Moja lista przebojów 2

9 marca 2014

Rozdział 38 (75) - Koszmarny Dwór

Klik

- Dziadek Matt! Babcia Joanne! - krzyknął Harry biegnąc do nich.
- Czy to Amazonki? - spytał Lucjusz najbliższej stojącej osoby jaką był Levender.
- Tak. - odpowiedział Percy.
- Czy one nie powinny przebywać w Ameryce Południowej? - spytał Lucjusz.
- Powinny... - odparł pan Evans i spojrzał na niego. - ...Ale poprosiłem je by ze mną przyszły i pomogły jednemu z moich wnucząt pokonać mojego wiernego sługę. - wyjaśnił.
- Naprawdę? Fantastycznie, dziadku! Bardzo się cieszę! - zawołał Harry.
- Mam pytanie, Evans. - odezwał się Lucjusz.
- Słucham? - spytał Ten.
- Skąd wiedziałeś, że Potter potrzebuje pomocy i skąd wiedziałeś, gdzie jest? - spytał.
- Wiesz kim jestem, Malfoy. Wiedz też, że nie jestem byle kim. - oświadczył wskazując na Amazonki. Lucjusz wpatrywał się w mężczyznę i w półnagie kobiety dość długo. Trwało to ze dwie może trzy minuty.

         Przypomniało mu się jak w 1974 roku Voldemort zaprowadził go do gęstego lasu w puszczach Amazonii. Wtedy wyciągnął ramię, gdzie był widoczny jakiś dziwny symbol. Kazał mu przyłożyć swoje przedramię do jakiegoś muru i sam także swoje przyłożył. Brama się otworzyła. Zaprowadził go do ogromnego zamku, gdzie poprowadził do jakiegoś pokoju, w którym znajdowała się dziwna ciemna postać. Rozmawiali o czymś...

- Już pamiętam!... - krzyknął nagle i niespodziewanie tak, że wszyscy podskoczyli. - ...To ciebie wtedy widziałem w tamtym zamku w puszczach Amazonii w pod koniec 1974 roku! To z tobą rozmawiał Czarny Pan! Potrzebował mojego Mrocznego Znaku i swojego Znaku Śmierci, by otworzyć wrota strzegącego tamtego zamku. - wyjaśnił.
- Nie, Lucjuszu... - Matt pokręcił przecząco o głową. - ...Nie widziałeś wtedy mnie... - oznajmił pan Evans. Wszyscy popatrzyli na niego. - ...Widziałeś tam poprzedniego Lorda Lordów. Ja byłem wtedy w lochach zmęczony, gdyż torturował mnie co dwa-trzy dni. Był umierający, ale to teraz nie ważne. Ważna jest bariera, gdyż jest to prawie ta sama bariera, co wokół Hogwartu i prawie tak samo się ją wytwarza. - wyjaśnił Matt.
- Sądzę, że może być to pułapka, Lordzie. - odezwała się jedna z Amazonek.
- Wiem, Abelio, ale przeznaczeniem jednego z mojego z wnuków jest pokonanie tego gada. Pomogę Harry'emu nawet jeśli przypłacę to życiem. Waszym obowiązkiem jest mi służyć i wykonywać moje polecenia. Zrozumiano? - oznajmił groźnym tonem.
- Tak, panie. - odpowiedziała Abelia, a reszta Amazonek ją poparła.
- Cieszę się... - Matt zwrócił się teraz do Wybrańca. - ...Harry, co teraz mamy robić? - spytał.
- Em... Musimy zwołać zebranie, ale najpierw musimy wezwać dowódców, a jest ich dużo. I nie wiadomo kto jest uwięziony, a kto jest wolny, a kto żywy, a kto martwy. Poza tym trzeba znaleźć miejsce na zebranie na tak dużą ilość osób. Pomyślałem o twoim zamku, dziadku, bo zamek Ralpha odpada, gdyż jest ta bariera i są tam wampiry. Wioska Andy'ego i mojego ojca także, gdyż są za blisko siedziby Toma Juniora. - wyjaśnił.
- Elyon, sprawdź lochy w Koszmarnym Dworze. - zwrócił się Percy do przyjaciółki.
- Już sprawdzam. - powiedziała. Machnęła ręką i już lewitował przed nią ekran.
- Dziadku, osób z pewnością jest sporo, więc zebranie odbędzie się u ciebie. Pomieszczeń jest dużo. Musimy też mieć jakieś miejsce dla rannych, by ich tam przenieść z Hogwartu, bo teraz na pewno nie jest już najbezpieczniejszym miejscem. Elyon, trzeba też znaleźć Albusa Dumbledore'a. - dodał Percy skierowawszy ostatnie zdanie do blondynki.
- Tak, Percy. - powiedziała skinąwszy do niego głową.
- Pewnie jest gdzieś ranny nie może się z nami skontaktować... - zamyśliła się Regina.
- Znalazłam go! - zawołała nagle Elyon.
- Kogo? - spytał Percy.
- Albusa. - odpowiedziała.
- Gdzie jest? - spytał tym razem Harry.
- To nie do wiary, ale jest w Koszmarnym Dworze! Sami spójrzcie. - Wszyscy spojrzeli w ekran, na który wskazywała kobieta. Był tam ogromny zamek. Pod spodem była nazwa zamku oraz imię i nazwisko dyrektora Hogwartu.


