Moja lista przebojów 2

17 lutego 2013

Rozdział 24 - Ponowne spotkanie, zamiana i Pierwsza Próba Dracona


Klik

Od dnia, gdy Levender wraz ze Snape'em zaczęli sporządzać Eliksir Wskrzeszenia w domu Potterów minął jakiś czas.

~~*~~

Hogwart...

Na trzech fotelach w Pokoju Wspólnym Ślizgonów odrabiając lekcje, siedzieli: Draco, Pensy i Tom III. Następca Lorda pisał esej z eliksirów na temat Wywaru Żywej Śmierci. Miał skrytą nadzieję podać go kiedyś Wybawcy Świata, jak to on sam go nazywał. Panna Parkinson odrabiała lekcje z OPCM na temat Zaklęć Niewerbalnych (Harry specjalnie zadał jej ten temat, by, łagodnie powiedziawszy: "utrudnić jej życie"). A tymczasem Draco odrabiał lekcje z Astronomii na temat pozycji Marsa i Saturna oraz ich księżyców.

- To wszystko jest do bani! Nic z tego nie rozumiem! – zawołała Ślizgonka po jakiejś godzinie ślęczenia nad pracą domową. Obaj chłopcy spojrzeli na dziewczynę, zastanawiając się: "o co może jej chodzić?"

- Pen, co się dzieje? – spytał Riddle.

- Nie mogę zrozumieć o, co chodzi z tymi Niewerbalnymi. - oświadczyła ze złością i rozpaczą, odrzucając arkusze pergaminu z rozmachem, które po rozleciały się na podłodze.

- Czego dokładnie nie rozumiesz? – spytał łagodnie Draco, patrząc na nią. - Pytanie referatu brzmi: "Co wiesz na temat Zaklęć Niewerbalnych? Napisz, w jaki sposób się je rzuca? Podaj przyczynę, jak można je wykorzystać i do czego?". Chłopaki, pomożecie mi? – błagała. Obaj Ślizgoni spojrzeli po sobie i jak na komendę zajęli się swoimi esejami, nie patrząc na towarzyszkę. Obaj chcieliby zaimponować dziewczynie, ale ani Tom, ani Pensy nie wiedzieli, że w tym czasie coś tliło się w umyśle blond włosego młodzieńca. 'Czy ja ją naprawdę kocham?? Czy jest mnie warta?? Pensy jest ładna, to fakt, ale Hermi jest Gryfonką... I TO JĄ KOCHAM! Ale co z tradycją czystości krwi? Ojciec nie zaakceptuje Hermiony, ale ona jest córką Czarnego Pana. To zmienia postać rzeczy. On ją zaakceptuje. Raz kozie śmierć jak to mówią mugole'. Westchnął w myślach.

- Skończyłem! - zawołał blondyn po piętnastu minutach.

- To super! Pomożesz mi w referacie? – spytała z nadzieją w głosie czarnowłosa.

- Przykro mi, Pen, ale niestety nie. Chcę ci jednak coś powiedzieć, zanim stracę odwagę – powiedział nieprzytomnie.

- Co takiego? – spytała zawiedziona, ale i ciekawa tego, co chce jej powiedzieć jej narzeczony*. Blond włosy podszedł do niej, ujął jej dłoń i oświadczył siadając obok niej:

- Widzisz, Pensy, jesteś bardzo romantyczna i śliczna, ale to, co się wydarzyło w czerwcu zmieniło mnie. Najpierw ojciec w Azkabanie, potem wieść od Czarnego Pana, że jeśli wpuszczę Śmierciożerców do zamku i zabiję dyrektora, to mój ojciec i on sam będą ze mnie dumni i zadowoleni. Wiedz jednak, że zanim Dumbledore zginął i nim przybyła reszta Śmierciożerców na Wieżę Astronomiczną coś mi zdążył powiedzieć. Otóż powiedział, że gdy ojciec wyjdzie z więzienia to Dumbledore mógłby go ukryć i moją matkę tak, że nawet Lord ich nie znajdzie. Zaproponował mi to wszystko, a ja miałem go zabić! – zakrył twarz dłońmi i dodał, wstając po chwili – Przykro mi, ale jest inna dziewczyna w moim sercu i... i muszę z tobą zerwać. To koniec z nami – Po tym oświadczeniu wybiegł do dormitorium chłopców siódmego roku, starając się nie płakać, ale dziewczyna strasznie płakała. Zostawił ją z Tomem III, który ją próbował pocieszyć. Po minucie do dormitorium, gdzie był Draco, przyszedł Tom i zapytał na powitanie:

- Kim ona jest? – warknął ze złością.

- To nie twój interes, Riddle – oświadczył cynicznie, co ostatnio rzadko mu się zdarzało przy tym chłopaku.

- Wiesz doskonale, że mogę powiedzieć o tym memu ojcu! – Zanim Riddle zdołał powiedzieć kolejne zdanie, młody Malfoy chwycił go za kołnierz. Przybliżył jego twarz do swojej i syknął nienawistnym głosem, gdzie czaiło się złość, niezadowolenie i ostrzegawczy ton:

