, a licząc ziemski czas cztery tygodnie, czyli miesiąc. Przez ten czas Harry i Alia ćwiczyli zaklęcia i uroki dość długo, czasem cały dzień bez wytchnienia.
          Już w pierwszym tygodniu Harry zauważył, że trening u wampirów nie jest taki prosty jak u elfów czy druidów. Wymagano od niego dość wiele. Nauka każdego przedmiotu trwała minimum 2-3 godziny. Dzień wewnątrz królestwa i na jego terenach trwał 36 godzin. Poranne biegi i ćwiczenia trwały 2,5 godziny!
Uczyli się wielu zaklęć. Min. takich jak:

Aninam Ligo - Zaklęcie wiążące dusze. Wiąże dwie dusze w jedną. Osoby potraktowane tym zaklęciem najczęściej są rodzeństwem. Zdarzają się też inne przypadki.

Detulom - Kula Cienia. Odrzuca przeciwnika na 100 metrów w tył. Zbliżone do telekinezy. Nie zabija, ale efekt jest podobny do
Depulso i trzeba go unikać jak ognia. Dziedzina magii Żywiołu Miłości.

Klątwa powolnej śmierci
- Jak sama nazwa wskazuje zaklęcie to powoduje powolną śmierć. Umiera się co najmniej tydzień. W dodatku powoli w okropnych męczarniach organy niszczą się wypalane przez magiczny kwas. Od tych mniej ważnych aż do serca, płuc i mózgu. Dziedzina czarnej magii.

Riovallar -
Zaklęcie Obezwładniające przeciwnika tak, że ten nie może się poruszyć. Mocniejsze od Drętwoty.

Zaklęcie Cortbolla - Działa jak
tarcza ochronna dla ciebie lub innych, których chcesz ochronić. Prawidłowo wykonana odbija nawet każde Zaklęcia Niewybaczalne wchłaniając rzucone zaklęcie powiększa tarczę i wzmacnia ją.

Zaklęcie Thrrendeliksa – Prawidłowo rzucone ofiarowuje trzy życia.

I wiele, wiele innych obronnych i wspomagających zaklęć, uroków oraz klątw. Mało tego wszystkie książki z zaklęciami były w języku katalońskim i maltańskim, a nawet łacińskim. Więc uczył się też i języków, szczególnie katalońskiego.

~~*~~

Rok i trzy miesiące później (licząc czas w królestwie)...
          Co dwa tygodnie Harry i Alia mieli wolny weekend od treningów i zajęć. Postanowili więc zajrzeć do biblioteki zamiarem nauczenia się nowych zaklęć, ale Potter nie miał zamiaru się uczyć "zwykłych zaklęć". Musiał poszukać czegoś więcej na temat Horkruksów ich niszczenia, bo tego co się dowiadywał od Marcha i profesora Dumbledore'a było za mało, ale były równie przydatne. Oto artykuł, który znalazł Harry i pokazał Ali:

Horkruksy

          Pojęcie Horkruks najprawdopodobniej pochodzi od łacińskich słów horrendus (okropny, przeraźliwy) i cruor (zabójstwo, rozlew krwi).

Horkruks a ludzkie ciało – Jaka jest różnica?

          Horkruks jest całkowitym przeciwieństwem istoty ludzkiej. Oto fragment rozmowy Hermiony Granger z Ronem Weasley'em w jego domu - w Norze:
(...) - "Posłuchaj, jeżeli teraz wezmę miecz, Ron, i przebiję cię nim, twoja dusza w ogóle nie ucierpi... (...) ...Chodzi mi o to, że cokolwiek staje się z twoim ciałem, twoja dusza przeżyje nietknięta. Ale inaczej jest z Horkruksem. Fragment Duszy wewnątrz niego zależy od pojemnika, jego zaczarowanego ciała. Nie może przetrwać bez niego. Ukryta w nim cząstka duszy może także opętać osobę, która przywiążę się do niego emocjonalnie i żyć dalej w jej ciele, jak to się stało z Ginny w Komnacie Tajemnic." (...)
Jest to jeden z najbardziej czarno magicznych przedmiotów jaki można sobie wyobrazić. Dlatego tak mało o nich wiadomo. Nawet w bibliotece Hogwartu, w dziale Ksiąg Zakazanych nie ma nic na ich temat.

Bardziej oficjalna informacja

          Horkruksem nazywamy obiekt, w którym czarodziej ukrył cząstkę swojej duszy, co czyni go w pewien sposób nieśmiertelnym. Jeśli jego ciało zostanie zaatakowane, to i tak ukryta część jego duszy pozostanie nienaruszona, więc nie może umrzeć, jednak egzystowanie w takiej formie. Niewielu jest takich, którzy by tego pragnęli, naprawdę niewielu. Już lepsza jest śmierć. Jest się wtedy czymś mniej niż duch, czymś mniej niż najmarniejsze widmo.
          Gdyby jednak czarodziej posiadałby więcej niż jeden taki Horkruks, a pragnie się go zabić trzeba NAJPIERW zniszczyć wszystkie jego Horkruksy, a na końcu zabić samego czarnoksiężnika, który się na to zdobył. Konkretniej jego duszę w jego własnym ciele.

Jak się go tworzy?

          Horkruksa tworzy się przez akt największego zła, czyli zbrodnię na człowieku. Przez to jego dusza zostaje rozdarta i można ją wtedy za pomocą potężnego zaklęcia zamknąć w dowolnym przedmiocie, bądź żywej istocie np. w zwierzęciu lub człowieku.
          Wiadomo, że Lord Voldemort jest jedynym czarodziejem w dziejach, któremu udało się stworzyć więcej niż jednego Horkruksa, bowiem chciał rozszczepić swą duszę na SIEDEM części (ta ostatnia, wciąż pozostawała w jego ciele), gdyż jak Voldemort powiedział do profesora Horacego:
- "...siódemka jest najpotężniejszą liczbą magiczną". - Jednak potem okazało się, że mimowolnie stworzył ich 7, czyli podzielił swą duszę na 8 części.
          Pierwszym Horkruksem był jego własny dziennik (zniszczony przez Harry'ego Pottera), drugim pierścień Slytherina (zniszczony przez Albusa Dumbledore'a), trzecim był diadem Roweny (zniszczony przez samego Riddle'a) czwartym był medalion Slytherina (zniszczony prze Matthew Evansa), a piątym była czara Helgi (zniszczony przez Matthew Evansa) szóstym i to jest niesamowite, był sam Harry James Potter, którego próbował zabić, a siódmym była Nagini, wąż Lorda (pokonana przez samego Riddle'a, ale z Nagini wyszła kobieta).
          Pod koniec czwartej klasy Pottera, czyli po Trzecim Zadaniu Turnieju Trójmagicznego na cmentarzu, gdzie chłopak został "porwany", mówił do Śmierciożerców krótko po odrodzeniu się:
- "Ja, który zaszedłem DALEJ NIŻ KTOKOLWIEK inny na drodze do nieśmiertelności" - Dumbledore był pewny, że te trzy słowa odnoszą się właśnie do Horkruksów w liczbie MNOGIEJ. Dla innych niemożliwe było nawet pomyśleć o stworzeniu przynajmniej jednym takim "zabezpieczeniu" przed śmiercią. Gdyż jak ostrzega książka "Sekrety Najciemniejszych Sztuk", reszta twojej duszy po rozerwaniu jej, i to tylko po jednym Horkruksie, staje się niestabilna. Dusza w ciele Voldemorta stała bardzo niestabilna, gdy próbował zabić młodego Harry'ego Pottera i sama się rozdarła, a ona sama weszła w jedyną żyjącą istotę w tamtym walającym się domu. W młodego Pottera.

Sposoby zniszczenia Horkruksa.

          Są dwa sposoby.
Pierwsza to: Połączenie swej duszy z powrotem w całość. Czyli dwoma słowami słowem mówiąc: WYZNANIE SKRUCHY. - "Masz naprawdę poczuć to, co zrobiłeś. Jest przypis. Najwidoczniej ból tego może cię zabić".
Druga to: zniszczenie za pomocą magii lub przedmiotu, dzięki którym nie może się sam odrodzić (Rdza i brud nie trzymają się ostrza. Wchłania je tylko to, co może je zniszczyć). Czyli to, co sprawi, że nie zdoła się on sam odtworzyć, ani magicznie naprawić. Takimi czymś są np. Jad bazyliszka, na którego jedynym antidotum są łzy feniksa, albo Miecza Gryffindora nasiąkniętego jadem bazyliszka. Lub można go zniszczyć bardzo potężnym zaklęciem, np. za pomocą Szatańskiej Pożogi, a także można użyć Przeklętego Ognia (Fiendfyre).


Harry był jednocześnie zaskoczony i przerażony jednocześnie.
- Skąd oni to wiedzą!?... - zawołał Harry. - ...Przecież nikomu tego nie powtarzałem! Tylko Ron i Hermiona o tym wiedzieli! Więc skąd to wytrzasnęli?? - zawołał.
- Ja wiem. - odezwał się czyjś głos zza ich pleców. Oboje się obejrzeli i zobaczyli króla Ralpha.
- Panie. - zawołali i kłaniając się równocześnie.
- Panie, skąd wiesz o tym wszystkim? - spytał Potter spojrzawszy na niego.
- Widzisz, Harry w naszym królestwie jest jedyne w swoim rodzaju Speculum Animae czyli Zwierciadło Dusz, które umożliwia nam śledzenie losów wybranej przez nas istoty... - wyjaśnił, ale po chwili dodał: - ...Od momentu, gdy Voldemort się urodził zaczęliśmy śledzić jego losy. Potem, gdy wieszczka ucząca obecnie Wróżbiarstwa w Hogwarcie wypowiedziała przepowiednię o tobie i Voldemorcie zaczęliśmy śledzić także i twoje losy. Zapisaliśmy te wszystkie rzeczy w tym artykule, który macie przed sobą. Gdy połączyły się wasze losy musieliśmy działać. Waszym przeznaczeniem jest to, że "...jeden musi zabić drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...". W ten sposób cały rodzaj ludzki przeżyje. Od poniedziałku oboje rozpoczniecie ponownie trening. Dwa razy w miesiącu będziecie mieć jeden dzień wolnego. Do zobaczenia, kochani. - i wyszedł. Oboje gapili się na oddalającego się króla wampirów. Potem skierowali się do działu z czarno magicznymi zaklęciami, by je wykorzystać w praktyce. Pomyśleli, że Ralph Pettigrew nie powiedział im całej prawdy.