- Jestem pewien, że tam jest. Pokaż nam go. - poprosił Percy.
- Już się robi. - powiedziała. Machnęła ręką i chwilę potem ekran zaczął się poruszać do wejścia poprzez lochy. Po paru chwilach zobaczyli korytarz, którym prowadziła ich Elyon poprzez obraz na ekranie.
- Gdzie jest ten korytarz? - spytał pan Riddle.
- Na parterze i prowadzi do lochów. - odezwał się niespodziewanie Lucjusz. Wszyscy spojrzeli na niego.
- Skąd wiesz? - spytał Thomas.
- Sam prowadziłem tam Dumbledore'a z Czarnym Panem u boku. - odparł.
- To się dobrze składa! Możesz nas tam zaprowadzić i wyprowadzić stamtąd Albusa! - zawołał Matt.
- Nie... - tu pokręcił przecząco głową. - ...Potrzeba do tego krwi dziedzica Slytherina i wężomowy. - wyjaśnił. Wszyscy spojrzeli na Reginę i jej matkę z uśmiechem.
- Mamy jedno i drugie. - odparł Percy uśmiechając się wskazując na obie kobiety. Mężczyzna spojrzał na nie myśląc przez chwilę aż podskoczył.
- No jasne! Ty jesteś jego siostrą, a ty ich matką! Jesteście prawowitymi dziedziczkami Slytherina!... - zawołał. - ...Możecie tam wejść bez trudu! - dodał.
- Dokładnie. - potwierdziła Meropa z uśmiechem.
- Przy okazji zobaczymy kto został jeszcze porwany. - zauważył Matt.
- Faktycznie. - powiedziała Joanne.
- Elyon, jak idą poszukiwania innych porwanych? - spytał Percy.
- Znalazłam Albusa, ale nie mogę przebić się przez inne cele, jakby jakiś sygnał je blokował. W celi Albusa jest bardzo słaby sygnał. Jakby chciał się z kimś skontaktować, ale nie mógł mówić. Spróbuję przesunąć ekran. - zaproponowała. Jak powiedziała tak zrobiła. Przesunęła odpowiednio kąt ekranu. Po chwili to, co było w celi było widać w całej okazałości. Rzeczywiście, tak jak powiedziała Elyon, Dumbledore nie mógł mówić i w dodatku leżał na posadzce. Jego ubranie było w strzępach.
- Gdzie jest ten Dwór? - spytał Percy Lucjusza.
- Nie wiem. Czarny Pan zasłonił mi oczy, gdy tam przybyliśmy. Wiem, że było zimno. - wyjaśnił.
- Hm. Jak znajdziemy ten Dwór?... - zastanawiał się na głos Percy. - ...Voldek nam nie powie. Lucjuszowi nie wiele powiedział. Co mamy?... - spytał rozglądając się po pomieszczeniu. - ...Mamy Reginę, która zna przyszłość i jej męża. Mamy Elyon, która może znaleźć każdą osobę i miejsce na świecie. Jest Lucjusz i Peter, którzy są po naszej stronie i są Śmierciożercami...
- I nas, Percy! Ciebie i mnie. My też jesteśmy Śmierciożercami. Nie zapominaj. - przypomniał mu Harry.
- Ee, no tak. Nas. Mamy dziadka Matta i jego armię Amazonek oraz jego żonę Joanne. Jest nas nie wiele. Hm... Wiem! - sięgnął do kieszeni i pogrzebał w niej chwilę. - ...Gdzie ona jest? Na pewno ją tu włożyłem. Elyon, gdzie jest mapa, którą stworzyłem dziesięć lat po ukończeniu szkolenia u Merlina? Stworzyłem ją na drodze przy mistrzu, bo chciałem z nim pogadać na osobności*. - wyjaśnił.
- Masz ją w drugiej kieszeni na samym dnie. - odparła.
- Acha. Dzięki. - powiedział i sięgnął do drugiej kieszeni. Pogrzebał w niej chwilę aż w końcu wyjął długą rolkę pergaminu i rozłożył na stole.
- Dziwna jest ta mapa. - stwierdził Thomas nachylając się nad nią.
- Nic w tym dziwnego. - skwitowała Elyon.
- Jak to? - spytał Matt.
- Są tu dwie połączone mapy. Mapa z przeszłości i z teraźniejszości. Pokazuje to, co było kiedyś i to co jest teraz. Inaczej mówiąc ukazuje miejsca jakie były tysiąc temu, a teraz na tej mapie możemy zobaczyć, gdzie one się kiedyś znajdowały. - wyjaśnił Percy.
- Jak ta mapa nam pomoże? - spytał Harry.
- Jeśli dobrze pamiętam Koszmarny Dwór należał w dawnych czasach do dziedziców Salazara Slytherina i inaczej się wtedy nazywał. Sami Wiecie Kto tak go nazwał, gdy w nim zamieszkał wkrótce po tym, jak Gridenwald został zesłany do swojego własnego więzienia nazywanego Nurmengard. Trzeba jak najszybciej iść do tego Dworu i uwolnić więźniów. Mam bardzo złe przeczucia. Dziadku, zwołaj swoje Amazonki i przyszykuj je do walki z Tomem Juniorem. Harry, idź z nim. Sądzę, że będzie to niebezpieczna wyprawa. Meropo, Lucjuszu pójdziecie ze mną. Elyon ty także. Thomasie pójdziesz z Mattem i Peterem. Amazonki, pójdą ze mną. Matt, rozkaż im... - mówił te rozkazy w bardzo szybkim tempie. Pan Evans zrobił to. Te niezbyt chętnie wykonały polecenie i obiecały wykonywać polecenia od Percy'ego. - ...Świetnie. Więc teraz trzeba się dowiedzieć gdzie dokładnie znajduje się ten Dwór. Spójrzmy na mapę. - stuknął końcem różdżki w pergamin wypowiadając skomplikowane słowa. Po chwili pojawiły się linie. Jedne były jasno-czerwone a drugie czarne. Nagle pojawiła się przed nimi mapa Anglii.
- Niewiarygodne! - zawołał Tom.
- Jak tego dokonałeś? - spytała Regina.
- To bardzo trudne zaklęcie... - wyjaśnił Percy nachylając się nad mapą. - ...Trzeba lat by poprawnie je rzucić. Teraz się tym nie zajmujmy, teraz ważne jest to by znaleźć Koszmarny Dwór. Meropo, z pewnością nie wiesz jak się poprzednio on nazywał... - kobieta pokręciła przecząco głową. - ...Tak też myślałem. Nikt nie znał prawdziwej nazwy tego Dworu, gdyż można ją wypowiedzieć tylko w mowie węży. Dodam, że jest to hasło do otwarcia go... - wyjaśnił. Wszystkich zatkało. - ...Jest jeszcze jeden problem. Jeśli otworzymy lub zdejmiemy zaklęcia wokół Dworu z pewnością Sami Wiecie Kto dowie się, że ktoś tam się włamuje. - oświadczył.
- Skąd to wszystko wiesz? - spytał Matt. Percy spojrzał na niego, a potem na resztę. Na końcu spojrzał na Elyon. Kobieta wpatrywała się w przyjaciela.
- Co mam im powiedzieć? - spytał w innym języku.
- Prawdę. Lepsza prawda niż kłamstwo. - odparła także w tym języku.
