Moja lista przebojów 2

29 maja 2013

Zmiana nazwy

Uwaga, uwaga!!!!

Uważam, że powinnam napisać drugą część "Przepowiadacz Snów (Dawniej "Mroczna Dusza")".
Oto przedstawiam wam opowiadanie, w którym zacznie się dziać dość dużo.
Zmiana nazwy na  

"Z dna piekieł"

26 maja 2013

Rozdział 37 - Lista

Klik


Kilka dni później...
           Harry sprawdzał wypracowania siódmej klasy. Wziął do ręki wypracowanie Marvola Riddle'a.
- No, no. Jestem pełen podziwu!... - powiedział pisząc W u góry strony. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. - ...Proszę wejść. - powiedział chowając pergamin do szuflady. Do środka weszła Julie Anderson, a za nią jej córka Alina.
- Dobry wieczór, Harry. - przywitały się. Młodzieniec odpowiedział tym samym z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Dobry wieczór, drogie panie. Co was do mnie sprowadza o tej porze? - spytał luknąwszy na zegarek. Była 21:40.
- Przyniosłyśmy ci spis osób do wskrzeszenia, profesorze. Proszę. - powiedziała Alina. Podeszła do jego biurka i położyła na nim pergamin. Potter wziął go do ręki, rozłożył i przeczytał.

Osoby do wskrzeszania:
Berta Jorkins
Frank Bryce
Berty Crouch Sr
Cedrik Diggory
Allan Parker
Meropa Gaunt
Tom Riddle senior
Lily Evans-Potter
James Potter
Christine Potter
Curtis Potter
Lindsay Potilus-Potter
Lusynda McGray
Alexiel Warmbier
Ariana Dumbledore
Założyciele
Merlin

Harry był zaskoczony ilością osób, a już w szczególności zainteresowały go cztery nazwiska: Potter, Evans, Riddle i Dumbledore.
- Dużo ich. Dlaczego oni? - zdziwił się spojrzawszy na starszą czarnowłosą. Julie uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała siadając na krześle przed biurkiem. Alina zrobiła to samo.
- Harry, czy nie widzisz nikogo znajomego na tej liście? - spytała ta pierwsza. Harry spojrzał na pergamin jeszcze raz i zaczął czytać cicho przejeżdżając palcem po nazwiskach.
- Frank Bryce? Gdzie ja słyszałem to nazwisko?... - zastanawiał się na głos. - ...Bryce... Bryce... Gdzie ja je słyszałem? Hm... - Nagle nie wiadomo jak i skąd przypomniał mu się obraz ciemnego domu... Dziwnie znajomego domu. - ...Już wiem! Dumbledore wspomniał o tym Bryce'u. Jego drugiego zabił Voldemort w wakacje przed moim czwartym rokiem! To Mugol i ogrodnik domu państwa Riddle. Zobaczmy kto jest tam dalej... Berta Jorkins... Tak, pamiętam. Ją pierwszą zabił po 13-stu latach swojej nieobecności. Kto jest tam dalej? Hm... Barty Crouch senior... Jego zabił własny syn podszywając pod Moody'ego na moim czwartym roku. Cedrik Diggory. Jego pamiętam aż za dobrze. Cedrika zabił Peter na moich oczach na cmentarzu używając różdżki Voldemorta. Od tamtego momentu zacząłem widywać Testrale. Chwila... Allan Parker?... - spojrzał na Julie i Alinę. - ...A kto to? - Te uśmiechnęły się lekko, ale na jego pytanie odpowiedziała... Aurelia:
- Allan był moim mężem. - Wszyscy spojrzeli na nią jak wchodziła do gabinetu.
- Jak to był? - spytała Alina. Aurelia spojrzała na nią, a potem na Harry'ego i odpowiedziała:
- Wszyscy na tej liście zostali zamordowani albo przez Śmierciożerców, albo przez samego Voldemorta. Jak zauważyłeś jest tam nazwisko twojego kolegi, Diggory'ego. On został zamordowany przez Petera różdżką Voldemorta. Frank Bryce i Berta Jorkins także. Ale mój mąż, Allan został zabity przez... Lucjusza Malfoy'a. - powiedziała cicho.
- Co takiego?? - spytali wszyscy.
- Niestety, ale to prawda... - powiedziała ze smutkiem. - ...Tak jak ty, Harry od tamtego momentu zaczęłam widywać Testrale. Zdarzyło się to po narodzinach Aliny. Został zamordowany w domu moich rodziców. Wtedy mnie porwali. Nie widziałam od tamtego czasu ani Lorena oraz Aliny. - tu załkała i zadrżała. Julie wstała i przytuliła ją do siebie szepcząc coś do niej. Harry patrzył na nią zmieszany. Nie wiedział, że jego matka chrzestna odczuwa to samo, co on po stracie jedynej osoby, którą kochał najbardziej. Najbardziej go zdziwiło, że nie nienawidziła pana Malfoy'a z tego samego powodu co on Bellę.
- Parker... Chwila moment! Dlaczego Eleine i Mary mają nazwisko twojego męża? - Ta spojrzała na niego załzawionymi oczyma i odpowiedziała:
- Na jego cześć. Normalnie dostałyby nazwisko po Riddle'u, ale nie chciałam im robić tej przykrości, zwłaszcza Hermionie. - tu zmarkotniała i znowu zalała się łzami. Julie przytuliła ją mocniej. Harry westchnął i spojrzał znowu na listę.
- Meropa Gaunt i Tom Riddle senior? Oni są przecież rodzicami Voldemorta!... - zawołał. - ...Dlaczego chcecie ich przywrócić do życia? - spytał już ciszej.
- Dlatego, Harry, że, jak powiedziałeś jakiś czas temu, czy któryś z twoich przyjaciół, że gdy ożywimy wszystkie ofiary Voldemorta będziemy mieć nad nim przewagę. Bo przecież on się boi swoich ofiar, a już w szczególności tych, które zabił osobiście, co nie? - wyjaśniła Alina.
- Faktycznie. Na cmentarzu wydawał się bać widm Cedrika, Berty, Franka i moich rodziców. Gdy ich ożywimy będziemy mieć przewagę! On nie może dowiedzieć się o tym! - zawołał w lekkiej panice.
- Harry? - odezwała się Julie.
- Słucham? - spytał patrząc na trzy kobiety, która jedna z nich była w jego wieku.
- Spójrz na kolejne nazwiska. - Chłopak spojrzał na pergamin. Było tam nazwisko jego ojca i matki, ale to go nie zdziwiło, ale na następne musiał zwrócić uwagę.
- Christine Potter? Kto to? - spojrzał na Aurelię jakby spodziewał się właśnie od niej odpowiedzi.
- Christine była młodszą siostrą Jamesa... - odpowiedziała Aurelia. - ...Została zamordowana dwa lata przed Jamesem i Lily. Gdy zginęła miała 14 lat. Rok później urodziła się Nicole. Kto jest tam dalej na liście? - tu się uśmiechnęła blado. Harry spojrzał na pergamin i przeczytał:
- Lindsay Potilus-Potter. - odpowiedział jakby pytaniem. Julie i Aurelia spojrzawszy na siebie z uśmiechem na twarzy. Jednak, gdy spojrzały na Harry'ego były nieco zaniepokojone.
- To żona twojego dziadka Curtisa Pottera ze strony twojego ojca. Harry musisz o czymś wiedzieć, nawet Dumbledore o tym nie wiedział. James mi powiedział, że gdy był mały przeprowadzili się z rodzicami do Doliny Godryka niedaleko domu twoich rodziców. Był to luksusowy i największy dom, a nawet najbogatszy w całej dolinie, a raczej w całej Anglii. Nazwałabym go raczej pałacem. Albus miał wtedy pięć lat, gdy tam zamieszkali. Powiedział mi, że jego dziadek Justin Potter był bogatym i wpływowym człowiekiem w całym społeczeństwie czarodziejów. Gdy James się ożenił przepisał mu małą fortunę, którą ty, Jack oraz Nicole teraz odziedziczyliście. Nie wiem nawet czy jeszcze żyje ktoś z wyjątkiem mnie i moich córek, a także Johna i Petunii, którzy są twoją rodziną. - tu zwiesiła głowę. Harry spojrzał znowu na pergamin. I znowu znalazł znane mu nazwisko.
- Joanne i Matthew Evans? Czy to...?
- Tak. To twoi dziadkowie i moi rodzice, a także Lily oraz Aidrene'a. - Aurelia uśmiechnęła się lekko. Harry też się uśmiechnął i spojrzał znowu na listę. Było tam jeszcze jedno nazwisko.
- Kim jest Ariana Dumbledore? - spytał.
- Właśnie miałam o to zapytać mamę. Mamo, kim jest Ariana? - spytała Alina. Kobieta spojrzała na wszystkich.
- Właściwie to nie mam zielonego pojęcia. - odparła. Harry spojrzał znowu na pergamin. Zobaczył tam dwa nazwiska.
- Lusynda McGray... Alexiel Warmbier. O Lusy słyszałem. Była ona przyrodnią siostrą Nicole, ale Alexiel nie znam. - wyjaśnił. Chwilę milczeli aż w końcu Harry oznajmił: - ...Moje drogie, jest późno, a ty, Alino jesteś uczennicą i nie powinnaś włóczyć się po godzinach nocnych poza Wierzą Gryfonów. Wróć do siebie i idź spać. Za to wy, drogie panie wracajcie do Kwatery Głównej. Skontaktuję się z wami w razie potrzeby. Julie, tu masz Lusterko Dwukierunkowe. Niech Aurelia ci wyjaśni jego działanie. Dziękuję za listę. Dobranoc. - pożegnał je. Wszystkie trzy, chcąc nie chcąc wyszły. Harry miał rację. Była późna pora. Rozeszły się do siebie żegnając się z nauczycielem. Żadne z nich nie wiedziało jednak, że tej nocy Lord Voldemort wybrał się na nietypową przechadzkę na drugą stronę kuli ziemskiej...

