Moja lista przebojów 2

23 lutego 2014

Rozdział 36 (73) - Połączenie, śpiew Voldemorta i zerwanie rozejmu

Klik

Harry spojrzał na niego i powiedział:
- Wiem... - powiedział Harry i podszedł do niego biorąc od Reginy białą różdżkę. - ...Przepraszam,... - powiedział. - ...ale chcieliśmy odzyskać swoje różdżki. Masz... - podał mu jego różdżkę. - ...Wiesz dobrze, że na razie jesteśmy na tymczasowym rozejmie, potem z powrotem będziemy wrogami. Wiem, że wygram... - tu uśmiechnął się pod nosem. - ...Przygotuj się. Skończmy z tym, co mamy teraz zrobić. Przywróćmy waszą mamę do życia, a Morganę poślijmy do wszystkich diabłów. - powiedział z lekkim chichotem. Voldemort uśmiechnął się, ale nie tak jak zwykle, ale normalnie. Harry pierwszy raz zobaczył u niego taki uśmiech. Regina spojrzała na nich obu.
- I pomyśleć, że byliście kiedyś wrogami. - powiedziała z ironią.
- I nadal jesteśmy! - powiedzieli jednocześnie. Spojrzeli na siebie i zaśmiali się.
- Gotów, Potter? - spytał Voldemort.
- Tak. A ty jesteś gotów, Riddle? - spytał Harry.
- Tak. - odparł Voldemort. - "Kto by pomyślał, że tym razem się nie skrzywił na dźwięk swojego prawdziwego nazwiska." - pomyślał Harry.
- Więc idźmy. Gdzie jest ciało waszej mamy? - spytał Harry.
- Na końcu pomieszczenia. - odpowiedział Peter. Poszli tam, a Regina i Peter za nimi. Zastali na miejscu pana Riddle'a pochylającego się nad ciałem Meropy.
- Potter! Jesteś wreszcie. Masz trzecią część pierścienia? - spytał.
- Tak.
- Dobrze. Zajmijmy się... - nie skończył, bo Harry mu przerwał:
- Pojawił się problem. - wtrącił.
- Jaki? - spytał mężczyzna.
- Percy jest nieprzytomny... - Harry wyjął niebieski kamień. - ...Gdy król Ralph wyjął z medalionu ten kamień wszystkie wampiry nagle pomdlały. Percy ostatkiem sił zdołał mnie powiadomić co mam zrobić. - wyjaśnił.
- Pokaż mi go... - nakazał mu pan Riddle i wziął go od Harry'ego bez pytania. Przyjrzał się mu. - ...Powiedz, Potter czy wokół kamienia były diamenty formułujące się w serce? - spytał.
- Tak. - odparł.
- Czy on oszalał??? Takim sposobem poginie cały lud wampirów! Regino, wracaj tam i włóż kamień z powrotem do medalionu, potem wróć z nim oraz z Levenderem! - zawołał podając jej kamień. Kobieta natychmiast się deportowała.
Wróciła po kilku minutach...
          - Jestem i przyprowadziłam Percy'ego. Musiałam go trochę doprowadzić do porządku. - wyjaśniła.
- Dobrze. Synu, gdzie Teronit? - spytał pan Riddle Voldemorta.
- No tak. Glizdogonie, przyprowadź tutaj Teronita. Szybko. - rozkazał Voldemort.
- Tak jest, panie. - powiedział Peter i odszedł.
- Potter, użyjemy twojego eliksiru, by ożywić Meropę, ale zanim to zrobimy połączymy oba eliksiry. - oznajmił ojciec Voldemorta.
- Sądziłem, że trzeba go wzmocnić. Nie lepiej go wlać do osobnej fiolki? - zasugerował Harry.
- Harry ma rację. Tak będzie najrozsądniej. - odezwała się Regina.
- No dobra. Niech wam tam będzie. Dajcie jakąś fiolkę. - poprosił starszy Riddle. Tom II wyjął nie dużą fiolkę zza pazuchy. Harry wlał połowę eliksiru do niej. Pan Riddle wziął ją i napełnił resztę fiolki eliksirem z kotła. Gdy fiolka była pełna wlał ją bez wahania Meropie do ust. Oczy Meropy otworzy się po chwili. Jęknęła cicho. Gdy w końcu otworzyła pewniej oczy rozejrzała się dookoła.
- Gdzie ja... gdzie ja jestem? - spytała cicho.
- Harry,... - rozległ się głos Reginy przy jego uchu. Chwyciła go za ramię i pociągnęła do tyłu. - ...Posłuchaj, gdy spojrzałam w oczy mamy zobaczyłam bliską przyszłość. Mama zostanie opętana przez Morganę. Trzeba ją przekonać do tego, by użyła swojego żywiołu miłości przeciwko Morganie zanim ją opęta. Trzeba to zrobić jak najszybciej zanim będzie za późno. - wyjaśniła.
- Rozumiem. Czy jest teraz opętana? - spytał Harry.
- Teraz nie, ale w wizji zobaczyłam jak ojciec dotyka jej głowy, więc puki tego nie zrobi mamy szansę temu zapobiec. Trzeba ich rozdzielić na kilka chwil, bym z nią porozmawiała. Pomożecie mi? - spytała kierując to pytanie do Percy'ego, który stał u ich boku.
- Tak. Ja odsunę Voldemorta. - zaproponował Percy.
- A ja odsunę pana Riddle'a. Ty zajmij się Meropą. - powiedział Harry.
- Dobra. - zgodziła się, po czym podeszli do nich.
- Kochanie, jak się czujesz? - spytał pan Riddle wyciągając rękę ku jej głowie. - "O nie!" - zawołali jednocześnie w myślach w nie małej panice.
- Panie Riddle, opowie mi pan coś? - spytał Harry chwyciwszy go za rękę wymyślając coś na poczekaniu.
- Ale co? - spytał. - "No właśnie: "Co?"?" - pomyślał Harry.
- Proszę mi opowiedzieć jak się poznaliście z pana żoną? To bardzo ciekawe... - spytał Harry. - ...Zawsze chciałem wiedzieć coś więcej o życiu rodziców mojego wroga. Proszę mi o tym opowiedzieć. - poprosił. Na to stwierdzenie Harry poczuł lekki ból blizny, ale nie przejął się. Wiedział, że rozjuszył tym Voldemorta. Cóż, zawsze było do przewidzenia, że go podsłucha.
- No dobrze. Opowiem. - powiedział i stanęli gdzieś z boku.

~~*~~

Tymczasem Percy starał się jak mógł odsunąć Voldemorta od jego matki...
          - Ale o czym Regina chce z nią pogadać? - spytał Voldemort z lekkim sykiem.
- Nie mogę powiedzieć. Proszę cię tylko byśmy je zostawili same na kilka chwil. - wyjaśnił Percy.
- No dobrze, ale musisz się pospieszyć. Teronit zaraz tu przyjdzie. - przypomniał.
- Wiemy. - szepnęła Regina. Gdy Percy, Voldemort, Harry i pan Riddle odeszli kawałek Regina mogła wreszcie spokojnie z matką pogadać.
- Ty jesteś Regina? - spytała Meropa.
- Tak. - odparła.
- Jesteś moją córką. A gdzie jest mój syn, Tom? - spytała.
- To ten blady wysoki mężczyzna w czarnej szacie. - wyjaśniła pokazując na niego.
- Ojej. Nie jest podobny do ojca. - zmartwiła się przyglądając się mu.
- Och, mamo. Byli podobni jak dwie krople wody! Tyle, że użył czarnej magii, by zmienić wygląd. - wyjaśniła. Kobieta spojrzała na nią zaskoczona.
- O czym chciałaś ze mną porozmawiać? - spytała Meropa.
- Posłuchaj. Pamiętasz legendę o Morganie Le Fay? - spytała.
- Tak, pamiętam. To wiedźma ze średniowiecznej Anglii. Żyła w czasach Założycieli Hogwartu. Rozkochała w sobie wielu mężczyzn w tym Salazara Slytherina, ale ona sama kochała tylko Merlina Wielkiego. - wyjaśniła.
- Tak. Dokładnie. Problem jest taki, że Morgana żyje i ma kontakt telepatyczny z tatą, a właściwie żyje w nim jej duch. Dopóki tata jest zajęty rozmową z Harrym na razie jesteśmy bezpieczni. - oznajmiła.
- Rozumiem. Do czego zmierzasz, Regino? - spytała.
- Do tego, że zobaczyłam przyszłość. Morgana będzie próbowała tobą owładnąć, gdy tata dotknie twojej głowy. Wiem, że nasza rodzina co drugie pokolenie dziedziczy moc żywiołu miłości. Gdy tobą owładnie... spróbuj się... jej przeciwstawić... - wyjaśniła, ale nie do kończyła, gdyż nagle - niespodziewanie Regina upadła. Okazało się, że tuż za nią stał jej ojciec.
- Tom, co ty robisz? - spytała zaskoczona Meropa.
- To nie jest już twój mąż, Meropo! - zawołał Percy.
- On jest opętany przez Morganę! - krzyknął Voldemort. Nagle do pokoju wszedł Teronit.

~~*~~

Kilka minut wcześniej w domu Potterów...
          Lily i jedna z aurorek rozmawiały ze sobą. Najwyraźniej były zaprzyjaźnione i dawno się nie widziały. Ów aurorka miała czarne włosy i jasne niebieskie oczy. Była bardzo ładna.


Nagle do salonu wpadł Remus zawoławszy:
- Lily! Nancy! Jack znowu ma proroczy sen! - zawołał na wstępie.
- Gdzie on jest? - zapytała Lily biegnąc za przyjacielem.
- W swoim pokoju. Rozmawiał z Jamesem, gdy nagle zemdlał. - wyjaśnił. Cała trójka wpadła do pokoju Jacka i zobaczyli tam Jamesa siedzącego przy łóżku Pottera-Puchona. Chłopak był nieprzytomny i blady.
- Co się z nim dzieje? Już drugi raz tego samego dnia dziwnie się zachowuje. - spytała Nancy.
- Jack jest Przepowiadaczem Snów. - wyjaśniła Lily swojej przyjaciółce.
- Możemy coś z tym zrobić? - spytała zmartwionym głosem.
- Nie. Nic. Możemy tylko czekać aż się wybudzi i wypowie proroctwo. - wyjaśnił James. Nancy spojrzała na śpiącego Jacka. - "Jacob Potter Przepowiadaczem Snów. Kto by pomyślał, że jeszcze istnieją tacy ludzie. Coś na pewno się szykuje... Coś złego" - pomyślała z niepokojem kobieta.

~~*~~

Tymczasem Jack...
          Chłopak pojawił się w dziwnie znanym sobie miejscu. Wyglądało jak tereny Hogwartu, ale widział inny krajobraz, podobnie wyglądające wzgórza, a w oddali stał zamek łudząco podobny do szkoły Magii i Czarodziejstwa – Hogwart.
- Czy to Hogwart?... - spytał sam siebie. Nagle zobaczył nieopodal kobietę. Bardzo ładną kobietę. Miała ona czarne, długie i falujące włosy, a oczy miała niebieskie. Była odziana w biało-błękitną długą szatę. Zauważył na jej palcu pierścionek w kształcie serca. - ...Akwamaryn... - szepnął. - ...To Morgana. - stwierdził. Niespodziewanie pogoda się zmieniła i zawiał potężny wiatr. Nagle jedna z błyskawic uderzyła w kobietę, ale nic jej się nie stało, a zamiast pięknej kobiety pojawiła się inna kobieta o czarnych oczach i włosach spiętych w dziwny kok. Jej twarz wyrażała złość, nienawiść i agresję. Czuć było od niej mrok i zło. Jack zauważył, że jej pierścień zmienił się z błękitnego na czarny. Nie minęło piętnaście sekund, gdy zbliżyli się do kobiety Percy, Tom Riddle senior i jego wnuk Teronit. Rzucili w nią jakimś zaklęciem, a z ciała Morgany wyleciał ciemny dym i odleciał w niebo. Kobieta z powrotem stała się sobą. Cała czwórka zwrócili swoje twarze ku Jackowi i powiedzieli jednocześnie:
- Kochanka powróci do życia, a mroczna moc zniknie z jej ciała. - wyrecytowali.
- Dziwne. - szepnął Jack. Świat zamigotał i chłopak wrócił do rzeczywistości.

