Moja lista przebojów 2

17 czerwca 2014

Rozdział 45 (82) - Raiku czy Blair? I kompromis

Klik

          Lupin, Turnirs i Kent biegali po całej szkole szukając odpowiednich osób, a po drodze obezwładniając jakiegoś Śmierciożercę czy kogoś ratując. Po pewnym czasie postanowili się rozdzielić. Remus dał im po parze zdjęć osób, których mają odszukać.
- Spotkamy się na zewnątrz przy Bijącej Wierzbie. - poinformował.
- Zgoda. - powiedział Klark.
- Dobra. - odparł Nigel i się rozdzielili. A szukali długo.

~~*~~

          Klark pierwszy znalazł poszukiwaną osobę. Pierwszym był March Hoof. Znajdował się na czwartym piętrze i walczył z trzema Śmierciożercami i jednym Mrocznym Efem. Podbiegł do chłopca i pomógł mu ich pokonać, ale elf był trudny do pokonania. Zajęło im to około dwudziestu minut. Gdy w końcu był martwy March spojrzał na swojego wybawcę.
- Dziękuję, panu. Jestem March Hoof. - przedstawił się wyciągając ku niemu dłoń.
- Nigel Turnirs. Miło mi. - powiedział ściskając mu rękę.
- Turnirs? Ten Nigel Turnirs?? Z zespołu Lucem?? - dopytywał się z podnieceniem.
- Ekhm, eee.... Tak, to ja. - powiedział zarumieniwszy się lekko.
- Jestem waszym największym fanem! - zawołał.
- Nie czas na to, panie Hoof. Musisz iść ze mną. To waga życia i śmierci. Wiesz może gdzie jest twoja siostra Agnes albo Daniel Riddle lub Draco Malfoy? Potrzebujemy waszych Pierścieni. - spytał. Chłopak trochę zdziwiony spytał:
- Czemu nie pytasz o mojego wuja i kuzyna? - zdziwił się.
- Bo wiem gdzie są. Są we Wrzeszczącej Chacie razem ze panem Voldemorta... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...Widzisz tego elfa? - spytał pokazując na stwora z czarno-brązowymi skrzydłami.
- Tak. - odpowiedział.
- To sługa jego pana. Chodź, poszukam twojej siostry i kuzyna, a na końcu poszukamy młodego Malfoy'a. - powiedział. Więc pobiegli korytarzem, co jakiś czas walcząc z kimś czy ratując. Omijali zarówno demony jak i Mroczne Elfy

~~*~~

Tymczasem Kent....
          Biegł błońmi poszukując Agnes, Dracona i innych. Tutaj walka także się toczyła. Nagle rozległo się bicie zegara wybijając północ. W tym samym momencie rozległ się głos Riddle'a. Był lekko roztrzęsiony (takie odczuł wrażenie Kent):
- Uwaga, uwaga! Na chwilę przerwijcie walkę!... - zawołał. Wszyscy zamarli słuchając go. - ...Zmieniam żądania. Wciągu godziny do Wrzeszczącej Chaty ma przyjść Matthew Evans inaczej Percivald Levender umrze, a wraz z nim Harry Potter, który jest z wami! Evans ma przynieść Pierścień Lordów. Przez ten czas zbierzcie swoich zmarłych i rannych, a  ja odwołam swoje wojska. Macie godzinę! - głos umilkł. Klark myślał chwilę, po potem wrócił do zamku, bo domyślił się, że reszta może tam być. I nie mylił się. Zobaczył na miejscu: Agnes, Dracona, Marcha, Daniela, Remusa, Nigela, a nawet Shavanne i Madle. Te ostatnie, gdy go ujrzały podbiegły do niego szybkim krokiem.
- Klark! - zawołała Shavanne rzucając mu się w ramiona.
- Słyszeliście go? - spytała Madeleine.
- Tak... - odpowiedział. - ...Gdzie są Harry i Jack? - spytał rozglądając się dookoła zauważając, że nie ma bliźniaków Potterów.
- Musisz to zobaczyć. - powiedziała z przerażeniem ruda i poprowadziła go w głąb Sali. Zaprowadziła go do tłumu ludzi.
- Zrobić przejście! - zawołała Shavanne. Wszyscy ustąpili im miejsca. Wokół mniejszego zgromadzenia na kocu leżał Harry, a obok niego Jack. Nie wiadomo, który z nich był w gorszym stanie.
- Co im jest? - dopytywał się.
- Percy jest przyszłością Harry'ego, a Jack jego bliźniakiem. Są połączeni, a tym samym z Percym. To się stało ponad pół godziny temu. - wyjaśnił Remus.
- Wiem co się dzieje... - wszyscy obejrzeli się. - ...Bliźniaki odczuwają najwyraźniej cierpienie Percy'ego... - Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. Był to Matt Evans. - ...Nie mam wyboru. Muszę iść do niego. Sam. - postanowił. Już się odwracał, gdy odezwał się cichy głos:
- Dziadku,... nie. - odezwał się zachrypnięty Harry, gdy to usłyszał.
- Jeśli to zrobisz... on cię zabije. - dodał szeptem Jack.
- Nie mam innego wyjścia. Muszę tam iść, bo będzie jeszcze gorzej. - oświadczył pan Evans.
- Ale, panie Evans, bez mocy Pierścienia Lordów nie będzie pan posiadał wcale mocy, a on odzyska dawną moc... - zauważyła Clare, a następnie dodała: - ...Jest sposób, by uwięzić Mrocznego Lorda raz na zawsze. - oznajmiła.
- Jaki? - spytał.
- Potrzeba do tego kilku osób. - wyjaśniła.
- Kogo? - spytał.
- Elfa, druida, wampira, Wybrańca Losu, zdrajcę czystej krwi, kogoś bliskiego Mrocznemu Lordowi i Panią Czasu... - wymieniła, po chwili dodała: - ...Tylko oni mogą go zamknąć w Pierścieniu Lordów raz na zawsze. - oświadczyła.
- Ale kim że oni mogą być? - spytał ktoś z tłumu.
- Elfem jestem ja... - odezwał się jeden z elfów. - ...Jestem Legolas i pochodzę z Leśnego Królestwa - przedstawił się. - ...Znam Cassidy Snape, która jest moją panią i królową elfów. Harry Potter uczył się u nas jakiś czas temu. - dodał.
- Zdrajcą krwi jestem ja... - odezwał się Draco. - ...Zdradziłem zarówno Śmierciożerców jak i zhańbiłem nazwisko "Malfoy". Przez 17-ście lat wmawiano mi, że czysta krew to coś dobrego, ale gdy Voldemort kazał mi zabić Dumbledore'a nie miałem odwagi tego zrobić... - tu zwiesił głowę. - ...Na Wierzy Astronomicznej zaproponował mi, że ukryje moją rodzinę. Od tamtego czasu myślałem nad tym... - podniósł głowę i spojrzał w kierunku Harry'ego, który jak inni wokoło słuchał jego opowieści. - ...Potem, gdy wróciłem do szkoły i dowiedziałem się, że Harry stał się nauczycielem OPCM-u oraz, gdy usłyszałem w tym roku piosenkę Tiary Przydziału przypomniałem sobie tamtą rozmowę, więc postanowiłem pogodzić się z nim przy najbliższej nadarzającej się okazji. - wyjaśnił. Z jego oczu wyleciały łzy.
- "Zdrajca swojej krwi". - wyrecytowała Clare.
- Wybrańca nie musimy szukać, gdyż wiemy kim on jest. - odezwał się Harry cynicznie. Jack zaśmiał się.
- A druid? - spytał Klark.
- W tym problem. Nie znamy żadnego druida, gdyż musi być on czystej krwi oraz musi znać albo Harry'ego albo Percy'ego. - wyjaśniła Clare.
          Chwila milczenia, aż w końcu z tłumu wyszedł starzec.
- Może ja? - odezwał się mężczyzna. Wszyscy spojrzeli na niego.
- Merlin?... - zdziwiła się Clare. - ...Hm, no tak. Jesteś druidem. Tak, nadajesz się. Teraz potrzebujemy mej drugiej siostry. - oświadczyła.
- A co z osobą bliską Mrocznemu Lordowi? - spytał Ron.
- Ona jest u niego. To Raiku. - wyjaśnił Merlin.
- Ach tak. - odpowiedział inteligentnie Ron.
- Teraz muszę wezwać tu swoją drugą siostrę. Proszę, by wszyscy się odsunęli aż pod ściany. - nakazała. Tak zrobili. Clare stanęła pośrodku Sali i wypowiedziała bardzo skomplikowane słowa w obcym języku gestykulując przy tym rękoma. Nagle otworzył się dziwny portal. Weszła tam i po chwili zniknęła w nim. Tymczasem Jack ponownie zasnął. Wszyscy pomyśleli, że po prostu zemdlał, ale to nie prawda, gdyż śnił o czymś, a raczej o kimś.