19 maja 2013

Rozdział 36 - Listy z Zaświatów i przepowiednia

Klik 


           Gdy tylko się uspokoili Nicole podeszła do łóżka młodego nauczyciela. Usiadła na krawędzi jego łóżka i powiedziała.
- Harry, chciałabym wam obu coś powiedzieć. Zanim was spotkałam nie wiedziałam co ze sobą zrobić... - tu spojrzała na chwilę w okno. - ...Miałam co prawda przybranych kochających rodziców i przyrodnią siostrę. Nazywali się McGray, a siostra miała na imię Lusy. Była ode mnie starsza o trzy lata, ale została zamordowana. Dziś miałaby 21 lat... - tu zakryła oczy, by ukryć łzy. - ...Gdy zginęła był marzec i miałam prawie 11 lat. Powiedziano nam, że po prostu nie żyje i nawet nie znaleziono jej ciała. Stało się to w centrum handlowym w Londynie. W dodatku w biały dzień. Z tego co słyszałam zabili ją tajemniczy zamaskowani osobnicy. Nie wiedziałam wtedy, że to byli Śmierciożercy. Były z nią dwie jej koleżanki. One też zginęły. Załamałam się. Gdy skończyłam 15 lat postanowiłam, że zostanę aurorem... - zacisnęła dłonie na kołdrze łóżka Harry'ego. - ...Uczyłam się dużo, by osiągnąć swój cel. No i udało mi się. Zostałam aurorką. W wieczór, gdy się spotkaliśmy we trójkę odwiedziła mnie w domu moja dawna przyjaciółka z klasy, na nieszczęście była z innego domu. Nazywała się Clarensie Peterson. Jest ona dziś Śmierciożercą i to ona mnie zaprowadziła do Voldemorta. - wyjaśniła. Harry zauważył, że jej oczy były jakoś dziwnie zamglone, gdy to opowiadała. Patrzył na nią zastanawiając się nad czymś. McGray? Gdzieś już słyszał to nazwisko. Tak! To było w gabinecie McGonagall, gdy Minerwa rozmawiała z nim w wakacje na temat posady nauczyciela OPCM! Wtedy się przedstawiła jako Shalie Lilianne McGray!
- Nicki? - zaczął ostrożnie.
- Słucham? - spytała ocierając oczy z łez rękawem.
- Dlaczego w gabinecie McGonagall, gdy dostałem posadę nauczyciela Obrony przedstawiłaś jako Shalie McGray? - spytał na jednym wydechu. Jack, Susan, Ernie i Daniel wytrzeszczyli na niego oczy, a potem na Rudą. Ta patrzyła na Harry'ego nieco zdziwiona, ale odpowiedziała:
- Zostałam adoptowana, Harry. Z tego co mi opowiadali McGray'owie przyniosło mnie małżeństwo. Ruda kobieta i ciemnowłosy wysoki mężczyzna w okularach... - odparła, ale nim dokończyła, bo Harry spytał podekscytowany:
- Ciemnowłosy wysoki mężczyzna w okularach i ruda kobieta? A czy powiedzieli ci, że mężczyzna miał rozczochrane włosy i był podobny do mnie? A kobieta miała zielone oczy takie jak moje? - Dziewczyna patrzyła na niego myśląc przez chwilę, a potem odpowiedziała zaskoczona:
- Tak. Tak właśnie powiedzieli. Dali im ten list... - powiedziała wyciągając z wewnętrznej kieszeni jakąś starą pergaminową kopertę, ale nie kwapiła się jej podać byłemu Gryfonowi. - ...Powiedzieli mi, że na ten list zostało rzucone zaklęcie, które umożliwia danym osobom zobaczyć treść od autora do danego adresata. Nie którzy, jak np. Śmierciożercy widzą tylko pustą kartkę pergaminu, by uniemożliwić zobaczenie prawdziwej treści. McGray'owie przeczytali informację, by zaopiekowali się mną i dali ten list w dniu, gdy pojawi się osoba, która powie kim jestem. Przyszła do mnie Minerwa McGonagall. Gdy przeczytałam list dowiedziałam się, że nie nazywam się Shalie McGray, a Nicolette Lilianne Potter oraz to, że mam dwóch młodszych braci bliźniaków, ciotki oraz wuja w świecie czarodziejów. Nie wiem co wam napisali rodzice... i czy w ogóle cokolwiek napisali. - powiedziała dając wreszcie kopertę Harry'emu. Ten wziął ją do ręki. Spojrzał na wierzch koperty, na którym nagle pojawiły się trzy słowa:

Harold James Potter


A po chwili pojawił się napis:


"Człowiek jest szczęśliwy tylko wtedy, kiedy kocha i coś daje. Albowiem większym szczęściem jest dawać, a nie brać"

Zaskoczony i podekscytowany jednocześnie wyjął z niej list i przeczytał po cichu:


          Kochany Harry,
          Jeśli czytasz ten list oznacza to, że poznałeś już swoje rodzeństwo - Nicolette i Jacoba oraz to, że już masz już siedemnaście lat. A przede wszystkim otrzymałeś pewne zdolności wraz ze swoim rodzeństwem. Wiemy jakie to przerażające, gdy jest się uderzonym klątwą zabijającą. Ty przeżyłeś i to jest teraz najważniejsze. Tuż przed śmiercią rzuciłam na ciebie pewne zaklęcie ochronne, które działać będzie do twoich 17 urodzin, ale chcę ci coś jeszcze powiedzieć. Otóż, rzuciłam też zaklęcie na Jacka i Nicole. Pewnie już wiesz, że Nicki była Panią Ciemności i Morku, a gdy was poznała stała się Panią Światła i Wiary W Życie. Jack ma cię chronić, a Nicole ma was obu chronić. W ten sposób stała się Strażniczką was obydwu. Ciebie i Jacka. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na ten temat spytaj Percy'ego Levendera, jest twoim przyszłym Ja i wie dużo na ten temat. Musisz jeszcze wiedzieć, że Jack jest Przepowiadaczem Snów. O tym dowiesz się od Reginy Hoof, bliźniaczki Voldemorta. Nie obawiaj się. Nie jest zła, a także nie jest Śmierciożercą. Zapewne Albus Dumbledore powiedział ci o mojej bliźniaczce Aurelii, a także młodszej siostrze Petunii i jeszcze młodszym bracie Aidrene'nie. Wszyscy jesteśmy czarodziejami. Aurelia jest twoją matką chrzestną, a Syriusz Black, nasz najlepszy przyjaciel, zwłaszcza Jamesa, jest twoim ojcem chrzestnym. Rodzicami chrzestnymi Nicole są: Aidrene Evans i Petunia Dursley, a rodzicami chrzestnymi Jacka są: Allan i Julie Anderson...


- Anderson? - zdziwił się na głos. Spojrzał na brata, a on na niego. Nie mógł co prawda przeczytać treści, ale wiedział, że to co przeczytał w tej chwili tyczy się niego.
- Coś się stało, Harry? - spytał Jack.
- Ja... ja właśnie dowiedziałem się... kim są wasi rodzice chrzestnymi. - powiedział ledwo słyszalnym głosem. Oboje gapili się na niego zaskoczeni.
- Powiedz, kto nimi jest? - poprosiła była Krukonka. Harry wpatrywał się w nich zszokowany, ale odpowiedział:
- Cytuję: "...Rodzicami chrzestnymi Nicole są: Aidrene Evans i Petunia Dursley, a rodzicami chrzestnymi Jacka są: Allan i Julie Anderson..."
- Że co???... - zawołał Jack. - ...Julie?! Czemu mi nie powiedziała?! - zawołał znowu.
- Właśnie... - skwitował Harry. Postanowił dalej przeczytać.

...Albus powiedział nam o przepowiedni dotyczącej ciebie i Voldemorta, więc chcieliśmy ci w tym jakoś pomóc dając ci najczystszą ochronę jaka istnieje dodając do tego moją niezwykłą moc. Żywioł miłości. Pewnie Aurelia powiedziała ci o naszych niezwykłych mocach. Jeśli tak, to dobrze. Regina Hoof przepowiedziała nam o dziecku o mocy miłości danej od kogoś i obdarzonego również mocą Slytherina... Co ja piszę! Napiszę ci treść tej przepowiedni. Oto ona:

"Nastanie kiedyś dzień, gdy trzy moce zetkną się między trojgiem ludźmi w jednym pomieszczeniu... Będą to moce: śmierci, poświęcenia i miłości... Stanie się to, gdy ofiara, która przeżyje będzie mieć rok... Napastnik będzie dziedzicem Slytherina... Da on chłopcu nie tylko, nie które ze swych zdolności, ale też cząstkę swojej Duszy... Wybraniec przez wiele lat będzie uciekał Śmierci z przed nosa, więcej niż jego rodzice, tak samo jak jego przodek... Chłopak co prawda nie zabije dziedzica, ale pokona go jego własną bronią i w końcu pokona go..."

Byłam wtedy w ciąży z tobą i Jackiem. Był przy tym również James.
          Chcę cię jeszcze poinformować, że Nicole nie jest córką Jamesa, ale Lorda Voldemorta. Zmusił mnie do ciąży. Proszę cię byś to ty powiedział o tym Nicole.
Regina poinformowała mnie o przepowiedni dotyczącej Dziecka Losu oraz Pani Ciemności i Mroku. Została ona przepowiedziana przed Aurelią. Zastanawiasz się skąd wiem o tej przepowiedni wypowiedzianej długo po naszej śmierci? Otóż, Regina i jej córka, Agnes potrafią porozumieć się ze zmarłymi, gdyż obie są medium. Obie postanowiły, że ze mną i Jamesem skontaktują się. Jeśli chcesz ze mną lub twoim tatą czy z Syriuszem porozmawiać poproś oto Reginę lub Agnes. Mają zobowiązania poprzez Davida Glemblina.
Pozdrawiamy cię i kochamy, Harry
Twoi rodzice,
Lily i James Potterowie

Pod spodem było narysowane serce, takie same jak na nagrobku jego rodziców i taka sama treść:

"Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony"

Harry wpatrywał się w list wystraszony, a jednocześnie szczęśliwy. Powód był taki, że przeczytał ostatnie słowa do niego od jego rodziców, a przerażony dlatego, że bał się powiedzieć siostrze kto jest jej prawdziwym ojcem. Bez słowa podał list Jackowi.

Jacob Matthew Potter

"Nie kocham cię za to kim jesteś, ale za to jaki się stałeś, kiedy przebywam z tobą."


          Kochany Jack,
          Jeśli czytasz ten list oznacza to, że jesteś szczęśliwy ze swoją prawdziwą rodziną.
          Przejdziemy do sedna. Zostałeś adoptowany. Mamy dobrą wiadomość. Masz rodzeństwo. Nicole, która już skończyła szkołę i Harry'ego. Jest twoim bliźniakiem. Tak, Jack. Ten Harry Potter. Wybraniec Losu. Wybraliśmy dla ciebie taką rodzinę czarodziejów, która jest silna magicznie i na tyle mądra, by cię ukryć przed Lordem Voldemortem. Mieli nie wracać do Anglii aż do twoich 15 urodzin. Masz w sobie taką samą moc co Harry, ale chcę ci coś jeszcze powiedzieć. Otóż, ze względu na twoją moc rzuciłam zaklęcie na ciebie i Nicole. Nicki była Panią Ciemności i Morku, a potem się stała Panią Światła i Wiary W Życie. Dlatego Twoim obowiązkiem jest chronić Harry'ego, a Nicole ma was obu chronić. W ten sposób stała się Strażniczką was obu. Jeśli chcesz się dowiedzieć więcej na ten temat spytaj Percy'ego Levendera, jest przyszłym Ja Harry'ego i wie dużo na ten temat. Słyszałeś zapewne o moim rodzeństwie. Aurelii Parker, Petunii Dursley i Aidrene'ie Evansie. Mają oni dzieci. Aurelia ma: Mary, Eleine, Hermionę i Johna. Hermiona została adoptowana i przygarnięta przez Grangerów. Aurelia sama ją tam zaniosła i sama im ją dała. Chcemy ci powiedzieć, a proszę byś przekazał to Nicole i Harry'emu, że Mary, Eleine i Hermiona posiadają magiczne przedmioty dane od Voldemorta. Są bardzo niebezpieczne, a jednocześnie są kluczem do pokonania Campió de Campions*. Z innej beczki: Albus powiedział nam o przepowiedni dotyczącej Harry'ego i Voldemorta. Pomogliśmy mu dając najczystszą ochronę jaka istnieje dodając do tego moją niezwykłą moc. Żywioł Miłości. Pewnie Aurelia powiedziała wam o naszych niezwykłych mocach. Jeśli tak, to dobrze. Pewna kobieta, Regina Hoof przepowiedziała nam, że narodzi się dziecko o mocy miłości danej od kogoś i obdarzonego również mocą Slytherina... Co ja piszę! Napiszę ci treść tej przepowiedni. Oto ona:

"Nastanie kiedyś dzień, gdy trzy moce zetkną się między trojgiem ludźmi w jednym pomieszczeniu... Będą to moce: śmierci, poświęcenia i miłości... Stanie się to, gdy ofiara, która przeżyje będzie mieć rok... Napastnik będzie dziedzicem Slytherina... Da on chłopcu nie tylko, nie które ze swych zdolności, ale też cząstkę swojej Duszy... Wybraniec przez wiele lat będzie uciekał Śmierci z przed nosa, więcej niż jego rodzice, tak samo jak jego przodek... Chłopak co prawda nie zabije dziedzica, ale pokona go jego własną bronią i w końcu pokona go..."

