Gdy tam dotarł zobaczył na miejscu nie tylko więźniów z Koszmarnego Dworu, ale też Camille i jej córkę Rachel, Petera, Reginę, jej rodziców i jego babcię Joanne. Podbiegł do nich.
- Harry, co się stało?... - spytała Jo zauważywszy wnuka biegnącego ku nim. - ...I gdzie są Percy, Matt, Salazar, Voldemort i Amazonki? - spytała.
- Wciąż w środku... - odpowiedział dysząc ciężko. - ...Percy kazał mi wyjść, bo sądzi, że Voldemort chce odebrać Slytherinowi swój pierścień, by nami zawładnąć. - wyjaśnił. Joanne zamarła.
- Matt wspomniał mi kiedyś o tym. To dlatego odebrał mu ten Pierścień. Próbuje powstrzymać go, by podczas odbicia więźniów odwrócić jego uwagę od nas, byśmy mogli uciec... - wyjaśniła Joanne. - ...Szybko, musimy zabrać ich stąd. Salazar powiedział mi telepatycznie, że bariera zniknie wciągu godziny jeśli Riddle nie włoży swojego Pierścienia. - wyjaśniła. Harry zwrócił się do więźniów:
- Słuchajcie, kierujcie się do bramy i to najszybciej jak możecie nie robiąc hałasu. Zanim pójdziemy powiedzcie nam jeszcze kto umie się teleportować?... - spytał. Ponad połowa więźniów podniosła ręce. - ...Dobrze. Chwyćcie tych, kto nie umie lub nie ma siły, a my zabierzemy was w bezpieczne miejsce. Babcia Joanne was tam zaprowadzi... - teraz zwrócił się do swojej babci: - ...Nie przenieśmy się do Hogwartu, gdyż tam są Śmierciożercy ani do Ministerstwa Magii, bo mogą być tam szpiedzy Voldemorta. Idźcie. - oświadczył Harry. Zaraz po tym skierowali się do bramy. Harry słyszał jak deportują się jedno po drugim. Zostali tylko Camille, Rachel i Harry. Nagle z zamku wybiegli trzej mężczyźni. Percy, Salazar i... Voldemort. Zabawnie nawet to wyglądało.
- Harry!... - wrzasnął Percy, gdy go zauważył przy bramie. - ...Cofnij się za bramę! - krzyknął.
- Co? - spytał głupio.
- Cofnij się za bramę, by Voldemort nie mógł użyć swojego pierścienia! Tylko wewnątrz Koszmarnego Dworu i na jego terenach on działa najsilniej! - wyjaśnił. Harry natychmiast zareagował. Zabrał Camille i Rachel z dala od granic posiadłości i czekał na Percy'ego i Slytherina. Zauważył, że Salazar kuleje. Najwyraźniej był ranny w nogę. Musiał mu pomóc. Postanowił coś z tym zrobić. Jakie zaklęcie umożliwi mu nieskrzywdzenie jego przyjaciół a odrzucenie Voldemorta? Zaklęcie powietrzne?
- "Percy, słuchaj, mam pomysł. Użyję powietrznych pocisków. Czy moglibyście uciekać najszybciej jak to możliwe?" - spytał Harry.
- "Powaliło cię?!" - zawołał z niedowierzaniem Percy.
- "Niby co?" - spytał Harry dziwiąc się zachowaniem jego przyszłego Ja.
- "Harry, powietrzne pociski to 20 poziom trudności! Nie uda ci się!" - zawołał telepatycznie.
- "Uda. Już to robiłem. Umiem podwyższyć swój poziom magiczny" - odparł.
- "Harry jesteś na 10 poziomie, nie uda ci się" - upierał się Percy.
- "Więc chcesz bym użył Fali Kamehameha*?" - spytał z drwiną.
- "Przesadzasz! Technika Żurawia** jest najtrudniejszą sztuką powietrzną jaką znam. Nie podołasz jej. To 70 poziom trudności. A teraz słuchaj, gdy dobiegnę do was chwyćcie się nawzajem. Ja was chwycę i deportujemy się do domu dziadka Matta. On nas tam ukryje przed Voldemortem" - oświadczył.
- "A co z Salazarem?" - spytał Harry.
- "On wróci do swoich przyjaciół" - wyjaśnił Percy.
- "Rozumiem" - odpowiedział Harry, po czym natychmiast przekazał tą wiadomość swoim towarzyszkom, po czym chwycili się za ręce i czekali na mężczyzn. Gdy dobiegli Harry chwycił Percy'ego za rękę i w mgnieniu oka wszyscy zniknęli.
~~*~~
Ameryka Południowa... Amazonia...
Chwilę potem pojawili się w zupełnie innym miejscu, gdzie nie było Lorda Voldemorta ani Koszmarnego Dworu. Była to amerykańska dżungla. Wokół nich stały znane Harry'emu Amazonki. Jedna z nich podeszła do nich.
- Witajcie w Amazonii Ameryki Południowej. Chodźcie z nami, zaprowadzimy was do naszego pana. Z nami nic wam nie grozi. - oświadczyła kobieta.
- Dziękujemy... - powiedział Percy, gdy kobieta pomogła mu wstać, gdyż chwilę potem pojawił się tuż przy nich. - ...Co z profesorem Dumbledorem? - spytał. Kobieta skinęła głową i uśmiechając się dając do zrozumienia, że żyje i nic mu nie jest, po czym poprowadziła ich w kierunku wzgórza.
Szli długo nie zamieniwszy ze sobą słowa. Na tle zachodzącego słońca zobaczyli przepiękny zamek.
- Mam pytanie. - odezwał się w końcu Harry zwróciwszy się do Levendera.
- Tak? - spytał Percy.
- Czemu nie mogłem się teleportować bezpośrednio do zamku dziadka? - spytał.
- Hm... Zastanawiające. Najwyraźniej coś blokuje twoją moc. - odparł w zamyśleniu.
- Nie blokuje nic twojej mocy, panie Potter... - obaj spojrzeli na Amazonkę, która wypowiedziała te słowa. - ...Ty i twoje rodzeństwo macie większą moc, gdy jesteście razem. Dlatego mogliście się teleportować razem bezpośrednio do zamku Lorda Lordów ominąć nawet tak mocną barierę jak ta w Hogwarcie czy tu wokół Ciernistego Grodu i anty teleportacyjne zarówno w Piekielnym Dworze oraz Hogwarcie, a nawet ministerstwa czy nawet Koszmarnego Dworu... - wyjaśniła jedna z Amazonek. - ...Razem możecie osiągnąć wszystko. - dodała.
- Chcesz powiedzieć, że możemy razem zburzyć barierę każdego budynku nafaszerowanego ochronnymi zaklęciami? - spytał Harry.
- Jeśli użyjecie całej swej mocy to być może wam się uda, ale musicie uważać, by nie zniszczyć budynków. Oczywiście musicie użyć także mowy węży. - odparła.
- Ale po co wchodzić do Koszmarnego Dworu? - spytał Harry.
- Słyszałam że prawdopodobnie tam jest ukryty jeszcze jeden Horkruks Lorda Voldemorta, o którym nikt, poza Czarnym Panem nie wie. Nawet do głowy Albusa Dumbledore'a nie przyszłoby na myśl by tam szukać. Nie wiadomo co może nim być... - wyjaśniła kobieta. Rozmawiając doszli w końcu do wrót zamku. - ...Zaczekajcie tutaj. - podeszła do wrót i zapukała pięć razy. Po kilku chwilach otworzyły się drzwi i ukazała się w nich Joanne.
