Moja lista przebojów 2

28 lipca 2013

Rozdział 7 (44) - Pucharu c.d. i walka z dwoma Horkruksami

Klik

Sai i jego wujostwo zastanawiali się od dłuższego czasu, co zrobić z tak niebezpiecznym przedmiotem, jakim jest Puchar Helgi Hufflepuff, który Voldemort zamienił w swojego Horkruksa, i który stał teraz na stole w salonie w ich domu.

- Już wiem! – zawołała niespodziewanie pani Ghoh, prostując się w fotelu. Obaj mężczyźni aż podskoczyli na nagły głos kobiety.

- Co wiesz, An? – spytał Peter.

- Sarah mówiła nam, że Harry Potter szuka Horkruksów. Chce je zniszczyć. Jeśli damy Potterowi Puchar będzie chciał Go zniszczyć. Musimy mu tylko ten Puchar dostarczyć – wyjaśniła.

- Wprost genialne, ciociu! A jak zamierzasz ten Puchar mu zanieść? – spytał cynicznie Sai.

- Ty to zrobisz – odpowiedziała.

- Ja? – zdziwił się.

- Ty, w przeciwieństwie do nas jesteś czarodziejem i możesz się teleportować – Anne uśmiechnęła się. Młodzieniec westchnął z dezaprobaty.

- No dobrze. Pójdę do niego, ale nie wiem, gdzie on teraz może być – powieszał z rezygnacją w głosie. Państwo Ghoh patrzyli na niego zdziwieni. Następnie pan Ghoh uśmiechnął się lekko i powiedział do siostrzeńca.

- Musisz się do niego bezpośrednio teleportować. Pomyśl o nim, a pojawisz się przed nim – zaproponował jego wuj.

- Faktycznie. Dzięki, wuju – Sai wziął Puchar, schował do kieszeni i już po chwili zniknął z pola widzenia.

 

~~*~~

 

Ameryka Południowa; Brazylia; Tereny Amazonii...

Pojawił się na jakiejś polanie po środku lasu. Na tle zachodzącego słońca stał olbrzymi zamek. Zastanawiał się dlaczego tutaj się pojawił, a nie przed Potterem? 'Być może jest w tym zamku, a na tereny wokół budynku zostały rzucone zaklęcia anty deportacyjne i nienaszolnaści.'. Zastanawiał się. Skierował swe kroki ku niemu.

Szedł już dobrą godzinę, a nie zbliżył się do niego ani trochę. A rzadko się mu zdarzało, bo od miejsca, w którym się aportował do zamku dzieliło około 0,5 mili. Normalnie doszedłby w ciągu dwóch minut, ale tak nie było. Mało tego znajdował się w dżungli. 'Najwyraźniej to Amazonia'. Pomyślał. Po drodze napotykał przeszkody, więc zajęło mu dużo czasu, by przez to wszystko przejść.

Po piętnastu minutach niespodziewanie z gąszczy wyleciała strzała. Mając nie tylko moc wyczuwania ciemnych mocy, ale też instynkt zagrażający życiu i Szukającego chwycił strzałę w locie. Rozejrzał się dookoła. Wyczuł, że jest tu dużo ludzi, a sądząc po ładnym zapachu były to kobiety.

- Wiem, że tu jesteście. Pokażcie się. Nic wam nie zrobię, przybyłem w pokoju. Nie jestem Śmierciożercą, ani żadnym Lordem – oświadczył. Po kilku chwilach wyszło z zarośli kilkanaście kobiet. Szczupłe, wysokie i uzbrojone. Każdy mężczyzna mógłby się w nich zakochać, gdyby nie fakt, że każda miała w ręku oręż, a na twarzy maskę: 'To Amazonki, strażniczki Ciernistego Grodu'. Pomyślał Sai, patrząc na nie. Nagle jedna z nich wystąpiła z szeregu i przemówiła groźnym tonem:

- Kim jesteś i czego chcesz? – spytała, celując w niego dzidą na końcu, której widniał dziwny symbol. Przypominał węża, ale wężem nie był. Po pierwsze: był z rubinów, a po drugie: za bardzo był poskręcany i nie miał oczu, tylko dziwny rubin w kształcie łzy. Sai nigdy w życiu go nie widział, albo raczej widział, lecz nie mógł sobie przypomnieć gdzie widział takie coś. Otrząsnął się z szoku i odpowiedział na zadane pytanie:

- Nazywam się Sailey Kuchemoto. Przybyłem do Lorda Lordów w ważnej sprawie. Wiem, że w Ciernistym Grodzie przebywa jeden z jego wnuków. Przybyłem, prawdę mówiąc właśnie do Harry'ego Pottera – odpowiedział.

- Co to za sprawa? – spytała inna Amazonka.

- Na moją siostrę rzucono czarno magiczny urok poprzez Puchar, który w dawnych czasach należał do Helgi Hufflepuff. Lord Voldemort zamienił ten Puchar w jednego ze swych Horkruksów. Jackie, moja siostra wypiwszy z Niego trafiła do Świętego Munga i jest w bardzo ciężkim stanie. Od 36 godzin jest w śpiączce i nie wiadomo czy się obudzi – tu zwiesił głowę i puścił strzałę, która spadał na ziemię. Zakrył twarz i się rozpłakał – Uzdrowiciele nie dają jej szans na przeżycie, ale na naszą prośbę robią wszystko co się da, by podtrzymywać ją przy życiu. Chcę dać ten Puchar Harry'emu Potterowi, by mógł go zniszczyć w zamian za pomóc mojej siostrze – wyjaśnił.

