Moja lista przebojów 2

27 lipca 2014

Rozdział 47 (84) - Fala Kamehameha i Tchnienie

Czytając ten rozdział nie miejcie mi za złe, że będzie odbiegać od tematu Potterowskiego, ale to było konieczne, by dowiedzieć się skąd Percy Levender nauczył się tak dzielenie walczyć, nawet bez magii, żywiołów natury oraz skąd zna pewną przedziwną technikę walki, która była wspomniana w rozdziale "Rozdział 75 - Koszmarny Dwór"

 Rozdział 84 - Fala Kamehameha i Tchnienie
Klik


         - Co mu jest? - spytał Ron klęcząc przy nim. Percy trząsł się lekko. Roger obrócił mężczyznę na plecy. Zauważyli na jego twarzy wyraźne cierpienie, jakby uderzano w niego wieloma zaklęciami torturującymi jednocześnie, a potem nagle... zastygł. Pan Hoof nachylił się nad jego piersią nasłuchując bicia serca. Chwila ciszy i napięcia.
- Jego serce ledwie bije... - odparł w końcu. Chwycił jego nadgarstek w swoje dłonie, by wyczuć puls. - ...Tętno też ledwie mogę wyczuć, a ciśnienie jest niskie. Oberwał potężną klątwą... - tu zajrzał pod jego zamknięte oczy. - ...Trzeba go zanieść do Munga i... - tu Roger urwał, bo Percy lekko się poruszył i dotknął jego szaty, ale z wysiłku ręka opadała mu na posadzkę. Oddychał nierówno. Na szczęście był przytomny. Wszyscy patrzyli na niego z przerażeniem. Miał błędny wzrok, a oddech nierówny.
- Ro-roger... Nie... Z-zostawcie... mnie... i-i-i uciekajcie... jak najdalej stąd... - tu jęknął, ale mówił dalej: - ...Znajdźcie Elyon... ona... ona mi pomoże. - szepnął, po czym zemdlał.
- Żyje? - spytała wystraszona Regina.
- Tak. Tylko zemdlał. - odpowiedział z ulgą jej mąż. W tym momencie usłyszeli śmiech. Wszyscy obejrzeli się patrząc groźnym wzrokiem na Salvatore, który stał kilka metrów od nich patrząc triumfalnie na swego wroga i śmiejąc się.
- Wreszcie udało mi się pozbawić go nieśmiertelności! - zawołał z radością.
- Pożałujesz tego!... - warknął Harry z nienawiścią jednocześnie wstając. Wyciągnął ręce ku niemu chcąc wyczarować liany, które mogłyby czarownika opleść, ale nagle jego ręce odmówiły mu posłuszeństwa. Przywarły do siebie splatając się z tyłu. Harry czuł jakby ktoś mu związał za mocno ręce. Nie mógł się wyswobodzić. Nagle mężczyzna machnął zamaszyście ręką na resztę towarzyszy Wybrańca przygważdżając do ścian, po czym zbliżył się powolnym krokiem ku Harry'emu. W zielonych oczach Pottera widać było złość, gniew i chęć mordu. Czarownik znowu machnął na Harry'ego powodując, że padł przed nim na kolana. - ...Dopadnę cię!... - syknął młodzieniec ponownie spojrzawszy na niego. Wszyscy patrzyli na tą scenę. Zauważyli, że od Wybrańca emanowała potężna moc, aż czuli ją w piersiach. Najwyraźniej ten gniew i nienawiść powodowały iż świecił bordowo-czarnym blaskiem. Wyglądała jak aura. Salvatore zaśmiał się otwarcie, ale nagle jego mina zrzedła. Najwyraźniej zobaczył coś, co tylko on mógł zobaczyć. Musiał ktoś najwyraźniej stać za Harrym. Zielonooki obejrzał się, a zobaczywszy Percy'ego uśmiechnął się z niemałą ulgą. - ...Percy! - zawołał z radością.
- Zostaw... mojego... - tu się zachwiał, ale ustał. - ... przeszłego... Ja... Salvatore!... - wydyszał. Mężczyzna jakby się tym nie przejmując chwycił zielonookiego za włosy tak, że Harry został zmuszony patrzeć na Domana. - ...Odejdź... od niego,... bo rzucę... w... ciebie Najwyższą Mocą! - warknął. Ledwie trzymał się na kolanach opierając się jedną ręką o podłogę. Za to druga ręka wyciągnięta była ku swemu wrogowi. Wokół dłoni pojawiła się biało-błękitna świetlista poświata.