~~*~~

Pokój Jacka...
          Puchon obudził się. Najpierw jęknął dając o sobie znać. Potterowie, Nancy i Remus nachylili się nad nim.
- Jack? Dobrze się czujesz? - spytała zatroskana jego matka. Chłopak spojrzał na nią i w laturgu powiedział:
- Kochanka powróci do życia, a mroczna moc zniknie z jej ciała. - wyrecytował. Wszyscy czworo spojrzeli po sobie.
- Jack, co widziałeś? - spytał James powstrzymując Remusa od pstryknięcia mu przed oczami.
- Morganę le Fay, Percivalda Levendera, Toma Riddle'a seniora i jego wnuka Teronita. Stali na terenach Hogwartu za czasów Założycieli. Wszyscy troje rzucili w nią zaklęcie, by Mroczna Dusza z niej wyszła. - wyjaśnił. Ponownie spojrzeli po sobie.
- Trzeba natychmiast powiadomić Percy'ego. - postanowił Remus pstryknąwszy chłopcu przed oczami.
- Słusznie. Ja to zrobię. - oznajmiła Lily. Po czym zamknęła oczy i skontaktowała się z trzecim synem:
- "Percy słyszysz mnie?" - spytała.

~~*~~

U podnóża Piekielnego Dworu...
          - Jestem, ojcze. Wzywałeś? - spytał nie zwracając uwagi na sytuację przed nim.
- Teronit, podejdź tu. - odezwał się pan Riddle. Chłopak spojrzał w jego kierunku i zamarł.
- Co się tu dzieje? - spytał.
 - Podejdź do mnie, Teronicie... - powtórzył jego dziadek. Chłopak podszedł do niego zaskoczony. - ...Bardzo dobrze, a teraz wszyscy słuchajcie... - pan Riddle spojrzał na każdego po kolei. W jego oczach było widać jakiś dziwny błysk, a tęczówki oczu zmieniły się z brązowych na białe z obramowaniem krwisto-czerwonym. Widział tam złość i gniew.


 - ...Voldemort, Potter nie myślcie o użyciu swoich Pierścieni, a tobie, Potter niech przez myśl nie przejdzie o użyciu magii żywiołów. Levender nie myśl o użyciu zaklęcia NiN i innych zaklęć, których się uczyłeś, a także nie wyjmuj miecza Nibelungów*, bo pożałujecie... - to zaskoczyło Percy'ego tak bardzo, że aż usiadł zapominając o pułapce fotela. - ...Regino, wiesz co się wydarzy, więc wiesz także, że jeśli zrobisz jakiś niepotrzebny ruch... - tu uśmiechnął się chytrze. - ...Ach, Teronit, schowaj tą różdżkę. Nie ładnie. Teraz będziecie słuchać mnie. Synu, czy prócz nas jest ktoś jeszcze w tym zamku? - zwrócił się do Voldemorta.
- Prócz strażników i nas nikogo nie ma. - odpowiedział wyżej wymieniony.
- Dobrze. Potter, gdzie masz trzy części mojego pierścienia? - spytał pan Riddle. Harry spojrzał na Percy'ego. Ten kiwnął w milczeniu głową nie spojrzawszy na niego. Harry sięgnął do kieszeni i wyjął dwie rzeczy.



- Są tylko dwa. Gdzie trzeci? - spytał.
- Regina ma trzeci. - wyjaśnił.
- Proszę. - powiedziała podając mu go. Wziął je i spojrzał na nie.
- Oddzielnie dają nieśmiertelne życie i moc swojej rasie, ale połączone są dziesięciokrotnie silniejsze i dają władzę nad każdą z ras (druidów, wampirów i elfów) oraz nad czarodziejami, a także wszelkimi stworzeniami i każdym ze światów zarówno żywych jak i umarłych... - wyjaśnił. To zszokowało każdego z tu obecnych, szczególnie Levendera. Musiał mu przeszkodzić. Nikt nie mógł mieć władzy nad tymi kamieniami, nawet Lord Lordów, już nie mówiąc o Voldemorcie czy Salvatore. Zresztą i tak nie umieliby go użyć. - ...Teraz spokojnie i bez żadnych numerów wyjdziemy na zewnątrz, ale zanim to zrobimy oddacie mi swoje różdżki... - oświadczył. Tak zrobili. Wszyscy dali mu swoje różdżki, a raczej ci, którzy je posiadali, czyli wszyscy, prócz Petera i Harry'ego. Pan Riddle spojrzał na Harry'ego i jego pierścień na prawej ręce. - ...Co to za pierścień? - spytał.
- Pierścień mocy. Pomaga mi w razie potrzeby i mogę dzięki niemu posługiwać się magią jeśli bym został pozbawiony różdżki. Voldemort też taki ma. - odparł.
- Zdejmijcie je. - rozkazał.
- Nie możemy. - powiedzieli jednocześnie Harry i Voldemort.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo jeśli je zdejmą umrą... - wyjaśnił Percy. - ...To nie są zwykłe pierścienie mocy. Są to pierścienie ofiarowane przez Założycieli Hogwartu. - wyjaśnił. Pan Riddle przez chwilę milczał. Najwyraźniej słuchał tego, co mówiła Morgana do Thomasa. W międzyczasie usłyszał ponownie głos Lily w swojej głowie:
- "Percy, słyszysz mnie?" - spytała.
- "Tak. Coś się stało? Znowu Jack ma sen?" - zapytał.
- "Zgadza się, a raczej już go miał. Wypowiedział przepowiednię o Morganie. Oto ona: "Kochanka powróci do życia, a mroczna moc zniknie z jej ciała"." - wyrecytowała.
- "Dzięki, mamo. Bardzo pomogłaś. Podziękuj Jackowi ode mnie." - powiedział w myślach. W tym momencie odezwał się ponownie pan Riddle.
- Dobra... - powiedział w końcu mężczyzna. - ...Wierzę wam, ale jeśli coś będziecie kombinować pożałujecie! Idziemy!... - zawołał. Wyprowadził ich na zewnątrz budynku. Wyszli kawałek za pagórki na pustą przestrzeń. Szli kilka minut. - ...Stójcie... - rozkazał zatrzymując się pośrodku polany. - ...Wy troje pójdziecie ze mną... - zwrócił się do Percy'ego, Teronita i Meropy. - ...a wy się odsuńcie. - nakazał do reszty. Tak uczynili. Meropa, Teronit i Percy zostali przy panu Riddle'u. Za to Harry, Voldemort, Regina i Peter stanęli w pewnym oddaleniu od nich.
- I co teraz?... - spytał cicho Harry. - ...Nie mamy różdżek. - jęknął.
- Regino, co powiedziałaś naszej matce? - zwrócił się Voldemort siostry.
- Na pewno chcesz wiedzieć? - spytała gapiąc się na rodziców i bratanka.
- Tak. - odpowiedział.
- Poradziłam jej by użyła mocy żywiołu miłości przeciwko Morganie. - wyjaśniła.
- COO TAKIEGO??? - krzyknęli jednocześnie Harry, Voldemort i Peter patrząc na nią.
- Moja matka miała tą zdolność!... - zawołał Harry patrząc na Voldemorta. - ...Przekazała mi ją do ciała i w ten sposób chroniła mnie przed tobą przez trzynaście lat!! - Cała trójka spojrzeli na Harry'ego.
- To by znaczyło, że twoja matka pochodzi z rodu Slytherina. - zamyślił się Voldemort.
- Trzeba będzie sprawdzić genealogię Założycieli. - oświadczył Harry.
- Spójrzcie! - zawołał Peter. Wszyscy spojrzeli w stronę pagórka. Pan Riddle coś robił. Trzy kamienie zmieniły się w trzy świetliste kule. W środku każdej z nich był jakiś znak.