- Rozumiem. Dobrze, zaprowadzimy cię do młodego Pottera – Sai uradowany już chciał iść w kierunku zamku, ale gdy zrobił krok inne kobiety wycelowały w niego naciągając cięciwy łuków z tym samym dziwnym symbolem – ale musisz nam udowodnić, że jesteś godzien stanąć przed naszym panem – powiedziała ta sama kobieta. Sai zaniepokoił się.

- Ale jak? – spytał młodzieniec.

- Na początek oddaj różdżkę – nakazała inna kobieta, wyciągając rękę po ową rzecz.

- Ale jak mam wam udowodnić, że jestem godzien stanąć przed Lordem Lordów bez różdżki? – spytał, oddając różdżkę.

- Każdym sposobem, ale nie magicznym. Ten teren, aż do jego granic jest całkowicie mugolski, ale ze względu, że jest to teren Ciernistego Grodu należącego do naszego Mistrza są tu środki magiczne, które chronią nas przed intruzami. Fakt, że przybyłeś tu dzięki teleportacji wykazałeś tym samym wielką moc. Wielu ginie już po samym przybyciu – odparła.

- Jak to? – spytał z zaskoczeniem.

- Dlatego, że tylko osoby mające choćby zbliżona moc do mocy naszego pana lub jego potomków mogą tu przybyć, omijając zaklęcia chroniące. Lord Voldemort ma prawo tu przybyć, bo jest sługą Czarnego Lorda. Więc my go nie sprawdzamy...

- A powinnyście – przerwał jej.

- Co masz na myśli? – spytała podejrzliwie.

- A to, że gdyby zabił waszego pana, Riddle mógłby zyskać wielką moc. W ten sposób nikt by nie chronił Ciernistego Grodu, domu Matta Evansa i jego żony. Tak, wiem, kim jest wasz pan. Wiem, że pokonał poprzedniego Lorda kilkadziesiąt lat temu. Jeśli dobrze pamiętam nazywał się Doman Winchester. Znam Legilimencję i odczytałem wasze myśli. Czy to dość bym poszedł do Evansa i porozmawiał z nim oraz Harrym Potterem? – spytał z uśmiechem. Kobiety popatrzyły na niego niezbyt pewnie. Po czym radziły się. W końcu jedna z nich powiedziała:

- Tak. Chodź z nami – powiedziała, chwyciwszy go za ramię. Poszli w kierunki Grodu przez gąszcz drzew.

Szli kilka minut, aż w końcu stanęli przed drzwiami owego zamku. Był ogromny, gdy stanęło się u jego wrót. Jedna z kobiet otworzyła wrota i wprowadziła młodzieńca do środka.

- Zostań tu i poczekaj – nakazała, wchodząc po najbliższych schodach i znikając mu z oczu.

 

~~*~~

 

Tymczasem w jednym z pokoi...

Nicole i Jack rozmawiali ze swoją babcią na temat wyruszenia w dalszą podróż Świętej Trójcy i ich przyjaciół.

- Sądzę, kochani, że powinniście zabrać waszego dziadka. On się zna najlepiej na czarnej magii, a już w szczególności na tej, którą zna Tom Riddle II, bo w końcu uczył się jeszcze u niego po zabiciu poprzedniego Lor... – urwała, bo nagle rozległo się pukanie do drzwi. Wszyscy zamarli, patrząc w tamtym kierunku. Pani Evans podeszła do drzwi spytała – Kto tam? Przedstaw się! – zawołała.

- To ja, Abelia. Mam wiadomość dla Czarnego Lorda i jego wnuka – odpowiedziała. Jo spojrzała na dwoje z trójki wnuków.

- Dobrze. Wejdź – powiedziała i otworzyła drzwi.

- Pani – powiedziała kłaniając się.

- Co się stało, Abelio? Co to za wiadomość dla mego męża? – spytała nieco zdziwiona.

- Na dole czeka młodzieniec, który twierdzi, że posiada Puchar słynnej Hufflepuff i, że jest on Horkruksem Lorda Voldemorta – odpowiedziała. Panią Evans zatkało jeszcze bardziej.

- Przyprowadź natychmiast waszego dziadka i Harry'ego – nakazała Jackowi. Ten w mgnieniu oka wyszedł – A ty przyprowadź tu tego młodzieńca – dodała, spojrzawszy na Amazonkę. Ta też wyszła. Gdy zniknęła za drzwiami przybyli Harry i Matt.

- Co się stało, babciu? – spytał Harry. Kobieta spojrzała na niego lekko wystraszona i podekscytowana jednocześnie.

- Mamy okazję pozbyć się kolejnego Horkruksa, kochani – oznajmiła z lekkim uśmiechem na twarzy. W tym momencie ponownie rozległo się pukanie do drzwi.

- Proszę wejść – zawołał Lord. Abelia weszła, prowadząc wysokiego młodzieńca.

