Klik
Lupin, Turnirs i Kent biegali po całej szkole szukając odpowiednich osób, a po drodze obezwładniając jakiegoś Śmierciożercę czy kogoś ratując. Po pewnym czasie postanowili się rozdzielić. Remus dał im po parze zdjęć osób, których mają odszukać.
- Spotkamy się na zewnątrz przy Bijącej Wierzbie. - poinformował.
- Zgoda. - powiedział Klark.
- Dobra. - odparł Nigel i się rozdzielili. A szukali długo.
~~*~~
Klark pierwszy znalazł poszukiwaną osobę. Pierwszym był March Hoof. Znajdował się na czwartym piętrze i walczył z trzema Śmierciożercami i jednym Mrocznym Efem. Podbiegł do chłopca i pomógł mu ich pokonać, ale elf był trudny do pokonania. Zajęło im to około dwudziestu minut. Gdy w końcu był martwy March spojrzał na swojego wybawcę.
- Dziękuję, panu. Jestem March Hoof. - przedstawił się wyciągając ku niemu dłoń.
- Nigel Turnirs. Miło mi. - powiedział ściskając mu rękę.
- Turnirs? Ten Nigel Turnirs?? Z zespołu Lucem?? - dopytywał się z podnieceniem.
- Ekhm, eee.... Tak, to ja. - powiedział zarumieniwszy się lekko.
- Jestem waszym największym fanem! - zawołał.
- Nie czas na to, panie Hoof. Musisz iść ze mną. To waga życia i śmierci. Wiesz może gdzie jest twoja siostra Agnes albo Daniel Riddle lub Draco Malfoy? Potrzebujemy waszych Pierścieni. - spytał. Chłopak trochę zdziwiony spytał:
- Czemu nie pytasz o mojego wuja i kuzyna? - zdziwił się.
- Bo wiem gdzie są. Są we Wrzeszczącej Chacie razem ze panem Voldemorta... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...Widzisz tego elfa? - spytał pokazując na stwora z czarno-brązowymi skrzydłami.
- Tak. - odpowiedział.
- To sługa jego pana. Chodź, poszukam twojej siostry i kuzyna, a na końcu poszukamy młodego Malfoy'a. - powiedział. Więc pobiegli korytarzem, co jakiś czas walcząc z kimś czy ratując. Omijali zarówno demony jak i Mroczne Elfy
~~*~~
Tymczasem Kent....
Biegł błońmi poszukując Agnes, Dracona i innych. Tutaj walka także się toczyła. Nagle rozległo się bicie zegara wybijając północ. W tym samym momencie rozległ się głos Riddle'a. Był lekko roztrzęsiony
(takie odczuł wrażenie Kent):
-
Uwaga, uwaga! Na chwilę przerwijcie walkę!... - zawołał. Wszyscy zamarli słuchając go. -
...Zmieniam żądania. Wciągu godziny do Wrzeszczącej Chaty ma przyjść Matthew Evans inaczej Percivald Levender umrze, a wraz z nim Harry Potter, który jest z wami! Evans ma przynieść Pierścień Lordów. Przez ten czas zbierzcie swoich zmarłych i rannych, a ja odwołam swoje wojska. Macie godzinę! - głos umilkł. Klark myślał chwilę, po potem wrócił do zamku, bo domyślił się, że reszta może tam być. I nie mylił się. Zobaczył na miejscu: Agnes, Dracona, Marcha, Daniela, Remusa, Nigela, a nawet Shavanne i Madle. Te ostatnie, gdy go ujrzały podbiegły do niego szybkim krokiem.
- Klark! - zawołała Shavanne rzucając mu się w ramiona.
- Słyszeliście go? - spytała Madeleine.
- Tak... - odpowiedział. - ...Gdzie są Harry i Jack? - spytał rozglądając się dookoła zauważając, że nie ma bliźniaków Potterów.
- Musisz to zobaczyć. - powiedziała z przerażeniem ruda i poprowadziła go w głąb Sali. Zaprowadziła go do tłumu ludzi.
- Zrobić przejście! - zawołała Shavanne. Wszyscy ustąpili im miejsca. Wokół mniejszego zgromadzenia na kocu leżał Harry, a obok niego Jack. Nie wiadomo, który z nich był w gorszym stanie.
- Co im jest? - dopytywał się.
- Percy jest przyszłością Harry'ego, a Jack jego bliźniakiem. Są połączeni, a tym samym z Percym. To się stało ponad pół godziny temu. - wyjaśnił Remus.
- Wiem co się dzieje... - wszyscy obejrzeli się. - ...Bliźniaki odczuwają najwyraźniej cierpienie Percy'ego... - Wszyscy odwrócili się w tamtą stronę. Był to Matt Evans. - ...Nie mam wyboru. Muszę iść do niego. Sam. - postanowił. Już się odwracał, gdy odezwał się cichy głos:
- Dziadku,... nie. - odezwał się zachrypnięty Harry, gdy to usłyszał.
- Jeśli to zrobisz... on cię zabije. - dodał szeptem Jack.
- Nie mam innego wyjścia. Muszę tam iść, bo będzie jeszcze gorzej. - oświadczył pan Evans.
- Ale, panie Evans, bez mocy Pierścienia Lordów nie będzie pan posiadał wcale mocy, a on odzyska dawną moc... - zauważyła Clare, a następnie dodała: - ...Jest sposób, by uwięzić Mrocznego Lorda raz na zawsze. - oznajmiła.
- Jaki? - spytał.
- Potrzeba do tego kilku osób. - wyjaśniła.
- Kogo? - spytał.
- Elfa, druida, wampira,
Wybrańca Losu, zdrajcę czystej krwi, kogoś bliskiego Mrocznemu Lordowi i Panią Czasu... - wymieniła, po chwili dodała: - ...Tylko oni mogą go zamknąć w Pierścieniu Lordów raz na zawsze. - oświadczyła.
- Ale kim że oni mogą być? - spytał ktoś z tłumu.
