Moja lista przebojów 2

27 października 2013

Rozdział 19 (56) - Więź i Loren

Klik

- Rozumiem. Teleportujemy się prosto do dworu Malfoy'ów. - Tak, więc cała trójka chwycili Percy'ego za ramiona i po chwili zniknęli pojawiając się w zupełnie innym miejscu.

~~*~~

Dom Malfoy'ów...
          Harry, Ron, Hermiona i Percy, będąc już w pokoju pojawili się w czterech miejscach. Hermiona po lewej stronie tronu, Ron po prawej, za to Harry za Lordem, który wciąż celował w Jacka różdżką, który ten z kolei leżał na podłodze wijąc się z bólu. Harry spostrzegł, że jego brat mimo bólu uśmiechał się z satysfakcją zauważając ich kątem oka. Tymczasem Percy zaraz potem, jak się pojawili stanął za Śmierciożercami celując w nich różdżką.
- Riddle, cofnij z Jacka zaklęcie, bo coś im zrobię. - nakazał ostatni. Czarnoksiężnik spojrzał na niego i prychnął:
- Co mnie to? Nie zależy mi na nich. Rób, co... - tu urwał, bo czyjaś różdżka wbiła mu się w kark.
- Słyszałeś, co powiedział Percy? Cofnij zaklęcie z naszego brata. - oświadczył Harry. Lord przez chwilę siedział nie ruchomo, ale cofnął zaklęcie opuszczając swoją różdżkę.
- Jak się tu dostaliście? - spytał z lekką paniką w głosie. Harry zaśmiał się drwiąco i okrążył go stanąwszy w bezpiecznej odległości od mężczyzny.
- Sprawdź, co z Jackiem... - zwrócił się do Hermiony. Ta natychmiast do niego podeszła i odciągnęła jak najdalej od Riddle'a. Tymczasem Harry spojrzał na Lordzinę. - ...Jak się tu dostaliśmy, pytasz... - znowu się zaśmiał. - ...A czy nie zapomniałeś o tym jak uczyniłeś mnie swoim sługą poprzez tortury? - spytał z drwiną pokazując Znak na swoim przedramieniu. Czarny Pan zmrużył oczy ze złością.
- No dobrze, to rozumiem, ale, po co tu przyszliście? To czyste szaleństwo przychodząc tu samymi bez obstawy. - oświadczył cyniczne. Harry też uśmiechnął się zbijając Voldemorta z tropu.
- Jak myślisz, Riddle? Ja i Percy umiemy się teleportować omijając wszelkie bariery ochronne i anty teleportacyjne. Przybyliśmy tu by zabrać stąd moich przyjaciół i Jacka. Jeśli spróbujesz nam przeszkodzić w odejściu pożałujesz tego. Ron, podejdź razem z Susan i Ernie'm do Hermiony i Jacka. Chwycie ich za ramiona.. - powiedział celując wciąż w Riddle'a, po czym spojrzał na niego, gdy się upewnił, że stoją blisko siebie. - ...A ty... - zwrócił się do Voldemorta, który wyciągał ku niemu rękę. - ...Nie ruszaj się. Wy też. - powiedział zerknąwszy na Śmierciożerców i mając także na oku swego pana i idąc ku bratu oraz przyjaciołom. Wziął za rękę Hermionę i już miał się teleportować, gdy Lord się odezwał:
- Potter, czekaj. - Harry spojrzał na niego spytawszy:
- Czego jeszcze chcesz? - Lord zmrużył oczy i odparł:
- Nie odejdziecie stąd bez mojej zgody, a szczególnie ty,... Harry. - oświadczył idąc ku niemu z chytrym uśmiechem na twarzy. Zielonooki zamarł. Wypowiedział jego imię, a to nie wróżyło za dobrze dla niego. Harry celował wciąż w niego końcem różdżki, gdy ten zaczął ku niemu powoli iść. To jego spojrzenie tak... paraliżowało...
- Stój! Nie podchodź! - za późno. Voldemort chwycił ramię Harry'ego i wyrwał różdżkę z jego ręki, a drugą ręką chwycił jego twarz. Harry, Jack i Percy krzyknęli równocześnie. Jack w dodatku upadł bezwładnie na podłogę puszczając ramię Rona tracąc jeszcze przytomność. Percy krzyknął i również upadł ściskając kurczowo bliznę. Drżał. Za to Harry padł na kolana przed Voldemortem nie będąc w stanie się ruszyć i nie mogąc oderwać wzroku od czerwonych szparek. Blizna go bolała i z każdą sekundą ból wzrastał. Tymczasem Voldemort wycelował koniec różdżki w przyjaciół Harry'ego. Związał ich zaklęciem. Po czym spojrzał na Harry'ego przyglądając się uważnie jego twarzy. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Widział w oczach Harry'ego ból i cierpienie.
- Puść go. - rozległ się chrapliwy szept Percy'ego. Wszyscy, z wyjątkiem Jacka i Harry'ego, spojrzeli w jego stronę.
- Czemu mam go puścić? To takie piękne, że cierpi, gdy go dotykam. - odparł spojrzawszy znowu na Harry'ego.
- Twój dotyk go rani! Im dłużej wasze skóry, twoja i Harry'ego się stykają tym więcej z ciała Harry'ego ubywa sił i mocy, a tym samym ze mnie. Za to ty,... oczywiście, stajesz się silniejszy, lecz jeśli będziesz częściej tak dotykał Harry'ego staniesz się zaborczy wobec niego. Przywiążesz się emocjonalnie, co doprowadzi cię do twojej klęski. Za to Harry stanie się cynicznym i sarkastycznym pesymistą. Taki jak większość Ślizgonów, ale z sercem Gryfona... - Wszyscy, nie wyłączając samego Voldemorta, wytrzeszczyli oczy na tą informację. - ...Powiedz, ojcze,... - wszyscy szok. Ich szczeki dosięgły podłogi, gdy wypowiedział ostatnie słowo z lekką nutą szacunku. - ...czy chcesz się przywiązać do osoby, która sprawiła, że straciłeś moc i ciało na 13 lat? Czy chcesz być zaborczy wobec niego? Czy chcesz swej klęski, która i tak nastąpi nawet, gdy nie będziesz go dotykał? - spytał z wymuszonym uśmiechem Levender. Ból był tak wielki, że ledwo mógł się uśmiechać, a co dopiero ruszyć. Czarnoksiężnik gapił się na Percy'ego oniemiały. Puścił Harry'ego, który zaraz potem upadł bezwładnie na podłogę nie zdolny do ruchu.
- Nazwałeś mnie ojcem? Dlaczego? - spytał najwyraźniej nie dosłyszawszy następnych zdań.
- Z przyzwyczajenia. - odpowiedział Percy oddychając ciężko. Mógł już się ruszać. Czarny Pan zbliżył się do podnoszącego się z trudem młodego wampira. Gdy Lord był dość blisko niego upadł ponownie. Ból wzmógł się jeszcze bardziej. Voldemort stanąwszy tuż nad nim powiedział zaskoczony:
- Skąd ty to wszystko wiesz, Levender? - spytał ze strachem w oczach, co prawie w ogóle się nie zdarzało. Percy, który był przyzwyczajony do bólu ponownie wstał chwiejnie na nogi i spojrzał mu w twarz. Po chwili uśmiechnął się i powiedział:
- Wiem o tym, bo sam tego doświadczyłem w swojej przyszłości. Pewien czarownik manipulował mną póki go niezaakceptowaniem. Póki nie powiedziałem, że chcę być przy nim,... gdyż chciał zastąpić mi ojca. Chciał bym zaakceptował jego moc i więź między nami oraz jego ochronę przed jego sługami. Trzy lata później zaakceptowałem go. Jednak i tak odebrał mi moc osiem lat później... - wyjaśnił. Riddle był tak przerażony tymi informacjami, że powolnym krokiem skierował się do czarnego tronu, na którym po chwili usiadł. Tymczasem Percy podszedł chwiejnym krokiem do Harry'ego i spróbował wziąć go na ramiona, po czym zaprowadził do Jacka, którego chwycił za ramię i nakazał przyjaciołom chwycić się nawzajem. Zanim zniknęli Percy oświadczył: - ...Radzę ci rzucić jakiekolwiek zaklęcie np. Cruciatusa, a zauważysz różnicę między poprzednią mocą a obecną. Tak, Riddle twoja moc trochę wzrosła. - odparł, gdy ten spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym młodzieniec zniknął z pola widzenia czarnoksiężnika.

