Po drugiej stronie bramy....
Było ciemno, więc nie widzieli zbyt dobrze. Gdy się zbliżyli do niej zauważyli zarys jakiejś postaci. Po chwili owa postać pojawiła się w świetle księżyca. Byli teraz już pewni, że była to ich siostra.
- Nicole? - spytali jednocześnie bliźniacy Potter.
- Harry? Jack?... - spytała ich siostra. - ...To wy? - Wszyscy się zbliżyli do bramy na tyle ile mogli oświetlając sobie różdżkami. Gdy zobaczyli swoje twarze uśmiechnęli się.
- Harry, jak dobrze cię widzieć. Słuchaj, gdzie jest Percy Levender? Muszę z nim pogadać przez chwilę. - poprosiła
- Tu jestem. - odezwał się wyżej wymieniony występując z tłumu.
- Fajnie. Słuchaj, czy w twojej przeszłości musiałeś usuwać taką barierę jak ta? - spytała pokazując na przezroczystą powłokę bariery.
- Tak. - odpowiedział.
- Dobra. Słuchajcie wszyscy, bo to ważne. Harry i Jack muszą przy tej bramie zostać razem ze mną. Jest przy niej pewna bariera, której nie da się przebić ani usunąć żadnym zaklęciem. Istnieje pewna przepowiednia, która jest ukryta pod dębem, gdzie nasi rodzice się całowali. Ja znam treść tej przepowiedni. - wyjaśniła.
- Jak ona brzmi? - spytał ktoś. Tu kobieta wyrecytowała ją i potem dodała:
- ...Została ona wypowiedziana w przeszłości, do której właśnie się wybierzemy z Harrym i Jackiem. - zakończyła.
- To znaczy, że już czas? - zapytał Jack.
- Jak to, Nicole? - spytał Harry.
- Kroniki historyczne nie mówią o tym, ale ochrona wokół szkoły Hogwart została stworzona nie tylko przez Założycieli szkoły, ale także przez Merlina Wielkiego oraz... przez tajemniczą trójkę, która przybyła z przyszłości. Tą trójką jesteśmy my. Ja oraz Jack i ty, Harry. To o naszej trójce mówi ta przepowiednia. Co prawda zostali wmieszani w to Voldemort i nasza matka, ale to nie ważne. Ważne jest to, co jest potem powiedziane w przepowiedni. - wyjaśniła.
- A co dokładnie jest powiedziane? Zinterpretuj to. - poprosił Jack. Nagle do rodzeństwa podszedł Aidrene Anderson. Obok niego kroczył czarnowłosy mężczyzna.
- Wuj Aidrene? - spytał Harry.
- Kto? - zdziwili się Jack i Nicole.
- Ten po lewej to Aidrene Anderson, a raczej Evans. Najmłodszy brat naszej matki, a także Aurelii i Petunii. Jest ojcem Aliny i Lorena Andersonów i jest także mężem Julie Anderson. To twój ojciec chrzestny, Jack. Tego drugiego nie znam. - wyjaśnił Harry.
- Acha. - odpowiedzieli inteligentnie Jack i Nicole.
- Kim jesteś? - spytał Harry tego drugiego. Miał wrażenie, że gdzieś już go widział. Ale gdzie?
- Nazywam się Allan Parker. Jestem mężem Aurelii. - przedstawił się.
- Ach tak. W jakiej sprawie przybyłeś, Allan? - spytał.
- Usłyszałem przepowiednię i chciałem ci ją zinterpretować. W młodości robiłem to dość często. Mam do tego talent. Kiedyś zinterpretowałem przepowiednię na twój temat, ale to stare dzieje... - wyjaśnił wzruszywszy ramionami. - ...Czy pozwolisz mi sprawdzić o, co chodzi w tej przepowiedni? - spytał. Harry popatrzył na niego, po czym odpowiedział:
- Dobrze.
- Dziękuję... - podszedł do Nicole. Machnął różdżką wyczarowując pergamin, pióro i kałamarz. - ...Panno Potter, proszę byś mi po kolei powtarzała treść przepowiedni, a ja będę ją interpretował. - oświadczył. Ta skinęła głową i recytowała jej treść.
Interpretacja przepowiedni trwało około piętnastu minut. W końcu pan Parker wyprostował się i podszedł do Harry'ego z pergaminem.
- Panie Potter, już wiem o, co chodzi. Pan i pana rodzeństwo musicie podejść do bramy, gdyż wzdłuż bramy jest bariera o niespotykanej sile. Podobną siłę macie wy troje. Jest ona tak duża, że sami moglibyście ją stworzyć, jak i zniszczyć. Jak mówi ten fragment: "...stworzą barierę, która niczego nie przebije. Zostaną sprowadzeni z przyszłości i barierę stworzą, by chroniła szkołę magii... Gdy wrócą Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów...". We troje podejdźcie do bramy i zniwelujcie barierę, a potem, gdy tu powrócicie ochronicie szkołę. - wyjaśnił Allan. Podeszli do bramy, ale zanim wyciągnęli ręce rozległ się czyjś głos:
- Allan, ty nie potrafisz w ogóle interpretować przepowiedni! - głos dobiegał z krzaków po prawej stronie.
- Kto tam? - spytał Matt.
- Poznaje te ten głos. - odezwał się Allan.
- Ja też. - wtrącił się James.
- Ja również... - odezwała Aurelia. - ...Klark? To ty? - spytała.
- Czy mówicie o TYM Klarku Kencie? Synu Marka Kenta słynnego aurora i mojego mentora? - spytała Tonks.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie Allan, James, Lily i Aurelia ciągle wpatrując się w krzaki. Nagle z owych krzaków wyłonił się mężczyzna. Miał blond włosy i szare oczy.
- Witam, państwa. Jestem Klark Mark Kent. Szef aurorów. Chciałbym się do was dołączyć, gdyż wiem coś więcej na temat tej przepowiedni. Poza tym... - podszedł do Harry'ego. - ...to nie Allan interpretował tę przepowiednię z przed lat, lecz ja. Dotyczyła ona ciebie, Harry Potterze, którą wypowiedziała babcia Aliny Anderson. Jestem w tym dobry. - oświadczył.
- Ale, Klark! Ja chciałem ją rozgryźć! Nie rozumiałem tylko co znaczy "dwóch rodów"! - zawołał Allan.
- Cóż, trochę wyszedłem z wprawy. Jednak prawdą jest to, że w mojej rodzinie w wieku szesnastu lat z pokolenia na pokolenie uaktywnia się w nas gen zdolności do interpretacji przepowiedni. Z wiekiem potrafimy też przewidywać przyszłość, ale nie tak jak Regina Hoof czy Sybilla Trelawney. - powiedział skromnie.
- Co masz na myśli? - spytał Remus.
- Klark! Co zobaczyłeś? - spytała kobieta o czarnych włosach stojąca obok Petera.
- Ashley, mnie też miło cię widzieć. Allan, mogę zobaczyć tę przepowiednię?... - poprosił Klark. Mężczyzna podał mu kartkę z niechęcią. Blondyn przejrzał ją dokładniej zastanawiając się chwilę. - ...Tak, widzę teraz dokładnie. Allan dobrze zinterpretował ją, ale ja zobaczyłem przyszłość. - spojrzał na Harry'ego, Jacka i Nicole. - ...Musicie... - Szybkie kroki od strony zamku przerwały jego wypowiedź. Po chwili wyłoniła się z zarośli Elyon.
- Nicole! - zawołała. Z drugiej strony bariery też ktoś krzyczał. Był to Snape.
- Harry! - krzyknął.
- Severus? Co się stało? - spytał wyżej wymieniony podchodząc do niego szybkim krokiem.
- Harry!... - wydyszał - ...Śmierciożercy idą tu! Musicie jak najszybciej znieść barierę! - zawołał. Percy spojrzał na niego po czym powiedział telepatycznie do swojej przyjaciółki:
- "Elyon, nadszedł czas. Muszą przenieść się do przeszłości. Trzeba to im umożliwić. Poinformuj swoją siostrę. Zajmij się tym. Tylko ty możesz to zrobić. Tylko ty masz z nią bezpośredni kontakt" - zwrócił się do niej. Ta dyskretnie skinęła głową.
- Severusie, po drugiej stronie jest nasza siostra. Zrobię to, gdy tylko Nicole porozmawia Elyon Percy'ego. - odparł pokazując na nie obie rozmawiające ze sobą.
Tymczasem po drugiej stronie bramy...
- Nicole, Śmierciożercy mnie gonią! Musisz jak najszybciej przenieść się w czasie razem z braćmi! Mną ani uczniami się nie przejmujcie. Bariera ich oszołomi. - oświadczyła.
- Ale co mamy zrobić? - spytała Nicole.
- Musicie wypowiedzieć pewną formułę zaklęcia. Przeniesiecie się w pewne miejsce. - wyjaśnił Klark, najwyraźniej słysząc ich rozmowę.
- I co mamy zrobić? - spytał Harry patrząc na obie kobiety. Elyon podała Nicole kartkę, a ona pokazała ją braciom, którzy ją odczytali.
- Zbliżcie ręce do bariery, a reszta niech się odsunie najdalej jak może. - nakazała Elyon. Jack kazał im to zrobić. Wszyscy odsunęli się za najdalsze drzewa. Za to rodzeństwo Potter przyłożyli prawe dłonie do bramy. Gdy tylko to zrobili ich źrenice zniknęły. Nagle zaczęli, jak zahipnotyzowani, recytować formułkę zaklęcia:
- Beatu huwa l-destin, Merlin l-Kbar, allat antiki, aħna magħżula mill-Destiny Angeles. Aħna rridu li jitbiegħed għall-aħħar mitt sena! Twassalna lejn żmien il-fundaturi ta 'Hogwarts biex tgħinhom u aħna wypełnli destin tiegħek! Offset magħna! - mówili to równocześnie. Nagle zabłysło białe oślepiające światło, które rozświetliło się po całej okolicy, a po rodzeństwie Potter nie było ani śladu.
Bariera, która rozchodziła się wzdłuż terenów szkoły zniknęła w momencie, gdy oni zniknęli. Nie podejrzewali, że ta przygoda ich odmieni...
Pojawili się w zupełnie innym miejscu...
Tymczasem Harry...
"Czuję ciepło. Nieprzeniknione ciepło. Gdzie ja jestem? Czy to niebo? Na czymś leżę. Na pewno leżę" - otworzył oczy i podniósł się. Zobaczył śpiącą Nicole po swojej lewej, a po prawej stronie Jacka. Rozejrzał się dookoła. Widział wokół biel i tylko biel. Nagle zobaczył kogoś nieznanego sobie. Postanowił obudzić rodzeństwo
- Nicki, Jack, obudźcie się, szybko! Ktoś tu idzie! No, obudźcie się! - wołał.
W międzyczasie Nicole...
