Moja lista przebojów 2

7 kwietnia 2013

Rozdział 30 - Na ratunek druidzce i przepowiednia nienarodzonych

Klik

         Byli to: jakaś biało włosa dziewczyna i sam Lord Voldemort. Gdy Jack go zobaczył zakrył usta, by nie krzyknąć z wrażenia na jego widok (nie miał na sobie zaklęcia NiN). - "Cholera jasna! Co robić? Co robić?!" - pomyślał z przerażeniem i cofnął się, po czym oddalił cichaczem jeszcze kawałek i wszedł do najbliższej z wolnej celi. Wziął głęboki uspokajający oddech i skontaktował się telepatycznie z rodzeństwem.
- "Harry, Nicole, słyszycie mnie?" - spytał.
- "Tak, Jack" - odpowiedzieli jednocześnie.
- "Coś się stało?" - spytała Nicole.
- "Słuchajcie, w ostatniej celi natknąłem się na jakąś dziewczynę" - wyjaśnił.
- "To ją stamtąd zabierz" - poradziła Nicki.
- "Chciałby, ale sęk w tym, że nie mogę" - wybełtał dysząc szybko, ale cicho, by Lord go nie usłyszał.
- "Dlaczego?" - spytał Wybraniec.
- "Bo... bo widzicie,... jest przy niej... Lord Voldemort! Co mam robić?" - lekko panikował Jack.
- "Poczekaj chwilę..." - Harry spojrzał w dół w kierunku lochów (Harry i Nicole byli wciąż na piętrze). Harry zacisnął oczy i je otworzył. Zobaczył, że jego brat jest w celi obok. Zajrzał swoim "wzrokiem" do celi obok i zobaczył Voldemorta, a przy nim klęczącą jasnowłosą dziewczynę na oko 25 lat. Torturował ją. - "...Jack, posłuchaj, rzucisz na siebie Zaklęcie NiN i przejdziesz obok Toma. Gdy się odwróci rzucisz na nią to samo zaklęcie i uciekniecie stamtąd. Rozumiesz?" - zasugerował.
- "Tak" - odparł.
- "To idź. Bądź ostrożny i powodzenia" - powiedziała Nicole. Szatyn zamknął oczy, wycelował różdżkę w siebie, wypowiedział kilka dobrze dobranych słów i zniknął. Potem otworzył oczy i wyszedł z celi, w której był, a potem wszedł do następnej. Lord torturował dziewczynę, a ona krzyczała. Dopiero teraz młodzieniec zauważył, że miała nie więcej niż 25 lat. Pomijając fakt, że była poraniona na całym ciele i posiniaczona w kilku miejscach, to była piękna. Miała jasne włosy, a oczy niezapominajkowe, gdy je w pewnym momencie otworzyła, by spojrzeć na swojego oprawcę. Jej oczy wyrażały tylko ból, cierpienie oraz przerażenie.


           Dopiero po kilku minutach Riddle wyszedł i zamknął drzwi celi zaklęciem. Jack odetchnął z ulgą. Już miał zrzucić zaklęcie, gdy Harry zawołał w telepatycznie:
- "Nie, nie rób tego! Tom jest jeszcze za blisko jej celi!! Usłyszałby waszą rozmowę!" - Jack zamarł czekając. Trwało to zaledwie pół minuty, aż w końcu Nicole powiedziała z ulgą:
- "Jest już poza waszym zasięgiem. Zabierz ją stamtąd" - powiedziała.
- "Dzięki" - podziękował Jack obojgu. Ledwo zdjął zaklęcie, gdy Nicki znowu się odezwała:
- "Jack, bądź ostrożny, gdy będziecie wychodzić. Nie mam zamiaru tracić kolejnego członka rodziny" - oznajmiła.
- "Jak to? Przecież masz nas obu. Mnie i Harry'ego" - stwierdził Jack.
- "Tak, wiem, ale pamiętasz jak opowiadałam wam o przyrodniej siostrze i..." - nie dokończyła, bo Harry powiedział.
- "Jack, zabierz tą dziewczynę z lochów i uciekajcie" - Jack podszedł do jasnowłosej. Ta spojrzała na niego. Już miała krzyknąć, gdy się powstrzymała rozpoznawszy w nim nie swojego oprawcę, ale kogoś innego.
- K-kim je-jesteś? - spytała zachrypniętym głosem.
- Jestem Jack Potter. Zabiorę cię stąd. Rzucę na ciebie specjalne zaklęcie dzięki, któremu będziesz nie widzialna i nikt, prócz mnie cię nie usłyszy. Ja także rzucę na siebie to zaklęcie. Wydostaniemy się stąd. Reszta więźniów czekają na zewnątrz Dworu, a moje rodzeństwo dołączą do nas już niedługo. - po tej przepowie rzucił zaklęcie na nich oboje, po czym otworzył drzwi tym samym zaklęciem co drzwi celi Julie i wyszli z celi. Szli korytarzem do Hallu. Gdy się tam znaleźli zobaczyli nie tylko Śmierciożerców i Voldemorta, ale też Zakon Feniksa. Walczyli bez wyczerpania. Jack, podtrzymując jasno włosą poszedł ku frontowym drzwiom, a potem na skraj lasu. W połowie drogi zobaczyli grupę osób. Podszedł bezpośrednio do nich.
- Jestem pod wrażeniem, Jack. - To była Julie. Stała przy drzewie oparta o niego.
- Jesteś wspaniały! - powiedziała jasno włosa.
- Udało wam się! Uratowaliście nas! Ty i twoje rodzeństwo! - dodał jakiś mężczyzna.
- Nie ma za co. Teraz posłuchajcie, gdy przyjdzie Zakon oraz Harry i Nicole deportujemy was do Munga. Tych trochę w lepszym stanie przeniesiemy do Hogwartu. - oświadczył. Wszyscy zgodzili się z nim i przyjęli ofertę. Czekali teraz na resztę.