- Och, już jesteście. Wejdźcie. - powiedziała. Więc weszli. Zaprowadziła ich do salonu.
- Pani, goście wciąż pytają o pana Dumbledore'a. - powiedziała ta sama Amazonka.
- Rozumiem, Amharo. Harry, chodź ze mną. - powiedziała.
- Babciu, czy z profesorem wszystko będzie dobrze? - spytał Harry podążając za nią.
- Nie martw się, Harry. Zaopiekuję się nim. Abulio, zaprowadź Harry'ego do mojego syna. - poprosiła drugą z Amazonek.
- Dobrze, pani. - powiedziała kobieta skłoniwszy się.
- Zwołajcie wszystkie wojowniczki. Połowa z was niech pilnuje dżungli i wypatruje Lordziny, a reszta niech opiekuje się rannymi z Koszmarnego Dworu. - nakazała Jo.
- Tak jest, pani! - zawołały Amazonki. Połowa poszła innym korytarzem, a reszta na zewnątrz
Było tam biurko, stoliki, okno oraz łóżko, na którym leżał młody mężczyzna.
Harry zbliżył się ostrożnie do niego. Wydawałoby się, że spał, ale... nie. Trzymał książkę. Nagle poruszył się i spojrzał w jego kierunku.
- Kim jesteś? - spytał leżący. Harry zdziwił się, że mężczyzna go nie poznał.
- Ja... ja jestem Harry Potter. - przedstawił się.
- Och! To ty jesteś synem mojej zmarłej siostry Lily i jej także zmarłego męża Jamesa Pottera? - spytał.
- Siostry? To by znaczyło, że pan jest moim wujem, Aidrene'em Evansem. Poza tym mylisz się. Moi rodzicie żyją. Przywróciłem ich do życia dzięki Eliksirowi Wskrzeszenia. - wyjaśnił.
- Naprawdę?... - zdziwił się. - ...Więc musisz być tym Podwójnym Dziedzicem dwóch znienawidzonych rodów skoro mogłeś uwarzyć tak skomplikowany eliksir. - oświadczył.
- Tak powiadają. - odparł.
- Powiedz mi, Harry po co tu przyszedłeś? - spytał Aidrene.
- Babcia Joanne mnie tu przysłała. Chyba po to bym mógł cię poznać,... wuju... - po chwili coś sobie przypomniał. - ...Moment, ty jesteś ojcem Aliny i Lorena Andersonów oraz mężem Julie, która jest matką chrzestną Jacka, mojego brata-bliźniaka. - zawołał.
- A jeśli tak, to co? - spytał z uśmiechem. Jednak w tonie jego głosu słychać było nutkę złości.
- Alina martwi się o ciebie, a Loren szuka po całym świecie. Uwolniliśmy Julie z łap Voldemorta. Była w przetrzymywana w Piekielnym Dworze. Jednak to Jack zdołał uwolnić ją spod uroku rzuconego przez Voldemorta kilkanaście lat temu. Była małą dziewczynką, gdy ją spotkał, ale gdy tylko wypowiedział pełne imię i nazwisko jej córki powróciła do pierwotnego wieku i wróciły jej wspomnienia. - oświadczył. Aidrene tylko się uśmiechnął.
- Urok wreszcie został zdjęty... - stwierdził z uśmiechem. Harry kiwnął głową. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. - ...Proszę wejść! - zawołał Aidrene. Do środka wszedł Matt z tacą w ręku.
- Witaj, synu. Przyniosłem ci eliksiry wzmacniające. Och, widzę, że Harry cię odwiedził. I jak? Dogadujecie się? - spytał.
- Jakoś się dogadujemy... - odparł Harry. - ...Dziadku, gdy tu szliśmy jedna z Amazonek wspomniała o nieznanym Horkruksie Voldemorta ukrytym w Koszmarnym Dworze. Ponoć wiesz czym on jest. - powiedział. Dzbanek, który trzymał Lord Lordów spotkał się z podłogą rozbijając się i rozlewając całą jej zawartość. Matt powoli obrócił głowę ku wnukowi. Spojrzał na Harry'ego wystraszonym wzrokiem.
- Harry,... - tu pan Evans przełknął ślinę. - ...ty i Tom Junior jesteście jedynymi znanymi mi istniejącymi jeszcze Horkruksami. - odparł.
- Pozwólcie, że się wtrącę... - odezwał się Aidrene. Obaj spojrzeli na pana Andersona. - ...Dowiedziałem się przypadkiem, że trzecim Horkruksem jest pierścień Voldemorta. Pierścień Nekromantów. - oświadczył młody mężczyzna. Obaj spojrzeli na Aidrene'a zaskoczeni.
- Skąd to wiesz, wuju? - spytał Harry.
- Pierścień, który może władać wszystkimi umysłami... - zaczął pan Anderson w zamyśleniu odkładając książkę na nocny stolik. - ...działa najsilniej w Koszmarnym Dworze dlatego, że ma tam największą moc i tam został stworzony sam Horkruks. Działa także w zamkach, które zbudował sam Voldemort dzięki temu Pierścieniu. - wyjaśnił.
- Niesamowite! Od niego się dowiedziałeś? - spytał Harry.
- Tak... - tu zaśmiał się figlarnie. - ...Powiedział mi to pod wpływem ognistej, w której była dawka Veritaserum. Dałem mu ją poprzez jednego ze skrzatów. Riddle na początku traktował mnie jak służącego, a pod koniec jak więźnia, gdy się zorientował, że to ja mu ją podałem. Tak czy siak, opowiedział mi nawet cały swój życiorys i przy okazji powiedział mi o Pierścieniu i Horkruksach oraz o swojej rodzinie, a nawet swych planach wobec ciebie, Harry. Następnego dnia nic kompletnie nie pamiętał, jakby stracił pamięć, a zaklęcia z jego różdżki wcale nie działały na jego ofiary. - oświadczył.
- Fantastycznie! - zawołał Harry. Obaj się roześmieli na to wspomnienie.
- Harry, myślę, że już musisz iść. Aidrene musi odpocząć. - powiedział Matt.
- Dziadku, nie sądzisz, że trzeba zwołać tu wszystkich naszych w tym mojego ojca i jego podwładnych? - spytał Harry. Pan Evans spojrzał na swego wnuka z namysłem. - "Czasami ten chłopak ma gadane. Warto zrobić go przywódcą dobra przeciwko Riddle'owi" - pomyślał.
- Dobrze, chłopcze. Sprowadzę wszystkich, a ty sprowadź tych z kim masz bezpośredni kontakt i mogą tu przyjść, a ja poproszę Amazonki, by na nich czekały i sprowadziły ich od strony dżungli. - odparł Matt.
- Dzięki, dziadku... - podziękował. - ...Jeszcze jedno zanim odejdę. Co z profesorem Dumbledorem? - spytał, gdy stał przy drzwiach.
- Z Albusem nie jest zbyt dobrze, ale są postępy. Moje Amazonki dobrze się nim opiekują. Gdy będzie w lepszym stanie zaniesiemy go do Munga, by tam wyzdrowiał. - oświadczył.
- Rozumiem. - po tej odpowiedzi wyszedł uprzednio żegnając się z wujem. Zszedł do salonu, gdzie był Percy rozmawiający cicho z Elyon, Peter siedzący w kącie, Thomas, jego żona Meropa i ich córka Regina rozmawiających między sobą o swoim życiu oraz Camille Black siedząca samotnie przy kominku wpatrującą się w ogień niewidzącym wzrokiem. Przysiadł się do niej. - ...Witaj, Camille. - przywitał się.
- Witaj, Harry. - powiedziała nie patrząc na niego.