Percy był gotów ją uwolnić. Żadne z nich, poza Harrym, Percym i Salvatore nie wiedzieli co to jest ta cała Najwyższa Moc.
- A jeśli go nie zostawię, to co mi zrobisz? Ledwie trzymasz się na kolanach, Levender! I ty chcesz rzucić we mnie Falę Uderzeniową*? Nie uda ci się! - zaśmiał się. W jego głosie słychać było irytację i lekką obawę.
- Chcesz się założyć? - spytał z chytrym uśmieszkiem na twarzy jednocześnie wstając. Chwiał się lekko, a lewa ręka zwisała wzdłuż jego szczupłego ciała niezdolna do ruchu, jakby była zwiotczała. Twarz pół-wampira mówiła same za siebie: cierpiał. Widać było pot na jego twarzy, ale robił wszystko, by się nie poddawać. Za to oczy były przepełnione nienawiścią i determinacją. W dodatku widać było płomień w jego oczach(dosłownie). Harry podziwiał go za to. Tak powinien się zachowywać prawdziwy dowódca i wojownik. Silny pod względem nie tylko siły fizycznej i doświadczenia w magii czy wiedzy, ale także psychiki, wytrwałości oraz woli przetrwania. Trudno by wierzyć, że także stoczy walkę, gdy stanie się nim.
- Mam pytanie... - odezwał się Ron. Prawie każdy na niego spojrzał. - ...Co to jest ta cała Najwyższa Moc? - spytał.
- Gdzieś o niej czytałem. Jest też nazywana Falą Kamehameha... - odparł Roger. - ...ale nie wiem na czym to dokładniej polega. Percy opowiesz nam o niej? - poprosił Roger.
- To nie czas i miejsce na takie pytania. - odparł idąc powoli ku Salvatore. Chwiał się z każdym krokiem.
- Prosimy. - odezwał się Draco. Percy myślał przez chwilę nie spuszczając wzroku z Salvatore. W końcu odpowiedział:
- Jest to coś w rodzaju energii Qi... - (czytaj kai). - ...Atak zostaje wykonany poprzez złączenie swoich dłoni przy ciele, a następnie stopniowe odchylanie ich do tyłu, kiedy to kula błękitno-białej świetlistej energii tworzy się pomiędzy dłońmi. W tym samym czasie wymawiamy zaklęcie. Sylaba po sylabie, a przy ostatniej wychyla ręce naprzód w pozycji przywierających do siebie nadgarstków wyzwalając strugę energii prosto w przeciwnika.** - wyjaśnił.
- Gdzie się tego nauczyłeś? - spytał Ron.
- We Francji u pewnego starego mistrza. Nauczył mnie też sztuk walki... - objaśnił. Wszyscy byli skupieni na tym co mówił Levender, ale tylko wyżej wymieniony zauważył iż Doman zaatakował ich wyrzucając z siebie dziwną ciemno-czerwoną energię odrzucając jednocześnie Pottera do przodu. - ...PADNIJCIE!... - krzyknął Levender cofając rękę do tyłu i zawołał w tym samym czasie: - ...KA-ME-HA-ME-HA!!... - wrzasnął wyzwalając promień ze swojej dłoni, a ostatnią sylabę wykrzyknął głośno aż echo potoczyło się po wierzy. Skutkiem tego oba promienie zetknęły się w połowie drogi, ale ze względu iż Percy był osłabiony jego energia cofała się poprzez energię Domana, więc zawołał do towarzyszy: - ...Uciekajcie stąd! To nie jest miejsce na obserwacje! Znajdźcie Elyon i sprowadźcie ją tu jak najszybciej! - krzyknął poprzez dźwięki obu promieni i porywistego wiatru.