~~*~~
.
Przybyli po piętnastu minutach...
           Jack pierwszy się ujawnił przed rodzeństwem, którzy najwyraźniej wodzili wzrokiem wokoło.
- Cześć, Harry. - przywitał się.
- Cześć. Gdzie więźniowie? - spytał Potter-Gryfon.
- Tuż za mną. Rzuciłem na nich Zaklęcie NiN... - odpowiedział. - ...Nie których trzeba przenieść do Munga, a tych trochę zdrowszych do Skrzydła Szpitalnego w Hogwarcie. - oznajmił.
- Rozumiem. Spójrzmy... O, David, podejdź tu... - zwrócił się do blond przyjaciela. Ten podszedł do dowódcy. - ...David, rzuć na siebie Zaklęcie NiN i zabierz tych najbardziej rannych do Munga, a ja z Jackiem i Nicole zabierzemy resztę do Hogwartu. - poprosił.
- Zgoda. - Wyjął różdżkę, machnął nią krótko i już go nie było. Potterowie także rzucili na siebie to samo zaklęcie i też zniknęli. Zakon z kolei czekał. Ci, którzy się pojawiali zabierali do Munga. David wyczarował kopułę, a potem rzucił zaklęcie, by potem ich deportować w wyznaczone im miejsce. Potem rodzeństwo Potter dawali tym, co są najmniej ranni po świstokliku. Po minucie nikogo już nie było w lesie u podnóża Piekielnego Dworu...
Niedaleko błoni Hogwartu...
           Gdy pojawili się w Zakazanym Lasie cała trójka zrzuciła z nich zaklęcie, a potem skierowali się do zamku. Będąc w Sali Wejściowej zielonooki powiedział:
- Nicole, idź do McGonagall i powiedz jej o sytuacji, a reszta niech pójdzie za mną. - powiedział Harry. Poszli schodami do Skrzydła. Gdy przybyli na miejsce Harry powiedział im, by spoczęli na łóżkach, a sam poszedł po pielęgniarkę.

