Moja lista przebojów 2

24 listopada 2013

Rozdział 23 (60) - Kolejna walka o Horkruksa i nieznajoma

Klik

          Harry obudził się na czymś miękkim, czując czyjś wzrok na sobie. Gdy otworzył oczy zobaczył rudą głowę. Po chwili zorientował się, że była to głowa jego przyjaciela Rona. Jęknął poruszywszy się.
- Harry, nic ci nie jest? - spytał Ron. Zielonooki odpowiedział dopiero po chwili:
- Nic mi nie jest, tylko trochę boli mnie głowa... - odparł. Na chwilę zapadło milczenie, potem Harry powiedział. - ...Widziałem Założycieli. Przenieśli mnie do swoich czasów i powiedzieli mi o zagrożeniu, które pojawi się za kilkanaście lat i o kolejnym Horkruksie. Jest nim wąż Sami Wiecie Kogo. - wyjaśnił.
- A gdzie on jest? - spytała Hermiona zaskoczona tymi informacjami. Nastało milczenie, podczas którego w umyśle Harry'ego pojawiła się, nie wiadomo jak i skąd, wizja wysokiego budynku Mugolskiej Ambasady w Londynie. Zobaczył jednego z członków Zakonu, Kingsley'a Shackebolta oraz mężczyznę stojącego przy ścianie z wyrazem strachu na twarzy. Przed nim wił się ogromny pyton. - ...Już wiem gdzie jest Nagini!... - zawołał. Wyjął z kieszeni Dwukierunkowe Lusterko i powiedział do niego: - ...Jack, Draco. Mam wieści! - zawołał ku dwóm młodzieńcom w szybie Lusterka. Jednym jasnowłosym, a drugim brązowowłosym, wyglądającym jak on sam.
- O, co chodzi, Harry? - spytali jednocześnie.
- Mugolski premier jest w tej chwili atakowany przez Nagini, węża Sami Wiecie Kogo we własnym gabinecie w londyńskiej Ambasadzie! Idźcie tam i pospieszcie się. Spotkamy się na miejscu. - powiedział na wydechu.
- Już idziemy, Harry. - powiedział Jack. Tak więc Święta Trójca zebrali swoje rzeczy do torebki Hermiony w tym namiot i deportowali się do Londynu.

~~*~~

Londyn...
          Na miejscu zastali swoich przyjaciół, w tym Susan i Ernie'go, którzy podróżowali z Jackiem.
- Gdzie Draco? - spytała Hermiona.
- Tu jestem. Witaj, kochanie... - przywitał się pocałowawszy dziewczynę w policzek. - ...Cześć wszystkim.
- Cześć, Draco. - przywitał się Harry. Ron tylko skinął mu głową. Najwyraźniej wciąż czuł do niego urazę.
- Witaj, kochanie. - przywitała się Hermiona z narzeczonym.
- Są wszyscy? Dobra, idźmy, bo premier zaraz nam wykorkuje. - powiedział z sarkazmem Harry.
- A skąd wiesz, że premier Mugoli jest w niebezpieczeństwie? - spytała Susan idąc szybkim krokiem obok Harry'ego.
- Miałem sen, gdzie Założyciele przenieśli mnie do ich czasów... - mówił Harry idąc szybkim krokiem do budynku ambasady. Opowiedział im ze szczegółami o wszystkim, co zobaczył i czego się dowiedział od< każdego z Założycieli. - ...Trzeba od razu znaleźć gabinet premiera. - powiedział na koniec biegnąc do budynku ambasady.
- Wiem, gdzie jest. Czwarte piętro. - zawołał Draco. Gdy tylko znaleźli się w środku ochroniarze natychmiast rzucili się na nich z wrzaskiem.
- Cholera, zapomniałem, że tu nie Ministerstwo Magii. - Harry rzucił się przemykając pod ramionami karków ochroniarzy. Ronowi dosłownie CUDEM udało się wyrwać z ich szponów. Wszyscy w szalonym pędzie rzucili się ku widzie. Po drodze minęli Kingsleya Shackebolta, nawet go nie zauważając.
- Tutaj!... - Draco i Hermiona bezceremonialnie wciągnęli przyjaciół za ciężką kotarę. Wszyscy zamarli, sapiąc jak napaleńcy.
- Przestań mi dyszeć w ucho, jak zboczeniec w słuchawkę! - warknął Ron do Dracona.
- Przepraszam...! - Ochroniarze przebiegli z krzykiem i tupotem obok nich.
- Mamy farta. - sapnął Harry.
- I to cholernego. Zupełnie zapomnieliśmy o tych wykidajłach... - dodał ponuro blondyn. - ...Jesteśmy dopiero na drugim piętrze.
- No to biegnijmy. - Harry wyprysnął zza kotary, a za nim zrobił to samo Draco i reszta. Dotarli na dziwnie opustoszałe czwarte piętro. Żadnych urzędników, petentów, ochroniarzy. Pustka.
- Nie podoba mi się ta cisza. Za pusto tu. - szepnęła Susan, gdy biegli długim korytarzem. Nagły wrzask z ostatniego pokoju potwierdził jej słowa.
- A nie mówiłem?! - zawołał Harry. Cała szóstka z hukiem wpadli do pokoju z plakietką "Premier". Na podłodze leżał drogocenny dywan szenilowy. Pod oknem stało biurko, natomiast w przyległym do okna kącie stał ubrany w elegancki garnitur mężczyzna, który wrzeszczał przeraźliwie. Przed nim wił się i syczał olbrzymi pyton o imieniu Nagini.
- Expelliarmus! - wrzasnął Harry. Nagini odrzuciło na ścianę.
- Kim jesteście?! - krzyknął premier wbijając się w ścianę.
- Ja jestem Batman, a to Superman!... - sarknął poirytowany Malfoy. - ...Razem tworzymy Brygadę RR!
- A to nasi pomocnicy! Proszę uciekać, a nie zadawać zbędne pytania! - dodała Hermiona wyciągając ku wężowi różdżkę. Harry w tym czasie po raz kolejny odrzucił Nagini od premiera. Wąż syczał wściekle, ślepia błyszczały złowrogo, a z kłów kapał jad.
- Ale...
- ŻADNE "ALE"!... - ryknął Harry. - ...Drętwota! - cisnął zaklęciem w mężczyznę, który opadł bezwładnie na ziemię. - ...Draco, przenieś go w bezpieczne miejsce... - odwrócił się do Nagini i z wrzaskiem odskoczył na bok. Wąż zaatakował go plując jadem. Kilka kropel jadu poleciało na koszulkę Harry'ego wypalając w niej dziurę.
- SECTUMSEMPRA! - zawołał Ernie biegnąc z pomocą przyjacielowi smagnąwszy różdżką. Z cielska Nagini trysnęła czarna ciecz, co przypominało krew. Zerwał się wicher. Huk, identyczny jak ten z sierocińca i w Sali Sądowej, wstrząsnął budynkiem. Ciężkie biurko wykonało zgrabny pad na podłogę. Akta rozfrunęły się po pokoju.
- Powtórka z rozrywki?! - krzyknął Percy wpadając niespodziewanie razem z Ślizgonem do gabinetu. Drzwi zamknęły się gwałtownie z trzaskiem tuż za nimi pod wpływem wiatru.
- Percy, co tu robisz?? - dopytywała się Hermiona zauważając go poprzez szalejący wicher.
- Jack mnie wezwał, a Draco przyprowadził tutaj! - odkrzyknął do niej.
- UWAGA! - ostrzegł ich Jack. Z ciała węża tryskała obficie krew. Nagini zwinęła się jak sprężyna, najwyraźniej szykując się do skoku ku Jackowi i Erniemu, którzy stali najbliżej. Obaj padli na podłogę i przeturlali po niej unikając ukąszenia kłów węża.
- DRĘTWOTA! - ryknęli wszyscy w gabinecie. Potężny wrzask i huk omal nie ogłuszył wszystkich. W wirze huraganowego wiatru, rzucającego papierami, pyłem z kominka i drobnymi przedmiotami znad gzymsu, zobaczyli jak z bezwładnego ciała Nagini wyłania się młody gniewny Tom Marvolo Riddle. Najpierw pod postacią widma, a potem zmieniło się ono w ciało. Omiótł ich wszystkich złowrogim spojrzeniem. Nagle jego spojrzenie padło najpierw na Percy'ego, potem na Harry'ego.
- Za co ja cię nienawidzę, Potter?... - zapytał niebywale łagodnie chłopak. - ...Młody, zbuntowany, głupi, naiwny, infantylny i do tego idiota. - zadrwił.
- Pokonałem cię już trzy razy! - wrzasnął Harry przekrzykując wiatr.
- Harry, nie czas na bohaterskie przemowy! - stęknął Draco z trudem dźwigając się na nogi.
- Expelliarmus! - Riddle cisnął niewidzialną siłą w Malfoy'a, który nim walnął z całej siły kręgosłupem o ścianę zawył, po czym mdlejąc upadł na zagraconą wieloma rzeczami podłogę.
- Cholera! NIE! - Harry'ego zalała krew od wewnątrz. Rzucił się ryzykancko bez różdżki w stronę przyjaciela, ale nie zdążył, bo Voldemort machnięciem ręki zamknął go w niewidzialnej pułapce. Harry w niej uwiązł. Kątem oka zobaczył, że reszta przyjaciół także są w niej zamknięci, każdy w oddzielnej. Byli albo nieprzytomni albo ranni, bądź niezdolni do ruchu. Spojrzał z gniewem na Voldemorta. Ten, nie zauważając huraganu i pozrywanych klepek podłogowych wirujących mu nad głową, podszedł leniwie do tłoczącego się bezsilnie chłopaka. Obok głowy śmignął mu kilogramowy metalowy przycisk do papieru.
- Potter, Potter, Potter...- zacmokał z niesmakiem Riddle przeciągając sylaby. Oczy błyszczały mu nienawiścią. - ...Wyglądasz jak szmaciana kukła. Brudna. Obdarta. Bezmózga... - zaszydził z zimną ironią. - ...Nie mówili ci, że to niebezpiecznie walczyć z kimś kilka razy silniejszym od siebie samego? - spytał z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Pokonałem cię tyle razy. - wycedził Harry, rezygnując z żałosnej szamotaniny. Brwi Riddle'a podjechały do góry.
- Wiesz co, Potter? Ja cię podziwiam... - Horkruks uśmiechnął się z drwiącą litością. - ...Biedny, naiwny i niedomyślny chłopaku. Nawet nie wiesz jaką żmiję masz w swoim sercu. Namiesza ci to w twoim nędznym życiu. Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedział chichocząc cicho.
- O czym ty mówisz?!
- Jeszcze zobaczysz... - Riddle uśmiechnął się delikatnie. - ...Och, nie kłopocz się z unicestwianiem mnie. Zrobię to za ciebie. - Okręcił się z przerażającym rykiem. W tym samym czasie, gdy się okręcał ktoś krzyknął, ale nie mógł się skupić, gdyż wiatr wciąż wiał. Po niekrótkim czasie klatki rozpłynęły się, a wszystkie przedmioty, które znajdowały się w powietrzu uderzyły w obecnych, którzy wrzasnęli i zwyczajowo stracili przytomność.

