Moja lista przebojów 2

3 listopada 2013

Rozdział 20 (57) - Przepowiednia Jacka i wyjaśnienia Petunii

Klik

Dwa dni później... Niedziela... Niedaleko morza na południu Anglii...
          Troje młodych Puchonów siedzieli w namiocie gawędząc tym razem o Bellatrix Lastringe. To jakie jest jej pochodzenie i kim byli jej przodkowie. W pewnym momencie Susan wspomniała o przepięknych pierścieniach jakie nosi na co dzień, gdy nagle Jack zamarł. Ani Susan ani Ernie przez chwilę tego nie zauważyli puki nie upadł.
- Jack?... - zdziwiła się Susan. - ...Co ci jest? Jack... Ern, coś jest Jackowi?... - Blondyn zbliżył się do nich i nachylił nad Potterem. Próbował go obudzić na mugolskie sposoby, a także dzięki zaklęciom. Nic nie skutkowało. Ernie otworzył jego oczy i nagle cofnął się. - ...Ernie, co się stało? - zdziwiła się.
- Już wiem co mu jest! Już to kiedyś widziałem... - spojrzał na przyjaciółkę. - ...Jack jest Przepowiadaczem Snów. Słyszałem o tym od Rona Weasley'a w Hogwarcie zanim wprowadzono rejestr mugolaków. - wyjaśnił.
- A co to znaczy? Kim jest Przepowiadacz Snów? - spytała.
- Mówiąc w kilku słowach przepowiadają oni najbliższą przyszłość na dany temat lub sytuację, a także na temat danej osoby. Podobno przepowiadają także jakiś kataklizm. - wyjaśnił.
- Są medium? - spytała wpatrując się w przyjaciela.
- Coś w tym stylu. - westchnął.
- To... To co robimy? - zapytała. Ernie myślał przez dłuższa chwilę. Chodził w tą i z powrotem zastanawiając się co robić. W pewnym momencie sięgnął odruchowo do kieszeni. Nagle go coś olśniło, gdy zobaczył Lusterko Dwukierunkowe.
- Już wiem! Zawiadomimy Zakon Feniksa! Percy Levender! - zawołał do Lusterka. Moment później zobaczył jego twarz.
- Słucham? Och, to ty Ernie. Stało się coś? - spytał, gdy zobaczył jego zdenerwowaną minę.
- Tak. Jack znowu ma proroczy sen. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Idę do was... - oświadczył. W następnej chwili znalazł się obok nich - ...Gdzie on jest? - spytał.
- Tu. - odpowiedziała Susan pokazując na śpiącego szatyna. Percy wziął go na ręce i położył na tapczanie.
- Musimy poczekać na jego przebudzenie. - powiedział tylko. Nie mieli więc wyboru.

~~*~~

Tymczasem Jack...
          Pojawił się w Londynie. Jeśli by się uważniej przyjrzeć znajdował się dokładniej w muzeum archeologicznym. Widział tu Merlina i coś na jego palcu. Po chwili poznał go. Była to Gwiazda Cienia. Kiedyś czytał o nim w "Historii Hogwartu" oraz o magicznych przedmiotach. Nieopodal stał przyszłe Ja jego brata. Wraz z Merlinem patrzyli na różne eksponaty. Merlin kładł swój pierścień w jednej z gablot. Nagle otoczenie się zmieniło, a potem powróciło. Jakaś ciemna postać z kapturem na głowie stała w tym samym miejscu, co chwile wcześniej Percy. Sięgała po pierścień, ale Jack zawołał by tego nie robił. Nagle postać spojrzała na niego i wyrecytowała to oto słowa:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona... - wyszeptała. - ...Potter... - dodała. - ...Wracaj i ostrzeż, Levendera. - powiedziała postać. Jacka to zdziwiło. Moment potem wrócił do namiotu.