Otwiera oczy. - "Czy to raj? Jestem w raju?" - spytała w myślach. Zobaczyła nad sobą Harry'ego.
- Co tak wrzeszczysz? - spytała cichym głosem oburzona Ruda, po czym usiadła.
Jack...
"Co się dzieje? Czuje nagość i kto tak krzyczy?..." - otworzył oczy i nagle zakrył się. Spojrzał na rodzeństwo.
- Hej. Co się tu dzieje? - spytał Jack.
- Mnie nie pytaj. - odpowiedział Harry.
- Nicole, co robisz? - spytał Jack.
- Chcę nam wyczarować ubrania. - wyjaśniła. Zanim zdołała je wyczarować one się pojawiły tuż przed nimi. Spojrzeli po sobie i bez wahania natychmiast je założyli.
- Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - spytał Harry.
- Jesteście między czasem a przestrzenią. - rozległ się czyjś głos za nimi. Obejrzeli się. Stała tam... Elyon? Ale... wyglądała inaczej. Była brunetką i miała czarny strój.
- Elyon! - zawołali jednocześnie.
- Powiedz nam o co tu chodzi? - poprosiła Nicole.
- Nie jestem Elyon, panno Potter. Na imię mam Noyle... - (od autorki: czyt. nojl). - ...i jestem jej siostrą-bliźniaczką. Jestem także strażniczką Portali Między Wymiarowych I Czasowych.... - wyjaśniła. - ...Z Elyon nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. - w jej tonie czuć było było smutek.
- A co się stało? - dopytywał się Jack.
- To nie ważne. Elyon prosiła mnie bym was przeniosła do przeszłości w czasy Założycieli. Sami mnie też o to prosiliście. - oświadczyła uśmiechając lekko.
- My prosiliśmy? - spytał Harry zaznaczając pierwsze słowo. Kobieta skinęła głową.
- Jak? - wtórował mu Jack.
- Zaklęcie... - odparła krótko. - ...Wypowiedzieliście zaklęcie przenoszące. Przyprowadziło was ono do mnie bym mogła przenieść was do czasów Wielkiej Piątki. Elyon wyjaśniła mi kim jesteście i jaką macie misję do wykonania. Wspomniała też o przepowiedni dotyczącej was, a także waszej matki i Lorda Voldemorta... - oświadczyła. Cała trójka popatrzyli po sobie. Jednak Noyle kontynuowała. - ...Posłuchajcie mnie uważnie. Pomogę wam ze względu na moją siostrę, ale musicie pamiętać, że jest to niebezpieczna podróż. Przechodząc przez portal uzyskacie ogromną moc. O wiele większą niż sam Lord Lordów czy Morgana le Fay, a nawet Merlin i jego uczniowie, poza Percivaldem Levederem. Jedynym warunkiem jest to, byście mieli czyste serca i jasne umysły. Uzyskacie też ogromną wiedzę. Poza tym każde z was musi poświeć część swojego życia dla większego dobra. - oświadczyła.
- Większego dobra? - zdziwił się Jack.
- Ale o co dokładniej ci chodzi? - spytała Nicole.
- Chodzi mi o to, że każde z was ma poświęcić część własnego życia czemuś dobremu, a wpłynie to na dalsze wydarzenia tyczącej się waszych dzieci i wnuków. Ty, Wybrańcze już wiesz co się z tobą stanie. Twoją misją jest nie tylko pokonać Lorda Voldemorta, ale też poświęcić się podróży w czasie, czyli przybyć do przeszłości razem ze swoją Elyon i podróżować w czasie od czasów Założycieli aż do roku 2028, gdzie ty staniesz się Percym Levenderem, a on stanie się z powrotem tobą i zostanie tam, a ty w odpowiednim momencie przeniesiesz się w przeszłość. - wyjaśniła Noyle.
- A my? - spytał Jack.
- Ty, Jacobie musisz być najpierw świadom swojej mocy zanim was wyślę do przeszłości. To będzie dla waszego brata próba wiedzy i mocy. - oświadczyła.
- Jak to? - spytali jednocześnie.
- Posłuchaj, Jack. Twoja moc była aktywna już od urodzenia. - wyjaśniła Noyle.
- Jaka moc? - dopytywał się Puchon. Noyle przygryzła wargi, ale za nią odezwała się Nicole:
- Rzucono na ciebie zaklęcie Fideliusa. - wyrzuciła z siebie młodsza Ruda.
- Nie, panno Potter. To nie jest zaklęcie Fideliusa, ale można to też tak określić, ale to nie to. - oświadczyła.
- Więc co to jest? - spytał Harry.
- Jest to bardzo złożone zaklęcie, Jack. Polega ono na tym, że masz władzę nad duszami innych ludzi. Potrafisz nieświadomie blokować umysł innych ludzi przed wrogami, którzy staną wam na drodze. W tym przypadku Harry'ego i jednocześnie Levendera. Obecnie jest nim Lord Voldemort, ale z czasem.... - tu Noyle zwiesiła głos.
- A wiadomo kto to zrobił? Kto rzucił na niego zaklęcie i jak ono się nazywa? - spytała Nicole.
- Nie mogę wypowiedzieć tego słowa, bo wtedy stanie się coś złego. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - powiedział Harry.
- Nazywam go po prostu Zaklęciem Duszy. Poza tym Jack jest Przepowiadaczem Snów, ale to już wiecie. Dobra. Koniec tego. Trzeba was przenieść w czasie. Jack, czy już rozumiesz na czym polega twoja moc? - spytała Noyle.
- Tak. - odpowiedział.
- Świetnie. A ty, Nicole? - zwróciła się do dziewczyny.
- Wiem tylko, że mam ich chronić. Jestem ich Strażniczką. - odparła.
- Dobrze. Możemy zaczynać... - zrobiła kilka kroków w bok i wyciągnęła rękę, po czym spytała: - ...Gotowi? - spytała.
- Tak! - zawołali równocześnie.
- Dobra... - następnie powiedziała w stronę pustej przestrzeni: - ...Fuq kmand tiegħi, ħallihom jiftħu l-kanċelli tal-ispazju! Ħalli t-tliet magħżul se jirċievu l-ogħla qawwa ta 'magicians madwar id-dinja ta' maġija! Ħallihom jimxu lejn l-Kbir ħames!... - wyrecytowała. (Tł. z maltańskiego: Na mój rozkaz niech otworzą się wrota czasoprzestrzeni! Niech trójka wybranych otrzymają moc najwyższych magów całego świata magicznego! Niech przeniosą się do czasów Wielkiej Piątki!) Nagle pojawił się portal w kształcie spirali.
Powiał nagle wiatr, a ubrania rodzeństwa Potter zmieniły się na szaty. Były ładniejsze i jakby nie z tej epoki.
- Wow! - wyrwało się braciom.
- Jeju! Ale śliczna! - zachwyciła się Nicole gładząc suknie.
- Wejdźcie. Wewnątrz będziecie wiedzieć co robić. - powiedziała do nich. Cała trójka spojrzeli po sobie. Weszli do środka żegnając się z kobietą. Idąc widzieli wokół siebie światła o różnych kolorach. Nagle usłyszeli czyjś odległy głos. Brzmiało jak zaklęcie.
- To chyba zaklęcie, które słyszeliśmy na ekranie stworzonym przez Eylon... - zauważyła Nicole. - ...Wypowiadał je Merlin, by sprowadzić trójkę potężnych magów.
- Masz rację, siostro. Musimy im pomóc. - zasugerował Harry. W tym momencie zobaczyli tunel, którym podążyli. Po chwili podłoże, którym szli opadało łagodnie w dół. Zobaczyli w dole błonia. Rozejrzeli się. Zobaczyli kilkoro ludzi. Rozpoznali wszystkich.
- Powstańcie... - przemówił Jack. - ...Kto nas wezwał? - spytał. - "Kompletne deja vi" - pomyślał Harry.
- Ja. - odezwał się Merlin.
- Po co nas wezwałeś i kim jesteś? - spytała Nicole.
- Jestem Merlin Wielki, a to są moi uczniowie... - wskazał na piątkę klęczących osób tuż za sobą. - ...Sprowadziłem was tutaj byście nam pomogli ochronić szkołę Hogwart przed Morganą Le Fay i jej sługami. - wyjaśnił.
- Powiedz nam, Merlinie, jak długo walczysz z Morganą? - spytał Harry.
- Już bardzo długo, panie. Prawie całe jej życie. Wraz z Percivaldem uczyliśmy ją czarów, ale ona przeszła na złą stronę. - wyjaśnił.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Morgana ma przyrodnią siostrę, Morgause, a ona uczyła się u złej wiedźmy Katherine. - wyjaśnił Merlin.
- Rozumiem. Chcecie byśmy ochronili Hogwart przed nimi? - upewniła się Nicole.
- Tak, pani. - odpowiedział Merlin.
- Dlaczego nas o to prosicie? - spytała.
- Prastare proroctwo mówi, że: "Kobieta urodzi troje dzieci ze szlachetnego rodu, ale z mężczyzny osieroconego przez rodziców i nieznającego miłości, jednak nie z tego czasu... Dostaną się oni do różnych domów, gdyż mają różne cechy i w różnych warunkach się wychowali...Trójka ta zostaną obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi... Jedno z dzieci Strażniczką dwójki się stanie i ochraniać Wybrańca Losu musi. Drugie dziecko bliźniakiem Wybrańca jest, ale ducha jego ochrania. Trzecie dziecko Wybrańcem się stał bezwolnie, a jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los... Oddzielnie są słabi, ale razem stworzą barierę, która niczego nie przebije. Zostaną sprowadzeni z przyszłości i barierę stworzą, by chronili szkołę magii po wieki... Gdy wrócą Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów..." - wyrecytował Merlin.
- Rozumiem. Czyli chodzi o nas i mego ojca. - zamyśliła się Nicole.
- Twego ojca, pani? - spytał Merlin.
- Tak. - odpowiedziała.
- Pomożemy wam ochronić szkołę. - oświadczył Jack.
- Ale najpierw chcemy porozmawiać z panem Levenderem. - poprosił Harry zerkając na niego.
- Oczywiście, panie. - odpowiedział. Harry machnął ręką na wyżej wymienionego. Ten podszedł do nich zerkając nie pewnie na swych przyjaciół.
- Słucham? - spytał.
- Percy, opowiesz nam jaka jest sytuacja? - poprosił Harry pokazując na Założycieli, Merlina i całą okolicę.
- A ty nie wiesz? - zapytał.
- Nie. Nie wiemy co się dzieje. Nikt nam nie powiedział dokładniej o co chodzi. - potwierdził Harry pokręciwszy głową. Szli teraz w kierunku jeziora, by na spokojnie porozmawiać.
- Wiemy tylko, że mieliśmy zostać przeniesieni do przeszłości. - zakończył Jack.
