Jak już wam kiedyś mówiłam, będę opisywała kawałek z życia niekanonicznych (moich) postaci. Proszę, abyście zrozumieli, co będzie dalej w związku z pewnymi wątkami, w których oni występują, a które pojawią się w kolejnych rozdziałach.
To kolejny z nich.
Zapraszam!
Rozdział 6 - Jackie i Sai
~ Telepatia.
Parę godzin później... Londyn...
Ładna szatynka o czarnych skośnych oczach i azjatyckiej urody zmierzała ulicą w kierunku domu z antykami. Od dawna interesowała się starociami mimo tak młodego wieku. Nazywała się Jacqueline Kuchemoto. (czytaj: Dżekłelin Kaczimoto) Rok temu ukończyła Japońską Akademię Magii (w skrócie: JAM) w swym ojczystym kraju, a nie dawno, zaledwie pół roku temu, przeniosła się z bratem Sai'm do Anglii.
Sai Kuchemoto jest japońskim aurorem, a ze względu, że Japonia i Anglia w mugolskim i czarodziejskim świecie są sojusznikami zaproponowano mu, by reprezentował swój kraj w Anglii. W ten oto sposób przybył z siostrą tu, do Londynu. Kochali oni zarówno swój kraj oraz swó zawód. Młoda kobieta także zaczęła kochać Anglię. On sam znalazł pracę w tutejszym Ministerstwie, a Jacqueline szukała jej już od dawna i właśnie natrafiła na swoją życiową szansę. Antyki! To było coś fascynującego! Sam też musiał przyznać, że nie widział jeszcze osoby tak zafascynowanej starymi przedmiotami. Nadzwyczajne było to, że umiała odróżniać magiczne przedmioty od mugolskich oraz dostrzegała aury wokół przedmiotów.
Jacqueline szła ulicą już kilka minut, aż zatrzymała się przed domem antycznym i po chwili weszła do środka. Rozglądnęła się dookoła z zaciekawieniem. Pomieszczenie było ogromne. Przypominała miniaturową katedrę, gdyż sufit był wysoko. Wokół siebie dostrzegła meble i obrazy oraz zwykłe przedmioty, jak puchary do picia czy stare, ale zadbane biżuterie. Nic ciekawego dla mugoli, którzy nimi się nie interesują, nie mówiąc już o wyczuwaniu w nich magii. Dla niej jednak to nic trudnego. Kochała starocie, zwłaszcza te magiczne. Ruszyła naprzód nadal się rozglądając. Chodziła po całym muzeum, podziwiając przeróżne meble i mebelki; stoły i stołki; krzesła i krzesełka; obrazy i obrazki; zdjęcia i autoportrety, itd. Nagle zobaczyła dziwną rzecz. Był to przepiękny Złoty Puchar. Podbiegła do Niego szybkim krokiem i się Mu przyjrzała z bliska. Był zrobiony z czystego złota. Miał ingrediencje "H.H." i miało zwierzę. Borsuka. Nie miała wątpliwości, że należał do słynnej Helgi Hufflepuff, jednej z czwórki Założycieli Hogwartu.
- W czym mogę panience pomóc? – rozległ się miły męski głos tuż za nią. Młoda kobieta obejrzała się i zobaczyła mężczyznę na oko 35 lat.
- Co...? Ach tak, przepraszam. Słyszałam, że brakuje wam pracowników. Chciałabym się tutaj zatrudnić. Czy może znalazłaby się dla mnie jakaś praca? Chciałam się też spyta,ć czy ten Puchar jest na sprzedaż? – spytała, wskazując na przedmiot. Mężczyzna popatrzył na nią nieco podejrzanie, w końcu powiedział:
- Nazywam się Milo Brown. Proszę za mną – i zaprowadził dziewczynę na zaplecze. Poszli do gabinetu właściciela muzeum. Pan Brown zapukał dwa razy knykciem w drzwi.
- Proszę wejść – rozległ się inny męski głos. Oboje weszli.