- Jeśli to zrobisz poczujesz takiego Cruciatusa, że nawet się nie podniesiesz, a potrafię to zrobić! Mało tego moi przyjaciele pomogą mi w tym! O tak, Riddle! – dodał z uśmiechem na twarzy zauważywszy jego przerażone spojrzenie – Harry Potter i jego spółka, w której jestem od dobrych kilku tygodni! Więc jeśli spróbujesz tknąć Hermionę Granger – tu przycisnął go do ściany – jej rodzinę i przyjaciół niedoczekanie twoje! – Patrzył przez chwilę w jego czarne oczy i dodał spokojniej – Myślisz zapewne, że ja uważam, iż chcesz się zemścić za to, że Harry chce zabić twojego ojca, co? O nie, Riddle. Harry i Voldemort rywalizują ze sobą od dobrych 16 lat! Zostali dla siebie stworzeni w sensie przeciwników, a dokładniej: "...jeden ma zginąć z ręki drugiego, bo żaden nie może żyć, gdy drugi przeżyje..."! Nie pozwolę ci na takie czyny, jakie zrobiłeś na pierwszej lekcji Obrony! Już od dawna cię obserwuję, Riddle i nawet nie zdajesz sobie z tego sprawy! – Po tym oświadczeniu puścił czarnowłosego i wyszedł szybkim krokiem przez puste dormitorium, a potem przeszedł przez Pokój Wspólny ku wyjściu do lochów. Zauważył, że nie było tam panny Parkinson, ale akurat to go już nie obchodziło. Zerwał z nią i teraz ważniejsza była brązowowłosa Gryfonka. Skierował się do Sali Wejściowej. Tam wyjął Dwukierunkowe Lusterko i powiedział do niego: – Hermiona Granger – Chwilę potem twarz panny Granger pojawiła się w Lusterku.

- Draco? Stało się coś? – spytała zaskoczona.

- Chcę z tobą tylko pogadać. Czy znasz jakieś ustronne miejsce, gdzie moglibyśmy w spokoju porozmawiać? – spytał.

- Tak, oczywiście. Kiedy chcesz się spotkać?

- Może teraz? – zaproponował.

- Zgoda.

- A gdzie? – dopytywał się młody Malfoy.

- Przyjdź pod Pokój Życzeń – oznajmiła szybko.

- W porządku. No to... do zobaczenia za chwilę – oświadczył na odchodnym i schował przedmiot do kieszeni. Szedł kilka minut, aż w końcu znalazł Gryfonkę przy ścianie chodząca wzdłuż niej w tą i z powrotem. Chwilę potem pojawiły się drewniane drzwi.

- Chodź – powiedziała, chwytając go za rękę. Młodzieniec był mile połechtany, gdy objęła delikatnie jego dłoń, ale poszedł za nią, wchodząc do ładnego i przestronnego pokoju z lampionami, stolikiem i dwoma fotelami oraz wesoło trzaskającym kominkiem.

Wieża Krukonów...

Mary siedziała przy kominku w Pokoju Wspólnym Ravenclawu, wpatrując się w ogień. Skończyła właśnie pisać esej z Numerologii. Myślała o pewnym rudowłosym młodzieńcu. 'Czy on mnie pokocha, pomijając fakt, że ma dziewczynę? Może powinnam uwarzyć amortencję? Nie. To by było nie fair'. Pytała sama siebie w myślach. Po paru chwilach obok niej przeszła blond włosa szesnastolatka z kolczykami w kształcie pietruszek. Gdy Mary ją spostrzegła, zawołała, bo już miała wyjść przez drewniane drzwi z kołatką:

- Lovegood, poczekaj! – Blondynka zawróciła i podeszła do niej.

- Och, witaj. Coś się stało?

- Słuchaj, wiesz może, czy Ron Weasley ma jakieś fanki? – spytała starsza.

- Fanki? A co mają do tego fanki Rona? – spytała ta druga.

- Bo... bo... bo ja... ee... – jąkała się panna Parker.

- Bo się w nim zakochałaś – stwierdziła Luna ze śmiechem.

- No... tak. I co z tego? – odparła nieśmiało, a rumieniec pojawił się na jej policzkach.

- Nic, ja też się nim interesuję. Ej, mam pomysł! Co powiesz, byśmy znalazły wszystkie fanki Ronalda? – zaproponowała Luna.

- Po co? – spytała Mary.

- By zobaczyć, czy Ron ma rzeczywiście jakiś fanklub, bo Harry ma go w całym Hogwarcie i poza nim, czyż nie? Poza tym sprawdzimy, która z nich jest naprawdę zakochana w Ronie za to, kim jest, a nie kto jest jego przyjacielem jak np.: Harry Potter, czy choćby za wygląd.

- Faktycznie. Dobra, zgadzam się.

- Dobrze, więc chodźmy – i wyszły.

Na zewnątrz... Błonia...

Ginny Weasley siedziała przy dębowym drzewie oparta o niego plecami odrabiając lekcje z Transmutacji. Wciąż kochała Wybrańca, ale z tego co słyszała znalazł sobie inną. Na tę myśl odrzucając pióro, pergaminy i książkę pt.: "Transmutacja dla średnio zaawansowanych" rozpłakała się, zakrywając sobie twarz dłońmi. Po chwili zebrała rzeczy i pobiegła do zamku, nie patrząc, gdzie biegnie. Nagle wpadła na wysokiego młodzieńca o czarnych jak heban włosach i równie czarnych jak dwa ciemne tunele oczach.

- O, przepraszam – wymamrotała, nie patrząc na niego. Gdy jednak zobaczyła twarz stojącej przed nią osoby, pisnęła i pobiegła dalej wystraszona. W zamku natknęła się na blond włosego Riddle'a. Gdy go zobaczyła, już miała się odwrócić i pobiec przed siebie byle dalej od jakiegokolwiek Riddle'a, gdy jednak Marvolo chwycił ją za ramię, zatrzymując ją. Postawił ją przed sobą i zapytał:

- Ginny, czy coś się stało? – Dziewczyna spojrzała na niego, ale nic nie odpowiedziała, ale jej wzrok mówił sam za siebie: Była wystraszona i zrozpaczona – Czy ktoś cię skrzywdził? Powiedz mi kto. Możesz mi zaufać – jego głos był łagodny i cichy, lecz słyszalny. Zamiast się uspokoić, rozpłakała się jeszcze bardziej.

