Moja lista przebojów 2

27 stycznia 2013

Rozdział 21 - Cienie Założycieli, kolejna przepowiednia i bliska nieznajoma

Klik

Dziś...
           dy Harry wrócił do Hogwartu skierował się do przylegającego pokoju obok swoich kwater. Byli tam wszyscy jego przyjaciele.
- Już wróciłeś? - odezwała się Mary, gdy go tylko zobaczyła.
- Czego chciał od ciebie Voldemort? - spytał Ron, również zauważywszy przyjaciela. Wybraniec usiadł za swoim biurkiem i odrzekł dopiero po minucie milczenia:
- Pytał mnie czy już zabrałem się za sporządzanie eliksiru. - odpowiedział.
- Tylko tyle? - skomentowała Eleine.
- Tak. - szepnął.
- Harry, ja i Jack czuliśmy twój ból, co jest nadzwyczajne. Wyjaśnij nam to. - prosiła.
- Po prostu jest nie cierpliwy, a ja uważam, że jeśli myśli, iż pozwolę mu napić się tego eliksiru to się grubo myli!... - oznajmił z wściekłością Wybraniec, ale natychmiast ją poskromił. Po kilku chwilach dodał. - ...Mam złą wiadomość. - powiedział ze zgrozą.
- Jaką? - rozległo się pytanie.
- Zmusił mnie, o dziwo bez tortur, tylko poprzez wypowiedzenia mojego imienia, do wypowiedzenia przepowiedni sprzed 16 lat. - szepnął, a jego słowa były ledwo słyszalne.
- CO TAKIEGO?!?! - Wrzasnęli wszyscy.
- Mówię przecież! Voldemort zna całą treść przepowiedni, a dowiedział się tego ode mnie!... - tu załkał. - ...Pewnie teraz tańczy z radości, iż wie jak mnie może zabić! - zawołał.
- To dlatego czułam ból. - odezwała się Eleine.
- Taa. Dziwi mnie jednak to, że nie uczynił tego wtedy, gdy przed nim stałem! Tam, w jego pokoju!... - spojrzał po zgromadzonych. - ...Dobra, zapomnijmy na chwilę o przepowiedni i idźmy po te składniki. Chcę mieć to za sobą! Ja pójdę do Komnaty Tajemnic po Jad, Krew i Łuski bazyliszka. Reszta wie co robić. - oświadczył. Zgromadzeni, zanim się zorientowali, co powiedział ich nauczyciel ten już zniknął.
           Pojawił się przed posągiem Wężowego Języka, czarnoksiężnika Salazara Slytherina.



Zapatrzył się w jego bystre czarne oczy z wielkim zainteresowaniem. Potem podszedł do cielska Króla Węży i wziął co miał zabrać. Pobrał Krew i wysączył z kłów Jad, który kilka lat temu o mało go nie zabił. Wlał do osobnych fiolek i zakorkował je. Po paru chwilach ponownie spojrzał Salazarowi w oczy. Trwało to dwie chwile. Już miał odejść, gdy rozległ się syczący głos:
- "Kto tu jest?" - Potter podskoczył. Przestraszony i odwrócił się powoli. Zobaczył, że kamienna twarz patrzy na niego swymi okrutnymi, bystrymi czarnymi oczami. Po chwili Harry odezwał się także w mowie węży:
- "Nazywam się Harry James Potter" - odpowiedział.
- "Znasz mowę węży, więc musisz być moim dziedzicem, Potter" - zauważył posąg.
- "Nie do końca" - odpowiedział Harry.
- "Więc jeśli nim nie jesteś, to skąd znasz tą mowę? Tylko ja i moi dziedzice ją znamy" - stwierdził czarnooki.
- "Posłuchaj mnie, Salazarze. Wiem, że Cię to zdziwi, ale jestem nie tylko twoim dziedzicem, ale i Godryka Gryffindora, czyli jestem Podwójnym Dziedzicem. Minęło ponad tysiąc lat. Opowiem ci co się wydarzyło na przełomie ostatnich 70 lat, w tym historię twojego najstarszego prawdziwego potomka, który otworzył Komnatę Tajemnic, i który kocha zabijanie, terroryzm i chaos" - W między czasie, gdy Harry mówił, z posągu wyłaniała się przezroczysta postać Slytherina. Stanął tuż przed Potterem i wsłuchiwał się w jego opowieść.

~~*~~

Trwała ona może godzinę...
       - Powiedz mi, Potter, kto zabił bazyliszka? - spytał, wskazując na szczątki po bazyliszku, przerywając młodzieńcowi (rozmawiali już po angielsku).
- Ee... czy naprawdę chcesz to wiedzieć?... - spytał Wybraniec. Mężczyzna skinął głową. Harry westchnął, po czym, patrząc mężczyźnie w oczy, odpowiedział. - ...Ja. - Salazar wytrzeszczył oczy.
- Ty? Niby jak? - zdziwił się. Harry popatrzył na niego i odpowiedział:
- Tak. To ja go zabiłem... mieczem Godryka pięć lat temu. - wyjaśnił.
- Jeśli jesteś moim dziedzicem, to w jaki sposób dobyłeś miecz mojego wroga z Tiary? - spytał zmrużywszy oczy.
- Albus Dumbledore, obecny dyrektor Hogwartu, powiedział mi, że tylko prawdziwy Gryfon mógłby go wydobyć z Tiary Przydziału. Musisz jednak wiedzieć, że mam nie tylko, nie które twoje cechy: Zaradność, zdecydowanie, brak szacunku do wszelkich reguł i wężoustwo, lecz także mam charakter mojej matki, czyli dobre serce, wybór i temperament. Potrafiła także dostrzec w człowieku to, co dobre bez względu na pochodzenie i przypadłość. Jeśli chodzi o wężoustwo, to Voldemort dał mi ją, gdy miałem rok. I w ten sposób stałem się tzw. Podwójnym Dziedzicem. I twoim, i Godryka... - objaśnił. - ...Salazarze?... - odezwał się po chwili. - ...Co byś powiedział na Kontrakt? - Mężczyzna popatrzył na młodzieńca i odparł bez żadnych zastrzeżeń:
- Zgoda. Co proponujesz? - zapytał.
- Voldemort chce bym uwarzył mu Eliksir Wskrzeszenia i...
- Ale, Harry! Ten eliksir jest trudny do zrobienia! Nikt, nawet ja, a tym bardziej Merlin, nie umiałby go uwarzyć! Więc jak tobie miało by się udać?... - Harry popatrzył na niego osłupiały. - ...Co? - spytał mężczyzna widząc jego zaskoczone spojrzenie.
- Wypowiedziałeś moje imię. Tylko moi najbliżsi i dyrektor tak do mnie mówią, a Voldemort zwraca się do mnie po imieniu tylko wtedy, gdy coś mu się nie podoba lub, gdy coś planuje wobec mnie. - Salazar zmieszał się trochę i wydukał:
- Ja... ja... Czy mogę mówić ci po imieniu? - spytał szurając butem po mokrej posadzce. Harry uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:
- Jasne, ale nie takim lodowatym tonem, dobrze?... - poprosił. Harry. Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się. - ...Więc jeśli chodzi o ten eliksir, to dowiedziałem się, że tylko Podwójny Dziedzic o czystym sercu może go uwarzyć. Coś czuję, że żadne z was, nawet Merlin, nie macie przodków z nienawidzących rodzin jak ja. Jednak chodzi tu pewnie oto, że trzeba być waszym dziedzicem. Więc jak, możemy przejść do Magicznego Kontraktu*? - spytał.
- Tak, jasne.
- A więc tak. W zamian za to, że was przywrócę do życia proponuję w zamian, że wy przyłączycie się do nas. Co ty na to?
- Hmm... Dobrze, a jakie są warunki? - spytał mężczyzna.
- Pogodzisz się z Godrykiem i nie przejdziesz na stronę Voldemorta po ożywieniu. Oraz nie będziecie się kłócić ani docinać sobie z Godrykiem. Dobrze? - zasugerował wyciągając ku niemu rękę. Slytherin patrzył na Pottera przez chwile w milczeniu. Po chwili odpowiedział:
- Dobrze... - i uścisnął mu rękę. - ...Zgoda... - po chwili spytał. - ...A ile potrwa uwarzenie go?
- Cztery i pół miesiąca. No co? To nie moja wina, że się go tak długo warzy... - Harry już miał się deportować, gdy nagle sobie coś przypomniał. - ...Hej, Salazarze. Mogę spytać, gdzie są wasze ciała? - spytał. Mężczyzna spojrzał na niego i odpowiedział:
- Pod każdym z Pokoi Wspólnych, a szczątki Merlina musisz sam odnaleźć, bo nie mam pojęcia, gdzie mogą być pochowane. Pamiętam tylko, że jego grób był gdzieś pod zamkiem. Ale gdzie? Tego nie wiem.
- Dzięki. Do zobaczenia! - pożegnał się z nim Harry. Zanim się aportował do swojego gabinetu, wziął trochę Łusek Bazyliszka i zniknął.
           Gdy się tam pojawił, byli tam nadal jego przyjaciele.
- Idźcie już do siebie, chcę pójść spać. - bo rzeczywiście Harry był zmęczony. Była już późna godzina.
- Ale, Harry, czemu cię tak długo nie było? - dopytywała się Hermiona.
- Nie ważne. Idźcie już. - Tak zrobili.
           Po godzinie odpoczynku, napicia się Eliksiru Czuwania i Eliksiru Regenerującego aportował się do dawnego pokoju Godryka Gryffindora. Gdy się tam znalazł pierwsze co rzucało się w oczy to okryty lniany czerwonozłote płótno całe pokryte kurzem. Na jednej ze ścian wisiał obraz wielkości człowieka. W pokoju były także inne rzeczy, głównie mebli: biurko, kredens, półki na książki, szafa, szafki, krzesła i wiele połamanego drewna i szkła. Na tym wszystkim leżała gruba kilku calowa warstwa kurzu, tak że nie można było odróżnić koloru jakiegokolwiek przedmiotu. Gdy Harry spojrzał na wszystkie cztery ściany zauważył, że tylko obraz wielkości człowieka nie jest zniszczony. Zerwał płótno z obrazu. Wisiał tam portret jednego z Założycieli. Godryka Gryffindora. Miał jasno blond włosy i zielone oczy koloru Avady, był też postulanej budowy, przystojny, no i wysoki.


Harry patrzył na niego z zaciekawieniem zastanawiając się, co zrobić, by mógł z nim przynajmniej pogadać. Postanowił wziąć jego miecz. Aportował się do gabinetu dyrektorki i zanim ktokolwiek zauważył jego obecność (prócz portretów) zniknął pojawiając się ponownie przed owym obrazem. Przyjrzał się mieczowi. Na rękojeści było nie tylko imię i nazwisko blond włosego założyciela, ale też jakiś napis, którego wcześniej nie zauważył:

Do mojego potomka:

"Replet amorem cordibus ut calicem cum vinum et mirabilia caput ruunt sempiternum erit. Amor est virtus"

Jest to hasło, by ze mną porozmawiać.
Widzi go tylko mój potomek oraz ten, kto ma czyste serce.
Zapamiętaj je!