~~*~~

We śnie...
          Jack pojawił się w dziwnym i mrocznym miejscu. Wszystko było tu przerażające. Wszędzie czerwień i czerń. Było też niemiłosiernie gorąco. Zdawało mu się, że był po prostu w... Piekle... Nagle po swojej prawej zobaczył dziwną postać młodej kobiety o rudych włosach i przenikliwych oczach koloru niebieskiego. Stał obok niej także dziwny, jak na niego, mężczyzna. Oboje mieli na sobie peleryny z kapturem. Kobieta białą, a mężczyzna bordową. Oczy mężczyzny Jackowi bardzo się nie podobały. Były zbyt... mroczne i napawały go strachem oraz odpychał od niego. W tym momencie pojawił się Harry. Kobieta podeszła do niego, a następnie zbliżyli się do Jacka. Harry zwrócił się do brata:
- Jacobie, oto nadszedł czas byś dowiedział czegoś więcej o przyszłym Ja swego brata... - zaczął. - ...Ponad wiek temu miał on wroga potężniejszego od Voldemorta i twego dziadka. Nazywał się wtedy Doman Salvatore, a przez swych zwolenników nazywany był Mrocznym Lordem. - mówił.
- Ale sekret jest taki, że Mistrz Mistrzów, którego macie odszukać i pokonać ma różne oblicza i tożsamości... - mówiła kobieta. - ...Pierwszą z nich była Morgause. Była ona niezwykle potężną wiedźmą aż do przesady, co nie umknęło uwagi Percivaldowi Levenderowi i jego przyjaciółce Elyon. Gdy usłyszał pierwszą wygłoszoną przepowiednię w czasach Wielkiej Czwórki i ich mistrza o Mrocznej Duszy domyślili się co się wydarzy po tysiącu latach. Percy i Elyon przewidzieli wiele spraw i śledzili jego poczynania aż do wcielenia Domana Salvatore przed narodzinami Albusa Dumbledore'a i jego rodzeństwa. To on namówił Gridenwalda do kradzieży Czarnej Różdżki i stania się potężnym Czarny Panem swoich czasów. - wyjaśniła rudowłosa.
- Z każdym wcieleniem Czarnych Lordów stają się potężniejsi i potężniejsi. Jednak Salvatore sprzeciwił się zasadzie iż ma umrzeć w naturalny sposób lub poprzez osobę, która może odebrać mu Pierścień Lordów. - odezwał się mężczyzna podchodząc do nich.
- Elyon wam wszystko wyjaśni. - dodał Harry.
- Co on takiego zrobił? - zapytał Jack.
- Gdy Percival Dumbledore umarł dusza Domana weszła do jego ciała, by żyć dalej w jego ciele. Levender musiał coś zrobić, by nikt nie stał się kolejnym Lordem. Uśpił jego moc i duszę. Musiał także zmodyfikować pamięć i zrobić z niego śmiertelnika aż do dnia, gdy jego najwierniejszy sługa utraci ciało i moc, a potem odzyska... - oświadczyła kobieta, a Jack domyśliwszy o kogo chodzi zawołał:
- Voldemort!... - zawołał Jack ze złością. - ...To przez niego ta cała wojna i tyle cierpienia! Co mam zrobić? - zapytał siląc się na spokój.
- Po pierwsze: Przepowiednia: Bliska osoba Mrocznego Lorda zdradzi go i sprzymierzy się z Potterem. - wyrecytował Harry.
- Ciekawe... - zamyślił się Potter-Puchon.
- Po drugie: Wskazówką, jak można go nie zabić, ale unieszkodliwić. Trzeba Salvatore'a uwięzić w magicznym Pierścieniu Władzy, który posiadał każdy Lord Lordów. Obecnie posiada go Matthew Evans. Tylko on, mimo że nie posiada prawdziwej mocy a został nią obdarzony przez ten Pierścień, może go zamknąć w Pierścieniu z pomocą osób, które wymieniła Elyon nim zasnąłeś. - wyjaśniła kobieta.
- Dziękuję wam. Sądzę, że muszę już iść. Do następnego razu. - pożegnał ich. Moment potem sceneria zniknęła a on sam obudził się u boku brata i innych zgromadzonych w szkole.

~~*~~

Z powrotem w szkole...
          Nikt nie zwracał uwagi, że Jack śpi, gdyby nie fakt iż spał już pół godziny. Lily i jej mąż, a także państwo Anderson wychodzili z siebie. Nicole siedziała przy braciach starając się nie popadać w panikę. W końcu Martha zauważyła, że Jack się poruszył.
- Zobaczcie!... - zawołała. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem na Jacka, na którego wskazywała. - ...Poruszył się! Przysięgam, że się poruszył! - wszyscy spojrzeli na bruneta z oczekiwaniem. Głowa Jacka leżała na kolanach siostry. Harry wyciągnął rękę ku bratu i chwycił za dłoń.
- Jack... - szepnął. - ...Jack, obudź się. Słyszysz mnie? Czekamy aż wypowiesz przepowiednię i wrócisz do nas. Wróć do nas, Jack. Wróć do swego rodzeństwa i rodziców oraz przyjaciół. - prosił. Nie wiadomo w jaki sposób, ale chyba Jack Potter jakby usłyszał jego błagania. Otworzył szeroko oczy i obrócił głowę w kierunku Clare, która zdążyła wrócić z siostrą piętnaście minut temu. Nabrał powietrza i wyrecytował monotonnym głosem:
- Osoba bliska Mrocznemu Lordowi zdradzi go i sprzymierzy się z Potterem. - powiedział jakby kobiety wcale nie widział. Wszystkich zamurowało. Znali znaczenie tego zdania, nawet ci, którzy nie wiedzieli jakie ma zdolności Jack. Pytanie teraz brzmi: Z którym Potterem się sprzymierzy?
- Clare, pstryknij mu przed oczami, proszę. - poprosił Harry. Kobieta kiwnęła głową i wypełniła jego polecenie. Chłopak przez chwilę nie wiedział gdzie jest, ale gdy rodzice go uspakajali zrozumiał, że znowu wypowiedział przepowiednię. Westchnął, ale nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Przypomniał sobie sen.
- Salvatore! - zawołał. Spróbował wstać, ale tylko jęknął i znowu się położył.
- Jack, co widziałeś? - spytał Remus.
- Będę o tym rozmawiać tylko z Levenderem i Elyon. - oznajmił. Nagle – niespodziewanie obaj, Harry i Jack zemdleli.
- Jeszcze tego brakowało! - zirytowała się pani Anderson.

~~*~~

Pół godziny wcześniejszej... Wrzeszcząca Chata... Jeden z pokoi na pietrze...
          Czarnowłosy mężczyzna siedział w swym tronie z zamkniętymi oczami. Nagle poczuł, że ziemia drży. Otworzył oczy. Poczuł znajomą sobie magię. Nie czuł jej od niespełna wieku. Wstał i poszedł w kierunku jednego z pokoi, gdzie słychać było wrzaski. Otworzył gwałtownie drzwi.
- Dosyć!... - Śmierciożercy opuścili różdżki i patrzyli jak mężczyzna kroczy powolnym krokiem ku blond włosemu młodzieńcowi leżącemu na posadzce całego we krwi (zaznaczę, że własnej krwi). Pochylił się i chwycił go za gardło. - ...Levender, powiedz mi ile Elyon ma sióstr? - spytał.
- Ja... ja nie wiem o-o-o... czym ty mówisz... - wydyszał.
- Poczułem zachwianie magii... - Percy rozszerzył oczy z zaskoczenia. - ...Tę samą magię odczułem tyko raz. Kilka minut przed tym jak przywrócono mnie do życia. Czułem ją nawet w Piekle, a ty przybyłeś wtedy z przeszłości. Wtedy portal został otworzony... - zamilkł na chwilę zastanawiając się nad tymi słowami. - ...I teraz też pewnie został ponownie otwarty,... - zamyślił się. - ...tylko nie wiem przez kogo, bo Elyon jest tutaj, a tylko ona może to zrobić. Pytanie brzmi: Kto otworzył dziś portal oraz gdzie? - spytał z zaciekawieniem.
- Portal się otworzył?... - spytał z udawanym zainteresowaniem Percy uśmiechając się. Miał zachrypnięty głos i ledwie mógł mówić, lecz jego oczy błyszczały z zadowolenia. - ...A to ciekawe kto go mógł otworzyć? To naprawdę zabawne... - nagle mężczyzna zacisnął dłoń mocniej wokół jego szyi, by go uciszyć. Młodzieniec jęknął.
- Nie rób ze mnie idioty, Levender! Coś planujecie i...! No właśnie!... - puścił go, gdy wypowiedział dwa ostatnie słowa, gdyż coś go olśniło. Percy upadł. Krzyknął z bólu, gdy jego ciało dotknęło zimnej posadzki. Próbował nabrać powietrza. - ...Ty coś wiesz, Percivaldzie... - nagle się uśmiechnął i spojrzał na niego z góry. - ...Może, gdy po torturuje Elyon to może mi... - urwał, gdyż Percy wrzasnął błagalnym tonem, co nie zdarzało mu się od 22 lat.
- Nie!!! Tylko nie rób jej krzywdy!! Błagam!! Powiem ci, tylko jej nie krzywdź!!... - zawołał czołgając się ku niemu, po chwili chwycił go za poły szaty. - ...Proszę! - błagał, a łzy pomieszane z krwią poleciały z jego oczu na posadzkę.
- Grzeczny chłopak... - powiedział mężczyzna. Machnął ręką i po chwili Percy unosił się nad podłogą tuż przed swym wrogiem. - ...Słucham więc. - powiedział patrząc na blondyna.
- Jak wiesz mam swojego przeszłego Ja. On także posiada swoją Elyon, ale nie mógł jej przywoływać odkąd otrzymał moc wzywania jej, i gdy dowiedział się, że jesteśmy tą samą osobą, bo obie kobiety by się połączyły w jedną po pięciu minutach. Rozwiązując ten problem Harry wpadł nie dawno na pomysł, by przywołać swoją Elyon. Zmniejszyć jej moc, wygląd, trochę charakter i zmniejszyć jej wiedze o czarodziejskim świecie. Mogła to zrobić tylko moja Elyon, gdyż miała większą moc i więcej doświadczenia. Gdy ukończyła ten proces pozostała tylko tożsamość. Nazwaliśmy ją Clarence Trudeau. - wyjaśnił.
- Hm, rozumem... - powiedział wpatrując się w niego. - ...To wyjaśnia otwarcie portalu między wymiarowego. To Clare ją otworzyła. Ale poco? - spytał. Levender popatrzył na niego w zamyśleniu.
- Bo... w tym przypadku Elyon i Clare mają trzecią siostrę, która jest strażniczką portali między wymiarowych i czasu. Na imię jej Noyle. Clare pewnie do niej poszła z prośbą o pomoc. - wyjaśnił. Salvatore patrzył na niego długą chwilę aż w końcu zamarł.
- Już wiem... - spojrzał na niego - ...Wy chcecie mnie zamknąć w Pierścieniu Władzy. Do tego potrzebują elfa, druida, wampira, Wybrańca Losu, mnie i kogoś kto jest mi bliski... Mają jednak jeden problem... - podszedł do okna i spojrzał w niebo. - ...Potrzebują do tego światła Błękitnego Księżyca w pełni oraz to, że muszą wszystkich zgromadzić w jednym miejscu. Raiku! - zawołał w kierunku drzwi. Wyżej wymieniona przybiegła natychmiast.
- Tak, panie? - spytała skłoniwszy się.
- Zostaniesz we Wrzeszczącej Chacie aż do końca cyklu Błękitnego Księżyca. Masz zakaz wychodzenia z tego budynku. Zrozumiałaś? - spytał.
- Tak jest, panie. - powiedziała przymilnie. Percy jednak coś zauważył, gdy potem spojrzała na swojego dziadka. Było to spojrzenie niepewności i niechęci. To ona będzie zdrajcą i to ona jest mu bliska. Pomoże im. Uśmiechnął się pod nosem.
- Możesz odejść. - powiedział. Dziewczyna wyszła z pomieszczenie kłaniając się raz po raz.