~~*~~

Namiot...
          Susan trwała przy Jacku jak przy chorym. Była godzina około 15:37. Prawie zasnęła, gdy usłyszała szelest. Ocknęła się z pół snu.
- Jack?... - spytała nachylając się nad nim, gdy zauważyła, że się budzi. - ...Jack! Obudziłeś się! Percy! Ernie! Jack się budzi!... - krzyknęła na cały namiot. Obaj podeszli do nich również się nachylając nad piwnookim. - ...Jack, otwórz oczy. - prosiła.
- Czekaj. Musi wypowiedzieć przepowiednię. - oświadczył Percy.
- Jak to? - spytała.
- Przepowiadacze Snów tak robią. - wyjaśnił Ernie.
- Wygłaszają przepowiednie po odzyskaniu przytomności, ale w transie. - wyjaśnił Percy. We trójkę czekali na to, by otworzył oczy. Czekali około minuty aż w końcu Jack jęknął i otworzył szeroko oczy, po czym wyrecytował:
- Zostanie skradziony Pierścień Merlina przez przyszłego Ja Pottera-Gryfona. - powiedział. Zapadło milczenie, które trwało kolejną minutę.
- Jack,... - odezwał się Percy. - ...Co wiedziałeś? - spytał, gdy pstryknął mu przed oczami. Ten spojrzał na niego i odpowiedział:
- Widziałem Merlina i ciebie. Brałeś jego pierścień z muzeum archeologicznego w Londynie! - zawołał. Percy myślał przez chwilę aż w końcu oświadczył:
- To ostrzeżenie dla mnie... - powiedział prostując się. - ...Mam przeszkodzić Riddle'owi... - szepnął chodząc w tą i z powrotem po namiocie. - ...Muszę powstrzymać go od wykradzenia go z tego muzeum i uratować wujostwo. - moment potem zniknął z ich pola widzenia. Ernie, Susan i Jack patrzyli w miejsce, gdzie stał przed chwilą Percy. Pierścień. Muzeum archeologiczne? Co to ma znaczyć?
          Percy deportował się do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa, by poinformować resztę członków o tym, co usłyszał od Jacka i o kolejnej jego przepowiedni. Napisał też list do Hoofów z tą wiadomością i by jak najszybciej zawiadomić Reginę.

~~*~~

Niedługo potem... Londyn...
          Pewna rodzina wychodziła z kina nieświadomi tego, co miało się zaraz zdarzyć. Rozchichotani szli ulicą w kierunku muzeum archeologicznego rozmawiając o filmie, który właśnie obejrzeli.
- Alice była taka odważna. - rozmarzyła się Petunia.
- Tak, masz rację, ale nie powinni puszczać takich filmów dzieciom. - mówił Vernon.
- Ale tato! Ten film jest od 16 lat, więc mogę go oglądać! - oburzył się Dudley.
- Daj spokój, Vernon. Nasz synek staje się dorosły, więc daj mu oglądać takie filmy. - oświadczyła zatroskana jego żona.
- No dobrze, ale pod warunkiem, że nie będziesz ich oglądał ze mną. Nie lubię takich filmów. Poszedłem z wami tylko dlatego, że nie miałem dziś nic do roboty... - oświadczył mężczyzna znudzonym tonem. - ...Poza tym mam dla was niespodziankę. - powiedział lekko się uśmiechając.
- Jaką? - dopytywał się Dudley.
- Zobaczycie. - odparł tajemniczo. Szli kilka minut aż dotarli do pewnego budynku. Napis nad drzwiami brzmiał:

Muzeum archeologiczne

- Jak żyli Egipcjanie? Co to są piramidy? Jak duże one były? Ilu było faraonów? Jakich bogów czcili? Zapraszam! Tylko tutaj! Nigdzie nie zobaczycie takich cudów! - mówił facet przed wejściem zachęcając przechodniów do wejścia i obejrzenia.
- Rany, tato! To jest super! Wejdźmy tam! - zawołał Dudley prowadząc ojca do muzeum. Ledwo przeszli dwa kroki, gdy rozległy się trzaski i huki.
- Co się dzieje? - zdziwił się Vernon.
- Nie wiem, ale uciekajmy stąd zanim nas ktoś zobaczy. - zaproponowała Petunia. Za późno. Rozbłysło czerwone światło. Pech chciał, że trafiło w Petunię. Pod wpływem zaklęcia krzyknęła.
- Mamo! - krzyknął Dudley.
- Petunio! - przeraził się Vernon. Obaj rzucili się ku kobiecie.
- Nie ruszać się! - zawołał jakiś mężczyzna za nimi. Vernon obejrzał się i spostrzegł wysokiego mężczyznę około 30-stki. Jego twarz zakrywał kaptur. Trzymał w ręku... RÓŻDŻKĘ! I celował do nich!
- O, rety! Czy ty... czy ty jesteś czarodziejem? - spytała Petunia zauważywszy magiczny przedmiot i przyjrzawszy się mężczyźnie.
- Tak. A wy to kto? - spytał Ten. Vernon i Petunia spojrzeli na siebie. Petunia spojrzała ponownie na czarnowłosego i zanim zorientowała się kim on jest ktoś się odezwał z kąta:
- Ja was znam. To wy jesteście krewnymi Harry'ego Pottera. - oświadczył z błyskiem w oku nieznajomy. Petunia zlokalizowała głos w kącie i rozszerzyła oczy z przerażenia zauważywszy czerwone iskry w oczodołach postaci, która zbliżała się ku nim. Twarz kobiety pobladła.
- O, nie... Nie... Nie!... - krzyknęła. - ...To ty zabiłeś moją siostrę! Ty zabiłeś Lily!... - krople łez zaczęły szklić się w jej czarnych oczach. Była jednocześnie i przerażona, i wściekła. - ...To ty jesteś tym czarnoksiężnikiem! Ty jesteś Lord Voldemort! Morderca Potterów! - zawołała.
- Czego chcesz od nas?! Nic ci nie zrobiliśmy! - zawołał Vernon.
- Czego chcę? Od was nic, ale ten budynek ma pewną cenną rzecz, którą chcę mieć i nikt mi w tym nie przeszkodzi. Wy jesteście tylko przypadkowymi ofiarami, ale i tak was nie wypuszczę. - oświadczył uśmiechając się pod nosem.
- "Przypadkowymi ofiarami"?!... - przedrzeźniała go Petunia. - ...Też mi coś! Twoje ofiary nie są przypadkowe! - zawołała nagle nabierając odwagi.
- Petunio, nie prowokuj go. On jest niebezpieczny. - uspakajał ją mąż dziwnym głosem, który wcale do niego nie pasował.
- Zawsze dobierasz je perfekcyjnie!... - drążyła temat pani Dursley. - ...Lily, James i Harry nie byli przypadkowi. Harry. Jest. Tym. Który. Ma. Cię. Pokonać. Najczystszą. Magią. Jaka. Istnieje!!... - chwilę potem wyjęła... różdżkę?! - ...Vernon, odsuń się i zabierz stąd Dudley'a! - zawołała wstając. W jej oczach było widać iskry wściekłości i złości, a także determinacji. Jej mąż i syn nigdy nie widzieli Petunii w takim stanie. Zachowywała się jak Harry, gdy walczył z kimś jego pokroju.
- Skarbie, co ty robisz? - spytał z przerażeniem jej mąż.
- Mam zamiar z nim walczyć... - oświadczyła, a w jej oczach pojawiły się iskry złości. - ...Nie powiedziałam ci jednej rzeczy o mnie... - zwróciła się do męża. - ...Nie tylko moje rodzeństwo czyli: Lily, Aurelia i Aidrene są czarodziejami, ale... także i ja. Zauważyłeś, że nie spotykaliśmy się w moim czy twoim mieście w czasie szkolnym, gdy skończyłam czternaście lat?... - ten pomyślał przez chwilę aż w końcu przyznał jej rację. - ...Odkąd skończyłam jedenaście lat zaczęłam chodzić do Hogwartu razem z moim rodzeństwem. Po dwóch latach dołączył do nas mój brat. Postanowiłam po szkole zostać aurorem, ale pamiętałam pewną rzecz, której nie znosiłam zarówno w Lily i w Aidrene'ie. Pokłóciliśmy się w szkole, ale i tak wstąpiłam do Zakonu Feniksa ze względu na brata i Aurelię. Kochałam go prawie tak samo jak i obie siostry. Postanowiłam w końcu zrezygnować z pracy w magicznym świecie i wrócić do ciebie. Jestem tą samą kobietą, którą poznałeś w wakacje na obozie, ale bałam się. Zataiłam to przed tobą ze względu, że obawiałam się iż mnie odtrącisz za to kim się urodziłam. Wszystko co o mnie wiesz jest prawdą prócz faktu, że znam się na magii i czarach. - wyjaśniła ze łzami w oczach.
- Och, Petunio... - wyszeptał mężczyzna.