Percy opowiedział ogólnikowo co się działo od dnia, gdy urodziła się Morgana aż do dzisiaj.
- Czyli mamy rozumieć, że żaden z Założycieli prócz Slytherina, ciebie i Merlina nie wie o mrocznej mocy Morgany? - zdziwiła się Nicole.
- Tak. Dodałbym, że ja mam więcej informacji na temat mrocznej strony Morgany i Salazara, a Merlin na temat jej siostry, która ją przeciągnęła na złą stronę. Wkrótce Sal będzie zły. - wyjaśnił z niesmakiem.
- Rozumiem. To delikatna sprawa. Czy Morgana jest już dorosłą kobietą? - spytał Harry.
- Tak i to potężną wiedźmą. - dodał Percy.
- Ach tak.
- Więc co robimy? - spytał Jack.
- Mnie pytacie? To wy jesteście tu od myślenia. - żachnął się Percy. Cała trójka spojrzeli po sobie. Miał rację. Co to powiedziały Elyon i Noyle? Na miejscu będziecie wiedzieć co robić. Ich celem było ochronić Hogwart przed Morganą i zdobyciu Mrocznej Duszy. Tak głosiła przepowiednia i rada Eylon.
- Gdzie jest teraz Morgana? - spytał Harry.
- Jakieś 6 mil stąd za lasem. - odparł pokazując na las. Nicole wpatrywała się w jakiś punkt próbując sobie coś przypomnieć. Po jakimś czasie zawołała.
- Wpadło mi coś do głowy! Percy, masz mapę Hogwartu? - spytała.
- Myślałem, że już nigdy nie poprosisz... - zachichotał sięgając za pazuchę. - ...Masz. - podał ją jej.
- Dzięki! Mam pomysł! Chodźcie!... - zawołała. Chwyciła Harry'ego za ramię i pociągnęła ku Założycielom. - ...Słuchajcie, mam pomysł jak uchronić szkołę przed Morganą, jej sługami oraz przed Mugolami. - wypaliła na wstępie.
- Jaki, pani? - spytał Merlin.
- Levender będzie stał na czatach i wypatrywał czy Morgana nie nadchodzi, a my zajmiemy się rzucaniem zaklęć. Najpierw wy rzucicie swoje najpotężniejsze zaklęcia ochronne, a potem my troje rzucimy swoje. Zgadzacie się? - wyjaśniła Nicole. Wszyscy spojrzeli na nią. Plan był prosty, gdyby nie jeden szkopuł...
- Ja się nie zgadzam. - odezwał się Salazar.
- No i się zaczyna. - szepnął poirytowany Percy przewracając oczami.
- Masz coś do mnie, Levender? - warknął czarownik.
- Nie, Salazarze. Nie mam. Tylko chcę wiedzieć czemu się nie zgadzasz na rzucanie tych zaklęć? - spytał Percy.
- Nie zgadzam się,... - zaczął powoli zimnym jak lód głosem. - ...bo to dzieciaki! - krzyknął ostatnie trzy słowa. Na minutę zrobiło się cicho.
- Jak śmiesz?! - zawołała Rowena.
- Panie Slytherin, czemu nie chce pan byśmy rzucili te zaklęcia? - spytała Nicole. Mężczyzna spojrzał na nią. Zmierzył ją wzrokiem, po czym odparł.
- Nie będę przyjmował rozkazów od dzieciaków! - oświadczył. Dzieciaków?
- Jak śmiesz?! - krzyknęła Nicole zaciskając dłonie w pięść. Nagle na niebie zebrały się chmury i rozpętała się gwałtowna burza. Strzelały pioruny i błyskawice, potem niespodziewanie rozpadał się deszcz, a chwilę potem gwałtowny grad. Wszyscy pobiegli ku zamkowi, by się uchronić przed tym zjawiskiem, ale nie Nicole, która nie robiła sobie nic z tej burzy. Stała dalej w tym samym miejscu wściekła na bladego czarownika. Nie panowała nad sobą a tym samym nad pogodą
- Ty... - Slytherin zwrócił się do Harry'ego dysząc szybko. - ...uspokój ją lepiej. - poprosił.
- Ja?... - spytał krzyżując ręce na piersi odwracając głowę. - ...A kto ją sprowokował? - warknął po chwili. W jego oczach widać było iskry złości.
- Tak. Ty. Jest ci bliska, prawda? - spytał Harry'ego.
- Tak, zgadza się. Jest naszą siostrą. - wyjaśnił.
- Salazarze,... - odezwał się Percy. Ten spojrzał na niego w milczeniu. - ...To ty powinieneś pójść do niej i przeprosić. - oznajmił.
- Czemu ja? - spytał.
- Bo ty jesteś źródłem jej gniewu... - odparł. - ...Teraz widzisz jak potężna jest jej moc. Pod wpływem emocji może wywołać burzę z gradem i piorunami, a być może nawet coś jeszcze gorszego. Nie powinieneś ignorować potęgi tej trójki. Nie zapominaj też o przepowiedni i co stąd zabiorą. - oświadczył Percy. Salazar wpatrywał się w przyjaciela przez kilka chwil trawiąc jego słowa, potem spojrzał na Harry'ego, Jacka, a na końcu na Nicole stojącą pośrodku polany wściekłą na cały świat.
- Może masz rację... Ej ty, masz na imię Harry? - spytał się zielonookiego.
- Tak.
- Słuchaj... Harry, twoja siostra jest na mnie zła. Muszę to naprawić. Potrzebuję twojej pomocy. Trzeba ją uspokoić. Jeśli sam tam pójdę coś może mi zrobić. Jesteś jej bratem, a widziałem w jej oczach, że nie zrobiłaby ci krzywdy nim się wściekła... - urwał, bo usłyszał głos swego mistrza:
- Salazarze! - krzyknął Merlin.
- O co chodzi, mistrzu? - spytał spojrzawszy na niego.
- Spójrz! - zawołał wskazując na polanę. Wszyscy zauważyli, że przestał padać deszcz, a niebo się rozpogadzało, ale wiatr dalej wiał. Pośrodku polany stały... Morgana z Nicole! Kobieta obejmowała ramieniem szyję dziewczyny.
- Merlinie, wychodź! Mamy nie dokończone sprawy! Jeśli nie wyjdziesz ta dziewczyna zginie! - oświadczyła.
- To Morgana, ale... jest jakaś inna... - wymamrotał Harry przyglądając się kobiecie.
- Inna? Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała Helga.
- Widzisz, Helgo, ja i moje rodzeństwo pochodzimy z przyszłości o dobre tysiąc lat do przodu. Spotkałem tylko raz Morganę. Była w ciele ojca mego śmiertelnego wroga. Porozumiewała się z nim telepatycznie. Gdy zobaczyłem jej prawdziwą postać była duchem i wyglądała inaczej niż teraz... - wyjaśnił. Nastało milczenie. - ...Słuchajcie, czy Morgana ma czarny pierścień w kształcie czarnego serca? - spytał się Założycieli. Cała czwórka popatrzyli po sobie, a po chwili Rowena odpowiedziała:
- Tak, ma taki pierścień od jakiegoś czasu... - odparła. Percy i Harry spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Harry ponownie spojrzał na nich i spytał: - ...A czy miała pierścień z kamieniem, który miał kształt serca i miał błękitny kolor? - dopytywał się.
- Tak, miała. Bardzo go lubiła. - odparła Rowena. Percy najwyraźniej coś sobie przypomniał, bo powiedział:
- Zaraz wracam! Zajmijcie ją czymś! - zawołał Percy.
- Percy, gdzie idziesz? - spytał wołając za nim Harry.
- Do biblioteki! - odkrzyknął.
- Do biblioteki? Po co? - zdziwił się Godryk.
- Ja chyba wiem. - odezwał się Merlin. Wszyscy na niego spojrzeli z zainteresowaniem.
- Skąd wiesz, Merlinie? - spytał Harry.
- Umiem czytać w myślach. - wyjaśnił. Bliźniacy spojrzeli po sobie znacząco.
- Jesteś Legilimentą?? - krzyknęli jednocześnie chłopcy.
- Kim? - zdziwiła Helga.
- Legilimentą. Czyli osobą, która potrafi czytać w myślach. Potrafi wchodzić w umysły innych osób oraz manipulować ich myślami i wspomnieniami. Nie odkryliście jeszcze tego? - zdziwił się Jack. Prawie wszyscy spojrzeli na Merlina, ale chłopcy patrzyli na Salazara. Szczególnie Harry.
- Harry, Jack... - Nagle, nie wiadomo skąd obok nich pojawił się Percy. Ci spojrzeli na niego z pytającym wzrokiem. - ...Mogę was obu prosić na słówko? - poprosił. Bliźniacy poszli za nim do jakiejś sali i zamknęli się w niej.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Chodzi oto żebyście nie zmieniali biegu historii. Właśnie w tej chwili Elyon poinformowała mnie, że z powodu złości Nicole coś się stało w czasoprzestrzeni. Czy Noyle powiadomiła was o zmianie biegu wydarzeń, gdy zostaniecie przeniesieni w czasie? - spytał.
- Nie. Tylko powiadomiła nas, że podróż w czasie może być niebezpieczna. - wyjaśnił Jack.
- To właśnie miała na myśli! Chciała was ostrzec. Nie jest bezpośrednia. Gdy się z nią rozmawia trzeba czytać między wierszami i przewidzieć dalsze wydarzenia. Tak działa podróż w czasie. Chodzi mi oto, że musicie odczytywać jej reakcje podczas rozmów z nią. Gdy się ponownie spotkacie nie dyskutujcie z nią na ten temat i nie kłóćcie się, bo może się zdenerwować. Może wysłać was w bardzo odległe czasy np. do czasów ery dinozaurów w ramach kary. - objaśnił.
- Uuu.... Kiepsko. - jęknął Jack.
- Straszne. - wyjąkał Harry.
- To prawda. Wiecie dlaczego? Imię Noyle jest przeciwieństwem Elyon. Ich imiona są pisane wspak. Jakkolwiek napiszesz, czy na literę "E" czy na literę "N" wyjdzie ci jedno z tych imion. Są jak woda i ogień. Noc i dzień. Dobro i zło. Są one córkami Lucyfera i Estery. Szatana i Anioła. Kiedyś, na początku świata, gdy ziemia była bardzo młoda Lucyfer zstąpił na ziemię by kusić ludzi. Spotkał tam anioła o imieniu Estera. Była ona siostrą Michała Anioła. Najpiękniejszą istotę ze wszystkich aniołów. Każdy człowiek zobaczył by w niej tylko piękno, dobro i szacunek do niej, ale Lucyfer zobaczył więcej, mimo że był zły. Przybrał postać zwykłego człowieka i podszedł do niej z pytaniem: Czemu jest taka smutna? Jednak jako anioł potrafiła wyczuć zło od każdego i zawołała do niego: Idź stąd, Szatanie! Zostaw mnie! Precz! A kysz! Na ten test przybrał swoją prawdziwą postać. Wciąż próbował ją przekonywać do siebie przez wiele lat. W końcu mu uległa pół wieku później i wyjaśniła mu, że została wygnana z nieba. Stała się upadłym aniołem. Na co on podarował jej pierścień, dzięki któremu mogła porozumiewać się z nim jeśli będą oddzieleni od siebie. - wyjaśnił młodzieniec.
