Moja lista przebojów 2

29 października 2012

Rozdział 9 - Opętanie, Przepowiadacz Snów i pierwsze spotkanie

Klik
         Gdy tylko Cassidy odczarowała Rona ten poszedł na górę się uczyć, jak to powiedział. Hermiona była zdziwiona. Pani Snape wyjaśniła wszystkim, że to normalne, gdyż tak miało właśnie działać zaklęcie.
       Od kiedy młody Potter został Śmierciożercą jak obiecał co noc spotykał się z Voldemortem, by przekazywać mu informacje na temat spędzonego dnia i informacji na temat, niektórych zebrań Zakonu, lecz musiały być to fałszywe lub po części prawdziwe raporty. Nie poinformował go o tym, że jest nauczycielem OPCM. A było to naprawdę trudne do ukrycia, gdyż Lord był mistrzem Legilimencji, a on ledwo umiał się obronić przed tym.
         Dwa dni po uzdrowieniu Rona Harry nawrzeszczał na niego. A odbywało się to mniej-więcej tak... Młodzieniec położył się do łóżka. Gdy tylko zamknął oczy natychmiast znalazł się w pokoju Lorda.
Sen...A raczej koszmar...
         Lord siedział na swoim tronie po środku pomieszczenia, w którym było ciemno i ponuro. Wybraniec przyjrzał się swojemu "panu". W jego czerwonych oczach czaiły się niebezpieczne błyski.
- Witaj, Potter. I jakie wieści? - spytał Lord.
- Nie za ciekawe, panie. - odpowiedział.
- Ach tak. A jakie wieści w Zakonie? - dopytywał się.
- Nic nie wiedzą o twoich planach, ale Ron dziwnie się zachowywał dwa dni temu. - oświadczył.
- To znaczy? - spytał z niby zainteresowania.
- Zachowywał się jakby ktoś rzucił na niego jakiś urok. Przyjaciółka matki Hermiony wyzwoliła go z tego uroku. - wyjaśnił. Mężczyzna myślał przez chwilę.
- Czy domyślasz się jaki mógł być to urok? - spytał.
- Wraz z Aurelią przypuszczamy, że mógł być to albo Imperius albo potężny wampirzy urok o podobnym działaniu. - wyjaśnił.
- A wiadomo kto mógł go rzucić? - zapytał. Harry popatrzył na niego chwilę, a potem odpowiedział:
- Sądzimy, że ty. Wtedy, gdy byliśmy w Atrium dwa lata temu mogłeś rzucić na niego to zaklęcie i dopiero teraz mógł się uaktywnić lub jakiś impuls z zewnątrz mógł to zrobić. - wyjaśnił. W międzyczasie, gdy rozmawiali Harry zajrzał do umysłu Riddle'a. Był przy tym bardzo ostrożny. Zamknął umysł najszczelniej jak potrafił. Patrzył prosto w oczy Voldemorta (ten patrzył, gdzieś ponad nim myśląc o czymś) i po chwili on, Harry zobaczył pojedyncze wspomnienia, takie jak:


   Zobaczył jakąś starszą kobietę znęcającą się nad jakimś czarnowłosym chłopcem na oko 6-7 lat.
   Pojawiło się także wspomnienie jak przyszły Lord dowiedział się, że jest czarodziejem od Percy'ego w jakiejś kuchni.
   On, młody Tom II znęcał się nad słabszymi od siebie, gdy miał około 12-13-stu lat w znanej mu jaskini.
   Jak poszedł do pani Shmit, by wykraść dwa dni po jej śmierci czarę Helgi oraz medalion Slytherina.
   A następnie było takie, że Lord chował diadem Roweny w jakimś ciemnymi i zimnym miejscu. Postanowił przyjrzeć się temu wspomnieniu. - "Gdzie może być to miejsce?..." - zastanawiał się w myślach. - "...To chyba jest jakaś katedra" - Zobaczył w oddali szafę, dziwnie znajomą szafę. Gdzieś ją widział. Ale gdzie?


Zanim zdołał się przyjrzeć temu wspomnieniu coś go uderzyło w policzek i to bardzo mocno, aż zabolała go nie tylko twarz, ale też blizna. Bolało tak jakby przyłożono mu gorący pręt wyjęty prosto z pieca do miejsca, gdzie znajdowała się owa blizna. Upadł na posadzkę i zadrżał z bólu. - ...POTTER!! JAK ŚMIAŁEŚ WEDRZEĆ SIĘ AŻ TAK GŁĘBOKO DO MOJEGO UMYSŁU!?! - wrzasnął Czarny Pan stojąc nad nim.
- Ja nie... - nie dokończył, bo dostał silnym Cruciatusem. Wrzasnął głośno.
- Zamknij się!!!
- Ale ja... - Mocniejsza klątwa i głośniejszy krzyk, a raczej już wrzask.
Rzeczywistość...
         Przyjaciele Harry'ego stali przy jego łóżku zastanawiając się co robić w takiej sytuacji? Młodzieniec rzucał się od ponad 20 minut.
- Musimy coś zrobić! Przecież on go zabije i umrze z bólu! - panikowały kobiety, a zwłaszcza Eleine, która zdążyła zapałać do niego sympatią. Domyślili się już, że Voldemort torturuje młodzieńca we śnie. Wszyscy byli załamani. Nie wiedzieli co robić, gdy nagle - niespodziewanie rozległ się trzask deportacji. Wszyscy wyjęli różdżki, byli tak przerażeni i zmartwieni losem Pottera, że zabiliby, nawet serdecznego przyjaciela przez omyłkę. Przed nimi stał średniego wzrostu mężczyzna. Miał kruczoczarne włosy, wspaniałą budowę ciała i niebieskie, baardzo znane im oczy.


- Odłóżcie z łaski swojej te różdżki. Nic wam nie zrobię. Jestem krewnym Albusa Dumbledore'a, a dokładniej jestem jego siostrzeńcem. Mam na imię Ashe... - (czytaj: Esz) - ...Percival Wilson.. - (czytaj: Łilson) - ...i jestem synem jego młodszej siostry Ariany Kandry Dumbledore-Wilson, która już od dawna nie żyje. - Wszyscy byli pod wrażeniem mężczyzny i jego przemowy.
- A po co tu przybyłeś? - spytała pani Weasley.
- Chcę pomóc Harry'emu Potterowi w wyrwaniu się z tego koszmaru, a jednocześnie z tortur. Czy możecie się odsunąć, pomogę mu. - poprosił.
- A masz jakiś dowód, że nie jesteś po Jego stronie, i że nie chcesz Harry'go przypadkiem zabić? - spytał Lupin.
- Tak. Spójrzcie. - rozwinął lewy rękaw i pokazał im gołe przedramię. Nie było tam Mrocznego Znaku.
- Ale to jeszcze nie dowód żebyś był Jego sługą. - zauważył Moody. Ashe spojrzał na nich z niecierpliwością, a potem zapytał:
- Chcecie by żył?... - spytał się ich. Wszyscy kiwnęli głowami. - ...To pozwólcie mi pomóc Wybrańcowi... - Przyjaciele popatrzyli po sobie. Trwało to dwie chwile, a potem odsunęli się robiąc mu miejsce. - ...Dzięki... - odparł mężczyzna. Po czym podszedł do Harry'ego, który wił się na swoim łóżku jęcząc z bólu. - ...Jest gorzej niż myślałem... - stwierdził przyglądając się jego odruchom. - ...Muszę wejść do jego umysłu, a tym samym koszmaru. Potrzebuję tylko czegoś, co by go tu zatrzymało i przywołało. Inaczej mówiąc potrzebuję łącznika z rzeczywistością. Kogoś bliskiego... - rozejrzał się dookoła i oświadczył: - ...Proszę by zostali tylko: Ron i Ginny Weasley'owie, Aurelia Parker oraz jej córki, a resztę proszę o opuszczenie pomieszczenia. - oznajmił. Zakon Feniksa wyszedł. Ashe zbliżył się do Harry'ego, dotknął jego skroni, a następnie zamienił się w kulę powietrza. Po chwili owe powietrze wchłonęło się w ciało młodzieńca.