- Przez te lata chroniłam ciebie, Dudley'a i Harry'ego nim skończyli jedenaście lat. Musiałam się zachowywać jak podła siostra, która nienawidzi Lily. Zataić to, że Harry ma rodzinę w magicznym świecie, byście niczego nie podejrzewali. Czy mi wybaczysz? - zwiesiła głowę. Vernon podszedł do żony i objął ją.
- Tak, skarbie. Wybaczam. - odparł.
- Wszystko będzie dobrze, moi drodzy. Zmierzę się z nim puki nie przybędzie Zakon. - oświadczyła. Usłyszawszy to Voldemort zaśmiał się.
- Ty chcesz się ze mną mierzyć?... - Riddle ponownie wybuchnął zimnym śmiechem. Petunia zmrużyła oczy spojrzawszy na czarnoksiężnika. - ...Nie dorównasz mi. - znowu się zaśmiał. Nagle czerwony promień poleciał w jego kierunku. W tym samym momencie Petunia powiedziała do Vernona:
- Kochanie, masz... - rzuciła w jego kierunku Lusterko Dwukierunkowe. - ...Skontaktuj się z Remusem Lupinem. Szybko. Powiedz mu gdzie jesteśmy i co się tu dzieje. Spójrz w Lusterko i wypowiedz jego imię oraz nazwisko i odsuńcie się. Ja zajmę się tym durniem. - wyjaśniła.
- Dobrze, skarbie... - wykonał jej polecenia. Najpierw stanąwszy z synem jak najdalej od walczących, potem powiedział do Lusterka: - ...Remus Lupin. - chwilę potem w szybie Lusterka pojawiła się twarz Remusa.
- Petunia, co...? Kim pan jest? - spytał widząc Vernona.
- Czy pan Lupin? - zapytał.
- Tak, to ja. Kim pan jest? - powtórzył pytanie wilkołak.
- Nazywam się Vernon Dursley i jestem mężem Petunii, siostry Lily Potter, matki Harry'ego. Mamy kłopoty. Jesteśmy w muzeum archeologicznym w Londynie. Tutaj jest ten czarnoksiężnik, Voldemort i walczy z moją żoną. - powiedział chaotycznie.
- Och! Nie do wiary! Zaraz będziemy. - zakomunikował i zniknął z szyby. W tym momencie znowu odezwał się czarnoksiężnik:
- Niezła jesteś, Dursley... - stwierdził Riddle, gdy kobieta rzuciła tarczę, a potem następne zaklęcie i osłaniając się przed zaklęciem niewerbalno-bezróżdżkowym.
- Nie ruszajcie się z miejsca! - zawołała Petunia do męża i syna. Vernon zauważył, że Riddle rozglądał się dookoła. Widać było, że czegoś szuka. Jego wzrok szalał obłędnie wokół pomieszczenia jednocześnie walcząc. Było to zadziwiające widowisko. Przybyła policja, ale Vernon prosił by zostali na zewnątrz i nie interweniowali, cokolwiek by usłyszeli czy zobaczyli. Tymczasem Petunia była bezradna. Wiedziała, że nie mogła nic sama zdziałać, gdyż nie walczyła dość dawno, zwłaszcza przeciw takiemu doświadczonemu czarodziejowi jak Lord Voldemort. Wtem do bladego mężczyzny podszedł młodzieniec w czarnej szacie i białej masce na twarzy.
- Panie, nie znalazłem pierścienia w biżuteriach faraonów, ani ich potomkach. Gdzie mam teraz szukać? - zapytał jednocześnie kłaniając się. Wyglądał na niewiele starszego od Dudley'a. Vernon zauważył iż włosy młodzieńca były kasztanowe i krótkie. Oczy połyskiwały brązowym blaskiem.
- TY IMBECYLU!!... - zaklął Voldemort. - ...Od czego masz mózg??... - warknął, po czym westchnął i powiedział nieco spokojniejszym, jak dla niego, tonem. - ...Zacznij od tego miejsca. Jeśli nie znajdziesz pierścienia to przejdź do sali za tamtymi drzwi. - wskazał na drewniane drzwi, które były po jego prawej stronie.
- Tak jest, panie. - powiedział kłaniając się.
- Riddle, o jakim pierścieniu mówisz?... - spytała Petunia. Mężczyzna zareagował niespodziewanie rzucając zaklęcie Cruciatus. Kobieta równie natychmiast się obroniła rzucając zaklęcie Cortbolla. Nagle pojawiła się fioletowa kopuła wokół niej i jej rodziny. Petunia zdziwił fakt iż czarnoksiężnik cofnął zaklęcie. Cofnął się także o dwa kroki jednocześnie opuszczając różdżkę. - ...Coś tak zbladł, Riddle? Czemu nie walczysz? Och, rozumiem... - zachichotała i dodała: - ...Kiedyś widziałeś już to zaklęcie. Zastanawiam się kto ci je pokazał, bo na pewno nie twój pan, Lord Lordów. - oświadczyła naśmiewając się z niego. Riddle dopiero po minucie zareagował. Zmrużył oczy ze złości, które zalśniły czerwienią.

1 komentarz:

Lynx pisze...

Świetny rozdział!! Nawet wzroku nie oderwałam czytając go!
Niestety taki mój zwyczaj, że piszę krótkie komentarze.. więc i tak jest dziś.... ( wiadomo dlaczego: nauka)
Pozdrawiam,
Gosia

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.