- Czy wiecie co tam jest napisane? - spytała Regina.
- Ja wiem. - odezwał się Percy pojawiwszy obok nich jak duch.
- Więc powiedz, Wszechwiedzący Percivaldzie. - warknął zirytowany Voldemort.
- Uspokój się, Tom. - prosiła go siostra.
- Nic nie szkodzi, Regino. Na tym na górze jest napisane: Człowiek całe życie będzie spał, jeśli uwierzy we własne sny. Na drugim, czyli na tym na dole jest napisane: Jeśli ktoś przez dziesięć lat miał szczęście, to ani duchy, ani upiory nie ośmielą się go zaczepić. I na trzecim: Największym grzechem jest nie uratować ginącego życia... - przetłumaczył. - ...Każde z tych zdań jest w trzech różnych językach. Druidzkim, elfickim i wampirzym. - wyjaśnił.
- Co on teraz robi? - spytał Harry przyglądając się panu Riddle'owi.
- Tom teraz łączy części pierścienia poprzez Morganę, ale dodatkowo duch Morgany musi wejść do ciała Meropy, a to trwa. Widzicie tą poświatę obok niego? - spytał Percy.
- Tak. - odpowiedzieli wszyscy.
- To właśnie duchowa postać Morgany. Nie ma ona ciała. Im bardziej Meropa się opiera tym trudniej Morganie jest wejść do jej ciała i przejąć kontrolę nad nią i jej ciałem, a czasu mamy mało. - wyjaśnił.
- Mama nie zrozumiała polecenia. - wyszeptała Regina. Pobiegła w ich kierunku.
- Nie! Regina! Stój! - krzyknął Voldemort. Ale Regina nie słuchała. Podbiegła do matki nachyliła się nad nią. Szepnęła jej kilka słów zanim została odsunięta z powrotem na swoje miejsce przez ojca jakąś niewidzialną siłą.
- Pamiętaj, mamo!... - krzyknęła w mowie węży. - ...Zrób to dopiero podczas opętania! - zawołała.
- Wracaj na swoje miejsce i nie przeszkadzaj! - zawołał ostro ich ojciec. Kobieta jęknęła i stanęła obok brata, Harry'ego, Percy'ego i Petera. Po chwili zwróciła się do brata:
- Tom, proszę, zagraj i zaśpiewaj!... - prosiła patrząc na niego błagalnym wzrokiem. - ...W tobie cała nadzieja! Trzeba wyzwolić tatę spod kontroli Morgany i przenieść jej duszę do ciała mamy, by mogła użyć pierścienia a jednocześnie mama była sobą! - zawołała. Czerwonooki spojrzał na nią, po czym na Percy'ego, Harry'ego i Petera. W końcu spojrzał na rodziców oraz swego wiernego syna.
- Dobrze... - powiedział po minucie ciszy. Regina rozpromieniła się. - ...Ale zrobię to tylko ten jeden raz. - oświadczył.
- Dzięki!... - krzyknęła i przytuliła go. - ...Och, wybacz! Nie chciałam. To z emocji. - wymamrotała cofając się.
- W porządku... - powiedział przywołując dzięki pierścieniowi swoją gitarę. - ...Czego się nie robi dla siostry... - burknął.
- Chyba dla rodziny. - poprawił go Harry.
- Nie bądź no taki mądry, Potter. - prychnął Voldemort.
- Mogę cię o coś spytać? - odezwał się po chwili Harry.
- O co? - spytał nie patrząc na niego.
- Czy mogę z tobą zaśpiewać? - spytał. Voldemort spojrzał na Harry'ego zaskoczony.
- A umiesz? Nie tak jak na koncercie u druidów, ale w ogóle? - spytał.
- Cóż, kilka razy grałem w przedstawieniach teatralnych w podstawówce i gimnazjum. Śpiewaliśmy tam. Zdobywaliśmy kilka nagród. - wyjaśnił.
- Ale, Potter, mnie chodzi o prawdziwe zaśpiewanie piosenek solo na koncertach. - oznajmił.
- Cóż, kilka razy śpiewałem solo, ale nie bardzo mi wychodziło, bo kuzyn zawsze mnie rozpraszał swoim zachowaniem. Za to na tym koncercie naprawdę mi świetnie wyszło. - westchnął.
- Ech. Lepiej byś nie śpiewał ze mną. Potrenuj. Teraz mi nie przeszkadzaj. Muszę się skupić. - oznajmił i zrobił kilka kroków ku rodzicom i synowi. Harry chciał pójść za nim, ale Percy i Regina zatrzymali go. Spojrzał na nich zmartwiony.
- Harry, zostaw go. - poprosił go Regina.
- Dlaczego? - spytał.
- Tom ma rację. Musisz potrenować jeśli chcesz nauczyć się śpiewać, ale nie pod wpływem Gwiazd Amberlis, tylko na prawdę i to porządnie. - wyjaśnił Percy.
- Co? - rozległo się z dala pytanie.
- Co "co"? - odpowiedział pytaniem na pytanie Percy.
- Czy ja dobrze usłyszałem, że Potter grał na koncercie u druidów pod wpływem Gwiazd Amberlis? - spytał Voldemort.
- Tak. - odpowiedział Percy.
- Jak brzmiała ta przepowiednia? Ten fragment o gwiazdach? - spytał.
- "Gdy na nieboskłonie pojawią się trzy gwiazdy Amberlis przy sierpie księżyca dwa dni później Czarny Pan wychyli zdolność swą, po czym spróbuje zawładnąć światem!..." - wyrecytował Harry.
- Ile minęło czasu od koncertu a tym samym pojawienia się Gwiazd Amberlis? - spytał Voldemort.
- Ja wiem... - Wszyscy spojrzeli na Percy'ego, który spojrzał na... swój zegarek? - ...Z moich obliczeń wynika, że minęły dokładnie... dwa dni! - odpowiedział. Wszystkich zamurowało.
- Oto odpowiedź, Tom... - odezwała się Regina. - ...Znowu spoczywa na tobie obowiązek, by wypełnić przepowiednię, lecz tym razem musisz powstrzymać swoim śpiewem Morganę! - zawołała radośnie.
- Dobra. Potter, powiedz jak brzmi dalsza część przepowiedni? - spytał.
- "...Tylko Moc Mrocznej Duszy pokona go. Jednak od wieków jest podzielona na trzy kamienie rozproszone po świecie. By złączyć trzy części pierścienia Morgany potrzeba: odwagi, mądrości i żywiołów natury. Tylko Wybraniec Losu może go odnaleźć. Tylko Wybraniec może go zniszczyć. I tylko Wybraniec może pokonać Czarnego Pana! Ale tylko trzy osoby mogą złączyć pierścienie! Mroczna Kochanka Z Przeszłości. Podróżujący W Czasie Wybraniec. I Bliźniak Duchowy będący synem Czarnego Pana. Czy podzielone kamienie zostaną połączone mimo, że Wybraniec i ostatni Czarny Pan są wrogami? I czy ojciec młodego Lorda przezwycięży kontrolującą go czarownicę?" - wyrecytował.
- To znaczy, że musimy im pomóc. - odezwał się Percy.
- I to z własnej woli. - dodał Harry.
- A ja muszę swoją muzyką i śpiewem odpędzić ducha Morgany, a tym samym Mroczną Duszę, która jest w naszym ojcu. W dodatku nie pozwolić Morganie na przejęcia ciała naszej matki. - oświadczył Voldemort.
- Uda cię się, bracie. - dodawała mu otuchy Regina.
- Dzięki. - powiedział Tom II.
- Peter, zostań tu... - powiedział Harry. - ...To może być niebezpieczne, a ty Voldemorcie w odpowiednim momencie zagrasz i zaśpiewasz. - oświadczył.
- Powodzenia. - powiedział Peter.
- Dzięki. - odparł Riddle. Harry, Percy i Voldemort podeszli ku państwu Riddle i ich wnuka. Regina i Peter trzymali się na uboczu i obserwowali. Gdy tam szli Regina odezwała się do Glizdogona:
- Niecodzienny widok, co nie, Peter? - spytała Regina swojego towarzysza obserwując Harry'ego, Percy'ego i swego brata jak idą do jej ojca.
- To prawda, pani Hoof. - powiedział młodszy.
          Gdy cała trójka byli blisko pan Riddle spojrzał na nich.
- Czego? - spytał ostro.
- Em..., chcemy ci pomóc. - odezwał się nieśmiało Harry.
- Pomóc? W czym? - spytał mężczyzna.
- W połączeniu fragmentów pierścienia Morgany. - wyjaśnił Percy.
- Od dłuższego czasu nie możesz ich połączyć, gdyż potrzebujesz jeszcze dwóch osób, które je połączą. Duchowego Brata oraz Podróżnika W Czasie.
- Czyli kogo? - spytał.
- Teronit jest Duchowym Bliźniakiem Aliny Anderson, a ona z kolei jest córką Aidrene'a Andersona i biologicznym bratem matki Lily Potter, czyli mojej mamy. - wyjaśnił Harry.
- Są spokrewnieni ze mną, gdyż Lilianne Evans jest moją wnuczką, a Teronit jest moim synem. - wyjaśnił Voldemort.
- Dobrze. Bardzo dobrze. A Podróżnik W Czasie? - spytał.
- To ja... - oświadczył Percy. - ...Jestem przyszłością Harry'ego Pottera i podróżuję w czasie od bardzo dawna. Wiem kto jest w twoim ciele, Thomasie. Jest w tobie Morgana Le Fay... - oświadczył. - ...Wiem co kombinujesz, Morgano i ci się to nie uda. Pomogę ci połączyć Kamienie Mocy, ale nie pozwolę ci zabić ich. Oczyścimy cię z Mrocznej Duszy, ale oszczędź ich. - to zdanie wypowiedział w starożytnym języku.
- Gratuję błyskotliwości, Percivaldzie. Dziękuję ci. - podziękował w tym samym języku, a następne powiedział już po angielsku. - ...Obaj tu podejdźcie, a wy się cofnijcie... - nakazał Voldemortowi i Harry'emu. Obaj wykonali jego polecenie. - ...Teronit, Levender wyciągnijcie ręce do każdej z części. Skupcie się na swoim wnętrzu i mocy. Macie je czuć w sobie. Potter, gdy powiem podejdziesz tu. Powiem ci co masz zrobić. - oświadczył.
- Dobrze... - odparł. - ...Voldemort, trzeba coś zrobić. - szepnął do mężczyzny w mowie węży.
- Wiem. Sądzę, że muszę zaśpiewać wtedy, gdy Morgana będzie w ciele mej matki, ale co z pierścieniem? Nie można dopuścić do jego połączenia. - objaśnił także w tym języku.
- Ale o co chodzi z tym połączeniem pierścieni? - spytał Harry.
- Twój i jej pierścień nie mogą się połączyć, gdyż mają dużą moc. Za nim Morgana stała się zła była spokojną i miłą kobietą. W jej pierścieniu była moc władania nad każdym z żywiołów. Na dodatek była najpiękniejszą kobietą tamtych czasów. - wyjaśnił.
- Co ją takiego zmieniło? - spytał Harry.
- Z tego co pamiętam zmieniła ją jej przyrodnia siostra... - odparł Voldemort. - ...Morgause i zła czarownica Katherine. Wracając do rzeczywistości, muszę zaśpiewać zanim to się stanie. - wyjaśnił.
- Czyli kiedy? - spytał.
- Muszę poczekać na znak. - wyjaśnił.
- Znak?... - spytał Harry. Nagle młodzieniec przypomniał sobie trzy zdania z Kamieni. - ...Już rozumiem! Pamiętasz te zdania co przetłumaczył nam Percy widniejące na Kamieniach? - spytał. Wciąż rozmawiali wężomowie.
- Tak. "Człowiek całe życie będzie spał, jeśli uwierzy we własne sny". Co ma to do rzeczy? - spytał spojrzawszy na niego swoimi czerwonymi oczami.
- To zdanie odnosi się do tego jak mnie próbowałeś opętać w Atrium dwa lata temu! Pamiętasz? - spytał.
- Tak. Pamiętam. Prawie mi się udało, gdyby nie to uczucie do Blacka i twoich przyjaciół. - odparł Voldemort z irytacją.
- Uwierzyłem w to, że Syriusz jest w Departamencie Tajemnic, a naprawdę był bezpieczny w Kwaterze Głównej. - wyjaśnił.
- Ach tak, teraz rozumiem. - oświadczył z lekkim uśmiechem.
- Dalej jest: "Jeśli ktoś przez dziesięć lat miał szczęście, to ani duchy, ani upiory nie ośmielą się go zaczepić.". Ten napis był na Kamieniu druidzkim. To odnosi się do mnie. Przez dziesięć lat nie wiedziałem, że jestem czarodziejem. Byłem bezpieczny przed tobą nie wiedząc o swoim pochodzeniu i magicznym świecie. Następny tekst oznacza: "Największym grzechem jest nie uratować ginącego życia". Oznacza, że jeśli ktoś umiera to warto go uratować, nawet jeśli tego kogoś nie znamy. - wyjaśnił.
- Chcesz powiedzieć, że zamierzasz uratować moich rodziców przed Morganą, pomimo że wyrządziłem ci tyle krzywd? - spytał Voldemort tym razem w języku angielskim
- Tak. Nie warto teraz przejmować się takimi błahostkami jak zabicie moich rodziców czy morderstwa innych ludzi oraz zemsta na kimś. Jest potężniejszy wróg i mamy go przed sobą. Czytałem teksty twoich piosenek i stwierdzam iż są świetne. Musisz zaśpiewać przynajmniej dla swojej matki. Pokaż, że masz talent. - oświadczył Harry także w tym języku.
- Ale, Potter, większość tekstów pisał Levender. Ja tylko je śpiewałem. - wyjaśnił. Harry był zawiedziony.
- Rozumiem... - szepnął z zawodem na twarzy, ale po chwili spytał: - ...Którą piosenkę napisałeś i skomponowałeś samodzielnie? - spytał.
- "Bezduszni". - odparł.
- Świetnie! Więc musisz ją zaśpiewać! - zawołał. Nagle – niespodziewanie rozległ się w głowie Voldemorta głos... Meropy:
- "Synu, zaśpiewaj... Teraz... Pospiesz się, zanim... będzie za późno!..." - Meropa przekazał tą wiadomość telepatycznie.
- Potter, podejdź tu i daj pierścień. - rozległ się głos Morgany z ust pana Riddle'a. - "...Synu, pospiesz się!" - zawołała rozpaczliwie Meropa. Lord chwycił szybko gitarę, wyczarował krzesło i mikrofon. Poruszył kilka razy strunami gitary, po czym włączył mikrofon.
- Morgano, słyszysz mnie? - spytał Voldemort do mikrofonu. Pan Riddle spojrzał na niego.
- Czego chcesz, nie widzisz, że zajęty jestem? - spytał.
- Proszę bardzo. Rób to, co masz robić, ale najpierw wysłuchaj mej piosenki. - wyjaśnił i zaczął śpiewać, a jego głos diametralnie się zmienił. Teraz śpiewał tak czystym głosem jak nigdy w życiu. Regina była wzruszona.


- Nareszcie... - westchnęła Regina.
- Jest niezły. - powiedział Harry wpatrując się w niego jak zahipnotyzowany.
- Niezły? Jest wspaniały! Gdyby był tu Nigel, albo Roger! - westchnęła.
- A kim jest Nigel? - spytał Harry spojrzawszy na kobietę.
- To jeden z wokalistów naszego zespołu. Och, gdybyśmy wrócili na scenę... Gdyby Tom nie miał tak złej reputacji... było by inaczej... Był idolem każdej nastolatki, nawet po szkole.
- "Wcale nie..." - odezwał się w ich myślach Percy. - "...Nie pamiętasz co było po szkole, Regino? Co ci obiecałem?..." - spytał.
- No tak... - powiedziała smutno pani Hoof przypominając sobie ten moment.
- Co ci obiecał? - spytał Harry.
- Amnezję... Percy zmodyfikował mnie, a także Tomowi i Rogerowi pamięć. Straciliśmy wspomnienia zaraz po szkole na temat naszej znajomości. Jednak to wszystko powraca... - spojrzała na swoje ręce. - ...Magia w moim ciele powraca. Wspomnienia ze szkolnych lat również. Od dnia, gdy Tom wdarł się do mojego umysłu wiele lat temu magia wdarła się do mojego życia. Mało tego moje dzieci są czarodziejami. Odzyskałam zdolności czarodziejskie dopiero jak Tom odzyskał swoje ciało, czyli...
- Trzy lata temu pod koniec czerwca. - wtrącił się Harry. Słuchali teraz piosenki pod tytułem: "Roll With The Wind".


- Pamięć wróciła całkowicie. Nie wiem czy u Toma także wróciła, ale sądzę, że tak, skoro wdarł się do mojego umysł w 1975... - zauważyła. - ...Jest potężniejszy ode mnie i mógł przezwyciężyć zaklęcie niepamięci rzucone przez Percy'ego. To zaklęcie było inne niż Obliviate, gdyż połączył on z innym zaklęciem, którego nie znałam. - wyjaśniła.
- Teraz rozumiem skąd cię znał. No wiesz, wtedy, gdy cię zobaczyłem po raz pierwszy w jego domu. Chodziliście razem do Hogwartu... - powiedział przyglądając się Voldemortowi jak grał teraz na gitarze kolejną piosenkę.