~~*~~

Od tego dnia minęły nie całe trzy lata (a na ziemi nie całe trzy tygodnie), a Harry ukończył trening...
          Alianna zaszła w ciążę, ale ojcem jej dziecka nie był Harry, lecz jakiś inny mężczyzna mieszkający w tym królestwie. Musiał więc wrócić do swego świata. Wystarczyło poczekać kilka godzin, by wrócić do Ali i spotkać się z jej dzieckiem. Opiekował się nią jednak tylko 9 miesięcy, a potem wrócił do siebie.



_______________________________
Od autorki:
* Ral to zdrobnienie od Ralpha.

15 września 2013

Rozdział 13 (50) - U króla wampirów i przepowiednia

Klik


          Po miesiącu (a w krainie elfów minęły dwa lata) Harry ukończył naukę u elfów i pożegnał się z nimi obiecując, że w razie potrzeby wezwie ich, po czym deportował do Londynu, by upewnić się czy Lord dotrzymuje umowy. Przez kilka dni przebywał w Dziurawym Kotle, a poprzez Lusterko Dwukierunkowe kontaktował się z przyjaciółmi i rodziną. Gdy upewnił się, że jest wszystko w porządku deportował się do królestwa wampirów w zachodniej części Anglii. Co prawda obiecał, że nie wróci do kraju, aż do końca kwietnia, ale znalazł sposób, by go nie rozpoznali, nawet jego przyjaciele i rodzina. Percy na pewno go pozna, w końcu był niemal podobny kropka w kropkę do niego. Postanowił zmienić swoje przyzwyczajenia, sposób bycia, tożsamość, a nawet charakter. Miał jednak jeden problem: Nie umiał zmienić swojego wyglądu. Percy powiedział mu, że wampiry potrafią coś na to poradzić. Postanowił pojechać do nich. Jednak nie mógł do końca przemienić się, by nie być zbyt podobny do Levendera, a także do siebie.
          Okryty czarną peleryną szedł drogą ku ogromnemu pałacowi. Mury były z czarnego węgla. Dach zamku był szary. Było tu bardzo ponuro, nawet pogoda mówiła sama za siebie. Nie było tu przyjemnie jak u elfów.


To, co nie pasowało do tej ponurej atmosfery to... kwiaty. Szedłwszy ścieżką prowadzącą do zamku zobaczył przepiękny ogród. Kwiaty o przeróżnych kolorach od bieli do czerni, poprzez róż i czerwień.


W powietrzu czuć było krwią, strachem i potem, ale te kwiaty dodawały w jakiś sposób otuchy. Rozglądał się wokół podziwiając widoki. Doszedł do frontowych drzwi. Zatrzymał się nagle, gdyż stanął przed nim wysoki mężczyzna w czerwono-czarnej pelerynie i kapturem nasuniętym na twarz. Wycelował w niego dzidą spytawszy:
- Kim jesteś i co tu robisz?... Mów! - warknął niezbyt przyjaźnie, gdy Harry milczał.
- Nazywam się Harry James Potter. Zostałem zaproszony przez waszego króla poprzez Ashe'a Wilsona do waszego pałacu w celu kształcenia się. - wyjaśnił. Mężczyzna opuścił dzidę. Popatrzył na młodzieńca od stóp do głów i skinął głową powiedziawszy:
- Dobrze, panie Potter. Proszę za mną. - weszli do środka. Przeszli kilka pomieszczeń aż skręcili w lewo, jak Harry domyślił się, do Sali Wejściowej tak dużej jak, ta w Hogwarcie. Rozglądał się dookoła. Było tu mnóstwo dekoracji. Od obrazów na ścianach, do zbroi stojących na podołkach przy ścianie, poprzez posągi sławnych wampirów. Gdy stanęli przed drzwiami jakieś sali strażnik otworzył drzwi i stanął z boku robiąc zielonookiemu przejście. Sala Tronowa była ogromna i zdumiewająca.


Rozejrzał się wokół i oniemiał na chwilę. Było tu mnóstwo rzeczy. Od pochodni i zbroi zacząwszy, po czerwony dywan, którym szedł, skończywszy na mężczyźnie siedzącym w tronie na przeciw niego po drugiej stronie długiej sali. Nad tronem króla był napis:

Harmodale

A pod spodem było zdanie w innym języku:

Tot i el Destinació El destí vol seguir una ruta designada per nosaltres, nosaltres no estaríem perduts.

Skierował się ku tronowi. Z każdą chwilą jego kroki były coraz bardziej cięższe. Gdy stanął przed tronem ukląkł na jedno kolano, pochylił głowę z szacunkiem i czekał na to, by król pierwszy się odezwał. Po chwili ciszy król spytał:
- Młodzieńcze, czemu milczysz? - spytał.
- Nie odzywam się dlatego, że Ashe Wilson poinformował mnie bym się nie odzywał nie pytany, gdy przybędę do twego pałacu na nauki, Wasza Wysokość. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Więc masz do tego prawo. Powiedz, czy Ashe poinformował cię o sposobach nauki w moim pałacu? - spytał król.
- Nie, panie. - odpowiedział Potter nadal na niego nie patrząc.
- Powiedz, jak się nazywasz, młodzieńcze? - spytał król.
- Potter, panie. Harry James Potter. - przedstawił się.
- Och! To dla ciebie był ten składnik od nas do Resura? - zawołał mężczyzna.
- Tak, panie. Jeden ze składników tego eliksiru to Krew Czystego Zła. Nie miałem jednak pojęcia, że jest to krew najprawdziwszego Draculi. Sądziłem, że tu chodzi o krew Lorda Voldemorta, ale tego składnika potrzebowaliśmy do innego celu. - oznajmił Potter wciąż na niego nie patrząc.
- Eliksir się udał? - spytał król.
- Oczywiście, Wasza Wysokość! Udał się. Rodzice i nasi przyjaciele żyją. Jestem szczęśliwy, że mogę z nimi rozmawiać i przebywać. Moje rodzeństwo też, a także mój przyszły Ja. - odparł z uśmiechem.
- Cieszę się. Wstań Harry Potterze. Niech ci się przyjrzę... - nakazał. Harry wstał. Postanowił przyjrzeć się mężczyźnie. Jak spostrzegł wcześniej, król był wysoki. Miał blond włosy i czarne oczy.


Wyczuł w nim mroczną aurę. Ubrany był w czarną aksamitną szatę aż do ziemi z obramowaniem krwistoczerwonym i srebrnym. - ...No, Harry Potterze, ładnie się prezentujesz. Ashe wiele mi o tobie opowiadał. Z początku cię nie poznałem, ale gdy zobaczyłem twoje oczy już wiedziałem, że jesteś synem Lilianne Evans. - oświadczył. Harry na tę informację ożywił się i zawołał:
- Znałeś, panie moją matkę?!? - zdziwił się Wybraniec zapominając o manierach, ale król najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi.
- Tak, znałem. Znałem też jej rodzeństwo i przyjaciółki. Przybyli tutaj jeszcze za czasów szkolnych, tak jak ty, Potter. - Harry zapatrzył się na króla, a potem spytał:
- Ile potrwa nauka, królu? - spytał nie bardzo ciekaw odpowiedzi.
- Około czterech lat... - odparł, a widząc przerażoną twarz młodzieńca szybko dodał. - ...Na ziemi miną tylko cztery tygodnie... - urwał, bo Harry mu przerwał mówiąc, a raczej krzycząc:
- CO TAKIEGO?!? CZTERY TYGODNIE???... - zawołał. - ...A nie można tego skrócić? Chciałbym spotkać się jeszcze z przyjaciółmi przed zakończeniem Kontraktu z Voldemortem. - jęknął z nadzieją w głosie.
- Można. Jeśli chcesz możemy skrócić do godzin, a nawet minut. - odparł.
- Dzięki, panie. - powiedział z ulgą Harry.
- Nie ma za co. Więc ustalmy jedno: Mówmy sobie po imieniu, dobrze? - zaproponował.
- Dobrze. A jak masz na imię? - spytał zielonooki.
- Pettigrew. Ralph Patrick Pettigrew. - Harry uśmiechnął się i powiedział:
- Miło mi cię poznać, Ralphie. - powiedział wyciągając ku niemu rękę.
- Mnie też jest miło cię poznać, Harry... - ściskając jego dłoń. - ...Cóż, zanim pójdziesz do swojej kwatery mam do ciebie prośbę. - oświadczył.
- Jaką? - spytał ten patrząc na niego.
- Chcę byś coś przeczytał... - poprosił. - ...Widzisz ten napis nad moim tronem? - spytał pokazując na owy napis nad tronem.
- Tak. Widzę. - odparł spojrzawszy w tamtą stronę.
- Proszę cię byś go przetłumaczył. - poprosił. Harry spojrzał na napis. Chwilę się zastanawiał i powiedział:
- To z katalońskiego, a oznacza: "Na przekór Losu Przeznaczenia podążać chcemy wyznaczoną dla nas trasą, byśmy nie zgubili się." - zacytował, ale cisza nie trwała długo, gdyż nagle – niespodziewanie coś się stało. Powiał przyjemny wiatr. Potter zamknął delikatnie oczy, po czym uniósł się w górę na trzy metry. Wokół jego postaci pojawiła się aura koloru bordowego.


- Wiedziałam. - szepnął do siebie król. Harry lewitował przez chwilę w powietrzu aż w końcu opadł łagodnie. Unosił się teraz dwa cale nad posadzką. Jednak nie upadł, bo gdy ledwo dotknął podłogi zaczął mówić po katalońsku:
- Jo sóc el que guarda el destí del Destí ... El mal es fa més fort i més fort ... Sun boira embolicat en negre foscor ... campió del Masters nascut en l'ànima d'un dels Hereu Bé ... per aturar des de la introducció dels esperits infernals vostè ha de unir-se als setze medallons d'enorme poder repartits per tot el món ... Sis d'ells estan en la possessió de l'hereu fort de Slytherin ... Vés amb compte, perquè només un pot trobar, només pot haver-hi una i només una combinació pot utilitzar per derrotar últim malament... - Po tych słowach Harry upadł na posadzkę i zemdlał. Ostatnie słowo jakie Harry usłyszał przed zamknięciem powiek to:
- Alianna! - Harry zapamiętał tylko średniego wzrostu kobietę o czarnych jak heban włosach i jasno zielonych oczach o bardzo jasnej karnacji.


