We śnie...
Pojawił się w jakim pustym i ciemnym pomieszczeniu. Czuł czyjąś obecność.
- Kto tu jest? – spytał.
- Spokojnie, Harry – rozległ się czyjś głos. Znał go. Po chwili na lewo od niego pojawiła się postać Syriusza.
- Nic ci tu nie grozi – odezwał się czyjś inny głos z oddali. Nie był zbyt wyraźny i nie mógł poznać czy to kobieta, czy mężczyzna, ale był łagodny. Trochę go uspokajał.
- Jesteśmy z tobą – rozległ się czyjś inny znany mu głos. Również znajomy. Kolejna postać podeszła do niego, ale tym razem ją poznał. Był to James Potter – jego ojciec.
- Wszystko jest w porządku, kochanie. Jesteś bezpieczny – Ponownie odezwał się ten drugi głos. Tym razem zdołał go rozpoznać. Był to kobiecy głos. Obejrzał się. Zobaczył rudą kobietę.
- Mama? – spytał. Kobieta kiwnęła głową – Czy wy... czy wy naprawdę tu jesteście? Czy ja umarłem? – spytał.
- Na chwilę twoje serce stanęło – wyjaśnił.
- Żadne mi pocieszenie – burknął. James i Syriusz wymienili spojrzenia.
- Harry, to był jedyny sposób, by z tobą porozmawiać – odezwał się tym razem Syriusz.
- Nie martw się – Lily zrobiła krok ku synowi, gdyż ten zwiesił głowę ze smutkiem – Twoi przyjaciele robią wszystko, by cię ocalić. Jednak my chcemy ci pokazać coś, o czym powinieneś wiedzieć już od trzech lat – oznajmiła kobieta.
- Nikt ci tego nie pokaże, gdyż tylko Voldemort to widział, a James i Lily byli tego świadkami, ale niestety... – tu Łapa zawiesił głos, ale po chwili dokończył: – umarli i nie mogli tego powiedzieć, bo ty i twój brat byliście za mali na taką wiedzę. Za to ja mogę ci tylko pokazać co było w międzyczasie – wyjaśnił mu Syriusz.
- Ja ci pokażę, jak cię uratowałam – odezwała się Lily.
- To będzie trwało zaledwie dwie sekundy na ziemi, a podróż w czasie tyle ile zechcesz – wyjaśnił James.
- Chcecie mnie przenieść w czasie? – spytał z zaskoczeniem Harry. Cała trójka skinęli jednocześnie głowami – Dobrze. Zróbcie to – powiedział Wybraniec bez zastanowienia. James, Lily i Syriusz jednocześnie pstryknęli palcami i po chwili cały świat zniknął Harry'emu z oczu.
~~*~~
Data: 31 października 1981 roku; Miejsce: kryjówka Glizdogona...
Harry i Syriusz pojawili się przed jakimś małym obskurnym domem. Młody Potter rozejrzał się. Nie znał tego miejsca.
- Syriuszu, gdzie my jesteśmy? – spytał, rozglądając się wokół.
- Jesteśmy przed kryjówką Petera z godzinę przed śmiercią moich przyjaciół. To jest moment, gdy domyśliłem się, że jest szpiegiem. O, zobacz, tam jestem – wskazał podbródkiem na czarnowłosego młodego mężczyznę schodzącego z motoru biegnącego ku domowi. Poszli za nim. Gdy weszli do środka i zobaczyli, że dom wyglądał normalnie. Jak powiedział im Syriusz (Harry'emu, Ronowi i Hermionie) cztery lata temu, nie było śladu walki, a po Pettigrew nie było ani śladu. Tego byli pewni, a młody Łapa właśnie się tego domyślił. Wybiegł jak szalony z domu, a oni za nim. Na podwórku zobaczyli motocykl, na którego młodszy Black wskoczył i wzleciał w niebo.