~~*~~

          W następnej chwili pojawili się na jakiejś polanie, gdzie rozłożyli namiot i rzucili zaklęcia ochronne. Nikt nic nie mówił przez dobrą godzinę. Każde z nich zastawiało się nad słowami Percy'ego, prócz samego zainteresowanego. W końcu pierwsza odezwała się Hermiona bardziej mówiąc do siebie:
- Więź? Akceptacja? Ojciec? Moc? Ochrona? - wymieniała.
- Percy, powiedz nam, o, co w tym chodzi? - poprosił Jack. Wszyscy spojrzeli na niego pytającym i niedowierzającym wzrokiem. Ten popatrzył na nich zastanawiając się czy im to powiedzieć.
- Wybaczcie, ale akurat tego nie mogę wam wyjaśnić. - westchnął spuszczając głowę.
- Ale dlaczego? - spytał zszokowany Harry.
- Kiedyś wam powiem, ale dla waszego bezpieczeństwa i waszej przyszłości będzie jeśli sami tego doświadczycie i sami do tego dojdziecie. - oświadczył ze smutkiem. Unikał ich spojrzeń, bo wiedział, że zobaczą jego łzy. Wszyscy popatrzyli po sobie zaintrygowani. Nigdy Percy nie był tak tajemniczy jak teraz. Zawsze mówił to, co powinni wiedzieć. Nawet powiedział Voldemortowi, ale czy dobrze zrobił? Usłyszał to też Harry, a nie powinien wiedzieć o takich sprawach. Bez słowa teleportował się.

~~*~~

          Pojawił się w swojej kryjówce niedaleko domu Potterów skąd zawsze ich obserwował. Wiedział też, że to właśnie tu będzie mieszkał z Marthą. Zastanawiał się, gdzie by mieszkał z Eleine? Zresztą zamieszkania z nią to problem Harry'ego, nie jego. Rozmyślał jak poznał Marthę i Aliannę w królestwie wampirów. Przypomniał też sobie Davida Dursley'a. To jak go uczył i był jego przyjacielem w wiosce druidów. Pamiętał też Lorena Andersona, którego poznał w królestwie elfów. Był on starszym bratem Aliny i synem Aidrene'a Evansa. Wciąż nie rozumiał, czemu odszedł od nich i czemu zmienił nazwisko. Musiał się tego w końcu dowiedzieć i to natychmiast. Wstał z siedzenia, na którym siedział od dwóch godzin i deportował się do wyżej wymienionego mężczyzny. Lorena Andersona.

~~*~~

          Ów młodzieniec siedział na skale nad brzegiem morza i szkicował zachód słońca, na co wskazywał papier oparty o jego kolana i ołówek, który trzymał w ręku. Miał na sobie czarną skórzaną kurkę. Loren był czarnowłosym młodzieńcem o niebieskich oczach. Był posturnej budowy i trochę zarostu wokół ust.


- Witaj, Percy. Miło cię widzieć. Czemu zawdzięczam tę wizytę? - spytał czarnowłosy nie patrząc na niego dalej rysując.
- Przyszedłem cię o coś spytać, bo od dawna nie daje mi to spokoju. - oświadczył.
- Więc proszę, pytaj. - powiedział dalej rysując.
- Chciałbym wiedzieć, czemu nie jesteś ze swoją rodziną? - zapytał Percy. Loren luknął na niego i po chwili odpowiedział wciąż rysując:
- Nie chcę by Riddle mnie znalazł i skrzywdził ich przez mnie. - odparł krótko. Percy wpatrywał się w niego przez chwilę, aż w końcu się odezwał:
- A co z Aliną i Julie? One bardzo cię kochają i chcą byś był przy nich. - wyjaśnił Percy. Loren popatrzył na niego ponownie i wrócił do rysowania. Po kilku minutach ciszy, podczas, której Percy był coraz bardziej zły szatyn oświadczył:
- Nie chcę ich w to mieszać. Kocham je, ale boje się je stracić. - oświadczył.
- Jak każdy... - warknął cynicznie Percy. - ...Też się boje o Marthę i Alię oraz innych moich przyjaciół. Rona, Hermionę, mojej rodziny i wielu, wielu innych. Wierz mi, że nie jesteś pierwszym ani ostatnim, który martwi o swoich bliskich. Ochroń ich będąc blisko nich. - powiedział.
- A ty to, co? Czemu nie jesteś przy Alii i Marthcie? - spytał ostro patrząc na niego.
- Dlatego, że są w bezpiecznym miejscu, a poza tym umieją walczyć i zadbać o siebie. - wyjaśnił. Loren odłożył gwałtownie podkładkę i ołówek na bok. Percy dostrzegł malunek Lorena.


Młodzieniec patrzył na niego ze złością.
- Słuchaj, Percy! W dzisiejszych czasach NIE MA bezpiecznych miejsc od Sam Wiesz Kogo! On jest niebezpieczny! Groźny! I...
- I szalony, bezmyślny, głupi, bezrozumny, niechcący uznać tego, że Harry jest silniejszy od niego. - wpadł mu w słowo bezbarwnym głosem. Młodzieniec popatrzył na przyjaciela w zamyśleniu, po chwili powiedział:
- Masz rację. Taki właśnie jest. - oświadczył.
- Skoro już wszystko wyjaśniliśmy, to ja już pójdę. Cześć, Loren. - powiedział Percy i zniknął z pola widzenia.