- Elfem jestem ja... - odezwał się jeden z elfów. - ...Jestem Legolas i pochodzę z Leśnego Królestwa - przedstawił się. - ...Znam Cassidy Snape, która jest moją panią i królową elfów. Harry Potter uczył się u nas jakiś czas temu. - dodał.
- Zdrajcą krwi jestem ja... - odezwał się Draco. - ...Zdradziłem zarówno Śmierciożerców jak i zhańbiłem nazwisko "Malfoy". Przez 17-ście lat wmawiano mi, że czysta krew to coś dobrego, ale gdy Voldemort kazał mi zabić Dumbledore'a nie miałem odwagi tego zrobić... - tu zwiesił głowę. - ...Na Wierzy Astronomicznej zaproponował mi, że ukryje moją rodzinę. Od tamtego czasu myślałem nad tym... - podniósł głowę i spojrzał w kierunku Harry'ego, który jak inni wokoło słuchał jego opowieści. - ...Potem, gdy wróciłem do szkoły i dowiedziałem się, że Harry stał się nauczycielem OPCM-u oraz, gdy usłyszałem w tym roku piosenkę Tiary Przydziału przypomniałem sobie tamtą rozmowę, więc postanowiłem pogodzić się z nim przy najbliższej nadarzającej się okazji. - wyjaśnił. Z jego oczu wyleciały łzy.
-
"Zdrajca swojej krwi". - wyrecytowała Clare.
-
Wybrańca nie musimy szukać, gdyż wiemy kim on jest. - odezwał się Harry cynicznie. Jack zaśmiał się.
- A druid? - spytał Klark.
- W tym problem. Nie znamy żadnego druida, gdyż musi być on czystej krwi oraz musi znać albo Harry'ego albo Percy'ego. - wyjaśniła Clare.
Chwila milczenia, aż w końcu z tłumu wyszedł starzec.
- Może ja? - odezwał się mężczyzna. Wszyscy spojrzeli na niego.
- Merlin?... - zdziwiła się Clare. - ...Hm, no tak. Jesteś druidem. Tak, nadajesz się. Teraz potrzebujemy mej drugiej siostry. - oświadczyła.
- A co z osobą bliską Mrocznemu Lordowi? - spytał Ron.
- Ona jest u niego. To Raiku. - wyjaśnił Merlin.
- Ach tak. - odpowiedział inteligentnie Ron.
- Teraz muszę wezwać tu swoją drugą siostrę. Proszę, by wszyscy się odsunęli aż pod ściany. - nakazała. Tak zrobili. Clare stanęła pośrodku Sali i wypowiedziała bardzo skomplikowane słowa w obcym języku gestykulując przy tym rękoma. Nagle otworzył się dziwny portal. Weszła tam i po chwili zniknęła w nim. Tymczasem Jack ponownie zasnął. Wszyscy pomyśleli, że po prostu zemdlał, ale to nie prawda, gdyż śnił o czymś, a raczej o kimś.
~~*~~
We śnie...
Jack pojawił się w dziwnym i mrocznym miejscu. Wszystko było tu przerażające. Wszędzie czerwień i czerń. Było też niemiłosiernie gorąco. Zdawało mu się, że był po prostu w... Piekle... Nagle po swojej prawej zobaczył dziwną postać młodej kobiety o rudych włosach i przenikliwych oczach koloru niebieskiego. Stał obok niej także dziwny, jak na niego, mężczyzna. Oboje mieli na sobie peleryny z kapturem. Kobieta białą, a mężczyzna bordową. Oczy mężczyzny Jackowi bardzo się nie podobały. Były zbyt... mroczne i napawały go strachem oraz odpychał od niego. W tym momencie pojawił się Harry. Kobieta podeszła do niego, a następnie zbliżyli się do Jacka. Harry zwrócił się do brata:
- Jacobie, oto nadszedł czas byś dowiedział czegoś więcej o przyszłym Ja swego brata... - zaczął. - ...Ponad wiek temu miał on wroga potężniejszego od Voldemorta i twego dziadka. Nazywał się wtedy Doman Salvatore, a przez swych zwolenników nazywany był Mrocznym Lordem. - mówił.
- Ale sekret jest taki, że Mistrz Mistrzów, którego macie odszukać i pokonać ma różne oblicza i tożsamości... - mówiła kobieta. - ...Pierwszą z nich była Morgause. Była ona niezwykle potężną wiedźmą aż do przesady, co nie umknęło uwagi Percivaldowi Levenderowi i jego przyjaciółce Elyon. Gdy usłyszał pierwszą wygłoszoną przepowiednię w czasach Wielkiej Czwórki i ich mistrza o Mrocznej Duszy domyślili się co się wydarzy po tysiącu latach. Percy i Elyon przewidzieli wiele spraw i śledzili jego poczynania aż do wcielenia Domana Salvatore przed narodzinami Albusa Dumbledore'a i jego rodzeństwa. To on namówił Gridenwalda do kradzieży Czarnej Różdżki i stania się potężnym Czarny Panem swoich czasów. - wyjaśniła rudowłosa.
- Z każdym wcieleniem Czarnych Lordów stają się potężniejsi i potężniejsi. Jednak Salvatore sprzeciwił się zasadzie iż ma umrzeć w naturalny sposób lub poprzez osobę, która może odebrać mu Pierścień Lordów. - odezwał się mężczyzna podchodząc do nich.
- Elyon wam wszystko wyjaśni. - dodał Harry.
- Co on takiego zrobił? - zapytał Jack.
- Gdy Percival Dumbledore umarł dusza Domana weszła do jego ciała, by żyć dalej w jego ciele. Levender musiał coś zrobić, by nikt nie stał się kolejnym Lordem. Uśpił jego moc i duszę. Musiał także zmodyfikować pamięć i zrobić z niego śmiertelnika aż do dnia, gdy jego najwierniejszy sługa utraci ciało i moc, a potem odzyska... - oświadczyła kobieta, a Jack domyśliwszy o kogo chodzi zawołał:
- Voldemort!... - zawołał Jack ze złością. - ...To przez niego ta cała wojna i tyle cierpienia! Co mam zrobić? - zapytał siląc się na spokój.
