Moja lista przebojów 2

14 lipca 2013

Rozdział 5 (42) - Nieco wyjaśnień i kolejna walka o Horkruksa - Złoty Medalion

Klik

          Nicole wyciągnęła różdżkę zza pazuchy swojej szaty i wycelowała w mężczyznę. Z końca jej różdżki wystrzelił czerwony promień i uderzył w Śmierciożercę. Ten upadł nieprzytomny na posadzkę. Następnie Jack wyszedł spod Peleryny i podbiegł do kobiety, mówiąc:

- Pani Ghoh! Proszę iść za nami! Wyprowadzimy panią stąd! – powiedział, machając do niej. Kobieta pobiegła za Puchonem i weszła pod Pelerynę, a Jack za nią, gdzie była również Nicole. Profesor McGonagall poszła ostrzec nauczycieli, by ci poinformowali uczniów. Tymczasem dwójka Potterów i pani Ghoh pobiegli najciszej, najostrożniej i najszybciej jak mogli w kierunku wyjścia. Przedostanie się na zewnatrz było nielada problem, bo na korytarzach było mnóstwo Śmierciożerców panoszących się w tą i z powrotem. Jack miał szczęście, gdyż kiedyś Harry pokazał mu tajne przejścia na skróty, które widniały na Mapie Huncwotów. Gdy wyszli na błonia myśleli, że nie tylko mogą zdjąć Pelerynę, to mogliby odetchnąć świeżym powietrzem i odpocząć, lecz pojawił się kolejny problem. Na zewnątrz było jeszcze więcej tych idiotów, jak to w myślach nazywali ich Potterowie – Mam pomysł – szepnął Jack – Nie ruszajcie się przez chwilę – nakazał. Odwrócił się do kobiet i machnął różdżką na nie obie w dość skomplikowany sposób i powiedział na koniec – Curpae Diyane!(czyt: Karpei Dijen) Obie kobiety zniknęły. Potem wycelował w siebie i wykonał ten sam gest.

- Wow! Ale super zaklęcie! Gdzie się go nauczyłeś? – zawołała cicho Nicole.

- Cóż, siostrzyczko. Tego zaklęcia nauczył mnie i Harry'ego Percy Levender – odparł skromnie, wzruszając ramionami – Chodźmy – powiedział, zdejmując z nich Pelerynę.

- Jack! Zgłupiałeś!? Zobaczą nas! – syknęła była Krukonka, próbując założyć z powrotem Pelerynę.

- Nie, Nicki. Nie zobaczą – zaprzeczył Puchon, zabierając z jej rąk delikatnie Pelerynę – Dzięki temu zaklęciu nikt nas nie zobaczy i nie usłyszy, chyba że rzuci na siebie to samo zaklęcie – wyjaśnił.

- Aha – inteligentna odpowiedź Nicole rozbroiła napięcie obecnej sytuacji, więc skierowali się do Zakazanego Lasu. Po drodze, jak było do przewidzenia, zobaczyli kolejnych Śmierciożerców. Anne chciała rzucić zaklęcie oszałamiające, ale Jack ją powstrzymał, chwyciwszy ją za nadgarstek.

- Muszę ich walnąć oszałamiaczem – wyjaśniła. Pomimo wyjaśnień kobiety Jack jej nie puszczał, wyjaśniając to słowami:

- Jeśli to pani zrobi zaklęcie, które na nas rzuciłem zostanie automatycznie zdjęte, ale nie przeze mnie, tylko przez samo zaklęcie, które rzucisz. Zaklęcie NiN polega na tym, że jest się jednocześnie niewidzialnym i niesłyszalnym. Dodane jest też zaklęcie zwodzenia i Muffliato. Działa, dopóki, dopóty nie użyje się zaklęć obronnych, atakujących lub się nie teleportujesz. Wtedy Zaklęcie NiN znika. Im silniejsze zaklęcie, tym szybciej ta ochrona zejdzie. Czy teraz rozumiesz, dlaczego nie chcę byś rzucała jakiekolwiek zaklęcia, gdy masz na sobie tę ochronę? – spytał. Kobieta popatrzyła na niego przez chwilę, a potem schowała różdżkę, kiwnąwszy głową. Poszli więc dalej. Byli przy bramie, gdy usłyszeli głos w swoich głowach:

~ Teleportujcie się przed Ciernistym Grodem. Będę tam na was czekała ~ Był to głos pani Evans. Zrobili jak im kazała. Deportowali się za bramą do domu Matta Evansa. Jack i Nicole podeszli do babci, a ona zaprowadziła ich do holu, a potem weszła na górę, czekając na męża i drugiego wnuka.

 

~~*~~

 

Kilka minut wcześniej w gabinecie "dyrektora" Voldemorta...

          Harry był w niemałych tarapatach. 'Niech to szlag! Jak mam się stąd wydostać nie zwracając uwagi Voldemorta i Śmierciożerców na siebie?! I te liny... Psia mać! Merlinie, co mam robić???'. Rozpaczał Harry w myślach. Stał przy ścianie związany, zakneblowany z nasuniętą opaską na oczy. Słyszał jednak rozmowę Czarnego Pana ze swoim panem. Gdyby Tom II się dowiedział prawdy o Czarnym Lordzie, byłoby gorzej niż źle. Jeszcze ci idioci pilnowali go. Co robić? Pewnym pocieszeniem było to, że dziadek kazał Voldemortowi nie torturować go, bo jak to sam stwierdził: Ma wobec niego plany. Plany. Ale jakie są te plany? Tego nie wiedział ani Harry, ani Voldemort.

- Więc, Riddle – mówił Matt do Voldemorta – zrobisz tak: Oddasz mi Tego-Przeklętego-Bachora, jak to go nazywasz, a Snape będzie dyrektorem Hogwartu do końca roku szkolnego. Ty odejdziesz z resztą swoich sług do siebie. Jak chcesz, możesz pozostawić tu jeszcze dwóch lub dwoje z nich – zaproponował, pokazując na Śmierciożerców.

- Dobrze, panie. Wybieram rodzeństwo Carrow, jako zastępcy Snape'a. Będą nauczycielami Obrony Przed Czarną Magią oraz Mugoloznawstwa – poinformował go.

- W porządku. A teraz – tu podszedł do nieco przestraszonego WybrańcaZabieram Pottera – Zdjął opaskę z jego oczu i wyjął knebel z ust, potem chwycił go za ramię i spojrzał prosto w czerwone oczy Voldemorta – Jeśli się dowiem, że Ty i twoi Śmierciożercy nie stosujecie się do zasad szkolnych tej placówki, przyjdę do ciebie i zabiję, któregoś z nich. I nie obchodzi mnie, kto to będzie, ale wiedz, że pożałujesz tego. Do zobaczenia, Riddle – skierował się do kominka, wrzucił garść proszku Fiuu w popiół i wszedł do niego, wołając adres swojego domu. Ostatnią rzeczą, jaką obaj zobaczyli był Czarny Pan celujący w kominek. Lecz było już za późno dla byłego Ślizgona, bo Harry i Matt zniknęli.

 

~~*~~

 

Ciernisty Dwór...

Na miejscu Harry został rozwiązany. Szybko odszedł od mężczyzny i usiadł w fotelu. Patrzył gdzieś w kąt. Nie zauważył nawet, że jego dziadek się przemienił z powrotem w człowieka. Pan Evans podszedł do niego powoli i położył swoją dłoń na jego ramieniu. Potter spojrzał na nią, a potem na jej właściciela. Harry był bardzo wystraszony.

- Harry, już spokojnie. Wiesz, że nic ci nie zrobię. Musiałem zachować się jak drań, by Voldemort cię za bardzo nie skrzywdził i by mnie nie rozszyfrował. Wiem, że wtedy potwornie wyglądałem, ale taki się stałem, gdy dotknąłem poprzedniego Czarnego Lorda. Jestem najpotężniejszym Lordem Lordów, jaki istnieje na ziemi. Wierz mi, że można mnie pokonać – powiedział na koniec pocieszająco. Harry już miał coś powiedzieć i nabierał już powietrza, gdy do pomieszczenia weszła Joanne Evans.