Byłam wtedy w ciąży z tobą i Harrym. Był przy tym również wasz ojciec.
           Chcę cię jeszcze poinformować, że Nicole nie jest córką Jamesa, ale Lorda Voldemorta. Zmusił mnie do ciąży. Niech Harry powie Nicole o przepowiedni i o jej prawdziwym ojcu. Ostatnia i najważniejsza rzecz. Jack, jesteś Przepowiadaczem Snów. Jeśli jeszcze o tym nie wiesz to ci o tym mówimy, ale skoro wiesz to dobrze. Jednak muszę cię ostrzec, kochany. Widzisz Lord Lordów boi się takich jak ty. Dlaczego? Dlatego, że Przepowiadacze Snów przewidują katastrofy, klęski oraz wojny potężnych czarodziejów. Min. takich jak Grindenwald. Gdy żyłam Percy Levender opowiadał mi kiedyś o ostatnim Przepowiadaczu urodzonym przed stu laty. Nazywał się Frank Ganthier. Był on francuzem i czarodziejem. Musisz się wystrzegać Czarnego Lorda, Jack, bo tacy jak ty nie żyją długo, a jeśli żyją to mają jakąś ważną misję do wypełnienia póki nie umrzesz. Jeśli wypowiesz w trudnych czasach Senne Proroctwa to prawdopodobnie umrzesz albo coś się z tobą stanie nie miłego. Miej nadzieję, że tak się nie stanie.
Sądzę, że to wszystko.
Pozdrawiamy cię i kochamy, Jack.
Twoi rodzice,
Lily i James Potterowie

- ...Z czego tak się śmiejesz? - spytał Harry widząc, że Puchon szczerzy się jak wariat. Jack wstał, zbliżył się do niego i szepnął mu do ucha:
- Przynajmniej to nie ja mam powiedzieć o tej przepowiedni i o tym kto jest prawdziwym ojcem Nicole. - szepnął mu do ucha ze śmiechem. Harry najeżył się, ale zwrócił się do dziewczyny i powiedział:
- Eee, Nicole, muszę ci coś powiedzieć. To ważne.
- Co się stało? - spytała. Harry wziął głęboki i uspakajający oddech i powiedział na wydechu:
- Mama powiedziała nam,... mnie i Jackowi o kolejnej przepowiedni dotyczącej mnie i Voldemorta. Brzmi ona tak. - tu wyrecytował ją. Gdy skończył zapadła cisza, ale w końcu Jack powiedział:
- Mam nadzieję, że rozumiesz o, co w niej chodzi? - spytał Puchon. Dziewczyna spojrzała na obu braci i zastanawiała się na głos.
- Chyba tak, poza tym wy też powinniście zrozumieć jaka jest jej interpretacja, bo już same te słowa pokazują przeszłość, teraźniejszość i przyszłość. Przypomnijcie sobie. "Nastanie kiedyś dzień, gdy trzy moce zetkną się między trojgiem ludźmi w jednym pomieszczeniu... Będą to moce: śmierci, poświęcenia i miłości... Stanie się to, gdy ofiara, która przeżyje będzie mieć rok...". Chodzi tu o moment, gdy Harry został zaatakowany przez Voldemorta, a nasi rodzice wtedy zginęli. Mama zginęła za Harry'ego poświęcając się dając mu najczystszą ochronę jaka istnieje... - chłopcy spojrzeli na siebie krótko, gdy Nicole wspomniała o rodzicach. Ruda tego nie zauważyła, bo mówiąc następne zdanie zapatrzyła się w okno. - ...Mama dała Harry'emu ochronę, której Voldemort nie mógł przeniknąć, a miał wtedy rok. "...Napastnik będzie dziedzicem Slytherina...". Wiem, Harry, że dowiedziałeś się iż Voldemort jest dziedzicem Slytherina, uwolnił bazyliszka ponad pięćdziesiąt lat temu i to za sprawą dziennika, którego oczywiście zniszczyłeś na drugim roku. Wtedy ponownie została otwarta Komnata Tajemnic. "...Da on chłopcu nie tylko, nie które ze swych zdolności, ale też cząstkę swojej Duszy...". Wiadomo, że Harry zna mowę węży. Dzięki temu otworzył Komnatę ratując Ginny Weasley z pod wpływu Riddle'a i wyciągając ją stamtąd. Voldemort dał Harry'emu tą umiejętność czyniąc go wtedy nieświadomie swoim Horkruksem. "...Wybraniec przez wiele lat będzie uciekał Śmierci z przed nosa, więcej niż jego rodzice, tak samo jak jego przodek... Chłopak co prawda nie zabije dziedzica, ale pokona go jego własną bronią i w końcu pokona go...". Policzcie sobie ile razy Harry uciekał Lordowi. Sama zresztą policzę. Pierwszy raz, gdy spotkali się w Dolinie Godryka pozostawiając Harrym wtedy bliznę. Drugi, po dziesięciu latach, gdy spotkał się z nim na trzecim piętrze w ostatniej komnacie. Trzeci po roku, gdy Tom II miał szesnaście lat, gdy wyszedł ze swojego dziennika. Czwarty, gdy spotkali się dwa lata później na cmentarzu powodując powrót Voldemorta do ciała i mocy. Piąty, po roku w Ministerstwie Magii w Atrium. Szósty w te wakacje i co jakiś czas, gdy go wzywa do siebie. - wyjaśniła. Obaj patrzyli na nią zaskoczeni. Miała rację, ale teraz musieli powiedzieć jej prawdę o jej prawdziwym ojcu.
- "Powiedz jej" - przekazał Jack telepatycznie bratu. Harry zmarkotniał. Westchnął, spojrzał z obawą na starszą siostrę i wydukał:
- Nicole,...rodzice mi... nam.... - zaczął Harry.
- ...Mnie i Harry'emu, napisali coś jeszcze. - mówił dalej Jack. Obaj mówili jedno przez drugie.
- Otóż, powiedzieli nam, że...
- ...że twoim prawdziwym ojcem,...
- Podkreślam: prawdziwym. - wtrącił Jack. - ...jest... - Obaj spojrzeli na siebie i Harry dokończył.
- ... twoim prawdziwym jest ... Lord Voldemort. - obaj czekali na reakcję siostry. Ta jednak gapiła się na nich przerażona, potem wybiegła z płaczem. Trójka uczniów w tym dwoje, którzy już ukończyli szkołę, jeden nauczyciel i pielęgniarka patrzyli na drzwi, przez które co wybiegła Potterówna. Musiała to chyba źle przyjąć...

12 maja 2013

Rozdział 35 - Wizyta, artykuł i związek trzech braci

Klik

Po drugiej stronie kraju... Piekielny Dwór... W tym samym momencie...
           - Idźcie, chłopcy. Uważajcie, by Potter was nie zauważył. - oświadczył Riddle. Obaj Ślizgoni najszybciej jak mogli wyszli niepostrzeżenie z pokoju ich pana.