- "Jest to też hasło, by ze mną porozmawiać"; "Widzi go tylko mój potomek i ten, kto ma czyste serce." Ale ja nie wiem co to znaczy. - powiedział na głos.
- Harry... - odezwał się ktoś zza jego pleców. Obejrzał się wyjmując różdżkę i wyciągając jednocześnie miecz przed siebie.
- Kto tam?? - zawołał w ciemność.
- To ja. Percy Levender. - z cienia wyszedł wyżej wymieniony zapalając różdżkę.
- Rety, ale mnie przestraszyłeś! Skąd wiedziałeś, że...
- Że tu będziesz?... - dokończył za niego zdanie. - ...Mam swoje sposoby. Ekhm, masz więc problem z odczytaniem tekstu na mieczu, tak? - spytał.
- Ee... tak. Wiesz co tu jest napisane? - spytał.
- Oczywiście. Sam przecież pytałem swego przyszłego Ja oto samo. - powiedział ze śmiechem (tylko Harry i najbliżsi wiedzieli kim jest tak naprawdę Percy Levender. Nikomu o tym nie mówili, gdyż wampir poprosił ich o to).
- Powiesz mi? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Po to tu przyszedłem. Jest tam napisane: "Wypełniaj serce miłością jak kielich winem, a cudowny zawrót głowy będzie trwał wiecznie. Miłość, to potęga!"... - wyrecytował.- ...Poza tym musisz to wypowiedzieć po łacinie dotknąwszy końcem klingi w portret Godryka tam, gdzie ma serce. Ostatnie trzy słowa powiedz władczo. - doradził mu. Harry skinął głową i wykonał polecenie.
- Replet amorem cordibus ut calicem cum vinum et mirabilia caput ruunt sempiternum erit... - nagle klinga miecza zaczęła świeć się złotym światłem, a Harry zawołał na koniec władczym tonem: - ...Amor est virtus! - tym razem rozbłysło światło, a chwilę potem postać Godryka Gryffindora stała na przeciw Harry'ego i Percy'ego.
- Witam. Kim jesteście? - spytał Ten. Miał melancholijny głos.
- Jak to: Kim jestem?... - spytał Harry. - ...Jeśli nie byłbym twoim potomkiem i dziedzicem nie rozmawiałbym teraz z tobą. Przy okazji nazywam się Harry James Potter. - przedstawił się nauczyciel.
- Rozumiem. Jak widzę mój pokój jest zrujnowany i zakurzony. Powiedz mi, Harry Potterze ile minęło lat? - Potter popatrzył na niego, ale za niego odpowiedział jego towarzysz:
- Ponad tysiąc lat, przyjacielu. - odezwał się Percy. Blond włosy mężczyzna spojrzał na niego. Po chwili wytrzeszczył oczy i zawołał:
- Percivald Harold James Levender?!? - krzyknął.
- Witaj, Godryku. - przywitał się i po chwili tulili się jak bracia.
- To... to wy się znacie? Ale jak? Przecież...
- Harry, ja podróżuję w czasie! Od czasów Założycieli Hogwartu aż do dziś. Kiedyś ci to wszystko wyjaśnię, ale nie teraz. Teraz ważny jest Kontrakt. - oświadczył.
- Rzeczywiście. Muszę panu coś powiedzieć, panie Gryffindor. Widzisz, jestem nie tylko twoim dziedzicem, ale też dziedzicem Salazara. W tym roku twoja Tiara powiedziała, że jestem Podwójnym Dziedzicem. - Blond włosy popatrzył na młodzieńca z zaskoczeniem i zapytał:
- Ty chyba żartujesz, prawda? Jak możesz być Podwójnym Dziedzicem? - spytał z zaskoczeniem na twarzy.
- Normalnie. Rodzice mogą być z różnych rodów, lecz w moim przypadku jest inaczej.
- Jak to? - spytał mężczyzna
- Może raczej zapytaj: co się działo na przełomie ostatnich 70-ciu lat. - zasugerował Percy.
- No dobrze, więc powiedzcie mi, co się działo na przełomie ostatnich 70-ciu lat? - Harry i Percy uśmiechnęli się i zaczęli opowiadać.
           Opowiadanie tej historii zajęło obu młodzieńcom półtorej godziny, bo jeszcze opowiadali o losach Harry'ego. Doszli do jego drugiego roku w magicznym świecie, gdy Godryk zawołał:
- To niesamowite! Wyciągnąłeś mój miecz z Tiary pomimo, że otworzyłeś Komnatę Tajemnic, którą może otworzyć tylko wężousty?! - zdziwił się Gryffindor.
- Oczywiście. - odpowiedział Wybraniec.
- I co było dalej? Zabiłeś bazyliszka? - spytał podnieconym głosem mężczyzna.
- Oczywiście. Ale pamiętaj, że dostałem tą zdolność przypadkiem. Pomaga mi od czasu do czasu... - Dyskusja trwała jeszcze kilka minut, aż Harry zaproponował Kontrakt. - ...Godryku, czy zgodziłbyś się na Magiczny Kontrakt?
- Myślę, że tak. Co proponujesz? - spytał Ten.
- No więc, jak powiedziałem na końcu, Voldemort chce bym uwarzył mu Eliksir Wskrzeszenia. Mogę waszą Piątkę przywrócić do życia, i tych których zabił Lord, ale warunek jest taki, że nie możecie się na wzajem kłócić, a tym bardziej pozabijać. Zwłaszcza ty i Slytherin. - Mężczyzna westchnął i spytał:
- Czy rozmawiałeś już z nim o tym?
- Jasne. Jakieś trzy i pół godziny temu. Więc jak, Godryku zgadzasz się na to?
- Tak, Harry. - i uścisnęli sobie ręce. Po czym Harry deportował się wraz z Percym do dawnego pokoju Roweny.
           Był to duży okrągły pokój z wieloma meblami, obrazami, na których były krajobrazy i pozostałości po świecach, a także po kwiatach i ich wazonach. Harry podszedł do jedynego wielkiego obrazu rozmiarów człowieka niczym nieuszkodzonego. Zdjął brązowo-niebieskie płótno z obrazu i zobaczył postać pięknej kobiety o czarnych włosach i jasno niebieskich oczach.


W tle była łąka, dalej były drzewa, kwiaty i góry. Zastanawiał się co zrobić, by obraz się poruszał. Nie był jej potomkiem. Postanowił przyjrzeć się pomieszczeniu, ale niczego nie znalazł. Nagle odezwał się kobiecy głos:
- Co tu robisz, młodzieńcze? - Harry podskoczył i odwrócił się.
- Och, przepraszam, pani Ravenclaw, że cię nachodzę. Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie wiedziałem jak. Nawiasem mówiąc, nazywam się Harry Potter...
       Rozmowa z Roweną Ravenclaw była prowadzona w radosnej atmosferze. Każde znajdowało jakiś pretekst, by rozweselić swojego rozmówcę. Harry mimochodem opowiadał kobiecie wydarzenia na przełomie ostatnich 70-ciu lat. - ...Co powiesz na Kontrakt, Roweno? - spytał na koniec Potter.
- Dobrze. A co proponujesz?
- Wspomniałem wcześniej o... - Harry mówił te same warunki co Salazarowi i Godrykowi.
- Dobrze, zgadzam się. - powiedziała z uśmiechem. Kobieta uścisnęła rękę młodzieńcowi, a ten zaraz po tym deportował się wraz z Percym do kolejnego pokoju. Pokoju Helgi Hufflepuff.
           I powtórzyła się rozmowa, jak z innymi Założycielami, tyle że ta kobieta miała blond włosy, a oczy czarne.


Była miła i doradzała młodzieńcowi w wielu sytuacjach. Ona także się zgodziła na Kontrakt.
       Jeśli chodzi o Merlina, to w tym przypadku rozmowa była nieco krępująca. Za każdym razem zaskakiwał młodego Pottera. Chciał wiedzieć o wszystkim i o wszystkich szczegółach. Harry starał się odpowiadać na każde pytania szarobrodego i opowiadać o swoich przyjaciołach i znajomych.
- A dyrektor? Co o nim sądzisz? - spytał Merlin. Teraz dopiero Harry był zszokowany, ale odpowiedział:
- Albus Dumbledore? Uważam go za wspaniałego przyjaciela i mentora. Bardzo go kocham jak nikogo innego. Oddałbym za niego życie, a nawet stałbym się prawdziwym Śmierciożercą. Wykonywałby każde polecenie Voldemorta, być może nawet zamieszkałbym z nim jako sługa. - wyjaśnił. Rozmowa toczyła się jeszcze jakiś czas, ale Harry nie wiedział, że ktoś ich podsłuchuje.

~~*~~

           W Piekielnym Dworze w jednym z wielu pokoi na swoim fotelu siedział Czarny Pan. Obserwował każdy ruch i myśli jego Prawej Ręki. Gdy usłyszał, że Wybraniec rozmawia z Merlinem słuchał uważniej.

- Albus Dumbledore? Uważam go za wspaniałego przyjaciela i mentora. Bardzo go kocham jak nikogo innego. Oddałbym za niego życie, a nawet stałbym się prawdziwym Śmierciożercą. Wykonywałbym każde polecenie Voldemorta, być może nawet zamieszkałbym z nim jako sługa. - wyjaśnił.

- CO TAKIEGO?!... - wrzasnął Voldemort wstając, po czym wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia i skierował się do innego z pokoju. Wszedł do środka. W owym pokoju przebywała Elizabeth Pettigrew.  Gdy znalazł się w środku zawołał. - ...Panno Pettigrew, zwołaj Wewnętrzny Krąg, prócz Pottera. - zarządził.
- Tak jest, panie!... - zawołała. Gdy Lord wyszedł i upewniwszy się, że odszedł, kobieta wyjęła Zwierciadło Dwukierunkowe, które dostała jakiś czas temu od Harry'ego. Spojrzała w nie i powiedziała cicho. - ...Harry.
Po rozmowie z Merlinem...
           Zielonooki siedział przy oknie w swoim gabinecie rozmyślając nad minioną nocą, gdy nagle poczuł drżenie w kieszeni. Wyjął Lusterko i spojrzał w nie.
- Kto tam? - spytał.
- To ja, Elizabeth. Mam wieści.
- Więc mów.
- Voldemort zwołuje Wewnętrzny Krąg oprócz... - nie dokończyła, bo wrzasnęła. Lusterko wypadło jej z rąk, a Harry usłyszał w tle zimny i wciekły, pozbawiony radości głos:
- Więc to ty jesteś zdrajcą, Elizabeth! Zapłacisz za to! - krzyk kobiety był ogłuszający.
- Eliza! - krzyknął Potter. Krzyk ustał. Po chwili usłyszał w tle jej urywany oddech. Chwilę potem Harry posłyszał kroki. Ktoś chwycił za rękojeść Lusterka. W szybie zobaczył twarz Lorda.
- Potter? A więc panna Pettigrew z tobą się kontaktowała przez ten cały czas?
- Jak widzisz. Po co wzywasz Wewnętrzny Krąg? - spytał młodzieniec.
- A co cię to obchodzi, Potter? Ty lepiej powiedz czemu chcesz przywrócić do życia Założycieli i Merlina?... - Harry najeżył się, ale za nim cokolwiek powiedział Ten zawołał: - ...Przyjdź do mnie, ale już! - Harry'emu oczy zabłysły ze złości i zawołał:
- Sam sobie przyjdź! Mam tego dosyć! I...!
- A wiesz, Potter, że cię podsłuchałem jak rozmawiałeś z Merlinem?... - przerwał mu. - ...Dowiedziałem się jakże ciekawej rzeczy!... - uśmiechnął się chytrze. - ...Mówiłeś Merlinowi o Dumbledorze jakby żył, i że oddałbyś za niego życie, a nawet stałbyś się prawdziwym Śmierciożercą i służył mi na zawsze! - Harry przeraził się nie na żarty. Nagle zdał sobie sprawę co Lord chce zrobić.
- Zostaw go! Zostaw Dumbledore'a! - zawołał.
- Nie będziesz mi tu rozkazywać, Potter! Zrobię co mi się spodoba, czy będzie ci się to podobać czy też nie!! Do zobaczenia, Harry! - po tych słowach jego twarz zniknęła z Lusterka. Harry jeszcze przez kilka chwil stał jak sparaliżowany gapiąc się w Lusterko, w którym teraz widniała jego własna twarz. Voldemort wypowiedział jego imię... Coś planował. W końcu otrząsnął się z szoku i deportował się do sypialni McGonagall.
- Minerwo, wstawaj! To pilne! - wrzasnął. Kobieta natychmiast zareagowała.
- Co się stało, Harry? - spytała głupkowato.
- Voldemort chce porwać Albusa!! - zawołał w panice.
- Niby jak? Profesor Dumbledore nie da się porwać o tak sobie. Poza tym jest dobrze ukryty. - stwierdziła.
- Znam Voldemorta na tyle, by znalazł jakiś sposób! Trzeba zwołać Zakon Feniksa oraz Gwardię Dumbledore'a i to teraz! - zawołał.
- Ale jest trzecia w nocy, Harry. Wszyscy śpią! - protestowała zerkając na zegarek. Była 4:51.
- Minerwo, a gdyby Voldemort, atakował Hogwart właśnie TERAZ?? W tej chwili?? Co byś zrobiła?! - spytał ze zniecierpliwieniem młodzieniec. Kobieta patrzyła na niego w milczeniu, po chwili powiedziała.
- Masz rację, Harry... - powiedziała. - ...Ale jak się tego dowiedziałeś? - spytała.
- Nie czas na wyjaśnienia, Minerwo w jaki sposób tego się dowiedziałem! Teraz trzeba chronić Albusa i to teraz, zanim będzie za późno! - oświadczył.

~~*~~

Surrey... Privet Drive 6... W tym samym czasie...
           Państwo Hoof obecnie spali spokojnie w swojej sypialni na piętrze. Nagle huknęły drzwi i do ich pokoju wpadł jak burza młodzieniec o czarnych włosach i jasno-niebieskich oczach.


W tej samej chwili obydwoje obudzili się jak rażeni piorunem.
- Tato, mamo!! Obudźcie się!!! Agnes zaraz wyrecytuje przepowiednię! - Ich serca waliły bardzo szybko i mocno. Nie wiedzieli przez chwilę, gdzie się znajdują, ale gdy ich syn wykrzyczał o co chodzi zerwali się z łóżka na równe nogi i pobiegli za nim. W biegu zakładali kapcie i szlafroki.
           W pokoju bliźniaków, na łóżku siedziała prześliczna dziewczyna o rudych prostych włosach oraz czarnych jak dwa żuczki oczach. Oczy miała w tej chwili zamknięte.