- ...Powiedz, skąd wzięła się jego pasja do muzyki? - spytał Harry.
- Cóż,... - rozmarzyła się Regina. - ...było to jeszcze przed piątą klasą. Dowiedziałam się o tym zaraz po Uczcie Powitalnej. Wkrótce przed tym jak zabił naszego ojca i dziadków... - wyjaśniła, a z jej oczu poleciała pojedyncza łza. - ...Szłam wtedy do wierzy Gryfonów, gdy nagle usłyszałam od strony lochów jakąś melodię i cichy śpiew. Kierowałam się dźwiękami tej melodii. Była piękna i wpadała w ucho. Po jakimś czasie odnalazłam źródło tego dźwięku w jednej z sal. Zobaczyłam właśnie jego... - wskazała na Voldemorta. - ...Grał na fortepianie i nucił piosenkę. Weszłam ostrożnie do środka i słuchałam. Wszędzie było dużo instrumentów, a ja tego nie zauważyłam. Nie chcący zrobiłam trochę hałasu i mnie zauważył. Wystraszył mnie. Kazał mi przysiąc, żebym nikomu nie mówiła co tam zobaczyłam. Zaproponowałam mu, że stworzę mu zespół w zamian za dyskrecję. Miał tremę przed większą publiką... - tu zaśmiała się cicho. - ...Pomogłam mu ją przezwyciężyć. W zamian ja zrobiłam z niego gwiazdę i idola nastolatków!... - wyjaśniła. - ...Za to Percy stał się naszym menadżerem i kompozytorem. - wyjaśniła.
- Moment... Powiedziałaś gwiazdę? - spytał Harry.
- Tak. A co? - spytała Regina spojrzawszy na niego. Harry sięgnął do kieszeni i wyjął z niej Gwiazdę Amberlis. Świeciła jasnym światłem.
- Spójrz. Świeci. - powiedział.
- Rzeczywiście. Co to może znaczyć? - spytała. - "...Harry, daj ją Meropie zamiast twojego pierścienia. Szybko! Morgana właśnie wkłada go na jej palec! Zneutralizuje ona moc Mrocznej Duszy wraz ze śpiewem Voldemorta, gdy zbliżysz ją do Meropy. Pospiesz się! Nie utrzymam tego Kamienia dłużej!" - odezwał się Percy telepatycznie do niego. Harry spojrzał na swojego przyszłego Ja. Rzeczywiście. Percy ledwo trzymał się na nogach. Klęczał na jedno kolano. Teronit klęczał na dwa kolana. Za to pan Riddle stał pewnie na nogach. Trzeba było się spieszyć. Podbiegł szybko do Meropy, która siedziała między nimi. Przy niej lewitował duch Morgany. Wkładała na jej palec przezroczysty pierścień. Harry bez wahania przyłożył do jej dłoni Gwiazdę Amberlis. Nagle zabłysło jasne światło, które rozświetliło wszystko wokół. Dusza Morgany uniosła się w górę na kilkanaście metrów, a części pierścienia rozłączyły się. Unosiły się w powietrzu obracając się. Gdy zgasło światło wszyscy rozejrzeli się dookoła. Przed sobą zobaczyli postać Morgany Le Fay, ale była jakaś inna. Miała na sobie biało-błękitny strój. Kamienie lewitowały wokół jej ciała jak księżyce wokół swojej planety.



- Co się stało? - odezwał się pan Riddle. Miał zupełnie inny głos, a raczej swój.
- Tata?... - spytała z niedowierzaniem Regina. - ...To ty? Jesteś sobą? - spytała zbliżając się do niego powoli.
- A miałem być kimś innym? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Najwyraźniej nic nie pamiętał.
- Ojcze, byłeś opętany przez Morganę, która była opętana przez moc Mrocznej Duszy. - wyjaśniła Regina.
- Och. Więc mogę was zapewnić, że jestem w 100% sobą. - zapewnił z uśmiechem.
- Cieszę się! - zawołała rzucając się mu w objęcia.
- Harry Potterze, Tomie Riddle'u Juniorze, Percivaldzie Levenderze... - rozległ się głos Morgany. We trzej spojrzeli na nią. - ...Dziękuję, że mnie ocaliliście. Serca zostaną odesłanie na swoje miejsca, a ja spocznę w spokoju na wieki w niebie. Moja dusza została oczyszczona. Teraz czas na waszą walkę. - oświadczyła.
- Morgano! Zaczekaj!... - zawołał Harry wstając i robiąc kilka kroków ku niej. Kobieta zatrzymała się. - ...W przepowiedni było powiedziane, że: "Gdy na nieboskłonie pojawią się trzy gwiazdy Amberlis przy sierpie księżyca dwa dni później Czarny Pan wychyli zdolność swą, po czym spróbuje zawładnąć światem! Nikt nie da mu rady!... Tylko moc Mrocznej Duszy pokona go. Jednak od wieków jest podzielona na trzy Kamienie rozproszone po świecie...". Tu cytuje zdanie: "...Tylko Moc Mrocznej Duszy pokona go.". Moc Mrocznej Duszy. Jak ja mam pokonać Voldemorta bez tej mocy? - spytał Harry.
- To, mój drogi, Harry,... - Harry zamarł. Powoli obrócił się ku Lordowi. - ...prowadzi do zerwania rozejmu między nami. - odezwał się Voldemort akceptując jego imię. - "Oż, w mordę!" - zawołał w myślach Harry cofając się.
- Tom, co robisz? - zawołała jego matka.
- Cicho bądź!... - krzyknął w jej stronę. - ...Koniec tego przedstawienia i... - nagle coś się stało. Voldemorta odepchnęła jakaś siła i upadł nieprzytomny na ziemię. To Morgana. Mimo, że była duchem miała moc.
- Harry Potterze, uciekaj z przyjaciółmi. Ja go zatrzymam. On mi i tak nic nie zrobi. W razie potrzeby lub kłopotów wezwij moje imię. - oświadczyła.
- Dzięki. Do zobaczenia, Morgano. - pożegnał ją. Chwycił Reginę, a ona ojca i deportowali się na Grimmauld Place 12.

16 lutego 2014

Rozdział 35 (72) - Tymczasowy rozejm(Tom II i Harry) i powrót do królestwa wampirów

Klik

- Słuchaj, Riddle... - odezwał się Harry podchodząc do niego wolnym krokiem... - ...Jeśli uwolnisz przynajmniej kilkoro z nas zrobię co chcesz, nawet będę przychodzić do ciebie i donosił o planach Zakonu. Muszę jednak wykonać trzecią próbę u wampirów. Oni czekają na mnie i Aliannę. Proszę cię tylko o wypuszczenie moich przyjaciół... - pokazał na nich, po czym wymienił ich: - ...a wśród nich są: Percy Levender, Peter Pettigrew, Martha i Alianna Gaunt, Hantor Pohatr, Cyryl Shmit, twoja siostra - Regina, a także Blair Hamilton, jej ojciec oraz ja. - oświadczył.
- Ale, Potter, jeśli połączysz trzy części pierścienia Morgana powróci do życia i nikt jej nie powstrzyma. - wyjaśnił Voldemort.
- Jest sposób na jej powstrzymanie. - odezwała się niespodziewanie Regina.
- Jest? Jaki? - spytał Harry spojrzawszy na nią. Regina wstała powoli i podeszła do nich, a potem stanęła tuż obok Harry'ego patrząc na brata swoimi czarnymi oczami oznajmiając:
- Tom, wiesz co musisz zrobić... - stwierdziła patrząc na niego nie twardym spojrzeniem, ale spokojnym i uprzejmym. Ten patrzył na nią przez chwile swoimi czerwonymi oczami, jednak ona się nie przestraszyła jego spojrzenia, tylko stała czekając na to aż odpowie. - ...Tom, proszę cię. - prosiła po chwili milczenia.
- Ale ja... nie wiem... - tu wstał i odwrócił wzrok od niej i Harry'ego - ...czy nadal to potrafię. Głos mi się zmienił od tamtego czasu. - oświadczył i po raz pierwszy w oczach Toma Marvolo Riddle'a było widać iż jest speszony i zmartwiony.
- Ale co musi zrobić? - spytał Harry. W tym momencie podszedł do nich Percy i podał Voldemortowi przedmiot. Wyglądem przypominał zwyczajną gitarę elektryczną, ale coś było w niej więcej. Czuć było od magię.


- To przecież moja gitara! - zawołał Harry.
- Nie, Harry. To gitara Toma. Są podobne. Obie różnią się czterema szczegółami. Po pierwsze inaczej brzmią. Po drugie: na drewnie obu gitar są wasze inicjały, a inaczej się przecież nazywacie, co nie? Po trzecie: inny mają wpływ na magiczne stworzenia, Mugoli i czarodziejów. I po czwarte: są innego koloru. Przypatrz się. - Harry przyjrzał się tym szczegółom. Percy miał rację. Na drewnie gitary były inicjały Voldemorta T.M.R., a gitara była czarna, a jego samego czerwona.
- Voldemort, muszę ci coś powiedzieć. - odezwał się nie śmiało Harry.
- Co takiego? - spytał Riddle przyglądając się swojej gitarze jakby nie widząc niczego poza nią.
- Gdy byłem u elfów dostałem gitarę podobną do twojej, ale koloru czerwonego, którą potem wykorzystałem u druidów. Zorganizowano tam koncert. Miałem zagrać solo kilka piosenek. Pod koniec koncertu coś się stało. Stanąłem na podium i poczułem wtedy jakbym był w jakimś transie. Potem mi powiedziano, że grałem piosenki jakiegoś zespołu z dawnych lat. Jeśli dobrze pamiętam nazywali się... Lucem. - szepnął.

~~*~~

Kilka sekund wcześniej... Dom Potterów...
          Jack obudził się, gdyż ból minął. Zszedł na dół, a zauważywszy, gdzie się znajduje zbiegł po reszcie stopni. Był już w progu salonu i miał już coś powiedzieć, gdy nagle-niespodziewanie padł na kolana i upadł nieprzytomny na podłogę. Jego obecność zauważył jakiś auror. Nachylił się nad nim i sprawdził jego stan.
- Panie Potter, może pan tu podejść? - powiedział głębokim głosem. Ten podszedł, a zobaczywszy swego drugiego syna wziął go na ręce i położył na tapczanie.
- Czy on... śpi? - spytała jakaś aurorka.
- Muszę przyznać, że tak, ale nie obawiajcie się, to chwilowe. - wyjaśnił im James, po czym spojrzał na swojego przyjaciela i żonę spojrzeniem pełnym obawy. Ci skinęli głową, gdyż wzrok mężczyzny mówił sam za siebie. Chłopak w tej chwili miał proroczy sen.

~~*~~

We śnie Jacka...
          Puchon rozglądał się dookoła nie wiedząc gdzie się znajduje. Było ciemno jak w grobie. Żadnego światła. Nagle pojawili się przed nim najpierw Harry, potem Voldemort, następnie słudzy Riddle'a, a na końcu jego ojciec i Morgana. Nie miał pojęcia co się dzieje, ale czuł, że zaraz to się wyjaśni. Voldemort miał bardzo skwaszoną minę, Harry zresztą także. Jack zauważył, że Voldemort i Harry ściskają sobie dłonie. Nad ich dłońmi pojawiła się biała poświata. Chłopak miał wrażenie, że jest to jakaś umowa lub Kontrakt. W momencie, gdy ta poświata się pojawiła rozległ się głos:
- Wybraniec sprzymierzy się na jakiś czas ze swoim wrogiem. - film się urwał i powrócił do swojego domu.

~~*~~

Dom Potterów... Salon...
          Jack obudził się na tapczanie w salonie. Nad nim wisiały głowy jego rodziców i Remusa, a także aurorów. Spojrzał na nich lekko nie przytomnym wzrokiem i wyrecytował:
- Wybraniec sprzymierzy się na jakiś czas ze swoim wrogiem. - powiedział monotonnym głosem.
- Że co???? - zawołali, niektórzy aurorzy. Nikt im nie odpowiedział. James pstryknął synowi przed oczami.
- Synu, jak się czujesz? - spytał.
- Jako tako... - westchnął, ale po chwili powiedział: - ...Tato, Harry sprzymierzy... - urwał, gdyż Remus mu przerwał mówiąc:
- Wiemy, Jack. Sprzymierzy się z Riddle'm na jakiś czas. Skoro wypowiedziałeś proroctwo ma to więc jakieś znaczenie dla bliskiej przyszłości. Zaczekajmy na bieg wydarzeń. - oznajmił. Nikt już więcej nie powiedział.