- Jak się nazywasz, młodzieńcze? – spytała Matt, zamiast powitania.

- Sailey Taylor Kuchemoto, proszę pana – odpowiedział.

- Twierdzisz, że posiadasz Puchar Helgi Hufflepuff. Pokaż Go nam – nakazała Joanne. Sai wyjął przedmiot, pokazując Go wszystkim. Harry rozpoznał ów Artefakt.

- Dziadku, to On! Gdzie Go znalazłeś?? – zawołał Harry podbiegając do młodzieńca, ale zatrzymała go siostra.

- Harry, stój! On może być Śmierciożercą! – stwierdziła.

- Nie przesadzaj, Nicki. Niby jak? Nie ma Mrocznego Znaku, ani nie jest ubrany jak Śmierciożerca – odparł.

- Panie Kuchemoto, niech nam pan powie skąd pan Ten Puchar wziął? – zapytała Nicole.

- Zacznę od tego, że to nie ja Go znalazłem, tylko pracownik Domu Antycznego z Londynu, który sprzedał Go mojej siostrze, Jackie – odparł.

- W jaki sposób? – spytał, tym razem Matt.

- Moja siostra od zawsze interesowała się magicznymi starociami, zwłaszcza tymi z czasów Założycieli Hogwartu. Z tego co słyszałem od wujostwa, to dostała Go w Domu Antycznym w Londynie, nie daleko naszego domu. Niestety nie zdawała sobie sprawy, czym on jest. Napiła się z niego i zachorowała. Jej stan pogarsza się z godziny na godzinę. Zapadła w śpiączkę ponad dwie doby temu. Ciocia An przypomniała sobie o Sarahrze Moon, która opowiadała jej i wujowi Peterowi, że ty Harry Potterze szukasz Horkruksów i chcesz... – wyjaśnił, ale urwał, bo Jack się wtrącił, mówiąc:

- Oo, cofnij płytę, Kuchemoto. Powiedziałeś Sarah Moon? – spytał zaskoczony tą wiadomością, że jeszcze ktoś wie o tych przedmiotach i tej dziewczynie.

- Czy twoje wujostwo przypadkiem nazywają się Anne i Peter Ghoh? – spytał Harry.

- Tak – odpowiedział.

- I pomyślałeś, że dając Go nam zniszczylibyśmy Horkruksa, a przy okazji poprosisz nas o wyleczenie twojej siostry? – spytał z nie małym zaskoczeniem Lord Lordów.

- Tak – przyznał młodzieniec – Jeśliby się nie udało, to czy i tak mi pomożecie wyleczyć ją? Kocham Jackie, jak nikogo innego. Poza wujostwem i siostrą nie mam nikogo na świecie – powiedział ze smutkiem. Wszyscy spojrzeli na niego współczująco.

- No dobrze. Pomożemy ci, ale najpierw zniszczymy Horkruksa – oświadczył Matt. Młodzieniec skinął głową promieniejąc z radości i sięgnął ręką po różdżkę w kierunku Abelii. Ta spojrzała na niego krzywo, ale oddała mu różdżkę. W międzyczasie Jack położył Puchar na podłodze i cofnął się, jak inni, co byli w pomieszczeniu.

- Jak wypuścimy Riddle'a? – spytał Jack. Wystąpił Sai stając w bezpiecznej odległości od Przedmiotu gotów w każdej chwili odskoczyć. Wyciągnął różdżkę i stuknął w Puchar.

- Adaperire*! – To, co się zdarzyło chwilę potem trwało w ułamku sekundy. Najpierw rozległ się ogłuszający ryk, następnie rozszalał się potężny wicher, potem Sai'ego odrzuciło gwałtownie do tyłu. Tymczasem Nicole niespodziewanie uniosła się w górę jak w transie. Po pokoju latały kartki, łóżko, pościel i meble. Nicole krzyczała potwornie. Apokalipsa. Koniec świata. Z gardła dziewczyny dobiegł ich głos tak straszny, że Jackowi, Harry'emu i państwu Evans, którzy zmagali się z wichurą, krew ścięło w żyłach:

- Harry Potterze!! ZGINIESZ, CZY TEGO CHCESZ, CZY NIE!!  – Rudowłosa rzuciła się na Wybrańca.

- NIE!! – Jack ryzykując życiem, skoczył w kierunku brata w ostatniej chwili zwalając się na niego i odturlowując po podłodze na bok. Obaj cudem uniknęli drewnianego łóżka, które świsnęło im nad ich głowami. Jack poczuł jak paznokcie siostry przejechały mu przez policzek. Krew trysnęła strumieniem, ale adrenalina nie pozwoliła chłopakowi poczuć bólu.

- Jack, uważaj! – krzyk mężczyzny, prawdopodobnie ich dziadka, uświadomił Puchowi, że za długo stał w jednym miejscu. Uświadomiło mu to także po części drewniany nocny stolik, który uderzył go boleśnie w nogę – ARPEGNEO! – Już nie wiadomo, co się właściwie dzieje. Wszystko fruwało w powietrzu z prędkością rozszalałego cyklonu.