          Gdy po chwili Harry obudził się zauważył tą samą dziewczynę. Gdy ją ujrzał nie mógł oderwać od niej oczu. Po prostu gapił się jakby była jakimś bóstwem. Jednak było w niej coś niepokojącego i znajomego zarazem. Gdzieś widział taką sylwetkę... Tak! Było to w myślodsiewni Dumbledore'a w ubiegłym roku! Harry powoli wstawał z pomocą nieznajomej.
- Harry, przedstawiam ci Aliannę Geomenię Gaunt. Alio**, to jest Harry James Potter. - przedstawił ich sobie. Dziewczyna uśmiechnęła się do Harry'ego, wyciągnęła swoją bladą rękę na pocałowanie i powiedziała:
- Miło mi cię poznać, Harry Potterze. - uśmiechnęła się, a on ucałował jej zgrabną rączkę, ale nie mógł się wciąż nie gapić w jej twarz, gdyż coś nie dawało mu spokoju. W końcu spytał:
- Mnie także. Alianno, powiedz mi, czy jesteś z tych Gauntów? - Kobieta spojrzała na niego jakby rozważała pytanie, ale odpowiedziała lekko zmieszana:
- Tak, niestety tak. - odparła smutno.
- Alio, zaprowadź pana Pottera do jego kwater. Jest zapewne zmęczony. Porozmawiamy jutro, Harry. - pożegnał go król.
- Chodźmy, panie Potter. Porozmawiamy u ciebie na osobności, no i wypoczniesz przed jutrzejszym treningiem. - I poszli. Przez cały czas panna Gaunt pokazywała przyszłemu Percy'emu Levenderowi cały pałac od najmniejszych mysich dziur po wielkie komnaty. Jutro zamierzała mu pokazać okolice. Znalazłszy się na trzecim piętrze skierowali się w prawo i zatrzymali w połowie korytarza.
- Tutaj są twoje kwatery. Śmiało, wejdź. To przecież twój nowy dom. - zachęcała, więc wszedł. Pokój był w barwach łagodnej czerwieni i zieleni. Meble były w różnych gatunkach. Od mahoni po sosnę. W sypialni było łoże z czterema kolumienkami i podwójna szafa na ubrania, a w gościnnym stołki, krzesła, stoliki na kawę. Itp.
- Usiądziesz? - spytał Harry wskazując na najbliższe krzesło.
- Tak, z chęcią. Dziękuję. - i usiedli.
- Więc powiedz mi, kim są lub byli twoi rodzice? - spytał.
- Cóż, Harry nie wiem czy ci się to spodoba, ale jestem jedną z najmłodszych dziedziców Slytherina. Mój ojciec żyje, a nazywa się Michael Gaunt i ma tylko mnie. Matka zmarła wkrótce po moich narodzinach. Mam nadzieję, że nie odtrącisz mnie, Harry pomimo mojego dziedzictwa. - wyjaśniła smutnym głosem.
- Ach tak. Nie jestem zaskoczony z tego powodu. Z twojej rodziny znam jeszcze kogoś wężoustego. - oznajmił.
- Naprawdę? A kogo? Pamiętam, że dziadek Morfin miał jeszcze... - urwała, bo Harry się wtrącił.
- Voldemort ma siostrę bliźniaczkę. Reginę Hoof. Są oni dziećmi Meropy Riddle. Wiem o tym, bo ją spotkałem. Ma ona czwórkę dzieci. Zapewne jesteś jego wnuczką od strony Morfina, zgadza się? - upewnił się.
- Tak. - odparła. Rozmawiali, aż do kolacji.

~~*~~

          Podczas kolacji Ralph przedstawił Potterowi jeszcze kilka osób, które będą ich uczyć. W końcu Harry spytał:
- Ralphie, czemu zemdlałem w Sali Tronowej? - król spojrzał na niego i po chwili odpowiedział:
- Harry, ty nie zemdlałeś, lecz zapadłeś w trans... - młodzieniec popatrzył na niego zdziwiony. - ...Wypowiedziałeś przepowiednię, która jest związana z czterema rasami. Wampiry, elfy, druidzi i ludzie. Nie tylko czarodzieje, ale też Mugole. - wyjaśnił.
- A jak brzmiała ta przepowiednia? - zapytała Alia. Król popatrzył na nich oboje i wyrecytował:
- "Ja jestem tą, która stoi na straży Losu Przeznaczenia... Zło staje się coraz silniejsze... Słońce spowija czarna mgła mroku... Mistrz Mistrzów rodzi się w duszy jednego z Dziedziców Dobra... By go powstrzymać od wprowadzenia duchów piekielnych trzeba złączyć szesnaście medalionów o ogromnej mocy porozrzucanych po świecie... Sześć z nich jest w posiadaniu najsilniejszego dziedzica Slytherina... Miejcie się na baczności, bo TYLKO JEDEN może je znaleźć, TYLKO JEDEN może je złączyć i TYLKO JEDEN może użyć, by pokonać zło ostateczne..." - wyrecytował. Ralph jeszcze kilka minut wyjaśniał o, co chodzi aż w końcu wygonił wszystkich do ich kwater.



__________________________________________________
Od autorki:
* Zdrobnienie od Alianny.
** Zdrobnienie od Resurrection.

8 września 2013

Rozdział 12 (49) - Prawda i pierwsze kroki w nauce

Klik


- Czemu mu rozkazujesz?! - zawołał James zbliżywszy do Riddle'a z wycelowaną w niego różdżką.
- James, uspokój się. - prosił Syriusz próbując go odsunąć od Riddle'a.
- Rozkazuję, bo ma to!... - syknął Voldemort chwytając niespodziewanie prawą rękę Harry'ego przyciągając go ku sobie. Voldemort odwinął mu rękaw powyżej łokcia, gdy ten przechodził obok niego, by wyjść na korytarz. Harry jęknął z bólu. Syriusz i starsi Potterowie aż krzyknęli. Na przedramieniu widniał przepołowiony Mroczny Znak. Harry załkał cicho unikając spojrzeń rodziców i Syriusza. Tylko wyżej wymieni przerazili się, że Harry Potter ma Znak Voldemorta. Najwyraźniej nikt ich o tym nie powiadomił. Lord uśmiechnął się z satysfakcją. - ...Nie powiedziałeś im, prawda?... - spytał patrząc na Wybrańca z chytrym uśmieszkiem. Chwycił jego twarz i obrócił ją tak, by mogli patrzeć sobie w oczy. Harry znowu jęknął i upadł na kolana przed nim szlochając cicho. - ...Nie powiedziałeś swoim własnym rodzicom i ojcu chrzestnemu, że jesteś Śmierciożercą i moją Prawą Ręką? - spytał z triumfem na twarzy. Harry zadrżał i z trudem powiedział.
- Miałem powiedzieć,... a-ale nie... nie było okazji. - szepnął ochryple. Voldemort wiedział o, co biega.
- Pójdziesz ze mną... - Puścił jego twarz. Pomógł mu wstać chwyciwszy za drugie ramię i wykręcił je do tyłu. Już miał się deportować, gdy James chwycił ramię Riddle'a i próbował odepchnął go od syna. - ...Co chcesz zrobić? - spytał Czarny Pan uśmiechając się złośliwie nawet na niego nie patrząc.
- Chcę uwolnić Harry'ego, który jest Jedyną Nadzieją Świata Czarodziei i Mugoli. Puść mojego syna, albo coś ci zrobię! - zagroził chwyciwszy różdżkę. Voldemort zmrużył oczy, ale nie puścił młodzieńca. Rozejrzał się. Wszyscy celowali w niego różdżkami czekając to na ruch Voldemorta, to na komendę młodego Pottera-Gryfona, który był ich przywódcą.
- Dobra. Wygraliście tę bitwę, ale nie wojnę, a ty, Harry wyjedziesz tak czy owak. Dopilnuję tego... - i puścił go. Ten aż upadł na czworaka trzęsąc się z bólu. - ...Idziemy do twojego pokoju! - i kopnął go. Znowu jęk. Wszyscy, a zwłaszcza Potterowie (prócz Nicole, która nie była wstanie się ruszyć ze strachu), Aurelia i Syriusz mieli na czerwonookiego się rzucić, gdyby nie Harry. Podniósł rękę powstrzymując od tego, co wszyscy mieli zamiar teraz zrobić.
- STOP!! Dajcie spokój!! Jeśli Voldemort chce bym wyjechał z kraju to wyjadę na te trzy miesiące. A ty... - zwrócił się do Riddle'a podniesionym tonem. - ...odsuń się i daj mi spokojnie iść. Dobra?... - Lord spojrzał na młodego mężczyznę przeszywającym wzrokiem. Po czym odsunął się przepuszczając go. Harry wstał i skierował się chwiejnie ku schodom w korytarzu. Cały czas szedł za nim Lord. Tylko, nie którzy poszli za nimi. Byli to: Percy, James, Lily, Ashe, Peter, Nicole (z pewnym oporem) i Jack. Reszta zostali. W końcu, gdy byli na szczycie schodów Harry nie wytrzymał i warknął. - ...Mam małą prośbę: Czy mógłbyś tak blisko mnie nie stać?! Głowa mnie od ciebie boli! - syknął. Lord zmrużył oczy i już miał do niego podejść, gdyby nie to, że Harry sam się oddalił wchodząc do swojego pokoju. Gdy był w środku zachwiał się lekko, ale nie upadł. Za każdym razem, gdy wchodził do tego pokoju czuł, co prawda miłą i niesamowitą moc w pokoju (miłość), ale też było coś mrocznego (Zaklęcie Uśmiercające) i to właśnie z tego powodu się zachwiał, chociaż  na początku tego nie podejrzewał. Zrobił jeszcze kilka kroków, gdy zatrzymał się i odwrócił ku drzwiom. Zobaczył jak reszta wchodzi. W ogóle nie zareagowali, prócz Lily. Lecz, gdy Lord zrobił  krok przez próg inaczej zareagował. A dokładniej: chwycił się za głowę i zaczął trząść się konwulsyjnie. Remus i James podeszli do niego, ale Harry i Lily dali znak by go zostawili.