~~*~~

           Jeszcze tego samego wieczoru Harry przyszedł do wieży Gryfonów.
- Hasło? - spytała Gruba Dama.
- Miłość jest jak kwiat. Jeśli nie będziesz o nią dbać zwiędnie... - po tych słowach portret się otworzył, a nauczyciel wszedł. Zobaczył, że jest tu tylko kilkoro Gryfonów. - ...Proszę o uwagę! - zawołał. Zaległa cisza i wszyscy spojrzeli na Pottera.
- Cześć, Harry! - zawołał Ron.
- Cześć. Czy ktoś widział może Alexa Welsona i Alinę Anderson? Widzę, że ich tu nie ma. - spytał rozglądając się.
- Wiem, gdzie jest Alina. - powiedziała Parvati.
- To po nią idź. Mam dla niej niespodziankę... - Brązowo włosa poszła na górę do dormitorium dziewcząt. Chwilę potem wróciła z Aliną.
- Witam, profesorze. Czy coś się stało? - spytała.
- Zaraz ci powiem. Kto wie gdzie jest Alex Welson?... - spytał. Wszyscy milczeli. - ...Nikt? - spytał. Już się odwracał, gdy ktoś nieśmiało się odezwał.
- Panie profesorze. - rozległ głos jakiegoś drugorocznego.
- Słucham?
- Widziałem tego nowego Gryfona. Welsona. Szedł korytarzem trzeciego piętra. - powiedział.
- Kiedy?
- Jakieś dziesięć minut temu. - odpowiedział.
- Dziękuję, panie Fox. Alino, idziemy najpierw na trzecie piętro... - Szli w ciszy ku Skrzydłu Szpitalnemu. Idąc korytarzem trzeciego piętra spotkali młodego Welsona. - ...Dobrze, że jesteś, Alex. Chodź z nami. Mam dla ciebie i Aliny niespodziankę... - Oboje Gryfonów spojrzeli na siebie zdziwieni i poszli za swoim opiekunem. Harry zaprowadził oboje do Skrzydła Szpitalnego. Poprowadził ich do jednego z wielu parawanów i odsunął go. Na łóżku siedziała Julie czytając Proroka Codziennego. Harry spojrzał na Alinę i uśmiechnął się na widok jej niedowierzającej miny. Wiedział, że dziewczyna ją zna, przynajmniej ze zdjęć. - ...Alino, czy znasz tą kobietę? - spytał z lekkim uśmiechem. W odpowiedzi Alina podeszła powoli do kobiety i spytała z niedowierzaniem:
- M-mama? To-to ty?! - kobieta spojrzała na nią z uśmiechem na twarzy.
- Alina? To ty? Ale urosłaś... - uśmiechnęła się zdejmując okulary z nosa. - ...Coś czułam, że Jack nie próżnuje przyprowadzając mnie tam, gdzie trzeba i pytając mnie o ciebie. - Alina rozpromieniła się, a łzy popłynęły z jej oczu.
- Cały Jack! Och, mamo! - pisnęła i wtuliła się w nią. Po czym wyprostowała się i spojrzała na zielonookiego i również przytuliła go mówiąc: - ...Och, Harry tak się cieszę! Mam u ciebie dług, profesorze!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawołała obcałowując go po twarzy.
- Udusisz mnie! - jęknął.
- Wybacz... - wymamrotała. - ...To z radości. - po czym usiadła na krześle obok łóżka matki i zaczęły konwersację między sobą.
- A jaką niespodziankę masz dla mnie?... - spytał Alex przypominając o swojej obecności. W odpowiedzi Harry uśmiechnął się i poprowadził go do łóżka z drugiej strony Sali zostawiając Alinę oraz jej matkę same sobie dyskutujące o tym co Alina robiła przez ostatnie lata i jak jej się żyje w Hogwarcie. Gdy dotarli do odpowiedniego łóżka młody druid rozpoznał postać na nim, mimo, że była odwrócona do nich tyłem. Z wrażenia krzyknął tak głośno, że słychać, by było to i w Chinach. - ...CARMEN?!? - ryknął. Jego wrzask zwrócił uwagę każdego, a w szczególności dziewczynę. Blond włosa otworzyła ze strachu oczy i się rozejrzała z przestrachem siadając na łóżku. Rozglądając się wkoło odetchnęła z ulgą upewniając się, że jest bezpieczna. Zakryła uszy i powiedziała w złości:
- Ciszej! Chcecie bym ogłu... - urwała, bo blondyn przytulił ją. - ...Co do.... A-Alex?? - spytała mało nie tracąc tchu.
- Och, Carmen, jak ja się cieszę, że cię widzę całą i zdrową! Gdyby się ojciec dowiedział...! Harry,... - spojrzał na swego nauczyciela, na twarzy którego widniał szczery uśmiech. - ...Jak znalazłeś moją siostrę? - spytał Pottera. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i odpowiedział:
- Miałem trening u druidów w te wakacje. Wasz ojciec wspomniał mi mimochodem, że ma dwójkę dzieci: Carmen i Alexa, czyli was. Gdy się dowiedziałem, że ty... - spojrzał na pannę Welson. - ...jesteś uwięziona w jednym z dworów Riddle'a postanowiłem wszcząć poszukiwania przy najbliższej nadarzającej się okazji. Gdy dostałem list od Elizabeth Pettigrew informujący o porwaniu Jacka byłeś też tam i ty wspomniany, Alexie. Skojarzyłem, że musicie być spokrewnieni i nakazałem odszukać cię... - spojrzał na Gryfona z uśmiechem i mrugnął okiem. - ...Postanowiłem cię uratować i przy okazji też i mego brata. - pokazał na Jacka stojącego obok nich. Puchon patrzył na nich swoim spojrzeniem, który mówił sam za siebie. Był szczęśliwy widząc tak uradowanego przyjaciela. Postanowił wtrącić swoje trzy knuty:
- Harry włamał się na chwilę do umysłu Voldemorta i dowiedział się, że planuje użyć jakiejś borni oraz paru więźniów, w tym dwie kobiety. Nie jakiej Julie Anderson... - Jack wskazał na kobietę rozmawiającą z ożywieniem z Aliną po drugiej stronie Sali. - ...oraz ciebie... - pokazał na Carmen.
- Zobaczyłem też miejsce, gdzie przebywacie... - wtórował mu Harry. - ...Rozpoznałem te lochy. - dodał.
- Jak? - spytała Carmen.
- Okazało się, że w nich przebywałem wiele tygodni w te wakacje, gdy byłem torturowany... - objaśnił Harry. - ...Postawiłem z Jackiem i Nicole deportować się do Piekielnego Dworu i przy okazji zabrać stamtąd też innych więźniów. Zrobiłem taki mały dowcip swemu Panu... - zachichotał. Młodzi Welsonowie wtórowali mu także się śmiejąc. - ...Jak widzicie udało nam się, gdyż pomogli nam również członkowie Zakon Feniksa. Nicole doradziła mi bym ich wezwał, bo sam bym nie wpadł na ten pomysł. - wyjaśnił drapiąc się po potylicy.
- Zrobiliśmy dywersję aby was stamtąd wydostać i przenieść w bezpieczne miejsce. - dodał Jack.
- Och, Harry, dziękujemy! Zrobiłeś nam wielką przysługę. Al, trzeba powiadomić ojca! - poinformowała brata Carmen.
- Ja się tym zajmę, panno Welson. Mam znajomego w waszym mieście. Już do niego idę. - i wyszedł. Po drodze spotkał Reginę i jej rodzinę.
- Och, Harry, cześć. - przywitała się Agnes uśmiechając się promiennie.
- Cześć, Agnes. Co tu robicie? - spytał.
- Słyszeliśmy, że Julie Anderson żyje, i że ją uwolniliście. - odpowiedziała Regina.
- A skąd ją znacie? - spytał nieco zaskoczony.
- Roger ją zna. - odparła pani Hoof. Spojrzeli na niego, a ten wyjaśnił:
- Poznałem Julie w Polsce. Zanim ja z Reginą się poznaliśmy chodziliśmy z Julie do tej samej klasy w szkole licealnej. - dodał.
- A gdzie jest ta szkoła? - spytał Potter.
- W Warszawie stolicy Polski... - odparł. Rozmawiając nie zauważyli, że Regina i Agnes poszły dalej korytarzem, a Alastor za nimi. Dopiero po ponad minucie zauważyli ich nieobecność. - ...Harry, gdzie są Regina, Agnes i Alastor? - spytał Roger. Poszli do najbardziej prawdopodobnego miejsca, gdzie mogliby być. Do Skrzydła Szpitalnego. I dobrze, że to zrobili, bo Agnes właśnie podeszła do rodzeństwa Welsonów. Szła jakby była w transie. Stanęli nie opodal nich, gdy nagle Alastor zdał sobie sprawę co zaraz nastąpi. Obejrzał się wołając:
- Agnes zaraz wypowie przepowiednię! - zawołał przez całą Salę. Wszyscy spojrzeli najpierw na młodego Hoofa, a potem na jego siostrę. Rzeczywiście panna Hoof wypowiadała te oto słowa:
- "W momencie pokonania Czarnego Pana przez Wybrańca narodzą się Oni! Półkrwi zrodzeni, obdarzeni mocą znaną tylko Jemu i jego Oprawcy... Moc ta przejawia się co trzecie pokolenie w części żeńskiej... Gdy złączą się moce Wybranych i Dziecka Losu objawi się im moc, która obali Mistrza Mistrzów i jego podwładnych!" - po tych słowach zachwiała się i upadła nieprzytomna na podłogę. Reszta, prócz Harry'ego podbiegli do niej. Regina sprawdziła stan córki. Nic jej na szczęście nie było. Tymczasem Harry usiadł na jednym z wolnych łóżek wpatrując się w dal.
- Harry, nic ci nie jest? - spytał Alastor zbliżywszy się do niego. Zielonooki spojrzał na młodzieńca i powiedział:
- Przepowiednia twojej siostry daje do myślenia. Musimy rozwiązać tą zagadkę i zinterpretować wszystkie przepowiednie jakie dotąd były wygłaszane przed nami. - oznajmił.
- Chyba masz rację. Najpierw jednak musimy zwołać Zakon. - zaproponował.
- Racja. - i wyszedł.

Brak komentarzy:

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.