Ledwo stanęli w progu, gdy dziewczyna powoli wstawała. Jej płomiennorude włosy nagle zaczęły powiewać łagodnie jak w porywie wiatru. Zwróciła swoją twarz ku rodzicom i bratu, gdy nagle - niespodziewanie otworzyła szeroko oczy. Źrenice jej oczu były teraz śnieżnobiałe.
- Zaraz wypowie przepowiednię! Alastorze, daj długopis i kartkę! Szybko! - zawołał Roger dwie sekundy potem, gdy Agnes zaczęła wypowiadać te oto słowa:
- "Oto nadchodzi klęska dla świata, ale młodzieniec z blizną ocali go... Zmarli Założyciele powstaną za Jego pomocą z Kariny Zmarłych i staną się innymi ludźmi... Wspanialszymi, milszymi, kochającymi od wszystkich ludzi na całym świecie. Czy da się ich powstrzymać przed unicestwieniem Mrocznego Lorda przed Podróżnikiem w Czasie z zamiarem zemsty na siostrze potomka jednego z nich? To już zależy od Wybrańca" - i zemdlała padając na łóżko.
- Alastorze, przynieś wodę! Szybko!... - zawołał Roger podbiegając do córki. - ...Regino, trzeba powiadomić Zakon Feniksa! - oświadczył poklepując córkę delikatnie po twarzy, by ta się ocknęła.
- Ale jak, skarbie?
- Od czego dzieciaki mają sowę!? - zirytował się Roger.
- Jak powiadomimy dowódcę? McGonagall powiedziała, że Dumbledore nie żyje, a ona sama nie dowodzi Zakonem. - oświadczyła. Roger poparzył na żonę i westchnął.
- Musimy powiadomić Moody'ego. - oświadczył. Po czym wziął pergamin leżący na biurku syna. Końcówkę pióra zamoczył w atramencie i napisał te oto słowa:

Drogi Alastorze.
Mam ważne wieści!
Agnes wypowiedziała dzisiaj przepowiednię. I jak okazuje się też jest medium i ma to po matce. Musisz powiadomić Zakon. Czas nagi!
Pozdrawiam
Roger Hoof

W tym samym czasie.... Dolina Godryka nr 17...
           Były dyrektor Hogwartu leżał na łóżku śpiąc smacznie. Nawet nie przypuszczał, że tej nocy stanie się z nim coś złego. Na zewnątrz domu siedmiu zamaskowanych czarodziei szło cicho przez trawnik z nikim innym jak Voldemortem na przedzie. Czerwonooki otworzył cicho drzwi i wprowadził Śmierciożerców do środka. Gestem ręki nakazał dwóm jego sługom zostać na parterze, innym dwóm wyjść i obserwować okolice. Reszta ruszyła wraz ze swym panem. Cicho a wręcz niedosłyszalnie weszli po schodach. Jeden czarodziej razem z nim schował się w kącie, a dwóm pozostałym nakazał wejść do pomieszczenia i obezwładnić ich ofiarę. Po niespełna minucie, reszta z nich wkroczyła do pomieszczenia lewitując przed sobą dyrektora. Czarny Pan nakazał położyć go na podłodze, co jego słudzy uczynili. Voldemort podszedł do Albusa i uśmiechnął się pod nosem.
- Przeszukaliście go?... - spytał cicho. Kiwnęli głowami, a jeden z nich poinformował, że starzec nie miał przy sobie różdżki. Lord związał dyrektora i powiedział - ...Enervate... - Albus obudził się i rozejrzał dookoła. Gdy zobaczył Riddle'a już miał wstać i wyjąć różdżkę, ale spostrzegł, że jest ciasno związany. Próbował się wyswobodzić, ale bez rezultatu.
- Czego chcesz, Tom? - spytał patrząc na niego dalej próbując się wyswobodzić, ale bez skutku.
- Mam dla ciebie mały prezent Bożonarodzeniowy, Dumbledore. - tu zaśmiał się chytrze.
- Jaki? - spytał podejrzliwie. Lord rozpromienił się odgarniając lewe przedramię Albusa celując w nie. Voldemort w odpowiedzi wypalił mu Mroczny Znak. Ten wrzasnął krótko.
- Taki. - odparł prostując i śmiejąc się.
- Nie stanę się twoim sługą! - zawołał próbując się wyswobodzić.
- Za późno, dyrektorku. Już się stałeś. - Profesor patrzył to na znamię, to na Lorda i z powrotem. Był wystraszony, a Lord zachwycony.
- Co chcesz teraz ze mną zrobić? - spytał z anielskim spokojem, choć w głębi ducha wrzał ze wściekłości.
- Zobaczę, ale najpierw deportuję cię do siebie... - powiedział, po czym dodał: - ...Wiesz co mnie ciekawi?... - spytał szarpiąc go i stawiając na nogi. - ...Ciekawi mnie mina Pottera, gdy się dowie, że jego ukochany mentor jest moim sługą!... - po tych słowach wziął pod ramię starca i dodał z nienawiścią. - ...To kolejny powód, że nie chciałeś mi dać posady nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią! - i zniknął pojawiając się w Piekielnym Dworze, a wraz z nim jego słudzy i Albus.
           Ledwo co się tam znaleźli, gdy rozległo się kilkanaście trzasków, a chwilę potem ktoś go uderzył z całej siły w twarz łamiąc przy tym szczękę, aż upadł puszczając ramię Dumbledore'a. Obaj upadli. Rozgorzała się walka. Okazało się, że na miejscu zastali członków Zakonu Feniksa i Gwardię Dumbledore'a na czele z Harrym, Aurelią i jej synem Johnem.- Trzymajcie ich! Ja się zajmę Riddle'm! I przenieście gdzieś Dumbledore'a! Teraz się policzymy, Tom! - ostatnie zdanie Harry krzyknął w mowie węży celując w wyżej zainteresowanego różdżką. Ten spojrzał na Wybrańca swymi czerwonymi oczami z podłogi z gniewem trzymając się za szczękę, a potem wstał i powiedział:
- Harry, jak miło cię widzieć ZNOWU w moich progach. Widzę, że... - ale nie dokończył, bo uderzyły w niego cztery zaklęcia. Jedno za drugim. Harry rzucił w Lorda Creatroniksa, potem Liopumbię**, następnie Tormentę**, a na koniec dziesięciokrotnego Cruciatusa. Wszyscy zgromadzeni - nie pomijając Śmierciożerców, wytrzeszczyli oczy na Harry'ego. Nie sądzili, że tak młody chłopak umie rzucać aż tak potężne i niebezpieczne zaklęcia i to naraz. Lord wrzeszczał wniebogłosy wijąc się na podłodze.
- Wyjdźcie wszyscy! Wymierzę mu karę nie do zniesienia! - zawołał do przyjaciół poprzez wrzask czarownika.
- NIE, POTTER!!! NIE POZWOLĘ CI NA TO! - zawołał z równą złością Voldemort, bo zaklęcia zaczęły powoli słabnąć, ale wciąż działały na tyle silnie, by nie mógł wstać czy poruszyć.
- CEXOIR!... - znowu Voldemort wrzasnął trzymając się za głowę kuląc się przed nim. - ...To za Hermionę! - oświadczył.
- Harry, przestań! Opuść różdżkę! Krzywdzisz go! - rozległ się głośny i stanowczy kobiecy głos, którego zielonooki nigdy nie słyszał. Rozejrzał się i zobaczył brązowowłosą kobietę o czarnych oczach. Miała na oko ze 35 lat. Stała po środku pomieszczenia patrząc na niego z determinacją i... przerażeniem na twarzy. Widział też ból w jej oczach oraz ciele, jakby i w nią rzucono te zaklęcia. Drżała lekko jakby powstrzymywała się od zemdlenia. Za nią stały trzy inne osoby. Dwie rude i jeden ciemnowłosy.
- Kim jesteś? - spytał Potter wpatrując się w kobietę, ale nie cofając zaklęcia z Riddle'a.
- Nie uwierzysz mi. - stwierdziła.
- Spróbuję.
- Dobrze, ale najpierw zdejmij zaklęcia, bo on zaraz zemdleje z bólu... - poprosiła pokazując na Voldemorta. Harry spojrzał na swoją "ofiarę". Rzeczywiście, Voldemort trzymał się za głowę. Teraz leżał trzęsąc się. Harry westchnął i cofnął wszystkie zaklęcia, ale wciąż miał różdżkę w pogotowiu. Kobieta odetchnęła z ulgą. Mężczyzna stojący obok niej podał jej coś, a ona to wypiła. Następnie podeszła szybko do czerwonookiego i spytała: - ...Tom, jak się czujesz?... - zwróciła się do niego łagodnym głosem obracając go na plecy i pomagając mu usiąść. Wyczarowała szklankę, a następnie powiedziała celując różdżką w szklankę: - ...Aquamenti. Masz, wypij to. Złagodzi ból. - Mężczyzna napił się owej wody. Trochę mu ulżyło. Po chwili Czarny Pan spojrzał na kobietę nieprzytomnym wzrokiem, a gdy ją rozpoznał szepnął z nie dowierzania:
- R-Regina? Co-co ty tu robisz? Myślałem, że ci na mnie nie zależy. - szepnął.
- Tom, przecież wiesz, że mi na tobie zależy, ale i tak wiesz, że... - W tym momencie ktoś zawołał:
- Harry! Jackowi coś się stało! - Ale Harry nie zwrócił na to uwagi, gdyż był skupiony na czarnowłosej kobiecie. Jednak kobieta zwróciła na to uwagę. Już chciała tam iść, lecz Harry ją powstrzymał spytawszy:
- Powiesz mi wreszcie, kim jesteś? - spytał Wybraniec. Kobieta zwana Reginą spojrzała na niego i...


_____________________________
Od autorki:
* Magiczny Kontrakt - Jest to pakt, który polega na tym, że jeśli jeden czarodziej złamie zasady nałożone w Kontrakcie, to umrze czy tego by chciał czy nie. W Kontrakcie muszą być: zasady, warunki i czas trwania owego Kontraktu. Może być kilka takich Kontraktów wobec dwóch osób, a nawet może być trzecia osoba nazywana "Trzecim Obiektem W Kontrakcie".
**
TORMENTA - Zaklęcie torturujące z dziedziny Jasnej Strony. Sprawia ból, ale nie pozostawia śladów; LIOPUMBIA - dozwolona wersja Cruciatusa.

20 stycznia 2013

Rozdział 20 - Bliźniaczka-medium

Klik

          Pewna kobieta posiadająca ciemno-brązowe włosy i czarne jak noc oczy wyglądała na 33 lata, ale naprawdę miała dwa razy więcej z hakiem.


Nie była ona zwyczajną kobietą. W innym świecie była spokrewniona z kimś bardzo znanym w świecie magii. Z kimś kogo każdy czarodziej i czarownica bali się nawet wypowiadać jego imię, a co dopiero spotkać twarzą w twarz. Nie znała go i niewiele wiedziała o nim. Czuła jednak podświadomie, iż kiedyś spotkała tego człowieka, gdyż czasem widywała go w swoich snach. W roku 1998 miała już 72 lata. Nie wyglądała jednak na staruszkę i nie rozumiała dlaczego tak długo żyje oraz czemu się nie starzeje. Jednak czuła, że kiedyś wyjaśni się ta zagadka. Od połowy lat '40-tych przez co najmniej 30 lat mieszkała w Polsce, gdzie poznała przystojnego rudego mężczyznę i zakochała się w nim. Długo nie mogli mieć dzieci, ale w końcu się udało. Znalazła tam pracę jako psycholog policyjny. W tym zawodzie przepracowała 15 lat, po czym zmieniła fach i przez 13 lat była agentką specjalną w FBI. W instytucji tej szybko awansowała. W związku z tym musiała z całą rodziną przenieść się do Anglii i mieszka tam do chwili obecnej. Jej mąż - Roger znalazł pracę w banku jako szef i właściciel. Ich dwójka dziećmi - Agnes i Alastor byli wówczas zbyt młodzi, by chodzić do szkoły.