~~*~~

W tym samym czasie... W Londynie w jednym z budynków...
          - O nie... Nie! - krzyknęła Regina prostując się.
- Pani Hoof?... - odezwał się ktoś obok niej, gdyż miała zamazany obraz przed oczami.  - ...Nic pani nie jest? - spytał ten ktoś.
- Proszę... podać... mi...
- Wodę? - podsunęła wypowiedź jakaś kobieta z jej drugiej strony.
- Nie... Kartkę! Proszę mi podać mi kartkę i długopis! Szybko!... - jęknęła. Ktoś jej podał. Regina wzięła po omacku do ręki długopis i uniosła nad kartką, którą jej podsunięto. Wpadła nagle w trans i zaczęła rysować. Po kilku chwilach skończyła. Gdy ból w skroniach minął mogła wreszcie zobaczyć co narysowała. - ...O matko! Narysowałam... To przecież... O rety... - spojrzała na zgromadzonych. - ...Wybaczcie, muszę iść. Koniec spotkania. - i wyszła.
- Ale Regino...! - zawołała jej przyjaciółka.

~~*~~

Wracamy do Doliny Godryka...
          - Co mu jest? - spytała Nicole.
- Trzeba go stąd wyprowadzić! - zawołał Peter.
- Jego?! Ale... - wybełkotał Jack.
- Peter ma rację. Lepiej by było, gdybyśmy wyprowadzili go stąd... - odezwała się młodsza Ruda. - ...Szybciej, bo on cierpi! - zawołała widząc, że Voldemort jęknął głośno i upadł całym ciałem na podłogę. Najwyraźniej nie mógł kontaktować ani ruszyć się poprzez ten ból. Nikt nie miał odwagi do Czarnego Pana podejść bojąc się ataku z jego strony (mógł przecież udawać i ich zabić). W końcu Harry założył grube rękawiczki i dał znak ojcu, by pomógł mu go stąd wyprowadzić. Tak zrobili. Obaj wyprowadzili czerwonookiego z pokoju. Już w korytarzu Tom II mógł oddychać, ale wciąż drżał.
- Panie, co się stało? - spytał Peter.
- Nie wiem... - szepnął niezbyt wyraźnie nie zwracając uwagi na to, kto zadaje pytania i zapominając, gdzie się znajduje.
- Ja chyba wiem... - odezwał się Ashe. - ...W tym pokoju wszystko się zaczęło... - Wszyscy spojrzeli na niego, nawet Riddle, choć niezbyt nieprzytomnie. - ...Zaatakowałeś Harry'ego ponad 16 lat temu dając mu "...moc, której nie znasz...", i której doświadczyłeś na własnej skórze. Straciłeś wtedy ciało i moc na 13 lat. Zapewne ta właśnie moc, którą obdarzyła Harry'ego Lily dając mu tym samym ochronę, której nie mogłeś przez ten czas obejść rozprzestrzeniła się po całym pokoju. Ściany domu były zbyt grube, by moc miłości mogła przeniknąć na całą Dolinę Godryka. Lily i James nie żyli, więc ta moc musiała gdzieś się podziać. W tym domu tylko Harry żył, więc moc miłości weszła w jego ciało zanim twoja Cząstka Duszy weszła w niego. Za to Avada przeszła przez ściany domu, czego skutkiem była ściana w pokoju Harry'ego i rozprzestrzeniła się na całą dolinę. Dlatego jest taka ponura pogoda od ponad 16-stu lat. Jeśli chodzi o ciebie to chyba na tą moc miłości tak zareagowałeś, a Harry na moc Avady. - wytłumaczył Wilson. W między czasie, gdy Ashe opowiadał Voldemortowi sytuację, Harry pakował się, a Jack i Percy pomagali mu szepcząc coś do niego, a gdy Lord deportował się do PD zeszli na dół. Tam Harry pożegnał się z przyjaciółmi i rodziną.
- Ron, Hermiono, Nicole, Jack wy spróbujcie odnaleźć Nagini. Dobrze? Tylko ona, poza mną i samy Riddle'em II zostaliśmy jako jego Horkruksy. Liczę na was. Spotkamy się za trzy miesiące. Cześć. - i zniknął. Sekundę potem pojawiły w salonie dwie osoby.
- Regina? Szalonooki? Co wy tu robicie? - spytał Percy nowo przybyłych.
- Percy! Dobrze, że jesteś!... - zawołała Regina podbiegając do niego. - ...Musisz na to spojrzeć. - zawołała kobieta pokazując mu rysunek. Ten go wziął.
- Co to? - spytał wziąwszy go.
- To Lady... - Regina nie skończyła, gdy oczy Percy'ego rozszerzyły się ze zdziwienia.
- Lady Morgana. Ale o co chodzi? - spytał.
- Percy,... - zwróciła się do niego w języku polskim. - ...Ona powróci! Dark Soul powróci!...  - tu Percy podniósł raptownie głowę, a na jego twarzy pojawiło się prawdziwe przerażenie.
- Anell de la Foscor... - szepnął. (od autorki: Anell de la Foscor oznacza z katalońskiego: Pierścień Ciemności)
- Tak. Nie można dopuścić, by trzy części pierścionka zaręczynowego Morgany się połączyły ponownie! Nie można! To doprowadzi do katastrofy! Dzięki niemu Lady Morgana powróci! - zawołała w tym samym języku.
- Zostaw to Harry'emu... - odezwał się ponownie po angielsku pozornie spokojnym głosem, ale czuć było zaniepokojenie. - ...On sobie poradzi. Wierzę w to. - szepnął. Patrząc na rysunek twarz Percy'ego była nieodgadniona. jednak w jego serce aż się krajało z rozpaczy.
- Ale Harry nie wie, gdzie one są. - powiedziała także po angielsku.
- To prawda, ale ja wiem... - oświadczył, jednak szybko dodał. - ...Jak powiedziałem: zostaw to Harry'emu. Poradzi sobie. Teraz wracaj do domu i się nie przejmuj. Gdyby coś się działo lub wypowiedziałabyś przepowiednię, albo Agnes, daj nam znać. - oświadczył.
- Regino, muszę ci coś powiedzieć. - wtrącił się do ich wymiany zdań Jack.
- Co takiego?... - spytała pani Hoof spojrzawszy na niego. Puchon opowiedział o swoich dwóch ostatnich proroctwach. Regina była nie mało zaskoczona tą opowieścią. - ...Więc Harry nie wróci przez najbliższe trzy miesiące, bo idzie na trening? - spytała dla pewności.
- Tak, Regino. Nie możemy nic na to poradzić... - odezwał się Percy. - ...To jego przeznaczenie. Droga Przeznaczenia... - podszedł do niej i położył dłoń na ramieniu. - ...Nie martw się. Tak jak tu stoję oświadczam, że Harry wróci cały i zdrowy z treningów. Przysięgam ci, że wróci. - zapewniał ją. Kobieta przez chwilę stała nieruchomo, a potem wtuliła się w dawnego opiekuna.

~~*~~

Tymczasem...

          Harry deportował się do południowej części Ameryki Południowej, gdzie czekały na niego elfy. W Erpegii, krainie elfów Harry nauczył się panować nad dodatkowymi umiejętnościami, które były w nim ukryte. Np. takich jak: Do pewnego stopnia posługiwania się mocą 5 żywiołów i mocą 8 planet. Oraz nauczył się zaklęć takich jak:

ACIPITER GENTILUS - zaklęcie to powoduje, że przeciwnik zostaje pokonany swoim własnym najgorszym koszmarem.

BLOODBLONDS - Jest to potężne
zaklęcie obronne. Najczęściej używane przy obronie rodziny przed kimś kto nie zaznał miłości. Dziedzina Żywiołu Miłości.

CAMELLIA SINENSISTO - starożytne zaklęcie, które może rzucić tylko bardzo potężny czarodziej.
Działanie: Przeciwnik zostaje pozbawiony wszystkich organów wewnętrznych.

CICONIA NIGRA - oplata przeciwnika winoroślami, które mają dziesięciocentymetrowe kolce. Zaklęcie z dziedziny magii Żywiołu Ziemi.

Corcogitari Passus [łac.] – Wyrażenie złożone z trzech wyrazów ‘corpus’ – ciało; ‘cogitari’ – myśl; ‘passus’ – cierpienie, zadaje ból fizyczny i psychiczny, w tym samym czasie ofiara czuje ból dziesięć razy silniejszy od ‘Crucio’ i w jej głowie tworzą się wizje tego, czego boi się najbardziej. Nie jest zaklęciem niewybaczalnym, ponieważ można się przed nim obronić zaklęciem tarczy brzmiącym : Corcogitari Scutum; scutum – osłniać.

CRUCIOSEMPRA - Nie zbyt skomplikowane. Połączenie
Cruciatusa i Sectusempry. Czujesz jednocześnie ból oraz leci ci krew z przeciętych ran.

DIADEMA ANTILLARUM - zaklęcie to powoduje, że przeciwnik zostaje przebity zatrutymi sztyletami. Ponadto rywal umiera w strasznych męczarniach. Nieumiejętne rzucenie tego zaklęcia powoduje, że działa on na rzucającego.

DRACONIFORS - zaklęcie to przemienia smocze statuetki w małe żywe latające smoki, którymi można sterować przez krótki okres czasu.

GRYMINU - Zaklęcie to jest podobne do
Verdute Miterno. Identycznie jak ono wyczarowuje deszcz, lecz z tą różnicą, że to jest deszcz płomieni. Bardzo silnych płomieni i bardzo wysokich, że ugaszanie zwykłą wodą tu nie wystarczyłoby. Można je zniwelować tylko przez osobę władającą Żywiołem Wody. Dziedzina magii Żywiołu Ognia. LOVELESS
- Jest to najsilniejsze zaklęcie tarczy z dziedziny Żywiołu Miłości. Sprawia, że zaklęcia, które zostaną skierowane na ciebie wchłaniają się zwiększając moc tarczy oraz siłę magiczną czarodzieja. Można użyć go, gdy twoje uczucia są sprzeczne z formułą zaklęcia. Wtedy można zrobić wszystko.

NUTAFO - Powoduje silny ból jednocześnie nie zostawiając na ofierze żadnych śladów. Atakuje głównie umysł przesyłając do niego informację, która część ciała rzekomo boli.

PEVOSTE – 
Zaklęcie Porażenia Piorunem. Powoduje chwilowe utracenia przytomności i jakby rzeczywiście trafił cię piorun.

PLEGADIS FALCINELOUS - jest to najpotężniejsze starożytne zaklęcie. Powoduje ono wysysanie duszy z wroga przez osobę obdarzona Żywiołem Ognia. Ponadto przeciwnik nie umiera, lecz żyje ze świadomością, że nigdy nie będzie szczęśliwy. Coś w rodzaju efektu bycia blisko dementorów. Dziedzina magii Żywiołu Ognia.