- Co tak siedzisz? - spytał.
- Moja córka leży nieprzytomna. - odparła ze smutną miną. Potter zauważył łzy w jej oczach.
- Rozumiem. Współczuję. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Rachel wyzdrowieje. - zapewnił ją.
- Mam nadzieję. - szepnęła. Nagle drzwi się otworzyły i weszła Joanne.
- Camille! Rachel się obudziła i wzywa cię! - zawołała od progu. Kobieta natychmiast wstała. Reszta zrobili to samo. Poszli na pierwsze piętro, gdzie leżała panna Black. Jej matka podeszła natychmiast do córki i nachyliła się nad nią.
- Córeczko. - powiedziała ze łzami w oczach.
- Mamo... - szepnęła. - ...Gdzie jest Harry Potter? - spytała.
- Harry, podejdź tu. Raichel chce z tobą porozmawiać. - powiedziała machnąwszy na niego. Harry zdziwił się.
- Ze mną? - spytał.
- Tak. - odparła. Potter zbliżył się do łóżka czarnowłosej.
- Harry Potter... - szepnęła Rachel wyciągając rękę ku niemu. - ...Zbliż się... - Harry usiadł na jej łóżku. - ...On jest coraz bliżej... - szepnęła biorąc jego rękę. - ...Nadchodzi z głębi naszych serc... - zająknęła się.
- Kto nadchodzi? - spytał.
- Lord Lordów. - odparła.
- Ale Lordem Lordów jest Matthew Evans, mój dziadek. - powiadomił ją.
- Nie mówię o obecnym Lordzie, ale o przyszłym i dawnym Lordzie.... - wyjaśniła - ...Mówię o Mistrzu Mistrzów... - wyjaśniła.
- Przyszły i dawny Lord? - zdziwił się Percy. Eylon szepnęła mu coś do ucha, coś czego inni nie mogli usłyszeć. Musieli jednak przerwać szepty, bo Raichel mówiła dalej:
- Nadejdzie czas, gdy trzeba będzie połączyć siły z mocą Lorda Voldemorta i Morgany Le Fay, a także ze wszystkimi znanymi ci magicznymi stworzeniami, nawet wampirami, druidami i elfami, którzy są po twojej stronie, gdyż reszta jest po jego stronie. - oświadczyła.
- Ale kto jest tym Mistrzem Mistrzów? - spytała Regina.
- Nikt tego nie wie... - odparła Raichel. - ...Z każdym wcieleniem inaczej wygląda. Może przybrać postać zwykłej małej bezbronnej dziewczynki, a nawet potężnego stwora, ale swoją prawdziwą postać przybiera raz na 20 lat przez tydzień. Trzeba tylko trafić na odpowiedni moment. Ten czas się zbliża, Harry Potterze. - wyjaśniła.
- Czy ktoś wie jak on naprawdę wygląda? - spytała jej matka.
- Wiedzą o tym tylko jego najbardziej zaufani słudzy... - odparła Raichel wzruszając ramionami. - ...Słyszałam jednak pogłoski, że potomkini Salazara o czystym sercu nie mająca nic wspólnego z Czarnym Panem może wyczuć i zobaczyć kim on jest. Nie wiem niestety kiedy ona się narodzi. - wyjaśniła.
- Potomkini Salazara o czystym sercu... - szepnął Percy. Nagle zamarł i szepnął bezwolnie: - ...Evie Avery...
- Co mówiłeś, Percy? - spytał Regina.
- Co? Ja... nic. Nic takiego. - wymamrotał.
- Słuchajcie!... - zawołał Evans do zgromadzonych. - ...dopóki to się nie stanie musimy powstrzymywać zarówno Voldemorta jak i Mistrza Mistrzów. - odezwał się Matt.
- Potwierdzam... - wtrącił się Percy rad, że zmieniono temat. - ...Ja wiem kiedy się to mniej więcej stanie.
- Kiedy??? - spytali wszyscy.
- Na pewno nie za czasów twoich dzieci, Harry i możesz być pewien, że to nie one będą z nim walczyć. Trzeba wyszkolić wasze dzieci, a w szczególności wybrańców, by one mogły wyszkolić twoje wnuki, Harry. - oświadczył Percy.
- Wnuki?!? - krzyknął Harry.
- Tak. - odpowiedział.
- Dziadku, co z zebraniem? - spytał Harry.
- Wszyscy czekają w sali zebrań. - odparł.
- Dobrze. Sądzę, że czas na oficjalne zebranie Zakonu Feniksa. Czy pozwolicie mi na poprowadzenie tego zebrania? - spytał Harry.
- To uzgodnimy na miejscu. Chodźcie wszyscy. Ci, którzy są chorzy i są przytomni też na nim będą. - oświadczył.
- Jak? - spytał Harry.
- Zobaczysz. - powiedział tajemniczo Matt, po czym zaprowadził wszystkich do sali zebrań. Gdy weszli do środka pomyśleli, że weszli nie tam, gdzie trzeba. W środku była jakby katedra. Pośrodku stał ogromny stół, a przy nim siedziało dużo osób. Nie do wiary... Byli tam nie tylko wampiry z królestwa Ralpha, ale też elfy i druidzi. Pierwszą osobą jaka do nich podeszła był...
- Synu! - krzyknął James.
- T-tata?! - spytał Harry.
- Syneczku!! - pisnęła Lily.
- Mama?! Wy tutaj? - zawołał.
- Harry! - zawołał ktoś od stołu. Harry rozejrzał się po stole lokalizując osobę, która wypowiedziała jego imię. Nagle zobaczył Aurelię i jej drugą siostrę.
- Ciotka Aurelia! Ciotka Petunia?... - spytał widząc obie kobiety. - ...Dziadku, jak je tu sprowadziłeś? - spytał Lorda Lordów. Mężczyzna spojrzał na niego i zaśmiał się otwarcie.
- Czary... - oświadczył mrugnąwszy okiem. - ...Dobrze, powiem ci. Każda z osób, którą tu widzisz są po jasnej stronie lub w Zakonie Feniksa i to wystarczyło, by ich tu sprowadzić. Zmieniłem ochronę tego zamku tak by tylko dobro mogło tu przybywać. Voldemort nie ma prawa tu wejść, a jego zaklęcie Tabu tu nie działa. - wyjaśnił.
- Czy inni też tu są? - spytał Harry.
- Jacy inni? - spytał Matt.
- No, moi przyjaciele. Ron, Hermiona, Mary, Eleine i reszta GD. - wymieniał.
- Panny Parker oraz panna Granger są bezpieczne z dala od Hogwartu. Urodzą tutaj. - oświadczył. Harry odetchnął z ulgą, że dziewczyny są bezpieczne i z dala od zagrożenia.
- Dobrze, myślę, że możemy zacząć... - powiedział. - ...Spytaj ich czy się zgadzają bym to ja prowadził to zebranie. - zwrócił się do dziadka. Ten skinął głową i zwrócił się do zgromadzonych.
- Kochani moi, witajcie w Ciernistym Grodzie! Zanim rozpoczniemy zebranie chciałbym was spytać czy zgadzacie się, by prowadzącym tego zebrania był mój wnuk, Harry Potter?... - spytał się ich. Ci popatrzyli na niego, po czym naradzili się między sobą. Jedna z osób podniosła rękę. - ...Tak, Cassidy? - spytał.
- Wiele osób jest przeciw, ale nie którzy są za tym by Harry Potter prowadził to zebranie i... - nie dokończyła, gdyż Harry się wtrącił.
