- Nie pozwolę ci na to! - rozległ się głos byłego dyrektora tuż za nim. Obecny "dyrektor" obrócił się powoli i spojrzał na portret Albusa Dumbledore'a tuż a biurkiem. Podszedł do niego i oznajmił:
- Ty mi czegoś nie pozwalasz, Dumbledore? Nie masz już tu władzy! Ty nie żyjesz! Zrobię co mi się podoba, czy tego chcesz czy nie!! - zawołał. Już miał się odwrócić, gdyby nie to, że portret znowu się odezwał. Spojrzał najpierw na Księcia Ciemności swymi niebieskimi oczami, po czym odparł:
- Jeszcze zobaczymy, Riddle. Harry uciekł z Hogwartu, bo wiedział, że prędzej czy później tu przybędziesz. Wiedział, że będziesz chciał go dopaść. Dlatego uciekł. Nie pozwolę ci na panoszenie się po świecie, a już zwłaszcza po Hogwarcie. Zobaczysz, że w końcu Harry cię pokona. Nikt cię nie może zabić, tylko on. Pomści swoich rodziców i tych bezimiennych, których zabiłeś i twoi Śmierciożercy. - oznajmił z uśmiechem na ustach, co wzburzyło Lorda, bo wykrzyknął:
- ZAMKNIJ SIĘ, STARCZE!!! - wrzasnął.
~~*~~
W tym samym czasie w domu Ghohów Harry ponownie wrzasnął trzymając się kurczowo za bliznę. Hermiona aż podskoczyła, gdy krzyknął kolejny raz. Jego przyjaciele i rodzeństwo bardzo się martwili o Wybrańca, a już szczególnie Nicole, w końcu była najstarsza z rodzeństwa.
- Musimy coś zrobić... - postanowił Jack zmagając się ze swoim bólem. - ...Harry już krzyczy od pięciu minut. Musimy się dowiedzieć dlaczego. - zasugerował.
- Wiem dlaczego się wścieka. - odezwał się były Gryfon. Wszyscy na niego spojrzeli wyczekująco. Ten spojrzał na nich z bólem w oczach.
- Dlaczego, Harry? - spytała Hermiona. Zanim odpowiedział wstał.
- On się wściekł na Dumbledore'a,... na jego portret. Mam niestety bardzo złą wiadomość... - stwierdził z westchnieniem. Wszyscy gapili się na niego wyczekując odpowiedzi. - ...Voldemort jest... - tu spojrzał na przyjaciół, wyprostował się i dopowiedział. - ...Voldemort przybył do szkoły i mianował się dyrektorem Hogwartu. - Zarówno Harry'ego jak i jego towarzyszy przeraziła ta wiadomość i nie mogli tego przetrawić. Nagle pan Ghoh wstał i zawołał:
- Tam jest moja żona! Muszę ją ratować! - i już chciał się deportować, gdyby nie Jack. Szatyn podszedł szybko do mężczyzny, chwycił go za ramię i powiedział do niego zdenerwowanym głosem:
- Panie Ghoh, niech pan najpierw mnie wysłucha uważnie... - poprosił obracając go do siebie. - ...Wiemy, że jest tam pana żona, ale jeśli pan tam pójdzie to Voldemort was prawdopodobnie zabije. Niech pan pomyśli co się stanie z państwa dziećmi, gdy wy zginiecie? Proszę tą sprawę zostawić Harry'emu. - Mężczyzna popatrzył na niego, a potem na jego brata. W sumie Puchon miał rację. Jeśli tam pójdzie to kto zaopiekuje się dziećmi po śmierci jego i An? Nie mieli żadnej rodziny. Wszyscy umarli, wyjątkiem byli Jacqueline i Sailey Kuchemoto, ale oni nie mieli doświadczenia w wychowaniu dzieci.
- No dobrze,... Ale bądźcie ostrożni. - poprosił zwracając się do byłego nauczyciela. Cała dziewiątka uśmiechnęli się i skinęli głowami.
- Nicole, mam zamiar pójść najpierw do dziadka Matta. Pójdziesz ze mną? - spytał Harry.
- Dlaczego? - opowiedziała pytaniem na pytanie.
- Voldemort jest sługą Lorda Lordów, czyli naszego dziadka, co nie? Mógłby przecież nad nim choć trochę zapanować, a przynajmniej na tyle, by Ten nie skrzywdził uczniów i nauczycieli. - wyjaśnił zielonooki.
- W sumie masz rację. Dobrze. Przynajmniej poznamy babcię Joanne... - uśmiechnęła się Nicole. - ...Jack, idziesz?... - spytała drugiego brata. Ten skinął głową. - ...Dobrze. Panie Ghoh, Ron, Hermiono, Meia, Matt, Susan zostaniecie tu. My jedziemy do Ameryki Południowej. Niedługo wracamy. Chłopaki, chodźcie. - powiedziała. Wiedzieli, że na Ciernisty Gród zostało rzucone Zaklęcie Anty deportacyjne i różne inne zaklęcia ochronne. Rozwiązując ten problem Nicole i Jack chwycili Harry'ego za ramię i zniknęli.
~~*~~
Po chwili pojawili się tuż przed Mattem Evansem, który siedział przed biurkiem ładnego pokoju. Ten dopiero po chwili ich zobaczył. Był nie mało zaskoczony tym, że ktoś zdołał się tu aportować pomimo silnych zaklęć ochronnych. Tylko Czarni Panowie mogą tu przybyć i on sam bez trudu omijając zaklęcia.
- Jasny gwint! Harry? Jack? Nicole? Co wy tu robicie? I jak się tu dostaliście?? Joanne, chodź tu! Szybko! - zawołał wciąż zdziwiony. Wyżej wymieniona kobieta przyszła niosąc szmatkę w rękach wycierając ręce o nią.
- Co się stało, kochanie?... - spytała. Nagle zauważyła trójkę młodzieży znowu zadała pytanie. - ...Och! Czy to oni? - spytała uradowana.
- Tak, Jo. To są nasze wnuki. Harry, Jack i Nicole. - Trójka Potterów spojrzeli na nią z zachwytem. Przed nimi stała Joanne Evans. Matka ich matki, czyli ich babcia! Jak jeden mąż we trójkę podeszli do niej. Chwilę potem już się tulili.
- Jak miło was wreszcie zobaczyć, zwłaszcza ciebie, Nicole! - zawołała z szerokim uśmiechem. Ta spojrzała na nią zaskoczona.
- Dlaczego zwłaszcza mnie? - spytała. Jo spojrzała na wnuczkę z miłością i odpowiedziała:
- Dlatego, że zabito mnie pół roku po twoich narodzinach... - wyjaśniła. - ...A Matt znalazł sposób by i on umarł, ale tak by nie zginął naprawdę. Będąc Lordem Lordów znalazł sposób, by mnie przywrócić do życia. Tak więc żyję aż do dziś. - oznajmiła. Cała trójka uśmiechnęli się do kobiety i ponownie przytulili.
- Ekhm... - rozległ się głos mężczyzny. Wszyscy spojrzeli na niego, a ten odpowiedział na nie zadane pytanie. - ...Powiedzcie, jak się tu dostaliście i w jakiej sprawie przybyliście? - spytał. Na jego pytanie odpowiedział Jack:
- Harry umie omijać Zaklęcia Anty deportacyjne, a się tego nawet nie nauczył. - wyjaśnił. Na drugie pytanie odpowiedziała Nicole:
- Przybyliśmy do was w sprawie Voldemorta. - odparła. Teraz odezwał się Harry.
- Voldemort mianował się dyrektorem Hogwartu. Torturował właśnie jakąś kobietę. Miała mnie zastąpić do końca roku na stanowisku nauczyciela OPCM. - wyjaśnił. Pan Evans podszedł do Harry'ego i zaczął się wpatrywać w niego intensywnie. Chwilę potem wytrzeszczył oczy.