~~*~~

Piekielny Dwór...
          - COOOOO????? - krzyknęli jednocześnie Tom i Regina tak głośno, że wszyscy zakryli sobie uszy. Rozmawiali o piosenkach, które zagrał Harry na koncercie u druidów.
- Jakie piosenki zagrałeś???? - dopytywał się Voldemort chwyciwszy go za ramiona zapominając na chwilę o swojej gitarze.
- Ała!! To boli!! Puść mnie to powiem!! - zawołał.
- Tom, puść go! Nie widzisz, że zadajesz mu ból? - zawołała Regina próbując go odsunąć od Harry'ego. Voldemort puścił Pottera i spytał już spokojniej.
- Więc... ekhm,... więc jakie piosenki śpiewałeś? - spytał zerkając co chwilę kątem oka na siostrę i Percy'ego. Harry patrzył na całą trójkę.
- "Jak zapomnieć",... - zaczął, a Regina rozszerzyła oczy. - ..."Bezczas" i "Bezduszni". - wyliczał. Voldemort i Regina spojrzeli po sobie. Jedno było zaskoczone, a drugie przerażone. Potem spojrzeli na... Percy'ego, ale on patrzył z uśmiechem na Harry'ego. Nagle Percy usłyszał telepatyczny głos swej matki w głowie:
- "Percy, słyszysz mnie?"
- "Tak, mamo. Co się stało?" - spytał.
- "Jack wypowiedział dwie przepowiednie. Pierwsza to: "Ojciec Lorda Voldemorta zostanie opętany przez mroczną kochankę z przeszłości.", a druga to: "Wybraniec sprzymierzy się na jakiś czas ze swoim wrogiem." Wypowiedział je dzisiaj w małych odstępach czasu. Co robić?" - spytała. Percy myślał przez krótką chwilę przypominając sobie co się wtedy wydarzyło. Nagle przypomniał sobie kolejną przepowiednię, która zostanie dziś lub w najbliższym czasie wypowiedziana.
- "Czekajcie na kolejny sen. Powinien być już wkrótce" - odparł. W tym momencie usłyszał bardzo głośny głos Pottera:
- Halo! Ziemia do Levendera!!! - wrzasnął mu w ucho.
- Co? Co się dzieje? - zapytał głupio. Najwyraźniej odpłynął i nie słyszał pytania skierowanego do niego.
- Pytaliśmy cię dlaczego Harry akurat te piosenki zaśpiewał? - spytała Regina.
- Och, więc... eee... dlatego, że w nim siedzą trzy osobowości. - odparł.
- Osobowości? - spytał wyżej zainteresowany.
- Tak. Ty sam, a także Godryk Gryffindor, bo jesteś jego wcieleniem oraz Salazar Slytherin, gdyż Tom "...naznaczył cię równym sobie...". Wy trzej, Godryk, Salazar i ty, Harry jesteście bardzo utalentowanymi muzykami. Dlatego Gwiazdy Amberlis zadziałały na ciebie. Dały ci ten kamień byś był bezpieczny i chroniony, ale jak powiedziała Elyon miał ci także z czasem odbierać siły witalne, więc musisz się pospieszyć i wracać do szkoły. - oświadczył.
- Co masz na myśli, że mam wracać do szkoły? - spytał Harry.
- To, że bariera wokół królestwa wampirów zanika i trzeba się spieszyć. Jeśli zniknie wampiry ze wschodu będą miały niezłą ucztę... - wyjaśnił z niesmakiem.
- Jak to zrobimy? - spytała Martha.
- Ale co? - spytał Harry.
- No... to połączenie pierścienia. - wyjaśniła.
- Po pierwsze potrzebny jest nam twój syn, Voldemorcie. - odezwał się Percy.
- Mój syn?... - zdziwił się Voldemort. - ...Który? - zapytał z zainteresowaniem.
- Teronit... - wyjaśnił. - ...Potrzebne są trzy osoby do połączenia pierścienia. Niestety nie mamy Morgany. - zasmucił się Percy.
- Mamy. - rozległ się czyjś głos. Z głębi korytarza wyszedł Tom Riddle senior.
- Tata? - spytała Regina.
- Co ty tu jeszcze robisz, ojcze? - spytał Voldemort. Wszyscy spojrzeli nie na pana Riddle'a, ale na Lorda. Był to dziwny obrazek. Ojciec i syn wpatrywali w siebie po tylu latach jak gdyby nigdy nic. Najdziwniejsze było to, że Voldemort zwrócił się do niego per "ojcze". Kompletny szok.
- Ekhm, więc wyjaśnij nam, Tom... - Percy zwrócił się do pana Riddle'a. - ...Gdzie jest Morgana? Przecież ona nie żyje od wielu stuleci. - oświadczył.
- Ona żyje... we mnie... - wszyscy oniemieli, a Percy zaczął coś podejrzewać. - ...Mam z nią telepatyczny kontakt. - "No jasne!..." - pomyślał Percy. - ...Pragnę ożywić moją żonę, a Morgana nam w tym pomoże. - wyjaśnił. - "...Przepowiednia..." - pomyślał Percy, a na jego twarzy pojawiło się przerażenie. - "...Ona raczej ma nad nim kontrolę, ale z zewnątrz tego nie widać..." - stwierdził w myślach. - "...Coś muszę zrobić!" - dodał w myślach.
- Przepraszam, że się wtrącę, ale niedawno Jack miał proroczy sen o Morganie i o tobie, ojcze. Treść przepowiedni brzmi: "Ojciec Lorda Voldemorta zostanie opętany przez mroczną kochankę z przeszłości" - wyrecytowała Regina.
- Zgadza się... - westchnął Percy. - ...Zastanawiacie się się skąd ja to wiem?... - dodał zauważywszy ich miny. - ...Dowiedziałem się przed chwilą o tym od swojej matki, Tom,... - odezwał się Percy patrząc na pana Riddle'a z obawą, po czym spojrzał na Voldemorta, następnie na Harry'ego, potem na Reginę i z powrotem na pana Riddle'a. - ...Thomasie, posłuchaj. Znałem osobiście Morganę Le Fay i wiem, że nie ma dobrych zamiarów. Ona i jej siostra nauczyły Salazara czarnej magii i manipulowały nim tak, by w końcu po kilku latach zabił Godryka i jego siostrę. Morgana zrobi wszystko, by zniszczyć ponownie przyjaźń czwórki Założycieli. Jeśli twierdzisz, że jedynym rozwiązaniem jest to, by zaufać tobie poprzez Morganę zrobimy tak jak mówisz, ale możemy też użyć, któregoś z Założycieli lub Merlina, ale wątpię, by to się udało. - oznajmił.
- Dlaczego? - spytał Harry.
- Dlatego, że pierścienia może użyć tylko Morgana lub osoba bliska sercu, której potrzebne jest jej ciało. Jednak Morgana potrzebuje ciała, by użyć pierścienia dlatego potrzebny jest do tego nasz ojciec. Problem polega na tym, że jest Mugolem i potrzebuje do tego magii. - wyjaśnił Voldemort.
- Niekoniecznie. - odezwał się pan Riddle.
- Jak to? - spytali wszyscy.
- Morgana potrzebuje ciała Meropy, by w niego wejść i użyć tym samym swojego pierścienia. Potrzebuje też Eliksiru Wskrzeszenia, aby ożywić jej ciało. Kogoś bliskiego sercu, czyli Merlina, oraz czegoś co jest esencją magii, ale z zewnątrz wygląda nie pozornie. Morgana mówi, że to może być jakiś przedmiot lub część osoby. Coś co jest magiczne i nie potrzeba do tego zaklęcia. To jest tak zwany Rytuał Przywracający Życie. - wyjaśnił.
- Rozumiem... - odezwał się Percy. - ...Czy chcesz nam uświadomić, że aby pokonać Morganę trzeba ją przywrócić do życia tak jak Voldemorta do ciała? - spytała Regina.
- Tak. - odpowiedział pan Riddle.
- A skąd pan wie jak ciało Riddle'a zostało przywrócone do normalności? - spytał Harry.
- Morgana mi powiedziała. W przeciwieństwie do Reginy, która przewiduje przyszłość, Morgana obserwuje przeszłość. Opowiedziała mi wszystko o was. - wyjaśnił.
- Ach tak. - szepnął Harry.
- O, nie! - krzyknęła Regina nagle coś sobie przypomniawszy.
- Co się stało? - spytał Percy. Kobieta zwróciła się do niego w innym języku, a dokładniej w języku polskim, tak by nikt ich nie zrozumiał, a szczególnie jej ojciec.
- Przypomniało mi się, że zostawiłam Potterów i Remusa Lupina w Dolinie Godryka razem aurorami! Miałam im przysłać jakiegoś wampira, by przysłał tutaj aurorów i nas uratowali oraz odesłali z powrotem do domu. - wyjaśniła. Percy spojrzał na nią.
- Trzeba kogoś tam podesłać i to jak najszybciej. - oświadczył również w tym języku.
- Znasz język polski? - spytał Harry.
- Tak... - odparł. - ...Musisz się go nauczyć, Harry i to jak najszybciej... - odpowiedział w języku angielskim. - ...Regino, z kim tam poszłaś? - spytał w języku polskim.
- Z panną Hamilton. - odparła także w tym języku wskazując na wampirkę.
- Rozumiem. Więc Shmit tam pójdzie... - następne zdanie powiedział już w innym języku. - ...Shmit, idź z Peterem do Doliny Godryka nr 12. Są tam Potterowie, Lupin i paru aurorów. Wyjaśnijcie im sytuację... - kolejne zdanie powiedział już po angielsku zwracając się do Czarnego Pana: - ....Voldemort, wybacz, że przejmę w twoim zamku inicjatywę dowodzenia, ale to jest w tym momencie konieczne. - oświadczył.
- Ale o co chodzi? - spytał w wężomowie. Percy westchnął teatralnie.
- Chodzi o to, że Regina w tym całym rozgardiaszu powiadomiła aurorów, a oni są teraz nam nie potrzebni. Będą nam zawadzać w obecnej sytuacji... - wyjaśnił w mowie węży, by Thomas nie zrozumiał o czym rozmawiają, gdyż wiedział, że Morgana nie rozumie żadnego z tych języków. - ...Dochodzi jeszcze próba Harry'ego. No właśnie! Alia. Prosiłbym cię byś ją szczególnie wypuścił oraz Petera Pettigrew, Marthę Gaunt, Hantora Pohatra, Cyryla Shmita, swoją siostrę, mnie, a także Blair Hamilton, jej ojca i Harry'ego. - oświadczył.
- Co wy jesteście tacy uparci na moją kuzynkę? - spytał tym razem po angielsku.
- Bo ona jest ważna dla mnie. - odezwała się Martha. Voldemort spojrzał na nią.
- Ty jesteś Martha Gaunt? - spytał.
- Tak. - odpowiedziała.
- Jesteś spokrewniona z Morfinem Gauntem? - spytał.
- Tak. To mój pradziadek. Morfin Gaunt miał syna Michaela, a on miał córkę Aliannę. Ja jestem jej córką. Przybywam z królestwa wampirów, gdzie czas płynie inaczej. - wyjaśniła.
- Ach tak. - mruknął.
- Dobra. Voldemort, możesz odwołać swoich ludzi? Oni też będą nam zawadzać. - poprosił Percy.
- Pod warunkiem, że ty odwołasz swoich. - oświadczył.
- A czy ty po tym wszystkim wypuścisz tych, których ja wymieniłem? - spytał. Voldemort zmrużył oczy po czym zaczął chodzić w tą i z powrotem ze skrzyżowanymi rękoma z tyłu i myślał, co chwilę zatrzymując się i zerkając na Percy'ego.
           W końcu po kilku minutach odparł:
- Dobrze. Zgoda,... - Percy uśmiechnął się. - ...ale... - uśmiech Percy'mu zrzedł. - ...dopiero jak skończymy to, co mamy zrobić i jak Potter skończy swoją próbę. - oznajmił.
- A co z Teronitem? - spytał Harry.
- A no tak. Jest on potrzebny. Dobra. On pójdzie z nami. Malfoy! - zawołał do Lucjusza. Ten przybył natychmiast.
- Tak, panie? - spytał skłoniwszy się przed nim.
- Odwołaj wszystkich. Niech wracają do domów. Wampirów też. Niech zostaną tylko strażnicy... - rozkazał. Malfoy trochę zdziwiony ruszył ku Śmierciożercom i przekazał im rozkazy od ich pana, po czym oddalili się. - ...Przejdźmy do mojego gabinetu. - powiedział zimnym głosem. Zaprowadził ich dwa piętra wyżej. Weszli do jednego z pokoi. Był on duży i przestronny.
- Wow! - zawołali wszyscy.
- Jeszcze tu nie byłem. - powiedzieli jednocześnie Harry i Percy.
- Nie byłeś? - spytał Voldemort Percy'ego.
- W sensie w tym gabinecie. - poprawił się Percy.
- Ach tak. Rozumiem. Dobra, przejdźmy do rzeczy. Levender, kogo potrzebujesz od siebie do połączenia pierścienia Morgany? - spytał.
- Przepowiednia mówi o trzech osobach. Z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. Ja właściwie, pochodzę z każdych z tych czasów, ale bardziej pasuję jako Podróżnik W Czasie, czyli do drugiej części przepowiedni. - wyjaśnił.
- Jak brzmi ta przepowiednia? - spytała Martha.
- Też się nad tym zastanawiam. - odezwał się Voldemort. Wszyscy spojrzeli na Percy'ego w oczekiwaniu, że im wyjaśni tą zagadkę. Ten spojrzał na każdego z osobna. Nie miał wyboru jak wyrecytować przepowiednię. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić.
- "Gdy na nieboskłonie pojawią się trzy gwiazdy Amberlis przy sierpie księżyca dwa dni później Czarny Pan wychyli zdolność swą, po czym spróbuje zawładnąć światem! Nikt nie da mu rady! Tylko Moc Mrocznej Duszy pokona go. Jednak od wieków jest podzielona na trzy kamienie rozproszone po świecie. By złączyć trzy części pierścienia Morgany potrzeba: odwagi, mądrości i żywiołów natury. Tylko Wybraniec Losu może go odnaleźć. Tylko Wybraniec może go zniszczyć. I tylko Wybraniec może pokonać Czarnego Pana! Ale tylko trzy osoby mogą złączyć pierścienie! Mroczna Kochanka Z Przeszłości. Podróżujący W Czasie Wybraniec. I Bliźniak Duchowy będący synem Czarnego Pana. Czy podzielone kamienie zostaną połączone, mimo że Wybraniec i ostatni Czarny Pan są wrogami? I czy ojciec ostatniego Czarnego Pana przezwycięży kontrolującą go czarownicę?" - wyrecytował Percy.