- Pani Snape, nie mówię tylko o prowadzeniu jakichkolwiek zebrań, ale o zjednoczeniu sił dobra przeciw Voldemortowi i po to jest to zebranie, by się zjednoczyć. Trzeba się zjednoczyć i uderzyć na Hogwart, by odbić go, żeby uczniowie normalnie się uczyli, chodzili spokojnie po korytarzach, a przede wszystkim, by żadne zło tam nie wtargnęło. - wyjaśnił. Zrobiło się cicho.
- Proponuję głosowanie... - zawołała pani Snape. - ...Kto jest przeciw by Harry Potter był dowódcą dobra?... - spytała. Podniosło się z 15 rąk. - ...Kto jest za tym by pan Potter był dowódcą? - spytała. Podniosło się 25 rąk.
- Przegłosowane. Od teraz Harry jest naszym dowódcą. Poza tym Albus dał mu dowództwo nad Zakonem Feniksa. - przypomniał Matt.
- Naprawdę? - zdziwił się Aidrene.
- Tak... - odparł Harry. - ...Dobrze więc. Chcę wiedzieć jak stoimy z wojskami? Najpierw Elfy. Cassidy, powiedz mi, jak duża jest twoja armia elfów? - spytał.
- Dość spora. Jakieś 50 łuczników, 60 szermierzy, poza tym dysponujemy magią elficką, a magów mamy około 30. - wyliczała.
- Czyli 140 osób... - powiedział licząc na kartce. - ...Dobrze. Teraz druidzi. Są Jaśni i Mroczni Druidzi. Zacznijmy od taty, czyli od Mrocznych. Tato, ile ich masz? - spytał.
- Z tego co pamiętam w sumie 150-ciu. Nie znam ich stanowisk, bo wiedział o tym generał, którego zabiłeś podczas próby u nas. - odparł. Zrobiło się cicho.
- Em... No tak...
- Zabiłeś kogoś? - spytała Lily z przerażeniem i niedowierzaniem w głosie.
- Harry, a co z ostatnim Horkruksem i tobą? - przypomniała Martha.
- A no tak. On nie został zniszczony. Tym zajmiemy się, gdy uwolnimy Nicole. Severusie, idź i sprowadź tu Jacka oraz jego przyjaciół. Niech Amazonki cię wyprowadzą z terenów dżungli oraz sprowadzą z powrotem. - poprosił Harry.
- Dobrze, Harry, ale co z Nicole? - spytał Severus.
- Musimy się zorganizować oraz ty, Severusie musisz iść do Hogwartu i... WIEM!... - krzyknął tak głośno, że wszyscy podskoczyli - ...Dziadku, sprowadź tu natychmiast Założycieli i Merlina. Muszę z nimi natychmiast porozmawiać. - oświadczył.
- Dobrze.
- Severusie, idź wreszcie po Jacka i jego przyjaciół. - niecierpliwił się Harry.
- No tak. Idę. - i wyszedł. Czarnowłosy mężczyzna zagadnął jakąś Amazonkę i wyjaśnił, że Harry prosił, żeby go wyprowadzić na zewnątrz. Kobieta podeszła do Harry'ego i spytała:
- Panie Potter czy to prawda, że mam wyprowadzić tego mężczyznę na zewnątrz zamku i przeprowadzić przez dżunglę, a także przyprowadzić jego oraz pana Jacoba Pottera i jego przyjaciół? - spytała.
- Tak... - odparł Harry. Kobieta spojrzała na Matta. Ten kiwnął głową milcząco głową, więc kobieta wróciła do Snape'a i powiedziała do niego by poszła za nim. - ..Dobra, wracając do sprawy. Dziadku, sprowadzisz tu Godryka, Helgę, Rowenę, Salazara i Merlina? - spytał Harry.
- Tak. - po tej odpowiedzi machnął energicznie ręką, ale nic się nie stało.
- Dziadku, pozwolisz?... - odezwał się Percy wyjmując Dwukierunkowe Lusterko. Spojrzał w niego i powiedział: - ...Helga, Rowena, Salazar, Godryk i Merlin... - po chwili dodał: - ...Pokaż każdego u każdego z wymienionych jeśli nie ma ich w jednym pomieszczeniu. - gdy skończył mówić pojawiło się pięć postaci w szybie Lusterka.
- Percivald? - spytał Merlin.
- Percy, jak miło cię widzieć! - zawołała Rowena.
- O co znowu chodzi? - zirytował się Salazar.
- Słuchajcie, czy moglibyście przybyć do Ameryki Południowej, a dokładniej do obecnego domu Matthew Evansa? - poprosił.
- Dlaczego? - zdziwił się Godryk.
- Mój przeszły Ja potrzebuje waszej pomocy. - wyjaśnił.
- Jakiej znowu pomocy? - spytał Salazar.
- W udzieleniu informacji jak dostać się z Hogsmeade do Hogwartu. Chodzi o tajne przejścia, które tylko my znamy. - wyjaśniła Helga jak w transie.
- Dokładnie. Czy przyjdziecie? - spytał Percy.
- Tak... - odpowiedział Merlin. - ...Prawda, Salazarze? - spytał spojrzawszy gdzieś za siebie.
- Tak, mistrzu. - odpowiedział Ten.
- Percy, czy to nie ktoś stamtąd próbował nas przenieść? - spytała Rowena.
- Tak... - odpowiedział. - ...Jednak teraz musicie się przenieść do dżungli i przejść kawałek, by dojść do zamku dziadka Matta. - objaśnił Percy.
- Rozumiem. Dobrze. Niedługo będziemy. - powiedział Merlin i się rozłączył.
- Załatwione. - powiedział Percy do wszystkich zgromadzonych.
- Więc czekamy. - powiedziała Cas.
Czekali około 10 minut. W końcu cała piątka przybyła.
- Witajcie. - odezwał się Godryk skłoniwszy się elegancko. Nagle do pomieszczenia wszedł Snape, a zaraz za nimi weszło troje młodych ludzi. Susan, Matt i...
- Jack! - To była pani Potter. Podeszła szybkim krokiem do drugiego syna i przytuliła go. Zaraz za nią szedł James.
- Jack, chłopie! Tak się cieszę! - zawołał Harry.
- Jack! Miło cię widzieć! - powitał go jego ojciec.
- Tato, mamo, Harry. Mnie też fajnie was widzieć... - powiedział Jack. - ...Słyszałem od profesora Snape'a co mamy zrobić. Podobno Harry, ja oraz Nicole jesteśmy niezbędni do usunięcia bariery otaczającej Hogwart oraz tej co otacza Koszmarny Dwór. - oświadczył.
- Tak. To prawda. - powiedział pan Evans.
- Mogę się wtrącić? - odezwał się Slytherin. Wszyscy na niego spojrzeli.
- Tak, Salazarze. Co chciałeś powiedzieć? - spytał Merlin.
- Otóż, jeśli rodzeństwo Potter mają zniszczyć barierę otaczającą zarówno Hogwart jak i Koszmarny Dwór może to być bardzo niebezpieczne. - oświadczył.
- Dlaczego? - spytała Aurelia.
- Dlatego, że za naszych czasów ochroniliśmy Hogwart potężnymi zaklęciami. Nie tylko przeciw Mugolom, czy choćby silnym zaklęciem Muffliato, a także Nienanoszalności i zaklęciami Percy'ego, ale też mocami żywiołów... - Merlin urwał, gdyż nieopodal niego tuż przy Wybrańcu Jack na chwilę zesztywniał, a następnie upadł bezwładnie na posadzkę.
- O nie! - zawołała Susan.
- To znowu się dzieje! - krzyknął Ernie.