~~*~~

          Cała siódemka obudzili się gdzie indziej, a konkretniej na Grimmauld Place 12 w Londynie. Każde w innym pokoju. Pierwszy obudził się Jack. Wyszedł ze swojego pokoju i zszedł na dół do salonu, gdzie zobaczył panią Weasley, swoich rodziców, profesor McGonagall i jakąś czarnowłosą kobietę o niesamowicie jasno zielonych oczach i czerwonych pełnych ustach.



Rozpoznał ją. Widział ją u Voldemorta, gdy był uwięziony u niego zanim przybył Harry, by go uratować.
- Co tu robisz? - rozległ się czyjś głos tuż za nim. Obejrzał się i zobaczył Harry'ego, a za nim resztę przyjaciół. Ron stał obok Harry'ego, Susan przy Ernie'm, który stał u szczytu schodów, tam gdzie Hermiona z Draconem.
- Cicho! - syknął zakrywając bratu ręką usta. Za późno. Pani Weasley wyszła z kuchni i spojrzała na nich srogim wzrokiem, ale po chwili jej wzrok złagodniał jak i głos.
- Och, już wstaliście. Jesteście głodni? - spytała łagodnie. Przyjaciele spojrzeli na siebie.
- "Wiecie kim jest ta kobieta?" - spytał Harry w myślach swoich przyjaciół i brata.
- "O kim mówisz?" - spytała Hermiona.
- "O tej kobiecie w kuchni" - odpowiedział zielonooki skinąwszy głową na wyżej zainteresowaną.
- "Nie" - odpowiedzieli zgodnie również w myślach. Tylko Draco i Jack nie odpowiedzieli.
- Dziękujemy, pani Weasley. - odpowiedział za wszystkich Harry, gdy brat odsłonił mu usta.
- Możemy się spytać kim jest ta kobieta? - Ernie wskazał na czarnowłosą kobietę siedzącą przy stole rozmawiającą z dyrektorką Hogwartu popijającą najzwyczajniej w świecie herbatę. W momencie, gdy przekroczyli próg profesorka i nieznajoma zauważyły ich zapraszając do środka. Tak więc weszli. Wzięli po bułce i usiedli przy stole przyglądając się z uwagą nieznajomej.
- Kochani, chciałbym wam przedstawić Sha... - ale McGonagall nie skończyła, gdyż Jack i Draco jej przerwali mówią jednocześnie:
- Shavanne Van Raichand. - powiedzieli jednocześnie, a Draco dodał.
- Jest ona sługą Czarnego Pana. - Wszyscy spojrzeli na nich zaskoczeni, a potem na panią Van Raichand.
- Rozumiem, że Draco ją zna, ale ty skąd ją znasz? - spytał się Harry brata. Jack spojrzał na Wybrańca, a potem na resztę.
- Widziałem ją, gdy zostałem porwany przez Elizabeth Pettigrew. Przybyła wraz z nią. - wyjaśnił. Spojrzał teraz na Draco. Ten odwzajemniając spojrzenie opowiedział swoją wersję, ale dopiero po kilku chwilach.
- W ubiegłe wakacje przyszła do nas z Czarnym Panem. Prowadził jedno z zebrań Śmierciożerców. Musiałem na nim być. Zmusił mnie i zagroził rodzicom. Dał nam wybór. Albo służba u niego albo przebywanie w lochach i tortury aż skonamy. Nie jesteśmy odporni na ból, szczególnie zadany przez Czarnego Pana. Ja i moi rodzice nie jesteśmy już tak odważni i silni psychicznie jak Harry i nie mieliśmy wyboru. Każdy się go bał, nawet mój ojciec,... ale nie Shopie... - tu westchnął teatralnie. - ...Ona jest inna. Podziwia go i wielbi. - wyjaśnił Draco.
- Jaki był temat zebrania? - spytała McGonagall. Draco spojrzał na profesorkę, po czym odpowiedział:
- O jakiejś przepowiedni sprzed lat. - odpowiedział.
- Na temat dziedziców urodzonych na przełomie XX wieku. - bardziej stwierdziła niż zapytała pani Van Raichand. Draco tylko kiwnął głową na nikogo nie patrząc.
- Pani Van Raichand, czy mogę o coś panią spytać? - odezwała się Hermiona.
- Tak, panno...?
- Hermiona Granger, proszę pani. - przedstawiła się.
- Ach, Adi Matrona. Nie miałam zaszczytu poznać cię osobiście. Mów, moja droga. - powiedziała zachęcającym tonem. Dziewczyna speszyła się, gdy usłyszała słowa: "Adi Matrona", ale natychmiast się zreflektowała mówiąc:
- Czy może nam pani powiedzieć kim pani tak właściwie jest? - spytała. Kobieta popatrzyła na nią przez minutę. Po czym odpowiedziała:
- W czasach szkolnych, a dokładniej od czwartej klasy przez trzy lata, byłam przyjaciółką narzeczonej Toma Riddle'a II. Chciałyśmy być aurorkami. Ona mu tego nie powiedziała. Zaręczyli się w szóstej klasie. Postanowili ustatkować się zaraz po szkole. Dwa lata po szkole dowiedział się, że go zdradziłam informując aurorów o jego planach. Był tak wściekły, że rzucił na mnie potężny urok. Za dnia miałam być wężem z ludzkim umysłem i nie mogąca mu się oprzeć i odejść od niego, a wieczorami kobietą z umysłem węża i służącą mu na zawsze. Krótko mówiąc byłam na niego skazana... - wyjaśniła smutno. - ...Tylko on jeden mógł zdjąć zaklęcie. - szepnęła.
- Wężem z ludzkim umysłem? - zdziwił się Ron.
- Tak. - odpowiedziała Shavanne.
- A czy wiadomo jak można zdjąć tę klątwę? - spytała Lily. Shavanne uśmiechnęła się znacząco.
- Widzicie,... - jej uśmiech nie schodził z twarzy. - ...Nie dawno została zdjęta. - odparła chichocząc.
- Co? - pytali jedno przez drugie.
- Jak to? - nie dowierzał Jack.
- W jaki sposób? - spytała Susan.
- Kto to zrobił? - wtórował im Harry.
- Zrobiliśmy to wspólnie. - oświadczył Percy wchodząc jak duch do kuchni.
- Niby w jaki sposób to zrobiliście? - dopytywał się James. Shavanne wraz z Levenderem zachichotali.
- Widzicie, w tamtym gabinecie Harry Potter sprowokował Czarnego Pana, by ze mnie wyszedł. Gdy zemdleliście nie zauważyliście, że moje ciało węża przekształciło się w ciało ludzkie. To ja byłam Nagini... - wszyscy gapili się na nią zszokowani i przerażeni jednocześnie. - ...Jednak nie zabiłeś mnie, Harry Potterze. Ty go sprowokowałeś, by sam się zniszczył, a to wystarczyło bym powróciła do swojej pierwotnej postaci i uwolniła się od niego raz na zawsze. Riddle kazał mi zabić premiera Mugoli. Teraz, gdy nie mam w sobie duszy Toma II mam wolną wolę i duszę. To ja was tutaj przyprowadziłam, gdy byliście nieprzytomni. - wyjaśniła.
- Dlaczego zaatakowałaś premiera Mugoli? - spytał Draco. Wszyscy spojrzeli najpierw na Dracona potem na panią Van Raichand. Ta odpowiedziała:
- Nie kazał mi go zabijać, ale by rzucić na niego Imperiusa. Byłam Riddle'owi całkowicie podporządkowana jako wąż i wykorzystywana jako człowiek. Wykonywałam jego polecenia wbrew swojej woli. - wyznała.
- Jakbyś nie miała wyboru. - skomentował Harry.
- Dokładnie. - przyznała kobieta kiwając głową.

