Moja lista przebojów 2

11 września 2014

Rozdział 48 (85) - Ostatnia walka - Harry/Voldemort

Klik

        Walka z siłami ciemności wciąż się toczyła. Przerwy nie robili ani razu! Rannych było sporo. Skrzydło Szpitalne było zapełnione prawie po brzegi. Martwych na szczęście było nieco mniej.
        Od 03:03 Salvatore zaczął chwytać swoich wrogów jako jeńców. Gdy nasi bohaterzy to zauważyli musieli się dowiedzieć kto zaginął i czemu Czarny Lord to robi. W tym celu Percy poprosił Elyon, by pójść do zakazanego korytarza na trzecim piętrze. Tam zamknęli się na wszystkie możliwe spusty i obserwowali szkołę jak i jej tereny i Hogmeade. Tak też Elyon zrobiła. Wytworzyła mnóstwo ekranów z daną osobą bądź pomieszczeniem i okolicami.
        Obserwowali wszystko i wszystkich.
- Jak idzie, Elyon? - spytał Percy o 03:45 nad ranem. Był bardzo śpiący, więc ziewał ci kilka minut.
- Jest dobrze zważając na fakt, że straciliśmy 1/4 naszych. - powiedziała niezbyt przekonująco.
- Oby wytrzymali. - powiedział z westchnieniem.
- Percy... - ten spojrzał na przyjaciółkę kątem oka. Kobieta dotknęła jego ręki i powiedziała: - ...Będzie dobrze, obiecuje i... PERCY! - krzyknęła głośno. Ten spojrzał na to, na co patrzyła. Jej wzrok padł na Agnes Hoof. Była obecnie na siódmym piętrze. Byli z nią też jej brat i siostra. Alastor i Geandley. Oboje stali po środku kręgu, wśród których byli nie tylko Śmierciożercy, ale też Mroczne Elfy oraz trzy demony.
- Rety...! Percy, trzeba im pomóc! - zawołała w panice.
- Nawet więcej. Musimy chronić Agnes i... O rety! Harry!... - spojrzał na nią. - ...Harry ma stoczyć już teraz walkę z Voldemortem! Nadchodzi czas bym i ja stoczył walkę z Salvatore... -urwał na chwilę i zwiesił głowę, po chwili jednak wyprostował się, a następnie wstał i wyszedł bez słowa. Elyon patrzyła na drzwi przez minutę, za którymi wyszedł jej ukochany, po czym odwróciła się i patrzyła na dane ekrany obserwując wszystko. Myśli tłukły się w jej głowie jak młot o kowadło. Nie wiedziała co robić. Musiała mu pomóc, ale przeznaczenie mówiło inaczej. Nie mogła nawet go zmienić. Nie mogła...

~~*~~

        Tymczasem Harry walczył z Mrocznym Elfem na pierwszym piętrze. Percy miał rację. Nie da się ich pokonać zwykłą magią. Nie mając wyjścia musiał uciekać, ale było to trudne. Na każdym kroku widział a to elfy a to demony a to Śmierciożerców. Mało brakowało, by spotkał się z samym Salvatore. Po jakimś czasie znalazł się na dziedzińcu. Tam natknął się na całą zgraję Śmierciożerców na czele z Riddlem.
- Niech to szlag! - jęknął cicho. Chciał zawrócić, ale jego drogę ucieczki zagrodziły zastępy demonów i Mrocznych Elfów na czele z Salvatore. Był w pułapce. Zanim Potter zdołał zrobić kolejny ruch coś poleciało w jego kierunku od tyłu, ale zdziwiło go, że NIE DOSTAŁ zaklęciem. Tuż za nim, odwrócony do niego plecami, stał Percy z wyciągniętą różdżką przed siebie. Dyszał.
- Percy, jak dobrze cię widzieć. - szepnął z ulgą.
- Mnie też. Szczęście, że zdążyłem... - dodał. - ...Skup się, Harry. To nie są ćwiczenia. To poważna walka. Do tej walki nikt, nawet nasi przyjaciele, rodzina, a nawet aurorzy czy Założyciele i Merlin nie mogą się mieszać. To nasza osobista walka. Taka była moja umowa z Domanem zanim uciekłem ze Wrzeszczącej Chaty. Tylko pod tym warunkiem pozwolił mi odejść... - westchnął. Po chwili oświadczył: - ...Nie będziemy mogli polegać na nikim innym niż na samym sobie. Rozumiesz?... - oznajmił. Harry trochę się bojąc niepewnie kiwnął głową. - ...Teraz podejdziemy do nich i rozpoczniemy walkę. - poradził. Obaj stanęli naprzeciw swoim wrogom plecami do siebie celując w nich różdżkami.

~~*~~

Między Levenderem a Salvatore rozpoczęła się bardzo precyzyjna i widowiskowa walka...
        Percy rzucił się do walki z siłami Salvatore.
- Witaj, Doman. - przywitał go z figlarnym uśmieszkiem na twarzy.
- Widzę, że sam Percivald Levender mnie zaszczycił. Jak sam widzisz nie macie szans na zwycięstwo. Macie problemy z moją armią, a co dopiero z tamtą... Wasz opór jest bezcelowy. - oświadczył.
- Myślisz Salvatore, że twoi sojusznicy zaatakują nas, gdy umrzesz? - spytał.
- Jeśli umrę. - zaznaczył pierwsze słowo.
- Nie oszukujmy się, jesteś ode mnie słabszy i wiesz o tym. - powiedział Levender.
- Tak sądzisz? Pochodzę z Piekła. Okropnie denerwuje mnie ta twoja pewność siebie. Powalczmy sobie. Co ty na to? - zaproponował.
- Jak chcesz. Wolisz z pomocą kolegów czy sam? - spytał.
- Kpisz sobie ze mnie?! Twierdzisz, że potrzebuje na ciebie pomocy!? - zawołał.
- A ja sądziłem, że opanowałem Oklumencję, a ty czytasz sobie w moich myślach. Może naprawdę powinienem się bać? - zakpił Percy.
- Imbecyl!! - Salvatore bardzo nie lubił jak ktoś sobie z niego kpił, a w szczególności chłopak, który pokonał go 100 lat temu! Rzucił w niego zaklęciem i tak rozpoczął się między nimi pojedynek. Przyszły Ja byłego Gryfona zrobił szybki unik i rzucił dwie Drętwoty w kierunku przeciwnika, który jednak zniknął pod peleryną i pojawił się za jego plecami. - "No tak zapomniałem o metodzie demonów. Ona nie należy do deportacji więc jej nie blokuje pole" - Doman zaatakował go Zaklęciem Patroszenia, ale Percy spodziewający się ataku uniknął go robiąc długie salto w tył i przeskakując nad przeciwnikiem "częstując" go solidnym kopniakiem w tył głowy.
- Boli prawda, Doman? Chcesz się dalej bawić? - Wysłannik z Piekła podniósł się z ziemi bliski stanu furii. Uniósł dwie ręce ku górze i wypowiedział dziwną formułę. Obu walczących otoczyła czarno-beżowa mgiełka. Było to pole blokujące każdy rodzaj magii z wyjątkiem czarnej i piekielnej. Młodzieniec mógłby ją zdjąć bez problemu, ale po pierwsze: wzięło by mu to dużo energii, a po drugie: walka na takich zasadach mogłaby być naprawdę ciekawa.
- Wiesz co to jest, głupcze... Kto teraz jest górą?! Uczyli cię wykorzystywać czarną i piekielną magię?? Wątpię! - zawoła z drwiną.
- Błąd... Nie doceniasz mnie. - Percy uśmiechnął się. Rzucił w stronę Salvatore Zaklęciem Wyrwania Serca, jednak Lord Ciemności w ostatniej chwili zrobił unik i znów stał twarzą w twarz z przeszłym Ja Pottera-Gryfona.
- Więc jednak walka będzie w miarę równa... Doskonale. More-Namba. - czarna magia miała to do siebie, że była zdecydowanie ofensywna i uczeń Merlina w większości musiał polegać na unikach. Tak było i teraz, gdy Doman próbował skończyć z wrogiem przy pomocy wyjątkowo silnego Zaklęcia Miażdżącego. Levender przetoczył się do przodu i kontratakował "jadem bazyliszka" - bardzo potężnym urokiem. Działa jak ukąszenie przez Króla Węży, i natychmiast po tym rzucił jeszcze trzy Zaklęcia Przecinające z dziedziny czarnej i piekielnej magii przez co czarownik musiał się ratować szybką ucieczką za plecy Percy'ego, który jednak przewidział także ten ruch i przez wykorzystanie niesamowicie trudnego i chłonącego moc Zaklęcia Pętli Czasu w niecałą setną sekundy obrócił się i zaatakował "falą niemocy". Wysłannik z Piekła padł na ziemię. Nie mógł się ruszyć. Zaklęcie, którego użył na nim Podróżnik W Czasie było co prawda bardzo proste do zablokowania nawet przy pomocy czarnej magii, ale gdy się go zupełnie nie spodziewało sytuacja znacznie się komplikowała. W normalnej sytuacji odruchem wyuczonym jest unik. Jednak większość tak zwanych "fal" jest bardzo nieprecyzyjna i wraz z odległością rozszerza się, więc w tym wypadku najprostsze rozwiązanie zawiodło. W oczach Salvatore można było ujrzeć prawdziwy strach, a gościł w nich naprawdę rzadko i nigdy z taką siłą. Levender podszedł do niego i postawił na jego plecach swoją nogę przygważdżając go do ziemi.
- Siedź grzecznie, a ja pooglądam sobie walkę Harry'ego z Voldemortem. Ich walka zadecyduje czy walczymy dalej czy też nie. - oznajmił z miną godną Huncwota.

~~*~~

W międzyczasie Harry i Tom II walczyli niesamowicie i równie widowiskowo...
        - Witaj, Harry... - zagadnął niemalże wesoło Riddle. - ...Jakże miło, że się znowu widzimy... - Harry drżał, różdżka telepała mu się w ręku. - ...I co, teraz, Harry?... - Voldemort patrzył bezlitośnie na młodego mężczyznę. - ...Wreszcie stajemy naprawdę twarzą w twarz. Masz pecha... Nauczyciel Obrony... - zaśmiał się zimno. - ...Kolejny do mojej kolekcji?... - zadrwił. - ...Szesnaście lat temu nie przypuszczałem, że będę się z kimś takim jak ty użerał. Niestety... przepowiednia...
- Nie znasz wszystkich!... - wtrącił nagle Harry. - ...Jack jest Przepowiadaczem Snów. Powiadomił nas, że nasze ostateczne starcie zadecyduje iż Mistrz Mistrzów, czyli twój Pan zostanie pokonany przez dzieci twoich córek, a konkretniej Eleine, Mary i Hermiony oraz kilka innych młodych kobiet, które urodzą Dzieci Przeznaczenia, a one z kolei pokonają twojego Pana. My mamy je nauczyć wszystkiego co umiemy, a one mają nauczyć swoje dzieci, by go pokonać na fest! Jesteś głupcem, Riddle, że Salvatore cię o tym nie powiadomił... - Harry zdobył się na zimny ton. - ...Głupcem.
- CO?!
- Nie pozwolę ci iść dalej. Dokonamy teraz ostatecznego starcia, Riddle... - cedził Harry, a Voldemort coraz bardziej się wściekał. - ...Nasza wspólna przepowiednia mówi, że "...żaden z nas nie może żyć póki drugi żyje...". I teraz ja wykończę ciebie! - Voldemort wybuchnął śmiechem, śmiechem przerażającym, zimnym i.... rozbawionym.
- Ty? Mnie? Potter, ja jestem nieśmiertelny... - powiedział to niemal łagodnie. - ...Nie uśmiercisz mnie, ponieważ.... ja nie mogę umrzeć. - Harry wybuchnął równie szaleńczym śmiechem jak jego wróg. Voldemort popatrzył na niego jak na wariata.
- Możesz. Już możesz. Twoje Horkruksy już nie istnieją. Jesteś śmiertelnikiem. Jak ja. - Harry patrzył z satysfakcją jak Voldemort blednie (jeśli to w ogóle możliwe).
- To.... niemożliwe.... - szeptał gorączkowo. - ...Nie, Potter! Znam twoje sztuczki!... - ryknął. - ...AVADA KEDAVRA!... - Harry padł na ziemię, by uniknąć zaklęcia. W taki sposób rozpoczęła się walka. Harry wyciągnął ręce i siłą woli użył mocy ziemi. Ku czarnoksiężnikowi poleciało wiele kamieni. Ten odepchnął je jakimś zaklęciem. Harry używał wielu zaklęć i mocy żywiołów. Raz czy dwa użył pierścienia do obrony przed zaklęciem Riddle'a, gdy nie zdążył unieść różdżki. Ich zaklęcia leciały to w jedną to w drugą stronę o przeróżnych kolorach i sile. Od jednego do drugiego. W końcu Harry spróbował użyć Fali Kamehameha. Riddle nie był na to przygotowany. Percy był tym zaskoczony jak i Salvatore. Jednak wszyscy obserwowali walkę z napięciem. Fala Harry'ego, mimo, że słaba (jak to zauważyli Percy i Doman) popchnęła Riddle'a ku jednej z kolumn. Walnął w nią z impetem na chwilę tracąc orientację. Potter zbliżył się do niego. Percy patrzył to jak na wciąż powtarzającym się filmie. Było jak deja vu. Z wrażenia cofnął nogę z klatki piersiowej Czarnego Lorda. Czuł, że Harry nie powinien się do niego tak szybkim krokiem zbliżać, ale nie mógł temu przeszkodzić. Zielonooki był bardzo blisko swego wroga, gdy ten rzucił się na niego całym ciałem. Obrócił go przygważdżając do ziemi. Zacisnął palce na jego szyi bardzo mocno aż ten prawie nie mógł oddychać. - ...Zabiję cię gołymi rękami, parszywy dzieciaku.... - cedził jak oszalały Czarny Pan. Harry krztusił się. Przed oczami mu wirowało. Dochodził jeszcze silny ból blizny. Szarpał się. Spróbował użyć jakiegoś zaklęcia z dziedziny żywiołów, ale Riddle przywiązał mu ręce do kolumny. Spróbował z całej siły wyrwać prawą rękę. Gdy mu się to w końcu udało wycelował rękę z pierścieniem w jego pierś i próbował wykrztusić:
- Avad....ha... KEDAVRA! - Już po chwili nie wiedział co się dzieje, nie mógł oddychać. Lepka czerń odebrała mu wzrok i czucie. Coś ciężkiego uderzyło w niego potęgując wszystko. Percy pobiegł szybkim krokiem ku Harry'emu badając go przez chwilę aż w końcu odetchnął z ulgą. Żył.
- Uf! Tylko zemdlał... - odetchnął z ulgą. Spojrzał najpierw na Śmierciożerców, którzy już mieli uciekać, ale ten im na to nie pozwolił machnąwszy zamaszyście ręką. Wokół sługusów martwego ostatniego Czarnego Pana pojawił się wysoki ogień odgradzając ich od wszystkiego i wszystkich, gdyż nawet nie mogli się teleportować czy wyczarować świstoklików. Percy uniemożliwił im to. Potem młodzieniec spojrzał złowrogo na Salvatore i jego popleczników tuż za sobą. Już wstawał, gdy rozległo się pikanie na jego lewym nadgarstku. Spojrzał na niego. Ktoś chciał się z nim skontaktować. - ...Kto tam? - spytał naciskając na pomarańczowy guzik.
- To ja. Elyon. Mam wiadomość. Jestem obecnie na siódmym piętrze, a Agnes wypowie zaraz przepowiednię. Musimy ją stąd zabrać i wysłuchać przepowiedni. - wyjaśniła.
- Rozumiem, ale jestem na dziedzińcu i nie mogę stąd odejść. Mam zaraz walczyć z Salvatore. Ty ją zabierz, a potem niech wypowie przepowiednię... - oświadczył po czym rozłączył się. Odwrócił się w kierunku wroga i przyszykował się do swojej walki. - ...No, Salvatore. Jestem gotowy. Nikt nam nie będzie przeszkadzał. Zaczynaj! - oświadczył zbliżając do niego. Ten rzucił w niego Piekielne Zaklęcie o dużej mocy, ale Percy odskoczył i rzucił w niego zwielokrotniego Cruciatusa, ale jego przeciwnik niezbyt się tym przejął i rzucił w niego Zaklęcie Wyrwania Duszy. Walka toczyła się długo. Jednak my przeniesiemy się do przyjaciółki naszego dowódcy. Do Elyon...

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.