Byli to: jakaś biało włosa dziewczyna i sam Lord Voldemort. Gdy Jack go zobaczył, zakrył usta, by nie krzyknąć z wrażenia na jego widok (nie miał na sobie zaklęcia NiN). 'Cholera jasna! Co robić? Co robić?!'. Pomyślał z przerażeniem i cofnął się, po czym oddalił się cichaczem jeszcze kawałek i wszedł do najbliższej z wolnej celi, cicho zamykając drzwi. Wziął głęboki uspokajający oddech i skontaktował się telepatycznie z rodzeństwem.
= 'Harry,
Nicole, słyszycie mnie?' = spytał.
= 'Tak, Jack' = odpowiedzieli jednocześnie.
= 'Coś się stało?' = spytała Nicole.
= 'Słuchajcie,
w ostatniej celi natknąłem się na jakąś dziewczynę' = wyjaśnił.
= 'To ją stamtąd zabierz' = poradziła Nicki.
= 'Chciałby, ale sęk w tym, że nie mogę' = odpowiedział, dysząc szybko, ale cicho, by Lord go nie usłyszał.
= 'Dlaczego?' = spytał Wybraniec.
= 'Bo... bo widzicie... jest przy niej... Lord Voldemort! Co mam robić?' = lekko panikował Jack.
= 'Poczekaj chwilę' = Harry spojrzał w dół w kierunku lochów (Harry i Nicole byli wciąż na piętrze). Harry zacisnął oczy i je otworzył. Zobaczył, że jego brat jest w celi obok. Zajrzał swoim "wzrokiem" do celi obok i zobaczył Voldemorta, a przy nim klęczącą jasnowłosą dziewczynę na oko 25 lat. Torturował ją. = 'Jack, posłuchaj, rzucisz na siebie Zaklęcie NiN i przejdziesz obok Toma. Gdy się odwróci, rzucisz na nią to samo zaklęcie i uciekniecie stamtąd. Rozumiesz?' = zasugerował.
= 'Tak' =
odparł.
= 'To idź. Bądź ostrożny i powodzenia' = powiedziała Nicole. Szatyn zamknął oczy, wycelował różdżkę w siebie, wypowiedział kilka dobrze dobranych słów i zniknął. Potem otworzył oczy i wyszedł z celi, w której był, a potem wszedł do następnej. Lord torturował dziewczynę, a ona krzyczała. Dopiero teraz młodzieniec zauważył, że miała nie więcej niż 25 lat. Pomijając fakt, że była poraniona na całym ciele i posiniaczona w kilku miejscach, to była piękna. Miała jasne włosy, a oczy niezapominajkowe, gdy je w pewnym momencie otworzyła, by spojrzeć na swojego oprawcę. Jej oczy wyrażały tylko ból, cierpienie oraz przerażenie.
Dopiero
po kilku minutach Riddle wyszedł i zamknął drzwi celi zaklęciem. Jack odetchnął
z ulgą. Już miał zrzucić zaklęcie, gdy Harry zawołał w telepatycznie:
= 'Nie, nie rób tego! Tom jest jeszcze za blisko jej celi!! Usłyszałby waszą rozmowę!' = Jack zamarł, czekając. Trwało to zaledwie pół minuty, aż w końcu Nicole powiedziała z ulgą:
=
'Jest już poza waszym zasięgiem. Zabierz ją stamtąd' =
powiedziała.
= 'Dzięki' = podziękował Jack obojgu. Ledwo zdjął zaklęcie, gdy Nicki znowu się odezwała:
=
'Jack, bądź ostrożny, gdy będziecie wychodzić. Nie mam zamiaru tracić
kolejnego członka rodziny' = oznajmiła.
= 'Jak to? Przecież masz nas obu. Mnie i Harry'ego' = stwierdził Jack.
= 'Tak,
wiem, ale pamiętasz jak opowiadałam wam o przyrodniej siostrze i...' =
nie dokończyła, bo Harry powiedział.
= 'Jack, zabierz tę dziewczynę z lochów i uciekajcie' = Jack podszedł do jasnowłosej. Ta spojrzała na niego. Już miała krzyknąć, gdy się powstrzymała rozpoznawszy w nim nie swojego oprawcę, ale kogoś innego.
- K-kim
je-jesteś? – spytała zachrypniętym głosem.