~~*~~

Kilkaset mil od Londynu trochę wcześniej... Piekielny Dwór...
         - Przestań!! To boli!! - wrzeszczał Harry.
- Ale się zmartwiłem... - zaśmiał się Lord. Harry wił się na posadzce. Pomyślał, że musi wyglądać wprost bosko. Był poraniony na całym ciele. Bolało go wszystko. Zaklęcie trwało już dobre dwadzieścia minut. Nagle coś się stało. Znikąd pojawiło się najpierw światło potem dym. Następnie owy dym zaczął się formować w jakąś postać, a na końcu pojawił się jakiś człowiek o kasztanowych włosach i niebieskich oczach. Przypominał... - ...Dumbledore?! Przecież ty nie żyjesz! - Lord był tak wstrząśnięty widokiem przybysza, że nawet nie zauważył iż cofnął zaklęcie z zielonookiego, a Harry powoli wstawał z podłogi.
- Nic ci nie jest, Harry? - spytał młodzieniec podchodzącą do niego z wyciągniętą ręką. Harry pozwolił się podnieść nie zapytawszy skąd nowo przybyły zna jego imię.
- Kim jesteś? - spytał po chwili Lord.
- To nie twoja sprawa, Tom! - zawołali jednocześnie młodsi. Czerwonooki wytrzeszczył oczy. - "Skąd on, u diabła zna moje prawdziwe imię?!".
- Znam, bo wuj Albus mi powiedział,... gdy żył. - Ostanie dwa słowa powiedział groźnie, jakby chciał zaznaczyć, że to Lord zabił dyrektora, a nie Severus Snape.
- Kto? - spytał tym razem Harry.
- Nie przedstawiłem się?... - spytał ironicznie.Spojrzał na Voldemorta - ...Ty Tom i tak się tego nie dowiesz. Zabieram stąd Harry'ego... - Teraz zwrócił się do zielonookiego. - ...Zapomniałeś dodać do Niezłomnej Przysięgi informację, że nie powinien cię torturować, nawet gdybyś go wkurzał do granic możliwości i on ciebie. - I zanim Voldemort zdołał się ruszyć lub choćby cokolwiek powiedzieć obaj zniknęli.

~~*~~

Rzeczywistość... Tuż po tym jak Ashe wszedł w ciało Harry'ego...
         Ron, Hermiona, Ginny, Eleine, Mary i Aurelia patrzyli na cały proces. W momencie, gdy Ashe zniknął i wchłonął w ciało zielonookiego Harry trochę się uspokoił, ale się nie obudził.
      Przez minutę leżał nieruchomo lekko się tylko trzęsąc, a po paru chwilach mężczyzna wyszedł z ciała chłopaka. Stanął gdzieś pod ścianą i czekał aż Potter się obudzi i spojrzy na niego. I tak się rzeczywiście stało. Chłopiec, Który Przeżył otworzył oczy i rozejrzał się wokoło. Spojrzał na przyjaciół i uśmiechnął się. Wszyscy, prócz pana Wilsona podeszli do niego.
- Stary, cieszę się, że nic ci nie jest! Tak się martwiliśmy! - zawołał Ron.
- Spokojnie, chłopie! Nic mi nie jest. Ten mężczyzna mi pomógł... - wskazał na Ashe'a. - ...A tak właściwie,... to kim jesteś? Nie przedstawiłeś się, gdy tam byłeś. Powiedziałeś Voldemortowi, że nie powiesz jak się nazywasz, bo to nie jego sprawa. Więc może teraz to zrobisz? - przypomniał młodzieniec.
- Dobrze. Więc nazywam się Ashe Percival Wilson. Jestem siostrzeńcem Albusa Dumbledore'a. Wuj miał młodszą siostrę, ale została przypadkowo zamordowana. - odpowiedział Ashe. Harry spojrzał na niego. Wstał z łóżka i spytał:
- Opowiedz nam coś więcej o sobie. - poprosił.
- Zgoda. Jak już powiedziałem jestem siostrzeńcem świętej pamięci Albusa Dumbledore'a. Moja matka, Ariana Dumbledore wyszła za mąż za Kevina Wilsona. Przed śmiercią zdążyła mnie urodzić, nadać mi imiona i dać nazwisko. Urodziłem się trzy lata przed pokonaniem Gridenwalda, a więc 18 września 1942 roku. Więc mam 55 lat. Lecz to nie matka mnie wychowywała, ale druidzi, gdyż mój ojciec był druidem i dlatego tam mnie zabrała. Wychowywali mnie od małego, aż w końcu uznali za swojego. - wyjaśnił.
- A czy Ariana zostawiła jakieś informacje o tobie? - spytał Harry. Mężczyzna przyjrzał się Wybrańcowi i oznajmił:
- Mam propozycję. Zejdźmy na dół i przy kubku kawy opowiem swoją historię, dobrze? - zaproponował.
- A jaką mam mieć pewność, że... - Harry nie dokończył, bo wtrącił się Ron:
- Możemy mu ufać. Ashe nie jest Śmierciożercą. Nie ma Znaku. - wyjaśnił.
- Skąd wiesz? - zdziwił się Harry patrząc na rudzielca.
- Bo nam pokazał przedramię i nie miał go. - wyjaśniła Hermiona. Harry zamyślił się. Trwało to kilka sekund, a potem odparł:
- No dobra. Muszę wam zaufać. Spotkamy się jutro rano w jadalni i pogadamy. - zaproponował Harry i zaprowadzili nowo przybyłego do jednego z pokoi.

