Gdy Harry z Severusem zniknęli, Voldemort zaśmiał się głośno. Jego śmiech przyprawiał o ciarki, nawet portrety na ścianach zadrżały na dźwięk jego zimnego śmiechu. Voldemort spojrzał po chwili na Nicole, która cała drżała, stojąc bezradna pośrodku gabinetu modląc się do każdego bóstwa, by Riddle jej nie skrzywdził. Voldemort usiadł za biurkiem, po czym powiedział, jak dla niego uprzejmym głosem:
- Usiądź, córko – nakazał, wskazując na krzesło z dużym oparciem przed biurkiem. Dziewczyna wciąż przerażona usiadła. Ledwo się oparła o oparcie fotela, gdy pojawiły się liny wokół jej nadgarstków u rąk, nóg oraz torsu przytwierdzając mocno do siedzenia, tak, że nie mogła się ruszać. Nicole próbowała się uwolnić, ale liny zacisnęły się mocniej. Voldemort uśmiechnął się w typowy dla siebie sposób i powiedział: – A teraz, moja droga – złączył palce, jak Dumbledore, patrząc w jej czarne oczy, które po nim odziedziczyła – powiesz mi, o co chodziło twojemu bratu, mówiąc o mojej nieśmiertelności, iż wie, jak ją zniszczyć? – spytał. Nicole, wciąż próbując się uwolnić, odparła.
- Nie powiem ci! Poza tym wiążąc mnie łamiesz Kontrakt! – zawołała, szarpiąc się w więzach, które coraz bardziej się wpijały w jej ciało. Po dwóch chwilach więzy opadły, a dziewczyna odetchnęła z ulgą i spojrzała na ojca – W ten sposób nigdy nie osiągniesz swojego celu. Jeśli chcesz coś ode mnie wyciągnąć, to musisz mnie przekonać bez zmuszania mnie. Bez żadnego szantażu, tortur i grożenia mi oraz moim najbliższym. Zresztą i tak tego nie zrobię, cokolwiek mi obiecasz i dasz – oznajmiła.
Mężczyzna patrzył na nią w milczeniu przez dobre pięć minut. W końcu wstał i podszedł do jednej z szafek. Wyjął z niej czarny okrągły medalion i podszedł do Nicole. Wyciągnął ku niej przedmiot ze słowami:
- Wiedziałem, że twoja matka jest z tobą w ciąży, więc przed narodzinami każdego z moich dzieci, co jakiś czas stwarzałem po medalionie. Ten jest dla ciebie – powiedział, unosząc go przed jej oczami. Dziewczyna na chwilę spojrzała na Riddle'a, a potem na medalion. W tym momencie jej umysł jakby zgasł, a źrenice oczu stały się czarniejsze od mroku. Coś jej kazało wziąć go i założyć na szyję. Gdy tylko medalion został nałożony na szyję Nicole, zaczął się zmieniać. Uformował się w piękny kamień księżycowy ze srebrnym łańcuszkiem w kształcie łzy w kolorze niebieskim i złotymi elementami.
Ciało Nicole rozluźniło się. Siedziała nieruchomo w tym samym miejscu, patrząc z lekko zmrużonymi oczami w jakiś punkt.
- Bardzo dobrze. Wykonasz każde moje polecenie, prawda moja droga córko? – spytał.
- Tak, panie – odpowiedziała głucho. Voldemort uśmiechnął się.
- Wspaniale. Więc – tu zasiadł w swoim fotelu za biurkiem i spojrzał na córkę – powiedz mi teraz, co Harry Potter miał na myśli, że wie jak zniszczyć moją nieśmiertelność? – spytał.
- Harry wie o twoich Horkruksach. Wie, jak je zniszczyć – odpowiedziała, jakby była pod wpływem hipnozy czy Imperiusa. Voldemort zaczął chodzić w tą i z powrotem po gabinecie. Po chwili spytał:
- Ile zdołał już zniszczyć? – a jego oczy zalśniły czerwienią.
- Zostały zniszczone już cztery, panie – odpowiedziała.
- Które? – spytał z nie małą paniką w głosie.
- Dziennik, diadem, puchar i medalion, panie – odpowiedziała.
- A po co tak właściwie przyszedł tutaj? – spytał.
- Przyszedł tu, by zabrać Kamień Wskrzeszenia
tkwiący w Pierścieniu Slytherina – odparła.
- Pierścień Slytherina? – powtórzył – Przecież go tu nie było. Zauważyłbym –
oświadczył.
- Był, panie. Był niewidzialny dla ciebie i twoich zwolenników. Albus Dumbledore zaczarował go tak, by był widziany tylko przez niego, a także rodzeństwo Potter. Gdy Harry dotknął go, był już odczarowany i wszyscy go mogą teraz zobaczyć – wyjaśniła.
- Po co mu on? – spytał, drżąc ze wściekłości.
- Potrzebny mu on do Eliksiru Wskrzeszenia. Dzięki niemu i eliksirowi zmarłe osoby, które Harry i jego bliscy wybrali, zostaną przywróceni do życia – wyjaśniła.
Voldemort był już kompletnie zarazem wkurzony jak i przerażony. Trwało to z pół godziny. W końcu powiedział:
- Pójdziesz kominkiem do Dworu Malfoy'ów z tym listem – podał go jej – Pójdziesz prosto do Lucjusza Malfoy'a. Masz zrobić wszystko, co ci powie. Zostań tam, póki cię nie odprawię stamtąd. Zrozumiałaś? – powiedział.
- Tak, panie – odpowiedziała, idąc ku kominkowi z
listem w ręku.
- Gdy Lucjusz zaprowadzi cię do tymczasowego pokoju w swoim dworze, odzyskasz
świadomość. Jednak nie zdejmuj medalionu, zresztą i tak nie będziesz mogła,
gdyż tylko ja mogę to zrobić – tu uśmiechnął się przebiegle – Po odzyskaniu
świadomości będziesz wszystko pamiętać. Teraz idź – Nicole podeszła do kominka,
wzięła garść proszku Fiuu i weszła w płomienie, wołając: – Dwór Malfoy'ów! - i
już jej nie było.
~~*~~
Mijał czas...
Przez całe dwa tygodnie Nicole wciąż i wciąż próbowała zdjąć medalion, ale bez skutku. Ciągle ktoś ją odwiedzał, a raz na dzień Voldek. Czasami zadawał pytania na temat tego, co Harry wie. Raz zapytał kogo chce wskrzesić, ale ona odpowiedziała, że prócz Założycieli i rodziców nie wie kogo. Za każdym razem nie mogła się mu oprzeć, gdy ten zadawał jej pytania lub się zbliżył.
~~*~~
W tym samym czasie w Dolinie Godryka czterej mężczyźni: Harry, Severus, Remus i Peter stali głowa przy głowie nad kociołkiem pełnym mikstury i czekali na to, by Elixir of Resurrection, który był w tej chwili przezroczysty, zmienił się w kolorowe refleksy.
- Harry, teraz twoja kolej. Wypowiedz zaklęcie – powiedział Remus. Harry wyjął z kieszeni kartkę z zaklęciem. Popatrzył na nią chwilę, aż w końcu odchrząknął i powiedział głośno i wyraźnie po katalońsku:
- Tu que ets dels inferns, i també els que elevarà per Elixir de la Resurrection, sortir de l'inframón! Es podrà veure en el fet de que et matin, i els que el van matar amb vostè! Les ànimes dels meus ancestres Faci la seva venjança! Párese als meus peus allà i vèncer el mal del segle! – zawołał. (tł.: "Wy, którzy jesteście ze Świata Zmarłych i także ci, których wskrzeszę poprzez Eliksir Wskrzeszenia, wyjdźcie z Podziemi! Odegrajcie się na tym, który was zabił oraz na tych, którzy poprzez niego zabili was! Na dusze mych przodków dokonajcie zemsty! Stańcie u mych stóp i pokonajcie zło tego stulecia!") Nagle – niespodziewanie rozbłysło jaskrawe światło.
- Uwaga! – zawołał Severus. Wszyscy cofnęli się o kilka kroków. Piwnica była mała, więc stanęli pod ścianami. Sekundę potem rozległo się potężne i ogłuszające:
BUUUUUM!!!!
Mało brakowało, by ściany i jedyne okno w tym pomieszczeniu się rozleciały. Gdy wszystko się uspokoiło i dym opadł. Podeszli do kociołka i spojrzeli na powierzchnię eliksiru. Był kolorowy. Błyszczał i mienił się przeróżnymi kolorami tęczy, a na dodatek był jak powietrze. Wirował jak myśli w myślodsiewni. Ni to gaz, ni to płyn.
- Udało się? – spytał Remus. Harry spojrzał na rysunek w Księdze.
- Tak – odpowiedział.
- Wspaniale! Idziemy po ciała zmarłych osób – zawołał uradowany Peter. Wszyscy się uśmiechnęli, ale natychmiast przestali. Zrobiło się cicho.
- Ciała Lily i Jamesa... – zaczął Remus.
- Są w twoim gabinecie, Harry. W Hogwarcie – wpadł mu w słowo Severus.
- Zapomnieliśmy o nich. Ciała Założycieli i Merlina także tam są – powiedział słabym głosem Harry – Cholera! Idę po nie. Kto idzie ze mną? – spytał.
- Harry, poczekaj chwilę. Teraz nauczycielem Obrony jest Amycus Carrow. To Śmierciożerca i na pewno cię tam nie wpuści – ostrzegł go Snape. Harry westchnął i spytał:
- Severusie, a nie pomyślałeś o zaklęciu NiN? – spytał Potter.
- Rzeczywiście. Więc idę z tobą – oświadczył.
- Pójdziemy wszyscy. Z naszej czwórki tylko Harry potrafi aportować się w
Hogwarcie i tylko on potrafi deportować się stamtąd niezauważony – poinformował
ich Remus.
- Luniek ma rację – wtrącił się Peter – Idźmy wszyscy, by osłaniać resztę.
- Zgoda. Chwyćcie mnie za ramię – nakazał im Potter. Tak zrobili.
~~*~~
Aportowali się w kwaterach Harry'ego obok gabinetu, w którym zapewne był ten Śmierciożerca – Carrow.
- Weźcie ciała za ramiona jedną ręką, a drugą chwyćcie mnie – poinformował ich Wybraniec. Tak zrobili. Martwych ciał było siedem. Czterech mężczyzn i trzy kobiety, w tym jedno małżeństwo. Remus chwycił ciała swoich przyjaciół. Peter chwycił Helgę. Severus Godryka i Merlina. A Harry chwycił jednocześnie Salazara i Rowenę – Teraz chwyćcie sąsiada, a ostatnia osoba mnie – poinformował. Tak zrobili. Zanim ktoś zauważył żadnego z nich już nie było, gdyż praktycznie trwało to kilkanaście sekund.
~~*~~
Gdy znaleźli się z powrotem w domu Potterów, położyli każde ciało na jakiejś powierzchni. Remus natychmiast powiadomił wszystkich przyjaciół, by przyszli do Doliny Godryka i przynieśli ciała innych zmarłych osób, które były wymienione na liście. Wszyscy byli uradowani wiadomością, iż ich bliscy zostaną ożywieni i natychmiast zabrali się do roboty.
Odnalezienie ciał i przyniesienie ich do Doliny Godryka zajęło im z półtorej godziny. W końcu przyszli wszyscy, nawet Percy Levender, Ashe Welson i państwo Evans. Harry tymczasem przyniósł eliksir i postawił go na blacie w kuchni. Wszyscy byli pod wrażeniem kolorem mikstury.
- Percy, czy przywróciłeś im normalną postać? – spytał swego przyszłego Ja.
- Tak, Harry – odpowiedział ten.
- Świetnie. Czy wszyscy są gotowi? – spytał Harry wszystkich.
- Tak – rozległa się zgodna odpowiedź.
- Świetnie. Więc ustalmy jedną rzecz: Żadnych kłótni na temat tego, kto pierwszy zostanie ożywiony. Rozumiemy się? – spytał, patrząc na każde z osobna. Wszyscy skinęli głowami – Dobrze. Pierwszą osobą, którą przywrócę do życia będzie Frank Bryce – oświadczył. Potter podszedł do ciała starca z fiolką eliksiru w ręku i wlał do jego ust jedną kroplę. Chwilę trwało, gdy zaczął nabierać kolorów na twarzy. Gdy otworzył oczy, rozejrzał się – Witamy wśród żywych, panie Bryce – powiedział Harry. Mężczyzna popatrzył na niego z niedowierzaniem i zawołał:
- Widziałem cię na cmentarzu! To ty walczyłeś z tym bladym czarodziejem! – zawołał.
- Ee... Tak. To prawda, panie Bryce, ale to było trzy lata temu. Przywróciłem pana do życia dzięki temu eliksirowi – odparł Potter, pokazując fiolkę – Proszę stanąć teraz gdzieś, gdzie nie będzie mi pan przeszkadzał – poprosił, po czym skierował się do ciała Barty'ego Croucha seniora. Jemu też podał specyfik.
Każdy zmarły dostał go i podobnie reagował. Na końcu dotarł do rodziców. Wlał po kropli do ich ust. Gdy się obudzili nie byli tacy zdziwieni, jak pan Bryce. Wręcz przeciwnie. Gdy tylko się obudzili i zobaczyli Harry'ego przytulili go.
- Ej! A ja to pies?? – zawołał Jack, będąc jak zwykle zazdrosnym o brata. Wszyscy się zaśmiali zgodnie. Lily i James najpierw spojrzeli na Jacka, a potem uśmiechnęli się. Podeszli do szatyna, tuląc go.
- Tak się cieszymy, że was widzimy – powiedział James.
- Dziękujemy wam – dodała Lily ze łzami w oczach. W tym momencie przy oknie zauważyła opartego o ścianę Severusa – O, mój Boże! Sev! – pisnęła Lily i podbiegła do czarnowłosego mężczyzny. Ten ją przytulił.
- Lily! – szepnął, również ze łzami w oczach. Było do przewidzenia, że James chciał go walnąć, ale Harry go powstrzymał kręcąc sprzecznie głową i dając do zrozumienia, by zostawił ich w spokoju.
Przez kilka minut wszyscy się witali, aż w końcu Harry strzelił kilka razy z różdżki, by ich uspokoić.
- Słuchajcie, teraz nadszedł czas by ożywić Założycieli. Niech wszyscy się odsuną – nakazał. Tak zrobili. Harry podszedł do łóżek, gdzie leżały cztery ciała. Zbliżył się do nich.
- Harry, czekaj! – zawołała Lily.
- Co się dzieje? – spytał ten.
- Jack usnął – wyjaśniła.
- Co? – James podbiegł do drugiego syna.
- Tato, mamo – zwrócił się do nich Harry. Ci spojrzeli na niego – Jack jest Przepowiadaczem Snów. Ma teraz sen. Jak się obudzi powie nam proroctwo. Poczekajmy – wyjaśnił Harry.
- Przepowiadacz Snów? – zdziwił się James. Harry kiwnął głową.
- James! Pamiętasz, co powiedziała Regina? – zawołała Lily. James popatrzył na nią bardzo zdziwiony i nie wiedząc, o czym mówi jego żona – Powiedziała, że nasi synowie dostaną pewne dary. Jeden przeżyje śmiertelne zaklęcie, a drugi otrzyma dar przewidywania przyszłości. Będą połączeni ze sobą, a córka będzie ich Strażniczką. Regina wiedziała o tym kilka dni przed ostatnim przybyciem do nas. Miała wtedy wizję – wyjaśniła.
- Faktycznie. To ma sens – powiedział Harry – Otrzymaliśmy te dary i umiejętności. Prawie wszystko się wypełniło – oświadczył.
~~*~~
We śnie...
Jack zobaczył w swoim
śnie czwórkę Założycieli stojących na jakimś pagórku wśród łąk kwiatów, lasów i
jezior. Było tu pięknie, jak z obrazka, gdyby nie fakt, że pojawił się jakiś
nie znany Jackowi mężczyzna. Zbliżył się ku czwórce przyjaciół.
Promieniowała od niego mądrość i potęga. Po chwili stanął tuż przed nimi, ale
swoje słowa przemówił w kierunku Jacka, patrząc wprost na niego:
- Powrócą Założyciele Hogwartu i staną po stronie tej, co kieruje Losem Świata – wyrecytował. Jacka zaskoczył ten tekst. Chciał się już odwrócić, gdy nieznajomy się odezwał: – Jacobie Potterze, zaczekaj. Nie poznajesz mnie? – zapytała postać. Jack popatrzył na niego. Wygląd nie był mu znany, ale głos...
- To ty zawsze ze mną rozmawiasz poprzez inne osoby i pokazujesz mi te wizje oraz recytujesz przepowiednie – zauważył.
- Tak, Jack. Tym razem mam ci do przekazania informacje o tym, co się wydarzy za jakiś czas. Następna przepowiednia będzie dotyczyć kształcenia się i podróży twego brata. Nie mam na myśli, tylko podróży w czasie, ale o kształcenie się w magii wampirzej, druidzkiej, elfickiej, starożytnej i czarnej magii – wyjaśnił.
- Nie bardzo rozumiem.
- Mówię o tym, że powinieneś pozwolić działać samodzielnie twoim barciom. Wkrótce sam staniesz u władzy, ale to za kilkanaście lat. Teraz wracaj do przyjaciół i rodziny, Jacobie. Martwią się o ciebie – powiedziała postać. Zanim Jack się zorientował nagle wszystko zniknęło.
~~*~~
Rzeczywistość...
Jack leżał na sofie świadom tego, że ktoś go bacznie obserwuje. Gdy otworzył oczy, usłyszał czyjeś głosy. Postanowił usiąść. Zobaczył, jak jego brat podaje pierwszej osobie jakąś miksturę. Była to Helga, potem Rowena, następnie Salazar, a na końcu Godryk. Wszyscy patrzyli na nich w milczeniu i oczekiwaniu, co zrobią, gdy się obudzą, jednak Jack nagle przemówił, patrząc wprost na czwórkę Założycieli:
- Powrócą Założyciele Hogwartu i staną po stronie tej, co kieruje Losem Świata – wyrecytował. Wszyscy spojrzeli na niego, a po chwili na czwórkę Założycieli. Ci rozglądali się dookoła. Pierwszy Harry'ego zauważył Slytherin.
- Harry
Potter – powiedział zimnym, prawie takim samym jak Voldemort, głosem.
- Slytherin! – zawołał Godryk.
-
Gryffindor! – warknął Salazar zauważając dawnego przyjaciela.
- Godryk? Salazar? Helga? – to była Rowena. Patrzyła na tego drugiego z przerażeniem w głosie.
-
Godryku, Helgo, Roweno, Salazarze, uspokójcie się! Pamiętacie, co mi
obiecaliście? – spytał Harry, patrząc na nich. Ci najpierw spojrzeli na niego w
milczeniu, a potem zwiesili głowy, po czym odpowiedzieli jednocześnie:
- Tak. Przepraszamy – powiedzieli jednocześnie.
- Zapamiętajcie to i nie kłóćcie się, proszę was. Na początek pogódźcie się i zapomnijcie o dawnych urazach. W dzisiejszych czasach wszystkie domy są pogodzone. Tak, Roweno, nawet dom Slytherinu – nakazał, patrząc na nich błagalnym wzrokiem. Cała czwórka popatrzyli najpierw na Harry'ego, a potem na siebie. W końcu, po jakiejś minucie podeszli po kolei do siebie i przytulili.
- Harry, a
co z Merlinem? – spytał Remus.
- A no rzeczywiście – wymamrotał, spojrzawszy na niego – Dzięki, Remusie za przypomnienie – powiedział i podszedł do ostatniego ciała. Nachylił się nad nim i wlał specyfik do jego ust. Starzec jęknął po chwili, otworzył oczy, zamrugał kilka razy nimi i rozejrzał się.
- Gdzie ja jestem? – spytał.
- Wśród
przyjaciół, mistrzu – odpowiedziała pani Hufflepuff stojąca najbliżej
Harry'ego.
- Helga? Jaki mamy dziś rok? – zadał znowu pytanie, podnosząc się.
- Miałam właśnie o to zapytać młodego Pottera. Harry, który mamy dziś rok? – spytała się go.
- 16 stycznia 1998 roku – odpowiedział.
- O rany! Minęło ponad tysiąc lat! - pisnęła Rowena i mało nie zemdlała. Usiadła w fotelu stojącym za nią, trzymając się za pierś w okolicach serca.
- Pani Ravenclaw, proszę się uspokoić – powiedziała Julie, wyczarowując szklankę, a potem dotknęła jej koniuszkiem palca. Szklanka napełniła się wodą.
- Jak mam się uspokoić, skoro moja jedyna córka nie przyszła mnie pożegnać, gdy umierałam!? – zawołała, płacząc. Dopiero po chwili zdała sobie sprawę co zrobiła pani Anderson – Czy ty... czy ty przed chwilą... napełniłaś tę szklankę wodą... bez różdżki i zaklęcia? – spytała. Ta kiwnęła głową w milczeniu.
- Pani Ravenclaw, może mi pani powiedzieć coś o pani Diademie? – poprosił Harry. Kobieta spojrzała na niego zdziwiona.
-
Diademie? Dlaczego pana to interesuje, panie Potter? – spytała.
- Dlatego, że Lord Voldemort, a dawniej Tom Marvolo Riddle zamienił pani Diadem w swojego Horkruksa – odpowiedział za niego Ron.
- Kim
jest Tom Riddle? – spytał Godryk.
- Zanim odpowiemy na to pytanie, proponuję, by wszyscy, oczywiście prócz osób, które wymienię, wyszli. Więc niech zostaną: Albus, Severus, Ron, Hermiona, Założyciele, Merlin, Parkerowie, moi bracia, a także Ashe, Lily i Huncwoci – wyliczał Harry, patrząc głównie na Salazara. Tak zrobili. Franka Bryce'a trzeba było deportować, bo w końcu był mugolem – A, jeszcze jedno. Albusie, nie wracajcie do Hogwartu – ostrzegł go młody Potter.
-
Dlaczego, Harry? – spytał ten zaskoczony.
- Ee... Dlatego, że... że jest tam... Voldemort. I-i... mianował się dyrektorem – zająknął się i po chwili dodał – Moja siostra jest z nim, zamiast Severusa, by mógł z nami sporządzić eliksir, który was ożywił – odpowiedział wymijająco. Mężczyzna patrzył na młodzieńca współczująco, a jednocześnie był zaniepokojony.
- Harry,
czy masz na myśli moją córkę, Nicole? – spytała pani Potter.
- Tak, Lily. Niestety o niej mówi Harry. A teraz, moi drodzy, chodźcie do mojego domu. Jest tu nie daleko. Harry, niedługo przyjdę – powiedział, spojrzawszy na Wybrańca. Harry skinął głową. Gdy wszyscy wyszli, a zostali tylko ci, których Harry wymienił, poza Dumbledore'em odezwał się czarnooki:
- Potter,
powiedz nam, kim jest Tom Riddle? – spytał Salazar.
- A nie pamiętacie, o czym rozmawialiśmy cztery i pół miesiąca temu? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Założyciele i Merlin patrzyli na niego, aż w końcu Helga zawołała:
-
Salazarze, przecież Tom Riddle II jest twoim dziedzicem! – oświadczyła, po czym
zwróciła się do Harry'ego – Harry, powiedz nam: W jaki sposób możemy go
pokonać? – spytała.
- Helgo, wy nie możecie. Ja mam obowiązek go zabić – zapadło milczenie – Mam nawet pomysł, ale to będzie trudne i musimy kogoś wykorzystać do tego – wyjaśnił.
- Wykorzystać? O, co ci chodzi, Harry? – spytała Hermiona.
- Chyba
wiem, co Harry ma na myśli – wtrącił się Percy. Wszyscy na niego spojrzeli. Ten
podszedł do młodego Pottera-Gryfona i oświadczył – Harry, czy masz na myśli to,
co ja myślę, że ty myślisz, że ja myślę? – spytał zagadkowo. Potter-Gryfon
najpierw na niego spojrzał, następnie zaśmiał się lekko i po chwili uśmiechnął
promiennie.
- Tak, Percy. Właśnie o tym myślę. Teraz jest czas byśmy się połączyli, a raczej zamienili rolami – powiedział. Percy chwile na niego patrzył aż w końcu oświadczył:
-
Niestety. Nie jest jeszcze na to czas, gdyż potrzeba do tego specjalnego
zaklęcia, a nawet rytuału, no i zmieniacza czasu. Poza tym musi się to dokonać
w odpowiednim miejscu i czasie. Więc musisz jeszcze trochę poczekać, Harry –
wyjaśnił Percy.
- Zaklęcie? – spytał Jack.
- Rytuał?
– Zdziwił się Remus.
- Zmieniacz czasu? – Harry był tym nie mało zaskoczony.
- O, co w tym chodzi? – zawołała Lily.
- To bardzo skomplikowane, mamo. Zapomniane zaklęcie. Mistrzu, wyjaśnisz? – poprosił Merlina Percy.
- Oczywiście, Percivaldzie – ten wstał i popatrzył na każdego po kolei – Otóż, kiedyś, gdy byłem bardzo młody, jeszcze młodszy od bliźniaków Potter do naszych czasów przybył ten oto Percivald Nicolas Harold James Levender. Wyjaśnił mi wiele rzeczy na temat przyszłości i losów dwóch potomków różnego pochodzenia na przełomie XX wieku. Mieli pochodzić ze rodów dwóch z czwórki Założycieli Hogwartu. Jeden miał pochodzić z rodu Ignotusa Peverella, a drugi z rodu Salazara Slytherina – wszyscy spojrzeli na Wężowego Języka, ale ten wpatrywał się beznamiętnie na krajobraz za oknem – Bardzo mnie to zaskoczyło, a jednocześnie przeraziło. Sądziłem, że wiedziałem o tym tylko ja. Po kilkunastu latach powiedziałem o tym moim podopiecznym – wskazał na Godryka, Helgę i Rowenę – Lecz w jakiś sposób dowiedział się o tym też i Salazar – wyjaśnił starzec, a czarnowłosy dokończył, jakby ocknąwszy się z transu:
- Dowiedziałem się, że w połowie lat '20-tych XX wieku pojawi się potomek z mojego rodu o dużej mocy, a także pół krwi – westchnął i podszedł powolnym krokiem ku Godrykowi – Nie rozumiałem tego, co było dalej, bo czarna magia tak mną owładnęła, że chciałem w jakiś sposób ostrzec swego potomka, nim umrę. Usłyszałem jeszcze to, że potomek Gryffindora urodzony w drugiej połowie XX wieku ma obowiązek go zabić. Lecz mi się nie udało – westchnął – Nie zdołałem ostrzec Riddle'a, bo reszta Założycieli wygnali mnie z zamku. To był główny powód, że pokłóciłem się z moim najlepszym przyjacielem, gdyż tylko tam mogłem jakoś ostrzec Toma II – tu zwiesił głowę. Harry i reszta patrzyli na niego z wielkim szokiem w oczach i sercach. W końcu Gryffindor podszedł do przyjaciela i powiedział:
- Salazarze, nie wiedziałem, że tak ci na tym zależało – położył dłoń na jego ramieniu. Ten na te słowa spojrzał na niego, w te zielone jasne oczy – Sądziłem, że chcesz zabić nasze rody, posługując się swymi potomkami – oświadczył. Mężczyzna patrzył wciąż na niego.
- Godryku, przepraszam was! – zawołał – Zaślepiła mnie ambicja bycia najpotężniejszym – wyjaśnił, a z jego oczu poleciały łzy.
- Cóż, przyjacielu, co prawda to prawda. Byłeś najpotężniejszym czarnoksiężnikiem, jakiego znałem za naszych czasów, ale i tak tobie nie dorównam w zapale, jaki masz w sobie – powiedział pocieszycielko.
- Jesteś taki dobry dla mnie, a pomyśleć, że to ja cię zabiłem. Wybaczysz mi? – spytał na koniec. Nastała cisza, w której wszyscy stali jak sparaliżowani, czekając na to, co powie Gryffindor. Stali tak z minutę lub dwie. W końcu zielonooki mężczyzna się odezwał:
- Jesteś zakłamanym draniem, Salazarze i z całego serca cię nienawidzę – powiedział złowrogo. Cisza, szok i niepokój wśród zgromadzonych – lecz jednemu z potomków Ignotusa Peverella, czyli memu potomkowi obiecaliśmy, że się nie będziemy kłócić. Za to ty nie przyłączysz się do Voldemorta w zamian za powrót życia i bycie po stronie dobra – oświadczył Godryk z uśmiechem. Ten odetchnął z ulgą.
- Ja też cię nienawidziłem, Godryku, ale uświadomiłem sobie, co czyniłem tysiąc lat temu i okazuję teraz skruchę. Więc proszę cię byś mi wybaczył, przede wszystkim to, że cię zabiłem oraz twoją siostrę, Ginewrę – oznajmił, klękając przed nim na podłodze i składając ręce jak do modlitwy. Ten patrzył na niego nieco zdziwiony – Godryku Gregory Gryffindorze, proszę cię, wybacz mi za wszystko! – zawołał, już płacząc i płaszcząc się przed nim jak sługa. Zielonooki mężczyzna był tak zaskoczony zachowaniem przyjaciela, że nachylił się ku niemu, chwycił za podbródek i powiedział wpatrując się w te dwa czarne ciemne tunele:
- Słyszę w twym głosie skruchę i żal za wszystkie grzechy, jakie popełniłeś. To, co zrobiłeś mnie oraz naszym rodzinom, a w szczególności Rowenie, Ginewrze oraz mojej żonie nie daje ci rozgrzeszenia, ale daje ci szansę, że się zmienisz. Wstań i spójrz na nasze przyjaciółki, a następnie przeproś – poprosił zielonooki. Salazar wstał i spojrzał swymi czarnymi oczami na Helgę i Rowenę. Obie patrzyły na niego wystraszone. Wiedział i widział, że się go boją, ale jeśli udowodni im, że się zmienił pod wpływem ostatniej rozmowy z Potterem-Gryfonem w Komnacie Tajemnic ich przyjaźń powróci. Westchnął i spojrzał na Godryka.
- Dobrze więc. Przepraszam. Przepraszam was za wszystko. Obiecuję, że się zmienię – przyrzekł.
- Dobrze, na razie musi nam to wystarczyć – powiedział Godryk.
- Jakby słyszał siebie – skomentował cicho Albus.
- Wiem, jak pan Slytherin może udowodnić swoją lojalność, Godryku – odezwał się Harry. Teraz wszyscy skupili na nim wzrok.
- Jak? – spytał ten.
- Powiemy Voldemortowi, że przywróciliśmy was do życia – wyjaśnił.
- Zwariowałeś?? – zawołali jednocześnie Jack i Ron. Percy jednak nieodzywał się, gdyż wiedział, co ma na myśli jego przeszły Ja.
- Jaki masz plan, Harry? – spytał Salazar.
- Wiem, że Riddle chce z tobą porozmawiać, więc mu to ułatwimy. Salazarze, co powiesz na to, by przekonać Riddle'a, aby odszedł z Hogwartu i przekazał to stanowisko komuś innemu? Albo ktoś od nas lub wy rządzili Hogwartem – zaproponował.
- To wspaniały pomysł! – zawołała Rowena.
- Dziękuję, pani Ravenclaw – powiedział Harry.
- Och, Harry mów mi po imieniu – powiedziała, uśmiechając się. On też się uśmiechnął i zarumienił lekko.
Jeszcze tego samego wieczoru Harry napisał list do Voldemorta. Brzmiał on tak...