~~*~~

          Gdy Raiku wyszła nie miała zbyt dobrego nastroju. Nakazano jej zostać w tej ponurej Chacie, gdy tyle się działo, a ona chciała walczyć i być na miejscu. Znała swoją powinność, swoje przeznaczenie, swoje dziedzictwo. Wiedziała także, że w każdej chwili może stać się kimś innym. Na przykład tą całą Blair Hamilton lub człowiekiem, ale... to było jej akurat na rękę. Obmyśliła plan zemsty na dziadku. Już raz zdradziła wyjawiając Levenderowi i jego znajomym przepowiednię. Czemu nie miałaby zdradzić raz jeszcze? Zbiegła na dół do piwnicy, gdzie przebywali więźniowie, w tym Elyon. Dotarłszy do drzwi, gdzie przebywała wyżej wymieniona przemieniła się w Blair, co kosztowało ją spory wysiłek. Gdy jej się to udało otworzyła drzwi i weszła. Przy ścianie siedziała związana i zakneblowana Elyon. Widać było ślady po torturach. Pamiętała jak musiała ją torturować. Teraz tego żałowała. Nagle zdała sobie sprawę, że kobieta śpiewa.

W tę historię uwikłana
Jestem każdym momentem,
Kiedy szukam Cię myślami,
A tobie to obojętne.

Chciałabym być niewidzialna,
Mogłabym samotnie,
Pozostać łatwopalna,
Gdy na deszczu zmokniesz.

Ref:
Zanim odejdziesz ja
Będę przy Tobie, a
gdy zechcesz ze mną być,
po prostu przyjdź.

Wtedy stanę się zegarem,
Gdybyś nie widział końca,
Będę jasnym światłem,
Gdy zapragniesz słońca.

Mogłabym być na wynajem,
Dziewczyną do towarzystwa,
A gdy odpłyniesz daleko,
Będę jak cicha przystań.

Ref:
Zanim odejdziesz, ja
będę przy tobie, a
gdy zechcesz ze mną być,
po prostu przyjdź.


Nagle kobieta urwała, bo zauważyła, że nie była sama. Zaskoczył widok wampirki.
- Cicho... - szepnęła. - ...Zaraz cię stąd wydostanę. Musimy być tylko bardzo cicho. Na górze jest Salvatore, Percy i Śmierciożercy. Jeśli nas usłyszą... - tu zrobiła znaczącą pauzę dając do zrozumienia, że będzie wtedy z nimi kiepsko. - ...Wyjdziemy tajnym wyjściem. Chodź. - powiedziała na koniec, gdy tylko zdjęła jej knebel. Blond włosa patrzyła na nią.
- Dlaczego mam dziwne uczucie, że cię znam? I to, że muszę wykonywać twoje polecenia? - spytała cicho. Dziewczyna spojrzała na nią przelotnie, ale odpowiedziała dopiero przy tajnym wyjściu:
- Nie jestem zwykłą istotą, Elyon. Jestem Raiku Reeves. Pół demon, pół Mroczny Elf, ale w większej mierze mam coś z wampira, którego teraz widzisz. Jestem teraz pod postacią Blair i zawsze nią byłam. Mam coś z człowieka, gdyż ojciec-demon zakochał się w kobiecie, której rody jej rodziców byli w wielkiej waśni. Byli to elfy i demony. Jakiś mroczny urok trafił moją matkę i stała się zła. Ojciec pokochał ją jeszcze bardziej. - wyjaśniła.
- To skąd u ciebie krew wampirów? - spytała teraz czołgając się przez tunel prowadzącym na błonia.
- Skąd? A stąd, że połączone geny demona, elfa i człowieka były strasznie zagmatwane. Jedynym lekarstwem na pokonanie tej zarazy było wykorzystanie jeszcze większego zła podobnego do reszty. Takim była krew wampira, a dokładniej Draculi. Gdy mama zaszła w ciążę ze mną działaniem ubocznym było to, że miałam cztery osobowości. Mrocznego Elfa, demona, człowieka i wampira. Z biegiem lat zdążyłam zaspokoić głód wampira, a demon to straszna sprawa. Trudno go kontrolować. - wyjaśniła.
- To Raiku? - spytała Elyon.
- Tak. Jest trudna do opanowania. Jej emocje, moc i siła są niewyobrażalnie potężne. Byle jaki impuls wystarczy by ją ujawnić. Ostatnio zaczęła być coraz częściej aktywna. - westchnęła.
- Wampirem jest Blair, demonem jest Raiku, a człowiek? - spytała kobieta.
- Cóż, to dziwna dziewczyna. Wiem tylko, że ma na imię Monic McGraw-Hill. To stary ród, właściwie mało znany... O, widać światło. Jesteśmy na miejscu. - Rzeczywiście. Elyon też je zauważyła. Byli już na zewnątrz, na błoniach Hogwartu pod Bijącą Wierzbą. W ostatniej chwili unieruchomiły drzewo i pobiegły do zamku.
- Muszą gdzieś być. - mówiła Elyon.
- Są w Wielkiej Sali. - odparła Blair.
- Skąd wiesz? - spytała blondynka.
- Riddle kazał im zebrać wszystkich rannych i zmarłych w ciągu godziny, więc pewnie wszyscy tam są. Wielka Sala jest największym pomieszczeniem na przechowywanie zmarłych. - wyjaśniła brunetka. Pobiegły tam. Dziewczyna nie myliła się. Był tam chyba cały Hogwart. Pobiegły ku największemu zgromadzeniu.
- Co tu się dzieje?? - spytała Elyon.
- Elyon?... - odezwała się Clare. - ...Co tu robisz i to bez Percy'ego? - dopytywała się ruda kobieta.
- Clare, powiedz co się dzieje, a ja odpowiem na twoje pytanie. - oświadczyła. Clare nie chętnie odparła:
- Cóż, Harry'emu i Jackowi coś się stało. Nie wiemy dokładnie co, więc... - i opowiedziała ze szczegółami co się stało. - ...i sprowadziliśmy odpowiednie osoby: zdrajcę krwi jakim jest Draco, Wybrańca, czyli Harry, elfa, którym jest Legolas i innych, a nawet Noyle z równoległego wymiaru poprosiłam, by przybyła. Potrzebujemy jeszcze Raiku i Salvatore. Poza tym Jack wypowiedział kolejną przepowiednię. - zakończyła. Elyon i Blair spojrzały po sobie.
- Potrzebne jest jeszcze światło Błękitnego Księżyca i to, że musi oświetlić ono te osoby swym blaskiem. - odezwała się Blair.
- Skąd wiesz? - spytała Elyon.
- Wiesz dlaczego... - spojrzała na nią znaczącym spojrzeniem. Zbliżyła się do Harry'ego, ale Elyon zatrzymała ją. - ...Nie zrobię mu krzywdy. Obiecuję... - przyrzekła. Kobieta chwilę patrzyła na nią, po czym skinęła głową i cofnęła się. Panna Hamilton zbliżyła się do Harry'ego i nachyliła się nad nim. - ...Źródłem jego bólu jest to, co robi Mroczny Lord Levenderowi. Uodpornię go na ból tak, by mógł chodzić i walczyć, a przede wszystkim, by był zdrowy. Dostanie także większą moc. Elyon, Clare i Noyle podejdźcie tu... - trzy kobiety zbliżyły się do wampirzycy. - ...Połóżcie dłonie na moich ramionach i przekażcie mi odrobinę swojej mocy. Przekażę ją Harry'emu. - kobiety trochę zdziwione uczyniły to, ale Elyon z pewnym oporem. Nagle od wszystkich trzech kobiet przepłynęła moc i popłynęła ku Blair, która zmieniła się na chwilę w Raiku. Wszystkich to zszokowało, ale obserwowali co dziewczyna robi. Ciało Harry'ego zaczęło świecić się najpierw na biało, potem na czerwono, a na końcu na bordowo. Harry na chwilę się zbudził. Czuł przypływ sił i mocy. To samo także ktoś inny odczuł, ale w innym miejscu...