~~*~~

Wróćmy jednak do naszej bohaterki... Rok 1975... Trzeci tydzień grudnia...
          Regina Hoof* (czytaj: Redżina Huf) obudziła się z dziwnym uczuciem. Miała wrażenie, że coś się dziś stanie złego... i niebezpiecznego. Coś, co może zaważyć o jej losie. Leżała na łóżku w takim zamyśleniu jakieś dziesięć minut. Postanowiła jednak wstać i zjeść w końcu późny obiad, najpierw jednak wykonała toaletę i zeszła na dół. Jedząc, myślała o swoim dotychczasowym życiu.
          Jej rodzice byli wspaniałymi ludźmi i kochała ich bardzo. Ojciec, Lukas** był stomatologiem, a matka, Isabella**, kapitanem policji. Miała jeszcze młodszą siostrę, Amelię, która była nauczycielką matematyki w szkole podstawowej. Sądziła, że niema już rodzeństwa, ale jak to się mówi: Nic nigdy nic nie wiadomo. Oczywiście, że miała przyjaciół, ale to nie to samo. Czuła, że ktoś jest jeszcze w jej rodzinie i życiu, ale nie miała pojęcia kto to może być. Nie powiedzieli jej, że jest adoptowana do czasu, gdy ukończyła 17 lat. Jednak dzisiejszego dnia spotka ją coś nadzwyczajnego i niewyjaśnionego. Coś, czego zwykły człowiek nie mógł zobaczyć i wytłumaczyć logicznie. Tego wieczoru w jej życiu pojawi się pewien mężczyzna,.. a nawet dwóch...
          Po kolacji wyszła na zewnątrz i wykonała dwugodzinny wieczorny jogging. Podczas biegu zastanawiała się czy jest ktoś bliski jej sercu z wyjątkiem rodziców, męża, dzieci, siostry i przyjaciół. Niedaleko swego domu poczuła nagły i ostry ból ulokowany w skroniach. Poczuła, że ktoś się wkrada do jej umysłu. Na początku nie wiedziała, co robić. Postanowiła usiąść i oprzeć się o drzewo. Miała wrażenie, że musi wygonić intruza ze swojego umysłu. Nie wiedziała jak to zrobi, ale instynkt podpowiadał, żeby odepchnąć go siłą woli i wyobrazić sobie silny mur ochronny.
          Zawsze sądziła, że jest kobietą najzwyklejszą jaka może się trafić. Odkąd pamiętała posiadała, jak to mówią Mugole, nadprzyrodzone zdolności. Umiała wyganiać intruzów z umysłu i jakoś manipulować ich myślami. Potrafiła też przewidywać przyszłość, gdyż była medium (do końca nie była tego JESZCZE pewna). Powiedziano jej to w agencji PSI - jej tzw. przypadek był jednak inny. Poczuła, że wygonienie intruza ze swojego umysłu, to coś ważnego i istotnego dla jej obecnego stanu. Intruz wdzierał się głębiej i głębiej, aż spowodował mocniejszy ból w skroniach. Na początku walczyła z bólem, ale nie mogła wytrzymać. Ból wzmógł się trzykrotnie i nie mogła powstrzymać się od krzyku. Nagle, w jej głowie, odezwał się zimny, pozornie uprzejmy głos:
- "Witaj, Regino. Wszędzie cię szukałem. Mam dla ciebie propozycję. Czy zechciałabyś przyłączyć się do mnie, do najpotężniejszego czarnoksiężnika tych czasów? Byłabyś potężna i sławna. Czy się zgadzasz?" - spytał głos.
- Ale... kim ty... jesteś? I-i c-c-co... chcesz ode... mnie? - spytała na głos jąkając i starając się, mimo bólu, cokolwiek mówić.
- "Jestem Lord Voldemort. Jestem potężnym czarodziejem. A ty jesteś moją zaginioną bliźniaczką, również czarodziejką. Przyłącz się do mnie? Wszystko będzie łatwiejsze i lepsze, gdy będziemy razem mieszkać i się do mnie przyłączysz. Wszystko ci wyjaśnię jeśli się zgodzisz" - oznajmił zimny głos.
- Nie... Nie! Nie przyłączę się! Nie przyłącze się do osoby, która zadaje swojej rodzinie cierpienie!... - Głos zadał jej niewyobrażalny ból. Był on ulokowany głównie w skroniach. Kobieta wrzasnęła jeszcze głośniej, aż upadła całym ciałem na chodnik, a potem zawołała na całe gardło. - ...NIE! NIE PRZYŁĄCZĘ SIĘ DO CIEBIE LORDZIE VOLDEMORT! SŁYSZYSZ?! NIGDY TEGO NIE ZROBIĘ! NIE MOŻESZ MNIE DO TEGO ZMUSIĆ! JESTEM PRZECIEŻ TWOJĄ SIOSTRĄ!!! - Ból był tak ogromny, że na chwilę straciła przytomność.
Po chwili...
           Jakieś delikatne ręce podniosły ją. Ten ktoś zaniósł do jej domu. Słyszała jakieś szumy i głosy wokół siebie, ale nic z tego nie rozumiała. Ostatnie co zapamiętała, to piwne oczy trzymającego ją mężczyzny, potem ogarnęła ją ciemność.

~~*~~

Kilka godzin później...
          Regina obudziła się we własnym łóżku w swojej sypialni. Otworzyła swoje czarne oczy i rozejrzała się nieprzytomnie dookoła. Była to jej sypialnia, ale miała wrażenie, że ktoś jest tu jeszcze. I nie myliła się. W cieniu stał dobrze zbudowany młody mężczyzna o pół długich, do ramion słomianych włosach i piwnych paciorkowatych oczach. Podszedł do czarnookiej i powiedział:
- Dobry wieczór. Myślałem, że się już nie obudzisz. Spałaś ponad 4 godziny. Zdążyłem rozejrzeć się po twoim domu. - powiedział na przywitanie.
- Kim jesteś? - spytała nie dbając o coś takiego, jak: "Dzień dobry".
- Ale ze mnie gapa. Nie przedstawiałem się. Nazywam się Alastor Frank Moody... - tu się skłonił. - ...Jestem czarodziejem, jak ty. - dodał.
- Co takiego? To nie sen? - zapytała próbując się podnieść.
- Nie, to nie jest sen, pani Hoof... - odparł. - ...Moja droga, pomyśl przez chwilę. Przeanalizujmy twój życiorys. Czy nie zauważyłaś, że wokół ciebie dzieją się dziwne rzeczy? Np.: W szkole gimnazjalnej w Polsce zamieniłaś włosy nauczycielki z blond na soczyście zielone. W pracy radzisz sobie o wiele lepiej, niż inni, no i szybciej. Czy nie zauważyłaś, że szybko dostałaś awans, oraz, że czujesz się w Anglii jak w domu? Jesteś brytyjską czarownicą Regino Riddle. - oświadczył akceptując nazwisko.
- Ale ja mam na nazwisko Hoof, a nie Riddle. - speszyła się kobieta.
- Tu się z tobą zgadzam. Wyszłaś za mąż za Brytyjczyka. Twoim panieńskim nazwiskiem było Wornch***, polskie i Mugolskie, ale przed narodzinami twoja prawdziwa matka nosiła nazwisko Gaunt. Musisz wiedzieć, że Meropa Gaunt urodziła jeszcze jedno dziecko, chłopca, Toma Riddle'a Juniora. Wasze prawdziwe nazwisko - Riddle też jest Mugolskie, lecz z kolei brytyjskie. Meropa była czarownicą czystej krwi z rodu Salazara Slytherina i wyszła za Mugola Toma Christophera Riddle'a. W ten sposób, i ty, i Tom jesteście półkrwi czarodziejami. Twój przypadek jest jednak inny... - popatrzył na nią uważnie i dokończył. - ...Ktoś wymazał ci pamięć wiele lat temu i nie pamiętasz, że byłaś kiedyś czarownicą i chodziłaś z bratem do szkoły magii zwanej Hogwart. Teraz obecnie uważasz się za Mugolkę i charłaka jednocześnie. Charłak to osoba urodzona w magicznej rodzinie, ale nie posiadająca czarodziejskich zdolności. Bycie charłakiem to nie jest wstyd. Za to Mugol to osoba nieposiadających magicznych zdolności... - objaśnił, po czym mówił dalej: - ...Albus zdawał sobie sprawę, że jeśli twój brat dowie się o tobie będzie źle. Jednak się w jakiś sposób dowiedział i dlatego muszę cię stąd zabrać w bezpieczniejsze miejsce. - oświadczył na koniec.
- Dlaczego? - spytała.
- Widzisz,... - mężczyzna podszedł do niej uważnie się jej przyglądając. - ...twój brat zmienił swoje imię dawno temu na Lord Voldemort. Dowiedział się o tobie i nie jesteś już tutaj bezpieczna, co świadczyły twoje wrzaski na ulicy. Nikt kto nie miał styczności, choćby pisemnej, czyli nie przeczytał o nim i nie słyszał o jego czynach nie wiedziałby kim on jest... - zaznaczył. - ...Krzyczałaś jego imię i powiedziałaś, że, tu cytuję: "Nie przyłączę się do osoby, która zadaje swojej rodzinie cierpienie". I to zagwarantowało, że jesteś z nim związana i sprzeciwiłaś się mu. Tu masz eliksiry: regenerujący, uspakajający i przeciwbólowy. Wyjdź na zewnątrz. Uspokój sąsiadów i swoich kolegów z pracy. Potem zadzwoń do wszystkich swoich znajomych z zawiadomieniem, że wyjeżdżasz na bardzo długo. - oświadczył.
- Jak długo? - spytała z przerażeniem biorąc od niego eliksiry.
- To zależy już od Albusa. Teraz idź, a ja spakuje twoje najpotrzebniejsze rzeczy. Idź już. - Kobieta wyszła. Rozejrzała się po podwórku i oznajmiła, widząc swoich sąsiadów, przyjaciół i kolegów z pracy:
- Przepraszam was, ale muszę wyjechać na bardzo długo. Nie wiem kiedy wrócę. - Jeden z agentów FBI odezwał się:
- Ale, Regino, co się tak właściwie stało? Czemu krzyczałaś? Wymawiałaś jakieś imię. Jakiegoś Lorda. - Kobieta spojrzała na niego i odwróciła się ku domowi. W oknie zobaczyła Moody'ego, który najwyraźniej przysłuchiwał się rozmowie. Gdy ich oczy się spotkały auror pokręcił głową dając znak, by nie mówiła o tym, co powiedział na jej i jego temat, a także temat jej brata. Tak więc, kobieta spojrzała z powrotem na zgromadzonych.
- Najwyraźniej majaczyłam. Od rana źle się czułam i myślałam, że mi to przejdzie do wieczora, ale nie przeszło. Przyszedł jednak pan Moody i mi dał coś na uspokojenie i teraz lepiej się już czuję. Proszę was, idźcie już do siebie. Proszę jednak byście zadzwonili do moich przyjaciół i rodziny, powiadamiając o moim wyjeździe. - poprosiła.
- I proszę nikomu nie mówić co tu się stało... - odezwał się Moody zza jej pleców. Wszyscy kiwnęli głowami, a Alastor i Regina wrócili do domu. - ...Bardzo dobrze sobie poradziłaś. Sam lepiej nie dałbym rady. Musiałbym sprowadzać oddział modyfikatorów. - stwierdził na odchodnym.
- Kogo? - zdziwiła się, patrząc na niego.
- Jest to oddział, który modyfikuje pamięć Mugolom, gdy zadają niewygodne pytania lub podejrzewają ludzi, takich jak my, o czary. - wyjaśnił.
- Aha. Jeśli jesteś czarodziejem, to też musisz mieć jakieś zajęcie. - zauważyła.
- Jesteś spostrzegawcza, Regino. Od piętnastu lat jestem łowcą czarnoksiężników tzw. aurorem. - wyjaśnił.
- Alastorze, czy opowiesz mi, coś więcej o magicznym świecie? - poprosiła.
- Tak, ale dopiero w Hogwarcie. - odparł mężczyzna.
- Czyli gdzie?
- Weź te rzeczy ja wezmę te i ruszamy. - powiedział tylko, po czym mężczyzna chwycił ją za ramię i zniknęli.