- Jak oczywiście wiecie przeniosłem się w czasie... - zaczął. - ...Na miejscu zaprzyjaźniłem się z Założycielami Hogwartu i Merlinem Wielkim. Po piętnastu latach zaczęły się między nimi konflikty. W międzyczasie zmarła Rowena i jej córka Helena oraz Krwawy Baron. Była też jakaś choroba, którą zdołałem wyleczyć, ale to ostatnie nie ważne. Ważne jest to, co się potem stało ze mną, a dokładniej pięć lat po śmierci Roweny Salazar porwał mnie i kazał mi walczyć w swoim zamku. - wyjaśnił.
- Rety... - wyrwało się Harry'emu. - ...Jak go otworzył? - spytał.
- Z tego co pamiętam przyłożył rękę do jakiegoś kamienia z jakimś symbolem i wypowiedział coś w mowie węży. - wyjaśnił.
- Mam pomysł! - zawołał nagle Harry.
- Jaki? - spytał Tom I.
- Wezwijmy tu Slytherina. - oświadczył.
- Ty no, Harry. Jesteś genialny! - zawołał Percy. Wyjął Lusterko Dwukierunkowe i zawołał do niego: - ...Salazar Slytherin! - chwilę potem pojawiła się w nim twarz wyżej wymienionego.
- Levender? O co chodzi? - spytał swoim zimnym i obojętnym głosem, ale czuć było w tym głosie nutkę zadowolenia iż widzi przyjaciela.
- Salazarze, czy możesz przyjść na Grimmauld Place 12 w Londynie? To ważne. Chodzi o zlokalizowanie na mapie twojego dawnego domu, który trzeba wypowiadać w mowie węży. - wyjaśnił.
- W porządku, Levender... - i zniknął z szyby Lusterka pojawiając się u boku Percy'ego sekundę potem. - ...Witam państwa. - przywitał się kłaniając się elegancko. Percy zbliżył się do niego z uśmiechem i przytulił jak brata.
- Miło cię widzieć, Sal.
- Mnie też cię miło widzieć, Percivaldzie. O co chodzi z moim domem? - spytał.
- Chodzi oto, że twój potomek, a dokładniej nasz kochany Tom Marvolo Riddle dołożył zaklęcie nienaszalności oraz jakieś zaklęcie niewiadomego pochodzenia na Koszmarny Dwór. Nie można go znaleźć na mapie, gdyż zmienił jego nazwę. Potrzebna nam jest twoja pomoc. Tylko ty wiesz, gdzie dokładniej mieścił się twój dom. - poprosił Percy.
- Mieścił się on na trzęsawiskach w zachodniej części Anglii. - wyjaśnił.
- Tak jak w piosence Tiary Przydziału! - krzyknął Harry.
- Co? - zdziwili się wszyscy, a Harry wyjaśnił to tym fragmentem:
- "Przebiegły Slytherin z trzęsawisk". - wyrecytował.
- No właśnie... - powiedział Percy. - ...Salazarze, czy zdołałbyś znaleźć go na tej mapie? - Percy wskazał na leżącą na stole mapę.
- Percy, ty zawsze coś kombinowałeś ze swoim zegarkiem, gdy nie miałeś lub nie potrzebowałeś mapy. - przypomniała mu Elyon. Młodzieniec spojrzał na nią i spytał ze zdziwieniem:
- Zegarkiem?... - myślał przez chwilę próbując sobie przypomnieć o jaki zegarek jego przyjaciółce chodzi. Ta wskazywała na jego zegarek na lewym nadgarstku. Spojrzał na niego. No jasne! Zegarek wielofunkcyjny stworzony wieleset lat temu! - ...No jasne! Czemu wcześniej o nim nie pomyślałem? - zawołał. Zwinął mapę i schował do kieszeni.
- Hej! - zbuntował się Slytherin, gdyż chciał do niej zajrzeć.
- Wybacz, Sal, ale ona nie będzie nam w tej chwili potrzebna. - odparł.
- Więc czemu mnie wezwałeś? - spytał z oburzeniem.
- Bo myślałem, że mapa i ty będziecie nam potrzebni, ale nie pomyślałem o zegarku wielofunkcyjnym, który może odszukać wszystko i wszystkich w oka mgnieniu!... - wyjaśnił. Wyciągnął przed siebie zegarek w taki sposób jakby patrzył na godzinę na nim. Kliknął na jakiś guzik, po czym powiedział: - ...Pokaż mapę Anglii z roku 1998... - tak więc zegarek ukazał mu ową mapę. - ...Pokaż na tej mapie, gdzie się znajduje dawny dom Salazara Slytherina o obecnej nazwie Koszmarny Dwór i zdejmij wszelkie ochronne zaklęcia jakie można nałożyć oraz zrób 4-krotne zbliżenie jego okolic... - po jego słowach pojawiła się znowu mapa jakiejś wioski i skał. - ...Rozłóż.... - powiedział do swego przeszłego Ja podając mu mapę Anglii. Harry to zrobił. Tymczasem Percy powiedział do zegarka kierując rękę z nim w kierunku mapy: - ...Pokaż dokładną lokalizację, gdzie się znajduje Koszmarny Dwór. - powiedział. Z zegarka wyleciał zielony promień i wskazał na jakiś punkt na mapie. Wszyscy nachylili się nad nim. Punkt wskazywał na wyspę, a dokładniej miejsce koło miasta Lingonberry nad Morzem Północnym.
- Niech ja go dopadnę! - warknął Salazar, a jego oczy zalśniły nienaturalnym szkarłatem.
- Spokojnie, Sal. I tak musimy iść do Hogwartu na bitwę. - uspakajał przyjaciela Percy cofając rękę z zegarkiem.
- Rozumiem. Więc co ja tu robię? - spytał.
- Potrzebujemy twojej pomocy, by na otwartej przestrzeni zdjąć barierę ochronną twojego domu, gdyż tylko on i ty możecie je zdjąć. - wyjaśnił.
- No tak. Więc co my tu jeszcze robimy? Ruszajmy. - oznajmił.
- Panie Slytherin, proszę poczekać. Mój brat może nas namierzyć. Musimy mieć osłonę. - przypomniała Regina.
- Oto proszę się nie martwić, pani Hoof. Ja tu jestem osłoną. Jestem najpotężniejszym czarnoksiężnikiem na świecie i...
- Chyba swoich czasów. - zauważył Percy chichocząc cicho. Slytherin spojrzał na niego ostro. Jego oczy znowu zalśniły groźną czerwienią.
- O rety... - jęknęła Elyon patrząc na nich obu z obawą w oczach.
- No co? To prawda... Nie bij! - zawołał widząc jak Salazar podnosi na niego pięści.
- Mówiłeś coś? - spytał zimnym głosem.
- Jesteś... jesteś najpotężniejszym czarodziejem w tych i w swoich czasach! - pisnął kryjąc się za Elyon.
- No! Teraz możemy iść. Niech wszyscy się chwycą sąsiada. Jedna osoba niech się mnie chwyci. Skupcie się na miejscu, gdzie macie się udać. Levender, zabierz mapę. - oświadczył. Matt skinął głową na Amazonki, by to także zrobiły.