~~*~~

W tym samym czasie...
          - Co to światło?... - spytał Riddle spojrzawszy w okno. Wyjrzał przez nie i spojrzał w kierunku zamku. W Hogwarcie, a dokładniej w Wielkiej Sali świeciło się światło o dziwnej barwie. Była koloru bordowego. Wybiegł ze swojego pokoju jak szalony i pobiegł do swego pana. - ...Panie, coś się dzieje...
- W Hogwarcie... - wpadł mu w słowo. - ...Wiem. Poza tym, Riddle... - spojrzał na niego. - ...Pozwoliłeś uciec Elyon! - zawołał patrząc na niego złowrogim wzrokiem o wiele groźniejszym od jego samego.
- Panie, to niemożliwe! W żaden sposób nie mogła wyjść, a co dopiero się rozwiązać! Była magicznie związana, a drzwi zamknięte zaklęciem czarno magicznym, które tylko my obaj znamy i możemy zdjąć! - zawołał w panice. Mroczny Lord spojrzał na niego przelotnie, po czym zamyślił się.
- Mówisz, że tylko my? - spytał wpatrując się w zamek Hogwart.
- Tak, Lordzie. - odpowiedział. Starszy mężczyzna zamyślił się patrząc w okno. Nagle coś sobie uświadomił.
- Czy ktoś wychodził z Chaty? - spytał.
- Nie, panie. Nikt. - odpowiedział Czarny Pan.
- Jest stąd jakieś inne wyjście? - zapytał Salvatore.
- Nie wiem. Nic mi o tym nie wiadomo. - odparł.
- Jeśli nikt nie wychodził stąd głównym wyjściem ani oknami to musi być tu jakieś tajne wyjście, o którym ten ktoś wie... - oświadczył. - ...Czy wiesz od kiedy istnieje Wrzeszcząca Chata? - spytał zerknąwszy na niego. Voldemort myślał przez kilka chwil, a potem odparł:
- Glizdogon może coś wiedzieć, ale on wrócił do Zakonu Feniksa. - odpowiedział.
- Hm, rzeczywiście... - zamyślił się na chwilę, a potem skierował się ku wyjściu z pokoju. - …Wiem kto może nam odpowiedzieć. Chodź, Riddle. - obaj skierowali się do pokoju obok.
Kilka minut wcześniej... W owym "pokoju obok"...
           Przebywał tam młody mężczyzna niezwykle poturbowany przez Śmierciożerców i sługi Domana. Jego ciało, to świeciło, to gasło. Czuł, że odzyskuje moc i siły. Gdy otworzył lekko oczy jego białka mieniły się bordowym kolorem, jednak po paru chwilach powróciły do poprzedniego stanu, jakby ktoś niezręcznie rzucał zaklęciem. - "Mam... Mam takie uczucie... jakbym nabierał sił i odzyskiwał moc..." - podniósł lekko głowę w kierunku sufitu. Odetchnął i spojrzał przed siebie, na zamknięte drzwi. - "...Jakbym,... jakbym odzyskiwał potęgę i moc, którą już kiedyś otrzymałem... dawno, dawno temu. Musiałem ją utracić, gdy moc Salvatore została uśpiona. To było konieczne, by mu zmodyfikować pamięć. Musiałem ją poświęcić, by ludzie żyli i byli przed nim chronieni, jak zrobiła to kiedyś dla mnie moja matka..." - stwierdził ze smutkiem w myślach. - "...Najwyraźniej jestem z nim związany, tak jak z Harrym i Jackiem. Z Riddlem także jestem związany tym cholernym Zaklęciem Wiążącym Dusze, a tym samym z Reginą... - tu rozszerzył oczy ze zrozumieniem. - ...Czyżby nadszedł czas, by Harry otrzymał moc, którą miał dostać od potomkini czterech rodów? A może Noyle, Elyon i Clare połączyły w końcu swoje moce i przekazały ją Raiku, a ona przekazała ją Harry'emu? To niemożliwe, by wreszcie stanęła po naszej stronie. A może jednak?..." - tu prychnął niemo. - "...Chyba, że nareszcie nabrała rozumu do tej swojej pustej głowy... - tu zaśmiał się. - ...Może coś w niej jest? Coś, czego nie może zrozumieć nawet Salvatore, tak jak kiedyś nie mógł zrozumieć i zobaczyć tego Voldemort u Harry'ego. Gdy ją pierwszy raz spotkałem pod inną postacią zobaczyłem w niej człowieka, który kocha..." - spojrzał w okno po swojej lewej. - "...A to światło dobywające się z zamku? Czuje jego moc nawet stąd. Jest niesamowite i potężne. Jest w nim mnóstwo mroku i zła, ale też i dobra oraz ciepła. Może Harry'emu uda się pokonać w końcu Voldemorta dzięki mocy piekieł, a potem stanie się mną w przyszłości i przeszłości. Pokona Domana i Morgause jako ja..." - zaśmiał się w myślach. - "...Dziwnie to brzmi..." - Jego myśli zostały przerwane otwarciem drzwi na przeciw niego. Spojrzał w tamtą stronę. Do środka weszło dwoje ludzi, których tak nienawidził. Voldemort i Salvatore. Nie mógł jednak wypowiedzieć ani jednego słowa, gdyż wcześniej rzucono na niego zaklęcie Silencio, a liny, którymi był przywiązany do sufitu powodowały, że nie mógł się deportować ani aportować, a także rzucili na niego zaklęcie uniemożliwiające użycie jakichkolwiek zaklęć. Nawet mocy żywiołów.
- Witaj, Levender... - przywitał się drugi mężczyzna przesłodzonym głosem. Percy tylko milczał i patrzył na niego w iście Ślizgoński sposób. - ...Nie odpowiesz? Dobrze... - zbliżył się do blondyna i okrążył go przyglądając się mu. - ...Mam dla ciebie dobre wieści, a dla mnie nie zbyt przyjemne... - machnął różdżką, by go unieść na wysokość twarzy, gdyż ten zwisał ze ściany dość wysoko. Jęknął, gdy został obniżony na wysokość jego twarzy. - ...Otóż, twoja ukochana Elyon... - spojrzał na niego mając nieprzyjemną minę. - ...w nie wyjaśniony sposób uciekła z moich lochów. - Percy rozszerzył oczy ze zdziwienia, a także i zadowolenia.
- "Tak po prostu... pozwoliłeś jej uciec?..." - spytał telepatycznie z chytrym uśmieszkiem. Obaj mężczyźni spojrzeli na niego, gdyż także Riddle usłyszał jego słowa w swojej głowie. - "...To typowe jak dla ciebie, Salvatore. I dobrze, że uciekła..." - zaśmiał się bezgłośnie. - " ...Przynajmniej pomoże Harry'emu w zabiciu Voldemorta..." - wskazał podbródkiem na Riddle'a szczerząc zęby w uśmiechu. Doman zmrużył oczy ze złości i uderzył go "z liścia" w twarz. Polało się trochę krwi. Percy spojrzał na niego dalej się szczerząc. Z ust pociekło trochę krwi na podłogę.
- Zamknij się! - zawołał Riddle.
- "...Bo co mi zrobisz, Tom?..." - spytał wciąż telepatycznie zerknąwszy na Riddle'a z ukosa. - "...Elyon została uwolniona, bo ktoś pomógł jej się wydostać, a ty miałeś dopilnować, by się stamtąd nie wydostała... Och zaciekawiłem was?..." - spytał Percy zauważywszy ich spojrzenia. - "...Tak,..." - tu uśmiechnął się lekko. - "...Ktoś pomógł jej się wydostać z Chaty spod waszego śmierdzącego nosa, a nie byłem to ja, gdyż przebywałem wtedy cały czas tutaj torturowany przez idiotów twojego kundla,..." - spojrzał na Voldemorta, który kipiał ze złości. Kolejne uderzenie, ale Percy nie przejął się tym i dalej drwił. - "...którzy nie potrafią nawet zwykłego Cruciatusa porządnie rzucić! Musiał to być ktoś od ciebie..." - zadrwił spojrzawszy na Domana. Zarówno Salvatore jak i Riddle skupieni na rozmowie nie zwracali uwagi na to, że Percy nabierał sił i mocy, ale nagle coś zaczęło się wyraźnego dziać. Jego postać zaczęła być groźna, a docinki żywsze. Zauważył to dopiero Riddle po pięciu minutach rozmowy.
          - Panie, to mi się nie podoba... - odezwał się Voldemort. - ...On nabiera energii. Czuję ją. - zauważył.
- Levender, nie uda ci się mnie pokonać. - oświadczył starszy mężczyzna nie zwracając uwagi na to, co powiedział jego sługa.
- "...To fakt, ale puki Harry nie nabierze sił nie jestem w stanie rozwiązać tych magicznych lin, którymi mnie przywiązałeś. Poza tym..." - tu jego uśmiech stał się szerszy. - "...czy widziałeś gdzieś swoją wnuczkę?..." - spytał podnosząc lekko głowę i się szczerząc jak ten wariat.
- Wnuczkę?... - spytał ze zdziwieniem Mroczny Lord. - ...Riddle, znajdź Raiku. Natychmiast! - nakazał mu. Młodszy wyszedł.
Po dwóch minutach wrócił...
          - Panie, nigdzie nie mogę znaleźć pańskiej wnuczki, Raiku! - zawołał Riddle. Doman spojrzał ze złością na Levendera.
- "...Mogę się założyć, że to ona pomogła uwolnić się Elyon z więzów i to ona przek..." - Percy urwał, gdyż nagle poczuł ból, ale ten był słaby, jednak zauważalny. Jakby nagłe kopnięcie w brzuch. Gdy minął pomyślał chwilę i spuścił głowę.- "...Udało jej się..." - pomyślał. Oddychał ciężko, by zebrać i skupić moc w dwóch punktach, a w między czasie powiedział telepatycznie do kogoś innego: - "...Blair, a raczej Raiku, dziękuję ci za wyleczenie Harry'ego i Jacka" - powiedział w myślach do dziewczyny.
- "Nie ma za co, Levender. Spiesz się. Trzeba sprowadzić wybrane osoby na dziedziniec. Mego dziadka też, ale się pospiesz, bo zbliża się Pełnia Błękitnego Księżyca. Masz na to nie całe trzy godziny, a i jeszcze coś: Jack wypowiedział przepowiednię o zdradzie bliskiej osoby Czarnemu Lordowi" - oświadczyła.
- "Rozumiem. Wiem o jaką przepowiednię chodzi. Czy Elyon nic nie jest?" - spytał z obawą.
- "Nie, nic. Jest cała i zdrowa w Hogwarcie. Spiesz się" - odparła.
- "Dobrze i jeszcze raz dzięki za ofiarowanie mocy" - Głowę miał wciąż spuszczoną. Zacisnął dłonie i skupił się. Nagle obaj mężczyźni wyczuli ogromną moc emanującą z jego ciała i cofnęli się o parę kroków. Łańcuchy na nadgarstkach oraz kostkach u nóg pękły z trzaskiem. Percy upadł na jedno kolano opierając się dłońmi o posadzkę. Jęknął cicho, gdyż ból spowodowany torturami Śmierciożerców i sług Salvatore był odczuwalny na całym jego ciele. Dochodziło do tego jeszcze urządzenie tego debila (jak nazywał Percy Salvatore), które znajdowało się na szyi i uniemożliwiało użycie zaklęć i mocy żywiołów oraz przemiany w animaga. Wyciągnął powoli obie ręce ku szyi i chwycił za obręcz, którą miał wokół niej. Zerwał ją z nie małym wysiłkiem. Obręcz pękła z głuchym trzaskiem. Wycelował palcem w struny głosowe i wypowiedział w myślach zaklęcie: - "...Finite" - odkaszlnął kilka razy wciąż oddychając ciężko. Nagle wyczuł na sobie czyjś wzrok. Powoli, bardzo powoli wstał, nie podnosząc głowy. Kątem oka zobaczył nogi Riddle'a jak biegnie ku drzwiom pokoju. Zatrzymał się pięć metrów od drzwi. Więc przed nim musiał stać Doman i to on musiał na niego skupiać wzrok. Gdy się wyprostował miał wciąż spuszczoną głowę.
- Jak ci się udało uwolnić, Levender? - zapytał mężczyzna groźnym tonem. Percy zobaczył koniec różdżki wycelowany w jego pierś.
- Pytasz:... Jak?... - szepnął zachrypniętym głosem, bo miał nadszarpnięte gardło od wrzasków spowodowanymi torturami. - ...A tak,... że nabrałem sił... fizycznych i czarodziejskich... na tyle dużo, by z tobą walczyć, Salvatore... - wziął ponownie głęboki oddech i kontynuował.. - ...Dla mnie Voldek, jak to mówią Mugole, to bułka z masłem, ale ty,.... - tu zacisnął dłonie w pięść. - ...to rzep uczepiony psiego ogona, który nie chce się odczepić... lub jak wrzód na tyłku. - oświadczył.
- Inaczej mówiąc: twoją piętą Achillesową jest nie tylko Elyon, ale też Harry Potter pod warunkiem, że ty i on istniejecie w tym samym czasie. - zauważył Riddle. Ten skinął powoli głową i powiedział:
- Można to tak ująć, Riddle... - odparł - ...Jesteś potężny, Salvatore, ale nie dość sprytny i uważny, by dostrzec, że twoja wnuczka cię zdradziła i przyłączyła się do nas. - zachichotał cicho.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał podejrzliwie. Percy zaśmiał się ponownie i tym razem podniósł wzrok spojrzawszy w jego czarne oczy, w których czaiła się groźba morderstwa.
- To, że tak wielką moc zawdzięczam twojej jedynej wnuczce, która połączyła swe moce z Elyon, Noyle i Clare, które przekazały ją memu przeszłemu Ja! Dlatego zdołałem się uwolnić, głupcze! - zawołał i już miał go wyminąć, gdy ten go chwycił za kołnierz i postawił z powrotem przed sobą. Obaj patrzyli sobie w oczy. W zielonych oczach widać było: obrzydzenie, nienawiść, złość, gniew, a także satysfakcję z miny Mrocznego Lorda. W czarnych za to jednocześnie: gniew, złość i strach, a nawet obawę.
- Słuchaj, Levender, nie uda się wam! Nigdy wam się nie uda zamknąć mnie w Pierścieniu Lorda Lordów! - warknął. Percy patrzył w jego oczy przez dwie sekundy, a potem chwycił za jego nadgarstek i wykręcił rękę w tak szybkim tempie, że po chwili mężczyzna został przygwożdżony do ściany tak mocno, że nie mógł się ruszyć. Czarnowłosy mężczyzna jęknął z bólu. Riddle chciał pomóc swemu panu, ale Percy przewidując jego ruch wycelował w niego swoją drugą ręką wyczarowując z dłoni liany, które oplotły się wokół jego całego ciała, ale nie ściskając go zbyt mocno.
- Tylko się zbliżysz, Tom, a te pędy zgniotą cię i uduszą jak diabelskie sidła. Stój, gdzie stoisz, a krzywda z mojej ręki ani różdżki tobie się nie stanie. Rozumiemy się?... - ostrzegł go. Ten skinął głową z małą paniką w oczach. Percy zbliżył swoją twarz do twarzy Salvatore'a i powiedział: - ...Uda się nam ciebie pokonać, głupcze. Musimy tylko zebrać odpowiednie osoby w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Pójdziesz na dziedziniec o 04:30. Jeśli się tam nie zjawisz ja mogę coś zrobić twojej wnuczce. - zagroził mu wyczarowując płomień i zbliżając mu go do twarzy.
- Nie zrobisz tego! Jest ci potrzebna żywa, tak jak ja! - zawołał próbując się wyswobodzić z jego przygważdżającego uścisku ręki.
- Oczywiście, że jesteście nam oboje potrzebni... - odparł. - ...Czy ja powiedziałem, że ją zabiję?... - spytał. - ...Powiedziałem, że mogę coś jej zrobić, a nie zabić... - zaznaczył usuwając płomień. - ...Przerwiemy na chwilę walkę w czasie, gdy nastanie Pełnia Błękitnego Księżyca, by to zrobić. Albo możemy zrobić to tak, że możemy rzucić zaklęcie po ostatecznym pojedynku Harry'ego z Tomem II. - zaproponował młodzieniec.
- Dasz mi gwarancję, że nie skrzywdzisz Raiku? - spytał Salvatore.
- Tak, to mogę ci zagwarantować. A ty obiecaj, że nie skrzywdzisz żadnej z sióstr Trudeau. Ani Clare, ani Noyle, a w szczególności Elyon. Obiecujesz? - zapytał. Chwila milczenia.
- Dobra. Obiecuję ci to, ale mam jeden warunek. - odezwał po chwili. Percy westchnął.
- Jaki? - zapytał blondyn.
- Zanim mnie zamkniecie w Pierścieniu Lordów chcę stoczyć z tobą pojedynek. Solo. Ty bez Elyon, a ja bez Raiku. - oświadczył.
- Dobrze, ale broń dowolna. Różdżki, magia bezróżdżkowa, niewerbalna, broń biała, na pięści, moce żywiołów i pierścienie. - odparł.
- Dobrze, ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie posiadam pierścieni i mocy żywiołów. - zauważył.
- To będziesz miał problem, Salvatore. Zgodziłeś się. Umowa jest zawarta. Teraz trzeba ją zapieczętować uściskiem ręki... - powiedział, po czym sięgnął do jego kieszeni i wyjął swoją różdżkę, a następnie szybko się cofnął o kilka kroków do tyłu, gdyż mężczyzna odwrócił się szybko i wyjął swoją różdżkę celując w niego. - ...Tylko zapieczętujemy umowę, Doman... - przypomniał mu chłopak wyciągając rękę, by mu uścisnął dłoń. Mężczyzna wciąż zły, że tak go potraktował nie chętnie uścisnął mu dłoń, po czym cofnął się jakby był jakimś zarazkiem. - ...Teraz, jeśli pozwolisz ja się ulotnię. - oświadczył.
- Zaczekaj, przyszedłem do ciebie z jednym pytaniem, Levender. - odezwał się pospiesznie Salvatore.
- Na które ci nie odpowiem. Słyszałem was. Chcecie się dowiedzieć od kiedy istnieje ta Chata i w jaki sposób Raiku wydostała się stąd z Elyon. Wybacz, ale nie udzielę ci odpowiedzi. Do zobaczenia. - skłonił się lekko i po chwili zniknął im z oczu. Deportował się na dół. Otworzył klapę przy schodach i wszedł do środka mając nadzieję, że mężczyźni nie usłyszeli trzasku aportacji w holu. Wszedł do tunelu blokując klapę zaklęciem. Zaczął się czołgać.
          Po około dziesięciu minutach dotarł do Wierzby Bijącej. Wyszedł na powierzchnię i szybko uciekł od pędów drzewa zwinnie omijając je. Pognał do zamku. Odetchnął na dziedzińcu, który był strasznie zrujnowany.

