Dwa dni później; Niedziela; Niedaleko morza na południu Anglii...
Jack, Susan i Ernie siedzieli w namiocie gawędząc o Bellatriks Lastrenge. To, jakie jest jej pochodzenie i kim byli jej przodkowie. W pewnym momencie Susan wspomniała o przepięknych medalionie, który widziała u Hermiony, gdy widziała ją ostatnio, wtem nagle Jack zamarł. Ani Susan, ani Ernie przez chwilę tego nie zauważyli póki nie upadł zamknąwszy oczy.
- Jack? – zdziwiła się Susan – Jack, co ci jest? Ernie, coś jest Jackowi? – Blondyn zbliżył się do nich i nachylił nad Potterem. Próbował go obudzić na mugolskie sposoby, a także dzięki zaklęciom. Nic nie skutkowało. Ernie otworzył jego oczy i nagle cofnął się – Ernie, co się stało? – zdziwiła się.
- Już wiem, co mu jest! Już to kiedyś widziałem – spojrzał na przyjaciółkę – Jack jest Przepowiadaczem Snów. Słyszałem o tym od Rona Weasley'a w Hogwarcie zanim wprowadzono rejestr mugolaków – wyjaśnił.
- A co to znaczy? Kim jest Przepowiadacz Snów? – spytała.
- W kilku słowach mówiąc, przepowiadają oni najbliższą przyszłość na dany temat lub sytuację, a także na temat danej osoby. Podobno przepowiadają także jakiś ostateczny kataklizm – wyjaśnił.
- Są medium? – spytała, wpatrując się w przyjaciela.
- Coś w tym stylu – westchnął.
- To... To, co robimy? – zapytała. Ernie myślał przez dłuższą chwilę. Chodził w tą i z powrotem, zastanawiając się co robić. W pewnym momencie sięgnął odruchowo do kieszeni. Nagle go coś olśniło, gdy zobaczył Lusterko Dwukierunkowe.
- Już wiem! Zawiadomimy Zakon Feniksa! Percy Levender! – zawołał do Lusterka. Moment później zobaczył jego twarz.
- Słucham? Och, to ty Ernie. Stało się coś? – spytał, gdy zobaczył jego zdenerwowaną minę.
- Tak. Jack znowu ma proroczy sen – wyjaśnił.
- Rozumiem. Idę do was – oświadczył. W następnej chwili znalazł się obok
nich – Gdzie on jest? – spytał.
- Tu – odpowiedziała Susan, pokazując na śpiącego szatyna. Percy wziął go na ręce i położył na tapczanie.
- Musimy poczekać na jego przebudzenie – powiadomił ich. Nie mieli więc wyboru.
~~*~~
Tymczasem Jack pojawił się w Londynie. Jeśliby się uważniej przyjrzeć znajdował się dokładniej w muzeum archeologicznym. Zobaczył tu portret Merlina. Przyglądając się mu, zauważył coś na jego palcu. Po chwili poznał pierścień. Była to Gwiazda Cienia. Kiedyś czytał o nim w "Historii Hogwartu" oraz o magicznych artefaktach. Nieopodal niego stał Merlin we własnej osobie oraz Percy Levender. Wraz z Merlinem patrzyli na różne eksponaty. Merlin kładł swój pierścień w jednej z gablot. Nagle otoczenie się zmieniło, a potem powróciło. Jakaś ciemna postać z kapturem na głowie stała w tym samym miejscu, co chwile wcześniej Percy. Sięgała po pierścień, ale Jack zawołałby tego nie robił. Postać spojrzała wprost na niego i wyrecytowała to oto słowa:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona – wyszeptała – Potter – dodała – Wracaj i ostrzeż, Levendera przed Tomem Riddlem I – powiedziała postać. Jacka to zdziwiło. Moment potem wrócił do namiotu.
~~*~~
Namiot...
Susan trwała przy Jacku, jak przy chorym. Była godzina około 15:37. Prawie zasnęła, gdy usłyszała szelest. Ocknęła się z pół snu.
- Jack? – spytała nachylając się nad nim, gdy zauważyła, że się budzi – Jack! Obudziłeś się! Percy! Ernie! Jack się budzi! – krzyknęła na cały namiot. Obaj podeszli do nich, również się nachylając nad piwnookim – Jack, otwórz oczy – prosiła.
- Czekaj. Musi wypowiedzieć przepowiednię – oświadczył Percy.
- Jak to? – spytała.
- Przepowiadacze Snów tak robią – wyjaśnił Ernie.
- Wygłaszają przepowiednie po odzyskaniu przytomności, ale w transie – wyjaśnił Percy. We trójkę czekali na to, by Potter-Puchon otworzył oczy. Czekali około minuty aż w końcu Jack jęknął i otworzył szeroko oczy, po czym wyrecytował:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona – powiedział. Zapadło milczenie, które trwało kolejną minutę.
- Jack – odezwał się Percy – Co widziałeś? – spytał, gdy pstryknął mu przed oczami. Ten spojrzał na niego i odpowiedział:
- Widziałem Merlina i ciebie. Brałeś jego pierścień w muzeum archeologicznym w Londynie! – zawołał. Percy myślał przez chwilę, aż w końcu oświadczył:
- To ostrzeżenie dla mnie – powiedział, prostując się – Mam przeszkodzić Riddle'owi w skradzeniu go przez Toma II – szepnął chodząc w tę i z powrotem po namiocie – Muszę powstrzymać go od wykradzenia go z tego muzeum i uratować wujostwo – moment potem zniknął z ich pola widzenia. Ernie, Susan i Jack patrzyli w miejsce, gdzie stał przed chwilą Percy. Pierścień? Muzeum archeologiczne? Co to ma znaczyć?
Tymczasem Percy deportował się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa, by poinformować resztę członków o tym, co usłyszał od Jacka i o kolejnej jego przepowiedni. Napisał też list do Rogera z tą wiadomością i by jak najszybciej zawiadomić Reginę.
~~*~~
Niedługo potem... Londyn...
Rodzina Dursley wychodziła z kina nieświadomi tego, co miało się zaraz zdarzyć. Rozchichotani szli ulicą w kierunku muzeum archeologicznym, rozmawiając o filmie, który właśnie obejrzeli.
- Alice była taka odważna – rozmarzyła się Petunia.
- Tak, masz rację, ale nie powinni puszczać takich filmów dzieciom – mówił Vernon.
- Ale tato! Ten film jest od 16 lat, więc mogę go oglądać! – oburzył się Dudley.
- Daj spokój, Vernon. Nasz synek staje się dorosły, więc daj mu oglądać takie filmy – oświadczyła zatroskana jego żona.
- No dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz ich oglądał ze mną. Nie lubię takich filmów. Poszedłem z wami tylko dlatego, że nie miałem dziś nic do roboty – oświadczył mężczyzna znudzonym tonem – Poza tym mam dla was niespodziankę – powiedział, lekko się uśmiechając.
- Jaką? – dopytywał się Dudley.
- Zobaczycie – odparł tajemniczo. Szli kilka minut, aż dotarli do pewnego budynku. Napis nad drzwiami brzmiał:
Muzeum
archeologiczne
- Jak
żyli Egipcjanie? Co to są piramidy? Ile miały metrów? Ilu było faraonów? Jakich
bogów czcili? Zapraszam! Tylko tutaj! Nigdzie nie zobaczycie takich cudów! –
mówił facet przed wejściem zachęcając przechodniów do wejścia i obejrzenia.
- Rany, tato! To jest super! Wejdźmy tam! – zawołał Dudley, prowadząc ojca do muzeum. Ledwo przeszli dwa kroki, gdy rozległy się trzaski i huki.
- Co się
dzieje? – zdziwił się Vernon.
- Nie wiem, ale uciekajmy stąd, zanim nas ktoś zobaczy – zaproponowała Petunia. Za późno. Rozbłysło czerwone światło. Pech chciał, że trafiło w Petunię. Pod wpływem zaklęcia krzyknęła.
- Mamo! – krzyknął Dudley.
- Petunio! – przeraził się Vernon. Obaj rzucili się ku kobiecie.
- Nie ruszać się! – zawołał jakiś mężczyzna za nimi. Vernon obejrzał się i spostrzegł wysokiego mężczyznę około 30-stki. Jego twarz zakrywał kaptur. Trzymał w ręku... RÓŻDŻKĘ! I celował w nich!
- O, rety! Czy ty... czy ty jesteś czarodziejem? – spytała Petunia, zauważywszy magiczny przedmiot i przyjrzawszy się mężczyźnie.
- Tak. A wy to kto? – spytał ten. Vernon i Petunia spojrzeli na siebie. Petunia spojrzała ponownie na czarnowłosego i zanim zorientowała się, kim on jest ktoś się odezwał z kąta:
- Ja was znam – szepnął – To wy jesteście krewnymi Harry'ego Pottera – oświadczył z błyskiem w oku nieznajomy. Petunia zlokalizowała głos w kącie i rozszerzyła oczy z przerażenia, zauważywszy czerwone iskry w oczodołach postaci, która zbliżała się ku nim. Twarz kobiety pobladła.
