Gdy tylko Cassidy odczarowała Rona, ten poszedł na górę się uczyć,
jak to powiedział. Hermiona była zdziwiona. Pani Snape wyjaśniła
wszystkim, że to normalne, gdyż tak miało właśnie działać zaklęcie.
Od
kiedy młody Potter został Śmierciożercą, jak obiecał, co noc spotykał
się z Voldemortem, by przekazywać mu informacje na temat spędzonego
dnia i informacji na temat, niektórych zebrań Zakonu, lecz musiały być
to fałszywe lub po części prawdziwe raporty. Nie poinformował go o
tym, że jest nauczycielem OPCM, a było to naprawdę trudne do ukrycia,
gdyż Lord był mistrzem Legilimencji, a on ledwo umiał się obronić
przed nią.
Dwa dni po uzdrowieniu Rona Harry nawrzeszczał na Voldemorta. A odbywało się to mniej-więcej tak...
Młodzieniec położył się do łóżka. Gdy tylko zamknął oczy, natychmiast znalazł się w pokoju Lorda.
Sen... A raczej koszmar...
Lord
siedział na swoim tronie pośrodku pomieszczenia, w którym było ciemno i
ponuro. Wybraniec przyjrzał się swojemu "panu". W jego czerwonych
oczach czaiły się niebezpieczne błyski.
- Witaj, Potter. I
jakie przynosisz mi dziś wieści?
– spytał Lord.
- Witaj, panie. Wieści nie
są zbyt dobre – odpowiedział.
-
Ach tak. A jakie wieści z Zakonu?
– dopytywał się.
- Nic nie wiedzą o twoich
planach, ale Ron dziwnie się zachowywał dwa dni temu
– oświadczył.
- To znaczy?
– spytał z niby
zainteresowaniem.
- Zachowywał się, jakby ktoś rzucił na
niego jakiś urok. Przyjaciółka matki Hermiony wyzwoliła go z tego
uroku
– wyjaśnił.
Mężczyzna myślał przez chwilę.
- Czy domyślasz się, jaki
mógł być to urok?
–
spytał.
- Wraz z Aurelią przypuszczamy, że mógł być to albo
Imperius, albo potężny wampirzy urok o podobnym działaniu
– wyjaśnił.
- A wiadomo,
kto mógł go rzucić?
–
zapytał. Harry popatrzył na niego chwilę, a potem odpowiedział:
- Sądzimy, że ty. Wtedy, gdy byliśmy w Atrium dwa lata temu, mogłeś rzucić na niego to zaklęcie i dopiero teraz mógł się uaktywnić lub jakiś impuls z zewnątrz mógł to zrobić – wyjaśnił. W międzyczasie, gdy rozmawiali, Harry zajrzał do umysłu Riddle'a. Był przy tym bardzo ostrożny. Zamknął umysł najszczelniej, jak potrafił. Patrzył prosto w oczy Voldemorta (ten patrzył, gdzieś w bok, myśląc o czymś) i po chwili on, Harry, zobaczył pojedyncze wspomnienia, takie jak:
* Zobaczył jakąś starszą kobietę znęcającą się nad jakimś czarnowłosym chłopcem na oko 6-7 lat.
*
Pojawiło się także wspomnienie, jak przyszły Lord dowiedział się, że
jest czarodziejem od Percy'ego Lavendera w jakiejś kuchni.
* On, młody Tom II znęcał się nad słabszymi od siebie, gdy miał około 12-13-stu lat w znanej Harry'mu jaskini.
* Jak poszedł do pani Shmit, by wykraść dwa dni po jej śmierci czarę Helgi oraz medalion Slytherina.
* A następnie było takie, że Lord chował diadem Roweny w jakimś ciemnymi i zagraconym miejscu. Postanowił przyjrzeć się temu wspomnieniu. 'Gdzie może być to miejsce?'. Zastanawiał się w myślach. 'To chyba jest jakaś katedra'. Zobaczył w oddali szafę, dziwnie znajomą szafę. Gdzieś już ją widział. Ale gdzie?
Zanim zdołał się przyjrzeć temu wspomnieniu, coś go uderzyło w policzek i to bardzo mocno, aż zabolał go nie tylko policzek, ale też blizna. Bolało tak, jakby przyłożono mu gorący pręt wyjęty prosto z pieca do miejsca, gdzie znajdowała się owa blizna. Upadł na posadzkę i zadrżał z bólu.
- POTTER!! JAK ŚMIAŁEŚ WEDRZEĆ SIĘ AŻ TAK GŁĘBOKO DO
MOJEGO UMYSŁU!?!
–
wrzasnął Czarny Pan, stojąc nad nim.
- Ja nie...
– nie dokończył, bo dostał silnym
Cruciatusem. Wrzasnął głośno.
- Zamknij się!!!
-
Ale ja...
– Mocniejsza
klątwa i głośniejszy krzyk, a raczej już wrzask.
Rzeczywistość...
Przyjaciele
Harry'ego stali przy jego łóżku zastanawiając się co robić w takiej
sytuacji? Młodzieniec rzucał się od ponad 20 minut.
- Musimy coś zrobić! Przecież on go zabije i umrze z bólu! – panikowały kobiety, a zwłaszcza Eleine, która zdążyła zapałać do niego sympatią. Domyślili się już, że Voldemort torturuje Harry'ego we śnie. Wszyscy byli załamani. Nie wiedzieli, co robić, gdy nagle – niespodziewanie rozległ się trzask aportacji. Wszyscy wyjęli różdżki, byli tak przerażeni i zmartwieni losem Pottera, że zabiliby nawet serdecznego przyjaciela przez omyłkę. Przed nimi stał średniego wzrostu mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy, wspaniałą budowę ciała i niebieskie, baardzo znane im oczy.
- Odłóżcie z łaski swojej te różdżki. Nic wam nie zrobię. Jestem
krewnym Albusa Dumbledore'a, a dokładniej jestem jego siostrzeńcem. Mam
na imię Ashe Percival Wilson i jestem synem jego młodszej siostry
Ariany Kendry Dumbledore-Wilson, która już od dawna nie żyje
– Wszyscy byli pod wrażeniem
mężczyzny i jego przemowy.
- A po co tu przybyłeś?
– spytała pani Weasley.
-
Chcę pomóc Harry'emu Potterowi w wyrwaniu się z tego koszmaru, a
jednocześnie z tortur. Czy możecie się odsunąć, pomogę mu
– poprosił.
- A masz jakiś dowód, że nie jesteś po jego
stronie, i że nie chcesz Harry'go przypadkiem zabić?
– spytał Lupin. Odzywał się w nim
wilczy oiekun.
- Tak. Spójrzcie
– rozwinął lewy rękaw i pokazał im gołe
przedramię. Nie było tam Mrocznego Znaku.
- Ale to jeszcze nie dowód, żebyś był jego
sługą
– zauważył
Moody. Ashe spojrzał na nich z niecierpliwością, a potem zapytał:
- Chcecie by żył? – spytał się ich. Wszyscy kiwnęli głowami – To pozwólcie mi pomóc Wybrańcowi – Przyjaciele popatrzyli po sobie. Trwało to dwie chwile, a potem odsunęli się, robiąc mu miejsce – Dzięki – powiedział mężczyzna, po czym podszedł do Harry'ego, który wił się na swoim łóżku, jęcząc z bólu – Jest gorzej, niż myślałem – stwierdził, przyglądając się jego odruchom – Muszę wejść do jego umysłu, a tym samym koszmaru. Potrzebuję tylko czegoś, co by go tu zatrzymało i przywołało. Inaczej mówiąc, potrzebuję łącznika z rzeczywistością. Kogoś bliskiego – rozejrzał się po ludziach i oświadczył: – Proszę, by zostali tylko: Ron i Ginny Weasley'owie, Aurelia Parker oraz jej córki, a resztę proszę o opuszczenie pomieszczenia – oznajmił. Zakon Feniksa wyszedł. Ashe nachylił się nad Harrym, dotknął jego skroni, a następnie zamienił się w kulę powietrza. Po chwili owo powietrze wchłonęło się w ciało młodzieńca.
~~*~~
Kilkaset mil od Londynu; Trochę wcześniej; Piekielny Dwór...
- Przestań!! To boli!!