- Po pierwsze: Przepowiednia: Bliska osoba Mrocznego Lorda zdradzi go i sprzymierzy się z Potterem. - wyrecytował Harry.
- Ciekawe... - zamyślił się Potter-Puchon.
- Po drugie: Wskazówką, jak można go nie zabić, ale unieszkodliwić. Trzeba Salvatore'a uwięzić w magicznym Pierścieniu Władzy, który posiadał każdy Lord Lordów. Obecnie posiada go Matthew Evans. Tylko on, mimo że nie posiada prawdziwej mocy a został nią obdarzony przez ten Pierścień, może go zamknąć w Pierścieniu z pomocą osób, które wymieniła Elyon nim zasnąłeś. - wyjaśniła kobieta.
- Dziękuję wam. Sądzę, że muszę już iść. Do następnego razu. - pożegnał ich. Moment potem sceneria zniknęła a on sam obudził się u boku brata i innych zgromadzonych w szkole.
~~*~~
Z powrotem w szkole...
Nikt nie zwracał uwagi, że Jack śpi, gdyby nie fakt iż spał już pół godziny. Lily i jej mąż, a także państwo Anderson wychodzili z siebie. Nicole siedziała przy braciach starając się nie popadać w panikę. W końcu Martha zauważyła, że Jack się poruszył.
- Zobaczcie!... - zawołała. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem na Jacka, na którego wskazywała. - ...Poruszył się! Przysięgam, że się poruszył! - wszyscy spojrzeli na bruneta z oczekiwaniem. Głowa Jacka leżała na kolanach siostry. Harry wyciągnął rękę ku bratu i chwycił za dłoń.
- Jack... - szepnął. - ...Jack, obudź się. Słyszysz mnie? Czekamy aż wypowiesz przepowiednię i wrócisz do nas. Wróć do nas, Jack. Wróć do swego rodzeństwa i rodziców oraz przyjaciół. - prosił. Nie wiadomo w jaki sposób, ale chyba Jack Potter jakby usłyszał jego błagania. Otworzył szeroko oczy i obrócił głowę w kierunku Clare, która zdążyła wrócić z siostrą piętnaście minut temu. Nabrał powietrza i wyrecytował monotonnym głosem:
-
Osoba bliska Mrocznemu Lordowi zdradzi go i sprzymierzy się z Potterem. - powiedział jakby kobiety wcale nie widział. Wszystkich zamurowało. Znali znaczenie tego zdania, nawet ci, którzy nie wiedzieli jakie ma zdolności Jack. Pytanie teraz brzmi: Z którym Potterem się sprzymierzy?
- Clare, pstryknij mu przed oczami, proszę. - poprosił Harry. Kobieta kiwnęła głową i wypełniła jego polecenie. Chłopak przez chwilę nie wiedział gdzie jest, ale gdy rodzice go uspakajali zrozumiał, że znowu wypowiedział przepowiednię. Westchnął, ale nagle zdał sobie z czegoś sprawę. Przypomniał sobie sen.
- Salvatore! - zawołał. Spróbował wstać, ale tylko jęknął i znowu się położył.
- Jack, co widziałeś? - spytał Remus.
- Będę o tym rozmawiać tylko z Levenderem i Elyon. - oznajmił. Nagle – niespodziewanie obaj, Harry i Jack zemdleli.
- Jeszcze tego brakowało! - zirytowała się pani Anderson.
~~*~~
Pół godziny wcześniejszej... Wrzeszcząca Chata... Jeden z pokoi na pietrze...
Czarnowłosy mężczyzna siedział w swym tronie z zamkniętymi oczami. Nagle poczuł, że ziemia drży. Otworzył oczy. Poczuł znajomą sobie magię. Nie czuł jej od niespełna wieku. Wstał i poszedł w kierunku jednego z pokoi, gdzie słychać było wrzaski. Otworzył gwałtownie drzwi.
-
Dosyć!... - Śmierciożercy opuścili różdżki i patrzyli jak mężczyzna kroczy powolnym krokiem ku blond włosemu młodzieńcowi leżącemu na posadzce całego we krwi
(zaznaczę, że własnej krwi). Pochylił się i chwycił go za gardło. - ...Levender, powiedz mi ile Elyon ma sióstr? - spytał.
- Ja... ja nie wiem o-o-o... czym ty mówisz... - wydyszał.
- Poczułem zachwianie magii... - Percy rozszerzył oczy z zaskoczenia. - ...Tę samą magię odczułem tyko raz. Kilka minut przed tym jak przywrócono mnie do życia. Czułem ją nawet w Piekle, a ty przybyłeś wtedy z przeszłości. Wtedy portal został otworzony... - zamilkł na chwilę zastanawiając się nad tymi słowami. - ...I teraz też pewnie został ponownie otwarty,... - zamyślił się. - ...tylko nie wiem przez kogo, bo Elyon jest tutaj, a tylko ona może to zrobić. Pytanie brzmi: Kto otworzył dziś portal oraz gdzie? - spytał z zaciekawieniem.
- Portal się otworzył?... - spytał z udawanym zainteresowaniem Percy uśmiechając się. Miał zachrypnięty głos i ledwie mógł mówić, lecz jego oczy błyszczały z zadowolenia. - ...A to ciekawe kto go mógł otworzyć? To naprawdę zabawne... - nagle mężczyzna zacisnął dłoń mocniej wokół jego szyi, by go uciszyć. Młodzieniec jęknął.
- Nie rób ze mnie idioty, Levender! Coś planujecie i...! No właśnie!... - puścił go, gdy wypowiedział dwa ostatnie słowa, gdyż coś go olśniło. Percy upadł. Krzyknął z bólu, gdy jego ciało dotknęło zimnej posadzki. Próbował nabrać powietrza. - ...Ty coś wiesz, Percivaldzie... - nagle się uśmiechnął i spojrzał na niego z góry. - ...Może, gdy po torturuje Elyon to może mi... - urwał, gdyż Percy wrzasnął błagalnym tonem, co nie zdarzało mu się od 22 lat.