PREZENTI MEMORO - W tłumaczeniu dosłownym : ‘Przesyłać wspomnienie’. Używając tego zaklęcia możemy ukazać swoje wspomnienie dowolnej osobie. Ważny jest przy tym kontakt fizyczny, np. trzymanie się za ręce, lub wzrokowy, ale ten drugi jest bardzo trudny do utrzymania, ze względu na pojawiające się w umyśle wspomnienia. Przeciw zaklęcia do Mi prenas sur sin la ago hechizos.

RIENT - Klątwa Utraty Orientacji. Ofiara nie wie, gdzie się znajduje. Może od dłuższego czasu przebywać w tym samym pomieszczeniu, a i tak będzie zdezorientowana.

RIOVALLAR -
zaklęcie obezwładniające. Obezwładnia przeciwnika tak, że ten nie może się poruszyć. Inny rodzaj Zaklęcia Paraliżującego. Np. Drętwoty czy Petrifikusa Totalusa.

TETREO UNOGALLUS - powoduje utratę wzroku i słuchu. Potężny mag rzucając je może spowodować, że nieprzyjacielowi zostają wypalone oczy.

SLENDOMINO - powoduje, że ofiara jest unieruchomiona i powoduje poparzenia w tym samym czasie.

VERITAS - Zaklęcie to jest uznawane za czarno magiczne ponieważ powoduje silny ból i "wyrywa" z człowieka prawdę. Jeśli osoba nim potraktowana będzie kłamała, to z każdym jej kłamstwem niewielkie szczypczyki utkwione w jej piersi będą boleśnie
się zaciskać. Czasami może to spowodować śmierć, ale w połączeniu z Veritaserum jest to mało prawdopodobne.

1 września 2013

Rozdział 11 (48) - Jak déjà vu

Klik


Voldemort,
          Powiadamiam cię, że Eliksir Wskrzeszenia został już uwarzony. Zapewne chcesz go mieć, prawda? Jest pewien szczegół. Proponuję ci transakcję, a raczej stworzyć Magiczny Kontrakt. Przyjdź z Nicole do mojego domu w Dolinie Godryka jutro po południu. Wiesz doskonale gdzie się znajduje, czyż nie? Szczegóły poznasz ma miejscu.
Harry Potter


          Już następnego ranka przy śniadaniu Harry dostał odpowiedź od Voldemorta, ale gdy dotknął pergaminu poczuł ból ulokowany w czole. Krzyknął głośno wypuszczając pergamin z rąk chwytając się za bliznę, gdyż strasznie zapiekła.
- Harry, nic ci nie jest? - spytała zatroskana jego matka podchodząc do syna.
- Nie, mamo, ale czy mogłabyś przeczytać ten list? Jest od Voldemorta. - poprosił.
- Skąd wiesz kto go przysłał? - zapytała wziąwszy pergamin do ręki.
- Czegokolwiek dotknę co on zaczarował sprawia mi to ból. Przeczytasz go? - poprosił.
- Oczywiście, Harry. - powiedziała i już miała zacząć czytać, gdy do kuchni weszli James i jego drugi syn, Jacob.
- ...i wtedy poczułem ból w czole w miejscu, gdzie Harry ma bliznę. - mówił Jack do ojca.
- Jak myślisz co mogło to spowodować? - spytał Rogacz. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, że Harry i Lily ich już zauważyli i podsłuchali rozmowę.
- Nie wiem, tato. - odpowiedział niezbyt przytomnie pocierając czoło.
- Mówiłeś, że jeśli czujesz ból w czole to Voldemortem targają silne emocje. - stwierdził.
- To prawda, tato, ale może być też przyczyną, że to Harry poczuł ból, a ja odczuwam jego ból. Szlag! Czemu akurat wtedy, gdy wychodziłem spod prysznica?! Mało się nie poślizgnąłem! - spojrzał w kierunku brata z pytającym wzrokiem. Ten odpowiedział na niezadane pytanie:
- Dostałem list od Voldemorta, a gdy dotknąłem go poczułem ból blizny. - wyjaśnił.
- Tak właśnie myślałem. - skwitował Jack. Tymczasem Lily podała list mężowi. James wziął go i czytając na głos był coraz bardziej zdenerwowany i zaniepokojony.

Potter,
          Zgadzam się na twoje warunki i przyjdę do twego dawnego domu (jeśli on nadal stoi). Przyprowadzę waszą siostrę, lecz jeśli mnie oszukujesz i jest to pułapka, drogo mi za to zapłacisz!
Lord Voldemort


Wszyscy spojrzeli na Harry'ego wyczekująco.
- Dziś po południu będziemy mieć gości. Przyszykujmy się. Tato, sprowadź tu Remusa i Petera. Tylko go nie zabij. Ty, Jack powiadom... - urwał, bo rozległ się hałas. To był Jack. Upadł niespodziewanie na podłogę.
- Harry, coś się dzieje z Jackiem! - odezwał się James. Harry nie odpowiedział tylko westchnął teatralnie.
- Harry, co mu jest? - spytała Lily.
- Jack jest teraz w transie. Nie budźmy go. Mamo, wyślij list do Reginy Hoof i powiadom ją o tym... - oświadczył. - ...Tato, sprowadź Salazara.

~~*~~

W między czasie Puchon...
          Jack znalazł się gdzieś wśród pagórków na jakiejś polanie. Widział piękne kwiaty i dużo drzew. Nieopodal zobaczył Salazara i Godryka. Stali naprzeciw siebie i chyba rozmawiali. Zbliżył się do nich, by posłuchać o czym mówią. Jednak problem był w tym, że rozmawiali w innym języku, a z tego iż słyszał już ten język z ust Harry'ego, który wzywał i rozmawiał z Elyon zdał sobie sprawę, że ci dwaj rozmawiają po katalońsku. Nie było mowy, by cokolwiek zrozumiał. Niedługo potem obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. W tym momencie spojrzeli w jego kierunku. Pierwszy odezwał się Salazar:
- Witaj, Jacobie. Miło mi cię widzieć ponownie. - Przywitał się. Jego głos był inny niż zazwyczaj. Poznał ten głos. Zwykle słyszał go w tych proroczych snach. Co tym razem usłyszy?
- Wysłuchaj teraz kolejnej przepowiedni, a raczej przestrogi i informacji dla twego brata... - odezwał się tym razem Godryk tym samym głosem. - ...Wybraniec Losu i ostatni Czarny Pan stworzą Kontrakt, który sprawi, że Wybraniec będzie musiał odejść na jakiś czas aby wyruszyć w drogę, by go to wzmocniło psychicznie i magicznie. - zacytował.
- Czyli chcesz dać mi do zrozumienia, że Harry będzie musiał odejść by nas chronić? - spytał Jack.
- Dokładnie. - odpowiedzieli jednocześnie. Chwilę potem Jack wrócił do domu swych rodziców.