- Znowu?... - spytała Joanne. Nachyliła się nad wnukiem. - ...On śpi. - stwierdziła.
- Nie. On ma sen proroczy. - odezwała się Helga.
- Co robimy? - zapytał Matt, przyjaciel Nicole.
- Nic. Czekamy aż się obudzi... - westchnął Harry siadając z powrotem przy stole opierając łokieć o blat, a dłoń o policzek. - ...Dlaczego on? - szepnął.
~~*~~
W tym samym czasie... We śnie...
Piwnooki pojawił się znowu na błoniach Hogwartu, ale tym razem stał u jego podnóża. Zauważył blisko siebie Założycieli, Merlina, Morganę, Percy'ego Levendera oraz swoje rodzeństwo i siebie samego. Z tego co zauważył trwała walka między Merlinem a Morganą, a ta druga obejmowała ramieniem szyję Nicole i postawiła przed sobą jako swoją tarczę.
- To straszne! - jęknął Jack. Przyglądał się temu wszystkiemu z przerażeniem. Nagle coś się stało. Harry pobiegł ku Morganie, a sobowtór Jacka pobiegł za bratem. Helga dreptała im po piętach.
Przez blisko pół godziny trwała zażarta walka, w której dobro zwyciężyło. Potem zobaczył jak jego sobowtór podbiega do Morgany sprawdzając jej stan. Nagle z jej pierścienia wyleciał dym w kształcie czarnego serca i zawisł nad nimi na chwilę. Percy krzyknął do Harry'ego, by uważał, ale było za późno, gdyż w ułamku sekundy dym poleciał ku Harry'emu wsiąkając w niego. Obaj – Harry i Percy upadli na ziemię jednocześnie, ale po chwili ocknęli się. Założyciele weszli do zamku, a za nimi Merlin, jednak rodzeństwo nie, gdyż spojrzeli na obserwującego wszystkich Jacka. Nicole stojąc przed braćmi powiedziała:
- Oto następna przepowiednia, Przepowiadaczu Snów. - zwróciła się do niego, a potem jednocześnie wyrecytowali:
- Rodzeństwo Potter przeniesie się w przeszłość, by zdobyć potężną moc. - po tym zdaniu błonia, lasy, łąki i zamek, a także rodzeństwo Potter zniknęli, a on sam ocknął się w zamku swojego dziadka.
~~*~~
W Ciernistym Grodzie....
Nad Jackiem czuwały Lily i Julie. Nim kobiety zauważyły przebudzenie chłopaka Salazar kontynuował swoją przemowę:
- Percy, Merlinie, Helgo, Roweno, Godryku na pewno pamiętacie te zaklęcia? - spytał. Cała piątka popatrzyła na swojego przyjaciela przypominając sobie jak rzucali zaklęcia na Hogwart po raz pierwszy. Nagle Lily poczuła ruch przy sobie. To Jack. Obudził się.
- Jack? Jack! Słuchajcie, mój syn się obudził! - zawołała do wszystkich. Tylko Harry i James podeszli do niego nachylając się.
- Jack? - spytał James. Chłopak popatrzył na każdego po kolei swoimi perlistym wzrokiem aż w końcu skupił wzrok na Harrym i przemówił monotonnym głosem:
- Rodzeństwo Potter przeniesie się w przeszłość, by zdobyć potężną moc. - gdy skończył jego oczy wciąż były śnieżnobiałe. Wszystkich, nie pomijając nikogo, totalnie zatkał ten tekst. Merlin zbliżył się do Puchona i zapytał:
- Jack, powiedz co widziałeś? - zapytał.
- Znajdowałem się na błoniach Hogwartu i widziałem walkę między Merlinem a Morganą. Widziałem także siebie i swoje rodzeństwo oraz Założycieli. Walczyli z Morganą. - oznajmił. Założyciele, Merlin i Percy spojrzeli na siebie zdziwieni i wystraszeni jednocześnie.
- Co to znaczy? - spytała Aurelia patrząc na całą szóstkę.
- Wasz syn miał wizję walki między Morganą a naszym mistrzem. Było to wtedy, gdy trzy osoby z przyszłości do nas przybyły, by utworzyć ochronną barierę wokół Hogwartu przeciw Morganie. - wyjaśniła Helga.
- Sądziłem, że to wy czworo ją utworzyliście. - powiedział zaskoczony Harry.
- Właśnie. Jak to możliwe, by Harry, Jack i Nicole przenieśli się do przeszłości? - zapytała Lily.
- Rzuciliśmy pewne zaklęcie. Elyon wam to objaśni, ale najpierw spytajmy Jacka co jeszcze widział... - powiedział rozsądnie Percy. Następnie skierował pytanie do brata: - ...Jack, co jeszcze widziałeś podczas tej walki? - zapytał nachylając się nad nim.
- Zobaczyłem jak Morgana upada na ziemię, a z jej pierścionka wylatuje dym w kształcie serca i lewituje nad ich głowami, po chwili dym poleciał ku Harry'emu. Obaj, Harry i Percy upadli i stracili na chwilę przytomność, ale ją odzyskali. - Ponownie szóstka przyjaciół spojrzeli na siebie, ale tym razem na ich twarzach widniał strach i obawa.
- Mroczna Dusza... - wyszeptał Percy. Patrzył ze zrozumieniem na przyjaciół i wiedział, że zbliża się czas, by rodzeństwo Potter wkrótce przenieśli się do przeszłości. - ...Jack, mów dalej. - prosił patrząc na niego.
- Percy wraz z Założycielami i Merlinem poszli do zamku a mój sobowtór wraz z rodzeństwem podeszli do mnie. Potem Nicole powiedziała, że czas na kolejną proroctwo. Potem we troje wyrecytowali proroctwo. - wyjaśnił. Co chwila Percy wraz z Merlinem i Założycielami patrzyli na siebie. Stanęli w pewnym oddaleniu od reszty zgromadzonych i zaczęli się naradzać. Po minucie wszyscy sześcioro wrócili do stołu, a zamiast wyjaśnić o, co chodzi Percy zawołał:
- Elyon! - krzyknął. Blond włosa kobieta przybyła natychmiast.
- Tak, Percy? - spytała.
- Pokaż jak rzucaliśmy z Założycielami po raz pierwszy na Hogwart zaklęcia ochronne. Pokaż najdrobniejsze szczegóły. - poprosił.
- Tak jest. - powiedziała. Po czym machnęła ręką i natychmiast pojawił się ekran, który ukazał zamek Hogwart i jego tereny w czasach średniowiecza.
Byli tam Merlin, Założyciele oraz Percy L. Stali w sześciu różnych miejscach. Wszyscy, z wyjątkiem Percy'ego, który trzymał różdżkę, celowali w górę swoimi Pierścieniami. Wszyscy zauważyli, że każde z Założycieli wyciągnęli drugą rękę ku jakiemuś punktowi obok siebie. Helga ku niebu, Rowena ku jezioru, Salazar ku ziemi, a Godryk wyciągną rękę przed siebie przywołując z kilku pochodni od zamku ogień do swojej ręki. Potem każde z nich wyciągnęło ręce w kierunku nieba. Nagle zobaczyli Merlina, który wyciągnął swój pierścień i wycelował ku górze. Po czym wypowiedział dziwne słowa w innym języku. Był to język maltański.
- Co on powiedział? - spytał Harry wciąż obserwując Merlina na ekranie.
- Ja-ja wypowiedziałem... Zaklęcie Przywołujące Zmarłych Zza Grobu. - wybełkotał Merlin.
- Co??? - krzyknęli wszyscy poza jego uczniami.