- I co zrobiła? - spytał Harry.
- Przyjęła go? - wtórował mu Jack.
- Tak. W końcu mu uległa na tyle, by mu zaufać. Przebywała często na ziemi wśród ludzi. Przejęła ich cechy i zwyczaje. Kochała ich, a oni ją. Po pewnym czasie dała mu ultimatum. Jeśli przyrzeknie na swą moc nie krzywdzić ludzi obieca dać mu dziecko, które będzie rządzić na ziemi. Wtedy on wróci do Piekła i będzie kusić ludzi stamtąd, a ona powróci do Nieba po urodzeniu dziecka. Niestety... - tu wzruszył ramionami, ale za niego dokończył Harry:
- Urodziły się bliźniaczki. Elyon i Noyle. - powiedział.
- Tak. Był wściekły i zarazem szczęśliwy. Urodziła mu dzieci, ale nie mógł się zdecydować, która z nich ma rządzić na Ziemi. Ze złości zmienił moc pierścienia, w którym była jego miłość i nienawiść do Estery. - oświadczył.
- Mroczna Dusza!... - krzyknął Harry.
- W pierścieniu jest nienawiść Lucyfera do Estery, czyli po prostu Mroczna Dusza? - spytał Jack.
- Tak. Jest tam napisany łaciński napis: "Tenebris Anima non conciliat. Cor mundum non nisi duo amores, alteri sacrificium". - wyjaśnił.
- A co to znaczy? - spytał Jack.
- To znaczy, tu cytuję: "Mrocznej Duszy nikt nie zwycięży. Może to zrobić tylko czysta miłość dwóch serc lub poświęcenie drugiej osoby". - wyjaśnił.
- Musimy go zdobyć! - zawołał zielonooki biegnąc ku miejscu, gdzie stali Założyciele.
- Poczekaj no, Harry!... - zawołał Percy stanąwszy przed nim. - ...Ty nie znasz Morgany Le Fay tak dobrze jak Merlin i jej możliwości jak ja. Jeśli tam pójdziesz ona może ciebie zabić na miejscu. Macie większą moc i wiedzę, to fakt, ale nie macie doświadczenia w pojedynkach na tak wysokim poziomie! Ona zna starożytną magię, wy nie. Jeśli cię zabije, Harry to kto pokona Voldemorta i nauczy przyszłych wybrańców jak pokonać Mistrza Mistrzów? - spytał.
- Więc jak zdobędziemy pierścień Morgany odbijając Nicole całą i zdrową z jej rąk wracając cało z powrotem do naszych czasów? - spytał zielonooki.
- No właśnie jak wrócimy? - zapytał Jack.
- Tym się nie martwcie. Wystarczy, że wypowiecie dwa słowa otwierające myśląc o Noyle. Otworzy się wtedy portal taki sam, jakim tu przybyliście. Gdy ja je wypowiem przeniosę się w czasie, więc wybaczcie, nie pójdę z wami. Muszę tutaj zostać, by dalej się szkolić. Poza tym musimy jeszcze unormować stosunki między Założycielami. - W tym momencie Jack spojrzał w kierunku wyżej wymienionych.
- Zobaczcie! Oni się kłócą!... - zawołał pokazując na dwóch przyszłych wrogów wyglądając przez okno pomieszczenia. - ...Musimy ich uspokoić! Oni się zaraz pozabijają!... - zawołał widząc, że Salazar celuje mieczem w Godryka. On też wyjął miecz. Harry nawet stąd rozpoznał miecz zrobiony przez goblinów.
- Szybko, chłopaki! Pomóżcie mi! Rozdzielmy ich! Harry, zajmij się Godrykiem, a ja zajmę się Salazarem! Jack uspokój Helgę i Rowenę! Potem powiedz Merlinowi, by poszedł w końcu do Morgany i z nią pogadał. Tobie uwierzy, mnie nie... - oświadczył, po czym we trójkę wybiegli z zamku. Gdy stanęli w progu zamku Percy oznajmił: - ...Harry, Jack, na "trzy" rzucamy zaklęcie rozbrajające na Salazara i Godryka. - oświadczył.
- Zgoda. - powiedzieli jednocześnie. Pobiegli do nich i w biegu rzucili zaklęcie.
- Expelliarmus! - potrójne zaklęcie rozbrajające zwaliło mężczyzn z nóg i odrzuciło kawałek od siebie. Jack pobiegł ku kobietom i próbował uspokoić. Gdy się trochę uspokoiły podszedł do Merlina i przekazał wiadomość od Percy'ego.
- Dobrze, panie Jack. Zrobię to. Pójdę do niej jeśli sobie tego życzysz. - oświadczył Merlin.
- Chwileczkę, Merlinie. - Jack patrzył na niego w zamyśleniu.
- Tak, panie? - spytał.
- Ty przecież rzuciłeś zaklęcie, które powinno nami owładnąć, a nie tobą. - zauważył.
- Skąd wiesz jakiego zaklęcia użyłem, panie? - spytał mężczyzna.
- Sprowadziłeś nas z przyszłości, Merlinie i zobaczyliśmy co, to za zaklęcie. Znaczy się mój brat, Harry ożywił was pod koniec XX wieku, a ty nam pokazałeś tłumaczenie tego zaklęcia. - wyjaśnił.
- W jaki sposób je zobaczyliście? - spytał.
- Poprzez Elyon Percy'ego, która nam pokazała przeszłość na specjalnym ekranie, ale tylko do wypowiedzenia przepowiedni. Dalej już nie, gdyż Percy nie chciał oglądać twierdząc, że nie chce na to patrzeć. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Porozmawiam sobie później z moim uczniem. - oświadczył i poszedł do Morgany.
Gdy Jack wrócił do braci ci próbowali jak mogli nie dopuścić do ponownego pojedynku między dwoma czarodziejami, którzy znowu się kłócili.
- Ktoś powinien nauczyć cię szacunku do starszych! - krzyczał Godryk, a z jego różdżki tryskały szkarłatne i złote iskry.
- Ta! Jasne! A ciebie do silniejszych! - odkrzyknął mu Salazar, a z jego postaci promieniowała złowroga aura.
- USPOKÓJCIE SIĘ OBAJ! Po co te kłótnie? Tylko zgodą i pokojem możemy pomóc rodzeństwu Potter. Chcecie przecież by Hogwart był przez nich chroniony, a wy chcecie przejść do historii magicznego świata? - zawołał Percy stojąc pomiędzy nimi.
- No... Tak, chcemy. - wymamrotał Godryk, a Salazar westchnął tylko.
- Dobrze. Jack, zbliż się. - poprosił zauważywszy Puchona. Chłopak podszedł do niego i spytał:
- Słucham?
- Czas byś użył swojej mocy. Roweno, Helgo, Salazarze, Godryku proszę was byście mu pomogli w wydobyciu tej mocy z jego wnętrza. - oświadczył.
- A co to za moc? - spytała Rowena.
- W jego ciele jest zaklęta moc Ducha Władzy. - oświadczył Percy.
- Zaklęcie Ducha Władzy? - zamyślił się Godryk.
- Tak.
- Od kiedy jest w nim to zaklęcie? - zapytała Rowena.
- Od urodzenia. - odpowiedział wyżej zainteresowany.
- Czyją duszę blokuje? - dopytywał się Salazar.
- Moją. - odpowiedział Harry.
- Dlaczego? - odezwał się ponownie czarnowłosy. Percy, Harry i Jack spojrzeli po sobie, po czym bliźniacy spojrzeli na Percy'ego.
- Ja mam powiedzieć? - spytał z zaskoczeniem.
- Tak, pod warunkiem, że oni wiedzą skąd pochodzisz. - odpowiedzieli zgodnie. Percy podszedł do Założycieli i z pewnym oporem powiedział:
- Oczywiście, że widzą... - burknął, po czym zwrócił się do przyjaciół: - ...Słuchajcie, jak wiecie pochodzę z przyszłości, tak jak Nicole, Harry i Jack. Wiem o wielu magicznych sprawach, jak na przykład o twoim potomku Salazarze urodzonemu w XX wieku w połowie lat '20-tych i powiązaniu z Harrym, który urodził się w latach '80-tych tego samego wieku. - wyjaśnił.
- Ach tak. Co ma z tym wspólnego Jacob? - spytał Salazar.
- Już wyjaśniam. Harry w swoich czasach ma wroga, a jest nim twój potomek, Salazarze. Obaj są połączeni zaklęciem. Harry wyczuwa emocje twego potomka, szczególnie złość i gniew. Jack wyczuwa je także, gdyż są bliźniakami i używa nieświadomie Zaklęcia Duszy na Harrym chroniąc siebie nawzajem, ale to osłabia Harry'ego wzmacniając potomka. - wyjaśnił Percy.
- Czarna magia... - wyszeptał Slytherin. - ...Nie udane zaklęcie? Śmiertelne zaklęcie Avady? - spytał.
- Zgadza się. Skąd to wiesz? - spytał Harry.
- Gdzieś czytałem. - odpowiedział wymijająco. Nagle skądś poleciało zaklęcie, które uderzyło niespodziewanie w Rowenę. Wszyscy zareagowali chowając się w zamku. Źródłem tego była Morgana. Szła razem z Nicole u boku. Merlin leżał nie daleko obu kobiet. Nie poruszał się.
- Ej wy! Przestaniecie mnie ignorować?? - wrzasnęła. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem zabrali Rowenę do zamku.
- Niech to! Dostała urokiem suchoty. Jeśli nic nie zrobimy wyparuje z niej cała woda. Trzeba rzucić przeciw zaklęcie. Godryku, Helgo, Salazarze, nigdy was o nic nie prosiłem, ale najwyższy czas. Pomóżcie im. Idźcie i uratujcie Nicole. Harry, Jack, chodźcie ze mną. Musimy ratować Rowenę. - poprosił ich.
- Nie... - sprzeciwił się Salazar, gdy Percy zaczął się podnosić. - ...Jeśli to czarna magia to ja się tym zajmę. Pomogę jej. Percivaldzie, pójdę z tobą i Ravenclaw. Wy idźcie pomóc pannie Potter i mistrzowi. - oświadczył mężczyzna.
- Zgoda. - powiedziała Helga.
- No nie wiem. - odezwał się Jack.
- Percy, jesteś pewien? - spytał Harry.
- "Zachowajcie pozory" - powiedział telepatycznie jednocześnie uśmiechając się i mówiąc:
- Tak, jestem pewien. - odparł.