~~*~~

Rzeczywistość...
          - Mamy tak czekać wieczność? - irytował się James. Jack nie budził się już od dwudziestu minut.
- Spokojnie, tato. Jack powinien się niedługo obudzić. - powiedział Harry, a jego głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
- Spójrzcie! - zawołała znienacka Lily. Wszyscy troje nachylili się nad drugim bliźniakiem. Ten otworzył oczy, które były mlecznobiałe, a źrenice ledwo były widoczne. Spojrzał na Harry'ego, po czym wyrecytował:
- Wybraniec Losu i ostatni Czarny Pan stworzą Kontrakt, który sprawi, że Wybraniec będzie musiał odejść na jakiś czas aby wyruszyć w drogę, by go to wzmocniło psychicznie i magicznie. - powiedział. Wszyscy patrzyli na Jacka, a potem ich rodzice spojrzeli na pierwszego syna.
- No ładnie... - westchnął Harry i pstrykną bratu przed oczami. Ten natychmiast otrzeźwiał. - ...Muszę iść. - postanowił.
- Gdzie? - spytał Jack wstając.
- Do Departamentu Tajemnic, by wydostać Syriusza spod Łuku Śmierci. - wyjaśnił.
- Ale, Harry zginiesz jeśli tam wejdziesz! - zawołał Jack.
- Wiem, ale znam zaklęcie, które pomoże mi odsłonić tą zasłonę i wydostać stamtąd Syriusza sam się nie narażając. Mamo, chcesz iść ze mną? Tylko osoba nieśmiertelna może go wydostać spod tej zasłony. - oświadczył. Ani Lily, ani James nie wiedzieli jak zareagować na to, że Harry jest tak uparty, a jednocześnie tak dzielny. Nie tak jak oni w jego wieku. Byli odważni - to fakt, ale ich odwaga była inna. Za to Jack wiedział co robić, więc zwrócił się do rodziców:
- Nie warto sprzeczać się z Harrym. On i tak ratował by Syriusza nawet bez waszej pomocy. Radzę więc byś z nim poszła, mamo. Nic zresztą nie tracisz. Harry nie może wejść do tego łuku, bo jest śmiertelnikiem, jak ja, a wejście tam może go zabić. Za to wy jesteście nieśmiertelni i nic wam się nie stanie. Nie zginiecie i nie zachorujecie. - wyjaśnił.
- Jack mówi prawdę. Nic ci się nie stanie, mamo. Więc chodź ze mną, proszę. - poprosił Harry wyciągając ku niej rękę. Kobieta przez chwilę się wahała. Wiedziała, że tu chodzi o życie Syriusza, a ona mu była potrzebna, lecz bała się o syna, jak każda matka. Jak mus to mus. Chwyciła rękę Wybrańca i zniknęli.
Oboje pojawili się u stóp łuku...
          - Chodź, mamo... - powiedział prowadząc ją w kierunku owego łuku. Kobieta poszła za nim. Harry podszedł do łuku i wyciągnął różdżkę w jego kierunku. - ...Aperio dello reserate fores!... - zawołał. Łuk, w którym była zasłona zajaśniał, potem zaczęła zanikać, aż w końcu zniknęła całkowicie. - ...Musisz wejść do środka. Poczekam tu na ciebie. - poinformował ją. Kobieta nieco wystraszona weszła do łuku, po chwili zniknęła za nim.
Trochę później...
          Harry już od 20 minut siedział u stóp łuku czekając na matkę. Zasłona, która była widzialna zanim przyszli, a potem zniknęła, gdy rzucił zaklęcie teraz pojawiła się ponownie. Lecz dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że łuk świeci, bo zauważył cień na podłodze. Obejrzał się i zobaczył dwie postacie w zasłonie. Nie mógł podejść bliżej, bo zasłona wciągnęła by go ze sobą. Gdy w końcu postacie były wyraźniejsze spostrzegł, że byli to Lily i Syriusz, więc wstał. Gdy trochę się oddalili od zasłony podszedł do nich i pomógł matce przytrzymać mężczyznę.
- Mamo, trzymaj mocno Syriusza. Deportuję nas troje do domu. - zakomunikował. Kobieta tak zrobiła. Chwilę potem zniknęli.
Z powrotem w Dolinie Godryka...
          Znikąd troje osób pojawiło się po środku salonu w domu Potterów.
- Łapa! Co ci jest?? - zawołał James przerażony jego stanem.
- Tato, uspokój się. Jack, pomóż mi z Syriuszem. Zanieśmy go do Świętego Munga. - powiedział Harry z wysiłkiem do brata.
- Pomogę wam, chłopcy. Zaprowadzimy go tam razem. - zaproponował swoją pomoc James.
- Nie, tato. Nie możesz iść z nami. Jeszcze nie. - oświadczył Jack.
- Dlaczego? - spytał Ten.
- Dlatego, że świat czarodziejów jeszcze o nas nie wie. Niewiedzą, że wróciliśmy do życia, nie mówiąc już o Założycielach i Merlinie. - wyjaśniła Lily.
- Dokładnie. My już pójdziemy. Powiadomcie innych i... - Harry nie dokończył, bo Lily spytała:
- Harry, a ten Eliksir... nie mógłby mu pomóc? - spytała.
- Co masz na myśli? - spytali jednocześnie bliźniacy.
- Czytałam trochę więcej o Resur i wiem, że nie tylko ożywia zmarłych i czyni nieśmiertelnym, ale też leczy rany. Jeśli nas przywrócił do życia, to czy nie da się wyleczyć Syriusza tym Eliksirem? - zasugerowała. Harry myślał przez chwilę.
- Wezwij Elyon i ją zapytaj. - zaproponował Jack zwróciwszy się do Harry'ego. Ten spojrzał na niego przez chwilę.
- Masz rację. Jack. Przybądź, Elyon! - dwa ostatnie słowa zawołał po katalońsku. Przybyła natychmiast.
- Witaj, Harry. W czym mogę ci pomóc?... Och, cześć, Lily. Miło cię widzieć ponownie żywą. - powiedziała z radością.
- Elyon, czy to prawda, że Elixir of Resurrection może nie tylko ożywiać, ale też leczyć rany? - spytał.
- Tak. Może, lecz ma skutki uboczne względem żywych. - wyjaśniła.
- Względem żywych? Czyli jakie? - spytała Lily.
- Takie, że na żywych działa inaczej. Po jakimś czasie umierają, a przy najbliższym rzuceniu Avady najpierw cierpią, a potem umierają. Im częściej zażywa się eliksiru tym szybciej tracisz siły i nieśmiertelność. Jeśli zażyjesz go czwarty raz żyjesz co prawda, ale stajesz się śmiertelnikiem i mniej odpornym na różne zaklęcia, szczególnie te na choroby. Gdy jednak w walce umrzesz i ktoś da ci ten Eliksir staniesz się nieśmiertelny jak Lily i James i parę innych osób, których wskrzesiliście. Zacznie jednak słabnąć przy najbliższej Avadzie lub Cruciatusowi. Krótko mówiąc: im więcej ludzi wskrzesicie tym słabszy staje się Eliksir jeśli uleczysz nim żywą osobę bez względu na siłę życiową oraz magiczną. - wyjaśniła.
- Dzięki, Elyon. Możesz już iść. - powiedział Harry. Po chwili razem z Jackiem położyli Syriusza na sofie. Oddychał, ale był pół przytomny i porządnie poturbowany. Harry podjął decyzję w jednej chwili. Wyjął z kieszeni fiolkę Eliksiru i odkorkował ją. Nachylił się nad mężczyzną i wlał dwie krople do jego lekko rozchylonych ust. Tak jak w innych przypadkach trwało to chwilę. Gdy tylko Syriusz jęknął i otworzył oczy rozejrzał się po pokoju.
- Syriuszu, dobrze się czujesz? - spytała Lily.
- Lily? Czy jestem w niebie? - spytał.
- Nie. Nie jesteś martwy. Jesteś u nas w domu, w Dolinie Godryka. - odpowiedział James.
- Rogacz? To... to ty żyjesz? - nie dowierzał. Teraz spojrzał na Jacka, który stał za oparciem sofy wpatrującego się w niego, a potem na Harry'ego.
- Spokojnie, Syri. - mówiła Lily.
- Harry wszystko ci wyjaśni. - oświadczył James. Tak więc Syriusz spojrzał lekko nieprzytomnym wzrokiem na zielonookiego w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
- Przez ostatnie cztery miesiące warzyłem pewien Eliksir, który ożywia zmarłych i czyni nieśmiertelnym. Wiele osób żyje dzięki niemu od wczoraj. W gronie są też moi, Jacka i Nicole rodzice, czyli twoi przyjaciele, Lily i James Potter oraz Cedrik Diggory. - wyjaśnił pokazując na swoich i Jacka rodziców.
- A ciebie uleczył tym samym Eliksirem. Eliksir warzyć pomogli mu Severus, Peter, Remus i niejaki Percy Levender. Musiałam pomóc Harry'emu ciebie wydostać zza zasłony w Sali Śmierci. - dopowiedziała Lily.
- Wpadłeś tam dwa lata temu. Nie wiesz jak nam cię brakowało. - dokończył James. Syriusz patrzył na niego przez kilka sekund, po czym uściskał go.
- Rogacz! Tak za tobą tęskniłem! - wydyszał płacząc zupełnie jak małe dziecko.
- Łapo, spokojnie! Wszystko będzie dobrze, obiecuję! - zawołał.
- Witaj wśród przyjaciół, Syriuszu. - powiedział Harry. Lily też się przyłączyła do uścisków. Gdy skończyli, Syriusz przytulił oddzielnie Harry'ego do siebie powiedziawszy:
- Harry! Jak mam ci dziękować? Jak mam dziękować za wydostanie mnie z pod tej przeklętej zasłony i za przywrócenie moich najlepszych przyjaciół do życia? - spytał ze łzami w oczach.
- Nie musisz dziękować, Łapo. Wystarczy, że dasz nauczkę tej przeklętej Lastringe... - ten spojrzał na chrześniaka zaskoczony. - ...Tak, Syriuszu, ona wciąż żyje. Masz dużo czasu na to, ale mało by się pożegnać ze mną. - oznajmił.
- Jak to? - spytał mężczyzna.
- O czym ty mówisz, Harry? - dopytywała się Lily. Harry westchnął.
- Tato, pokaż Syriuszowi list od Voldemorta. - poprosił. Mężczyzna podał przyjacielowi owy list. Gdy Syriusz go przeczytał nie bardzo zrozumiał o, co chodziło.
- O jakie warunki chodzi? - spytał.
- Chodzi o to, że... - nie dokończył, bo w tym momencie weszło kilka osób. Nie mogli w takim hałasie skończyć rozmowy. Gdy Lily przyrządziła wspaniały obiad składający się zupy cebulowej i drugiego dania nie mogli się oprzeć, by go nie spróbować.

