Gdy tylko Harry się obudził, usłyszał stłumiony głos, jakby ktoś go wołał. Słyszał wokół siebie jeszcze inne głosy i czuł, że nie jest tu sam. Ponownie zasnął, ale tym razem nie miał żadnych snów.
Pół godziny później...
Młody Potter obudził się na miękkim łóżku, ale czuł coś dziwnego, jakby ktoś dotykał jego czoła jakimś wilgotnym materiałem. Chciał unieść rękę, ale stwierdził, że będzie to trudne. Poczuł, że jego ręce są jak z ołowiu. Jęknął w odpowiedzi. W tym momencie usłyszał czyjś głos, ale nie był to głos ani Lily, ani Jamesa, ani też Syriusza, a nawet jego największego wroga, Lorda Voldemorta.
- Harry, jak się czujesz? – Zielonooki powoli otworzył oczy i zobaczył niewyraźną twarz profesora.
- Pan... profesor? – spytał.
- Tak, Harry. To ja – potwierdził mężczyzna.
- Dyrektorze... – zaczął Potter.
- Ciśś... Już spokojnie – mężczyzna ocierał jego czoło i przytrzymywał, by leżał, lecz młodzieniec nie chciał. Harry wstał powoli, założył okulary i rozejrzał się. Nagle zdał sobie sprawę, iż był to... JEGO pokój w Dolinie Godryka! To, co było zaskakujące to, to, że nie czuł tego osłabienia, jakie powinien czuć będąc w tym pomieszczeniu ostatnim razem. Jak było, gdy wchodził tu z rodzicami i Syriuszem.
- Dyrektorze, wiem, co naprawdę wydarzyło się 16 lat temu – powiedział niecierpliwie do starszego mężczyzny.
- Ale, Harry... - odezwał się Ashe stojący naprzeciw jego łóżka – Przecież wszyscy wiedzą, co się wtedy wydarzyło – oznajmił.
- Ale, Ashe, ja wiem, co NAPRAWDĘ się wydarzyło! Znaczy się, wiem kim stał się mój ojciec i poco Voldemort tak naprawdę przybył do domu moich rodziców. A ściślej, chciał mnie mieć... żywego – ostatnie słowo wyszeptał. Zrobiło się cicho.
- Jak to? - spytał Ashe. Harry opowiedział, co się dokładnie wydarzyło, gdy przeniósł się do przeszłości we śnie.
Po kilku minutach skończył, a Percy, który również był w pomieszczeniu, powiedział:
- Panowie, uważam, że powinniśmy wyruszać do Londynu po Horkruksa tak, jak postanowiliśmy wcześniej. - wszyscy, prócz Harry'ego, się z nim zgodzili.
- Ale jak to? - spytał najmłodszy.
- Harry, posłuchaj. Dyrektor, ja i Ashe przenieśliśmy cię tu, gdy ty
byłeś nieprzytomny. Wiedzieliśmy, że bardzo będziesz chciał iść z nami,
więc gdy spałeś przenieśliśmy cię tutaj. Majaczyłeś o tamtej nocy, więc
uzgodniliśmy wspólnie, że tu cię zaniesiemy – wyjaśnił Percy.
- Rozumiem. Chodźmy więc zniszczyć jego Duszę. - powiedział z entuzjazmem.
~~*~~
Londyn...
Wyszli i deportowali się blisko sierocińca, ale już ktoś tam był i najwyraźniej czekał na nich.
- Nicole? Jack? – zdziwił się Harry widząc swoje rodzeństwo – Co wy tu robicie? – W odpowiedzi Nicole przypomniała fragment poniższej przepowiedni:
- "...Poznają tajemnicę Czarnego Pana i pokonają go.... Jednak jego pierwsza klęska obudzi Mrocznego Lorda. Strzeżcie się!...". Musimy tę część proroctwa wykorzystać – zakończyła Nicole.
- Rozumiem. Albusie, idź powiedzieć przełożonej sierocińca, że chcemy się rozejrzeć po budynku. Ashe, ty zabezpiecz budynek przed jego rozwaleniem, gdy będziemy szukać tego horkruksa, gdyż możemy go przypadkiem zniszczyć. Musimy to zrobić własnoręcznie. Nicole, Jack wy pójdziecie ze mną. Percy, na wszelki wypadek ewakuuj dzieciaki i personel z budynku. Chodźmy – Weszli do budynku. Wewnątrz było inaczej, gdy był tu ostatnio. Było tu teraz kolorowo. Personel i sieroty mieli różnokolorowe ubrania. Dzieciaki były ubrane w, nie szare, ale biało-granatowo-czerwone stroje, wyglądały jak mundurki. Każde dziecko miało na sobie białą bluzkę. Dziewczynki nosiły granatowe sukienki i białe skarpetki aż do kolan, a chłopcy tego samego koloru spodnie. Na nogach miały śliczne ciemne buty. Przy szyi miały wymyślny krawat. Na każdej bluzce mundurka z lewej strony bluzki miały jakiś symbol. Chyba herb, a pod nim nazwa i adres owego sierocińca oraz imię i nazwisko danego dziecka. Albus skierował się do jakiejś młodej kobiety i spytał o dyrektorkę. Ta zaprowadziła ich na parter. Gdy się znaleźli w ładnym pokoju poczekali z minutę, aż w końcu przyszła.
- Dzień dobry. Nazywam się Samantha Lenelis*. W czym mogę pomóc? – przywitała się.
- Dzień dobry. Nazywam się Albus Dumbledore. Byłem tu ponad szcześćdziesiąt lat temu. To moi towarzysze: Percy Levender, Ashe Wilson oraz Harry, Jack i Nicole Potter – przedstawił ich po kolei, a oni tylko skinęli głową z szacunkiem lub uścisnęli jej rękę witając się.
- Przybyliśmy tutaj, bo w nocy 31 grudnia 1926 urodził się tutaj niejaki Tom Marvolo Riddle. Skończywszy pełnoletność mógł tu wrócić i coś tutaj schować, ale nie wiemy w jakim miejscu i co dokładniej. To mogło by być coś małego, jakiś przedmiot z jakimś zwierzęciem na wierzchu – wyjaśnił Percy. Teraz odezwała się Nicole:
- Niech pani nam powie czy jest jakieś miejsce w tym budynku, którego unikają wszyscy? – spytała.
- Zarówno jak i wy personel oraz dzieci? – zakończył swoim pytaniem Harry. Kobieta zamyśliła się i odparła:
- Tak, jest takie miejsce. Na strychu. Ale o, co chodzi? – spytała.
- Później pani wyjaśnimy. Percy, idź z panią Lenelis i ewakuuj wszystkich z sierocińca, a po drodze wyjaśnij dlaczego to robimy. Ashe, zabezpiecz go, by nie wybuchł – poradził mu Harry. Kobieta była lekko wystraszona słowem "wybuchł".
- Dobra – powiedzieli jednocześnie i poszli w jakiś zaułek.
- Pani Lenelis, proszę za mną – odezwał się Percy.
- Jack, Nicole wy chodźcie ze mną – nakazał Harry rodzeństwu i poszli w kierunku schodów prowadzących na strych. Szli schodami na samą górę. Gdy we trójkę weszli do pomieszczenia zauważyli nie tylko brud, kurz, porozbijane meble i różnorodne inne rzeczy, ale też wyczuli dziwną moc.
- Nie podoba mi się tutaj – odezwał się Jack.
- Ani mnie – dodała Nicole.
Tymczasem na dole...
Po wyjaśnieniach Ashe'a poco tu naprawdę przybyli, wraz z Percym i Albusem na czele ewakuowała dzieci. Reszta personelu z budynku pomagali im. Nagle znikąd pojawiły się dwie postacie. Gdy Dumbledore usłyszał trzask towarzyszącemu aportacji rozejrzał się i zauważył dwoje ludzi.
- Alastor? Agnes? Co wy tu robicie? – spytał Percy.
- Dyrektorze, moja siostra zaraz wypowie kolejną przepowiednię. Niech pan zawoła tych, których pan tutaj przyprowadził. Szybko – poprosił młodzieniec, podtrzymując siostrę.
- Dobrze. Niech Agnes się wstrzyma jeszcze chwilę – po czym skontaktował się z Potterami i Wilsonem:
~ 'Ashe, Harry, Jack, Nicole, słyszycie mnie?' ~ spytał telepatycznie.
~ 'Tak. Słyszymy pana, profesorze. Czy coś się stało?' ~ spytała Nicole za wszystkich.