- Kto jest Bliźniakiem Duchowym Teronita? - spytał z zaskoczeniem Voldemort. Percy spojrzał na niego z równym zaskoczeniem, po czym na Harry'ego i znowu na Voldemorta.
 - Alina Anderson. - odparł.
- Co? A kto to? - spytał.
- Ee... - zająknął się.
- To moja kuzynka ze strony matki... - wtrącił się Harry. - ...Moja matka ma brata Aidrene'a Evansa, ale nie wiadomo dlaczego zmienił nazwisko na Anderson... - powiedział szybko, aby mu nikt nie przerwał. - ...Kiedyś więziłeś tu Julie Anderson. To jego żona i matka chrzestna Jacka, a także matka Aliny. - wyjaśnił.
- Ach, teraz pamiętam. Twego brata także. Dobra, wracajmy do sprawy... - podszedł do kominka i wrzucił garść Fiuu w płomienie i zawołał w ich kierunku: - ...Teronit! Przyjdź do mojego gabinetu. Tylko nie bądź zaskoczony widokiem osób, które tam będą... - dodał. Następnie usiadł w swoim fotelu za biurkiem. - ...Usiądźcie. - powiedział.
- Nie. Postoję. - powiedzieli jednocześnie Harry i Percy. Coraz częściej byli zgodni.
- Ja także. - oświadczyła Martha.
- Ja usiądę. Padam z nóg. - westchnęła Blair. Już siadała, ale Martha ją powstrzymała. Wyjaśniła jej cicho dlaczego nie powinna tego robić. Blair natychmiast wstała.
- Więc ja także postoję. - powiedział Cyryl słysząc rozmowę dziewcząt.
- To ja również. - oświadczył Hantor.
- Bardzo dobrze. - powiedział Voldemort.
- Dlaczego nie chcecie usiąść? - spytał pan Riddle.
- Bo te fotele są pułapkami. Gdybyśmy w nich usiedli, a Voldemortowi by się coś nie spodobało przywiązałby nas do tych foteli. - wyjaśnił Harry.
- I nie tylko... - wtrącił Percy. - ...Znam te fotele. Używał ich Gridenwald... - oznajmił. Widząc jednak zainteresowanie na twarzach towarzyszy dodał: - ...Przypadkiem byłem u niego i wpadłem w pułapkę. Nie tylko przywiązał do fotela, ale także potraktował prądem i jakimś zaklęciem, a tylko siedziałem w fotelu. - wyjaśnił. Nagle do gabinetu ktoś zapukał.
- Wejdź, synu. - zawołał Voldemort. Hantor i Blair, którzy stali przy drzwiach odsunęła się szybko.
- Wzywałeś mnie, ojcze? - spytał chłopak.
- Tak. Rozejrzyj się i bądź spokojny. - poradził.
- Dlaczego mam się rozejrzeć? I czemu mam być spokojny? - spytał rozglądając się. Nagle zobaczył wielu ludzi. Marthę, Percy'ego, Shmita, Hantora, Blair i jej ojca, pana Riddle'a oraz Harry'ego.
- Potter? Co tu robisz? - spytał wyciągając różdżkę.
- Teronit! Schowaj różdżkę! - zawołał jego ojciec, gdy ten celował różdżkę w Wybrańca.
- Ale ojcze! - zawołał Teronit.
- Bez dyskusji, chłopcze! Oni są nietykalni! Wyjaśnię ci dlaczego, ale usiądź! I to już! - krzyknął.
- Tak, ojcze. - powiedział chłopak zwieszając głowę i usiadł posłusznie w fotelu przed biurkiem.
- Zbliżcie się. Nie musicie siadać, ale się zbliżcie. - poprosił Voldemort do reszty zgromadzonych w pomieszczeniu.
- Czy mi się wydaje, Tom, że on jest twoim synem? - spytał pan Riddle.
- Tak... - odpowiedział. - ...Na moje nie szczęście jego matka nazwała go moim imieniem. Ma bliźniaka, którego nazwała po moim dziadku. - wyjaśnił.
- To dlatego tak się nazywają. Teraz rozumiem. - zamyślił się Harry.
- Dobra, nie ważne. Mam wyjaśnić synowi czemu go wezwałem. - oświadczył.
- W porządku. - powiedział Percy.
          Tak więc Voldemort po kolei opowiadał o, co chodzi. Czasami coś Percy lub Harry czy pan Riddle dopowiadali.
- No dobrze, ale kim on jest? - spytał pokazując na pana Riddle'a.
- To mój ojciec, czyli twój dziadek. - odpowiedział Voldemort.
- Jak to? Przecież go zabiłeś. - stwierdził.
- Przywróciłem go do życia dzięki Eliksirowi Wskrzeszenia. - odezwał się Harry.
- I dzięki, któremu przywrócimy także twoją babcię, ale potrzebujemy jej ciała oraz magicznego przedmiotu. - powiedział pan Riddle.
- Wiem! - zawołał Harry.
- Co wiesz? - spytała Martha trzymając się za pierś w okolicach serca, bo tak Harry ją przestraszył nagłym krzykiem. Harry zdjął z lewego palca pierścień i pokazał go.
- Dostałem go od Merlina. Gdy byłem u elfów ukazywał mi drogę jak przechodziłem przez labirynt. - wyjaśnił.
- To może się udać. - powiedział pan Riddle w zamyśleniu.
- Więc co teraz? - spytała Blair.
- Teraz musimy iść po ciało Meropy. Potter, gdzie masz Eliksir Wskrzeszenia? - spytał starszy mężczyzna.
- Tutaj. - odparł wyjmując fiolkę zza pazuchy.
- Dobrze. Synu, jest jakieś miejsce, które nadaje się na rytuał? - spytał Voldemorta.
- A czy to wymaga kotła i wody? - spytał Tom II.
- Morgana mówi, że tak. I że to musi być na świeżym powietrzu. - odparł.
- To mów tak od razu! Idziemy na zewnątrz. Teronit, idź do pracowni Snape'a i weź kociołek i ingrediencje. - nakazał.
- Tak jest, ojcze. - powiedział.
- Teronit, zaczekaj... - pan Riddle zatrzymał go w połowie korytarza. - ...Weź jeszcze te składniki. - poprosił dając mu małą kartkę z listą składników.
- No dobrze. - powiedział.
- Możemy iść. - powiedział wróciwszy do Percy'ego i reszty.
Nieco później...
          Ktoś deportował się po ciało Meropy Gaunt-Riddle. Pan Riddle przygotował wodę w kociołku. Czekał na Teronita ze składnikami do eliksiru. Harry też był gotowy ze swoim eliksirem i pierścieniem.
- Harry, mam złe przeczucia co do eliksiru Thomasa. - odezwał się szeptem Percy.
- Jak to? - spytał Harry.
- Widzisz, Harry Thomas dał kartkę Teronitowi. Sądzę, że były tam składniki do innego eliksiru. Jeśli są to składniki, o których myślę to jesteśmy w niebezpieczeństwie. I to poważnym. - wyjaśnił.
- Ale co masz na myśli? - spytał.
- Mam na myśli to, że lista składników, które dał pan Riddle swemu wnukowi są wzmocnieniem do Eliksiru Wskrzeszenia. Jak wiesz, twój eliksir może ożywiać zmarłych czyniąc ich jednocześnie nieśmiertelnymi. By Morgana nie weszła do ciała Meropy i zawładnęła jej ciałem oraz uśpić jej świadomość musisz z nią porozmawiać z dala od Thomasa . Z drugiej strony bez Morgany i mocy Mrocznej Duszy nie możemy pokonać Voldemorta. - wyjaśnił.
- Więc co robimy? - spytał Harry.
- Musimy skontaktować się ze świadomością Meropy, by użyła Żywiołu Miłości. - wyjaśnił Percy.
- Żywiołu Miłości? - zdziwił się.
- Tak. Ten żywioł ukazuje się przeważnie co drugie pokolenie lub można się go nauczyć jeśli ma się ogromną moc i jest się dobrym jak ty... - wyjaśnił. - ...O rety, spójrz. Teronit idzie... - wydyszał widząc bruneta. - ...Chodź... - podeszli do kociołka. - ...Teronit, pokaż tę listę... - poprosił Percy.  Przejrzał ją szybko i przeraził się. - ...O w mordę balans!... - spojrzał na fiolkę w ręku pana Riddle'a. - ...Nie! - krzyknął i wyrwał ją mu z ręki.
- Co robisz? - spytał oburzony.
- Zgłupiałeś?... - zawołał. - ...TY chcesz ożywić Morganę i pozwolić, by świadomość Meropy była uśpiona?! - wrzasnął.
- Jak to? - spytał pan Riddle.
- O co chodzi? - rozległ się głos Voldemorta.
- Spójrz. - pokazał mu listę. Po chwili Voldemort spojrzał na Percy'ego.
- Nie rozumiem o co chodzi. - powiedział.
- No tak. Nie znasz składu Eliksiru Wskrzeszenia... - machnął różdżką i przywołał odpowiednią księgę. Otworzył na odpowiedniej stronie i pokazał skład. Voldemort przeczytał go. Po kilku chwilach wytrzeszczył oczy i spojrzał na ojca. Podszedł do niego i wyciągnął różdżkę, ale Percy chwycił jego szatę i pokręcił przecząco głową na znak, by tego nie robił. - ...Nie rób tego, proszę. On nie zna takiego bólu. Poza tym jest nieśmiertelny. Im częściej będziesz rzucał zaklęcia torturujące na nieśmiertelnych, którzy wypili Eliksir Wskrzeszenia, tym coraz więcej nieśmiertelności z nich zejdzie. Rzucisz w nich Avadą nie zabijesz ich, ale tylko osłabisz nieśmiertelność. Jednak im częściej to będziesz robić tym bardziej będziesz ich osłabiać aż w końcu skonają. - wyjaśnił.
- Kiedy będę wiedzieć, że są bliscy śmierci? - spytał Voldemort. W jego głosie słychać było podniecenie.
- Wokół ich ciał pojawi się kolorowa poświata, ale w ostatnich chwilach życia pojawi się na chwilę błękitna... - wyjaśnił. - ...Nikt jej nie widzi, prócz tych, co wypili ten eliksir, gdyż oni widzą kolor błękitny tego eliksiru, a dla nas mieni się kolorami tęczy. - wyjaśnił.
- Więc czemu moi rodzice nie mienią się kolorami tęczy? - spytał Harry.
- Bo chodzi tu o eliksir... - zaczął. - ...Po wypiciu go mieni się błękitnym kolorem, a dla nas on jest niewidzialny, co świadczy kolor eliksiru. Wokół ciała ludzi, którzy go wypili jest błękitna poświata. My ją widzimy ją jako barwę koloru tęczy, która jest widoczna w kociołku, gdy ważymy eliksir. Dla tych, co wypili ten eliksir widzą oni błękitną poświatę, a my jej nie widzimy, bo jesteśmy śmiertelni. - wyjaśnił.
- Ale ja jestem nieśmiertelny! - przypomniał mu ostrym tonem Voldemort. Percy westchnął cierpliwie.
- Wiemy, ale ty stworzyłeś Horkruksy, a to jest tylko czarna magia. Eliksir Wskrzeszenia to jest połączenie wielu dziedzin i rodzaju magii. Nie tylko czarnej, ale także białej, druidzkiej, elfickiej, wampirzej oraz dodatek ziół i fragmentów stworzeń. - wyjaśnił. W tym samym czasie żadne z nich nie zauważyło, że pan Riddle wlewał do kociołka składniki, które przyniósł mu jego wnuk. Percy zajmował się rozmową z Harry i Voldemortem. Pierwszy, który zauważył co robi Thomas Riddle to jego syn.
- Hej! - krzyknął i chwycił go za nadgarstek. Niespodziewanie Tom II krzyknął. Cofnął się i zgiął się wpół.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Moje kości! - jęknął nie swoim głosem. Percy machnął ręką i po chwili Voldemort odetchnął z ulgi.
- Co się tak właściwie stało? - spytał Percy próbując go nie dotknąć, ale próbując pomóc mu wstać.
- Ojciec wkłada składniki! Właśnie włożył serce Ognistego Smoka! Chwyciłem go za nadgarstek, aż nagle wszystkie kości jakby się poruszyły zadając mi ogromny ból! Większy od eliksiru, który ma Snape w swojej pracowni. - wyjaśnił.
- Kości?... - zdziwił się Percy. Riddle kiwnął w milczeniu głową. - ...Czy wasze skóry się zetknęły?... - spytał z nie małym zaskoczeniem. Ten kiwnął milcząco głową. - ...Zaraz wracam! Pilnujcie go! - zawołał wskazując na Riddle'a seniora. Deportował się. Wrócił po kilku chwilach z Peterem. - ...Chciałbym coś sprawdzić... - zaczął. Podszedł do pana Riddle'a i chwycił za ramię i poprowadził go siłą do Voldemorta. - ...Wyjaśnię o co chodzi. Jest takie czarno magiczne zaklęcie, które umożliwia powrót do ciała pod warunkiem, że masz wrogów, zmarłego ojca i wierne sługi, które odetną dla ciebie nawet głowę czy rękę. No i jest się pół żywy oraz jest czarnoksiężnikiem takim jak Voldemort... - wyjaśnił panu Riddle'owi. - ...A, i na tyle odważny by użyć tego zaklęcia. - wyjaśnił na koniec.
- "Lub szalony" - przekazał telepatyczny komentarz Harry. Percy tylko uśmiechnął się półgębkiem.
- Zaklęcie trzech potężnych składników. Ciało, krew i kość. - stwierdził pan Riddle.
- Tak. - potwierdził Percy.
- Ojcze, skąd ty...? - zaczął Voldemort, ale ten odpowiedział na niedokończone pytanie syna.
- Morgana mi wyjaśniła telepatycznie. To ona wymyśliła ten eliksir i zaklęcie. - wyjaśnił.
- Percy, co chciałeś sprawdzić? - spytał Peter.