- Przepraszam, szefie. Ta młoda dama przyszła w sprawie pracy – poinformował.
- Ach tak. Jak się panienka nazywa? – spytał dyrek.
- Jacqueline Megara Kuchemoto, proszę pana – odpowiedziała, kłaniając się, jak japonka.
- Nazywam się Anthony Edwards i jestem dyrektorem tego muzeum – mężczyzna wzrokował ją od stóp go głów – Ma pani jakieś kwalifikacje? – spytał.
- Oczywiście – odparła – Mam je tutaj – wyjęła z torebki nie dużą teczkę ze wzorem drzewa kwitnącej jabłoni i podała mężczyźnie. Ten otworzył ją i przejrzał papiery.
- Panno Kuchemoto, może mi panienka powiedzieć, czemu chciałaby pani pracować u nas? – spytał, przeglądając papiery.
- Fascynują mnie starocie z czasów króla Artura Pendragona. Rozpoznałam jeden z artefaktów u was. Jest to Złoty Puchar z ingrediencjami "H.H.". Był na nim borsuk. Sądzę, że należał do niejakiej Helgi Hufflepuff jeden z jego ze znajomych. Przypuszczam też, że była jego kochanką – odparła, patrząc na dyrektora. Mężczyzna patrzył na nią z zachwytem, ale drugi, który ją tu przyprowadził, wpatrywał się w nią z zaskoczeniem.
- Imponujące, panno Kuchemoto. Co może pani jeszcze powiedzieć o tym Pucharze? – spytał.
- No cóż – dziewczyna zamyśliła się, po czym usiadła i zaczęła wymieniać: – Słyszałam i czytałam, że wszystkie przedmioty należące do pani Hufflepuff i jej przyjaciół miały niezwykłe właściwości. Szczególnie te osobiste. Jak np. Diadem Roweny Ravenclaw, czy Medalion i Pierścień Salazara Slytherina, czy choćby miecz i pierścień* Godryka Gryffindora – wyjaśniła. Mężczyzna za biurkiem uśmiechnął się.
- Więc dobrze. Jest pani przyjęta, panno Kuchemoto – oświadczył, oddając jej teczkę. Młoda kobieta nie mogła się powstrzymać od szerokiego uśmiechu. Wyciągnęła rękę ku mężczyźnie, a ten ją uścisnął.
- Dziękuję, panu – powiedziała z entuzjazmem.
- Nie ma za co, panno Kachemoto. Tak się składa, że w naszej firmie w chwili przyjęcia do pracy, nowemu pracownikowi dajemy jeden dowolny przedmiot za darmo – wyjaśnił. Japonkę uradowało to jeszcze bardziej i zawołała:
- Mogę wybrać sobie, co chcę? Zabrać ze sobą do domu, i to za darmo? – spytała z niedowierzaniem i z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. W jej oczach widać było iskry szczęścia i podekscytowania. Mężczyzna skinął głową na potwierdzenie jej słów. Dziewczyna rozpromieniła się.
- Proszę za mną – powiedział pan Edwards wstając. Zaprowadził dziewczynę do głównego holu, gdzie było wystawionych większość artefaktów – Proszę sobie wybrać, co pani chce z tego, co tu się znajduje – powiedział do Jacqueline, pokazując na hol ręką. Japonka szczęśliwa na twarzy podeszła prosto do Złotego Pucharu Helgi i powiedziała:
- Chcę ten Puchar – oświadczyła stanowczo. Obaj mężczyźni nieco byli zdziwieni. W końcu dyrektor powiedział:
- Zgoda. Puchar Helgi Hufflepuff od teraz należy do pani – powiedział uroczyście.
- Dziękuję, panu – powiedziała, biorąc z gabloty magiczny artefakt. Wiedziała, że musi go stąd zabrać jak najszybciej, gdyż jakiemuś mugolowi może coś się stać. Podejrzewała czym on jest.