17 listopada 2013

Rozdział 22 (59) - Sen

Klik

           Cztery dni później w innym miejscu Harry, Ron i Hermiona dalej się zastanawiali nad tym, co powiedział Percy do Voldemorta w Dworze Malfoy'ów. Nie mogli uwierzyć, że coś takiego stanie się z Harrym w przyszłości.
- Ale jak to może się stać? - spytał po raz kolejny Ron.
- Przecież nie ulegniesz mu. - dodała Hermiona patrząc z przerażeniem w oczach na Harry'ego.
- Oczywiście, że nie ulegnę. Nie poddam się. Zabiję go wypełniając przepowiednię. - odparł.
- Albo on zabije ciebie pierwszy... - sarknął Ron, po chwili umilkł i dodał cicho: - ...Przepraszam.
- W porządku. Przyzwyczaiłem się. - Ani Ron ani Hermiona ani także Harry nic już nie powiedzieli. Każde z nich poszło do swoich łóżek i poszli spać. Będąc trzy kroki od swojego łóżka Harry niespodziewanie upadł. Cały się trząsł, a potem zastygł jak kamień. Ostatni dźwięk jaki do niego dotarł z namiotu to słaby, jakby oddalający się głos przyjaciół wołających jego imię, po czym zasnął.

~~*~~

          Obudziło go wrażenie, że ktoś go obserwuje. Gdy otworzył oczy to, co zobaczył zmusiło go do wstania.
- Godryk?... - zdziwił się wstając. - ...Co tu robisz? I... - tu urwał, bo nie poznał miejsca, w którym się obecnie znajdowali. Zaczął się rozglądać. - ...Gdzie my jesteśmy? - spytał. Znajdowali się na jakiejś polanie na wzgórzu, a wokół był las, dalej pagórki i jezioro. Zdawało mu się, że gdzieś już widział ten krajobraz.


- Nie wiesz?... - spytał mężczyzna, po czym dodał: - ...Przyjrzyj się uważniej. - Harry tak zrobił. Dziwnie znajome widoki. Miał uczucie, że już tu był. Długo się przyglądał otoczeniu, aż nagle zobaczył w oddali zamek i zdał sobie sprawę, że był to Hogwart, ale wcale go nie przypominał.