Sai półprzytomny czuł, że zaraz oszaleje. Jak przez mgłę widział, że panna Potter wrzeszczy coś. Wszyscy zobaczyli, jak z ciała Rudej wyłonił się Tom Marvolo Riddle. Śmiał się potwornie wśród całego tego zgiełku. Nagle zauważył też twarz Harry'ego Pottera. Zdawał się zapałać taką wściekłością, że omal sam nie uniósł się w powietrze.

- Wiedziałem, że nie jesteś typem inteligenta, Potter, ale żeby być aż takim idiotą, to trzeba mieć wrodzony talent! – dobiegł ich ten sam głos, ale z drugiej strony pomieszczenia. Był to drugi Riddle – Ty, ludzka szmato, nie jesteś mi już potrzebna! – Wszyscy zobaczyli, jak na zwolnionym filmie Nicole została odrzucona niewidzialną siłą, gdzieś w drugi koniec pokoju, po czym z głuchym łupnięciem uderza w ścianę i osuwa się na posadzkę. Nawet stąd widzieli krew, która spłynęła w ślad za nią po ścianie. Nie wiedzieli, co się właściwie dzieje. Dwóch Riddle'ów walczyło z naszymi bohaterami. Podwójna siła Lorda Voldemorta była tak silna, że nikt nic nie wiedział, co w ogóle robić.

Jack jęknął głucho, widząc siostrę, jak przeleciała tuż nad nim, omal nie taranując go. Wyszarpnął różdżkę i już miał ruszyć do ataku, gdy to, co walnęło go z całej siły w okolice nerek całkowicie odebrając mu resztki przytomności. Wokół niego zapanowała niczym nie zmącona czerń.

Tymczasem Harry już nad sobą nie panował. Chcąc pomścić zarówno brata jak i siostrę rzucił się na Riddle'a, który wcześniej wyszedł z ciała Nicole, z różdżką niczym szpadą.

- SECTUMSEMPRA! – ryknął zachrypnięty, czując tak silną nienawiść, że omal go nie rozsadziło.

W międzyczasie pierwszy Riddle śmiał się, jak szaleniec. Śmiał się podle. Nagle ni stąd, ni zowąd Harry wylądował na nim. Różdżki nie były już potrzebne.

- Nie wiesz, kiedy skończyć?! – wrzasnął Riddle, zamykając nadgarstki chłopaka w niewyobrażalnym uścisku.

- Ja ci powiem! A NAWET POKAŻĘ! – zawołał ten drugi Riddle. Potworny, wręcz niewyobrażalny ból dźgnął Harry'ego w bliznę. Przed oczami mu pojaśniało, nawet nie wiedział, czy wrzeszczy. Coś liliowego błysnęło mu w oczach. Słyszał wrzask, jakieś zaklęcia i uścisk, stalowy uścisk obu Horkruksów. To, czym dostał niespodziewanie w głowę, sprawiło, że stracił oddech, czucie w ciele i... przytomność.



_____________________________________

Od autorki:

 *Adaperire - łac. Ujawnić.

21 lipca 2013

Rozdział 6 (43) - Złoty Puchar

Klik


Jak już wam kiedyś mówiłam, będę opisywała kawałek z życia niekanonicznych (moich) postaci. Proszę, abyście zrozumieli, co będzie dalej w związku z pewnymi wątkami, w których oni występują, a które pojawią się w kolejnych rozdziałach.

To kolejny z nich.
Zapraszam!

 

 

Rozdział 6  - Jackie i Sai

 

~ Telepatia.

 

Parę godzin później... Londyn...

Ładna szatynka o czarnych skośnych oczach i azjatyckiej urody zmierzała ulicą w kierunku domu z antykami. Od dawna interesowała się starociami mimo tak młodego wieku. Nazywała się Jacqueline Kuchemoto. (czytaj: Dżekłelin Kaczimoto) Rok temu ukończyła Japońską Akademię Magii (w skrócie: JAM) w swym ojczystym kraju, a nie dawno, zaledwie pół roku temu, przeniosła się z bratem Sai'm do Anglii.

Sai Kuchemoto jest japońskim aurorem, a ze względu, że Japonia i Anglia w mugolskim i czarodziejskim świecie są sojusznikami zaproponowano mu, by reprezentował swój kraj w Anglii. W ten oto sposób przybył z siostrą tu, do Londynu. Kochali oni zarówno swój kraj oraz swó zawód. Młoda kobieta także zaczęła kochać Anglię. On sam znalazł pracę w tutejszym Ministerstwie, a Jacqueline szukała jej już od dawna i właśnie natrafiła na swoją życiową szansę. Antyki! To było coś fascynującego! Sam też musiał przyznać, że nie widział jeszcze osoby tak zafascynowanej starymi przedmiotami. Nadzwyczajne było to, że umiała odróżniać magiczne przedmioty od mugolskich oraz dostrzegała aury wokół przedmiotów.