- Och, Matt, Harry już wróciliście? To dobrze. Skarbie, przyszli Anne oraz Nicole i Jack. Czekają w holu – oznajmiła, radując się na ich widok.

- Dziękuje ci, Jo. Pójdę po nich, a ty porozmawiaj z Harrym. Chyba się wystraszył, gdy mnie zobaczył pod inną postacią – po czym wyszedł. Jo spojrzała na wnuka najpierw ze zdziwieniem, ale gdy zobaczyła jego twarz jej mina wyrażała smutek. Podeszła do niego.

- Harry, czy coś się stało? – spytała z troską, stanąwszy przed nim. Harry spojrzał na nią i odpowiedział:

- Babciu, ja... ja się... boję – jęknął. Kobieta usiadła obok niego. Przytuliła go, po czym spytała:

- Czego się boisz? Voldemorta? Jego nie trzeba się aż tak bać. Wasz dziadek... – urwała, bo Harry zawołał jękliwie, wtulając się w nią:

- Właśnie jego się boję, babciu! On jest straszny! Strasznie wygląda! Przestraszyłem się! – pisnął – Jak mam walczyć z najpotężniejszym Czarnym Panem jeśli boję się własnego dziadka!? – zawołał. Kobietę nieco zatkało, ale przytuliła wnuka jeszcze mocniej. Zaczęła go lekko kołysać i nucić jakąś spokojną melodię. Gdy trochę się uspokoił, powiedziała:

- Harry, posłuchaj. Gdy Matt przywrócił mnie do życia, też się na początku przestraszyłam, ale o wiele bardziej niż ty. Przez kilka lat nie chciałam z nim rozmawiać ani spotykać się. Po 8 latach od powrotu do życia zaczęło mnie gryźć sumienie. Przecież mógł być samotny i zdruzgotany z powodu, iż go opuściłam po śmierci Lily i Jamesa. Gdy w końcu postanowiłam spotkać się z nim, okazało się, że nie panował nad swoimi mocami, nie mówiąc już o emocjach. Gdy mnie tylko zobaczył jego aura malała w niesamowitym tempie. W końcu zniknęła, ale jego postać Lorda wciąż była. Po jakimś czasie zapanował nad mocami i przemienił się z powrotem w siebie. Posłuchaj teraz uważnie, jeśli będziemy go uspakajać, uda nam się "ujarzmić" te moce – wyjaśnił,a głaszcząc wnuka po głowie. Harry trochę się uspokoił, a nawet uśmiechnął i przestał płakać. W tym momencie weszły cztery osoby: Nicole i Jack Potter oraz Anne Ghoh i Matt Evans. Harry, spojrzawszy na dziadka, lecz nie puszczał Jo. Starsza kobieta, widząc to powiedziała łagodnie – Harry, ja wiem kiedy jest sobą, a kiedy nie. W tej chwili jest w 100% sobą. Wierz mi – i poklepała go delikatnie po plecach, dodając mu otuchy i odwagi. Harry spojrzał na chwilę na Matta, a potem na Joanne i znowu na Matta, po czym wstał. Powoli i ostrożnie zbliżywszy się do mężczyzny.

W między czasie Matt patrzył na Harry'ego nie pewnie. Zastanawiał się, czy się rozpłacze czy też może wpadnie mu w ramiona. Zrobiło mu się ciepło w sercu, gdy chłopak podszedł do niego z lekkim uśmiechem, a potem przytulił bez słowa.

- Harry, już się mnie nie boisz? – spytał. Harry spojrzał na niego i odpowiedział:

- Nie, dziadku. Babcia Jo poinformowała mnie o tym, że bała się ciebie bardziej niż ja sam, gdy ją ożywiłeś. I dodała, że musimy twoje moce "ujarzmić" byś był spokojniejszy i panował nad nimi – odpowiedział.