~~*~~

         Po kilku chwilach byli już na brzegu morza, ale nigdzie nie widzieli żadnego zamku. Tylko kamienne wzgórze i ciemne chmury na niebie.
- Jak możemy zobaczyć coś, co jest niewidzialne? - spytał pan Riddle.
- Ten szczegół zostawcie już mnie. - odezwała się Elyon. Wyciągnęła ręce na boki i po chwili skierowała dłonie przed siebie. Po chwili wyczarowała gigantyczny ekran, w którym ukazał się zamek.
- To on!... - zawołał Salazar przekrzykując głośny szum fal i narastający wiatr. - ...Mój dom! Dobra, zajmijmy się najpierw zaklęciem nienaszalnaści. - czarownik wyjął różdżkę i zaczął wymawiać starożytne zaklęcia. W chwili, gdy Salazar zaczął wymawiać pierwsze słowo, to stało się niespodziewanie. Usłyszeli głuchy gag, który potoczył daleko za horyzont w cztery strony świata.
- Nie podoba mi się to... - wyszeptała Meropa przytulając się do męża. - ...Salazarze, pospiesz się. On chyba tu zaraz przyjdzie. - oświadczyła.
- Lepiej przyszykujcie różdżki. - poradził im Roger.
- Pan Hoof ma rację. - odezwał się Harry wyjmując swoją.
- Czemu? - spytał Lucjusz także swoja wyjmując.
- Bo poczułem ból blizny. - odparł. Nagle jednocześnie pan Malfoy, Harry, Peter i Percy jednocześnie chwycili się za przedramiona.
- Wzywa nas. - powiedziały zgodnie Meropa i Regina.
- Was? - zdziwił się Roger spojrzawszy na Harry'ego i Petera. Wszyscy rozumieli, że Lucjusz jest wzywany, ale ta dwójka? Oni są przecież ścigani i zdrajcami.
- Muszę iść... - powiedział Lucjusz. - ...Jeśli się spóźnię ukaże mnie. - dodał.
- Rozumiem... - powiedział Harry, po czym dodał. - ...Tu masz Dwukierunkowe Lusterko. Będziesz mógł się z nami kontaktować.
- Jeszcze coś, Lucjuszu nic mu nie mów, że jesteś w Zakonie. Sam się przekona co tu się dzieje. - wyjaśnił Percy.
- Dobrze. Do zobaczenia. - pożegnał się i deportował.
- Ja nie pójdę z wiadomego powodu. - oznajmił Peter. Ledwo to powiedział, gdy nagle rozległ się trzask aportacji. Harry i Percy jednocześnie syknęli chwyciwszy się za czoła odchodząc od miejsca, gdzie stał Voldemort. Regina stanęła przed nimi chcąc ich bronić, ale i tak wyjęli różdżki.
- A więc to tak? To... - urwał, gdyż zobaczył osobę przy barierze. Salazar Slytherin podszedł do klękającego bladego mężczyzny i spojrzał na niego z góry.
- Spójrz na mnie... - rozkazał zimnym głosem, tak podobnym do jego. Ten wykonał polecenie. Slytherin wpatrywał się w niego przez minutę, po czym zbliżył się ponownie do bariery w między czasie mówiąc do towarzyszy, by pilnowali Voldemorta, a on sam wypowiedział odpowiednie słowa zaklęcia w kierunku bariery, a następnie zrobił trzy kroki do tyłu. Potem wyciągnął obie ręce mówiąc: - ... Przytrzymajcie się czegoś! - zawołał. Nagle powiał porywisty wiatr tak silny, że poruszał konarami drzew. Srebrno-szmaragdowo-czarna szata Salazara łomotała pod wpływem tego wiatru. Wokół niego widać było szare smugi mocy spływające od jego rąk do tyłu. Za to bariera po jakimś czasie zaczęła pękać jak szkło. Jego moc była tak potężna, że wszystkich sparaliżowało, nawet młodego Riddle'a.
- To niemożliwe... - wymamrotał Voldemort patrząc na to wszystko.
- A jednak możliwe, Riddle... - odezwał się Percy. - ...Nie zapominaj kto to jest... - dodał. Voldemort spojrzał na niego spode łba. - ...Poza tym zrobiłeś coś, czego nie powinieneś. Wiedziałeś, że Salazar Slytherin ożyje i rzuciłeś zaklęcie nienaszalnaści. - powiedział.
- Wtedy jeszcze nie miałem tej księgi, Levender. - odparł.
- Propos księgi. Skąd ją wziąłeś? - spytał Harry.
- A co cię to, Potter! - warknął.
- Odzywaj się! - zawołał jego ojciec.
- Zamknij się, ty nędzna szlamo! - zawołał.
- Jak ty mnie nazwałeś? - spytał.
- "Szlama" to obraźliwe określenie dziecka urodzonego wśród Mugoli... - wyrecytował monotonnym głosem Roger nie patrząc na niego. - ...Urodziłeś się Mugolem, ale zostałeś obdarzony przez Morganę czarodziejskimi zdolnościami, pomimo, że wyszła z twojego ciała. Dzięki niej możesz uczyć się magii. Dlatego nazwał cię per szlama. - wyjaśnił mężczyzna.
- Acha. To nie ładnie z twojej strony, synu. - powiedział Thomas patrząc na syna. Voldemort tylko odwrócił głowę krzyżując ręce na piersi prychając jak rozjuszona kotka.
- Skończyłem!... - zawołał Salazar. Wszyscy spojrzeli w stronę, gdzie stał niecodzienny widok. Na wzgórzu stał rzeczywiście piękny zamek, taki sam jak na ekranie Elyon, który oczywiście już go usunęła. Czuć było od niego magią i to potężną - ...Idziemy. - powiedział chwyciwszy Voldemorta mocno za ramię. Tak jak poprzednio pod wpływem dotyku ich skór twarz Voldemorta odmłodniała. Teraz było wiadomo, że się go bał.
- Co się stało z jego twarzą? - spytała Regina.
- Właściwie to nie wiem, ale to samo stało się w domu Potterów kilka tygodni temu, gdy Salazar dotknął jego podbródka. Powrócił do poprzedniego wyglądu. - wyjaśnił Percy, gdy szli ku zamkowi.
- Rozumiem. - powiedziała Regina. Stanęli przed drzwiami frontowymi Dworu.
- Otwieraj. - nakazał Slytherin Voldemortowi. Ten spojrzał na niego z ukosa, ale wykonał polecenie. Sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął pierścień.
- Czy to...? - spytał Slytherin patrząc na pierścień.
- Tak.
- Dawaj!... - zawołał wyrywając mu go z ręki. - ...Nie mam ochoty być pod twoją kontrolą! Co trzeba zrobić, by tam wejść? - spytał.
- Trzeba przyłożyć pierścień do tego kamienia z dziurką i wypowiedzieć w mowie węży prawdziwą nazwę twojego domu. To jest hasło otwierające. - wyjaśnił Voldemort.
- Rozumiem... - przyłożył do odpowiedniej cegły kamień z pierścienia i powiedział w mowie węży: - ...змија замокот. - (Wężowy Gród) Nagle drzwi się otworzyły, a głos oznajmił:
- Добредојдовте дома, Салазар. - (Witaj w domu, Salazarze).
- Miłe powitanie. - skomentował Harry.
- Rozumiesz ten język? - spytał pan Riddle.
- No nie żartuj. - jęknął wskazując na Voldemorta.
- Och, no tak. Rzeczywiście. - powiedział zmieszawszy się.
- Ty! Gdzie trzymasz więźniów? - spytał Slytherin Voldemorta.
- A gdzie można trzymać więźniów jak nie w lochach? - skomentował Peter.
- Cicho bądź, głupcze! - warknął.
- No to już wiemy. Wędrówka do lochów. A ty idziesz z nami. - oznajmił Salazar chwyciwszy ponownie Voldemorta, który chciał nawiać.
- Elyon, mówiłaś, że Albus tu jest. W której jest celi? - spytał Percy.
- W trzeciej od końca. - odparła.
- Ach tak. Panie Slytherin, trzeba stąd wydostać przede wszystkim Dumbledore'a. - zasugerował Roger.
- Więc po co nam on? - spytał Harry patrząc na Lorda.
- Mam jego pierścień. Nie może z tego zamku wyjść, bo umrze. A bez pierścienia... - tu zrobił dramatyczną pauzę. - ...także. Musi zostać z nami, a bez nich obu nie wyjdziemy stąd. - wyjaśnił.
- Zwiążmy go i zostawmy. Potrzebujemy przecież tylko pierścienia. - zauważył Matt.
- Nie. - odezwał się Voldemort. Wszyscy spojrzeli na niego.
- Co "nie"? - spytał jego ojciec.
- Do otwarcia celi Dumbledore'a potrzebujecie mojej krwi. - odparł.
- Nie potrzebujemy twojej krwi. Potrzebujemy krwi Salazara Slytherina.
- Nie... - Voldemort pokręcił przecząco głową. - ...Potrzebujecie konkretnej krwi. Krwi dziedzica Salazara Slytherina... - wyjaśnił. - ...Mojej. - zaznaczył.
- Nie, Tom... - odezwała się Regina. - ...Przypominam ci, że jestem twoją siostrą, więc także jestem dziedziczką Slytherina. Mogę otworzyć celę Albusa. Powiedz nam co jeszcze potrzeba do otwarcia jego celi? - spytała. Voldemort wpatrywał się w nią chwilę, po czym odpowiedział:
- Mowy węży. Po prostu powiedz "otwórz się" w tym języku. Poza tym i tak nie zdołacie jej otworzyć... - oznajmił z satysfakcją w głosie.
- Dlaczego? - spytał Salazar. Ten popatrzył na każdego z osobna.
- Potrzebujecie Znaku Śmierci, który tylko ja posiadam. Jeśli chodzi o krew to moja jest jedyna w swoim rodzaju, gdyż jestem ostatnim Czarnym Panem na świecie, a tej krwi potrzebujecie. - wyjaśnił.
- Tom ma rację... - odezwał się Matt zanim Regina lub Salazar zdołali cokolwiek powiedzieć. - ...JEST ostatnim Czarnym Panem. Jeśli twierdzi, że do otwarcia celi Albusa Dumbledore'a potrzebna jest krew ostatniego Czarnego Pana to musimy uszanować jego wolę. - oświadczył Matt.
- Och, to zmienia postać rzeczy. - odezwał się Harry.
- A co trzeba zrobić by otworzyć inne cele? - spytała Elyon.
- Silnego Zaklęcia Otwierającego. - odparł Lord.
- Chodźmy więc. - oświadczył Harry idąc przodem. Więc poszli.
         Gdy znaleźli się w lochach sądzili, że wędrówka przez ciemne lochy będą krótkie do przebycia, ale się mylili. Wędrówka trwała długo, a towarzystwo było nie za ciekawe na dodatek milczące. Na przedzie szli Percy z Elyon. Za nimi szedł Harry z Peterem. Potem państwo Riddle. Za nimi szli Salazar z Voldemortem, który ten pierwszy pilnował swojego potomka, by nic nie kombinował. Zresztą i tak Voldemort nie miałby dokąd uciec. Niedaleko nich szedł Matthew z Joanne Evans, a wokół nich Amazonki. Gdy dotarli do trzeciej celi od końca lochów zobaczyli bardzo dziwne drzwi.