- Wiesz, Syriuszu, gdy w trzeciej klasie w Hogsmeade "Pod Trzema Miotłami" podsłuchałem rozmowę profesor McGonagall, profesora Flitwicka, Hagrida i ministra Knota dowiedziałem się, że dałeś Hagridowi swój motocykl, i że to on cię ostatni raz widział tamtej nocy – zauważył Harry, na co Black uśmiechnął się i stwierdził:
- I tak było, Harry. Chwyć mnie za ramię – polecił. Młody Potter tak zrobił.
Po chwili byli przed nienaruszonym domem Potterów. Zauważyli jednak coś dziwnego. W oknie na piętrze rozbłysło światło, ale nie takie zwykłe światło lampy czy świecy, ale ZIELONE światło, a potem pojawił się dym o jakimś dziwnym kształcie. Ściana w dziecięcym pokoju Harry'ego wybuchła wraz z nim stłuczona szyba, ale tylko ta część była zrujnowana.
- Syriuszu, to Voldemort! Jego widmo! To już się stało! Moi rodzice NIE ŻYJĄ!! – załkał, przytulając się do niego.
- Harry, spokojnie. Twoi rodzice żyją w twoim sercu. Pamiętaj – powiedział pocieszająco Black.
- Harry – rozległ się głos tuż za nim. Obejrzał się i zobaczył ich oboje.
- Mama! Tata! – krzyknął i podbiegł do nich, po czym przytulił – Ale mi napędziliście stracha – wyszeptał.
- Harry, czy chcesz wiedzieć, co naprawdę się wydarzyło tamtej nocy? – spytała Lily. Wybraniec spojrzał na nich i odparł, uśmiechając się przez łzy:
- Tak. Chcę poznać prawdę – oświadczył.
- Dobrze. Więc trzymaj się, synu – odezwał się James. Znowu cała trójka pstryknęli palcami i ponownie świat rozpłynął się wokół nich i pojawił.
~~*~~
Tym razem pojawili się przy schodach na korytarzu w ich domu. Harry rozejrzał się i uśmiechnął lekko.
- Pamiętam to pomieszczenie. Tu walczyłeś z Voldemortem, tato – Wszyscy troje spojrzeli na siebie zaskoczeni.
Pół godziny później młodzi Potterowie usłyszeli pukanie do drzwi.
- Ja pójdę – powiedziała ta młodsza Lily. Już wstawała, gdy powstrzymał ją mąż.
- Nie, skarbie. Ja otworzę – powiedział pan Potter. Jego głos był trochę zdenerwowany.
- Dobrze, Jami! – odpowiedziała kobieta. Gdy mężczyzna stanął przy drzwiach spytał:
- Kto tam? - na chwile zapadła cisza. Potem rozległ się zimny głos:
- Si vita est mortis aeternae uisio* – młodszego Jamesa zatkało na te słowa, a szczególnie głos. Powoli otworzył drzwi ich domu zobaczywszy nie kogo innego, jak Lorda Voldemorta. Harry'ego to przeraziło.
- Czemu nie uciekasz? – spytał własnego ojca stojącego obok niego. Ten powiedział tylko:
- Wysłuchaj tego, o czym rozmawiałem z Voldemortem, nim mnie zabił – powiedział ze łzami w oczach i nawet na niego nie patrząc. Harry podszedł do Lorda oraz młodszego ojca i wysłuchał rozmowy między nimi...
- Co tu robisz? – spytał niezbyt grzecznie Rogacz.
- Uważaj na to, co mówisz, bo może się to dla ciebie źle skończyć, Jami – powiedział sarkastycznie Czarny Pan naciskając na ostatnie słowo. Czarnowłosy przełknął ślinę – Mam dla ciebie wiadomość. Pewna wieszczka wypowiedziała rok temu przepowiednię o chłopcu, który ma moc pokonania mnie. Jednak mam mały dylemat. Przepowiednia dotyczy dwóch chłopców. Twojego syna i dziecka Longbottomów. Obaj chłopcy urodzili się pod koniec siódmego miesiąca – 'Rzeczywiście. Harry, Jack i Neville urodzili się pod koniec lipca, ale o, co mu chodzi?'. Pomyślał młody Rogacz – A jego rodzice opierali mi się trzykrotnie – kontynuował Lord. - 'Ma rację. Ja i Lily, oraz Alicja i Frank uchodziliśmy z życiem trzy razy Voldemortowi w ciągu ostatniego półtora roku. Ale co, to ma znaczyć?' – Sprawdziłem syna Longbottomów i stwierdziłem, że niema on dostatecznie dużo mocy, by mnie pokonać, więc pozostał twój syn – zakończył.
- Chyba nie myślisz, że ja...? – zaczął Rogacz, ale mu przerwano, bo Lord nie dość, że wszedł do domu wolnym krokiem i zbliżył do mężczyzny dość blisko, ale też powiedział niepokojące zdanie:
- Prawa Ręko, przez te pół roku dałem ci czas do namysłu, by być wolnym od zabijania i torturowania, ale widzę, że żyjesz sobie w dostatku – rozejrzał się po pomieszczeniu i znowu spojrzał na Pottera – Daruję życie tobie, twojej żonie oraz przyjaciołom jeśli zrobisz coś dla mnie – poinformował go Lord. James zrozumiał wreszcie o, co jego panu chodzi. Jego oczy rozszerzyły się do rozmiarów spodków od herbaty.
- Nie! Nie zabiję własnego syna! W życiu! Prędzej umrę niż ci na to pozwolę! Lily, uciekaj!! To ON, uciekaj! – ryknął cofając się i wyciągając różdżkę szykując się do walki.
- Nie? No dobrze. Sam tego chciałeś – I rzucił w niego wiązkę zaklęć. James zrobił unik i także rzucił w niego zaklęcia. Walka stała się nierówna w momencie, gdy Jamesowi została odebrana różdżka. Wynik był z góry przesądzony. Riddle trochę torturował Pottera chcąc go jeszcze przekonać, ale i tak go zabił. A co będzie na piętrze?
- Jak to, tato? Byłeś śmierciożercą, a w dodatku Prawą Ręką Voldemorta?? – zawołał Harry nie wierząc w ani jedno słowo młodszego Jamesa.
- Wybacz, Harry, ale nie miałem wyboru. Były ciężkie czasy – próbował się usprawiedliwić.
- "Były ciężkie czasy"! Phi! – przedrzeźniał go Harry – I ty myślisz, że wasze czasy były ciężkie?? Pomyśl o obecnych! Wiesz, że będziesz dziadkiem? Miałem zamiar was wskrzesić, ale się chyba rozmyśliłem! Jeśli po ożywieniu udowodnisz mi, że jest ci przykro, to może zobaczysz wnuka lub wnuczkę. A teraz idę na górę zobaczyć, jak moja własna matka chroni mnie przed Riddlem! Własnego syna! – zawołał i pobiegł na górę.
- Harry! – załkał James, ale ten nawet się nie obejrzał. Nawet nie zauważyli, że Rogacz płacze. Gdy Harry wszedł do swojego pokoju zobaczył swoją młoda matkę, obejmującą ramionami małego Harry'ego i wypowiadającą dziwne formułki siedząc na tapczanie. Trwało to kilka chwili nim Lord wszedł do pokoju. Lilka wstała, wrzuciła chłopczyka do łóżeczka. Wyciągnęła ramiona na boki i zawołała:
- Nie Harry, tylko nie Harry! – po chwili padła na kolana.
- Odsuń się, głupia... odsuń się, i to już! – Lily popatrzyła na czerwonookiego przez chwilę, a potem wstała, stanęła i powiedziała:
- Nie Harry, błagam, weź mnie zamiast niego – zawołała składając ręce, jak do modlitwy.
- To ostatnie ostrzeżenie, dziewczyno.
- Nie Harry! Błagam... zlituj się... zlituj... Nie Harry! Nie Harry! Błagam... zrobię wszystko – błagała – Poza tym jeśli już chcesz go zabić to po moim trupie! – zawołała w przypływie odwagi.
- Na tobie mi nie zależy, tylko na twoim synu. Jeśli oddasz mi go dobrowolnie, daruję ci życie. Ale jeśli już tak chcesz umrzeć, to twoja prośba jest dla mnie rozkazem... wnusiu – i zanim kobieta choćby zrobiła ruch Lord zawołał – Avada Kedavra! – Lily krzyknęła głośno i chwilę potem upadła martwa.
- Mamo! – krzyknął Harry. Załkał i zakrył oczy.
- Harry – odezwał się głos jego matki zza jego pleców.
- Mamo... – szepnął, oglądając się.
- Spójrz – wskazała podbródkiem na Voldemorta i jego samego w wieku niemowlęcym. Chłopak spojrzał tam i zobaczył, jak Czarny Pan celuje różdżką w małego chłopczyka, mówiąc:
- I pomyśleć, że taki bachor ma moc pokonania mnie. Ale nie dopuszczę do tego, gdyż cię zabiję! – i po raz trzeci w tym domu zabłysło zielone światło – Avada Kedavra! – promień poleciał ku chłopczykowi. Wszyscy patrzyli, jak na zwolniony filmie. Zaklęcie poleciało ku czołu niemowlaka, odbiło się od niego i poleciało w przeciwną stronę, uderzając Lorda Voldemorta w pierś. Usłyszeli przeszywający krzyk i chwilę potem czarownik upadł. Następnie z jego ciała wyleciał dym. Ten sam dym, który Harry widział przed domem i gdy miał 11 lat, w tej ostatniej sali na trzecim piętrze w Hogwarcie. Unosił się teraz w powietrzu jak duch. Spojrzał na chłopczyka i powiedział – Jeszcze się spotkamy dziedzicu Gryffindora i od teraz także Slytherina! Obiecuję ci to! – i poleciał w siną dal.
- Rany! On wiedział, że jestem dziedzicem Gryffindora! Mamo, tato, Syriuszu, chcę wracać do swojej przyszłości. Już dość się na oglądałem – odparł.
- Dobrze, Harry. Idziemy – i ponownie machnęli we trójkę rękoma i dom zniknął. Pojawili się w pustej przestrzeni, gdzie mogli chwile pogadać.
- Harry – odezwał się jego ojciec – Ja chciałem cię przeprosić – zaczął nieśmiało.
- Nie musisz, tato. Już zdążyłem ci wybaczyć, ale coś czuję, że nie powiedziałeś nikomu o tym, co dokładnie się wydarzyło? – spytał Harry.
- No... w zasadzie... to nie wszystkim. Nie powiedziałem tylko Peterowi – odparł.
- Dlaczego? – spytała Lily.
- Dlatego, że on też jest śmierciożercą, a gdyby się dowiedział, że wciąż jestem po jasnej stronie powiedziałby to Voldemortowi. Jednak sam się jakoś o tym dowiedział. Był to jeden z powodów dla, których Riddle mnie zabił – wyjaśnił.
- Mam dla was dobrą wiadomość – odezwał się Wybraniec.
- Jaką? – spytali jednocześnie.
- A taką, że Glizdogon jest po naszej stronie. Zapytajcie się go. Proszę byście mnie teraz odesłali z powrotem – Tak zrobili. Najpierw jednak się pożegnali, a potem odesłali go z powrotem do jego czasów.____________________________________
Od autorki:
* Si vita est mortis aeternae uisio. - oznacza z łacińskiego: Jeśli życie jest wieczne, śmierć to tylko złudzenie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz