Harry obudził się na czymś miękkim, czując czyjś wzrok na sobie. Gdy otworzył oczy zobaczył rudą głowę. Po chwili zorientował się, że była to głowa jego przyjaciela Rona. Jęknął poruszywszy się.
- Harry, nic ci nie jest? - spytał Ron. Zielonooki odpowiedział dopiero po chwili:
- Nic mi nie jest, tylko trochę boli mnie głowa... - odparł. Na chwilę zapadło milczenie, potem Harry powiedział. - ...Widziałem Założycieli. Przenieśli mnie do swoich czasów i powiedzieli mi o zagrożeniu, które pojawi się za kilkanaście lat i o kolejnym Horkruksie. Jest nim wąż Sami Wiecie Kogo. - wyjaśnił.
- A gdzie on jest? - spytała Hermiona zaskoczona tymi informacjami. Nastało milczenie, podczas którego w umyśle Harry'ego pojawiła się, nie wiadomo jak i skąd, wizja wysokiego budynku Mugolskiej Ambasady w Londynie. Zobaczył jednego z członków Zakonu, Kingsley'a Shackebolta oraz mężczyznę stojącego przy ścianie z wyrazem strachu na twarzy. Przed nim wił się ogromny pyton. - ...Już wiem gdzie jest Nagini!... - zawołał. Wyjął z kieszeni Dwukierunkowe Lusterko i powiedział do niego: - ...Jack, Draco. Mam wieści! - zawołał ku dwóm młodzieńcom w szybie Lusterka. Jednym jasnowłosym, a drugim brązowowłosym, wyglądającym jak on sam.
- O, co chodzi, Harry? - spytali jednocześnie.
- Mugolski premier jest w tej chwili atakowany przez Nagini, węża Sami Wiecie Kogo we własnym gabinecie w londyńskiej Ambasadzie! Idźcie tam i pospieszcie się. Spotkamy się na miejscu. - powiedział na wydechu.
- Już idziemy, Harry. - powiedział Jack. Tak więc Święta Trójca zebrali swoje rzeczy do torebki Hermiony w tym namiot i deportowali się do Londynu.
Londyn...
Na miejscu zastali swoich przyjaciół, w tym Susan i Ernie'go, którzy podróżowali z Jackiem.
- Gdzie Draco? - spytała Hermiona.
- Tu jestem. Witaj, kochanie... - przywitał się pocałowawszy dziewczynę w policzek. - ...Cześć wszystkim.
- Cześć, Draco. - przywitał się Harry. Ron tylko skinął mu głową. Najwyraźniej wciąż czuł do niego urazę.
- Witaj, kochanie. - przywitała się Hermiona z narzeczonym.
- Są wszyscy? Dobra, idźmy, bo premier zaraz nam wykorkuje. - powiedział z sarkazmem Harry.
- A skąd wiesz, że premier Mugoli jest w niebezpieczeństwie? - spytała Susan idąc szybkim krokiem obok Harry'ego.
- Miałem sen, gdzie Założyciele przenieśli mnie do ich czasów... - mówił Harry idąc szybkim krokiem do budynku ambasady. Opowiedział im ze szczegółami o wszystkim, co zobaczył i czego się dowiedział od< każdego z Założycieli. - ...Trzeba od razu znaleźć gabinet premiera. - powiedział na koniec biegnąc do budynku ambasady.
- Wiem, gdzie jest. Czwarte piętro. - zawołał Draco. Gdy tylko znaleźli się w środku ochroniarze natychmiast rzucili się na nich z wrzaskiem.
- Cholera, zapomniałem, że tu nie Ministerstwo Magii. - Harry rzucił się przemykając pod ramionami karków ochroniarzy. Ronowi dosłownie CUDEM udało się wyrwać z ich szponów. Wszyscy w szalonym pędzie rzucili się ku widzie. Po drodze minęli Kingsleya Shackebolta, nawet go nie zauważając.
- Tutaj!... - Draco i Hermiona bezceremonialnie wciągnęli przyjaciół za ciężką kotarę. Wszyscy zamarli, sapiąc jak napaleńcy.
- Przestań mi dyszeć w ucho, jak zboczeniec w słuchawkę! - warknął Ron do Dracona.
- Przepraszam...! - Ochroniarze przebiegli z krzykiem i tupotem obok nich.
- Mamy farta. - sapnął Harry.
- I to cholernego. Zupełnie zapomnieliśmy o tych wykidajłach... - dodał ponuro blondyn. - ...Jesteśmy dopiero na drugim piętrze.
- No to biegnijmy. - Harry wyprysnął zza kotary, a za nim zrobił to samo Draco i reszta. Dotarli na dziwnie opustoszałe czwarte piętro. Żadnych urzędników, petentów, ochroniarzy. Pustka.
- Nie podoba mi się ta cisza. Za pusto tu. - szepnęła Susan, gdy biegli długim korytarzem. Nagły wrzask z ostatniego pokoju potwierdził jej słowa.
- A nie mówiłem?! - zawołał Harry. Cała szóstka z hukiem wpadli do pokoju z plakietką "Premier". Na podłodze leżał drogocenny dywan szenilowy. Pod oknem stało biurko, natomiast w przyległym do okna kącie stał ubrany w elegancki garnitur mężczyzna, który wrzeszczał przeraźliwie. Przed nim wił się i syczał olbrzymi pyton o imieniu Nagini.
- Expelliarmus! - wrzasnął Harry. Nagini odrzuciło na ścianę.
- Kim jesteście?! - krzyknął premier wbijając się w ścianę.
- Ja jestem Batman, a to Superman!... - sarknął poirytowany Malfoy. - ...Razem tworzymy Brygadę RR!
- A to nasi pomocnicy! Proszę uciekać, a nie zadawać zbędne pytania! - dodała Hermiona wyciągając ku wężowi różdżkę. Harry w tym czasie po raz kolejny odrzucił Nagini od premiera. Wąż syczał wściekle, ślepia błyszczały złowrogo, a z kłów kapał jad.
- Ale...
- ŻADNE "ALE"!... - ryknął Harry. - ...Drętwota! - cisnął zaklęciem w mężczyznę, który opadł bezwładnie na ziemię. - ...Draco, przenieś go w bezpieczne miejsce... - odwrócił się do Nagini i z wrzaskiem odskoczył na bok. Wąż zaatakował go plując jadem. Kilka kropel jadu poleciało na koszulkę Harry'ego wypalając w niej dziurę.
- SECTUMSEMPRA! - zawołał Ernie biegnąc z pomocą przyjacielowi smagnąwszy różdżką. Z cielska Nagini trysnęła czarna ciecz, co przypominało krew. Zerwał się wicher. Huk, identyczny jak ten z sierocińca i w Sali Sądowej, wstrząsnął budynkiem. Ciężkie biurko wykonało zgrabny pad na podłogę. Akta rozfrunęły się po pokoju.
- Powtórka z rozrywki?! - krzyknął Percy wpadając niespodziewanie razem z Ślizgonem do gabinetu. Drzwi zamknęły się gwałtownie z trzaskiem tuż za nimi pod wpływem wiatru.
- Percy, co tu robisz?? - dopytywała się Hermiona zauważając go poprzez szalejący wicher.
- Jack mnie wezwał, a Draco przyprowadził tutaj! - odkrzyknął do niej.
- UWAGA! - ostrzegł ich Jack. Z ciała węża tryskała obficie krew. Nagini zwinęła się jak sprężyna, najwyraźniej szykując się do skoku ku Jackowi i Erniemu, którzy stali najbliżej. Obaj padli na podłogę i przeturlali po niej unikając ukąszenia kłów węża.
- DRĘTWOTA! - ryknęli wszyscy w gabinecie. Potężny wrzask i huk omal nie ogłuszył wszystkich. W wirze huraganowego wiatru, rzucającego papierami, pyłem z kominka i drobnymi przedmiotami znad gzymsu, zobaczyli jak z bezwładnego ciała Nagini wyłania się młody gniewny Tom Marvolo Riddle. Najpierw pod postacią widma, a potem zmieniło się ono w ciało. Omiótł ich wszystkich złowrogim spojrzeniem. Nagle jego spojrzenie padło najpierw na Percy'ego, potem na Harry'ego.
- Za co ja cię nienawidzę, Potter?... - zapytał niebywale łagodnie chłopak. - ...Młody, zbuntowany, głupi, naiwny, infantylny i do tego idiota. - zadrwił.
- Pokonałem cię już trzy razy! - wrzasnął Harry przekrzykując wiatr.
- Harry, nie czas na bohaterskie przemowy! - stęknął Draco z trudem dźwigając się na nogi.
- Expelliarmus! - Riddle cisnął niewidzialną siłą w Malfoy'a, który nim walnął z całej siły kręgosłupem o ścianę zawył, po czym mdlejąc upadł na zagraconą wieloma rzeczami podłogę.
- Cholera! NIE! - Harry'ego zalała krew od wewnątrz. Rzucił się ryzykancko bez różdżki w stronę przyjaciela, ale nie zdążył, bo Voldemort machnięciem ręki zamknął go w niewidzialnej pułapce. Harry w niej uwiązł. Kątem oka zobaczył, że reszta przyjaciół także są w niej zamknięci, każdy w oddzielnej. Byli albo nieprzytomni albo ranni, bądź niezdolni do ruchu. Spojrzał z gniewem na Voldemorta. Ten, nie zauważając huraganu i pozrywanych klepek podłogowych wirujących mu nad głową, podszedł leniwie do tłoczącego się bezsilnie chłopaka. Obok głowy śmignął mu kilogramowy metalowy przycisk do papieru.
- Potter, Potter, Potter...- zacmokał z niesmakiem Riddle przeciągając sylaby. Oczy błyszczały mu nienawiścią. - ...Wyglądasz jak szmaciana kukła. Brudna. Obdarta. Bezmózga... - zaszydził z zimną ironią. - ...Nie mówili ci, że to niebezpiecznie walczyć z kimś kilka razy silniejszym od siebie samego? - spytał z drwiącym uśmieszkiem na twarzy.
- Pokonałem cię tyle razy. - wycedził Harry, rezygnując z żałosnej szamotaniny. Brwi Riddle'a podjechały do góry.
- Wiesz co, Potter? Ja cię podziwiam... - Horkruks uśmiechnął się z drwiącą litością. - ...Biedny, naiwny i niedomyślny chłopaku. Nawet nie wiesz jaką żmiję masz w swoim sercu. Namiesza ci to w twoim nędznym życiu. Nawet nie wiesz jak bardzo. - powiedział chichocząc cicho.
- O czym ty mówisz?!
- Jeszcze zobaczysz... - Riddle uśmiechnął się delikatnie. - ...Och, nie kłopocz się z unicestwianiem mnie. Zrobię to za ciebie. - Okręcił się z przerażającym rykiem. W tym samym czasie, gdy się okręcał ktoś krzyknął, ale nie mógł się skupić, gdyż wiatr wciąż wiał. Po niekrótkim czasie klatki rozpłynęły się, a wszystkie przedmioty, które znajdowały się w powietrzu uderzyły w obecnych, którzy wrzasnęli i zwyczajowo stracili przytomność.
Cała siódemka obudzili się gdzie indziej, a konkretniej na Grimmauld Place 12 w Londynie. Każde w innym pokoju. Pierwszy obudził się Jack. Wyszedł ze swojego pokoju i zszedł na dół do salonu, gdzie zobaczył panią Weasley, swoich rodziców, profesor McGonagall i jakąś czarnowłosą kobietę o niesamowicie jasno zielonych oczach i czerwonych pełnych ustach.
Rozpoznał ją. Widział ją u Voldemorta, gdy był uwięziony u niego zanim przybył Harry, by go uratować.
- Co tu robisz? - rozległ się czyjś głos tuż za nim. Obejrzał się i zobaczył Harry'ego, a za nim resztę przyjaciół. Ron stał obok Harry'ego, Susan przy Ernie'm, który stał u szczytu schodów, tam gdzie Hermiona z Draconem.
- Cicho! - syknął zakrywając bratu ręką usta. Za późno. Pani Weasley wyszła z kuchni i spojrzała na nich srogim wzrokiem, ale po chwili jej wzrok złagodniał jak i głos.
- Och, już wstaliście. Jesteście głodni? - spytała łagodnie. Przyjaciele spojrzeli na siebie.
- "Wiecie kim jest ta kobieta?" - spytał Harry w myślach swoich przyjaciół i brata.
- "O kim mówisz?" - spytała Hermiona.
- "O tej kobiecie w kuchni" - odpowiedział zielonooki skinąwszy głową na wyżej zainteresowaną.
- "Nie" - odpowiedzieli zgodnie również w myślach. Tylko Draco i Jack nie odpowiedzieli.
- Dziękujemy, pani Weasley. - odpowiedział za wszystkich Harry, gdy brat odsłonił mu usta.
- Możemy się spytać kim jest ta kobieta? - Ernie wskazał na czarnowłosą kobietę siedzącą przy stole rozmawiającą z dyrektorką Hogwartu popijającą najzwyczajniej w świecie herbatę. W momencie, gdy przekroczyli próg profesorka i nieznajoma zauważyły ich zapraszając do środka. Tak więc weszli. Wzięli po bułce i usiedli przy stole przyglądając się z uwagą nieznajomej.
- Kochani, chciałbym wam przedstawić Sha... - ale McGonagall nie skończyła, gdyż Jack i Draco jej przerwali mówią jednocześnie:
- Shavanne Van Raichand. - powiedzieli jednocześnie, a Draco dodał.
- Jest ona sługą Czarnego Pana. - Wszyscy spojrzeli na nich zaskoczeni, a potem na panią Van Raichand.
- Rozumiem, że Draco ją zna, ale ty skąd ją znasz? - spytał się Harry brata. Jack spojrzał na Wybrańca, a potem na resztę.
- Widziałem ją, gdy zostałem porwany przez Elizabeth Pettigrew. Przybyła wraz z nią. - wyjaśnił. Spojrzał teraz na Draco. Ten odwzajemniając spojrzenie opowiedział swoją wersję, ale dopiero po kilku chwilach.
- W ubiegłe wakacje przyszła do nas z Czarnym Panem. Prowadził jedno z zebrań Śmierciożerców. Musiałem na nim być. Zmusił mnie i zagroził rodzicom. Dał nam wybór. Albo służba u niego albo przebywanie w lochach i tortury aż skonamy. Nie jesteśmy odporni na ból, szczególnie zadany przez Czarnego Pana. Ja i moi rodzice nie jesteśmy już tak odważni i silni psychicznie jak Harry i nie mieliśmy wyboru. Każdy się go bał, nawet mój ojciec,... ale nie Shopie... - tu westchnął teatralnie. - ...Ona jest inna. Podziwia go i wielbi. - wyjaśnił Draco.
- Jaki był temat zebrania? - spytała McGonagall. Draco spojrzał na profesorkę, po czym odpowiedział:
- O jakiejś przepowiedni sprzed lat. - odpowiedział.
- Na temat dziedziców urodzonych na przełomie XX wieku. - bardziej stwierdziła niż zapytała pani Van Raichand. Draco tylko kiwnął głową na nikogo nie patrząc.
- Pani Van Raichand, czy mogę o coś panią spytać? - odezwała się Hermiona.
- Tak, panno...?
- Hermiona Granger, proszę pani. - przedstawiła się.
- Ach, Adi Matrona. Nie miałam zaszczytu poznać cię osobiście. Mów, moja droga. - powiedziała zachęcającym tonem. Dziewczyna speszyła się, gdy usłyszała słowa: "Adi Matrona", ale natychmiast się zreflektowała mówiąc:
- Czy może nam pani powiedzieć kim pani tak właściwie jest? - spytała. Kobieta popatrzyła na nią przez minutę. Po czym odpowiedziała:
- W czasach szkolnych, a dokładniej od czwartej klasy przez trzy lata, byłam przyjaciółką narzeczonej Toma Riddle'a II. Chciałyśmy być aurorkami. Ona mu tego nie powiedziała. Zaręczyli się w szóstej klasie. Postanowili ustatkować się zaraz po szkole. Dwa lata po szkole dowiedział się, że go zdradziłam informując aurorów o jego planach. Był tak wściekły, że rzucił na mnie potężny urok. Za dnia miałam być wężem z ludzkim umysłem i nie mogąca mu się oprzeć i odejść od niego, a wieczorami kobietą z umysłem węża i służącą mu na zawsze. Krótko mówiąc byłam na niego skazana... - wyjaśniła smutno. - ...Tylko on jeden mógł zdjąć zaklęcie. - szepnęła.
- Wężem z ludzkim umysłem? - zdziwił się Ron.
- Tak. - odpowiedziała Shavanne.
- A czy wiadomo jak można zdjąć tę klątwę? - spytała Lily. Shavanne uśmiechnęła się znacząco.
- Widzicie,... - jej uśmiech nie schodził z twarzy. - ...Nie dawno została zdjęta. - odparła chichocząc.
- Co? - pytali jedno przez drugie.
- Jak to? - nie dowierzał Jack.
- W jaki sposób? - spytała Susan.
- Kto to zrobił? - wtórował im Harry.
- Zrobiliśmy to wspólnie. - oświadczył Percy wchodząc jak duch do kuchni.
- Niby w jaki sposób to zrobiliście? - dopytywał się James. Shavanne wraz z Levenderem zachichotali.
- Widzicie, w tamtym gabinecie Harry Potter sprowokował Czarnego Pana, by ze mnie wyszedł. Gdy zemdleliście nie zauważyliście, że moje ciało węża przekształciło się w ciało ludzkie. To ja byłam Nagini... - wszyscy gapili się na nią zszokowani i przerażeni jednocześnie. - ...Jednak nie zabiłeś mnie, Harry Potterze. Ty go sprowokowałeś, by sam się zniszczył, a to wystarczyło bym powróciła do swojej pierwotnej postaci i uwolniła się od niego raz na zawsze. Riddle kazał mi zabić premiera Mugoli. Teraz, gdy nie mam w sobie duszy Toma II mam wolną wolę i duszę. To ja was tutaj przyprowadziłam, gdy byliście nieprzytomni. - wyjaśniła.
- Dlaczego zaatakowałaś premiera Mugoli? - spytał Draco. Wszyscy spojrzeli najpierw na Dracona potem na panią Van Raichand. Ta odpowiedziała:
- Nie kazał mi go zabijać, ale by rzucić na niego Imperiusa. Byłam Riddle'owi całkowicie podporządkowana jako wąż i wykorzystywana jako człowiek. Wykonywałam jego polecenia wbrew swojej woli. - wyznała.
- Jakbyś nie miała wyboru. - skomentował Harry.
- Dokładnie. - przyznała kobieta kiwając głową.