- Ty, chodź tu. - powiedział Salazar do Voldemorta. Ten zbliżył się posłusznie. - ...Jeśliś taki mądry, to otwórz tę celę. My się odsuniemy. - jak powiedział tak zrobili. Wszyscy się cofnęli, no prawie wszyscy zważając na rozmiary korytarza, w którym się znajdowali. Został tylko Salazar, by go dopilnować, żeby otworzył celę. Riddle wyjął mały sztylet naciął sobie palec i przyłożył do zamka mówiąc w mowie węży:
- Otwórz się... - drzwi się otworzyły, ale za nimi była krata. Wszyscy podeszli tam. Na podłodze leżał Albus. Jego ubranie było w strzępach. Lekkie odruchy klatki piersiowej świadczyły, że żyje - ...Cofnijcie się! - zawołał Voldemort, gdy jedno z nich chciało otworzyć ręcznie drzwi.
- Czemu? - spytał Percy.
- Dlatego... - odparł Riddle wyczarowując nieduży patyk, po czym rzucił nim w kratę. Patyk, gdy tylko dotknął krat spalił się na popiół. To, co się stało w tym samym czasie w celi przeraziło ich. Albus wrzasnął w momencie, gdy patyk się spalił. - ...To samo stanie się z wami, gdy dotkniecie krat, więc uważajcie. Ja usunę kraty, a wy się odsuniecie. - nakazał. Tak zrobili. Było to dość dziwne, że Riddle chce im pomóc z własnej woli. Odwinął prawy rękaw ukazując Znak Śmierci, który widział tylko Matt.
- Tom, mam pytanie. - odezwał się pan Evans.
- O co chodzi, Evans? - spytał Voldemort zbliżając się do celi.
- W jaki sposób otworzysz Znakiem Śmierci tę kratę? Przecież to niemożliwe. - oświadczył.
- Wiem, że to niemożliwe, ale pamiętasz, że inni Czarnowie Panowie nie żyją? - spytał patrząc na niego z chytrym uśmiechem.
- Tak, pamiętam. - odparł.
- To ja ich zabiłem. - wyjaśnił chichocząc.
- Co???... - zawołał. - ...Jak??
- A wiesz co się dzieje, gdy jeden Czarny Pan zabije drugiego? - spytał.
- Ty... ty... - jąkał się.
- O co chodzi? Co on zrobił? - spytała Regina.
- Voldemort zabił wszystkich Czarnych Panów przejmując w ten sposób ich moc! - zawołał Matt z nieudawanych strachem.
- To dlatego jest tak potężny. Czarni Panowie posiadający Znak Śmierci zostają obdarzeni mocą ich pana, ale nie stają się Mrocznymi Lordami. Znak Śmierci ma dużą moc i może przejmować moce od innych czarodziei, a jeśli dodać do tego pierścień Nekromantów...! Niech Merlin ma nas swojej opiece... - wymamrotał Percy. Nagle zamek w drzwiach kliknął, a one się otworzyły. - ...Pilnujcie go!... - zawołał Percy wskazując na Voldemorta wbiegając do celi, po czym nachylił się nad leżącym pół nagim i nieprzytomnym starym mężczyzną. Obrócił go na plecy i sprawdził jego serce. Biło. - ...Żyje!... - zawołał do towarzyszy. Wszystkim ulżyło... no prawie wszystkim. - ...Trzeba go zanieść do św. Munga i to natychmiast. Jest wyziębiony, odwodniony i... TOMIE MARVOLO RIDLLE'U!!... - ryknął niespodziewanie Levender aż echo potoczyło się po lochu. - ...POSTRADAŁEŚ ROZUM?!?!?! COŚ TY MU ZROBIŁ?????? - ryknął i wstał. Jego spojrzenie było bardzo groźne, a jego aura mocy była namacalna tak bardzo, że była widoczna. Miała ona kolor czerwieni przeplataną z bordem i czernią. Wyglądał na bardzo wkurzonego. Wyżej wymieniony jakby się tym nie przejmując spojrzał na niego pytającym wzrokiem.
- Ale nie wiem o co chodzi? - spytał z szatańskim uśmiechem na twarzy.
- "Ale nie wiem o co chodzi?"... - przedrzeźniał go. - ...Zaraz ci powiem o, co chodzi!... - warknął. Chwycił go brutalnie za ramię i poprowadził do Dumbledore'a. Chwycił drugą ręką lewe przedramię dyrektora. Widniał tam Mroczny Znak. - ...Widzisz?? Widzisz to!? Czemu go naznaczyłeś? Czemu zrobiłeś go Śmierciożercą!? - spytał chwyciwszy Voldemort za poły szaty zbliżając swoją twarz do jego twarzy. Źrenice oczu Percy'ego płonęły (dosłownie) ogniem.