- Więc zgoda. - powiedzieli jednocześnie bliźniacy.
- Idź... - dodał Harry. - ...Jack, chodźmy i ratujmy naszą siostrę. - oświadczył i pobiegł ku Morganie. Helga stała w miejscu, Jack dopiero po chwili poszedł za bratem. Percy poszedł z Salazarem w głąb zamku lewitując przed sobą Rowenę.
Wyleczyli ją dość szybko. Na szczęście na tyle szybko, by zobaczyć to, co się działo na polu walki. Totalny kataklizm. Harry walczył zwinnie i szybko, a jego zaklęcia trafiały w cel. Jack mu dorównywał umiejętnościami. Helga, która dołączyła się do walki pół minuty potem była całkiem dobra, ale szybko traciła siły. Gdy obudzili Merlina on także dołączył do walczących, ale najwyraźniej Morgana chciała jak najszybciej walczyć właśnie z nim. Drugim problem był taki, że Morgana zasłaniała się ciałem Nicole, która była bardzo osłabiona, zakrwawiona i nie mogli trafić wiedźmy. Nagle obok nich pojawili się Salazar z Percym.
- Percivald! - zawołał Merlin.
- Salazar! - zwołały jednocześnie Helga i Rowena.
- Slytherin! Levender!... - krzyknęła Le Fay niespodziewanie przerywając walkę. - ...Cóż za miła niespodzianka! - dodała.
- Oddaj Nicole! - zawołał Harry.
- Ją? - spytała spojrzawszy na rudowłosą. Na jej twarzy było widać cierpienie, a oddech był nie równy.
- Tak! - krzyknęli jednocześnie Harry i Jack.
- Kim ona jest dla was, że tak bardzo ci na niej wam zależy, chłopcy? - zwróciła się do bliźniaków.
- Nie mówcie jej. - poradził mu Percy.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Bo ona jest gorsza od Toma... - szepnął. - ...Jeśli jej ulegniesz przemieni cię w swojego sługę, który bez sprzeciwu wykonuje jej rozkazy. Asorla. Coś na wzór zombi lub inferiusa, ale nim nie jest. Kieruje nimi dzięki pierścieniu, a dokładniej mocy Mrocznej Duszy. - wyjaśnił.
- Skończyliście? - warknęła Morgana.
- Tak!... - powiedział natychmiast Percy. - ...Słuchaj, Morgano, moi przyjaciele chcą odzyskać Nicole. - wyjaśnił jej.
- A jeśli się nie zgodzę? - spytała.
- Cóż, to walka będzie trwała dalej. - stwierdził. Kobieta przez chwilę milczała, ale zaatakowała Godryka. To ich przekonało, że się nie zgadza.
- Allan, ty nie potrafisz w ogóle interpretować przepowiedni! - głos dobiegał z krzaków po prawej stronie.
- Kto tam? - spytał Matt.
- Poznaje te ten głos. - odezwał się Allan.
- Ja też. - wtrącił się James.
- Ja również... - odezwała Aurelia. - ...Klark? To ty? - spytała.
- Czy mówicie o TYM Klarku Kencie? Synu Marka Kenta słynnego aurora i mojego mentora? - spytała Tonks.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie Allan, James, Lily i Aurelia ciągle wpatrując się w krzaki. Nagle z owych krzaków wyłonił się mężczyzna. Miał blond włosy i szare oczy.
- Witam, państwa. Jestem Klark Mark Kent. Szef aurorów. Chciałbym się do was dołączyć, gdyż wiem coś więcej na temat tej przepowiedni. Poza tym... - podszedł do Harry'ego. - ...to nie Allan interpretował tę przepowiednię z przed lat, lecz ja. Dotyczyła ona ciebie, Harry Potterze, którą wypowiedziała babcia Aliny Anderson. Jestem w tym dobry. - oświadczył.
- Ale, Klark! Ja chciałem ją rozgryźć! Nie rozumiałem tylko co znaczy "dwóch rodów"! - zawołał Allan.
- Cóż, trochę wyszedłem z wprawy. Jednak prawdą jest to, że w mojej rodzinie w wieku szesnastu lat z pokolenia na pokolenie uaktywnia się w nas gen zdolności do interpretacji przepowiedni. Z wiekiem potrafimy też przewidywać przyszłość, ale nie tak jak Regina Hoof czy Sybilla Trelawney. - powiedział skromnie.
- Co masz na myśli? - spytał Remus.
- Klark! Co zobaczyłeś? - spytała kobieta o czarnych włosach stojąca obok Petera.
- Ashley, mnie też miło cię widzieć. Allan, mogę zobaczyć tę przepowiednię?... - poprosił Klark. Mężczyzna podał mu kartkę z niechęcią. Blondyn przejrzał ją dokładniej zastanawiając się chwilę. - ...Tak, widzę teraz dokładnie. Allan dobrze zinterpretował ją, ale ja zobaczyłem przyszłość. - spojrzał na Harry'ego, Jacka i Nicole. - ...Musicie... - Szybkie kroki od strony zamku przerwały jego wypowiedź. Po chwili wyłoniła się z zarośli Elyon.
- Nicole! - zawołała. Z drugiej strony bariery też ktoś krzyczał. Był to Snape.
- Harry! - krzyknął.
- Severus? Co się stało? - spytał wyżej wymieniony podchodząc do niego szybkim krokiem.
- Harry!... - wydyszał - ...Śmierciożercy idą tu! Musicie jak najszybciej znieść barierę! - zawołał. Percy spojrzał na niego po czym powiedział telepatycznie do swojej przyjaciółki:
- "Elyon, nadszedł czas. Muszą przenieść się do przeszłości. Trzeba to im umożliwić. Poinformuj swoją siostrę. Zajmij się tym. Tylko ty możesz to zrobić. Tylko ty masz z nią bezpośredni kontakt" - zwrócił się do niej. Ta dyskretnie skinęła głową.
- Severusie, po drugiej stronie jest nasza siostra. Zrobię to, gdy tylko Nicole porozmawia Elyon Percy'ego. - odparł pokazując na nie obie rozmawiające ze sobą.
Tymczasem po drugiej stronie bramy...
- Nicole, Śmierciożercy mnie gonią! Musisz jak najszybciej przenieść się w czasie razem z braćmi! Mną ani uczniami się nie przejmujcie. Bariera ich oszołomi. - oświadczyła.
- Ale co mamy zrobić? - spytała Nicole.
- Musicie wypowiedzieć pewną formułę zaklęcia. Przeniesiecie się w pewne miejsce. - wyjaśnił Klark, najwyraźniej słysząc ich rozmowę.
- I co mamy zrobić? - spytał Harry patrząc na obie kobiety. Elyon podała Nicole kartkę, a ona pokazała ją braciom, którzy ją odczytali.
- Zbliżcie ręce do bariery, a reszta niech się odsunie najdalej jak może. - nakazała Elyon. Jack kazał im to zrobić. Wszyscy odsunęli się za najdalsze drzewa. Za to rodzeństwo Potter przyłożyli prawe dłonie do bramy. Gdy tylko to zrobili ich źrenice zniknęły. Nagle zaczęli, jak zahipnotyzowani, recytować formułkę zaklęcia:
Bariera, która rozchodziła się wzdłuż terenów szkoły zniknęła w momencie, gdy oni zniknęli. Nie podejrzewali, że ta przygoda ich odmieni...
~~*~~
Pojawili się w zupełnie innym miejscu...
Tymczasem Harry...
"Czuję ciepło. Nieprzeniknione ciepło. Gdzie ja jestem? Czy to niebo? Na czymś leżę. Na pewno leżę" - otworzył oczy i podniósł się. Zobaczył śpiącą Nicole po swojej lewej, a po prawej stronie Jacka. Rozejrzał się dookoła. Widział wokół biel i tylko biel. Nagle zobaczył kogoś nieznanego sobie. Postanowił obudzić rodzeństwo
- Nicki, Jack, obudźcie się, szybko! Ktoś tu idzie! No, obudźcie się! - wołał.
W międzyczasie Nicole...
Otwiera oczy. - "Czy to raj? Jestem w raju?" - spytała w myślach. Zobaczyła nad sobą Harry'ego.
- Co tak wrzeszczysz? - spytała cichym głosem oburzona Ruda, po czym usiadła.
Jack...
"Co się dzieje? Czuje nagość i kto tak krzyczy?..." - otworzył oczy i nagle zakrył się. Spojrzał na rodzeństwo.
- Hej. Co się tu dzieje? - spytał Jack.
- Mnie nie pytaj. - odpowiedział Harry.
- Nicole, co robisz? - spytał Jack.
- Chcę nam wyczarować ubrania. - wyjaśniła. Zanim zdołała je wyczarować one się pojawiły tuż przed nimi. Spojrzeli po sobie i bez wahania natychmiast je założyli.
- Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - spytał Harry.
- Jesteście między czasem a przestrzenią. - rozległ się czyjś głos za nimi. Obejrzeli się. Stała tam... Elyon? Ale... wyglądała inaczej. Była brunetką i miała czarny strój.
- Elyon! - zawołali jednocześnie.
- Powiedz nam o co tu chodzi? - poprosiła Nicole.
- Nie jestem Elyon, panno Potter. Na imię mam Noyle... - (od autorki: czyt. nojl). - ...i jestem jej siostrą-bliźniaczką. Jestem także strażniczką Portali Między Wymiarowych I Czasowych.... - wyjaśniła. - ...Z Elyon nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. - w jej tonie czuć było było smutek.
- A co się stało? - dopytywał się Jack.
- To nie ważne. Elyon prosiła mnie bym was przeniosła do przeszłości w czasy Założycieli. Sami mnie też o to prosiliście. - oświadczyła uśmiechając lekko.
- My prosiliśmy? - spytał Harry zaznaczając pierwsze słowo. Kobieta skinęła głową.
- Jak? - wtórował mu Jack.
- Zaklęcie... - odparła krótko. - ...Wypowiedzieliście zaklęcie przenoszące. Przyprowadziło was ono do mnie bym mogła przenieść was do czasów Wielkiej Piątki. Elyon wyjaśniła mi kim jesteście i jaką macie misję do wykonania. Wspomniała też o przepowiedni dotyczącej was, a także waszej matki i Lorda Voldemorta... - oświadczyła. Cała trójka popatrzyli po sobie. Jednak Noyle kontynuowała. - ...Posłuchajcie mnie uważnie. Pomogę wam ze względu na moją siostrę, ale musicie pamiętać, że jest to niebezpieczna podróż. Przechodząc przez portal uzyskacie ogromną moc. O wiele większą niż sam Lord Lordów czy Morgana le Fay, a nawet Merlin i jego uczniowie, poza Percivaldem Levederem. Jedynym warunkiem jest to, byście mieli czyste serca i jasne umysły. Uzyskacie też ogromną wiedzę. Poza tym każde z was musi poświeć część swojego życia dla większego dobra. - oświadczyła.