- A-ale j-ja nieee... uf-am Ri-ddle'om – stwierdziła ledwo słyszalnym i jąkającym się głosem.

- Och, rozumiem. Mówisz pewnie o moim ojcu, który cię wykorzystał kilka lat temu. Tom III jest taki sam, ale ja jestem ich przeciwieństwem, co świadczy, że jestem w Gryffindorze i przyjaźnię się z Harrym Po... – tu dziewczyna załkała znowu – Ginny, co ci jest? – Panna Weasley zadrżała niebezpiecznie po czym... przytuliła się do niego.

- Zabierz mnie jak najdalej od jakiegokolwiek Toma, proszę! Boję się ich, Marvolo. Jestem chyba w dołku. I wiesz, co? Kocham Harry'ego odkąd go zobaczyłam pierwszy raz, ale... słyszałam, że ma inną! – pisnęła.

- Ja też o tym słyszałem, ale w przeciwieństwie do ciebie, wiem, kto nią jest.

- Jak to? Kim ona jest? – rudowłosa spojrzała na Marvola zaskoczona. Jego zielone oczy były podobne do oczu Harry'ego, ale te były ciemniejsze podobne do trawy. Za to włosy miał gładkie, podobne te do Dracona Malfoy'a, ale miał inne rysy twarzy i kolor włosów oraz te oczy. Strasznie hipnotyzowały. Nie mogła się od nich oderwać.

- Eleine Parker – odpowiedział. Nagle podskoczył, bo Ginny jakby wyrwała się z transu i wrzasnęła na cały głos:

- COOO TAKIEGOOO?! – wydarła się na cały korytarz co przyciągnęło uwagę dwóch Ślizgonów stojących w pobliżu.

- No to już wiemy, jaki jest słaby punkt słynnego Harry'ego Pottera – rozległ się "zbyt znajomy" głos dla nich obojga. Ginny i Marvolo spojrzeli po sobie, ale zanim się odwrócili ku głosowi rozległ się inny głos. Również "zbyt znajomy", a zwłaszcza dla panny Weasley, bo jej twarz wyrażała panikę i strach. Na dodatek zbladła strasznie.

- Odwróćcie się powoli i spokojnie – zażądał drugi głos. Tak zrobili. Przed nimi stali nie kto inni, jak Lord Voldemort, a obok niego bliźniak Marvola. Teronit.

- Co ty tu robisz, ojcze? - spytał blond włosy z jadem w głosie.

- Nie twój interes, zdrajco! Panno Weasley, pójdzie pani ze mną – Dziewczyna spojrzała na bladego mężczyznę. Była bardzo zdenerwowana i bardzo przerażona. Postanowiła jednak powiedzieć bardzo stanowczo te słowa:

- NIE! Nigdzie z tobą nie pójdę, Tomie Marvolo Riddle'u! – wrzasnęła na cały głos.

- Doprawdy? – spytał drwiąco Lord, czerwieniąc się na dźwięk swego prawdziwego imienia i nazwiska.

- Tak! Nie wykorzystasz mnie już nigdy więcej! – i pobiegła pustym korytarzem.

- Co tak stoisz! Biegnij za nią! – zwrócił się Voldemort do syna-Ślizgona. Ciemnowłosy uczynił to. Gdy był za rogiem korytarza, Czarny Pan zwrócił się do drugiego syna – Co ty robisz z tą zdrajczynią krwi!? – warknął, rozglądając się na wszystkie strony.

- A co cię to? Co TY tu robisz? Ktoś może cię zobaczyć! – warknął.

- Martwisz się? O mnie? – spytał z niedowierzaniem Voldemort.

- Nie. Nie martwię o ciebie. Lecz jak ktoś cię zobaczy będzie panika, a nie masz obstawy – stwierdził, zaskakując samego siebie, gdyż rzeczywiście też był sam.

- No to co? Umiem walczyć – stwierdził z wyższością Lord.

- Wiem o tym, ojcze, ale wiedz, że w zamku jest mnóstwo aurorów i... – nie dokończył, bo rozległ się głos tuż za Lordem:

- Panie, odwróć się powoli i spokojnie, bo mu coś zrobimy – Czarny Pan obejrzał się. Zobaczył braci Potterów, którzy stali parę metrów za nim i w pewnym oddaleniu od siebie. Harry obejmował ramieniem szyję Teronita, celując różdżką w jego szyję, a Jack celował w czerwonookiego. Lord zmrużył oczy, patrząc na obu Potterów.

- Potter, puść go. Mój syn nic ci nie zrobił – wyszeptał.

- Och, doprawdy? – spytał Harry z jadem w głosie – A pamiętasz pierwszą lekcję Obrony z siódmą klasą, o której ci opowiadałem, gdy przyprowadziłem ci Teronita i Vulture'a? – spytał Harry.

- Czy myślisz, że i ty nam nic nie zrobiłeś? Zabiłeś naszych rodziców, Voldemorcie i wiele innych osób. Poza tym torturowałeś Harry'ego! – warknął Jack. Chwila ciszy, a potem Puchon dodał – Mamy ci coś do powiedzenia, Voldemort.

- Co takiego? – spytał z udawanym zainteresowaniem najstarszy Riddle.