- Anne! Anne Ghoh!! - Harry spojrzał na niego zdziwiony. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Voldemort mógłby mianować kogoś ze swoich Śmierciożerców na inne stanowiska i kontrolować Hogwart od środka lub zamieć go na szkołę czarnej magii. - "Może gdyby dziadek Matt przybył by do Hogwartu i poprosił, a raczej rozkazał mu, by coś z tym zrobił? Gdyby sam się mianował dyrektorem to miałby w tym przypadku kontrolę nad Hogwartem, a on sam nie zrobiłby krzywdy uczniom i nauczycielom" - pomyślał Harry
- Dziadku, wpadłem na pewien pomysł. Co byś powiedział, gdybyś sam mianował się dyrektorem Hogwartu? - zaproponował chłopak. Wszyscy spojrzeli na Wybrańca zaskoczeni, a potem na Czarnego Lorda. Ten patrzył na zielonookiego wnuka z zainteresowaniem.
- Całkiem niezły pomysł, Harry, ale czy do końca przemyślany? - odezwała się Jo zadając retorycznie pytanie.
- Trochę poprawię twój pomysł, Harry,... - powiedział pan Evans. - ...a raczej dodałbym parę drobiazgów. Np. to, że ktoś musiałby pójść do niego i przynajmniej trochę go zatrzymać. Harry, ty się najbardziej nadasz. - oznajmił.
- Dlaczego ja? - spytał zaskoczony.
- Po pierwsze: całe Hogsmeade i błonia Hogwartu są strzeżone przez dementorów i Śmierciożerców. Zauważyli by was, gdybyście się bezpośrednio aportowali w wiosce. Po drugie: Na Hogwart również są rzucone Zaklęcia Anty deportacyjne. Nie zdołacie uciec, bo i tam są Śmierciożercy panoszący się na każdym piętrze i korytarzach, a nawet w lochach oraz wieżach. Po trzecie: Nie wiadomo, gdzie jest teraz Voldemort. I po czwarte: By dopaść Riddle'a trzeba użyć podstępu, przebiegłości i sposobu dostania się prosto do niego omijając bariery i strażników. A ty, Harry możesz się teleportować wszędzie omijając bariery jak to zrobiłeś z moim Dworem. - wyjaśnił.
- Więc jaki masz plan, dziadku? - spytała Nicole.
- Pójdziecie tam we trójkę. Tylko Harry ukaże się Riddle'owi, a ja na miejscu obezwładnię Harry'ego tak, by wiedział co się dzieje. Prosiłbym byś był jednak przerażony mną przy Riddle'u i przynajmniej traktował jak wroga. Zgoda? - spytał. Harry rozważał tą propozycję. Jeśli chce odbić panią Ghoh i innych to musi jakoś stanąć przed tym Kretynem Od Siedmiu Boleści.
- Zgoda. - powiedział wyciągając rękę ku niemu. Matt uśmiechnął się i uścisnął mu dłoń.
- Świetnie. Co do was, wy pod peleryną niewidką teleportujecie się razem z bratem i będziecie w pobliżu. Nie będziecie mu pomagać, gdy będzie rozmawiał z Voldemortem i nawet, gdy ja przyjdę. Waszym zadaniem będzie odnalezienie pani Ghoh i odbicie jej, a gdy Voldemort odejdzie ze Śmierciożercami zostanie uwolniona reszta. Znając Riddle'a z pewnością kazał Śmierciożercom by zaprowadzili Anne do jednego z lochów w Hogwarcie, by mieć ją na oku. Musicie pamiętać, że nikt nie może was zobaczyć... - zastrzegł ostatnie zdanie. Gdy zobaczył, że oboje kiwają głowami powiedział na koniec. - ...Dobrze. Teraz idźcie, ja tymczasem się przemienię. - oświadczył. Trójka Potterów spojrzeli po sobie nieco wystraszeni. W końcu Harry podał bratu pelerynę, a ten zarzucił ją na siostrę i siebie. Chwycili go za ramię i zniknęli.
~~*~~
W między czasie w zamku...
Lord Voldemort siedział w fotelu za biurkiem dyrektora ciesząc się swoim stanowiskiem. Teraz miał cały Hogwart w garści. Nikt mu się nie oprze. Nikt mu nie odmówi. Jego myśli zostały jednak przerwane, bo usłyszał trzask aportacji. Wyjął dyskretnie różdżkę. Wiedział, że tylko jedna osoba może się tu w taki sposób pojawiać, pomimo zaklęć ochronnych i Anty deportacyjnych. Dyrektorski fotel, na którym siedział Czarny Pan był odwrócony tyłem do drzwi, ale i tak wiedział kto przybył do niego w odwiedziny.