~~*~~

Tej nocy... 03:47...
         Nie wiedząc dlaczego Hermionę obudziło coś, ale potem zdała sobie sprawę, że jej medalion drży. Wstała, ubrała się szybko w codzienne ubranie i zeszła do kuchni, gdzie usiadła przy stole. Wzięła do ręki medalion i zamknęła oczy. Usłyszała głos ojca w języku węży: - Obudź Pottera i zabierzcie ze sobą swojego przyjaciela Ronalda Weasley'a. Wyjdźcie z domu i deportujcie się do Piekielnego Dworu. Pamiętaj, Weasley ma być nieświadom tego, że został zabrany z domu i przyniesiony do mnie. Uśpijcie go. Na miejscu dam wam ubrania Śmierciożerców. Do zobaczenia. - i się rozłączył. Hermiona wstała i weszła po schodach do pokoju chłopców. Cicho weszła i próbowała obudzić Pottera. Po kilku chwilach udało jej się to.
- O co chodzi? - spytał zaspany.
- Ubierz się i chodź ze mną, ale bądź cicho i bez dyskusji. - szepnęła. Harry, niezbyt chętnie wyszedł z pokoju ubrawszy się uprzednio wciąż ziewając. Gdy zeszli do kuchni tam Harry spytał:
- O co chodzi, Hermiono, że budzisz mnie przed czwartą nad ranem? - zapytał.
- Dostałam, a raczej MY dostaliśmy rozkaz od Riddle'a. Mamy zaprowadzić teraz Rona do Piekielnego Dworu. - wyjaśniła. Dopiero teraz Harry w pełni się obudził.
- My mamy... zaprowadzić Rona... do Voldemorta?? - przeraził się.
- Tak. I to jak najszybciej. Mamy go uśpić i deportować do niego... - oświadczyła. Harry był przerażony. - ...Harry, słuchaj, on cię wtedy puścił tylko dlatego, że zgodziłeś stać się jego sługą. Musimy wykonać jego rozkaz inaczej będzie z nami krucho. - oświadczyła Hermiona.
- Wiem, ale ledwo wyszedłem cało z ostatniej potyczki kilka godzin temu!... - powiedział zakrywając oczy. nagle rozbolała go blizna. - ...Cholera, on się niecierpliwi. Dobra. Zresztą Ron i tak się nie zgodzi. - powiedział Harry ze śmiechem. - ...Chodźmy. - zawołał. Wrócili do pokoju chłopców i nachylili się nad rudzielcem. - ...Wybacz nam, Ron. - szepnął Harry celując w niego różdżką. - ...Drętwota. - wypowiedział zaklęcie, następnie po lewitowali Rona na korytarz. Wyszli z domu najciszej jak mogli, ale nie zrobili tego zbyt ostrożnie, gdyż z pokoju dziewcząt wyszły Mary i Eleine.
- Co wy robicie? - spytały jednocześnie.
- Nie wasza sprawa... - odpowiedział Harry. - ...Hermiono, deportacja. - dziewczyna kiwnęła w milczeniu głową, a potem zwróciła się do sióstr.
- Zaraz i tak wracamy... - dodała Hermiona. - ...Mam nadzieję... - dodała ciszej chwytając się za medalion. Gdy zniknęli dziewczęta spojrzały po sobie.
- Czy myślisz o tym co ja? - spytała Mary.
- Tak. Oni poszli do Voldemorta. Obudźmy mamę i powiedzmy jej o tym. - powiedziała Eleine i pobiegły na górne piętra, gdzie zwykle urzędowali starsi. Wparowały do pokoju Aurelii otwierając z trzaskiem drzwi.
- Mamo, mamo!!! - wrzasnęły jednocześnie.
- Mamo, obudź się!!! - krzyknęła Eleine potrząsając nią.
- To pilne!! - dodała Mary. Kobieta obudzona ich krzykami wstała jak oparzona.
- Co... co się dzieje?? Gdzie się pali?? - spytała głupio rozglądając się dookoła.
- Mamo, mamy złą wiadomość! - krzyknęła z przerażeniem Mary.
- Która to godzina?... - spytała. Na zegarku widniała godzina 04:10. - ...Czy wyście oszalały? Budzicie mnie o takiej porze i...?... - ...urwała na chwilę swój potok zdając sobie sprawę z tego co powiedziały. - ... Złą wiadomość? Co za złą wiadomość? - spytała ze zdziwieniem.
- Obudziło mnie przeczucie, że Hermionę ktoś wzywa... - mówiła Mary. - ...Potem usłyszałam jak wychodzi z pokoju, ale także miałam uczucie, że z Hermioną jest coś nie tak. Więc, gdy upewniłam się, że wyszła ubrałam się. Obudziłam Eleine i poszłyśmy za Hermioną. Okazało się, że zeszła do kuchni. Trzymała w rękach medalion obracając go w rękach. Poczułam jak ktoś się z nią kontaktuje, ale nie usłyszałam kto. Po pięciu minutach wyszła z niej. - wyjaśniła Mary.
- Schowałyśmy się, a potem poszłyśmy za nią. Schowałyśmy się w swoim pokoju i czekałyśmy na nią. Zobaczyłyśmy, że wraca z Harrym do kuchni. Poszłyśmy za nimi. Podsłuchałyśmy ich rozmowę. Okazało się, że nasz ojciec kazał poprzez Hermionę przekonać Harry'ego, by zabrać Rona do niego... - wtrąciła Eleine. - ...Potem poczułam, że Harry cierpi. - dodała.
- W jakim sensie? - spytała Aurelia z lekkim przerażeniem w oczach.
- Chyba bolała go blizna, bo czułam ból w okolicy czoła. - wyjaśniła.
- Rozumiem. Jednak i tak Ron się nie zgodzi na przyłączenie się do Voldemorta. - oświadczyła z lekkim uśmiechem.
- Jak to? - spytały jednocześnie.
- Bo Riddle nie wie o elfim rytuale. - objaśniła im pani Parker z uśmiechem.
- To przynajmniej jakieś pocieszenie. - westchnęła Eleine.