- Jestem Jack Potter. Zabiorę cię stąd. Rzucę na ciebie specjalne zaklęcie, dzięki któremu będziesz nie widzialna i nikt, prócz mnie cię nie usłyszy. Ja także rzucę na siebie to zaklęcie. Wydostaniemy się stąd. Reszta więźniów czekają na zewnątrz Dworu, a moje rodzeństwo dołączą do nas już niedługo – po tej przepowie rzucił zaklęcie na nich oboje, po czym otworzył drzwi tym samym zaklęciem co drzwi celi Julie i wyszli z celi. Szli korytarzem do Hallu. Gdy się tam znaleźli zobaczyli nie tylko Śmierciożerców i Voldemorta, ale też Zakon Feniksa. Walczyli bez wyczerpania. Jack, podtrzymując jasno włosą poszedł ku frontowym drzwiom, a potem na skraj lasu. W połowie drogi zobaczyli w oddali grupę osób. Podszedł bezpośrednio do nich.
- Jestem
pod wrażeniem, Jack – To była Julie. Stała przy drzewie oparta o niego.
- Jesteś wspaniały! – powiedziała jasno włosa.
- Udało
wam się! Uratowaliście nas! Ty i twoje rodzeństwo! – dodał jakiś mężczyzna.
- Nie ma za co. Teraz posłuchajcie, gdy przyjdzie Zakon oraz Harry i Nicole deportujemy was do Munga. Tych trochę w lepszym stanie przeniesiemy do Hogwartu – oświadczył. Wszyscy zgodzili się z nim i przyjęli ofertę. Czekali teraz na resztę.
~~*~~
Przybyli po piętnastu minutach...
Jack pierwszy się ujawnił przed rodzeństwem, którzy najwyraźniej wodzili wzrokiem wokoło.
- Cześć,
Harry – przywitał się.
- Cześć. Gdzie więźniowie? – spytał Potter-Gryfon.
- Tuż za
mną. Rzuciłem na nich Zaklęcie NiN – odpowiedział – Nie których trzeba
przenieść do Munga, a tych trochę zdrowszych do Skrzydła Szpitalnego w
Hogwarcie – oznajmił.
- Rozumiem. Spójrzmy... O, David, podejdź tu – zwrócił się do blond przyjaciela. Ten podszedł do dowódcy – David, rzuć na siebie Zaklęcie NiN i zabierz tych najbardziej rannych do Munga, a ja z Jackiem i Nicole zabierzemy resztę do Hogwartu – poprosił.
- Zgoda – Wyjął różdżkę, machnął nią krótko i już go nie było. Potterowie także rzucili na siebie to samo zaklęcie i też zniknęli. Zakon z kolei czekał. Ci, którzy się pojawiali zabierali do Munga. David wyczarował kopułę, a potem rzucił zaklęcie, by potem ich deportować w wyznaczone im miejsce. Potem rodzeństwo Potter dawali tym, co są najmniej ranni po świstokliku. Po minucie nikogo już nie było w lesie u podnóża Piekielnego Dworu...
Niedaleko
błoni Hogwartu...
Gdy pojawili się w Zakazanym Lasie, cała trójka zrzuciła z nich zaklęcie, a potem skierowali się do zamku. Będąc w sali wejściowej, zielonooki powiedział:
- Nicole, idź do McGonagall i powiedz jej o sytuacji, a reszta niech pójdzie za mną – powiedział Harry. Poszli schodami do Skrzydła. Gdy przybyli na miejsce Harry powiedział im, by spoczęli na łóżkach, a sam poszedł po pielęgniarkę.
~~*~~
Jeszcze tego samego wieczoru Harry przyszedł do wieży Gryfonów.
- Hasło?
– spytała Gruba Dama.
- Miłość jest jak kwiat. Jeśli nie będziesz o nią dbać zwiędnie – po tych słowach portret się otworzył, a nauczyciel wszedł do pokoju wspólnego. Zobaczył, że jest tu tylko kilkoro Gryfonów – Proszę o uwagę! – zawołał. Zaległa cisza i wszyscy spojrzeli na Pottera.
- Cześć,
Harry! – zawołał Ron.
- Cześć. Czy ktoś widział może Alexa Welsona i Alinę Anderson? Widzę, że ich tu nie ma – spytał rozglądając się.
- Wiem,
gdzie jest Alina – powiedziała Parvati.
- To po nią idź. Mam dla niej niespodziankę – Brązowo włosa poszła na górę do dormitorium dziewcząt. Chwilę potem wróciła z Aliną.
- Witam,
profesorze. Czy coś się stało? – spytała.
- Zaraz ci powiem. Kto wie, gdzie jest Alex Welson? – spytał. Wszyscy milczeli – Nikt? – spytał. Już się odwracał, gdy ktoś nieśmiało się odezwał.
- Panie
profesorze – rozległ się głos jakiegoś drugorocznego.
- Słucham?