~~*~~

Niedługo wcześniej...
         W innej części zamku Elyon miała bardzo dziwne uczucie, że stanie się coś niedobrego. Czuła też, że Percy'emu coś grozi. Pobiegła ile sił w nogach korytarzami nie przejmując się, że ktoś rzuca w nią śmiertelne zaklęcia. Owe zaklęcia mijały ją łukiem. Tak działało zaklęcie nieśmiertelności połączone z eliksirem, który wieleset lat temu rzuciła i uwarzyła dla nich oboje. Dochodziło też Zaklęcie Bliźniacze i Zaklęcie Wiążące Dusze. Nie mogła dopuścić, by jej ukochanemu coś się stało. Szukała długo aż nagle poczuła silny ucisk w piersi. Spowodowało to, że upadła na ziemię (gdyż znajdowała się już na błoniach Hogwartu). Wstała lekko chwiejąc się na nogach. Oparła się o ścianę zamkową. Próbowała zebrać myśli i siły. Nagle, poprzez lekko uchylone powieki, zobaczyła dziwnie znaną jej poświatę na Wierzy Północnej.
- Fala Kamehameha... - wyszeptała. Najwyraźniej toczyła się tam walka. W tym momencie uświadomiła sobie, że tylko jedna osoba potrafiła ją wytworzyć. Rozszerzyła oczy ze strachu i zawołała w panice: - ...Percy! - i pobiegła ku owej wierzy.
         Wkrótce dotarła na miejsce. Niespodziewanie poczuła nagły podmuch silnej energii. Gdy weszła do wierzy zobaczyła, że kilka osób w tym Hoofowie i uczniowie, a także Harry są przytwierdzeni do ścian, a w epicentrum tego całego zgiełku stali dwaj najwięksi wrogowie: Levender i Salvatore.
- Nie... - wymamrotała zakrywając usta. Pobiegła ku nim. Gdy Percy ją zauważył zawołał:
- Elyon, nie podchodź! - krzyknął. Był tak skupiony na jej postaci, że jego Fala zaczęła słabnąć. Obecność kobiety była na rękę jego wrogowi. Salvatore miał okazję pokonać młodzieńca i rzucił swoją Falą w przeciwnika.
- Percy! Uważaj!... - krzyknęła blondynka. Za późno. Czarownik najpierw obezwładnił go rzuciwszy Falą. Percy uderzył potylicą w ścianę tracąc na chwilę orientację. Mężczyzna zbliżał się do niego powolnym krokiem. - ...Zostaw go!... - krzyknęła zrozpaczona kobieta. Doman rzucił kobietą jak szmacianą lalką, po czym nachylił nad Levenderem tak, że ich usta były blisko siebie. Wszyscy patrzyli z napięciem na to, co czarownik robił. Z jego ust wyleciało coś w rodzaju Pocałunku Dementora. Było koloru czarnego. - ...PERCY! NIE! - wrzasnęła Elyon. Musiała coś zrobić. Na szczęście nie związał jej ani nie nie unieruchomił. Wyciągnęła obie ręce ku Domanowi i siłą woli wypchnęła go przez okno wierzy roztrzaskując szybę na miliony kawałeczków. Gdy zaklęcie Salvatore przestało działać przyjaciele Wybrańca upadli na posadzkę. Pierwsi dotarli do niego Harry i Elyon. Reszta podążyła za nimi. Stali w kole przyglądając się stanowi ich przywódcy, przyjaciela i rodziny. Wyglądał jak kupka nieszczęścia. Szczerze mówiąc miał wiele ran na ciele, a także siniaków. Jednak najgorsza była rana w okolicach serca.
- Co mu jest? - spytał Harry nachylając się nad nim.
- To straszne... - wymamrotała z przerażeniem Elyon przyglądając się poszkodowanemu. - ...Otrzymał Spiritus Moritis, czyli Tchnienie Śmierci używane wyłącznie w Piekle. - odparła.
- Co to jest Tchnienie Śmierci? - spytał Draco.
- Jest to wyjątkowo rzadka umiejętność. Równie rzadka jak wężomowa. Tylko mieszkańcy Piekła, w tym Salvatore, posiadają tę umiejętność. Dusza Salvatore jest w ciele mężczyzny, którego opętał. Jego dusza pochodzi z Piekła, jak i moc oraz umysł. - wyjaśniła.
- Czy jest sposób na uratowanie Percy'ego? - spytała Regina zauważając, że wcale się nie rusza.
- Tak. Jest tylko jeden sposób. Przeciwieństwo tego, co mu zrobił Salvatore to Spiritus Vitea. - odparła.
- Tchnienie Życia... - szepnął Roger. - ...No jasne! Ale nikt w tym stuleciu tego nie potrafi. - stwierdził.
- Może to zrobić wyłącznie osoba, która kocha osobę potraktowaną Tchnieniem Śmierci i oddałaby za niego życie nie dbając o swój los. Ta osoba potrafiłaby tego dokonać. - wyjaśniła.
- Kto to jest? - padło pytanie. Kobieta patrzyła na nich przez chwilę, po czym nachyliła się nad młodym mężczyzną mówiąc:
- Tylko ja to potrafię... - spojrzała na Percy'ego z miłością w oczach i twarzy. - ...Kocham go i oddałabym za niego życie... - powiedziała dotykając jego twarzy. - ...jeśli zaszła by taka potrzeba. - dodała, a łzy poleciały kobiecie po policzku opadając na jego policzek. Po chwili nachyliła się nad nim zbliżając swoje usta do jego ust. Dmuchnęła cicho w kierunku jego lekko rozchylonych ust. Z jej ust wyleciał równie taki sam dym, ale był koloru biało-różowego. Po kilku sekundach Percy otworzył oczy i spojrzał na nią. Uśmiechnął się, a następnie powiedział:
- Dziękuję, Elyon. Jestem ci wdzięczny. - chwilę tak patrzyli na siebie, potem Eylon objęła mężczyznę płacząc.
- Nigdy mi tego nie rób, Percivaldzie! Nigdy! Słyszysz? Nigdy! Nie chciałabym cię stracić! Nie przeżyłabym tego! - pisnęła przez łzy.
- Już spokojnie, kochanie. Nigdzie się nie wybieram. - oznajmił głaszcząc ją po włosach.
- Nie chcę poganiać, ale na zewnątrz trwa bitwa. - przypomniał rozsądnie Ron.
- Słusznie. Trzeba pokonać Voldemorta i Salvatore przed całkowitą Pełnią Błękitnego Księżyca. Mamy mało czasu. - w tym momencie do pół wampira zbliżył się Draco.
- Percy... ja... ja chciałem ci podziękować. Gdyby nie ty podzieliłbym los ofiar Salvatore. Dziękuję. - powiedział wyciągając ku niemu rękę na podziękowanie. Percy patrzył na niego przez chwilę, po czym chwycił jego rękę, by ten pomógł mu wstać i powiedział:
- Nie ma za co, Draco. Nie wiem czy ty byś zrobił to samo, ale musiałem to zrobić, gdyż to zaklęcie pozbawiło by ciebie życia, a jesteś śmiertelnikiem. To bardzo okrutne zaklęcie. Nikt by go nie przeżył, nawet Voldemort. - objaśnił.
- Rozumiem. Mam u ciebie dług wdzięczności. - oświadczył.
- Spoko. Kiedyś i ty przyjmiesz jakieś zaklęcie, by mnie uratować. Wierzę w to. Teraz chodźmy i pokonajmy tych brutali. - oznajmił.
         Pognali ile sił w nogach ku walczącym. Zbliżała się Błękitna Pełnia. Mieli zaledwie półtorej godziny. Musieli odpowiednie osoby zgromadzić w jednym miejscu, a dokładniej na dziedzińcu. Poza tym miały się tam odbyć dwie bitwy. Jedna za drugą. Pierwsza – Harry i Voldemort, a druga – Levender i Salvatore. Zarówno, jak i Harry, tak i Percy obawiali się swojego pojedynku. Bali się. Który z nich wygra swoją walkę? Nie wiedzieli.



__________________________________
*
Fala Uderzeniowa to, to samo co Kamehameha.
** Fala Kamehameha wzięłam ją z trzy seriowej bajki anime Dragon Ball. Po raz pierwszy pokazują ją w ósmym odcinku pierwszej serii przez Genialnego Żółwia, aby ugasić zamek ojca koleżanki Son Goku.

4 lipca 2014

Rozdział 46 (83) - Powrót Percy'ego, Raiku sprzymierzeńcem i przepowiednia

Klik

Tymczasem wewnątrz zamku...
          Harry i Jack siedzieli wśród tłumu macając siebie.
- Ja... ja żyję? - spytał z niedowierzaniem Jack.
- I nie tylko!... - odezwała się jego dziewczyna Susan tuląc go. - ...Och, Jack, tak się cieszę, że nic ci nie jest! - pisnęła.
- Udusisz go. - zaśmiała się Clare.
- Oj, wybacz, Jack. - wymamrotała.
- A ty, Harry, jak się czujesz? - spytała Clare. Harry patrzył na swoje ręce, które promieniowały czernią i bordem, a także bielą. Dotknął głowy, a potem piersi, nóg i szyi.
- Czuję się... - tu wstał szybko. - ...znakomicie!... - wyjął różdżkę. Wszyscy cofnęli się natychmiast. - ...Mógłbym przenosić góry!... - wycelował przed siebie koniec różdżki i wypowiedział zaklęcie w dziwnym języku. Nie miał pojęcia skąd je zna. Nagle z końca różdżki wyleciał fioletowy promień, który przebił ścianę naprzeciw niego. Blair chwyciła go za ramię i oświadczyła:
- Harry, proszę, nie rób tego. Oszczędzaj energię na Lorda Voldemorta, a twój przyszły Ja niech pokona Salvatore, gdyż właśnie odzyskał utraconą moc i siły witalne. Dzięki twojemu ozdrowieniu i daniu mocy ode mnie poprzez siostry Trudeau wróciły mu siły. Zdołał się z pewnością już uwolnić i pędzi do nas. - oświadczyła.
- Skąd to wiesz? - spytała zaskoczona Elyon.
- Czy to nie oczywiste? - spytała zagadkowo i pokazała na drzwi do Sali . Blondynka patrzyła na nią przez kilka sekund i po chwili rozszerzyła oczy jakby zobaczyła coś za nią, coś co tylko ona mogła zobaczyć. Wybiegła tak szybko z Sali, że aż się za nią kurzyło. Miała nadzieję, że nic mu nie jest.
- Co ją opętało? - spytał Ron. Blair spojrzała na każdego z osobna i uśmiechnęła się.
- Miłość. Elyon kocha Percy'ego Levendera. - wyjaśniła. Chwilę potem zobaczyli jak Elyon prowadzi lekko kulejącego Percy'ego.
- Percy! - krzyknęły jednocześnie Clare i Noyle. Blondynka usadowiła go na najbliższym krześle.
- Nic ci nie jest? - spytał Harry, który podszedł do niego pierwszy.
- Nie, nic. Dostałem tylko od Wierzby Bijącej. - wyjaśnił.
- Ach tak. W jaki sposób wydostałeś się od tego tyrana? - spytał Jack, gdy pani Pomfrey zajmowała się jego nogą i twarzą. Chwila ciszy.
- Niech wam wyjaśni Blair. - oświadczył ze śmiechem. Wszyscy spojrzeli na wyżej wymienioną.
- Cóż, jak wiecie Harry i Percy są tą samą osobą. Obaj posiadają moc wzywania Elyon... - wskazała na wyżej wymienioną. - ...Zapewne Doman Salvatore torturował Percy'ego takimi zaklęciami, że go osłabiały zabierając tym samym moc. Harry także był słaby, a Jack to odczuł, gdyż są bliźniakami. Dlatego tak źle się czuli. We trzech odczuwają ten sam ból. Jeden bardziej, drugi słabiej, a trzeci ze zdwojoną siłą. - wyjaśniła.
- Ale wciąż nie rozumiem czemu czuję taką dziwną i nieziemską moc? - zachwycał się Harry patrząc na swoje dłonie.
- Czujesz ją, Harry, gdyż Noyle, Elyon i Clare połączyły swoje moce ze mną. - odparła Blair.
- Harry, musisz coś wiedzieć o tej dziewczynie... - odezwała się Elyon - ...Nie jest do końca wampirem. Znasz treść przepowiedni o księżniczce. Blair nią jest i w dodatku czterech rodów wampirów i to jedyną dziedziczką. Ma przekazać ważną wiadomość tobie, Jackowi i Nicole. W przepowiedni jest wspomniane o Wrotach Niebios i Piekieł, że czas je otworzyć. Ona powie wszystkim jak je otworzyć. Słyszałeś o Raiku? - spytała na koniec.
- No, podobno jest demonem zesłanym z Piekieł. - odparł Percy.
- Tak, to prawda. Jednak Blair i Raiku to ta sama osoba. Raiku jest pół demonem i pół Mrocznym Elfem, ale nikt nie wie, nawet Salvatore, że ma coś wspólnego z wampirami. Raiku czasami wygląda jak zwykły człowiek za dnia, lecz w nocy przybiera jedną z tych postaci, to także zależy od jej nastroju. Demonem staje się, gdy przemienia się w Raiku. Wampirem staje się przemieniając się w Blair, ale nie pije krwi. Pije krew zwykłych zwierząt. Nie wiem jak ma na imię, gdy staje się Mrocznym Efem. Jest jeszcze postać człowieka. Blair wiesz może jak się nazywa człowiek, w którego się zmieniasz? - spytała Elyon dziewczyny.
- Wiem tylko, że nazywa się Monic McGraw-Hill. Dziadek zawsze się denerwuje, gdy się wymykam, więc może wrócę. - powiedziała. I już miała iść, gdy...
- Nie, Blair. Chcę wiedzieć czemu mi dałaś tę moc? - poprosił Harry.
- Ja ci powiem... - odezwał się Percy. Ten spojrzał na niego. - ...Po pierwsze, samą Raiku trzeba się wystrzegać, gdy się ujawnia. Jest niebezpieczna, ale z drugiej strony to ona uratowała Elyon pod postacią Blair. Podarowała ci moc, która mnie uratowała z rąk Salvatore i to ona wie w jaki sposób można go pokonać. Jak mówi fragment tej przepowiedni: "...Otworzyć Wrota Piekieł i Niebios czas będzie trzeba, serce i umysł potrzebny jest... Księżniczka powie jak to trzeba zrobić... Ona jedyna wie..." . A pamiętacie ostatnią przepowiednię? "Zbliża się czas Mroku i Światła. Dziecko Losu musi wykorzystać Mroczną Duszę i żywioły natury, by Wybrańcy Pierścieni zmarłych wielkich czarodziei otworzyli Wrota Piekieł i Niebios, by odpędzić zagrożenie, które nawiedziło tę Ziemię w Roku Tygrysa. Jeśli Mroczny Lord zdobędzie klucz do Wrót koniec świata jest bliski... Tylko Wybraniec Podróżujący W Czasie może go pokonać i zamknąć je!" - wyrecytował.
- Percy ma rację. Trzeba działać... - odezwał się Remus. - ...Ale co możemy zrobić? - dodał.
- Przede wszystkim nie możemy wpuścić Salvatore do zamku. Voldemort to co innego, bo ma mniejszą moc od niego i jest zestresowany jego obecnością. - wyjaśniła Elyon.
- A co ze mną? - zapytała Blair.
- Puki jesteś pod tą postacią mury Hogwartu będą cię chronić przed twoim dziadkiem. Co do przepowiedni... - tu ściszył głos. - ...musimy to zrobić jak najszybciej. - szepnął.