6 czerwca 2014

Rozdział 44 (81) - Bitwa i dawna znajomość

Witajcie.
Wybaczcie, że tak długo nie wklejałam rozdziałów, ale musiałam napisać kilka rozdziałów do przodu. Na pocieszenie macie długi rozdział. Następne będą wklejane prawdopodobnie co dwa tygodnie w różne dni, a nie tak jak w każdą niedzielę. Gdy napiszę co najmniej 100 rozdziałów, a jest to prawdopodobne, bo mam co do tego opowiadania jeszcze pewne plany, to będę wklejać notki tak jak zawsze.
Pozdrawiam wszystkich moich czytelników i jeszcze raz przepraszam.
Ala



Rozdział 81 - Bitwa i dawna znajomość

Klik

          Wrócili do Wielkiej Sali, lecz to nie Harry wszedł na podium, ale Percy. Obok niego stał pan Evans.
- Słuchajcie, mamy bardzo złą wiadomość. Z Voldemortem jest bardzo groźny, o wiele groźniejszy człowiek od niego samego. Jest nim jego pan zwanym przez swoich zwolenników Mrocznym Lordem, a nazywa się Doman Salvatore. Posłuchajcie, kiedyś dawno temu dziadek Harry'ego, Jacka i Nicole wyruszył do Amazonii, a strażniczki pewnego zamku, w którym mieszkał pewien stary mężczyzna... - zaczął.
- Dlaczego nam to opowiadasz? - spytał jakiś Ślizgon.
- Bo to jest ważne. - odparł Harry z naciskiem. Chwila milczenia a potem Percy kontynuował:
- Ten mężczyzna był bardzo stary i osłabiony. Miał na palcu sygnet o wielkiej mocy. Był to Pierścień Lordów nazywany także Pierścieniem Władzy. Posiadało go wielu Lordów, a ostatnim z nich jest Matt Evans. Myśląc, że nie żyje dotknął owego Pierścienia... - wyjaśnił, ale kontynuował. - ...Widzicie, gdy jakakolwiek osoba, nawet niemagiczna, dotknie tego Pierścienia uzyska moc o ogromnej mocy na dwa sposoby. Pierwszy: musi odebrać ją wbrew woli tego, kto nosi Pierścień, a druga musi go pokonać w otwartej walce. - wyjaśnił.
- Percy... - odezwał się Matt. - ...On najwyraźniej żył jeszcze, ale był za słaby by mnie powstrzymać. Teraz chce się zemścić na mnie. To dlatego tu przyszedł. - odparł.
- Z pewnością. Słuchajcie. Matt Evans żyje... - wskazał na niego. - ...I ma ten Pierścień, a mężczyzna, o którym mówię jest teraz z Voldemortem i chce go Mattowi odebrać. Jeśli go zdobędzie wszyscy będą zgubieni! Poza tym, i nie jest to dobra wiadomość, kochani Mroczny Lord przybył z armią liczącą trzystu wojowników, wśród których są demony i Mroczne Elfy... - oczywiście wszyscy, no prawie wszyscy, spanikowali. Zrobiło się małe zamieszanie, ale Percy uspokoił ich mówiąc: - ...Słuchajcie, mamy też dobrą wiadomość!... - wszyscy spojrzeli w kierunku podium i zamilkli. - ...Jest coś takiego jak Mroczna Dusza, którą można wykorzystać zarówno do złych jak i dobrych celów. To zależy od tego, kto jej używa. Poprzednio miała ją Morgana Le Fay w swoim pierścionku zaręczynowym, ale wyzwoliła złe moce i zmieniła się, tak jak i jej pierścionek. Harry i kilka innych osób, pomogli jej unieszkodliwić tą Duszę. Na szczęście z pomocą mojej przyjaciółki Elyon rodzeństwo Potter przeniosło się do przeszłości, a konkretniej do czasów Założycieli i sprowadziło Mroczną Duszę do naszych czasów, gdyż tylko dzięki niej możemy pokonać poprzedniego Lorda Lordów i jego armię, a Harry ma okazję, według pewnych dwóch przepowiedni, pokonać Voldemorta. - wyjaśnił Percy.
- Więc,... więc chcesz dać nam do zrozumienia, że mamy zaufać tej całej Mrocznej Duszy, którą ma w sobie Harry? - spytała Lavender Brown.
- Tak. - odpowiedział Harry.
- Więc co mamy zrobić? - spytał ktoś z tłumu.
- Elyon, ile mamy jeszcze czasu? - spytał Percy.
- Niecałe pół godziny. - odpowiedziała.
- Psia mać! Dobra, słuchajcie, Remus, Kingsley, Cassidy, Andrew i James będą dowódcami każdej z pięciu grup. Remus, poprowadzi pierwszą grupę na błonia. Kingsley poprowadzi drugą i zajmie się najwyższymi wieżami obserwując niebo i okolice. Cassidy poprowadzi oddział elfów nad jezioro. Andrew i Jaśni Druidzi zajmiecie się Zakazanym Lasem i wzmocnicie barierę, gdyby została rozbita. James i Mroczni Druidzi zajmą się górami i dolinami. Zrozumiano? - spytał.
- Tak! - zawołali.
- A co my mamy robić? - spytał Ron.
- No, tak GD... Nie którzy z was pójdą do lochów i będą opiekować się rannymi, gdyż przeniesiemy tam Skrzydło Szpitalne. Uczniowie od pierwszej do czwartej klasy zostaną przeniesieni do pomieszczenia w lochach. Piąta klasa ma ich chronić. Reszta ma dołączyć do walczących. Do roboty!... - wszyscy skierowali się ku wyjściu. Nagle Percy zauważył w tłumie znane sobie dwie osoby, które stały pośrodku Sali i patrzyły bezpośrednio na niego. - ...Przepraszam na chwilę. - podszedł do nich przedzierając się przez tłum ku dwóm kobietom. Jedna z nich miała rude włosy i niebieskie oczy,