- Cała Joanne. Nadopiekuńcza do przesady. Nie raz wyciągała mnie z transu – tu westchnął teatralnie. Mówiąc to, jego oczy były jakieś zamglone, gdy wspomniał to wydarzenie. Spojrzał z powrotem na Wybrańca i powiedział – Myślę, że nie powinniście wracać do Hogwartu. Nie jest tam już  bezpiecznie. Voldemort dowiedziałby się, gdybyś pojawił się nawet Hogsmeade. Dlatego zostaniecie tutaj, wasi przyjaciele też...

- Dziadku – przerwał mu były Gryfon – a jeśli ON tu przyjdzie i zobaczy mnie całego i zdrowego rozmawiającego z tobą? Z Lordem Lordów – Mattem Evansem, dziadkiem Wybrańca Losu, jak ze starym przyjacielem? A gdy moi przyjaciele i rodzeństwo tu będą, to zrobi im coś strasznego! Nie mogę na to pozwolić, dziadku. Muszę wyruszyć w podróż z moimi przyjaciółmi w poszukiwaniu jego Horkruksów. Dumbledore powierzył mi to zadanie i wykonam je w taki, czy inny sposób. Nie ważne, ile by mi to zajęło. Ważne jest to, by został pokonany i już nigdy nas nie nachodził – oświadczy. Jego głos był bardzo stanowczy. Matt patrzył na zielonookiego bardzo uważnie, aż w końcu skinął głową.

 

~~*~~

 

Tymczasem w Hogwarcie...

Lord Voldemort przechadzał się w tę i z powrotem po gabinecie, czekając na jednego ze swoich sług i myśląc przez ten czas o swoim panu i Harrym Potterze, tej marionetce Dumbledore'a. Zastanawiał się: Czemu jego pan rozkazał mu, by przestrzegał zasad szkolnych? Zwykle nie stosował się do żadnych zasad w czasach szkolnych oraz w czasach swojej świetności. Sam go zresztą nauczył, by tego nie robił. By myślał sam i kroczył swoją drogą, by był sobą i myślał tylko o sobie samym. W zamian miał wykonywać jego rozkazy. Czyli robienia paniki i chaosu w świecie ludzi. Dlaczego chciał zabrać Gryfona do swojego zamku? Jakie plany ma wobec niego? Musiał się tego dowiedzieć. Niestety nie mógł wysłać swoich sług do Grodu, a już szczególnie Snape'a. Tylko Czarni Panowie mogli tam wchodzić, mało tego za pozwoleniem właściciela. Z tego co wiedział jest tylko jeden ŻYJĄCY Czarny Pan na świecie – On sam. Sam osobiście zabił Czarnych Panów, by przejąć ich moc. Jest ostatnim. Jeśli Lord Lordów zginie, moc Czarnych Panów zgaśnie na zawsze, chyba że ktoś innyprzejmie to stanowisko i będzie żyć dłużej. Ale co się stanie jeśli jeden z Czarnych Panów przejmie jego moc?

 

~~*~~

 

Jakiś czas później...

Harry i jego rodzeństwo zostali u swoich dziadków kilka dni, a ich przyjaciele u państwa Ghohów. Voldemort nie nachodził ich od czasu, gdy Matt rozmawiał ostatnio z Riddlem w szkole. Mało tego blizna nie dawała o sobie znać, a to nie wróżyło nic dobrego. Przyjaciele uzgodnili między sobą, że mają się spotkać w pobliżu miejsca, gdzie kiedyś odbywały się mistrzostwa świata w quidditchu, by ruszyć na poszukiwania cząstek Duszy Czarnego Pana, lecz ich plany nieco się zmieniły wraz z wiadomością, że Percy znalazł jednego z Horkruksów.

- Gdzie on jest?! – zawołał Harry dwa tygodnie później podczas śniadania do Lusterka Dwukierunkowego, patrząc w twarz pana Levendera wrzeszcząc na cały głos. Wszyscy na niego patrzyli wystraszeni.