Jacqueline szła ulicą już kilka minut, aż zatrzymała się przed domem antycznym i po chwili weszła do środka. Rozglądnęła się dookoła z zaciekawieniem. Pomieszczenie było ogromne. Przypominała miniaturową katedrę, gdyż sufit był wysoko. Wokół siebie dostrzegła meble i obrazy oraz zwykłe przedmioty, jak puchary do picia czy stare, ale zadbane biżuterie. Nic ciekawego dla mugoli, którzy nimi się nie interesują, nie mówiąc już o wyczuwaniu w nich magii. Dla niej jednak to nic trudnego. Kochała starocie, zwłaszcza te magiczne. Ruszyła naprzód nadal się rozglądając. Chodziła po całym muzeum, podziwiając przeróżne meble i mebelki; stoły i stołki; krzesła i krzesełka; obrazy i obrazki; zdjęcia i autoportrety, itd. Nagle zobaczyła dziwną rzecz. Był to przepiękny Złoty Puchar. Podbiegła do Niego szybkim krokiem i się Mu przyjrzała z bliska. Był zrobiony z czystego złota. Miał ingrediencje "H.H." i miało zwierzę. Borsuka. Nie miała wątpliwości, że należał do słynnej Helgi Hufflepuff, jednej z czwórki Założycieli Hogwartu.

- W czym mogę panience pomóc? – rozległ się miły męski głos tuż za nią. Młoda kobieta obejrzała się i zobaczyła mężczyznę na oko 35 lat.

- Co...? Ach tak, przepraszam. Słyszałam, że brakuje wam pracowników. Chciałabym się tutaj zatrudnić. Czy może znalazłaby się dla mnie jakaś praca? Chciałam się też spyta,ć czy ten Puchar jest na sprzedaż? – spytała, wskazując na przedmiot. Mężczyzna popatrzył na nią nieco podejrzanie, w końcu powiedział:

- Nazywam się Milo Brown. Proszę za mną – i zaprowadził dziewczynę na zaplecze. Poszli do gabinetu właściciela muzeum. Pan Brown zapukał dwa razy knykciem w drzwi.

- Proszę wejść – rozległ się inny męski głos. Oboje weszli.

- Przepraszam, szefie. Ta młoda dama przyszła w sprawie pracy – poinformował.

- Ach tak. Jak się panienka nazywa? – spytał dyrek.

- Jacqueline Megara Kuchemoto, proszę pana – odpowiedziała, kłaniając się, jak japonka.

- Nazywam się Anthony Edwards i jestem dyrektorem tego muzeum – mężczyzna wzrokował ją od stóp go głów – Ma pani jakieś kwalifikacje? – spytał.

- Oczywiście – odparła – Mam je tutaj – wyjęła z torebki nie dużą teczkę ze wzorem drzewa kwitnącej jabłoni i podała mężczyźnie. Ten otworzył ją i przejrzał papiery.

- Panno Kuchemoto, może mi panienka powiedzieć, czemu chciałaby pani pracować u nas? – spytał, przeglądając papiery.

- Fascynują mnie starocie z czasów króla Artura Pendragona. Rozpoznałam jeden z artefaktów u was. Jest to Złoty Puchar z ingrediencjami "H.H.". Był na nim borsuk. Sądzę, że należał do niejakiej Helgi Hufflepuff jeden z jego ze znajomych. Przypuszczam też, że była jego kochanką – odparła, patrząc na dyrektora. Mężczyzna patrzył na nią z zachwytem, ale drugi, który ją tu przyprowadził, wpatrywał się w nią z zaskoczeniem.

- Imponujące, panno Kuchemoto. Co może pani jeszcze powiedzieć o tym Pucharze? – spytał.

- No cóż – dziewczyna zamyśliła się, po czym usiadła i zaczęła wymieniać: – Słyszałam i czytałam, że wszystkie przedmioty należące do pani Hufflepuff i jej przyjaciół miały niezwykłe właściwości. Szczególnie te osobiste. Jak np. Diadem Roweny Ravenclaw, czy Medalion i Pierścień Salazara Slytherina, czy choćby miecz i pierścień* Godryka Gryffindora – wyjaśniła. Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się.

- Więc dobrze. Jest pani przyjęta, panno Kuchemoto – oświadczył, oddając jej teczkę. Młoda kobieta nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Wyciągnęła rękę ku mężczyźnie, a ten ją uścisnął.

- Dziękuję, panu – powiedziała z entuzjazmem.

- Nie ma za co, panno Kachemoto. Tak się składa, że w naszej firmie w chwili przyjęcia do pracy, nowemu pracownikowi dajemy jeden dowolny przedmiot za darmo – wyjaśnił. Japonkę uradowało to jeszcze bardziej i zawołała:

- Mogę wybrać sobie, co chcę? Zabrać ze sobą do domu, i to za darmo? – spytała z niedowierzaniem i z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. W jej oczach widać było iskry szczęścia i podekscytowania. Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie jej słów. Dziewczyna rozpromieniła się.

- Proszę za mną – powiedział pan Edwards wstając. Zaprowadził dziewczynę do głównego holu, gdzie było wystawionych większość artefaktów – Proszę sobie wybrać, co pani chce z tego, co tu się znajduje – powiedział do Jacqueline, pokazując na hol ręką. Japonka szczęśliwa na twarzy podeszła prosto do Złotego Pucharu Helgi i powiedziała:

- Chcę ten Puchar – oświadczyła stanowczo. Obaj mężczyźni nieco byli zdziwieni. W końcu dyrektor powiedział:

- Zgoda. Puchar Helgi Hufflepuff od teraz należy do pani – powiedział uroczyście.