~~*~~

Godzinę później w Chacie...
          Salvatore siedział na swoim ogromnym tronie patrząc w dół. Przy jego stopach leżał skulony i obolały Lord Voldemort. W pomieszczeniu byli też słudzy Domana i co chwila rzucali w jego najwierniejszego sługę potężne zaklęcia niewiadomego pochodzenia, ale Riddle je znał oraz czuł je tak bardzo boleśnie na swym ciele, aż ten żałował iż zaatakował Potterów, a szczególnie Harry'ego. Jednak przepowiednia musi się wypełnić, a on zasłużył na karę od swego pana. Nagle zaklęcia ucichły, a Czarny Lord spytał:
- Riddle, słyszysz mnie? - spytał Mroczny Lord.
- Tak. - szepnął Ten.
- Matthew Evans zapewne nigdy by cię tak nie torturował. Jest zbyt słaby na to, by kogokolwiek tak gnębić. Jego Pierścień jest mi potrzebny. Musisz go dla mnie zdobyć. Rozumiesz?
- Tak, panie. Rozumiem. Zdobędę go, choćby nie wiem co. - powiedział próbując wstać, jednak dostał ponownie zaklęciem. Mężczyzna wrzasnął i upadł.
- Pozwoliłem ci wstać? - spytał.
- N-n-nie... p-p-panie... Wybacz... - wyjąkał.