20 października 2013

Rozdział 18 (55) - Szamalcownicy i na ratunek

Klik


Jakiś czas później...
          Daleko od Londynu na jednej z wielu polan pod sufitem zaczarowanego namiotu przebywało dwóch chłopców i jedna dziewczyna. Dwoje miało blond włosy, a trzeci czarne jak heban. Dyskutowali między sobą o całej tej wojnie i zastanawiając się: Kto zwycięży? Ile będzie lub jest ofiar? Obie strony miały szansę. Co prawda biała strona miała mniejsze szanse, ale robili wszystko by nie dać się zabić. Przekonywali jak największą ilość ludzi, by przyłączyli się do nich i walczyć przeciwko Voldemortowi. Albo rozmawiali o jego Horkruksach. To, gdzie mogą być ukryte lub czym są, a także rozmawiali o swoich bliskich. Czy nadal żyją? Gdzie są? Czy są bezpieczni?
          Tak było od kiedy wyruszyli dwa tygodnie temu w tak niebezpieczną podróż ukrywając się przed szmalcownikami i sługami Voldemorta. Teraz dyskutowali o prawdopodobnym miejscu kryjówki ich wroga.
- Myślę, że może to być bardzo ponure i odludne miejsce. - mówił Ernie siedząc na sofie przeglądając Proroka Wieczornego.
- Bardzo prawdopodobne, Ern,... - odezwała się Susan przygotowując posiłek. - ...ale ja uważam, że musi być to jakieś miejsce, którego unikają wszyscy. Zarówno Mugole jak i czarodzieje. - oświadczyła. Jack, który dotąd tylko słuchał powiedział:
- To absurdalne... - oboje spojrzeli na niego. - ...W jaki sposób to może się stać? - zadał pytanie w przestrzeń.
- Ale co, Jack? - spytała Susan.
- Nie wiem jak Harry może pokonać tego kretyna od siedmiu boleści! Tego całego Lorda Vol...
- NIE! - wrzasnęli jednocześnie jego przyjaciele.
- ...demorta! - dokończył. Nagle coś kliknęło na zewnątrz. Susan i Ernie natychmiast zareagowali. Pogasili wszystkie światła w namiocie i pochowali wszystkie swoje rzeczy do małej torebki Susan. Zrobili to w ostatniej chwili, bo na zewnątrz usłyszeli czyjeś głosy. Nagle ktoś zawołał:
- Wyłazić! Wiemy, że tam jesteście! - zawołał męski głos. Trójka Puchonów spojrzeli po sobie. Przez chwilę tak patrzyli, aż w końcu pierwszy odezwał się Jack:
- Idźmy. Nie mamy wyboru. I tak nas w końcu złapią nim zdążymy się teleportować. - szepnął i jako pierwszy wyszedł z namiotu. Jego przyjaciele nie mieli wyjścia jak iść za nim pomimo, że się bali. Okazało się, że na zewnątrz znajdowali się szmalcownicy. Było ich czterech. Jeden z nich podszedł do Susan i spytał:
- Jak się nazywasz? - spytał. Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem.
- Emma Yellow. - odpowiedziała trzęsąc się cała wybierając pierwsze z brzega nazwisko.
- Jeszcze zobaczymy, dziewucho. Zobaczymy czy jesteś na liście. Status krwi?
- Czysta krew. - odpowiedziała automatycznie.
- Czym się zajmują twoi rodzice? - dziewczyna chwilę się wahała, ale odpowiedziała:
- Pracują w ministerstwie.
- Ty!... - zawołał drugi mężczyzna do Erniego, który próbował czmychnąć (jak to na Anglika przystało). - ...Jak się nazywasz? - spytał. Ernie odwrócił się powoli blady na twarzy.
- Ja... ja nazywam się... - jąkał się.
- Ej, ja cię już gdzieś widziałem, kolego. - odezwał się pierwszy patrząc nie na Erniego, ale na Jacka.
- Mnie? A niby skąd? Pierwszy raz pan mnie widzi. - powiedział Jack trochę zdenerwowany.
- Ja też cię poznaję. Ty jesteś chyba bratem Harry'ego Pottera. Jak ci tam było na imię? Chyba Jack, prawda? - spytał zbliżając do niego.
- Ależ skąd! To jego sobowtór! Każdy ma jakiegoś! - powiedziała Susan uśmiechając nerwowo. Szmalcownicy widać, że byli podejrzliwi związali ich, odebrali różdżki i zaczęli się naradzać. Tymczasem Jack, Susan i Ernie też się naradzali.
- To przez ciebie, Jack!... - szepnęła Susan. - ...Wypowiedziałeś jego imię! Teraz wpadliśmy jak śliwka w kompot! Jeśli wyjdziemy z tego cało osobiście... - urwała, bo Ernie szturchnął ją w rękę pokazując na szmalcowników, którzy stali przed nimi. Dziewczyna zamarła.
- No, no no! Teraz już wiemy na pewno, że to jest Jacob Matthew Potter brat-bliźniak "Niepożądanego Numer Jeden". - powiedział drugi. Wszyscy czterej uśmiechnęli się z satysfakcją.
- Czarny Pan na pewno się ucieszy, że go złapaliśmy! - powiedział trzeci szmalcownik
- Tak, to prawda, ale nie aż tak jak z samego Niepożądanego. - stwierdził czwarty.
- Zobaczymy co zrobicie, gdy zabierzemy was do naszego pana! - Wszyscy czterej zaśmiali się złowieszczo.
- Gdzie ich zabierzemy? Może do ministerstwa? - spytał drugi.
- Nie. Zbiorą wszystkie laury dla siebie, a nam nic nie dadzą. - stwierdził.
- Słyszałem, że Sami Wiecie Kto ma siedzibę w Dworze Malfoy'ów... - "Bingo!" - pomyślał Jack uśmiechając się pod nosem. - ...Przepuszczę was, bo jestem w ścisłym kręgu Śmierciożerców, a tylko oni mogą bezpiecznie wejść do środka, gdyż posiadamy Mroczne Znaki. - wyjaśnił pierwszy. Chwycili całą trójkę za ramiona i deportowali się przed jakimś ponurem dworem.
          Susan jęknęła z przerażenia. To był Dwór Malfoy'ów! Główna siedziba Voldemorta! Szli kilka minut, aż znaleźli się przed drzwiami dworu. Weszli do środka. Na drodze stanął im Lucjusz Malfoy.
- Czego chcecie? - spytał zamiast powitania. Trzech szmalcowników spojrzało na czwartego towarzysza, który zrobił dwa kroki do przodu i pokazał Mroczny Znak mówiąc:
- Jestem w ścisłych szeregach Tego, Którego Imienia Niewolno Wymawiać. Złapaliśmy trójkę wagarowiczów w tym brata-bliźniaka "Niepożądanego Numer Jeden". - wyjaśnił pokazując na Jacka. Pan Malfoy podszedł do niego i przyjrzał się.
- Masz rację, to on. Wyróżnia się od "Niepożądanego" tylko trzema szczegółami: kolorem włosów i oczu, a przede wszystkim brakiem blizny. A to pewnie jego przyjaciele... - powiedział patrząc na Ernie'go i Susan. - ...Tak jak w przypadku bliznowatego tu jest trójka Puchonów, a tam trójka Gryfonów... - zaśmiał się. - ...Dobrze. Weźcie ich ze sobą. Zaprowadzimy ich przed oblicze Czarnego Pana. - oświadczył. Susan jęknęła znowu, a Ernie kompletnie zbladł. Za to Jack miał najspokojniejszą minę, ale wewnątrz bał się. Coś musiał zrobić. Gdyby nie miał tych lin mógłby się deportować. Niestety był związany z jednym z nich, więc nie mógł tego zrobić. Mało tego nie mógł się skontaktować telepatycznie z kimkolwiek. Najwyraźniej to miejsce blokowało fluidy telepatyczne, oraz uniemożliwiało teleportację. Co się stanie jeśli Voldemort użyje wobec niego zaklęcia torturującego? Czy Harry to wyczuje? Bał się iż Eleine to wyczuje, gdyż była w ciąży. A może Percy Levender? No jasne! Percy jest przyszłym Ja Harry'ego, a on, Jack jest jego bliźniakiem! We czwórkę wyczuwają emocje Riddle'a! Spróbował się uspokoić i mieć nadzieję, że Voldemort użyje Cruciatusa, by Harry wyczuł to (chociaż z drugiej strony nie podobało mu się to), ale jak przekazać obraz? Uśmiechnął się do siebie. Od czego ma się wyobraźnię?
          Gdy doszli do jakiegoś pokoju pan Malfoy zapukał do drzwi.
- Wejść. - usłyszeli zimny głos. Malfoy wszedł do środka i zaczął mówić od razu:
- Panie, przyprowadzono trójkę wagarowiczów. Jeden z nich zainteresuje cię. - wyjaśnił. Czarny Pan nie spojrzał na niego, ale spytał:
- O kim mówisz, że mnie może zainteresować? Mnie interesuje tylko Niepożądany! - zawołał.
- Panie, wiem, że interesuje cię tylko ten przebrzydły Harry Potter, ale przyprowadzono do nas jego brata, Jacka oraz jego przyjaciół. - wyjaśnił. Czarny Pan odwrócił się i spojrzał swoimi czerwonymi oczami w szare oczy mężczyzny. Może by się mu przydał ten drugi Potter, tak jak Nicole, by zwabić tu Wybawiciela Świata? Ale to mało prawdopodobne. Albo może przeciągnie go na swoją stronę? Lub może brat przekona brata, by stanął po jego, zresztą, jedynie słusznej stronie?
- Dobrze, Malfoy, przyprowadź go, ale nie rozwiązuj go. - rozkazał.
- Tak, panie. - i wyszedł. Po chwil wrócił prowadząc Jacka, a za nim dwóch jeszcze szmalcowników prowadzących Susan i Ernie'go. Voldemort spojrzał na wchodzących do pomieszczenia. Trójka mężczyzn i troje dzieci, a raczej prawie dorosłych czarodziejów.
- Przyprowadzić Jacoba. - nakazał. Więc pan Malfoy przyprowadził Jacka do Lorda kłaniając się raz po raz. Jack starając się nie ryknąć śmiechem, a jednocześnie nie okazywać strachu przed tyranem, który zabił mu rodziców, patrzył na niego obojętnym wzrokiem.
- Ty jesteś Jacob Potter, zgadza się? - spytał chcąc się upewnić. Jack zastanawiał się jak zachować się w takiej sytuacji. Zwykle Harry robił wszystko, by doprowadzić swego wroga do białej gorączki, ale robił to tak, by nie dostać zbyt szybko zaklęciem. Postanowił odpowiadać na pytania, ale jeśli będą to pytania prowadzące do zdrady swej rodziny i przyjaciół to ani myślał uklęknąć przed gadem i błagać o życie czy przyłączyć się do niego.
- Tak, to ja. - odpowiedział.
- Wiesz czemu cię tu przyprowadzono? - zapytał.
- Przez przypadek wypowiedziałem twoje imię... - odpowiedział Jack... - ...Wiem, że jest ono Tabu, ale wtedy wymknęło mi się. Już tego nie zrobię. - oświadczył. Lord patrzył na niego swymi świdrującymi czerwonymi okrutnymi oczami. Prawdopodobnie zaglądał do jego umysłu. Postanowił natychmiast go zamknąć najszczelniej jak mógł. Zamknął też oczy i wyobraził sobie mur. Widział go. Widział postać Voldemorta, który próbuje przedrzeć się przez jego mur ochronny. Cisza trwała przez minutę, aż w końcu usłyszał jak coś upada. Otworzywszy oczy zobaczył, że Voldemort leży. Uśmiechnął się z satysfakcją. Tymczasem Riddle próbował wstać. Gdy w końcu to zrobił spojrzał na zadowolonego z siebie chłopca. Wzburzyło go to.
- Niech cię, Potter! Pożałujesz tego!.. - zwołał. Wycelował różdżkę w Jacka. Ten stanął w pozycji gotowości. - ...Jak to zrobiłeś!? - spytał lekko zbity z tropu.
- A co?... - spytał chichocząc jak wariat. - ...Aa... mówisz o, tym jak zdołałem się obronić przed twoją penetracją? To łatwe. Wystarczy poćwiczyć Oklumencję. - oświadczył rechocząc. Wiedział, że rozwścieczy tym Voldemorta, a wiedział też, że jeśli Voldemort jest wściekły do granic możliwości to Harry podda się jego emocjom i zobaczy gdzie, on (Jack) się znajduję i może wydostanie ich stąd. I rzeczywiście, tak było...