~~*~~

          Moody deportował Reginę pod bramę terenów Hogwartu. Idąc przez błonia kierowali się do zamku. Po jednej i po drugiej stronie ścieżki aż ku polanie był las o nienaturalnie wysokich drzewach. Zgodnie z obietnicą Moody opowiedział pani Hoof o magicznym świecie. Regina rozglądała się wokoło pytając raz po raz o wszystko co widziała wokół siebie. Gdy znaleźli się w zamku skierowali się do gabinetu dyrektora. Ostatnim pytaniem jakie zadała było:
- Jak długo istnieje zamek? - spytała.
- Od około tysiąca lat... - odpowiedział Alastor. Szli korytarzami zamku. Stanęli w końcu przed kamienną chimerą. Moody podał hasło, a widząc zdziwienie kobiety wyjaśnił: - ...Prawie wszystko co jest w tym zamku: wejścia do Pokoi Wspólnych dla uczniów, nie które gabinety nauczycieli czy do sal lekcyjnych itd. mają swoje hasło. Zmieniamy je od czasu do czasu. Nawet stopnie schodów mają fałszywy schodek, a trzeba o nim pamiętać, bo inaczej się w nim ugrzęźnie... O, już jesteśmy. - oznajmił stając przed drzwiami gabinetu dyrektora. Już miał zapukać, gdy nagle rozległ się za drzwiami jakiś młodzieńczy głos...
**** - Jest pan, jak zwykle wszechwiedzącym, Dumbledore. - ów głos był zimny i brzmiał jakby mówił to młody mężczyzna. Obojga zmroziło krew w żyłach. Spojrzeli po sobie. Kobieta miała strach w oczach, a mężczyzna obawę. Spojrzeli z powrotem na drzwi słuchając dalszej rozmowy.
- Och nie, mam tylko zaprzyjaźnionych barmanów w okolicy... - odrzekł swobodnie starczy głos, najwyraźniej Dumbledore'a. - ...A teraz, Tom... - usłyszeli odstawiający przedmiot na biurko. Rozległ się dźwięk wyprostowania się w fotelu. - ...porozmawiajmy szczerze. Dlaczego przyszedłeś tu nocą, w towarzystwie swoich popleczników, by prosić o posadę, której jak obaj dobrze wiemy, wcale nie chcesz? - Wyżej zainteresowany okazał chłodne zainteresowanie. Regina zajrzała do środka bardzo ostrożnie. W fotelu przed biurkiem dostrzegła wysokiego, przystojnego czarnowłosego młodzieńca odwróconego tyłem do drzwi oraz starca, siedzącego przy biurku wpatrującego się w chłopaka z wielkim zainteresowaniem i uwagą. Jego oczy zamigały, gdy spostrzegł lekko uchylone drzwi i kobietę w nim.
- Posadę, której nie chcę? Przeciwnie, Dumbledore, bardzo jej pragnę. - powiedział z urazą.
- Och, wiem, chcesz wrócić do Hogwartu, ale nie chcesz nauczać, podobnie jak wtedy, gdy miałeś osiemnaście lat. O co Ci naprawdę chodzi, Tom? Dlaczego choć raz nie spróbujesz o to poprosić otwarcie? - Lord uśmiechnął się drwiąco.
- Skoro nie chce pan dać mi tej posady...
- Oczywiście, że nie chcę. I nie sądzę, byś choć przez chwilę tego ode mnie oczekiwał. Przybyłeś tu jednak, poprosiłeś, musiałeś mieć w tym swój cel. - stwierdził. Voldemort wstał. Mimo braku mocy Regina wyczuła wokół brata złą aurę. Wyczuła też, że lada chwila wyjdzie, więc schowała się obok drzwi wraz z aurorem. Już miała się stąd zmywać, gdy usłyszała dalszą część rozmowy:
- To pańskie ostatnie słowo? - spytał młody mężczyzna.
- Tak. - odrzekł Dumbledore, również wstając.
- Więc nie mamy sobie nic więcej do powiedzenia. - oświadczył
- Nie, nie mamy... - powiedział dyrektor, a na jego twarzy pojawił się głęboki smutek. - ...Dawno minął czas, gdy mogłem cię przestraszyć płonącą szafą i zmusić, byś zadośćuczynił ofiarom swoich przestępstw. Ale tak bym pragnął, Tom... tak bym pragnął...**** - Regina usłyszała lekki ruch ręki, ale stwierdziła iż jej się to wydawało. Usłyszała, że młodzieniec kieruje się do drzwi. Na korytarzu spojrzenia obu bliźniąt spotkały się na chwilę, a potem chłopak spostrzegł mężczyznę obok niej. Następnie, jak gdyby nigdy nic, poszedł dalej. Gdy ten spojrzał na nią przez chwilę usłyszała w głowie coś takiego jak:
- "Regino, pójdź ze mną, nie pożałujesz tego. Dumbledore zapewne chce cię przekabacić na swoją stronę. Chodź ze mną, nie pożałujesz. Będziemy mieszkać ze sobą jak rodzina. Czekam na ciebie na końcu korytarza. Zastanów się nad tym przez ten czas" - Regina zamrugała oczami. Oniemiała, gdy usłyszała te zdania i śledziła go wzrokiem jak przechodził obok nich. Kilka sekund potem zwróciła się do Moody'ego:
- Choć ze mną, tak na wszelki wypadek. - poprosiła.
- Po co? I gdzie? - zapytał z zaskoczeniem.
- Tom powiedział mi, żebym z nim poszła porozmawiać. Nie jestem pewna czy iść, czy też nie. W końcu to mój brat, ale słysząc jego rozmowę z dyrektorem zdałam sobie sprawę, że jest jednak zły, lecz jest moją rodziną. Czy pójdziesz ze mną jako obstawa? - Mężczyzna rozważał prośbę.
- No dobra, ale trzeba powiadomić Albusa. - powiedział.
- Dobrze, idź go powiadom, a ja pójdę do Toma. Zgoda?
- Nie, nie mogę ci na to pozwolić. On jest niebezpieczny. Poczekaj tu na mnie chwilę, dobrze? - Kobieta kiwnęła głową. Piwnooki wszedł do gabinetu dyrektora i opowiedział, co się wydarzyło. Dwie chwile potem, Moody wyszedł lekko zmartwiony. Oboje wyszli na korytarz.
          Po środku korytarza stał młody Lord Voldemort. Gdy ten spostrzegł Reginę zrobił dwa kroki ku niej, lecz gdy zauważył Moody'ego tuż za nią zatrzymał się. Zastanawiał się czy on go przypadkiem nie zaatakuje, ale to nie on pierwszy przemówił, ale pani Hoof:
- Witaj, Tom. - przywitała się. Czerwonooki spojrzał na siostrę. Już miał wyjąć różdżkę, gdy zerknął na Alastora, więc się powstrzymał, gdyż ten przemówił:
- Jeśli chcesz z nią rozmawiać, to ja muszę być przy tym. Inaczej możemy się pożegnać już teraz. - oświadczył groźnym tonem.
- Co chcesz przez to powiedzieć, Moody? - ten zimny głos był taki sam jak wtedy, gdy rozmawiał z nią na ulicy.
- To, że twoja siostra uważa się za Mugolkę, a nie za czarownicę półkrwi. Mało tego nie potrafi czarować. Nie ma różdżki i nie potrafi się bronić, więc jestem jej obstawą, gdyby ci się zachciało ją zabrać lub zaatakować. - Lord popatrzył najpierw na siostrę, a następnie na mężczyznę.
- Dobra, ale nie wtrącaj się do naszej rozmowy... - piwnooki kiwnął głową. - ...Więc jak, Regino? Czy chcesz się do...?
- Nie, Tom. Nie przyłączę się. - przerwała mu.
- Dlaczego? - spytał.
- Słyszałam twoją rozmowę z Dumbledore'm. Wnioskując z obecnej sytuacji, włączając w to twoją przeszłość, obecną działalność i to, co mi zrobiłeś dzisiaj na ulicy nie mogę się zgodzić na bycie twoim poplecznikiem. Akceptuje to, że jesteśmy rodziną, ale niestety i z wielkim żalem nie przyłączę się oraz nie będę z tobą mieszkać. - Tom II popatrzył na nią ze złością. Siląc się na spokój powiedział do niej w mowie węży:
- "Wiem, że chcesz mieć prawdziwą rodzinę, widzę to w twoich oczach, siostro. Zrobię wszystko byśmy byli razem, jak rodzina. Bez względu gdzie Cię ukryją, znajdę cię" - oświadczył młodzieniec. Moody, co prawda nic nie zrozumiał z tego co Riddle powiedział do Reginy, ale z twarzy młodego mężczyzny mógł wyczytać, że to było coś naprawdę ważnego. Riddle był najwyraźniej wściekły, gdy siostra mu odmówiła. Gdy Lord skończył mówić odwrócił się na piecie i zniknął za rogiem korytarza. Auror odetchnął z ulgi i zaprowadził kobietę do gabinetu Albusa. Gdy dyrektor ją zobaczył najpierw się zdziwił i po chwili uśmiechnął się.
- Witaj, Regino Riddle... Chciałem powiedzieć: Witaj, Regino Hoof. - poprawił się dyrektor.
- Myślę, dyrektorze, że jednak przyjmę nazwisko Riddle, ale muszę chyba jednak najpierw porozmawiać z mężem i dziećmi w tej kwestii czy by się na to zgodzili... - oznajmiła ze smutkiem. - ...Chyba mogę im powiedzieć, że jestem spokrewniona z Tomem Marvolo Riddlem? - spytała patrząc na starca.
- Myślę, że mogłabyś, ale skąd wiesz jak się naprawdę nazywa? - spytał.
- Nie wiem. Od dziecka mam takie dziwne przeczucia i wpadam w dziwne transy. Czasami je zapisuję, gdy je pamiętam. Mam to wszystko w domu, a odkąd poznałam Rogera on je zapisuje, gdyż nie daje rady już ich zapisywać, bo są coraz głębsze i zapominam co się ze mną dzieje... - wyjaśniła. - ...Wciągu ostatnich piętnastu lat to się nasiliło, a od rana miałam dziwne uczucie, że coś się dziś stanie. - oświadczyła.
- No i stało się... - uśmiechnął się Moody. Kobieta także się uśmiechnęła. - ...Spotkałaś brata. Jednak mnie zastanawia jedna rzecz: kto mógł rzucić na ciebie zaklęcie zapomnienia? - spytał.
- Właśnie... - odezwał się Albus. - ...Pamiętam jak się uczyłaś tutaj z Tomem. Byłaś w Gryffindorze i trzymałaś się niejakiego Alexandra Wodsona, a nie długo potem Shavanne Van Raichand. Pamiętasz? - spytał Dumbledore. Regina patrzyła na dyrektora przez kilka chwil. Miała wrażenie, że zna te nazwiska. Coś jej mówiły.
- Alex! Shava!... - zawołała nagle zdawszy sobie sprawę kim oni są. Kobiecie coś mówiły te imiona, ale za żadne skarby świata nie mogła sobie przypomnieć gdzie je słyszała i jak oni wyglądają. - ...Przykro mi... Nie przypomnę sobie. - powiedziała siadając na najbliższym krześle z rezygnacją.
- Może ja pomogę? - rozległ się czyjś głos od drzwi. Wszyscy troje spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli blond włosego mężczyznę. Nagle kobieta wstała i powiedziała:
- Ja... Już cię gdzieś widziałam. - szepnęła.
- Oczywiście, Regino, że mnie znasz. - uśmiechnął się nieznajomy.
- Panie Wodson, co pan tu robi?... - dyrektor nie skończył, gdyż Regina powiedziała:
- To nie jest Alexander Wodson!... - pisnęła. - ...To Percivald Nicolas Harold James Levender! Przyszły Ja Harry'ego Pottera, który się jeszcze nie narodził!... - zawołała podchodząc do niego. Po chwili zawołała: - ...Już rozumiem!... - dodała z rozszerzonymi oczami. - ...Te wizje i transy, które miałam wciągu ostatnich piętnastu lat były zwiastunem, tego, że już narodzili rodzice młodego Pottera! - zawołała.
- Brawo, Regino. Przypomniałaś sobie cel, ale czy moc ci powróci? - spytał Percy.
- Moc? - spytał Moody.
- Tak. To ja zmodyfikowałem pamięć Reginie, a także jej bratu i mężowi tuż po szkole. Nie pamiętali nic co ich łączyło ze sobą, a także mnie i naszych przyjaciół. Zapomniała również o tym, że posiadała czarodziejską moc od urodzenia. Teraz jej moc będzie powracać, gdyż Tom ją odnalazł co spowoduje stopniowy powrót mocy i pamięć. - wyjaśnił.
- Powrót mocy i pamięć? - zdziwił się Moody.
- Tak. Puki Voldemort nie przypomniał sobie o niej była bezpieczna jak i jej mąż oraz ich dzieci. Pamiętasz, Regino jak twoja praca musiała przenieść się do Anglii?... - spytał Percy kobiety. Ta kiwnęła głową. - ...Czuwałem nad tobą i poprosiłem twoich przyjaciół z policji i FBI, by twoją pracę przenieść do Anglii. Musiałaś także przenieść tutaj swoją rodzinę i tak też zrobiłaś. Poprosiłem brytyjskiego Ministra Magii, by przydzielił do ochrony najlepszego aurora, by miał cię na oku... - wskazał na Alastora. - ...Alastora Moody'ego. Zamieszkałaś w jego dzielnicy, by miał nad tobą pieczę. Jednak... - tu westchnął. - ...Voldemort dowiedział się o tobie w jakiś sposób... - Levender podszedł do okna i popatrzył na zimowy i ciemny krajobraz za oknem. - ...Trzeba będzie działać. Zrobić wszystko byś była bezpieczna i pomocna dla Harry'ego oraz Zakonu Feniksa. - odparł Percy. Kobieta podeszła do przyjaciela i z lekkim uśmiechem odparła:
- Zrobię wszystko, aby Harry pokonał mojego brata. Nie pozwolę, by zabijał całą rzeszę ludzi... - powiedziała i przytuliła go. - ...Musisz mi tylko pomóc przypomnieć sobie co robiłam w szkole i bym odzyskała moc. - oświadczyła.
- Czy jesteś pewna tej decyzji? - spytał Moody. Kobieta spojrzała na aurora i odparła:
- Tak, jestem pewna. Jednak czuję, że jeśli mój brat dowie się, że mam siostrę, dzieci i męża to wykorzysta ich przeciwko mnie i zrobi wszystko, by przeciągnąć ich na swoją stronę lub mnie szantażować poprzez nich bym do niego przyszła i została u niego. - Mężczyźni spojrzeli najpierw na siebie, po czym na nią.
- Nieźle się orientujesz w sytuacji, Regino. Może będziesz pracować w ministerstwie jako śledczy?
- Dziękuję, dyrektorze. Zastanowię się. Alastorze, czy pójdziesz do mojego domu i opowiesz, wraz ze mną mojej rodzinie kim jestem? - spytała mężczyzny.
- Oczywiście. - Pożegnali się z dyrektorem oraz Percym i wyszli. Skierowali się do Zakazanego Lasu, stamtąd poszli poza granice Hogwartu, gdzie Alastor deportował się z nią do jej domu.