- Dziękuję, panu – powiedziała, biorąc z gabloty magiczny artefakt. Wiedziała, że musi go stąd zabrać jak najszybciej, gdyż jakiemuś mugolowi może coś się stać. Podejrzewała czym on jest.

- Kiedy może pani zacząć pracę? – spytał pan Edwards. Młoda kobieta zamyśliła się na chwilę, po czym odpowiedziała:

- Od tego poniedziałku – odpowiedziała. Mężczyzna wyciągnął rękę ponownie w jej kierunku. Ta ją uścisnęła, po czym skłoniła się, jak na Japonkę przystało i wyszła, biorąc Puchar ze sobą.

Szła ulicą podziwiając swój drogocenny skarb. Gdy przyszła do domu postawiła Go na stole. Jej i Sai'ego dom był prawie w całości w stylu angielskim, ale były też fragmenty japońskie np. ich sypialnie i łóżka (czyli niskie łóżka, poduszka i kołdra) oraz ogródek, gdzie było dużo drzew wiśni. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Jacqueline poszła do sieni i otworzyła owe drzwi.

- Jackie*, skarbie! – byli to wujostwo dziewczyny i jej brata ze strony matki. Anne i Peter Ghoh. Anne była starszą siostrą ich matki Angeli. Anne i Angela były Polkami. Jedna wyszła za Polaka, a druga za Japończyka. Pani Kuchemoto zmarła, gdy Jackie miała jeden rok. Umarła podczas tortur Śmierciożerców, gdy ci chcieli dowiedzieć się, gdzie przebywa ich pan. Nie dała się, więc ją zabili. Ojciec umarł kilka lat później.

- Ciocia An? Wujek Pet? Co wy tu robicie? – spytała się ich, ściskając każde z osobna.

- Przyszliśmy odwiedzić naszą kochaną Jackie! – pisnęła pani Ghoh podając jej białe pudełko z czerwoną kokardą.

- A także złożyć jej sto lat z okazji 18 urodzin**! – zawołał pan Ghoh podając jej kwiaty, a konkretnie białe i czerwone róże. Peter wiedział, że Jackie uwielbia róże.

- Och, dziękuję, wuju! Są piękne! – uśmiechnęła się wąchając je. Wzięła od nich prezent oraz kwiaty i zaprowadziła do salonu, a sama poszła do kuchni. Przygotowała wodę na herbatę, wyjęła trzy filiżanki i ciasteczka oraz ciasto biszkoptowe z galaretką. Położyła je na dwóch talerzach, a filiżanki z herbatą obok. Gdy położyła to wszystko na tacy zaniosła do salonu. Będąc już w owym pomieszczeniu, zauważyła dopiero przy stole, że jej ciotka trzyma coś w ręce – Skąd To masz, kochana? – w głosie pana Ghoha było słychać powagę, zaniepokojenie i przerażenie jednocześnie. Jackie spojrzała na wuja. Ten wskazywał na Puchar, który trzymała Anne.

- Z Domu Antycznego. Jest tu, nie daleko – odpowiedziała. Państwo Ghoh spojrzeli po sobie. Wiedzieli, czym jest Ten przedmiot – Czy coś się stało? – spytała się ich, biorąc od ciotki Puchar i napełniając Go sokiem z pomarańczy. Zanim którekolwiek z nich zareagowało, Jackie napiła się łyka z Pucharu.

- NIE! JACKIE!! NIE PIJ Z NIEGO!!! – ryknął jej wuj. Było jednak za późno, gdyż tylko brunetka skończyła pić, spytała:

- Dlaczego? – spytała głupio, ale nie mogła nic więcej powiedzieć, gdyż zaczęła się krztusić, a potem dusić. Puchar wypadł z jej rąk, wylewając jego zawartość. Płyn zamienił się w czarną maź. Po chwili dziewczyna upadła na podłogę, próbując nabrać powietrza.

- JACQUELINE!! – ryknęła Anne i podbiegła do niej – Jacq! Jacq, skarbie! Powiedz coś! – wołała zrozpaczona Anne, ale dziewczyna nie odezwała się. Nie mogła nic powiedzieć, gdyż w tym momencie zemdlała. Była cała bladła – Peter, trzeba ją zanieść do szpitala! – zawołała do męża.

- Tak, ale którego? Nie możemy jej zanieść do mugolskiego, nie zrozumieliby. Poza tym uzdrowiciele ze świętego Munga też tego nie zrozumieją, co było przyczyną. Mało tego, to czarna magia, trzeba coś zrobić, aby Go zniszczyć. - oświadczył mężczyzna.

- Ale jeśli nic nie zrobimy ona umrze! – zawoła zrozpaczona, biorąc głowę siostrzenicy i tuląc ją do swojej piersi. W jej oczach szkliły się łzy. Nagle do pokoju wszedł inny mężczyzna. Był to wysoki 25-letni młodzieniec. Miał rozczochrane czarne włosy wpadające w granat i równie czarne oczy. Był ubrany w zwykły szary sweter i jasne jeansy. Gdy zobaczył swoje wujostwo uśmiechnął się promiennie, ale gdy zobaczył ich twarze całe we łzach zaniepokoił się – Sai! Dzięki Merlinowi, że jesteś! – zawołał Peter.