-
Nie!!! Tylko nie rób jej krzywdy!! Błagam!! Powiem ci, tylko jej nie krzywdź!!... - zawołał czołgając się ku niemu, po chwili chwycił go za poły szaty. - ...Proszę! - błagał, a łzy pomieszane z krwią poleciały z jego oczu na posadzkę.
- Grzeczny chłopak... - powiedział mężczyzna. Machnął ręką i po chwili Percy unosił się nad podłogą tuż przed swym wrogiem. - ...Słucham więc. - powiedział patrząc na blondyna.
- Jak wiesz mam swojego przeszłego Ja. On także posiada swoją Elyon, ale nie mógł jej przywoływać odkąd otrzymał moc wzywania jej, i gdy dowiedział się, że jesteśmy tą samą osobą, bo obie kobiety by się połączyły w jedną po pięciu minutach. Rozwiązując ten problem Harry wpadł nie dawno na pomysł, by przywołać swoją Elyon. Zmniejszyć jej moc, wygląd, trochę charakter i zmniejszyć jej wiedze o czarodziejskim świecie. Mogła to zrobić tylko moja Elyon, gdyż miała większą moc i więcej doświadczenia. Gdy ukończyła ten proces pozostała tylko tożsamość. Nazwaliśmy ją Clarence Trudeau. - wyjaśnił.
- Hm, rozumem... - powiedział wpatrując się w niego. - ...To wyjaśnia otwarcie portalu między wymiarowego. To Clare ją otworzyła. Ale poco? - spytał. Levender popatrzył na niego w zamyśleniu.
- Bo... w tym przypadku Elyon i Clare mają trzecią siostrę, która jest strażniczką portali między wymiarowych i czasu. Na imię jej Noyle. Clare pewnie do niej poszła z prośbą o pomoc. - wyjaśnił. Salvatore patrzył na niego długą chwilę aż w końcu zamarł.
- Już wiem... - spojrzał na niego - ...Wy chcecie mnie zamknąć w Pierścieniu Władzy. Do tego potrzebują elfa, druida, wampira,
Wybrańca Losu, mnie i kogoś kto jest mi bliski... Mają jednak jeden problem... - podszedł do okna i spojrzał w niebo. - ...Potrzebują do tego światła Błękitnego Księżyca w pełni oraz to, że muszą wszystkich zgromadzić w jednym miejscu. Raiku! - zawołał w kierunku drzwi. Wyżej wymieniona przybiegła natychmiast.
- Tak, panie? - spytała skłoniwszy się.
- Zostaniesz we Wrzeszczącej Chacie aż do końca cyklu Błękitnego Księżyca. Masz zakaz wychodzenia z tego budynku. Zrozumiałaś? - spytał.
- Tak jest, panie. - powiedziała przymilnie. Percy jednak coś zauważył, gdy potem spojrzała na swojego dziadka. Było to spojrzenie niepewności i niechęci. To ona będzie zdrajcą i to ona jest mu bliska. Pomoże im. Uśmiechnął się pod nosem.
- Możesz odejść. - powiedział. Dziewczyna wyszła z pomieszczenie kłaniając się raz po raz.
~~*~~
Gdy Raiku wyszła nie miała zbyt dobrego nastroju. Nakazano jej zostać w tej ponurej Chacie, gdy tyle się działo, a ona chciała walczyć i być na miejscu. Znała swoją powinność, swoje przeznaczenie, swoje dziedzictwo. Wiedziała także, że w każdej chwili może stać się kimś innym. Na przykład tą całą Blair Hamilton lub człowiekiem, ale... to było jej akurat na rękę. Obmyśliła plan zemsty na dziadku. Już raz zdradziła wyjawiając Levenderowi i jego znajomym przepowiednię. Czemu nie miałaby zdradzić raz jeszcze? Zbiegła na dół do piwnicy, gdzie przebywali więźniowie, w tym Elyon. Dotarłszy do drzwi, gdzie przebywała wyżej wymieniona przemieniła się w Blair, co kosztowało ją spory wysiłek. Gdy jej się to udało otworzyła drzwi i weszła. Przy ścianie siedziała związana i zakneblowana Elyon. Widać było ślady po torturach. Pamiętała jak musiała ją torturować. Teraz tego żałowała. Nagle zdała sobie sprawę, że kobieta śpiewa.
W tę historię uwikłana
Jestem każdym momentem,
Kiedy szukam Cię myślami,
A tobie to obojętne.
Chciałabym być niewidzialna,
Mogłabym samotnie,
Pozostać łatwopalna,
Gdy na deszczu zmokniesz.
Ref:
Zanim odejdziesz ja
Będę przy Tobie, a
gdy zechcesz ze mną być,
po prostu przyjdź.
Wtedy stanę się zegarem,
Gdybyś nie widział końca,
Będę jasnym światłem,
Gdy zapragniesz słońca.
Mogłabym być na wynajem,
Dziewczyną do towarzystwa,
A gdy odpłyniesz daleko,
Będę jak cicha przystań.
Ref:
Zanim odejdziesz, ja
będę przy tobie, a
gdy zechcesz ze mną być,
po prostu przyjdź.
Nagle kobieta urwała, bo zauważyła, że nie była sama. Zaskoczył widok wampirki.
- Cicho... - szepnęła. - ...Zaraz cię stąd wydostanę. Musimy być tylko bardzo cicho. Na górze jest Salvatore, Percy i Śmierciożercy. Jeśli nas usłyszą... - tu zrobiła znaczącą pauzę dając do zrozumienia, że będzie wtedy z nimi kiepsko. - ...Wyjdziemy tajnym wyjściem. Chodź. - powiedziała na koniec, gdy tylko zdjęła jej knebel. Blond włosa patrzyła na nią.
- Dlaczego mam dziwne uczucie, że cię znam? I to, że muszę wykonywać twoje polecenia? - spytała cicho. Dziewczyna spojrzała na nią przelotnie, ale odpowiedziała dopiero przy tajnym wyjściu:
- Nie jestem zwykłą istotą, Elyon. Jestem Raiku Reeves. Pół demon, pół Mroczny Elf, ale w większej mierze mam coś z wampira, którego teraz widzisz. Jestem teraz pod postacią Blair i zawsze nią byłam. Mam coś z człowieka, gdyż ojciec-demon zakochał się w kobiecie, której rody jej rodziców byli w wielkiej waśni. Byli to elfy i demony. Jakiś mroczny urok trafił moją matkę i stała się zła. Ojciec pokochał ją jeszcze bardziej. - wyjaśniła.