- Zatrzymaj na chwilę. - szepnął Percy do Elyon. Ta tak zrobiła.
- To bardzo stare zaklęcie. - wyjaśnił Godryk.
- Tak stare, że nawet Morgause nie umiałaby go opanować i nawet nie zdołałaby użyć, gdyż jest ono z dziedziny białej magii. - wtrącił Salazar.
- Rozumiem. Chwileczkę! Zaklęcie, Które Przywołuje Zmarłych Zza Grobu? - spytał Jack, który zdążył się ocknąć i obejrzeć to, co było na ekranie.
- Tak, a co? - spytał Merlin.
- Coś mi się przypomniało... - sięgnął do kieszeni i pokazał pierścień Salazara. - ...Spójrzcie. W tym pierścieniu jest... - nie skończył, gdyż właściciel pierścienia zawołał:
- To jeden z moich pierścieni! - krzyknął Salazar chcąc go zabrać od niego.
- Hola, Salazarze, pozwól dokończyć młodemu Potterowi to, co chciał powiedzieć. - odezwała się Helga.
- Dziękuję, Helgo... - podziękował Harry. Kobieta tylko się uśmiechnęła. - ...Jack, kontynuuj.
- Dzięki. Tak więc w tym pierścieniu jest Kamień Wskrzeszenia. Jak dobrze pamiętam, włożył go jeden z braci Peverell. Mój i Harry'ego przodek. Merlinie, czy ty miałeś ten pierścień czy tylko użyłeś podobnego zaklęcia? Czy mi się tylko wydaje? - spytał.
- Widzisz Jack, bracia Peverell urodzili się później niż Założyciele czego przykładem jest to, że Ignotus urodził się w Dolinie Godryka znacznie później niż oni sami. Jego grób mieści się nieopodal grobu naszych rodziców. - wyjaśnił Percy.
- To prawda, że bracia Peverell urodzili się w mojej wiosce, ale to zaklęcie jest o wiele starsze niż sądzicie. - wyjaśnił Godryk.
- Godryk ma rację. Posłużyłem się bardzo starym zaklęciem. Tu macie tłumaczenie. Proszę byście nie wymawiali go na głos. - wszyscy nachylili się nad tekstem, który brzmiał tak:
Żywioły: wody, ognia, powietrza i ziemi! Dajcie mi siłę bym ochronił tą szkołę na wieczność! Na mą krew i duszę mych przodków, na moce oraz krew mych uczniów niech zstąpi moc niebiańska, niech przybędą dusze tych, co mają chronić tę szkołę na wieczność i po wieczność! Niech przysięgną nam posłuszeństwo!
Wszyscy byli zaskoczeni treścią jaka była na pergaminie.
- Niesamowite! - zawołała Lily.
- I kto się pojawił? - spytała Aurelia. Percy spojrzał na swego mentora i swych przyjaciół/Założycieli. Ci kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają.
- Elyon, pokaż nam dalszą część. - poprosił Percy. Kobieta machnęła ręką.
Na ekranie było widać jak Merlin celuje swój pierścień ku górze wypowiadając owe zaklęcie. Po wypowiedzeniu go kilka metrów przed Merlinem pojawiły się trzy promienie światła. Szkarłatny, żółty i niebieski. Nagle z nieba zstąpiły trzy postacie. Dwóch młodych ciemnowłosych mężczyzn i ruda kobieta.
- To przecież my!! Ja, Jack i Nicole... - zawołał Harry. - ...ale... wyglądamy... jakoś starzej...
- Masz rację, Harry... - odezwał się Jack. - ...Nie rozumiem tylko co my mamy z tym wszystkim wspólnego? I dlaczego my tego nie pamiętamy? - spytał Jack.
- Zaraz się tego dowiesz, Potter... - odezwał się Slytherin. - ...Obserwujcie. - dodał. Tak zrobili.
Wszyscy patrzyli jak cała szóstka podchodzi do trójki rodzeństwa Potter i klęczy przed nimi.
- Powstańcie... - przemówił Jack z ekranu. - ...Kto nas wezwał? - spytał.
- Ja. - odezwał się Merlin.
- Po co nas wezwałeś i kim jesteś? - spytała Nicole.
- Jestem Merlin Wielki, a to są moi najwierniejsi uczniowie. Sprowadziłem was tutaj byście nam pomogli ochronić szkołę Hogwart przed Morganą Le Fay i jej sługami. - wyjaśnił.
- Powiedz nam, Merlinie, jak długo walczysz z Morganą? - spytał Harry.
- Już bardzo długo, panie. Prawie całe jej życie. Wraz z Percivaldem uczyliśmy ją czarów, ale ona przeszła na złą stronę. - wyjaśnił.
- Dlaczego? - spytał Jack z ekranu.
- Morgana ma przyrodnią siostrę Morgause, a po kilkunastu latach uczyła się u złej wiedźmy Katherine. - wyjaśnił Merlin.
- Rozumiem. Chcecie więc byśmy ochronili Hogwart przed nimi? - spytała Nicole.
- Tak, pani. - odpowiedział Merlin.
- Dlaczego nas oto prosicie? - spytała.
- Prastare proroctwo mówi, że: "Kobieta urodzi troje dzieci ze szlachetnego rodu, ale z mężczyzny osieroconego przez rodziców i nieznającego miłości, jednak nie z tego czasu... Dostaną się oni do różnych domów, gdyż mają różne cechy i w różnych warunkach się wychowali...Trójka ta zostaną obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi... Jedno z dzieci Strażniczką dwójki się stanie i ochraniać Wybrańca Losu musi. Drugie dziecko bliźniakiem Wybrańca jest, ale ducha jego ochrania. Trzecie dziecko Wybrańcem się stał bezwolnie, a jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los... Oddzielnie są słabi, ale razem stworzą barierę, która niczego nie przebije. Zostaną sprowadzeni z przyszłości i barierę stworzą, by chronili szkołę magii po wieki... Gdy wrócą Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów..." - wyrecytował...
- STOP! Zatrzymaj! - zawołał niespodziewanie Percy. Elyon spełniła jego prośbę.
- Percy, co ci jest? - spytał Harry próbując do niego podejść. Chwila milczenia... aż nagle mężczyzna zaczął szeptać do siebie:
- "...jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los..." ; "...Zostaną sprowadzeni z przyszłości..." ; "...chronili szkołę magii po wieki...". Cholera!... - krzyknął niespodziewanie na całe pomieszczenie odwracając się gwałtownie prawie uderzając Petunię, która stała najbliżej. - ...Tyle czasu minęło, że zapomniałem o TEJ przepowiedni! - krzyknął chodząc w tą i z powrotem.
- Oczywiście, że zapomniałeś. - odezwała się łagodnie Elyon jako jedyna podchodząc do niego bez wahania.
- O czym zapomniał? - spytała Martha wpatrując się, to w Percy'ego, który wrzał ze złości i irytacji, to w Elyon, która próbowała uspokoić przyjaciela.
- Elyon wyjaśnij im, a ja sobie wyjdę, by tego nie słuchać. - oświadczył zezłoszczony idąc w kierunku drzwi.
