- Och, dziewczęta... - zawołał Percy radosnym głosem. - ...Jak miło, że wpadłyście. Właśnie kończę obiad... - Percy mówił tak niefrasobliwym tonem, jakby mówił o pogodzie. Wszystkie trzy luknęły na siebie zaniepokojone. Eylon podeszła do niego nieco wystraszona, a jej siostry stały tuż za nią. Mina Eylon wyrażała niepokój. - ...Coś się stało? - spytał, patrząc na nie.
- Eee... - Eylon zerknęła na siostry. - ...Percy, powiedz, jak się czujesz po... po tej ceremonii? - spytała. Percy popatrzył na nie bez wyrazu na twarzy. Odłożył talerz i odpowiedział:
- Cóż, jestem w doskonałej formie... - powiedział, przerzucając nogi przez róg łóżka i wstając. - ...Nie sądziłem, że połączenie mocy dwóch sióstr Lucyfera i Estry mają tak wielką siłę i moc. Uratowałyście mnie tą ceremonią... - oświadczył, uśmiechając się do nich, a po chwili spytał: - ...Która z was wpadła na ten pomysł? - zapytał, patrząc na każdą z osobna.
- Ja. - odparła po chwili Noyle. Percy uśmiechnął się.
- Tak właśnie przypuszczałem... - powiedział z powagą zrobił krok w jej stronę. - ...Najmądrzejsza i bardzo bystra. Pupilek ojca... - spojrzał teraz na Eylon. - ...Za to ty, kochanie jesteś ulubienicą matki... - zrobił kolejne dwa kroki ku niej i wziął jej ręce w swoje. - ...Piękna, błyskotliwa i rozważna. Wiedziałem, że Clare na to nie wpadnie... - tu zachichotał, ale po chwili westchnął spojrzawszy na rudą. - ...gdyż jest obdarzoną mniejszą mocą i wiedzą... - podszedł do niej. - ...Musisz, moja droga wiele się nauczyć, jak i Harry. - oświadczył. Siostrom zdawało się, że jest jakiś inny. Bardziej na luzie i nie martwiącego się o nic. O nic, co może wydarzyć się w przyszłości. Był zbyt beztroski i jakby zapomniał o wszystkim, co kilka godzin temu się wydarzyło. Noyle czuła, że coś jest nie tak z jej przyjacielem. Przyjaciel... Tak. Był nim. Pierwszym prawdziwym przyjacielem, na którym jej zależało. Czy taki wywierał wpływ potomek Godryka Gryffindora obdarzony także mocą Salazara Slytherina z dodatkiem mocy Elyon i piekielnej magii?
Wkrótce po tym wydarzeniu z pomocą sióstr Trudeau odbudowano Hogwart. Percy za to zaproponował Harry'emu i Clare prywatne lekcje w czasie wakacyjnym.
- Nauczycie się, jak panować nad swoją mocą oraz zdobędziecie wiedzę na temat czarodziejskiego świata jeszcze przed narodzinami Merlina. - oświadczyła Eylon Harry'emu i Clare, którzy gapili się na nich oniemiali.
- Ciebie, Harry nauczę również grania na mojej gitarze. Nauczę cię, jak tłumić jej moc, by magiczne stworzenia takie, jak elfy, wampiry i druidzi nie reagowały na jej muzykę. - dodał Percy. Oboje gapili się na nich.
I tak też robili. Percy uczył Harry'ego wielu piosenek i jak w ogóle grać, aby nie wywoływać magicznej muzyki. Uczył go także, jak używać magii piekieł. Elyon za to uczyła Clare nie tylko magii, ale też informowała o wielu strasznych wydarzeniach. Oboje – Harry i Clare mieli nadzieję, że nauczą się tyle, ile trzeba, ale nie wiedzieli iż te 20 lat nauki to dopiero początek ich przygód w przeszłości. Zastanawiali się czy Założyciele i Merlin także ich czegoś nauczą. Jedno było na plus: Voldemorta już nie ma, ani także Salvatore. Harry często myślał, czemu Percy tak nienawidził go. Czy także coś mu odebrał? Cóż, może i tak. Ale co? Tego nie wiedział. Bardzo interesowały go lekcje z Percym. Ufał, że te lekcje czegoś nowego go nauczą.