- To skąd u ciebie krew wampirów? - spytała teraz czołgając się przez tunel prowadzącym na błonia.
- Skąd? A stąd, że połączone geny demona, elfa i człowieka były strasznie zagmatwane. Jedynym lekarstwem na pokonanie tej zarazy było wykorzystanie jeszcze większego zła podobnego do reszty. Takim była krew wampira, a dokładniej Draculi. Gdy mama zaszła w ciążę ze mną działaniem ubocznym było to, że miałam cztery osobowości. Mrocznego Elfa, demona, człowieka i wampira. Z biegiem lat zdążyłam zaspokoić głód wampira, a demon to straszna sprawa. Trudno go kontrolować. - wyjaśniła.
- To Raiku? - spytała Elyon.
- Tak. Jest trudna do opanowania. Jej emocje, moc i siła są niewyobrażalnie potężne. Byle jaki impuls wystarczy by ją ujawnić. Ostatnio zaczęła być coraz częściej aktywna. - westchnęła.
- Wampirem jest Blair, demonem jest Raiku, a człowiek? - spytała kobieta.
- Cóż, to dziwna dziewczyna. Wiem tylko, że ma na imię Monic McGraw-Hill. To stary ród, właściwie mało znany... O, widać światło. Jesteśmy na miejscu. - Rzeczywiście. Elyon też je zauważyła. Byli już na zewnątrz, na błoniach Hogwartu pod Bijącą Wierzbą. W ostatniej chwili unieruchomiły drzewo i pobiegły do zamku.
- Muszą gdzieś być. - mówiła Elyon.
- Są w Wielkiej Sali. - odparła Blair.
- Skąd wiesz? - spytała blondynka.
- Riddle kazał im zebrać wszystkich rannych i zmarłych w ciągu godziny, więc pewnie wszyscy tam są. Wielka Sala jest największym pomieszczeniem na przechowywanie zmarłych. - wyjaśniła brunetka. Pobiegły tam. Dziewczyna nie myliła się. Był tam chyba cały Hogwart. Pobiegły ku największemu zgromadzeniu.
- Co tu się dzieje?? - spytała Elyon.
- Elyon?... - odezwała się Clare. - ...Co tu robisz i to bez Percy'ego? - dopytywała się ruda kobieta.
- Clare, powiedz co się dzieje, a ja odpowiem na twoje pytanie. - oświadczyła. Clare nie chętnie odparła:
- Cóż, Harry'emu i Jackowi coś się stało. Nie wiemy dokładnie co, więc... - i opowiedziała ze szczegółami co się stało. - ...i sprowadziliśmy odpowiednie osoby: zdrajcę krwi jakim jest Draco,
Wybrańca, czyli Harry, elfa, którym jest Legolas i innych, a nawet Noyle z równoległego wymiaru poprosiłam, by przybyła. Potrzebujemy jeszcze Raiku i Salvatore. Poza tym Jack wypowiedział kolejną przepowiednię. - zakończyła. Elyon i Blair spojrzały po sobie.
- Potrzebne jest jeszcze światło Błękitnego Księżyca i to, że musi oświetlić ono te osoby swym blaskiem. - odezwała się Blair.
- Skąd wiesz? - spytała Elyon.
- Wiesz dlaczego... - spojrzała na nią znaczącym spojrzeniem. Zbliżyła się do Harry'ego, ale Elyon zatrzymała ją. - ...Nie zrobię mu krzywdy. Obiecuję... - przyrzekła. Kobieta chwilę patrzyła na nią, po czym skinęła głową i cofnęła się. Panna Hamilton zbliżyła się do Harry'ego i nachyliła się nad nim. - ...Źródłem jego bólu jest to, co robi Mroczny Lord Levenderowi. Uodpornię go na ból tak, by mógł chodzić i walczyć, a przede wszystkim, by był zdrowy. Dostanie także większą moc. Elyon, Clare i Noyle podejdźcie tu... - trzy kobiety zbliżyły się do wampirzycy. - ...Połóżcie dłonie na moich ramionach i przekażcie mi odrobinę swojej mocy. Przekażę ją Harry'emu. - kobiety trochę zdziwione uczyniły to, ale Elyon z pewnym oporem. Nagle od wszystkich trzech kobiet przepłynęła moc i popłynęła ku Blair, która zmieniła się na chwilę w Raiku. Wszystkich to zszokowało, ale obserwowali co dziewczyna robi. Ciało Harry'ego zaczęło świecić się najpierw na biało, potem na czerwono, a na końcu na bordowo. Harry na chwilę się zbudził. Czuł przypływ sił i mocy. To samo także ktoś inny odczuł, ale w innym miejscu...
~~*~~
W tym samym czasie...
- Co to światło?... - spytał Riddle spojrzawszy w okno. Wyjrzał przez nie i spojrzał w kierunku zamku. W Hogwarcie, a dokładniej w Wielkiej Sali świeciło się światło o dziwnej barwie. Była koloru bordowego. Wybiegł ze swojego pokoju jak szalony i pobiegł do swego pana. - ...Panie, coś się dzieje...
- W Hogwarcie... - wpadł mu w słowo. - ...Wiem. Poza tym, Riddle... - spojrzał na niego. - ...Pozwoliłeś uciec Elyon! - zawołał patrząc na niego złowrogim wzrokiem o wiele groźniejszym od jego samego.
- Panie, to niemożliwe! W żaden sposób nie mogła wyjść, a co dopiero się rozwiązać! Była magicznie związana, a drzwi zamknięte zaklęciem czarno magicznym, które tylko my obaj znamy i możemy zdjąć! - zawołał w panice. Mroczny Lord spojrzał na niego przelotnie, po czym zamyślił się.
- Mówisz, że tylko my? - spytał wpatrując się w zamek Hogwart.
