Moja lista przebojów 2

7 października 2012

Rozdział 6 - Tortur c.d., wyjawiona tajemnica i...

Klik


Bał się tego, co miało zaraz nastąpić, gdyż bolało go to bardziej niż te sześć i pół godzin męki. - ....Nie! Tylko nie to! NIE DOTYKAJ MNIE!!... - Harry wyciągnął obolałą rękę i chwycił go za nadgarstek. Szczęśliwym trafem było to, że chwycił za rękaw, które chroniło jego skórę i tym samym przed zetknięciem ich skór. - ...Nie, tylko nie blizna! Torturuj mnie, ale nie krzywdź mi bliskich oraz rodziny. - prosił, a łzy wraz z krwią wyleciały prawdziwie z jego oczu. Dla Voldemorta było zaskoczeniem to zdanie, ale największym zaskoczeniem dla wszystkich było to, iż Harry powiedział to zdanie w mowie węży i to świadomie!
- Ty nie masz już rodziny, Potter. - stwierdził także w tym języku prostując się i cofając rękę.
- Zdziwił byś się. Prócz wujostwa Mugoli, u których mieszkałem jest Hermiona, Eleine, Marylene i John, a oni są twoimi dziećmi. Ich matką jest Aurelia Parker, która ta z kolei jest moją matką chrzestną i siostrą-bliźniaczką mojej matki. Lordzie Voldemorcie, a właściwie Tomie Marvolo Riddle'u ty i ja jesteśmy rodziną poprzez moją matkę i jej siostrę Aurelię, którą podobno kochasz i macie czwórkę dzieci. Mimo, że zabiłeś moich rodziców... wybaczam ci to. Czy nadal chcesz mnie torturować? Swoją prawdziwą rodzinę? - spytał. Riddle wpatrywał się długo w jego zielone oczy, podobne do promienia Avady.
- John, nie jest do końca moim synem. Lucjusz nim jest. Ja go tylko porwałem i próbowałem wychować... - powiedział siląc się na spokój na myśl o Aurelii i tego, co zrobiła z trojaczkami siedemnaście lat temu. - ...Snape,... - odezwał się tym razem po angielsku wyrywając rękę z uścisku Harry'ego i wstając. ten zbliżył się kłaniając się. - ...wylecz go i przyprowadź potem do mnie. Reszta rozejść się! Na dziś koniec pokazu. - zażądał gniewnie idąc ku drzwiom i trzaskając nimi. Wszyscy podskoczyli na głośny i głuchy ich dźwięk. Gdy tylko wszyscy wyszli Severus nachylił się nad Harrym i szepnął do niego:
- Nie wiem co do niego powiedziałeś, ale najwyraźniej to go rozzłościło i ocaliło ci życie. - stwierdził.
- Nie byłbym taki pewien. - szepnął Harry obracając głowę ku drzwiom.
- Jak to? - spytał mężczyzna.
- Był rozgniewany, ale i przerażony jednocześnie. - oświadczył, gdy Snape lewitował go na niewidzialnych noszach w kierunku pracowni mężczyzny.
- Przerażony? To do niego nie podobne. - zauważył.
- Profesorze, to że ma pan mnie wyleczyć nie oznacza, że nasze stosunki się zmieniły. - zauważył Harry.
- Wiem, Potter, ale w tym miejscu to bez znaczenia. Mam cię wyleczyć na tyle żebyś mógł pójść do niego. Taki otrzymałem rozkaz i muszę go wykonać. Przykro mi, że musiałem cię torturować. - oświadczył.
- Muszę się nad tym zastanowić czy panu to wybaczyć, a także to, co robił mi pan przez ostatnie sześć lat. - powiedział ponurym głosem.
- Rozumiem, ale jestem pod wrażeniem, że tak długo wytrzymałeś. - Obaj spojrzeli na siebie w milczeniu. Harry mógłby się zaśmiać, gdyby nie zemdlał. Mężczyzna westchnął pogrążając się w myślach.
Leczenie trwało całą noc...
         Harry został uleczony dopiero późnym popołudniem. Musiał jednak odpoczywać.
         Następnego dnia około 15:00 Harry obudził się w jakimś miękkim łóżku w nieznanym mu pokoju. Najwyraźniej miał być to jego pokój na czas "inicjacji" jak to powiedział Riddle podczas jedn ej przerwy w zabawie. Nagle do pokoju wszedł jakiś nieznany mu Śmierciożerca.
- Obudziłeś się? Dobrze. Masz tu obiad. Umyj się, przebierz i zjedz. Będę czekać za drzwiami. Masz na to pół godziny. Mam cię zaprowadzić do Czarnego Pana. - dodał na koniec widząc zdziwienie na jego twarzy.
- Dobrze. - powiedział. Mężczyzna wyszedł zamykając za sobą drzwi. Harry zabrał się natychmiast do roboty. Chciał mieć to za sobą i to jak najszybciej. Najpierw zabrał się za toaletę, potem się wykąpał, następnie przebrał w jakieś wygodniejsze ciuchy. Jeansowe spodnie koloru niebieskiego oraz czarną bluzkę, a potem bluza z błyskawicznym suwakiem. Potem zasiadł do posiłku.
        Gdy skończył jeść zostawił to wszystko i wyszedł.
- Skończyłeś? Dobra. Chodź ze mną... - oświadczył Śmierciożerca. Zeszli trzy piętra niżej. - ...Dalej musisz iść sam. Gabinet Czarnego Pana jest w połowie korytarza. Trzecie drzwi na lewo. - wyjaśnił mu.
- Dzięki. - mężczyzna odszedł, a Harry trochę nie pewny poszedł ciemnym korytarzem rozglądając się dookoła i licząc pary drzwi. W końcu stanął przed odpowiednimi. Nawet nie musiał ich liczyć, bo wyczuł, że to te poprzez coraz to mocniejsze pulsowanie blizny. Przełknął ślinę. Wyciągnął rękę i nim zapukał rozległ się głos:
- Wejdź, Potter. - to był głos Voldemorta. Z lekkim oporem otworzył drzwi i niepewnie wszedł do środka.
- Skąd wiedziałeś, że...? - zaczął, ale ten mu przerwał.
- Że to ty byłeś za drzwiami?... - dokończył za niego pytanie czerwonooki. - ...Coś ci pokażę. Podejdź tu do mnie... - nakazał. Harry niepewnie podszedł do niego. - ...Po pierwsze: ty mnie wyczuwasz poprzez bolącą bliznę. Ja także wyczuwam cię, bo mam wyczulony szósty zmysł. Przez nasz związek ten zmysł wzmocnił się do tego stopnia, że wyczuwamy siebie nawzajem, nawet we śnie, jak zdołałeś się przekonać w piątej klasie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Wyczułem cię i chciałem ci pokazać miejsce, gdzie mieści się przepowiednia dotycząca nas obu... - tu uśmiechnął się zabójczo. - ...Chcesz zobaczyć ten związek?... - spytał. Harry niepewnie kiwnął głową. Mężczyzna wyjął z szuflady mały przedmiot. Była to kula podobna do kuli do wróżenia, tyle że ta mieniła się kolorami tęczy. - ...Spójrz. - położył rękę na kuli i zamknął oczy. Wyszeptał kilka dobrze dobranych słów i nagle kula zaczęła świecić ciemnym światem.
- Wow! - wyrwało się młodzieńcowi.
- Teraz ty. - powiedział cofając się o dwa kroki.
- Co mam zrobić? - spytał.
- Połóż rękę na kuli i pomyśl o jakiś osobach, które kochasz. Robiąc to wyzwolisz tym samym swoją moc... - wyjaśnił mu. Harry tak zrobił. Położył rękę na kuli. Czuł moc Voldemorta z wnętrza kuli. Była potężna. Westchnął by pomyśleć. Przypomniał sobie jak Dumbledore pokazywał mu przeszłość Voldemorta w ubiegłym roku, potem przypomniał sobie także przyjaciół: Rona, Hermionę, Syriusza, Remusa i nowo poznane: Aurelię, Eleine i Mary, a także swoich rodziców. I nie wiedział dlaczego, ale także przypomniał sobie ciotkę Petunię. Nagle poczuł się słaby, a po chwili, gdyby nie to, że Voldemort go złapał, zaliczył by glebę. Jednak i tak ją zaliczył, bo ten go puścił krzycząc z bólu. - ...C-c-co...? To znowu... ten ból! Potter!... - odwrócił się w jego kierunku. Ten cofnął się o kilka kroków wyczuwając straszny gniew swoim umyśle. Wiedział, że są to emocje Riddle'a i nie wróżyło nic dobrego. - ...O kim myślałeś?! Gadaj! - zawołał chwyciwszy go za kołnierz szaty.
- Ja... myślałem o bliskich... Tak jak chciałeś... - szepnął nadal się cofając.
- W Ministerstwie myślałeś wtedy o Blacku! W twoim sercu musiało się wtedy pojawić uczucie! Teraz też musiało! - Harry uśmiechnął się drwiąco.
- Najwyraźniej to jedyny sposób by cię pokonać, gdyż tak naprawdę nie potrafisz kochać. Aurelię zgwałciłeś, ale gdy zrozumiałeś swój błąd zacząłeś się w niej zakochiwać. Jednak, gdy dowiedziałeś, że jest w ciąży z Johnem zabrałeś go od niej mówiąc, że dziecko umarło. Przeniosłeś go do Koszmarnego Dworu... - mówił, ale urwał, gdy Riddle rzucił w niego Cruciatusem. Harry wrzasnął i upadł, a stare rany się otworzyły. Klątwa trwała dwie minuty, a Harry'emu zdawały się one wiecznością. W końcu, gdy tortury się skończyły drżał u jego stóp.
- Mam pomysł, mój drogi, Harry. Zostaniesz tutaj ze mną. Oj, długo tu zostaniesz. Będę mieć świetny ubaw z twojego cierpienia. - kopnął go brutalnie w brzuch.
- O nie... - szepnął młodzieniec kuląc się. Harry znowu miał bardzo złe przeczucia. I nie mylił się.
         Następnego dnia odbył się pokaz z nim w Roli Głównej. Tortury trwały dwa razy dłużej, a zaklęcia były silniejsze.

~~*~~

Dwa tygodnie później... Sala tortur...
         Nie czuł nic więcej tylko ból w całym ciele. Zaklęcia jakich używali poplecznicy Voldemorta naprawdę były wymyślne i strasznie raniące. Z ledwością mógł oddychać, ponieważ każdy ruch jego klatki piersiowej sprawiał mu wielki ból. Tego dnia minęła już czwarta runda jego tortur, a rachubę godzinną to trzy godziny. Pomimo, że nic już nie widział domyślał się własnego wyglądu. Z jego ust sączył się malutki strumyczek krwi. Nie poruszał się, by w ten sposób nie sprawić sobie więcej bólu.
- Bone Bruise! - zawołał jakiś czarodziej. Harry poczuł jak jego kości są miażdżone od środka. Wrzasnął dość głośno. Ból minął po minucie. Oddychał ciężko, co jakiś czas kaszląc krwią. Voldemort wycelował różdżkę w ciało Harry'ego. Ten uniósł się w pionie na trzy stopy nad podłogą i po lewitował powoli ku Czarnemu Panu. Ten patrzył z zadowoleniem na stan w jakim się znajdował Wybraniec. Całe ciało Harry'ego było posiniaczone i poranione. Nie było miejsca, gdzie nie byłoby rany czy zadrapań lub siniaków. Z ran leciała krew skapując na podłogę. Za to jego ubranie całe było w strzępach. Riddle wstał i zbliżył się do Gryfona. Różdżką dotknął jego podbródka i uniósł tak, by ten mógł na niego spojrzeć. Harry patrzył w czerwone oczy czarownika. W zielonych oczach było widać nie tylko ból i obojętność, ale także wolę przetrwania i złość. Te dwa ostatnie uczucia najbardziej były widoczne, pomimo stanu twarzy Gryfona.
- Masz dość, Harry?... - spytał Riddle ze "zwykłym" uśmiechem na swej bladej wężowatej twarzy. Ten nie odpowiedział. Gardło miał tak uszkodzone od krzyków, że nie mógł wykrztusić słowa. Patrzył jak Voldemort wyciąga drugą rękę ku jego twarzy. Z przerażeniem w oczach i nie mogąc się ruszyć z bólu czekał aż go dotknie. Robił to przynajmniej raz dziennie i zawsze kończyło się utratą przytomności. - "Mam przynajmniej trochę satysfakcji po tym, gdy mnie dotknie. Nie muszę przynajmniej znosić tego bólu. Widzieć jego spojrzenia. I w kółko powtarzającego się pytanie czy do niego dołączę..." - pomyślał. Nie mógł nawet poruszyć jakąkolwiek koniczyną (ręką, nogą, a nawet głową). Mógł tylko patrzeć i czekać. Zamknął oczy. Palec Voldemorta dotknął lekko policzka młodego mężczyzny. Wydawało się, że jego dusza wraz ciałem zaraz eksplodują. Wrzasnął głośno. - "...Niech to się skończy wreszcie!" - pomyślał. Jego świadomość zgasła po dwudziestu sekundach. Zemdlał. - ...Co? Już koniec?... - spytał Riddle w przestrzeń. Po chwili jednak uśmiechnął się z satysfakcją na twarzy. - ...Jak widzicie... - tu opuścił różdżkę, a ciało Harry'ego opadło bezwładnie na posadzkę u jego stóp. - ...używając krwi Harry'ego Pottera spowodowałem, że mój dotyk sprawia mu ból równą pięćdziesięciu Cruciatusów rzuconych równocześnie. Nawet tortury, które znosił wciągu tych minionych dni są niczym w porównaniu z bólem jaki ja mu sprawiam jednym dotykiem koniuszka palca... - odparł patrząc, to na swych towarzyszy, to na nieprzytomnego Pottera. Chwila ciszy. - ...Snape, podlecz go, a następnie przenieś do jego celi. - rozkazał.
- Tak, panie. - powiedział, po czym skłonił się, a następnie szybko zabrał chłopca na niewidzialnych noszach do laboratorium, gdzie miał zamiar się zabrać za wyleczenie Gryfona. Zza rogu usłyszał jeszcze głos swego pana:
- Pamiętaj, Snape niech jeszcze pocierpi. Mam zamiar pomęczyć go póki nie podejmie decyzji. - po tym oświadczeniu zaśmiał się potwornie. Snape modlił się do Merlina by zdarzył się cud. To wszystko staje się koszmarem.
Dwa dni później...
         Harry ocknął się w swojej celi. Wydarzenia z przed dwóch dni powróciły ze zdwojoną siłą. Gdy spróbował się rozejrzeć jęknął z bólu. Była tu tylko jedna pochodnia, żadnego okna. Jedno było pewne: nie miał drogi ucieczki z tego piekła. Nie potrzebnie zdenerwował dwa tygodnie temu Voldemorta mówiąc o siostrach Hermiony, a także ich matce i swojej. Był to błąd. Spróbował ponownie zasnąć, ale nie dane mu było tego zrobić, bo w tej chwili wszedł jakiś Śmierciożerca. Gdy Harry przyjrzał mu się rozpoznał w nim Lucjusza Malfoy'a. Ten podszedł do niego i się uśmiechnął, po czym powiedział drwiąco.
- Widzę, że nasz gość łaskawie się w końcu obudził... - powiedział akceptując słowo "gość" i zaśmiał się cicho. - ...Mówiłem ci kiedyś, że przyjdzie dzień, gdy podzielisz los swych rodziców... - ponownie się zaśmiał, gdy zobaczył minę chłopca. Mężczyzna odwrócił głowę w kierunku drzwi celi i powiedział do kogoś na korytarzu. - ...Powiedzcie Czarnemu Panu, że nasz Gość Honorowy w końcu się obudził. - oświadczył. - "Super. Jego tu brakowało. Mam tego dość i jego głosu. Zimnego i bez emocji. A zwłaszcza jego nudnego pytania" - pomyślał Harry ze zgrozą i obojętnością.
        Po kilku minutach do środka weszła blada i wysoka postać.
- Och, Potter. Obudziłeś się. - na twarzy Riddle'a zagościł paskudny wyraz.
- Witaj, Tom. - powiedział zimno. Po chwili pożałował, bo dostał Cruciatusem. Krzyknął, po chwili przestał. Oddychał ciężko. Mężczyzna podszedł do Wybrańca i spojrzał z góry w jego twarz.
- Wiedz, Harry, że nie odpuszczę. Staniesz się moim sługą prędzej czy później. - oświadczył.
- Po moim trupie! - warknął. Kolejny Cruciatus i kolejny wrzask, tym razem dłuższy. Po chwili,... cisza.
- Stanie się to, gdy będziesz się wciąż opierał, Harry. Będziesz przebywał w moim Dworze dopóki nie podejmiesz decyzji. Zrozumiałeś? - oświadczył groźnym tonem, po czym odwrócił się, ale nim zrobił dwa kroki Harry zawołał:
- Pieprz się! Nigdy się do ciebie nie przyłączę! Prędzej Piekło zamarznie! - krzyknął. Następna dawka bólu, ale tym razem krzyk był krótszy, gdyż zemdlał.
        W tym samym czasie, w trzech różnych miejscach, trzy różne osoby również krzyczały.

Eleine... i dwóch pewnych młodzieńców...

~~*~~

Londyn...
         Tydzień od wymiany przeniesiono Hermionę ze Św. Munga do domu Blacków i tam się nią zajęto. Nie kontaktowała za bardzo jeszcze przez tydzień. Gdy odzyskała przytomność chciała się dowiedzieć co się stało.
- Gdzie jest Harry?... - spytała. Nikt jej nie odpowiedział unikając jej spojrzeń. Ta cisza była nie do zniesienia. W końcu zapytała pierwszą lepszą osobę, którą widziała w tamtym Dworze. - ...Gdzie, do cholery jasnej jest Harry Potter?! - Spojrzała na matkę gniewnym i nieugiętym wzrokiem.
- Tam skąd cię zabraliśmy. - odpowiedziała cicho. Przerażenie widniało na twarzy Black Lady.
- Jak to?
- Poszedł tam w zamian za ciebie wraz Johnem, moim synem i twoim przyrodnim bratem. - odpowiedziała z przerażeniem w oczach Aurelia.
- Ile byłam w szpitalu? - spytała z rozpaczą.
- Tydzień, a tu przebywasz też tydzień. Lecz on go tam przetrzymuje od ponad dwóch tygodni. - odpowiedziała jakaś dziewczyna o melancholijnym głosie. Brązowowłosa przyjrzała się jej. Miała niebieskie oczy, a czarne włosy, które tym razem miała rozpuszczone, a w niektórych miejscach były złoto-srebrne pasemka.
- Jak masz na imię? - spytała zaciekawiona.
- Marylene Lilianne Parker i jestem jedną z twoich sióstr. - odpowiedziała dziewczyna. Hermiona zapatrzyła się w twarz Mary, a potem zapytała:
- A gdzie trzecia siostra?
- Tu jestem. - odpowiedziała wyżej zainteresowana. Hermiona spojrzała w kierunku kominka, skąd dochodził głos. Druga siostra posiadała ciemno blond włosy oraz czarne oczy i smukłą, wręcz elfią talię. - "Obie są takie piękne...!" - wzruszyła się w myślach panna Granger.
- A ty jak masz na imię? - spytała.
- Eleine Aurelia Parker. Miło nam cię wreszcie poznać, Hermiono... - podała jej rękę. - ...Urodziłam się jako pierwsza. Druga urodziła się Mary, a ty ostatnia. - wyjaśniła jej.
- Rozumiem. Jesteście takie piękne... - wzruszyła się tym razem na głos Hermiona podając uprzednio drugiej siostrze rękę. - ...Nawet nie zapytałam moich opiekunów oto jak wyglądały moje narodziny... - zmartwiła się Gryfonka. - ...Ale przynajmniej dowiedziałam się, że zostałam adoptowana. - dodała ze łzą w oku.
- Nie martw się, Hermi. Pomożemy ci znaleźć miejsce na ziemi. Czy co tam chcesz... - zawołała z uśmiechem Mary. Przytuliła ją. Hermiona również się uśmiechnęła i poszła ze swoimi siostrami do ich pokoju na pierwszym piętrze.
        W ich pokoju Mary zasunęła zasłony i wciąż trzymając zasłony w ręku powiedziała do Eleine: - ...Ele*, rzuć zaklęcie ciszy z dziedziny magii elfiej i zamknij drzwi. - poprosiła.
- Ale, po co? - spytała wyżej zainteresowana.
- Co się dzieje? Nie można rzucać zaklęć poza szkołą puki nie skończymy 17-stu lat. - odezwała się Hermiona.
- My możemy. Zaraz ci wyjaśnię czemu to robimy... - powiedziała Mary. Po chwili podeszła do niej i usiadła na łóżku, na którym siedziała jej druga siostra. - ...Hermiono, podaj mi lewe ramię... - poprosiła wyciągając ku niej dłoń. Dziewczyna spojrzała na czarnowłosą niepewnie i z przestrachem. - ...Nikogo tu nie ma. Tylko my.... - zapewniała ją. Dziewczyna nie ruszyła się. - ...Hermiono, jesteśmy połączone jak bliźniaki jednojajowe... - dodała. - ...Odczuwamy swoje emocje i nastroje. To tak jak Harry oraz Voldemort, ale w ich przypadku jest inaczej. Eleine jest połączona z Harrym, a tym samym z naszym ojcem, Lordem Voldemortem. Wiem, że on coś ci zrobił. Czułam to. Eleine codziennie czuje tortury Harry'ego przez długie godziny. Podaj mi swoją rękę i pokaż mi czy mam słuszność, tego co myślę. Obiecujemy, że nikomu o tym nie powiemy. - oświadczyła.
- Chyba, że ktoś dowie się o tym wcześniej. - dodała z sarkazmem Eleine. Hermiona wpatrywała się w obie siostry. Ledwo je znała i nie wiedziała czy może im zaufać. Nagle wstała i się popłakała.
- Przyrzekłam! - pisnęła.
- Co przyrzekłaś? - spytała Eleine.
- On powiedział bym nikomu tego nie mówiła!... - zawołała wciąż płacząc. - ...Mam do niego chodzić co miesiąc! - wyjaśniła Hermiona siadając po dwóch minutach ciszy.
- Do kogo? - spytała Mary. Dziewczyna w odpowiedzi odwinęła lewy rękaw. Było tam lekkie zaczerwienie.
- Mary,... ty przecież masz taki sam ślad, czyż nie? - stwierdziła Eleine patrząc na czarnowłosą.
- Masz rację... - odwinęła swój rękaw i pokazała go. - ...Hm, nie mogę zdjąć zaklęcia. - dodała machnąwszy na swoje przedramię.
- Jak to? - spytała Hermiona, gdy Mary wciąż i wciąż machała nad swoim przedramieniem, ale bez rezultatu.
- Jesteśmy połączone, gdyż łączy nas potężne zaklęcie elfickie... - wyjaśniała. - ...Nasza mama i władczyni elfów rzuciły zaklęcie na cztery osoby. Na naszą trójkę i na Harry'ego w dzień jego narodzin oraz jego brata. Mieliśmy być połączeni. Czyli: czuć emocje i nastroje naszego ojca, tak jak Harry odczuwa teraz emocje i nastroje Voldemorta, ale także ból tej drugiej osoby. Nie sądziłam, że możemy coś takiego otrzymać... Cholera! Nie mogę zdjąć zaklęcia! Ele, pomóż mi. Potrzebuję więcej mocy. - mówiła. Blondynka zrobiła to. Machnęła różdżką nad przedramieniem Hermiony wymawiają po elficku zaklęcia. Wspólnymi siłami udało się zdjąć silne zaklęcie maskujące. To, co zobaczyły przeraziło je bardziej niż Hermionę, która odwróciła głowę. Wstała szybko i schowała go.
- Zmusił mnie.. - stwierdziła. - ...Nie chciałam go. Mam przychodzić do niego co miesiąc, by zakrywać Znak. Mam do was prośbę. - powiedziała spojrzawszy na nie. Obie siostry wstały jak na komendę.
- Proś o, co tylko chcesz. - powiedziały zgodnie.
- Nauczycie mnie teleportacji, Legilimencji i Oklumencji? - spytała. Obie spojrzały po sobie.
- Zgoda. Musimy najpierw zakryć wasze Znaki, ale tak by nikt nie podejrzewał, że je posiadacie. - zaproponowała Eleine.
Mijały dni...
          Hermionie udało się teleportować prawie za pierwszym razem. Oklumencja była trudniejsza, nie mówiąc już o Legilimencji, ale Hermiona nie poddawała się. Jeśli miała stanąć przed swoim ojcem musiała się tego nauczyć.
        Po tygodniu udało się włamać do umysłu Eleine.
- Świetnie! Poćwiczmy to kilka razy byś nabrała wprawy. - oświadczyła. Więc ćwiczyły. Nie miały pojęcia, że ktoś ich podgląda.
         Oklumencja Hermionie wychodziła nieco gorzej, ale się nie poddawała. Właśnie zobaczyła jedno ze wspomnień Mary, gdy...
- Co wy tu robicie? - rozległ się głos... Aurelii wychodząc "jak z podziemi".
- Mamo, my... my uczymy Hermionę Oklumencji. - wytłumaczyła jej Mary.
- Ja wiem co wy tu wyprawiacie! Mary, pokaż rękę. Od dawna próbujesz ją przede mną ukryć! - zawołała chwytając ją brutalnie za lewe ramię. Odwinęła zawiązaną chusteczkę na przedramieniu. Gdy zobaczyła Mroczny Znak mało nie zemdlała.
- Mamo, zaraz ci wytłumaczymy! - zawołała Mary. Kobieta spojrzała na nią, a potem na Hermionę. Usiadła na najbliższym krześle.
- Dobrze, mówcie. - oznajmiła.
- To się zaczęło od Hermiony. To ona ma prawdziwy Mroczny Znak, nie ja. - wyjaśniła czarnowłosa.
- Jak to?... - spytała spojrzawszy na brązowowłosą. Hermiona pokazała go odwijając chustę. Ten Znak był wyraźniejszy. - ...Od kiedy go masz? - spytała.
- To było wtedy, gdy mnie porwał. Dokładnie nie wiem, kiedy mi go zrobił, ale wiem, że gdy spałam śniło mi się, że on mi go robi. Poczułam przeszywający ból w okolicach nadgarstka, a potem nadeszła ciemność. Zobaczyłam potem płonącego feniksa, zielonego węża i czarną różę. - wyjaśniła.
- Feniks...? - zdziwiła się Aurelia.
- Wąż...!? - tym razem zdziwiła się Eleine.
- I czarna róża...?! - Mary osłupiała. Spojrzała na swoją siostrę i zawołały jednocześnie z matką:
- MEDALION! - spojrzały na Hermionę z obawą.
- Hermiono, czy Voldemort dał ci jakiś medalion?... - spytała Mary. - ...Był on okrągły? - spytała.
- Nie. Był taki. - odpowiedziała i wyjęła spod bluzki owy medalion.
- Boże... On ma nad tobą władzę. - szepnęła Aurelia zakrywając twarz.
- Przypomniało mi się coś.
- Co? Co takiego, Hermiono?
- Dowiedziałam się od Lupina, że Peter Pettigrew był na zebraniu Śmierciożerców. Voldemort powiedział coś w stylu: Zrobię wszystko, by przeciągnąć przyjaciół Harry'ego Pottera na swoją stronę. Gdy osiągnę ten cel, Harry nie będzie mógł nic zrobić. Mój plan jest taki: Gdyby Potter będzie chciał odbić Adi Matronę, to w zamian wezmę jego. Postanowiłem, że stanie się jednym z nas. - wyrecytowała.
- O Matko Jedyna! - wyjąkała Aurelia.
- Mamo, proszę. Muszę chodzić do niego. Nie mów nic Zakonowi. - prosiła.
- Jak to "chodzić do niego"? - spytała z zaskoczeniem.
- Bo musi mi on zamaskować Znak. Muszę do niego chodzić co miesiąc. Błagam nic im nie mów. Dlatego właśnie ćwiczę Oklumencję, Legilimencję i teleportację. - wyjaśniła.
        Po długich namowach Aurelia zgodziła się, ale pod warunkiem, że gdy Riddle ją wezwie ma ją powiadomić. Kobieta nie bardzo była z tego zadowolona, ale się zgodziła, by jej córka poszła na pewną śmierć (czytaj: do Voldemorta).
Niedługo potem...
          Tak więc Hermiona z pomocą sióstr i matki wymknęła się z Kwatery. Aurelia zajęła czymś Zakon, a Mary przyjaciół Hermiony. Eleine wciąż leżała w swoim pokoju blada i wyczerpana.
        Tymczasem panna Granger wyszła z domu i deportowała się do Piekielnego Dworu. Pojawiła w lesie i stamtąd poszła do Dworu. Gdy stanęła przed drzwiami na jej drodze stanęli dwaj Śmierciożercy.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? - warknął jeden z nich.
- Nie poznajecie mnie, idioci? - spytała.
- Nie. - odpowiedział drugi.
- Jestem Hermiona Joan Riddle. Adi Matrona, Lady Black, Czarna Pani! Przepuście mnie. Chcę się widzieć ze swoim ojcem! To rozkaz! - zawołała pokazując Mroczny Znak. Obaj mężczyźni spojrzeli po sobie i natychmiast przepuścili dziewczynę kłaniając się nisko.
- Wybacz, pani. Nie poznaliśmy cię. - powiedział pierwszy.
- Wybaczam. Zaprowadźcie mnie do mego ojca. Teraz! - warknęła. Obaj Śmierciożercy natychmiast poprowadzili ją ku schodom na górę, gdzie zaprowadzili do gabinetu Voldemorta.
- To tutaj, pani. - powiedział drugi Śmierciożerca.
- Wejdźcie tam i zapowiedzcie mnie. Powiedzcie, że mam mu coś ważnego do powiedzenia, i że Mroczny Znak czas zamaskować. - oświadczyła. Obaj mężczyźni zapukali do drzwi.
- Wejść! - rozległ się głos Riddle'a. Mężczyźni weszli. Chwilę trwało zanim wrócili.
- Pan cię oczekuje.
- Dziękuję. - i weszła. Gdy Voldemort ją zobaczył uśmiechnął się.
- Adi Matrona, witaj. - przywitał się.
- Witaj, ojcze. Wiesz w jakiej sprawie przyszłam? - spytała.
- Tak. Mroczny Znak się ujawnił? - spytał.
- Nie do końca. Moja siostra, z którą jestem połączona sama odkryła prawdę i chciała mieć na to dowód. - wyjaśniła.
- Więc Potter mówił prawdę... - szepnął Riddle. - ...Podejdź tutaj. Zamaskuję ci go... - Dziewczyna podeszła do niego i wyciągnęła rękę odwijając rękaw. Mężczyzna machnął różdżką nad jej ramieniem recytując zaklęcie. Po chwili Znak zniknął. - ...Dobrze, co chciałaś mi takiego ważnego do powiedzieć? - spytał.
- Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia... - zaczęła swoją przemowę opuszczając rękaw. - ...Jeśli się nie mylę to Harry wciąż nie zgadza się być twoim sługą?... - spytała. Ten kiwnął w milczeniu głową. - ...Co powiesz na to, że zdołałabym przekonać Harry'ego by się nim stał? - zadała kolejne pytanie. Chwila ciszy, podczas której Riddle patrzył na nią intensywnie.
- Jak zamierzasz to zrobić? - spytał w końcu.
- To już moja sprawa jak to zrobię. Zanim jednak go przekonam to wtedy zgodzisz na pewne warunki, które z nim ustalę? Harry przekaże ci je podczas inicjacji na Śmierciożercę. - oznajmiła. Voldemort popatrzył na swoją córkę z wielkim zainteresowaniem. Podszedł do okna i zapatrzył się w krajobraz za nim.
- Będziesz nadal przychodzić do mnie. - stwierdził po minucie ciszy.
- Tak. Co miesiąc na zamaskowanie Znaku. - odparła.
- Dobrze, ale i ja mam pewien warunek. Chcę by wasz przyjaciel, jak mu tam Ronald Weasley przyszedł do mnie. - oświadczył. Nagle Hermiona sobie przypomniała słowa: "Zrobię wszystko, by przeciągnąć przyjaciół Harry'ego Pottera na swoją stronę." Przeciągnąć przyjaciół... Jeśli tego nie zrobi nigdy niewydostanie się stąd ani też Harry. Nie miała wyjścia.
- Dobrze. Zgoda. - powiedziała.
- Więc mamy kontrakt, Hermiono. - powiedział wyciągając ku niej rękę. Dziewczyna spojrzała na jego rękę i z lekkim oporem uścisnęła mu ją.
- Tak, mamy. Zaprowadź mnie, proszę do Harry'ego. Przekonam go. - poprosiła.
- W porządku. Chodź za mną. - i wyszli.
Tymczasem w lochach w jednej z cel...
         Harry leżał na posadce w swojej celi nie zdolny do ruchu. Leżał tak od poprzedniego wieczora. Torturowali go codziennie przez wiele godzin dopóki nie zemdlał, a jeśli Voldemortowi zachciało się go torturować dłużej wybudzali go, aby "zabawa" trwała dalej. - "Ile tu już jestem?..." - pomyślał patrząc w zakratowane okno. - "...Tydzień? Dwa? Nie wiem. Straciłem rachubę czasu. Nikt o mnie nie pamięta. Tylko ten przeklęty Voldemort! Czy on nie ma dość? Jak ja go nienawidzę! Gdzie są moi przyjaciele i rodzina?..." - pojedyncza łza pociekła po policzku. - "...Mama... Tata... Ron... Hermiona... Syriusz... Remus..." - Każda wymieniona osoba pojawiała się mu w pamięci. Zadrżał. - "...Czy oni o mnie pamiętają jeszcze? Czemu mnie nie uratują?! Z pewnością Hermiona jest już bezpieczna, ale jest pewna iskierka nadziei, że mnie uratują..." - W tym momencie, po raz któryś z rzędu cela się otworzyła. Potter westchnął w myślach, gdy usłyszał znajomy chód kroków.
- Witaj, Potter... - przywitał się Voldemort swym zimnym głosem. - "...No nie, to znowu ten dupek..." - pomyślał chłopak. Był zdolny tylko poruszyć oczami. Patrzył na Voldemorta obojętnym wzrokiem. - ...Podjąłeś decyzję?... - spytał. Cisza podczas, której Harry patrzył na Riddle'a w bardzo Ślizgoński sposób była namacalna. Zmarszczył brwi dając czarnoksiężnikowi do zrozumienia, że: "Znasz odpowiedź, Tom. Nie zgodzę się, chyba, że po moim trupie!" - "...Zaczyna mnie już denerwować tym pytaniem. W kółko to samo. To staje się już denerwujące. Czy on nigdy nie przestanie?..." - spytał siebie w myślach. - ...Tak też myślałem. Dziś nie będzie tortur... - oświadczył Riddle. Ten podniósł jedną brew do góry ze zdziwieniem. Harry był zaskoczony. Chciało mu się uśmiechnąć, ale wiedział, że to nie koniec i on coś kombinuje, zresztą jak zawsze, gdy go odwiedza. - ...Wiesz jaki mamy dziś dzień?... - spytał zagadkowo. Harry wpatrywał się w niego. - "...Straciłem rachubę czasu, więc skąd mam to wiedzieć?..." - Czarny Pan podszedł do niego i zbliżył swoją twarz do jego ucha. - ...Dziś jest 31 lipca, twoje urodziny. Kolego, jesteś pełnoletni... - powiedział Riddle chichocząc. Harry rozszerzył oczy z zaskoczenia. - "...To dlatego od samego rana mnie nie torturowali!" - pomyślał. Poruszył się niespokojnie, ale jęknął z bólu. - ...Uuu... a ty, gdzie się tak spieszysz, Potter? - spytał stanąwszy tuż przed nim, gdyż wstawał powoli. Harry spojrzał na niego z groźną i zawziętą miną.
- Zejdź... mi... z drogi,... Riddle! - warknął zachrypniętym głosem. Spróbował wstać, ale ledwo ustał na kolanach. Gdy Riddle wycelował w niego różdżką znieruchomiał.
- Zostaniesz tu puki nie staniesz się jednym z moich sług. Poza tym z okazji twojego święta mam dla ciebie mały prezent urodzinowy, Harry. Przyprowadziłem ci gościa. - cofnął się na bok, by zrobić temu komuś miejsce. Do pomieszczenia weszła...
- Her-Hermiona? Co-co tu robisz? Miałaś być w Kwaterze...! - spytał zachrypniętym głosem.
- Harry! Co on ci zrobił? - zapytała podbiegając do niego widząc w jakim jest stanie jej przyjaciel.
- Zostawię was samych. Pamiętaj, Adi... - dziewczyna spojrzała na ojca. - ...o tym, co mówiłaś i obiecałaś. Masz go przekonać inaczej... podzielisz jego los. - powiedział groźnym tonem. Gdy drzwi celi się zamknęły Hermiona nie spojrzała na Harry'ego bojąc się jego reakcji.
- Hermiono, co mu obiecałaś? Do czego masz mnie przekonać? Czy on cię zaszarżował? - dopytywał się Harry ze zmartwieniem.
- W pewnym sensie. - szepnęła Hermiona wyciągnęła różdżkę. Polewitowała Harry'ego ku jednej ze ścian, tak by mógł oprzeć się o ścianę i mogli spokojnie pogadać.
- Więc co? - spytał.
- Harry, to się stało niespodziewanie. On mi to zrobił, gdy mnie porwał... - mówiła nadal na niego nie patrząc. - ...Gdy byłam w domu swoich przybranych rodziców Riddle dał mi ten medalion... - pokazał na niego - ...Gdy spojrzałam na niego zahipnotyzował mnie i go bezwolnie założyłam. Od tej pory byłam pod wpływem mego prawdziwego ojca. Gdy zdjął kaptur z wrażenia zemdlałam. Zaniósł mnie do tego Dworu. Musiał to zrobić, gdy spałam. - wyjaśniła.
- Ale co? - upierał się. Dziewczyna płacząc odwinęła lewy rękaw.
- Zrobił mnie Śmierciożerczynią. Nie jestem zła i nie chcę zabijać niewinnych ludzi. Czekaj, to nie wszystko!... - zawołała, gdy ten chciał się odwrócić. - ...Zawarłam z nim Magiczny Kontrakt. Jeśli cię przekonam do zostania jednym z nich będziesz mógł z nim zrobić taki sam Kontrakt, a nawet Przysięgę Wieczystą!... - wyjaśniła, a ten spojrzał na nią zaskoczony. - ...On o tym wie... - dodała. - ...Wie, że postawisz warunki, ale nie wie JAKIE. Zgódź się, a może nas ochronisz przed nim. - prosiła szepcząc ostatnie zdanie. Harry nie był z tego zadowolony, ale to Hermiona go do tego przekonywała. W duchu gardził nią, ale w końcu była jego przyjaciółką od pierwszej klasy. Była tak przekonująca i tak błyskotliwa oraz tak pomysłowa.
- To nawet dobry pomysł. Dobra, zgoda. - powiedział. Nagle Harry jęknął.
- Harry, co ci jest? - spytała.
- On tu idzie! - wyjąkał. Hermiona podeszła do drzwi, ale nim do nich dotarła same się otwarły na oścież.
- Bardzo dobrze, córko. - powiedział spojrzawszy na Hermionę. Voldemort podszedł do niej, ujął jej twarz i pocałował w czoło. Po czym odepchnął lekko na bok.
- Zostaw ją! - krzyknął Harry najgłośniej jak mógł.
- Nie. Nie zostawię, gdyż, jeszcze nie zawarliśmy umowy, Potter. Poza tym... - tu uśmiechnął się przebiegle. Podszedł do młodzieńca i teraz patrzył na niego z góry. - ...właśnie twoja najlepsza przyjaciółka a moja córka przekonała cię do zostania moim sługą. Zgodziłeś się. Przyznaj, że wygrałem, Harry Potterze. W końcu przekonałem cię. - oświadczył patrząc na niego z zadowoleniem na twarzy. W oczach Harry'ego było widać teraz złość i gniew, ale też rezygnację. Zamknął na chwilę oczy i westchnął z rezygnacją. Poleciała jedna łza, gdy spojrzał ponownie na Riddle'a i odpowiedział:
- Tak. Wygrałeś. Przekonałeś mnie. - Ten uśmiechnął się jeszcze szerzej. Machnął różdżką i po chwili Harry unosił się teraz tuż przed Riddlem.
- Adi, chodź z nami. - Odwrócił się i skierował do wyjścia. Harry lewitował tuż za nim, a Hermiona szła obok niego. Poszli do Sali Tortur, gdzie czekali na nich Śmierciożercy. Machnął różdżką, a Harry upadł najpierw na kolana, a potem resztą ciała na podłogę. Krzyknął z bólu. Hermiona uklękła przy nim próbując go podnieść. Bała się go dotknąć, by nie sprawić mu większego bólu.
- Panie i panowie, nasz Gość Honorowy podjął w końcu decyzję... - uśmiech na jego twarzy był straszny i nie znikał, gdy mówił dalej. - ...Jego inicjacja odbędzie się, gdy stanie na nogi. Snape, wylecz go, ale tym razem zaprowadź do jednego z pokoi na szczycie wierz. Ma być w dobrej formie do inicjacji. Zrozumiałeś? - spytał patrząc na czarnowłosego.
- Tak, panie. - podszedł do Pottera, po czym zaprowadził do swojego laboratorium, by tam go wyleczyć całkowicie. A może to trwać długo.
- Malfoy, wyprowadź Matronę z Dworu do lasu. - nakazał.
- Tak jest! - zawołał. Gdy Hermiona znalazła poza posiadłością Piekielnego Dworu poszła do lasu i stamtąd deportowała się do Londynu.
         Hermiona poszła prosto na Grimmauld Place 12 i stanęła między numerem 11 a 13. Powiedziała w myślach hasło i weszła. Odnalazła Mary. Jej siostra zaprowadziła ją do salonu, gdzie matka przyniosła specjalną mapę każdego miejsca na świecie.
- Jak to działa? - spytał Lupin.
- Wystarczy wymówić nazwę tego miejsca... - wyjaśniła. Mapa obecnie pokazywała, że Harry jest na drugim piętrze Piekielnego Dworu. - ...Spójrzcie! Teraz zaczął się poruszać i jest przy nim Snape. - Wszyscy zauważyli jeszcze coś. Pod każdą z postaci były widoczne trzy nie duże paski, które się wydłużały lub malały. Paski miały kolory: zielony, niebieski i biało-czarny. Pod postacią Harry'ego paski codziennie malały lub wydłużały się.
- Co to za paski? - spytała panna Granger wskazując na nie.
- To jest poziom energii życiowej (zielony), tu magicznej(niebieski), a tu jest poziom, po której stronie jest dana osoba, czy po dobrej czy złej(biało-czarny). - wyjaśniała Mary siostrze. W tym momencie Eleine się odezwała:
- Wyczuwam, że coś się zmieniło w Harrym. - powiedziała zmartwiona.
- Przecież to jasne. Jest słaby. - skomentował Moody pokazując, że zielony pasek jest bardzo ciemny i w 1/4 krótki. - odparł.
- To prawda, że jest słaby, ale nie o, to mi chodzi. Wyczuwam, że coś z nim jest nie tak. Czuję w jego aurze Czarną Magię. Jakby podjął decyzję o swej przyszłości. - stwierdziła.
- Przecież to oczywiste! Potter jest dziedzicem Gryffindora i Slytherina, więc nic dziwnego, że... - ale McGonagall nie dokończyła, bo przerwał jej Lupin pytając:
- Jak to dziedzicem Gryffindora i Slytherina? Przecież można być potomkiem tylko jednego przodka! - zdumiał się wilkołak.
- Masz rację, Remusie, ale jest jeden szczegół dotyczący Harry'ego, o którym nie wiecie... - wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni. - ...Albus powiedział mi o tym w dniu swojej śmierci. Powiedział, że zanim Potterowie zostali zaatakowani ich syn był wtedy tylko i wyłącznie dziedzicem Godryka, ale po ataku Sami Wie... no dobrze, Voldemorta, Harry stał się nie tylko dziedzicem Gryffindora, ale też Slytherina. Dlatego Eleine wyczuwa w nim Czarną Magię. - wyjaśniła dyrektorka.
- Pani profesor, czy mogę coś powiedzieć? - odezwała się nagle czarnooka Parker.
- Tak, panno Parker. - powiedziała dyrektorka.
- Profesor McGonagall ma rację, że Harry jest Podwójnym Dziedzicem dwóch znienawidzonych rodów, ale chcę dodać, że Harry stał się jeszcze bardziej mroczny niż był poprzednio. A mianowicie Voldemort prawdopodobnie przekonał go, by stał się Śmierciożercą. - stwierdziła.
- Eleine ma rację. - odezwała się Hermiona. Wszyscy spojrzeli na Gryfonkę z zaciekawieniem. - ...Voldemort wymusił na mnie obietnicę, że przekonam Harry'go do tego, by stał się jednym z nich. - wyjaśniła i rozpłakała się. Ron objął ją ramieniem.
- Proponuję, by społeczeństwo czarodziejów nie dowiedziało się o tym. Będziemy wiedzieć tylko my, ale tym samym musimy uważać na jego zachowanie. - oznajmił Ron. Wszyscy kiwnęli głowami i w milczeniu rozeszli się w swoje strony.
        Eleine siedziała w fotelu i wpatrywała się w ogień w kominku. Brązowowłosa dziewczyna Gryfonka stała w progu salonu obserwując siostrę i zastanawiając się czy to, co wydarzyło w Piekielnym Dworze nie będzie miało wpływu na losy świata. Czy dobrze zrobiła przekonując Harry'ego do stania się jednym z tych morderców? Ważne było, żeby Harry wrócił cały i zdrowy oraz by wypełnił przepowiednię. By pokonał tego Gada raz na zawsze.

~~*~~

Kilka dni później... Inna część kraju... Jedna z wież...
         Trzy dni później wchodząc do kwater Harry'ego na szczycie jednej z wież Czarny Pan powiedział do niego zamiast powitania:
- Dziś o 20:00 odbędzie się twoja inicjacja... - Potter spojrzał na niego nieco rozkojarzony. - ...Masz być punktualny. Zrozumiałeś? - spytał.
- Tak, panie. - odparł. Po raz pierwszy to słowo wyszło z jego ust. Voldemort uśmiechał się wychodząc. - "To jakieś szaleństwo!..." - pomyślał Harry i wzdrygnął się.
         Wieczorem, tego samego dnia Harry stanął przed drzwiami pomieszczenia, w którym odbywały się inicjacje. Zanim tam wejdzie zrobił to, co poradziła mu Hermiona. Musiał coś zrobić, by Voldemort nie skrzywdził jego przyjaciół i rodziny. Przysięga Wieczysta i Magiczny Kontrakt. - "...Może mu to zaproponować? Może się udać"
- "Eleine, słyszysz mnie?" - spytał telepatycznie.
- "Tak, Harry. Co się dzieje? Czuję, że jesteś zdenerwowany" - spytała zaniepokojona.
- "Eleine, co mogę zrobić, by Zakon i moi przyjaciele widzieli to, co ja?" - spytał.
- "Mrugnij lewym okiem, Harry" - poradziła. Tak zrobił.
- "Co teraz?" - spytał wpatrując się w drzwi.
- "Teraz widzę to, co ty, a inni położyli mi swoje ręce na moim ramieniu" - wyjaśniła.
- "Rozumiem. Eleine, zaraz stanę się Śmierciożercą. Trzymaj kciuki, by mnie ponownie nie skatował i przepraszam, że musiałaś tak cierpieć" - oświadczył ze zgrozą.
- "Nie szkodzi. Życzymy ci powodzenia" - Wziął głęboki uspakajający oddech i nacisnął klamkę otwierając drzwi.
- Jestem już, panie. - powiedział Harry wchodząc do sali. Rozejrzał się dokoła. Trząsł się lekko. Byli tam wszyscy Śmierciożercy, a na samym środku, w swoim czarnym tronie, siedział Voldemort. Obok stał zielony, a siedział w nim jakiś chłopak. Był on wysokim młodzieńcem o czarnych oczach i równie zcarnych włosach. Był prawie kropka w kropkę podobny do Voldemorta za szkolnych lat.


- Podejdź do mnie, Potter... - odezwał się Czarny Pan zapraszając go gestem ręki do siebie. Harry usłuchał go. - ...Czy jesteś teraz pewien, że chcesz się do mnie przyłączyć? - spytał dla pewności, gdy ten już stanął przed nim.
- Tak. Jestem tego pewien... - Lord uśmiechnął się. - ...Ale... - tu mężczyzna zmarszczył brwi. - ...mam dwa warunki. - Mężczyzna patrzył na niego przez chwilę, po czym powiedział:
- Adi wspomniała mi, że chcesz postawić warunki, więc cię wysłucham. Jak te warunki brzmią? - spytał Voldemort lekko zdenerwowanym głosem.
- Pierwszy to: złożenie mi Przysięgi Wieczystej przed wszystkimi... - wskazał na Śmierciożerców. - ...Drugi to: wypuszczenie mnie i Johna na wolność, zaraz po mojej inicjacji. - Czarny Pan przymrużył oczy, a w jego głowie przebiegały tysiące myśli. Z jego twarzy znikło zadowolenie. Zastanawiał się stukając palcami o poręcz krzesła. - "Cholerny Potter! Jeśli się nie zgodzę dalej będzie torturowany i będę mieć wciąż przyjemność z jego fizycznego cierpienia. Jeśli się zgodzę będę mieć go w swoich szeregach. Przysięga zobowiązuje do stosowania się do tego, co zaproponuje ten, co ją zaproponował. Niestety nawet mnie to się tyczy. Moje Horkruksy nie są zabezpieczone przed nią, więc będę musiał dotrzymać słowa. Cholera! Zgodzić się, czy nie zgodzić?" - Harry uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Nie na darmo przydała się lekcja Legilimencji w królestwie wampirów. Słyszał jego myśli doskonale. Był już pewny, że Riddle posiadał Horkruksy, i że są zabezpieczone. Teraz problem polegał na tym: gdzie są ukryte?
- "Oto jest pytanie..." - wtrącił się po chwili do jego umysłu. Riddle rozszerzył oczy z zaskoczenia i przestał stukać palcem, za to Harry uśmiechnął chytrze. - "...Tak, znam Telepatię" - znowu się uśmiechnął i wyszczerzył zęby.
- "Jeśli się nie mylę, to z Hamleta" - usłyszał Harry rozbawiony głos Eleine. Zaśmiał się w duchu. Harry wiedział, że Voldemort nigdy by się nie spodziewał, że Zbawiciel Świata będzie umiał Legilimencję i zarazem Oklumencję. Mało tego jeszcze Telepatię. W dodatku nie wyczuł go. Z tego Harry był zadowolony.
- Ojcze, czy mi się wydaje czy on właśnie penetruje twój umysł? - odezwał się chłopak obok Riddle'a.
- Ojcze? - zdziwił się zielonooki i nagle jego uśmiech zrzedł.
- Tak, Potter. To mój syn. Teronit. - (czyt.: Tironit) wskazał na młodego Riddle'a. Harry wpatrywał się to w chłopaka to w Voldemorta. - "Teronit to z łaciny Mroczny Sęp" - pomyślał Harry. Wziął głęboki oddech i powiedział:
- Jeśli chcesz mieć mnie u swojego boku, to lepiej się zgódź na moje warunki, panie. - oświadczył Harry kompletnie olewając Teronita. Wstając, Voldemort powiedział tylko:
- Bella będzie naszym Gwarantem. - powiedział tylko.
- Nie... - zaprzeczył Potter. - ...Snape niech nim będzie. - powiedział Harry. Czarny Pan spojrzał na niego z lekką złością. Ściągnął wargi i skinął głową na wyżej wymienionego mężczyznę. Severus zbliżył się do nich i stanął między nimi. Wyjął różdżkę. Harry pierwszy wyciągnął rękę do Voldemorta. Ten patrzył przez chwilę w zielone jak u Kedavry oczy zastanawiając się czy dobrze robi. W końcu i on wyciągnął rękę ku młodzieńcowi. Lekko się uśmiechnął, gdy Harry jęknął, ale nie skomentował tego. Harry oddychając uspokajająco spojrzał na Lorda wytrzymując oporny ból w czole. Ten tylko się uśmiechnął drwiąco. Po chwili Voldemort się odezwał.
- Zaczynaj. - Harry wziął głęboki i uspakajający oddech. Olewając okropny ból w czole powiedział:
- Lordzie Voldemort, czy przysięgasz nigdy nie krzywdzić grona moich przyjaciół i rodziny obojętnie kim są lub będą? - spytał.
- Przysięgam. - Wszyscy, nawet Śmierciożercy byli niemało zaskoczeni, gdy pierwsza złota lina wyleciała z różdżki Snape'a i oplotła ich złączone dłonie.
- Czy przysięgasz nigdy nie mieszać się do moich prywatnych spraw nawet, gdy będą to sprawy dotyczące ciebie? - spytał.
- Przysięgam. - Druga złota lina oplotła pierwszą.
- Czy przysięgasz nigdy nie włamywać się do mojego umysłu penetrując go obojętnie w jakiej sytuacji? - spytał. Tu chwila wahania.
- Przysięgam. - Trzecia złota lina pojawiła się oplatając dwie poprzednie.
- Czy przysięgasz nigdy, ale to nigdy nie szantażować i nie krzywdzić w jakikolwiek sposób swojej oraz mojej rodziny? - spytał Potter.
- Przysięgam... - Powiedział Riddle. Czwarta złota lina pojawiła się oplatając resztę. Czekali chwilę na to, by liny wchłonęły się w ich dłonie. Gdy w końcu to się stało Harry z ulgą puścił rękę Voldemorta i oddychał uspokajająco przyciskając dłoń do blizny. - ...A teraz, Potter twoja przysięga. Przysięga Wierności. Wierności mnie... - Spojrzał na niego, po czym powiedział. - ...Uklęknij... - Przez kilka sekund patrzyli sobie w oczy, ale Harry wykonał polecenie. - ...Czy przysięgasz mi wierność i całkowite oddanie? - zapytał Voldemort.
- Przysięgam, panie. - odpowiedział Harry.
- Czy przysięgasz wykonywać moje polecenia i rozkazy?
- Przysięgam, panie. - powtórzył Harry.
- Teronit, podejdź tu. - młody Riddle wstał ze swojego krzesła i zbliżył się. - ...Uklęknij, synu... - ten wykonał polecenie bez wahania. - ...Obaj wyciągnijcie swoje prawe ramiona... - nakazał Voldemort. Harry i młody Riddle tak zrobili. Voldemort chwycił za nadgarstek Harry'ego podwijając mu rękaw powyżej łokcia, po czym nakreślił mu różdżką Mroczny Znak na przedramieniu. Po chwili puścił. Gdy Harry spojrzał na Znak zauważył, że jest inny. Był zielony, a obramowanie Znaku było ciemno zielone wpadające w czerń.


Zauważył także, że jest jakiś przepołowiony. Po chwili dowiedział się dlaczego. Młody Riddle miał drugą część Znaku. - ...Wstańcie i stańcie na przeciw siebie. Potem chwyćcie się za ramiona tak, by znaki się dotykały. - Tak zrobili. Nagle powiał łagodny czarny wiatr. Ogarnęło ich obu odgradzając ich od Voldemorta i Śmierciożerców. Tak nagle jak się zaczęło, tak nagle się skończyło. Obaj lekko się chwiali, po czym jak na komendę spojrzeli na Voldemorta. - ...Gdy wasze Znaki zaczną was piec macie obaj natychmiast aportować u mojego boku. - poinformował ich Lord.
- Ale, panie od września będę chodził do szkoły. - poinformował go Harry opuszczając rękaw.
- Nie obawiaj się, Potter. Nie będę cię wzywał podczas zajęć. Lecz dopóki są wakacje będziesz przychodził do mnie wtedy, gdy cię wezwę... - poinformował go Voldemort lekko się uśmiechając. Skinął głową na syna, a potem zwrócił się do Harry'ego. - ...Teronit udowodnił już swą lojalność wobec mnie. Teraz, ty to zrób... - powiedział, po czym skinął głową na zamaskowanych czarodziei. Śmierciożercy wprowadzili na salę jakiegoś Mugola. - ...Zabij go. - rozkazał Voldemort oddając mu różdżkę. Harry patrzył przez chwilę to na różdżkę, to Riddle'a. W końcu się przełamał i podszedł do Mugola. - "...Najpierw Horkruksy, potem przepowiednia, a w między czasie służba u tego kretyna. Nie mam wyboru. Muszę go zabić. Nienawidzę cię, Riddle!" - pomyślał ze złością celując różdżką w Mugola.
- Avada Kedavra. - Te dwa słowa wyszły z jego ust z takim obrzydzeniem, że trudno było odróżnić je od samego morderstwa na Voldemorcie. Po wypowiedzeniu zaklęcia Mugol padł martwy.
- Tak więc, powitajmy nowego Śmierciożercę. Obaj, Teronit i Potter stają się od teraz moimi Prawymi Rękami. Macie ich słuchać... - powiedział uroczyście Czarny Pan. Rozległy się oklaski. - ...Gdy dotknę jednemu z was Znak drugi wie, że ma przyjść. Gdy dotknę dwa razy jednemu z was Znak wszyscy mają przyjść. Potter, chodź ze mną... - Harry i Voldemort wyszli z sali. Gdy szli korytarzem Voldemort powiedział jeszcze do Harry'ego: - ...Co noc będziesz do mnie przychodził informując mnie o zebraniach Zakonu, nawet jeśli nie jesteś jego członkiem, jasne? - oświadczył.
- Tak, panie. - odpowiedział.
- Powiedz mi jeszcze jedno, Potter: skąd znasz telepatię? - zapytał. Harry popatrzył na niego i odpowiedział:
- Nauczył mnie jej mój kuzyn ze strony siostry mojej matki. Jest on synem mojej ciotki Petunii Dursley. Nazywa się on David Dursley i jest on czarodziejem czystej krwi i pół druidem. - wyjaśnił. Voldemort zamyślił się. Gdy w końcu znaleźli się w lochach stanęli przed jednym z wielu drzwi i weszli do celi. W środku był John. Harry podbiegł do niego, gdy tylko zobaczył, że leży pół przytomny, zakrwawiony i poturbowany. Lekko się przestraszył jego stanem. Przez chwilę Wybraniec nie wiedział co robić. W końcu przykląkł przy nim i sprawdził jego stan dokładniej, a potem przywołał odpowiednie eliksiry lecznicze.
         Po kilku minutach John mógł już stać, ale nadal był obolały. Potter wyjaśnił mu jaki jest warunek wydostania się stąd.
- Stałeś się Śmierciożercą? Ale... - nie skończył, bo Harry szepnął do niego:
- Wszystko ci wyjaśnię, gdy się stąd wydostaniemy... - odparł, potem wyszli z pomieszczenia. Po około pięciu minutach byli na granicy punktu deportacyjnego. Śmierciożercy szli za nimi, ale Czarny Pan zakomunikował im, by zostawili ich w spokoju, z czego Harry był zadowolony. Gdy znaleźli się w lesie, Harry zapytał. - ...John, jak się stąd wydostaniemy? Nie mogę teleportować nas obu naraz. - Zamiast odpowiedzieć John chwycił Harry'ego za ramię i po chwili byli w Londynie, po czym skierowali się Kwatery Głównej Zakonu Feniksa.

4 komentarze:

Anonimowy pisze...

Ciekawy rozdział ;) Harry dołączył do Voldzia widzę. No i podwójny dziedzic. Interesujące. Czekam na nn ;)
Weny życzę.
Czarna.

Lysia (szlafrok śmierciożercy) pisze...

oceniłam :)

Lynx pisze...

Przepraszam za usunięcie kom. Ale nie podobał mi się.
Rozdział był fantastyczny!
Już nie mogę się doczekać nowego! :D
Oczywiście życzę dużo weny!
Będę czytać i pozytywnie komentować..
Przepraszam że tak krótko, no cóż jest już późno więc nie mam czasu więcej pisać...
Pozdrawiam...:)

Lynx pisze...

A no i zapraszam na : harry-potter-wg-gosi.blogspot.com
;)

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.