~~*~~

          Do godziny 8:35 rano, następnego ranka, czekali na rodzinę pani Hoof, rozmawiając o magicznym świecie. Auror opowiadał i wyjaśniał wiele rzeczy. W końcu do pomieszczenia weszły dwie małe osóbki. Chłopiec i dziewczynka, a tuż za nimi mężczyzna o rudych włosach i jasnoniebieskich oczach.


- Regina, co za ulga! Nic ci nie jest? Dostaliśmy wiadomość od twoich kolegów z pracy, że źle się czujesz. Co się st...?... - nie dokończył, bo zauważył Moody'ego. - ...Kim jest ten mężczyzna, i co tu robi?
- Roger, uspokój się. Jak widzisz, nic mi już nie jest. To jest Alastor Moody. Mieszka nie daleko nas. Pomógł mi dojść do siebie. I... chcemy wam coś powiedzieć. - powiedziała ze smutkiem Regina, trzymając na kolanach rudowłosą dziewczynkę.
- A co takiego, kochanie?
- Najpierw usiądź, bo to jest dość, hmm... dziwne. Dowiedziałam się o tym wczoraj wieczorem. - zająknęła się.
- Co się stało? - nie ustępował mąż. Ale to nie ona odpowiedziała, lecz auror:
- Regina i ja jesteśmy czarodziejami. Gdy wyszła za ciebie, a na pewno jesteś Mugolem, to i wasze dzieci też są czarodziejami. Mugol jest to osoba nie obdarzona magicznymi umiejętnościami. - Roger zesztywniał z zaskoczenia, gapiąc się na nich, a potem pobiegł na górę.
- Roger! Gdzie idziesz!?... - zawołała jego żona biegnąc za nim zostawiając rudą dziewczynkę. Znalazła go w ich sypialni. Siedział w kącie. - ...Roger?... - wyszeptała łagodnie, podchodząc do niego powoli. Mężczyzna spojrzał na nią. Drżał ze strachu, a gdy usłyszał jej nie pewny i zatroskany głos zwrócił na nią wzrok. - ...Roger, jestem chyba charłakiem. - niebieskooki spojrzał na nią spytawszy:
- Co to jest ten cały charłak?
- Jest to osoba, która urodziła się w magicznej rodzinie, ale nie posiada magicznych zdolności. Opowiem ci wszystko, ale zejdź na dół, proszę. Opowiemy ci o wszystkim. - poprosiła błagalnie.
- Nic mi nie zrobisz? Znaczy się, czy nie zamienisz mnie w ropuchę, karalucha, czy coś takiego? - spytał z przerażeniem.
- Ależ nie, Roger. Nie zrobię ci tego. Zresztą i tak nie posiadam różdżki. - zaśmiała się.
- A-a Moody?
- On też nic ci nie zrobi. Obiecuję ci to. - uśmiechnęła się i po chwili przytuliła. Chwilę tak siedzieli, po czym zeszli na dół. I Regina, i Alastor opowiedzieli całe zdarzenie z wczorajszej rozmowy w domu jak i w Hogwarcie.
           Przez resztę dnia, głównie Moody opowiadał o magicznym świecie. Został aż do kolacji. Postanowili, że się zaprzyjaźnią. Od tego czasu często przychodził nich albo oni do niego dowiadując się czegoś nowego o magicznym świecie lub przedmiotach i odwrotnie. Dowiadywali się z gazet co robi Voldemort, a także od Moody'ego. Za to Regina spotykała się często z Percym Levenderem, by sobie przypomnieć szkolne lata w magicznej szkole.

~~*~~

Czas mijał...
          Wciągu całego swojego życia Regina bywała w transach i zapisywała je lub jej mąż, ale były to krótkie teksty i tyczyły się głównie rodziny lub przyjaciół. Teraz, odkąd poznała brata wypowiadała zdania coraz częściej i to kilkanaście razy w roku. Jednak jedna przepowiednia powtarzała się co roku. Mówiła zawsze o tym samym: Że każdy nauczyciel OPCM-u w szkole Magii i Czarodziejstwa Hogwart, nie powróci na to stanowisko już nigdy. Było tak i tym razem, jednak ta przepowiednia się różniła od poprzednich...


~~*~~

31 lipca 1980... Koło godziny 16:30...
          W gabinecie dyrektora Hogwartu trwała dyskusja na temat, że już piąty rok z rzędu piąty nauczyciel OPCM-u oświadczył (z wrzaskiem), że rezygnuje z posady. Odkąd Regina dowiedziała się o swoim bliźniaku okazało się, że rzeczywiście była medium. Tego dnia kobieta wypowiedziała dłuższą przepowiednię...
- Albusie!... - odezwała się przerażona kobieta przerywając rozmowę Dumbledore'a z jej mężem na temat "fascynujących przedmiotów szkolnych" - jak to określił Roger oraz Numerologii i Runów. - ...To znowu się zaczyna!... - Nagle zesztywniała i zaczęła mówić monotonnym, pozbawionym emocji głosem. Zupełnie nie swoim. Albus i Roger spojrzeli na nią i słuchali. - ..."Co rok będzie tak samo.... Każdy nauczyciel na przeklętej posadzie odejdzie i nie będzie chciał wracać ponownie... Ale oto nadchodzi ratunek dla świata Mugoli i czarodziejów! Dziś narodzi się dziecię z rodziców znienawidzonych rodów, który osłabi, a potem pokona Zło chodzące po tym świecie... Ludzkość będzie ocalona na 13 lat, a ich czujność osłabiona będzie przez to... Feniksie, co 150 dyrektorem jesteś, zjednocz ludzi wiernych i gotowych na śmierć... Osoby najmniej spodziewane przez ciebie i twoich zwolenników pokonają Zło na zawsze... Zaufaj Wybrańcowi i jego przyjaciołom, a może kiedyś cię ocalą przed Mrokiem"***** - Po ostatnim zdaniu zemdlała. Jej mąż natychmiast zareagował. Chwycił ją pod ramiona, udaremniając upadek i położył na sofie.
- Albusie, co to może oznaczać? Tak długiej przepowiedni nigdy jeszcze nie wypowiadała nawet przede mną! - zawołał spojrzawszy na niego. Dyrektor popatrzył na rudowłosego w zamyśleniu. Roger miał rację. Regina Hoof nigdy nie wypowiadała przepowiedni złożonej z dziesięciu zdań! Zazwyczaj składała się z co najmniej jednego, dwóch, góra trzech wersów, ale nie aż dziesięciu!
- Umiesz zinterpretować tą przepowiednię? - spytał.
- Myślę, że tak. Spójrzmy... - zerknął na pergamin, na którym widniały słowa jego żony chwile temu wypowiedziane. - ...Dwa pierwsze zdania mówią o tym samym, co w ostatnich latach, a kolejne mówią o ratunku ze strony jakiegoś chłopca "...z rodziców znienawidzonych rodów...", jak same słowa mówią. Dalej jest: "...Dziś narodzi się dziecię z rodziców znienawidzonych rodów...". To chyba oznacza, że ten ktoś dziś się urodzi z dwóch rodów, ale nienawidzonych? Co to znaczy? - spytał.
- Hm... Myślę, że to wskazówka. Chodzi tu o rody magiczne. Ród Godryka i Salazara przez setki lat się nienawidzili i były sprzeczki, więc uważam, że rodzice muszą pochodzić z tych dwóch rodów. - wyjaśnił.
- Kto to może być? - spytał Roger.
- Hm... Jedyna rodzina jak mi przychodzi na myśl, mimo że oboje byli w Gryffindorze to Lily Evans i James Potter. Lily jest w ciąży w dziewiątym miesiącu, lecz Alice Longbottom także... - objaśnił. - ...Jak jest dalej? - spytał na koniec.
- Em... Przepowiednia mówi też o osłabionej czujności ze strony ludzkości ze świata czarodziejów i Mugoli. Czyli po prostu jak to Zło zostanie pokonane, to najwyraźniej powróci, a społeczeństwo czarodziejów będzie osłabione wojskowo. Dokładniej mówiąc, zginiemy, jeżeli nic nie zrobimy. Musimy działać, Albusie, by być gotowym na ostateczny atak. Zastanawia mnie dlaczego w przepowiedni jest wspomniany "Feniks"? - zauważył.
- Chyba wiem. Stworzyłem kilka lat temu pewną organizację i nazwałem ją Zakonem Feniksa. Feniks to ja. Moim patronusem także jest feniks. - oświadczył.
- Ach tak. Rozumiem. Spójrzmy... Ostatnie dwa zdania mówią o osobach, którzy są na tyle bystrzy, błyskotliwi oraz przebiegli, by pokonać lub choćby przechytrzyć wroga. Wspomina też jakiegoś Wybrańca. - wyjaśnił Roger. Odkąd dowiedział się, że jego żona jest medium zaczął interesować się interpretowaniem takiego rodzaju przepowiedniami, bo od czasu do czasu nieświadomie wypowiadała proroctwa. Zaczął je zapisywać, a także przed kim i kiedy została wypowiadania dana przepowiednia. Na początku ich nie rozumiał, lecz gdy poznał prawdziwe pochodzenie swej żony, zaczął dokładniej sprawdzać te przepowiednie i czytać o takich rzeczach. W tym momencie kobieta się obudziła i zapytała na powitanie dość głośno:
- Jaką wypowiedziałam przepowiednię??... - Obaj mężczyźni spojrzeli najpierw na nią, a potem po sobie, po chwili jednak dyrektor wyrecytował proroctwo. Regina wytrzeszczyła oczy już samą ilością zdań jakie dziesięć minut temu wypowiedziała. - ...To niemożliwe! - wydyszała.
          Tego samego wieczoru urodzili się dwaj chłopcy: Harry James Potter i jego brat, Jack Matthew Potter. Urodził się także Neville Longbottom. Rok później rodzice Potterów zostali zamordowani.
          Od dnia śmierci państwa Potter Regina, wraz rodziną zamieszkała w Dolinie Godryka nr 12 na jakiś czas... Ale, gdy dowiedziała się, że Lily i James żyją, Zakon zarządził, by zamieszkali w Surrey, w sąsiedztwie z Dursley'ami, by mieli na nich oko.


___________________________
Od autorki:
* Hoof - Jest to nazwisko mojej koleżanki w Anglii. Martha, bardzo cię przepraszam, że pożyczyłam sobie twoje nazwisko. Mam nadzieje, że mi wybaczysz, i przeczytasz rozdział i bardzo cię przepraszam, że wykorzystałam twoje nazwisko bez twojej wiedzy.
** Lukas i Isabella - Łukasz to imię mojego starszego brata, a Iza jest jego żoną. Te posady, które są wymienione w rozdziale są wymyślone. Te imiona są oczywiście zmienione na angielskie, ale Regina uważała ich wciąż za polaków i oczywiście za PRAWDZIWYCH rodziców.
*** Jest to fragment z "Harry Potter i Książę Półkrwi". Trochę go zmieniłam, ale tylko ze względu na moją opowieść. Jest to pokazane oczami Reginy.
**** Wornch - Jest to nazwisko mojej znajomej terapeutki Moniki Wornch, która mieszka w moim mieście. Monika, serdecznie ci dziękuję, że pozwoliłaś mi pożyczyć twoje nazwisko i mam nadzieję, że ten rozdział ci się spodobał.
***** Jak przeczytaliście, Regina jest medium i co jakiś czas wypowiada przepowiednie. Zaprzyjaźni się z Harrym i jego przyjaciółmi. Przepowiednie będą się pojawiały co jakiś czas w rozdziałach i będą mieć znaczenie dla opo.

13 stycznia 2013

Rozdział 19 - Składniki i propozycja

Klik

         Następnego dnia nasi bohaterowie wrócili do Hogwartu. Tam Jack i Alex dostali Przydział (młody Welson miał 16 lat). Działo się to podczas śniadania.
- Drodzy uczniowie i koledzy. Trochę za późno na przydzielanie, ale chcę powiadomić, że mamy dwóch nowych uczniów. Profesorze Potter, proszę zaczynać. - Harry przyniósł, i Tiarę Przydziału, i stołek o czterech nogach. Postawił go na szczycie kilku stopniowych schodach po czym zawołał:
- Potter, Jacob! - Szatyn prawie podobny do młodzieńca stojącego obok, usiadł na stołku. Wybraniec nałożył mu Tiarę na jego głowę, a Jack usłyszał głos:
- Oho! Drugi Potter! Masz podobne cechy do ojca, ale też do matki, ale przeciwne do brata... Hmm... Gdzie by cię tu przydzielić? Przebiegły, ale też pilny i sprytny, oraz masz dobre serce. Hmmm... Twój brat mnie za to zabije. Niech będzie... Hufflepuff!
- Mój brat jest Puchonem?... - zdziwił się na głos zielonooki. Później nadeszła kolej na młodego Welsona. - ...Welson Alexander! - zawołał Harry. Blondyn także usiadł na stołku i czekał na decyzję Tiary:
- Bardzo ciekawe. Cechy Puchona, ale też i Gryfona. Pilny, lojalny, dzielny, bystry, masz dobre serce, a to przeważa dom o nazwie: Gryffindor! - Stół Gryfonów zaszalał z radości, zresztą Puchoni też. Harry uścisnął Alexowi i Jackowi dłonie, po czym we trójkę skierowali się do swoich stołów. Jack do stołu Puchonów, Alex do stołu Gryfonów, a Harry do stołu nauczycielskiego. Jack będzie musiał komuś powiedzieć o swoich umiejętnościach, gdyż przyjaciele nauczyciela byli w większości w Gryffindorze.