~~*~~

          Od dnia, gdy Harry rozstał się Marthą i Percym z domu Blacków minęło 17 dni. Wraz ze swoimi przyjaciółmi Ronem i Hermioną zaczęli się ukrywać przed Voldemortem podróżując po świecie. Powodem tego była informacja ukazana następnego dnia w Proroku Codziennym, że Wybraniec jest "Niepożądanym Numer Jeden". Dowiedzieli się od Aurelii poprzez Lusterko Dwukierunkowe, że szuka go Voldemort  wszyscy Śmierciożercy. Mało tego wrogowie rzucili Zaklęcie Tabu na imię Voldemorta. Wiele tak zwanych mugolaków ukrywali się lub uciekają przed szmalcownikami. Tak było i tym razem.
          Harry, Ron i Hermiona siedzieli razem w namiocie, gdy nagle - niespodziewanie Harry poczuł silne emocje Voldemorta. Poddał się im i zobaczył obraz oczami Voldemorta.
          Było tam kilkoro ludzi. Rozpoznał tylko czworo z nich. Lucjusza Malfoy'a, który stał kilka kroków od drzwi razem z inni Śmierciożercami oraz trójkę innych osób. Była tam Susan Bouns, Ernie Macmillan i... Jack, który (ten trzeci) stał pięć kroków przed nim. - "O, Boże!" - pomyślał. Nagle Jack zamknął oczy. Lord patrzył na niego swymi czerwonymi oczami. Prawdopodobnie zaglądał do jego umysłu. I rzeczywiście. Widział jak Jack robi ze swojego umysłu mur ochronny. Przez chwilę walka o przebicie się przez owy mur trwała, aż w końcu Voldemort zniknął, a gdy Jack otworzył oczy zobaczył, że tamten upadł. Usłyszał chichot Jacka. Riddle wstał i patrzył na bruneta gniewnie.
- Niech cię, Potter! Pożałujesz tego!.. - zwołał. Wycelował w niego różdżkę. Jack stanął w pozycji gotowości. - ...Jak to zrobiłeś!? - spytał lekko zbity z tropu.
- A co?... - spytał chichocząc jak wariat. - ...Aa... mówisz o, tym jak zdołałem się obronić przed twoją penetracją? To łatwe. Wystarczy poćwiczyć Oklumencję. - oświadczył rechocząc. Harry miał jakieś przeczucie, że jego brat chce mu coś powiedzieć. I nie mylił się o czym świadczyła następna scena. Voldemort wycelował różdżką w... Susan! Dziewczyna zlękła się, ale Jack mając instynkt szukającego (był w drużynie quidditcha z poprzedniej szkoły) zasłonił ją własnym ciałem. Zaklęcie, które leciało w kierunku dziewczyny nagle uderzyło w niego. Było to zaklęcie Cruciatus. Wrzasnął. Harry też wyczuł ból brata, ale nie aż tak silny jakiego powinien się spodziewać. Nagle usłyszał w głowie jego głos.
- "Harry, uratuj nas! Jesteśmy w Dworze Malfoy'ów. Na ten Dwór zostało rzucone zaklęcia anty deportacyjne" - wyjaśnił.

~~*~~

          Wybudził się. Oddychał ciężko.
- Harry, co się dzieje? - spytała Hermiona pochylając się nad nim.
- Jack, Susan i Ernie są w niebezpieczeństwie. Idę ich ratować. - oświadczył pakując różne rzeczy do torebki Hermiony.
- A gdzie oni są? - spytał Ron.
- W Dworze Malfoy'ów. Jack przekazał mi telepatycznie, że jest tam siedziba Sami Wiecie Kogo i na budynek zostało rzucone zaklęcia anty deportacyjne. Musimy się spieszyć. Jest teraz poddany Cruciatusowi, czuję go na sobie... - Hermiona wstrzymała oddech. - ...Spakujmy swoje rzeczy najszybciej jak możemy i użyjmy zaklęcia NiN. Ratujmy mojego brata i jego przyjaciół. - oświadczył. Ledwo włożyli namiot do torebki Hermiony, gdy po środku namiotu pojawił Percy. Wszyscy troje wyciągnęli różdżki w jego kierunku.
- Percy, co tu robisz? - spytał Harry z ulgą opuszczając różdżkę.
- Chcę wam pomóc. Musimy się spieszyć. Chwyćcie mnie za ramiona. - nakazał.
- Percy, na ten Dwór są rzucone zaklęcia anty deportacyjne. - wyjaśnił Ron.
- Nie ma sprawy. Ja i Harry potrafimy je omijać. - oświadczył.