- Nie, Percy... - powiedziała stanowczym tonem kobieta chwyciwszy go za ramię, gdy był już w połowie drogi. - ...Będziesz tego słuchać, bo ja sobie tego życzę, a nawet proszę. Poza tym oni... - wskazała na wszystkich w pomieszczeniu. - ...muszą to usłyszeć... - oświadczyła naciskając na dwa słowa: "będziesz" i "muszą". Percy spojrzał na przyjaciółkę zrezygnowany, po czym westchnął. - ...Usiądź proszę... - poprosiła pokazując na krzesło tuż obok Helgi. Mężczyzna usiadł niechętnie. - ...Posłuchajcie. Ta przepowiednia, którą właśnie usłyszeliście z ust Merlina na ekranie była pierwszą jaka została wypowiedziana w tamtych czasach, w której zostali wspomniani: Harry, Voldemort i... Lily. Dochodzą jeszcze Nicole i Jack. W tej przepowiedni chodzi oto, by wyczarować ochronną barierę wokół Hogwartu przez rodzeństwo Potter sprowadzonych z przyszłości. - oznajmiła.
- Nie wiedzieliśmy, że tak potężna bariera to połączenie naszej czarodziejskiej mocy. Czyli nas Założycieli, Percy'ego Levendera, mistrza Merlina i trójki rodzeństwa z przyszłości. - zauważył Godryk.
- I w dodatku kto, by pomyślał, że chodzi tu o trójkę młodzieży z różnych domów i o różnych charakterach wychowanych w różnych warunkach nic o sobie nie wiedząc przez pierwsze siedemnaście lat bliźniaków. - dodał Slytherin.
- Więc czemu Percy tak gwałtownie zareagował? - odezwał się Aidrene spojrzawszy na wyżej wymienionego, który był oburzony sytuacją i tematem nic nie mówiąc.
- Zareagował w taki sposób, gdyż sam to przeżył, ale nim w 2028 roku przenieśliśmy się do przeszłości rzuciłam na niego specjalne zaklęcie, które obdarowało go nieśmiertelnością, ale, jak to mówi Mugolskie powiedzenie "Coś za coś". Musiał wyrzec się swej przeszłości i zapomnieć o wszystkim co przeżył, nawet uczucia. Gdy przeniósł się w czasie i stając się Percivaldem Levenderem z czasem zapominał kim jest na prawdę. Jako Harry został przeniesiony do czasów średniowiecza. Dopiero, gdy urodził się Percival Dumbledore musiałam mu większość spraw przypomnieć. Wadą tego zaklęcia jest to, że gdy ktoś zwróci się do niego per "Harry James Potter" uaktywni się w nim niewyobrażalna moc, nad którą nie można zapanować i nikt nie może cofnąć tego. - wyjaśniła.
- Głównie dlatego zmieniłem tożsamość i wygląd,... - wszyscy na niego spojrzeli. - ...by nikt mnie z tobą nie porównywał z przeszłości. - powiedział Percy na nikogo nie patrząc, lecz na swoje ręce.
- Kiedy zostaniemy przeniesieni do przeszłości? - spytał Jack.
- Gdy uwolnicie Nicole będziecie wiedzieć iż nadszedł czas. To będzie w ułamku sekundy. Zostaniecie przeniesieni na kilka godzin, ale w tych czasach będą was gonić Śmierciożercy. Przez chwilę będziecie zdezorientowani... - wyjaśniła Elyon. - ...Przeszkodą jest tylko bariera wokół zamku w tych czasach. Na miejscu będziecie wiedzieć co robić. Najpierw trzeba będzie stoczyć walkę na zewnątrz bariery. Lecz to nie Severus odnajdzie Nicole, ale ktoś inny. Na miejscu wszystko się wyjaśni. Ta podróż was wzmocni magicznie. Z waszą siostrą także coś się stanie, ale nie martwcie się na zapas. Powiadomię was telepatycznie. - oświadczyła.
- Dobrze. Zaufamy ci, Elyon. - powiedział Jack.
- Elyon, powiedz, co nas zmieni, gdy Merlin nas wezwie? - spytał Jack.
- Sądzę, że jakieś tragiczne zdarzenie przed nałożeniem bariery. - wyjaśniła.
- Hm... - zamyślił się Harry. - ...Musimy zgromadzić wszystkich naszych ludzi. Nie tyko elfów, druidów, wampirów, Zakon Feniksa, Armię Hogwartu, Gwardię Dumbledore'a, ale też aurorów z ministerstwa oraz te stworzenia, które są po naszej stronie. - oświadczył Harry.
- Potter, jeśli pozwolisz. - odezwał się ktoś z tłumu.
- Kto to? - spytał.
- To ja. Sarah Moon. Już mnie spotkałeś w szkole. - wyjaśniła. Dziewczyna wyszła z tłumu i stanęła kilka kroków od niego. Harry rozpoznał ją. Widział ją tylko trzy razy. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru, w Pokoju Życzeń i na korytarzu, gdzie uratowała go i jego przyjaciół oraz rodzeństwo przez Nickiem i Tomem III. Wydostała ich z Hogwartu mimo, że była o rok od niego młodsza.
- Ach tak, pamiętam cię. Zaprowadziłaś mnie i moich przyjaciół do tych Japończyków ratując nas od Voldemorta. - powiedział.
- Zgadza się. - potwierdziła.
- Pochodzisz z północnego państwa kraju wampirów rządzonego przez Ralpha Pettigrew? - spytał.
- Zgadza się. - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. Dobrze, powiedz, co chciałaś nam powiedzieć, panno Moon? - spytał.
- Otóż, mam wielu przyjaciół za granicą. Nie tylko Japończyków. Oni nam pomogą w pokonaniu Czarnego Pana. - wyjaśniła.
- Ona ma rację... - odezwał się Percy wstając. - ...Przydadzą nam się posiłki zza granicy. Ja także mam tam znajomości. Poza tym Nicole oraz Regina i jej mąż przez większość życia wychowali się w Polsce i znają język polski i tamtejsze tereny. - wyjaśnił.
- Zgadza się... - odezwała się Regina, która także była na zebraniu wraz z mężem i dziećmi. - ...Będę mogła tłumaczyć. - dodała.
- Ja również. - wtrącił Percy.
- Mam myśl! - zawołała niespodziewanie pani Potter.
- Jaki, Lily? - spytała Cassidy.
- Aurelio, Petunio, Aidrene, Severusie, James, Peter pamiętacie Davida Glembina, który uczył nas Obrony w ostatniej klasie? Był on Polakiem. Miał żonę i jeśli dobrze pamiętam trójkę dzieci. Jego najstarsza córka żyje i jest aurorką. - wyjaśniła podniecona.
- Pamiętam go, Lily, ale jeśli dobrze i ja pamiętam to obiecał ci, że nie wróci do Anglii póki Voldemort żyje. On boi się tej klątwy. - wyjaśnił James.
- To prawda, ale to tyczyło się klątwy rzuconej na stanowisko nauczyciela OPCM, a nie walki. Musimy z nim porozmawiać. Tato, sprowadź go tutaj, a także jego córkę. - Lily patrzyła z nadzieją na swego ojca. Ten przez chwilę się wahał, ale w końcu sprowadził mężczyznę. Kilka chwil potem pojawili się wyżej wymienieni. Amazonki przyprowadziły ich do pomieszczenia. Huncwoci i rodzeństwo Evans podeszli do nich szybkim krokiem.
- David! - krzyknęli jednocześnie.
- Co się dzieje? - spytał David. Był bardzo zdziwiony miejscem. Na szczęście Amazonki zdołały go i jego córkę wtajemniczyć.
- David, pamiętasz nas? - spytała Aurelia. Mężczyzna przyjrzał się im po kolei.
- Ty jesteś... Aurelia... Ty... Petunia... A ty... O matko! Lily! A wy... James, Remus i... Peter? - zdziwił się widząc ostatnią osobę.
- Tak. - przyznał ten ostatni.
- Ale co się stało? Dlaczego mnie tu sprowadziliście? - dopytywał się.