- Czy to... Czy to Hogwart? - spytał Harry z niedowierzaniem.
- Tak. - odpowiedział Godryk.
- Ale jakoś inaczej wygląda. - stwierdził.
- To prawda. Jesteśmy w Anglii za moich oraz Merlina, Salazara, Helgi i Roweny czasów. - wyjaśnił mężczyzna.
- Po co mnie tu przyprowadziłeś? - spytał Harry.
- Po to, by cię ostrzec. - odpowiedział czyjś zimny głos za nimi. Spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli Salazara Slytherina we własnej osobie.
- Witaj, Salazarze... - przywitał się Harry skinąwszy ku niemu głową z szacunkiem. - ...Ostrzec? Ale przed czym? - zdziwił się.
- Salazar chciał powiedzieć, że musisz ostrzec swoich przyjaciół przed wielkim niebezpieczeństwem. - wyjaśniła Helga idąc ku nim z lasu. Harry wpatrywał się w całą czwórkę, gdyż również Rowena zbliżała się do nich od strony jeziora.
- Jakim niebezpieczeństwem? Co nam grozi? - spytał.
- Harry, posłuchaj,... - odezwał się Godryk. - ...Pamiętasz jak w wakacje Voldemort cię torturował? - spytał.
- Jak mógłbym tego nie pamiętać? Dotąd czuję ból. Avery ciął mi nożem skórę pod żebrami. Dotąd mam blizny. - sarknął Harry. Salazar zachichotał. Godryk obrzucił go ostrym spojrzeniem, a ten przestał bąknąwszy ciche: "Przepraszam".
- Gdy złożyliście Przysięgę Wieczystą, i gdy stałeś się Śmierciożercą coś się stało z czasoprzestrzenią. Skutkiem tego jest przebudzenie najpotężniejszego Czarnego Lorda z ubiegłego stulecia. Tak zwanego: Campió de Campions, czyli po prostu Lord Lordów, lecz potężniejszego od Lorda Voldemorta. - wyjaśnił mężczyzna, a widząc, że Harry już otwierał usta Rowena dodała:
- Nie chodzi tu o twojego dziadka, Matthew Evansa, ale o poprzedniego Lorda Lordów, który żył w czasach Albusa Dumbledore'a. - wyjaśniła.
- On żyje, ale był w tzw. uśpieniu, szczególnie jego moc i ciało, ale nie dusza. Zapewne Evans powiedział ci, że każdy Lord Lordów odczuwa śmierć, życie i zachwianie mocy swoich sług, a szczególnie Czarnych Panów. Działa to też w odwrotną stronę. Nawet ja odczuwam powrót do sił Campionsa. Z pewnością Tom Riddle II też. Każdy Lord Lordów odczuwa także w sobie moją obecność, ale prawda jest taka, że moc, którą posiadają Czarni Lordowie pochodzi od mojego mistrza. Niejakiego Licefera. - dodał czarnowłosy.
- Licefera? Kto to taki? - spytał Harry.
- Licefer to syn Lucyfera. Obaj są nieśmiertelni... - wyjaśnił Salazar. - ...Moc Voldemorta staje się coraz silniejsza i wyczuwalna w powietrzu. - dodał.
- Licefer zbudzi się ostatecznie, gdy osiągnie ostateczny punkt mocy. Z początku nie będzie działał, ale z czasem będzie coraz bardziej nabierać sił. Gdy będą umierali ludzie z rąk Riddle'a i jego sług będzie mieć moc nie do poskromienia. Tak zwaną Mroczną Duszę o silnej i niewyobrażalnej mocy. - oświadczyła Helga.
- Czy ta Mroczna Dusza jest tak groźna? - spytał Harry.
- O, tak. I to bardzo. - odpowiedział Salazar.
- A czy wiadomo kiedy odzyska pełnię sił? - zapytał.
- Z moich obliczeń wywnioskowałam, że w 2022 roku. - odpowiedziała Rowena. Harry zaczął liczyć i aż podskoczył.
- To dopiero za 24 lata! To masa czasu! - zawołał.
- To fakt... - odezwał się Godryk. - ...Ale obecnie jest równie potężny jak Tom Riddle II i Albus Dumbledore razem wzięci. Wkrótce przewyższy moc Matt Evansa. Gdy Voldemort umrze Czarny Lord, który spotkał się z Percym Levenderem pod koniec ubiegłego stulecia będzie równie silny jak oni obaj, my czworo wraz z Merlinem razem wzięci oraz zabierze witalną i czarodziejską moc tych, co zabił Tom II. Wiadomo, że twoja moc jest większa od Riddle'a, ale jeszcze nie dorównujesz mu umiejętnościami,siłą i doświadczeniem. Musisz się jeszcze wiele nauczyć i nabrać wiedzy. Tylko Percy Levender ma jakąś szansę na pokonanie Czarnego Lorda. - wyjaśnił na koniec.
- A niech mnie... - wydyszał Harry patrząc na Założycieli. - ...A jak można mu się przeciwstawić? - spytał Potter.
- Nie można, Harry. Trzeba utrzymać jego stan, czyli...
- Czyli nie można zabić Voldemorta... - wyszeptał. - ...Więc jak mogę wypełnić przepowiednię? - spytał z lekkim przerażeniem.
- Są dwa sposoby. Po pierwsze: można by go zabić zwykłym sposobem, czyli nie używając magii, ale problem jest taki, że Lord Lordów jest połączony z Czarnymi Panami, a tym samym z Voldemortem, a on z kolei jest połączony z tobą. Jest między wami więź. Tak czy owak musisz najpierw zniszczyć jego Horkruksy. - oświadczył Salazar.
- Więc w czym jest problem? - zdziwił się Harry. Cała czwórka spojrzeli na siebie z ukosa.
- W tym, że zabijając Lorda Lordów zabijesz Voldemorta i innych Czarnych Panów, ale też i siebie. - wyjaśnił Godryk. To Harry'ego zaszokowało tak, że z wrażenia usiadł na pobliskim kamieniu.
- Jestem w punkcie wyjścia. - jęknął.
- Ale to prawda, Harry. - powiedziała Helga.
- A ten drugi sposób? - spytał patrząc na kobietę zszokowanym wzrokiem.
- Drugim sposobem jest Pierścień Merlina, ale może go użyć tylko jego prawowity potomek. - wyjaśniła Rowena.
- Czyli kto?
- Najstarszym żyjącym potomkiem z rodu Merlina w waszych czasach jest Bellatrix Lastringe i to ona powinna nosić Pierścień Merlina. - wyjaśnił Salazar.
- Istnieje przepowiednia... - zaczął Godryk.
- Kolejna?? - jęknął Harry przerywając mu.
- Która jest wygrawerowana na tym pierścieniu w języku arabskim. - dokończył.
- Z ukośnikiem na staroegipski. - wtrącił Salazar. Wszyscy tylko na niego spojrzeli.
- I nie możemy jej odczytać. - dokończyła Helga.
- Macie ten pierścień? - spytał Harry.
- Nie. - zaprzeczyła Rowena.
- A gdzie on jest? - zadał znowu pytanie.
- W Londynie w jakimś muzeum. - odpowiedział Godryk.
- Muzeum?... - zdziwił się. Harry zastanawiał się przez kilka chwil. - "Muzeum... Na pierścieniu jest napis w języku arabskim, a języka arabskiego używa się obecnie w Arabii i Egipcie. Salazar wspomniał też o staroegipskim języku, czyli musi to być muzeum archeologiczne, a ono jest rzeczywiście w Londynie" - ...Wiem, w którym muzeum jest pierścień. Wspomnieliście, że potrzeba do tego potomka Merlina? - spytał Harry.
- Tak. - odpowiedzieli zgodnie.
- Dobra. Muszę pogadać z Syriuszem i... Cholera! Zapomniałem, że nie żyje. Który Black jeszcze żyje?... - zastanawiał się na głos. - ...Bella,... ale ona odpada. Pani Malfoy... odpada i Andromeda Tonks też, a także jej córka Nimfadora i... Draco, jest synem Narcyzy! No tak. Już wiem! Odeślijcie mnie z powrotem. Muszę się spotkać z Draconem i to szybko! - zawołał.
- Dobrze, Harry. Chcę ci jeszcze powiedzieć, że dzisiejszego wieczora premier Mugoli zostanie zaatakowany przez Nagini. Ona jest Horkruksem. - oświadczył Godryk.
- Dzięki. Pójdę też do premiera, by ją zabić. - postanowił Harry. Cała czwórka machnęli rękoma i chwilę potem w oczach Wybrańca Hogwart, jego błonia i Założyciele zniknęli.

~~*~~

          Obudził się w jakimś nie dużym pomieszczeniu. Przez chwilę nie miał pojęcia, gdzie się znajduje. Gdy się przyjrzał pomieszczeniu zdał sobie sprawę, że jest w swoim pokoju w Dolinie Godryka! Wstał i wyszedł na korytarz. Spojrzał w jedną i w drugą stronę korytarza. Nikogo nie było, ale usłyszał jakieś głosy z dołu. Poszedł tam. Schodząc po schodach zastanawiał się w jaki sposób się tu znalazł. Idąc schodami zauważył coś, czego nie powinno tu być. Na ścianach wzdłuż schodów wisiały zdjęcia nieznanych mu osób. Zauważył także znane mu osoby jak np.: Jego rodziców, Syriusza, Remusa, Nimfadorę. Obok było zdjęcie jakiegoś chłopca o krwisto rudych włosach.


Glizdogona, który wyglądał jakoś inaczej. Młodziej i elegancko.


a także ciotkę Petunię i jej dwóch synów oraz męża. Był to David, syn Petunii.


Była tam też Aurelia i jej trzy córki: Eleine, Mary i Hermiona oraz syn John. Był tam jeszcze jeden mężczyzna, którego nie znał. Był trochę podobny do Johna.


Przyglądał się wszystkim zdjęciom przez kilka minut nie zwracając uwagi, gdzie się dokładniej znajduje. Jego uwagę od zdjęć przykuło coś,... a raczej KTOŚ inny. U stóp schodów stała mała dziewczynka łudząco podobna do Eleine. Miała blond włosy związane w dwa urocze długie kucyki i drobną buzię, na której widniał słodki uśmiech. Wyglądała na 11 lat.