- Widzisz, sam dałeś nam broń do ręki. "Niby co?" mógłbyś spytać. Odpowiadam: Jest to skład Eliksiru Wskrzeszenia. Dając go nam wpadliśmy na pomysł, by wskrzesić naszych rodziców, a także kilkoro innych zmarłych osób, których zabiłeś, a także twoi zwolennicy – stwierdził szatyn. Voldemort zmrużył oczy jeszcze bardziej. Czuć było od niego złowrogą energię. Był wściekły, i to bardzo, co obaj młodzieńcy odczuwali – Mało tego w składzie Eliksiru jest składnik, który przeważa o tym, kto może go pić a kto nie. Pamiętasz może, jak John i Ashe zabrali ci dwukrotnie twoją krew? – spytał Harry. Mężczyzna wytrzeszczył oczy z zaskoczenia.

- Tak, Riddle, jeden z podpunktów to "krew osoby, która nie ma prawa pić niniejszego eliksiru" – wyrecytował Harry – Wybraliśmy ciebie, gdyż już jesteś nieśmiertelny – stwierdził. Uśmiech na twarzy zielonookiego Pottera był prawie tak straszny jak u jego pana – Skąd to wiem? Od Dumbledore'a. Zmieniając temat. Co tu tak właściwie robisz? – spytał po chwili.

- Niech cię to nie interesuje, Potter – i odwrócił się od niego plecami, krzyżując ręce na piersi.

- Jak sobie chcesz. Zobaczymy, jak zareagujesz, gdy twój ukochany syn będzie torturowany – oświadczył zielonooki. Młody Tom miał złe przeczucia. Żaden z nich nie zauważył, iż po jednej i po drugiej stronie korytarza stoją ludzie. Jack dopiero po paru chwilach rozmowy z Voldemortem to spostrzegł.

~ Harry ~ zwrócił się telepatycznie do brata ~ Po jednej i po drugiej stronie korytarza stoją ludzie. Jeśli Voldemort ich zauważy ktoś może zginąć jeśli wykonamy fałszywy ruch ~ stwierdził z przerażeniem.

~ A kto ich tu sprowadził? ~ spytał.

~ Skąd mam wiedzieć? ~ żachnął się Jack.

~ Myślę, że to Ginny ich tutaj wezwała ~ stwierdził po chwili milczenia Wybraniec.

- O czym tak myślisz, Harry? – Chłopiec, Który Przeżył wytrzeszczył oczy z zaskoczenia i zwrócił wzrok na osobę stojącą przed nim. Czarny Pan stał milimetr przed nim, a blizna mocniej zapiekła, co było zaskakujące, bo nie wyczuł tego, zbyt skoncentrowany na rozmowie z bratem. Może z powodu, iż był przyzwyczajony do bólu? Ich oczy były bardzo blisko siebie.

- Na Merlina! – szepnął cofając się.

- Co się stało? – spytał Jack, spojrzawszy na niego.

- Imię... Wypowiedział moje imię! – powiedział z przerażeniem. Voldemort uśmiechnął się chytrze, robiąc kolejny krok ku niemu. Po chwili Harry wziął się w garść i warknął – A co cię to? – spytał, robiąc kolejne dwa kroki do tyłu, ciągnąc za sobą młodego Ślizgona. Teronit zaśmiał się drwiąco.

- A to, że nie miałeś zamkniętego umysłu, Harry i wiem, że po jednej i po drugiej stronie korytarza stoją ludzie oraz to, że panna Weasley wezwała ich tu – uśmiechał się w dość niepokojący sposób. Harry myślał chwilę. Musiał coś z tym zrobić. Musiał znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Postanowił podejść do brata.

~ Trzymaj go ~ powiedział do niego telepatycznie, pchając brutalnie młodego Toma ku Jackowi. Puchon chwycił Teronita i przywarł go do muru, celując w niego swoją różdżką, a kątem oka patrząc na parę wrogów.

- Pójdę z tobą w zamian za Ginny – odezwał się w końcu Harry.

- Doprawdy? Wiesz, mój chłopcze, że twoja propozycja mi się nie podoba? – spytał z groźnym błyskiem w oku – "Dlaczego?" zapytasz. Otóż torturując cię nie dostajesz w ogóle nauczki, a ja z kolei satysfakcji z twojego cierpienia. Dlatego postanowiłem, że popatrzysz sobie, jak twoi bliscy konają z bólu na twoich oczach – Czarny Pan uśmiechnął się z satysfakcją. Harry zacisnął dłonie w pięść i odparł:

- Zanim cokolwiek zrobisz przypomnę ci słowa Przysięgi Wieczystej. Obiecałeś... Och, nie. Wybacz. PRZYSIĘGAŁEŚ, że... – tu machnął ręką ze zniecierpliwieniem – A zresztą pokażę ci. Przy okazji zobaczą to też inni – machnął swoją różdżką. Po chwili pojawiła się przed nim myślodsiewnia. Harry skierował koniec różdżki w skroń. Z końca różdżki wyszła srebrna nić i wleciała do misy z jego myślami. Harry uchwycił krawędź misy i potrząsnął nią jak sito.

Po chwili pojawiły się trzy postacie: Harry'ego, Voldemorta i Snape'a, lecz tylko dwie pierwsze wypowiedziały te oto słowa:

- Jeśli chcesz mieć mnie u swojego boku, to lepiej się zgódź na moje warunki, panie – oświadczył Harry kompletnie olewając Teronita. Wstając, Voldemort powiedział tylko:

- Bella będzie naszym gwarantem – powiedział tylko.

- Nie – zaprzeczył Potter – Snape niech nim będzie – powiedział Harry. Czarny Pan spojrzał na niego z lekką złością. Ściągnął wargi i skinął głową na wyżej wymienionego mężczyznę. Severus zbliżył się do nich i stanął między nimi. Wyjął różdżkę. Harry pierwszy wyciągnął rękę do Voldemorta. Ten patrzył przez chwilę w zielone jak u Kedavry oczy zastanawiając się, czy dobrze robi. W końcu i on wyciągnął rękę ku młodzieńcowi. Lekko się uśmiechnął, gdy Harry jęknął, ale nie skomentował tego. Harry, oddychając uspokajająco spojrzał na Lorda wytrzymując uporczywy ból w czole. Ten tylko się uśmiechnął drwiąco. Po chwili Voldemort się odezwał.