- Oto spytaj Lily. - oświadczyła Aurelia pokazując na nią.
- Rozumiem. Słucham, Lily? - spojrzał na rudą kobietę.
- Zanim to wyjaśnię, chcę ci przedstawić mojego i Jamesa synów. - poprowadziła Davida ku najdalszemu krzesłu. - ...Davidzie, chcę ci przedstawić Jacka i Harry'ego moich synów. Mam też córkę, ale została porwana i jest u Voldemorta. Pracujemy nad tym jak ją odbić. - dodała.
- Rozumiem. Więc co ja mam z tym wspólnego? - spytał.
- Z moją siostrą nic... - odparł Harry. - ...Musi nam pan pomóc. - powiedział.
- Czemu on mi odpowiedział na pytanie? - spytał David.
- Harry jest dowódcą Zakonu Feniksa... - wyjaśniła Lily. - ...Ma do tego prawo, gdyż Dumbledore przekazał mu dowództwo w te wakacje. - wyjaśniła.
- Ach tak. W czym mogę pomóc, panie Potter? - spytał David.
- Panie Glembin, najpierw chcę wiedzieć jakie ma pan kontakty w Polsce? - spytał Harry.
- Cóż, jest... - zaczął David.
- Powiedziano mu, że jest niekompetentny, że żyje przeszłością. Sądzi iż na każdym kroku są Śmierciożercy, którzy chcą go zabić lub mnie porwać. Gdy zobaczył Amazonki pomyślał, że to Śmierciożercy w przebraniu i zaatakował je. - stwierdziła jego córka, Fiona.
- I nawet piękne. - wtrącił patrząc na nie.
- Sami widzicie. Nie może myśleć trzeźwo. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - westchnęła Aurelia.
- To smutne. - dodała Lily
- Och, David! Nie możesz...
- Ale dlaczego on się tak zachowuje? - spytał Harry.
- Stracił żonę i dwójkę dzieci przez Śmierciożerców. Było to w kilka tygodni przed ukończeniem roku szkolnego na naszym ostatnim roku... - wyjaśnił James. - ...Ja oraz Syriusz, Peter, Remus, Aurelia, Lily, Petunia, kuzynka Syriusza i jeszcze jedna uczennica prowadziliśmy za niego zajęcia Obrony aż do jego powrotu. - wyjaśnił.
- Rozumiem. I co było dalej? - spytał Harry.
- Sądzę Harry, że powinniśmy zająć się inną sprawą. Trzeba odbić Nicole. Sprawą Davida zajmiemy się innym razem. - odezwał się pan Evans.
- Matt ma rację, Harry. Ja już pójdę do Hogwartu i pogadam z twoimi przyjaciółmi. - oznajmił Snape.
- Hm, masz rację, Severusie. Tak będzie najrozsądniej... - przyznał mu rację Harry. - ...My zajmiemy się przygotowaniami do bitwy i sprowadzaniem wszystkich najpierw tutaj. Voldemort nie domyśli się gdzie jestem, a ty idź do Hogwartu. Daj znać, gdy będziesz blisko bramy. - oświadczył Harry.
- Dobrze, Harry. - i wyszedł.
- Harry, musisz pamiętać o strategii. - poradziła mu Elyon.
- Masz rację. Co proponujesz? - spytał.
- Proponuje ci najpierw sprawdzić jak wielką Riddle ma armię. Czyli pojmać kogoś od wewnątrz kto o tym wie. - zaproponowała.
- Świetny pomysł, Elyon. Czy wszyscy się zgadzają? - spytał.
- Tak! - zawołali wszyscy.
- Dobrze. Percy, pokaż mi tą swoją mapę. - poprosił.
- Którą? - spytał.
- Anglii i Hogwartu. - wyjaśnił.
- Po co ci one? - spytał Jack.
- Chcę coś sprawdzić na mapie. Rzuć zaklęcie na nie obie. - poprosił. Percy tak zrobił kładąc obie mapy na stole. Ledwo, gdy mapa Anglii została rozwinięta zaczął piszczeć zegarek na jego nadgarstku. Wszyscy spojrzeli na niego (na Percy'ego), a on na zegarek. Kliknął na jeden z wielu guzików i spytał:
- Kto jest w niebezpieczeństwie?... - spytał w kierunku zegarka. Ten, w odpowiedzi, wskazał na jakiś punkt promieniem. Wszyscy nachylili się nad mapą. Promień wskazywał północ Anglii. Każde z nich zastanawiało się: O, co chodzi? Gdzie to jest? Kto jest w niebezpieczeństwie? - ...Pokaż dokładniejsze miejsce zagrożenia.... - nakazał zegarkowi. Nagle zegarek pokazał... Hogwart! A raczej jego okolice. - ...Pokaż osobę będącą zagrożona. - poprosił.
- Ale Percy przecież...
- Cicho! - warknął ku Cassidy, która się odezwała. Kobieta natychmiast umilkła. Zegarek pokazał Severusa. Leżał na trawie pół przytomny i zakrwawiony. Nad nim stała ciemna postać Śmierciożercy z różdżką w ręku. Nagle postać kopnęła go brutalnie w brzuch z taką siłą, że polała się krew z ust.
- Percy, powiedz, że to nie jest na żywo. - odezwała się z przerażeniem Aurelia.
- Niestety, ale jest. - odpowiedział suchym głosem. Wszystkich przeraziła ta odpowiedź.
- Musimy mu pomóc! - krzyknęła z przerażeniem i strachem w oczach Lily.
- I co?... - spytał James. - ...Chcesz skończyć jak on?
- Ale jeśli nic nie zrobimy on umrze! - krzyknęła.
- Wiemy, mamo, ale... - Jack nie skończył, bo Harry spojrzał na niego wściekłym spojrzeniem godnym Voldemorta.
- Nie kończ!... - zawołał Harry. - ...Słuchajcie! Trzeba iść do Hogwartu! David, wuj Aidrene, dziadek i babcia zostają. Niech czekają na nas. Sprowadzimy tutaj rannych oraz Nicole. Mam nadzieję, że martwych nie znajdziemy. Niedługo się zobaczymy. Ci, których wymieniłem zostają, reszta za mną! - nakazał i wyszedł, a reszta poszła jego śladami.
_______________________________________________
Od autorki:
* Kamehameha - Inaczej nazywana lub tłumaczona na polski Najwyższa Moc. Atak zostaje wykonany poprzez złączenie nadgarstków przy ciele, a następnie stopniowe odchylanie ich do tyłu, kiedy to kula biało-błękitnej energii tworzy się między dłońmi. W tym czasie postać wymawia słowa: Ka-me-ha-me-ha. Sylaba po sylabie, a przy ostatniej wychyla ręce naprzód, wyzwalając strugę energii prosto w przeciwnika. Ta technika pochodzi z filmu animowanego Dragon Ball, a pierwszy raz wykorzystana jest w odcinku 8 "Saga Pilaf".
** Technika żurawia - jedna ze sztuk walki kung-fu. Pochodzi z filmu Dragon Ball: Ewolucja.
2 komentarze:
Jaki długi rozdział ;o...
Przeczytałam tylko do połowy, bo się spieszę...
Ale ta połowa była fajna ;D
W krótce postaram się dokończyć czytanie.
Rozdział 4 pojawił się na http://harry-potter-i-slizgoni.blogspot.com/
(dawno nie pisałam na tamtym blogu i postanowiłam to zmienić, po za tym miałam wenę i pomysł, których nie mogłabym wykorzystać na HP i AJ i 2 / Nowe Dzieje)
Prześlij komentarz