- Anne, spakowałaś swój kufer?... - zawołał jakiś znany mu kobiecy głos. - ...Jutro nie będzie na to czasu. - dodała. Zza rogu wyszła... Eleine!?
- Jeszcze nie, mamo. - odpowiedziała dziewczynka. Dziewczynka zwana Anne zauważywszy Harry'ego znieruchomiała na chwilę. Obje patrzyli na siebie jak zahipnotyzowani.
- To się spakuj. Twój ojciec będzie niezbyt zadowolony jeśli zapomnisz czegoś wziąć do szkoły. - Harry stanął tuż przed dziewczynką. Miał uczucie, że ją skądś zna, ale nie miał pojęcia skąd.
- Harry. - rozległ się czyjś głos za nim. Obejrzał się i zobaczył Godryka Gryffindora.
- Godryku, gdzie my jesteśmy? - spytał.
- Jesteśmy w twoim domu, w przyszłości 12 lat do przodu. A ta mała dziewczynka to Lilianne Eleine Potter i właśnie jedzie pierwszy raz do Hogwartu. - wyjaśnił.
- Chcesz powiedzieć, że ta mała dziewczynka, którą Eleine nazwała "Anne", to... to moja córka? - zdziwił się Potter.
- Tak. Urodzi się rok po twoim pierwszy synu. Będzie ona najmłodsza w twojej rodzinie, gdyż będziesz mieć też bratanków i siostrzeńców. Jedno z nich urodzi się w dniu pokonania Voldemorta. Pierwsze nazwiecie: James Syriusz, a drugie: Lilianne Eleine. Chcę cię jeszcze ostrzec przed zagrożeniem, które nadejdzie, gdy u waszych dzieci ujawnią się zdolności, ale na razie bądź spokojny, gdyż stanie się to, gdy Anne i jej brat, a także jej przyjaciele i kuzyni, czyli wasze dzieci, osiągną odpowiedni wiek i założą tajną organizację. Dowiecie się tego od Rona Weasley'a. Będziesz mieć też sen o potężnym czarodzieju. I ostatnia rzecz. W dniu, gdy wasze dzieci się urodzą prosiłbym cię o zgromadzenie swoich przyjaciół, prócz Hermiony Granger oraz Mary i Elenie Parker. Niech Zakon Feniksa, Armia Hogwartu oraz Gwardia Dumbledore'a i Śmierciożercy przybędą w jedno miejsce, gdyż prosimy byście wy i Tom III złożyli nam obietnicę. - oświadczył.
- Jaką obietnicę? - spytał Harry.
- Taką, że dopóki nie nadejdzie kolejne zagrożenie nie będziecie atakować drugiego ani nikogo innego aż do dnia, gdy nadejdzie zagrożenie ze strony Mistrza Mistrzów i pojawienia się wszystkich Wybrańców Losów i Przeznaczenia. - wyjaśnił.
- Czyli tak zwane zawieszenie broni. - podsumował Harry.
- Można to tak powiedzieć. - przyznał Godryk. Obaj patrzyli na siebie przez kilka chwil, aż w końcu Harry postanowił wrócić, więc mężczyzna machnął ręką i świat się rozpłynął.

3 listopada 2013

Rozdział 21 (58) - Tajemnica pierścienia

Klik

Wycelował w nią różdżkę i już zaczynał wymawiać zaklęcie, gdy nagle-niespodziewanie poleciał promień w kierunku Riddle'a.
- Protego! - wszyscy odwrócili się w kierunku głosu. W progu stali członkowie Zakonu Feniksa na czele z Aurelią, Remusem oraz Lily, Jamesem... i Peterem. Dalej stali: państwo Weasley z najstarszymi synami: Percym, Charliem oraz Billem i jego małżonką Fleur. Zaraz za Remusem stała Dora. Celowali w niego różdżkami.
- Zostaw moją siostrę, Riddle! - zawołała Lily. Petunia spojrzała na Voldemorta. Nikt by się nie spodziewał, że Riddle może mieć taką minę.


Ten gapił się na nią jakby zobaczył ducha. (dop. autorki: A kto by się nie przestraszył na widok osoby, którą osobiście się zabiło?)
- Widać, że cię zatkało, co, Tom? - oświadczył James uśmiechając się pod nosem.
- Nie spodziewałeś się nas tutaj. - dodał Remus także się szczerząc. Riddle dopiero po chwili odpowiedział:
- Zakonu Feniksa mogłem się spodziewać, ale nie was. Powinniście nie żyć! - oświadczył wskazując na Potterów. James uśmiechnął się chytrze i powiedział:
- Niespodzianka. A teraz, Riddle zostaw moją szwagierkę w spokoju oraz jej męża i syna. - oświadczył. Riddle zmrużył oczy i wycelował w nich różdżką.
- Czy wy sądzicie, że was posłucham? - spytał.
- Tak, Tom. Posłuchasz. - odezwał się ktoś zza pleców Voldemorta. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli nie kogo innego, jak Percy'ego Levendera.
- Percy! - zawołała Petunia.
- Witaj, ciociu... - przywitał się i uśmiechając. - ...A teraz, Riddle, czego tu szukasz? - spytał spojrzawszy na wyżej wymienionego. Voldemort spojrzał na każdego z osobna swymi czerwonymi okrutnymi oczami, w których była zarówno panika jak i złość. Widać było, że nie wie co zrobić w takiej sytuacji, gdy stoi przed nim tyle osób na raz.
- Niech was to nie interesuje!... - zawołał i zniknął. Zanim ktokolwiek zdołał mrugnąć okiem Percy także zniknął i pojawił się obok czarnoksiężnika.
          Stali wśród eksponatów egipskich będące w gablotach lub na podołkach. Voldemort wycelował różdżką w Percy'ego i oświadczył:
- Ty! Podejdź tam... - wskazał na gablotę na prawo od nich. Percy zbliżył się do niej i ujrzał piękny srebrny pierścień z pięcioramienną gwiazdą.


Był dziwnie mu znajomy. Starał się sobie przypomnieć gdzie go widział. - ...Czytaj! - warknął Riddle zauważywszy napis w obcym języku. Więc Percy przeczytał na głos dwa słowa:
- Shadow Star, co oznacza Gwiazda Cienia. Dalej jest po włosku i francusku. Nie wiem co to znaczy, bo nie znam tych języków. - kłamał jak z nut Percy. Nagle coś się stało. Usłyszeli dwa głosy. Jeden męski i zimny, a drugi kobiecy. Wysoki i łagodny.

"Nëse ju jeni të mirë dhe të ndershëm, ju luftojnë për mirëqenien dhe paqen në botë do të merrni njohuritë dhe mençurinë e magjistar parë pajisur me fuqinë e elementeve dhe planeteve. Por kur ju keni qëllime të këqija dhe një dëshirë për të posedojnë fuqinë dhe mund të marrë një çelës për të hapur portat ndaluara. Për të hapur ato që ju duhet në dritë dhe errësirë, dhe një pasardhës i Gryffindor, vetëm ai mund të hapur.".

Lorsque l'étoile Ombre éclairer la lueur bleu ciel de la lune dans l'année du Tigre sur la défaite de l'obscurité va ouvrir les portes de l'Enfer et le Paradis. Puis les ténèbres, et les ténèbres se contrôler le monde entier, et la lumière diminue. Il peut juste sauver une personne qui voyage dans le temps doté des cinq éléments et la force de la mort dans la nuit la plus puissante. Ensuite, retournez la lumière et l'obscurité disparaîtra dans l'oubli...

- Co oni powiedzieli? - spytał Riddle młodzieńca.
- Nie wiem. - skłamał.
- Mów! - warknął Riddle wyczuwając kłamstwo.
- Nie powiem ci, bo nie znam arabskiego! - zawołał równie głośno. Obaj patrzyli na siebie zdenerwowani. Po kilku chwilach Voldemort podszedł do gabloty i sięgnął po pierścień, ale Percy był szybszy. Chwycił za nadgarstek mężczyzny powiedziawszy: - ...Dobra powiem co jest tam napisane. - powiedział z naciskiem.
- Powiedziałeś przecież, że nie znasz arabskiego. - przypomniał.
- Ja nie, ale moja przyjaciółka tak.... - chwilę potem zawołał: - ...Przybądź, Elyon! - Chwilę potem pojawiła się blond włosa kobieta.
- Witaj, Percivaldzie. - przywitała się z uśmiechem.
- Voldemort chce zdobyć ten pierścień. Możesz mi powiedzieć, czym on jest? - poprosił. Kobieta spojrzała najpierw na Voldemorta, a potem na artefakt. Podskoczyła z wrażenia i zawołała:
- Na wszystkie świętości! Pierwsze to ostrzeżenie. Tu jest napisane: "Jeśli jesteś dobry i uczciwy, walczysz o dobro i pokój na świecie otrzymasz wiedzę i mądrość pierwszego czarodzieja obdarzonego mocą żywiołów i planet. Lecz, gdy masz złe zamiary oraz pragniesz posiąść jego moc i potęgę otrzymasz klucz, aby otworzyć zakazane Wrota. Aby otworzyć je trzeba światła i mroku oraz potomka Gryffindora, który tylko on jeden może otworzyć." To pierścień Merlina! Riddle nie może go zdobyć, a tym bardziej dotknąć skórą! - zawołała.
- A drugie? - spytał Percy.
- "Gdy Gwiazda Cienia oświetli niebo błękitną poświatą księżyca w Roku Tygrysa dnia klęski ciemności otworzą się wrota do Piekieł i Niebios. Wtedy mrok i ciemność zawładną całym światem, a światło zblaknie. Ocalić go może tylko osoba, która podróżuje w czasie obdarzona pięcioma żywiołami i siłą piekieł urodzony w najpotężniejszą noc. Powróci wtedy światło, a mrok odejdzie w zapomnienie..." - wyrecytowała.
- Co powiedziała? - odezwał się Voldemort przypominając o swojej obecności. Oboje na niego spojrzeli zastanawiając się czy mu powiedzieć czy też nie. Jeśli powiedzą będzie źle, ale gdy nie powiedzą będzie jeszcze gorzej.
- Riddle, posłuchaj... - zaczęła Elyon tym razem po angielsku. - ...Tym pierścieniem może władać tylko dobro, lecz nie każdy może go dotknąć i władać nim... - powiedziała patrząc na niego lekko wystraszonym spojrzeniem. On za to najeżył się. - ...Jest on bardzo potężny... - Voldemort podniósł brwi z zaskoczenia. - ...Gdybyś to ty go miał nie udałoby ci się go nawet tknąć, a, co dopiero władać... - Riddle zmrużył oczy. - ...Gdy się ma go na palcu zostajesz obdarzony niewiarygodną mocą mogącą otworzyć nawet Wrota Piekieł i Niebios. Jednak dla ciebie nie jest on przeznaczony. - wyjaśniła Elyon.
- Co masz na myśli? - spytał ten mierząc ich oboje groźnym wzrokiem.
- To, że może nim władać wyłącznie osoba o czystym sercu lub jego potomek prostej linii. Osoba mająca Pierścień Merlina nie może być zmuszana i wykorzystania, by go używać do złych celów. Gdybyś torturował tą osobę pierścień nie zadziała odpowiednio, bo może wykorzystać swoją moc przeciwko noszącemu. Np. Gdybym ja miała ten pierścień, a ty byś mnie zmusił do czegoś, na przykład do skrzywdzenia Percy'ego moc pierścienia obróciłaby się przeciwko mnie, za to ty także byś ucierpiał, bo mnie do tego zmusiłeś. Odczułbyś mój ból. - Cała trójka milczała przez dobre kilka minut. W końcu Voldemort sięgnął po pierścień. W tym samym momencie Percy machnął różdżką . Pierścień uniósł się w powietrze i wylądował w kieszeni młodzieńca. Obaj spojrzeli na siebie.
- Elyon zabierz stąd Dursley'ów, a Zakonowi powiedz, żeby zmodyfikowali pamięć Mugolom będących na zewnątrz, ale nie Dursley'om. - powiedział.
- Dobrze, Percivaldzie. - i zniknęła.
- Co ty kombinujesz, Levender? - spytał Voldemort robiąc krok w jego stronę. Percy tylko się uśmiechnął. Chwycił go za ramię i zniknęli. W następnej chwili znaleźli się w Dworze Malfoy’ów. Percy cofnął się, machnął różdżką mówiąc: - ...Propinquus... - i opuścił ją. Zasalutował i skłonił się mówiąc: - ...Do zobaczenia. - i zniknął. Pojawił się przy Elyon, która właśnie rozmawiała z Remusem.
- I co? - spytał Remus zauważywszy go.
- Przeniosłem go do Dworu Malfoy'ów. Rzuciłem na dwór Zaklęcie Propinquus*... - odpowiedział, a gdy zobaczył pytające spojrzenie przyjaciela szybko wyjaśnił. - ...Przez najbliższy czas nie będzie przeszkadzał. Co z Dursley'ami? - spytał na koniec.
- Vernon i Dudley zostali odtransportowani na Privet Drive, ale Petunia została i rozmawia teraz ze swoimi siostrami. - odpowiedziała kobieta.
- Rozumiem. Elyon, możesz już iść. Wezwę cię w razie potrzeby. - powiedział Percy do przyjaciółki.
- Dobrze. - odpowiedziała i zniknęła w blasku światła.
- Remusie, chcesz porozmawiać z Petunią? - spytał Percy.
- Nie wiem. Mamy na głowie sprawy Zakonu. - odpowiedział wymijająco Remus.
- Martwisz się, że Riddle ucieknie? - spytał doskonale wiedząc co chodzi po głowie wilkołakowi. Ten kiwnął twierdząco głową. Percy zaśmiał się i odpowiedział.
- Nie martw się. Voldek nie ucieknie w żaden sposób. To takie sprytne małe zaklęcie, którego się nauczyłem u wampirów... - wyjaśnił. - ...Idź. Dawno nie rozmawialiście razem. - powiedział klepiąc go po ramieniu. Remus uśmiechnął się i ruszył do przyjaciółek.



___________________________________________
Od autorki:
*
Zaklęcie Propinquus - Jest to zaklęcie zamknięcia w danym pomieszczeniu bądź budynku. Słowo pochodzi z łaciny. Jest ono połączeniem zaklęć zamknięcia, paraliżującego i anty deportacyjnego.

Rozdział 20 (57) - Przepowiednia Jacka i wyjaśnienia Petunii

Klik

Dwa dni później... Niedziela... Niedaleko morza na południu Anglii...
          Troje młodych Puchonów siedzieli w namiocie gawędząc tym razem o Bellatrix Lastringe. To jakie jest jej pochodzenie i kim byli jej przodkowie. W pewnym momencie Susan wspomniała o przepięknych pierścieniach jakie nosi na co dzień, gdy nagle Jack zamarł. Ani Susan ani Ernie przez chwilę tego nie zauważyli puki nie upadł.
- Jack?... - zdziwiła się Susan. - ...Co ci jest? Jack... Ern, coś jest Jackowi?... - Blondyn zbliżył się do nich i nachylił nad Potterem. Próbował go obudzić na mugolskie sposoby, a także dzięki zaklęciom. Nic nie skutkowało. Ernie otworzył jego oczy i nagle cofnął się. - ...Ernie, co się stało? - zdziwiła się.
- Już wiem co mu jest! Już to kiedyś widziałem... - spojrzał na przyjaciółkę. - ...Jack jest Przepowiadaczem Snów. Słyszałem o tym od Rona Weasley'a w Hogwarcie zanim wprowadzono rejestr mugolaków. - wyjaśnił.
- A co to znaczy? Kim jest Przepowiadacz Snów? - spytała.
- Mówiąc w kilku słowach przepowiadają oni najbliższą przyszłość na dany temat lub sytuację, a także na temat danej osoby. Podobno przepowiadają także jakiś kataklizm. - wyjaśnił.
- Są medium? - spytała wpatrując się w przyjaciela.
- Coś w tym stylu. - westchnął.
- To... To co robimy? - zapytała. Ernie myślał przez dłuższa chwilę. Chodził w tą i z powrotem zastanawiając się co robić. W pewnym momencie sięgnął odruchowo do kieszeni. Nagle go coś olśniło, gdy zobaczył Lusterko Dwukierunkowe.
- Już wiem! Zawiadomimy Zakon Feniksa! Percy Levender! - zawołał do Lusterka. Moment później zobaczył jego twarz.
- Słucham? Och, to ty Ernie. Stało się coś? - spytał, gdy zobaczył jego zdenerwowaną minę.
- Tak. Jack znowu ma proroczy sen. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Idę do was... - oświadczył. W następnej chwili znalazł się obok nich - ...Gdzie on jest? - spytał.
- Tu. - odpowiedziała Susan pokazując na śpiącego szatyna. Percy wziął go na ręce i położył na tapczanie.
- Musimy poczekać na jego przebudzenie. - powiedział tylko. Nie mieli więc wyboru.