- Zaczynaj – Harry wziął głęboki i uspakajający oddech. Olewając okropny ból w czole, powiedział:

- Lordzie Voldemort, czy przysięgasz nigdy nie krzywdzić grona moich przyjaciół i rodziny obojętnie, kim są lub będą? – spytał.

- Przysięgam – Wszyscy, nawet Śmierciożercy byli niemało zaskoczeni, gdy pierwsza złota lina wyleciała z różdżki Snape'a i oplotła ich złączone dłonie.

- Czy przysięgasz nigdy nie mieszać się do moich prywatnych spraw, nawet gdy będą to sprawy dotyczące ciebie? – spytał.

- Przysięgam – Druga złota lina oplotła pierwszą.

- Czy przysięgasz nigdy nie włamywać się do mojego umysłu penetrując go obojętnie w jakiej sytuacji? – spytał. Tu chwila wahania.

- Przysięgam – Trzecia złota lina pojawiła się, oplatając dwie poprzednie.

- Czy przysięgasz nigdy, ale to nigdy nie szantażować i nie krzywdzić, w jakikolwiek sposób swojej oraz mojej rodziny? – spytał Potter.

- Przysięgam – Powiedział Riddle. Czwarta złota lina pojawiła się, oplatając resztę. Czekali chwilę na to, by liny wchłonęły się w ich dłonie. Gdy w końcu to się stało Harry z ulgą puścił rękę Voldemorta, oddychając uspokajająco przyciskając dłoń do blizny.

Harry, patrząc na Lorda przez cały czas, gdy ich postacie w myślodsiewni wypowiadały słowa Przysięgi Wieczystej, miał uśmiechniętą z satysfakcji twarz. Gdy trzy postacie w misie zniknęły, Harry machnął znowu różdżką i przedmiot zniknął. Tymczasem Lord stał jak sparaliżowany, a Harry chełpił się, że ma go, w pewnym sensie, w garści. Wybraniec machnął ręką na kilku aurorów, by wyprowadzili stąd gapiów, a on wyprowadzi stąd Lorda.

~ Harry, to niebezpieczne! ~ przekazał mu telepatycznie Jack.

~ Doprawdy? ~ Harry udał zdziwienie, również mówiąc telepatycznie. ~ Jack, wiedz, że kłopoty zwykle znajdują mnie ~ oznajmił, śmiejąc się cicho. Ten śmiech otrzeźwił Riddle'a. Wyprostował się, wycelował różdżkę w Harry'ego, po czym zawołał z nienawiścią:

- CRUCIO!! – Jack, widząc ruch Toma II, zareagował natychmiast. Puścił młodego Toma tak mocno, że upadł twarzą na posadzkę. Pchnął brata i stanął w polu promienia. Sekundę potem wrzeszczał wniebogłosy. Jego krzyk trwał kilka sekund, a gdy się zakończył, młodzieniec padł najpierw na kolana, a następnie upadł na posadzkę całym ciałem trzęsąc się.

- JACK! – wrzasnął równie głośno zielonooki podczas męczarni brata – JACK, NIE!! Tylko nie ty!! – zawołał. Gdy tortury się skończyły, krzyknął do Voldemorta – Ty idioto! Spójrz coś ty mu narobił!!! Złamałeś właśnie słowa Przysięgi! – zawołał ze złością i łzami w oczach, a ostatnie zdanie powiedział z nutą groźby.

- Harry, uspokój się! Nic mi przecież nie jest! – odezwał się Jack, wstając powoli.

- Tak?! Przecież ten Cruciatus miał być przeznaczony dla mnie! – jęknął Harry, po czym z determinacją wstał i podszedł do Lorda. Złapał go za ramię i oznajmił ze złością – Koniec z tym! Nie pozwolę byś tak rządził wszystkimi, a zwłaszcza mną!

- Co chcesz przez to powiedzieć, Potter? – spytał, próbując się wyswobodzić z jego bardzo mocnego uścisku. Harry z zawziętą miną powiedział tylko:

- To! – i zniknął, a wraz z nim Lord. Wszyscy, no, prawie wszyscy, osłupieli.

~~*~~

W zupełnie innym miejscu...

Harry i Voldemort pojawili się w pokoju tego drugiego w Piekielnym Dworze. Czarny Pan przestraszył się z deka.

- Jak to zrobiłeś?! – krzyknął z niedowierzaniem. Harry uśmiechnął się złośliwie i odsunął się od niego o kilka szybkich kroków, tak by blizna mu zbyt nie dokuczała.

- Niech cię to nie interesuje, Riddle – Już miał się deportować ponownie, gdy Lord podbiegł do niego szybko i chwycił za brodę. Wybraniec syknął z bólu i upadł na kolana. Po chwili Lord wyciągnął drugą rękę ku twarzy chłopaka i dotknął go. Ten wrzasnął.

- Potter, chyba mnie nie zrozumiałeś! Mów, jak ci się udało deportować z Hogwartu do mojego domu!? Oba budynki są chronione wieloma prastarymi zaklęciami! Więc słucham! Jak to zrobiłeś? – warknął przesuwając rękę coraz bliżej blizny. Młodzieniec jęknął znowu. Zaczął drżeć.