– wrzeszczał Harry.
- Ale się zmartwiłem – zaśmiał się Lord. Harry wił się na posadzce. Pomyślał, że musi wyglądać wprost bosko. Był poraniony na całym ciele. Bolało go wszystko. Zaklęcie trwało już dobre dwadzieścia minut.
Nagle coś się stało. Znikąd pojawiło się najpierw światło, potem dym. Następnie owy dym zaczął się formować w jakąś postać, a na końcu pojawił się jakiś człowiek o kasztanowych włosach i niebieskich oczach. Przypominał...
- Dumbledore?! Przecież ty nie żyjesz!
– Lord był tak wstrząśnięty
widokiem przybysza, że nawet nie zauważył, iż cofnął zaklęcie z
zielonookiego, a Harry powoli wstawał z podłogi.
- Nic ci
nie jest, Harry?
–
spytał przybysz, podchodzącą do niego z wyciągniętą do niego ręką.
Harry pozwolił się podnieść, nie zapytawszy, skąd nowoprzybyły zna jego
imię.
- Kim jesteś?
– spytał po chwili Lord.
- To nie twoja sprawa,
Tom!
– zawołali
jednocześnie młodsi. Czerwonooki wytrzeszczył oczy. 'Skąd on, u diabła zna moje prawdziwe imię?!'.
-
Znam, bo wuj Albus mi powiedział... gdy żył
– Ostanie dwa słowa powiedział groźnie,
jakby chciał zaznaczyć, że to Lord zabił dyrektora, a nie Severus
Snape.
- Też chciałbym wiedzieć, kim jesteś?
– spytał tym razem Harry.
- Nie przedstawiłem się? – spytał ironicznie. Spojrzał na Voldemorta – Ty Tom i tak się tego nie dowiesz. Zabieram stąd Harry'ego – Teraz zwrócił się do zielonookiego – Zapomniałeś dodać do Niezłomnej Przysięgi informację, że nie powinien cię torturować, nawet gdybyś go wkurzał do granic możliwości – I zanim Voldemort zdołał się ruszyć lub choćby cokolwiek powiedzieć obaj zniknęli.
~~*~~
Rzeczywistość; Tuż po tym jak Ashe wszedł w ciało Harry'ego...
Ron,
i jego towarzyszki patrzyli na cały proces. W momencie, gdy Ashe
zniknął i wchłonął się w ciało zielonookiego. Ciało Harry'ego trochę
się uspokoiło, ale się nie obudził.
Przez minutę leżał nieruchomo,
lekko się tylko trzęsąc, a po paru chwilach mężczyzna wyszedł z ciała
chłopaka. Stanął gdzieś pod ścianą i czekał, aż Potter się obudzi i
spojrzy na niego. I tak się rzeczywiście stało. Chłopiec, Który Przeżył
otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Spojrzał na przyjaciół i
uśmiechnął się. Wszyscy, prócz pana Wilsona podeszli do niego.
-
Stary, cieszę się, że nic ci nie jest! Tak się martwiliśmy!
– zawołał Ron.
-
Spokojnie, chłopie! Nic mi nie jest. Ten mężczyzna mi pomógł
– wskazał na Ashe'a
– A tak właściwie... to, kim
jesteś? Nie przedstawiłeś się, gdy tam byłeś. Powiedziałeś
Voldemortowi, że nie powiesz, jak się nazywasz, bo to nie jego sprawa.
Więc może teraz to zrobisz?
– przypomniał młodzieniec.
- Dobrze. Więc nazywam
się Ashe Percival Wilson. Jestem siostrzeńcem Albusa Dumbledore'a. Wuj
miał młodszą siostrę, ale została przypadkowo zamordowana
– odpowiedział Ashe. Harry,
patrząc mu w oczy, wstał z łóżka i poprosił:
- Opowiedz nam
coś więcej o sobie
–
poprosił.
- Zgoda. Jak już powiedziałem, jestem
siostrzeńcem świętej pamięci Albusa Dumbledore'a. Moja matka, Ariana
Dumbledore wyszła za mąż za Kevina Wilsona. Przed śmiercią zdążyła
mnie urodzić, nadać mi imiona i dać nazwisko. Urodziłem się trzy lata
przed pokonaniem Gridenwalda, a więc 3 września 1942 roku. Więc mam 55
lat. Lecz to nie matka mnie wychowywała, ale druidzi, gdyż mój ojciec
był druidem, gdyż tam się poznali. Wychowywali mnie od małego, aż w
końcu uznali za swojego
–
wyjaśnił.
- A czy Ariana zostawiła jakieś informacje o
tobie?
– spytał
Harry. Mężczyzna przyjrzał się Wybrańcowi i oznajmił:
- Mam
propozycję. Zejdźmy na dół i przy kubku kawy opowiem swoją historię,
dobrze?
–
zaproponował.
- A jaką mam mieć pewność, że...
– Harry nie dokończył, bo wtrącił
się Ron:
- Możemy mu ufać. Ashe nie jest Śmierciożercą. Nie
ma Znaku
– wyjaśnił.
-
Skąd wiesz?
–
zdziwił się Harry, patrząc na rudzielca.
- Bo nam pokazał
przedramię. Było czyste
–
wyjaśniła Hermiona. Harry zamyślił się. Trwało to kilka sekund, a
potem odparł:
- No dobra. Muszę wam zaufać. Spotkamy się jutro rano w jadalni i pogadamy – zaproponował Harry i zaprowadzili nowo przybyłego do jednego z pokoi.
~~*~~
Tej nocy... 03:47...
Z niewiadomych przyczyn coś obudziło Hermionę, ale potem zdała sobie sprawę, że jej medalion drży. Wstała, ubrała się szybko w dzienne ubranie i zeszła do kuchni, gdzie usiadła przy stole. Wzięła do ręki medalion i zamknęła oczy. Usłyszała głos ojca w języku węży:
- Obudź
Pottera i zabierzcie ze sobą swojego przyjaciela Ronalda Weasley'a.
Wyjdźcie z domu i deportujcie się do Piekielnego Dworu. Pamiętaj,
Weasley ma być nieświadom tego, że został zabrany z domu i przyniesiony
do mnie. Uśpijcie go. Na miejscu dam wam ubrania Śmierciożerców. Do
zobaczenia
– i
się rozłączył. Hermiona wstała i weszła cicho po schodach do pokoju
przyjaciół. Cicho weszła i próbowała obudzić Pottera. Po kilku
chwilach udało jej się to.
- Hermiona? O co chodzi?
– spytał zaspany.
-
Ubierz się i chodź ze mną, ale bądź cicho i bez dyskusji
– szepnęła. Harry, niezbyt
chętnie wyszedł z pokoju, ubrawszy się uprzednio, wciąż ziewając. Gdy
zeszli do kuchni tam Harry spytał:
- O co chodzi, Hermiono, że budzisz mnie przed trzecią nad ranem? – zapytał, zerkając na stojący nieopodal zegar.
- Dostałam, a raczej my dostaliśmy rozkaz od mego ojca. Mamy zaprowadzić teraz Rona do Piekielnego Dworu – wyjaśniła. Dopiero teraz Harry w pełni się obudził.
- My mamy...
zaprowadzić Rona... do Voldemorta??
– przeraził się.
- Tak. I to jak
najszybciej. Mamy go uśpić i deportować się do niego
– oświadczyła. Harry był przerażony
– Harry, słuchaj, on
cię wtedy puścił tylko dlatego, że zgodziłeś się mu służyć. Musimy
wykonać jego rozkaz, inaczej będzie z nami krucho
– oświadczyła Hermiona.
-
Wiem, ale ledwo wyszedłem cało z ostatniej potyczki kilka godzin temu!
– powiedział,
zakrywając oczy. Nagle zapiekła go blizna
– Cholera, on się niecierpliwi. Dobra. Zresztą
Ron i tak się nie zgodzi
–
powiedział Harry ze śmiechem
– Chodźmy!
– zawołał. Wrócili do pokoju chłopców i nachylili się nad
rudzielcem
– Wybacz
nam, Ron
– szepnął
Harry, celując w niego różdżką
– Drętwota
– wypowiedział zaklęcie, następnie po lewitowali Rona na
korytarz. Wyszli z domu najciszej, jak mogli, ale nie zrobili tego
zbyt ostrożnie, gdyż z pokoju dziewcząt wyszły Mary i Eleine.