~~*~~

Inna część kraju... W tym samym czasie, gdy Harry'ego zabolała blizna...
         Alexa Welsona obudził krzyk z sąsiedniego pokoju. Pobiegł tam. Jack znowu miał sen. Jego przyjaciel martwił się o bruneta. Nie wiedział co robić. Po chwili, która zdawała się wiecznością postanowił pobiec do ojca. Gdy wszedł do jego do sypialni wpadł tam jak burza.
- Ojcze, ojcze! Obudź się! To pilne! - wołał na cały głos. Mężczyzna obudził się dopiero po minucie.
- Alex? Co się dzieje? Jest noc. Czemu mnie budzisz o tak później porze? Umarł ktoś, czy co? - spytał nie przytomnie.
- Jack znowu śni o czymś dziwnym. - wyjaśnił.
- Jak to? Powiedział ci? - dopytywał się siadając na łóżku.
- Nie, ale widziałem to po jego twarzy, gdy spał. - odparł. Starszy mężczyzna popatrzył synowi w oczy, po czym myślał chwilę.
- Muszę gdzieś iść. - postanowił ubierając się.
- Dokąd? - dopytywał się.
- Do pewnej kobiety. Ona mi wszystko wyjaśni. Oby... - dodał po chwili. - ...Idź do Jacka i go pilnuj... - powiedział po chwili. - ...Gdyby się obudził spytaj go co mu się śniło. - nakazał mu wódz na koniec, po czym wyszedł. Deportował się poza terenami wioski, poza którymi można było się aportować.
         Pojawił się przed domem jednorodzinnym. Zapukał mocno do drzwi. Po kilkunastu chwilach otworzył mu rudy mężczyzna.- Kim pan jest? - spytał ów mężczyzna.
- Andrew Welson. Jestem wodzem druidów. Muszę się natychmiast widzieć z Reginą Hoof. To się tyczy brata Harry'ego Pottera, który przebywa w mojej wiosce. Muszę ją zaprowadzić do niego, bo coś dziwnego z nim się dzieje. Wiem, że jest ona medium. Możesz mnie do niej zaprowadzić? - poprosił. Rudy mężczyzna popatrzył na niego chwilę aż w końcu ziewnąwszy odwrócił się, machnął ręką powiedziawszy:
- Chodź ze mną, Welson. Moja żona jest w sypialni. - odparł. Poszli na górę. Gdy dotarli na górę i weszli do sypialni pan Hoof obudził delikatnie swoją żonę.
- Regino, obudź się. Mamy gościa. - powiedział. Kobieta obudziła się po chwili. Gdy spojrzała na Andy'ego podskoczyła na łóżku.
- Na brodę Merlina! Andy! Andrew Welson! Wódz Białych Druidów!... - kobieta wstała z łóżka jak oparzona i zaczęła ubierać się pospiesznie. Obaj mężczyźni wymienili spojrzenia. Gdy Regina miała na sobie porządne ubranie zaprowadziła gościa na dół do salonu i spytała: - ...Panie Welson, w czy mogę pomóc? - spytała z entuzjazmem.
- Widzi pani, w mojej wiosce przebywa od kilku lat chłopiec. Nazywa się Jacob Matthew Potter. Jest on... - nie skończył, gdyż czarnowłosa dokończyła za niego.
- Bratem bliźniakiem Harry'ego Jamesa Pottera... - dokończyła za niego. Uśmiechnęła się. - ...Wiem kim oni są. Poznałam ich rodziców i widziałam chłopców kilka dni po ich narodzinach. Jest jakiś problem z Jackiem? - spytała.
- Tak... - odpowiedział z lekkim zaskoczeniem, że kobieta o nich wie. - ...Widzi pani, już drugi raz chłopak ma dziwny sen, jakby proroczy. Mój syn powiedział, że śni o czymś, a potem wypowiada jakby w transie jakieś dziwne zdania. - wyjaśnił. Ledwo druid powiedział: "...dziwny sen, jakby proroczy...", gdy kobieta wyprostowała się i zaczęła mówić monotonnym głosem:
- Prorocze sny... - szepnęła tak cicho, że nikt by jej usłyszał, gdyby nie cisza wokół nich. - ...Wybraniec Losu i Przeznaczenia obudził już moc swego brata, który Przepowiadaczem Snów się stał za młodu... - szepnęła wpatrując się w jakiś punkt.
- Co jej jest? - zdziwił się Andy. Roger zauważył, że oczy jego żony stały się mlecznobiałe. Podskoczył jak oparzony. Rzucił się po kartkę i długopis. Regina kontynuowała swoją monotonną przepowiednię...
- ...Godzina klęski Lorda Voldemorta zbliża się. Ostateczna walka znienawidzonych wrogów zbliża się niemiłosiernie. Trzy Próby pojawią się. Założyciele powstaną i przyłączą się do Potterów. Dawny Wybraniec przybędzie też z pomocą. Ludzie, elfy, druidzi i wampiry staną pod jednym sztandarem, by pokonać dawnego Lorda Lordów. Wybraniec i jego przyszły Ja pokonają swych wrogów, ale to będzie dopiero początek wojny. Strzeżcie się! Mistrz Mistrzów już jest na Ziemi i czeka na nasz ruch!... - po tym zdaniu upadła na łóżko. Nie czekali długo, gdy Regina obudziła się. - ...Jaką tym razem wypowiedziałam przepowiednię?... - spytała. Roger zbliżył się do niej i powtórzył przepowiednię. - ...Rozumiem. Gdzie jest Jack? - spytała.
- U mnie. - odpowiedział Andy.
- By wyjaśnić co się z nim dzieje muszę do niego iść. Niech mnie pan do niego zaprowadzi. - poprosiła.
- Dobrze. Niech mnie pani chwyci za rękę. - poprosił wyciągając swoją. Regina chwyciła go za ową rękę i chwilę potem byli już przed bramą wioski Białych Druidów.
Na miejscu...         Weszli na teren druidów, potem skierowali się do namiotu Alexa, gdzie przebywał jego przyjaciel. Wchodząc zobaczyli jak brunet się właśnie wybudza ze snu. Jack właśnie otwierał oczy i spojrzał na nich swoimi mlecznymi oczami. Wstając z łóżka powiedział w transie:
- "Magiczne przedmioty zostaną podarowane przez Czarnego Pana swym potomkom i krewnym, które po połączeniu się stworzą pięć innych potężniejszych." - po wyrecytowaniu Jack stał dalej w tym samym miejscu. Alex potrząsnął nim, jednak ten się nie wybudzał. Regina powstrzymała go, gdy zobaczyła w wizji szesnaście medalionów zmieniających się w różne biżuterie. Zbliżywszy się do Pottera.
- Jack, powiedz nam, co widziałeś we śnie? - spytała.
- Widziałem Lorda Voldemorta, Wybrańca Z Przyszłości, trzy anielice, która jedna z nich jest naznaczona, Wybrańca Losu, Strażniczkę młodszych bliźniąt, siostrę duchową Teronita, dzieci Reginy Hoof, bliźniaków Riddle'ów oraz matkę i córkę Gaunt. - wyliczał.
- Ale o, co chodzi? - spytał Alex.
- Już wyjaśniam. - powiedziała Regina pstryknąwszy palcami przed twarzą Jacka. Ten nagle zamrugał oczami, potrząsnął głową jak pies i się rozejrzał.
- Co się dzieje? - spytał głupio.
- Jack, to jest Regina Hoof. Jest ona medium. Może ci pomóc, a przede wszystkim wyjaśnić co znaczą te sny i zdania, które mówisz po przebudzeniu. - odezwał się pan Welson.
- Naprawdę?? Co one znaczą? - spytał podekscytowany.
- Ty nam powiedz, Jack. - odpowiedziała Regina.
- Ja?... - zdziwił się. - ...Ale o, co chodzi? - spytał nie wiedząc o, co biega. Kobieta zbliżyła się do niego i powiedziała:
- Jack, spotkałam twoich prawdziwych rodziców... - to lekko młodzieńca zdziwiło, ale i radowało. - ...W kilka dni po twoich i twego brata narodzinach spotkałam się z nimi. Poprosiłam ich, by pozwolili mi się z wami zobaczyć na kilka minut. Zgodzili się. Poszłam do waszego pokoju dziecięcego w waszym domu. Podniosłam ręce i wyczułam w waszych małych drobnych ciałkach olbrzymią moc. Była uśpiona, ale z biegiem lat... - tu uśmiechnęła się do niego. - ...wzrastała i dalej wzrasta. U twojego brata jest silniejsza, ale gdy połączysz moc z waszą przyrodnią siostrą i dziadkiem ze strony waszej matki twój brat uzyska moc większą od Lorda Voldemorta. Jeśli chodzi o te sny, to wyczułam w waszych ciałach także inne moce. W ciele twego brata wyczułam dobro jak i zło. Wiedziałam, że coś się z nim stanie, ale on się nie da. - wyjaśniła.
- To już się spełniło! - zawołał niespodziewanie Alex.
- Co masz na myśli? - spytali jednocześnie Regina i Jack.
- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć."! Myślę, że coś się musiało stać z twoim bratem. Że musiał stać się Śmierciożercą i dodam, że będzie próbował szpiegować Sami Wiecie Kogo. - wyjaśnił chłopak.
- To ma sens. - odezwał się, jak dotąd milczący Andy. Regina zwróciła się ponownie do Jacka.
- Posłuchaj mnie, Jack. W twoim ciele wyczułam dobro, ale też i światło. Jednak wiedziałam, że to ty będziesz tym, który otrzyma moc Przepowiadacza Snów, którą miał kiedyś Merlin Wielki. - oświadczyła.
- Jaką moc? - spytał.
- Przepowiadacze Snów to osoby bardzo rzadko spotykane, właściwie wymarłe społeczeństwo. Przepowiadają przyszłość poprzez swoje sny. Każdy Przepowiadacz jest inny i każdy w inny sposób przekazuje swoje przepowiednie. Wiem co mówię, drogi przyjacielu. W twoim przypadku np. jest tak, że śnisz jakąś sytuację lub osoby z nimi związane, która są ważne w przyszłości i po przebudzeniu recytujesz w transie coś w rodzaju proroctwa, czyli zdanie lub zdania co zrobi dana osoba lub możesz przepowiedzieć czyjeś nadejście lub klęskę, podobnie jak ja. Lecz ja mogę np. wygłosić jakieś proroctwo o dłuższej treści. Najczęściej tyczy się to jakiejś konkretnej osoby. Ty możesz przepowiedzieć nadejście jakiegoś kataklizmu czy większej wojny informując nas wcześniej co mamy zrobić poprzez te proroctwa, ale to może być w jednym-dwóch zdaniach i fazami. Pewne impulsy z zewnątrz, nie tylko obok ciebie, mogą wywołać trans. Słowo lub sytuacja. Rozumiesz, Jack? - objaśniła. Ten był bardzo zszokowany zasłyszanymi informacjami.
- A co mamy zrobić z tymi "proroctwami"? - spytał Alex pokazując na Jacka.
- Zapisujcie je gdzieś. Potem je pokażemy odpowiednim osobom. Z tego co słyszałam to Przepowiadacze Snów każą nam stosować się do słów każdej zasłyszanej od nich informacji... - odparła. - ...Poza tym Riddle obawia się takich osób... - dodała. - ...Ja już pójdę. Pewnie Roger o mnie się zamartwia. Dajcie mi znać, gdyby Jack wypowiedział kolejne proroctwo. - powiedziała, po czym zniknęła im z oczu i tyle ją widzieli.