- Nie powiem! Nie i już! – ręka Voldemorta zbliżała się niebezpiecznie blisko blizny. Riddle zbliżył także twarz Pottera do swojej i syknął:

- Mam cię potraktować dziesięciokrotnym Cruciatusem jak twojego brata, byś się tak do mnie nie odzywał? Odpowiadaj! – Harry zadrżał ze złości i bólu. Zaczął się w myślach modlić, by on, Harry, zniknął z tego miejsca. Nie wiadomo jak przypomniała mu się jedna z lekcji z Percym. Uczył go wtedy pewnego trudnego do opanowania zaklęcia. W myślach wypowiedział zaklęcie: 'Carpe Diene***', myśląc o Hogwarcie. Chwilę potem rzeczywiście tak się stało. – Co? Gdzie on jest?? – spytał głupkowato Czarny Pan puszczając go – Myślisz Potter, że uciekniesz mi tak łatwo jak w ciągu tych szesnastu lat? O, nie! Niedoczekanie twoje! Zobaczysz, że gdy najmniej będziesz się tego spodziewać zniszczę cię!

W tym samym czasie Harry próbował nabrać powietrza. Był zdziwiony tym, że Voldemort go nie widział, ani nie słyszał. Użył tego zaklęcia poprawnie po raz pierwszy w życiu bez pomocy Levendera! To właśnie on go nauczył, niedługo po tym, jak dowiedział się iż Ten jest jego przyszłym Ja. Z każdą próbą nie udawało mu się. A teraz? Teraz wyszło mu idealnie, ale czy uda mu się zdjąć zaklęcie?

- O, kurde... Udało mi się! Voldemort nie może się o tym dowiedzieć od kogo nauczyłem się tego zaklęcia, ale i tak kiedyś się dowie – powiedział do siebie zielonooki – Coś jest jednak nie tak. Muszę się tego dowiedzieć. - zastanowił się na głos. Wstał i zaczął chodzić wokół niego mówić do niego w myślach.

~ Powiedz mi, Tom, jak ci się udało wejść do szkoły nie zauważonym? Wszystkie kominki w Hogwarcie i jego tereny są strzeżone przez ministerstwo ~ Czarny Pan obrócił się o 180 stopni, ale nigdzie nie widział Harry'ego Pottera. Dopiero po chwili zał sobie sprawię z tego, że chłopak mówił do niego telepatycznie.

- Gdzie jesteś, Potter? – spytał Riddle.

~ Dobrze, powiem ci. Po pierwsze: Jestem nie widzialny i nie słyszalny. Po drugie: Chodzę wokół ciebie. Po trzecie: Jeśli otrzymam od ciebie odpowiedź odejdę stąd. Po czwarte: Nie mam zamiaru być twoją Prawą Ręką. Rozmyśliłem się. W związku z tym, po piąte: Usuń mi także Mroczny Znak, gdyż nie chcę być również Śmierciożercą ~ oznajmił, czekając na mocniejszy ból blizny. Postanowił trochę znieść zaklęcie. Wciąż był niewidzialny, ale słychać było jego głos, co prowadziło także do odgłosów jego korków.

- Nie widzialny i nie słyszalny? Kto cię nauczył takiego zaklęcia? Przecież szukano go od stuleci! Używali go tylko Założyciele i Merlin – Lord nie zauważył go jak dotąd, ale coś mu mówiło, że zaraz go zobaczy lub choćby usłyszy.

~ Czy ty myślisz, że powiem ci kto mnie nauczył tego zaklęcia? Nie powiem ci kto, ale powiem iż jest to najmniej spodziewana przez ciebie osoba ~ oświadczył Potter chichocząc cicho.

- Kto to taki? – spytał Voldemort, stojąc jak ten słup soli, pośrodku pokoju, śledząc nagłe usłyszane kroki i chichot Pottera.

~ NIE! NIE POWIEM I JUŻ! ~ wrzasnął w myślach.

- Więc nie powiem ci w jaki sposób dostałem się do szkoły! – oświadczył z triumfem. Harry postanowił coś wymyślić. Trwało to kilka sekund. Nagle - niespodziewanie blizna eksplodowała potężnym bólem. Wrzasnął głośno. Riddle zlokalizował jego krzyk trzy metry na prawo od siebie. Harry musiał coś szybko wymyślić. Postanowił się deportować, ale najpierw musiał zdjąć zaklęcie, by to zrobić. Wstał i podbiegł szybko do ściany za mężczyzną. Gdy tam stanął, machnął różdżką w siebie, a w następnym momencie powiedział celując w Voldemorta:

- Obejrzyj się – nakazał. Lord tak zrobił – Zrób ruch, a będziesz się wił i wrzeszczał jak panienka, tak jak ostatnim razem i nawet twoja siostra ci nie pomoże! – oświadczył z błyskiem w oku. Czarny Pan zamarł, gapiąc się na Tego-Bezczelnego-Bachora. Harry wyprostował się i powiedział na koniec – Aloha, Tom – oświadczył dotykając końcami palców do skroni i już go nie było.

~~*~~

Hogwart... Trochę wcześniej...

- Jak on to zrobił? Przecież na terenie zamku oraz w nim nie można się deportować! – zawołał jakiś auror.

- Och, przestańcie! – oburzył się Jack – To, że Harry aportował się z Hogwartu, nie znaczy iż nie można się tego nie nauczyć! – oświadczył rozumnie Puchon. Po czym zwrócił się do przyjaciół – Słuchajcie, trzeba przejąć dowództwo nad szkołą. Chodzi mi oczywiście o aurorów. Najlepszy do tej funkcji będzie Harry.