- Co się stało, wuju? Ktoś umarł? – spytał z uśmiechem na twarzy, ale dopiero teraz zauważył głowę siostry wtuloną w pierś jego ciotki – Co jej się stało? – spytał, podchodząc do nich i klęcząc.

- Kupiła w Domu Antycznym Puchar Helgi Hufflepuff. Wiedzieliśmy, czym On jest. Puchar jest Horkruksem Sami-Wiecie-Kogo. Napiła się z Niego, nie wiedząc czym On jest. Ostrzegaliśmy ją, by nie piła z niego, ale było już za późno. Po wypiciu zaczęła się krztusić, a potem dusić. Następnie upadła i zemdlała – wyjaśnił pan Ghoh.

- Kiedy to się stało? – spytał badając różdżką stan Jackie.

- Z dwie minuty temu – odparła zrozpaczona kobieta.

- Musimy ją zanieść Munga, i to szybko – powiedział, biorąc siostrę na ręce.

- Ale dlaczego? Czy ma jakieś poważniejsze obrażenia? – spytał Peter.

- O, tak. Ma obrażenia wewnętrzne. Trzeba ją jak najszybciej zanieść do szpitala, zanim będzie za późno! Nie ma co zwlekać – powiedział z powagą. Anne i Peter nie byli dobrzy w teleportacji i magii, więc chwycili Sai'ego za ramiona i deportowali się prosto do Świętego Munga.

Gdy tam się znaleźli, natychmiast podeszli do sekretarki.

- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – spytała, patrząc na nich, nawet nie zauważając nieprzytomnej Jackie.

- Proszę pomóc mojej siostrze – powiedział Sai, pokazując na wyżej wymienioną. Sekretarka spojrzała na młodą kobietę i natychmiast podeszła do młodzieńca wyjmując różdżkę. Gdy się zbliżyła przesunęła końcem różdżki wzdłuż jej ciała.

- Jest bardzo źle. Ma wewnętrzne obrażenia, straciła mnóstwo krwi, ma wewnętrzne siniaki i zadrapania i... Och! Ma wstrząs mózgu. Musi się nią zająć najlepszy uzdrowiciel. Chodźcie za mną – oświadczyła, więc poszli za nią. Weszli schodami na górę, a dokładniej.

 

Piętro czwarte

URAZY POZAZAKLĘCIOWE
(uroki, nieusuwalne klątwy, niewłaściwe zastosowanie zaklęcia)

 

Szli wzdłuż korytarza, aż do jakiejś białej sali. Kobieta weszła tam, coś szepnęła jakiemuś uzdrowicielowi i wyszli oboje na korytarz. Mężczyzna był stary, pod 60-kę. Podszedł do nich i zobaczywszy nieprzytomną młodą kobietę, powiedział tubalnym, ale miłym głosem:

- Zanieśmy ją na intensywną terapię, a najlepiej na OION. Tam zajmą się nią nasi najlepsi uzdrowiciele. Chodźcie za mną – i poszli do końca korytarza. Tam weszli do jakiejś równie białej sali – Proszę ją tu położyć – poprosił uzdrowiciel, pokazując na łóżko. Sai tak zrobił – Proszę ich stąd wyprowadzić, musimy mieć spokój – powiedział na koniec starszy mężczyzna. Więc kobieta wyprowadziła Sai'ego i Ghohów z sali.

- Proszę mi teraz powiedzieć, kim państwo są? – swoje pytanie sekretarka skierowała do Sai'ego.

- Ja nazywam się Sailey Kuchemoto. To moje wujostwo, Anne i Peter Ghohowie. Jesteśmy jej najbliższą rodziną, a nazywa się Jacqueline Kuchemoto. Nasza matka umarła, gdy Jackie miała rok, a tata umarł kilka lat później. Od tamtego czasu opiekujemy się sobą nawzajem – wyjaśnił Sai.

- A co się stało pana siostrze? – spytała pielęgniarka. Sai spojrzał na nią i odpowiedział drżącym głosem:

- Właściwie... to nie wiem. Stało się to dwie minuty przed moim przybyciem do naszego domu. Wujostwo to wie, byli przy tym – odpowiedział. Tak więc Peter odpowiedział na jej pytanie.

- W Londynie nie daleko ich domu znajduje się mugolski Dom Antyczny. Jest to taki budynek, w którym są stare przedmioty. Mugole je kupują – wyjaśnił mężczyzna. Kobieta tylko kiwnęła głową, zachęcając do dalszych wyjaśnień – No więc, przyszliśmy do Jacq, by złożyć jej życzenia urodzinowe i wręczyć kwiaty. Poszła do kuchni i szykowała herbatę, a Anne w międzyczasie zauważyła mały Puchar podobny do tego, który miała za swych czasów Helga Hufflepuff. Anne przyglądała się mu i pokazała mi. Jacq powiedziała nam, że kupiła go w tym Domu – wyjaśnił.

- Gdy z niego wypiła sok, to zaczęła się najpierw krztusić, a potem dusić, a na końcu upadła i na koniec zemdlała – dodała Anne.

- Rozumiem. Sądzę, że na ten Puchar zostało rzucone zaklęcia czarno magiczne wyższego stopnia – stwierdziła kobieta i weszła do sali zamykając za sobą drzwi.