~~*~~

W tym samym czasie... W zamku...
          Blair poczuła ucisk w piersi, jakby coś ją tam ukuło. Upuściła jednego z członków Zakonu Feniksa i chwyciła się za pierś opierając się o ścianę.
- Blair, nic ci nie jest? - spytał Remus. Zatrzymali się w połowie korytarza czwartego piętra.
- Nie wiem dokładnie, ale czuję, że dziadek kogoś torturuje. Moc Raiku daje mi o tym znać. - wyjaśniła.
- Moc Raiku? - spytał Harry, który szedł na przedzie kilka metrów przed nimi.
- Tak. - odpowiedziała.
- Chyba wiem co ona ma na myśli. Mamy do Błękitnej Pełni jeszcze trochę czasu. Elyon, pokaż nam co się dzieje we Wrzeszczące Chacie. - poprosił ją Percy.
- Dobra. - machnęła ręką przed nimi i chwilę potem pojawił się ekran ukazując straszny widok pokoju, w którym znajdował się Mroczny Lord. Siedział w tronie, a wzdłuż ścian stali dziwni osobnicy w bordowych szatach.
- Co oni mają z tym bordem? - spytał Harry.
- To przeciwność władzy... - wyjaśniała Blair. - ...Godryk Gryffindor lubi szkarłat i złoto, a dziadek Doman kocha bordo i czerń. - wyjaśniła Blair.
- Ej, czy mi się wydaje, czy Salvatore przypadkiem torturuje Voldemorta? - spytał Harry. Zielonooki miał rację.
Wrzeszcząca Chata...
          Prawie, że pośrodku ogromnego kręgu ze cztery metry od Salvatore leżał zakrwawiony i posiniaczony Tom Riddle Jr. To był niespotykany widok. Słudzy Mrocznego Lorda rzucali co jakiś czas w niego zaklęciem, gdy ten próbował wstawać.
- Riddle, nie przynoś mi Pierścienia Lordów! Masz mi sprowadzić z Hogwartu moją wnuczkę Raiku i Mata Evansa. Nie dopuszczę byś stał się kolejnym Lordem Lordów. Poza tym musisz wypełnić swoją i Harry'ego Pottera przepowiednię. Sam muszę iść na dziedziniec, by stoczyć pojedynek z tym kretynem, Levenderem. - warknął Salvatore.
- Kretynem?... - szepnął Percy, a wokół jego postaci rozbłysła czarno-biała poświata. Jego ukochana to zauważyła. Była przerażona - ...Niech ja go dopadnę! - syknął i ruszył korytarzem wypuszczając z rąk jednego z martwych ciał, który trzymał, ale Elyon chwyciła go za ramię i przytulając do siebie.
- Percy, proszę uspokój się. Ledwo od niego uciekłeś!... - powiedziała tuląc go mocniej do swojej piersi. - ...Nie chcę byś kolejny raz wpadł w łapy tego drania! - pisnęła, a jej łzy wsiąkały w jego ubranie.
- Kolejny raz?... - spytał Remus. - ...To już kiedyś był u niego, prócz wtedy w Chacie? - spytał. Percy skinął w milczeniu głową na potwierdzenie jego słów nie patrząc na dawnego nauczyciela.
- Dobrze, Elyon... - odezwał po minucie milczenia. - ...Nie pójdę do niego przed czasem. Poczekamy aż sam przyjdzie do mnie na dziedziniec. - powiedział stanowczo. Kobieta spojrzała na niego ze łzami w oczach.
- A jeśli cię pokona? - spytała ze smutną miną.
- Mam moc demonów, moc żywiołów, pierścień od Ralpha oraz ciebie. Poza tym jestem nieśmiertelny. Nic mi nie będzie. Co mi może zrobić taki chłystek jak Salvatore? Nic. - tu się zaśmiał ponuro.
- Ale Percy, mój dziadek jest potężny i nie możesz go lekceważyć. - odezwała się Blair.
- Z początku go zlekceważyłem, gdy otrzymałem moc demonów i nie mam zamiaru popełnić tego błędu po raz drugi. Harry, musisz pozbyć się Riddle'a... - zwrócił się do swego przeszłego Ja. - ...Nie możesz walczyć z Domanem Salvatore ani jego sługami. Musisz ich unikać jak ognia. Nie możesz dać za wygraną jeśli chodzi o Riddle'a. Obecnie jest pod presją, ale wtedy jest o wiele bardziej niebezpieczniejszy niż trzy lata temu, gdy odzyskał ciało i moc. Miejmy nadzieję, że nam się obu powiedzie. Mamy nie wiele czasu, zaledwie ponad dwie godziny do Błękitnej Pełni. - oświadczył.