~~*~~

Tymczasem Jack...
          Pojawił się w Londynie. Jeśli by się uważniej przyjrzeć znajdował się dokładniej w muzeum archeologicznym. Widział tu Merlina i coś na jego palcu. Po chwili poznał go. Była to Gwiazda Cienia. Kiedyś czytał o nim w "Historii Hogwartu" oraz o magicznych przedmiotach. Nieopodal stał przyszłe Ja jego brata. Wraz z Merlinem patrzyli na różne eksponaty. Merlin kładł swój pierścień w jednej z gablot. Nagle otoczenie się zmieniło, a potem powróciło. Jakaś ciemna postać z kapturem na głowie stała w tym samym miejscu, co chwile wcześniej Percy. Sięgała po pierścień, ale Jack zawołał by tego nie robił. Nagle postać spojrzała na niego i wyrecytowała to oto słowa:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona... - wyszeptała. - ...Potter... - dodała. - ...Wracaj i ostrzeż, Levendera. - powiedziała postać. Jacka to zdziwiło. Moment potem wrócił do namiotu.

~~*~~

Namiot...
          Susan trwała przy Jacku jak przy chorym. Była godzina około 15:37. Prawie zasnęła, gdy usłyszała szelest. Ocknęła się z pół snu.
- Jack?... - spytała nachylając się nad nim, gdy zauważyła, że się budzi. - ...Jack! Obudziłeś się! Percy! Ernie! Jack się budzi!... - krzyknęła na cały namiot. Obaj podeszli do nich również się nachylając nad piwnookim. - ...Jack, otwórz oczy. - prosiła.
- Czekaj. Musi wypowiedzieć przepowiednię. - oświadczył Percy.
- Jak to? - spytała.
- Przepowiadacze Snów tak robią. - wyjaśnił Ernie.
- Wygłaszają przepowiednie po odzyskaniu przytomności, ale w transie. - wyjaśnił Percy. We trójkę czekali na to, by otworzył oczy. Czekali około minuty aż w końcu Jack jęknął i otworzył szeroko oczy, po czym wyrecytował:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona. - powiedział. Zapadło milczenie, które trwało kolejną minutę.
- Jack,... - odezwał się Percy. - ...Co wiedziałeś? - spytał, gdy pstryknął mu przed oczami. Ten spojrzał na niego i odpowiedział:
- Widziałem Merlina i ciebie. Brałeś jego pierścień z muzeum archeologicznego w Londynie! - zawołał. Percy myślał przez chwilę aż w końcu oświadczył:
- To ostrzeżenie dla mnie... - powiedział prostując się. - ...Mam przeszkodzić Riddle'owi... - szepnął chodząc w tą i z powrotem po namiocie. - ...Muszę powstrzymać go od wykradzenia go z tego muzeum i uratować wujostwo. - moment potem zniknął z ich pola widzenia. Ernie, Susan i Jack patrzyli w miejsce, gdzie stał przed chwilą Percy. Pierścień. Muzeum archeologiczne? Co to ma znaczyć?
          Percy deportował się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa, by poinformować resztę członków o tym, co usłyszał od Jacka i o kolejnej jego przepowiedni. Napisał też list do Hoofów z tą wiadomością i by jak najszybciej zawiadomić Reginę.

~~*~~

Niedługo potem... Londyn...
          Pewna rodzina wychodziła z kina nieświadomi tego, co miało się zaraz zdarzyć. Rozchichotani szli ulicą w kierunku muzeum archeologicznego rozmawiając o filmie, który właśnie obejrzeli.
- Alice była taka odważna. - rozmarzyła się Petunia.
- Tak, masz rację, ale nie powinni puszczać takich filmów dzieciom. - mówił Vernon.
- Ale tato! Ten film jest od 16 lat, więc mogę go oglądać! - oburzył się Dudley.
- Daj spokój, Vernon. Nasz synek staje się dorosły, więc daj mu oglądać takie filmy. - oświadczyła zatroskana jego żona.
- No dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz ich oglądał ze mną. Nie lubię takich filmów. Poszedłem z wami tylko dlatego, że nie miałem dziś nic do roboty... - oświadczył mężczyzna znudzonym tonem. - ...Poza tym mam dla was niespodziankę. - powiedział lekko się uśmiechając.
- Jaką? - dopytywał się Dudley.
- Zobaczycie. - odparł tajemniczo. Szli kilka minut aż dotarli do pewnego budynku. Napis nad drzwiami brzmiał:

Muzeum archeologiczne

- Jak żyli Egipcjanie? Co to są piramidy? Jak duże one były? Ilu było faraonów? Jakich bogów czcili? Zapraszam! Tylko tutaj! Nigdzie nie zobaczycie takich cudów! - mówił facet przed wejściem zachęcając przechodniów do wejścia i obejrzenia.
- Rany, tato! To jest super! Wejdźmy tam! - zawołał Dudley prowadząc ojca do muzeum. Ledwo przeszli dwa kroki, gdy rozległy się trzaski i huki.
- Co się dzieje? - zdziwił się Vernon.
- Nie wiem, ale uciekajmy stąd zanim nas ktoś zobaczy. - zaproponowała Petunia. Za późno. Rozbłysło czerwone światło. Pech chciał, że trafiło w Petunię. Pod wpływem zaklęcia krzyknęła.
- Mamo! - krzyknął Dudley.
- Petunio! - przeraził się Vernon. Obaj rzucili się ku kobiecie.
- Nie ruszać się! - zawołał jakiś mężczyzna za nimi. Vernon obejrzał się i spostrzegł wysokiego mężczyznę około 30-stki. Jego twarz zakrywał kaptur. Trzymał w ręku... RÓŻDŻKĘ! I celował do nich!
- O, rety! Czy ty... czy ty jesteś czarodziejem? - spytała Petunia zauważywszy magiczny przedmiot i przyjrzawszy się mężczyźnie.
- Tak. A wy to kto? - spytał Ten. Vernon i Petunia spojrzeli na siebie. Petunia spojrzała ponownie na czarnowłosego i zanim zorientowała się kim on jest ktoś się odezwał z kąta:
- Ja was znam. To wy jesteście krewnymi Harry'ego Pottera. - oświadczył z błyskiem w oku nieznajomy. Petunia zlokalizowała głos w kącie i rozszerzyła oczy z przerażenia zauważywszy czerwone iskry w oczodołach postaci, która zbliżała się ku nim. Twarz kobiety pobladła.
- O, nie... Nie... Nie!... - krzyknęła. - ...To ty zabiłeś moją siostrę! Ty zabiłeś Lily!... - krople łez zaczęły szklić się w jej czarnych oczach. Była jednocześnie i przerażona, i wściekła. - ...To ty jesteś tym czarnoksiężnikiem! Ty jesteś Lord Voldemort! Morderca Potterów! - zawołała.
- Czego chcesz od nas?! Nic ci nie zrobiliśmy! - zawołał Vernon.
- Czego chcę? Od was nic, ale ten budynek ma pewną cenną rzecz, którą chcę mieć i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Wy jesteście tylko przypadkowymi ofiarami, ale i tak was nie wypuszczę. - oświadczył uśmiechając się pod nosem.
- "Przypadkowymi ofiarami"?!... - przedrzeźniała go Petunia. - ...Też mi coś! Twoje ofiary nie są przypadkowe! - zawołała nagle nabierając odwagi.
- Petunio, nie prowokuj go. On jest niebezpieczny. - uspakajał ją mąż dziwnym głosem, który wcale do niego nie pasował.
- Zawsze dobierasz je perfekcyjnie!... - drążyła temat pani Dursley. - ...Lily, James i Harry nie byli przypadkowi. Harry. Jest. Tym. Który. Ma. Cię. Pokonać. Najczystszą. Magią. Jaka. Istnieje!!... - chwilę potem wyjęła... różdżkę?! - ...Vernon, odsuń się i zabierz stąd Dudley'a! - zawołała wstając. W jej oczach było widać iskry wściekłości i złości, a także determinacji. Jej mąż i syn nigdy nie widzieli Petunii w takim stanie. Zachowywała się jak Harry, gdy walczył z kimś jego pokroju.
- Skarbie, co ty robisz? - spytał z przerażeniem jej mąż.
- Mam zamiar z nim walczyć... - oświadczyła, a w jej oczach pojawiły się iskry złości. - ...Nie powiedziałam ci jednej rzeczy o mnie... - zwróciła się do męża. - ...Nie tylko moje rodzeństwo czyli: Lily, Aurelia i Aidrene są czarodziejami, ale... także i ja. Zauważyłeś, że nie spotykaliśmy się w moim czy twoim mieście w czasie szkolnym, gdy skończyłam czternaście lat?... - ten pomyślał przez chwilę aż w końcu przyznał jej rację. - ...Odkąd skończyłam jedenaście lat zaczęłam chodzić do Hogwartu razem z moim rodzeństwem. Po dwóch latach dołączył do nas mój brat. Postanowiłam po szkole zostać aurorem, ale pamiętałam pewną rzecz, której nie znosiłam zarówno w Lily i w Aidrene'ie. Pokłóciliśmy się w szkole, ale i tak wstąpiłam do Zakonu Feniksa ze względu na brata i Aurelię. Kochałam go prawie tak samo jak i obie siostry. Postanowiłam w końcu zrezygnować z pracy w magicznym świecie i wrócić do ciebie. Jestem tą samą kobietą, którą poznałeś w wakacje na obozie, ale bałam się. Zataiłam to przed tobą ze względu, że obawiałam się iż mnie odtrącisz za to kim się urodziłam. Wszystko co o mnie wiesz jest prawdą prócz faktu, że znam się na magii i czarach. - wyjaśniła ze łzami w oczach.
- Och, Petunio... - wyszeptał mężczyzna.
- Przez te lata chroniłam ciebie, Dudley'a i Harry'ego nim skończyli jedenaście lat. Musiałam się zachowywać jak podła siostra, która nienawidzi Lily. Zataić to, że Harry ma rodzinę w magicznym świecie, byście niczego nie podejrzewali. Czy mi wybaczysz? - zwiesiła głowę. Vernon podszedł do żony i objął ją.
- Tak, skarbie. Wybaczam. - odparł.
- Wszystko będzie dobrze, moi drodzy. Zmierzę się z nim puki nie przybędzie Zakon. - oświadczyła. Usłyszawszy to Voldemort zaśmiał się.
- Ty chcesz się ze mną mierzyć?... - Riddle ponownie wybuchnął zimnym śmiechem. Petunia zmrużyła oczy spojrzawszy na czarnoksiężnika. - ...Nie dorównasz mi. - znowu się zaśmiał. Nagle czerwony promień poleciał w jego kierunku. W tym samym momencie Petunia powiedziała do Vernona:
- Kochanie, masz... - rzuciła w jego kierunku Lusterko Dwukierunkowe. - ...Skontaktuj się z Remusem Lupinem. Szybko. Powiedz mu gdzie jesteśmy i co się tu dzieje. Spójrz w Lusterko i wypowiedz jego imię oraz nazwisko i odsuńcie się. Ja zajmę się tym durniem. - wyjaśniła.
- Dobrze, skarbie... - wykonał jej polecenia. Najpierw stanąwszy z synem jak najdalej od walczących, potem powiedział do Lusterka: - ...Remus Lupin. - chwilę potem w szybie Lusterka pojawiła się twarz Remusa.
- Petunia, co...? Kim pan jest? - spytał widząc Vernona.
- Czy pan Lupin? - zapytał.
- Tak, to ja. Kim pan jest? - powtórzył pytanie wilkołak.
- Nazywam się Vernon Dursley i jestem mężem Petunii, siostry Lily Potter, matki Harry'ego. Mamy kłopoty. Jesteśmy w muzeum archeologicznym w Londynie. Tutaj jest ten czarnoksiężnik, Voldemort i walczy z moją żoną. - powiedział chaotycznie.
- Och! Nie do wiary! Zaraz będziemy. - zakomunikował i zniknął z szyby. W tym momencie znowu odezwał się czarnoksiężnik:
- Niezła jesteś, Dursley... - stwierdził Riddle, gdy kobieta rzuciła tarczę, a potem następne zaklęcie i osłaniając się przed zaklęciem niewerbalno-bezróżdżkowym.
- Nie ruszajcie się z miejsca! - zawołała Petunia do męża i syna. Vernon zauważył, że Riddle rozglądał się dookoła. Widać było, że czegoś szuka. Jego wzrok szalał obłędnie wokół pomieszczenia jednocześnie walcząc. Było to zadziwiające widowisko. Przybyła policja, ale Vernon prosił by zostali na zewnątrz i nie interweniowali, cokolwiek by usłyszeli czy zobaczyli. Tymczasem Petunia była bezradna. Wiedziała, że nie mogła nic sama zdziałać, gdyż nie walczyła dość dawno, zwłaszcza przeciw takiemu doświadczonemu czarodziejowi jak Lord Voldemort. Wtem do bladego mężczyzny podszedł młodzieniec w czarnej szacie i białej masce na twarzy.
- Panie, nie znalazłem pierścienia w biżuteriach faraonów, ani ich potomkach. Gdzie mam teraz szukać? - zapytał jednocześnie kłaniając się. Wyglądał na niewiele starszego od Dudley'a. Vernon zauważył iż włosy młodzieńca były kasztanowe i krótkie. Oczy połyskiwały brązowym blaskiem.
- TY IMBECYLU!!... - zaklął Voldemort. - ...Od czego masz mózg??... - warknął, po czym westchnął i powiedział nieco spokojniejszym, jak dla niego, tonem. - ...Zacznij od tego miejsca. Jeśli nie znajdziesz pierścienia to przejdź do sali za tamtymi drzwi. - wskazał na drewniane drzwi, które były po jego prawej stronie.
- Tak jest, panie. - powiedział kłaniając się.
- Riddle, o jakim pierścieniu mówisz?... - spytała Petunia. Mężczyzna zareagował niespodziewanie rzucając zaklęcie Cruciatus. Kobieta równie natychmiast się obroniła rzucając zaklęcie Cortbolla. Nagle pojawiła się fioletowa kopuła wokół niej i jej rodziny. Petunia zdziwił fakt iż czarnoksiężnik cofnął zaklęcie. Cofnął się także o dwa kroki jednocześnie opuszczając różdżkę. - ...Coś tak zbladł, Riddle? Czemu nie walczysz? Och, rozumiem... - zachichotała i dodała: - ...Kiedyś widziałeś już to zaklęcie. Zastanawiam się kto ci je pokazał, bo na pewno nie twój pan, Lord Lordów. - oświadczyła naśmiewając się z niego. Riddle dopiero po minucie zareagował. Zmrużył oczy ze złości, które zalśniły czerwienią.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.