a druga była szatynką, miała bladą skórę, pełne czerwone usta, a oczy błękitne. - ...Madle, Shava! - zawołał biegnąc ku nim. Po chwili przytulili się przyjaźnie.
- Percy, znasz te kobiety? - spytał Remus  podążając za mężczyzną.
- Tak, Remusie... - odpowiedział. - …To Madeleine Fin. Poznałem ją nieco później nim wyszła za mąż. Jest młodszą o pięć lat siostrą Rogera Hoofa. Shava to przecież Nagini. Przeszła na naszą stronę!... - pospieszył z wyjaśnieniem, gdyż zauważył, że mężczyzna sięgał już po różdżkę. - …Obie są moimi starymi przyjaciółkami. Poznaliśmy w czasach, gdy Tom Riddle II chodził do szkoły. Pomogły mi przeciągnąć na naszą stronę większość Ślizgonów z tamtych czasów i przeszkodzić Voldemortowi w przeciągnięciu wielu osób na jego stronę, szczególnie Reginę i Nigela. Nigel był kiedyś przez kilka lat w Slytherinie, ale zmienił dom ze względu na miłość do pewnej dziewczyny z Hufflepuffu i się tam przeniósł w piątej klasie. - wyjaśnił.
- Nigel to ten wokalista z waszego zespołu? - spytał Harry.
- Tak. - odpowiedział Percy.
- "Percy,..." - młodzieniec spojrzał na rudą kobietę. - "...mamy złą wiadomość dla ciebie od Riddle'a" - odezwała się Madle. Percy i Elyon spojrzeli po sobie.
- "Co się stało? Co to za wiadomość?" - spytał lekko zaskoczony, że wypowiedziała to w języku maltańskim.
- Co się dzieje?... - odezwał się Harry. - ...O czym wy rozmawiacie? Co to za język? - dopytywał się.
- To maltański. Prawie w ogóle nie używany. Maltański jest wymarłym językiem jak łacina i kataloński czy choćby staroarabski. Są one rzadko używane, chyba, że w nadzwyczajnych okolicznościach jak te. Nie wiele osób go zna. Nauczę cię tych języków. - wyjaśniła mu Clare. Harry skinął głową.
Tymczasem Percy, Madle i Shava rozmawiali w obcym języku o... Właśnie, o czym?...
          - "Voldemort jest szantażowany przez swojego pana" - wyjaśniła swemu przyjacielowi Shavanne.
- "Przez Salvatore? Jak to?" - spytał.
- "Elyon chciała ci jeszcze powiedzieć, że imię Domana nie jest prawdziwym imieniem i nazwiskiem jego pana. On posiada wiele tożsamości, jednak nie uwierzysz kim on jest naprawdę!" - mówiła Madle.
- "Skąd to wszystko wiecie?" - spytał Percy krzyżując ręce na biodrach patrząc na przyjaciółki podejrzliwie. Obie spojrzały po siebie, a potem zrobiły odstęp ukazując osobę najmniej spodziewaną przez bruneta. Był to rudowłosy mężczyzna o bardzo jasnych oczach. Był szczupły i muskularny.


Percy osłupiał, a po chwili zakrył usta.
- N-Nigel?... Ale... - szepnął Percy.
- Alex, kopę lat. - powiedział zbliżając się do niego.
- Jak możesz żyć!?... - spytał wystraszony. - ...Widziałem jak umierasz w męczarniach w sali tortur w Koszmarnym Dworze!!! Zostałeś zabity przez Voldemorta! - powiedział poprzez łzy. Chwilę potem rozpłakał się i rzucił mu się w ramiona rycząc jak małe dziecko.
- No już spokojnie, Al... - powiedział poklepując go po plecach. - ...Jestem tu... - szepnął. - ...I nigdzie się już nie wybieram. - dodał.
- Proszę wybaczyć, panie Turnirs, ale czy mógłbym zapytać jak się pan uwolnił z tego Dworu? - spytał Remus.
- Właśnie, jak się uwolniłeś? - spytał Levender spojrzawszy w jego jasno-niebieskie oczy.
- Uwolnił mnie jeden ze Śmierciożerców. - odparł.
- Który??... - spytał Percy dziwiąc się i ocierając jednocześnie oczy z łez. - ...Jak on wyglądał? - dopytywał się.
- Yyy... taki garbaty, miał srebrną rękę...
- Glizdogon! - zawołali jednocześnie Harry, Percy i Remus.
- Kto? - spytali jednocześnie Turnirs i Fin.
- Peter Pettigrew, to przyjaciel moich rodziców! - wyjaśnił Harry.
- Acha... - odpowiedział inteligentnie Nigel. - ...Zaraz, ty jesteś Harry Potter? - spytał dostrzegając bliznę na jego czole.
- Tak. - odpowiedział dziwiąc się, że dopiero teraz mężczyzna go rozpoznał.
- To o tobie Alex tyle opowiadał. Jesteś jego przeszłością. - oświadczył.
- A pan jest tym wokalistą, który grał w zespole Lucem z Reginą i Rogerem Hoofami oraz Percym i Voldemortem, gdy byliście razem w szkole. - przypomniał.
- Och, stare dzieje. - powiedział machnąwszy obojętnie ręką.
- Powiedz jak naprawdę się nazywa Doman Salvatore? - spytał Percy swego kumpla. Nigel wpatrywał się w przyjaciela przez dłużą chwilę aż w końcu oświadczył:
- Percy, jeśli powiem to imię i nazwisko... umrę. - powiedział z lękiem w głosie odwracając wzrok.
- Dlaczego? - zdziwił się.
- Rzucił na mnie zaklęcie. Jeśli wypowiem jego prawdziwe imię i nazwisko umrę w męczarniach. - wyjaśnił. Wszyscy patrzyli na niego zdziwieni nie rozumiejąc o, co chodzi. Nagle Percy zdał sobie z czegoś sprawę. Zdjął z niego płaszcz, potem koszulę. Został tylko podkoszulek na krótki rękaw. Na ramieniu widniał dziwny znak.



- O matko! - wrzasnęła Elyon i schowała się za Percy'ego.
- Nigel, on cię naznaczył! Salvatore naznaczył cię swoim znakiem, którego nie da się usunąć żadnym zaklęciem! - krzyknął.
- Czy to Znak Śmierci? - spytał Harry.
- Nie. Gorzej... - warknął ze wstrętem Percy. - ...To nie jest znak zwykłego Lorda Lordów, którzy robią Czarni Lordowie czy Voldemort. Każdy znak Czarnego Lorda jest inny. Ten znak zrobił tylko i wyłącznie Salvatore, gdy ktoś dowiaduje się o jego prawdziwej tożsamości. To Znak Demonów Z Piekieł. Riddle też taki posiada. - wyjaśnił.
- Fate of Death. - powiedzieli zgodnie Madle, Shavanne, Percy, Nigel, Elyon i Clare. Cała szóstka popatrzyli po sobie z przerażeniem, a potem na znak.
- Ale co to znaczy? I po jakiemu to? - dopytywał się Harry.
- Tak w języku macedońskim określa się go jako Fatum Śmierci lub Śmiertelny Los.- wyjaśniła mu Clare z obrzydzeniem.
- Nigel, musisz nam wszystko opowiedzieć! - oświadczył Percy biegnąc ku wyjściu, gdyż w oddali usłyszał odgłosy walki. Reszta pobiegła za nim.
- Ale co z Voldemortem? On jest szantażowany. - przypomniała mu Madle. Percy trochę zwolnił.
- No tak. Harry, zajmiesz się Riddlem, za to Salvatore'a zostawcie mnie i tylko mnie. Madle i Shava zajmiecie się demonami i Mrocznymi Elfami. Reszta zajmie się Śmierciożercami. - oświadczył Levender.
- Em... Percy, jest jeden szkopuł. - odezwał się Nigel, gdy ten kierował się ku wyjściu z Wielkiej Sali.
- O co chodzi? - spytał.
- Eee... Salvatore, ma w swoich szeregach Prawą Rękę. Mało tego jest jego wnuczką i najlepszym wojownikiem. - oświadczył.
- Jak to? Kim ona jest? Jak się nazywa? - dopytywała się Shava. Nigel patrzył na każde z nich przerażony.
- Raiku. Raiku Reeves, To pół demon i pół Mroczny Elf... - tu zadrżał. - ...Gdy ją spotkałem poczułem jak krew mrozi mi się w żyłach od wewnątrz. Jakbyś wypił jednym chlustem dziesięć beczek mrożonej ognistej whisky. Jest równie potężna jak on sam. Nigdy nie spotkałem takiej istoty. Z pozoru wygląda jak zwyczajna dziewczyna, ale gdy się wścieknie nie warto z nią zadzierać. Zmienia się w potwora. Doman ją uwielbia i zarazem chroni. Jest jakby jego maskotką czy pupilkiem. Nie pozwala nikomu do niej się zbliżyć dobrowolnie. Gdy byłem torturowany ona podeszła do mnie i wypaliła mi ten znak. Bolało gorzej niż tortury u Voldemorta trwające dwa lata nom stop. - wyjaśnił.
- Mówiła coś przy tym? - dopytywał się Percy.
- Hm, jeśli się tak teraz zastanowię to tak. Powiedziała bym ci coś przekazał. Coś na kształt przepowiedni, że: "Zbliża się czas Mroku i Światła. Wybraniec i jego znajomi muszą wykorzystać Mroczną Duszę, żywioły natury i pierścienie zmarłych wielkich czarodziei, by otworzyć Wrota Piekieł i Niebios, aby odpędzić zagrożenie, które nawiedziło tą Ziemię" . Czy coś w tym stylu. - odparł.
- Harry!... - krzyknęła niespodziewanie Elyon. - ...Padnij! - zawołała. Nikt, prócz Elyon, nie zauważył, że leciał w ich kierunku zielony promień. Elyon rzuciła się na Harry'ego ratując go w ostatniej chwili przed zgubną śmiercią. Dopiero teraz zauważyli, że trwa wokół nich poważna bitwa. Wszędzie, gdzie nie spojrzeć były pary walczących. Zdarzało się, że walczyli trzech na dwóch lub trzech na jednego.
- Jak mówiłem, zostawcie mi Salvatore'a. Harry, ty zajmiesz się Voldemortem, Shava i Madle zajmą się demonami i Mrocznymi Elfami. Mogą być wszędzie. - oświadczył.
- Tak jest! - zawołali.
- A my? - spytał Remus.
- Wy pomóżcie innym. Gdybyście natrafili na sojuszników Salvatore uciekajcie gdzie pieprz rośnie. Nie walczcie ani z nimi ani z Domanem ani także z Raiku. To niebezpieczne. Nie zdołacie ich pokonać. Są za silni. Ja i Eylon nimi się zajmiemy. Powiedzcie innym, by z nimi także nie walczyli, bo nie podołają im.... - rozkazał Percy i popędził ku jakiemuś Śmierciożercy, by uratować Ginny od niego. - ...Harry, postaraj się, by zawsze przy tobie była Clare. Ona cię ochroni! I proszę cię byś i ty chronił Clare. Jeśli coś jej się stanie, Elyon także! Nie pozwól jej umrzeć! Póki one tu są jednocześnie wam obojgu grozi niebezpieczeństwo. Zarówno tobie jak i Clare!... - zawołał przez ramię do swego przeszłego Ja. - ...Nigel masz mi powiedzieć wszystko na temat Salvatore. Oraz w jaki sposób od niego uciekłeś! - oświadczył Percy biegnąc wraz z przyjacielem w inny korytarz. Tuż za nimi biegła Elyon. Rudy mężczyzna spojrzał na niego, po czym rzucił na jakiegoś Śmierciożercę zaklęcie.
- Jak już mówiłem uratował mnie Pettigrew... - zaczął. - ...Pomógł mi wydostać się z lochów. Potem poprowadził do wyjścia. Okazało się, że byłem w domu Malfoy'ów. Kazał mi uciekać dopiero, gdy byliśmy przy bramie. - wyjaśnił.
- Skąd cię znał? - spytała Elyon.
- Nie wiem... - odparł. - ...Wiedział tylko, że nie mogłem tam być. Dał mi eliksiry na wzmocnienie, post cruciatusowe, na krwawiące rany i przeciw bólowe. Mogłem deportować się dopiero za bramą ich posiadłości i cię ostrzec. Aportowałem się do Hogsmeade. Znalazła mnie Shavanne, a niedaleko Wrzeszczącej Chaty spotkałem Madle. - wyjaśnił.
- Wrzeszczącej Chaty?... - zdziwił się Percy rzucając kolejnym zaklęciem w kolejną zamaskowaną postać. - ...Co ona tam robiła? - spytał.
- Powiedziała, że szpiegowała Riddle'a. - wyjaśnił.
- A ty, jak się znalazłeś u Salvatore? - spytała Elyon. Rudowłosy popatrzył na nich oboje i odwrócił wzrok. Po chwili odpowiedział:
- Zanim znalazła mnie Madle i gdy aportowałem się w Hogsmeade włączył się alarm. Shava mnie znalazła w przy jakimś barze, ale było za późno. Śmierciożercy biegli w naszym kierunku. Musiałem coś zrobić, by nic jej się nie stało. Kazałem jej uciekać. Shava zdążyła się ukryć, a konkretniej pchnąłem ją w jakiś zakamarek jakiegoś pubu. Śmierciożercy mnie znaleźli i zaprowadzili do Chaty. - wyjaśnił ze łzą w oku.
- Kiedy to było? - dopytywał się.
- Jakieś... dwa miesiące temu. - odparł.
- Co???... - krzyknął. - ...I dopiero teraz mi to mówisz??? - wrzasnął chwyciwszy go za ramiona potrząsając nim jak szmacianą lalką.
- PADNIJCIE! - ryknęła Elyon. Obaj mężczyźni padli na posadzkę chroniąc się przed nadlatującymi dwoma zielonymi promieniami.
- Czemu nie dawałeś znaku życia??? - warknął Percy rzucając zaklęcie w Śmierciożerców, którzy rzucili owe zaklęcie.
- Niby jak?? Dopiero niedawno się wyrwałem z jego szponów, a telepatię mi blokowano! Mało tego naznaczył mnie tym cholernym Fatumem Śmierci! Trzeba go powstrzymać!... - warknął oszałamiając kolejnego Śmierciożercę. Wstając stanęli we trójkę plecami do siebie. Byli otoczeni przez siedmiu Śmierciojadów i jednego demona. - ...Kiepsko. - jęknął Nigel.
- Taa. Co robimy?... - spytała Elyon. - ...Harry, Remus i Clare pobiegli szukać pomocy, ale oni są wszędzie! - wydyszała Elyon.
- Myślę, myślę. - szepnął Percy. Nagle, nie wiadomo skąd pojawiły elfy, ale te były inne. Miały czarno-brązowe skrzydła i upiorne twarze.



- Jakbym widziała swoje odbicie... - wymamrotała Elyon.
- Ale to nie ty, co nie? - spytał z nadzieją Nigel.
- Nie, oczywiście, że nie. Chciałam powiedzieć, że jakbym widziała Noyle. Zaraz... Nigel jak szła ta przepowiednia? - spytała.
- "Zbliża się czas Mroku i Światła. Wybraniec i jego znajomi muszą wykorzystać Mroczną Duszę, żywioły natury, pierścienie zmarłych wielkich czarodziei, by otworzyć Wrota Piekieł i Niebios, aby odpędzić zagrożenie, które nawiedziło tą Ziemię" - powtórzył.
- Chwilka, trzeba najpierw zinterpretować przepowiednię, ale czego lub kogo ona może dotyczyć?... - spytała sama siebie. - ...Mrok i Światło? Chwila, wiem! Chodzi o walkę między nami a Salvatore! Chodźcie, musimy znaleźć Klarka Kenta! On nam zinterpretuje tę przepowiednię! - zawołała.
- Ale Elyon, Raiku przestrzegła mnie, że jeśli ktoś spróbuje ją zinterpretować nie znający się na tym może coś mu się stać złego. - jęknął Nigel z przerażeniem w głosie.
- Spokojnie, Nigel. Klark Kent ma zdolności do czytania między wierszami w proroctwach. Ma to w genach. Sam zinterpretował przepowiednię o Harrym Potterze zanim jego rodzice się zakochali, a nawet poznali. - wyjaśniła Elyon i chwyciła go za rękę ciągnąc intuicyjnie do miejsca, gdzie przebywał Klark.
          Po kilkunastu minutach i nie zwracając uwagi na wrogów, znaleźli się na całkowicie zrujnowanej wierzy zachodniej. Klark walczył z...
- RAIKU! - wrzasnęli jednocześnie Elyon, Percy i Nigel. Kobieta miała długie, kręcone krwisto-rude włosy i niebieskie bardzo jasne oczy aż raziły swoim blaskiem. Miała na sobie ciemno-szarą szatę z kapturem narzucony na głowę.Wyglądała strasznie.