~~*~~

Tymczasem w innym miejscu...
         Harry i Hermiona lewitowali między sobą Rona. Bali się o niego. Gdy stanęli przed gotycki drzwiami Piekielnego Dworu ich drogę zagrodzili dwaj Śmierciożercy. Jeden z nich spojrzał na Hermionę i podskoczył.
- Pani! - zawołał skłoniwszy się nisko.
- Wpuść nas. - rozkazała.
- A on? - spytała.
- Ja jestem Prawą Ręką Czarnego Pana. On nas oczekuje. - odparł pokazując swój Znak.
- Dobrze. Wejdźcie. - oświadczył jeden z nich.
- Gdzie on jest? - spytała Hermiona strażnika.
- Na trzecim piętrze. Piąte drzwi po prawej stronie. - odparł drugi.
- Dziękuję. - odpowiedzieli jednocześnie i poszli. Gdy byli na schodach Harry powiedział:
- Poszło gładko. - powiedział z lekkim uśmiechem.
- Ta, ale to tylko pozory. Poczekaj aż przed nim staniesz. - jęknęła ponuro.
- Masz rację... - powiedział. Szli dalej, gdy doszli na trzecie piętro liczyli drzwi. - ...Raz,... dwa... trzy... cztery... pięć. To tu. - powiedział Harry.
- Ja się boje... - jęknęła Hermiona. Zanim wyciągnęli ręce drzwi się otworzyły z trzaskiem.
- Witajcie. Wejdźcie proszę... - oboje spojrzeli po sobie z przerażeniem wymalowanym na ich twarzach. Chcieli zwiać, ale coś ich powstrzymywało, jakby nogi wrosły im w ziemię. Przełknęli jednocześnie ślinę i weszli. - ...Widzę, Adi, że otrzymałaś moją wiadomość. - odezwał się Voldemort siadając za biurkiem w swoim wysokim krześle podobnym do tronu.
- Ja... ja... Tak. Otrzymałam ją i jak widzisz przekazałam ją Harry'emu. Zrobiłam tak, jak chciałeś,... ojcze. - wyjąkała.
- Dobrze, bardzo dobrze. To wasz przyjaciel?... - spytał podchodząc do nich. Nagle Harry stanął przed nim. - ...Co robisz? Zejdź mi z drogi, Potter! - warknął.
- Nie. Nie zejdę ci z drogi jeśli dasz gwarancję, że go nie skrzywdzisz wtedy pozwolimy ci z nim porozmawiać. - oznajmił.
- Potter, Potter, obiecałem ci przecież to w Przysiędze. - przypomniał. Harry popatrzył na niego, potem spojrzał na Hermionę. Ją uczynił Śmierciożerczynią przed złożeniem Przysięgi, więc to się nie liczy, ale Ron... Na Rona zostało rzucone elfickie zaklęcie... Jak to szło? "Nie będziesz zawierał przyjaźni z żadnymi tyranami na świecie."
- No jasne... - szepnął. - ...Zgoda, panie, pozwolimy ci na porozmawianie z Ronem,... - Hermiona chciała coś powiedzieć, ale Harry dał jej znać ręką, by milczała i kontynuował - ...ale to niech on sam zdecyduje czy chce się do ciebie przyłączyć, czy też nie. Jeśli się przyłączy będziesz miał naszą trójkę w szeregach. Jeśli się nie zgodzi tylko my dwoje będziemy przychodzić do ciebie. Będziemy się oboje trzymać umowy i Przysięgi. Hermiona będzie przychodzić co miesiąc na ukrywanie Znaku przed innymi, a ja będę zdawał raporty z zebrań Zakonu Feniksa... - oznajmił, ale Riddle mu przerwał spytawszy:
- Skąd wiesz, że Matrona ma do mnie przychodzić co miesiąc? - spytał.
- Hermiona i Mary są ze sobą połączone. Są prawie jak Bliźniaki Duchowe lub jak zwykłe bliźnięta, tak jak ja z Eleine. - wyjaśnił.
- Więc o niej mówiłeś wtedy, gdy cię porwałem. - oznajmił zbliżając się do Harry'ego.
- Ojcze, proszę nie! - zawołała młoda kobieta.
- Tak, o niej mówiłem. Nie rób jej krzywdy. Eleine już za wiele wycierpiała, gdy mnie torturowałeś. - oświadczył. Riddle lekko się uśmiechnął.
- Dobrze. Chcę teraz porozmawiać z Weasley'em. - oświadczył.
- Dobra, ale chcemy być przy tym. - powiedziała Hermiona. Riddle zmrużył oczy i machnął różdżką co spowodowało, że Ron się obudził i po chwili spadł na posadzkę. Harry i Hermiona odsunęli się od niego.
- Ale miałem dziwny sen... - wymamrotał i ziewnął. Wstał i rozejrzał się zastanawiając się: gdzie jest?
- Ron, tylko spokojnie. Jesteśmy w Piekielnym Dworze i to nie jest sen. - szepnęła mu do ucha Hermiona.
- I spójrz przed siebie. - dodał Harry. Rudzielec spojrzał w wyznaczonym kierunku zaskoczony i zdziwiony.
- O czym wy...? O Merlinie!... - i schował się za Harrym, gdy tylko zobaczył Riddle'a. - ...Co tu się dzieje? - dopytywał się.
- Masz z nim porozmawiać na temat przyłączenia się do niego. Już uzgodniliśmy warunki. - wyjaśnił mu Harry.
- Potter, skończyłeś?... - spytał Voldemort. Harry tylko pchnął przyjaciela ku mężczyźnie. Zanim to zrobił szepnął Ronowi do ucha: - ...Zaklęcie, które rzuciła Cassidy spowodowało, że będziesz nam wierny i nie zgodzisz się na przyłączenie do żadnego tyrana. Będzie ciebie przekonywać i namawiać do różnych rzeczy. Nie daj się. Wierzymy w ciebie. - i pchnął  go w jego kierunku.
- Adi, oto twój strój... - zawołał Riddle rzucając w jej kierunku czarną szatę i maskę. - ...a tu masz maskę. Zakładajcie je przed tym, gdy będę was wzywać. - oświadczył.
- Dzięki. - wymamrotała.
- A teraz wyjdźcie oboje. - rozkazał. Cała trójka spojrzała na siebie. Harry starał się dodać mu otuchy spojrzeniem. Gdy drzwi się za nimi zamknęły Harry patrzył na strój Śmierciożercy w rękach Hermiony. Dziewczyna oparła się o przeciwległą ścianę wciąż trzymając czarną szatę, po czym zawołała.
- Nie będę tego zakładać! - zawołała, a echo jej głosu potoczyło po korytarzu.
- Ale musimy, Hermiono. Zrobił nas swoimi sługami... - urwał, gdyż dziewczyna jęknęła z rozpaczą:
- Wbrew naszej woli! Tak, tak wiem. Ale to takie poniżające! Czerń do mnie nie pasuje. Boje się o Rona, a jeśli mu coś zrobi? Jeśli go skrzywdzi...? - nagle urwała, bo drzwi się otworzyły. Wyszedł z nich Ron. Oboje się wyprostowali.
- I co? - odezwała się Hermiona.
- Zgodziłeś się? - spytał Harry.
- Ee... na waszym miejscu... zwiewałbym stąd, gdzie pieprz rośnie. - oświadczył.
- Czemu? - spytał Harry.
- Zaraz się dowiesz... - odparł Ron. - ...Trzy... dwa... jeden... TERAZ!... - Nagle rozległa się eksplozja. - ...Chodu! - ryknął. Biegli ile sił w nogach ku schodom. Na nieszczęście cała posesja była nafaszerowana zaklęciem anty deportacyjnym, więc mogli tylko uciekać.
- Ron, zgłupiałeś? Teraz Voldemort będzie mnie torturował nie tylko w nocy, ale i w dzień! - krzyknął Harry.
- Musiałem uciekać, gdy dowiedział się, że nie chciałem się zgodzić na przystąpienie do niego! - wyjaśnił.
- Ech, ty to masz pomysły... - powiedziała Hermiona. Nagle Harry krzyknął. - ...Harry, co się dzieje? - spytała. Musieli się zatrzymać w połowie długiego korytarza. Ból był nie do wytrzymania. Oparł się o ścianę, ale ból był zbyt silny, upadł na posadzkę i skulił się w kłębek. To, co działo się przed nim widział jak przez mgłę.
- Zostaw go!... - zawołał Ron. Stał tuż przed Harrym. - ...Mówiłem już, że nie przystąpię do ciebie! - krzyknął.
- Nie wtrącaj się, rudzielcu! - rozległ się zimny głos Voldemorta, potem coś uderzyło w ścianę.
- Ojcze, proszę! - błagała Hermiona.
- Zejdź mi z drogi! - warknął. Nagle dziewczyna krzyknęła i usłyszał jak coś upada.
- Ron,... Hermiona... - wyszeptał. Wyciągnął ku nim rękę.
- Harry, twój przyjaciel zrobił mi pobojowisko w jednym z moich pokoi... - rozległ się tuż nad nim zimny głos. Harry spojrzał w górę. Poprzez ból blizny nie mógł rozróżnić tych dwóch czerwonych szparek patrzących na niego. Ciągle bił się z myślami: - "Czemu czasami mówi do mnie po nazwisku, a czasami po imieniu?" - ...Odpowiedz mi! Czemu to zrobił? - spytał chwyciwszy go za gardło.
- Bo... bo... nie chciał... się do ciebie... przyłączyć,... panie. Gdy usłyszałeś... negatywną odpowiedź o-od niego... nic dziwnego, że się... zdenerwowałeś. Chciał stamtąd uciec,... by nie dostać zaklęciem od ciebie,... więc użył... jakiegoś... wynalazku swoich starszych braci bliźniaków Freda i George'a. Oni... są strasznie dowcipni i pomysłowi. Lubią... wymyślać różne gadżety magiczne.... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...Teraz mnie puść, to mnie boli... - mężczyzna puścił Harry'ego. - ...a mnie i Hermionę oddal. Pozwól Ronowi też odejść razem z nami. Dostałeś odpowiedź więc nas oddal. - prosił. Czerwonooki patrzył przez chwilę na całą trójkę, a potem oświadczył:
- Puszczę pod jednym warunkiem. - odezwał się.
- Jakim? - spytał Harry przełknąwszy ślinę jednocześnie masując się po czole.
- Weasley ma mnie przeprosić za to, co zrobił z tamtym pomieszczeniem... - oświadczył. - ...Na kolanach. - dodał. Harry wstał opierając się o ścianę. Trochę zdziwiło to naszego bohatera, ale podszedł do przyjaciół, którzy także wstali.
- I co powiedział? - spytała Hermiona.