- Tak, Lordzie. - odpowiedział. Starszy mężczyzna zamyślił się patrząc w okno. Nagle coś sobie uświadomił.
- Czy ktoś wychodził z Chaty? - spytał.
- Nie, panie. Nikt. - odpowiedział Czarny Pan.
- Jest stąd jakieś inne wyjście? - zapytał Salvatore.
- Nie wiem. Nic mi o tym nie wiadomo. - odparł.
- Jeśli nikt nie wychodził stąd głównym wyjściem ani oknami to musi być tu jakieś tajne wyjście, o którym ten ktoś wie... - oświadczył. - ...Czy wiesz od kiedy istnieje Wrzeszcząca Chata? - spytał zerknąwszy na niego. Voldemort myślał przez kilka chwil, a potem odparł:
- Glizdogon może coś wiedzieć, ale on wrócił do
Zakonu Feniksa. - odpowiedział.
- Hm, rzeczywiście... - zamyślił się na chwilę, a potem skierował się ku wyjściu z pokoju. - …Wiem kto może nam odpowiedzieć. Chodź, Riddle. - obaj skierowali się do pokoju obok.
Kilka minut wcześniej... W owym "pokoju obok"...
Przebywał tam młody mężczyzna niezwykle poturbowany przez Śmierciożerców i sługi Domana. Jego ciało, to świeciło, to gasło. Czuł, że odzyskuje moc i siły. Gdy otworzył lekko oczy jego białka mieniły się bordowym kolorem, jednak po paru chwilach powróciły do poprzedniego stanu, jakby ktoś niezręcznie rzucał zaklęciem. -
"Mam... Mam takie uczucie... jakbym nabierał sił i odzyskiwał moc..." - podniósł lekko głowę w kierunku sufitu. Odetchnął i spojrzał przed siebie, na zamknięte drzwi. -
"...Jakbym,... jakbym odzyskiwał potęgę i moc, którą już kiedyś otrzymałem... dawno, dawno temu. Musiałem ją utracić, gdy moc Salvatore została uśpiona. To było konieczne, by mu zmodyfikować pamięć. Musiałem ją poświęcić, by ludzie żyli i byli przed nim chronieni, jak zrobiła to kiedyś dla mnie moja matka..." - stwierdził ze smutkiem w myślach. -
"...Najwyraźniej jestem z nim związany, tak jak z Harrym i Jackiem. Z Riddlem także jestem związany tym cholernym Zaklęciem Wiążącym Dusze, a tym samym z Reginą... - tu rozszerzył oczy ze zrozumieniem. -
...Czyżby nadszedł czas, by Harry otrzymał moc, którą miał dostać od potomkini czterech rodów? A może Noyle, Elyon i Clare połączyły w końcu swoje moce i przekazały ją Raiku, a ona przekazała ją Harry'emu? To niemożliwe, by wreszcie stanęła po naszej stronie. A może jednak?..." - tu prychnął niemo. -
"...Chyba, że nareszcie nabrała rozumu do tej swojej pustej głowy... - tu zaśmiał się. -
...Może coś w niej jest? Coś, czego nie może zrozumieć nawet Salvatore, tak jak kiedyś nie mógł zrozumieć i zobaczyć tego Voldemort u Harry'ego. Gdy ją pierwszy raz spotkałem pod inną postacią zobaczyłem w niej człowieka, który kocha..." - spojrzał w okno po swojej lewej. -
"...A to światło dobywające się z zamku? Czuje jego moc nawet stąd. Jest niesamowite i potężne. Jest w nim mnóstwo mroku i zła, ale też i dobra oraz ciepła. Może Harry'emu uda się pokonać w końcu Voldemorta dzięki mocy piekieł, a potem stanie się mną w przyszłości i przeszłości. Pokona Domana i Morgause jako ja..." - zaśmiał się w myślach. -
"...Dziwnie to brzmi..." - Jego myśli zostały przerwane otwarciem drzwi na przeciw niego. Spojrzał w tamtą stronę. Do środka weszło dwoje ludzi, których tak nienawidził. Voldemort i Salvatore. Nie mógł jednak wypowiedzieć ani jednego słowa, gdyż wcześniej rzucono na niego
zaklęcie Silencio, a
liny, którymi był przywiązany do sufitu powodowały, że nie mógł się deportować ani aportować, a także rzucili na niego
zaklęcie uniemożliwiające użycie jakichkolwiek zaklęć. Nawet mocy żywiołów.
- Witaj, Levender... - przywitał się drugi mężczyzna przesłodzonym głosem. Percy tylko milczał i patrzył na niego w iście Ślizgoński sposób. - ...Nie odpowiesz? Dobrze... - zbliżył się do blondyna i okrążył go przyglądając się mu. - ...Mam dla ciebie dobre wieści, a dla mnie nie zbyt przyjemne... - machnął różdżką, by go unieść na wysokość twarzy, gdyż ten zwisał ze ściany dość wysoko. Jęknął, gdy został obniżony na wysokość jego twarzy. - ...Otóż, twoja ukochana Elyon... - spojrzał na niego mając nieprzyjemną minę. - ...w nie wyjaśniony sposób uciekła z moich lochów. - Percy rozszerzył oczy ze zdziwienia, a także i zadowolenia.
-
"Tak po prostu... pozwoliłeś jej uciec?..." - spytał telepatycznie z chytrym uśmieszkiem. Obaj mężczyźni spojrzeli na niego, gdyż także Riddle usłyszał jego słowa w swojej głowie. -
"...To typowe jak dla ciebie, Salvatore. I dobrze, że uciekła..." - zaśmiał się bezgłośnie. -
" ...Przynajmniej pomoże Harry'emu w zabiciu Voldemorta..." - wskazał podbródkiem na Riddle'a szczerząc zęby w uśmiechu. Doman zmrużył oczy ze złości i uderzył go "z liścia" w twarz. Polało się trochę krwi. Percy spojrzał na niego dalej się szczerząc. Z ust pociekło trochę krwi na podłogę.
-
Zamknij się! - zawołał Riddle.