Wokół nich wiał silny wiatr, mało tego posadzka się trzęsła. Teraz już wiadomo, że z tym facetem nie warto zadzierać, a co dopiero go drażnić. Źle by się to dla niego skończyło.
- Chciałem go ukarać. - odparł w obronie. W jego głosie brzmiał strach, ale nikt nie wiedział czemu.
- Przecież już był ukarany poprzez klątwę, którą rzuciłeś na stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią! Więc po, co go karać jeszcze przez TO!? - krzyknął. Zanim Percy wypowiedział ostatnie zdanie posadzka zaczęła jeszcze bardziej się trząść. Riddle wykrzywił wargi i powiedział:
- Trudno. Nie ma odwrotu. - oświadczył z satysfakcją. Percy zadrżał ze złości i rzucił nim o najbliższą ścianę.
- Jest. Znam zaklęcie, które usunie Mroczny Znak... - wszyscy spojrzeli w kierunku Slytherina, który wypowiedział te słowa. Percy tylko stał, ale jedno było na plus: przestała się trząść posadzka, a wiatr był lżejszy, jednak ogień w oczach Percy'ego płonął dalej. - ...Potter, podejdź tu... - poprosił Salazar. Harry zbliżył się nie pewnie do czarownika. - ...Wyciągnij prawe przedramię... - nakazał. Harry tak zrobił. Podwinął prawy rękaw ukazując połowę Mrocznego Znaku. Salazar ujął swoją ręką nadgarstek Pottera, wyciągnął różdżkę i powiedział: - ...Dlam Torqod. - W tym samym czasie ramiona Harry'ego i Percy'ego zaczęły palić od środka, jakby przyłożono tam rozgrzany do czerwoności pręt wyjęty prosto z ognia. Jak nagle się zaczęło, tak nagle się skończyło. Harry upadł na kolana oddychając ciężko trzymając się za przedramię. Gdy spojrzał na nie zobaczył, że... po Mrocznym Znaku nie było ani śladu!
- Dzię-dzięki, Salazarze! - zawołali jednocześnie Harry i Percy z ulgą w głosie.
- Nie ma za co, chłopcy. Dobra, teraz Dumbledore. - zbliżył się do niego odsuwając jednym machnięciem ręki Riddle'a brutalnie na bok, gdyż ten zbliżał się niebezpiecznie do niego. Machnął nad przed ramieniem mężczyzny, a on krzyknął tak samo głośno. Po kilku chwilach przestał ponownie mdlejąc. - ...Zabieramy się za resztę cel, ale najpierw trzeba zabrać stąd Albusa... - wyczarował dla mężczyzny jakieś szaty, po czym wyczarował nosze i położył go na nich. - ...Evans, popilnujesz go? - poprosił Salazar Matta wskazując na Voldemorta, który teraz chciał się chyłkiem wymknąć (jak na Anglika przystało). Pan Evans machnął na Amazonki, a te wycelowały w niego dzidami. Ten się zatrzymał.
- Tom, gdzie się wybierasz? - spytał pan Evans spojrzawszy na niego.
- Ee... Nigdzie? - odparł.
- Zgadza się. - powiedział Matt.
- Voldemort, przypominam ci, że nie możesz wyjść z tego zamku bez swojego pierścienia, gdyż umrzesz... - przypomniał mu Salazar pokazując na jego pierścień. - ...Bez twojego pierścienia nie możemy także zamknąć drzwi frontowych, a także nie możesz nami zawładnąć. Niestety jesteś na nas skazany. Lepiej się nas trzymaj. Oddamy ci go dopiero jak będziemy bezpieczni poza terenami Koszmarnego Dworu. Z dala od ciebie... - oświadczył. Po tej przemowie zwrócił się do towarzyszy: - ...Elyon, potrafiłabyś go wyleczyć tu na miejscu? - spytał wskazując na Albusa.
- Myślę, że ogólne obrażenia tak, ale i tak musi iść do szpitala... - odparła badając go. - ...Joanne, mogę cię o coś prosić? - spytała. Kobieta spojrzała na nią.
- Słucham? - spytała.
- Czy, któraś z Amazonek ma przy sobie jakieś zioła lecznicze? - zapytała.
- Spytam... - odparła i zbliżyła się do wojowniczek. Rozmawiała z nimi chwilę. Jedna z nich wystąpiła i podała jej nie duży woreczek i jakąś buteleczkę z żółtym płynem. - ...Co to jest? - spytała. Amazonka wyjaśniła pokazując najpierw na butelkę potem na woreczek. Joanne skinęła głową i wróciła do Elyon.
- No i co? - spytała blondynka.
- W woreczku są zioła, które trzeba ugotować, a to jest wyciąg z jakiegoś ich świętego drzewa. Trzeba mu go podać jak najszybciej razem z ziołami. - wyjaśniła.
- Na co to podziała? - spytała Regina przyglądając się butelce.
- Zbije gorączkę, wyleczy rany wewnętrzne i zewnętrzne. No wiesz, na takie bitewne. - wyjaśniła Joanne.
- Rozumiem. Zajmiemy się tym w domu. Salazarze, Albusa trzeba zanieść do naszego domu. I to jak najszybciej. Riddle!... - zawołała na Voldemorta ostrym tonem. Ten skulił się w sobie widząc jej gniewne spojrzenie. - ...Wyprowadzisz nas stąd. Tylko bez sztuczek! - zawołała.
- Jeśli dobrze pamiętam mogłem się swobodnie teleportować po domu... - zauważył Salazar odwracając do niego. - ...Riddle, czy rzuciłeś zaklęcie anty teleportacyjne na Koszmarny Dwór? Czy przypadkiem tylko bariera była przeszkodą? - spytał Salazar.
- Odpowiadaj, gdy cię pytają! - zawołała jakaś Amazonka pchnąwszy go dzidą, gdy ten milczał. Mężczyzna obrócił się szybko i już chciał ją udusić, ale z pomocą przyszyły jej towarzyszki chwyciwszy go za ramiona i zwaliły go na podłogę przytwierdzając mocno do posadzki nie pozwalając mu się ruszyć o cal. Riddle zobaczył przed swoimi oczami czyjeś buty. Gdy ta osoba się odezwała zorientował się, że był to Matt Evans.
- Właśnie zakosztowałeś siły i refleksu moich Amazonek, Tom. Nie zaczynaj z nimi, bo może się to dla ciebie źle skończyć. Zrozumiałeś? - oświadczył.
- Tak. - szepnął.
- "Tak" co? - spytał Matt.
- Tak, zrozumiałem. - odparł obojętnym tonem.
- Chyba nie dosłyszałem, Riddle. Nie zapominaj kim jestem dla ciebie. I wciąż nim jestem. Puki mnie ktoś nie pokona. - przypomniał. - "Puki mnie ktoś nie pokona... To jest to! Pokonam go i zdobędę jego moc! Stanę się następnym Lordem Lordów! Muszę się tylko stąd wydostać, ale najpierw pierścień. Muszę odzyskać go, co prowadzi do posłuszeństwa Slytherinowi i jego kompanom, a nawet Potterowi..." - pomyślał ze zgrozą.
- Tak, zrozumiałem, Lordzie. - odezwał się w końcu.
- Dobrze. Puśćcie go... - powiedział, a ten wstał otrzepując się. Po chwili Matt powiedział: - ...Ponowimy pytanie: Czy rzuciłeś na ten zamek zaklęcie anty teleportacyjne? - spytał Evans.
- Tak. Nie można się stąd deportować ani aportować. Jedynych z ochron z zewnątrz jest ta bariera, a wewnątrz klucz w postaci mojego pierścienia i hasło wypowiadane w mowie węży. Tylko poza posiadłością można się bezpiecznie teleportować. - wyjaśnił Voldemort.
- Rozumiem. Percy, weź Albusa i deportuj go najpierw do Ciernistego Dworu. Potem tu wróć. - powiedział Salazar.
- Dobrze. - powiedział Percy biorąc na ręce dyrektora z niesamowitą łatwością i zwinnością i zniknął z ich pola widzenia. - "...To dziwne..." - pomyślał Voldemort. - "...Nie można się stąd teleportować bez mojej zgody, poza tym ta bariera. No tak. Może omijać wszelkie bariery, bo posiada moc wzywania tej całej Eylon" - pomyślał gapiąc się w miejsce, gdzie stał przed chwilą Levender.
- My w tym czasie zajmiemy się resztą więźniów. - oznajmi Slytherin. Wyjął różdżkę i machnął nią. Nagle wszystkie cele się otworzyły z hukiem.
- Schowajcie go i nie pozwólcie uciec... - nakazał Matt Amazonkom. Te natychmiast go zakryły stanąwszy wokół niego. Matt wyciągnął swoją różdżkę i wycelował w swoje gardło, po czym wypowiedział zaklęcie. - ...Sonorus... - powiedział, po czym powiedział wzmocnionym głosem. - ...Więźniowie Koszmarnego Dworu! Jesteście wolni! Lord Voldemort jest w naszych rękach, ale nie znaczy to, że został pokonany! Ci, którzy są przytomni i mogą chodzić niech wyjdą na korytarz lochów i poczekają na nas! Reszta niech na nas poczeka w celi! Zabierzemy was za chwilę!... - zawołał w kierunku pustego korytarza, po czym wypowiedział przeciw zaklęcie: - ...Quietus. - moment potem na prawo od nich wyszła postać krótkowłosej kobiety w łachmanach.