- Dzięki za przypomnienie, Peter. Voldemort, posłuchaj, to co teraz chcę sprawić może ci sprawić ból. Tą trójkę wykorzystałeś do stworzenia ciała i odzyskania mocy. Po przywróceniu ciała oraz mocy i dotykając Harry'ego sprawiałeś mu ból nie zadając sobie bólu. Jednak, gdy dotknąłeś skóry ojca spowodował tobie ból. Nie wiem czemu. Pamiętasz co się stało w Dolinie Godryka za drugim razem, gdy tam byłeś? Albo mi się wydawało, albo moc miłości osłabiła cię tak, że Harry'ego i mnie mniej bolała blizna. Czułem mniejszy ból. Harry, jak duży ból czułeś, gdy Voldemort cię dotykał po wizycie w twoim domu? Czy taki sam jak wtedy na cmentarzu? - spytał. Harry zastanowił się przez chwilę.
- Jeśli się nad tym tak teraz zastanowić... to rzeczywiście od tamtego czasu czułem słabszy. Dał się znieść. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Proszę by każdy z was po kolei podchodził do Voldemorta i dotknął jego ciała... - oświadczył. - ...A ty się na to zgodzisz. Chcę sprawdzić czy to działa. Czy działa ból na ciebie w odwrotną stronę poprzez dotyk. - wyjaśnił Percy patrząc ostro na Voldemorta.
- Ale Percy... - odezwał się Harry. - ...Jeśli ja dotknę Voldemorta ty też to poczujesz. - zmartwił się.
- Nie przejmuj się... - powiedział kręcąc głową. - ...Nic mi nie będzie. Poza tym oto właśnie chodzi. - oświadczył.
- Co? - zdziwił się Voldemort.
- Chodzi o to, żeby najpierw sprawdzić czy pojedynczo odczuwasz od nich ból, a jeśli nie, to niech cię dotkną jednocześnie. - wyjaśnił. Wszyscy czterej spojrzeli najpierw na Percy'ego ze zdziwieniem, a potem po sobie. Tak zrobili. Jakie było ich zdziwienie, że tylko Voldemort poczuł ból, a Harry nie.
- Jak to możliwe, że nic czuję? - spytał Harry patrząc na swoją dłoń. Percy uśmiechnął się.
- Nie czujesz, bo ja tu jestem. Dwóch Harrych nie może istnieć w tym samym czasie, gdy chodzi o ból takiej magii... - wyjaśnił. - ...Teraz dotknijcie go jednocześnie... - poradził. - ...Pamiętajcie: musi być to w tej samej mikro sekundzie... - wyjaśnił, po czym dodał telepatycznie:
- "Myślcie o bólu jaki chcecie mu zadać. Im bardziej o tym myślicie, tym większy on odczuje ból" - dodał telepatycznie. Tak zrobili, chociaż pan Riddle z pewny oporem. Nagle Voldemort zaczął krzyczeć i się cofnął. Patrzył na nich z lekkim strachem. - ...Fajna sztuczka, co nie? - spytał Percy z figlarnym uśmiechem godnym Huncwota.
- Taa, bardzo zabawne... - warknął na niego. - ...Prawie zawału nie dostałem przez ten ból! - wrzasnął na Percy'ego chwyciwszy go za poły szaty.
- Też mi coś. - prychnął.
- Uspokójcie się obaj!... - zawołał Harry. - ...Voldemort! Twój ojciec znowu siedzi przy kociołku! - dodał. Harry miał rację. Pan Riddle wkładał właśnie przed ostatni składnik. W tym momencie ktoś się aportował. To był Teronit, a przyniósł trumnę. Położył ją na ziemi. Wszyscy zgromadzili się wokół niej, nawet Voldemort. Ten ostatni wyciągną rękę przesuwając koniuszkami palców wieko, po chwili otworzył ją. W środku były zgniłe szczątki. Po ubraniu można było poznać, że była to kobieta.
- Percy, czy możesz przywrócić ciało tym szczątkom? - poprosił Harry. Wszyscy spojrzeli na Harry'ego, a potem na Percy'ego.
- Umiesz to zrobić? - spytał Voldemort.
- Tak. Robiłem to nie raz... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...Ostatnim razem zrobiłem to, gdy przywracałem do życia osoby, które Harry miał na liście, którą dała nam Alina Anderson. Było to wtedy, gdy warzyliśmy Eliksir Wskrzeszenia. Tak naprawdę składniki tego eliksiru zostały odkryte jeszcze przed Merlinem, Morganą i jej siostrą. Było to już w czasach, gdy magia stawiała swoje pierwsze kroki. Tak mi opowiadał Merlin. - wyjaśnił.
- To znaczy, że ty przybyłeś tutaj przed tym jak Założyciele Hogwartu się narodzili? - spytał Voldemort.
- Tak... - odparł z lekkim uśmiechem. - ...Poznałem Merlina, Morganę oraz Panią Jeziora... - wyjaśnił. - ...A także wszystkie magiczne stworzenia. - oświadczył.
- Przepraszam, że przeszkadzam, ale prosiłbym pana Pottera o Eliksir Wskrzeszenia i jego pierścień. - odezwał się pan Riddle. Harry, Percy, Voldemort i Peter spojrzeli na niego, po czym reszta spojrzeli na Harry'ego.
- Co? - spytał głupio Harry.
- Daj mu je. - szepnął Percy.
- Ale Percy... nie możemy dopuścić, by Morgana wróciła! - zawołał. Nagle pan Riddle podszedł do każdego z nich z wyjątkiem Harry'ego i wypowiedział jakieś słowa. Brzmiało jak zaklęcie.
- Zabierzcie mu Pierścień Poszukiwań i Eliksir Wskrzeszenia. - rozkazał. Chwilę potem wszyscy trzej zaczęli się zbliżać do Pottera. Nie panowali nad sobą.
- O nie... - wyszeptał. Musiał się zastanowić co robić. Spojrzał na mroczny budynek. Piekielny Dwór... Pobiegł tam.
          Biegł ile sił w nogach do budynku. Znalazł tam Reginę, Shmita, Hantora, Marthę i Blair.
- Pomóżcie mi! - krzyknął.
- Co się stało? - spytał Hantor.
- Pan Riddle został opętany przez Morganę. Rzucił jakieś zaklęcie na Percy'ego, Petera i,... nie uwierzycie, ale i na Voldemorta! Idą tu!... - zawołał słysząc szybkie kroki. - ...Musimy się stąd wydostać i to jak najszybciej! Nie mogę się teleportować bez rodzeństwa! Blair, Martho, Cyrylu, Hantorze, musicie mnie przenieść do królestwa wampirów. - ...Szybko! - zawołał w panice.
- A co z moją matką? - spytała Martha.
- No tak... Alia... - jęknął. - ...Dobra. Mam pomysł. Odszukam ją poprzez "Sokoli Wzrok". Osłaniajcie mnie... - powiedział. Harry zacisnął oczy i otworzył je. Patrzył swoim "Wzrokiem" wszędzie. Spojrzał w kierunku lochów. Zobaczył ją prawie na samym końcu lochów. - ...Mam. Wiem, gdzie jest... - powiedział, gdy zacisnął oczy i ponownie je otworzył. - ...Idziemy. - Pobiegli do lochów. Na pierwszym piętrze natknęli się na Petera, Voldemorta i Percy'ego.
- Ich tu brakowało. - warknęła Blair. Wyciągnęła różdżkę.
- Stop. Ja to załatwię. - zamknął oczy i ułożył ręce w geście modlitwy.
- Uważajcie! Szykuje się do ataku powietrznego! - zawołał Percy.
- Osłaniajcie Harry'ego! - zawołała Martha. Ledwo dziewczyna wypowiedziała jego imię, gdy Harry krzyknął:
- Ostakoli Riħ! - W tym samym czasie co Percy. Jednak Harry był szybszy. Voldemort, Peter i Percy zostali odrzuceni kilkanaście metrów w tył. - ...Szybko! Zanim dojdą do siebie trochę minie czasu! - zawołał Harry. Pobieli dalej.
- Co to było za zaklęcie? - spytała Regina biegnąc obok niego.
- Percy ci powiedział. Zaklęcie Powietrzne. To z dziedziny żywiołów natury, a konkretniej - powietrza. Nie jest to groźne zaklęcie. Odpycha przeciwnika na kilka metrów w tył. Im silniejsza koncentracja tym silniej i dalej odrzuci przeciwnika ogłuszając go. - wyjaśnił. Gdy znaleźli się w lochach korytarz w nich był długi i wąski z wieloma drzwiami po obu stronach.
- Teraz gdzie? - spytała Blair.
- Do samego końca... - odpowiedział Harry. - ...Zaświećmy różdżki i niech ktoś zamknie drzwi, by oni tu nie weszli. - rozkazał.
- Ja to zrobię... - powiedział Shmit. - ...Znam się na barierach. Zrobiłem tą przy granicy królestwa króla Ralpha. Na pewno nie przejdą. - oznajmił.
- Dobrze. Zrób to. - poprosił Harry.
          Szli korytarzem przez kilka minut aż w końcu Martha się odezwała zadając nurtujące pytanie:
- Harry? - odezwała się.
- O co chodzi? - spytał.
- Czy wiesz jak można zdjąć zaklęcie z Percy'ego, Voldemorta i Petera, które rzuciła Morgana, skoro tylko Voldemort mógł je zdjąć swoim śpiewem i graniem? - spytała.
- Nie wiem. Może chodziło tu melodię? Albo gitarę? Albo może o...
- Albo Slytherina? - podpowiedziała mu Blair.
- Co? - spytali wszyscy.
- No nie! Nie znacie tej opowieści? Salazar też kochał się w Morganie, ale Morgana zdradziła go i zakochała się w Merlinie. To znana historia. - oświadczyła.
- Doszło do walki między nimi.... - wymamrotał Harry zaczynając kojarzyć fakty z przeszłości Levendera. - ...Wykorzystała Salazara do swoich celów tak, jak teraz robi to z panem Riddlem. Wykorzystuje go, by osiągnąć swój cel. - powiedział Harry i zatrzymał się.
- Co się stało, Harry? - spytała Martha.
- Zdałem sobie sprawę, że pomagam Morganie. - powiedział jak w transie patrząc w jeden punkt.
- Harry, musisz to zrobić. Musisz iść po Alię i sprowadzić ją z powrotem do królestwa Ralpha. On ci da trzecią część pierścienia. Połączycie je i będzie wszystko dobrze. - pocieszała go Martha.
- Nie. Nie będzie dobrze. Morgana przejmie kontrolę nad światem.
- Nie. Nie przejmie kontroli. - rozległ się czyjś głos. Spojrzeli w stronę wyjścia. Zobaczyli Voldemorta, Petera i Percy'ego.
- Jak to: nie przejmie kontroli? - spytał Harry celując w nich różdżką. Reszta zrobiła to samo.
- Bo ja jej w tym przeszkodzę... - Riddle wyszczerzył zęby. - ...Morgana jest pod wpływem mocy Mrocznej Duszy, a ona kontroluje mego ojca. Nie wybaczę jej tego! To gorsze niż to, co ja robię. - odezwał się Voldemort. - "Nie do wiary!" - pomyśleli jednocześnie Regina, Harry, Martha, Blair, Hantor i Cyryl.
- By wyzwolić ją z pod jej wpływu potrzebna jest muzyka i śpiew osoby, która zna czarną magię. Jednak na początku nie była świadoma swoich umiejętności i jest związana z osobą, która znała Morganę. - wyjaśnił Percy.
- Miał talent muzyczny, który odkrył w latach młodzieńczych. Jest dziedzicem Slytherina. A przede wszystkim był znany za swoich szkolnych lat od innej strony. - zakończył Voldemort wyjąwszy gitarę i tu poruszył delikatnie strunami gitary. Brzmiała inaczej niż jego gitara. Poczuli przyjemny wiatr we włosach.
- Mam jedno pytanie. - odezwał się Harry.
- Tak? - spytał Voldemort dalej poruszając delikatnie strunami swojej gitary.
- W jaki sposób wyzwoliliście się spod wpływu Morgany? - spytał.
- No właśnie: Jak? - spytała Martha. Percy i Voldemort wyszczerzyli do nich zęby.
- Ni jak. - zaśmiał się Percy.
- Czarny Pan był silny magicznie i wyzwolił się pierwszy. A potem pomógł nam się wyzwolić. - wyjaśnił Peter.
- Voldemort... pomógł wam?! - spytał Harry swego przeszłego Ja.
- Owszem... - odparł Percy. - ...Byliśmy kiedyś przyjaciółmi. - dodał.
- Cieszę się. - odezwała się Regina z uśmiechem. Voldemort też się uśmiechnął.
- Dobra, idźmy... - warknął trochę zirytowany Riddle. Więc poszli do przed ostatniej celi. Wewnątrz celi była Alianna. Harry otworzył drzwi celi, pobiegł do niej i zabrał przyjaciółkę. Dziewczyna przestraszyła się, gdy zobaczyła postać Voldemorta. - ...Spokojnie. Zaraz ci wyjaśnię czemu tu jest. - uspakajał przyjaciółkę.
          Harry wyjaśniał pokrótce o, co chodzi. Wspomniał też o próbach, więc musiał też powiedzieć o pierścieniu Morgany i panu Riddle'u i to, co robi z nim Morgana.
- Chcesz mi powiedzieć, że jego ojciec chce wskrzesić Morganę i potrzebuje do tego ciała swojej żony? - podsumowała kobieta.
- Nie do końca. Ja uważam, że pan Riddle jest opętany przez Morganę. - wyjaśnił Harry.
- Och. - wyrwało się dziewczynie zakrywając usta.
- Muszę cię odtransportować do królestwa wampirów. - oświadczył.
- Harry, my to zrobimy. - zaproponował swoją pomoc Percy.
- Nie. Wszyscy pójdziemy. Voldemort ze swoim ojcem i Peterem zostaną tutaj. Tylko go nie zabij, Voldemorcie. Regina, Percy, Martha, Cyryl, Hantor i Alia, pójdą ze mną. Pan Riddle sobie tu poczeka aż wrócę. Muszę wrócić po trzecią część pierścienia. Bez niego Morgana nic nikomu nie zrobi... - oświadczył. Czerwonooki zmrużył oczy ze złości. Skrzyżował tylko ręce. Harry tylko się cicho zaśmiał. - ...Chodźmy. - Wszyscy, których wymienił Harry wzięli się za ręce i deportowali się.