~~*~~

         Mijał czas. Harry dobrze się spisywał w obowiązkach nauczyciela. Dodawał i odejmował punkty, a także dawał od czasu do czasu szlabany, głownie Ślizgonom, z czego Gryfoni byli zadowoleni. Miał również nocne patrole, ale nie narzekał zbytnio. Co prawda powinien być bezstronny, ale przyjaźń z dyrektorką Hogwartu dawała mu ulgi jak, i jemu, tak i jego przyjaciołom.

~~*~~

         Był początek października. Harry i Ron, jako jedyni z drużyny Gryfonów zostali wezwani do gabinetu dyrektorki.
- Witam, chłopcy. - przywitała się. Obaj młodzieńcy odpowiedzieli tym samym.
- W jakiej sprawie nas pani wezwała? - spytała Ron.
- W listopadzie odbędzie pierwszy w tym sezonie mecz quidditcha, więc potrzebujemy nowych trzech ścigających, dwóch pałkarzy i szukającego.
- Ale, pani dyrektor! To, że jestem nauczycielem nie znaczy, że nie mam prawa grać! Daj mi szansę!
- prosił.
- No nie wiem... - zamyśliła się.
- Przecież sama mnie wybrałaś, gdy przez przypadek zobaczyłaś jak chwytam przypominajkę Neville'a! Proszę, Minerwo! - zawołał Harry.
- No... dobrze, ale pamiętaj, Potter,... znaczy się Harry,... Za każdym razem, gdy jesteś na miotle i są rozgrywki quidditcha, to tobie się zawsze coś przytrafia, a nie mam ochoty ciebie ratować za każdym razem, gdy spadasz z miotły. - oburzyła się kobieta.
- Ależ, Minerwo... - wtrącił się portret Dumbledore'a za jej biurkiem. - ...To, że Harry ma talent do popadania w kłopoty, jak jego ojciec i przyjaciele... - tu uśmiechnął się znacząco do Pottera. - ...nie znaczy, że nie masz prawa go chronić. Daj mu szansę, Minerwo. Zobaczysz, że Harry kiedyś pokona zło chodzące po tym świecie, a potem będzie jak dawniej. - Te słowa były bardzo pouczające, wręcz pocieszające, a zarazem intrygujące.- oświadczył.
- Profesorze... - zaczął Harry i podszedł do obrazu swojego "zmarłego" mentora. - ...Dziękuję za te słowa otuchy,... naprawdę.
- Nie ma za co, Harry. Wierzę, że pokonasz Voldemorta. - Potter uśmiechnął się, po czym odwrócił się do profesor McGonagall.
- Minerwo, czy zgadzasz się, bym był nadal szukającym i kapitanem drużyny Gryfonów? - Kobieta popatrzyła na zielonookiego i odparła:
- Dobrze, Harry. Teraz idź do siebie...
- Przepraszam, pani dyrektor.. - przerwał jej. - ...ale nie pójdę, bo chcę porozmawiać z Dumbledore'em. - odparł wskazując na obraz tuż za nią.
- Rozumiem. Ja sobie pójdę, i...
- Nie, zostań. Ron przyprowadź Dracona, Eleine, Mary, Johna, Hermionę, Ashe'a, Jacka, Alinę, Alexa, Ginny, a także Marvola, Geandley, Marcha i resztę GD... - rudzielec pokiwał głową i wyszedł.
         Harry i Minerwa czekali w ciszy przez około dziesięć minut. W końcu, gdy wymienione osoby przybyły, Harry zaczął mówić. - ...Wiem, że to nie jest oficjalne zebranie Gwardii, ale musimy się skupić na Horkruksach i eliksirze. Ron, Hermiono wyjaśnijcie pozostałym czym one są. - wskazał na siedmiu Gryfonów, dwoje Puchonów, kilku Krukonów i jednego Ślizgona (Alina, Eleine i Mary zostały już wtajemniczone pod czas podróży do Hogwartu. Za to Johnowi i Ashe'owi Harry powiedział już w szkole). Wszyscy troje opowiedzieli o podróży Harry'ego z Dumbledorem po Horkruksa, oraz o życiu Lorda.
         Po kolejnych dziesięciu minutach Harry odezwał się znowu:
- Każde z was będzie mieć inne zadanie do wykonania. Więc tak, Ron, pójdziesz do sklepu Freda i George'a i poprosisz o ich gadżety dla każdego z Gwardii i Zakonu. Poproś najpierw o listę tych rzeczy, a ja zdecyduję czy je wziąć czy nie lub czy są przydatne. No i niech napiszą do czego służą. Hermiono, gdy byłem ostatnim razem w Piekielnym Dworze dostałem wtedy Księgę z opisem i listą składników Eliksiru Wskrzeszenia. Mam ją w swoim gabinecie. Zajrzyj do niej i zastanów się, gdzie te składniki można odnaleźć i jak długo będzie trzeba go warzyć, dobrze? - poprosił Gryfonkę.
- Dobrze. - odparła. Harry uśmiechnął się i kontynuował.
- Ginny, Eleine, Mary i Geandley przeszukajcie całą bibliotekę i znajdźcie cokolwiek o przedmiotach Założycieli. Myślę, że znajdziecie też coś w "Historii Hogwartu". Potem znajdziemy jakiś sposób na ich zniszczenie. - oświadczył.
- Voldemort stworzył te Horkruksy, a one są z dziedziny Czarnej Magii to można je zniszczyć tym samym sposobem, czyli Czarną Magią. - powiedział nad wyraz inteligentnie Alex. Wszyscy popatrzyli na niego i po chwili kiwnęli głowami na potwierdzenie tych słów.
- Ma pan w pewnym sensie rację, panie Welson... - rozległ się tuż za nimi starczy głos. Wszyscy obejrzeli się i zobaczyli najmniej spodziewaną osobę, ale Ta osoba kontynuowała. - ...Musicie jednak zauważyć, że nie znacie zagrożenia jakim jest szukanie tak niebezpiecznych przedmiotów, jakimi są Horkruksy. - mówiła dalej postać stojąca w wejściu. Wszyscy patrzyli z niedowożeniem na ową postać oniemiali. Przed nimi stał nie kto inny jak Albus Dumbledore we własnej osobie.
- My też tak sądzimy. - oznajmiła Eleine jakby nikogo nie zauważyła.
- Severus też nam pomoże. Poprosiłem go oto. Mogę was zapewnić, że jest on po naszej stronie. - powiedział Harry widząc niepokój w oczach zgromadzonych (wyjątkami są: Albus, Minerwa, John i Ashe), także nie dając po sobie poznać, że byli stęsknieni za byłym dyrektorem.
- Więc od czego zaczynamy? - spytała McGonagall. Harry spojrzał na nią i odpowiedział:
- Myślę, że powinniśmy zająć się jednocześnie zarówno Horkruksami jak i ważeniem eliksiru. Dlatego dam wam jeszcze inne instrukcje co do przygotowania eliksiru. Otóż, Minerwo, przede wszystkim proszę o pozwolenie dla wszystkich uczniów tu zgromadzonych oraz dla reszty członków GD na wychodzenie po ciszy nocnej. Wiem, że proszę o zbyt wiele, ale musimy zabezpieczyć zamek przed Tomem i jego zwolennikami. Wówczas musimy być gotowi w każdej sytuacji i o każdej godzinie, by odeprzeć atak, gdyby się mu zachciało ataku. - wyjaśnił Potter-Gryfon.
- A co z Eliksirem Wskrzeszenia? Prawdopodobnie jest skomplikowany. Tylko Wybraniec może uwarzyć razem ze znienawidzoną osobą. - przypomniała Harry'mu Mary.
- To prawda, panno Parker, ale wiedz, że Voldemort już jest nieśmiertelny. Zastanawiacie się pewnie po co mu on, skoro nie może umrzeć? Odpowiadam: Voldemort prawdopodobnie wie, że jego drogocenne części duszy są zagrożone, więc chce on napić się tego eliksiru tylko po to, by nikt go nie mógł zabić, nawet za pomocą jakiekolwiek zaklęcia z dziedziny Czarnej Magii, a tym bardziej za pomocą Avady. - wyjaśnił im były dyrektor. Wszyscy uśmiechnęli się blado.
- Dobra, jak już mówiłem Ginny, Eleine, Mary, Geandley i March przeszukajcie bibliotekę i znajdźcie wszystko o zwykłych przedmiotach Założycieli Hogwartu o niezwykłej mocy. Poszukajcie też cokolwiek o innych informacjach o Tomie Marvolo Riddle'u. Ron, ty weź od Freda i George'a te gadżety. Dobra?... - Odezwał się zielonooki. Rudzielec kiwnął głową do przyjaciela na potwierdzenie, że zrozumiał polecenie. - ...Myślę, że powinniśmy znaleźć też jakieś miejsce na Kwaterę Główną GD i nie może być to Pokój Życzeń. Znasz może, Minerwo, jakieś pomieszczenie, które nadawałoby się do tego celu? - spytał kobiety.
- Może sala numer 12? Jest dość duża.
- Ja myślę, że może być to twój gabinet, Harry. - odezwał się John.
- Nie... - sprzeciwił się zielonooki. - ...Każdy by się domyślił, że coś jest nie tak, iż ponad 40 osób wchodzi do tego gabinetu, a zwłaszcza Nick i Tom III. Musimy mieć inne miejsce spotkań, a mój i twój gabinet, Minerwo nie są odpowiednie. - oświadczył.
         Wszyscy zgromadzeni zastanawiali się nad miejscem nadającym się na szkolną kwaterę główną GD. Po kilku minutach odezwał się cicho Ron:
- Może kwaterą będzie... Komnata Tajemnic? - Harry spojrzał na niego i odpowiedział:
- Nie, Ron. Nie, i jeszcze raz: nie! To jest niebezpieczne! Teronit wraz z Nickiem mogą przywrócić życie bazyliszkowi, ale jak? Tego nie wiem. Gdyby się dowiedzieli, że się tam spotykamy nie wiadomo co by zrobili, że tam jesteśmy! Poza tym tylko ja i parę innych osób może tam wejść, gdyż znamy mowę węży jak każdy kto jest odrobinę związany z rodem Slytherina. Musielibyście być od nich zależni. Więc powtarzam po raz trzeci: nie będzie tam żadnej kwatery!... - zawołał z lekką złością i irytacją. Po chwili jednak powiedział już spokojniejszym tonem, zwracając się do pana Parkera. - ...Dobrze, John, kwatera GD będzie w moim gabinecie.
- Wspaniale! Musimy go zmienić i...
- Uuu... poczekaj no chwile, John... - odezwał się znienacka Wilson. - ...Gabinet nie może być zmieniony od tak sobie. Co pomyślą inni uczniowie i nauczyciele, gdy zobaczą go w inny stanie niż jest obecnie? Trzeba znaleźć inny sposób. Uważam, że przejście będzie poprzez gabinet Harry'ego, ale sama Kwatera będzie gdzie indziej. Harry, posłuchaj: Zmienię twoją kwaterę tak byś miał swobodę i dużo pokoi, zgoda? - zaproponował Wilson.
- A umiesz coś takiego zrobić? - spytał profesor Dumbledore.
- Tak. - odpowiedział.
- Ja mam inny pomysł. - rozległ się czyjś głos. Wszyscy spojrzeli w stronę drzwi. Zobaczyli Percy'ego Levendera.
- Jaki masz pomysł, Percy? - spytał Harry.
- Wiele lat temu, gdy byłem uczniem znałem pewne tajne przejście do pomieszczenia, które jest dość duże i pomieści ponad 100 osób. - wyjaśnił.
- Gdzie jest to pomieszczenie? - spytała Hermiona.
- Za kominkiem w wierzy Gryfonów. - odpowiedział.
- Jak można tam wejść? - spytał dyrektor.
- Jest wiele wejść. Najszybszym i niezauważonym sposobem jest przejście przez Pokój Wspólny. - objaśnił.
- Rozumiem. Kiedy je odnalazłeś? - spytał podejrzliwie dyrektor patrząc na niego swoimi niebieskimi oczyma.
- Byłem wtedy w drugiej klasie.
- Percy... - powiedział ostrzegawczym tonem Albus Dumbledore. Młodzieniec popatrzył na wszystkich lekko zdenerwowanym wzrokiem, po czym odpowiedział:
- No dobra! Powiem!... - zawołał zirytowany. - ...Było to na początku szóstej klasy, w czasach Voldemorta! Nie wiem jednak czy wejście wciąż działa i czy nadal istnieje. - dodał odwracając wzrok.
- Jeśli działa, a pomieszczenie jest duże będziemy mogli tam przebywać i się gromadzić. Zgadzacie się? - spytał Harry.
- Zgoda. Trzeba je sprawdzić. - powiedział dyrektor.
- Dobrze. Sprawdzę je. - powiedział Percy.