I tak dyskutowali aż zielonooki się pojawił niespodziewanie u ich boku i odezwał się:

- O czym tak gadacie? – zapytał z uśmiechem na ustach. Wszyscy, z wyjątkiem Jacka, aż podskoczyli na dźwięk jego głosu. Niebyli jeszcze przyzwyczajeni do takiej aportacji, szczególnie w zamku. Gdy go zobaczyli podbiegli do niego ściskając i zasypując pytaniami takimi jak: I jak ci poszło??? (Jack, Ron, Marvolo), lub "Dokopałeś mu?", "Czy dobrze się czujesz, Harry?" (Mary, Eleine i McGonagall), albo "Nic ci nie zrobił?" (Eleine i Ginny).

~~*~~

Tymczasem w Pokoju Życzeń Draco i Hermiona siedli w fotelach. Draco nie wiedział jak zacząć rozmowę.

- Więc, Draco – przerwała ciszę Hermiona – o co chodzi? O czym chciałeś ze mną pogadać? - spytała.

- Widzisz, Hermiono – zaczął z lekkim wahaniem – bardzo cię lubię, a nawet kocham – cisza – Tak, Hermiono Granger. Kocham cię, a czy ty odwzajemniasz to uczucie? – Chłopak patrzył na nią w oczekiwaniu. Dziewczyna była wstrząśnięta tak szybkim wyznaniem Ślizgona. Postanowiła coś jednak powiedzieć.

- Draco, posłuchaj. Lubię cię, ale nie kocham. Wybacz, ale tak niestety jest. Ja i Ron jesteśmy już od dawana parą. Chyba słyszałeś, co się stało w wakacje w Kwaterze Głównej Zakonu z Ronem? – spytała.

- Tak, słyszałem – bąknął z rezygnacją.

- Więc wiesz, że ja i Ron jesteśmy od tamtej pory oficjalnie parą i mam nadzieję, że poprosi mnie wkrótce o rękę – dziewczyna rozmarzyła się – Z Harrym i Eleine prawdopodobnie jest tak samo i ją również poprosi o rękę. Więc, Draco, z przykrością muszę ci odmówić i nie przyjmę twoich oświadczyn. Bardzo mi przykro, ale odmawiam – Blond włosy młodzieniec zwiesił głowę i zaczął cicho płakać. Pannie Granger zrobiło się nagle żal Ślizgona, więc podeszła do niego i objęła ramieniem. Potem objęła go mocniej. Położyła brodę na jego głowie i zaczęła kołysać lekko cicho nucąc jakąś ładną i uspokajającą melodię. Następnie powiedziała uspokajająco. – Ciii... cicho, spokojnie... ciiśś.

- Hermiono, jeśli się nie ożenię ojciec mnie wyklnie lub co gorsza zabije. Powiedział mi, że powinienem się ustatkować. Dał mi jasno do zrozumienia, że musi być to dziewczyna z rodziny czystej krwi. Moją żoną miała być Pensy Parkinson, ale dziś jej powiedziałem, że jej nie kocham i, że zrywam z nią – brązowowłosa spojrzała w jego szare oczy – Od dawna cię kocham, Hermi. Przyglądałem ci się od początku ubiegłego roku. A w te wakacje ojciec nakazał mi bym się ożenił. Nie chcę mieć żony czystej krwi. Na początku, tak, chciałem, ale gdy Dumbledore zaproponował, że mógłby mnie oraz moją rodzinę ukryć zacząłem myśleć nad swym życiem. Całym życiem. Postanowiłem zmienić się, a pierwszym punktem było zdobycie waszego zaufania. Drugim pogodzenie się z wami, a szczególnie z Harrym i Ronem. Trzecim przekonanie rodziny do tego, by zrozumieli swoje błędy – oświadczył ze łzami w oczach. Dziewczyna nie przerywała mu, przyglądając się mu uważnie. Gdy skończył, oznajmiła:

- Dobrze więc. Zostanę twoją żoną, Draco – spojrzał na nią z niedowierzaniem – Niech stracę! – już miał się na nią żucić ucałować, gdy... – Lecz mam dla ciebie kilka Prób Lojalności wobec moich przyjaciół i rodziny, a przede wszystkim mnie – burknęła na koniec wzdychając. Chłopak ożywił się i zawołał:

- Naprawdę? A co z Ronem? – spytał młodzieniec niepokojąc się lekko.

- Powiem mu, że zrywam z nim i oddam mu naszyjnik, który dostałam od niego w urodziny Harry'ego na znak, że jesteśmy parą, ale w zamian muszę znaleźć mu dziewczynę. Pomożesz mi w tym? – spytała.

- No jasne, że tak! – zawołał z entuzjazmem. Na kilka minut umilkli, a potem Draco powiedział – Hermiono, chyba wiem! A może Mary, twoja siostra? Dowiedziałem się od Pensy, że podsłuchała rozmowę jakiś dziewczyn na trzecim piętrze. Dowiedziała się, że Mary go kocha. Zrobiły nawet jakiś test. Polegał on na tym, że były tam jakieś pytania na temat Rona i one miały je wypełnić. Tytuł brzmiał: Która bardziej sympatyzuje do Rona Weasley'a? I wyszło z tego, że to twoja siostra-Krukonka go najbardziej kocha! – wyjaśnił Draco.

- Rany! To by rzeczywiście wszystko wyjaśniało! Zawsze pierwsza pojawiała się przed drzwiami pokoju Rona w Kwaterze, albo zgłaszała się pierwsza, by to ona poszła po niego, by zawołać na śniadanie, albo, gdy był w szpitalu to siedziała przy nim przez cały czas nie odrywając od niego wzroku! Tak mi powiedziała Eleine – Black Lady była w szoku – Co teraz zrobimy? – spytała na koniec.

- Może chodźmy do naszych, by oznajmić im o najnowszej wiadomości, a ty powiesz Ronowi o zerwaniu z nim, dobrze?