- Riddle, wiem, że tu jesteś. Czuję cię po przez bliznę, którą mi oczywiście sam zrobiłeś ponad 16 lat temu. Odwróć się i spójrz na mnie. - odezwał się wyżej zainteresowany.
- A po co, Potter? - spytał Ten ze śmiechem.
- Po to, by potwierdzić, że zostałeś mianowany dyrektorem Hogwartu. Jeśli chcesz, możesz mnie dostać w swoje ręce. Spójrz, nie mam różdżki w ręku. Jestem bezbronny i możesz mi zrobić co chcesz. Jestem do twojej dyspozycji. - powiedział Harry. - "Co ten bezczelny bachor sobie myśli? Że od tak sobie mogę mu zrobić co chcę? Nawet torturować? I on mi na to pozwala? To dość podejrzane" - pomyślał. Postanowił jednak się odwrócić wraz z fotelem. Jego okrutne czerwone oczy zobaczyły Tego-Bezczelnego-Bachora po środku gabinetu.
- I ty uważasz, Potter, że się nabiorę na twoje dziecinne sztuczki? Expelliarmus! - Różdżka Gryfona poleciała prosto do rąk Riddle'a. Lecz nagle...
- Expelliarmus! - znowu zabrzmiało to samo zaklęcie, ale osoba, która je wypowiedziała miała inny głos. Nie był to ani głos Harry'ego, ani Nicole, ani Jacka, czy nawet Czarnego Pana. Ten był mocniejszy, zimniejszy i niższy. Obaj spojrzeli w kierunku kominka. Przybysz był ubrany w tak czarną pelerynę, że wszystko inne wokół niego ciemniało. Zamiast nóg miał chmurę dymu. Wyglądał jak grecki Bóg Zaświatów - Hades.
Mało tego, wokół postaci była czarna aura, lecz Potter spostrzegł też zarys błękitnej. - "Czyżby to był dziadek Matt pod inną postacią, o której wspominał?" - pomyślał Potter. Nagle sobie przypomniał, że ma się go bać. Zaczął powoli się cofać, lecz nagle poczuł nieco mocniejszy ból blizny. Okazało się, że Czarny Pan chwycił go za ramię i pociągnął w dół, tak by padł na kolana.
- Siedź cicho, Potter i słuchaj. To jest Lord Lordów. Jest on... - urwał, gdyż tamten się odezwał:
- Zamilcz, Riddle!... - zagrzmiał. Młodszy ucichł. Harry obserwował zachowanie Toma II. Pamiętając słowa dziadka musiał się zachowywać jak, gdyby nigdy nic.
- "Teraz już wiesz, co miałem na myśli w związku z karą? On się po prostu mnie boi" - powiedział Matt telepatycznie do Harry'ego.