- Kiedy może pani zacząć pracę? – spytał pan Edwards. Młoda kobieta zamyśliła się na chwilę, po czym odpowiedziała:
- Od tego poniedziałku – odpowiedziała. Mężczyzna wyciągnął rękę ponownie w jej kierunku. Ta ją uścisnęła, po czym skłoniła się, jak na Japonkę przystało i wyszła, biorąc Puchar ze sobą.
Szła ulicą podziwiając swój drogocenny skarb. Gdy przyszła do domu postawiła Go na stole. Jej i Sai'ego dom był prawie w całości w stylu angielskim, ale były też fragmenty japońskie np. ich sypialnie i łóżka (czyli niskie łóżka, poduszka i kołdra) oraz ogródek, gdzie było dużo drzew wiśni. Nagle rozległo się pukanie do drzwi. Jacqueline poszła do sieni i otworzyła owe drzwi.
- Jackie*, skarbie! – byli to wujostwo dziewczyny i jej brata ze strony matki. Anne i Peter Ghoh. Anne była starszą siostrą ich matki Angeli. Anne i Angela były Polkami. Jedna wyszła za Polaka, a druga za Japończyka. Pani Kuchemoto zmarła, gdy Jackie miała jeden rok. Umarła podczas tortur Śmierciożerców, gdy ci chcieli dowiedzieć się, gdzie przebywa ich pan. Nie dała się, więc ją zabili. Ojciec umarł kilka lat później.
- Ciocia An? Wujek Pet? Co wy tu robicie? – spytała się ich, ściskając każde z osobna.
- Przyszliśmy odwiedzić naszą kochaną Jackie! – pisnęła pani Ghoh podając jej białe pudełko z czerwoną kokardą.
- A także złożyć jej sto lat z okazji 18 urodzin**! – zawołał pan Ghoh podając jej kwiaty, a konkretnie białe i czerwone róże. Peter wiedział, że Jackie uwielbia róże.
- Och, dziękuję, wuju! Są piękne! – uśmiechnęła się wąchając je. Wzięła od nich prezent oraz kwiaty i zaprowadziła do salonu, a sama poszła do kuchni. Przygotowała wodę na herbatę, wyjęła trzy filiżanki i ciasteczka oraz ciasto biszkoptowe z galaretką. Położyła je na dwóch talerzach, a filiżanki z herbatą obok. Gdy położyła to wszystko na tacy zaniosła do salonu. Będąc już w owym pomieszczeniu, zauważyła dopiero przy stole, że jej ciotka trzyma coś w ręce – Skąd To masz, kochana? – w głosie pana Ghoha było słychać powagę, zaniepokojenie i przerażenie jednocześnie. Jackie spojrzała na wuja. Ten wskazywał na Puchar, który trzymała Anne.
- Z Domu Antycznego. Jest tu, nie daleko – odpowiedziała. Państwo Ghoh spojrzeli po sobie. Wiedzieli, czym jest Ten przedmiot – Czy coś się stało? – spytała się ich, biorąc od ciotki Puchar i napełniając Go sokiem z pomarańczy. Zanim którekolwiek z nich zareagowało, Jackie napiła się łyka z Pucharu.
- NIE! JACKIE!! NIE PIJ Z NIEGO!!! – ryknął jej wuj. Było jednak za późno, gdyż tylko brunetka skończyła pić, spytała:
- Dlaczego? – spytała głupio, ale nie mogła nic więcej powiedzieć, gdyż zaczęła się krztusić, a potem dusić. Puchar wypadł z jej rąk, wylewając jego zawartość. Płyn zamienił się w czarną maź. Po chwili dziewczyna upadła na podłogę, próbując nabrać powietrza.
- JACQUELINE!! – ryknęła Anne i podbiegła do niej – Jacq! Jacq, skarbie! Powiedz coś! – wołała zrozpaczona Anne, ale dziewczyna nie odezwała się. Nie mogła nic powiedzieć, gdyż w tym momencie zemdlała. Była cała bladła – Peter, trzeba ją zanieść do szpitala! – zawołała do męża.