- Większego dobra? - zdziwił się Jack.
- Ale o co dokładniej ci chodzi? - spytała Nicole.
- Chodzi mi o to, że każde z was ma poświęcić część własnego życia czemuś dobremu, a wpłynie to na dalsze wydarzenia tyczącej się waszych dzieci i wnuków. Ty, Wybrańcze już wiesz co się z tobą stanie. Twoją misją jest nie tylko pokonać Lorda Voldemorta, ale też poświęcić się podróży w czasie, czyli przybyć do przeszłości razem ze swoją Elyon i podróżować w czasie od czasów Założycieli aż do roku 2028, gdzie ty staniesz się Percym Levenderem, a on stanie się z powrotem tobą i zostanie tam, a ty w odpowiednim momencie przeniesiesz się w przeszłość. - wyjaśniła Noyle.
- A my? - spytał Jack.
- Ty, Jacobie musisz być najpierw świadom swojej mocy zanim was wyślę do przeszłości. To będzie dla waszego brata próba wiedzy i mocy. - oświadczyła.
- Jak to? - spytali jednocześnie.
- Posłuchaj, Jack. Twoja moc była aktywna już od urodzenia. - wyjaśniła Noyle.
- Jaka moc? - dopytywał się Puchon. Noyle przygryzła wargi, ale za nią odezwała się Nicole:
- Rzucono na ciebie zaklęcie Fideliusa. - wyrzuciła z siebie młodsza Ruda.
- Nie, panno Potter. To nie jest zaklęcie Fideliusa, ale można to też tak określić, ale to nie to. - oświadczyła.
- Więc co to jest? - spytał Harry.
- Jest to bardzo złożone zaklęcie, Jack. Polega ono na tym, że masz władzę nad duszami innych ludzi. Potrafisz nieświadomie blokować umysł innych ludzi przed wrogami, którzy staną wam na drodze. W tym przypadku Harry'ego i jednocześnie Levendera. Obecnie jest nim Lord Voldemort, ale z czasem.... - tu Noyle zwiesiła głos.
- A wiadomo kto to zrobił? Kto rzucił na niego zaklęcie i jak ono się nazywa? - spytała Nicole.
- Nie mogę wypowiedzieć tego słowa, bo wtedy stanie się coś złego. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - powiedział Harry.
- Nazywam go po prostu Zaklęciem Duszy. Poza tym Jack jest Przepowiadaczem Snów, ale to już wiecie. Dobra. Koniec tego. Trzeba was przenieść w czasie. Jack, czy już rozumiesz na czym polega twoja moc? - spytała Noyle.
- Tak. - odpowiedział.
- Świetnie. A ty, Nicole? - zwróciła się do dziewczyny.
- Wiem tylko, że mam ich chronić. Jestem ich Strażniczką. - odparła.
- Dobrze. Możemy zaczynać... - zrobiła kilka kroków w bok i wyciągnęła rękę, po czym spytała: - ...Gotowi? - spytała.
- Tak! - zawołali równocześnie.
- Dobra... - następnie powiedziała w stronę pustej przestrzeni: - ...Fuq kmand tiegħi, ħallihom jiftħu l-kanċelli tal-ispazju! Ħalli t-tliet magħżul se jirċievu l-ogħla qawwa ta 'magicians madwar id-dinja ta' maġija! Ħallihom jimxu lejn l-Kbir ħames!... - wyrecytowała. (Tł. z maltańskiego: Na mój rozkaz niech otworzą się wrota czasoprzestrzeni! Niech trójka wybranych otrzymają moc najwyższych magów całego świata magicznego! Niech przeniosą się do czasów Wielkiej Piątki!) Nagle pojawił się portal w kształcie spirali.
Powiał nagle wiatr, a ubrania rodzeństwa Potter zmieniły się na szaty. Były ładniejsze i jakby nie z tej epoki.
- Wow! - wyrwało się braciom.
- Jeju! Ale śliczna! - zachwyciła się Nicole gładząc suknie.
- Wejdźcie. Wewnątrz będziecie wiedzieć co robić. - powiedziała do nich. Cała trójka spojrzeli po sobie. Weszli do środka żegnając się z kobietą. Idąc widzieli wokół siebie światła o różnych kolorach. Nagle usłyszeli czyjś odległy głos. Brzmiało jak zaklęcie.
- To chyba zaklęcie, które słyszeliśmy na ekranie stworzonym przez Eylon... - zauważyła Nicole. - ...Wypowiadał je Merlin, by sprowadzić trójkę potężnych magów.
- Masz rację, siostro. Musimy im pomóc. - zasugerował Harry. W tym momencie zobaczyli tunel, którym podążyli. Po chwili podłoże, którym szli opadało łagodnie w dół. Zobaczyli w dole błonia. Rozejrzeli się. Zobaczyli kilkoro ludzi. Rozpoznali wszystkich.
- Powstańcie... - przemówił Jack. - ...Kto nas wezwał? - spytał. - "Kompletne deja vi" - pomyślał Harry.
- Ja. - odezwał się Merlin.
- Po co nas wezwałeś i kim jesteś? - spytała Nicole.
- Jestem Merlin Wielki, a to są moi uczniowie... - wskazał na piątkę klęczących osób tuż za sobą. - ...Sprowadziłem was tutaj byście nam pomogli ochronić szkołę Hogwart przed Morganą Le Fay i jej sługami. - wyjaśnił.
- Powiedz nam, Merlinie, jak długo walczysz z Morganą? - spytał Harry.
- Już bardzo długo, panie. Prawie całe jej życie. Wraz z Percivaldem uczyliśmy ją czarów, ale ona przeszła na złą stronę. - wyjaśnił.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Morgana ma przyrodnią siostrę, Morgause, a ona uczyła się u złej wiedźmy Katherine. - wyjaśnił Merlin.
- Rozumiem. Chcecie byśmy ochronili Hogwart przed nimi? - upewniła się Nicole.
- Tak, pani. - odpowiedział Merlin.
- Dlaczego nas o to prosicie? - spytała.
- Prastare proroctwo mówi, że: "Kobieta urodzi troje dzieci ze szlachetnego rodu, ale z mężczyzny osieroconego przez rodziców i nieznającego miłości, jednak nie z tego czasu... Dostaną się oni do różnych domów, gdyż mają różne cechy i w różnych warunkach się wychowali...Trójka ta zostaną obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi... Jedno z dzieci Strażniczką dwójki się stanie i ochraniać Wybrańca Losu musi. Drugie dziecko bliźniakiem Wybrańca jest, ale ducha jego ochrania. Trzecie dziecko Wybrańcem się stał bezwolnie, a jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los... Oddzielnie są słabi, ale razem stworzą barierę, która niczego nie przebije. Zostaną sprowadzeni z przyszłości i barierę stworzą, by chronili szkołę magii po wieki... Gdy wrócą Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów..." - wyrecytował Merlin.
- Rozumiem. Czyli chodzi o nas i mego ojca. - zamyśliła się Nicole.
- Twego ojca, pani? - spytał Merlin.
- Tak. - odpowiedziała.
- Pomożemy wam ochronić szkołę. - oświadczył Jack.
- Ale najpierw chcemy porozmawiać z panem Levenderem. - poprosił Harry zerkając na niego.
- Oczywiście, panie. - odpowiedział. Harry machnął ręką na wyżej wymienionego. Ten podszedł do nich zerkając nie pewnie na swych przyjaciół.
- Słucham? - spytał.
- Percy, opowiesz nam jaka jest sytuacja? - poprosił Harry pokazując na Założycieli, Merlina i całą okolicę.
- A ty nie wiesz? - zapytał.
- Nie. Nie wiemy co się dzieje. Nikt nam nie powiedział dokładniej o co chodzi. - potwierdził Harry pokręciwszy głową. Szli teraz w kierunku jeziora, by na spokojnie porozmawiać.
- Wiemy tylko, że mieliśmy zostać przeniesieni do przeszłości. - zakończył Jack.
Percy opowiedział ogólnikowo co się działo od dnia, gdy urodziła się Morgana aż do dzisiaj.
- Czyli mamy rozumieć, że żaden z Założycieli prócz Slytherina, ciebie i Merlina nie wie o mrocznej mocy Morgany? - zdziwiła się Nicole.
- Tak. Dodałbym, że ja mam więcej informacji na temat mrocznej strony Morgany i Salazara, a Merlin na temat jej siostry, która ją przeciągnęła na złą stronę. Wkrótce Sal będzie zły. - wyjaśnił z niesmakiem.
- Rozumiem. To delikatna sprawa. Czy Morgana jest już dorosłą kobietą? - spytał Harry.
- Tak i to potężną wiedźmą. - dodał Percy.
- Ach tak.
- Więc co robimy? - spytał Jack.
- Mnie pytacie? To wy jesteście tu od myślenia. - żachnął się Percy. Cała trójka spojrzeli po sobie. Miał rację. Co to powiedziały Elyon i Noyle? Na miejscu będziecie wiedzieć co robić. Ich celem było ochronić Hogwart przed Morganą i zdobyciu Mrocznej Duszy. Tak głosiła przepowiednia i rada Eylon.
- Gdzie jest teraz Morgana? - spytał Harry.
- Jakieś 6 mil stąd za lasem. - odparł pokazując na las. Nicole wpatrywała się w jakiś punkt próbując sobie coś przypomnieć. Po jakimś czasie zawołała.
- Wpadło mi coś do głowy! Percy, masz mapę Hogwartu? - spytała.
- Myślałem, że już nigdy nie poprosisz... - zachichotał sięgając za pazuchę. - ...Masz. - podał ją jej.
- Dzięki! Mam pomysł! Chodźcie!... - zawołała. Chwyciła Harry'ego za ramię i pociągnęła ku Założycielom. - ...Słuchajcie, mam pomysł jak uchronić szkołę przed Morganą, jej sługami oraz przed Mugolami. - wypaliła na wstępie.
- Jaki, pani? - spytał Merlin.
- Levender będzie stał na czatach i wypatrywał czy Morgana nie nadchodzi, a my zajmiemy się rzucaniem zaklęć. Najpierw wy rzucicie swoje najpotężniejsze zaklęcia ochronne, a potem my troje rzucimy swoje. Zgadzacie się? - wyjaśniła Nicole. Wszyscy spojrzeli na nią. Plan był prosty, gdyby nie jeden szkopuł...
- Ja się nie zgadzam. - odezwał się Salazar.
- No i się zaczyna. - szepnął poirytowany Percy przewracając oczami.
- Masz coś do mnie, Levender? - warknął czarownik.
- Nie, Salazarze. Nie mam. Tylko chcę wiedzieć czemu się nie zgadzasz na rzucanie tych zaklęć? - spytał Percy.