~~*~~

Na piątym piętrze...
          Pokój w jakim się znalazł Harry był ciemny. Ciemność mroziła krew w żyłach. Mimo, że przeszywały go dreszcze wyszedł z pokoju i pobiegł ku pokojowi Lorda. W jednej ręce trzymał różdżkę, a drugą zakładał pospiesznie białą maskę. Szedł korytarzem na trzecie piętro. Nagle coś zwróciło jego uwagę na końcu korytarza. Zobaczył kogoś w oddali. Po chodzie zauważył, że nie był to ani Lord, ani żaden ze Śmierciożerców. Tylko...
- Alastor, to ty? - zdziwił się chłopak zdejmując maskę rozpoznając młodzieńca.
- Harry? A to dobre! Myślałem, że to jakiś syn Śmierciożercy. - powiedział z ulgą.
- Alastorze, ja naprawdę jestem Śmierciożercą. Zobacz. - i pokazał mu Znak.
- Więc,... więc idziesz do niego? Ale po co? - spytał zaskoczony.
- Jak to po co? Wezwał mnie... - wyjaśnił wzruszając ramionami. - ...A ty, co tu robisz? - spytał podejrzliwie.
- Ja? Ja śledzę swojego wuja dla Dumbledore'a. Ot co. - powiedział skromnie.
- Chcesz powiedzieć, że nie jesteś po jego stronie? - spytał dla pewności były Gryfon.
- Ależ oczywiście, że nie jestem, Harry. - odparł szczerząc zęby w uśmiech.
- Czego się więc dowiedziałeś o nim szpiegując go?
- Dowiedziałem się, że on... A zresztą sam zobaczysz. Chodź. - i poszli na trzecie piętro, co jakiś czas sprawdzając czy nikt ich nie obserwuje lub nie śledzi, aż dotarli do odpowiedniego pokoju. Teraz nie mogli nawet rozmawiać na głos, więc użyli telepatii.
- "Teraz,..." - powiedział Alastor do Harry'ego telepatycznie. - "...wejdziesz tam i zdasz raport, ale nie wspominaj o mnie ani słowem. Gdyby cię torturował za spóźnienie nie daj się, dobra?..." - Harry skinął głową - "...Gotów?..." - Harry znowu skinął. Zobaczył, że młody Hoof rzuca na siebie zaklęcie NiN i znika, a on sam zapukał do drzwi pokoju Lorda.
- Spóźniłeś się, Potter. - warknął zamiast powitania, gdy ten wszedł.
- Będę przychodził kiedy mi się będzie chci,... - urwał i odskoczył na bok, bo Voldemort rzucił w jego kierunku Cruciatusa. - ...Jeśli chcesz wiedzieć, czemu mnie tak długo nie było to wyjaśniam, że był ku temu pewien powód... - odparł z lekką złością. Po chwili milczenia Wybraniec spytał. - ...Po co mnie wezwałeś, panie? - zapytał.
- Dowiedziałem się, że Eleine jest w ciąży i to z tobą... - zaczął. Harry popatrzył na niego trochę zaskoczony. Tylko hogwarczycy o tym wiedzieli. - ...i że jesteście zaręczeni... - Harry wytrzeszczył oczy. To także wiedzieli hogwarczycy. - ...Kiedy będzie ślub? Chciałbym być obecny.. - tu uśmiechnął się chytrze. - ...No wiesz, jako ojciec... - zachichotał na koniec spojrzawszy na niego swymi czerwonymi oczami. To Harry'ego przeraziło z deka. Tylko osoby na balu wiedziały o zaręczynach Harry'ego i Eleine, a ostatnio dowiedzieli się o tym... Tom III i Shopie Malfoy! Zapewne Teronit musiał powiedzieć Nickowi! I musieli tu przyjść przed nim. Idioci! - ...Coś nie tak, chłopcze? Jesteś przerażony tak bardzo, jakbyś zobaczył ducha. - powiedział z niepokojącym uśmiechem na twarzy Riddle.
- Ja... Od kogo się dowiedziałeś, że Eleine jest w ciąży, i że poprosiłem ją o rękę? - spytał.
- Od Teronita i Nicka. Ty mi jednak powiedz kiedy zamierzałeś powiedzieć mi o waszych zaręczynach? - spytał Riddle. Harry przez chwilę nie chciał mu mówić, ale ze względu na Przysięgę musiał się przełamać, więc oświadczył:
- To zaczęło się dwa tygodnie temu... - zaczął. - ...Poprosiłem Hermionę i Johna, by pomogli mi wybrać pierścionek dla Eleine. W weekend poszliśmy do Magicznej Menażerii. Wybraliśmy się do jubilera i tam kupiliśmy pierścionek. Wszystko dokładnie obmyśliliśmy we troje. Miałem się oświadczyć w kawiarni w Hogsmeade. - wyjaśnił. - "Czemu ja mu to mówię? Cholera jasna! Będę musiał do niego mówić per "tato"! Katastrofa! Przecież moim przeznaczeniem jest go zabić. Co pomyślała Eleine?..." - pomyślał, gdy zapadło milczenie.
- Co było dalej? Zgodziła się? - zapytał.
- T-tak, panie. Zgodziła. Jednak ślub weźmiemy w Krainie Elfów w Boże Narodzenie, gdyż Eleine urodzi przed ukończeniem szkoły. - wyjaśnił.
- To nie jest zbyt rozsądne, a ja nie zostałem zaproszony... - powiedział powoli i przeciągając słowa. Mężczyzna zmrużył oczy, które lekko się zaświeciły czerwienią. Harry wstrzymał oddech. - ...Jednak wybaczę ci ze względu na to, że Eleine jest moją córką, że jest w ciąży oraz będę mieć dziedzica. Chcę dobrze dla niej... - powiedział w zamyśleniu. - "...Co ja słyszę? Riddle chce zrobić coś dobrego dla swojej rodziny? Świat się wali!..." - pomyślał Harry. - ...Potter co z eliksirem? - zadał pytanie ściągając młodzieńca "na ziemię".
- Ach tak. Eliksir Rasur jeszcze nie został skończony. - odparł. Voldemort patrzył na niego z lekką podejrzliwością, ale nic nie powiedział na to stwierdzenie, za to spytał:
- Powiedz, czy naprawdę rozmawiałeś z Założycielami i Merlinem? - Ten był lekko zdziwiony tym pytaniem, ale czuł co się święci. Odpowiedział pytaniem na pytanie:
- A dlaczego cię to interesuje? - spytał.
- Dlatego, że jestem dziedzicem Slytherina... - "...Też mi nowina..." - pomyślał z ironią Harry. - ...i jak wiesz jednym z Założycieli jest Salazar Slytherin i..
- I jak podejrzewam chcesz się z nim spotkać... - wszedł mu w zdanie. - ...Tak. Rozmawiałem z nimi. Muszę cię zmartwić, panie, bo widzisz, Salazar jak i reszta w tym Merlin zawarli ze mną Magiczny Kontrakt. Obiecali mi, że gdy zostaną przywróceni do życia Salazar nie będzie się sprzeczał z żadnym z nich, a zwłaszcza z Gryffindorem. Zrobił to ze względu na trzy sprawy. Po pierwsze: że będzie żył, po drugie: to, że jestem jego pół-potomkiem i po trzecie: będzie zawdzięczał mi życie. Będzie miał u mnie dług wdzięczności jak Glizdogon cztery lata temu. - wyjaśnił. Harry czuł, że blizna zaczyna go lekko piec, ale nie zwrócił na to większej uwagi. Będąc w Krainie Elfów i w wiosce druidów uczył się odporności na ból, ale ból spowodowany dotykiem Riddle to już inna sprawa. Doznał tego bólu w wakacje przez równe dwa tygodnie.
- Zaprowadź mnie do Salazara Slytherina. - zażądał Lord.
- Jeszcze czego! Może jeszcze mam ci otworzyć Komnatę Tajemnic z własnej woli i uwolnić bazyliszka? A może zabić ci Albusa Dumbledore'a? Mowy nie ma! - zawołał zielonooki odwracając się od niego plecami. Już miał iść ku drzwiom, gdy nagle poczuł mocniejszy ból w czole. Zwolnił trochę chwyciwszy się za czoło jęcząc. Idąc czuł się bardzo słaby.
- Wiesz doskonale, Harry,... - zatrzymał się i znieruchomiał. - "...O, cholera!" - pomyślał Harry z przerażeniem. - ...że nie wyjdziesz stąd dopóki ci na to nie pozwolę. - warknął. Potter powoli odwrócił się i zobaczył, że Czarny Pan podchodzi do niego z wyciągniętą różdżką ku niemu. Zielonooki zaczął się cofać ku drzwiom lekko oszołomiony nie wiedząc co robić. Nagle wpadł mu do głowy pomysł, co prawda lekko zwariowany, ale to jednak coś, niż siedzieć tu i czekać aż Riddle go dotknie.
- Alastorze, mam mały kłopot. Możesz mi pomóc? - spytał głośno.
- Co, Harry?.. - zaśmiał się potwornie. - ...Potrzebujesz pomocy? Wzywasz Alastora Moody'ego? Przecież on nie żyje! - tu zaśmiał się szaleńczo.
- Czy ty myślisz, że Harry wzywa Alastora "Szalonookiego" Moody'ego? A może wzywa jakiegoś innego Alastora? - rozległ się głos jego wybawcy. Harry odetchnął głęboko z ulgi, bo zobaczył młodego Hoofa stojącego tuż za Tomem II. Ten, co dla Harry'ego było zaskoczeniem, przeraził się i powoli odwrócił ku młodzieńcowi. Voldemort miał rozszerzone oczy, jakby się obawiał ataku, ale to przerażenie było jednak nieco inne. Lord patrzył na siostrzeńca z wyraźnym strachem.
- T-to ty, Alas-Alastorze?? C-co ty t-tu r-robisz? - Jego głos diametralnie się zmienił. Był teraz piskliwy jak u kobiety i jąkał się. Harry lekko się zaśmiał z uciechy na ten widok. W tym momencie Alastor przekazał telepatyczną wiadomość Harry'emu: - "...Harry, wracaj do Hogwartu zanim zda sobie sprawę, że jeszcze tu jesteś. Ja go czymś zajmę" -  Chłopakowi nie trzeba było powtarzać dwa razy. Wyszedł cicho na korytarz, potem pobiegł na piąte piętro, by wejść do pokoju, gdzie był kominek, by po przez niego wrócić do swojej kwatery w Hogwarcie.

~~*~~

Z powrotem w Hogwarcie...
           Gdy wrócił zobaczył, że nikogo tu było.
- Widocznie Eleine poszła spać... - stwierdził spojrzawszy na zegarek. Była 2:47 w nocy. - ...Też się położę... - stwierdził i skierował się do sypialni, ale zatrzymał się przy drzwiach, bo usłyszał jak z kominka wychodzi jakaś postać. Po chwili odprężył się, bo ową postacią był Alastor Hoof. - ...Uff! To ty, Alastorze. I jak? Był przerażony? - spytał Potter.
- No jasne! Jeszcze się trzasnął, gdy wychodziłem. Już sama moja obecność sprawia, że drży ze strachu. Ale cały sekret jest w tym, że przypominam mu jego ojca z wyglądu i głosu. Jakby zobaczył ducha.. - tu zachichotał. - ...Mama uważa, że nie powinienem gnębić wuja, ale ja uważam, że jest tyranem i nie powinien być uznawany za człowieka pomimo, że chce doświadczyć wszystkich ludzkich uczuć... Och! Propos, pokażę ci coś, co pokazała mi Agnes. Dostałem to dziś rano. Agnes napisała do Żonglera, a on napisał to na pierwszej stronie! Posłuchaj... - i wyjął jakieś kolorowe czasopismo. Rozprostował je i przeczytał na głos:


Dobry czy zły?
Czy kiedyś zastanawialiście się:
Jaki był Lord Voldemort przed przybyciem do Hogwartu?
Czy chcecie się dowiedzieć jaki był w szkole?
Zastanawialiście się jaki był potem?
Kiedy się stał Czarnym Panem?
Dlaczego tak długo żyje?
I w jaki sposób można go pokonać?
Oraz kto to może uczynić?

Zapraszamy do czytania dwóch artykułów o nim napisanych przez jego siostrzenicę - Agnes Hoof.

*"Nie ma ludzi złych, są tylko ludzie nieszczęśliwi"

           Te wspaniałe słowa niech będą wstępem do tego tekstu. Tekstu o CZŁOWIEKU, który wprowadził istny chaos i zawieruchę w świecie czarodziei i Mugoli. Tą osobą jest oczywiście Lord Voldemort. Pod tym jakże złowieszczo brzmiącym pseudonimem ukrywa się jedna z najokrutniejszych postaci świata czarodziei - Tom Marvolo Riddle.
           Jak wiemy - "marvel" znaczy cud. "riddle" - zagadka. Więc Tom Marvolo Riddle jest człowiekiem-zagadką. Człowiekiem popychanym przez czyste ludzkie uczucia. Tom Riddle II był sierotą. Jego rodzice zmarli w "tajemniczych okolicznościach", lecz ja ujawnię prawdę o swym wuju.

           Tak naprawdę matka młodego Toma zmarła przy porodzie, a ojca Voldemort zabił tylko i wyłącznie z zemsty na nim, gdyż nie tolerował magii, a tym samym swego syna, gdyż był czarodziejem. Bał się go. Bał się także magii.
Młody Tom był wychowywany przez niejakiego Percivalda Levendera w jego domu do dnia, gdy dostał list z Hogwartu mając jedenaście lat. Od tej chwili nadzieja w nim odżyła na nowo. Stał się szczęśliwym człowiekiem, a dom Levendera był dla niego jedynie miejscem, gdzie spędzał wakacje i odliczał czas do nowego roku szkolnego.
           Później ludzkie uczucia zaczęły nim władać i "Chciał więcej niż kiedykolwiek mógł pomyśleć". Stał się Lordem Voldemortem, najpotężniejszym Czarnym Panem swoich czasów dopiero, gdy skończył około 16-17 lat, bo wtedy zabił swego ojca i dziadków. Zbiegiem lat powołał sługi i nazwał ich Śmierciożercami, którzy zapragnęli się do niego dołączyć i chcieli być tak potężni jak on - uczyć się od niego i mu służyć. Jedni dołączyli się do niego dobrowolnie, inni zostali zaszantażowani, a jeszcze inni zmanipulowani. Jednak miał coś w rodzaju rodziny, o której tak marzył. Nareszcie mógł w pełni rozkoszować się ludzkimi uczuciami.
           W latach około 1958-1981 na pewno niejeden z was zastanawiał się kiedyś, jak wyglądały czasy, gdy Voldemort przemierzał ziemię i próbował zapanować nad światem czarodziei i Mugoli.

Strach...
Niepewność...
Nieufność...

Te trzy ludzkie uczucia towarzyszyły nam zapewne w czasie za jego panowania. Cóż, jak to powiedział ktoś:
- "Strach jest dla tych, co nie mają wiary w siebie".
Spójrzmy teraz na ten świat z innej strony. Tak, drodzy przyjaciele. Ze strony Lorda Voldemorta. Odetchnijcie ci, którzy szybko sobie czegoś takiego nie wyobrazili. Dla tych, którzy takiej fantazji nie mają, tłumaczę, że poczuliśmy przypływ:

Energii...
Potęgi...
Władzy...


Któż z nas nie marzył o tym, choć przez chwilę? Znam osobiście dwie osoby, które dobrowolnie się do niego przyłączyli. Był nim mój brat stryjeczny Tom Riddle III, jeden z synów Voldemorta oraz jego przyjaciel Nicolas Dumledore wnuk Albusa Dumbledore'a.
           A wracając do rzeczy... Spójrzmy na to tak:
Większość Śmierciożerców przyłączyła się do mego wuja ze... strachu. A ci, którzy do strachu nie umieli się przyznać, nazywali to urokami (czytaj:
Imperius). Tak, niesamowity jest ten Lord Voldemort. Jak potężną osobą musiał on być skoro lękała się go większość czarodziejów? Ale zarazem jaki majestat musiał on budzić. Słyszałam kiedyś słowa, że Voldemort, nie może być człowiekiem, skoro dopuścił się takiego okrucieństwa.

           Powiedz sam sobie: Ktoś cię mocno zranił. Jaka jest twoja pierwsza reakcja?
Gniew - odpowiesz, jeśli się nie zastanowisz.
Czy gniew jest ludzkim uczuciem? Ależ oczywiście!
A teraz wyobraź sobie, że masz olbrzymią wiedzę i siłę. Wszyscy się ciebie boją i chcą być jak najbliżej ciebie. Pasuje ci to? Zapewne w jakiejś części tak.
W końcu chęć dominacji jest też cechą ludzką.
Czy kiedykolwiek chciałeś być w czymś najlepszy? Na przykład w nauce, czy w quidditchu.
Chciałeś.
W końcu ambicja to cecha ludzka.
Czy nie myślałeś kiedyś, że wspaniale, by było, żeby każdy o tobie słyszał i wiedział o tobie?
Chciałeś.
W końcu chęć sławy to cecha ludzka.
Czy nie myślałeś kiedyś TYLKO o sobie? O tym, żeby mieć wszystko dla siebie?
Chciałeś.
W końcu egoizm to cecha ludzka.
Tak więc Lord Voldemort jest człowiekiem, tak jak my. I to nawet człowiekiem dążącym do perfekcji, bo chce zaspokoić i doznać wszystkich ludzkich cech.
           Teraz spójrzcie na jego wojnę. Po co ją toczył i toczy? Tylko po to, aby zaspokoić cechy ludzkie. 
           Teraz pokażę wam coś:
Lordem Voldemortem kieruje gniew - jest nieczystym czarodziejem, a dla niego, pół krwi dziedzica rodu Salazara Slytherina, to hańba. Voldemort pragnął władzy. Chciał, aby wszyscy się go bali. Chciał, żeby każdy bił przed nim pokłony. Lord Voldemort pragnął być najsilniejszym i najpotężniejszym czarodziejem. Chciał, żeby nikt nie śmiał mu się równać. To były jego ambicje. Tom Riddle II pragnął też, żeby każdy słyszał o nim i o jego czynach. Żeby każdy wiedział, kim on jest. Pragnął sławy. Voldemort nie myślał o innych. Mordował i niszczył, a wszystko to dla jego przyjemności i osiągnięcia upragnionego celu. Tak, Tom Marvolo Riddle był egoistą.
A więc, podsumowując to, co wyżej napisałam:
Lord Voldemort nie jest wcale okrutną bestią, pragnął mordu. Jest po prostu człowiekiem, który chciał za dużo. Chciał wszystkiego doświadczyć.
Lord Voldemort - to człowiek, tak jak ty i ja.*

Dalej był artykuł o trochę innej treści:

Jak można się mu przeciwstawić?

*Tajemnica pokonania zła, a może głupota, nie których czarodziei?
Wszyscy mówią o tym, że aby pokonać zło potrzeba niezwykłej mocy, że zwykły czarodziej nic nie może zrobić działając w pojedynkę przeciw sile Lorda Voldemorta.

Ale czy tak musi być?
Czy czarodzieje mają biernie patrzeć na to, co się dzieje w ich świecie?
Świecie, który sami stworzyli?
Czy mamy się poddać i patrzeć jak Lord Voldemort zabija wszystkich dookoła?
Zastanówcie się czy chcecie wrócić do siebie i ujrzeć nad swoim domem Mroczny Znak?
Jak na razie niewielu z was robi cokolwiek aby zapobiec zagładzie świata czarodziejskiego (mowa o Knocie). Wiem jakie są tego powody. Boicie się zrobić jakiś krok przeciw Niemu, bo uważacie, że wtedy was zabije, ale czy nic nie robiąc też nie jesteście zagrożeni? Myślicie, że jeśli jesteście neutralni nic wam się nie stanie, ale czy to prawda?

Wyobraźcie sobie taką sytuację:
           Nie opowiadacie się po żadnej stronie. Myślicie, że jesteście bezpieczni, w końcu po co ktoś ma wam coś robić, skoro nikomu w niczym nie zagrażacie? Pewnego dnia wracacie spokojnie sobie do domu po pracy lub od przyjaciół i co widzicie? Nad waszym domem wisi Mroczny Znak! Wchodzicie do środka mając nadzieję, że to jednak jakaś pomyłka... No bo w końcu NIC nie zrobiliście! Wchodzicie i dociera do was, że jednak to nie była żadna pomyłka. W mieszkaniu znajdujecie swoich bliskich czy znajomych zamordowanych i całych we krwi. Zastanawiacie się: co poszło nie tak? Dlaczego zwolennicy Lorda Voldemorta zaatakowali wasz dom, waszą rodzinę, przyjaciół i znajomych?
           Odpowiedź na wasze pytania jest prosta i dla mnie OCZYWISTA: Śmierciożercy albo chcieli się zabawić, (w końcu dla nich tortury i mord są jedną z najlepszych przyjemności), albo Lord Voldemort uznał, że jesteście np. jak oni to mówią: zwykłymi "szlamami" i nie zasługujecie na jego łaskę albo zagrażacie mu (jak w przypadku Lily i Jamesa Potterów).
           A teraz zastanówcie się i sami oceńcie co się bardziej opłaca: Śmierć jako... tchórze (inaczej tego nie potrafię określić), wiedząc w chwili śmierci, że nic nie uczyniliście, aby pokonać zło. Czy śmierć w roli bohatera, wiedząc w chwili śmierci, że zrobiliście wszystko, co było w waszej mocy?
           Nie wiem do jakiego doszliście wniosku, ja nie chcę was namawiać do niczego, bo to nie ma sensu, ale moim zdaniem walka ze sługami ciemności to obowiązek KAŻDEGO czarodzieja i czarownicy! No, bo kto ma pokonać Śmierciożerców? Sami nie znikną! Dlatego potrzebna jest pomoc każdego, absolutnie KAŻDEGO obywatela magicznego! Mężczyzny czy kobiety, a nawet młodego czarodzieja w wieku szkolnym. Jak kiedyś powiedział nam pewien stary i mądry człowiek:
- "Skoro Lord Voldemort powrócił, będziemy na tyle silni, na ile będziemy zjednoczeni, i na tyle słabi, na ile będziemy podzieleni. Lord Voldemort posiada wielki talent do siania niezgody i wrogości. Możemy mu przeciwstawić się tylko równej sile więzi przyjaźni i zaufania" - Słowa te są bardzo ważne dzisiaj i kto o nich zapomni biedny będzie. Te słowa powinny być mottem nie tylko czarodziei i czarownic, ale wszystkich ludzi!

Ludzie!

           Niczym są różnice w zwyczajach i języku jeśli mamy takie same cele i otwieramy przed sobą serca! Pamiętajcie o tym i wspierajcie się nawzajem! Nie jesteście sami na świecie, nie musicie też sami walczyć z siłami ciemności! Jest wiele Organizacji, Stowarzyszeń, Bractw, Zakonów i Grup, które istnieją po to, by walczyć z Lordem Voldemortem i jego zwolennikami. Rozejrzyjcie się wokoło, a na pewno ktoś wam pomoże! Nie dotyczy to tylko dorosłych, pełnoletnich obywateli. Każdy uczeń Szkoły Magii, powinien zdać sobie sprawę z tego, że w razie niebezpieczeństwa MUSI umieć się bronić i jako tako walczyć, aby nie dać się zabić!
Ludzie! Pamiętajcie, że nasza siła jest w JEDNOŚCI!!!
**

Szerzej o Czarnym Panie:
           Lord Voldemort urodził się 31 grudnia 1926 roku. Urodził się w sierocińcu, w zimnego Sylwestra, a godzinę po jego narodzinach zmarła jego matka - czarownica, ojciec był Mugolem. Matka młodego Toma nadała synowi imię i nazwisko Tom Riddle - po ojcu, a drugie imię Marvolo - po jego dziadku.
Ostatnimi dziedzicami Salazara Slytherina byli Gauntowie. Marvolo, Morfin i Meropa. Ojciec Voldemorta odszedł od żony, gdy urodziła go w sierocińcu. Opiekował się nią aż do porodu. Jednak Tom Jr. nie wychował się tam, ale był wychowywany przez zdolnego czarodzieja - Percy'ego Levendera, przyjaciela Albusa Dumbledore'a. Z pewnych źródeł wiem, że podobno Tom miał bliźniaczkę o i imieniu Regina, ale to tylko pogłoski. Gdy Tom Jr miał szesnaście lat otworzył Komnatę Tajemnic, którą zbudował za swoich czasów Slytherin. Pozostawił bazyliszka jako strażnika, a po tysiącu latach Tom obudził go i wypuścił, by ten petryfikował uczniów w szkole, aż w końcu jedną zabił. Skończyło się na oskarżeniu Rubeusa Hagrida za otwarcie Komnaty aż do dnia, gdy Harry Potter dowiedział się o prawdziwej tożsamości Voldemorta i pokonał nie tylko bazyliszka, ale też dziennik Riddle'a, który posiadał za szkolnych lat.