~~*~~
Przy pięciu drogach o pięciu różnych kolorach rozciągające się w pięciu różnych kierunkach, stał bardzo stary dom. Mieszkał w nim człowiek w podeszłym wieku. Stał obecnie nad kociołkiem mamrocząc jakieś skomplikowane słowa. W pewnym momencie rozbłysły kolorowe refleksy. Starzec przyjrzał się im. Jego spojrzenie coraz bardziej przybierało wyraz przerażenia i niepokoju.
- To niemożliwe!... - zawołał. Wyszedł najszybciej, jak tylko mógł do swego najwierniejszego ucznia, który machał swoim mieczem o srebrnej rękojeści ozdobionej rubinami w trzech miejscach, pojedynkując się ze swym przyjacielem na nie dużej polanie. - ...Godryku! Mam bardzo złe wieści! - zawołał. Obaj przyjaciele przerwali pojedynek i spojrzeli na swego mistrza.
- Mistrzu Merlinie, co się stało, że tak się niepokoisz? - spytał blond włosy uczeń.
- Godryku, zobaczyłem Pierścień Nekromantów. Jest on w Koszmarnym Dworze. Jakaś nieziemska siła chroni ten budynek i nie da się do niego wejść, a nawet nie da się ominąć magicznych barier. - wyjaśnił. Godryk patrzył na niego, nieco zaskoczony, potem spojrzał na przyjaciela wycierającego się z potu.
- Salazarze, trzeba sprawdzić twój dom i dowiedzieć się, co za siła go chroni. - oświadczył blondyn.
- Masz rację, przyjacielu.
- Ale, jak tam wejdziemy bez twego pierścienia? - spytał Merlin patrząc na Salazara. Obaj spojrzeli na niego. Salazar myślał przez dłuższą chwilę, jakby zastanawiał się, co im powiedzieć.
- Myślę, że potrzebujemy Dark Soul. – oznajmił.
- Ale przecież ona wyginęła i... - zaczął Godryk.
- Nie, Godryku. Ona nie wyginęła. Pamiętasz, co się stało, gdy Morgana próbowała zabić pannę Potter, wtedy, gdy ona sama rozpętała burzę? Przez tamten krótki moment władała wszystkimi żywiołami natury. Dark Soul przebywała długo w pierścieniu Morgany, ale została oczyszczona przez Toma, Harry'ego i Percy'ego i przeniesiona do przeszłości. – objaśnił.
- Masz rację, ale pamiętajmy, że twój pierścień nie ma właściciela w tych czasach. - przypomniał im Merlin.
- Masz kogoś na oku, Salazarze? - spytał jego blond przyjaciel.
- Tak. Obserwowałem każdego mojego dziedzica ze strony rodzeństwa Gaunt i uznałem, że najlepszym kandydatem jest Alianna Gaunt... - odparł. - ...Jest ona córką Michaela Gaunta, syna Morfina i brata Meropy Riddle. Ona jest najlepszą kandydatką. - oświadczył.
- Ja uważam, że mamy do czynienia z większą siłą, panowie. - odezwał się Merlin.
- Jak to, Mistrzu Merlinie? - spytali jednocześnie. Merlin pokazał im hologram pewnej postaci, która co noc gościła w koszmarach każdej magicznej postaci i stworzenia.
- To... - zaczął Salazar.
- Przecież... - ciągnął Godryk.
- Niemożliwe... - dokończyli razem.
Jednak była to prawda. W kuli widać było znak Mistrza Mistrzów.
Bardziej przypominał on symbol yin i yang. Byli bardzo zaniepokojeni. Trzeba się na to przygotować. Trzeba także zwołać wszystkich, by złożyli przysięgę. wszyscy, bez wyjątków.
~~*~~
Kilka dni później Założyciele wraz ze swoim mistrzem zebrali wszystkich zainteresowanych na błoniach Hogwartu i omawiali z Harrym Potterem, Percym Levenderem oraz z Teronitem i jego przyjacielem Nicolasem ważne sprawy.
- Zebraliśmy się tutaj, abyście złożyli ważną przysięgę związaną z przybyciem Mistrza Mistrzów. - zaczął Slytherin.
- Co prawda przybędzie za kilkanaście lat, ale ta przysięga zaważy o losach świata i waszych potomków. - oświadczył Merlin. Zrobiło się zamieszanie.
- Ale po co nam ta przysięga? - spytał Nicolas.
- Po to, panie Dumbledore, byście przygotowali wasze dzieci, by ci przygotowali ich dzieci do trzeciej wojny z nim. - oznajmił Gryffindor.
- Poza tym wy nie dacie sobie rady, a tu potrzeba innych zdolności, niż wasze. Potrzeba tu waszej bezwarunkowej współpracy... - mówiła Helga. - ...Każdy dom musi pracować razem przeciw niemu.
- To nie byle Lord, jak Voldemort. Tom Marvolo Riddle to nikt, w porównaniu z Mistrzem Mistrzów. - wtórowała im Rowena.
- Potrzeba też nowego właściciela mojego Pierścienia... - powiedział Salazar. - ...Potrzeba tu innego wężoustego, niż pan Riddle. Tym razem to ja wybiorę tą osobę... - rozejrzał się po wszystkich potomkach Voldemorta i spojrzał na Aliannę Gaunt. Podszedł do niej i wyciągnął do niej rękę. - ...Panno Gaunt, proszę mi podać swoją rękę. - poprosił. Młoda kobieta podała ją mężczyznę, a on założył na jej palcu u prawej ręki swój Pierścień. Ten zaświecił się na chwilę, a potem była Ślizgonka zamrugała i spojrzała na swojego przodka.
- Jesteś pewien, Salazarze? - spytała.
- Tak. Zobaczyłem, jak kłóciłeś się ze swoją matką Martą i uznałem, że umiesz dopiąć swego i znasz mowę węży, więc uważam, że nadajesz się na powierniczkę mojego Pierścienia. Dbaj o niego i używaj w dobrej wierze. - oświadczył. Marta kiwnęła głową.
- Dobrze, skoro jedna sprawa jest załatwiona, to uważam, że czas na złożenie Przysięgi... - powiedział Merlin. - ...Stańcie wokół siebie w jednym kole. Po jednym zgromadzeniu, ale macie zrobić koło. Ma być ono równe. - zastrzegł. Wszyscy wykonali polecenie, nawet Riddle i Dumbledore.
Kilka minut później wszyscy utworzyli koło. Merlin ze swoimi uczniami, nawet Percy stanęli wewnątrz koła, a Slytherin rozpoczął swoją mowę.
- Nie będzie to zwykła Przysięga Wieczysta, czy Magiczny Kontrakt. Będzie to umowa, którą złożymy wszyscy wobec swoich przyjaciół i wrogów, a także tych, którzy się jeszcze nie narodzili. Będzie ona obowiązywać, aż do czasu końca działalności Mistrza Mistrzów przeciw nam i światu czarodziei i mugoli. Proszę, aby każde z was przysięgło, że nie będziecie atakować się nawzajem. Obiecajcie, że zrobicie wszystko, aby sobie nawzajem pomagać bez względu na sytuację przeciw niemu. - Wszyscy między sobą dyskutowali, aż w końcu każde z nich po kolei powtarzało jedno słowo:
- PRZYSIĘGAM!