~'Na dole są bliźniaki Hoof. Alastor powiedział, że jego siostra wypowie zaraz przepowiednię. Przyjdźcie do holu. Szybko' ~ poprosił. Tak zrobili. Przyszli wszyscy, zanim mężczyzna zdążył mrugnąć okiem.
- Co się stało? – spytał Jack rodzeństwa Hoof.
- Cierpliwości – odezwał Alastor. Nie minęły dwie chwile, gdy nagle Agnes zesztywniała i zaczęła mówić monotonnym pozbawionym emocji głosem:
- "Jesteście we właściwym miejscu... Zło czające się w tym budynku jest groźne i niebezpieczne... Uchrońcie setę dusz niewinnych! Nie tylko magią pokonajcie Zło, ale też odwagą i przebiegłością" – po tym ostatnim słowie zemdlała, ale brat ją przytrzymał i położył ostrożnie na podłodze.
- Co to może znaczyć? – spytał Harry.
- Chyba wiem – Wszyscy spojrzeli na Alastora – Jesteśmy w tym sierocińcu, co nie? Szukacie horkruksa, prawda? A on jest tym złem. "...Nie tylko magią pokonajcie Zło, ale też odwagą i przebiegłością". Sądzę, że nie tylko na magii będziemy polegać. Musimy być odważni, by go pokonać – wyjaśnił.
- No dobra, niech ci tam będzie. Percy. Ashe czy ewakuowaliście już ludzi z sierocińca? – spytał.
- Zostało jeszcze kilka osób z personelu i już się bierzemy do roboty – powiedział Percy i poszedł z panią Lenelis do jednego z pomieszczeń.
- Dobrze. Jack, Nicole, Ashe chodźcie za mną, a pan profesorze, niech nas ubezpiecza. Tak na wszelki wypadek – i poszli w kierunku schodów.
- A my? - spytała Agnes, która przed chwilą się obudziła i dowiedziała od brata jaką wypowiedziała przepowiednię i o czym rozmawiają. Harry spojrzał na nią i odpowiedział:
- Wy ochrońcie okoliczne budynki, gdyby wybuch je uszkodził. Trzeba wezwać też Artura Weasley'a, by coś zrobił z bałaganem, który zrobimy – nakazał i wszedł na samą górę z czwórką towarzyszy. Wszedłszy na strych wyjęli różdżki i zaczęli szukać tej dziwnej mocy. Po chwili ją znaleźli. Jej źródło było... w podłodze?
- Zajrzyjmy do środka – zaproponował Ashe.
- Nie, zaczekajcie. Chcę coś najpierw sprawdzić – powiedział Harry i podszedł do miejsca, gdzie była ta moc. Zacisnął oczy i otworzy je. Spojrzał w dół i zobaczył...
- Tam jest dementor! Ashe, wysadź tę podłogę, ale ostrożnie. Zrób to tak, aby nie rozwalić podłogi, na której stoimy i sufitu na dole – poprosił.
- Co jeszcze widzisz, Harry? – spytał Albus.
- Hmmm... Jakieś pudełko, a wewnątrz niego Diadem Roweny. Wokół niego jest czarna poświata – odpowiedział, zaciskając ponownie oczy.
- Biorę się za niego – postanowił Percy, wyciągając różdżkę.
- Nie, Percy to niebezpieczne! – zawołał profesor.
- Albusie, czy ty nie wiesz, że horkruks jest niczym w porównaniu z Lordem Lordów?! – zawołał Percy z oburzeniem i paniką jednocześnie.
- Kim?? – spytali wszyscy zgromadzeni.