~~*~~

          Do przybycia Voldemorta mieli godzinę, więc korzystając z okazji Lily, James i Syriusz chcieli się czegoś więcej dowiedzieć o wcześniejszych wyczynach Wybrańca oraz jego rodzeństwie. Rozmawiali właśnie o tym, czego Harry dokonał w noc poprzedzający egzamin z sumów w piątej klasie, gdy Syriusz chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat Jacka i Nicole. Więc ci, którzy wiedzieli o nich dość dużo, jak np. Laila Wodson, Meia Stown i Matt Preager - przyjaciele i rodzina Nicole oraz Susan Bouns, Hanna Abbot i Ernie Macmillan - przyjaciele Jacka z Hogwartu opowiedzieli o nich. Gdy dowiedzieli się od Rona i Hermiony o zdolnościach trójki młodych Potterów wszyscy słuchali jak oczarowani. Szczególnie te zdolności ich ciekawiły. W pewnym momencie Percy, spojrzawszy uprzednio na zegarek, zwróci się do Harry'ego:
- Harry, chodź ze mną na górę. Chcę z tobą porozmawiać na osobności. - poprosił. Harry trochę zdziwiony, przepraszając, wstał od stołu poszedł za nim do ich pokoju na piętrze. Gdy się tam znaleźli Harry spytał:
- O, co chodzi, Percy? - spytał patrząc na niego. Mężczyzna zamknął drzwi, po czym spojrzał na brata przez kilka sekund aż w końcu oznajmił poważnym tonem:
- Czas byś zmienił wygląd. - oświadczył. Harry zdziwił się trochę. Wpatrywał się w niego wielkimi oczami.
- Wygląd? Ale dlaczego? - spytał. - "Czuje się jakbym przeżywał déjà vu. Nic w tym dziwnego, w końcu tamten Percy mnie zmieniał i zadałem to samo pytanie" - pomyślał Percy uśmiechając się w duchu.
- Dlatego, bo tak ma być. Będziesz trochę inaczej wyglądał niż teraz, jednak inaczej niż ja. Spokojnie, Harry. Nauczysz się tego zaklęcia od wampirów... - oznajmił uspakajając trochę zdenerwowanego chłopaka. - ...Teraz posłuchaj: Zaraz po odejściu Voldemorta wyruszysz najpierw do krainy elfów, by wzmocnić swoje zdolności. Oni ci pomogą ujarzmić i kontrolować Moce Czterech Żywiołów, a piątego nie musisz się za bardzo uczyć, gdyż potrafisz kochać, Harry... - oświadczył, ale widząc zdziwienie swego przeszłego Ja wyjaśnił: - ...Tak, Harry. Posiadasz Moc Pięciu Żywiołów, ale nie miałeś o tym pojęcia... - oświadczył z uśmiechem, po chwili kontynuował. - ...Potem pójdziesz do królestwa wampirów. Oni pomogą ci w kontrolowaniu emocji i granie aktora, no i nauczą cię zaklęcia zmiany wyglądu. Poza tym w trzech krainach nauczą cię swojej dziedziny magii. W czasach Założycieli także nauczą cię swojej magii. Udoskonalisz się. Naucz się u nich też innych rzeczy, których zwykli i najlepsi czarodzieje nie potrafią. W królestwie wampirów poznasz matkę mojej żony. Zostaniesz u nich póki nie ukończysz szkolenia. Będzie to trwać kilka tygodni tu, a tam dłużej. Na trzy krainy została nałożona Pętla Czasu. To ile masz tam być zależy już od władców królestw i od ciebie samego. Niestety twoi przyjaciele nie będą mogli pójść z tobą. Sam musisz odbyć praktykę, a oni nie mogą cię rozpraszać. Zgadzasz się? - spytał. Harry gapił się na niego. Praktyka u wampirów, elfów i druidów BEZ przyjaciół? To dość dziwne i przygnębiające, ale przynajmniej czegoś nowego się nauczy. Nagle przypomniał sobie ostatnią przepowiednię Jacka. Po stworzeniu Kontraktu z Voldemortem miał odejść, a raczej wyruszyć na szkolenie. Pierwsza część proroctwa wkrótce się wypełni.
- Zgoda. - powiedział w końcu.
- Dobrze. Teraz zmienię twój wygląd, a potem poczekamy tu na Riddle'a i dopiero wtedy zejdziesz na dół. - wyjaśnił.
- Dobra. - I tak Percy zmieniał wygląd Harry'ego. Trwało to niespełna godzinę.
          Gdy Percy kończył zmienianie wyglądu nagle – niespodziewanie obaj usłyszeli czyjś pisk na dole.
Chwilę wcześniej w salonie...
          Goście skończyli właśnie drugie danie, a Lily i Meia brały talerze ze stołu, gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę... - powiedziała Laila i poszła. Zanim minęło pięć sekund rozległ się jej pisk i szybkie kroki (Harry i Percy właśnie to usłyszeli i weszli na schody). - ...TO ON! VOLD...! - nie dokończyła, bo upadła na podłogę nieprzytomna. Na górze Percy powstrzymał Harry'ego, by się jeszcze nie ujawniał i był cicho.
- Dziękuję, panno Stown za powiadomienie ich o naszym przybyciu. - Do salonu weszło z 10-ciu Śmierciożerców, a na ich czele stała znana wszystkim osoba. Trzymał za ramię Nicole. Na twarzy dziewczyny było widać czyste przerażenie.
- Nicole! - zawołała Lily widząc ją. Chciała do niej podbiec, ale Remus, który stał najbliżej niej przytrzymał ją.
- Mama! - zawołała Nicki. Chciała się wyrwać, ale Riddle trzymał ją mocno.
- Riddle, puść ją! - zawołał James wyjmując różdżkę z wewnętrznej kieszeni patrząc na wyżej wymienionego ze złością, nienawiścią i determinacją.
- Tato, uspokój się. Wiesz po, co tu przyszedł i do kogo. - odezwał się Jack.
- Tak, James, uspokój się... - odezwał się tym razem Syriusz, a widząc czarne, poskręcane i długie włosy swej kuzynki dodał: - ...Och, witaj, Bella. - zaśmiał się co przypominało szczeknięcie. Ta najeżyła się. Harry i Percy bardzo powoli i cicho schodzili ze schodów. Przysłuchiwali się temu, co działo się na dole. Zobaczyli jak Voldemort robi kilka kroków ku ich ojcu. Stanął przed nim i oznajmił:
- James, tak też sądziłem, że wybierzesz swoją rodzinę, a nie mnie... - oświadczył. James patrzył na niego ze złością w oczach. Harry i Percy schodzili powoli na dół z przygotowanymi różdżkami. Harry zbliżył się do jednego ze Śmierciożerców od tyłu i zakrył mu usta. Reszta obejrzeli się, a Percy wycelował w nich i skinął im głową dając znak, by się odsunęli i zamilkli. Musieli to zrobić, gdyż obaj celowali w nich różdżkami. Na przedzie stała Bella, więc Harry ogłuszył ją i w ostatniej chwili chwycił ją w locie, by nie robić hałasu. Obaj dali znak przyjaciołom i rodzinie palcem przyciśniętym do ust, by byli cicho. Harry zbliżył się do Riddle'a i czekał. - ...Wiesz, Jimi, że nie toleruję zdrady, a szczególnie zdrady mojej dawnej Prawej Ręki. Gdy cię zabiłem szesnaście lat temu otrzymałeś karę za to, ale wskrzeszono cię razem z twoją żoną. Widzę też, że jest tu także Black. Podobno Lastringe wepchnęła cię do Łuku Śmierci, czyż nie? - spytał się Belli nie oglądając się.
- Tak, panie. - powiedział Percy doskonale naśladując jej głos. Dał znać tym co go zobaczyli aby byli cicho. Voldemort zwrócił się ponownie do Jamesa.
- Doskonale wiesz, że zrobię wszystko, co w mojej mocy byś cierpiał. Zobaczymy co zrobisz,... gdy twoja rodzina pocierpi. - wycelował różdżkę w Lily, która jęknęła ze strachu. Już otwierał usta, gdy Harry postanowił interweniować.
- Zostaw moją matkę, Tom! - Wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Tuż za Voldemortem stał dobrze zbudowany młodzieniec o słomianych włosach. Oczy miał jasno zielone, a cerę bladą.