Jej spojrzenie odpychało i przerażało. Tak jak opisywał Nigel wyglądała nie więcej niż na 19-ście lat.
- Ho, ho, kogo to ja widzę! Nasz uciekinier. Nigel Turnirs, a tutaj,... Och, ładnie, ładnie! Percy Levender i...OCH!!! Elyon! Cudownie! Salvatore ucieszy się z takiej zdobyczy!... - powiedziała oblizując usta. Nagle spojrzała na Klarka, który chciał uciec. Rzuciła na niego nieznane Nigelowi i Klarkowi zaklęcie obezwładniające, a potem machnęła palcami w powietrzu wypowiadając cicho jakieś zaklęcie*.
- Nie!... - wrzasnął Percy i rzucił się w ich kierunku, by przyjąć na siebie urok. To, co się stało w następnej chwili zdziwiło wszystkich. Percy miał związane ręce z tyłu, ale lin... nie było widać. - ...Klark! Uciekaj! - krzyknął.
- Jakie to wzruszające... - powiedziała lekceważąco i machnęła ręką w kierunku Kenta. Ten upadł na ziemię.
- Klark! - zawołali wszyscy.
- Zostaw go! - zawołała Elyon celując w nią ręką.
- Nic mi nie możesz zrobić bez rozkazu swego pana, Elyon. - oznajmiła kobieta.
- Czekaj!... - zawołał Nigel, gdy podchodziła do czarnowłosego młodzieńca. - ...Przyszliśmy do ciebie w pewnej sprawie. Chodzi oto, co mi powiedziałaś, gdy mi robiłaś znak. - tu pokazał go. Raiku spojrzała na niego, a potem na resztę.
- A co ma do tego Kent? - spytała.
- On może zinterpretować przepowiednię. Prosimy tylko byś nam powiedziała ją całą. - wyjaśnił Nigel.
- Całą? - zdziwiła się Elyon.
- Tak. To co mi powiedziała było kawałkiem przepowiedni. Prawdopodobnie, chciała nas powiadomić o czymś lub nas tu zwabić. - dodał
          Dziewczyna wpatrywała się w nich dość długo zastanawiając się nad tym, czy im pomóc czy też nie.
- Zapomnij o tym. - powiedziała krótko i już sięgała po ramię Percy'ego, gdy Nigel podszedł do niej. Chwycił ją za nadgarstek i poprosił:
- Proszę, Raiku. Z tego fragmentu co mi mówiłaś świadczy, że kilka osób ma otworzyć bramy do Piekieł i Niebios, ale po co? Dlaczego są potrzebne do tego Pierścienie Założycieli? Co mają z tym wspólnego żywioły natury? Kto je posiada? Wypowiedz nam całą przepowiednię. Zrób jeden dobry uczynek, a ci się odwdzięczymy. - błagał. Rudowłosa wpatrywała się w jego oczy bardzo uważnie. Widziała w nich szczerość, litość, błagalność i jeden Merlin wie, co jeszcze. Wyprostowała się, spojrzała po kolei na każde z nich po kolei.
- No... no dobrze, ale tylko ten jeden raz... - odparła. Wszyscy uśmiechnęli się z ulgą. Nigel puścił jej rękę. - ...Nie uśmiechajcie się tak, bo to nie jest takie zabawne. Treść tej przepowiedni nie jest dobra. Wygłoszono ją bardzo dawno temu, a konkretniej niedługo po tym jak zmarł Percival Dumbledore. - wyjaśniła. Wszyscy spojrzeli po sobie.
- Rzeczywiście stara. - stwierdził Nigel.
- Możesz ją wreszcie wypowiedzieć! - warknął Percy.
- Uspokój się kowboju, bo się rozmyślę... - oburzyła się. Percy umilkł. - ...Tak lepiej. Wypowiadając ją łamię obietnicę, którą dałam dziadkowi. - zaznaczyła.
- Rozumiemy. Powiesz ją? - spytał Nigel. Ta skinęła głową. Wzięła głęboki oddech i wyrecytowała:
- "Zbliża się czas Mroku i Światła. Dziecko Losu musi wykorzystać Mroczną Duszę i żywioły natury, by Wybrańcy Pierścieni zmarłych wielkich czarodziei otworzyli Wrota Piekieł i Niebios, aby odpędzić zagrożenie, które nawiedzi tą ziemię w Roku Tygrysa. Jeśli Mroczny Pan zdobędzie klucz do Wrót koniec świata jest bliski... Tylko Wybraniec Podróżujący W Czasie może go pokonać i zamknąć Je!" - wyrecytowała.
- Co to znaczy? - spytał Nigel.
- Klark nam wyjaśni... - oświadczyła Elyon. - ...Klark, potrafisz tę przepowiednię zinterpretować? - zapytała.
- Chy-chyba t-tak... - zająknął się. - ...Em... Mrok i Światło oznacza wojnę między dobrem a złem... - wyjaśnił. - ...Dziecko Losu często pojawia się w przepowiedniach i sądzę, że chodzi tu o Harry'ego Pottera. Panie Levender, czy z Wybrańcem ostatnio coś się stało? Mam na myśli tą Duszę. - spytał Klark.
- Tak. Przeniósł się z rodzeństwem do przeszłości i otrzymał tam Mroczną Duszę, która była w pierścionku zaręczynowym Morgany Le Fay wyzwalając ją w ten sposób spod jej złego wpływu. Jednak Harry nie stał się zły, gdy w niego weszła, tylko otrzymał większą moc. - wyjaśnił Percy.
- Rozumiem, a te żywioły? Bo w przepowiedni są wspomniane także żywioły natury odnoszące się do niego. - spytał.
- Ach to. W te wakacje był trenowany przez Davida Dursley'a, swojego kuzyna ze strony swej ciotki, Petunii Dursley, siostry jego matki. To jej drugi syn. Jest czarodziejem i pół druidem. Szkolił go w mieście druidów oraz w krainie elfów, gdzie nauczył się panować nad żywiołami natury. - objaśnił.
- Ach tak. Dalej jest... "...by Wybrańcy Pierścieni zmarłych wielkich czarodziei otworzyli wrota Piekieł i Niebios, aby odpędzić zagrożenie, które nawiedziło tą ziemię w Roku Tygrysa..." . Myślę, że ta Mroczna Dusza, żywioły oraz Pierścienie mają coś ze sobą wspólnego. Najwyraźniej trzeba połączyć Duszę i żywioły, by Pierścienie mogły otworzyć te Wrota, jak mówi dalsza część zdania: "...aby odpędzić zagrożenie, które nawiedziło tą ziemię..." - wyjaśnił.
- Ale jest dalsza część przepowiedni... - zauważyła Elyon. - ..."...Jeśli Mroczny Pan zdobędzie klucz do Wrót koniec świata jest bliski... Tylko Wybraniec Podróżujący W Czasie może go pokonać!" - wyrecytowała. Zrobiło się cicho. Każdy rozumiał ten tekst.
- "...Wybraniec Podróżujący W Czasie..."? - zdziwił się Klark.
- To ja... - odezwał się Percy. - ...Podróżuję w czasie od wielu set lat. I chyba to ja muszę pokonać twojego dziadka. - spojrzał na Raiku.
- To niemożliwe!... - chwyciła go za ramiona i postawiła na nogi. - ...Słuchajcie, powiedziałam wam przepowiednię. Daruję wam życie, ale jedno z was pójdzie ze mną do mego dziadka. No już, uciekajcie!... - warknęła. Klark i Nigel zwiali. Elyon przez chwilę się wahała. Nie wiedziała co robić. Nigdy nie była w takiej sytuacji. Zawsze była przy Percym na dobre i na złe. - ...A ty co? Zamarłaś? Odejdź stąd! - warknęła Raiku.
- Ja nie mogę wykonać twojego rozkazu. - powiedziała poważnym tonem.
- Czemu? Ach tak... - spojrzała na Percy'ego. - ...Levender jest twoim panem. Słuchasz tylko jego rozkazów, prawda?... - spytała. Ta kiwnęła głową. - ...Levender!... - Raiku chwyciła czubek włosów Percy'ego i szarpnęła do tyłu, by ten spojrzał na nią. Widać, że cierpiał. - ...powiedz jej by sobie poszła, aby zostawiła nas samych. - powiedziała przymilnym głosem. Jego spojrzenie spotkało się z oczami Raiku, po czym uśmiechnął się lekko.
- Zrobiłbym to, gdybym tylko chciał, ale ona może zrobić to sama. Może odejść w każdej chwili przecież. - wyjaśnił.
- Jak to? - spytały obie kobiety jednocześnie.
- Raiku, to ty nie wiesz? Harry Potter poprosił Elyon, by przemienił swoją Elyon w ludzką istotę. Stały się tak jakby siostrami. Ona tu jest. Nazwał ją Clare. W ten sposób zaklęcie, które zostało rzucone na pokolenie mojej matki zostało zdjęte w momencie, gdy Elyon ją przemieniła w ludzką istotę. Elyon i Clare mają wolną wolę. Nie muszą nas słuchać. Mogą robić co chcą. - wyjaśnił.
- A czy wiesz, Percivaldzie,... - tu Reeves zbliżyła swoją rudą głowę ku jego twarzy. - ...że jeśli Elyon zakocha się w tobie, albo Clare w Harrym Potterze zaklęcie nadal będzie działać? - spytała Raiku złośliwym tonem. Spojrzenia Percy'ego i Elyon spotkały się.
- Elyon, czy to prawda? - spytał mężczyzna.
- Percy... ja... - ruda kobieta puściła go, by blondynka mogła do niego podejść. - ...Tak, Percy. To prawda. Nie mogę wykonać jej rozkazu... Nikogo... Od nikogo innego niż od ciebie, bo... bo się w tobie... - tu się rozpłakała. - ...ja się w tobie zakochałam! - Raiku westchnęła teatralnie.
- Kiedy? - spytał.
- Od roku 1958, gdy urodził się Ashe. Pomyślałam sobie wtedy jakby to było mieć dzieci i rodzinę... z tobą... - jęknęła ze łzą w oku. - ...Nie chciałam tego ci mówić, ale obiecałam sobie, że cię nie opuszczę aż do śmierci i będę ci pomagała we wszystkim co tylko sobie zażyczysz... - zadrżała. - ...Rzuciłam na nas oboje Urok Połączenia Dusz, gdy ty spałeś... - załkała. - ...Od tamtego dnia wykonywałam każde twoje polecenia bez zmrużenia oka. - wpatrywała się w niego z wielką miłością i rozpaczą w oczach.
- Nie mam wyboru. Muszę zabrać was oboje... - Percy i Elyon spojrzeli na nią. - ...No już, wstawajcie! - zawołała. Percy skiną głową na blondynkę dając jej znak, by wykonywała polecenie rudej. Chwyciła ich za ramiona i poprowadziła ku Zakazanemu Lasowi...

~~*~~

W zamku...
          Tymczasem Nigel i Klark biegli ile sił w nogach z zamiarem odszukania Harry'ego.
- Jak myślisz, gdzie on może być? - spytał starszy.
- Nie wiem... - odparł młodszy. - ...Musimy jednak go znaleźć jak najszybciej... - dodał. Po pewnym czasie, gdy byli na jednym z wielu korytarzy zauważyli Remusa z kilkoma aurorami. Pobiegli ku niemu. - ...Remusie! - zawołał Klark.
- Kent? Co tu robisz? - spytał zdziwiony.
- Percy'emu i Elyon grozi poważne niebezpieczeństwo! - wyjaśnił.
- To chodźmy im pomóc! - oświadczył.
- Nie, nie możesz im pomóc. - odezwał się Nigel chwyciwszy go za ramię.
- Dlaczego? - spytał ten.
- Bo ta osoba, która ich zabrała jest naprawdę niebezpieczna i groźna. - oświadczył Klark.
- To wnuczka Domana Salvatore, pana Voldemorta. Nie możesz jej się równać. - wtrącił się Nigel.
- Ledwo się wyrwaliśmy z jej szponów. - wtórował mu Klark.
- A ja z jego zamku. - dodał Nigel.
- To co możemy zrobić? Jak możemy im pomóc? - spytał Lupin.
- Po pierwsze: posłuchaj przepowiedni... - tu Klark wyrecytował przepowiednię i po chwili zinterpretował ją mu.
          Po kilku minutach Remus był w nie małym szoku.
- Więc... więc mówicie, że musimy znaleźć sześć osób, w tym samego Voldemorta, bo on posiada jeden z Pierścieni potrzebnych do zamknięcia Wrót Piekieł i Niebios? - spytał Remus. Klark i Nigel spojrzeli po sobie, po czym skinęli twierdząco głowami.
- Tak. Posiada on Pierścień Slytherina.
- I potrzebujemy Harry'ego, który posiada Mroczną Duszę oraz włada żywiołami natury, gdyż tak głosi przepowiednia, którą powiedziała wam ta kobieta, która cię porwała? - spytał z niedowierzaniem wilkołak.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie mężczyźni.
- Jaki macie plan? - spytał wilkołak.
- Najpierw musimy znaleźć te pozostałe pięć osób posiadających pierścienie. Wiesz kim one są i gdzie mogą być? - spytał Nigel
- Z tego co pamiętam to posiadają je Agnes i March Hoof, Daniel Riddle, Voldemort oraz Draco Malfoy. Każde z nich posiada po jednym z pięciu Pierścieni. Agnes posiada Pierścień Gryffindora, March Ravenclaw, Daniel posiada Pierścień Hufflepuff, Voldemort ma Pierścień Slytherina, a Draco posiada Pierścień Merlina. - odparł. - ...Chodźmy ich szukać. - powiedział. Więc poszli...

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.