13 października 2013

Rozdział 17 (54) - Wiadomość

Klik

          Kilka dni później w południowo-wschodniej Anglii jedna z Mugolskich wiosek została zaatakowana. Było tam w brud Śmierciożerców.
- Musimy ich powstrzymać! - zawołał Percy.
- Zgadzam się, ale nas jest tylko garstka! - odkrzyknął mu Harry. Percy zbliżył się do niego i powiedział:
- Pamiętaj, że tylko niektórzy z nas zostali porwani. Reszta pewnie już wie o ataku i przybędzie z pomocą. - zauważył Percy pomiędzy jednym zaklęciem a drugim. Jednak zbliżyli się do siebie, gdyż wrogowie otaczali ich. Wśród walczących po stronie dobra byli także elfy i wampiry. Druidzi zostali w domu Blacków.
          Tymczasem Martha będąc w nie dużym oddaleniu od towarzyszy walczyła zawzięcie i nie darowała nikomu. Nie zabijała, ale ogłuszała, bądź rzucała zaklęcie magicznych lin lub osłabiała na tyle, by nie mogli się deportować ani ruszyć, ale żyli przynajmniej. Harry zauważywszy to, pomyślał. - "Rany! Co za dziewczyna. To ta wampirza krew tak ją pobudza do walki. Dobrą kandydatkę wybrałem na swą żonę" - pomyślał uśmiechając się. Nagle zauważył w jej pobliżu inną postać. Teronit miał już się deportować ze swoimi sługami, gdyż zauważyli zbliżających się dużą ilość członków Zakon Feniksa. Martha korzystając z okazji podbiegła do niego. Chwyciła za ramię i wcelowała w jego szyję koniec różdżki mówiąc.
- Gdzie się tak spieszysz, Tom? Myślałam, że trochę powalczymy. - powiedziała przymilnie i chytrze jak na dziedziczkę Slytherina przystało.
- Puszczaj mnie, dziewucho! Spieszy mi się! - warknął i już miał jej się wyrwać, ale panna Gaunt rzuciła na niego liny anty deportacyjne, które pojawiły się na nadgarstkach.
- A gdzie ci się tak spieszy, kuzynie? - Chłopak spojrzał na nią, a potem na nadgarstki i z powrotem.
- Co ty...? - nie dokończył, bo Martha nachyliła się do niego celując w jego podbródek końcem różdżki. Podbródek uniósł się lekko.
- Ja zawsze wygrywam w pojedynkach bez względu jak silny jest mój przeciwnik. Poddaj się, Riddle. Połowa twoich ludzi poddała się. Lepsze poddanie się ze skruchą niż wymuszenie, by powiedzieli, gdzie przebywa twój ojciec, a tym samym mój wuj. - syknęła jakby pytała go oto. Wszystkich w pobliżu tych dwoje, włączając w to młodego Riddle'a, zatkało na to stwierdzenie. Nawet Harry'ego, który brał udział już otwarcie w walkach ze Śmierciożercami gapił się na nich oniemiały.
- O czym tym ty pleciesz, Gaunt? - spytał.
- Mówię o tym, żebyś wybrał między poddaniem się a swą śmiercią. Poza tym... nie chcę byś zginął. - oświadczyła.
- Nie chcesz? Dlaczego? - Ślizgon był kompletnie zbity z tropu.
- Dlatego, że jestem twoją kuzynką, a tym samym również jedną z dziedziczek Salazara Slytherina. Twój ojciec z pewnością cię ostrzegł przede mną i mą matką... - odparła. - ...Więc jak? Poddasz się, czy może chcesz zginąć z rąk kuzynki? - spytała z cynicznie. Ślizgon gapił się na młodą wampirzycę z mieszaniną przerażenia i zaskoczenia na twarzy.
- Zrobiłabyś to? Zabiłabyś mnie? Najwierniejszego sługę i Prawą Rękę Czarnego Pana? - spytał.
- Nie. Nie zabiję cię jako jego sługę, tylko jako kretyna od siedmiu boleści w młodszej wersji. Z drugiej strony jest to prośbą mojego ojca... - Riddle'owi ulżyło, ale to, co powiedziała chwilę potem zaniepokoiło chłopaka doszczętnie. - ...Lecz prośbą mojej matki jest to, że mam cię przekonać byś nas zaprowadził do Voldemorta bez robienia ci krzywdy. - stwierdziła.
- O nie, nie ma mowy! Nigdy nie zaprowadzę was do mojego ojca! Nigdy go nie zdradzę! Jeśli już naprawdę chcecie do niego iść to tylko jako zakładnicy lub jako nasza zabawka! - ukrywając, że się boi ułożył na twarzy drwiący uśmiech.
- Jak sobie chcesz. Zaniesiemy cię do Ministerstwa i tam wyciągną z ciebie wszystko co chcemy. - oświadczyła ścisnąwszy go mocniej za ramię, po czym deportowała do Ministerstwa.

~~*~~

W Domu Blacków...
          W tym samym czasie Levender zastanawiał się czy Harry powinien już się przenieść do przeszłości razem z Marthą czy też nie. Ale czy ona chciałaby pójść z nim? Poza tym jest narzeczoną Harry'ego, a nie jego. Może poprosiłby Harry'ego, by oddał ją jemu, a sam wziął by Eleine? Zresztą i tak Harry jest już ojcem. Więc co za różnica? A on? On, Percy powinien być z Marthą Gaunt. Jednak Harry powinien iść z Gauntówną. Jego rozmyślenia zostały przerwane. Tuż przed nim pojawiło się kilka postaci, w czym dwie trzymały jakiegoś czarnowłosego chłopaka. Dopiero po chwili poznał, że to Tom Riddle III, wierny syn Voldemorta, ale dopiero po dwóch chwilach zauważył wśród postaci Marthę. Podszedł do niej i spytał:
- Jak to zrobiłaś? - spytał patrząc to na nią, to na Ślizgona. Od razu wiedział, że to ona go tak poturbowała.
- O czym mówisz, Levender? - zapytała chichocząc.
- No... jak zdołałaś pojmać syna najpotężniejszego czarnoksiężnika świata?... - spytał z niedowierzaniem. - ...Nigdy nie dawał się złapać bez walki lub... - tu urwał, gdyż zdał sobie sprawę, że Ślizgon się nie rusza.
- Och, oto chodzi... - zachichotała zerknąwszy na Toma. - ...Mała prowokacja wystarczyła. - tu uśmiechnęła się pokazując dwa szeregi białych i ostrych zębów.
- Gdzie jest Harry? Muszę z nim pogadać. - spytał rozglądając się po postaciach.
- Tu jestem. Co chcesz mi powiedzieć? - spytał ten występując z szeregu. Wampir podszedł do niego i oświadczył:
- Harry, posłuchaj. Po pierwsze pamiętasz moją żonę, z którą cię poznałem na Pokątnej w te wakacje? - spytał.
- Tak, pamiętam. Czy coś się jej stało? - zaniepokoił się widząc zmartwioną twarz przyjaciela.
- Właściwie... to tak. Dowiedziałem się kilka minut temu, że no... że ona... - dalej nie mógł wykrztusić słowa, bo rozpłakał się.
- Percy, co się stało z Marthą? - pytał Harry.
- Harry,... Martha... - padł na kolana zakrywszy twarz dłońmi. - ...Ona... - zaczął. - ...Martha NIE ŻYJE!!! A ta Martha Gaunt jest tak naprawdę jej przeszłością!... - zawył. Zrobiło się cicho. Młoda Gauntówna była tak przerażona i zaskoczona zarazem, że niespodziewanie wybiegła z pokoju (co dla Percy'ego było do przewidzenia). Potrąciła dwóch mężczyzn, który jeden z nich trzymał Riddle'a. Ślizgon mało nie upadł (najwyraźniej był nieprzytomny). Harry chciał za nią pobiec, ale Percy go powstrzymał mówiąc: - ...Zostaw ją. Musi się z tym oswoić. Poza tym, ty jako Harry, nie jesteś jej przeznaczony, lecz jako Percy Levender - tak. Proszę cię wybacz mi, ale musisz ją zabrać ze sobą do przeszłości. - oświadczył.
- Nie, Percy. Nie mogę tego zrobić. To by było nie w porządku... - Chwilę tak trwali w milczeniu aż w końcu Harry oświadczył: - ..Dobrze więc. Zamienimy się rolami i przeniosę się w czasie. Ty będziesz musiał wrócić do prawdziwej postaci, a ja stanę się tobą w przeszłości. - wyjaśnił. Wampir był zaskoczony tymi słowami i wyborem jego przeszłego Ja. Przypomniał sobie, że zanim przeniósł się w czasie trwała ostateczna bitwa o losy świata. On, jeszcze jako Harry walczył z Voldemortem na początku maja, a tamten Percy klęczał przy jednym z martwych ciał. Musiał poczekać na ten moment.
- Harry, posłuchaj mnie uważnie... - zwrócił się do niego wstając. - ...Zanim się przeniosłem do przeszłości i będąc jeszcze tobą trwała wtedy bitwa o losy świata. Odbyła się ona w Hogwarcie. Jesteśmy teraz w Londynie i mamy marzec. Musisz poczekać na odpowiedni moment i podążać drogą, którą ja szedłem jako ty. Wiedz, Harry, że nie mogę ci powiedzieć kto w tej wojnie zginie, bo będziesz chciał temu zapobiec. - wyjaśnił. Harry nieco zawiedziony wyszedł szukając swojej nowej narzeczonej.