- Mówię przecież! Umbridge miała go na szyi. Zobaczył go John, gdy byliśmy w Ministerstwie Magii na przesłuchaniu przed Komisją Rejestracji Mugolaków. Byliśmy tam nie tylko my dwaj, ale też Aurelia oraz Mary i Eleine. Umbridge ich znalazła, gdy były w Hogsmeade w Trzech Miotłach i zabrała na przesłuchanie. Szczęście, że Hermiona była w Miodowym Królestwie z Ronem. Problem jest w tym, że są w 3/4 czystości krwi. Uwzięła się na nie, ale gdy powiedzieliśmy, że ojciec Aurelii, Petunii, Lily i Aidrene'a jest czystej krwi i był wpływowym urzędnikiem w Ministerstwie dali sobie spokój z Aurelią i jej rodzeństwem. Zaraz po tym, jak wróciliśmy do Kwatery, skontaktowaliśmy się z tobą – wyjaśnił. Harry przez cały czas słuchał, nie odzywając się ani słowem. Był wstrząśnięty tymi informacjami. W końcu się przemógł i powiedział, siląc się na spokój:

- Dzięki, Percy. Zostańcie tam. Zaraz do was dołączę – i schował Lusterko do kieszeni, po czym spojrzał na towarzyszy będących w pomieszczeniu. Wszyscy patrzyli na niego w oczekiwaniu – Percy i John znaleźli kolejnego Horkruksa. Idę do nich. Ktoś jest chętny do pójścia ze mną? – spytał się ich. Ci patrzyli na niego. Pierwszy odezwał się Jack:

- Idę z tobą, Harry – były nauczyciel uśmiechnął się do niego.

- Ktoś jeszcze? – spytał. Zapadło na chwilę milczenie, aż w końcu...

- Jeśli Jack idzie, to ja też – oświadczyła Nicole.

- Pójdziemy wszyscy – oświadczył pan Evans – Jeżeli nie będziecie wiedzieć, jak je zniszczyć to służę pomocą. Znam wampirze zaklęcie, które może niszczyć Horkruksy – oznajmił, uśmiechając się rozbrajająco.

- Więc uzgodnione. Idziemy wszyscy. Proszę, by każdy do mnie podszedł i chwycił moje ramię – poprosił. Tak zrobili, a Harry teleportował się z przyjaciółmi i rodziną do Ministerstwa.

 

~~*~~

 

Londyn... Jedna z sal sądowych...

Stali w ogromnej sali. Pierwsze co zobaczyli, to John trzymający jakiś Złoty Medalion z literą "S"

Obok niego stał Percy z różdżką w ręku. Wszyscy do nich podeszli.

- Poznaje ten Medalion! To ten Medalion miała na szyi Meropa Riddle – powiedział Harry, wskazując podbródkiem na przedmiot.

- Tak – przyznał Parker. Harry patrzył na Artefakt przypominając sobie wydarzenia z ubiegłego roku. Widział go w myślodsiewni Dumbledore'a. Przez właśnie ten Medalion, a raczej jego falsyfikat dyrektor niepotrzebnie zginął, co prawda ożył potem, ale tamto wspomnienie było bolesne.

- Niech wszyscy wyjmą różdżki, a ty Percy otwórz go – poprosił Potter, cofając się, jednocześnie wyjmując różdżkę i przyjmując pozycję do walki. Jeszcze tylko Percy, John i państwo Evans przyjęli taką pozycję, po czym Percy zasyczał:

- Otwórz sięPrzedmiot, który Harry znał aż za dobrze, autentyczny Złoty Medalion Salazara Slytherina – uniósł się lekko w górę i zaczął wirować z zawrotną szybkością nad dłonią Johnego. Niespodziewanie z prędkością błyskawicy Medalion uniósł się ku sufitowi na cztery metry. Niespodziewanie Nicole jęknęła i jakaś niewidzialna siła pchnęła ją do tyłu na ławki. Siłą rzeczy uderzyła z całej siły w ścianę, mdlejąc. Co dziwne, Medalion nadal lewitował w powietrzu, obracając się delikatnie i złowieszczo. Harry chciał pomóc leżącej na podłodze siostrze, ale Medalion zaczął złowrogo brzęczeć, więc się zatrzymał gotowy rzucić zaklęcie.

- Nie wiem, jak cię zniszczyć, ale zaklęcie redukujące powinno cię wykończyć – powiedział do siebie Jack, chcąc dodać sobie otuchy – Reducto! – Z jego różdżki wystrzelił promień czerwonego światła, ale... tylko odbił się od złotego metalu Medalionu. Harry w ostatniej chwili runął pod stoliki ciągnąc za sobą Jacka przewracając zarówno je jak i brata. Medalion zaczął wirować szybciej emanując jakąś potężną mocą, która szarpnęła wszystkimi. Jednocześnie zaczął wiać silny wiatr.

- DIFFINGO! – ryknęli jednocześnie Harry, John i Jack, ale zaklęcie ponownie odbiło się od Horkruksa i rozprysnęło na tysiące takich promieni, które rozleciały się po sali demolując wszystko, co się da. Harry padł na ziemię, ponownie zakrywając głowę rękami czując, jak kafle ze ścian rozpryskują się na miliardy kawałeczków i sypiąc się im na plecy. Wiatr rzucał wszystkim, mało nie powalając przyjaciółmi i rodziną Wybrańca. Harry i Percy zerwali się i już byli gotowi rzucić kolejne zaklęcia na Medalion, gdy wrzasnęli przeraźliwie i cofnęli się gwałtownie, potykając się o wyłamane krzesła. Wicher tarmosił ich włosami i chłostał po twarzy. Blizny Harry'ego i Percy'ego zatętniły oślepiającym bólem. Przed nimi – zamiast Medalionu – stał, jak najżywszy, Tom Marvolo Riddle z wyrafinowanym półuśmiechem na ustach i płonącymi pożądaniem oczami. W dłoni trzymał wycelowaną w Harry'ego różdżkę Nicole, która najwyraźniej wypuściła, upadając.

- Harry Potter – Riddle rozpromienił się w przerażający sposób – Jakiż to zaszczyt znowu cię spotkać – celował w niego różdżką, oczy błyszczały mu wściekłością przemieszaną z drwiną – Widzę, Potter, że ponownie przyprowadziłeś przyjaciół i rodzinkę – Czarny Pan spojrzał na Percy'ego, Johnego, Jacka, Percy'ego i państwo Evans. Harry z lekką paniką myślał jakby tu ich uratować. Jo i Matt podnieśli się, również celując w niego, ale w przypadku pani Evans trzymała jakiś nóż. Cóż, nie była czarownicą, więc nic dziwnego, że Czarny Pan celował właśnie w nią. Najwyraźniej wyczuwał, kto jest magiczny, a kto nie.

- Riddle! – wycedził były nauczyciel. Rzucił szybkie spojrzenie na nieprzytomną Nicole. Wyglądała jak kupka nieszczęścia. Włosy rozrzucały się wokół jej głowy.

- Cóż za miła niespodzianka! Moje nazwisko aż tak zapadło ci w pamięci? – zakpił Tom. Wicher szarpał włosami Harry'ego oraz jego towarzyszami i chłostał niemiłosiernie po twarzy, ale Riddle pozostał nieskazitelnie obojętny temu zjawiskowi – Nie warto gadać, więc... AVADA KEDAVRA! – Harry, jak długi ponownie padł pod sterty połamanych krzeseł. Zaklęcie minęło go o włos.

- DRĘTWOTA! – wrzasnął Percy. Zaklęcie poleciało prosto w Voldemorta i... minęło go szerokim łukiem. Ten zacmokał.

- Och, jaka szkoda – zaszydził Riddle z potwornym uśmiechem – Okazuje się, że słynny Percivald Levender nadal nie dostrzega subtelnej różnicy między człowiekiem a wspomnieniem! – zaśmiał się.

- Nie jesteś wspomnieniem! Jesteś częścią Jego Duszy! – zawołali jednocześnie Harry, Percy, Jack i John. Cali brudni od brudu zerwali się na równe nogi i ponownie wycelowali w niego różdżkami.

- Och, chyba was nie doceniłem – powiedział powoli – Czyżbyście wiedzieli, czym jest Medalion mojego przodka? – Riddle uniósł brwi.

- Jesteś Horkruksem! – zawołał Harry.