~~*~~

Inna część kraju...
          Pojawili się przed obliczem króla Ralpha. Najwyraźniej wampiry umiały omijać te wszystkie bariery albo bariera osłabła tak bardzo, że mogli aportować się tu bezpośrednio.
- Pan Potter? Wrócił pan. Bardzo się cieszę. Och panna Hamilton, pan Levender, pan Shmit, panny Gaunt, oraz pan Pohatr, ale tej nie znam. Kim pani jest? - spytał zauważywszy Reginę. Kobieta wystąpiła. Skłoniła się przed królem.
- Witaj panie. Jestem Regina Meropa Kasandra Hoof. - przedstawiła się.
- Skąd pochodzisz, panno... - urwał, gdyż kobieta mu przerwała mówiąc:
- Pani. Hoof to po mężu. Moje panieńskie nazwisko to Riddle, panie. - wyjaśniła.
- Jesteś spokrewniona z Tomem Marvolo Riddlem znanym też jako Lord Voldemort?? - spytał.
- Tak. To mój brat-bliźniak. - odpowiedziała. Poruszenie wśród zgromadzonych wampirów.
- Uspokójcie się! To nie jest ważne z kim jest pani Hoof spokrewniona. Teraz ważne jest to, że Harry Potter uratował Aliannę Gaunt i przyprowadził całą i zdrową! Pani Hoof, może pani odejść. Panie Potter, podejdź, proszę... - poprosił. Harry zbliżył się. - ...Opowiedz nam jak zdołałeś wyzwolić Aliannę z rąk Voldemorta? - spytał. Harry nie wiedział co powiedzieć. Jeśli powie, że po prostu poszedł do lochów i ją wyprowadził nie zaliczy próby. Trzeba też jakoś wyjaśnić tak długą nieobecność.
- Panie, jeśli pozwolisz... - odezwał się Percy klęcząc tuż przed tronem króla. Mężczyzna kiwnął głową na znak, że się zgadza. - ...Mogę pokazać co się działo w Piekielnym Dworze. Tylko proszę nie wyciągać pochopnych wniosków, gdyż Harry bardzo się starał. Było wiele przeszkód i trudności na naszej drodze. - wyjaśnił.
- No dobrze. Pokaż. - powiedział król.
- Dziękuję. Przybądź Elyon! - ostatnie słowa zawołał w innym języku. Przed nim pojawiła się kobieta o blond włosach.
- Witaj, Percy. - przywitała się.
- Witaj, Elyon. Chcę byś pokazała nam wszystkim co się działo nie dawno w Piekielnym Dworze i na jego terenach. - poprosił.
- Dobrze... - kobieta wyszła na środek pomieszczenia i rozłożyła ręce wyczarowując nimi ogromny ekran, po czym stanęła obok Percy'ego. - ...Na twój znak. - poinformowała.
- Czy jesteście gotowi zobaczyć to jeszcze raz?... - spytał Percy przyjaciół. Ci spojrzeli po sobie, po chwili kiwnęli głowami. - ...Elyon, włącz. - zawołał. I jak deja vu przyjaciele oglądali to wszystko.
          Seans trwał ze 2-3 godziny. Zapierało im dech w piersiach w odpowiednich momentach. W końcu, gdy się skończyło, a Elyon usunęła ekran i odeszła Ralph spojrzał na Harry'ego w milczeniu. Po pewnym czasie poszedł ku jakiejś komnacie za tronem. Martha wtuliła się w matkę. Gloria w męża, a Blair w ich oboje. Percy podszedł do Harry'ego i dotknął jego ramienia. Ten spojrzał na niego.
- Będzie dobrze. - szepnął Percy cofając rękę.
- Tak sądzisz? - spytał z wahaniem. Po chwili Percy odpowiedział:
- Tak... - odpowiedział. - ...Spójrz. - poradził czarnowłosy. Harry spojrzał w kierunku, w którym pokazał mu jego przyszły Ja. Zza tronu wyszedł Ralph. Podszedł do Harry'ego i pokazał im jakiś mały przedmiot. Był to medalion ukształtowany w serce, a kamień... kamień wyglądał jak niebieski diament. Błyszczał jak poranny poranek. Oplatały go diamenty.


- Co to? - spytał Harry.
- To podarunek od Lory. Nosi nazwę: Coeur de l'océan, czyli Serce Oceanu. Powiedziała, że mam go trzymać w zamknięciu póki się nie zjawisz na zaliczenie prób. - oznajmił.
- Dlaczego? - spytał.
- Bo to jest ostatnia część pierścienia. - sięgnął po kamień i wyjął niebieski diament, po czym dał Harry'emu. Kamień zgasł i wypadło z rąk króla. Nagle-niespodziewanie wszystkie wampiry upadły.
- Co się stało? - spytał Harry. Nagle Percy padł na kolana.
- Harry! One umierają! Musisz się spieszyć! Regino! Deportuj Harry'ego do Piekielnego Dworu! Szybko! - wykrztusił.
- Co ci jest? - spytał Harry pochylając się nad nim.
- Harry, jestem pół wampirem. Wypiłem krew wampira, dlatego odczuwam ich ból i cierpienie i dlatego także umieram. Ty jeszcze jej nie wypiłeś, więc nie odczuwasz tego. W chwili wyjęcia samego kamienia resztka bariery zniknęła całkowicie, więc możecie się swobodnie teleportować. Wampiry ze wschodu też zapewne cierpią, więc was nie zaatakują. Macie nie wiele czasu! Mniej niż godzinę. Idźcie. - powiedział i stracił przytomność. Nagle Harry jęknął chwyciwszy się za pierś.
- Jest nie dobrze... - stwierdziła Regina przyglądając się im obu. - ... Tobie też coś może się zaraz stać, Harry. Jeśli umrzesz Percy z pewnością także umrze. Chodź, musisz dostarczyć fragment medalionu, eliksir i twój pierścień memu ojcu. - oświadczyła Regina.
- Masz rację, ale to takie trudne. - powiedział wstając.
- Wiem. - powiedziała i wyciągnęła rękę tak by mógł ją chwycić. Harry dopiero po chwili ją chwycił.

~~*~~

          Gdy się pojawili u stóp Piekielnego Dworu nikogo nie zobaczyli na podwórku.
- Gdzie są Peter, Voldemort i twój ojciec? - spytał Harry.
- Mnie nie pytaj, bo nie mam bladego pojęcia. - odparła.
- Idźmy dalej i wyjmijmy różdżki. Och, zapomniałem, że twój brat nam je zabrał... - burknął Harry.
- Nie przejmuj się, Harry. Od czego masz pierścień podarowany od Ralpha. - lekko się uśmiechnęła.
- No tak! Faktycznie. Dzięki, Regino... - powiedział Harry z uśmiechem. Weszli do budynku i znaleźli się w holu. Na pierwszy rzut oka nikogo tu nie było, ale to były tylko pozory, gdyż nagle poleciał ku nim pomarańczowy promień. Harry z instynktem szukającego przesunął za siebie Reginę i wycelował prawą rękę przed siebie i zawołał: - ...Expelliarmus!... - pokazała się tylko świetlista kula, która skierowała się w jakiś cień, po chwili w ich stronę poleciała różdżka. Chwycił ją w locie. - ...Trzymaj. - powiedział dając ją kobiecie.
- A ty? - spytała.
- O mnie się nie martw. Ja mam pierścień. Ochroni mnie... - zapewnił ją. - ...Ukaż się! - zawołał w stronę osoby ukrywającej się w cieniu. Po chwili z cienia wyszła ciemna postać. Zbliżyła się do nich i zdjęła kaptur ukazując swoją twarz. Był to Peter.
- Czy mogę odzyskać różdżkę? - spytał.
- Dlaczego? - spytała Regina.
- Bo mi jest potrzebna. - wyjaśnił.
- Mnie też... - powiedziała Regina. - ...Nie odzyskasz jej puki ja nie odzyskam swojej. - oświadczyła. Peter popatrzył na nią i odwrócił się powiedziawszy:
- Chodźcie za mną. Twój ojciec i brat na was czekają. - wyjaśnił.
- Dobrze. Prowadź. - powiedział Harry. Peter zaprowadził ich na drugie piętro do laboratorium Snape'a. Weszli do środka.
- Panie, przyprowadziłem ich. - oznajmił. Nagle Regina zawołała:
- Expelliarmus!... - różdżki, które posiadał Voldemort przyleciały do Reginy. - ...Harry, która to twoja różdżka? - spytała Pottera.
- Ta. - odpowiedział biorąc ją.
- To było nie fair, siostro. - odezwał się Voldemort.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.