- Tak, ale którego? Nie możemy jej zanieść do mugolskiego, nie zrozumieliby. Poza tym uzdrowiciele ze świętego Munga też tego nie zrozumieją, co było przyczyną. Mało tego, to czarna magia, trzeba coś zrobić, aby Go zniszczyć. - oświadczył mężczyzna.
- Ale jeśli nic nie zrobimy ona umrze! – zawoła zrozpaczona, biorąc głowę siostrzenicy i tuląc ją do swojej piersi. W jej oczach szkliły się łzy. Nagle do pokoju wszedł inny mężczyzna. Był to wysoki 25-letni młodzieniec. Miał rozczochrane czarne włosy wpadające w granat i równie czarne oczy. Był ubrany w zwykły szary sweter i jasne jeansy. Gdy zobaczył swoje wujostwo uśmiechnął się promiennie, ale gdy zobaczył ich twarze całe we łzach zaniepokoił się – Sai! Dzięki Merlinowi, że jesteś! – zawołał Peter.
- Co się stało, wuju? Ktoś umarł? – spytał z uśmiechem na twarzy, ale dopiero teraz zauważył głowę siostry wtuloną w pierś jego ciotki – Co jej się stało? – spytał, podchodząc do nich i klęcząc.
- Kupiła w Domu Antycznym Puchar Helgi Hufflepuff. Wiedzieliśmy, czym On jest. Puchar jest Horkruksem Sami-Wiecie-Kogo. Napiła się z Niego, nie wiedząc czym On jest. Ostrzegaliśmy ją, by nie piła z niego, ale było już za późno. Po wypiciu zaczęła się krztusić, a potem dusić. Następnie upadła i zemdlała – wyjaśnił pan Ghoh.
- Kiedy to się stało? – spytał badając różdżką stan Jackie.
- Z dwie minuty temu – odparła zrozpaczona kobieta.
- Musimy ją zanieść Munga, i to szybko – powiedział, biorąc siostrę na ręce.
- Ale dlaczego? Czy ma jakieś poważniejsze obrażenia? – spytał Peter.
- O, tak. Ma obrażenia wewnętrzne. Trzeba ją jak najszybciej zanieść do szpitala, zanim będzie za późno! Nie ma co zwlekać – powiedział z powagą. Anne i Peter nie byli dobrzy w teleportacji i magii, więc chwycili Sai'ego za ramiona i deportowali się prosto do Świętego Munga.
Gdy tam się znaleźli, natychmiast podeszli do sekretarki.
- Dzień dobry. W czym mogę pomóc? – spytała, patrząc na nich, nawet nie zauważając nieprzytomnej Jackie.
- Proszę pomóc mojej siostrze – powiedział Sai, pokazując na wyżej wymienioną. Sekretarka spojrzała na młodą kobietę i natychmiast podeszła do młodzieńca wyjmując różdżkę. Gdy się zbliżyła przesunęła końcem różdżki wzdłuż jej ciała.
- Jest bardzo źle. Ma wewnętrzne obrażenia, straciła mnóstwo krwi, ma wewnętrzne siniaki i zadrapania i... Och! Ma wstrząs mózgu. Musi się nią zająć najlepszy uzdrowiciel. Chodźcie za mną – oświadczyła, więc poszli za nią. Weszli schodami na górę, a dokładniej.
Piętro czwarte
URAZY POZAZAKLĘCIOWE
(uroki, nieusuwalne klątwy, niewłaściwe zastosowanie zaklęcia)
Szli wzdłuż korytarza, aż do jakiejś białej sali. Kobieta weszła tam, coś szepnęła jakiemuś uzdrowicielowi i wyszli oboje na korytarz. Mężczyzna był stary, pod 60-kę. Podszedł do nich i zobaczywszy nieprzytomną młodą kobietę, powiedział tubalnym, ale miłym głosem:
- Zanieśmy ją na intensywną terapię, a najlepiej na OION. Tam zajmą się nią nasi najlepsi uzdrowiciele. Chodźcie za mną – i poszli do końca korytarza. Tam weszli do jakiejś równie białej sali – Proszę ją tu położyć – poprosił uzdrowiciel, pokazując na łóżko. Sai tak zrobił – Proszę ich stąd wyprowadzić, musimy mieć spokój – powiedział na koniec starszy mężczyzna. Więc kobieta wyprowadziła Sai'ego i Ghohów z sali.