-
"...Bo co mi zrobisz, Tom?..." - spytał wciąż telepatycznie zerknąwszy na Riddle'a z ukosa. -
"...Elyon została uwolniona, bo ktoś pomógł jej się wydostać, a ty miałeś dopilnować, by się stamtąd nie wydostała... Och zaciekawiłem was?..." - spytał Percy zauważywszy ich spojrzenia. -
"...Tak,..." - tu uśmiechnął się lekko. -
"...Ktoś pomógł jej się wydostać z Chaty spod waszego śmierdzącego nosa, a nie byłem to ja, gdyż przebywałem wtedy cały czas tutaj torturowany przez idiotów twojego kundla,..." - spojrzał na Voldemorta, który kipiał ze złości. Kolejne uderzenie, ale Percy nie przejął się tym i dalej drwił. -
"...którzy nie potrafią nawet zwykłego Cruciatusa porządnie rzucić! Musiał to być ktoś od ciebie..." - zadrwił spojrzawszy na Domana. Zarówno Salvatore jak i Riddle skupieni na rozmowie nie zwracali uwagi na to, że Percy nabierał sił i mocy, ale nagle coś zaczęło się wyraźnego dziać. Jego postać zaczęła być groźna, a docinki żywsze. Zauważył to dopiero Riddle po pięciu minutach rozmowy.
- Panie, to mi się nie podoba... - odezwał się Voldemort. - ...On nabiera energii. Czuję ją. - zauważył.
- Levender, nie uda ci się mnie pokonać. - oświadczył starszy mężczyzna nie zwracając uwagi na to, co powiedział jego sługa.
-
"...To fakt, ale puki Harry nie nabierze sił nie jestem w stanie rozwiązać tych magicznych lin, którymi mnie przywiązałeś. Poza tym..." - tu jego uśmiech stał się szerszy. -
"...czy widziałeś gdzieś swoją wnuczkę?..." - spytał podnosząc lekko głowę i się szczerząc jak ten wariat.
- Wnuczkę?... - spytał ze zdziwieniem Mroczny Lord. - ...Riddle, znajdź Raiku. Natychmiast! - nakazał mu. Młodszy wyszedł.
Po dwóch minutach wrócił...
- Panie, nigdzie nie mogę znaleźć pańskiej wnuczki, Raiku! - zawołał Riddle. Doman spojrzał ze złością na Levendera.
-
"...Mogę się założyć, że to ona pomogła uwolnić się Elyon z więzów i to ona przek..." - Percy urwał, gdyż nagle poczuł ból, ale ten był słaby, jednak zauważalny. Jakby nagłe kopnięcie w brzuch. Gdy minął pomyślał chwilę i spuścił głowę.-
"...Udało jej się..." - pomyślał. Oddychał ciężko, by zebrać i skupić moc w dwóch punktach, a w między czasie powiedział telepatycznie do kogoś innego: -
"...Blair, a raczej Raiku, dziękuję ci za wyleczenie Harry'ego i Jacka" - powiedział w myślach do dziewczyny.
-
"Nie ma za co, Levender. Spiesz się. Trzeba sprowadzić wybrane osoby na dziedziniec. Mego dziadka też, ale się pospiesz, bo zbliża się Pełnia Błękitnego Księżyca. Masz na to nie całe trzy godziny, a i jeszcze coś: Jack wypowiedział przepowiednię o zdradzie bliskiej osoby Czarnemu Lordowi" - oświadczyła.
-
"Rozumiem. Wiem o jaką przepowiednię chodzi. Czy Elyon nic nie jest?" - spytał z obawą.
-
"Nie, nic. Jest cała i zdrowa w Hogwarcie. Spiesz się" - odparła.
-
"Dobrze i jeszcze raz dzięki za ofiarowanie mocy" - Głowę miał wciąż spuszczoną. Zacisnął dłonie i skupił się. Nagle obaj mężczyźni wyczuli ogromną moc emanującą z jego ciała i cofnęli się o parę kroków. Łańcuchy na nadgarstkach oraz kostkach u nóg pękły z trzaskiem. Percy upadł na jedno kolano opierając się dłońmi o posadzkę. Jęknął cicho, gdyż ból spowodowany torturami Śmierciożerców i sług Salvatore był odczuwalny na całym jego ciele. Dochodziło do tego jeszcze urządzenie tego debila
(jak nazywał Percy Salvatore), które znajdowało się na szyi i uniemożliwiało użycie zaklęć i mocy żywiołów oraz przemiany w animaga. Wyciągnął powoli obie ręce ku szyi i chwycił za obręcz, którą miał wokół niej. Zerwał ją z nie małym wysiłkiem. Obręcz pękła z głuchym trzaskiem. Wycelował palcem w struny głosowe i wypowiedział w myślach zaklęcie: -
"...Finite" - odkaszlnął kilka razy wciąż oddychając ciężko. Nagle wyczuł na sobie czyjś wzrok. Powoli, bardzo powoli wstał, nie podnosząc głowy. Kątem oka zobaczył nogi Riddle'a jak biegnie ku drzwiom pokoju. Zatrzymał się pięć metrów od drzwi. Więc przed nim musiał stać Doman i to on musiał na niego skupiać wzrok. Gdy się wyprostował miał wciąż spuszczoną głowę.
- Jak ci się udało uwolnić, Levender? - zapytał mężczyzna groźnym tonem. Percy zobaczył koniec różdżki wycelowany w jego pierś.
- Pytasz:... Jak?... - szepnął zachrypniętym głosem, bo miał nadszarpnięte gardło od wrzasków spowodowanymi torturami. - ...A tak,... że nabrałem sił... fizycznych i czarodziejskich... na tyle dużo, by z tobą walczyć, Salvatore... - wziął ponownie głęboki oddech i kontynuował.. - ...Dla mnie Voldek, jak to mówią Mugole, to bułka z masłem, ale ty,.... - tu zacisnął dłonie w pięść. - ...to rzep uczepiony psiego ogona, który nie chce się odczepić... lub jak wrzód na tyłku. - oświadczył.