- O, nie... Nie... NIE! – krzyknęła – To ty zabiłeś moją siostrę! Ty zabiłeś Lily! – krople łez zaczęły szklić się w jej czarnych oczach. Była jednocześnie, i przerażona, i wściekła – To ty jesteś tym czarnoksiężnikiem! Ty jesteś Lord Voldemort! Morderca Potterów! – zawołała.
- Czego chcesz od nas?! Nic ci nie zrobiliśmy! – zawołał Vernon.
- Czego chcę? Od was nic, ale ten budynek ma pewną cenną rzecz, którą chcę mieć i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Wy jesteście tylko przypadkowymi ofiarami, ale i tak nie odejdziecie stąd, bo umrzecie, jak Potterowie – oświadczył uśmiechając się pod nosem.
- "Przypadkowymi ofiarami"?! – przedrzeźniała go Petunia – Też mi coś! Twoje ofiary nie są przypadkowe! – zawołała, nagle nabierając odwagi.
- Petunio, nie prowokuj go. On jest niebezpieczny – uspakajał ją mąż dziwnym głosem, który wcale do niego nie pasował.
- Zawsze dobierasz swoje ofiary perfekcyjnie! – drążyła temat pani Dursley, wcale nie zwróciwszy uwagi na męża, robiąc krok ku czarnoksiężnikowi – Lily, James i Harry nie byli przypadkowi. Harry jest tym, który ma cię pokonać Najczystszą Magią, jaka istnieje!! – chwilę potem wyjęła... różdżkę?! – Vernon, odsuń się i zabierz stąd Dudley'a! – zawołała, robiąc kolejny krok. W jej oczach było widać iskry wściekłości i złości, a także determinacji. Jej mąż i syn nigdy nie widzieli Petunii w takim stanie. Zachowywała się, jak Harry, gdy walczył z kimś jego pokroju.
- Skarbie, co ty robisz? – spytał z przerażeniem jej mąż, cofając się lekko.
- Mam
zamiar z nim walczyć – oświadczyła, a w jej oczach pojawiły się iskry
szaleństwa – Nie powiedziałam ci jednej rzeczy o mnie, Vernon – zwróciła się do
męża – Nie tylko moje rodzeństwo czyli: Lily, Aurelia i Aidrene są
czarodziejami, ale... także i ja. Zauważyłeś, że nie spotykaliśmy się w moim
czy twoim mieście w czasie szkolnym, gdy skończyłam czternaście lat? – ten
pomyślał przez chwilę, aż w końcu przyznał jej rację – Odkąd skończyłam
jedenaście lat zaczęłam chodzić do Hogwartu razem z moim rodzeństwem. Po dwóch
latach dołączył do nas mój brat. Postanowiłam po szkole zostać aurorką, ale
pamiętałam pewną rzecz, której nie znosiłam zarówno w Lily, jak i – jak i w
Aidrene'ie. Pokłóciliśmy się w szkole, ale i tak wstąpiłam do Zakonu Feniksa ze
względu na moje rodzeństwo i Jamesa oraz Harry'ego. Kochałam swoje rodzeństwo
prawie tak samo, jak Harry'ego, Jacka i Nicole. Postanowiłam w końcu
zrezygnować z pracy w magicznym świecie i wrócić do ciebie. Jestem tą samą
kobietą, którą poznałeś w wakacje na obozie, ale bałam się. Bałam się, iż mnie
odtrącisz za to, kim się urodziłam. Wszystko, co o mnie wiesz, jest prawdą,
prócz faktu, że znam się na magii i czarach – wyjaśniła ze łzami w oczach.
- Och,
Petunio – wyszeptał mężczyzna.
- Przez te lata chroniłam ciebie, Dudley'a i Harry'ego nim skończyli jedenaście lat. Musiałam się zachowywać, jak podła siostra, która nienawidzi Lily. Zataiłam przed własnym siostrzeńcem, że ma rodzinę w magicznym świecie, byście niczego nie podejrzewał oraz Zakon Feniksa. Tylko Albus Dumbledore znał prawdę. Czy mi wybaczysz? – zwiesiła głowę. Vernon podszedł do żony i objął ją.
- Tak, skarbie. Wybaczam – odparł.
- Wszystko będzie dobrze, moi drodzy. Zmierzę się z nim, póki nie przybędzie Zakon – oświadczyła. Usłyszawszy to, Voldemort zaśmiał się.
- Ty chcesz się ze mną mierzyć, Dursley? – Riddle ponownie wybuchnął zimnym śmiechem. Petunia zmrużyła oczy, spojrzawszy na czarnoksiężnika – Nie dorównasz mi – znowu się zaśmiał. Nagle czerwony promień poleciał w jego kierunku. W tym samym momencie Petunia powiedziała do Vernona:
- Kochanie, masz – rzuciła w jego kierunku Lusterko Dwukierunkowe – Skontaktuj się z Remusem Lupinem. Szybko. Powiedz mu gdzie jesteśmy i co się tu dzieje. Spójrz w Lusterko i wypowiedz jego imię oraz nazwisko i odsuńcie się. Ja zajmę się tym durniem – wyjaśniła.
- Dobrze, skarbie – mężczyzna wykonał jej polecenia. Najpierw stanąwszy z synem, jak najdalej od walczących, potem powiedział do Lusterka: – Remus Lupin – chwilę potem w szybie Lusterka pojawiła się twarz Remusa.
- Petunia,
co...? Kim pan jest? – spytał, widząc Vernona.
- Czy pan Lupin? – zapytał Vernon.
- Tak,
to ja. Pan jest wujem Harry'ego? – upewnił się wilkołak.
- Tak. Nazywam się Vernon Dursley i jestem mężem Petunii, siostry Lily Potter, matki Harry'ego. Mamy kłopoty. Jesteśmy w muzeum archeologicznym w Londynie. Tutaj jest ten czarnoksiężnik, Voldemort i walczy z moją żoną – powiedział chaotycznie.
- Och! Nie do wiary! Już idziemy do was – zakomunikował i zniknął z szyby. W tym momencie znowu odezwał się czarnoksiężnik:
- Niezła jesteś, Dursley – stwierdził Riddle, gdy kobieta rzuciła tarczę, a potem następne zaklęcie i osłaniając się przed zaklęciem niewerbalno-bezróżdżkowym.
- Nie ruszajcie się z miejsca! – zawołała Petunia do męża i syna. Vernon zauważył, że Riddle rozglądał się dookoła. Widać było, że czegoś szuka. Jego wzrok szalał obłędnie wokół pomieszczenia, jednocześnie walcząc. Było to zadziwiające widowisko. Przybyła policja, ale Vernon prosił, by zostali na zewnątrz i nie interweniowali, cokolwiek by usłyszeli czy zobaczyli.
Tymczasem Petunia była zmęczona. Wiedziała, że nie mogła nic sama zdziałać, gdyż od ostatniej prawdziwej walki między czarodziejami minęło kilkanaście lat, zwłaszcza przeciw takiemu doświadczonemu czarodziejowi, jak Lord Voldemort. Wtem do bladego mężczyzny podszedł młodzieniec w czarnej szacie i białej masce na twarzy.
- Panie, nie znalazłem pierścienia w biżuteriach faraonów, ani ich potomkach. Gdzie mam teraz szukać? – zapytał, jednocześnie kłaniając się. Wyglądał na niewiele starszego od Dudley'a. Vernon zauważył, iż włosy młodzieńca były kasztanowe i krótkie. Oczy połyskiwały brązowym blaskiem.
- TY IMBECYLU!! – zaklął Voldemort – Od czego masz mózg?? – warknął, po czym westchnął i powiedział nieco spokojniejszym, jak dla niego, tonem – Zacznij od tego miejsca. Jeśli nie znajdziesz Pierścienia to przejdź do sali za tamtymi drzwi – wskazał na drewniane drzwi, które były po jego prawej stronie.
- Tak jest, panie – powiedział, kłaniając się.
- Riddle, o jakim Pierścieniu mówisz? – spytała Petunia. Mężczyzna zareagował, niespodziewanie rzucając zaklęcie Cruciatusa. Kobieta równie natychmiast się obroniła rzucając zaklęcie Cortbolla. Nagle pojawiła się fioletowa kopuła wokół niej i jej rodziny. Petunię zdziwił fakt iż czarnoksiężnik cofnął zaklęcie. Cofnął się także o dwa kroki, jednocześnie upuszczając różdżkę – Coś tak zbladł, Riddle? Czemu nie walczysz? Och, rozumiem – zachichotała i dodała: – Kiedyś widziałeś już to zaklęcie. Zastanawiam się, kto ci je pokazał, bo na pewno nie twój pan, Czarny Lord – oświadczyła, naśmiewając się z niego. Riddle dopiero po minucie zareagował. Zmrużył oczy ze złości, które zalśniły czerwienią.
1 komentarz:
Świetny rozdział!! Nawet wzroku nie oderwałam czytając go!
Niestety taki mój zwyczaj, że piszę krótkie komentarze.. więc i tak jest dziś.... ( wiadomo dlaczego: nauka)
Pozdrawiam,
Gosia
Prześlij komentarz