- Proszę mi teraz powiedzieć, kim państwo są? – swoje pytanie sekretarka skierowała do Sai'ego.
- Ja nazywam się Sailey Kuchemoto. To moje wujostwo, Anne i Peter Ghohowie. Jesteśmy jej najbliższą rodziną, a nazywa się Jacqueline Kuchemoto. Nasza matka umarła, gdy Jackie miała rok, a tata umarł kilka lat później. Od tamtego czasu opiekujemy się sobą nawzajem – wyjaśnił Sai.
- A co się stało pana siostrze? – spytała pielęgniarka. Sai spojrzał na nią i odpowiedział drżącym głosem:
- Właściwie... to nie wiem. Stało się to dwie minuty przed moim przybyciem do naszego domu. Wujostwo to wie, byli przy tym – odpowiedział. Tak więc Peter odpowiedział na jej pytanie.
- W Londynie nie daleko ich domu znajduje się mugolski Dom Antyczny. Jest to taki budynek, w którym są stare przedmioty. Mugole je kupują – wyjaśnił mężczyzna. Kobieta tylko kiwnęła głową, zachęcając do dalszych wyjaśnień – No więc, przyszliśmy do Jacq, by złożyć jej życzenia urodzinowe i wręczyć kwiaty. Poszła do kuchni i szykowała herbatę, a Anne w międzyczasie zauważyła mały Puchar podobny do tego, który miała za swych czasów Helga Hufflepuff. Anne przyglądała się mu i pokazała mi. Jacq powiedziała nam, że kupiła go w tym Domu – wyjaśnił.
- Gdy z niego wypiła sok, to zaczęła się najpierw krztusić, a potem dusić, a na końcu upadła i na koniec zemdlała – dodała Anne.
- Rozumiem. Sądzę, że na ten Puchar zostało rzucone zaklęcia czarno magiczne wyższego stopnia – stwierdziła kobieta i weszła do sali zamykając za sobą drzwi.
- Muszę wiedzieć, co dokładnie się wydarzyło – zakomunikował Sai wujostwu i zniknął.
Pojawił się chwilę potem w Domu Antycznym...
Sai miał pewien dar odziedziczony po matce. Umiał wyczuć złowrogą magię z przedmiotów i osób, a nawet widział kolory aur. Im ciemniejszy jest kolor, tym przedmiot lub osoba są bardziej czarno magiczne, lub posiadają duże pokłady czarnej magii. Rozglądał się dookoła, widząc różne kolory. Nagle zobaczył mężczyznę idącego ku niemu. Skierował się do niego i bez żadnego przywitania spytał:
- Była tu moja siostra, Jacqueline Kuchemoto? Dostała od was mały Puchar. Puchar Helgi Hufflepuff – oświadczył.
- Zgadza się. A czy coś się stało? – spytał koleś.
- Oczywiście, że tak! – zawołał na cały głos – Moja siostra jest teraz na intensywnej terapii! O, przepraszam,... JEST NA OIONIE i nie wiadomo czy przeżyje! Chcę wiedzieć skąd wzięliście ten Puchar?? – spytał zbliżając się do mężczyzny z nożem.
- Ja... no... Znalazłem go kilka dni temu... na chodniku... przy Dziurawym Kotle... – jąkał się, ale przerwał mu Sai.
- Uuu, zaraz. Poczekaj... Powiedziałeś "Dziurawy Kocioł"? Przecież tylko czarodzieje i charłaki go widzą... Chybaże... chyba, że jesteś czarodziejem! I...