- Nie zgadzam się,... - zaczął powoli zimnym jak lód głosem. - ...bo to dzieciaki! - krzyknął ostatnie trzy słowa. Na minutę zrobiło się cicho.
- Jak śmiesz?! - zawołała Rowena.
- Panie Slytherin, czemu nie chce pan byśmy rzucili te zaklęcia? - spytała Nicole. Mężczyzna spojrzał na nią. Zmierzył ją wzrokiem, po czym odparł.
- Nie będę przyjmował rozkazów od dzieciaków! - oświadczył. Dzieciaków?
- Jak śmiesz?! - krzyknęła Nicole zaciskając dłonie w pięść. Nagle na niebie zebrały się chmury i rozpętała się gwałtowna burza. Strzelały pioruny i błyskawice, potem niespodziewanie rozpadał się deszcz, a chwilę potem gwałtowny grad. Wszyscy pobiegli ku zamkowi, by się uchronić przed tym zjawiskiem, ale nie Nicole, która nie robiła sobie nic z tej burzy. Stała dalej w tym samym miejscu wściekła na bladego czarownika. Nie panowała nad sobą a tym samym nad pogodą
- Ty... - Slytherin zwrócił się do Harry'ego dysząc szybko. - ...uspokój ją lepiej. - poprosił.
- Ja?... - spytał krzyżując ręce na piersi odwracając głowę. - ...A kto ją sprowokował? - warknął po chwili. W jego oczach widać było iskry złości.
- Tak. Ty. Jest ci bliska, prawda? - spytał Harry'ego.
- Tak, zgadza się. Jest naszą siostrą. - wyjaśnił.
- Salazarze,... - odezwał się Percy. Ten spojrzał na niego w milczeniu. - ...To ty powinieneś pójść do niej i przeprosić. - oznajmił.
- Czemu ja? - spytał.
- Bo ty jesteś źródłem jej gniewu... - odparł. - ...Teraz widzisz jak potężna jest jej moc. Pod wpływem emocji może wywołać burzę z gradem i piorunami, a być może nawet coś jeszcze gorszego. Nie powinieneś ignorować potęgi tej trójki. Nie zapominaj też o przepowiedni i co stąd zabiorą. - oświadczył Percy. Salazar wpatrywał się w przyjaciela przez kilka chwil trawiąc jego słowa, potem spojrzał na Harry'ego, Jacka, a na końcu na Nicole stojącą pośrodku polany wściekłą na cały świat.
- Może masz rację... Ej ty, masz na imię Harry? - spytał się zielonookiego.
- Tak.
- Słuchaj... Harry, twoja siostra jest na mnie zła. Muszę to naprawić. Potrzebuję twojej pomocy. Trzeba ją uspokoić. Jeśli sam tam pójdę coś może mi zrobić. Jesteś jej bratem, a widziałem w jej oczach, że nie zrobiłaby ci krzywdy nim się wściekła... - urwał, bo usłyszał głos swego mistrza:
- Salazarze! - krzyknął Merlin.
- O co chodzi, mistrzu? - spytał spojrzawszy na niego.
- Spójrz! - zawołał wskazując na polanę. Wszyscy zauważyli, że przestał padać deszcz, a niebo się rozpogadzało, ale wiatr dalej wiał. Pośrodku polany stały... Morgana z Nicole! Kobieta obejmowała ramieniem szyję dziewczyny.
- Merlinie, wychodź! Mamy nie dokończone sprawy! Jeśli nie wyjdziesz ta dziewczyna zginie! - oświadczyła.
- To Morgana, ale... jest jakaś inna... - wymamrotał Harry przyglądając się kobiecie.
- Inna? Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała Helga.
- Widzisz, Helgo, ja i moje rodzeństwo pochodzimy z przyszłości o dobre tysiąc lat do przodu. Spotkałem tylko raz Morganę. Była w ciele ojca mego śmiertelnego wroga. Porozumiewała się z nim telepatycznie. Gdy zobaczyłem jej prawdziwą postać była duchem i wyglądała inaczej niż teraz... - wyjaśnił. Nastało milczenie. - ...Słuchajcie, czy Morgana ma czarny pierścień w kształcie czarnego serca? - spytał się Założycieli. Cała czwórka popatrzyli po sobie, a po chwili Rowena odpowiedziała:
- Tak, ma taki pierścień od jakiegoś czasu... - odparła. Percy i Harry spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Harry ponownie spojrzał na nich i spytał: - ...A czy miała pierścień z kamieniem, który miał kształt serca i miał błękitny kolor? - dopytywał się.
- Tak, miała. Bardzo go lubiła. - odparła Rowena. Percy najwyraźniej coś sobie przypomniał, bo powiedział:
- Zaraz wracam! Zajmijcie ją czymś! - zawołał Percy.
- Percy, gdzie idziesz? - spytał wołając za nim Harry.
- Do biblioteki! - odkrzyknął.
- Do biblioteki? Po co? - zdziwił się Godryk.
- Ja chyba wiem. - odezwał się Merlin. Wszyscy na niego spojrzeli z zainteresowaniem.
- Skąd wiesz, Merlinie? - spytał Harry.
- Umiem czytać w myślach. - wyjaśnił. Bliźniacy spojrzeli po sobie znacząco.
- Jesteś Legilimentą?? - krzyknęli jednocześnie chłopcy.
- Kim? - zdziwiła Helga.
- Legilimentą. Czyli osobą, która potrafi czytać w myślach. Potrafi wchodzić w umysły innych osób oraz manipulować ich myślami i wspomnieniami. Nie odkryliście jeszcze tego? - zdziwił się Jack. Prawie wszyscy spojrzeli na Merlina, ale chłopcy patrzyli na Salazara. Szczególnie Harry.
- Harry, Jack... - Nagle, nie wiadomo skąd obok nich pojawił się Percy. Ci spojrzeli na niego z pytającym wzrokiem. - ...Mogę was obu prosić na słówko? - poprosił. Bliźniacy poszli za nim do jakiejś sali i zamknęli się w niej.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Chodzi oto żebyście nie zmieniali biegu historii. Właśnie w tej chwili Elyon poinformowała mnie, że z powodu złości Nicole coś się stało w czasoprzestrzeni. Czy Noyle powiadomiła was o zmianie biegu wydarzeń, gdy zostaniecie przeniesieni w czasie? - spytał.
- Nie. Tylko powiadomiła nas, że podróż w czasie może być niebezpieczna. - wyjaśnił Jack.
- To właśnie miała na myśli! Chciała was ostrzec. Nie jest bezpośrednia. Gdy się z nią rozmawia trzeba czytać między wierszami i przewidzieć dalsze wydarzenia. Tak działa podróż w czasie. Chodzi mi oto, że musicie odczytywać jej reakcje podczas rozmów z nią. Gdy się ponownie spotkacie nie dyskutujcie z nią na ten temat i nie kłóćcie się, bo może się zdenerwować. Może wysłać was w bardzo odległe czasy np. do czasów ery dinozaurów w ramach kary. - objaśnił.
- Uuu.... Kiepsko. - jęknął Jack.
- Straszne. - wyjąkał Harry.
- To prawda. Wiecie dlaczego? Imię Noyle jest przeciwieństwem Elyon. Ich imiona są pisane wspak. Jakkolwiek napiszesz, czy na literę "E" czy na literę "N" wyjdzie ci jedno z tych imion. Są jak woda i ogień. Noc i dzień. Dobro i zło. Są one córkami Lucyfera i Estery. Szatana i Anioła. Kiedyś, na początku świata, gdy ziemia była bardzo młoda Lucyfer zstąpił na ziemię by kusić ludzi. Spotkał tam anioła o imieniu Estera. Była ona siostrą Michała Anioła. Najpiękniejszą istotę ze wszystkich aniołów. Każdy człowiek zobaczył by w niej tylko piękno, dobro i szacunek do niej, ale Lucyfer zobaczył więcej, mimo że był zły. Przybrał postać zwykłego człowieka i podszedł do niej z pytaniem: Czemu jest taka smutna? Jednak jako anioł potrafiła wyczuć zło od każdego i zawołała do niego: Idź stąd, Szatanie! Zostaw mnie! Precz! A kysz! Na ten test przybrał swoją prawdziwą postać. Wciąż próbował ją przekonywać do siebie przez wiele lat. W końcu mu uległa pół wieku później i wyjaśniła mu, że została wygnana z nieba. Stała się upadłym aniołem. Na co on podarował jej pierścień, dzięki któremu mogła porozumiewać się z nim jeśli będą oddzieleni od siebie. - wyjaśnił młodzieniec.
- I co zrobiła? - spytał Harry.
- Przyjęła go? - wtórował mu Jack.
- Tak. W końcu mu uległa na tyle, by mu zaufać. Przebywała często na ziemi wśród ludzi. Przejęła ich cechy i zwyczaje. Kochała ich, a oni ją. Po pewnym czasie dała mu ultimatum. Jeśli przyrzeknie na swą moc nie krzywdzić ludzi obieca dać mu dziecko, które będzie rządzić na ziemi. Wtedy on wróci do Piekła i będzie kusić ludzi stamtąd, a ona powróci do Nieba po urodzeniu dziecka. Niestety... - tu wzruszył ramionami, ale za niego dokończył Harry:
- Urodziły się bliźniaczki. Elyon i Noyle. - powiedział.
- Tak. Był wściekły i zarazem szczęśliwy. Urodziła mu dzieci, ale nie mógł się zdecydować, która z nich ma rządzić na Ziemi. Ze złości zmienił moc pierścienia, w którym była jego miłość i nienawiść do Estery. - oświadczył.
- Mroczna Dusza!... - krzyknął Harry.
- W pierścieniu jest nienawiść Lucyfera do Estery, czyli po prostu Mroczna Dusza? - spytał Jack.
- Tak. Jest tam napisany łaciński napis: "Tenebris Anima non conciliat. Cor mundum non nisi duo amores, alteri sacrificium". - wyjaśnił.
- A co to znaczy? - spytał Jack.
- To znaczy, tu cytuję: "Mrocznej Duszy nikt nie zwycięży. Może to zrobić tylko czysta miłość dwóch serc lub poświęcenie drugiej osoby". - wyjaśnił.
- Musimy go zdobyć! - zawołał zielonooki biegnąc ku miejscu, gdzie stali Założyciele.
- Poczekaj no, Harry!... - zawołał Percy stanąwszy przed nim. - ...Ty nie znasz Morgany Le Fay tak dobrze jak Merlin i jej możliwości jak ja. Jeśli tam pójdziesz ona może ciebie zabić na miejscu. Macie większą moc i wiedzę, to fakt, ale nie macie doświadczenia w pojedynkach na tak wysokim poziomie! Ona zna starożytną magię, wy nie. Jeśli cię zabije, Harry to kto pokona Voldemorta i nauczy przyszłych wybrańców jak pokonać Mistrza Mistrzów? - spytał.
