Moja lista przebojów 2

25 sierpnia 2013

Rozdział 10 (47) - Powrót do życia i skrucha Salazara

Klik

          Gdy Harry z Severusem zniknęli Voldemort zaśmiał się głośno. Jego śmiech przyprawiał o ciarki, nawet portrety na ścianach zadrżały na dźwięk jego zimnego śmiechu. Voldemort spojrzał po chwili na Nicole, która cała drżała stojąc bezradna pośrodku gabinetu modląc się do każdego bóstwa, by Riddle jej nie skrzywdził. Voldemort usiadł za biurkiem, po czym powiedział, jak niego uprzejmym głosem:
- Usiądź, córko... - nakazał wskazując na fotel z dużym oparciem przed biurkiem. Dziewczyna wciąż przerażona usiadła. Ledwo się oparła o oparcie fotela, gdy pojawiły się liny wokół jej nadgarstków u rąk, nóg oraz torsu przytwierdzając mocno do siedzenia, tak że nie mogła się ruszać. Nicole próbowała się uwolnić, ale liny zacisnęły się mocniej. Voldemort uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i powiedział: - ...A teraz, moja droga... - złączył palce, jak Dumbledore, patrząc w jej czarne oczy tak podobne do niego za młodych lat. - ...powiesz mi, o co chodziło twojemu bratu mówiąc o mojej nieśmiertelności, iż wie jak ją zniszczyć? - spytał. Nicole, wciąż próbując się uwolnić odparła.
- Nie powiem ci! Poza tym wiążąc mnie łamiesz kontrakt!... - zawołała szarpiąc się w więzach, które coraz bardziej się wpijały w jej ciało. Po dwóch chwilach więzy opadły, a dziewczyna odetchnęła z ulgą i spojrzała na ojca gniewnym wzrokiem. - ...W ten sposób nigdy nie osiągniesz swojego celu. Jeśli chcesz coś ode mnie wyciągnąć to musisz mnie przekonać bez zmuszania mnie. Bez żadnego szantażu, tortur i grożenia mi oraz moim najbliższym. Zresztą i tak tego nie zrobię cokolwiek mi obiecasz i dasz. - oznajmiła. Mężczyzna patrzył na nią w milczeniu przez dobre pięć minut. W końcu wstał, podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej czarny okrągły medalion i podszedł do Nicole. Wyciągnął ku niej przedmiot ze słowami:
- Wiedziałem, że twoja matka jest z tobą w ciąży, więc przed narodzinami każdego z moich dziedziców co jakiś czas stwarzałem po medalionie. Ten jest dla ciebie... - powiedział unosząc go przed jej oczami. Dziewczyna na chwilę spojrzała na Riddle'a, a potem na medalion. W tym momencie jej umysł jakby zgasł, a źrenice oczu stały się czarniejsze od jej oczu. Coś jej kazało wziąć go i założyć na szyję. Gdy tylko medalion został nałożony na szyję Nicole zaczął się zmieniać. Uformował się w piękny marmurowy kamień księżycowy ze srebrnym łańcuszkiem w kształcie łzy.



Ciało Nicole rozluźniło się. Siedziała nieruchomo w tym samym miejscu patrząc z lekko zmrużonymi oczami w jakiś punkt. - ...Bardzo dobrze. Wykonasz każde moje polecenie, prawda moja droga? - spytał
- Tak, panie. - odpowiedziała głucho. Voldemort uśmiechnął się.
- Wspaniale. Więc... - tu usiadł w swoim fotelu za biurkiem i spojrzał na córkę. - ...powiedz mi teraz co Harry Potter miał na myśli, że wie jak zniszczyć moją nieśmiertelność? - spytał.
- Harry wie o twoich Horkruksach. Wie jak je zniszczyć. - odpowiedziała jakby była pod wpływem hipnozy czy Imperiusa. Voldemort zaczął chodzić w tą i z powrotem po gabinecie. Po chwili spytał:
- Ile zdołał już zniszczyć? - a jego oczy zaświeciły czerwienią.
- Zostały zniszczone już cztery, panie. - odpowiedziała.
- Które?
- Dziennik, diadem, puchar i medalion, panie. - odpowiedziała.
- A po co tak właściwie przyszedł tutaj? - spytał.
- Przyszedł tu, by zabrać Kamień Wskrzeszenia tkwiący w Pierścieniu Slytherina. - odparła.
- Pierścień Slytherina?... - powtórzył. - ...Przecież go tu nie było. Zauważył bym. - oświadczył.
- Był, panie. Był niewidzialny dla ciebie i twoich Śmierciożerców. Profesor Dumbledore zaczarował go tak, by był widziany tylko przez profesora Dumbledore'a, Harry'ego, mnie i Jacka. Gdy Harry dotknął go był już odczarowany i wszyscy go mogą teraz zobaczyć. - wyjaśniła.
          Voldemort był już kompletnie zarazem wkurzony jak i przerażony. Trwało to z pół godziny. W końcu powiedział:
- Pójdziesz przez sieć Fiuu do Dworu Malfoy'ów z tym listem... - podał go jej. - ...Pójdziesz prosto do Lucjusza Malfoy'a. Masz zrobić wszystko, co ci powie. Zostaniesz tam, póki cię nie odprawię stamtąd. Zrozumiałaś? - powiedział.
- Tak, panie. - odpowiedziała biorąc list.
- Gdy Lucjusz zaprowadzi cię do tymczasowego pokoju w swoim dworze odzyskasz świadomość. Jednak nie zdejmuj medalionu, zresztą i tak nie będziesz mogła, gdyż tylko ja mogę to zrobić... - tu uśmiechnął się przebiegle. - ...Po odzyskaniu świadomości będziesz wszystko pamiętać. Teraz idź. - Nicole podeszła do kominka, wzięła garść proszku Fiuu i weszła w płomienie wołając:
- Dwór Malfoy'ów! - i już jej nie było.

~~*~~

Mijał czas...
          Przez całe dwa tygodnie Nicole wciąż i wciąż próbowała zdjąć medalion, ale bez skutku. Ciągle ktoś ją odwiedzał, a raz na dzień Voldek. Czasami zadawał pytania na temat tego, co Harry wie. Raz zapytał kogo chce wskrzesić, ale ona odpowiadała, że prócz Założycieli i rodziców nie wie kogo. Za każdym razem nie mogła się mu oprzeć, gdy ten zadawał jej pytania lub się zbliżył.

~~*~~

          W tym samym czasie czterej mężczyźni: Harry, Severus, Remus i Peter stali głowa przy głowie nad kociołkiem pełnym mikstury i czekali na to, by Elixir of Resurrection, który był w tej chwili przezroczysty zmienił się w kolorowe refleksy.
- Harry, teraz twoja kolej. Wypowiedz zaklęcie. - powiedział Remus. Harry wyjął z kieszeni kartkę z zaklęciem. Popatrzył na nią chwilę, aż w końcu odchrząknął i powiedział głośno i wyraźnie po katalońsku:
- "Tu que ets dels inferns, i també els que elevarà per Elixir de la Resurrection, sortir de l'inframón! Es podrà veure en el fet de que et matin, i els que el van matar amb vostè! Les ànimes dels meus ancestres Faci la seva venjança! Párese als meus peus allà i vèncer el mal del segle!" - zawołał.(tł.: "Wy, którzy jesteście ze Świata Zmarłych i także, ci których wskrzeszę poprzez Elixir of Resurrection, wyjdźcie z podziemi! Odegrajcie się na tym, który was zabił oraz na tych, którzy poprzez niego zabili was! Na dusze mych przodków dokonajcie zemsty! Stańcie u mych stóp i pokonajcie zło tego stulecia!") Nagle – niespodziewanie rozbłysło jaskrawe światło.
- Uwaga! - zawołał Severus. Wszyscy cofnęli się o kilka kroków. A to, że piwnica była mała, stanęli pod ścianami. Sekundę potem rozległo się potężne i ogłuszające:

BUUUUUM!!!!

Mało brakowało, by ściany i jedyne okno w tym pomieszczeniu się rozleciały. Gdy wszystko się uspokoiło i dym opadł. Podeszli do kociołka i spojrzeli na powierzchnię eliksiru. Był kolorowy. Błyszczał i mienił się przeróżnymi kolorami tęczy, a na dodatek był jak powietrze. Wirował jak myśli w myślodsiewni. Ni to gaz, ni to płyn.
- Udało się? - spytał Remus. Severus spojrzał na rysunek w Księdze.
- Tak. - odpowiedział.
- Wspaniale! Idziemy po ciała zmarłych osób. - zawołał uradowany Harry. Wszyscy się uśmiechnęli, ale natychmiast przestali. Zrobiło się cicho.
- Ciała Lily i Jamesa... - zaczął Remus. - ...są w twoim gabinecie, Harry. W Hogwarcie. Zapomnieliśmy o nich. Ciała Założycieli i Merlina także tam są. - powiedział słabym głosem.
- Cholera! Idę po nie. Kto idzie ze mną? - spytał.
- Harry, poczekaj chwilę. Teraz nauczycielem Obrony jest Amycus Carrow. To Śmierciożerca i na pewno cię tam nie wpuści. - ostrzegł go Snape. Harry westchnął i spytał:
- Severusie, a nie pomyślałeś o zaklęciu NiN? - spytał Potter.
- Rzeczywiście. Więc ja pójdę z tobą. - oświadczył.
- Nie, Severusie. Pójdziemy wszyscy. Z naszej czwórki tylko Harry potrafi aportować się w Hogwarcie i tylko on potrafi deportować się stamtąd niezauważony. - poinformował ich Remus.
- Luniek ma rację... - wtrącił się Peter. - ...Idźmy wszyscy by osłaniać resztę.
- Zgoda. Chwyćcie mnie za ramię. - nakazał im Potter. Tak zrobili.

~~*~~

          Aportowali się w kwaterach Harry'ego obok gabinetu, w którym zapewne był ten Śmierciożerca - Carrow.
- Weźcie ciała za ramiona jedną ręką, a drugą chwyćcie mnie... - poinformował ich Wybraniec. Tak zrobili. Martwych ciał było siedem. Czterech mężczyzn i trzy kobiety, w tym jedno małżeństwo. Remus chwycił ciała swoich przyjaciół. Peter chwycił Helgę. Severus Godryka i Merlina. A Harry chwycił jednocześnie Salazara i Rowenę. - ...Teraz chwyćcie sąsiada, a ostatnia osoba mnie. - poinformował. Tak zrobili. Zanim ktoś zauważył żadnego z nich nie było, gdyż praktycznie trwało to kilkanaście sekund.

~~*~~

          Gdy znaleźli się w salonie domu Potterów położyli każde ciało na jakiejś powierzchni. Remus natychmiast powiadomił wszystkich przyjaciół, by przyszli do Doliny Godryka i przynieśli ciała innych zmarłych osób, które były wymienione na liście. Wszyscy byli uradowani wiadomością iż ich przyjaciele i rodzina zostaną ożywieni i natychmiast zabrali się do roboty.
          Odnalezienie ciał i przyniesienie ich do Doliny Godryka zajęło im z pół godziny. W końcu przyszli wszyscy - nawet Percy Levender, Ashe Welson i państwo Evans. Harry tymczasem przyniósł eliksir i postawił go na blacie w kuchni. Wszyscy byli pod wrażeniem kolorem mikstury.
- Czy wszyscy są gotowi? - spytał Potter-Gryfon.
- Tak. - rozległa się zgodna odpowiedź.
- Świetnie. Więc ustalmy jedną rzecz: Żadnych kłótni na temat kto pierwszy zostanie ożywiony. Rozumiemy się?... - spytał. Wszyscy skinęli głowami. - ...Dobrze. Pierwszą osobą jaką przywrócę do życia będzie Frank Bryce... - oświadczył. Podszedł do ciała starca z fiolką eliksiru w ręku i wlał do jego ust jedną kroplę. Chwilę trwało nim zaczął nabierać kolorów na twarzy. Gdy się obudził otworzył oczy i rozejrzał się. - ...Witamy wśród żywych, panie Bryce. - powiedział Harry. Mężczyzna popatrzył na niego z niedowierzaniem i zawołał:
- Widziałem cię na cmentarzu! To ty walczyłeś z tym czarodziejem! - zawołał.
- Ee... Tak. To prawda, panie Bryce, ale to było trzy lata temu. Przywróciłem pana do życia dzięki temu eliksirowi... - odparł Potter pokazując fiolkę. - ...Proszę stanąć gdzieś, gdzie nie będzie mi pan przeszkadzał. - poprosił, po czym skierował się do ciała Barty'ego Croucha seniora. Jemu też podał specyfik.
Każdy zmarły dostał go i podobnie reagował. Na końcu dotarł do rodziców. Wlał po kropli do ich ust. Gdy się obudzili nie byli tacy zdziwieni jak pan Bryce. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko się obudzili i zobaczyli Harry'ego przytulili go.
- Ej! A ja to pies?? - zawołał Jack będąc jak zwykle zazdrosnym o brata. Wszyscy się zaśmiali zgodnie. Lily i James najpierw spojrzeli na Jacka, a potem uśmiechnęli. Podeszli do szatyna tuląc go.
- Tak się cieszymy, że was widzimy. - powiedział James.
- Dziękujemy wam... - dodała Lily ze łzami w oczach. W tym momencie zauważyła Severusa. - ...O, mój Boże! Sev! - pisnęła Lily i podbiegła do czarnowłosego mężczyzny. Ten ją przytulił.
- Lily! - szepnął również ze łzami w oczach. Było do przewidzenia, że James chciał go walnąć, ale Harry go powstrzymał kręcąc sprzecznie głową i dając do zrozumienia, by zostawił ich w spokoju.
          Przez kilka minut wszyscy się witali, aż w końcu Harry strzelił kilka razy z różdżki, by ich uspokoić.
- Słuchajcie, teraz nadszedł czas by ożywić Założycieli. Niech wszyscy się odsuną. - nakazał. Tak zrobili. Harry podszedł do łóżek, gdzie leżały cztery ciała. Zbliżył się do nich.
- Harry, czekaj! - zawołała Lily.
- Co się dzieje? - spytał ten.
- Jack usnął. - wyjaśniła.
- Co? - James podbiegł do niego.
- Tato, mamo Jack jest Przepowiadaczem Snów. Ma teraz sen i zaraz po tym jak się obudzi powie nam proroctwo. Zaczekajmy. - wyjaśnił Harry,.

~~*~~

We śnie...
          Jack zobaczył w swoim śnie czwórkę Założycieli stojących na jakimś pagórku wśród łąk, dywanów kwiatów, lasów i jezior. Było tu pięknie jak z obrazka, gdyby nie fakt, że pojawił się jakiś nie znany Jackowi mężczyzna. Zbliżył się ku czwórce przyjaciół. Promieniowało od niego mądrość i potęga. Po chwili stanął tuż przed nimi, ale swoje słowa przemówił w kierunku Jacka patrząc wprost na niego:
- Powrócą Założyciele Hogwartu i staną po stronie tego, co kieruje Losem Świata... - wyrecytował. Jacka zaskoczył ten tekst. Chciał się już odwrócić, gdy nieznajomy się odezwał: - ...Jacobie Potterze, zaczekaj. Nie poznajesz mnie? - zapytała postać. Jack popatrzył na niego. Wygląd nie był mu znany, ale głos...
- To ty zawsze ze mną rozmawiasz poprzez inne osoby i pokazujesz mi te wizje oraz recytujesz przepowiednie. - zauważył.
- Tak, Jack. Tym razem mam ci do przekazania informacje o tym, co się wydarzy za jakiś czas. Następna przepowiednia będzie dotyczyć kształcenia się i podróży Harry'ego Pottera. Nie mam na myśli tylko podróży w czasie, ale o kształcenie się w magii wampirzej, druidzkiej, elfickiej i starożytnej. - wyjaśnił.
- Nie bardzo rozumiem.
- Mówię o tym, że powinieneś pozwolić działać samodzielnie twoim barciom. Wkrótce sam staniesz u władzy, ale to za kilkanaście lat. Teraz wracaj do przyjaciół i rodziny, Jacobie. Martwią się o ciebie. - powiedziała postać. Zanim Jack się zorientował nagle wszystko zniknęło.

~~*~~

Rzeczywistość...
           Jack leżał na sofie świadom tego, że ktoś go bacznie obserwuje. Gdy otworzył oczy usłyszał czyjeś głosy. Postanowił usiąść. Zobaczył jak jego brat podaje pierwszej osobie jakąś miksturę. Była to Helga, potem Rowena, następnie Salazar, a na końcu Godryk. Wszyscy patrzyli na nich w milczeniu i oczekiwaniu co zrobią, gdy się obudzą, jednak Jack nagle przemówił patrząc wprost na czwórkę Założycieli:
- Powrócą Założyciele Hogwartu i staną po stronie tego, co kieruje Losem Świata. - wyrecytował. Wszyscy spojrzeli na niego, a po chwili na czwórkę Założycieli. Ci rozglądali się dookoła. Pierwszy Harry'ego zauważył Slytherin.
- Harry Potter. - powiedział zimnym, prawie takim samym jak Voldemort, głosem.
- Slytherin! - zawołał Godryk.
- Gryffindor! - warknął Salazar.
- Godryk? Salazar? Helga? - to była Rowena. Patrzyła na tego drugiego z przerażeniem w głosie.
- Godryku, Helgo, Roweno, Salazarze, uspokójcie się! Pamiętacie co mi obiecaliście? - spytał Harry patrząc na nich. Ci najpierw spojrzeli na niego w milczeniu, a potem zwiesili głowy, po czym odpowiedzieli jednocześnie:
- Tak. Przepraszamy. - powiedzieli jednocześnie.
- Zapamiętajcie to i nie kłóćcie się, proszę was. Na początek pogódźcie się i zapomnijcie o dawnych urazach. W dzisiejszych czasach wszystkie domy są pogodzone. Tak, Roweno, nawet dom Slytherinu. - nakazał patrząc na nich błagalnym wzrokiem. Cała czwórka popatrzyli najpierw na Harry'ego, a potem na siebie. W końcu, po jakiejś minucie podeszli po kolei do siebie i przytulili.
- Harry, a co z Merlinem? - spytał Remus.
- A no rzeczywiście... - wymamrotał spojrzawszy na niego. - ...Dzięki, Remusie. - powiedział i podszedł do ostatniego ciała. Nachylił się nad nim i wlał specyfik do jego ust. Starzec jęknął, otworzył oczy, zamrugał kilka razy nimi i rozejrzał się.
- Gdzie ja jestem? - spytał.
- Wśród przyjaciół, mistrzu. - odpowiedziała pani Hufflepuff stojąca najbliżej Harry'ego.
- Helga? Jaki mamy dziś rok? - zadał znowu pytanie podnosząc się.
- Miałam właśnie o to zapytać młodego Pottera. Harry, który mamy dziś rok? - spytała się go.
- 16 stycznia 1998 roku. - odpowiedział.
- O rany! Minęło ponad tysiąc lat! - pisnęła Rowena i mało nie zemdlała. Usiadła w fotelu stojącym za nią trzymając się za pierś w okolicach serca.
- Pani Ravenclaw, proszę się uspokoić. - powiedziała Julie wyczarowując szklankę, a potem dotknęła jej koniuszkiem palca. Szklanka napełniła się wodą.
- Jak mam się uspokoić skoro moja jedyna córka nie przyszła mnie pożegnać, gdy umierałam!?... - zawołała płacząc. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę co zrobiła pani Anderson. - ...Czy ty... czy ty przed chwilą napełniłaś tą szklankę wodą... bez różdżki i zaklęcia? - spytała. Ta kiwnęła głową w milczeniu.
- Pani Ravenclaw, może mi pani powiedzieć coś o pani Diademie? - poprosił Harry. Kobieta spojrzała na niego zdziwiona.
- Diademie? Dlaczego pana to interesuje, panie Potter? - spytała.
- Dlatego, że Lord Voldemort, a dawniej Tom Marvolo Riddle zamienił pani Diadem w swojego Horkruksa. - odpowiedział za niego Ron.
- Kim jest Tom Riddle? - spytał Godryk.
- Zanim odpowiemy na to pytanie proponuję, by wszyscy, oczywiście prócz osób, które wymienię, wyszli. Więc niech zostaną: Albus, Severus, Ron, Hermiona, Założyciele, Merlin, Parkerowie, Jack, Percy, Ashe, Lily i Huncwoci... - wyliczał Harry patrząc głównie na Salazara. Tak zrobili. Franka Bryce'a trzeba było deportować, bo w końcu był Mugolem. - ...A, i jeszcze jedno. Albusie, nie wracajcie do Hogwartu. - ostrzegł go młody Potter.
- Dlaczego, Harry? - spytał Ten zaskoczony.
- Ee... Dlatego, że... że jest tam... Voldemort. I-i... mianował się dyrektorem... - zająknął się i dodał po chwili. - ...Moja siostra jest z nim zamiast Severusa, by mógł z nami sporządzić eliksir, który was ożywił. - odpowiedział wymijająco. Mężczyzna patrzył na młodzieńca współczująco, a jednocześnie był zaniepokojony i wściekły.
- Harry, czy masz na myśli moją córkę, Nicole? - spytała pani Potter.
- Tak, Lily. Niestety o niej mówi Harry. A teraz, moi drodzy, chodźcie do mojego domu. Jest tu nie daleko. Harry, niedługo przyjdę. - powiedział spojrzawszy na Wybrańca. Harry skinął głową. Gdy wszyscy wyszli, a zostali tylko ci, których Harry wymienił poza Dumbledore'm odezwał się czarnooki:
- Potter, powiedz nam kim jest Tom Riddle? - spytał Salazar.
- A nie pamiętacie o czym rozmawialiśmy zanim was przywróciłem do życia? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Założyciele i Merlin patrzyli na niego, aż w końcu Helga zawołała:
- Salazarze, przecież Tom Riddle II jest twoim dziedzicem!... - oświadczyła, po czym zwróciła się do Harry'ego. - ...Harry, powiedz nam: W jaki sposób możemy go pokonać? - spytała.
- Helgo, wy nie możecie. Ja mam obowiązek go zabić. Mam nawet pomysł, ale to będzie trudne i musimy kogoś wykorzystać do tego. - wyjaśnił.
- Wykorzystać? O, co ci chodzi, Harry? - spytała Hermiona.
- Chyba wiem co Harry ma na myśli... - wtrącił się Percy. Wszyscy na niego spojrzeli. Ten podszedł do młodego Pottera-Gryfona i oświadczył. - ...Harry, czy masz na myśli to, co ja myślę, że ty myślisz, że ja myślę? - spytał zagadkowo. Potter-Gryfon najpierw na niego spojrzał, następnie zaśmiał się lekko i po chwili uśmiechnął promiennie.
- Tak, Percy. Właśnie o tym myślę. Teraz jest czas byśmy się połączyli, a raczej zamienili rolami. - powiedział. Percy chwile na niego patrzył aż w końcu oświadczył:
- Niestety. Nie jest jeszcze na to czas, gdyż potrzeba do tego specjalnego zaklęcia, a nawet rytuału, no i zmieniacza czasu. Poza tym musi się to dokonać w odpowiednim miejscu i czasie. Więc musisz jeszcze trochę poczekać, Harry. - wyjaśnił Percy.
- Zaklęcie? Rytuał? Zmieniacz czasu? O, co w tym chodzi? - zadawał pytanie za pytaniem Jack.
- To bardzo skomplikowane, bracie. Zapomniane zaklęcie. Mistrzu, wyjaśnisz? - poprosił go Percy.
- Oczywiście, Percivaldzie. Otóż, gdy byłem bardzo młody, jeszcze młodszy do bliźniaków Potterów do naszych czasów przybył ten oto Percivald Nicolas Harold James Levender. Wyjaśnił mi wiele rzeczy na temat przyszłości i losów dwóch potomków różnego pochodzenia na przełomie XX wieku. Bardzo mnie to zaskoczyło, a jednocześnie przeraziło. Sądziłem, że wiedziałem o tym tylko ja. Po kilkunastu latach powiedziałem o tym moim podopiecznym... - wskazał na Godryka, Helgę i Rowenę. - ...Lecz w jakiś sposób dowiedział się o tym też i Salazar. - wyjaśnił starzec, a czarnowłosy dokończył:
- Dowiedziałem się, że w połowie lat '20 XX wieku pojawi się potomek z mojego rodu o dużej mocy, a także pół krwi. Nie rozumiałem tego co było dalej, bo czarna magia mną już owładnęła i chciałem w jakiś sposób ostrzec swego potomka nim umrę. Usłyszałem jeszcze to, że potomek Gryffindora urodzony w drugiej połowie XX wieku ma obowiązek go zabić. Lecz mi się nie udało. Nie zdołałem ostrzec Riddle'a, bo reszta Założycieli wygnali mnie z zamku. To był główny powód, że pokłóciłem się z Godrykiem, gdyż tylko tam mogłem jakoś ostrzec swego potomka. - tu zwiesił głowę. Harry i reszta patrzyli na niego. W końcu Gryffindor podszedł do przyjaciela i powiedział:
- Salazarze, nie wiedziałem, że tak ci na tym zależało... - położył dłoń na jego ramieniu. - ...Sądziłem, że chcesz zabić nasze rody posługując się swymi potomkami. - oświadczył. Mężczyzna spojrzał na niego swoimi czarnymi oczami.
- Godryku, przepraszam was. Zaślepiła mnie ambicja bycia najpotężniejszym. - wyjaśnił.
- Cóż, Salazarze, co prawda to prawda. Byłeś najpotężniejszym czarnoksiężnikiem jakiego znałem za naszych czasów, ale i tak tobie nie dorównam w zapale jaki masz w sobie. - powiedział pocieszycielko.
- Jesteś taki dobry dla mnie, a pomyśleć, że to ja cię zabiłem. Wybaczysz mi? - spytał na koniec. Nastała cisza, w której wszyscy stali jak sparaliżowani czekając na to, co powie pan Gryffindor. Stali tak z minutę lub dwie. W końcu zielonooki mężczyzna się odezwał:
- Jesteś zakłamanym draniem, Salazarze i z całego serca cię nienawidzę,... - powiedział złowrogo. Cisza. - ...lecz jednemu z potomków Ignotusa Peverella, czyli memu potomkowi Harry'emu Potterowi obiecaliśmy, że się nie będziemy kłócić. Nie przyłączysz się do Voldemorta w zamian za wdzięczność iż nas przywrócił do życia i bycie po stronie dobra. - oświadczył Godryk z uśmiechem. Ten odetchnął z ulgą.
- Ja też cię nienawidziłem, Godryku, ale uświadomiłem sobie co czyniłem tysiąc lat temu i okazuję teraz skruchę. Więc proszę cię byś mi wybaczył przede wszystkim za to, że cię zabiłem oraz twoją siostrę... - oznajmił klękając przed nim na podłodze i składając ręce jak do modlitwy. Ten patrzył na niego nieco zdziwiony. - ...Proszę cię, Godryku Gryffindorze, wybacz mi za wszystko! - zawołał już płacząc i płaszcząc się przed nim jak sługa. Mężczyzna był tak zaskoczony zachowaniem przyjaciela, że nachylił się ku niemu, chwycił za podbródek i powiedział:
- Słyszę w twym głosie skruchę i żal za wszystkie grzechy jakie popełniłeś. To, co zrobiłeś mnie oraz naszym rodzinom, a w szczególności Rowenie, Gwen oraz mojej żonie nie daje ci rozgrzeszenia, ale daje ci szansę, że się zmienisz. Wstań i spójrz na nasze przyjaciółki, a następnie przeproś. - poprosił zielonooki. Salazar wstał i spojrzał swymi czarnymi oczami na Helgę i Rowenę. Obie patrzyły na niego wystraszone. Wiedział i widział, że się go boją, ale jeśli udowodni im, że się zmienił pod wpływem ostatniej rozmowy z Potterem-Gryfonem w Komnacie Tajemnic ich przyjaźń powróci. Westchnął i spojrzał na Godryka.
- Przepraszam. Przepraszam was za wszystko. Obiecuję, że się zmienię. - przyrzekł.
- Dobrze, na razie musi nam to wystarczyć. - powiedział Godryk.
- Jakby słyszał siebie. - skomentował cicho Albus.
- Wiem jak pan Slytherin może udowodnić swoją lojalność, Godryku. - odezwał się Harry. Teraz wszyscy skupili na nim wzrok.
- Jak? - spytał ten.
- Powiemy Voldemortowi, że przywróciliśmy was do życia. - wyjaśnił.
- Zwariowałeś?? - zawołali jednocześnie Jack i Ron. Percy jednak nie odzywał się, gdyż wiedział co ma na myśli jego przeszły Ja.
- Jaki masz plan, Harry? - spytał Salazar.
- Widzisz, Salazarze, Riddle chce z tobą rozmawiać, więc mu to ułatwimy. Przekonasz go, aby odszedł z Hogwartu i przekazał to stanowisko komuś innemu? Albo ktoś od nas by tam poszedł lub wy rządzili Hogwartem. - zaproponował.
- To wspaniały pomysł! - zawołała Rowena.
- Dziękuję, pani Ravenclaw.
- Och, Harry mów mi Rowena. - powiedziała uśmiechając się. On też się uśmiechnął i zarumienił lekko.
          Jeszcze tego samego wieczoru Harry napisał list do Voldemorta. Brzmiał on tak...

18 sierpnia 2013

Rozdział 9 (46) - Główny składnik i wymiana

Klik

          Z całego trojga rodzeństwa Potter tylko Nicole nie widziała tego domu. Była pod wrażeniem domu swej mamy i ojczyma.
- Harry, czy to tu mieszkałeś, gdy miałeś rok? - spytała.
- Tak. Chodź, poznasz Petera i Severusa. - oświadczył jej brat.
- Petera? Tego zdrajcę? - spytała spojrzawszy na Harry'ego.
- Nicki, Peter Pettigrew jest teraz po naszej stronie i wrócił do Zakonu i Armii. Jest teraz naszym przyjacielem. - wyjaśnił młody Potter.
- Ale on zdradził naszą mamę i waszego tatę oraz ich przyjaciół! - pisnęła.
- Wiemy, Nicki, ale on przyznał się i przeprosił Remusa oraz mnie, a my mu to wybaczyliśmy. To dzięki niemu Hermiona jest tu teraz z nami. - powiedział dawny nauczyciel.
- O, już jesteś, Harry. - rozległ się czyjś głos, gdy znaleźli się w przedpokoju. Wszyscy spojrzeli w stronę piwnicy, gdzie stał Remus. Harry uśmiechnął się na jego widok.
- Witaj, Remusie. Postanowiłem zostać i pomóc wam w ukończeniu eliksiru... - oznajmił. - ...Pamiętasz może Nicole? - spytał pokazując na nią.
- Jasne, że tak. Była najlepszą uczennicą w szkole zaraz po Cedriku Diggorym. Była też Prefektem Naczelnym Ravenclawu, a to zapewne wasz brat Jack. Witajcie. A pani to kto? - spytał spojrzawszy na blondynkę.
- To Elyon, nasza nowa znajoma i nowa członkini Zakonu Feniksa. - przedstawił Harry koleżankę.
- Och, naprawdę! Dzięki, Harry! Myślałam, że nigdy tego nie powiesz! Jestem zaszczycona. - powiedziała przytuliwszy go.
- Co to za krzyki? - rozległ się inny głos, ale ten był zimny. Ze schodów schodził właśnie Mistrz Eliksirów.
- Witaj, Severusie. - przywitał się Harry z dawnym nauczycielem.
- Harry? Ty tutaj? - spytał z niedowierzaniem, ale i uśmiechem na twarzy, który rzadko widniał na jego twarzy.
- A jakże by inaczej! Wiedziałem, że w końcu młodzi Potterowie wrócą do swojego domu. - Ten głos był piskliwy, a należał do Petera Pettigrew. Nicole poruszyła się, ale Jack ostrzegł ją, by nie robiła nic głupiego. Dziewczyna niechętnie skinęła głową. Tymczasem Harry poszedł za Remusem do piwnicy pytając co z eliksirem.
- Nie bardzo wiemy, bo jest pewna komplikacja. - oświadczył.
- Komplikacja? Co za komplikacja? - spytał Harry.
- Otóż, głównym składnikiem każdego eliksiru z Księgi Merlina jest Kamień Wskrzeszenia, lecz jest problem... - wtrącił się Severus. Harry popatrzył to na jednego to na drugiego. - ...Nie możemy go znaleźć. - dokończył mężczyzna.
- Mało tego nikt z żyjących o nim nie słyszał. - dodał Glizdogon. Harry spojrzał na miksturę w kociołku. Była dziwnie znajomego białego koloru. Czy ma to być koniec warzenia go? Ten kolor jest taki sam jak w eliksirze, który zrobił Peter dodając jego własną krew przywracając Riddle'owi ciało. Myślał przez chwilę, aż w końcu spytał:
- Elyon, powiedz mi: Gdzie może się teraz znajdować Kamień Wskrzeszenia? - Kobieta spojrzała na niego nieco dziwnie, ale odpowiedziała:
- W gabinecie dyrektora, w Hogwarcie. - odpowiedziała.
- No jasne! Pierścień Slytherina!... - zawołał Harry. - ...Idę tam! - postanowił.
- Harry, nie. Nie rób tego. - poradziła mu Elyon chwyciwszy go za ramię.
- Dlaczego? - spytał ten.
- Dlatego, że Voldemort tam jest i nawet nie posłuchał nakazu waszego dziadka. - odpowiedziała.
- Jak to? - nie dowierzał Jack.
- Gdy się dowiedział, że jego panem okazał się wasz dziadek, który oficjalnie powinien nie żyć razem z żoną, to postanowił od tamtej pory nie słuchać jego rozkazów. Obecnie jest dyrektorem Hogwartu i nic go nie powstrzyma od rządzenia tą placówką i przekonywania wszystkich hogwarczyków do swej idei, nawet Gryfonów. - poinformowała.
- To tym bar...! - urwał, bo poczuł palenie w przedramieniu. Syknął z bólu chwyciwszy się za nią, ale ktoś jeszcze syknął. Był to Snape. Wszyscy na nich spojrzeli zmartwieni, a oni na siebie.
- Musimy iść. - oświadczył Mistrz Eliksirów bardziej do Harry'ego niż do reszty.
- Obaj? - spytał Remus.
- Tak... - odpowiedział Harry. Nicole chciała bratu w tym przeszkodzić, ale on powiedział stanowczo bardziej do wszystkich niż do Nicole. - ...Jeśli Severus nie stawi się przed Voldemortem na czas zostanie ukarany... - teraz spojrzał bez pośrednio na siostrę. - ...Gdy nie odzyskamy Kamienia nasi rodzice i ci, których mamy wskrzesić nie wrócą do życia, a obiecaliśmy im. Pamiętasz? - spytał z naciskiem.
- Tak, pamiętam, ale... Harry, proszę bądźcie ostrożni. Zarówno ty jak i pan, profesorze Snape. - poprosiła. W między czasie Severus przebierał się w szatę Śmierciożercy jak i Harry.
- Nicole, przecież możesz iść z bratem. - odezwała się Elyon.
- Jak to? - spytała była Krukonka spojrzawszy na nią.
- Nie rozumiecie? Jack jesteś Strażnikiem Harry'ego, a ty jesteś przecież Strażniczką ich obydwu. Jest twoim obowiązkiem, by ich chronić, choćby za cenę własnego życia. A ty, Harry nawet nie zaprzeczaj, bo jest to prawda. Było to wam przeznaczone setki lat temu. - wyjaśniła. Trochę zdziwiony Harry powiedział:
- Severusie, weźmy ze sobą Nicole. Gdyby mi się coś stało ochroni mnie, w końcu Nicki ma Moc Odbicia. Jeśli tobie coś się stanie oboje cię obronimy. - powiedział lekko błagalnym tonem. Mężczyzna patrzył na nich oboje nieco zirytowany.
- Dobrze... - oznajmił. - ...Panno Potter, proszę chwycić brata za ramię, bo deportujemy się do gabinetu dyrektorskiego. - oznajmił chwytając drugie ramię Harry'ego.
- Oboje jesteście gotowi?... - spytał Wybraniec. Oboje skinęli głowami. - ...Dobra. A więc idziemy. - powiedział jakby dodając sobie otuchy i po chwili zniknęli.

~~*~~

Pojawili się przed drzwiami "dyrektora"...
          - Rzućcie na siebie zaklęcie NiN. Nie może was zobaczyć. - szepnął Severus. Rodzeństwo tak zrobili. Po chwili już ich nie było. Gdy mężczyzna upewnił się, że ich nie widać zapukał do drzwi.
- Wejdź, Severusie. - "Severusie??" - Obaj, i Harry, i Snape przeraził się.
- "Jasny gwint! Wypowiedział twoje imię! Uważaj na siebie. Będziemy cię osłaniać, a przy okazji weźmiemy Kamień" - Snape nie zareagował ruchem czy gestem, że się zgadza, bo właśnie wchodził właśnie do pomieszczenia. W wysokim zielono srebrnym fotelu za biurkiem siedział nie kto inny jak Lord Voldemort. Harry zauważył pewien szczegół. Za fotelem dyrektorskim jeden z obrazów był zdjęty. Harry wiedział który z obrazów dyrektorskich wisiał tam. Voldemort najwyraźniej go zdjął.
- Witaj, panie. - powiedział kłaniając się.
- Severusie, powiedz mi, co tam u naszego młodego byłego nauczyciela? - spytał swym zimnym głosem.
- Potter właśnie przybył do domu swych rodziców. - odpowiedział.
- Hmm... Więc zamierza dopilnować, by eliksir został uwarzony. - zamyślił się czerwonooki.
- Tak, panie. - odparł.
          Tymczasem Harry i jego siostra podeszli do jednego ze stolików. Zobaczywszy Pierścień, w którym tkwił zielony Kamień Wskrzeszenia z jakimś symbolem w kształcie trójkątnego oka natychmiast włożyli go do kieszeni.


- Harry! - pisnęła dziewczyna.
- Co? - spytał wyżej wymieniony.
- Severus! - powiedziała wskazując w kierunku biurka. Harry spojrzał w tamtą stronę i zobaczył, że Voldemort stoi pośrodku gabinetu rozglądając się czujnie dookoła. Odwrócony do niego tyłem stał Severus. Voldemort miał skierowaną różdżkę prosto w jego kark. W oczach profesora widać było czysty strach i panikę.
- Panie, proszę, daruj mi życie! - błagał czarnooki. Harry dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że Największy Postrach Hogwarskich Korytarzy błaga ich śmiertelnego wroga o życie.
- Musimy mu pomóc! - zawołała. Harry już miał chwycić mężczyznę za ramię, gdy Voldemort powiedział:
- Wiem, że tu jesteś, Harry. - oznajmił.
- Cholera! Zwrócił się do mnie po imieniu! - jęknął z przerażeniem Harry cofając się o dwa kroki.
- A to źle? - spytała.
- O, tak. Gdy zwraca się do Śmierciożerców po imieniu coś kombinuje. Przykład: Zanim się zgodziłem na bycie jego sługą torturował mnie przez co najmniej trzy tygodnie. Pomiędzy jedną rundą a drugą pytał mnie czy zmieniłem zdanie i za każdym razem wymawiał moje imię. W skrócie mówiąc trzeba uważać, by go nie prowokować. - wyjaśnił. Chwilę milczał, aż w końcu powiedział telepatycznie do Riddle'a:
- "Voldemort, puść go" - mężczyzna rozejrzał się i zapytał:
- Gdzie jesteś, Harry? - spytał badając wzrokiem każdy cal gabinetu.
- "Rzuciłem na siebie zaklęcie NiN i jestem nie daleko. Skąd tak właściwie wiesz, że tu jestem?" - spytał.
- Gdy zobaczyłem ostatnie wspomnienie Severusa dowiedziałem się, że przybyliście tu we TRÓJKĘ. Ty oraz Severus i... jedna z moich córek, Nicole. Pokażcie się, a waszemu profesorowi nic się nie stanie. - oznajmił. Rodzeństwo myśleli bardzo szybko. Jeśli się ujawnią będzie kiepsko, a jeśli się nie ujawnią będzie jeszcze gorzej.
- Harry, co robimy? - spytała Nicole.
- Sam nie wiem. - odparł "lekko" wystraszony.
- Harry, potrzebujemy Severusa do uwarzenia eliksiru. - wybełkotała.
- Wiesz co? Teraz nie wiem czy to właśnie Severus jest tą osobą, o której mówi Księga Merlina. - odparł.
- Jak to? - zdziwiła się.
- No pokaż się, Harry... - mówił Czarny Pan zachęcającym tonem. Nie mając wyjścia, Harry zrzucił zaklęcie z Nicole, a potem z siebie. - ...Bardzo dobrze, a teraz połóżcie różdżki na podłodze. Oboje. Powoli i bez gwałtownych ruchów... - nakazał. Jak powiedział tak zrobili. Powoli odłożyli różdżki na podłogę. - ...Wspaniale. Teraz stańcie tam... - wskazał na przestrzeń za biurkiem. - ...z podniesionymi rękoma do góry... - dodał. Wykonali polecenie. - ...Doskonale. Teraz, drogi Harry proponuje wymianę. Severus za Nicole. Zgadzasz się? - spytał. Harry myślał. Jeśli się zgodzi nie ma gwarancji, że Severusowi i Nicole nic nie będzie, ale jeśli się nie zgodzi może zginąć cała trójka.
- Zgodzę się, ale pod jednym warunkiem. - oznajmił.
- Jakim? - spytał czarownik marszcząc brwi.
- Jesteś ojcem Nicole, więc traktuj ją jak na rodzica przystało. Nie zmuszaj jej do niczego, nie torturuj, nie wymuszaj itp. - oznajmił.
- Dobrze, zgoda. - odparł. Harry podszedł do mężczyzny i podał mu rękę na umocnienie umowy.
- Nicole, idź i bez dyskusji. - powiedział zbliżając się do niej. Dziewczyna patrzyła z przerażeniem i niepokojem to na brata, to na ojca.
- Słyszałaś brata, moja droga. Podejdź tu. - powiedział wyciągając ku niej rękę. Ta podeszła do Riddle'a z jeszcze większym przerażeniem. Nawet stąd widać było, że się trzęsła. Voldemort chwycił ją za ramię i wypuścił Severusa, który natychmiast podszedł do Harry'ego.
- Pamiętaj, Riddle: Ze względu na to, że Nicki jest twoją córką nie rób jej żadnej, ale to żadnej krzywdy. Poza tym... - tu sięgnął po swoją różdżkę, którą oddał im Riddle. - ...i tak się dowiem, gdy nie będzie mogła mnie powiadamiać o czymkolwiek. Do zobaczenia, Nicole i przepraszam. - powiedział, gdy Snape chwycił jego ramię. Po chwili już ich nie było.

11 sierpnia 2013

Rozdział 8 (45) - Odkryta prawda, zapomniane moce - część druga i Księga Merlina

Klik

          - Harry, mój drogi, zejdź na dół. Jack i Nicole chcą nam coś wyjaśnić. - oznajmiła łagodnie Joanne Evans wchodząc tego samego wieczora do pokoju wyżej wymienionego. Harry tylko wstał i nie chętnie wyszedł za babcią do salonu, gdzie przebywali: jego rodzeństwo, ich dziadek i Sai. Po chwili dołączyli do nich Harry i Joanne. Każde z nich usiadło w fotelach przy kominku. Przez niedługą chwilę wszyscy milczeli.
- Może zaczniecie? - przerwał ciszę Matt zachęcającym głosem patrząc na Jacka i Nicole.
- Dobrze, więc ja i Jack postanowiliśmy wam wszystkim tu obecnym powiedzieć coś o naszych mocach, które dziś zobaczyliście. - zaczęła nieśmiało Nicole.
- Mówiąc "naszych", czy masz na myśli o waszej dwójce czy o kimś jeszcze? - spytał były Gryfon.
- Tak, Harry. Mamy na myśli jeszcze kogoś, a konkretniej ciebie. - odpowiedział poważnie Jack. Harry'ego nie zaskoczyła ta uwaga. Zastanawiał się tylko dlaczego zawsze on?
- Zaraz, czy chcecie mi powiedzieć, że ja też posiadam jakieś zdolności, prócz tych, które dostałem po przez Eliksir Druidów? - spytał dla pewności.
- Tak. - odpowiedział Jack.
- Jakie? - zapytał.
- Zacznę od tego, że w domu Hoofów otrzymałeś kolejne zdolności... - zaczął Jack. Harry nie był tym zbytnio zaskoczony, ale w milczeniu słuchał. - ...Rozmawiałem wraz z Nicole z Percym Levenderem. Gdy się z nim spotkaliśmy zauważyliśmy wokół jego ciała poświatę. Powiedział nam, że ty Harry otrzymałeś moc prawie równą jak on. - wyjaśnił. Teraz odezwała się Nicole.
- Zaraz wyjaśnimy wam dokładniej co to za moc. Teraz zacznijmy od tego, że istnieje pradawna legenda o poza czarodziejskich umiejętnościach wcale nie związanych z magią czarodziejów czy magicznych stworzeń. Najstarsze z tych umiejętności to Moc 5-ciu Żywiołów Natury. Ziemia, woda, ogień, powietrze i miłość, oraz Moc 8-miu Planet: Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun i Pluton. Przed Założycielami i Merlinem istniały jako osobne moce, czyli nikt nad nimi nie panował. Dopiero w ich czasach Merlin do pewnego stopnia mógł władać Mocami Planet. Zanim umarł zdołał przekazać tę wiedzę centaurom. Do 1907 roku nikt o nich nie słyszał ani nie czytał. Dlatego centaury nie przepowiadają ludziom przyszłości i nie mówią o przeszłości z gwiazd w sensie mocy proroctw. Dopiero w czasach Meropy Gaunt pojawiły się, gdyż były uśpione przez całe pokolenia Mugoli i czarodziejów. Moim zdaniem pojawiły się dopiero, gdy ona się urodziła, gdyż Meropa posiadała moc miłości. Nie jestem do końca pewna, ale uważam, że Meropa miała jakąś misję do wypełnienia. Nie wiedziała lub nie podejrzewała iż istnieją inne żywioły. Niestety nie wiemy kto posiadał resztę mocy Żywiołów. Po śmierci pani Riddle Moc Pięciu Żywiołów ponownie się uśpiła, ale pojawiła się ponownie w czasach Huncwotów, sióstr Evans oraz ich przyjaciół. Sądzę, że te moce wyczuwają niebezpieczeństwo ze strony mego ojca. - wyjaśniła Nicole patrząc na Harry'ego.
- Dużo wiesz o tych mocach, nie przeczę. Ale skąd wiesz o tej legendzie? - spytał tym razem Sai.
- Pracowałam krótko w Departamencie Tajemnic. Kiedyś weszłam do biura jednego z Niewymownych. Była tam mała biblioteczka. Podeszłam do niej i zobaczyłam książkę o starożytnych legendach. Tam właśnie przeczytałam o niej. Zaciekawiła mnie, gdyż we wstępie było napisane o przepowiedni dwóch czarodziejach z różnych rodów. Tu jest ta przepowiednia... - powiedziała pokazując na jakąś księgę leżącą na stoliku. - ...Problem jest w tym, że jest napisana w obcym języku. - odparła biorąc ją do ręki. Napisane było tam:

El Llibre de Merlín

Otworzyli na pierwszej stronie, a ona nagle przemówiła:

- "Aquí està El Llibre de Merlín. Es pot llegir només quatre persones: Els Elegits del segle XX, les seves guàrdies, els hereus de Slytherin amb un bon cor i un vampir lluna. Aquesta predicció és el final de la derrota final del mal: "Se jkun hemm jum meta dixxendent ta 'wieħed mill-fundaturi ta u dixxendent ta' wieħed mill-aħwa se jagħmlu battalja għall-destin tad-dinja ... dawn mhux se jvarjaw ammont żgħir ta 'snin ... Kemm imwieled fis-seklu għoxrin. L-ewwel li twieled fil-bidu u l-ieħor fl-aħħar ta '... Suġġetti tal-erba' fundaturi ta 'skejjel b'saħħithom se jintużaw għal skopijiet Vile mill-dixxendent aktar qawwija ta' l-Fundatur eżiljat 'l-iskola, biex isiru invincible u skur sorcerer ... Minkejja l-qawwa kbira u l-qawwa tal-dixxendent waħda mit-tliet aħwa jegħlbu dan ... Jekk ikun se jkun hemm ieħor 17-il sena, huwa se jipprova jingħelbu l-ewwel erwieħ, iddgħajjef ... liema waħda tkun DARE biex stand quddiem l-oħra biex tirbaħ? Jinsab Il Gates tal-infern u l-smewwiet jiftħu? Huwa magħżul mill-Passat jipproteġu d-dinja mill-Mulej aktar qawwija of Lords? Ipprepara biex kemm saqajh biex l-battalja finali għall-destin tad-dinja! Djar għandha jgħaqqdu!"

- O kurde! - wyrwało się Harry'emu i Jackowi.
- To kataloński i maltański. - stwierdził Matt.
- Wiesz co powiedział ten głos? - spytała Joanne.
- Tak. Pierwsze jest w języku katalońskim, a drugie w maltańskim. Powiedzieli: "Oto Księga Merlina. Czytać ją mogą tylko: Wybraniec z XX wieku, jego strażnicy, dziedzice Slytherina o dobrym sercu oraz księżycowy wampir. Przepowiednia ta jest finałem ostatecznego pokonania Zła: "Nastanie dzień, gdy potomek jednego z Założycieli i potomek jednego z braci, staną do pojedynku o losy świata... Będzie ich różnić nie mała ilość lat... Obaj narodzą się w XX wieku. Pierwszy narodzi się na jego początku, a drugi na jego końcu... Przedmioty czwórki Założycieli potężnej szkoły zostaną wykorzystane do podłych celów przez najpotężniejszego potomka wygnanego Założyciela tej szkoły, by stać się niezwyciężonym i mrocznym czarownikiem...Pomimo tak wielkiej mocy i potęgi potomek jednego z trzech braci pokona go... Gdy nastanie 17 rok drugiego, będzie on się starać pokonać pierwszego osłabiając jego Dusze... Który z nich odważy się stanąć przed drugim, by zwyciężyć? Czy Wrota Do Piekieł I Niebios otworzą się? Czy Wybraniec z Przeszłości obroni świat przed najpotężniejszym Lordem Lordów? Przygotujcie się, by obaj stanęli do ostatecznej walki o losy świata! Domy muszą się zjednoczyć!""
- Rety! To musiało naprowadzić Slytherina na to, by zdradzić swoich przyjaciół. - stwierdził Jack.
- Możliwe. - powiedział Harry.
- Nicki, opowiedz nam o tych zdolnościach? - poprosiła Jo zmieniając temat. Nicki przejrzała księgę, po chwili znalazła odpowiednią stronę i pokazała. Tych zdolności było dość sporo. Były to takie zdolności jak:

Znane czarodziejom:
Przemiana w kilka zwierząt (wielokrotna animagia).
Metamorfomagia (co drugie pokolenie).
Magia Bezróżdżkowa (wrodzona).
Magia niewerbalna (wrodzona).
Telepatia (nie wrodzona).
Zwiększone moce (z wiekiem kształcone)
Legilimencja (czarna magia – nie wrodzona)
Oklumencja (czarna magia – nie wrodzona)
Mało znane:
Mgnienie - czyli inny rodzaj teleportacji.
Widzenie przez przedmioty, ściany, podłogi, mury i na odległość.
Szósty zmysł (inaczej zwana intuicją – nie wrodzona)
Siódmy zmysł (połączenie mocy żywiołów, planet i mocy Wybrańca)
Ulepszona teleportacja – czyli przemieszczanie się bez dźwięku lub aportacja do-z-w magicznym budynku (przekazywane co kilka pokoleń)
Moc Odbicia (nie wrodzona)
Pierścienie Założycieli i Merlina (przekazywana co trzy pokolenia)
Telekineza (przenoszenie przedmiotów lub osób bez użycia magii) (nie wrodzona)
Wyczuwanie obecności magii i aury innej osoby lub przedmiotów (nie wrodzona, ale podobna moc jest przekazywana z pokolenia na pokolenie)
Empatia – czyli wyczuwanie emocji innych ludzi (nie wrodzona)

Zapomniane
:
Przyspieszanie molekuł lub niszczenie demona albo przedmiotu (nie wrodzona)
Moc 8 planet (Merkury, Wenus, Mars, Jowisz, Saturn, Uran, Neptun i Pluton) (nie wrodzona, ale dawane w czasach wojny)
Moc 5 żywiołów (ziemia, woda ogień, powietrze i miłość) (przekazywane w czasach wojny – czasami z pokolenia na pokolenie lub w tym samym rodzie)
Przepowiadanie przyszłości poprzez dotkniecie lub zobaczenie we śnie (tzw. Medium) (wrodzone)

Spotykane w czasach Założycieli i Merlina
:
Tworzenie portalu między wymiarowego(nie wrodzone)
Wzywanie Elyon (ujawnia się u czarodzieja/czarownicy w czasach wojny)
Modyfikacja umysłu dzięki rękom (wrodzone)
Tworzenie bariery ochronnej wyłącznie siłą woli (ulepszona i wzmocniona tarcza) (nie wrodzona)
Przemiana w feniksy pięciu żywiołów (ujawnia się co kilka pokoleń u różnych czarodziejów bądź czarownic)
Znajomość obcego języka mimo, że się go nie uczyło (dawane przez Elyon)
Władza nad szkłem (przekazywane z pokolenie na pokolenie)
Władza nad metalem (nie wrodzona i rzadko spotykania)
Stwarzanie osób poprzez rysunki, czyli myślowa wizualizacja (nie wrodzona i rzadko spotykania)
Odporność na magię (wrodzona i spotykania tylko w jednym pokoleniu)

- Rany! Sporo ich! - powiedziała Jo.
- Wiem, że większości z nich nie można się nauczyć byle gdzie oraz nabyć. Słyszałam, że wampiry rzadko uczą Zapomnianych Umiejętności. - powiedziała dziewczyna.
- Harry, czy nie tam miałeś iść na polecenie Ashe'a, by się uczyć u nich magii? - spytał Matt.
- Tak, dziadku. Mam plan, by do nich iść, ale musi się nadarzyć odpowiednia okazja... - wyjaśnił i westchnął, po czym wyprostował się i powiedział. - ...Chwila, ale Mocy 5 żywiołów nie można się nauczyć... - oświadczył Harry patrząc na siostrę. - ...Te moce mają moja matka, a także ciotka Aurelia i ich znajome: Julia, Martha i Nancy... - odparł. - ...Z tych umiejętności, które wymieniłaś ja nawet mam. Telepatia, "Sokoli Wzrok", Legilimencja i Oklumencja. Jack ma Moc Telekinezy, a ty Moc Odbicia... - popatrzył na nich chwilę i spytał. - ...Właściwie, skąd macie te umiejętności? - Wszyscy na nich spojrzeli oczekując odpowiedzi. W końcu to Jack odpowiedział:
- Jest to dziedziczne. Ty i ja mamy tych samych rodziców, czyli Lily Evans i Jamesa Pottera. Za to Nicole ma tylko tą samą matkę, co my, Lily, a jej ojcem, jak wiemy jest Voldemort. Pewnie nie wiesz, Harry, ale nasza matka potrafiła władać żywiołem miłości, ale miała też szósty zmysł oraz potrafiła się przemienić w królową Feniksów. - tu uśmiechnął się.
- Z tego co mówiła mi Petunia... - wszyscy spojrzeli na panią Evans. - ...każda z nich - Lily, Aurelia, Nancy, Martha i Julie - umiały przemienić się w feniksa odpowiadającego jednemu z żywiołów i każda miała jakąś zdolność. Podstawowe z nich to: Magia Bezróżdżkowa, Magia Niewerbalna, Legilimencja, Oklumencja i Telepatia. Ciocia Aurla powiedziała mi jakie miały jeszcze zdolności. Ona władała ogniem i miała właśnie Moc Odbicia, tak jak ja. Martha zatrzymywała czas, ale też mogła go przyspieszać, lecz mogła to robić na dany przedmiot lub osobę oraz władała ziemią. Nancy była coś w rodzaju medium, ale nie takim jak Regina Hoof czy Jack, gdyż przepowiadała przyszłość i przeszłość poprzez dotkniecie lub zobaczenie danego przedmiotu lub osoby, a także mogła władać powietrzem. Julie jest Empatką i władała wodą. Za to nasza matka mogła wzywać Elyon. - (Czytaj: Eljon) wyjaśniła Jo.
- Kogo? - spytali wszyscy.
- Elyon... - powtórzyła Nicole. - ...W Księdze Merlina jest napisane, że jest to istota, która ma najsilniejszą moc na całym świecie. Stukrotnie większą nawet od mocy Lorda Lordów, Merlina oraz Założycieli razem wziętych w szczytowej formie. Ma też moc stwarzania portalu między wymiarowego i między czasowego, którą może dać dowolnej osobie wyznaczonej przez tego, kto posiada władze nad nią. - odpowiedziała patrząc na dziadka. Wszyscy byli pod wrażeniem tej opowieści.
- Więc... więc jaką ja mam zdolność? - spytał ponownie Harry.
- W zasadzie to nie mam pojęcia. - westchnęła Nicole.
- Lecz domyślam się, że głos, który przez ciebie przemawiał w domu Hoofów to był właśnie głos Elyon. - dodał Matt.
- A jak wy zyskaliście te moce? - spytał Sai Nicole i Jacka.
- Cóż, sądzę, że gdy ja, Nicole i Harry spotkaliśmy się w jednym miejscu, czyli w Piekielnym Dworze, domu Voldemorta ratując Nicole poczułem wtedy w sobie przypływ moc. Nicole, pamiętasz? Trwało to co prawda ułamek sekundy, ale dostaliśmy wtedy moce. - wyjaśnił Jack patrząc na siostrę. Dziewczyna chwilę patrzyła na Puchona i powiedziała:
- Wiesz co, Jack masz rację. Też to wtedy poczułam, ale pomyślałam, że to tylko zawroty głowy spowodowane faktem, to gdzie byłam... - oświadczyła. Spojrzała na drugiego brata - ...Harry, musiałeś dostać tą moc od nas. Czyli: ode mnie, Jacka, Voldemorta i dziadka Matta.
- To ma sens... - wtrącił się Matt. - ...Uważam jednak, że tu chodzi o połączenie kilku mocy. Nie tylko moich, ale też was. - powiedział.
- Nas? - zdziwił się Jack.
- Tak, was. Ciebie, Nicole, Lily i Voldemorta. - wyjaśnił.
- Ale nasza mama nie żyje. - przypomniała mu Nicole.
- To prawda, ale ja też czytałem o tych mocach i wiem, że nawet zmarli mogą przekazywać poprzez kogoś moce, które posiadały za życia. Sądzę, że moc Lily już była w Harrym od dnia, gdy dała mu ochronę poświęcając się. Musiała się tylko połączyć z naszymi, by Harry mógł zyskać swoją niezwykłą moc. Wtedy, w domu Voldemorta twoje i Jacka moce musiały być uśpione i zapewne uaktywniły się w domu Hoofów poprzez dotknięcie naszej czwórki. Uważam, że najwyższy czas, by sprawdzić jaką to ma moc nasz odważny Wybraniec... - spojrzał na byłego Gryfona. - ...Harry, skup się na swojej wewnętrznej duszy i energii życiowej. Wyzwól ją, a zobaczymy jaką masz moc. - powiedział uśmiechając się.
- Matt ma rację, Harry. On też tak zrobił i zapanował nad mocą Lorda Lordów. Spróbuj, a może ci się uda. - poradziła mu ich babcia. Harry, kierując się wskazówkami babci i dziadka, zamknął oczy. Skupił się na swej wewnętrznej energii życiowej i swej duszy. Myślał wyłącznie o nich.
Przez długie minut nic się nie działo... Jednak Harry wpadł na pomysł...
          Myśląc o swej matce, przyjaciołach i rodzinie, którą obecnie miał poczuł orzeźwiający wiatr. Tak, że odgarnęło wszystkim włosy. Wraz z tym wiatrem odczuli jakąś nie ziemską siłę, potęgę i moc płynącą od Harry'ego. Nagle Harry otworzył oczy i wstał. Chwilę stał nieruchomo, aż w końcu wziął głęboki i uspakajający oddech i zawołał:
- Przybądź, Elyon! - zawołał w obcym języku, a konkretniej w języku katalońskim. Chwila ciszy, aż nagle przed nimi w blasku kolorowego światła pojawiła się piękna kobieta o jasnych, długich lśniących, prostych włosach. Była ubrana w perłową długą szatę ze złotymi szarfami.


Oczy miała koloru Pięciu Żywiołów.



Na głowie nosiła złotą tiarę z pomarańczowymi lśniącymi kamieniami. Przypominały cytryn nazywanym kocim okiem.


- Witaj, Harry Potterze. Na imię mi Eylon. Wreszcie nadszedł dzień, by przekazać moc Estery... tobie. - miała głęboki melancholijny głos. Mówiła w tym samym języku co Harry ją wezwał.
- Mnie też, Elyon. Możesz mi powiedzieć jakie są twoje zdolności? - spytał.
- Oczywiście. Mam nie ograniczone umiejętności, a przede wszystkim odpowiem na każde twoje pytanie jakiekolwiek by ono nie było. - odpowiedziała.
- Więc powiedz mi, czy to prawda, że jesteś najsilniejszą osobą na świecie? - spytał.
- Tak.
- Czy mogłabyś zabić kogokolwiek? - znowu zadał pytanie.
- Tak. Mogę zabić każdego kogo wskażesz, lecz jeśli masz na myśli Lorda Voldemorta to wiedz, że nie mogę go zabić, gdyż to nie jest mój obowiązek ani przeznaczenie. To ty jesteś Wybrańcem Losu I Przeznaczenia, a nie ja. I tylko ty możesz tego dokonać. Poza tym, mogę też doradzać ci w różnych sprawach. - Harry uśmiechnął się.
- Dziękuję ci, Elyon. Możesz już iść. Gdy będę cię potrzebował wezwę cię. Na razie do widzenia. - pożegnał ją Potter.
- Do widzenia, Harry Potterze. - powiedziała. Dygnęła i zniknęła w białym blasku światła. Wszyscy byli pod wrażeniem kobiety. Elyon mówiła w obcym języku, którego Harry nie mógł znać, ale zdziwiło go, że umiał mówić w języku katalońskim. Pan Evans przetłumaczył ich rozmowę.
- Niewiarygodne! Ona może wszystko z wyjątkiem zabicia Voldemorta! - zawołał Jack.
- Właśnie. - powiedziała zrezygnowana Nicole.
- Posłuchajcie, muszę wracać do domu państwa Ghohów, by iść z Ronem i Hermioną na poszukiwanie Horkruksa. Nicole, Jack, Sai idziecie ze mną? - spytał.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie. Po czym Sai zwrócił się do pana Evansa:
- A co z moją siostrą? - przypomniał im.
- Spokojnie, panie Kuchemoto. Wszyscy do niej pójdziemy. Harry, chodźmy. - powiedział Ten wyciągając ku niemu rękę. Harry chwycił ją, a reszta chwyciła Matta i Harry'ego.

~~*~~

          W szpitalu Świętego Munga poszli za Sai'm na czwarte piętro.
- Stop! Zatrzymajcie się! - zawołał Sai z narastającym przerażeniem. Brunet wyczuł moc z sali Jackie. Pognał tam, a oni za nim. Dobiegli do jakiejś sali. Nagle stanęli jak wryci w progu. W całym pomieszczeniu było pełno szkła. W sali były sprzątaczki, uzdrowiciele i sama zainteresowana. Sai wszedł do środka.
- Proszę wyjść. Tu nie można wchodzić. - powiedziała jedna ze sprzątaczek.
- Nie wyjdę stąd dopóki nie dowiem się co się tu stało!... - warknął. - ...Co się tu tak właściwie stało? - spytał na koniec. Na jego pytanie odpowiedział uzdrowiciel stojący przy łóżku chorej.
- To się stało kilka minut temu. Pańska siostra obudziła się i chcieliśmy zobaczyć czy dobrze się czuje. A gdy przyszliśmy porozbijały się wszystkie szkła. Zanim państwo przyszli podałem jej eliksir Słodkiego Snu. - wyjaśnił. Wszyscy byli przerażeni z wątkiem Harry'ego. Zielonookiemu wpadł do głowy pewien pomysł.
- Proszę pana, my ją wyleczymy. - powiedział.
- Ale ja jestem tu uzdrowicielem i ja ją mogę wyleczyć. - powiedział nieco zdekoncentrowany.
- Proszę nam zaufać... - powiedział. - ...Przybądź, Elyon! - zawołał na koniec. Chwilę potem ponownie pojawiła się biało włosa. Uzdrowiciel nie był zdziwiony samym pojawieniem się kobiety, ale był wytrącony z równowagi, że ktoś inny poza nim pomoże jego pacjencie
- Słucham, Harry? - spytała.
- Czy potrafisz leczyć ludzi? - spytał.
- Tak, potrafię. Kto jest ranny? - spytała. Harry bez słowa pokazał na pannę Kuchemoto leżącą na łóżku na przeciw niej. Kobieta podeszła do dziewczyny i nachyliła się nad nią.
- Co pani robi? - spytał mężczyzna.
- Uleczę ją. Proszę się odsunąć. - nakazała tym razem w języku angielskim. Zanim mężczyzna coś jeszcze powiedział dotknęła jej głowy, a drugą okolic serca i zamknęła oczy. Pod jej dłońmi pojawiła się żółta poświata. Chwilę świeciła po czym znikła. Elyon cofnęła się o krok i czekała aż się dziewczyna odezwie. Ta przez dwie chwile nie kontaktowała. Nagle otworzyły powoli oczy.
- Gdzie ja... gdzie ja jestem? - spytała w końcu. Kobieta przyjrzała się jej stanowi i po chwili powiedziała do Sai'ego:
- Nic jej nie będzie... - a potem do uzdrowiciela. - ...Musi jeszcze kilka dni poleżeć. Proszę jej podać eliksiry uspakajające i podwójną dawkę Słodkiego Snu. - oznajmiła łagodnym głosem.
- Czy Jackie wyzdrowieje? - spytał pan Ghoh stojący nie opodal.
- Tak. - odpowiedziała uśmiechając się. Sai podszedł do siostry.
- Jacq, wszystko będzie w porządku. Zostaniesz w szpitalu jeszcze kilka dni. - powiedział nachylając się nad nią.
- W szpitalu? Jak się tu znalazłam? - spytała zaskoczona. Do rodzeństwa podeszła Anne Ghoh.
- Pamiętasz coś, co było zanim straciłaś przytomność w waszym domu? - spytała. Dziewczyna przez chwilę myślała, aż w końcu odpowiedziała:
- Tak, pamiętam. Piłam sok z Pucharu, który kupiłam w domu antycznym. Gdy piłam powiedziałaś, bym z niego nie piła. Potem poczułam, że boli mnie gardło, potem zaczęłam się krztusić, a następnie dusić i chyba straciłam przytomność. Powiedzcie mi dlaczego tak się stało? - spytała. Na jej pytanie odpowiedział Harry:
- Puchar, który kupiłaś był jednym z Horkruksów Lorda Voldemorta. Najwyraźniej, gdy z Niego piłaś klątwa poraziła całe twoje ciało poczynając od twojego gardła. Mało tego zapadłaś w śpiączkę na sześć dni. - wyjaśnił. Jackie była bardzo zaskoczyła tą informacją. Po chwili spytała:
- Czy ty przypadkiem nie jesteś Harry Potter, syn Jamesa Pottera i Lilianne Evans?
- Tak, to ja. Twój brat bardzo się niepokoił o ciebie. Wujostwo zresztą też. - odpowiedział.
- Och, no tak. Przepraszam was. - powiedziała smutno. Tymczasem Harry, jego rodzina oraz Elyon wyszli na korytarz.
- Myślę, że z Jackie wszystko będzie dobrze. - mówił, ale urwał, bo mu przerwano.
- Panie Potter... Harry, chcę ci podziękować. - przerwał mu Sai.
- Och, w porządku, Sai. Zresztą to nie moja zasługa, ale Elyon... - powiedział skromnie. - ...Poza tym, tak jak powiedziała: "Nic jej nie będzie. Musi jeszcze kilka dni poleżeć."... - uśmiechnął się pocieszycielsko, a po chwili spytał: - ...Sai, możesz mi powiedzieć czy wasza rodzina posiadała jakieś zdolności? - spytał.
- Tak. Ja mam zdolność Wyczuwania Obecności Osób Na Odległość Poprzez Ich Moc, a szczególnie tą mroczną. - odpowiedział.
- A twoja siostra? - spytał Jack.
- Jacq włada szkłem. Ostatnio jakoś nie panowała nad nią, bo trzeba ją nieustannie kontrolować tak jak swoje emocje oraz Telekinezę i zamrażanie czasu i jego przyspieszanie. - spojrzał na jednego z braci Potterów.
- Sai, było nam miło pomóc twojej siostrze, ale musimy już iść. - powiedział Harry wyciągając ku niemu rękę.
- Wiem, Harry. Słyszałem od Sarah, że jesteś dowódcą Zakonu Feniksa. Chciałbym się zapytać: Czy ja i Jacq możemy się przyłączyć do ciebie? Możesz być pewien, że nie jesteśmy Śmierciożercami ani zwolennikami takich osób jak Knot. Od dawna jesteśmy z tobą. - odparł pokazując gołe przedramię.
- No nie wiem. Elyon, jako mój doradca, co o tym sądzisz? Co mi doradzasz? - spytał się kobiety.
- Uważam, Harry, że powinieneś ich przyjąć do Zakonu. Poza tym on mówi prawdę. Jest po twojej stronie, jak i jego siostra. Ich rodzina pochodzi z Japonii, a Japonia i Anglia są sojusznikami zarówno w Mugolskim świecie oraz w czarodziejskim. - wyjaśniła.
- To prawda. - potwierdził Sai.
- Dodam, że dobrze będzie mieć kolejnego aurora w Zakonie. - zakończyła kobieta. Harry patrzył to na Elyon to Sai'ego i z powrotem. W końcu powiedział wyciągając ku czarnowłosemu młodzieńcowi rękę:
- Zgoda, Sai. Ty i Jacq jesteście od teraz oficjalnie członkami Zakonu Feniksa... - oznajmił oficjalnym tonem. - ...Skontaktuj się z Aurelią Parker, jest moim zastępcą. Powiedz jej co się wydarzyło zarówno tu w szpitalu jak i Grodzie. Dobrze? - poprosił.
- Dobrze. - odpowiedział ściskając mu rękę.
- Tu masz Lusterko Dwukierunkowe dla siebie i siostry... - powiedział wyczarowując je wcześniej i podając mu. - ...Dzięki niemu możesz się skontaktować z każdym członkiem Zakonu Feniksa i Gwardią Dumbledore'a. Musimy niestety iść, Sai. Pozdrów od nas Jacqueline i wujostwo. Cześć. - Harry chwycił swoją rodzinę za ręce i deportowali się najpierw do Ciernistego Grodu, by zostawić tam dziadków, a potem razem z rodzeństwem i Elyon deportował się do domu Ghohów, by zabrać przyjaciół, którzy byli tam już od prawie trzy tygodnie i zajmowali się ich dziećmi. Kevinem i Pietą.
          Gdy się tam zaleźli natychmiast streścili co się wydarzyło przez ten czas dodając kim jest Elyon i co za zdolności mają oba rodzeństwa. Na końcu Harry powiedział:
- Musimy natychmiast zająć się Eliksirem Wskrzeszenia. Pójdziemy do Doliny Godryka i zajmiemy się nim osobiście. - oznajmił. Jak powiedział, tak zrobił.