~~*~~

          Martha nie mogła uwierzyć, że będzie żoną Percy'ego. Przecież ona sama jest narzeczoną Harry'ego! Lecz Harry jest przeszłością Percy'ego, więc tu nie widać zbytniej różnicy. - "Co ja zrobię?? Kocham Harry'ego! Ale co z Percym? Jeśli pobiorę się z Harrym zranię Eleine! Lecz jeśli wyjdę za Percy'ego zranię z kolei uczucia Harry'ego. Ale co myśli na ten temat Harry? Czy się zgodzi? A Eleine? Ona przecież jest w ciąży z Harrym" - pomyślała, a potem dodała na głos:
- Zresztą, co za różnica czy wyjdę za mąż za Harry'ego czy za Percy'ego. Oni są jedną i tą samą osobą. Dobra, zgodzę się... - postanowiła. Miała już wyjść, gdy w tym momencie usłyszała odgłos kroków z zewnątrz. Po chwili do pomieszczenia wszedł. - ...Harry! - zawołała.
- Martha!... - zawołał widząc jej zapłakaną twarz. - ...Martho, co się stało, że wybiegłaś z pokoju? Czy może dlatego, że Percy powiedział iż jego żoną była twoja przyszła Ja? - spytał. Kobieta popatrzyła na niego nie pewnie, ale odpowiedziała:
- Tak, zgadza się. Harry, z tego co usłyszałam zanim dostatecznie się oddaliłam wynika, że Percy przeniósł się do przeszłości razem z jego żoną, gdy trwała bitwa o Hogwart w naszej przyszłości. I, że ktoś mu oddany umarł, a w między czasie jego przeszłe Ja, czyli ty walczył z Voldemortem. Czy tak? - spytała.
- Tak, to prawda. Powiedz, czy chcesz porozmawiać teraz z Percym na ten temat? - zapytał z obawą. Kobieta kiwnęła głową. Więc poszli. Nie długo potem poszli do miejsca, gdzie stał Levender.
- Percy, możemy pogadać? - spytał Harry. Ten spojrzał na niego i uśmiechnął się widząc obok niego Marthę.
- Oczywiście. - odparł. Harry skinął na Marthę, by mu to powiedziała.
- Percy, słuchaj chciałabym ci powiedzieć,... że... że Harry powinien iść ze mną do przeszłości, a ty powinieneś się pobrać z Eleine i opiekować się ich dzieckiem. Poza tym... w końcu... - tu uśmiechnęła się. - ...obaj jesteście tą samą osobą. - stwierdziła. Percy i Harry patrzyli na nią zaskoczeni, a potem Percy wpadł jej w ramiona ze szczęścia.
- Dziękuję!!! Bardzo ci dziękuję!! Jesteś wspaniała i taka kochana!... - zawołał, po czym zwrócił się do swego przeszłego Ja: - ...Harry, musisz poczekać do czasu przeniesienia się w czasie do czasów Założycieli, gdyż tam najpierw musisz trafić, a potem z biegiem lat przenosić się w czasie do danych momentów studiując je. Elyon cię o wszystkim powiadomi, ale znacznie później dowiesz więcej co wydarzyło się w przeszłości. A przede wszystkim o mojej przeszłości. Pamiętaj jednak, że nie opowiem ci jak te problemy z przeszłości rozwiązać. Sam musisz do tego dojść. Ja i Elyon opowiemy ci o tym, co powinieneś wiedzieć na dany temat z przeszłości. Oraz dodam, że będziesz musiał przejść dodatkowe szkolenie. - oświadczył.