- Em... Nie wiem czy ci się to spodoba,... - zwrócił się do Rona. - ...ale powiedział byś go na klęczkach przeprosił. Masz go przerosić za to, co zrobiłeś z tamtym pomieszczeniem. - Harry przyglądał się przyjacielowi jak lekko drżą mu kolana a jednocześnie czerwieni się ze złości. W końcu przemógł się i oświadczył:
- Dobrze. Pójdę... - ominął przyjaciół i zbliżył się do Riddle'a. Oboje przyglądali się mu jak staje przed najpotężniejszym czarownikiem swojej epoki i po chwili klęczy przed nim, a potem mówi: - ...Przepraszam, że zrujnowałem twój pokój. Nie każ za to Harry'ego ani Hermiony oraz mojej rodziny. Proszę cię. - oświadczył. Tom Riddle II wpatrywał się w Weasley'a.
- Spójrz na mnie... - nakazał. Ron spojrzał w górę. Mężczyzna i młodzieniec patrzyli na siebie równą minutę. - ...Słyszałem, że ktoś rzucił na ciebie zaklęcie. - stwierdził.
- Tak. - odpowiedział.
- Wiedziałeś o tym? - zdziwił się.
- Tak, ale nie powiem ci dlaczego. - oświadczył.
- Adi, podejdź tu. - rozkazał. Dziewczyna zbliżyła się.
- Tak, ojcze? - spytała.
- Jakie zaklęcie zostało rzucone na Ronalda Weasley'a i dlaczego? - dopytywał się. Hermiona popatrzyła na Rona, potem na Harry'ego. Spojrzała z powrotem na ojca.
- Więc zacznę od tego, że przyszły dziś wyniki SUMów. Wszyscy byliśmy zadowoleni z nich prócz Rona, który nie miał zbyt dobrych do bycia aurorem, bo wszyscy chcieliśmy nimi być. Ja chciałam rozwinąć organizację zwaną W.E.S.Z. to jest związane z uwolnieniem skrzatów domowych od czarodziejskich rodzin, które je posiadają. - wyjaśniała.
- Co to ma wspólnego z zaklęciem rzuconym na waszego przyjaciela? - spytał Riddle.
- To, że Ron nie bardzo to popierał i był temu trochę przeciwny i by zostawić skrzaty w spokoju. W pewnym momencie jakby oszalał. Zwrócił się do Harry'ego po nazwisku, a mnie per "szlama" na dodatek z szału zerwał ze mną. - wyjaśniła.
- Przepraszam, Hermiono. To było nie chcący. - tłumaczył się Ron.
- I co dalej? - spytał Lord nie zwracając uwagi, że chłopak coś powiedział.
- Więc,... więc Harry zaczął coś podejrzewać i przywołał go zaklęciem, by sprawdzić czy przypadkiem nie ma twojego Mrocznego Znaku. Nie miał i to nas zdziwiło. Zwołaliśmy zebranie Zakonu, by omówić tą sprawę. - wyjaśniła.
- Potter! - zawołał. Harry natychmiast podszedł.
- Tak, panie? - spytał.
- Nie wspomniałeś o rzuconym zaklęciu na waszego przyjaciela. - powiedział.
- Wspomniałem, panie. - odparł.
- Ach tak, pamiętam. Wspomniałeś o Imperiusie i wampirzym zaklęciu. Znam tylko jedną osobę, która mogła to zrobić i nie jest ona na moich usługach. - odparł.
- A kto to jest, ojcze? - spytała Hermiona. Riddle spojrzał na nią, a potem na chłopców.
- Weasley, wstań. Wybaczam ci ten wybryk. Skoro to zaklęcie działa nie możesz świadomie zdecydować o decyzji przyłączenia się do mnie. W pewnym sensie zmuszono cię do tego byś był posłuszny tym, którzy cię kochają. Co do twojego pytania, córko to odpowiem na nie. Takie zaklęcia mogą rzucić tylko wampiry o potężnej mocy, a cofnąć może tylko elfi rytuał wykonany przez królową efów. Cassidy Snape, żonę Severusa Snape'a... - spojrzał po nich. - ...Otrzymaliście odpowiedź. Teraz zmykajcie zanim zmienię zdanie. - warknął. Cała trójka zwiała tak szybko aż kurz po nich został. Gdy byli na zewnątrz Dworu poszli prosto do punktu deportacyjnego, ale najpierw musieli otworzyć bramę. Harry i Hermiona otworzyli ją swoimi Znakami. Gdy byli już na zewnątrz chwycili się za ręce i deportowali się niedaleko domu Blacków w Londyńskim parku.
         Bogu dzięki, że było tak wcześnie i nikt ich nie zauważył. Poszli prosto na Grimmauld Place 12. Znalazłszy się przed drzwiami zadzwonili. O dziwo nie usłyszeli zawodzenia pani Black, lecz kroki, szybkie kroki. Po chwili drzwi się otworzyły. Stanęła w nich...
- Aurelia...! - nie skończyli, bo szepnęła pospiesznie:
- Wchodźcie, szybko, zanim obudzicie cały dom!... - warknęła cicho. Więc nie mając wyboru weszli. Zaprowadziła ich do kuchni, gdzie czekały na nich Mary i Eleine. - ...Opowiadajcie, jak było u Toma? - spytała Aurelia bez ceregieli. Cała trójka spojrzeli po sobie.
- Skąd wiesz gdzie byliśmy? - spytał Harry.
- Eleine i Mary obserwowały was od chwili, gdy wyszliście z domu. - wyjaśniła wskazując na swoje córki.
- Och, ale numer. Musiałaś nieźle cierpieć... - odezwał się Ron patrząc na Eleine. - ...Czułaś ból Harry'ego. - stwierdził.
- Tak. - odpowiedziała blondynka westchnąwszy.
- Mówcie, co się wydarzyło? - nie ustępowała pani Parker. Tak więc Święta Trójca opowiedzieli ze szczegółami co się zdarzyło w Piekielnym Dworze.
Trwało to niespełna piętnaście minut...
         Cała Trójka opowiadali jedno przez drugie. Gdy skończyli pani Parker chwilę siedziała myśląc aż wstała i zaczęła chodzić w tą i z powrotem.
- Harry, jako twoja matka chrzestna masz takie rzeczy uzgadniać ze mną. Musiałam się szczegółów dowiadywać od Eleine co się z tobą dzieje! Gdy się dowiedziałam od Mary, że Hermiona jest z tobą mało zawału nie dostałam! Mało tego Eleine cierpiała i domu nam nie obudziła! Musiałam rzucić zaklęcia wyciszające na kuchnię i korytarz! Musimy teraz pilnować, by nikt tu nie wszedł!... - krzyknęła. - ...A co do ciebie, Hermiono, twój medalion jest wyjątkowy. Nie panujesz nad jego mocą. Tom powiedział ci zapewne co masz zrobić. On. W. Ten. Sposób. Ma. Nad. Tobą. Władzę. Podczas, gdy dotykasz medalionu i kontaktujesz się z nim lub, gdy słuchasz jego rozkazów hipnotyzuje cię i bezwolnie wykonujesz jego polecenia. To tak jak Imperius, ale o wzmocnionej mocy.
- Ale, mamo...
- Żadnego "ALE"! Musisz pamiętać byś się ze mną konsultowała tak jak ty, Harry. Oboje jesteście Śmierciożercami. Dzięki zaklęciu Cassidy Ron nie stał się nim. A teraz idzie do łóżek nim ktoś zauważy waszą nie obecność i nikomu ani słowem o tej nocnej wycieczce. Zrozumiano? - zapytała.
- Tak jest! - zawołali Harry, Ron i Hermiona. Cała piątka poszli do swoich sypialni i położyli się spać. Było po piątej. W korytarzu Harry zwrócił się do Eleine:
- Wybacz, że musiałaś tak cierpieć. - szepnął i poszedł wyżej.
Następnego ranka...
         Wszyscy siedzieli w kuchni jedząc śniadanie. Nowo poznany opowiedział o sobie wszystko. Przyjęli go jak swojego i zaprzyjaźnili się z nim. Nieco później wleciało pięć sów, każda do swojego adresata i rzuciły im listy na podołek. Listy dostali: Ron, Hermiona, Ginny, Eleine i Mary.
- Hej! To listy ze szkoły z listą podręczników! - ucieszyła się Marylene.
- I co robimy? Idziemy na Pokątną? - spytała Ginny Harry'ego, który był jakiś przygaszony. Ten zamyślił się patrząc na Ashe'a.
- Wybierzesz się z nami? - spytał.
- Myślę, że tak. - Dopiero teraz wszyscy zauważyli, że tylko Harry nie dostał listu ze szkoły.
- Ej, Harry, a twój list gdzie? - spytał Ron. Ten spojrzał na zgromadzonych i odpowiedział tajemniczo:
- Dowiecie się w szkole. - odparł patrząc jednocześnie na Johna. Wszystkich, prócz młodego Parkera zdziwiło to.
Po południu...
       Po obiedzie poszli do salonu, gdzie mieścił się kominek. Uprzednio nakładając peleryny po kolei wchodzili w zielone płomienie biorąc po garści proszku Fiuu z garnuszka i wrzucając proszek w płomienie. Następnie znaleźli się w Dziurawym Kotle i weszli na podwórko. Remus stuknął trzecią cegłę na prawo od śmietnika i mur się otworzył.
- Gdzie najpierw idziemy? - spytała Hermiona.
- Myślę, że najpierw idźmy do Gringotta. Musimy wziąć trochę więcej pieniędzy skoro Eleine i Mary muszą mieć wszystko do szkoły. Zgadzacie się? - zaproponował Ashe. Wszyscy kiwnęli głowami. Jak powiedział tak zrobili. Skierowali się do banku czarodziejów. Tam rozdzielili się: Harry, Ron i Ginny wraz Remusem i Johnem poszli do skrytek: Potterów, Weasley'ów i Blacków. Harry poszedł z nimi, gdyż chciał zobaczyć jaki majątek zostawił mu Syriusz. Było tam mnóstwo złota i kufer. Zielonooki wolał przejrzeć ów kufer później i sam, oczywiście zabrał go ze sobą zmniejszając go wsadzając do kieszeni. Tymczasem Moody z Aurelią i jej córkami poszli do skrytki Parkerów.
         Spotkali się na schodach Gringotta. Stamtąd poszli do Madame Maklin, by wszyscy kupili sobie nowe szaty, a zwłaszcza Parkerówny. Potem kupili dla dziewczyn wagi, teleskopy i kryształowe fiolki (takie sobie zażyczyły), potem poszli kupić książki, a następnie dwa cynowe kociołki.