4 sierpnia 2013

Rozdział 8 (45) - Odkryta prawda i zapomniane moce - część pierwsza

Klik

          Sai stracił przytomność zaraz po tym, jak oba Horkruksy rzuciły się na Harry'ego. Gdy się obudził usłyszał głos:
- Panie Kuchemoto, nic panu nie jest? - usłyszał odległy głos pana Evansa nad sobą.
- Nie mogę się ruszyć. Ten Horkruks chyba mi coś zrobił. Tak jak Wybrańcowi i jego siostrze... - wyjąkał. Matt sprawdził jego stan. Po dokładniejszych oględzinach stwierdził, że chłopak nie widzi i jest sparaliżowany. Od pasa w górę mięśnie były sztywne z wyjątkiem twarzy. - ...Co z... Potterami? - zadał znowu pytanie Japończyk.
- Są nieprzytomni, ale nic im nie będzie. - odpowiedział pan Evans.
- Co za ulga. - powiedział słabo Sai.
- Kochanie, a co z Pucharem? Nie został jeszcze zniszczony. Wprawdzie unieszkodliwiłeś Riddle'a, ale nie zniszczyłeś Pucharu. - zauważyła zmartwiona jego żona.
- Rzeczywiście. Sam Go zniszczę. - wstał i wyciągnął rękę w kierunku Horkruksa skupiając się na Duszy Czarnego Pana w tym "pojemniku" niż na swojej i mówiąc w myślach. - "Moriatus" - Nagle – niespodziewanie Puchar roztrzaskał się na siedem części, a w między czasie rozległ się cichy krzyk wewnątrz owego przedmiotu.
- Och! Wspaniale, kochanie! Zniszczyłeś go!... - i rzuciła mu się na szyję. - ...Dobrze się spisałeś... - szepnęła mu w szyję. - ...Dobrze, teraz sprawdźmy z co panem Kuchemoto. - powiedziała nachylając się nad młodzieńcem.
- Nie ma czucia w ciele. Od pasa w górę mięśnie są sztywne z wyjątkiem twarzy. Poza tym nie widzi. - wyjaśnił pokrótce.
- Och, to niedobrze. Wyleczysz go? - spytała z nadzieją.
- Tak, wyleczę, ale musi tu zostać parę dni. - odparł.
- Panie Evans,... obiecał mi pan coś. - odezwał się cicho młodzieniec.
- Co takiego, synu? - spytał mężczyzna spojrzawszy na niego.
- Obiecał mi... pan, a raczej... pana wnuk, Harry,... że pomożecie... mojej siostrze. - przypomniał.
- A no rzeczywiście... - zamyślił się Lord. - ...Najpierw zajmiemy się wami, a potem pana siostrą. Dobrze? Nie chce pan przecież, aby pana siostra zobaczyła cię w takim stanie, co nie? - oświadczył. Sai zmarkotniał, ale w końcu stwierdził, że Czarny Lord miał rację. Sam będąc w takim stanie nie może DOSŁOWNIE zobaczyć siostry, a co dopiero pójść do niej. Musiał więc tu zostać aż wyzdrowieje i potem się z nią zobaczyć.
- Dobrze, panie Evans... Zostanę, ale potem wyleczy pan moją siostrę? - spytał, gdy mężczyzna niósł go na niewidzialnych noszach do jednego z wielu pokoi.
- Oczywiście, zrobię to, ale teraz musi pan odpocząć. - powiedział i położył go z pomocą żony na łóżku podając mu różne eliksiry lecznicze: na uspokojenie, na obrażenia zewnętrzne tj.: siniaki i zadrapania oraz na wzrok. Na końcu dał mu eliksir słodkiego snu, ale z ulepszonym skutkiem. Działał nie godzinę jak zwykły Słodki Sen, ale 2,5 godziny.
          Pani Evans poinformowała państwo Ghoh, że ich siostrzeniec w ciągu tygodnia nie wróci do domu i by się nie martwili o niego.