- Powiedz nam, Percy o, co chodzi z tą Pełnią? - spytał Nigel.
- Właśnie. Co to jest ta cała Pełnia Błękitnego Księżyca? - wtórował mu Harry.
- Cóż,.... - tu Percy podrapał się po karku jakby czuł dyskomfort. - ...Jest to zjawisko bardzo rzadkie. Przeważnie pojawia się, gdy zbliża się potężne zło. Ostatnia była, gdy zmarł ojciec Albusa. - objaśnił.
- Mówisz o Voldemorcie? - spytał Harry.
- Nie. Mówię o Salvatore. Pełnia Błękitnego Księżyca pojawia się zawsze wtedy, gdy pojawia zło zagrażające światu czarodziei i Mugoli, za to Voldemort jest sługą Domana i to on jest tym złem. Zawsze pojawia się w innym ciele i w określonym czasie. Może być starcem, piękną istotą lub małą dziewczynką, ale muszę wam coś jeszcze powiedzieć. Ta Pełnia zwiastuje także przybycie nowego pokolenia dobra, bądź przybycie kogoś, kto pokona jego sługi i osoby, które będą ich powstrzymywać od robienia złych rzeczy puki nie przybędzie ten, kto go pokona. - oświadczył Percy.
- Tak jest i tym razem... - wtrąciła się Elyon. - ...Za dwie i pół godziny nastąpi całkowita Pełnia. Zwiastuje ona nadejście Wybrańców o niezwykłych zdolnościach, jednak w tym samym czasie musi rozegrać się walka na śmierć i życie, w tym przypadku między Voldemortem a Harrym. Jak głosi przepowiednia Tom Marvolo Riddle jest ostatnim Czarnym Panem. Gdy go pokonasz Harry Salvatore nie będzie mieć już sług w czarodziejskim świecie, straci kontrolę nad ludzkim światem. W momencie, gdy Voldemort zostanie pokonany przez Harry'ego oni się narodzą, a Salvatore będzie z czasem nabierał coraz więcej mocy aż stanie się Mistrzem Mistrzów.... - wyjaśniła. - ...Harry, pamiętasz jak Raichel opowiadała ci o tym Mistrzu? Mówiła ci, że z każdym nowym wcieleniem będzie posiadał większą moc. Wiemy jednak, że posiada on jedno imię, ale my go nie znamy, nikt nie zna. Osoba, która narodzi się w czasach waszych wnuków będzie mieć moc rozpoznawania jego prawdziwego "Ja". Wypowiadając jego prawdziwe imię tym samym pokona go na zawsze i tylko ona może to zrobić. - dodała.
- Więc Harry, proszę cię pokonaj go. Uratuj nas i nasze przyszłe dzieci, a gdy go pokonasz Eleine, Mary i Hermiona ich urodzą. Jednak to będzie początek większego kataklizmu, tak jak przepowiada Jack i inne przepowiednie. - wyjaśnił Percy.
- Dobrze. Zrobię to... - przyrzekł Harry. - ...Musicie mi jednak pomóc. - powiedział z zawziętą miną.
- Jasne, proś o co chcesz. - odparł Remus.
- Więc tak, Percy i Elyon zajmijcie się sługami Salvatore. Ja się zajmę Voldemortem... - jego mina świadczyła sama za siebie: chciał się zmierzyć z tym draniem. Nagle Harry poczuł, że w jego kieszeni drży coś. Wziął to i zobaczył, że to Lusterko Dwukierunkowe, i że ktoś chce się z nim skontaktować. - ...Kto tam? - zapytał.
- To ja, Roger. Harry, musisz natychmiast przyjść na wierzę północną! To ważne! - zawołał. Percy'emu coś tu nie pasowało. Wieża północna? Roger? To by znaczyło, że...
- No jasne! - krzyknął nagle.
- Percy, co się dzieje? - zapytał Remus.
- Już wiem! Harry, posłuchaj Roger chce byś do niego poszedł, gdyż Regina za niedługo wypowie przepowiednię! - zawołał z obawą.
- Co może mi się tam stać? - zapytał.
- Harry, ktoś chce ciebie tam zwabić wykorzystując do tego małżeństwo Hoof. - wyjaśniła mu Elyon.
- Ale Regina... - Percy urwał, bo blondynka mu przerwała:
- Percy, Harry sam musi dowiedzieć się co się tam wydarzy i czego chce od niego Roger. Ty nie możesz się do tego mieszać. - ucięła patrząc na niego porozumiewawczym wzrokiem. Mężczyzna patrzył na nią przez chwilę aż w końcu westchnął i skinął głową.