-
Widziałem tego nowego Gryfona. Welsona. Szedł korytarzem trzeciego piętra –
powiedział.
- Kiedy?
- Jakieś
dziesięć minut temu – odpowiedział.
- Dziękuję, panie Fox. Alino, idziemy najpierw na trzecie piętro.
Szli w
ciszy ku Skrzydłu Szpitalnemu. Idąc korytarzem trzeciego piętra spotkali
młodego Welsona – Dobrze, że jesteś, Alex. Chodź z nami. Mam dla ciebie i Aliny
niespodziankę – Oboje Gryfonów spojrzeli na siebie zdziwieni i nie mając innego
wyjścia poszli za swoim opiekunem. Harry zaprowadził oboje do Skrzydła
Szpitalnego. Poprowadził ich do jednego z wielu parawanów i odsunął go. Na
łóżku siedziała Julie, czytając Proroka Codziennego. Harry spojrzał na Alinę i
uśmiechnął się na widok jej niedowierzającej miny. Wiedział, że dziewczyna ją
zna, przynajmniej ze zdjęć – Alino, czy znasz tę kobietę? – spytał z lekkim
uśmiechem. W odpowiedzi Alina podeszła powoli do kobiety i spytała z
niedowierzaniem:
- M-mama? To-to ty?! – kobieta spojrzała na nią z uśmiechem na twarzy.
- Alina?
To ty? Wyrosłaś – uśmiechnęła się, zdejmując okulary z nosa – .Coś czułam, że
Jack nie próżnuje przyprowadzając mnie tam, gdzie trzeba i pytając mnie o
ciebie – Alina rozpromieniła się, a łzy popłynęły z jej oczu.
- Cały Jack! Och, mamo! – pisnęła i wtuliła się w nią. Po czym wyprostowała się i spojrzała na zielonookiego i również przytuliła go, mówiąc: – Och, Harry tak się cieszę! Mam u ciebie dług, profesorze!! Dziękuję, dziękuję, dziękuję! – zawołała obcałowując go po twarzy.
- Udusisz
mnie! – jęknął.
- Wybacz – wymamrotała – To z radości – po czym usiadła na krześle obok łóżka matki i zaczęły konwersację między sobą.
- A jaką niespodziankę masz dla mnie? – spytał Alex, przypominając o swojej obecności. W odpowiedzi Harry uśmiechnął się i poprowadził go do łóżka z drugiej strony Sali, zostawiając Alinę oraz jej matkę same sobie dyskutujące o tym, co Alina robiła przez ostatnie lata i jak jej się żyje w Hogwarcie. Gdy dotarli do odpowiedniego łóżka młody druid rozpoznał postać na nim, mimo, że była odwrócona do nich tyłem. Z wrażenia krzyknął tak głośno, że słychać, by było to i w Chinach – CARMEN?!? – ryknął. Jego wrzask zwrócił uwagę każdego, a w szczególności dziewczyny. Blond włosa otworzyła ze strachu oczy i się rozejrzała z przestrachem, siadając na łóżku. Rozglądając się wkoło odetchnęła z ulgą, upewniając się, że jest bezpieczna. Zakryła uszy i powiedziała w złości:
- Ciszej!
Chcecie bym ogłu... – urwała, bo blondyn przytulił ją – Co do.... A-Alex?? –
spytała mało nie tracąc tchu.
- Och, Carmen, jak ja się cieszę, że cię widzę całą i zdrową! Gdyby się ojciec dowiedział...! Harry – spojrzał na swego nauczyciela, na twarzy którego widniał szczery uśmiech – Jak znalazłeś moją siostrę? – spytał Pottera. Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej i odpowiedział:
- Miałem trening u druidów w te wakacje. Wasz ojciec wspomniał mi mimochodem, że ma dwójkę dzieci: Carmen i Alexa, czyli was. Gdy się dowiedziałem, że ty – spojrzał na pannę Welson – jesteś uwięziona w jednym z dworów Riddle'a postanowiłem wszcząć poszukiwania przy najbliższej nadarzającej się okazji. Gdy dostałem list od Elizabeth Pettigrew informujący o porwaniu Jacka byłeś też tam i ty wspomniany, Alexie. Skojarzyłem, że musicie być spokrewnieni i nakazałem odszukać cię – spojrzał na Gryfona z uśmiechem i mrugnął okiem – Postanowiłem cię uratować i przy okazji też i mego brata. - pokazał na Jacka stojącego obok nich. Puchon patrzył na nich swoim spojrzeniem, który mówił sam za siebie. Był szczęśliwy, widząc tak uradowanego przyjaciela. Postanowił wtrącić swoje trzy knuty:
- Harry
włamał się na chwilę do umysłu Voldemorta i dowiedział się, że planuje użyć
jakiejś borni oraz paru więźniów, w tym dwie kobiety. Nie jakiej Julie Anderson
– Jack wskazał na kobietę rozmawiającą z ożywieniem z Aliną po drugiej stronie
Sali – oraz ciebie – pokazał na Carmen.