- Kiedy indziej wam o tym opowiem – odpowiedział wymijająco – W tej chwili jest ważny horkruks – powiedział, nachylając się nad podłogą – Musimy go zniszczyć, a potem poszukać innych i także je zniszczyć, a na końcu zabić Voldemorta – odparł. Wszyscy spojrzeli po sobie, potem skupili się na zadaniu. Najpierw Ashe wysadził podłogę, by przynajmniej zrobić w niej dziurę i wyjąć to, co tam było, ale nie dziurawić sufitu piętro niżej. Nagle zrobiło się niemiłosiernie zimno. Wszyscy odskoczyli do tyłu tak szybko, jak mogli. Harry'ego, Percy'ego i Jacka sparaliżowało ze strachu, za to Nicole zemdlała wypuszczając różdżkę z ręki, która potoczyła po podłodze blisko dziury. Z owej dziury wystrzelił najprawdziwszy klawisz azkabański. Lepkie powietrze stało się zimniejsze, gdy potwór wciągnął powietrze. Harry już słyszał krzyk matki, przeplatany z krzykiem Snape'a wymawiającego formułę zaklęcia uśmiercającego oraz Voldemorta wołającego zaklęcie Cruciatus na niego podczas tortur w te wakacje. Z tyłu rozległ się krzyk Dumbledore'a:
- Expecto Patronum! – Harry i Percy z trudem skupili się na najszczęśliwszym wspomnieniu, wymawiając to samo zaklęcie. Harry skupił się na Ronie, Hermionie i Eleine, a także z faktu, iż będzie ojcem. Percy zaś skupił się na Alii, Martha'cie i wspólnie spędzonych dniach z nimi. Z różdżki wystrzeliły dwa srebrne jelenie i natarły na dementora. Z różdżki Percy'ego wystrzelił jaśniejszy i nieco większy. Z różdżki Albusa wyleciał srebrny feniks. Dementor został odpędzony przez trzy Patronusy i wyleciał przez otwarte okno – Wszyscy cali? – rozległo się pytanie z ust Albusa.
- Taa – odezwał Ashe, wstając z podłogi.
- Jakoś ujdzie – odezwali się jednocześnie Percy i Jack.
- Harry, w porządku? – spytał starzec podając mu pomocną dłoń.
- Tak – odpowiedział, pozwalając, by mężczyzna pomógł mu wstać – Gdzie Nicole? – spytał. Wszyscy spojrzeli w stronę, gdzie leżała rudowłosa.
- Jest nieprzytomna. Zostawmy ją. Później się nią zajmiemy – powiedział Albus. Percy spojrzał najpierw na starca, potem na siostrę, a następnie na pudełko. Ów pudełko leżało niewinnie w dziurze.
- Co teraz? – spytał Ashe, spojrzawszy na przedmiot. Wszyscy jeszcze lekko zszokowani po starciu z dementorem podeszli do dziury. Percy lekko się trząsł, Jack wyglądał, jakby miał zaraz zemdleć. Albus za to całkiem dobrze się czuł, bo śmiało podszedł szybkim krokiem do Percy'ego i Harry'ego pochylających się nad dziurą. Pudełko na szczególnie niebezpieczne nie wyglądało. "Pozory mylą.". Usłyszał w głowie głos matki. Harry zaryzykował i szturchnął je końcem różdżki. Nic się nie stało.
- Ryzyko matką wynalazców – szepnął i wziął pudełko do rąk. Było lekkie, ale zamknięte – Alochomora – powiedział Harry. Stary, zgniły zamek odskoczył. Serca wszystkich zgromadzonych waliły jak oszalałe (wyjątkiem była Nicole, która była wciąż nieprzytomna). Puls z osiemdziesięciu podskoczył im do dwustu. Potter uchylił wieko i ujrzał piękny Srebrny Diadem z wyrytymi dwoma literami "RR" i słowami pod spodem: "Kto ma olej w głowie, temu dość po słowie" oraz z dwoma nefrytami. Jeden w kształcie serca, a drugi łzy. Wziął go do ręki i nagle poczuł, że Artefakt drży. Gwałtownie odrzucił go od siebie.
- Uważajcie! – ostrzegł Dumbledore towarzyszy. Zerwał się na nogi szykując się na najgorsze. Dobrze zrobił, bo rozległ się potężny ogłuszający huk, który wstrząsnął całym budynkiem. Nagle Diadem uniósł się w powietrze na kilka metrów. Szybko wirując wokół własnej osi wystrzeliwał we wszystkie strony dziwne refleksy. Lodowaty wiatr chlastał ich po twarzy. Mało brakowało, a upadliby – Percy, czy wszyscy zostali ewakuowani z budynku?! – krzyknął Albus, widząc go przez lekko uchylone oczy zauważając wchodzącego do pomieszczenia i celującego w magiczny przedmiot.
- Telepatycznie zapytałem Alastora! Odpowiedział mi, że są już w bezpiecznym miejscu z dala od sierocińca! – odkrzyknął Percy. Huk ponownie wstrząsnął fasadami sierocińca, a niektóre rzeczy na strychu zaczęły się przewracać. Ashe dopadł (z trudem) Harry'ego.
- Co się dzieje?! – krzyknął Jack zakrywając rękoma twarz.
- Nie chcesz wiedzieć!! – zawołali jednocześnie Albus i Percy.
- UWAŻAJ!! – Tym razem to Harry rzucił się na Ashe'a, zbijając go z nóg. Z Diademu zaczęły wylatywać jaskrawe srebrno-zielone promienie.
- Zaraz zobaczysz, co się stanie! – powiadomił Percy brata-Puchona. Kolejny huk wybił okna.
- REDUCTIO! – ryknął niespodziewanie Jack.
- JACK, NIE!!! – również ryknął Percy w panice. Najpierw rzucił się na Jacka, a potem przeturlał się po podłodze, obejmując go, jak matka dziecko. Promień odbił się od artefaktu, niszcząc wszystko, co było na jwgo drodze. Wszyscy, w wirze lodowatego wiatru, kawałków szyb i tego typu rzeczy, zobaczyli coś okropnego. Z Artefaktu wyłonił się jak duch szesnastoletniego Toma Marvolo Riddle'a z założonymi ramionami na piersi. Uśmiechał się cynicznie, patrząc na zgromadzonych.
- Proszę, proszę. Potterowie i ich kumple, a nawet sam Albus Dumbledore mnie zaszczycili – wycedził jadowicie w mowie węży. Harry zerwał się na nogi. Jack i Ashe z trudem gramolili się z podłogi. Wiatr wytrącał wszystkich z równowagi.
- Co to za jeden?! – wrzasnął Jack. Harry przez chwilę zastanawiał się co zrobić: ryknąć histerycznym i nieopanowanym śmiechem, wyć ze strachu, czy najzwyczajniej w świecie się rozpłakać.
- Mamy zaszczyt się spotkać w większym gronie – Voldemort postąpił w stronę smaganych wiatrem czwórki. Patrzył bezlitośnie na Percy'ego. Obaj naraz zauważyli samotną różdżkę Nicole, która na widok młodzieńca ponownie zemdlała.
- HARRY, ALBUSIE, RÓŻDŻKA NICOLE!!! – wrzasnął Percy. Obaj równocześnie rzucili się ku niej, ale Voldemort, ze względu, iż profesor Dumbledore był starym i wolniejszym mężczyzną, zdążył dobiec do różdżki Rudej.
Ziuu! Łup!
Riddle przeleciał błyskawicznie między nimi, powodując, że obaj się zderzyli głowami. Nim wszyscy się zorientowali Riddle miał już różdżkę w ręku.
- I znowu popełniłeś podstawowy błąd, Levender... - zadrwił Horkruks z bezczelnym uśmiechem – Nie doceniasz mojej...
- I TAK CIĘ POKONAM! - wrzasnął pół-wampir. Chwiał się, ale czuł autentyczną desperację.
- Crucio! – zaklęcie Riddle'a niespodziewanie śmignęło ku Ashe'owi. Ten wrzasnął przeciągle i upadł, zwijając się w kłębek.
- DRĘTWOTA! – wrzasnął Harry.
- Jesteś idiotą, Potter! – wrzask Riddle'a dźgnął go w bębenki. Zaklęcie ominęło go szerokim łukiem. Tylko Harry'ego i Ashe'a zdziwiło to, ale nie Albusa i Percy'ego. Jack za to nie był w stanie zastanowić się co się właściwie się dzieje – Nie nauczyłeś się niczego?!?! AVADA KEDAVRA!! – Jack nie zdążył się uchylić, gdyż nie wiedział co Ślizgon powiedział, bo wypowiedział zaklęcie w mowie węży.
- JACK, PADNIJ! – Puchona uratował cud, jakim był Ashe, który resztką sił szarpnął go na ziemię, tym samym zwalając chłopaka na siebie. Wilson jęknął z bólu.
- PRZEKLĘTY GŁUPCZE! – Riddle w piekielnej furii wzniósł się w górę. Ryk wiatru i jego zimno wzmogło się prawie dwukrotnie – PETRIFICUS TOTALUS!
- REDUCTIO! – wydarł się Percy, zbijając urok Voldemorta rykoszetem.
- Jack, Percy, Harry trzeba zniszczyć Diadem! – zawołał Dumbledore.
- Nie, Dumbledore! – Riddle w krwiożerczym, wręcz nieludzkim szale rzucił się na zielonookiego chłopaka niczym lew na antylopę gnu. Harry odskoczył, potykając się o coś i uderzając boleśnie kręgosłupem o starą szafę. Riddle wyhamował.