- Przepraszam... - szepnęła ochrypłym głosem. - ...Czy ja dobrze usłyszałam? Voldemort został pojmany?... - spytała. Wszyscy na nią spojrzeli, a Matt skinął głową na Amazonki, które rozstąpiły się ukazując Voldemorta. Był związany. Kobietę nieźle to zszokowało. - ...Niewiarygodne! A to się tatulek ucieszy! - pisnęła.
- Tak właściwie... to kim pani jest? - spytał Harry.
- Och, wybaczcie. Już się przedstawiam. Nazywam się Camille Charlotte Black. Miło mi. - przedstawiła się skłoniwszy się lekko.
- Black? Czy... - spytał Harry.
- Harry, to żona Syriusza i wnuczka Albusa. - szepnął Percy.
- Och!... - wyrwało mu się. - ...Rozumiem. Nie wiedziałem, że profesor Dumbledore ma wnuczkę. A kto jest jej rodzicami? - spytał.
- Moim ojcem jest Philip Dumbledore i Emily McBary. Mam też młodsze rodzeństwo. Są nimi Allan, Nicolas i Rosemary. Mama zaszła w ciąże ponownie rodząc bliźniaków, a potem Rose. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - szepnęła Regina.
- Uważaj, bo się wzruszę. - wymamrotał Riddle II.
- Idźmy. Zobaczmy czy ktoś nie potrzebuje pomocy.... - odezwał się głośno Percy nie zwracając uwagi,  że Voldemort coś powiedział. - ...Amazonki, niech trzy z was pilnują Riddle'a, a reszta niech się rozejdzie po celach i sprawdzi co z innymi więźniami. - rozkazał Amazonkom. Wojowniczki wykonały jego polecenie zostawiając trzy swoje towarzyszki oraz Meropę.
       Chodzenie po celach, badanie byłych więźniów i pilnowanie Voldemorta, by nic nie kombinował zajęło im dobre pół godziny. W końcu dotarli do schodów.
- To ostatnia cela. - oznajmił Salazar pokazując na otwarte drzwi po ich prawej. Nikt nie stał przed celą.
- Ja tam wejdę... - odezwała się Regina. Weszła i zobaczyła tam ciemnowłosą dziewczynę na oko 15 lat przykutą do ściany. Była nie przytomna.