6 października 2013

Rozdział 16 (53) - Następna zdolność i wiadomość

Klik

          Harry i Martha deportowali się do Doliny Godryka przed dom nr 12. Chcieli upewnić się czy dom Potterów rzeczywiście jest zrujnowany, czy to tylko sztuczka Riddle'a. Jak tylko się pojawili na miejscu Harry odruchowo rzucił na nich oboje Zaklęcie NiN, gdyż niespodziewanie usłyszał donośny dźwięk. Młodzieniec doskonale go znał. Zaklęcie Informujące o tym, że ktoś się aportował.
- Martho, muszę ci coś powiedzieć... - zwrócił się do niej, gdy tylko się rozpłynęli. - ...Dostałem pewną zdolność. Jest to umiejętność dzięki, której mogę wezwać pewną osobę. Nazywa się Eylon. Potrafi ona wiele rzeczy, nawet przewidywać przyszłość. Powiedziała mi jakiś czas temu, że gdy pojawię się razem z Ronem i Hermioną w Hogsmeade w maju tego roku usłyszę ten dźwięk.... Niech to szlag! - zaklął po chwili. Wokół nich było z dziesięciu Śmierciożerców rozglądających się za kimś lub czymś.
- Co robimy, Harry? - spytała szeptem Martha patrząc na nich z przestrachem.
- Myślę, skarbie, myślę. - powiedział rozglądając się dookoła. Wiedział, że to oni spowodowali ten hałas.
- Czemu nas nie atakują? - spytała Martha.
- Bo rzuciłem na nas Zaklęcie Nie widzialności i Nie słyszalności wzmocnione Zaklęciem Zwodzenia. W skrócie nazywane jest ono Zaklęciem NiN. - wyjaśnił.
- Co za ulga. - odparła.
- Po części tak. Jestem jednak pewien, że czekali na nas. Voldemort pewnie ich poinformował, że gdy przybędę tutaj ponownie to mają mnie porwać. Trzeba coś wymyślić, by stąd uciec niezauważeni. - postanowił.
- A nie możemy się deportować? - spytała.
- Niestety nie, bo wtedy zdradzimy swoją obecność. Poza tym, bym mógł się teleportować musiałbym zdjąć to zaklęcie. - wyjaśnił. Zacisnął oczy i ponownie je otworzył. Przyglądał się Śmierciożercom swoim Sokolim Wzorkiem. Wielu rozpoznał. Avery, Malfoy, Nott, Crabbe, Goyle, Manciar, a nawet małżeństwo Lastringe. Reszty nie znał. Ocenił szybko sytuację i zabrał narzeczoną jak najdalej od wrogów. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć byli ONI. Nie mieli więc, gdzie się schować pomimo, że nie mógł ich ktokolwiek zobaczyć i usłyszeć.
- Harry! Martha! Szybko, tutaj! - Rozległ się nagle czyjś cichy głos zza drzewa. Natychmiast poszli za postacią. Nieznajomy zaprowadził ich do ukrytego tunelu w drzewie. Poszli za nim ciemnym korytarzem.
          Wędrówka trwała kilka minut, aż w końcu weszli do jakiegoś pokoju poprzez zegar w ścianie sięgający sufitu. Gdy zobaczyli kto ich tu przyprowadził odetchnęli z ulgą. Ich wybawicielem był Percy Levender. Harry natychmiast zdjął z siebie i Marthy Zaklęcie NiN.
- Percy, co ty tu robisz? Peter powiedział, że cię porwano. - spytał Harry.
- Nie udawaj greka, Harry!... - uciął. - ...Pytanie powinno brzmieć: Co TY robisz w Dolinie Godryka przed czasem?? Miałeś nie wracać do kraju do końca kwietnia! - zawołał pół-wampir.
- Voldemort nie dotrzymał umowy. Porwał naszych przyjaciół. Dziwi mnie jednak to, że nie umarł jak sam powiedział po tym, gdy zawieraliśmy umowę w moim domu. - zamyślił się patrząc w okno na ponury krajobraz za nim. Śmierciożercy dopełniali ponury krajobraz. Szukali ich.
- Harry, to nieprawda. Nie wszyscy zostali porwani. Tylko zmienili miejsce Kwatery Głównej. Porwani zostali za to: Laila McGray, Nicole, Jack, Matt Preager, Eleine, Mary i Hermiona. Niestety zginął Syriusz. - westchnął. Harrym to wstrząsnęło. Jego ojciec chrzestny nie żyje?
- Jak to się stało? - spytał drżącym głosem.
- Nie był nieśmiertelny. On tylko wyzdrowiał. Dostał Avadą podczas najbliższej misji. Został zabity przez Bellę. Inne osoby też zostały porwane, ale nie wiemy kto. Ustalamy ich tożsamość. Nie wiemy także, gdzie są. Za to Minerwa i reszta starszych członków Zakonu na szczęście żyją. Nasi rodzice też. - powiedział na koniec Percy. Harry spojrzał na niego z przerażeniem.
- Rany! To niemożliwe! Jak to się stało i kiedy? - patrzył na mężczyznę z nadzieją, że mu wyjawi prawdę.
- Zaraz po tym jak poszedłeś ponownie do wampirów. Wczoraj zostali porwani Agnes i Severus. Peter zdołała uciec. Głupi ma zawsze szczęście... - wymamrotał mając na myśli Glizdogona. - ...Poza tym... nie mogę ci więcej powiedzieć, bo Riddle ciągle cię obserwuje. Być może nawet teraz. - spojrzał w podłogę.
- Peter przybył do Kwatery w Londynie. Powiedział mi, że bez względu, gdzie się znajdę to i tak Voldemort mnie odnajdzie. - zamyślił się ledwo słysząc swój głos.
- To prawda... - potwierdził Percy kiwając głową, ale nie patrząc im w twarz. - ...Wybacz mi, Harry. - dodał, a z jego oczu popłynęły łzy.
- Za co? - spytał głupio młodszy. Jego odpowiedź pojawiła się prawie natychmiast. Poczuł silny ból blizny. Syknął i chwycił się za czoło.
- HARRY, POMOCY!!! - rozległ się głos Marthy tuż za młodzieńcem. Zanim Wybraniec zdążył się obejrzeć ktoś chwycił go brutalnie za ramiona i wykręcił je do tyłu, aż jęknął. Ten ktoś kopnął go w plecy zmuszając, by padł na kolana. Uderzenie było tak silne, że aż splunął śliną zmieszaną z krwią.
- Percy, co się dzieje?? Gdzie Martha??... - spytał krztusząc się. Nie usłyszał odpowiedzi, ale zamiast tego ktoś chwycił go brutalnie za włosy i pociągnął głowę do góry, by mógł spojrzeć na znajomą sobie bladą twarz. - ...Tom! Czego chcesz tym razem ode mnie?! - warknął.
- Czego chcę? A jak myślisz, Potter? Złamałeś umo... - nie dokończył, bo Harry powiedział:
- Ty również. - przerwał mu.
- Nie, Potter, nie złamałem umowy. Porwałem, co prawda twoich przyjaciół i rodzinę, lecz uciekli mi dziś w nocy. Dziwi mnie jednak to, że nie umarłeś. Trzeba przecież umrzeć, gdy złamanie się umowę lub Przysięgę. - zastanawiał się na głos Lord.
- Ja wiem dlaczego tak się nie stało. - odezwał się niespodziewanie Percy. Wszyscy na niego spojrzeli. Wyglądał okropnie, ale widać było, że jakoś to wytrzymywał. Harry podziwiał go za to. Uśmiechnął się w duchu. - "No jasne. Jest moją przyszłością, więc czuje to, co ja. Jeśli ja zginę on także..." - pomyślał Harry rozumiejąc teraz ich połączenie. Było jednak za późno, bo Lord spojrzał najpierw na niego, a potem na Percy'ego i znowu na Harry'ego. Nagle rozszerzył oczy ze zrozumieniem i zawołał:
- Więc to jednak prawda! Percy Levender i Harry Potter to jedna i ta sama osoba! Teraz już wiem jak pokonać tego wampira! - zawołał Riddle i dotknął końcem różdżki czoła Pottera w miejscu, gdzie znajduje się blizna patrząc przy tym na Levendera. Harry i Percy zamknęli oczy z bólu. Serca im biły jak szalone.
- Nie! Posłuchajcie mnie obaj!... - odezwał się Percy chwytając się ostatniego "koła ratunkowego". - ...Harry nie zginął dlatego, że ty, Voldemorcie, gdy zaatakowałeś Harry'ego w Dolinie Godryka tamtej nocy dałeś mu przez przypadek cząstkę samego siebie. Jeśli porwałeś jego przyjaciół i rodzinę, a on powrócił do Anglii, a obiecał, że tego nie zrobi i jak mówi fragment tej przepowiedni: "...bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje..." to i tak obaj byście nieumarli. Inaczej mówiąc, gdybyś ty nie dotrzymał obietnicy to i tak nie zginąłbyś, bo twoje Horkruksy WCIĄŻ istnieją... - (tu Harry ponownie zaśmiał się w duchu i zaczął planować jak znaleźć i zniszczyć te-przeklęte-Horkruksy. Zostały trzy. On, Voldemort i Nagini). - ...Więc, bez względu, który z was by złamał obietnicę, to i tak nie umrzecie, bo jeden nie może żyć bez drugiego, a ty nie możesz żyć bez Horkruksów. Sam Harry też jest Horkruksem, więc nie możecie zginąć puki ta cząstka duszy istnieje w Harrym. - wyjaśnił.
- Skąd wiesz o nich?... - spytał Lord niedowierzającym głosem. - ...Zaraz, powiedziałeś: "...bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje..."? To by znaczyło, że... - nie skończył, bo Harry dopowiedział.
- Że jeden z nas musi zabić drugiego w pojedynku... - stwierdził Harry śmiejąc się z miny Lorda. Czarny Pan spojrzał na niego z przerażeniem. - ...Percy, czy mógłbyś mi pomóc? - spytał zielonooki nie zwracając uwagi na Lorda.
- Jasne, Harry... - i podszedł do Śmierciożercy. - ...Puść go. I to już! - powiedział do niego z naciskiem w głosie. Wzrok Percy'ego był tak złowrogi, że ten puścił Pottera natychmiast. Harry zaczął masować się w miejscu, gdzie mężczyzna go ciągnął za włosy, a drugą ręką za bliznę.
- Tak lepiej. Dzięki, Percy. A teraz... - sięgnął za pazuchę chcąc wyjąć różdżkę, ale... nie było jej tam! - ...Gdzie moja różdżka??... - Spojrzał na Śmierciożercę, który niedawno go trzymał. Nie miał on jego różdżki. Rozejrzał się i zobaczył, że to Voldemort ją trzymał. - ...Oddaj mi różdżkę, Tom! - zawołał powtarzając te same słowa do szesnastoletniego Riddle'a sprzed pięciu lat.
- A niby czemu? - zadrwił ten krzyżując ręce na piersi.
- Jeśli nie chcesz mi jej oddać,... - Uniósł ręce ku górze. - ...to inaczej sobie pogadamy!... - dokończył wykonując nimi pełne koło w powietrzu. Ułożyły się w dwie tarcze. Nim jednak uniósł ręce zaczął wiać wiatr, jednak, gdy wyciągnął je przed siebie niespodziewanie rozpętał się potężny ogłuszający huragan. - ...Percy, zabierz stąd Marthę, szybko! - nakazał mu Harry poprzez szum wiatru.
- Już się robi, Harry! - zawołał i już pędził ku drugiemu Śmierciożercy, który wciąż trzymał Gauntównę. Dziewczyna wyrywała się Śmierciożercy zawzięcie. Levender podbiegł do nich, pchnął śmierciojada w bok, chwycił Marthę za rękę i deportował ją jak najdalej stąd.
          Potter robił to coraz szybsze ruchy ramionami wywołując to coraz potężniejszy wiatr.
- Potter, co ty kombinujesz? - spytał Czarny Pan patrząc na niego zaskoczony ledwo trzymając się na nogach. Mimo, że wiał tak potężny wiatr, to i tak słychać go było. Harry nie odpowiedział, tylko robił to coraz większy i silniejszy wiatr (od autorki: jak pewnie się domyślacie była to moc Żywiołu Powietrza). Nagle - niespodziewanie zrobił tak nagły ruch rękoma, że wiatr, który w tej chwili się rozszalał spotęgował się, że nic nie było widać. W między czasie Harry wewnętrznymi dłońmi skierował je ku wrogom. Wiatr ulokował się wokół jego nadgarstków, a potem poleciał pętlami ku wszystkiemu, co stało mu na drodze. Przed nim stał tylko Lord, gdyż Śmierciożercy leżeli przy ścianach parę chwil wcześniej. Gdy tylko wiatr dotknął go poleciał na przeciwną stronę pomieszczenia. Walnął tak mocno w ścianę, że stracił na chwilę orientację. Harry oddychał szybko i głęboko łapiąc oddech. Podbiegł do Voldemorta, wyrwał z jego ręki swoją różdżkę i wycelował nią w niego. Czekał aż spojrzy w jego kierunku, a chwilę to trwało. Gdy Voldemort zlokalizował twarz młodzieńca spojrzał nieprzytomnie w jego kierunku. Zaśmiał się drwiąco i spytał:
- No i co, Potter, zabijesz leżącego? To nie w twoim stylu. - powiedział śmiejąc się.
- To prawda. Nie jest w moim stylu atakować leżącego, a co dopiero zabić. Zabiłeś wielu ludzi, w tym moich, Jacka i Nicole rodziców. Nie wybaczę ci tego! Zemszczę się!... - zawołał. Stał tak chwilę celując w Czarnego Pana, gdy nagle opuścił różdżkę. - ...Z drugiej strony nie chcę być mordercą pomimo, że przepowiednia o tym mówi. Wolę byśmy stoczyli uczciwy pojedynek. Pojedynek, w którym dowiemy się o zwycięscy. Ty... - wskazał na Voldemorta, a potem na siebie. - ...czy ja. - stwierdził młodzieniec. Riddle wstał. Patrzył na niego chwilę, a potem spytał:
- Potter, tym razem naprawdę obiecuję ci, że uwolnię oraz zostawię twoich przyjaciół i nasze rodziny... - na chwilę zrobił pauzę i dokończył. - ...jeśli mi powiesz: Kim była ta dziewczyna, z którą przyszedłeś tutaj? - oświadczył. Harry spojrzał w te czerwone okrutne oczy. Zmarszczył brwi.
- A obiecujesz, a nawet przysięgniesz, że i jej nie tkniesz? - spytał.
- Tak, przysięgam. - odparł.
- Dobrze, wierzę ci. Więc jest to moja narzeczona. Martha Alianna Gaunt. - nagle się cofnął o kilka kroków, bo Lord krzyknął z zaskoczenia:
- To jeszcze na świecie żyją dziedzice Slytherina z wyjątkiem mnie i siostry oraz naszych dzieci?!? - zawołał zanim zdołał się ugryźć w język.
- To nie wiedziałeś, że twój wuj, Morfin Gaunt miał syna Michaela, a on miał córkę Aliannę, a ona z kolei miała córkę Marthę? - zdziwił się Potter. - "...Widocznie nie wiedział" - pomyślał widząc minę Lorda.
- Gdzie ona jest? - spytał ostro.
- Skąd mam wiedzieć?? To Percy ją ukrył, nie ja. To, że jest moim przyszłym Ja nie znaczy, że znam jego myśli, zamiary i kryjówki! Więc nie miej do mnie pretensji! To, że chcesz się z nią zobaczyć to twoja sprawa. Pamiętaj jednak, że obiecałeś nie krzywdzić żadnego z moich przyjaciół i nikogo z mojej i twojej rodziny. Poza tym Martha będzie wkrótce moją żoną i... - urwał i znowu się cofnął, gdyż nagle zdał sobie sprawę, że Martha jest krewną Lorda z linii Morfina. O Boże! Więc będą rodziną! Masakra! - ...Nie, nie, nie,... To niemożliwe! - mamrotał. Lord też się zorientował, o czym chłopak mówi i uśmiechnął się z satysfakcją.
- A więc to tak. Jeśli ożenisz się z Marthą Gaunt będziemy rodziną i... O, nie! - z kolei to on zdał sobie sprawę z tego faktu. Harry zaśmiał się cicho i powiedział z wyższością:
- No, no! Więc wystarczy, że gdy ożenię się z Marthą lub Eleine to ty nas nie skrzywdzisz. - i z triumfem na twarzy deportował się w miejsce, gdzie znajdowała jego nowa narzeczona.