Zaczęła się klasyczna zabawa w kotka i myszkę.
- PROTEGO! – ryknął Harry, odbijając Cruciatusa. Wicher szalał – Ashe, Jack żyjecie?!
- Tak! – zawołali jednocześnie.
- JUŻ NIEDŁUGO! – wrzasnął Tom Riddle, ciskając zaklęciem w blondyna. Ashe ponownie wrzasnął przeciągle i chwycił leżący wśród pobojowiska artefakt. Zasłonił się nim przed śmiertelnym zaklęciem. Wszystkich zatkało na ułamek sekundy. Każdemu serce waliło jak oszalałe. Każdy patrzył na scenę jaka przed nim się odbyła. Śmiertelny czar łupnął w Diadem rozbijając go w setkę odłamków, które rozprysnęły się we wszystkie strony, kalecząc do krwi nie tylko Ashe'a, ale także Harry'ego i Percy'ego, którzy stali najbliżej. Huk i wrzask, nieludzi wrzask, wstrząsnął budynkiem sierocińca. Dach zaczął się walić.
- ALBUSIE, NAD TOBĄ!!! – Harry na wpół oślepiony wiatrem rzucił się do przodu, wybijając mężczyznę spod linii wolnego spadu belki stropowej. Ciemność przesłoniła mu wzrok. Ostatnie co zapamiętał, to uścisk dłoni Ashe'a na nadgarstku.
~~*~~
Londyn...
Ashe, Harry, Percy, Jack, Nicole i Albus zostali eskortowani do Św. Munga. Byli tam trzy dni, ale gdy zostali wyleczeni wrócili do szkoły.
Na miejscu zastali swoich przyjaciół: Dracona, Rona, Hermionę, Mary i Eleine.
- Gdzie wy byliście?! – wrzasnęła Hermiona do przybyłych, jakimi byli Jack, Harry, Ashe i Percy.
- Przestań, Hermiono! Jeśli chcesz wiedzieć, gdzie byłem z rodzeństwem oraz Ashe'em i dyrektorem. I czemu John musiał mnie zastępować przez ten czas na lekcjach, to powiem ci, że zniszczyłem jednego z horkruksów Voldemorta – wyjaśnił.
- Poważnie? – spytała zaskoczona dziewczyna.
- Tak. Wiecie, muszę coś sprawdzić w bibliotece – i poszedł na górę, a oni za nim.
Znalazłszy się w wyżej wymienionym pomieszczeniu, zobaczyli przyjaciela w dziale o animagii.
- Animagia? – zdziwił się Ron.
- Tak. Jak chcecie – powiedział szukając książki – możecie razem ze mną ją poćwiczyć... O, jest. Posłuchajcie...:
Animag
jest to czarodziej umiejący zmieniać się w dowolne zwierzę nie tracąc
przy tym swojej świadomości i magicznej mocy zyskując za to, prócz
innego kształtu, zdolność porozumiewania się z innymi zwierzętami i ich
cechy.
Animagia jest
bardzo trudną sztuką, dlatego nie wszystkim czarodziejom udaje się ją
posiąść. Inną rzeczą jest zamienienie przez czarodzieja innego człowieka
w jakieś zwierzę. Wówczas ów zamieniony osobnik nie tylko ma kształt i
wygląd danego zwierzęcia, ale i jego mózg.
Jak przemienić się w animagiczne zwierzę?
Oto trzy podstawowe kroki jak to zrobić:
1. Najpierw pomyśl o zwierzęciu, w którego chcesz się zmienić.
2. Następnie się skupiasz na czymś przyjemnym lub na jakimś miłym wspomnieniu z dawnych lat, bądź możesz pomyśleć o swych bliskich, którzy byli animagami.
3. Jednocześnie wypowiedz zaklęcie Anime.
Nauka może potrwać nawet trzy lata, ale są niektóre wyjątki. Osobą, którą opanował tę sztukę najkrócej w tym stuleciu jest Albus Dumbledore, a nauczył się jej w dwa miesiące.
___________________________________________
Od autorki:
* Lenelis – Jest to wymyślona przeze mnie postać, ale czy pani Cole jest nieśmiertelna jak Voldemort? Ależ oczywiście, że nie! Przecież ona już dawno powinna nie żyć! Więc musiał ją kimś zastąpić, co nie?