- Jestem charłakiem – przerwał mu mężczyzna – Pochodzę z rodziny czarodziejów, ale nie uczęszczałem do Hogwartu, bo nie ujawniałem do końca magicznych zdolności. Osoby takie, jak my widzimy magiczne budynki takie jak np. "Dziurawy Kocioł" czy peron 9 i 3/4 oraz dementorów – wyjaśnił, po czym dodał: – Chodź, porozmawiamy gdzie indziej – poradził mu mężczyzna.
- Nie. Mam innym pomysł. Pójdziesz razem ze mną do Świętego Munga i zobaczysz, co się stało z moją siostrą! – i chwycił go za ramię, a chwilę potem zniknęli pojawiając się obok Ghohów, którzy siedzieli na krzesłach w poczekalni. Pani Ghoh płakała, a jej mąż przytulał ją i cicho coś szepcząc. Mężczyzna, którego trzymał Sai rozglądał się dookoła – Chodź – warknął ten i poprowadził mężczyznę do szyby, za którą było pomieszczenie z łóżkiem, na którym leżała wciąż nieprzytomna Jackie.
- Co jej się stało? – spytał.
- A nie wiesz? - spytał pan Ghoh.
- Nie. Nie wiem – odparł.
- A więc ci powiem. Moja siostra nie wiedząc, że na Pucharze ciąży jakaś czarno magiczna klątwa wypiła z niego sok. Z tego co mi mówili wujostwo, to zaczęła się krztusić, potem dusić, następnie upadła i zemdlała. Jest w tym stanie do teraz – wyjaśnił – Zadowolony? – spytał na koniec.
- Nie – odparł ze smutkiem – Nie wiedziałem. Myślałem, że to zwykły Puchar za czasów Założycieli Hogwartu – tłumaczył się, usiadłszy na krześle, zakrywszy twarz. Widać było, że był załamany.'Nie powinienem brać tego Pucharu'. Pomyślał z rozpaczą, patrząc poprzez załzawione oczy na stań młodej kobiety. 'Z drugiej jednak strony nie powinienem także kraść Pucharu z ulicy'. Dodał.
Po kilku minutach przyszedł ten sam uzdrowiciel. Państwo Ghoh i Sai wstali jednocześnie i podeszli do starszego mężczyzny. Drugi mężczyzna siedział dalej pogrążony w swoich myślach i nawet nie słuchał tego co mówił uzdrowiciel.
- Źle z nią. Uleczyliśmy wewnętrzne obrażenia, ale
z mózgiem jest źle. Panna Kuchemoto jest w głębokiej śpiączce. Nie wiadomo,
kiedy się obudzi... - odparł, patrząc na rodzinę pacjentki smutnym wzrokiem –
Proszę wrócić do domu. Nic nie zrobicie. Damy wam znać, gdy coś się zmieni –
poprosił uzdrowiciel. Tak więc cała trójka deportowała się do domu rodzeństwa
Kuchemoto. Zastanawiali się, co zrobić tym Pucharem.
____________________________________________
Od autorki:
* Pierścień Godryka nie został odnaleziony przez Voldemorta, gdyż był od pokoleń w rodzinie Gryffindorów. Ostatnimi ich potomkami są Potterowie, ale o tym później.
** Jackie miała 18-ste urodziny dwa dni temu.
Co się stanie z Jackie? Czy wyzdrowieje? Komu Sai da Puchar, aby zniszczyć tkwiącą w nim Duszę Voldemorta? Jaką przeszkodę spotka na swojej drodze? Co się stanie z rodziną Potterów i Saim?
Więcej dowiecie się w następnym rozdziale.
Pozdrawiam
Cesy
1 komentarz:
Przepraszam, że znów krótko komentuję, ale przez około tydzień będę miała gościa i nie będę mogła pisać na blogu itd. Od jutra tak dokładniej (od 23.07)
Co do rozdziału jest świetny ^^
Prześlij komentarz