~~*~~

          Gdy Martha go zobaczyła rozpromieniła się.
- Harry!... - krzyknęła i objęła młodzieńca. - ...Tak się cieszę, że nic ci nie jest! Tak się cieszę. - powiedziała łkając głośno.
- Spokojnie, skarbie... - pocieszał ją klepiąc po plecach. - ...Mam nie zbyt dobrą wiadomość. - powiedział patrząc to na Marthę, to na Percy'ego.
- Jaką? - spytał ten drugi patrząc na swego przeszłego Ja doskonale wiedząc co to za wiadomość.
- Zdałem sobie nagle sprawę, że Martha i Eleine są kuzynkami Voldemorta. Więc minusem jest to, że jeśli się pobierzemy to będę kolejnym członkiem jego rodziny, ale nie rodziny Śmierciożerców. Za to plus jest w tym taki, że Lord nie będzie mógł mnie ani ciebie skrzywdzić, a tym samym Percy'ego. - wyjaśnił.
- To dobra wiadomość. - stwierdził Percy.
- Oczywiście, że dobra, ale jednocześnie zła, bo Martha jest kuzynką tego kretyna. - powiedział ze zmartwieniem.
- Tak, rzeczywiście. - zmartwiła się Martha.
- Chwilka, powiedziałeś, że Martha jest kuzynką Lorda? A jak ma na nazwisko? - spytał Percy.
- Gaunt. A o co chodzi? - odpowiedział Harry.
- Gaunt?? Czy twoja matka jest kuzynką Michaela Gaunta?! - spytał się Marthy "wychodząc" z siebie.
- Tak. Jest on moim dziadkiem. A co? - spytała. Percy nieco zbladł.
- Bo widzicie, Michael Morfin Gaunt jest synem Morfina Marvolo Gaunta, wuja Voldemorta. Co prawda jest z TYCH Gauntów, ale był dobry. A co do Morfina... Z tego co słyszałem zdał sobie sprawę z czynów swojego siostrzeńca i to, co zrobił jego ojcu. Postanowił więcej już nie krzywdzić Mugoli ani czarownic i czarodziejów niemagicznego pochodzenia i zacząć życie od nowa. Miał syna Mike'a, a ten Alię, a ona z kolei ma ciebie. Czyli ty jesteś prawnuczką Morfina Gaunta brata Meropy - matki Toma II... - wskazał na narzeczoną jego przeszłego Ja. - ...Harry, jeśli udowodnisz mi, że Martha Gaunt jest rzeczywiście po naszej stronie, to zrobię wszystko by odnaleźć naszych przyjaciół i rodzinę. - przysiągł.
- Zgoda. - powiedział Harry i wyciągnął ku niemu rękę, ale Percy jej nie uścisnął powiedziawszy:
- Gdybym cię dotknął, Harry na dłużej niż trzy sekundy wchłonąłbyś we mnie, a nie chcesz z pewnością na razie znikać. Więc wybacz w tym względzie. Kiedyś to się stanie. Obiecuję, lecz nie teraz. Ale nie licz na to byśmy się połączyli zbyt wcześnie. - powiedział tylko i zniknął za rogiem korytarza.
          Jak zapowiedział Percy związku z Marthą tak się stało.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.