- Inaczej mówiąc: twoją piętą Achillesową jest nie tylko Elyon, ale też Harry Potter pod warunkiem, że ty i on istniejecie w tym samym czasie. - zauważył Riddle. Ten skinął powoli głową i powiedział:
- Można to tak ująć, Riddle... - odparł - ...Jesteś potężny, Salvatore, ale nie dość sprytny i uważny, by dostrzec, że twoja wnuczka cię zdradziła i przyłączyła się do nas. - zachichotał cicho.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytał podejrzliwie. Percy zaśmiał się ponownie i tym razem podniósł wzrok spojrzawszy w jego czarne oczy, w których czaiła się groźba morderstwa.
- To, że tak wielką moc zawdzięczam twojej jedynej wnuczce, która połączyła swe moce z Elyon, Noyle i Clare, które przekazały ją memu przeszłemu Ja! Dlatego zdołałem się uwolnić, głupcze! - zawołał i już miał go wyminąć, gdy ten go chwycił za kołnierz i postawił z powrotem przed sobą. Obaj patrzyli sobie w oczy. W zielonych oczach widać było: obrzydzenie, nienawiść, złość, gniew, a także satysfakcję z miny Mrocznego Lorda. W czarnych za to jednocześnie: gniew, złość i strach, a nawet obawę.
- Słuchaj, Levender, nie uda się wam! Nigdy wam się nie uda zamknąć mnie w Pierścieniu Lorda Lordów! - warknął. Percy patrzył w jego oczy przez dwie sekundy, a potem chwycił za jego nadgarstek i wykręcił rękę w tak szybkim tempie, że po chwili mężczyzna został przygwożdżony do ściany tak mocno, że nie mógł się ruszyć. Czarnowłosy mężczyzna jęknął z bólu. Riddle chciał pomóc swemu panu, ale Percy przewidując jego ruch wycelował w niego swoją drugą ręką wyczarowując z dłoni liany, które oplotły się wokół jego całego ciała, ale nie ściskając go zbyt mocno.
- Tylko się zbliżysz, Tom, a te pędy zgniotą cię i uduszą jak diabelskie sidła. Stój, gdzie stoisz, a krzywda z mojej ręki ani różdżki tobie się nie stanie. Rozumiemy się?... - ostrzegł go. Ten skinął głową z małą paniką w oczach. Percy zbliżył swoją twarz do twarzy Salvatore'a i powiedział: - ...Uda się nam ciebie pokonać, głupcze. Musimy tylko zebrać odpowiednie osoby w odpowiednim miejscu i w odpowiednim czasie. Pójdziesz na dziedziniec o 04:30. Jeśli się tam nie zjawisz ja mogę coś zrobić twojej wnuczce. - zagroził mu wyczarowując płomień i zbliżając mu go do twarzy.
- Nie zrobisz tego! Jest ci potrzebna żywa, tak jak ja! - zawołał próbując się wyswobodzić z jego przygważdżającego uścisku ręki.
- Oczywiście, że jesteście nam oboje potrzebni... - odparł. - ...Czy ja powiedziałem, że ją zabiję?... - spytał. - ...Powiedziałem, że mogę coś jej zrobić, a nie zabić... - zaznaczył usuwając płomień. - ...Przerwiemy na chwilę walkę w czasie, gdy nastanie Pełnia Błękitnego Księżyca, by to zrobić. Albo możemy zrobić to tak, że możemy rzucić zaklęcie po ostatecznym pojedynku Harry'ego z Tomem II. - zaproponował młodzieniec.
- Dasz mi gwarancję, że nie skrzywdzisz Raiku? - spytał Salvatore.
- Tak, to mogę ci zagwarantować. A ty obiecaj, że nie skrzywdzisz żadnej z sióstr Trudeau. Ani Clare, ani Noyle, a w szczególności Elyon. Obiecujesz? - zapytał. Chwila milczenia.
- Dobra. Obiecuję ci to, ale mam jeden warunek. - odezwał po chwili. Percy westchnął.
- Jaki? - zapytał blondyn.
- Zanim mnie zamkniecie w Pierścieniu Lordów chcę stoczyć z tobą pojedynek. Solo. Ty bez Elyon, a ja bez Raiku. - oświadczył.
- Dobrze, ale broń dowolna. Różdżki, magia bezróżdżkowa, niewerbalna, broń biała, na pięści, moce żywiołów i pierścienie. - odparł.
- Dobrze, ale ja w przeciwieństwie do ciebie nie posiadam pierścieni i mocy żywiołów. - zauważył.
- To będziesz miał problem, Salvatore. Zgodziłeś się. Umowa jest zawarta. Teraz trzeba ją zapieczętować uściskiem ręki... - powiedział, po czym sięgnął do jego kieszeni i wyjął swoją różdżkę, a następnie szybko się cofnął o kilka kroków do tyłu, gdyż mężczyzna odwrócił się szybko i wyjął swoją różdżkę celując w niego. - ...Tylko zapieczętujemy umowę, Doman... - przypomniał mu chłopak wyciągając rękę, by mu uścisnął dłoń. Mężczyzna wciąż zły, że tak go potraktował nie chętnie uścisnął mu dłoń, po czym cofnął się jakby był jakimś zarazkiem. - ...Teraz, jeśli pozwolisz ja się ulotnię. - oświadczył.
- Zaczekaj, przyszedłem do ciebie z jednym pytaniem, Levender. - odezwał się pospiesznie Salvatore.
- Na które ci nie odpowiem. Słyszałem was. Chcecie się dowiedzieć od kiedy istnieje ta Chata i w jaki sposób Raiku wydostała się stąd z Elyon. Wybacz, ale nie udzielę ci odpowiedzi. Do zobaczenia. - skłonił się lekko i po chwili zniknął im z oczu. Deportował się na dół. Otworzył klapę przy schodach i wszedł do środka mając nadzieję, że mężczyźni nie usłyszeli trzasku aportacji w holu. Wszedł do tunelu blokując klapę zaklęciem. Zaczął się czołgać.
Po około dziesięciu minutach dotarł do Wierzby Bijącej. Wyszedł na powierzchnię i szybko uciekł od pędów drzewa zwinnie omijając je. Pognał do zamku. Odetchnął na dziedzińcu, który był strasznie zrujnowany.