- Ech, no dobrze – powiedziała zrezygnowana i wyszli.

Draco i Hermiona powiadomili o nagłym spotkaniu całe GD i starszych, ale tylko Ślizgon ich powiadamiał, a Adi poprosiła Rona o natychmiastową rozmowę we dwoje.

- Hermiono, skarbie stało się coś, że nie chcesz tego powiedzieć nam wszystkim? – spytał zmartwiony.

- Draco już o tym mówi GD. Jednak gdybyś przy tym był zabiłbyś go za to gołymi rękoma, bo widzisz, mój drogi, Draco wyznał mi miłość – Ron rozszerzył oczy z zaskoczenia – Wiem, że ty i ja jesteśmy parą, ale gdy zobaczyłam jego zawiedzioną minę i usłyszałam jego wyjaśnienia musiałam się zgodzić na jego warunek. Posłuchaj, w zamian, iż ze mną zerwiesz znajdę... znajdziemy ci nową dziewczynę, zgoda? – spytała z nadzieją. Rudzielec gapił się na pannę Granger i mało brakowało, aby się rozpłakał.

- No dobrze, zgoda – Dziewczyna odetchnęła z ulgą. Podeszła do niego i oznajmiła:

- Ron, bądź spokojny. Wybranka, którą ja i Draco ci znaleźliśmy jest doskonała i ona cię kocha. Ona jest nawet twoją fanką!

- Naprawdę!? – Ron był zaskoczony.

- Tak – Hermionie zrobiło się lżej na sercu, gdy zobaczyła, że jej były chłopak się uśmiecha lekko.

- Tak, Ron. Masz swój własny fanklub, tak jak Harry – Dziewczyna wzięła go za rękę i dodała – Chodź, powiemy reszcie, że zrywamy, a w zamian znaleźliśmy ci nową dziewczynę, być może wkrótce narzeczoną! A tu masz mój naszyjnik, który jej dasz – Ron westchnął. Wziął przedmiot i poszedł za byłą dziewczyną.

Podeszli do spółki, którzy stali na czwartym piętrze.

- I co? – dopytywał się Draco, zauważając ich. Ron, zobaczywszy Ślizgona zmarszczył czoło patrząc na niego groźnie. Panna Granger chyba to zauważyła, bo stanęła między młodzieńcami i powiedziała:

- Rada jestem, że obaj mnie lubicie, a nawet kochacie, ale nie zniosę, gdy będziecie o mnie walczyć jak dzieci! Nie zapominajcie, że jesteście po tej samej stronie – oświadczyła Hermiona i demonstracyjnie odwróciła się od nich plecami, po czym dodała, zwracając się do Ślizgona – Draco, jeśli już naprawdę chcesz ze mną być, to musisz na to zasłużyć... Ron tak zrobił, ucząc się pilnie – Malfoy zapatrzył się na Gryfonkę i westchnął, po czym oświadczył, parząc na rudzielca:

- Ron, przepraszam, że zabrałem ci dziewczynę, ale ja i Hermiona znaleźliśmy ci nową dziewczynę i mam nadzieję, że ci się spodoba – Ron popatrzył na niego i Hermionę podejrzliwie i oczekująco. Po chwili Draco oświadczył z uśmiechem – Mary, czy możesz podejść do swojego księcia z bajki i przywitać jak należy? – Ciemnowłosa spojrzała na blondasa, podeszła do rudzielca i uśmiechnęła się nieśmiało. Ten był zaskoczony wyborem tych dwojga, ale był mile połechtany. Uśmiechnął się i przybliżył się do Krukonki. Dał jej naszyjnik z piękną szkarłatną różą, który miała poprzednio Hermiona. Pod różą był napis w języku katalońskim:

"El secret està en l'amor i la unitat"

Dziewczyna była szczęśliwa jak nigdy. Ron spojrzał na nią i pocałował lekko w usta.

- Hermiono, przepraszam cię za tą scenę dwie chwilę temu – odezwał się młody Malfoy. Dziewczyna popatrzyła na niego przez chwilę, po czym uśmiechnęła się. Podeszła do blond włosego i przytuliła go, a następnie oświadczyła:

- To była twoja Pierwsza Próba, Draconie Malfoy'u – Ślizgon był zszokowany oświadczeniem dziewczyny – Mogę o coś zapytać? – poprosił Draco.

- Tak, oczywiście, Draco – odezwał się Harry.

- Co oznacza ten napis? – wskazał na naszyjnik. Wszyscy tam spojrzeli.

- To po łacinie, ale nie wszytko rozumiem. - odparła Hermiona.

- Ja wiem co tu jest napisane – powiedział Draco – Tu pisze: Sekretem jest miłość i jedność.

 

__________________________________________

Od autorki:
* Draco i Pensy razem, a nawet narzeczeni? Już wyjaśniam. Draco i Pensy zaręczyli się, zanim chłopak zdał sobie sprawę, że zrobił źle w związku z Dumbledore'em. Stało się to już na początku lipca.
** Zaklęcie mojego wymysłu. Oznacza Niewidzialność i Niesłyszalność. Jak sama nazwa tłumaczy jest się niewidzialnym i niesłyszalnym jednocześnie. Jednak jest jedna wada. Gdyby się użyje jakiegokolwiek zaklęcia nawet świetlne Lumos zaklęcie zostanie automatycznie zdjęte.

3 komentarze:

Anonimowy pisze...

Wszystkie dotychczasowe rozdziały są ciekawe. W tym rozdziale błędów nie zauważyłam.Iwona

Żywek pisze...

Kto to jest Pensy?

hp-mroczna-dusza,blog.spot.com pisze...

Pansy Parkinson. Ślizgonka tego samego rocznika co Harry.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.