- ...Chodźcie tu! Szybko! - zawołała po chwili. Wszyscy przybiegli, nawet Amazonki. Pierwszy przybył Salazar.
- O co chodzi? - spytał Harry dobiegając jako drugi do celi.
- Zobaczcie w jakim jest stanie ta dziewczyna! - zawołała. Nagle rozległ się pisk. Cała trójka obejrzeli się w stronę drzwi. To Camille. Stała w progu drzwi i patrzyła na nieznaną nikomu dziewczynę, ale jej wydała się znana, gdyż płakała biegnąc ku niej.
- RACHEL! CO ON CI ZROBIŁ!? - nagle zemdlała.
- Łapce ją! - zawołał Salazar. Harry, który był najbliżej kobiety, chwycił ją w locie i położył delikatnie na posadzce.
- Pani Black, proszę się ocknąć! - prosił Matt poklepując ją delikatnie po policzkach.
- Może Cruciatusem ją? - spytał z nadzieją Voldemort stojąc w drzwiach celi Rachel. Matt spojrzał na niego ostro i wycelował w jego kierunku koniec różdżki.
- Tknij któregoś z więźniów tego cholernego Dworu oraz moich przyjaciół, moje Amazonki i rodzinę, a zapomnę, że to nie ja mam wypełnić przepowiednię dotyczącą ciebie i Harry'ego! - warknął tak lodowatym tonem, że nawet Salazar się przestraszył, a włosy stanęły wszystkim dęba. Zapadła cisza. Percy nagle doznał dziwnego deja vu. Pojawiła mu się przed oczami wizja, że są zagrożeni ze strony Voldemorta. Przypomniał sobie jak będąc Harrym tamten Voldemort próbował zawładnąć ich umysłami. Zmarszczył czoło. Nie mógł do tego dopuścić! Zamrugał oczami i jego spojrzenie padło na pierścień w ręku Salazara. No jasne! Pierścień Nekromantów! Musiał odtransportować z tego miejsca wszystkich ludzi i to bez wyjątku, bo może nimi zawładnąć. Najpierw trzeba uwolnić więźniów, potem bezpiecznie stąd odejść i oddać mu pierścień, gdy będą wszyscy bezpieczni z dala od niego. Taki był plan Salazara. Wtedy tego nie rozumiał, ale teraz tak!
- Tom, zabierz ją stąd. Idź do więźniów i zostań z nimi. Poczekajcie na nas poza terenami Dworu... - powiedział Percy do pana Riddle'a cichym głosem. Ten bez żadnych protestów wykonał polecenie. - ...Harry, Meropo, Regino, babciu Jo idźcie z nim. Amazonki, bądźcie w pogotowiu. - dodał Percy.
- Ale Percy, o co...? - zaczął Harry, ale ten nie pozwolił mu skończyć.
- Bez dyskusji, Harry! - zawołał Percy, po czym dodał telepatycznie: - "Harry, wysłuchaj mnie. Voldemort chce odebrać Salazarowi swój pierścień i przejąć nad nami kontrolę. Jeśli mu się uda będziemy zgubieni. Musimy się stąd ewakuować jak najszybciej i odtransportować więźniów jak najdalej stąd byle by nie do Hogwartu. Najlepiej do domu dziadka Matta" - wyjaśnił. Harry spojrzał na niego zastanawiającym wzrokiem. Po chwili skinął głową i wyszedł na zewnątrz Dworu, gdzie czekała reszta.



___________________
Od autorki:
* Więcej informacji w opowiadaniu: "Żyj i pozwól żyć innym" - Historia Założycieli Hogwartu oczami Percy'ego Levendera

1 komentarz:

w_bugno pisze...

Zostałaś nominowana do LA na http://foreverandforev.blogspot.com/

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.