O Meropie Gaunt-Riddle:
           Meropa Gaunt-Riddle była córką Marvola Gaunta. Wychowana była wśród buszu bez ciepła rodzinnego. Ojciec uważał dziewczynę za charłaka, a ona po prostu była przez niego terroryzowana. Dlatego nie mogła wyzwolić swojej czarodziejskiej mocy w dodatku była pomiatana przez swojego starszego brata Morfina i ojca. Została wolna dopiero, gdy obaj zostali aresztowani i zesłani na jakiś czas do Azkabanu. Morfin za złamanie prawa czarodziejów i znęcanie się nad Mugolami, a Marvolo za stawianie oporu pracowników Ministerstwa Magii.
           Meropa nie była urodziwa; miała matowe włosy i szarą karnację, a do tego miała zeza, a jej oczy patrzyły w innych kierunkach. Od wielu lat podkochiwała się w szlachcicu - Tomie Riddle'u. Mugol jednak nie zwracał na nią uwagi, gdyż odznaczał się urodą za to panien mu nie brakowało. Meropa wykorzystała nie mogła wykorzystać magicznej mocy, którą mimo po odejściu brata i ojca odzyskała. Jednak postanowiła uwarzyła eliksir miłosny nazywany amortencją. Podała ją młodzieńcowi, gdy spragniony przejeżdżał obok jej chaty. Wkrótce potem uciekli razem do Londynu. Przez około rok Meropa podawała mu systematycznie eliksir. Gdy okazało się, że kobieta jest w ciąży postanowiła odstawić "lekarstwo" podawane ukochanemu. Niestety myliła się myśląc, że naprawdę ją pokochał. Gdy nastał piąty miesiąc wyjawiła sekret, ale i tak Tom dał jej ultimatum, że jeśli przestanie mu podawać eliksir zostanie przy niej aż do porodu oraz gdy ich dziecko się urodzi oddadzą go do przytułku.
W dniu porodu udali się do sierocińca, by tam urodziła, jednak urodziła nie jedno, ale dwoje dzieci - syna i córkę. Zmarła godzinę po porodzie. Syna nazwała Tom Marvolo Riddle, a córkę Regina Meropa Riddle. Jej syn zmienił imię na Lord Voldemort, gdyż dowiedział się, że jego ojciec był Mugolem. (od Ali Matrony: Co do Reginy. Ta bohaterka została przeze mnie wymyślona na potrzebę opowiadania).

Co było potem:
           Wiemy, że mając osiemnaście lat poprosił dyrektora Hogwartu Dippeta o posadę nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią. Odmówił mu twierdząc, że jest za młody i powiedział mu, by przyszedł za kilka lat. Gdy za drugim razem przybył do szkoły, by prosić dyrektora o posadę to zobaczył tam nie Dippeta, ale Dumbledore'a. Zapytał go czy mógłby pracować w szkole jako nauczyciel Obrony, ale Albus także się nie zgodził wiedząc o jego złych postępkach. Tom przeklął tę posadę, a w międzyczasie coś schował w szkole. Zaklęcie będzie działać dopóty, dopóki Voldemort nie dostanie tej posady.

           Wiemy również o magicznych przedmiotach, które zaczarował i umieścił tam cząstki swojej duszy. Nazywane są one Horkruksami.
Oto one:
Dziennik Riddle'a
Pierścień Slytherinaa
Czara Helgi
Medalion Slytherina
Diadem Roweny
Harry Potter
Wąż Nagini
Lord Voldemort

Te przedmioty czarodzieje nazywają Horkruksami, ale niewiele osób z tego społeczeństwa wie o nich.

Co było później (od roku 1980):
           Tom Riddle II dowiedział się, że istnieje przepowiednia o nim i o Harrym Potterze, ale znał tylko początek przepowiedni i przez to, na korzyść społeczeństwa czarodziejów rok później, utracił swą moc i ciało na kilkanaście lat.
           10 lat później spotkał pewnego czarodzieja, który uczył w Hogwarcie Obrony Przed Czarną Magią. Zawładnął nim, by ukraść z podziemi banku Gringotta Kamień Filozoficzny. Pod koniec tego samego roku Harry zapobiegł wykradzeniu z podziemi Hogwartu (w których Albus ukrył ów Kamień) i w ten sposób spotkał po raz pierwszy swojego największego wroga (było to teoretycznie drugie spotkanie).           3 lata później (nie licząc spotkania w Komnacie Tajemnic rok po spotkaniu w ostatniej komnacie na zakazanym trzecim piętrze) opierając się informacjami od pewnej czarownicy z Ministerstwa Magii, posługując się Turniejem Trójmagicznym i swoim wiernym Śmierciożercą wciągnął młodego Pottera w ten Turniej, by chłopak dotknął świstoklika (Puchar Trójmagiczny). Przeniósł go prosto do niego, by odzyskać swą moc i ciało (było to już trzecie spotkanie).
Dowiedział się też, kilka miesięcy po swoim powrocie, że między nim a Harrym istnieje pewnego rodzaju więź. Wcześniej nie zdawał sobie z tego sprawy, że ona istnieje.
           Pół roku później w czerwcu, sprowokował Harry'ego, by poszedł do Ministerstwa Magii. Zastawił tam na niego pułapkę. Chciał dostać poprzez Harry'ego przepowiednię dotyczącą ich obu. Prawie by mu się to udało, ale nie dość, że przepowiednia została roztrzaskana, to jeszcze spowodował, że ujawnił się przed Ministrem Magii – Korneliuszem Knotem. W ten sposób całe społeczeństwo czarodziejów dowiedzieli się, że on jednak powrócił.
Podpisano:
Agnes Regina Hoof

- Teraz rozumiesz o, co jej chodziło z tym, że jest kompletnym idiotą i egoistą? - spytał Alastor śmiejąc się.
- Tak, wiem. Dasz mi to czasopismo? - poprosił.
- Oczywiście. Zresztą Agnes chciała bym ci go dał. - powiedział ze śmiechem i wyszedł żegnając się nauczycielem Obrony.
           Następnego dnia nie tylko w Żonglerze, ale i w Proroku Codziennym pojawił się artykuł Agnes Hoof. Wszyscy, i w Hogwarcie (ze Ślzgonami włącznie), i poza nim (głównie Śmierciożercy) zastanawiali się czy dobrze robią będąc neutralnym lub choćby po prostu złym.
           Albus Dumbledore, za radą Reginy postanowił, że napisze do osób, którzy napisali do byłej Gryfonki, by porozmawiać z osobami, które napisały do niej z prośbą i radą przyłączenia się do jakieś Organizacji, Stowarzyszenia, Bractwa, Zakonu lub Grupy.

~~*~~

Tego wieczora w Piekielnym Dworze...
           - NIECH JĄ PIEKŁO POCHŁONIE!!!... - ryknął wrzucając gazetę w ogień. - ...Dlaczego to napisała?!? Jak mogła mi coś takiego zrobić!?! I to własnemu wujowi!!! Wszyscy mi się sprzeciwią!!! I. TO. ZA. JEJ. SPRAWĄ!!... - krzyknął. - ...Muszę coś z tym zrobić! Muszę! Może moje córki? Może rodzeństwo Potterów? Ale co z tym eliksirem? Obiecałem temu gnojkowi, że pomogę mu ożywić ich rodziców...! JASNY GWINT! CZEMU SIĘ NA TO ZGODZIŁEM?! CZEMU???... - wrzeszczał Lord w kółko od dobrej godziny chodząc w tą i z powrotem po pokoju. Czarny Pan przed dziesięcioma minutami skończył czytać artykuł w Proroku Codziennym, który teraz leżał w kominku spalony na popiół. - ...Malfoy, sprowadź mi tu moją siostrzenicę, Agnes Hoof! Teraz! Migiem! - rozkazał Lord. Lucjusz natychmiast wyszedł z budynku i deportował się z lasu do domu Hoofów.

~~*~~

           Najwierniejszy sługa Lorda Voldemorta, a jednocześnie szpieg Dumbledore'a stanął przed domem w kolorze jasno-beżowym i ciemnobrązowym oraz dachu koloru szarego wpadającego w jasno niebieski.



Wszedł do środka bez pukania. Rozejrzał się po pomieszczeniu, ale nikogo nie było. Wyszedł więc na zewnątrz. Już miał się deportować, gdy nagle zauważył cztery postacie idące w jego kierunku. Schował się. Byli blisko niego, ale nie zauważyli go. Po chwili wyszedł zza krzaków powiedziawszy:
- Witam... - przywitał się Malfoy niby uprzejmie. - ...Mój pan czeka na Ciebie, panno Hoof. - Malfoy i bliźnięta wyjęli jednocześnie różdżki, a ich rodzice pobiegli do domu chowając się.
- Nigdzie z tobą nie pójdę! - odparła odważnie Agnes.
- Czyżby? - spytał Malfoy, a za jego plecami aportowało się 10-ciu Śmierciożerców. Bliźnięta zastanawiali się co zrobić.
- Expelliarmus! - wykrzyknął Alastor.
- Błąd, chłopcze... - powiedział Lucjusz i rzucił w niego zaklęciem. - ...Crucio!... - W tym samym czasie to samo zaklęcie krzyknęło jeszcze trzech Śmierciożerców. Alastor upadł na ziemię i zaczął się wić i krzyczeć. - ...Jesteś nasza... - powiedział Malfoy do rudej. - ...Zabierzcie ją. - powiedział do dwóch towarzyszy. Dziewczyna się oczywiście opierała, więc ją ogłuszyli uderzając po Mugolsku w kark. Po czym wszyscy zniknęli.

~~*~~

Piekielny Dwór... Jedno z pomieszczeń...
           Agnes ocknęła się w ciemnym pomieszczeniu. Rozpoznała to miejsce. Wiedziała w jakim budynku się znajduje. Było to jedno z wielu pomieszczeń w Piekielnym Dworze. Wszystko ją bolało i nie mogła się ruszyć. Musieli wcześniej rzucać w nią wiele zaklęć torturujących tak silnych, że jakikolwiek ruch sprawił jej ból. Nagle przypomniała sobie co się stało: Spacer... Śmierciożercy... Atak... Cruciatus na jej brata... Uderzenie...
- Obudziła się. Powiadomcie Czarnego Pana. - powiedział nieznany dziewczynie mężczyzna. Po chwili usłyszała kroki.
- Witam, moja droga siostrzenico. - powiedział chłodny głos, który Agnes dobrze znała. Należał on do Lorda Voldemorta, jej wuja.
- Witaj, wuju... - powiedziała równie chłodno ruda. - ...Czego chcesz? - spytała próbując usiąść.
- Zachowuj się, moja panno. Mam ci coś do powiedzenia. Przedwczoraj pojawił się artykuł w Żonglerze, a niedługo potem także i w Proroku Codziennym. Był tam artykuł twojego autorstwa na mój temat oraz mojego rodu. Napisałaś dużo rzeczy. ZA DUŻO! - warknął.
- Myślałam, że chciałeś, by o tobie wiedziano, wuju. - zauważyła.
- Tym samym spowodowałaś, że niektórzy moi Śmierciożercy przestali mi być posłuszni,... - ciągnął Czarny Pan udając, że nie usłyszał jej słów. - ...a nawet mnie opuścili. Lecz ich nie zabiłem. Odeszli z własnej woli, a dokładniej przestali przychodzić na moje wezwania lub po prostu uciekli z Dworu. Ci, którzy zdążyli uciec przyłączyli się już zapewne do Zakonu Feniksa. - zastanawiał się na głos.
- I dobrze ci tak! Dobrze, że tak zrobili. - odparła Agnes. Voldemort wyciągnął różdżkę i już miał wypowiedzieć zaklęcie, gdy Agnes wyciągnęła ku niemu szybko rękę (mimo bólu) i powiedziała głośno:
- BUFFO!... - Różdżka w ręku Lorda najpierw zadrżała niepokojąco, a potem eksplodowała z hukiem. Dziewczyna cicho chichocząc wstała chwiejnie na nogi i powiedziała celując rękę przed siebie i powiedziała już spokojniej. - ...Accio, różdżka... - Jej różdżka przylewitowała z kieszeni Lorda do niej. Następnie deportowała się i zniknęła z pola widzenia.