- Co wy robicie? – spytały jednocześnie.
- Nie wasza sprawa
– odpowiedział Harry, trochę
niegrzecznym tonem
–
Hermiono, deportacja
– dziewczyna kiwnęła w milczeniu głową, a potem
zwróciła się do sióstr.
- Zaraz i tak wracamy
– dodała Hermiona
– Mam nadzieję
– dodała ciszej,
chwytając się za medalion. Gdy zniknęli, dziewczęta spojrzały po
sobie.
- Czy myślisz o tym co ja?
– spytała Mary.
- Tak. Oni
poszli do Voldemorta. Obudźmy mamę i powiedzmy jej o tym
– powiedziała Eleine i
pobiegły na górne piętra, gdzie zwykle urzędowali starsi. Wparowały do
pokoju Aurelii, otwierając z trzaskiem drzwi.
- Mamo, mamo!! – wrzasnęły jednocześnie.
-
Mamo, obudź się!
–
krzyknęła Eleine, potrząsając nią.
- To pilne!!
– dodała Mary.
Kobieta obudzona ich krzykami wstała jak oparzona.
- Co... co
się dzieje?? Gdzie się pali??
– spytała głupio, rozglądając się dookoła.
-
Mamo, mamy złą wiadomość!
– krzyknęła z przerażeniem Mary.
- Która to
godzina?
–
spytała Aurelia. Na zegarku widniała godzina 03:10
– Czy wyście oszalały? Budzicie mnie o
takiej porze i...
–
urwała na chwilę swój potok zdając sobie sprawę z tego co
powiedziały
–
Złą wiadomość? Co za złą wiadomość?
– spytała ze zdziwieniem.
- Obudziło
mnie przeczucie, że Hermionę ktoś wzywa
– mówiła Mary
– Potem usłyszałam, jak wychodzi z pokoju,
ale także miałam uczucie, że z Hermioną jest coś nie tak. Więc, gdy
upewniłam się, że wyszła, ubrałam się. Obudziłam Eleine i poszłyśmy za
Hermioną. Okazało się, że zeszła do kuchni. Trzymała w rękach
medalion obracając go w rękach. Poczułam, jak ktoś się z nią
kontaktuje, ale nie usłyszałam kto. Po pięciu minutach ten ktoś
wyszedł z niej
–
wyjaśniła Mary.
- Schowałyśmy się, by nas nie zobaczyła,
a potem poszłyśmy za nią. Zobaczyłyśmy, że wraca z Harrym do kuchni.
Poszłyśmy za nimi. Podsłuchałyśmy ich rozmowę. Okazało się, że nasz
ojciec kazał poprzez Hermionę przekonać Harry'ego, by zabrać Rona do
niego
–
wyjaśniła Eleine
–
Potem poczułam, że Harry cierpi
– dodała.
- W jakim sensie?
– spytała
Aurelia z lekkim przerażeniem w oczach.
- Chyba bolała go
blizna, bo czułam ból w okolicy czoła
– wyjaśniła.
- Rozumiem. Jednak i tak Ron się nie zgodzi na przyłączenie się do Voldemorta – oświadczyła z lekkim uśmiechem.
-
Jak to?
–
spytały jednocześnie.
- Bo Riddle nie wie o elfim rytuale
– objaśniła
im pani Parker z uśmiechem.
- To przynajmniej jakieś pocieszenie – westchnęła Eleine.
~~*~~
Inna część świata; W tym momencie, gdy Harry'ego zabolała blizna...
Alexa
Welsona obudził krzyk z sąsiedniego pokoju. Pobiegł tam. Jack znowu
miał sen. Jego przyjaciel martwił się o kumpla. Nie wiedział, co robić.
Po chwili, która zdawała się wiecznością, postanowił pobiec do ojca.
Wpadł do jego sypialni, jak burza.
- Ojcze, ojcze! Obudź się!
To pilne!
–
wołał na cały głos. Mężczyzna obudził się dopiero po minucie.
-
Alex? Co się dzieje? Jest noc. Czemu mnie budzisz o tak później porze?
Umarł ktoś, czy co?
–
spytał nie przytomnie.
- Jack znowu śni o czymś
dziwnym
–
wyjaśnił.
- Jak to? Powiedział ci?
– dopytywał się, siadając na łóżku
nieco się rozbudzając.
- Nie, ale widziałem to po jego
twarzy, gdy spał
–
odparł. Starszy mężczyzna popatrzył synowi w oczy, po czym
myślał chwilę.
- Muszę gdzieś iść
– postanowił, ubierając się.
-
Dokąd?
–
dopytywał się Alex.
- Do pewnej kobiety. Ona mi wszystko
wyjaśni. Oby
–
dodał po chwili
–
Idź do Jacka i go pilnuj
– powiedział po chwili
– Gdyby się obudził, spytaj
go, co mu się śniło
–
nakazał mu wódz na koniec, po czym wyszedł. Deportował się
poza terenami wioski, poza którymi można było się aportować.
Anglia; Dom pewnej rodziny...
Pojawił się przed domem jednorodzinnym. Zapukał mocno do drzwi. Po kilkunastu chwilach otworzył mu rudy mężczyzna.
-
Kim pan jest?
–
spytał ów mężczyzna.
- Andrew Welson. Jestem wodzem
druidów. Przepraszam za nocą wizytę, ale muszę się natychmiast widzieć z
Reginą Hoof. To się tyczy brata Harry'ego Pottera, który przebywa w
mojej wiosce. Muszę ją zaprowadzić do niego, bo coś dziwnego z nim się
dzieje. Wiem, że jest ona medium. Możesz mnie do niej zaprowadzić?
– poprosił.
Rudy mężczyzna popatrzył na niego chwilę, aż w końcu ziewnąwszy,
odwrócił się, machnął ręką, powiedziawszy:
- Chodź ze mną,
Welson. Moja żona jest w sypialni
– odparł. Poszli na górę. Gdy weszli do
sypialni, pan Hoof obudził delikatnie swoją żonę.
- Regino,
obudź się. Mamy niespodziewanego gościa
– powiedział. Kobieta obudziła się po
chwili. Gdy spojrzała na Andy'ego, podskoczyła na łóżku.
- Na
brodę Merlina! Andy! Andrew Welson! Wódz Białych Druidów!
– kobieta wstała z
łóżka jak oparzona i zaczęła ubierać się pospiesznie. Obaj mężczyźni
wymienili spojrzenia. Gdy Regina miała na sobie porządne ubranie,
zaprowadziła gościa na dół do salonu i spytała:
– Panie Welson, w czy mogę pomóc?
– spytała
z entuzjazmem.
- Widzi pani, w mojej wiosce przebywa od
kilkunastu lat chłopiec. Nazywa się Jacob Matthew Potter. Jest on...
– nie
skończył, gdyż czarnowłosa dokończyła za niego.
- Bratem
bliźniakiem Harry'ego Jamesa Pottera
– dokończyła za niego. Uśmiechnęła się
– Wiem, kim oni
są. Poznałam ich rodziców i widziałam chłopców kilka dni po ich
narodzinach. Jest jakiś problem z Jackiem?
– spytała.
- Tak
– odpowiedział
zaskoczony, że kobieta o nich wie
– Widzi pani, już drugi raz chłopak ma dziwny
sen, jakby proroczy. Mój syn powiedział, że śni o czymś, a potem
wypowiada jakby w transie jakieś dziwne zdania
– wyjaśnił. Ledwo druid
powiedział: "dziwny sen, jakby proroczy", gdy kobieta wyprostowała się i zaczęła mówić monotonnym głosem:
- Prorocze sny – szepnęła tak cicho, że nikt by jej usłyszał, gdyby nie cisza wokół nich – Wybraniec Losu i Przeznaczenia obudził już moc swego brata, który Przepowiadaczem Snów się stał za młodu – szepnęła, wpatrując się w jakiś punkt.
- Co jej jest? – zdziwił się Andy. Roger zauważył, że oczy jego żony stały się mlecznobiałe, podskoczył jak oparzony. Rzucił się po kartkę i długopis. Regina kontynuowała swoją monotonną przepowiednię...
- ...Godzina klęski Lorda
Voldemorta zbliża się. Ostateczna walka znienawidzonych wrogów zbliża
się niemiłosiernie. Trzy Próby pojawią się. Założyciele Hogwartu powstaną i przyłączą się do rodzeństwa Potter. Dawny Wybraniec przybędzie też z pomocą. Czarodzieje, elfy, druidzi i wampiry staną pod jednym sztandarem, by pokonać dawnego Lorda Lordów. Wybraniec
i jego przyszły Ja pokonają swych wrogów, ale to będzie dopiero
początek wojny. Strzeżcie się! Mistrz Mistrzów już jest na Ziemi i czeka
na nasz ruch!
–
po ostatnim zdaniu opadła na sofę. Nie czekali długo, gdy
Regina obudziła się
–
Jaką tym razem wypowiedziałam przepowiednię?
– spytała, jakby pytała
się, co dziś na śniadanie. Roger zbliżył się do niej i powtórzył
przepowiednię
–
Rozumiem. Gdzie jest Jack?
– spytała.
- U mnie
– odpowiedział Andy.
- By wyjaśnić, co
się z nim dzieje muszę do niego iść. Niech mnie wódz do niego
zaprowadzi
–
poprosiła.
- Dobrze. Niech mnie pani chwyci za rękę
– poprosił,
wyciągając swoją. Regina chwyciła go i chwilę potem byli już przed
bramą wioski Białych Druidów.
Na miejscu...
Skierowali
się do namiotu Alexa, gdzie przebywał jego przyjaciel. Wchodząc,
zobaczyli, jak brunet się właśnie wybudza się ze snu. Jack właśnie
otwierał oczy i spojrzał na nich swoimi mlecznymi oczami. Wstając z
łóżka, powiedział w transie:
- "Magiczne przedmioty
zostaną podarowane przez Czarnego Pana swym potomkom i krewnym, które po
połączeniu się stworzą pięć innych potężniejszych."
– po wyrecytowaniu
Jack stał dalej w tym samym miejscu. Alex potrząsnął nim, jednak ten
się nie wybudzał. Regina powstrzymała go, gdy zobaczyła w wizji
szesnaście medalionów zmieniających się w różne biżuterie. Zbliżyła
się do Pottera.
- Jack, powiedz nam, co widziałeś we śnie?
– spytała.
- Widziałem Lorda Voldemorta, Wybrańca Z Przyszłości, trzy anielice, która jedna z nich jest naznaczona, Wybrańca Losu, Strażniczkę młodszych bliźniąt, siostrę duchową Teronita, dzieci Reginy Hoof, bliźniaków Riddle'ów oraz matkę i córkę Gaunt
–
wyliczał.
- Ale o, co chodzi?
– spytał Alex.
- Już wyjaśniam
–
powiedziała Regina, pstryknąwszy palcami przed twarzą Jacka. Ten nagle
zamrugał oczami, potrząsnął głową jak pies i się rozejrzał.
-
Co się dzieje?
–
spytał głupio, a potem spytał:
– Kim pani jest i jak się tu pani
znalazła?
- Jack, to jest Regina Hoof. Jest ona medium. Może
ci pomóc, a przede wszystkim wyjaśnić co znaczą te sny i zdania,
które mówisz po przebudzeniu
– odezwał się pan Welson.
- Naprawdę?? Co
one znaczą?
–
spytał podekscytowany.
- Ty nam powiedz, Jack – odpowiedziała Regina.
- Ja?
– zdziwił się
–
Ale o, co chodzi?
– spytał, nie wiedząc o,
co biega. Kobieta zbliżyła się do niego i powiedziała:
-
Jack, kilka dni po twoich narodzinach spotkałam się z twoimi prawdziwymi
rodzicami
– to lekko młodzieńca zdziwiło, ale i
radowało
– Przyszłam do nich z pewnymi
informacjami i prośbą. Poprosiłam ich, by pozwolili mi się z wami
zobaczyć na kilka minut. Zgodzili się. Poszłam do waszego pokoju
dziecięcego w waszym domu w Dolinie Godryka. Podniosłam ręce i wyczułam
w waszych małych drobnych ciałkach olbrzymią moc. Była uśpiona, ale z
biegiem lat...
– tu uśmiechnęła się do niego
– wzrastała i dalej wzrasta. U twojego brata jest
silniejsza, ale gdy połączycie moc z waszą przyrodnią siostrą i
dziadkiem ze strony waszej matki, twój brat uzyska moc większą od Lorda
Voldemorta. Jeśli chodzi o te sny, to wyczułam w waszych ciałach
także inne moce. W ciele twego brata wyczułam potencjał do światła,
jak i mroku. Wiedziałam, że coś się z nim stanie, ale on się nie da
– wyjaśniła.
- To już się spełniło!
– zawołał Alex.
- Co masz na myśli?
–
spytali jednocześnie Regina, Jack i Andy.
- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć."!
Myślę, że coś się musiało stać z twoim bratem. Że musiał stać się
Śmierciożercą i dodam, że będzie próbował szpiegować Sami-Wiecie-Kogo
– wyjaśnił chłopak.
- To ma sens
–
odezwał się, jak dotąd milczący Andy. Regina zwróciła się ponownie do
Jacka.
- Posłuchaj mnie, Jack. W twoim ciele wyczułam
potencjał do przewidywania przyszłości i będziesz dzięki temu pomagać
bratu i jego przyjaciołom. To ty otrzymałeś moc Przepowiadacza Snów,
którą miał kiedyś Merlin Wielki
– oświadczyła.
-
Jaką moc?
– zdziwił się Jack.
- Przepowiadacze Snów
to osoby bardzo rzadko spotykane, właściwie jest to wymarłe
społeczeństwo. Przepowiadają przyszłość poprzez swoje sny. Każdy
Przepowiadacz jest inny i każdy w inny sposób przekazuje swoje
przepowiednie. Wiem, co mówię, drogi chłopcze. W twoim przypadku na
przykład jest tak, że śnisz jakąś sytuację lub osoby z nimi związane,
które są ważne w przyszłości i po przebudzeniu recytujesz w transie
coś w rodzaju proroctwa, czyli zdanie lub zdania co zrobi dana osoba,
lub możesz przepowiedzieć czyjeś nadejście, lub klęskę, podobnie jak
ja. Lecz ja wygłaszam jakieś proroctwo o dłuższej treści i bardziej
wyjaśniające. Najczęściej tyczy się to jakiejś konkretnej osoby lub
osób. Ty możesz przepowiedzieć nadejście jakiegoś kataklizmu czy
większej wojny informując nas wcześniej co mamy zrobić poprzez te
proroctwa, ale to może być w jednym bądź dwóch zdaniach i fazami.
Pewne impulsy z zewnątrz, nie tylko obok ciebie, mogą wywołać trans.
Słowo, słowa, zobaczenie jakiejś oosby lub sytuacja. Rozumiesz, Jack?
– objaśniła. Ten był bardzo zszokowany zasłyszanymi
informacjami.
- A co mamy zrobić z tymi "proroctwami"?
– spytał Alex, pokazując na Jacka.
- Zapisujcie je gdzieś, wypunktujcie. Potem je pokażemy odpowiednim osobom. Z tego co słyszałam, to Przepowiadacze Snów każą nam stosować się do słów każdej zasłyszanej od nich informacji – odparła – Poza tym Riddle obawia się takich osób, jak ty – dodała – Ja już pójdę. Pewnie Roger o mnie się zamartwia. Dajcie mi znać, gdyby Jack wypowiedział kolejne proroctwo – zwróciła się go Andy'ego i Alexa, po czym zniknęła im z oczu i tyle ją widzieli.
~~*~~
Tymczasem w Piekielnym Dowrze...
Harry
i Hermiona lewitowali między sobą Rona. Bali się o niego. Gdy stanęli
przed gotycki drzwiami Piekielnego Dworu, ich drogę zagrodzili dwaj
Śmierciożercy. Jeden z nich spojrzał na Hermionę i podskoczył.
-
Pani!
– zawołał, skłoniwszy się nisko.
-
Wpuść nas
– rozkazała.
- A on?
–
spytała.
- Ja jestem Prawą Ręką Czarnego Pana.
On nas oczekuje
– odparł, pokazując swój Znak.
-
Dobrze. Wejdźcie
– oświadczył jeden z nich.
-
Gdzie jest mój ojciec?
– spytała Hermiona
strażnika.
- Na trzecim piętrze. Piąte drzwi po prawej
stronie
– odparł drugi.
- Dziękuję
– odpowiedzieli jednocześnie i poszli. Gdy byli na
schodach Harry powiedział:
- Poszło gładko
–
powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ta, ale to tylko
pozory. Poczekaj, aż przed nim staniesz
– jęknęła
ponuro.
- Masz rację
– powiedział. Szli
dalej, a gdy znaleźli się na trzecim piętrze, liczyli drzwi
–
Raz... dwa... trzy... cztery... pięć. To tu
–
powiedział Harry.
- Ja się boję
–
jęknęła Hermiona. Zanim wyciągnęli ręce, drzwi się otworzyły z
trzaskiem.
- Witajcie. Wejdźcie, proszę
–
oboje spojrzeli po sobie z przerażeniem wymalowanym na ich twarzach.
Chcieli zwiać, ale coś ich powstrzymywało, jakby nogi wrosły im w
ziemię. Przełknęli jednocześnie ślinę i weszli
– Widzę, Adi, że
otrzymałaś moją wiadomość
– odezwał się Voldemort,
siadając za biurkiem w swoim wysokim krześle podobnym do tronu.
-
J-ja... Tak. Otrzymałam ją i jak widzisz, przekazałam ją Harry'emu.
Zrobiłam tak, jak chciałeś... ojcze
– wyjąkała.
-
Dobrze, bardzo dobrze. To wasz przyjaciel?
–
spytał, podchodząc do nich. Nagle Harry stanął przed nim
–
Co robisz? Zejdź mi z drogi, Potter!
– powiedział
ostrzegawczym tonem.
- Nie. Zejdę ci z drogi jeśli dasz
gwarancję, że go nie skrzywdzisz, wtedy pozwolimy ci z nim porozmawiać
– oznajmił.
- Potter, obiecałem ci to
przecież w Przysiędze
– przypomniał. Harry
popatrzył na niego, potem spojrzał na Hermionę. Ją uczynił
Śmierciożerczynią przed złożeniem Przysięgi, więc to się nie liczy, ale
Ron... Na Rona zostało rzucone elfickie zaklęcie... Jak to szło? "Nie będziesz zawierał przyjaźni z żadnymi tyranami na świecie."
-
No jasne
– szepnął
– Zgoda,
panie
– powiedział głośniej
–
pozwolimy ci na porozmawianie z Ronem
–
Hermiona chciała coś powiedzieć, ale Harry dał jej znać ręką, by
milczała i kontynuował
– ale to niech on sam
zdecyduje czy zechce się do ciebie przyłączyć, czy też nie. Jeśli się
przyłączy, będziesz miał całą naszą trójkę w szeregach. Jeśli się nie
zgodzi, tylko my dwoje będziemy przychodzić do ciebie. Będziemy się
oboje trzymać umowy i Przysięgi. Hermiona będzie przychodzić co
miesiąc na ukrywanie Znaku przed resztą świata, a ja będę zdawał
raporty z zebrań Zakonu Feniksa
– oznajmił, ale
Riddle mu przerwał, spytawszy:
- Skąd wiesz, że Matrona ma
do mnie przychodzić co miesiąc?
– spytał z
zainteresowaniem. Harry był przygotowany na to pytanie.
-
Hermiona i Mary są ze sobą połączone. Są prawie jak Bliźniaki Duchowe
lub jak zwykłe bliźnięta, tak jak ja z Eleine
–
wyjaśnił.
- Więc to o niej mówiłeś wtedy, gdy cię porwałem?
– spytał, zbliżając się do Harry'ego.
- Ojcze, proszę,
nie!
– zawołała młoda kobieta.
- Tak, o niej
wtedy mówiłem. Nie rób jej krzywdy. Eleine już za wiele wycierpiała,
gdy mnie torturowałeś
– oświadczył. Riddle lekko się
uśmiechnął.
- Dobrze. Chcę teraz porozmawiać z Weasley'em
– oświadczył.
- Dobra, ale chcemy być przy tym – targowała się Hermiona. Riddle zmrużył oczy i machnął różdżką, co spowodowało, że Ron spadł na posadzkę i się obudził. Harry i Hermiona odsunęli się od niego.
- Ale miałem dziwny sen
–
wymamrotał i ziewnął. Wstał i rozejrzał się, zastanawiając się:
Gdzie jest?
- Ron, tylko spokojnie. Jesteśmy w Piekielnym
Dworze i to nie jest sen
– szepnęła mu do ucha Hermiona.
- I spójrz przed siebie – dodał Harry. Rudzielec spojrzał w wyznaczonym kierunku zaskoczony i zdziwiony.
-
O czym wy...? O Merlinie!
– i schował się za Harrym, gdy
tylko zobaczył Riddle'a
– Co tu się dzieje?
–
dopytywał się.
- Masz z nim porozmawiać na temat przyłączenia
się do niego. Już uzgodniliśmy warunki
– wyjaśnił mu Harry.
-
Potter, skończyłeś?
– spytał Voldemort. Harry tylko pchnął
przyjaciela ku mężczyźnie. Zanim to zrobił, powiedział szybko i cicho
Ronowi do ucha:
– Zaklęcie, które rzuciła Cassidy,
spowodowało, że będziesz nam wierny i nie zgodzisz się na przyłączenie
do żadnego tyrana. Będzie cię przekonywać i namawiać do różnych
rzeczy. Nie daj się. Wierzymy w ciebie
– i pchnął go w
jego kierunku.
- Adi, oto twój strój
– zawołał
Riddle, rzucając w jej kierunku czarną szatę i maskę
– a tu
masz maskę. Zakładajcie je przed wezwaniem
– oświadczył.
-
Dzięki
– wymamrotała.
- A teraz wyjdźcie oboje – rozkazał. Cała trójka spojrzała na siebie. Harry starał się dodać mu otuchy spojrzeniem. Gdy drzwi się za nimi zamknęły, Harry patrzył na strój Śmierciożercy w rękach Hermiony. Dziewczyna oparła się o przeciwległą ścianę, wciąż trzymając czarną szatę, po czym zawołała:
- Nie będę tego zakładać! – zawołała, a echo jej głosu potoczyło po korytarzu.
- Ale musimy, Hermiono. Zrobił nas swoimi sługami... – urwał, gdyż dziewczyna jęknęła z rozpaczą:
- Wbrew naszej woli! Tak, tak wiem. Ale to takie poniżające! Czerń do mnie nie pasuje. Boję się o Rona, a jeśli mu coś zrobi? Jeśli go skrzywdzi...? – nagle urwała, bo drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich Ron. Oboje się wyprostowali.
- I co? - odezwała się Hermiona.
- Zgodziłeś się? – spytał Harry.
- Ee... na waszym miejscu... zwiewałbym stąd, gdzie pieprz rośnie – oświadczył.
- Czemu? – spytał Harry.
-
Zaraz się dowiesz – odparł Ron – Trzy... dwa... jeden... TERAZ!
– Nagle rozległa się eksplozja – CHODU! – ryknął. Biegli ile
sił w nogach ku schodom. Na nieszczęście cała posesja była
nafaszerowana zaklęciem anty deportacyjnym, więc mogli tylko uciekać i
modlić się, aby nie zatrzymał ich żaden Śmierciożerca.
- Ron, zgłupiałeś? Teraz Voldemort będzie mnie torturował nie tylko w nocy, ale i w dzień! – krzyknął Harry.
- Musiałem uciekać, gdy dowiedział się, jakie ja postawiłem warunki! – wyjaśnił.
- A jakie to warunki? – spytała Hermiona.
-
Zaproponowałem mu najpierw, że jeśli nie będzie zabijać, torturować
oraz napadać na wioski, to mógłby mieć swoją wymarzoną pracę w
Hogwarcie. Nie bardzo mu to przypadło do gustu, bo stwierdził, że woli
na swoich warunkach.
- Ech, ty to masz pomysły –
powiedziała Hermiona. Nagle Harry krzyknął – Harry, co się dzieje?
– spytała. Musieli się zatrzymać w połowie długiego korytarza
nieopodal schodów. Ból blizny był nie do wytrzymania. Oparł się o zimną
ścianę, ale ból był zbyt silny, upadł na posadzkę i skulił się w
kłębek. To, co działo się przed nim, widział, jak przez mgłę.
- Zostaw go! – zawołał Ron. Stał tuż przed Harrym – Mówiłem już, że nie przystąpię do ciebie! – krzyknął.
- Nie wtrącaj się, rudzielcu! – rozległ się zimny głos Voldemorta, potem coś uderzyło w ścianę.
- Ojcze, proszę! – błagała Hermiona.
- Zejdź mi z drogi! – warknął. Nagle dziewczyna krzyknęła i usłyszał, jak jej ciało upada.
- Ron... Hermiona... – wyszeptał. Wyciągnął ku nim rękę.
- Harry,
twój przyjaciel zrobił mi pobojowisko w jednym z moich "pokoi do
zabaw" – rozległ się tuż nad nim zimny głos. Harry spojrzał w
górę. Ból był tak silny, że zamydlił mu wzrok jeszcze bardziej. Nie
mógł rozróżnić tych dwóch czerwonych szparek patrzących na niego.
Ciągle bił się z myślami: Czemu czasami mówi do mnie po nazwisku, a czasami po imieniu?' – Odpowiedz mi! Czemu to zrobił? – spytał, chwyciwszy go za gardło.
-
Bo... bo... nie chciał... się do ciebie... przyłączyć... panie. Gdy
usłyszałeś... negatywną odpowiedź o-od niego... nic dziwnego... że
się... zdenerwowałeś. Chciał stamtąd uciec... by nie dostać zaklęciem
od ciebie, ... więc użył... jakiegoś... wynalazku swoich starszych
braci, Freda i George'a. Oni... są strasznie dowcipni i pomysłowi.
Lubią... wymyślać różne gadżety magiczne – wyjaśnił, po czym
dodał: – Teraz mnie puść, to mnie boli – mężczyzna puścił
Harry'ego – a mnie i Hermionę oddal. Pozwól Ronowi też odejść
razem z nami. Dostałeś odpowiedź więc nas oddal – prosił.
Czerwonooki patrzył przez chwilę na całą trójkę, a potem oświadczył:
- Puszczę was... pod jednym warunkiem – odezwał się.
- Jakim? – spytał Harry, przełknąwszy ślinę, jednocześnie masując się po czole.
-
Weasley ma mnie przeprosić za to, co zrobił z tamtym pomieszczeniem –
oświadczył – na kolanach – dodał. Harry wstał, opierając
się o ścianę. Trochę zdziwiło to naszego bohatera, ale podszedł do
przyjaciół, którzy także wstali.
- I co powiedział? – spytała Hermiona.
- Em... Nie wiem, czy ci się to spodoba – zwrócił się do Rona – ale powiedział, byś go na klęczkach przeprosił. Masz go przerosić za to, co zrobiłeś z tamtym pomieszczeniem – Harry zauważył, jak jego przyjacielowi lekko drżą kolana, a jednocześnie czerwieni się ze złości. W końcu przemógł się i oświadczył:
- Dobrze. Pójdę –
ominął przyjaciół i zbliżył się do Riddle'a. Oboje przyglądali się mu,
jak staje przed najpotężniejszym czarownikiem swojej epoki i po chwili
klęczy przed nim, a potem mówi: – Przepraszam, że zrujnowałem
twój pokój. Nie każ za to Harry'ego ani Hermiony oraz mojej rodziny.
Proszę cię – oświadczył. Tom Riddle II wpatrywał się w Weasley'a.
-
Spójrz na mnie – nakazał. Ron spojrzał w górę. Mężczyzna i
młodzieniec patrzyli na siebie równą minutę – Słyszałem, że ktoś
rzucił na ciebie zaklęcie kilka dni temu – stwierdził.
- Tak – odpowiedział.
- Wiedziałeś o tym? – zdziwił się.
- Tak, ale nie powiem ci dlaczego – oświadczył.
- Adi, podejdź tu – rozkazał. Dziewczyna zbliżyła się.
- Tak, ojcze? – spytała, kłaniając się.
-
Jakie zaklęcie zostało rzucone na Ronalda Weasley'a i dlaczego? –
dopytywał się. Hermiona popatrzyła na Rona, potem na Harry'ego.
Spojrzała z powrotem na ojca.
- Więc zacznę od tego, że dwa
dni temu przyszły wyniki SUMów. Wszyscy byliśmy zadowoleni z nich prócz
Rona, który nie miał zbyt dobrych do bycia aurorem, bo wszyscy
chcieliśmy nimi być. Ja chciałam rozwinąć organizację zwaną W.E.S.Z., to
jest związane z uwolnieniem skrzatów domowych od czarodziejskich
rodzin, które je posiadają – wyjaśniała.
- Co to ma wspólnego z zaklęciem rzuconym na waszego przyjaciela? – spytał Riddle.
-
To, że Ron nie bardzo to popierał i był temu trochę przeciwny i by
zostawić skrzaty w spokoju. W pewnym momencie jakby oszalał. Zwrócił się
do Harry'ego po nazwisku, a mnie nazwał szlamą, na dodatek z szału
zerwał ze mną – wyjaśniła.
- Przepraszam, Hermiono. To było niechcący – tłumaczył się Ron.
- I co dalej? – spytał Lord, nie zwracając uwagi, że chłopak coś powiedział.
-
Więc... więc Harry zaczął coś podejrzewać i przywołał go zaklęciem, by
sprawdzić, czy przypadkiem nie ma twojego Mrocznego Znaku. Nie miał i
to nas zdziwiło. Zwołaliśmy zebranie Zakonu, by omówić tę sprawę –
wyjaśniła.
- Potter! – zawołał. Harry natychmiast podszedł.
- Tak, panie? – spytał.
- Nie wspomniałeś o rzuconym zaklęciu na waszego przyjaciela – powiedział.
- Wspomniałem, panie – odparł.
-
Ach tak, pamiętam. Wspomniałeś o Imperiusie i wampirzym zaklęciu. Znam
tylko jedną osobę, która mogła to zrobić i nie jest ona na moich
usługach – odparł.
- A kto to jest, ojcze? – spytała Hermiona. Riddle spojrzał na nią, a potem na chłopców.
- Weasley, wstań. Wybaczam ci ten wybryk. Skoro to zaklęcie działa, nie możesz świadomie zdecydować o decyzji przyłączenia się do mnie. W pewnym sensie zmuszono cię do tego, byś był posłuszny tym, którzy cię kochają. Co do twojego pytania, córko to odpowiedź brzmi: Nie. Takie zaklęcia mogą rzucić tylko wampiry o potężnej mocy, a cofnąć może tylko elficki rytuał wykonany przez królową efów. Cassidy Snape, żonę Severusa Snape'a – spojrzał po nich – Otrzymaliście odpowiedź. Teraz zmykajcie, zanim zmienię zdanie – warknął. Cała trójka zwiała tak szybko, aż kurz po nich został.
Gdy byli na
zewnątrz Dworu poszli prosto do punktu deportacyjnego, ale najpierw
musieli otworzyć bramę. Harry i Hermiona otworzyli ją swoimi Znakami.
Gdy byli już poza terenami Piekielnego Dworu chwycili się za ręce i
deportowali się niedaleko domu Blacków w Londyńskim parku.
Bogu
dzięki, że było tak wcześnie i nikt ich nie zauważył. Poszli prosto na
Grimmauld Place 12. Znalazłszy się przed drzwiami, zadzwonili. O dziwo
nie usłyszeli zawodzenia pani Black, lecz kroki, szybkie kroki. Po
chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich...
- Aur... – nie skończyli, bo szepnęła pospiesznie:
-
Wchodźcie, szybko, zanim obudzicie cały dom! – warknęła cicho,
więc nie mając wyboru, weszli. Zaprowadziła ich do kuchni, gdzie czekały
na nich Mary i Eleine – Opowiadajcie, jak było u Toma? –
spytała Aurelia bez ceregieli. Cała trójka spojrzeli po sobie.
- Skąd wiesz, gdzie byliśmy? – spytał Harry.
- Eleine i Mary obserwowały was od chwili, gdy wyszliście z domu – wyjaśniła, wskazując na swoje córki.
-
Och, ale numer. Musiałaś nieźle cierpieć – odezwał się Ron,
patrząc na Eleine – Czułaś ból Harry'ego – stwierdził.
- Tak – odpowiedziała z westchnieniem blondynka.
-
Mówcie, co się wydarzyło? – nie ustępowała pani Parker. Tak więc
Złota Trójca opowiedzieli ze szczegółami, co się zdarzyło w Piekielnym
Dworze.
Trwało to niespełna piętnaście minut...
Cała
trójka opowiadali jedno przez drugie. Gdy skończyli, pani Parker
chwilę siedziała, myśląc, aż wstała i zaczęła chodzić w tę i z
powrotem.
- Harry, jako twoja matka chrzestna masz takie
rzeczy uzgadniać ze mną. Musiałam się szczegółów dowiadywać od Mary i
Eleine! Co się z tobą dzieje! Gdy się dowiedziałam od Mary, że
Hermiona jest z tobą, mało zawału nie dostałam! Mało tego Eleine
cierpiała i mało brakowało, a dom nam by obudziła! Musiałam rzucić
zaklęcia wyciszające na kuchnię i korytarz! Musimy teraz pilnować, by
nikt tu nie wszedł! – krzyknęła – A co do ciebie, Hermiono,
twój medalion jest wyjątkowy. Nie panujesz nad jego mocą. Tom
powiedział ci zapewne, co masz zrobić. On. W. Ten. Sposób. Ma. Nad.
Tobą. Władzę. Podczas gdy dotykasz medalionu i kontaktujesz się z nim
lub, gdy słuchasz jego rozkazów hipnotyzuje cię i bezwolnie wykonujesz
jego polecenia. To tak jak Imperius i hipnoza, ale o wzmocnionej mocy
oraz jesteś tego świadoma, ale ciało nie.
- Ale, mamo...
-
Żadnego "ALE"! Musisz pamiętać, byś się ze mną konsultowała tak jak
ty, Harry. Oboje jesteście Śmierciożercami. Dzięki zaklęciu Cassidy Ron
nie stał się nim. A teraz idzie do łóżek, nim ktoś zauważy waszą nie
obecność i nikomu ani słowem o tej nocnej wycieczce. Zrozumiano? –
zapytała.
- Tak jest! – zawołali Harry, Ron i
Hermiona. Cała piątka poszli do swoich sypialni i położyli się spać.
Było po czwartej. W korytarzu Harry zwrócił się do Eleine:
- Wybacz, że musiałaś tak cierpieć – szepnął i poszedł wyżej.
Kilka godzin później...
Wszyscy
siedzieli w kuchni, jedząc śniadanie. Nowo poznany opowiedział o
sobie wszystko. Przyjęli go jak swojego i zaprzyjaźnili się z nim.
Nieco później wleciało pięć sów, każda do swojego adresata i rzuciły
im listy na podołek. Listy dostali: Ron, Hermiona, Ginny, Eleine i
Mary.
- Hej! To listy ze szkoły z listą podręczników! – ucieszyła się Marylene.
-
I co robimy? Idziemy na Pokątną? – spytała Ginny Harry'ego, który
był jakiś przygaszony. Ten zamyślił się, patrząc na Ashe'a.
- Wybierzesz się z nami? – spytał.
- Myślę, że tak – Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że tylko Harry nie dostał listu ze szkoły.
- Ej, Harry, a twój list gdzie? – spytał Ron. Ten spojrzał na zgromadzonych i odpowiedział tajemniczo:
- Dowiecie się w szkole – odparł, patrząc jednocześnie na Johna. Wszystkich, prócz młodego Parkera zdziwiło to.
Po południu...
Po
obiedzie poszli do salonu, gdzie mieścił się kominek. Uprzednio
nakładając peleryny i po kolei wchodzili w zielone płomienie, biorąc po
garści proszku Fiuu z garnuszka i wrzucając proszek w płomienie.
Następnie znaleźli się w Dziurawym Kotle i weszli na podwórko. Remus stuknął trzecią cegłę na prawo od śmietnika i mur się otworzył.
- Gdzie najpierw idziemy? – spytała Hermiona.
-
Najpierw do Gringotta. Musimy wziąć trochę więcej pieniędzy skoro
Eleine i Mary muszą mieć wszystko do szkoły. Zgadzacie się? –
zaproponował Ashe. Wszyscy kiwnęli głowami. Jak powiedział, tak
zrobili. Skierowali się do banku czarodziejów. Tam rozdzielili się:
Harry, Ron i Ginny wraz z Remusem i Johnem poszli do skrytek: Potterów,
Weasley'ów i Blacków. Harry poszedł z nimi, gdyż chciał zobaczyć jaki
majątek zostawił mu Syriusz. Było tam mnóstwo złota i kufer
przeznaczony dla niego. Zielonooki wolał przejrzeć ów kufer później i
sam. Zabrał go ze sobą, zmniejszając go i wsadzając do kieszeni.
Tymczasem Moody z Aurelią i jej córkami poszli do skrytki Parkerów.
Spotkali się na schodach Gringotta pół godziny później. Stamtąd poszli do Madame Malkin, by wszyscy kupili sobie nowe szaty, a zwłaszcza Parkerówny. Potem kupili dla dziewczyn wagi, teleskopy i kryształowe fiolki (takie sobie zażyczyły), potem poszli kupić książki, a następnie dwa cynowe kociołki.
~~*~~
W międzyczasie w wiosce Białych Druidów...
Alex
i Jack ćwiczyli sztukę walki na miecze. Cios, atak i unik. Właśnie
Alex natarł na przyjaciela, gdy ten niespodziewanie upuścił miecz i
nagle upadł na ziemię jak długi twarzą na trawę.
- Jack? –
spytał zdziwiony. Sprawdził jego stan. Był zimny. Otworzył mu oczy.
Były mgliste – Jack! O rety! – jęknął – Proroctwo... -
wyszeptał po chwili namysłu. Następnie przywołał drugiego
przyjaciela: – Grafin! – zawołał.
- O co chodzi, Al? – spytał jeden z druidów, podbiegając do blondyna z trybun.
-
Idź do mojego ojca i powiedz mu, by wysłał wiadomość o Reginy Hoof z
wiadomością, że Jack ma kolejny proroczy sen. Będzie wiedzieć, co
robić – oświadczył. Gdy tylko druid odszedł, Alex usiadł przy
szatynie i czekał, aż się zbudzi.
Mijały minuty, a on nadal był nieprzytomny. Martwił się o przyjaciela.
Minęło około dwudziestu minut, odkąd Jack zasnął, jednak Alex zauważył, że się poruszył, więc nachylił się nad kumplem.
- Jack? Nic ci nie jest? – spytał. Ten spojrzał w jego oczy i powiedział:
- "Wybraniec Z Przyszłości odnalazł się. Przyłączy on do swego przeszłego Ja." – wyrecytował.
- Ciekawe – powiedział, pstrykając palcami przed twarzą przyjaciela.
~~*~~
Londyn; Ulica Pokątna; Kilka minut wcześniej...
Właśnie
wychodzili z apteki, gdzie kupili podstawowe składniki do eliksirów
dla sióstr panny Granger, a dla Rona, Hermiony i Ginny brakujące, gdy
nagle – niespodziewanie rozległ się wybuch od strony Nokturnu.
Starsi natychmiast zmniejszyli zakupy młodszych i razem z dzieciakami
pognali w kierunku hałasu. Gdy się tam znaleźli, zobaczyli nie
Śmierciożerców, ale jakiś dziwnych osobników w bordowych pelerynach.
Szli w ich stronę.
- Co robimy? – spytała przerażona
Ginny. Nieznajomi rzucali kulami ognia ze swoich różdżek oraz rąk. Na
dodatek zabijali, lecz nie tak normalnie, czyli Avadą, lecz kąsali ich
zębami i wysysali krew.
- To wampiry! Musimy zabrać stąd ludzi, a ich unieszkodliwić! – zawołał Lupin, wskazując na zbliżających się osobników.
-
Ale jak?... Zaraz, wampiry nie znoszą światła dziennego! –
zawołała Hermiona i spojrzała w niebo – Już zaszło słońce!
Spóźniliśmy się! – pisnęła.
- Ma ktoś jakieś pomysły? – spytała Aurelia.
-
Ja mam – Wszyscy zwrócili głowy, z której dochodził zimny głos
– Poddajcie się, a nic wam nie zrobimy – To był jeden z
wampirów! Harry zbliżył się o krok do bladego mężczyzny i spytał:
- Czemu tu przyszliście i nas zaatakowaliście? – spytał Potter. Wampir spojrzał na młodzieńca i spytał:
- A kim ty jesteś, że mówisz do mnie, jakbyśmy byli kumplami? – spytał, oblizując wargi i także się zbliżając.
- Ja pierwszy zadałem pytanie – stwierdził Harry. Ten zmrużył oczy i odpowiedział:
- Przybyliśmy tu, bo nasz pan nas wezwał – odparł.
- A po co? – spytał Potter.
-
Mieliśmy się z nim tu spotkać, ale się nie zjawił, więc co mieliśmy
robić? Postanowiliśmy się trochę zabawić, atakując tych ludzi –
wskazał na czarodziejów, którzy byli przytrzymywani przez jakichś
wampirów i najwyraźniej czekali na jego rozkaz.
- Czemu akurat tych ludzi i w tym kraju, a nie np. w Albanii, albo w Transylwanii? – spytał z niedowierzaniem zielonooki.
- Bo tam jest niebezpiecznie. Nawet dla nas, wampirów, a Voldemort panoszy się po całym świecie – wyjaśnił.
- Popieracie go? – Harry zbliżył się do mężczyzny jeszcze bardziej.
-
Kogo? Voldemorta? Nie! Jasne, że nie! Jest straszny i przerażający!
Straciłem przez niego rodziców, przyjaciół oraz ojca chrzestnego –
Tu wampir zadrżał lekko.
- Powiedz, czy twój pan rzucił
jakąś klątwę na mojego przyjaciela tak, że zaczął popierać Voldemorta i
wyzywać moich przyjaciół, a już zwłaszcza Hermionę od szlam? –
Harry wskazał na Rona, a następnie na Hermionę. Wampir spojrzał na
rudzielca, a potem na swojego rozmówcę. Jego oczy zalśniły, jakby coś
sobie przypomniał. W końcu odpowiedział:
- W wampirzej magii
jest takie zaklęcie, ale nie używamy go ot, tak po prostu, lecz tylko w
nadzwyczajnych okolicznościach. Czyli przeciwko wrogom.
Najprawdopodobniej ktoś od nas jest zdrajcą – odparł –
Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Percival Nicolas Harold
James Levender – wyciągnął ku Harry'emu rękę.
- Harry
James Potter. Mnie też miło cię poznać, Percivaldzie – wampir
wytrzeszczył oczy na młodzieńca i zawołał, cofając natychmiast rękę:
-
Potter? TEN Harry James Potter?! – Mężczyzna zadrżał z radości i
niedowierzania. Przywołał jednego z wampirów i powiedział mu coś cicho
do ucha po wampirzemu. Po chwili ów wampir skinął głową i oddalił
się.
- Tak, to ja. Powiedz, dowodzisz nimi? – wskazał
na gromadę wampirów, chodzących od człowieka do człowieka kąsając to
jednego to drugiego, ale gdy wampir, który oddalił się od Levendera,
powiedział coś do reszty, więc natychmiast przestali i ustawili się w
szereg tuż za nim.
Zauważył jednak, że nie przypominał wampira. 'Ciekawe, dlaczego nie wygląda jak wampir? Bardziej przypomina człowieka'. Pomyślał Potter.
- Percy, mam propozycje dla ciebie – odezwał się w końcu Harry.
- Jaką? – spytał ten.
-
Czy przyłączysz się do mnie i Zakonu Feniksa? – Harry domyślił
się już, że pan Levender nie jest taki zły. Miał nadzieję, że dzięki
temu wampirowi (ale czy wampirowi?) i jego elicie uda mu się pokonać
Voldemorta. Levender spojrzał na Pottera i odparł:
- Tak. Z
radością się do was przyłączę – odpowiedział, ściskając mu krótko
rękę (W tym samym czasie Jack wypowiedział swoją przepowiednię). Nagle
odezwała się Hermiona:
- Harry, czyś ty zwariował!? To wampir! To on mógł rzucić zaklęcie na Rona! – pisnęła dziewczyna.
-
Hermiono, jeśli nie ufasz Levenderowi, który jest inny niż my, to i
mnie nie ufasz. A ufasz, prawda? – Dziewczyna popatrzyła na
przyjaciela, a po chwili odparła:
- Tak, ufam – powiedziała, zwieszając głowę.
-
No widzisz. Ufasz mnie to i jemu zaufaj oraz zaprzyjaźnij się z nim.
Dobrze? Oczywiście nie zmuszam cię do tego ani reszty – dodał.
- Dobrze – powiedziała. Młodzieniec uśmiechnął się.
- Wy idźcie, ja tu zostanę z Percym i pogadam o warunkach z jego elitą – oznajmił.
-
Nie, Harry, nie zostawimy cię samego. Przecież pamiętasz, że
Voldemort nie zważa na porę i miejsce, by cię zabić. Poza tym jesteś
dowódcą Zakonu i nie możemy cię stracić. Jesteś przecież Jedyną
Nadzieją Tego Świata! Tylko ty jeden możesz go pokonać! Nie zostawimy
cię samego! – zawołał Lupin.
- Remusie, nie możesz mi dyktować warunków. Jestem dorosły! – zbuntował się zielonooki.
- Masz racje, Harry, ale Syriusz powierzył mi obowiązki ojca chrzestnego i mogę...!
- Nie, nie możesz...!!
-
Uspokójcie się, obaj! Będziecie o tym dyskutować w Kwaterze Głównej!
– krzyknął Percy. Potem zwrócił się do Pottera łagodniejszym już
tonem – Harry, wskaż osoby, które będą twoimi świadkami –
poprosił.
- Dobra. Więc... Alastor, Remus i John zostaną ze
mną i Percym. Za to reszta wróci do domu, a ty, Ashe zostaniesz w
Dziurawym Kotle na wszelki wypadek. Gdyby coś się stało, powiadomisz
resztę – poprosił ich.
- Zgoda – odparł Welson
za wszystkich. Harry z towarzyszami poszli do lodziarni Floriana,
zamówili lody i rozpoczęli rozmowę na temat warunków umowy.
Ustalili, że w razie potrzeby wampiry mieli przybyć na wezwanie
Harry'ego przez Lusterka Dwukierunkowe, które skopiował od lusterka,
które dostał od brata profesora Dumbledore'a, gdy stał się dowódcą
Zakonu. Percy oczywiście odwołał swój oddział, ale została tylko jakaś
wampirzyca o pięknej cerze i błyszczących jasnych włosach oraz
czarnych jak noc oczach. We włosach miała czerwoną różę.
- Można jej ufać? – spytał Lupin, patrząc podejrzliwie na kobietę.
-
Tak, można. Moi drodzy, przedstawiam wam Martę Aliannę Levender.
Marto, to jest Harry Potter, to Remus Lupin, to Alastor "Szalonooki"
Moody, a to Jonathan Parker – przedstawiał po kolei towarzyszy.
-
Miło mi poznać Zbawiciela Świata, a jednocześnie Wybrańca Losu i jego
przyjaciół – Miała lekko zimny głos, ale to najwyraźniej jej
nie przeszkadzało. Uścisnęła ręce mężczyznom i usiadła na wolnym
miejscu, przysłuchując się rozmowie.
- Percy, mam do ciebie pytanie – odezwał się Potter.
- Słucham, Harry? – spytał Percy.
- Kogo możesz podejrzewać o zdradę wśród wampirów? – spytał.
- Nie wiem. To może być każdy. Sprawdzę – odparł.
- Dobrze – Gdy młodzieniec wraz ze swoimi przyjaciółmi skierowali się do pubu i stamtąd do Głównej Kwatery musieli się nie źle nasilić, by uspokoić wszystkich zgromadzonych w domu. Opowiedzieli im wszystko, a potem rozeszli się do siebie.