~~*~~

W między czasie w wiosce Białych Druidów...
         Alex i Jack ćwiczyli sztukę walki na miecze. Cios i atak. Właśnie Alex natarł na przyjaciela, gdy ten niespodziewanie upuścił miecz i nagle upadł na ziemię jak długi twarzą na trawę.
- Jack?... - spytał zdziwiony. Sprawdził jego stan. Był zimny. Otworzył mu oczy. Były mgliste. - ...Jack! O rety!... - krzyknął. - ...Proroctwo... - wyszeptał po chwili namysłu. Następnie zawołał do drugiego przyjaciela: ...Grafin! - zawołał.
- O co chodzi, Al*? - spytał jeden z druidów podbiegając do blondyna z trybun.
- Idź do mojego ojca i powiedz mu by wysłał wiadomość o Reginy Hoof. Dodaj, że Jack ma kolejny proroczy sen. Będą wiedzieć co robić - oświadczył. Gdy tylko druid odszedł Alex usiadł przy szatynie i czekał aż się zbudzi.
       Mijały minuty, a on się nie budził. Martwił się o bruneta.
       Minęło około dwudziestu minut odkąd Jack zasnął, jednak Alex zauważył iż poruszył się i nachylił się na kumplem.
- Jack? Nic ci nie jest? - spytał. Ten spojrzał w jego oczy i powiedział:
- "Wybraniec Z Przyszłości odnalazł się. Przyłączy on do swego przeszłego Ja." - wyrecytował.
- Ciekawe. - powiedział pstrykając palcami przed twarzą przyjaciela.