- Zobaczyłem też miejsce, gdzie przebywacie – wtórował mu Harry – Rozpoznałem te lochy – dodał.
- Jak? –
spytała zaciekawiona Carmen.
- Okazało się, że w nich przebywałem wiele tygodni w te wakacje, gdy byłem torturowany – objaśnił Harry – Postawiłem z Jackiem i Nicole deportować się do Piekielnego Dworu i przy okazji zabrać stamtąd też innych więźniów. Zrobiłem taki mały dowcip swemu Panu – zachichotał. Młodzi Welsonowie wtórowali mu, także się śmiejąc – Jak widzicie udało nam się, gdyż pomogli nam również członkowie Zakon Feniksa. Nicole doradziła mi, bym ich wezwał, bo nie moglibyśmy się wydostać sami – wyjaśnił, drapiąc się po potylicy.
-
Zrobiliśmy dywersję, aby was stamtąd wydostać i przenieść w bezpieczne miejsce
– dodał Jack.
- Och, Harry, dziękujemy! Zrobiłeś nam wielką przysługę. Al, trzeba powiadomić ojca! – poinformowała brata Carmen.
- Ja się
tym zajmę, panno Welson. Mam znajomego w waszym mieście. Już do niego idę – i
wyszedł. Po drodze spotkał Reginę i jej rodzinę.
- Och, Harry, cześć – przywitała się Agnes, uśmiechając się promiennie.
- Cześć,
Agnes. Co tu robicie? – spytał.
- Słyszeliśmy, że Julie Anderson żyje, i że ją uwolniliście – odpowiedziała Regina.
- A skąd
ją znacie? – spytał nieco zaskoczony.
- Roger ją zna – odparła pani Hoof. Spojrzeli na niego, a ten wyjaśnił:
-
Poznałem Julie w Polsce. Zanim ja z Reginą się poznaliśmy chodziliśmy z Julie
do tej samej klasy w szkole licealnej – dodał.
- A gdzie jest ta szkoła? – spytał Potter.
- W
Warszawie stolicy Polski – odparł. Rozmawiając, nie zauważyli, że Regina i
Agnes poszły dalej korytarzem, a Alastor za nimi. Dopiero po ponad minucie
zauważyli ich nieobecność – Harry, gdzie są Regina, Agnes i Alastor? – spytał
Roger. Poszli do najbardziej prawdopodobnego miejsca, gdzie mogliby być. Do
Skrzydła Szpitalnego. I dobrze, że to zrobili, bo Agnes właśnie podeszła do
rodzeństwa Welsonów. Szła jakby była w transie. Stanęli nieopodal nich, gdy
nagle Alastor zdał sobie sprawę, co zaraz nastąpi. Obejrzał się, wołając:
- Agnes zaraz wypowie przepowiednię! – zawołał na całą Salę. Wszyscy spojrzeli najpierw na młodego Hoofa, a potem na jego siostrę. Rzeczywiście panna Hoof wypowiadała te oto słowa:
- "W
momencie pokonania Czarnego Pana przez Wybrańca narodzą się Oni! Półkrwi
zrodzeni, obdarzeni mocą znaną tylko Jemu i jego Oprawcy... Moc ta przejawia
się co trzecie pokolenie w części żeńskiej... Gdy złączą się moce Wybranych i
Dziecka Losu objawi się im moc, która obali Mistrza Mistrzów i jego
podwładnych!" – po tych słowach zachwiała się i upadła nieprzytomna na
podłogę. Reszta, prócz Harry'ego podbiegli do niej. Regina sprawdziła stan
córki. Nic jej na szczęście nie było. Tymczasem Harry usiadł na jednym z
wolnych łóżek, wpatrując się w dal.
- Harry, nic ci nie jest? – spytał Alastor zbliżywszy się do niego. Zielonooki spojrzał na młodzieńca i powiedział:
-
Przepowiednia twojej siostry daje do myślenia. Musimy rozwiązać tą zagadkę i
zinterpretować wszystkie przepowiednie jakie dotąd były wygłaszane przed nami –
oznajmił.
- Chyba masz rację. Najpierw jednak musimy zwołać Zakon – zaproponował.
- Racja – i wyszedł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz