Wężomowa
Bał się tego, co miało zaraz nastąpić, gdyż bolało go to bardziej niż te sześć i pół godziny męki.
- Nie! Tylko nie to! NIE DOTYKAJ MNIE!! – Harry wyciągnął obolałą rękę i chwycił go za nadgarstek. Szczęśliwym trafem było to, że rękaw uchronił skórę Voldemorta przed dłonią Harry'ego – Nie, tylko nie blizna! Torturuj mnie, ale nie krzywdź mi bliskich oraz rodziny! – prosił, a łzy wraz z krwią wyleciały prawdziwie z jego oczu. Dla Voldemorta było zaskoczeniem to zdanie, ale największym zaskoczeniem dla wszystkich było to, iż Harry powiedział to zdanie w mowie węży i to świadomie.
- Ty nie masz już rodziny, Potter – stwierdził, także w tym języku.
- Zdziwiłbyś się. Prócz wujostwa mugoli, u których mieszkałem, jest też Hermiona, Eleine, Marylene i John, a oni są twoimi dziećmi. Ich matką jest Aurelia Parker, która ta z kolei jest moją matką chrzestną i siostrą-bliźniaczką mojej matki. Lordzie Voldemorcie, a właściwie Tomie Marvolo Riddle'u ty i ja jesteśmy rodziną poprzez krew mojej matki i jej siostrę Aurelię, którą podobno kochasz i macie czwórkę dzieci. Mimo że zabiłeś moich rodziców... wybaczam ci to. Czy nadal chcesz mnie torturować? Swoją prawdziwą rodzinę? – spytał. Riddle wpatrywał się długo w jego zielone oczy, podobne do promienia Avady.
- John, nie jest moim synem. Lucjusz nim jest. Ja go tylko porwałem i próbowałem wychować
– powiedział, siląc się na spokój na myśl o Aurelii i tego, co
zrobiła z trojaczkami siedemnaście lat temu – Snape – odezwał się
tym razem po angielsku, wyrywając rękę z uścisku Harry'ego i wstając.
Ten zbliżył się, kłaniając się – wylecz go i przyprowadź potem do
mnie. Reszta rozejść się! Na dziś koniec pokazu – zażądał
gniewnie i skierował się do drzwi za tronem. Wszyscy podskoczyli na
głośny i głuchy ich dźwięk. Gdy tylko wszyscy wyszli, Severus
nachylił się nad Harrym i szepnął do niego:
- Nie wiem, co do niego powiedziałeś, ale najwyraźniej to go rozzłościło i ocaliło ci życie jednocześnie – stwierdził.
- Nie byłbym taki pewien – szepnął Harry, obracając głowę ku drzwiom.
- Jak to? – spytał mężczyzna, pomagając mu wstać.
- Był rozgniewany, ale i przerażony jednocześnie – oświadczył, gdy Snape prowadził go pod ramię w kierunku pracowni mężczyzny.
- Przerażony? To do niego niepodobne – zauważył.
- Profesorze, to, że ma pan mnie wyleczyć nie oznacza, że nasze stosunki się zmieniły – zauważył Harry.
-
Wiem, Potter, ale w tym miejscu to bez znaczenia. Mam cię wyleczyć na
tyle, żebyś mógł pójść do niego. Taki otrzymałem rozkaz i muszę go
wykonać. Przykro mi, że musiałem cię torturować – oświadczył.
- Muszę się zastanowić, czy panu wybaczyć, a także to, co robił mi pan przez ostatnie sześć lat – powiedział ponurym głosem.
-
Rozumiem, ale jestem pod wrażeniem, że tak długo wytrzymałeś –
Obaj spojrzeli na siebie w milczeniu. Harry mógłby się zaśmiać, gdyby
nie zemdlał w jego ramionach. Mężczyzna westchnął, pogrążając się w
myślach.
Leczenie trwało całą noc...
Harry został uleczony dopiero późnym popołudniem. Musiał jednak odpoczywać.
~~*~~
Następnego dnia około 15:00 Harry obudził się w jakimś miękkim łóżku w nieznanym mu pokoju. Najwyraźniej miał być to jego pokój na czas inicjacji jak to powiedział Riddle podczas jednej z przerw w "zabawie". Nagle do pokoju wszedł jakiś nieznany mu Śmierciożerca.
-
Obudziłeś się? Dobrze. Masz tu obiad. Umyj się, przebierz i zjedz.
Będę czekać za drzwiami. Masz na to pół godziny. Mam cię zaprowadzić do
Czarnego Pana – dodał na koniec, widząc zdziwienie na jego twarzy.
- Dobrze – powiedział. Mężczyzna wyszedł, zamykając za sobą drzwi. Harry zabrał się natychmiast do roboty. Chciał mieć to za sobą, i to jak najszybciej. Najpierw zabrał się za toaletę, potem się wykąpał, następnie przebrał w jakieś wygodniejsze ciuchy. Jeansowe spodnie koloru niebieskiego oraz czarną bluzkę, a potem bluza z błyskawicznym suwakiem. Potem zasiadł do posiłku.
Gdy skończył jeść, zostawił to wszystko i wyszedł.
- Skończyłeś? Dobra. Chodź ze mną – oświadczył Śmierciożerca. Zeszli trzy piętra niżej – Dalej musisz iść sam. Gabinet Czarnego Pana jest w połowie korytarza. Trzecie drzwi na lewo – wyjaśnił mu.
-
Dzięki – mężczyzna odszedł bez słowa, a Harry trochę nie pewny, poszedł
ciemnym korytarzem, rozglądając się dookoła i licząc pary drzwi. W
końcu stanął przed odpowiednimi. Nawet nie musiał ich liczyć, bo
wyczuł, że to te, poprzez coraz to mocniejsze pulsowanie blizny.
Przełknął ślinę. Wyciągnął rękę i nim zapukał, rozległ się głos:
- Wejdź, Potter – to był głos Voldemorta. Z lekkim ociąganiem otworzył drzwi i niepewnie wszedł do środka.
- Skąd wiedziałeś, że...? – zaczął, ale ten mu przerwał.
- Że to ty byłeś za drzwiami? – dokończył za niego pytanie czerwonooki – Coś ci pokażę. Podejdź tu – nakazał. Harry niepewnie podszedł do niego – Po pierwsze: Ty mnie wyczuwasz poprzez bolącą bliznę. A ja wyczuwam cię, bo mam wyczulony szósty zmysł. Przez naszą więź ten zmysł wzmocnił się do tego stopnia, że wyczuwamy siebie nawzajem, nawet we śnie, jak zdołałeś się przekonać w piątej klasie tuż przed Świętami Bożego Narodzenia. Wyczułem cię i chciałem ci pokazać miejsce, gdzie mieści się przepowiednia dotycząca nas obu – tu uśmiechnął się drwiąco – Chcesz zobaczyć ten związek? – spytał. Harry niepewnie kiwnął głową. Mężczyzna wyjął z szuflady mały przedmiot. Była to kula podobna do kuli do wróżenia, tyle że ta mieniła się kolorami tęczy – Spójrz – położył rękę na kuli i zamknął oczy. Wyszeptał kilka dobrze dobranych słów i nagle kula zaczęła świecić się ciemnym światłem.
- Wow! – wyrwało się młodzieńcowi.
- Teraz ty – powiedział, cofając się o dwa kroki.
- Co mam zrobić? – spytał.
- Połóż rękę na kuli i pomyśl o jakiś osobach, które kochasz. Robiąc to, wyzwolisz tym samym swoją moc – wyjaśnił mu. Harry tak zrobił. Położył rękę na kuli. Czuł moc Voldemorta z wnętrza kuli. Była potężna. Westchnął, by pomyśleć. Przypomniał sobie, jak Dumbledore pokazywał mu przeszłość Voldemorta w ubiegłym roku, potem przypomniał sobie także przyjaciół: Rona, Hermionę, Syriusza, Remusa i nowo poznane: Aurelię, Eleine i Mary, a także swoich rodziców oraz, nie wiedział dlaczego, ale także przypomniał sobie ciotkę Petunię. Nagle poczuł się słaby, a po chwili, gdyby nie to, że Voldemort go złapał, zaliczyłby glebę. Jednak i tak ją zaliczył, bo ten go puścił, krzycząc z bólu – C-c-co...? To znowu... ten ból! Potter! – odwrócił się w jego kierunku. Ten cofnął się o kilkanaście kroków, wyczuwając straszny gniew swoim umyśle i bliźnie. Wiedział, że są to emocje Riddle'a i nie wróżyło nic dobrego – O kim myślałeś?! Gadaj! – zawołał, chwyciwszy go za kołnierz szaty.
- Ja-ja my-myślałem o-o bliskich... Tak jak kazałeś – szepnął, próbując się wyswobodzić.
- W ministerstwie myślałeś wtedy o Blacku! W twoim sercu musiało się wtedy pojawić uczucie! Teraz też musiało! – Harry uśmiechnął się drwiąco.
-
Najwyraźniej to jedyny sposób, by cię pokonać, gdyż tak naprawdę nie
potrafisz kochać. Aurelię zgwałciłeś, lecz nie kochałeś, ale gdy zrozumiałeś swój błąd,
zacząłeś się w niej zakochiwać. Jednak, gdy się dowiedziałeś, że jest w
ciąży z Johnem, zabrałeś go od niej, mówiąc, że dziecko umarło.
Przeniosłeś go do Koszmarnego Dworu... – mówił, ale urwał, gdy
Riddle rzucił w niego Cruciatusem. Harry wrzasnął i upadł, a stare
rany się otworzyły. Klątwa trwała dwie minuty, a Harry'emu zdawały się
one wiecznością. W końcu, gdy tortury się skończyły, drżał u jego
stóp.
- Mam pomysł, mój drogi, Harry.
Zostaniesz tutaj ze mną. Oj, długo tu zostaniesz. Będę mieć świetny
ubaw z twojego cierpienia – kopnął go brutalnie w brzuch.
- O nie... – szepnął młodzieniec, kuląc się. Harry znowu miał bardzo złe przeczucia. I nie mylił się.
Następnego dnia odbył się pokaz z nim w roli głównej. Tortury trwały dwa razy dłużej, a zaklęcia były silniejsze.
~~*~~
Dwa tygodnie później... Sala tortur...
Nie czuł nic więcej, tylko ból w całym ciele. Zaklęcia, jakich
używali poplecznicy Voldemorta naprawdę były wymyślne i strasznie
raniące. Z ledwością mógł oddychać, ponieważ każdy ruch jego klatki
piersiowej sprawiał mu wielki ból. Tego dnia minęła już czwarta runda
jego tortur. Jedna runda trwała... stracił rachubę. Pomimo że nic już
nie widział, domyślał się własnego wyglądu. Z jego ust sączył się
malutki strumyczek krwi. Nie poruszał się, by w ten sposób nie sprawić
sobie więcej bólu.
- Bone Bruise! – zawołał jakiś czarodziej. Harry poczuł, jak jego kości są miażdżone od środka. Wrzasnął dość głośno. Ból minął po minucie. Oddychał ciężko, co jakiś czas kaszląc krwią. Voldemort wycelował różdżkę w ciało Harry'ego. Ten uniósł się w pionie na trzy stopy nad podłogą i po lewitował powoli ku Czarnemu Panu. Ten patrzył z zadowoleniem na stan, w jakim się znajdował Wybraniec. Całe ciało Harry'ego było posiniaczone i poranione. Nie było miejsca, gdzie nie byłoby rany czy zadrapań, lub siniaków. Z ran leciała krew, skapując na podłogę. Za to jego ubranie całe było w strzępach. Riddle wstał i zbliżył się do Gryfona. Różdżką dotknął jego podbródka i uniósł tak, by ten mógł na niego spojrzeć. Harry patrzył w czerwone oczy czarnoksiężnika. W zielonych oczach było widać nie tylko ból i obojętność, ale także wolę przetrwania i złość. Te dwa ostatnie uczucia najbardziej były widoczne, pomimo stanu twarzy Gryfona.
- Masz dość, Harry? – spytał Riddle ze "zwykłym"
uśmiechem na swej bladej wężowatej twarzy. Ten nie odpowiedział.
Gardło miał tak uszkodzone od krzyków, że nie mógł wykrztusić słowa.
Patrzył, jak Voldemort wyciąga drugą rękę ku jego twarzy. Z
przerażeniem w oczach i nie mogąc się ruszyć z bólu, czekał, aż go
dotknie. Robił to przynajmniej raz dziennie i zawsze kończyło się to
utratą przytomności chłopca. 'Mam przynajmniej trochę satysfakcji
po tym, gdy mnie dotknie. Nie muszę przynajmniej widzieć jego gęby i w kółko powtarzającego się pytania czy się do niego dołączę'. Pomyślał. Nie mógł nawet poruszyć żadną koniczyną swojego ciała (ręką, nogą, a nawet głową).
Mógł tylko patrzeć i czekać. Zamknął oczy. Palec Voldemorta dotknął
lekko policzka młodego mężczyzny. Wydawało się, że jego dusza, wraz z
ciałem zaraz eksplodują. Wrzasnął głośno. 'Niech to się skończy wreszcie!' Pomyślał.
Jego świadomość zgasła po dwudziestu sekundach. Zemdlał – Co?
Już koniec? – spytał Riddle w przestrzeń. Po chwili jednak
uśmiechnął się z satysfakcją na twarzy – Jak widzicie – tu
opuścił różdżkę, a ciało Harry'ego opadło bezwładnie na posadzkę u jego
stóp – używając krwi Harry'ego Pottera spowodowałem, że mój
dotyk sprawia mu ból równą pięćdziesięciu Cruciatusów rzuconych
równocześnie. Nawet tortury, które znosił w ciągu tych minionych dni,
są niczym w porównaniu z bólem, jaki ja mu sprawiam jednym dotykiem
koniuszka palca – odparł, patrząc to na swych towarzyszy, to na
nieprzytomnego Pottera. Chwila ciszy – Snape, podlecz go, a
następnie przenieś do jego celi – rozkazał.
-
Tak, panie – powiedział, po czym skłonił się, a następnie
szybko zabrał chłopca na niewidzialnych noszach do laboratorium, gdzie
miał zamiar się zabrać za wyleczenie Gryfona. Zza rogu usłyszał
jeszcze głos swego pana:
-
Pamiętaj, Snape niech jeszcze pocierpi. Mam zamiar pomęczyć go, póki
nie podejmie decyzji – po tym oświadczeniu zaśmiał się
potwornie. Snape modlił się do Merlina, by zdarzył się cud. To
wszystko staje się koszmarem nawet dla niego.
Dwa dni później...
Harry ocknął się w swojej celi. Wydarzenia sprzed dwóch dni
powróciły ze zdwojoną siłą. Gdy spróbował się rozejrzeć, jęknął z bólu.
Była tu tylko jedna pochodnia, żadnego okna. Jedno było pewne: nie
miał drogi ucieczki z tego piekła. Nie potrzebnie zdenerwował dwa
tygodnie temu Voldemorta, wspominając o siostrach Hermiony, a także
ich matce i swojej. Był to błąd. Spróbował ponownie zasnąć, ale nie
dane mu było tego zrobić, bo w tej chwili wszedł jakiś Śmierciożerca.
Gdy Harry przyjrzał mu się, rozpoznał w nim Lucjusza Malfoy'a. Ten
podszedł do niego i się uśmiechnął, po czym powiedział drwiąco.
- Widzę, że nasz gość
łaskawie się w końcu obudził – powiedział, akceptując słowo
"gość" i zaśmiał się cicho – Mówiłem ci kiedyś, że przyjdzie
dzień, gdy podzielisz los swych rodziców – ponownie się zaśmiał,
gdy zobaczył minę chłopca. Mężczyzna odwrócił głowę w kierunku drzwi
celi i powiedział do kogoś na korytarzu – Powiedzcie Czarnemu
Panu, że nasz gość honorowy w końcu się obudził – oświadczył. 'Super. Jego tu brakowało. Mam tego dość i jego głosu. Zimnego i bez emocji. A zwłaszcza jego nudnego pytania'. Pomyślał Harry ze zgrozą i obojętnością.
Po kilku minutach do środka weszła blada i wysoka postać.
- Och, Potter. Obudziłeś się – na twarzy Riddle'a zagościł paskudny wyraz.
-
Witaj, Tom – powiedział zimno. Po chwili pożałował, bo dostał
Cruciatusem. Krzyknął, po chwili przestał. Oddychał ciężko. Mężczyzna
podszedł do Wybrańca i spojrzał z góry w jego twarz.
- Wiedz, Harry, że nie odpuszczę. Staniesz się moim sługą prędzej czy później – oświadczył.
- Po moim trupie! – warknął. Kolejny Cruciatus i kolejny wrzask, tym razem dłuższy. Po chwili... cisza.
- Stanie się, to gdy będziesz się wciąż tak uparty, Harry. Będziesz przebywał w moim Dworze,
dopóki nie podejmiesz decyzji. Zrozumiałeś? – oświadczył
groźnym tonem, po czym odwrócił się, ale nim zrobił dwa kroki, Harry
zawołał:
-
Pieprz się! Nigdy się do ciebie nie przyłączę! Prędzej Piekło
zamarznie! – krzyknął. Następna dawka bólu, ale tym razem krzyk
był krótszy, gdyż zemdlał.
W tym samym czasie, w trzech różnych miejscach, trzy różne osoby również krzyczały. Eleine... i dwóch pewnych młodzieńców.
~~*~~
Londyn...
Tydzień od wymiany przeniesiono Hermionę ze Św. Munga do domu
Blacków i tam się nią zajęto. Nie kontaktowała za bardzo jeszcze
przez tydzień. Gdy odzyskała przytomność, chciała się dowiedzieć, co
się stało.
-
Gdzie jest Harry? – spytała. Nikt jej nie odpowiedział, unikając
jej spojrzeń. Ta cisza była nie do zniesienia. W końcu zapytała
pierwszą lepszą osobę, którą widziała w tamtym Dworze –
Gdzie, do cholery jasnej jest Harry Potter?! - Spojrzała na matkę
gniewnym i nieugiętym wzrokiem.
- Tam skąd cię zabraliśmy – odpowiedziała cicho. Przerażenie widniało na twarzy Black Lady.
- Jak to?
-
Poszedł tam w zamian za ciebie wraz z Johnem, moim synem i twoim
przyrodnim bratem – odpowiedziała z przerażeniem w oczach
Aurelia.
- Ile byłam w szpitalu? – spytała z rozpaczą.
-
Ponad tydzień, a tu przebywasz też tydzień. Lecz on go tam
przetrzymuje od ponad dwóch tygodni – odpowiedziała jakaś
dziewczyna o melancholijnym głosie. Brązowowłosa przyjrzała się jej.
Miała niebieskie oczy, a czarne włosy, które tym razem miała
rozpuszczone, w niektórych miejscach były złoto-srebrne pasemka.
- Jak masz na imię? – spytała zaciekawiona.
-
Marylene Lilianne Parker i jestem jedną z twoich sióstr –
odpowiedziała dziewczyna. Hermiona zapatrzyła się w twarz Mary, a potem
zapytała:
- A gdzie trzecia siostra?
-
Tu jestem – odpowiedziała wyżej zainteresowana. Hermiona
spojrzała w kierunku kominka, skąd dochodził głos. Druga siostra
posiadała ciemno blond włosy oraz czarne oczy i smukłą, wręcz elfią
talię. 'Obie są takie piękne...!' Wzruszyła się w myślach panna Granger.
- A ty jak masz na imię? – spytała.
-
Eleine Aurelia Parker. Miło nam cię wreszcie poznać, Hermiono –
podała jej rękę – Urodziłam się jako pierwsza. Druga
urodziła się Mary, a ty ostatnia – wyjaśniła jej.
-
Rozumiem. Jesteście takie piękne – wzruszyła się, tym razem
na głos Hermiona, podając uprzednio drugiej siostrze rękę –
Nawet nie zapytałam moich opiekunów, oto jak wyglądały moje narodziny
– zmartwiła się Gryfonka – Ale przynajmniej
dowiedziałam się, że zostałam adoptowana – dodała ze łzą w
oku.
- Nie martw
się, Hermi. Pomożemy ci znaleźć miejsce na ziemi. Czy co tam chcesz
– zawołała z uśmiechem Mary i przytuliła ją. Hermiona również
się uśmiechnęła i poszła ze swoimi siostrami do ich pokoju na
pierwszym piętrze.
W ich pokoju Mary zasunęła zasłony i
wciąż trzymając zasłony w ręku, powiedziała do Eleine: – Ele,
rzuć Zaklęcie Ciszy z dziedziny magii elfiej i zamknij drzwi –
poprosiła.
- Ale, po co? – spytała wyżej zainteresowana.
- Co się dzieje? Nie można rzucać zaklęć poza szkołą, póki nie skończymy 17 lat. - odezwała się Hermiona.
-
My możemy. Zaraz ci wyjaśnię, czemu to robimy – powiedziała
Mary. Po chwili podeszła do niej i usiadła na łóżku, a po chwili
dołączyła do nich Eleine – Hermiono, podaj mi lewe ramię –
poprosiła, wyciągając ku niej dłoń. Dziewczyna spojrzała na
czarnowłosą niepewnie i z przestrachem – Nikogo tu nie ma.
Tylko my – zapewniała ją. Dziewczyna nie ruszyła się –
Hermiono, jesteśmy połączone jak bliźniaki jednojajowe –
dodała – Odczuwamy swoje emocje i nastroje. To tak jak
Harry oraz Voldemort, ale w ich przypadku jest inaczej. Eleine jest
połączona z Harrym, a tym samym z naszym ojcem. Wiem, że on coś ci
zrobił. Czułam to. Eleine codziennie czuje tortury Harry'ego przez
długie godziny. Podaj mi swoją rękę i pokaż mi, czy mam słuszność,
tego co myślę. Obiecujemy, że nikomu o tym nie powiemy –
oświadczyła.
-
Chyba że ktoś dowie się o tym wcześniej – dodała z sarkazmem
Eleine. Hermiona wpatrywała się w obie siostry. Ledwo je znała i nie
wiedziała, czy może im zaufać. Nagle wstała i się popłakała.
- Przyrzekłam mu! – pisnęła.
- Co przyrzekłaś? – spytała Eleine.
-
On powiedział, bym nikomu tego nie mówiła! – zawołała,
wciąż płacząc – Mam do niego chodzić co miesiąc! –
wyjaśniła Hermiona, siadając po dwóch minutach płaczu.
- Do kogo? – spytała Mary. Dziewczyna w odpowiedzi odwinęła lewy rękaw. Było tam lekkie zaczerwienie.
- Mary... ty przecież masz taki sam ślad, czyż nie? – stwierdziła Eleine, patrząc na czarnowłosą.
-
Masz rację – odwinęła swój rękaw i pokazała go –
Hm, nie mogę zdjąć zaklęcia – dodała, machnąwszy dłonią na
swoje przedramię.
- Jak to? – spytała Hermiona, gdy Mary wciąż i wciąż machała nad swoim przedramieniem, ale bez rezultatu.
-
Jesteśmy połączone, gdyż łączy nas potężne zaklęcie elfickie –
wyjaśniała – Nasza mama i władczyni elfów rzuciły
zaklęcie na piątkę osoby. Na naszą trójkę i na Harry'ego w dzień jego
narodzin oraz jego brata-bliźniaka. Mieliśmy być połączeni, by
odczuwać emocje i nastroje naszego ojca tak jak Harry. Minusem jest
to, że odczuwamy także ból osoby, z którą jesteśmy połączone. Nie
sądziłam, że możemy coś takiego otrzymać... Cholera! Nie mogę zdjąć
zaklęcia! Jest za silne. Ele, pomóż mi. Potrzebuję więcej mocy –
mówiła. Blondynka zrobiła to. Machnęła różdżką nad przedramieniem
Hermiony, wymawiając po elficku zaklęcia. Wspólnymi siłami udało się
zdjąć silne zaklęcie maskujące. To, co zobaczyły, przeraziło je
bardziej, niż Hermionę, która odwróciła głowę. Wstała szybko i schowała
go.
- Zmusił
mnie – stwierdziła – Nie chciałam go. Mam
przychodzić do niego co miesiąc, by zakrywać Znak. Mam do was prośbę
– powiedziała po chwili, spojrzawszy na nie. Obie siostry wstały
jak na komendę.
- Proś o, co tylko chcesz – powiedziały zgodnie.
- Nauczycie mnie teleportacji, Legilimencji i Oklumencji? – spytała. Obie spojrzały po sobie.
-
Zgoda. Musimy najpierw zakryć wasze Znaki, ale tak by nikt nic nie
podejrzewał, że je posiadacie – zaproponowała Eleine.
Mijały dni...
Hermionie udało się teleportować prawie za pierwszym razem.
Oklumencja była trudniejsza, nie mówiąc już o Legilimencji, ale
Hermiona nie poddawała się. Jeśli miała stanąć przed swoim ojcem,
musiała się tego nauczyć.
Po tygodniu udało się włamać do umysłu Eleine.
-
Świetnie! Poćwiczmy to kilka razy, byś nabrała wprawy –
oświadczyła. Więc ćwiczyły. Nie miały pojęcia, że ktoś ich podgląda.
Oklumencja Hermionie wychodziła nieco gorzej, ale się nie poddawała.
Właśnie zobaczyła jedno ze wspomnień Mary, gdy...
- Co wy tu robicie? – rozległ się głos... Aurelii, wychodzącej, jak z podziemi zza rogu.
- Mamo, my... my uczymy Hermionę Oklumencji – wytłumaczyła jej Mary.
-
Ja wiem, co wy tu wyprawiacie! Mary, pokaż rękę. Od dawna próbujesz
ją przede mną ukryć! – zawołała, chwytając ją brutalnie za
lewe ramię. Odwinęła zawiązaną chusteczkę na przedramieniu. Gdy
zobaczyła Mroczny Znak, mało nie zemdlała.
-
Mamo, zaraz ci wytłumaczymy! – zawołała Mary. Kobieta
spojrzała na nią, a potem na Hermionę. Usiadła na najbliższym krześle.
- Dobrze, mówcie – oznajmiła.
- To się zaczęło od Hermiony. To ona ma prawdziwy Mroczny Znak, nie ja – wyjaśniła czarnowłosa.
-
Jak to? – spytała, spojrzawszy na brązowowłosą. Hermiona
pokazała go, odwijając chustę. Ten Znak był wyraźniejszy – Od
kiedy go masz? – spytała.
-
To było wtedy, gdy mnie porwał. Dokładnie nie wiem, kiedy mi go
zrobił, ale wiem, że gdy spałam, śniło mi się, że on mi go robi.
Poczułam przeszywający ból w okolicach nadgarstka, a potem nadeszła
ciemność. Zobaczyłam potem płonącego feniksa, zielonego węża i czarną
różę – wyjaśniła.
- Feniks...? – zdziwiła się Aurelia.
- Wąż...!? – tym razem zdziwiła się Eleine, prawie krzycząc.
- I CZARNA RÓŻA...?! – Mary osłupiała. Spojrzała na siostrę i zawołały jednocześnie z matką:
- MEDALION! – spojrzały na Hermionę z obawą.
-
Hermiono, czy Voldemort dał ci jakiś medalion? – spytała
Mary – Był on okrągły? – spytała.
- Nie. Był taki – odpowiedziała i wyjęła spod bluzki owy medalion.
- Boże... On ma nad tobą władzę – szepnęła Aurelia, zakrywając twarz dłońmi.
- Przypomniało mi się coś.
- Co? Co takiego, Hermiono?
- Dowiedziałam się od Lupina, że Peter Pettigrew był na zebraniu Śmierciożerców. Voldemort powiedział coś w stylu: Zrobię wszystko, by przeciągnąć przyjaciół Harry'ego Pottera na swoją stronę. Gdy osiągnę ten cel, Harry
nie będzie mógł nic zrobić. Mój plan jest taki: Gdyby Potter będzie
chciał odbić Adi Matronę, to w zamian wezmę jego. Postanowiłem, że
stanie się jednym z nas – wyrecytowała.
- O Matko Jedyna! – wyjąkała Aurelia.
- Mamo, proszę. Muszę chodzić do niego. Nie mów nic Zakonowi – prosiła.
- Jak to "chodzić do niego"? – spytała z zaskoczeniem.
-
Bo musi mi on maskować Znak. Muszę do niego chodzić co miesiąc.
Błagam, nic im nie mów. Dlatego właśnie ćwiczę Oklumencję, Legilimencję i
teleportację – wyjaśniła.
Po
długich namowach Aurelia zgodziła się, ale pod warunkiem, że gdy
Riddle ją wezwie ma ją powiadomić. Kobieta nie bardzo była z tego
zadowolona, ale się zgodziła, by jej córka poszła na pewną śmierć
(czytaj: do Voldemorta).
Tydzień później...
Tak więc Hermiona z pomocą sióstr i matki wymknęła się z
Kwatery. Aurelia zajęła czymś Zakon, a Mary przyjaciół Hermiony. Eleine
wciąż leżała w swoim pokoju blada i wyczerpana.
Tymczasem
panna Granger wyszła z domu i deportowała się do Piekielnego Dworu.
Pojawiła się w lesie i stamtąd poszła do Dworu. Gdy stanęła przed
drzwiami, na jej drodze stanęli dwaj Śmierciożercy.
- Kim jesteś i czego tu szukasz? – warknął jeden z nich.
- Nie poznajecie mnie, idioci? – spytała oburzona.
- Nie – odpowiedział drugi.
-
Jestem Hermiona Joan Riddle. Adi Matrona, Lady Black, Czarna Pani!
Przepuście mnie. Chcę się widzieć ze swoim ojcem! To rozkaz –
zawołała, pokazując Mroczny Znak. Obaj mężczyźni spojrzeli po
sobie i natychmiast przepuścili dziewczynę, kłaniając się nisko.
- Wybacz, pani. Nie poznaliśmy cię – powiedział pierwszy.
-
Wybaczam. Zaprowadźcie mnie do mego ojca. Teraz! –
warknęła. Obaj Śmierciożercy natychmiast poprowadzili ją ku schodom na
górę, gdzie zaprowadzili do gabinetu Voldemorta.
- To tutaj, pani – powiedział drugi Śmierciożerca.
-
Wejdźcie tam i zapowiedzcie mnie. Powiedzcie, że mam mu coś ważnego
do powiedzenia, i że Mroczny Znak czas zamaskować –
oświadczyła. Obaj mężczyźni zapukali do drzwi.
- Wejść! – rozległ się głos Riddle'a. Mężczyźni weszli. Chwilę trwało, zanim wrócili.
- Pan cię oczekuje.
- Dziękuję – i weszła. Gdy Voldemort ją zobaczył uśmiechnął się.
- Adi Matrona, witaj – przywitał się.
- Witaj, ojcze. Wiesz, w jakiej sprawie przyszłam? – spytała.
- Tak. Mroczny Znak się ujawnił? – spytał.
- Nie do końca. Moja siostra, z którą jestem połączona, sama odkryła prawdę i chciała mieć na to dowód – wyjaśniła.
-
Więc Potter mówił prawdę – szepnął Riddle –
Podejdź tutaj. Zamaskuję ci go – Dziewczyna podeszła do
niego i wyciągnęła rękę, odwijając rękaw. Mężczyzna machnął różdżką nad
jej ramieniem, recytując zaklęcie. Po chwili Znak zniknął –
Dobrze, co chciałaś mi takiego ważnego do powiedzieć? –
spytał.
- Mam
dla ciebie propozycję nie do odrzucenia – zaczęła swoją
przemowę, opuszczając rękaw – Jeśli się nie mylę, to Harry
wciąż nie zgadza się być twoim sługą? – spytała. Ten
kiwnął w milczeniu głową – Co powiesz na to, że
zdołałabym przekonać Harry'ego, by się nim stał? – zadała
kolejne pytanie. Chwila ciszy, podczas której Riddle patrzył na nią
intensywnie.
- Jak zamierzasz to zrobić? – spytał w końcu.
-
To już moja sprawa, jak to zrobię. Zanim jednak go przekonam, to zgodzisz na pewne warunki, które z nim ustalę? Harry przekaże ci
je podczas inicjacji na Śmierciożercę – oznajmiła.
Voldemort popatrzył na swoją córkę z wielkim zainteresowaniem.
Podszedł do okna i zapatrzył się w krajobraz za nim.
- Będziesz nadal przychodzić do mnie – stwierdził po minucie ciszy.
- Tak. Co miesiąc na zamaskowanie Znaku – odparła.
-
Dobrze, ale i ja mam pewien warunek. Chcę by wasz przyjaciel, jak mu
tam Ronald Weasley przyszedł do mnie – oświadczył.
Hermiona sobie przypomniała słowa Petera, który ten usłyszał od jej
ojca: "Zrobię wszystko, by przeciągnąć przyjaciół Harry'ego Pottera na
swoją stronę". Przeciągnąć przyjaciół... Jeśli tego nie zrobi nigdy
niewydostanie się stąd ani też Harry. Nie miała wyjścia.
-
Dobrze. Zgoda – powiedziała – Oboje z nim porozmawiamy, a
jeśli się zgodzi przyjść, przyprowadzimy go do ciebie, ojcze.
- Więc mamy kontrakt, Hermiono – powiedział, wyciągając ku niej rękę. Dziewczyna spojrzała na jego rękę i z lekkim oporem, lecz uścisnęła mu ją.
- Tak, mamy. Zaprowadź mnie, proszę do Harry'ego. Przekonam go – poprosiła.
- W porządku. Chodź za mną – i wyszli.
Tymczasem w lochach w jednej z cel...
Harry leżał na posadce w swojej celi, niezdolny do ruchu.
Leżał tak od poprzedniego wieczora. Torturowali go codziennie przez
wiele godzin, dopóki nie zemdlał, a jeśli Voldemortowi zachciało się
go torturować dłużej, wybudzali go, aby "zabawa" trwała dalej. 'Ile tu już jestem?'. Pomyślał, patrząc w zakratowane okno. 'Tydzień?
Dwa? Nie wiem. Straciłem rachubę czasu. Nikt o mnie nie pamięta.
Tylko ten przeklęty Voldemort! Czy on nie ma dość? Jak ja go
nienawidzę! Gdzie są moi przyjaciele i rodzina?'. Pojedyncza łza pociekła mu po policzku. 'Mama... Tata... Ron... Hermiona... Syriusz... Remus'. Każda wymieniona osoba pojawiała mu się w pamięci. Zadrżał. 'Czy oni o mnie jeszcze pamiętają?
Czemu mnie nie uratują?! Z pewnością Hermiona jest już bezpieczna,
ale jest pewna iskierka nadziei, że mnie uratują'. W tym momencie, po raz któryś z rzędu cela się otworzyła. Potter westchnął w myślach, gdy usłyszał znajomy chód kroków.
- Witaj, Potter – przywitał się Voldemort swym zimnym głosem. 'No nie, to znowu ten dupek'.
Pomyślał chłopak. Był zdolny tylko poruszyć oczami. Patrzył na
Voldemorta obojętnym wzrokiem – Podjąłeś decyzję?
– spytał. Cisza, podczas której Harry patrzył na Riddle'a w
bardzo ślizgoński sposób, była namacalna. Zmarszczył brwi, dając
czarnoksiężnikowi do zrozumienia, że: "Znasz odpowiedź, Tom. Nie zgodzę się, chyba że po moim trupie!". 'Zaczyna mnie już denerwować tym pytaniem. W kółko to samo. To staje się już denerwujące. Czy on nigdy nie przestanie?'.
Spytał siebie w myślach – Tak też myślałem. Dziś nie
będzie tortur – oświadczył Riddle. Chłopak podniósł
jedną brew do góry ze zdziwieniem. Harry był zaskoczony. Chciało mu
się uśmiechnąć, ale wiedział, że to nie koniec i on coś kombinuje,
zresztą jak zawsze, gdy go odwiedza – Wiesz, jaki mamy
dziś dzień? – spytał zagadkowo. Harry wpatrywał się w
niego. 'Straciłem rachubę czasu, więc skąd mam to wiedzieć?'.
Czarny Pan podszedł do niego i zbliżył swoją twarz do jego ucha –
Dziś jest 31 lipca, twoje urodziny. Kolego, jesteś pełnoletni
– powiedział Riddle, chichocząc. Harry rozszerzył oczy
z zaskoczenia.'To dlatego od samego rana mnie nie torturowali!'.
Pomyślał. Poruszył się niespokojnie, ale jęknął z bólu –
Uuu... a ty, gdzie się tak spieszysz, Potter? –
spytał, stanąwszy mu na drodze do drzwi, gdyż wstawał powoli. Harry
spojrzał na niego z groźną i zawziętą miną.
-
Zejdź... mi... z drogi... Riddle! – warknął
zachrypniętym głosem. Spróbował stanąć na nogach, ale ledwo ustał na
kolanach. Gdy Riddle wycelował w niego różdżką, znieruchomiał.
- Zostaniesz tu, póki nie staniesz się moim sługą. Poza tym z okazji twojego święta mam dla ciebie mały prezent urodzinowy, Harry. Przyprowadziłem ci gościa – cofnął się na bok, by zrobić temu komuś miejsce. Do pomieszczenia weszła...
- Her-Hermiona? Co-co tu robisz? Miałaś być w Kwaterze...! – spytał zachrypniętym głosem.
- Harry! Co on ci zrobił? – zapytała, podbiegając do niego, widząc, w jakim stanie jest jej przyjaciel.
-
Zostawię was samych. Pamiętaj, Adi – dziewczyna
spojrzała na ojca – o tym, co mówiłaś i obiecałaś. Masz
go przekonać inaczej... podzielisz jego los –
powiedział groźnym tonem. Gdy drzwi celi się zamknęły, Hermiona nie
spojrzała na Harry'ego, bojąc się jego reakcji.
-
Hermiono, co mu obiecałaś? Do czego masz mnie przekonać? Czy on cię
szarżował? – dopytywał się Harry ze zmartwieniem.
-
W pewnym sensie – szepnęła Hermiona, wyciągnęła
różdżkę. Polewitowała Harry'ego ku jednej ze ścian, tak by mógł oprzeć
się o ścianę i mogli spokojnie pogadać.
- Więc co? – spytał.
- Harry, to się stało niespodziewanie. On mi to zrobił, gdy mnie porwał – mówiła, nadal na niego nie patrząc – Gdy byłam w domu swoich przybranych rodziców, Riddle dał mi ten medalion – pokazał na niego – Gdy spojrzałam na niego, zahipnotyzował mnie i go bezwolnie założyłam. Od tej pory byłam pod wpływem mego prawdziwego ojca. Gdy zdjął kaptur, z wrażenia zemdlałam. Zaniósł mnie do tego Dworu. Musiał to zrobić, gdy spałam – wyjaśniła.
- Ale co? – upierał się. Dziewczyna, płacząc, odwinęła lewy rękaw.
-
Zrobił mnie Śmierciożerczynią. Nie jestem zła i nie chcę zabijać
niewinnych ludzi. Czekaj, to nie wszystko! – zawołała,
gdy ten chciał się odwrócić – Zawarłam z nim Magiczny
Kontrakt. Jeśli cię przekonam do zostania jednym z nich, będziesz mógł z
nim stworzyć taki sam Kontrakt, a nawet Przysięgę Wieczystą –
wyjaśniła, a ten spojrzał na nią zaskoczony –
On o tym wie – dodała – Wie, że
postawisz warunki, ale nie wie JAKIE. Zgódź się, a może
nas ochronisz przed nim – prosiła, szepcząc ostatnie
zdanie. Harry nie był z tego zadowolony, ale to Hermiona go do tego
przekonywała. W duchu gardził nią, ale w końcu była jego przyjaciółką
od Nocy Duchów w pierwszej klasy. Była tak przekonująca i tak
błyskotliwa oraz tak pomysłowa.
- To nawet dobry pomysł. Dobra, zgoda – powiedział. Nagle Harry jęknął.
- Harry, co ci jest? – spytała.
- On tu idzie! – wyjąkał. Hermiona podeszła do drzwi, ale nim do nich dotarła, same się otwarły na oścież.
-
Bardzo dobrze, córko – powiedział, spojrzawszy na
Hermionę. Voldemort podszedł do niej, ujął jej twarz i pocałował w
czoło. Po czym odepchnął lekko na bok.
- Zostaw ją! – krzyknął Harry najgłośniej jak mógł.
- Nie. Nie zostawię jej, gdyż jeszcze nie zawarliśmy umowy, Potter. Poza tym – tu uśmiechnął się przebiegle. Podszedł do młodzieńca i teraz patrzył na niego z góry – właśnie twoja najlepsza przyjaciółka a moja córka przekonała cię do zostania moim sługą. Zgodziłeś się. Przyznaj, że wygrałem, Harry Potterze. W końcu przekonałem cię – oświadczył, patrząc na niego z zadowoleniem na twarzy. W oczach Harry'ego było widać teraz złość i gniew, ale też rezygnację. Zamknął na chwilę oczy i westchnął z rezygnacją. Poleciała jedna łza. Gdy spojrzał ponownie na Riddle'a i odpowiedział:
-
Tak. Wygrałeś. Przekonałeś mnie – Ten uśmiechnął
się jeszcze szerzej. Machnął różdżką i po chwili Harry unosił się
teraz tuż przed nim.
-
Adi, chodź z nami – Odwrócił się i skierował się
do wyjścia. Harry lewitował tuż za nim, a Hermiona szła obok
Harry'ego. Poszli do pomieszczenia, gdzie zwykle odbywały się albo
zebrania, albo "zabawa". Wewnątrz czekali na nich Śmierciożercy.
Machnął różdżką, a Harry upadł najpierw na kolana, a potem resztą
ciała na podłogę. Krzyknął z bólu. Hermiona uklękła przy nim, próbując
go podnieść. Bała się go dotknąć, by nie sprawić mu większego bólu.
-
Panie i panowie, nasz Gość Honorowy podjął w końcu decyzję –
uśmiech na jego twarzy był straszny i nie znikał, gdy mówił
dalej – Jego inicjacja odbędzie się, gdy stanie na
nogi. Snape, wylecz go, ale tym razem zaprowadź do jednego z pokoi,
na szczycie jednej z wież. Ma być w dobrej formie do inicjacji –
zwrócił się do czarnowłosego.
-
Tak, panie – podszedł do Pottera, po czym
zaprowadził do swojego laboratorium, by tam go wyleczyć całkowicie. A
może to trwać długo.
- Malfoy, wyprowadź Matronę z Dworu do lasu – nakazał.
- Tak jest! – zawołał. Gdy Hermiona znalazła poza posiadłością Piekielnego Dworu, poszła do lasu i stamtąd deportowała się do Londynu.
Hermiona
poszła prosto na Grimmauld Place 12 i stanęła między numerem 11 a 13.
Powiedziała w myślach hasło i weszła. Odnalazła Mary. Jej siostra
zaprowadziła ją do salonu, gdzie matka przyniosła specjalną mapę
każdego miejsca na świecie.
- Jak to działa? – spytał Lupin.
-
Wystarczy wymówić nazwę danego miejsca, a w tym przypadku Piekielnego
Dworu – wyjaśniła. Mapa obecnie pokazywała, że Harry
jest na drugim piętrze – Spójrzcie! Teraz zaczął
się poruszać i jest przy nim Snape – Wszyscy
zauważyli jeszcze coś. Pod każdą z postaci były widoczne trzy nieduże
paski, które się wydłużały lub malały. Paski miały kolory: zielony,
niebieski i biało-czarny. Pod postacią Harry'ego paski codziennie
malały lub wydłużały się.
- Co to za paski? – spytała panna Granger, wskazując na nie.
-
To jest poziom energii życiowej (zielony), tu magicznej (niebieski), a
tu jest poziom, po której stronie jest dana osoba, czy po dobrej, czy
złej (biało-czarny) – wyjaśniała Mary siostrze. W
tym momencie Eleine się odezwała:
- Wyczuwam, że coś się zmieniło w Harrym – powiedziała zmartwiona.
-
Przecież to jasne. Jest słaby – skomentował Moody,
pokazując na zielony pasek. Był on bardzo ciemny i w 1/4 krótki
– odparł.
-
To prawda, że jest słaby, ale nie o, to mi chodzi. Wyczuwam, że coś z
nim jest nie tak. Czuję w jego aurze czarną magię. Jakby podjął
decyzję o swej przyszłości – stwierdziła.
-
Przecież to oczywiste! Potter jest dziedzicem Gryffindora i
Slytherina, więc nic dziwnego, że... – ale
McGonagall nie dokończyła, bo przerwał jej Lupin, pytając:
-
Jak to dziedzicem Gryffindora i Slytherina? Przecież można być
potomkiem tylko jednego przodka! – zdumiał się
wilkołak.
- Masz
rację, Remusie, ale jest jeden szczegół dotyczący Harry'ego, o którym
nie wiecie – wszyscy spojrzeli na nią zaciekawieni
– Albus powiedział mi o tym w dniu swojej śmierci.
Powiedział, że zanim Potterowie zostali zaatakowani, ich syn był wtedy
tylko i wyłącznie dziedzicem Godryka, ale po ataku Sami Wie... no
dobrze, Voldemorta, Harry stał się nie tylko dziedzicem Gryffindora,
ale też Slytherina. Dlatego Eleine wyczuwa w nim Czarną Magię –
wyjaśniła dyrektorka.
- Pani profesor, czy mogę coś powiedzieć? – odezwała się nagle czarnooka Parker.
- Tak, panno Parker – powiedziała dyrektorka.
-
Ma pani rację, że Harry jest podwójnym dziedzicem dwóch
znienawidzonych rodów, ale chcę dodać, że Harry stał się jeszcze
bardziej mroczny, niż był poprzednio, a mianowicie Voldemort
prawdopodobnie przekonał go, by stał się Śmierciożercą –
stwierdziła.
-
Eleine ma rację – odezwała się Hermiona. Wszyscy
spojrzeli na Gryfonkę z zaciekawieniem – Voldemort
wymusił na mnie obietnicę, że przekonam Harry'ego do tego, by stał się
jednym z nich – wyjaśniła i rozpłakała się. Ron
objął ją ramieniem.
- Nie możemy pozwolić, by społeczeństwo czarodziejów dowiedziało się o tym. Będziemy wiedzieć tylko my, ale tym samym musimy uważać na jego zachowanie – oznajmił Ron. Wszyscy kiwnęli głowami i w milczeniu rozeszli się w swoje strony.
- Jest jeszcze jedno. Voldemort kazał mi, abym cię do niego przyprowadziła, Ro Chce mieć Złotą Trójce w szeregach.
~~*~~
Po oświadczeniu Hermiony wszyscy poszli do siebie.
Tak więc Eleine siedziała w fotelu i wpatrywała się w ogień w kominku. Brązowowłosa Gryfonka stała w progu salonu obserwując siostrę i zastanawiając się, czy to, co wydarzyło w Piekielnym Dworze nie będzie miało wpływu na losy świata. Czy dobrze zrobiła, przekonując Harry'ego do stania się jednym z tych morderców? Ważne było, żeby Harry wrócił cały i zdrowy oraz by wypełnił przepowiednię. By pokonał tego gada raz na zawsze.
~~*~~
Kilka dni później... Piekielny Dwór...
Wchodząc do kwater Harry'ego na szczycie jednej z wież Czarny Pan powiedział do niego zamiast powitania:
-
Dziś o 20:00 odbędzie się twoja inicjacja – Potter
spojrzał na niego nieco rozkojarzony – Masz być
punktualny. Zrozumiałeś? – spytał.
- Tak, panie – odparł. Po raz pierwszy to słowo wyszło z jego ust. Voldemort uśmiechał się, wychodząc. 'To jakieś szaleństwo!'. Pomyślał Harry i wzdrygnął się.
Wieczorem,
tego samego dnia Harry stanął przed drzwiami pomieszczenia, w którym
odbywały się inicjacje. Zanim tam wejdzie, zrobił to, co poradziła mu
Hermiona. Musiał coś zrobić, by Voldemort nie skrzywdził jego
przyjaciół i rodziny. Przysięga Wieczysta i Magiczny Kontrakt. 'Może mu to zaproponować? Może się udać'.
~ Eleine, słyszysz mnie?" ~ spytał telepatycznie.
~ Tak, Harry. Co się dzieje? Czuję, że jesteś zdenerwowany ~ spytała zaniepokojona.
~ Eleine, co mogę zrobić, by Zakon i moi przyjaciele widzieli to, co ja? ~ spytał.
~ Mrugnij lewym okiem, Harry ~ poradziła. Tak zrobił.
~ Co teraz? ~ spytał, wpatrując się w drzwi.
~ "Teraz widzę to, co ty, a inni położyli mi swoje ręce na moim ramieniu" ~ wyjaśniła.
~ "Rozumiem.
Eleine, zaraz stanę się Śmierciożercą. Trzymaj kciuki, by mnie
ponownie nie skatował i przepraszam, że musiałaś tak cierpieć ~ oświadczył ze zgrozą.
~ "Nie szkodzi. Życzymy ci powodzenia" ~ Wziął głęboki uspakajający oddech i przekręcił gałkę, otwierając drzwi.
- Jestem już, panie – powiedział Harry, wchodząc do sali. Rozejrzał się dokoła. Trząsł się lekko. Byli tam wszyscy Śmierciożercy, a na samym środku, w swoim czarnym tronie, siedział Voldemort. Obok stał zielony, a siedział w nim jakiś chłopak. Był on wysokim młodzieńcem o czarnych oczach i równie czarnych włosach. Był prawie kropka w kropkę podobny do Voldemorta za szkolnych lat.- Podejdź do mnie, Potter – odezwał się Czarny Pan, zapraszając go gestem ręki do siebie. 'On chyba uwielbia rozkazywać mi ręką'.
Pomyślał, po czym się zbliżył – Czy jesteś teraz
pewien, że chcesz się do mnie przyłączyć? –
spytał dla pewności, gdy ten już stanął przed nim. Harry spojrzał na
chłopaka na drugim tronie, a potem na Śmierciożerców, szukając tego
jednego. Zauważywszy go, (mimo maski) zobaczył jego zachęcający wzrok.
Potem spojrzał na Voldemorta.
-
Tak. Jestem tego pewien – Lord uśmiechnął się
– Ale... – tu mężczyzna
zmarszczył brwi, a uśmiech zniknął – mam dwa
warunki – Mężczyzna patrzył na niego przez
chwilę, po czym powiedział:
-
Adi wspomniała mi, że chcesz postawić warunki, więc cię wysłucham.
Jak te warunki brzmią? – spytał Voldemort lekko
zdenerwowanym głosem.
-
Pierwszy to złożysz mi Przysięgię Wieczystą przed wszystkimi
tu obecnymi – wskazał na Śmierciożerców –
Drugi to: Wypuszczenie mnie i Johna na wolność, zaraz po mojej
inicjacji – Czarny Pan przymrużył oczy, a w jego
głowie przebiegały tysiące myśli. Z jego twarzy znikło zadowolenie.
Zastanawiał się, stukając palcami o poręcz krzesła. 'Cholerny
Potter! Jeśli się nie zgodzę, dalej będzie torturowany i będę mieć
wciąż przyjemność z jego fizycznego cierpienia. Jeśli się zgodzę, będę
mieć go w swoich szeregach. Przysięga zobowiązuje do stosowania się
do tego, co zaproponuje ten, co ją zaproponował. Niestety nawet mnie
to się tyczy. Moje horkruksy nie są zabezpieczone przed nią, więc będę
musiał dotrzymać słowa. Cholera! Zgodzić się, czy nie zgodzić?'.
Harry uśmiechnął się pod nosem z satysfakcją. Nie na darmo przydała
się lekcja Legilimencji w królestwie wampirów. Słyszał jego myśli
doskonale, jakby je wypowiadał na głos. Był już pewny, że Riddle
posiadał horkruksy, i że są zabezpieczone. Teraz problem polegał na
tym: Gdzie są ukryte?
~ Oto jest pytanie ~
wtrącił się po chwili do jego umysłu. Riddle rozszerzył oczy z
zaskoczenia i przestał stukać palcem, za to Harry uśmiechnął się
chytrze. 'Tak, znam Telepatię'. Znowu się uśmiechnął i wyszczerzył zęby.
~ Jeśli się nie mylę, to z Hamleta ~ Usłyszał Harry rozbawiony głos Eleine. Zaśmiał się w duchu. Harry wiedział, że Voldemort nigdy by się nie spodziewał, że zbawiciel świata czarodziejów będzie umiał legilimencję i zarazem Oklumencję. Mało tego jeszcze telepatię. W dodatku nie wyczuł go. Z tego Harry był zadowolony.
- Ojcze, czy mi się wydaje, czy on właśnie penetruje twój umysł? – odezwał się chłopak obok Riddle'a.
- Ojcze? – zdziwił się zielonooki i nagle jego uśmiech zrzedł.
- Tak, Potter. To mój syn. Teronit – (czyt.: Tironit) wskazał na młodego Riddle'a. Harry wpatrywał się to w chłopaka to w Voldemorta. 'Teronit to z łaciny Mroczny Sęp'. Pomyślał Harry. Wziął głęboki oddech i powiedział:
-
Jeśli chcesz mieć mnie u swojego boku, to lepiej się zgódź na moje
warunki... panie – oświadczył Harry kompletnie
olewając Teronita. Wstając, Voldemort powiedział tylko:
- Bella będzie naszym gwarantem – powiedział tylko.
-
Nie – zaprzeczył Potter –
Snape niech nim będzie – powiedział
Harry. Czarny Pan spojrzał na niego z lekką złością. Ściągnął wargi i
skinął głową na wyżej wymienionego mężczyznę. Severus zbliżył się do
nich i stanął między nimi. Wyjął różdżkę. Harry pierwszy wyciągnął rękę
do Voldemorta. Ten patrzył przez chwilę w zielone jak u Kedavry oczy,
zastanawiając się, czy dobrze robi. W końcu i on wyciągnął rękę ku
młodzieńcowi. Lekko się uśmiechnął, gdy Harry jęknął, ale nie
skomentował tego. Harry, oddychając uspokajająco, spojrzał na Lorda,
wytrzymując oporny ból w czole. Ten tylko się uśmiechnął drwiąco. Po
chwili Voldemort się odezwał.
- Zaczynaj – Harry wziął głęboki i uspakajający oddech. Ignorując okropny ból w czole, powiedział:
-
Lordzie Voldemort, czy przysięgasz nigdy nie krzywdzić grona moich
przyjaciół i rodziny, obojętnie kim są lub będą? –
spytał.
-
Przysięgam – Wszyscy, nawet Śmierciożercy byli
niemało zaskoczeni, gdy pierwsza złota lina wyleciała z różdżki
Snape'a i oplotła ich złączone dłonie.
-
Czy przysięgasz nigdy nie mieszać się do moich prywatnych spraw, nawet
gdy będą to sprawy dotyczące ciebie? –
spytał.
- Przysięgam – Druga złota lina oplotła pierwszą.
-
Czy przysięgasz nigdy nie włamywać się do mojego umysłu, penetrując
go obojętnie w jakiej sytuacji? – spytał. Tu
chwila wahania.
- Przysięgam – Trzecia złota lina pojawiła się, oplatając dwie poprzednie.
-
Czy przysięgasz nigdy, ale to nigdy nie szantażować i nie krzywdzić w
żaden sposób swojej oraz mojej rodziny, poza mną oczywiście?
– spytał Potter.
-
Przysięgam – Powiedział Riddle. Czwarta
złota lina pojawiła się, oplatając resztę. Czekali chwilę na to, by
liny wchłonęły się w ich dłonie. Gdy w końcu to się stało, Harry z
ulgą puścił rękę Voldemorta i oddychał uspokajająco, przyciskając dłoń
do blizny – A teraz, Potter twoja przysięga.
Przysięga Wierności. Wierności mnie –
Spojrzał na niego, po czym powiedział – Uklęknij –
Przez dwie sekundy patrzyli sobie w oczy, aż w końcu
Harry wykonał polecenie – Czy przysięgasz mi
wierność i całkowite oddanie? – zapytał
Voldemort.
- Przysięgam, panie – odpowiedział Harry.
- Czy przysięgasz wykonywać moje polecenia i rozkazy?
- Przysięgam, panie – powtórzył Harry.
- Teronit, podejdź tu – młody Riddle wstał ze swojego krzesła i zbliżył się – Uklęknij, synu – ten wykonał polecenie bez wahania – Obaj wyciągnijcie swoje prawe ramiona – nakazał Voldemort. Harry i młody Riddle tak zrobili. Voldemort chwycił za nadgarstek Harry'ego podwijając mu rękaw powyżej łokcia, po czym nakreślił mu różdżką Mroczny Znak na przedramieniu. Po chwili puścił. Gdy Harry spojrzał na Znak, zauważył, że jest inny. Był ciemno-zielony, a obramowanie Znaku było czarne. Zauważył także, że jest jakiś przepołowiony.Po chwili dowiedział się dlaczego. Młody Riddle miał drugą część Znaku – Wstańcie i stańcie naprzeciw siebie. Potem chwyćcie się za ramiona tak, by znaki się dotykały – Tak zrobili. Nagle powiał łagodny czarny wiatr. Ogarnęło ich obu, odgradzając ich od Voldemorta i Śmierciożerców. Tak nagle jak się zaczęło, tak nagle się skończyło. Obaj lekko się chwiali, po czym jak na komendę spojrzeli na Voldemorta – Gdy wasze Znaki zaczną was piec macie obaj natychmiast aportować u mojego boku – poinformował ich Lord.
- Ale, panie za miesiąc zaczyna się szkoła – poinformował go Harry, opuszczając rękaw.
-
Nie obawiaj się, Potter. Nie będę cię wzywał podczas zajęć. Lecz
dopóki są wakacje, będziesz przychodził do mnie wtedy, gdy cię wezwę
– poinformował go Voldemort, lekko się
uśmiechając. Skinął głową na syna, a te usiadł na swoim tronie, potem
Voldemort zwrócił się do Harry'ego – Teronit
udowodnił już swą lojalność wobec mnie. Teraz, twoja kolej –
powiedział, po czym skinął głową na zamaskowanych
czarodziei. Śmierciożercy wprowadzili na salę jakiegoś mugola
– Zabij go – rozkazał
Voldemort, oddając mu różdżkę. Harry patrzył przez chwilę to na
różdżkę, to Riddle'a. W końcu się przełamał i podszedł do mugola. 'Najpierw
horkruksy, potem przepowiednia, a w międzyczasie służba u tego
kretyna. Nie mam wyboru. Muszę go zabić. Nienawidzę cię, Riddle!'. Pomyślał ze złością, celując różdżką w mugola.
- Avada Kedavra
– Te dwa słowa wyszły z jego ust z takim
obrzydzeniem, że trudno było odróżnić je od samego morderstwa na
Voldemorcie. Po wypowiedzeniu zaklęcia mugol padł martwy.
-
Tak więc powitajmy nowego Śmierciożercę. Obaj, Teronit i Potter stają
się od teraz moimi Prawymi Rękami. Macie ich słuchać –
powiedział uroczyście Czarny Pan. Rozległy się oklaski
– Gdy dotknę jednemu z was Znak, drugi wie, że ma
przyjść. Gdy dotknę dwa razy jednemu z was Znak, wszyscy mają przyjść.
Potter, chodź ze mną – Harry podążył za
swoim nowym panem. Gdy szli korytarzem, Voldemort powiedział jeszcze
do Harry'ego: – Co noc będziesz do mnie
przychodził, informując mnie, co dzieje się na zebraniach Zakonu, nawet
jeśli nie jesteś jego członkiem, jasne? –
oświadczył.
- Tak, panie – odpowiedział.
-
Powiedz mi jeszcze jedno, Potter: Skąd znasz Telepatię? –
zapytał. Harry popatrzył na niego, po czym odpowiedział:
-
Nauczył mnie jej mój kuzyn ze strony siostry mojej matki. Jest on
synem mojej ciotki Petunii Dursley. Nazywa się on David Dursley i jest
on czarodziejem czystej krwi. Był wychowywany przez druidów –
wyjaśnił. Voldemort zamyślił się. Gdy w końcu znaleźli
się w lochach, stanęli przed jednym z wielu drzwi i weszli do celi. W
środku był John. Harry podbiegł do niego, gdy tylko zobaczył, że leży
półprzytomny, zakrwawiony i poturbowany. Lekko się przestraszył jego
stanem. Przez chwilę Harry nie wiedział, co robić. W końcu przykląkł
przy nim i sprawdził jego stan dokładniej, a potem przywołał
odpowiednie eliksiry lecznicze.
Po kilku minutach John mógł już stać, ale nadal był obolały.
- Potter wyjaśnił mu, jaki jest warunek wydostania się stąd.
- Stałeś się Śmierciożercą? Ale... – John nie skończył, bo Harry szepnął do niego:
- Wszystko ci wyjaśnię, gdy się stąd wydostaniemy – odparł, potem wyszli z pomieszczenia. Po około pięciu minutach byli na granicy punktu deportacyjnego. Śmierciożercy szli za nimi, ale Czarny Pan zakomunikował im, by zostawili ich w spokoju, z czego Harry był zadowolony. Gdy znaleźli się w lesie, Harry zapytał – John, jak się stąd wydostaniemy? Nie mogę teleportować nas obu naraz – Zamiast odpowiedzieć, John chwycił Harry'ego za ramię i po chwili byli w Londynie, a stamtąd skierowali się kwatery głównej Zakonu Feniksa.
4 komentarze:
Ciekawy rozdział ;) Harry dołączył do Voldzia widzę. No i podwójny dziedzic. Interesujące. Czekam na nn ;)
Weny życzę.
Czarna.
oceniłam :)
Przepraszam za usunięcie kom. Ale nie podobał mi się.
Rozdział był fantastyczny!
Już nie mogę się doczekać nowego! :D
Oczywiście życzę dużo weny!
Będę czytać i pozytywnie komentować..
Przepraszam że tak krótko, no cóż jest już późno więc nie mam czasu więcej pisać...
Pozdrawiam...:)
A no i zapraszam na : harry-potter-wg-gosi.blogspot.com
;)
Prześlij komentarz