~~*~~

Londyn... Ulica Pokątna... W tym samym czasie...
         Właśnie wychodzili z apteki, gdzie kupili podstawowe składniki do eliksirów dla sióstr panny Granger, a dla Rona, Hermiony i Ginny brakujące, gdy nagle-niespodziewanie rozległ się wybuch od strony Nokturnu. Starsi natychmiast zmniejszyli zakupy młodszych i razem z dzieciakami pognali w kierunku hałasu. Gdy się tam znaleźli zobaczyli nie Śmierciożerców, ale jakiś dziwnych osobników w czarno-czerwonych pelerynach. Szli w ich stronę.
- Co robimy? - spytała przerażona Ginny. Nieznajomi rzucali kulami ognia ze swoich różdżek oraz rąk. Na dodatek zabijali, lecz nie tak normalnie, czyli Avadą, lecz kąsali ich zębami i wysysali krew.
- To wampiry! Musimy zabrać stąd ludzi, a ich unieszkodliwić! - zawołał Lupin wskazując na zbliżających się osobników.
- Ale jak?... Zaraz, wampiry nie znoszą światła dziennego!... - zawołała Hermiona i spojrzała w niebo. - ...Już zaszło słońce! Spóźniliśmy się! - pisnęła.
- Ma ktoś jakieś pomysły? - spytała Aurelia.
- Ja mam... - Wszyscy zwrócili głowy, z której dochodził zimny głos. - ...Poddajcie się, a nic wam nie zrobimy. - To był jeden z wampirów! Harry zbliżył się o krok do bladego mężczyzny i spytał:
- Czemu tu przyszliście i nas zaatakowaliście? - spytał Potter. Wampir spojrzał na młodzieńca i spytał:
- A kim ty jesteś? - spytał oblizując się i także się zbliżając.
- Ja pierwszy zadałem pytanie. - stwierdził Harry. Ten zmrużył oczy i odpowiedział:
- Przybyliśmy tu, bo nasz pan nas wezwał. - odparł.
- A po co? - spytał Potter.
- Mieliśmy się z nim tu spotkać, ale się nie zjawił, więc co mieliśmy robić? Postanowiliśmy się trochę zabawić atakując tych ludzi. - wskazał na czarodziejów, którzy byli przytrzymywani przez jakiś wampirów i najwyraźniej czekali na jego rozkaz.
- Czemu akurat tych ludzi i w tym kraju, a nie np. w Albanii, albo w Transylwanii? - spytał z niedowierzaniem zielonooki.
- Bo tam jest niebezpiecznie. Nawet dla nas, wampirów, a Voldemort panoszy się po całym świecie! - wyjaśnił.
- Popieracie go? - Harry zbliżył się do mężczyzny jeszcze bardziej.
- Kogo? Voldemorta? Nie! Jasne, że nie! Jest straszny i przerażający! Straciłem przez niego rodziców, przyjaciół oraz ojca chrzestnego. - Tu wampir zadrżał lekko.
- Powiedz, czy twój pan rzucił jakąś klątwę na mojego przyjaciela tak, że zaczął popierać Voldemorta i wyzywać moich przyjaciół, a już zwłaszcza Hermionę od szlam? - Harry wskazał na Rona, a następnie na Hermionę. Wampir spojrzał na rudzielca, a potem na swojego rozmówcę. Jego oczy zalśniły jakby coś sobie przypomniał. W końcu odpowiedział:
- W Wampirzej Magii jest takie zaklęcie, ale nie używamy go od tak po prostu, lecz tylko w nadzwyczajnych okolicznościach. Czyli przeciwko wrogom. Najprawdopodobniej ktoś od nas jest zdrajcą... - odparł. - ...Przepraszam, nie przedstawiłem się. Nazywam się Percival Nicolas Harold James Levender. - wyciągnął ku Harry'emu rękę.
- Harry James Potter. Mnie też miło cię poznać, Percivaldzie. - wampir wytrzeszczył oczy na młodzieńca i zawołał cofając natychmiast rękę:
- Potter? TEN Harry James Potter?! - Mężczyzna zadrżał z radości i niedowierzania. Przywołał jednego wampirów i powiedział mu coś cicho do ucha po wampirzemu. Po chwili ów wampir skinął głową i oddalił się.
- Tak, to ja. Powiedz, dowodzisz nimi? - wskazał na gromadę wampirów chodzących od człowieka do człowieka kąsając to jednego to drugiego, ale gdy wampir, który oddalił się od Percy'ego L., powiedział coś do reszty, więc natychmiast przestali i ustawili się w szereg.
- Tak. To elita. Mają za zadanie: zabić i nie pozostawiać po sobie śladów z wyjątkiem ukłucia zębów. - odparł mężczyzna. Harry przyjrzał się Percy'mu dokładniej. Percy miał słomiane włosy i świetliste zielone oczy (kształt oczu był Harry'emu bardzo znajomy). Był też szczupły o wspaniałej budowie ciała, no i był blady. Włosy miał koloru słomy, a oczy dziwnie znajomego zielonego koloru wpatrywały się w Harry'ego.


Zauważył jednak, że nie przypominał wampira. - "Ciekawe dlaczego nie wygląda jak wampir? Bardziej przypomina człowieka" - pomyślał Potter.
- Percy, mam propozycje dla ciebie. - odezwał się w końcu Harry.
- Jaką? - spytał Ten.
- Czy przyłączysz się do mnie i Zakonu Feniksa? - Harry domyślił się już, że pan Levender nie jest taki zły. Miał nadzieję, że dzięki temu wampirowi (ale czy wampirowi?) i jego elicie uda mu się pokonać Gada. Levender spojrzał na Pottera i odparł:
- Tak. Z radością się do was przyłączę. - odpowiedział ściskając mu krótko rękę (W tym samym czasie Jack wypowiedział swoją przepowiednię). Nagle odezwała się Hermiona:
- Harry, czyś ty zwariował!? To wampir! To on mógł rzucić zaklęcie na Rona! - pisnęła dziewczyna.
- Hermiono, jeśli nie ufasz Levenderowi, który jest inny niż my to i mnie nie ufasz. A ufasz, prawda? - Dziewczyna popatrzyła na przyjaciela, a po chwili odparła:
- Tak, ufam. - powiedziała zwieszając głowę.
- No widzisz. Ufasz mnie to i jemu zaufaj oraz zaprzyjaźnij się z nim. Dobrze? Oczywiście nie zmuszam cię do tego ani reszty. - dodał.
- Dobrze. - powiedziała. Młodzieniec uśmiechnął się.
- Wy idźcie, ja tu zostanę z Percym i pogadam o warunkach z jego elitą. - oznajmił.
- Nie, Harry, nie zostawimy cię samego. Przecież pamiętasz, że Voldemort nie zważa na porę i miejsce, by cię zabić. Poza tym jesteś dowódcą Zakonu i nie możemy cię stracić. Jesteś przecież Jedyną Nadzieją Tego Świata! Tylko ty jeden możesz Go pokonać! Nie zostawimy cię samego! - zawołał Lupin.
- Remusie nie możesz mi dyktować warunków. Jestem dorosły! - zbuntował się zielonooki.
- Masz racje, Harry, ale Syriusz powierzył mi obowiązki ojca chrzestnego i mogę...!
- Nie, nie możesz...!!
- Uspokójcie się, obaj!! Będziecie o tym dyskutować w Kwaterze!... - krzyknął Percy. Potem zwrócił się do Pottera łagodniejszym już tonem. - ...Harry, wskaż osoby, które będą z nami dyskutować o warunkach. - poprosił.
- Dobra. Więc,... Alastor, Remus i John zostaną ze mną i Percym. Za to Ron, Hermiona, Ginny, Eleine, Mary i Aurelia wrócą do domu, a ty, Ashe zostaniesz w Dziurawym Kotle na wszelki wypadek. Gdyby coś się stało powiadomisz resztę. - poprosił ich.
- Zgoda. - odparł Wilson za wszystkich. Harry z towarzyszami poszli do lodziarni Floriana, zamówili lody i rozpoczęli rozmowę na temat warunków umowy.
      Ustalili, że w razie potrzeby wampiry mieli przybyć na wezwanie Harry'ego przez Lusterka Dwukierunkowe, które skopiował od Lusterka, które dostał od brata profesora Dumbledore'a, gdy stał się dowódcą Zakonu. Percy oczywiście odwołał swój oddział, ale została tylko jakaś wampirzyca o pięknej cerze i błyszczących jasnych włosach oraz czarnych jak noc oczach. We włosach miała czerwoną różę.



- Można jej ufać? - spytał Lupin patrząc podejrzliwie na kobietę.
- Tak, można. Moi drodzy, przedstawiam wam Marthę Aliannę Levender. Martho, to jest Harry Potter, to Remus Lupin, to Alastor "Szalonooki" Moody, a to Jonathan Parker. - przedstawiał po kolei towarzyszy.
- Miło mi poznać Zbawiciela Świata, a jednocześnie Wybrańca Losu i jego przyjaciół. - Miała lekko zimny głos, ale to najwyraźniej jej nie przeszkadzało. Uścisnęła ręce mężczyznom i usiadła na wolnym miejscu przysłuchując się rozmowie.
- Percy, mam do ciebie pytanie. - odezwał się Potter.
- Słucham, Harry? - spytał Percy.
- Kogo możesz podejrzewać o zdradę wśród wampirów? - spytał.
- Nie wiem. To może być każdy. Sprawdzę. - odparł.
- Dobrze. - Gdy młodzieniec wraz ze swoimi przyjaciółmi skierowali się do pubu i stamtąd do Głównej Kwatery musieli się nie źle nasilić, by uspokoić wszystkich zgromadzonych w domu. Opowiedzieli im wszystko, a potem rozeszli do siebie.

2 komentarze:

Lynx pisze...

Rozdział jednym słowem : REWELACJA!
Bardzo Cię przepraszam że tak krótko komentuję... A i na mym blogu o HP pojawiła się nowa notka...
Pozdrawaim... no i żeyczę dużo weny!
Małgosia
przepraszam za błędy ort. :D

Lynx pisze...

Dodałam nowy rozdział na bloga o HP ;) już 12:) Tak więc zapraszam ;)
Pozdrawiam...
Małgosia

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.