~~*~~

         Następnego dnia Harry i spółka (Całe GD oraz Parkerowie, Ashe, Jack, Draco, Alex, Geandley, Marvolo i March) rozsiedli się w jednym z pokoi, obok kwater nauczyciela, by przejrzeć stronicę ze składem Eliksiru Wskrzeszenia. Była sobota, więc mieli czas wolny.
- Proszę, Hermiono... - powiedział podając dziewczynie Księgę. Panna Granger przeglądała po kolei wszystkie strony szukając wyżej wymienionego eliksiru. - ...Strona 58. - poinformował ją.
- Dzięki... - powiedziała i po chwili zawołała. - ...Niewiarygodne! Nigdy nie widziałam tak skomplikowanego eliksiru... O! Zobaczcie!... - zawołała dziewczyna pokazując na skład. - ...Są tu jednocześnie, niektóre składniki z Eliksiru Wielosokowego oraz składniki, które pomogły przywrócić ciało i moc Voldemortowi! - Teraz już wszyscy nie bali się tego imienia. Zarówno wymawiać i wzdrygać się na jego dźwięk.
- Jak to? - zdziwił się Harry.
- No, przecież mówię. Ciało Sługi, Krew Wroga i Kość Ojca. Są tylko inaczej sformułowane. Są też inne dziwne składniki. - zaniepokoiła się z kolei Hermiona.
- Jakie? - spytali wszyscy.
- Płatki wszystkich znanym na świecie róż, Łuski, Krew i Jad bazyliszka... Zresztą sami spójrzcie... - odparła pokazując przyjaciołom Księgę. Było tam czternaście składników:

1. Muchy siatkoskrzydłe. (Tyle samo, co w Wielosokowym)
2. Sproszkowany róg dwórożca.(Tyle samo, co w Wielosokowym)
3. 5 włosów z ogona jednorożca.
4. Rdest ptasi. (Tyle samo, co w Wielosokowym)
5. Łuski, Krew i Jad bazyliszka. (Garść łusek, 1 litr krwi, średniej wielkości fiolka jadu)
6. 3 pióra z ogona feniksa znanego animaga.
7. Płatki wszystkich znanych na świecie róż. (Po trzy z każdego gatunku. Nie mogą być trujące)
8. Krew czystego zła. (1 litr)
9. Ciało osoby, która zdradziła z wyboru. (Dłoń. Może być od kilku osób)
10. Kości osób, którzy od dawna nie żyją, a są znani na cały “magiczny” świat. (Założyciele lub sławni nie żyjący ludzie)
11. Pęczek włosów kogoś bliskiego z Mugolskiego świata.
12. Skórka boomslanga. (Tyle samo, co w Wielosokowym)
13. Cząstkę kogoś, kto nie ma prawa pić niniejszego eliksiru. (Całą objętość największej strzykawki)
14. 1 litr krwi czystego dobra, lub czystej miłości.

- Jaki jest czas warzenia? - spytała zaskoczona Alina ilością składników. Granger przejrzała skład i po chwili odparła:
- Jakieś 4,5 miesiąca. Przykro mi. - dodała widząc przerażoną minę nauczyciela OPCM. Harry był poważnie przerażony.
- Musimy się rozdzielić i poszukać ich. Każde z nas pójdzie po każdy z punktów eliksiru. Ja pójdę po Jad, Krew i Łuski bazyliszka do Komnaty Tajemnic. Ty, Ron pójdziesz do chatki Hagrida i weźmiesz Pięć Włosów Jednorożca. Hermiono, ty weźmiesz od profesora Slughorna po Sproszkowany Róg Dwórożca, Skórkę Boomslanga i Rdest Ptasi. Ty, Mary... - nie dokończył, bo Hermiona mu przerwała:
- Harry, powiedziałeś, że każde z nas ma iść po jeden składnik. - zauważyła.
- Rzeczywiście, no więc pójdziesz do niego razem z Jackiem i Draconem. Mary, ty pójdziesz po pęczek włosów kogoś bliskiego z Mugolskiego świata.
- Ale konkretnie kogo? - spytała dziewczyna.
- Nie wiem. Hmm... Pęczek włosów kogoś bliskiego z Mugolskiego świata... - zastanawiał się na głos zielonooki. - ...Już wiem! John, ty pójdziesz po to. Pójdź do domu Dursley'ów na Privet Drive 4 i poproś moją ciotkę o jej włosy. - powiedział.
- Dobra. Teraz?
- Nie, za tysiąc lat... - burknął zirytowany. - ...Oczywiście, że teraz!... - Harry myślał przez chwilę, a potem zwrócił się do starszych. - ...Ashe, ty również dostaniesz od razu zadanie i od razu je wykonasz. No, więc... pójdziesz po Cząstkę Czystego Zła i...
- Nie trzeba, Harry, bo mamy już Ten składnik. - przerwał mu Wilson.
- Jak to? Co to jest? - spytał patrząc jak John wyjmuje fiolkę z jakimś krwistym płynem.
- To Cząstka Czystego Zła, jak to sam określiłeś.
- A dokładniej? - spytał Ron.
- Krew Voldemorta. - odpowiedzieli równocześnie John i Ashe. Wszyscy wytrzeszczyli oczy na obu mężczyzn.
- Ale Voldemort... - w tym momencie Wybraniec spojrzał na listę składników. - ...Poczekajcie! Jest tu też dość nietypowy składnik!
- Jaki? - rozległo się pytanie.
- Cząstka kogoś, kto nie ma prawa pić niniejszego eliksiru. Myślę, że to przesądza sprawę. Nie można dodać dwa razy tego samego składnika do tego samego eliksiru. - posmutniał Harry.
- Można, Harry. Można. - odezwała się Eleine. Nauczyciel uśmiechnął się do niej. Miał już coś powiedzieć, gdy niespodziewanie poczuł palenie w ramieniu. Lord go wzywał.
- Poczekajcie tu chwilę i zastanówcie się jak można zdobyć te składniki. Niedługo wracam. - Oczyścił umysł i zniknął im z oczu.

~~*~~

W Piekielnym Dworze...
         Lord siedział w swoim tronie patrząc w dal. Usłyszał trzask aportacji i poruszył się. Przed nim stał Harry Potter.
- Potter? Tak szybko przybyłeś? - krzyknął zaskoczony.
- Jak widać. Co się tak dziwisz? Przecież mnie wzywałeś, panie. - powiedział Harry rozbawiony reakcją Lorda. Ten popatrzył na niego lekko zszokowany, lecz po chwili jednak się uspokoił i spytał:
- Potter, chcę się dowiedzieć, czy już warzysz ten eliksir?
- Już zaczynam szukać składników. - odpowiedział Potter.
- Rozumiem. Ile potrwają poszukiwania i jaki jest czas warzenia? - zapytał Lord.
- Nie wiem dokładnie ile potrwają poszukiwania składników, mój panie, ale myślę, że kilka godzin mi to zajmie. Lecz są też składniki, które trzeba zrywać o odpowiedniej porze dnia bądź nocy. A jeśli chodzi o czas warzenia to... cztery i pół miesiąca. - urwał, gdy Lord się poruszył i z zaskoczenia zawołał:
- Cztery i pół miesiąca?!... - po chwili jednak się uspokoił i zadał kolejne pytanie. - ...Potter, czy Dumbledore powiedział ci dlaczego chciałem cię zabić 16 lat temu?... - zapytał złączając swoje długie palce, zupełnie jak Dumbledore zmieniając kompletnie temat rozmowy. Teraz Harry drgnął niespokojnie, bo pomyślał, że jeśli mu powie iż zna treść przepowiedni to zaraz po jej wypowiedzeniu zostanie ukatrupiony na miejscu. - ...Nad czym się tak zastanawiasz, Potter? - spytał mężczyzna, gdy Wybraniec milczał. Harry drżąc odpowiedział:
- T-t-ak. Dumbledore po-powiedział mi o-o tym. - zająknął się odwracając wzrok.
- Och, Potter, czyżbyś się bał tego, co wiesz, a nie miał zamiaru powiedzieć? A może zakazano ci mówić? - Harry zerknął na niego. Nagle wyczuł, że jego ręce są magicznie związane.
- Co to? - spytał pokazując na więzy.
- Zaklęcie Anty Deportacyjne. Nie możesz się teraz deportować, ani aportować... - "Na wielkiego Merlina! Wpadłem!..." - przeraził się w myślach. - ...No więc, Potter, czy powiesz, co dokładnie powiedział ci twój zmarły mentor na temat powodu mojego ataku na twoją rodzinę, a zwłaszcza na ciebie? Czy może mam to zrobić w mniej bolesny sposób?... - Harry patrzył na Riddle'a ze złością i przerażeniem jednocześnie. Wziął głęboki oraz uspakajający oddech i wyrecytował przepowiednię zanim zdołał ugryźć się w język. Gdy skończył zamknął oczy modląc się w myślach, by nie dostał zaklęciem, ale... nic się takiego nie stało. Zamiast tego Lord zrobił jeden krok ku przerażonemu Potterowi. - ...Rozumiem. Wszystko wskazuje na to, że mamy się nawzajem pozabijać. - podsumował Riddle.
- Nie do końca. Albo ty zginiesz, albo ja. Inaczej mówiąc: "...jeden z nich musi zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje...". Przypuszczalnie ma to nastąpić w walce na śmierć i życie. - poprawił go zielonooki. Lord popatrzył na Wybrańca i zapytał z błyskiem w oku, który nie wróżyło nic dobrego:
- Potter, czy zechciałbyś być moją jedyną Prawą Ręką? - Harry'ego zaskoczyło to pytanie.
- Nie. - odpowiedział prosto z mostu. Lord zmrużył oczy i powoli zaczął się do niego zbliżać.
- Na pewno, Harry? - "...Harry? On powiedział do mnie per "Harry"?! O nie! Jest źle! Co on planuje?" - Gdy Voldemort zwraca się do niego po imieniu, to zawsze planuje wobec niego coś złego lub odczytał jego myśli, a nie są do końca maskowane, szczególne, gdy oplata go strach. Młodzieniec zaczął drżeć. Ból w czole był nie do zniesienia. Pomyślał o Eleine, pewnie też odczuwa ból. Biedaczka. Postanowił rozważyć pytanie zamykając szczelnie umysł. Jeśli się zgodzi będzie mógł znaleźć jakiś sposób na zniszczenie jego nieśmiertelności, a przede wszystkim: dowiedzieć się jakie są jego plany. Jeśli się nie zgodzi, to będzie z nim krucho. Wziął głęboki i uspakajający oddech i poprawiał odpowiedź:
- Zmieniłem zdanie. Będę twoją Prawą Ręką, ale pod pewnymi warunkami... - Voldemort zacisnął dłonie w pięść i zatrzymał się, ale zanim wziął oddech, by zaprzeczyć Harry kontynuował. - ...Po pierwsze: Śmierciożercy mają mnie nie torturować w żaden możliwy sposób, a także szantażować. Po drugie: Wszystkie rozkazy mają trafiać najpierw do mnie, a potem do nich. I po trzecie: Chcę mieć swój osobisty oddział Śmierciożerców. Wśród nich mają być Malfoy'owie, Severus Snape, Avery i Lastringe'owie. - Czarny Pan wytrzeszczył oczy. - "Nie do wiary jakie ten bachor stawia warunki!" - Zastanawiał się kilka minut, przy okazji rozwiązując zielonookiego z magicznych więzów.
- Dasz mi trochę czasu na zastanowienie się? - spytał.
- A co, boisz się, że znowu zażądam nowej Przysięgi lub Kontraktu? - spytał sarkastycznie. Natychmiast zrobił unik, gdy poleciał w niego Cruciatus, a na następnego wyczarował tarczę.
- Nieźle, Potter. Dasz mi trochę czasu na zastanowienie się? - Harry myślał przez chwilę, a potem odparł:
- Dobrze, zgoda. Ile potrzebujesz czasu, panie? - Lord odpowiedział dopiero po chwili:
- Jakieś trzy dni. Pasuje ci?
- Tak, ale nie będziesz też atakował i torturował nikogo przez ten czas, nawet swoich więźniów i swoich sług... - odparł, po czym dodał: - ...Mogę już iść?
- Tak, idź. - Harry zniknął, zanim Ten choćby zmieniłby zdanie lub cokolwiek powiedział.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.