~~*~~

          Gdy Harry poszedł na wierzę północą dopiero, gdy stanął przed wejściem drogę zastawił mu Mroczny Elf. Czuć było od niego silną i mroczną magię i był dość duży.
- Kim jesteś? - spytał tamten.
- Jestem Harry Potter. Mój przyjaciel tu jest i chciał abym tu przyszedł. - wyjaśnił. Elf wpatrywał się w niego przez chwilę aż w końcu przepuścił go. Harry trochę zdziwiony wszedł do środka. Okazało się, że rzeczywiście był tam Roger, ale i też Regina oraz ich dzieci. Było tam też kilku uczniów Hogwartu, a wśród nich...
- Jack! Ron! Draco! - zawołał. Już miał zrobić ku nim krok, gdy nagle drzwi frontowe się zamknęły z hukiem. Miał się obejrzeć, ale gdy usłyszał:
- Ty jesteś ten sławnym Harrym Potterem? - szepnął dziwnie znany mu głos. Właściciel owego głosu wyszedł z cienia ukazując swoją postać.
- A ty jesteś tym Mrocznym Lordem. To z twojego palca mój dziadek zdjął Pierścień Władzy. Nazywasz się Doman Salvatore! - krzyknął.
- No, no. Sława mnie wyprzedza, Potter. Odkąd dowiedziałem się, że Percivald Levender jest w Hogwarcie chciałem się z tobą zmierzyć, a już w szczególności odkąd mi ten dureń zwiał ze Wrzeszczącej Chaty. - syknął ostatnie zdanie. Harry uważnie go obserowował. Kątem oka obserwował Reginę. Percy wspomniał, że wypowie kolejną przepowiednię, więc musiał poczekać aż ją wypowie. Problem polegał na tym, że był sam na sam tym Lordem. Jedyny ratunek to wykorzystać swoje umiejętności. Tak więc wyjął różdżkę ze słowami:
- Salvatore, proszę cię byś wypuścił moich przyjaciół. Nie chcę ich w to mieszać. Widziałem jak torturujesz Riddle'a i wiem do czego jesteś zdolny i... - tu urwał, gdyż krzyknął. Zaklęcie zostało rzucone przez mężczyznę. Ból był niemiłosiernie potężny. Zdecydowanie większy od bólu jaki zadawał mu Riddle w ubiegłe wakacje. Nawet ten przy dotyku ich skór. Czar trwał kilka sekund nim ktoś nie przyszedł do wierzy. Nie wiedział kim był jego wybawca, ale dziękował jemu oraz Merlinowi za przerwanie tych tortur. Dopiero po około dwóch minutach może więcej spróbował usiąść. Rozejrzał się po pomieszczeniu i zdał sobie sprawę, że jego wybawcą był... - ...Percy... - szepnął. Zobaczył obu mężczyzn jak stoją naprzeciw siebie mierząc się wzrokiem aż nagle... poleciały przedziwne zaklęcia o nieznanym pochodzeniu. Podszedł najszybciej jak mógł do Reginy, u której widać było oznaki nadchodzącego wypowiedzenia proroctwa. - ...Nic wam nie jest? - spytał cicho.
- Nie, ale co z Percym? - zapytał Ron.
- On sobie poradzi... Oby... - dodał niezbyt przekonująco. Czekali niezbyt długo, gdy wtem odezwał się Roger:
- Harry... - szepnął.
- Co?... - zapytał. Ten wskazał na Reginę. Harry spojrzał na nią. Wydawała się wpadać w trans. - ...O nie... - szepnął. - ...Percy!... - zawołał podbiegając do niego, ale ten odepchnął go mocą wiatru. Harry walnął potylicą w ścianę. Trochę go to ogłuszyło, jednak po chwili wstał i zawołał: - ...Percy! Regina zaraz wypowie przepowiednię! - krzyknął. Levender zareagował natychmiast i spojrzał w ich kierunku. To była szansa dla Salvatore. Rzucił ku niemu jakieś zaklęcie, ale Harry go uratował rzucając w jego kierunku snop ognia oddzielając go od nich.
- Dzięki... - wydyszał blondyn. Podbiegł do przyjaciółki. Nachylając nad nią szepnął: - ...Regina? - spytał. Kobieta jeszcze chwilę nie kontaktowała. Jednak w końcu otworzyła szeroko oczy patrząc w jeden punkt, po czym wyrecytowała te oto słowa:
- Póki biją trzy serca tych, co urodzić Wybrańców Przeznaczenia mają, a ojcem ich jest jedyny Czarny Pan stąpający po Ziemi Mroczny Lord nie może zwyciężyć... Pokonać go mogą tylko moce: czterech żywiołów natury, Mroczna Dusza użyta wyłącznie w dobrym i słusznym celu oraz moc najpotężniejsza z nich wszystkich – siła miłości i poświęcenia... Klucz do Wrót Piekieł i Niebios potrzebny jest, ale zaginął wieki temu. Kto go ma? Tego nikt tego nie wie... - wyszeptała tak, że tylko więźniowie i bracia to usłyszeli. - "Klucz do Wrót..." - pomyślał Percy z niedowierzaniem. Chwycił coś pod szatą, lecz nagle pojawiło się jakieś zaklęcie. To Salvatore usunął ogień i zbliżał się do nich.
- Levender! Walcz ze mną! - zawołał.
- Dobrze. Spokojnie. Proszę byś ich uwolnił i zostawił w spokoju. Oni nie mają nic wspólnego z naszymi porachunkami! - oświadczył. W oczach Levendera widać było determinację i złość jakiej dotąd nigdy nie widzieli u niego.
          Przez minutę Salvatore milczał zastanawiając się nad jego propozycją. W końcu oznajmił:
- Zgoda, Levender, ale ty zostaniesz i... - tu rozejrzał się po zgromadzonych i oznajmił: - ...i on. - chwycił Rona za ramię.
- Nie! Zos...!... - Harry urwał, bo Percy powiedział:
- Zgoda. Niech będzie. My z Ronem zostaniemy. Reszta odejdzie. - oświadczył przytrzymując Pottera.
- Ale, Percy! - zawołał z niepokojem Harry.
- Spokojnie, Harry. Nic mu nie zrobi puki ja tu jestem. - szepnął. Harry patrzył na niego przez chwilę, a potem skinął głową na resztę, a po chwili dodał:
- Percy... - zwrócił się do niego. Ten spojrzał na Harry'ego, który stał w progu drzwi. - ...Bądź ostrożny. Nie daj się zabić. Proszę. - prosił.
- Dobrze, Harry... - obiecał. - ...Idź już. Uważaj na sie... - tu urwał, bo poleciało kolejne zaklęcie, ale w stronę Draco. - ...DRACO, UWAŻAJ! - wrzasnął. Rzucił się rycersko ku Ślizgonowi, gdyż czarny promień leciał z zawrotną prędkością ku niemu. W ostatniej chwili promień trafił w Percy'ego przyjmując zaklęcie na siebie.
- PERCY!!!! - krzyknęli wszyscy. Każde z nich pochyliło się nad młodym nieprzytomnym mężczyzną.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.