- Co ty nie powiesz? I myślisz, że mnie pokonasz? Powiedz mi, Potter, czy jest sposób na pokonanie Cząstki Duszy? – Riddle uśmiechnął się złowieszczo. Harry nie odpowiedział. Myślał gorączkowo – IMPERIO! Nie uchronił się przed tym zaklęciem. Poczuł się lekki i wolny od trosk.

- Odpowiedz: nie – usłyszał rozkaz. Już otwierał usta, gdy nagle: Nie odpowiadaj... On nie może cię zmusić. Zaprotestował jego mózg – ODPOWIADAJ! – Harry poczuł ból w skroniach.

- NIE ODPOWIEM!usłyszał swój własny wrzask. Uczucie lekkości minęło i ocknął się z transu. Wiatr smagał go coraz silniej. Riddle wyglądał na wytrąconego z równowagi.

- Odporny – wycedził Riddle. Harry już wiedział co musi zrobić. Znaleźć Medalion i zniszczyć go. Artefakt musiał leżeć gdzieś obok Nicole, ale stał tam Tom... Harry zaczął obawiać się o starszą siostrę.

- Tak, jestem odporny! A nauczył mnie tego jeden z twoich najwierniejszych Śmierciożerców! Barty Crouch Jr.! – krzyknął. A żeby zyskać na czasie zaczął powoli okrążać Riddle'a. Obaj trzymali różdżki w gotowości.

- Doprawdy? – Voldemort uniósł brwi, ale nagle zmarszczył je – STÓJ! Dokądś się wybierasz?! – Harry stanął gwałtownie.

- Pozwól mi zanieść ją w bezpieczne miejsce! – wypalił. Riddle obejrzał się i zobaczył leżącą rudowłosą nieprzytomną dziewczynę z rozsypanymi na podłodze włosami.

- Ją? A co ona... Och! – Riddle'owi błysnęły oczy – Pani Mroku i Ciemności – machnął energicznie jej różdżką. Nicole bezwładnie uniosła się w powietrze. Wszystkim zamarło serce. Skąd on ją znał?? Skąd znał Nicole?

- ZOSTAW JĄ! – wrzasnęli wszyscy jednocześnie.

- Aż tak wam na niej zależy? Miłość... Głupota śmiertelnych – zaśmiał się dziwnie sztucznie Riddle, ale oczy wciąż mu podejrzanie błyszczały – Bezsensowna krótko chwila – Harry przełknął ślinę – Ale widzę, że i ciebie dosięgło to bezużyteczne uczucie – Riddle uśmiechnął się krzywo – To nieważne, bo i tak zginiesz – machnął różdżką, posyłając pannę Potter na drugi koniec zrujnowanej Sali Sądowej. Tam rzucił ją brutalnie na ziemię. Trzem braciom i państwu Evans zaszkliły się łzy w oczach, za to Jack i Matt chcieli się rzucić na Lorda, by go rozszarpać, ale w porę Harry i Jo ich chwycili. Czarny Pan zachichotał złowieszczo, co jeszcze bardziej wzburzyło Jacka, więc Harry przytrzymał go mocniej – Spełniłem waszą prośbę. Taki... dobry uczynek, żebyś ty, Harry Potterze przed śmiercią nie uważał mnie za nieczułego i bezdusznego – Riddle zaczął się śmiać. Harry w panice zaczął nerwowo się rozglądać za Medalionem. Dostrzegł Go tuż przy stopach Toma II. Telepatycznie skontaktował się z towarzyszami.

~ Jack, Percy, John, dziadku, babciu, słyszycie mnie? ~ spytał.

~ Tak ~ odpowiedzieli jednocześnie.

~ Medalion Salazara leży u stóp Riddle'a. Trzeba Go zniszczyć. Dziadku, to będzie twoja rola. Ja postaram się odwrócić uwagę Riddle'a od Niego. Za to reszta niech mnie osłania. Zgoda? ~ poprosił.

~ Zgoda ~ zgodna odpowiedź przyjaciół i rodziny dodała mu odwagi i pewności siebie. Puścił brata i aby grać na czasie Harry, słuchał dalej wypowiedzi Czarnego Pana.

- A może, żeby cię nie pozbawiać resztek honoru stoczymy nieuczciwy pojedynek?

- Zgadzam się – odparł natychmiast Harry. Miał już pewien plan. Zerknął kątem oka na dziadka, który stał trochę na prawo od Riddle'a dając mu niemą informację, by czekał na jego sygnał.

- Widzę, że zależy ci na honorze. Wielki Harry Potter odejdzie w poniżającej walce z Czarnym Panem... Tak więc ukłońmy się. Zachowajmy tradycję – Pochylili się ku sobie. Harry czuł, że panika go ogarnia coraz bardziej. Riddle był wyluzowany. Przybrali pozycje do walki. Reszta odsunęli się od nich, by zrobić im miejsce.

~ Gdy Voldemort powie "dwa" zniszczysz Medalion. Dobrze, dziadku? ~ powiedział w myślach Wybraniec do Lorda Lordów. Ten niezauważalnie skinął głową.

- Raz – zaczął odliczać Voldemort, a w jego oczach widać było szaleństwo – Dwa...  – Nagle i niespodziewanie Matt zawył:

- ACCIO, MEDALION! – ryknął, smagnąwszy różdżką.

- NIE!! CRUCIO! – Wrzask Riddle'a wstrząsnął całą salą. Matt rzucił się w bok wiedząc, że ma mało czasu. Serce waliło mu jak miecz o kowadło, ręce trochę mu się trzęsły, jak każdemu w pomieszczaniu. Wycelował różdżką w Medalion, ale niemal natychmiast odparował zaklęcie niewerbalne ciśnięte przez swego wiernego sługę. Wszyscy padli na podłogę, by nie dostać zaklęciem.

- Expelliarmus! – wrzasnął Harry pierwsze z brzega zaklęcie, rzucając je z podłogi. I nagle, jak deja vi, obie różdżki połączyły się złotą nicią. To było coś niesamowitego. Obydwaj wrzasnęli, próbując utrzymać różdżki w rękach.

- CO TO JEST, DO CHOLERY?! – Riddle za wszelką cenę starał się utrzymać różdżkę w rękach, która szarpała się rozpaczliwie. Mimo absurdalnych myśli, Harry wiedział, co chce zrobić. Co MUSI zrobić. Znowu powiedział do dziadka w myślach:

~ Gdy zerwę połączenie, a ty zniszczysz Medalion. Dobrze? ~ w odpowiedzi Matt ponownie kiwnął głową, celując z ukrycia różdżką.

- Raz... dwa... TRZY! – wrzasnął Harry, gwałtownie zrywając połączenie. Wiatr był zimny, ostry i potężny. Szarpał wszystkimi z wyjątkiem Riddle'a. Nagle rozległo się zaklęcie:

- MORIATUS! – ryknął Lord Lordów, celując w trzymający w jego ręce Medalion. Czarny promień świsnął i z niebywałą mocą uderzając w artefakt. Huk z jakim Przedmiot się rozprysnął był ogromny, wręcz ogłuszający. Do tego dołączył świdrujący potężny wrzask Riddle'a. Harry zakrył uszy, targany lodowatym wichrem. Skowyt wibrował mu w uszach. Nagle poczuł, że coś ciężkiego uderza go w głowę i przed oczami zapadła mu nieprzenikniona ciemność.

 

~~*~~

 

Inne miejsce następnego dnia...

Harry obudził się w łóżku w domu dziadka nad ranem. Gdy spojrzał w okno zdał sobie sprawę, że zbliża się świt. Zaczął sobie przypominać ostatnie wydarzenia w Ministerstwie. Rozmowa z Percym... powiadomienie rodziny o odnalezieniu kolejnego Horkruksa... przybycie do Ministerstwa... walka o Niego, a potem...

- No jasne. Zemdlałem. Jednak jest dobra wiadomość: Kolejny Horkruks zniszczony – powiedział słabym głosem do siebie. Postanowił zdrzemnąć się jeszcze parę godzin.

1 komentarz:

Lynx pisze...

Jedyne co mogę powiedzieć to
świetny rozdział...
Nowy rozdział na mym blogu - zapraszam

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.