~~*~~

Dom Hoofów... Salon...
           - Na miłość Boską! Agnes! Nic ci nie jest?? Nie zrobił ci nic złego? - panikował jej ociec, gdy ją zobaczył pojawiającą się po środku salonu lekko chwiejącą się.
- Nie, tato. Nic mi nie jest. Ale wiesz, mam dobrą wiadomość. - oznajmiła ruda.
- Jaką? - spytali wszyscy.
- Zniszczyłam różdżkę wuja. - oświadczyła szczerząc zęby. Wszystkich na moment zatkało, a potem pan Hoof pobiegł na górę. Wrócił po minucie niosąc jakąś starą księgę.
- Co to jest, skarbie? - spytała Regina wpatrując się w przedmiot.
- W tej księdze jest informacja o potężnych zaklęciach niszczących magiczne przedmioty. O jest! "Jak zniszczyć, odnowić oraz jak stworzyć różdżkę". Posłuchajcie...
"Jeśli chce się zniszczyć różdżkę potrzeba:
* Niezwykłej chęci zniszczenia jej,
* Więzi krwi z osobą, której chce się zniszczyć różdżkę. Np. musisz być rodziną, bądź złączonym więzom krwi.
* I nie zwykłych umiejętności.
Jest wiele zaklęć niszczące różdżki, ale najsilniejszym jest zaklęcie Buffo. Niszczy w dwie sekundy z wielkim hukiem. Do zniszczenia potrzeba jeszcze ogromnej nienawiści do osoby, która dzierży różdżkę jednocześnie potrzeba obrony bliskiej osoby..."
Mężczyzna spojrzał na córkę. - ...Jakiego zaklęcia użyłaś? - spytał jej ojciec.
- Właśnie zaklęcia Buffo. Różdżka eksplodowała z hukiem. Ale co, to ma do rzeczy, tato? - spytała.
- Już wyjaśniam... - powiedział i czytał dalej:
"...Jak odbudować różdżkę?
           Aby odbudować zniszczoną różdżkę przez zaklęcie Buffo potrzeba legendarnego Berła Śmierci nazywanego też Różdżką Przeznaczenia lub po prostu Czarną Różdżką.

Czym jest tak naprawdę Czarną Różdżka?
           Różdżka Ta jest jednym z trzech Insygniów Śmierci, które najłatwiej jest wyśledzić w historii czarodziejów ze względu na sposób w jaki przechodzi z rąk do rąk. Znaczy to, że właściciel Różdżki Przeznaczenia musi zdobyć na swoim przeciwniku, jeśli chce być Jej prawowitym właścicielem i by Ona go słuchała. Słyszano, że Różdżka Ta  trafiła do rąk Egberta Zuchwałego, który zabił Emerycka Złego. O Gedorlcie, który zmarł we własnej piwnicy po tym, jak jego syn, Hereward, zabrał mu Różdżkę. O strasznym Loksjasie, który zdobył ową Różdżkę na Barnabaszu Deverillu, zabijając go.
           Karty historii świata czarodziejów poznaczone są krwistymi śladem Berła Śmierci.

Kto wie, gdzie jest teraz Ta Różdżka?
           Ślad urywa się na Arkusie i Liwiuszu. Któż może powiedzieć, który z nich naprawdę pokonał Loksjasa i zabrał mu Różdżkę? I któż wie, kto z kolei ich mógł pokonać? Historia milczy na ten temat.

Czym są Insygnia Śmierci?
           Niepokonaną Różdżkę stworzył Antioch Peverell wkrótce po Założycielach Hogwartu. Dziś nie wiadomo kto ją teraz posiada. Antioch miał jeszcze dwóch braci - Kadmusa i Ignotusa. Drugi z braci stworzył Kamień Wskrzeszenia, a trzeci Pelerynę-Niewidkę. W trójkę byli potężnymi czarodziejami, a stworzone przez nich przedmioty zaginęły i dotąd nie wiadomo gdzie są. Wiadomo, że Kamień Wskrzeszenia posiadała rodzina Gauntów w pierścieniu na przełomie IX a XX w. Za to Peleryna-Niewidka, jak ustalił w swojej rodzinie Ignotus, przechodziła z pokolenia na pokolenie. Z ojca na syna, z matki na córkę, aż do ostatniego potomka Ignotusa Peverella. Harry'ego Jamesa Pottera..."
- Rozumiecie? Nie warto odnawiać jego różdżki, bo mógłby zdobyć TĄ Różdżkę! A jest to niebezpieczne! Jak mi powiedział Albus z jednej strony dobrze, że to zrobiłaś, ale z drugiej źle. Są dwa powody ku temu drugiemu. Po pierwsze: Harry Potter i Lord Voldemort mieli w swoich różdżkach rdzeń od tego samego feniksa. Niszcząc jedną z nich pozbawiasz ochrony przed rzuceniem zaklęcia drugiej, czyli Priori Incantatem. W tym przypadku jest właśnie źle, bo Harry nie ma już tej ochrony w pojedynku, gdyby Voldemort zdobył Różdżkę Przeznaczenia. Po drugie: Voldemort jest bardziej doświadczony w pojedynkach niż Harry, więc tu musimy pomóc panu Potterowi. - wyjaśnił Roger.


~~*~~

Kilka chwil wcześniej...
           Voldemort gapił się na swoją ukochaną różdżkę jak wybucha, a potem na siostrzenicę jak znika zadowolona ze swojego sukcesu. Gapił się na niczym nieuzbrojoną rękę ze strachem w oczach, a złość narastała w nim. Potem, gdy się otrząsnął z szoku wrzasnął na cały głos:
- NIE!!! TO NIEMOŻLIWE!!! JAK ONA MOGŁA MI TO ZROBIĆ!?! NIECH JA JĄ DORWĘ W SWOJE RĘCE!!! - krzyczał jak opętany.


~~*~~

           W tym samym czasie, zarówno Harry, w swoim gabinecie, jak i Jack, w dormitorium chłopców Hufflepuffu oraz Percy Levender w swoim domu - cierpieli. Harry wrzeszczał bardzo głośno, a Jack trząsł się, za to Percy pocił się wytrzymując ból ich obu.
           Tymczasem Nicole wyczuła coś niepokojącego. Wydawało jej się, że ktoś z jej bliskich cierpi. Wyjęła Lusterko Dwukierunkowe i powiedziała do niego:
- Jack. - Twarz jej brata-Puchona pojawiła się w szybie Lusterka, ale zauważyła, że nie mógł nic powiedzieć, ale zanim odłożyła Lusterko zobaczyła, że ktoś inny pojawia się w szybce.
- Pomocy! Jack jęczy i nie może nic powiedzieć jakby miał odebrany głos! Przyjdź do piwnicy w Hogwarcie jak najszybciej! Będę tam czekał. - Dziewczyna, o nic nie pytając i nie zastawiając się kim jest ten chłopak, podbiegła do kominka i zawoła do niego wrzucając garść proszku Fiuu do paleniska:
- Hogwart, Pokój Wspólny Hufflepuffu!... - i zanim Ernie zdążył dobiec do wyjścia już była w Pokoju. - ...Gdzie jest mój brat?... - Puchon spojrzał na nią z zaskoczeniem, ale zaprowadził ją do dormitorium chłopców siódmego roku. - ...O matko! Jack!... - krzyknęła na cały głos widząc jego stan. Podbiegła do niego i chwyciła jego rękę. - ...Jack, braciszku co ci jest?!... - Ale chłopak nie mógł nic powiedzieć, lecz za to pokazał na czoło. - ...Nie wiem co to znaczy, Jack. - powiedziała z żalem, ale chłopak uporczywie pokazywał na prawą stronę czoła. Dziewczyna nic z tego niezrozumiała.
- Proszę pani, chyba wiem co Jack chce powiedzieć. On chce dać do zrozumienia, że to ma coś związanego z Harrym, bo w tym miejscu ma bliznę. - Ledwo to powiedział, gdy Nicole poczuła ciepło w kieszeni, a na stoliku nocnym Lusterko Jacka zadrżało, jak telefon komórkowy. Ruda wyjęła swoje Lusterko i spytała:
- Kto tam?... - po chwili zobaczyła zmartwione i przerażone twarze Granger, Weasley'a i Dumbledore'a. - ...Profesor Dumbledore? Ron? Hermiona? Co się stało? - spytała, gdy ich zobaczyła. Ci milczeli. Pierwszy odezwał się Albus:
- Harry'emu coś jest. Bez przerwy krzyczy i wije się jakby ktoś go torturował. - odparł.
- Z Jackiem jest podobnie. Jęczy i nic nie może powiedzieć.... Zaraz,... coś mi się przypomniało. Percy Levender opowiadał mi kiedyś, że gdy Harry'emu coś jest to i jemu również. Myślę, że z Jackiem jest podobnie, w końcu Harry i on są bliźniakami. Ale uważam, że prawdziwe źródło jest w Piekielnym Dworze. - wyjaśniła.
- Gdzie??? - krzyknęli jednocześnie.
- W Piekielnym Dworze. Trzeba tam iść i uspokoić mojego ojca, ale nie wiem kto tam pójdzie. - posmutniała.
- Ja to zrobię. - rozległ się kobiecy głos tuż za Nicole i Ernie'm. Panna Potter i pan Macmillan obejrzeli się i spojrzeli na kobietę. Tylko dziewczyna ją rozpoznała.
- Pani Hoof...
- Jaka znów pani?... - oburzyła się lekko - ...Jestem przecież waszą ciocią. Nie pamiętasz? - przypomniała jej uśmiechając się.
- Rzeczywiście... - wymamrotała. - ...Ciociu Regino, co tu robisz? - spytała.
- Nie czas na wyjaśnienia, Nicki. Jack jest chory, a jego stan jest coraz bardziej poważniejszy, a trzeba działać. Ja pójdę do mojego brata i uspokoję go, a wy zanieście Jacka do Skrzydła Szpitalnego. Tam jest też Harry. Musisz do niego iść, a przy okazji zaniesiesz tam drugiego brata. Obaj cię potrzebują. Mój bratanek, Daniel pomoże im. - powiedziała i wyszła z dormitorium. Nicki wyszła lewitując obok siebie jednego ze swych barci na niewidzialnych noszach do Skrzydła Szpitalnego, a tuż za nią szli Ernie, Susan i Hanna (przyjaciele Jacka).
           Gdy doszli na miejsce do całej czwórki podeszli szybko pani Pomfrey oraz chłopak o brązowych włosach i niebieskich oczach. - "Najwyraźniej to Daniel Riddle, starszy syn Voldemorta" - pomyślała Nicole podchodząc do najbliższego łóżka, gdzie leżał Harry. Tymczasem Daniel spojrzał na trzęsącego się coraz bardziej Puchona. Dotknął jedną ręką okolic jego płuc, a drugą prawą stronę jego czoła. Trwało to dwie chwile. Najpierw nastała napięta cisza, a potem rozbłysło błękitno-białe światło pod dłońmi chłopaka. Po chwili Jack przestał się trząść, ale oddech wciąż miał nie równy. Rudej nieco ulżyło, ale był jeszcze jeden problem: Harry. Podeszła do niego i sprawdziła co mu jest. Również ciężko oddychał. Miał zamknięte oczy.
- Co mu jest? - spytała Nicole. Na jej pytane odpowiedziała pielęgniarka:
- Profesor Potter ma gorączkę, i... - nie dokończyła, bo Ruda położyła dłoń na czole byłego Gryfona i stwierdziła, że czoło ma bardzo ciepłe, ale tylko w miejscu, gdzie jest blizna, na dodatek pocił się.
- Jak można mu pomóc? - spytała kobiety.
- Właściwie... to nie wiem. Mogę zwalczyć gorączkę i dawać eliksiry uspakajające. Nic więcej. - stwierdziła.
- Ja wiem, gdzie leży problem. - odezwał się po raz pierwszy Daniel.
- Gdzie?? - spytała była Krukonka.
- Moja ciotka, Regina powiedziała mi, że jej córka, Agnes została porwana całkiem niedawno na polecenie mojego ojca, ale uciekła. Powiedziała mi też, że Agnes zniszczyła mu różdżkę z piórem feniksa. Sądzę, że dlatego się wściekł, bo nie miał nic co pomogłoby mu zabić Harry'ego Pottera. Jego złość i wściekłość są tak silne, że Harry poczuł to, a tym samym również Jack, w końcu są bliźniakami. A co do Percy'ego Levendera, to uważam, że on też cierpi dlatego, że obaj z Harrym są tą samą osobą, tyle, że Percy jest jego przyszłością. Zresztą już to przecież wiesz. - odpowiedział wzruszając ramionami. Miał rację. Nie miała wyjścia jak tylko czekać i mieć nadzieję, że jej jedyna ciotka przekona swego brata, by się uspokoił.

~~*~~

Zmieniamy miejsce... Okolice Piekielnego Dworu...
           Regina stała na skraju lasu zastanawiając się co robić, by uspokoić swego brata. Była słabsza od Toma, ale miała wprawę jeśli chodzi o pojedynki. Jej magia była coraz większa z dnia na dzień od czasu, gdy odzyskała ją trzy lata temu. Nie miała jednak szansy w starciu z bratem w magicznym pojedynku, co innego jego słudzy. Miała już wprawę z nimi, gdy wraz z jej młodszą córką Geandley została w tym Dworze w zamian za Harry'ego na kilka tygodni. Co miała zrobić? Nie mogła poprosić ani swojego starszego syna, Alastora, a już w szczególności jego bliźniaczki Agnes o pomoc, bo Lord by ją zabił za zniszczenie jego różdżki. Jej najmłodszy syn March też odpada, gdyż był za młody na starcie z wujem. Był jeszcze jej bratanek, Daniel, ale on jest teraz w Hogwarcie i pomaga Potterom. Gdyby mogła poprosiłaby Albusa, czy kogokolwiek z Zakonu, lecz pogorszyłaby tylko sytuację. Śmierciożerców było za wielu. Może powinna porozmawiać z bratem telepatycznie? Nie. Lepiej nie. To było by zbyt niebezpieczne dla niej. Miała w tym doświadczenie. A może Percy lub Aurelia? Nie, to bez sensu! Gdyby ta ostatnia zginęła Harry, Jack i Nicole, a także Marylene, Eleine i Jonathan oraz Hermiona by ją zabili. Dosłownie!
           Jeszcze kilka minut stała w ciszy, aż w końcu ruszyła ku budynkowi zastanawiając się jak jej brat zareaguje na jej widok? Zbliżyła się coraz bardziej do gotyckich drzwi budynku. Była już blisko, gdy nagle przed nią stanęli strażnicy.
- Kim jesteś i co tu robisz? - warknął jeden z nich celując w nią różdżką.
- Jestem siostrą Lorda Voldemorta, czyli waszego Pana. Nazywam się Regina Hoof. Wpuście mnie, chcę z nim porozmawiać jak rodzina. Nie mam przy sobie różdżki. - oświadczyła. Miała nadzieję, że jej się powiedzie.
- Czekaj tu. Powiadomię go... - i zniknął w ciemnym korytarzu. Więc kobieta czekała kilka minut z drugim mężczyzną u boku. Pierwszy mężczyzna wrócił po dwóch minutach mówiąc. - ...Chodź ze mną. - nakazał. Regina poszła za nim. Weszli na piętro do pokoju Riddle'a. Śmierciożerca zapukał i wszedł usłyszawszy komendę:
- Wejść! - Gdy weszli Śmierciożerca powiedział:
- Panie, przyprowadziłem Reginę Hoof. - odparł kłaniając się.
- Dobrze. Wyjdź, a ty zostań... - powiedział wskazując najpierw na Śmierciożercę, a potem na swą siostrę. Gdy drzwi się zamknęły oboje patrzyli na siebie przez równą minutę. - ...W jakiej sprawie do mnie przyszłaś i to z własnej woli? - spytał w końcu. Regina patrzyła na niego zastanawiając się jak zacząć rozmowę. Jeśli powie, że Harry, Jack i Percy cierpią ucieszy go to. Jak ma mu to powiedzieć nie denerwując go przy tym i wyjść z tego cało, a równocześnie pomóc bliźniakom Potterom i Levenderowi?
- Więc ja... ja chciałam ci powiedzieć, że Harry i Jack Potter oraz Percy Levender cierpią nieustanne katusze z powodu, że ty się wściekłeś na moją córkę, Agnes tylko dlatego, że zniszczyła ci różdżkę... - w tym momencie oczy Voldemorta rozjarzyły się czerwienią. - ...Wiem, że zrobiła źle, ale z drugiej strony uważam, że zrobiła dobrze... - urwała, bo Lord wstał i podszedł do niej. Chwycił jej podbródek zimnymi placami i powiedział:
- Nienawidzę, gdy ktoś mi się sprzeciwia, a już zwłaszcza ty. A co do twoich dzieci, a już szczególnie Agnes to nienawidzę jej tak bardzo jak Wybawcy Świata, gdyż to ona zniszczyła mi różdżkę i... - z kolei on urwał, bo Regina powiedziała:
- Wiem jaką różdżkę powinieneś zdobyć, ale w zamian musisz mi coś obiecać. - oświadczyła pospiesznie. Tom patrzył na siostrę zastawiając się nad tym, co mu powiedziała.
- Co mam ci obiecać? - spytał z podejrzliwością.
- Zostawisz zarówno mojego męża jak i nasze dzieci: Daniela, Alastora, Agnes, Geandley, Marcha, Toma III i Marvola, oraz moich przybranych rodziców, Lukasa i Isabelle no i moją siostrę przyrodnią, Amelię. Ja, w zamian pokażę ci książkę, gdzie jest napisane wiele informacji o pewnej potężnej i niezwyciężonej Różdżce. Limit czasu jest do końca roku szkolnego. Zgadzasz się? - spytała patrząc na niego. Mężczyzna był jednocześnie podekscytowany na wiadomość o potężnej Różdżce, a jednocześnie zdziwiony, że jego siostra chce mu w tym pomóc. Nigdy na nic się zgadzała, a już w szczególności na przyłączenie się do niego.
- Zgodzę się jeśli ty zostaniesz ze mną. - Patrzyli na siebie przez chwilę, aż w końcu kobieta odpowiedziała:
- Zgoda. - Puścił jej podbródek i uścisnął jej rękę na zapieczętowanie Kontraktu.
- Jeszcze jedna sprawa. Gdy ty się denerwujesz Harry czuje to poprzez bliznę, a Jack się trzęsie, za to Percy poci się wytrzymując ból ich obu. Im bardziej targają tobą emocje tym silniej oni odczuwają ból. Więc prosiłabym cię byś się uspokoił w tej chwili. - poinformowała go cofając się o kilka kroków, by jej nie dotknął. Mężczyzna wpatrywał się w nią intensywnie i zaczął się uspakajać.

~~*~~

Hogwart... Skrzydło Szpitalne...
           Zarówno jak i Harry, tak i Jack przestali nagle drżeć. Ich oddechy stabilizowały się. Nagle – niespodziewanie jednocześnie się otworzyli oczy.
- Co się dzieje? - spytał Puchon, a zaraz po nim odezwał się nauczyciel OPCM.
- Gdzie ja jestem? - spytał Harry.
- Jack! Harry! Jak dobrze, że nic wam nie jest! - rozległ się rozradowany głos ich siostry.
- A co nam się stało? Pamiętam okropny ból w czole i chyba zemdlałem. - powiedział Harry pocierając ręką głowę. Za to Jack powiedział:
- Ja czułem jak robi mi zimno, a potem się trząsłem. Pamiętam też jak przyszłaś do mojego dormitorium. Co tak właściwie się stało? Bo wydaje mi się, że gdy Harry czuje ból blizny to i ja odczuwam to, co on. Co to znaczy? - spytał Jack. Wszyscy byli zaskoczeni tym faktem. Nagle Nicole wyjęła Lusterko i powiedziała do niego:
- Percy Levender. - Twarz mężczyzny pojawiała się po chwili.
- Kto tam? - spytał lekko nieprzytomnym głosem.
- To ja, Nicole. Chcę spytać jak się czujesz? Pytam, bo Harry i Jack niedawno cierpieli. Jesteś przecież przyszłością Harry'ego, więc i tobie musiało coś się stać. Powiedz mi, jak się czujesz, bracie? - Mężczyzna patrzył na rudą młodą kobietę. Miał wrażenie, że widzi w niej swoją matkę w młodszej wersji, wyjątkiem były oczy. Jego wzrok rozmarzył się na chwilę.
- Widzisz Nicki, poprzez emocje Voldemorta, obojętnie czy złość, gniew, nienawiść czy podniecenie Harry odczuwa ból blizny. Jack nie tylko drży, ale także odczuwa ból. A ja? Cóż, ja tylko mdleje lub się pocę, bo cała moc tych emocji idzie całą mocą na Harry'ego, przechodzi przez Jacka, ale z mniejszą siłą. Na mnie idzie wszystko na raz. Teraz już lepiej się czuję. Do zobaczenia, Nicki, moja starsza siostrzyczko. - jego twarz zniknęła z Lusterka. Ruda spojrzała na wszystkich z wielkim zdziwieniem.
- To niesamowite! Widać, że jesteście we trzech połączeni z Voldemortem. - powiedziała Nicole.
- Ślizgoński drań. - burknęli jednocześnie z nie smakiem Harry i Jack. Wszyscy się zaśmiali.


_______________________
Od autorki:
* Te artykuły są skopiowane i przerobione na potrzebę autorki tego opowiadania. Z góry przepraszam prawdziwe autorki tych artykułów.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.