~~*~~

Mijał czas...
          Po trzech dniach Harry i Jack mogli już siedzieć i rozmawiać, ale i tak na wszelki wypadek musieli odpoczywać dzień góra dwa. Tak więc siedzieli teraz w swoim pokoju na osobnych łóżkach rozmawiając o tym, co się zdarzyło podczas ostatniej walki z Horkruksem Voldemorta.. Ich rozmowę przerwał niespodziewany trzask drzwi ich pokoju. Do środka weszła babcia Jo otwierając gwałtownie (i z hukiem) drzwi wołając od progu:
- Chłopcy!... - wydyszała zdenerwowanym i zdyszanym głosem. - ...Pod żadnym, ale to żadnym pozorem i cokolwiek byście usłyszeli nie wychodźcie z pokoju. Zaraz przyprowadzę do was Nicole i pana Kuchemoto. - powiedziała zdenerwowana.
- Ale babciu, co się stało?... - spytał Jack. Jednak odpowiedź sama wyszła z jego ust, gdy poczuł ból. - ...ON tu jest! - zawołał patrząc na babcię ze strachem.
- Tak, Jack. Voldemort jest tutaj i dlatego zabraniam wam wychodzić z tego pokoju, a tym bardziej z tego zamku, nawet gdyby się paliło i waliło. Jeśli on was tu zobaczy, a już szczególnie ciebie, Harry będzie wtedy źle i domyśli się, że coś jest nie tak. Przypuszczam, że może nas zabić, więc nie ruszajcie się stąd. - nakazała.
- Dobrze, babciu. - powiedział Harry.
          Gdy Jo wyszła zamykając drzwi za sobą poszła prosto do pokoju Nicole, by wraz z jej pomocą przenieść Sai'ego do pokoju bliźniaków. W końcu nie miała czarodziejskich mocy. Mieli szczęście, że ocknęła się wczoraj wczesnym po południem. Gdy Joanne weszła do pokoju należącym do Nicki natychmiast do niej podeszła mówiąc:
- Nicole, musisz mi pomóc przenieść pana Kuchemoto do pokoju bliźniaków. - powiedziała szybko.
- Dlaczego, babciu? - zdziwiła się dziewczyna.
- Dlatego, że jeśli twój ojciec zobaczy was tutaj całych i zdrowych zabije nie tylko was, ale i nas. On tu idzie, Nicole. Musimy was przenieść w bezpieczne miejsce. Co za szczęście, że nie wie iż dobudowaliśmy tyle pomieszczeń. Jeśli waszą trójkę zobaczy, a szczególnie w tym zamku, to... - urwała, bo usłyszała głos swego męża w swojej głowie:
- "Joanne, on jest już w zamku i idzie do Pokoju Spotkań. Pospiesz się z nimi, zanim będzie za późno" - powiedział Matt tak szybko, że ledwo kobieta go zrozumiała. Wydawało jej się, że jest zdenerwowany i przerażony zarazem. Musiała rzecz jasna pospieszyć się. - ...Nicole, idziemy. Szybko! - i wyszły.
Były w połowie korytarza wiodącego do pokoju Harry'ego i Jacka, gdy Jo usłyszała kroki na końcu korytarza. Szybkie kroki, a zarazem ciche. Chwyciła wnuczkę za ramię i wepchnęła do jakiejś komórki na miotły. Wstrzymując oddechy czekały w milczeniu. Zdawało im się, że nikogo nie usłyszał i nie zauważył, gdyż przeszedł obok ich kryjówki. Gdy kroki ucichły wyszły i ostrożnie na palcach poszły do pokoju Sai'ego i zaprowadziły do Harry'ego i Jacka. Znalazłszy się tam weszły do środka i zobaczyły niecodzienny widok. Harry i Jack leżeli na swoich łóżkach. Obaj jęczeli z bólu. Nicole natychmiast zareagowała podbiegając do braci.
- Chłopaki! Co wam jest?? - pisnęła. Nagle podbiegła do niej Jo mówiąc:
- Nicki, ciszej! - syknęła zakrywając jej usta.
- Dlaczego? - spytał Jack trzymając się nadal za czoło spojrzawszy na nią.
- Voldemort jest zbyt blisko. Jeśli was usłyszy będzie gorzej niż źle i dlatego zachowujcie się tak cicho, jak mysz pod miotłą. Rozumiecie?... - spytała ostrzegawczo. Cała trójka skinęli milcząco głowami. - ...To dobrze. Nie wychodźcie stąd. Ja idę do sąsiedniego pokoju. Zachowujcie się i bądźcie cicho. - powiedziała i wyszła. Jak powiedziała, tak zrobiła. Weszła do pokoju, gdzie zawsze obserwowała i słuchała rozmowy swego męża z Czarnymi Panami, w tym przypadku z Lordem Voldemortem...
          Tymczasem Harry oraz jego rodzeństwo i Sai również obserwowali, co się dzieje w Pokoju Spotkań. Poprzez "Sokoli Wzrok" Harry'ego i dotykając jego ramienia oglądali to wszystko jak na filmie.
Kilka minut wcześniej...
          Matt stał przy oknie patrząc na krajobraz dżungli. - "Dlaczego przyprowadziłem tutaj Sai'ego, Harry'ego, Jacka i Nicole skoro ON tu może przyjść w każdej chwili?..." - Chciał się rozpłakać na tą myśl, ale w tej chwili coś go powstrzymało. Wyczuł mroczną aurę. Arę jego sługi. Voldemort szedł cichym i szybkim krokiem do pokoju, w którym się obecnie znajdował. Natychmiast przekazał tą informacje żonie i przyjął kamienną twarz (wtedy Jo i Nicole były w pokoju bliźniaków). Wyczuł go. Stał już przy drzwiach (Jo zdążyła ledwo wejść do sąsiedniego pokoju) i zanim zdążył zapukać Matt zawołał:
- Wejdź, Tom... - Jego głos był zimny do szpiku kości, ale było też słychać sniepewność. Czarny Pan wszedł do środka. Stanął po środku pokoju i skłonił się. - ...Co cię tym razem do mnie sprowadza, Tom? - spytał nie patrząc na niego. Wiedział, że gdy teraz spojrzy mu w oczy zabił by go samym spojrzeniem lub rzuciłby się na niego i zabił gołymi rękoma. Powstrzymywała go myśl o przepowiedni Voldemorta i Harry'ego.
- Panie, chciałem spytać jak tam u młodego Gryfona? - zapytał. Pana Evansa zdziwiło to pytanie.
- "Dlaczego on o to zapytał? Dziadku, czemu się tak o mnie... martwi?" - rozległ się głos Harry'ego w głowie starszego mężczyzny.
- "Oto jest pytanie, Harry. Spróbuj się włamać do jego umysłu. Bądź ostrożny i zrób to tak, by cię nie wyczuł" - doradził również telepatycznie.
- "Dobrze, dziadku. Spróbuję" - usłyszał odpowiedź. Tymczasem Matt podszedł do Riddle'a. Spojrzał mu prosto w te jego czerwone oczy i spytał:
- Powiedz mi, Riddle: Czemu Cię to interesuje? Przecież go nienawidzisz i chcesz go zabić. - spytał zimno.
- Panie, zabrałeś Pottera do siebie i chcę spytać: Czy mógłbym się z nim zobaczyć? - wyjaśnił. Czarny Lord wyczuł w jego głosie złość, ale i coś jeszcze. Było to coś takiego jak: Troska? Zmartwienie? Przerażenie? - "...O, co ci chodzi, Riddle?..." - spytał sam siebie w myślach. Po dłuższym zastanowieniu odpowiedział:
- Nie, Riddle. Nie możesz go zobaczyć... - odpowiedział. - "...Co ja mam zrobić? Jeśli mu powiem, że Harry jest zaledwie dwa pokoje dalej od niego, natychmiast do niego pójdzie i zabije za zniszczenie kolejnego Horkruksa. Co robić? Może spróbuję go od tego odwieść?" - Na tą myśl uśmiechnął się pod nosem. - ...Riddle,... - Matt zaczął się od niego oddalać wolnymi krokami w stronę okna. - ...zauważyłem, że twoja moc wzrosła, gdy się odrodziłeś trzy lata temu. Zauważyłem również, że zmalała, gdy Potter uciekł wraz ze swoim rodzeństwem i ich przyjaciółmi z Hogwartu kilka dni temu. Wyjaśnisz mi to? - spytał stanąwszy pod oknem. Widać było, że Riddle był nie tylko zaskoczony, ale też zdenerwowany tym pytaniem. Korzystając z okazji, że zaległa cisza Matt zapytał Harry'ego telepatycznie.
- "Harry, o czym teraz myśli Voldemort?" - spytał.
- "Sam nie wiem..." - odparł. - "...Raz jest podekscytowany, a raz zdenerwowany, a nawet zmartwiony. Sam nie wiem, co o tym myśleć. On zresztą też. Poza tym Voldemort zastanawia się jak zabrać mnie od ciebie" - wyjaśnił nie zbyt przekonująco.
- "ŻE COO???" - zawołał Matt tak głośno w myślach, że mało brakowało, by Harry spadłby z łóżka, na którym siedział w sąsiednim pokoju.
- "Na Merlina! Nie tak głośno!! To co słyszałeś, dziadku: Riddle chce mnie zabrać od was, bo wie, że jesteś groźniejszy i potężniejszy od niego. Wie też, że nie może ciebie zabić ze względu na jakąś Przysięgę" - wyjaśnił.
          W między czasie, gdy Matt rozmawiał z Harrym obaj nie zauważyli, że Voldemort ich podsłuchuje, a raczej Harry'ego. Gdy doszli do momentu, gdy Harry nazwał jego pana per "dziadku" nabrał podejrzeń. - "Nazwał go "dziadkiem"? Przecież to niemożliwe, aby Matt Evans i Curtis Potter żyli..." - pomyślał z nie dowierzaniem. - "...To musi być jakaś sztuczka, albo spisek. Bo niby w jaki sposób mogli by żyć? Zaraz... chyba, że Potter już sporządził Resurrection*, ale to niemożliwe. Pozostały dwa tygodnie. Muszę się upewnić..." - pomyślał marszcząc brwi.
- Panie, jeśli pozwolisz... - ten spojrzał na niego. - ...Rodzeństwo Potter i ich przyjaciele rzeczywiście uciekli mi, ale nie jestem w stanie wyjaśnić dlaczego moja moc zmalała w tak krótkim czasie. - odezwał się.
- Rozumiem, Riddle, ale... - nagle urwał, bo Voldemort powiedział niepokojące zdanie:
- Ale mogę wyjaśnić... - tu zrobił dramatyczną pauzę uśmiechając się potwornie, po czym kontynuował wstając patrząc na Matta chytrze. - ...to gdzie jest obecnie Zbawiciel Świata. - odparł.
- Doprawdy? - spytał z udawaną ciekawością, ale czuć było przerażenie w jego głosie. Zaczął się powoli cofać, ale natrafił na ścianę obok okna.
- Najpierw ty mi powiedz jak naprawdę się nazywasz? - spytał wyciągając różdżkę w jego kierunku. Matt, gdy tylko zobaczył różdżkę w jego dłoni, strach już widniał na jego twarzy. - "...O, rany! Riddle ma różdżkę! To by znaczyło, że Amazonki... O, matko! Jeśli coś im się stało nigdy sobie tego nie wybaczę! Ani także jemu! Nie mam wyboru. Muszę mu powiedzieć kim jestem naprawdę" - panikował w myślach.
- J-jaa n-n-nazywam się... Matthew Evans. - odparł trzęsąc się.
- Tak właśnie myślałem. Poprzedni Czarny Lord był okrutniejszy niż ty. Kochał tortury, zabijanie, chaos i zawieruchę. Szczególnie w świecie czarodziei. Szanowaliśmy go, a nawet podziwialiśmy. Braliśmy z niego przykład. Chcieliśmy być tacy jak on. Ty tego nie robisz. Zabrałeś Pottera ode mnie z Hogwartu, bo chciałeś go chronić przede mną i teraz wiem dlaczego... - zrobił kilka kroków ku niemu. - ...Jesteś jego dziadkiem. Jeśli dobrowolnie mi go nie oddasz sam go znajdę i zabiorę. - oznajmił i czekał na decyzję mężczyzny. Cisza trwała trzy sekundy. Nagle drzwi się otworzyły gwałtownie.
- Jeśli chcesz go zabrać, ojcze to po naszych trupach! - syknęła Nicole do Czarnego Pana. Voldemort obrócił się tak szybko, że jego peleryna załopotała. Patrzył na wszystkich po kolei.
- No, no, no. Rodzinka w komplecie. - uśmiechnął się złośliwie patrząc na rodzeństwo Potter i Joanne.
- Po co chcesz mnie zabrać? - spytał Harry bez czegoś takiego jak "dzień dobry" lub "witaj".
- Och, więc podsłuchiwałeś nas? Dobrze, więc... Zanim się dowiedziałem kim naprawdę jest Czarny Lord chciałem cię od niego zabrać, bo... - urwał, gdyż Jack się wtrącił:
- Bo jest potężniejszy od ciebie. Zgadza się? - wpadł mu w słowo.
- Tak. Zgadza się, lecz teraz wiem kim jest na prawdę. Sądzę, że pójdziesz teraz ze mną,... - uśmiechnął się lekko. - ...Harry... - powiedział podchodząc do byłego Gryfona akceptując ostatnie słowo. Harry drgnął, gdyż wypowiedział jego imię. Ledwie Voldemort zrobił krok, gdy stanęła przed nim jego rodzina na przedzie z Nicole. Riddle zatrzymał się i spojrzał na nich swoimi czerwonymi oczami. - ...Zejdźcie mi z drogi, głupcy! - warknął.
- Zmuś nas! - syknęła Nicole stojąca najbliżej niego, ale w bezpiecznej odległości.
- Jak sobie życzysz, córko. Avada Kedavra! - krzyknął.
- Nicole, nie! - ryknęli jednocześnie Harry i Jack. Rzucili się rycersko w jej kierunku, ale nie zdążyli, gdyż w tym samym czasie dziewczyna wyciągnęła wewnętrzną dłoń przed siebie. To, co się stało potem jakby spetryfikowało wszystkich (nie pominąwszy Voldemorta). Zielony promień uderzył w dłoń panny Potter... i wchłonął w nią jak woda w gąbkę. Potem dziewczyna powiedziała spokojnym i opanowanym głosem do ojca w mowie węży:
- "Nigdy nie pokonasz mnie, ojcze. Mam Moc Odbicia. Jakiekolwiek zaklęcie zostanie we mnie rzucone, nawet gdyby to była Avada, zostanie ono odbite lub wchłonięte przeze mnie zwiększając moją moc. Co do Harry'ego nie pozwolę ci go skrzywdzić. Jestem Strażniczką Harry'ego, Jacka i Percy'ego. Znasz przepowiednię, ojcze, więc wiesz, że moim zadaniem jest ich ochroniać" - powiedziała patrząc mu w oczy. Mężczyzna patrzył na nią z przestrachem i zaskoczeniem na twarzy.
- "Znowu cię ocalono, Harry. Tym razem uratowała cię twoja siostra. Pamiętaj jednak, że czekam na Elixir of Resurrection. Zostały ci dwa tygodnie. Żegnam" - powiedział również w mowie węży, po czym wyszedł.
- Riddle, zaczekaj chwilę. - zawołał Wybraniec wciąż trzymając różdżkę przed sobą.
- Czego jeszcze chcesz, Potter? - syknął patrząc groźnie na Harry'ego.
- Po pierwsze: Bądź nieco uprzejmiejszy, bo mogę zrobić coś czego wcale nie chcesz... - tu Voldemortowi niebezpiecznie zabłysły oczy, ale nic nie powiedział. - ...Po drugie: Ty też coś pamiętaj. Obiecałeś, że pomożesz mi wskrzesić naszych rodziców. Mówiąc "naszych" mam na myśli moich, Jacka i Nicole. Nicki co prawda jest twoją córką, ale nie znaczy to, że będzie ci posłuszna. - powiedział patrząc na niego z determinacją.
- Wiesz co, Harry?... uśmiechnął się chytrze. - ...Zastanawiam się, co by się stało, gdybyś to ty był na moim miejscu i zabijał tak jak ja? A ja byłbym na twoim i chciał zabić mnie. - powiedział w zamyśleniu.
- Oo, nie! Co to, to nie! Nie ma mowy! Nie stałbym się taki jak ty! Stając się Śmierciożercą popełniłem fatalny błąd, ale nie poddam się! Usunę Mroczny Znak! - zawołał.
- Nie możesz tego zrobić, Harry. Mrocznego Znaku Prawej Ręki nie da się usunąć. Tylko moja śmierć może tego dokonać. Tobie się to nie uda, gdyż jestem nieśmiertelny. Jednak, gdyby w jakiś sposób ci się udało musiałbyś się wysilić by mnie zabić. Ty i Evans dobrze zrobiliście mówiąc mi o przepowiedni. Przynajmniej wiem JAK cię pokonać. - oznajmił z chytrym uśmieszkiem. Harry i Voldemort patrzyli na siebie nienawistnym wzrokiem. Nikt by się nie spodziewał, że chłopak uśmiechnie się równie chytrze i oznajmi:
- Wiesz co, Tom? Masz rację... - zrobił krok ku niemu. - ...Nie uda mi się ciebie pokonać zwykłą Avadą ze względu na twoją nieśmiertelność.. - Voldemort uśmiechnął się jeszcze szerzej na to stwierdzenie, jednak następne zdanie spowodowało, że został zbity z tropu. - ...Jednak wiem JAK można cię jej pozbawić. - Harry zaśmiał się zimno, co spowodowało, że wszystkich zmroziło krew w żyłach.
- Co masz na myśli? - spytał powoli czarnoksiężnik. W oczach Voldemorta Harry zauważył strach i podszedł do niego jeszcze bardziej.
- To, że najbardziej boisz się własnej śmierci pomimo, że sam zabijasz... - stwierdził zaczynając go okrążać. Riddle śledził go wzrokiem. - ...Boisz się swoich ofiar. Zauważyłem to, gdy się po raz pierwszy pojedynkowaliśmy na cmentarzu. Wtedy zdawałeś się bać widm Cedrika Diggory'ego, moich rodziców, Berty Jorkins i Franka Bryce'a. - Harry dalej się uśmiechał, co doprowadzało Riddle'a do irytacji. Po chwili zdał sobie sprawę, że ten coś wie. Musiał się dowiedzieć co.
- Riddle, wyjdź stąd. Chciałeś iść, więc idź. - odezwał się Matt. Ten zwrócił na niego swój wzrok.
- Wiesz co, Evans? Przez tyle lat ci służyłem i nawet nie zdawałem sobie sprawy, że się zmieniłeś.
- Bo na mnie nie spojrzałeś, kretynie! - warknął Ten.
- Coś ty powiedział?? Coś ty do mnie powiedział?? - ryknął i rzucił się na niego. Był już przed nim wyciągając ręce ku jego szyi chcąc go udusić. Stało by się to, gdyby nie Jack.
- Zostaw go w spokoju, Riddle! - i machnął zamaszyście ręką, co spowodowało odrzucenie Riddle'a w kierunku otwartych drzwi. Uderzył w ścianę korytarza z takim impetem, że na chwilę stracił orientacje. Wszyscy gapili się to na Nicole, to na Jacka, to na Riddle'a.
- Szybko, trzeba go stąd zabrać zanim zorientuje się co się stało... - powiedział pan Evans biorąc go pod jedno ramię. - ...Jack, pomóż mi. Weź go pod drugie ramię. - poprosił.
- Co? Ja? Mowy nie ma! On zabił naszych rodziców! Nie dotknę go! - wybełkotał.
- Ja to zrobię, panie Evans. - Rozległ się czyjś głos za nimi. Gdy się obejrzeli zobaczyli Sai'ego. Podchodząc do nich chwiejnym krokiem. Zbliżył się do Matta i pomógł mu podtrzymać Riddle'a i wyprowadzić z zamku.
- Kochanie, nic ci nie jest?? - pisnęła pani Evans. Czarny Pan podniósł gwałtownie głowę i spróbował się rozejrzeć. Ale zanim zdał sobie sprawę, gdzie się znajduje i kto go podtrzymuje, Sai walnął go w kark tak mocno, że stracił przytomność. Głowa opadła mu na pierś.
- Może go zabijemy? - zaproponowała Nicole.
- Nie możemy. - odparł Sai.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Dlatego, że to nie jest jeszcze jego czas. Jego śmierć musi przyjść w odpowiednim czasie, miejscu i w odpowiedni sposób. No i oczywiście odpowiednia osoba musi to zrobić. - tu spojrzał znacząco na Harry'ego. Ten lekko się zmieszał i poszedł do swojego pokoju.
          Nie wychodził aż do czasu, gdy przyszła jego babcia tego wieczora.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.