Gdyby Harry się nie odezwał, na pierwszy rzut oka wszyscy by pomyśleli, że nigdy w życiu nie widzieli tak przystojnego młodzieńca. W tym młodzieńcu było jednak coś znajomego. Pierwsze to jego głos, a gdy spojrzeli w jego oczy zdali sobie sprawę, że już gdzieś go widzieli. W momencie, gdy Harry się odezwał Ten chwycił Riddle'a za nadgarstek dzierżącą różdżkę. Spodziewał się bólu blizny, ale zamiast tego poczuł moc płynącą z Riddle'a do niego. Mało tego mężczyzna jęknął z bólu. Zaskoczyło go to. Chciał go puścić i już rozluźniał uchwyt, gdy pomyślał, że warto popatrzeć jak role się odwracają. W związku z tym wzmocnił jeszcze bardziej uścisk na nadgarstku. Riddle upadł na kolana. Ręka drżała pod dłonią chłopaka. Harry uśmiechnął się z satysfakcją.
- To ty, Potter? - spytał Riddle. Harry skinął powoli głową patrząc mu w oczy. Riddle chciał podnieść różdżkę, ale gdy Wybraniec zabrał mu ją i wycelował swoją w jego twarz powiedział:
- Nie radziłbym tego robić... - ostrzegł szepcząc mu do ucha w mowie węży. Tylko kilka osób w pomieszczeniu go zrozumieli. Tymczasem czerwonooki spojrzał na Harry'ego z bólem i złością w oczach. - ...Jeden fałszywy ruch, a poczujesz większy ból od tego jaki teraz czujesz, Riddle. - zagroził zielonooki. Voldemort zaśmiał cicho i powiedział także w mowie w węży.
- Potter,... - Riddle spojrzał na niego wciąż się uśmiechając. - ...czy ty myślisz,... że dam się zastraszyć?... - spytał próbując się wyswobodzić z jego mocnego uścisku. - ...Poza tym pamiętasz co mi zaproponowałeś? - oznajmił z błyskiem w oczach Czarny Pan pytając tym razem po angielsku. Harry spojrzał najpierw na niego, a potem chwycił jego twarz zbliżywszy ją do swojej. Voldemort krzyknął jeszcze głośniej. Śmierciożercy poruszyli się wyciągając różdżki chcąc rzucić zaklęcia. Harry tylko zerknął kątem oka na przyjaciół, a ci rozumiejąc to spojrzenie wycelowali w śmierciożerców różdżki. Tamci zatrzymali się. Harry spojrzał ponownie na swoją "ofiarę".
- Tak, Riddle. Pamiętam. Chodź. - powiedział puszczając go. Voldemort padł na czworaka. Po paru chwilach wstał powoli i poszedł za Harrym do salonu.
- Co to za transakcja? - spytał łapiąc oddech. Harry odwrócił się na pięcie i odpowiedział:
- Powiem, gdy moi przyjaciele i rodzina będą bezpieczni. - oświadczył spojrzawszy kątem oka na Śmierciożerców, a drugim kątem oka na bliskich.
- Dobra, Potter... - zgodził się ten i skinął głową na swych towarzyszy, by stąd poszli, ale zostawili Nicole. Ci deportowali się, a Nicole natychmiast pobiegła do kuchni, gdzie była reszta domowników. Gdy dwaj wrogowie zostali sami, dawny Ślizgon zwrócił się do Harry'ego. - ...Potter, teraz twoja kolej. Powiedz im, by się nie wtrącali. - zawołał.
- Dobrze... - Harry skinął tylko głową w kierunku brata. Jack, widząc jego gest dał znak reszcie, by wyszli i zostawili ich obu samych. Tymczasem Harry pokazał Voldemortowi dwa fotele stojące w salonie dając do zrozumienia by usiadł. Voldemort nie chętnie to zrobił. Siedząc, wciąż trzymali różdżki (Voldemort w jakiś sposób odzyskał swoją). Po chwili milczenia Harry oświadczył: - ...W zastaw za Nicole ja pozwolę ci porozmawiać z kimś, kogo nie spodziewasz w tych czasach. - oznajmił Harry akceptując trzy ostatnie słowa.
- A kogo, Potter? - spytał z wielkim zaciekawieniem. Harry spojrzał na niego z satysfakcją. Z chytrym uśmieszkiem na twarzy odpowiedział zdaniem:
- Czy mógłbyś do nas dołączyć,... - uśmiechnął się równie szatańsko jak Voldemort. - ...Salazarze?... - spytał wciąż patrząc na czerwonookiego mężczyznę. Voldemort był tak zaskoczony tym imieniem, że aż oniemiał z wrażenia. Po chwili zobaczył równie bladego mężczyznę. - ...Riddle, pamiętasz może jeszcze swojego przodka Salazara Slytherina? - spytał zielonooki Potter nadal się uśmiechając. Z holu powolnym krokiem wszedł wysoki czarnowłosy, czarnooki o bladej cerze mężczyzna idący w ich kierunku  Lord wstał jak oparzony i natychmiast ukląkł przed mężczyzną. Harry w duchu zaśmiał się. Zerknął na Salazara i zauważył, że i on się zaśmiał. Po chwili czarownik oznajmił:
- Tomie Riddle, przez całe życie robiłeś wiele, całkiem zabawnych rzeczy, ale były sprawy, które wymagają... kary dla ciebie. - oświadczył mężczyzna.
- Kary? Ale... - Riddle nie skończył, gdyż czarnooki przerwał mu wołając:
- Milcz, idioto! Nie odzywaj się nie pytany!... - zagrzmiał głośno. Ten jakby się skulił w sobie. - ...Tom, wstań i spójrz na mnie... - Ten wykonał jego polecenie. Slytherin wyciągnął rękę ku jego twarzy i uniósł w górę jego podbródek tak, by ich spojrzenia się spotkały. To, co było nadzwyczajne to, to że oczy Voldemorta nagle stały się czarne jak węgiel. Zgasła w nich czerwień, a jego twarz powróciła do pierwotnego stanu. Wyglądał tak jak wtedy w gabinecie Dumbledore'a, gdy pytał o posadę, ale z jakieś trzydzieści lat starszy. Nie było na jego twarzy ani jednej zmarszczki. - ...Nawet, gdybyś miał nieskończenie wielką moc mnie nie dorównasz - Nie mówiąc już o Harrym Potterze... - na chwilę zamilkł. - ...Tak, Riddle. Wybraniec Losu ma większą moc od ciebie i ode mnie. Cokolwiek on ci zaproponuje masz się stosować do reguł,... które ja sam wymyśliłem... - tu zaśmiał się. - ...Tak, kochani!... - zawołał puszczając twarz Riddle'a, który ponownie upadł na podłogę. Wstawał powoli jakby jego ciało było z ołowiu. - ...To ja wymyśliłem Przysięgę Wieczystą i Magiczny Kontrakt! - i uśmiechnął się patrząc na wszystkich. Zarówno tych w salonie jak i w kuchni ciut zatkało. Zrobiło się na chwilę cicho.
- Panie Slytherin,... - przerwał ciszę Harry. -  ...czy ja i Riddle możemy już zacząć? - spytał.
- Tak, oczywiście, Harry. - odparł i stanął w cieniu obserwując ich. Voldemort, wciąż w szoku, gapił się na swego przodka. Widocznie nie sądził, że jest taki... uprzejmy.
- Potter, zanim zaczniemy, chcę wiedzieć czemu Slytherin tak się zachowuje? - spytał nie patrząc na Gryfona próbując w tym samym czasie wstać.
- Dlatego, że zawdzięcza mi życie... - wyjaśnił, ale kontynuował: - ...Helga Hufflepuff, Rowena Ravenclaw, Godryk Gryffindor i Merlin także. - wyjaśnił. Riddle patrzył wciąż na Salazara z dziwną miną. W końcu spojrzał na Harry'ego.
- Potter, jakie stawiasz warunki? - spytał w końcu siadając. Harry też usiadł w swoim fotelu i oznajmił.
- Znam cię na tyle, że nie zdołałbym cię przekonać byś się oddał w ręce aurorów... - stwierdził. Riddle musiał się z nim zgodzić. Chłopak miał talent do wyciszenia go, jak kiedyś on sam. Jednak czemu tym razem to on odczuł ból a Potter nie? - ...więc inaczej porozmawiamy... - dokończył. Ten czekał z niecierpliwością na jego słowa, jak zresztą inni też. - ...Otóż, warunki są takie: Zaprzestaniesz na cztery miesiące atakowania kogokolwiek. Mugoli i czarodziejów obojętnie jakiego pochodzenia, a szczególnie tak zwanych mugolaków. Nie będziesz nawiązywał nowych, ani starych kontaktów. Mam też na myśli osoby zza granicy, by przekonywać aby stali się twoimi sługami oraz nie będziesz szpiegował moich przyjaciół i rodziny. A przede wszystkim zostawisz moich bliskich i nasze rodziny w spokoju. Zgadzasz się? - spytał. Mężczyzna przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad jego słowami. W końcu odpowiedział:
- Dobrze, zgoda... - i wyciągnął ku niemu rękę. Harry spojrzał najpierw Lorda, a potem wstał i podszedł do niego. Ten też wstał z wciąż wyciągniętą ręką. Po chwili uścisnęli sobie ręce. Harry syknął z bólu, gdy ich ręce się zetknęły. Voldemort jednak nie puścił ręki młodzieńca zdając sobie sprawę z łączącej ich więzi, że ona narasta. Jeśli Harry dotknie go, to on odczuje ból, a jeśli Potter to on go wyczuwa. Ścisnął mocniej dłoń chłopaka, aż Harry jęknął. Voldemort przysunął go bliżej do siebie i zmusił by upadł na kolana przed nim. Reszta, prócz Salazara, chciała zareagować, ale widząc ostre spojrzenie Riddle'a powstrzymali się. - ...Pod jednym warunkiem, Harry... - ten przełknął ślinę patrząc w jego czerwone oczy. James zamarł, gdy usłyszał ostatnie słowo i ton Riddle'a.
- O, rany! Jest źle! Wypowiedział jego imię! Trzymaj się, synu. - wyszeptał.
- Ty wyjedziesz z kraju na ten czas. Zgadzasz się? - spytał wzmacniając uścisk. Druga część proroctwa także się powoli spełniała.
- Ałła!! Puść mnie, bo się nie zgodzę! - jęknął.
- Zgadzasz się? - spytał wzmacniając jeszcze bardziej uścisk. Harry rozważał tą część umowy patrząc na Lorda Voldemorta z bólem w oczach, aż w końcu oznajmił:
- Dobrze,... zgoda. A-a ty obiecaj, że nie będziesz nikogo, ale to nikogo krzywdził, obojętnie kto to będzie. Zgoda,... panie? - Czarny Pan patrzył na młodzieńca przez chwilę. Po czym puścił go. Harry oparł się rękoma o podłogę oddychając ciężko. Ból był nie do zniesienia.
- No dobrze, Potter. Nikogo nie zaatakuję przez cztery miesiące. Obiecuję ci to. - oświadczył wyciągając ponownie ku niemu rękę na zapieczętowanie nowej umowy, ale Harry jej nie uścisnął. Zamiast tego wstając powiedział:
- Załóż rękawiczki, bym nie czuł bólu... - Lord uśmiechnął się przerażająco. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej czarne skórzane rękawiczki. Założył je i ponownie wyciągnął rękę ku zielonookiemu. Tym razem Wybraniec ją uścisnął. Tuż nad ich głowami uniosły się mgły. Nad głową Voldemorta unosiła się mgiełka koloru szkarłatnego i srebrnego, a nad głową Harry'ego jasno-złota i szmaragdowa. Przez chwilę unosiły się w powietrzu, ale gdy się połączyły tworząc ciemno-złoty kolor zniknęły. Tom II i Harry patrzyli na nie przez chwilę, a gdy zniknęły spojrzeli na siebie.
- Czy wiesz, co to znaczy? - spytał zielonooki patrząc na Voldemorta niepewnie.
- Tak, wiem. Od teraz, jeśli któryś z nas złamie Kontrakt umrze na zawsze i nigdy nie wróci do życia nawet, gdy za życia był nieśmiertelny. - oznajmił drżąc lekko.
- Dodam coś jeszcze, panowie... - wtrącił się Salazar. Obaj na niego spojrzeli z pytającymi minami. - ...Kontrakt dotyczy też waszych bliskich i znajomych. Zarówno twoich Śmierciożerców, Tom i siostry oraz waszych dzieci, twoich i Reginy. A także twoich przyjaciół i rodziny, Harry. Jeśli zrobią coś wbrew warunków Kontraktu oni także zginą... bez wyjątku. - wyjaśnił z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Nie rozumiem. - powiedzieli zgodnie Riddle i młody Potter.
- Już wyjaśniam, a raczej dam przykład. Wiecie, że zabiłem Godryka? - spytał.
- Tak. - odpowiedzieli ponownie jednocześnie.
- Więc, chcę powiedzieć, że kilka dni przed tym, gdy go zabiłem obaj zawarliśmy umowę dokładnie taką samą, jaką wy teraz... - oświadczył. Nagle Jack sobie coś przypomniał. Właśnie tą scenę widział w ostatnim śnie. Oto chodziło w tej rozmowie. Zawierali Magiczny Kontrakt. Przekazał tą wiadomość rodzicom, siostrze i przyjaciołom, ale cicho, by tamci nie usłyszeli. Tymczasem Slytherin kontynuował: - ...Po jego śmierci sam też zginąłem oraz moi podwładni i przyjaciele. Mimo że moi bliscy nie byli wspomnieni w Kontrakcie... - objaśnił. - ...Harry, proponuję byś spakował swoje rzeczy i wyjechał stąd, a Riddle zrobi to samo, prawda? - powiedział czarownik spojrzawszy na swego potomka, który nie był zbyt zadowolony, że jego przodek i mistrz nie dość, że zarówno przejął inicjatywę dowodzenia, to jeszcze rozmawia z Harrym tak przyjaźnie.
- W porządku, Salazarze, ale najpierw chcę się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. - oznajmił Harry. Lord rozważał to, a potem, zanim Slytherin się odezwał oświadczył:
- Zgoda, ale się pospiesz. - Harry westchnął i skierował się do kuchni, gdzie byli wszyscy jego bliscy. Gdy stanął w progu kuchni powiedział:
- Muszę wam coś jeszcze powiedzieć. - powiedział smutnym głosem.
- Co takiego, synu? - spytał jego ojciec drżącym głosem. Harry zrobił kilka kroków w jego kierunku i stanął po środku kuchni ze zwieszoną głową.
- Widzicie,... zawarłem Magiczny Kontrakt z Voldemortem. - po tym zdaniu Harry wyjaśnił szczegóły Kontraktu. Wszyscy byli przerażeni, ale Aurelia była niepewna, gdyż spytała:
- Jeśli był to Magiczny Kontrakt, to ty też musiałeś coś obiecać. Pytanie tylko brzmi: Co mu obiecałeś? - zauważyła czarnowłosa, ale to nie Harry odpowiedział na jej pytanie, lecz Voldemort. Stał w progu kuchni i słuchał. Harry nawet się nie odwrócił, tylko gapił się w podłogę.
- Wasz Zbawiciel Świata ma wyjechać z kraju na kilka miesięcy, a ja nie będę nikogo atakował przez ten czas. - oznajmił.
- Do kiedy? - padło pytanie.
- Do końca kwietnia tego roku. - odpowiedział Harry.
- Może zrobisz to już teraz?... - spytał Ten. - ...Spakuj się i wyjedź z kraju. I to już! - oświadczył Lord. Harry skulił się w sobie i wyszedł na korytarz.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.