- Więc jak zdobędziemy pierścień Morgany odbijając Nicole całą i zdrową z jej rąk wracając cało z powrotem do naszych czasów? - spytał zielonooki.
- No właśnie jak wrócimy? - zapytał Jack.
- Tym się nie martwcie. Wystarczy, że wypowiecie dwa słowa otwierające myśląc o Noyle. Otworzy się wtedy portal taki sam, jakim tu przybyliście. Gdy ja je wypowiem przeniosę się w czasie, więc wybaczcie, nie pójdę z wami. Muszę tutaj zostać, by dalej się szkolić. Poza tym musimy jeszcze unormować stosunki między Założycielami. - W tym momencie Jack spojrzał w kierunku wyżej wymienionych.
- Zobaczcie! Oni się kłócą!... - zawołał pokazując na dwóch przyszłych wrogów wyglądając przez okno pomieszczenia. - ...Musimy ich uspokoić! Oni się zaraz pozabijają!... - zawołał widząc, że Salazar celuje mieczem w Godryka. On też wyjął miecz. Harry nawet stąd rozpoznał miecz zrobiony przez goblinów.
- Szybko, chłopaki! Pomóżcie mi! Rozdzielmy ich! Harry, zajmij się Godrykiem, a ja zajmę się Salazarem! Jack uspokój Helgę i Rowenę! Potem powiedz Merlinowi, by poszedł w końcu do Morgany i z nią pogadał. Tobie uwierzy, mnie nie... - oświadczył, po czym we trójkę wybiegli z zamku. Gdy stanęli w progu zamku Percy oznajmił: - ...Harry, Jack, na "trzy" rzucamy zaklęcie rozbrajające na Salazara i Godryka. - oświadczył.
- Zgoda. - powiedzieli jednocześnie. Pobiegli do nich i w biegu rzucili zaklęcie.
- Expelliarmus! - potrójne zaklęcie rozbrajające zwaliło mężczyzn z nóg i odrzuciło kawałek od siebie. Jack pobiegł ku kobietom i próbował uspokoić. Gdy się trochę uspokoiły podszedł do Merlina i przekazał wiadomość od Percy'ego.
- Dobrze, panie Jack. Zrobię to. Pójdę do niej jeśli sobie tego życzysz. - oświadczył Merlin.
- Chwileczkę, Merlinie. - Jack patrzył na niego w zamyśleniu.
- Tak, panie? - spytał.
- Ty przecież rzuciłeś zaklęcie, które powinno nami owładnąć, a nie tobą. - zauważył.
- Skąd wiesz jakiego zaklęcia użyłem, panie? - spytał mężczyzna.
- Sprowadziłeś nas z przyszłości, Merlinie i zobaczyliśmy co, to za zaklęcie. Znaczy się mój brat, Harry ożywił was pod koniec XX wieku, a ty nam pokazałeś tłumaczenie tego zaklęcia. - wyjaśnił.
- W jaki sposób je zobaczyliście? - spytał.
- Poprzez Elyon Percy'ego, która nam pokazała przeszłość na specjalnym ekranie, ale tylko do wypowiedzenia przepowiedni. Dalej już nie, gdyż Percy nie chciał oglądać twierdząc, że nie chce na to patrzeć. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Porozmawiam sobie później z moim uczniem. - oświadczył i poszedł do Morgany.
Gdy Jack wrócił do braci ci próbowali jak mogli nie dopuścić do ponownego pojedynku między dwoma czarodziejami, którzy znowu się kłócili.
- Ktoś powinien nauczyć cię szacunku do starszych! - krzyczał Godryk, a z jego różdżki tryskały szkarłatne i złote iskry.
- Ta! Jasne! A ciebie do silniejszych! - odkrzyknął mu Salazar, a z jego postaci promieniowała złowroga aura.
- USPOKÓJCIE SIĘ OBAJ! Po co te kłótnie? Tylko zgodą i pokojem możemy pomóc rodzeństwu Potter. Chcecie przecież by Hogwart był przez nich chroniony, a wy chcecie przejść do historii magicznego świata? - zawołał Percy stojąc pomiędzy nimi.
- No... Tak, chcemy. - wymamrotał Godryk, a Salazar westchnął tylko.
- Dobrze. Jack, zbliż się. - poprosił zauważywszy Puchona. Chłopak podszedł do niego i spytał:
- Słucham?
- Czas byś użył swojej mocy. Roweno, Helgo, Salazarze, Godryku proszę was byście mu pomogli w wydobyciu tej mocy z jego wnętrza. - oświadczył.
- A co to za moc? - spytała Rowena.
- W jego ciele jest zaklęta moc Ducha Władzy. - oświadczył Percy.
- Zaklęcie Ducha Władzy? - zamyślił się Godryk.
- Tak.
- Od kiedy jest w nim to zaklęcie? - zapytała Rowena.
- Od urodzenia. - odpowiedział wyżej zainteresowany.
- Czyją duszę blokuje? - dopytywał się Salazar.
- Moją. - odpowiedział Harry.
- Dlaczego? - odezwał się ponownie czarnowłosy. Percy, Harry i Jack spojrzeli po sobie, po czym bliźniacy spojrzeli na Percy'ego.
- Ja mam powiedzieć? - spytał z zaskoczeniem.
- Tak, pod warunkiem, że oni wiedzą skąd pochodzisz. - odpowiedzieli zgodnie. Percy podszedł do Założycieli i z pewnym oporem powiedział:
- Oczywiście, że widzą... - burknął, po czym zwrócił się do przyjaciół: - ...Słuchajcie, jak wiecie pochodzę z przyszłości, tak jak Nicole, Harry i Jack. Wiem o wielu magicznych sprawach, jak na przykład o twoim potomku Salazarze urodzonemu w XX wieku w połowie lat '20-tych i powiązaniu z Harrym, który urodził się w latach '80-tych tego samego wieku. - wyjaśnił.
- Ach tak. Co ma z tym wspólnego Jacob? - spytał Salazar.
- Już wyjaśniam. Harry w swoich czasach ma wroga, a jest nim twój potomek, Salazarze. Obaj są połączeni zaklęciem. Harry wyczuwa emocje twego potomka, szczególnie złość i gniew. Jack wyczuwa je także, gdyż są bliźniakami i używa nieświadomie Zaklęcia Duszy na Harrym chroniąc siebie nawzajem, ale to osłabia Harry'ego wzmacniając potomka. - wyjaśnił Percy.
- Czarna magia... - wyszeptał Slytherin. - ...Nie udane zaklęcie? Śmiertelne zaklęcie Avady? - spytał.
- Zgadza się. Skąd to wiesz? - spytał Harry.
- Gdzieś czytałem. - odpowiedział wymijająco. Nagle skądś poleciało zaklęcie, które uderzyło niespodziewanie w Rowenę. Wszyscy zareagowali chowając się w zamku. Źródłem tego była Morgana. Szła razem z Nicole u boku. Merlin leżał nie daleko obu kobiet. Nie poruszał się.
- Ej wy! Przestaniecie mnie ignorować?? - wrzasnęła. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem zabrali Rowenę do zamku.
- Niech to! Dostała urokiem suchoty. Jeśli nic nie zrobimy wyparuje z niej cała woda. Trzeba rzucić przeciw zaklęcie. Godryku, Helgo, Salazarze, nigdy was o nic nie prosiłem, ale najwyższy czas. Pomóżcie im. Idźcie i uratujcie Nicole. Harry, Jack, chodźcie ze mną. Musimy ratować Rowenę. - poprosił ich.
- Nie... - sprzeciwił się Salazar, gdy Percy zaczął się podnosić. - ...Jeśli to czarna magia to ja się tym zajmę. Pomogę jej. Percivaldzie, pójdę z tobą i Ravenclaw. Wy idźcie pomóc pannie Potter i mistrzowi. - oświadczył mężczyzna.
- Zgoda. - powiedziała Helga.
- No nie wiem. - odezwał się Jack.
- Percy, jesteś pewien? - spytał Harry.
- "Zachowajcie pozory" - powiedział telepatycznie jednocześnie uśmiechając się i mówiąc:
- Tak, jestem pewien. - odparł.
- Więc zgoda. - powiedzieli jednocześnie bliźniacy.
- Idź... - dodał Harry. - ...Jack, chodźmy i ratujmy naszą siostrę. - oświadczył i pobiegł ku Morganie. Helga stała w miejscu, Jack dopiero po chwili poszedł za bratem. Percy poszedł z Salazarem w głąb zamku lewitując przed sobą Rowenę.
Wyleczyli ją dość szybko. Na szczęście na tyle szybko, by zobaczyć to, co się działo na polu walki. Totalny kataklizm. Harry walczył zwinnie i szybko, a jego zaklęcia trafiały w cel. Jack mu dorównywał umiejętnościami. Helga, która dołączyła się do walki pół minuty potem była całkiem dobra, ale szybko traciła siły. Gdy obudzili Merlina on także dołączył do walczących, ale najwyraźniej Morgana chciała jak najszybciej walczyć właśnie z nim. Drugim problem był taki, że Morgana zasłaniała się ciałem Nicole, która była bardzo osłabiona, zakrwawiona i nie mogli trafić wiedźmy. Nagle obok nich pojawili się Salazar z Percym.
- Percivald! - zawołał Merlin.
- Salazar! - zwołały jednocześnie Helga i Rowena.
- Slytherin! Levender!... - krzyknęła Le Fay niespodziewanie przerywając walkę. - ...Cóż za miła niespodzianka! - dodała.
- Oddaj Nicole! - zawołał Harry.
- Ją? - spytała spojrzawszy na rudowłosą. Na jej twarzy było widać cierpienie, a oddech był nie równy.
- Tak! - krzyknęli jednocześnie Harry i Jack.
- Kim ona jest dla was, że tak bardzo ci na niej wam zależy, chłopcy? - zwróciła się do bliźniaków.
- Nie mówcie jej. - poradził mu Percy.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Bo ona jest gorsza od Toma... - szepnął. - ...Jeśli jej ulegniesz przemieni cię w swojego sługę, który bez sprzeciwu wykonuje jej rozkazy. Asorla. Coś na wzór zombi lub inferiusa, ale nim nie jest. Kieruje nimi dzięki pierścieniu, a dokładniej mocy Mrocznej Duszy. - wyjaśnił.
- Skończyliście? - warknęła Morgana.
- Tak!... - powiedział natychmiast Percy. - ...Słuchaj, Morgano, moi przyjaciele chcą odzyskać Nicole. - wyjaśnił jej.
- A jeśli się nie zgodzę? - spytała.
- Cóż, to walka będzie trwała dalej. - stwierdził. Kobieta przez chwilę milczała, ale zaatakowała Godryka. To ich przekonało, że się nie zgadza.
1 komentarz:
u mnie tez cos dla potterheads ;)
podoba mi sie^^ :)
Prześlij komentarz