- Muszę wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło – zakomunikował Sai wujostwu i zniknął.

Pojawił się chwilę potem w Domu Antycznym...

Sai miał pewien dar odziedziczony po matce. Umiał wyczuć złowrogą magię z przedmiotów i osób, a nawet widział kolory aur. Im ciemniejszy jest kolor, tym przedmiot lub osoba są bardziej czarno magiczne, lub posiadają duże pokłady czarnej magii. Rozglądał się dookoła, widząc różne kolory. Nagle zobaczył mężczyznę idącego ku niemu. Skierował się do niego i bez żadnego przywitania spytał:

- Była tu moja siostra, Jacqueline Kuchemoto? Dostała od was mały Puchar. Puchar Helgi Hufflepuff – oświadczył.

- Zgadza się. A czy coś się stało? – spytał koleś.

- Oczywiście, że tak! – zawołał na cały głos – Moja siostra jest teraz na intensywnej terapii! O, przepraszam,... JEST NA OIONIE i nie wiadomo czy przeżyje! Chcę wiedzieć skąd wzięliście ten Puchar?? – spytał zbliżając się do mężczyzny z nożem.

- Ja... no... Znalazłem go kilka dni temu... na chodniku... przy Dziurawym Kotle... – jąkał się, ale przerwał mu Sai.

- Uuu, zaraz. Poczekaj... Powiedziałeś "Dziurawy Kocioł"? Przecież tylko czarodzieje i charłaki go widzą... Chybaże... chyba, że jesteś czarodziejem! I...

- Jestem charłakiem – przerwał mu mężczyzna – Pochodzę z rodziny czarodziejów, ale nie uczęszczałem do Hogwartu, bo nie ujawniałem do końca magicznych zdolności. Osoby takie, jak my widzimy magiczne budynki takie jak np. "Dziurawy Kocioł" czy peron 9 i 3/4 oraz dementorów – wyjaśnił, po czym dodał: – Chodź, porozmawiamy gdzie indziej – poradził mu mężczyzna.

- Nie. Mam innym pomysł. Pójdziesz razem ze mną do Świętego Munga i zobaczysz, co się stało z moją siostrą! – i chwycił go za ramię, a chwilę potem zniknęli pojawiając się obok Ghohów, którzy siedzieli na krzesłach w poczekalni. Pani Ghoh płakała, a jej mąż przytulał ją i cicho coś szepcząc. Mężczyzna, którego trzymał Sai rozglądał się dookoła – Chodź – warknął ten i poprowadził mężczyznę do szyby, za którą było pomieszczenie z łóżkiem, na którym leżała wciąż nieprzytomna Jackie.

- Co jej się stało? – spytał.

- A nie wiesz? - spytał pan Ghoh.

- Nie. Nie wiem – odparł.

- A więc ci powiem. Moja siostra nie wiedząc, że na Pucharze ciąży jakaś czarno magiczna klątwa wypiła z niego sok. Z tego co mi mówili wujostwo, to zaczęła się krztusić, potem dusić, następnie upadła i zemdlała. Jest w tym stanie do teraz – wyjaśnił – Zadowolony? – spytał na koniec.

- Nie – odparł ze smutkiem – Nie wiedziałem. Myślałem, że to zwykły Puchar za czasów Założycieli Hogwartu – tłumaczył się, usiadłszy na krześle, zakrywszy twarz. Widać było, że był załamany.'Nie powinienem brać tego Pucharu'. Pomyślał z rozpaczą, patrząc poprzez załzawione oczy na stań młodej kobiety. 'Z drugiej jednak strony nie powinienem także kraść Pucharu z ulicy'. Dodał.

Po kilku minutach przyszedł ten sam uzdrowiciel. Państwo Ghoh i Sai wstali jednocześnie i podeszli do starszego mężczyzny. Drugi mężczyzna siedział dalej pogrążony w swoich myślach i nawet nie słuchał tego co mówił uzdrowiciel.

- Źle z nią. Uleczyliśmy wewnętrzne obrażenia, ale z mózgiem jest źle. Panna Kuchemoto jest w głębokiej śpiączce. Nie wiadomo, kiedy się obudzi... - odparł, patrząc na rodzinę pacjentki smutnym wzrokiem – Proszę wrócić do domu. Nic nie zrobicie. Damy wam znać, gdy coś się zmieni – poprosił uzdrowiciel. Tak więc cała trójka deportowała się do domu rodzeństwa Kuchemoto. Zastanawiali się, co zrobić tym Pucharem.


____________________________________________
Od autorki:

* Pierścień Godryka nie został odnaleziony przez Voldemorta, gdyż był od pokoleń w rodzinie Gryffindorów. Ostatnimi ich potomkami są Potterowie, ale o tym później.

** Jackie miała 18-ste urodziny dwa dni temu.

 

 

Co się stanie z Jackie? Czy wyzdrowieje? Komu Sai da Puchar, aby zniszczyć tkwiącą w nim Duszę Voldemorta? Jaką przeszkodę spotka na swojej drodze? Co się stanie z rodziną Potterów i Saim?

Więcej dowiecie się w następnym rozdziale.

Pozdrawiam

Cesy

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.