- "Widzę, dziadku" - odparł telepatycznie. W duchu śmiał z zachowania Riddle'a, ale przybrał maskę przerażenia i strachu (którego miał pod dostatkiem). Pan Evans tymczasem patrzył na swojego sługę i też się śmiał w duchu z satysfakcji, że ma nad nim przewagę. Dopóki nie wie kim jest, było dobrze. - ...Na początek, Tom chcę ci pogratulować stanowiska dyrektora Hogwartu. Ale... - tu zbliżył się do mężczyzny, który patrzył na Niego najpierw z zachwytem, ale gdy usłyszał ostatnie słowo, nieco się zaniepokoił. Lord Lordów pochylił się, chwycił Riddle'a za podbródek i pociągnął do góry tak, że jego stopy zawisły nad podłogą (Przed przemianą pan Evans był wzrostu około 167 cm, a teraz stając się Lordem Lordów miał ponad 2,5 m). Dopiero teraz Harry zobaczył jego twarz z bliska. Była potworna. Jeszcze bardziej straszniejsza od samego Riddle'a. Rysy miał tak głębokie, że można by uznać iż pochodzi z samego piekła. Mało tego miał szarą skórę, a oczy zaś miał nienaturalnie czarne i bez źrenic, aż odpychające. Wybraniec teraz dopiero się naprawdę przestraszył. Odsunął się jak najdalej od nich. - ...nie wybaczę ci, że zmusiłeś ministra do tego, by się zgodził na to, byś stał się dyrektorem tej szkoły. Więc prawnie nie możesz rządzić tą placówką. Wie o tym tylko minister, ja i Harry Potter, ale Rada nie wiedzą o mnie nic. Tak więc, jako dyrektor powiesz całej szkole, że kto innym będzie tu rządził. Nie odmówisz mi, prawda, Riddle? - oznajmił z jadem w głosie, który mógłby ciąć metal. Obaj, i Harry, i Matt patrzyli wyczekująco na Voldemorta. Ten gapił się na swojego mistrza ze zdziwieniem, ale i pokorą. Harry myślał, że Czarny Pan zapyta dlaczego jego Pan chce, by kto inny był dyrektorem Hogwartu. Zamiast tego odpowiedział przymilnie:
- Nie, panie. Nigdy ci nie odmówię. - skłonił się, gdy tylko pan Evans go puścił. Nagle - niespodziewanie Riddle chwycił prawą rękę Pottera. Odwinął rękaw powyżej łokcia i przycisnął dwa razy palec do jego Mrocznego Znaku. Harry'emu wydawało się, że zaraz odpadnie mu ręka. Wrzasnął, po czym upadł jęcząc trzymając się kurczowo za przedramię. Obu Lordów to nie wzruszyło, ale Harry wiedział, że to pozory ze strony dziadka Matta.
W umyśle pana Evansa panowała złość na Riddle'a za to, że sprawił jednemu z jego wnuków ból. Podszedł do młodzieńca. Harry wstał szybko i zaczął się cofać kompletnie olewając Czarnego Pana i ból przedramienia oraz blizny. Matt wiedział, że Harry boi się go bardziej niż Riddle'a. Chciał z wnukiem porozmawiać, ale nie tu. Nagle wpadł na pomysł. Porozmawia z chłopakiem telepatycznie.
- "Harry, uspokój się. Wiem, że strasznie wyglądam, ale..." - tu urwał, bo Harry powiedział:
- "Strasznie?? Ty naprawdę potwornie wyglądasz i nawet nie muszę udawać, że się ciebie boję! Ja NAPRAWDĘ się ciebie boję, dziadku! Już sam twój wygląd mnie przeraża!" - oznajmił. Pan Evans lekko wystraszył się, ale wiedział, że jeśli zareaguje w obecności Riddle'a wszystko spaprze. Odwrócił się, ale nie zdołał powiedzieć słowa, bo zobaczył Śmierciożerców kłaniających się przed nim.
- "Harry uciekaj stąd jak najszybciej, ale dyskretnie" - zaproponował telepatycznie. Harry spojrzał w kierunku drzwi i zobaczył śmierciojadów. Może dziadek Matt ma rację? Może rzeczywiście powinien się stąd ulotnić? I to jak najszybciej, ale... co z jego rodzeństwem? Zacisnął dłonie, ale zanim zdołał się przygotować do deportacji dopiero teraz zauważył złote liny na nadgarstkach. Zaklęcie Anty deportacyjne... - "Cholera!..." - zaklął w myślach. - "...Nie mogę się teleportować! Co robić?! Co robić?!..."
~~*~~
W między czasie Nicole i Jack biegli ku lochom ile sił w nogach. Dopiero teraz zdołali się wymknąć z gabinetu dyrektora. Gdy tam jeszcze byli weszli Śmierciożercy i jak na życzenie zostawili otwarte drzwi. Korzystając z okazji wyszli chyłkiem z pomieszczenia. Mieli nadzieję, że ich dziadek zdoła przekonać Voldemorta do zmiany decyzji, by przynajmniej część uczniów została ocalona i bezpieczni. Niestety musieli zostawić tam Harry'ego i mieli również nadzieję, że się stamtąd wyrwie... jakoś. Biegli kolejnym korytarzem zastanawiając się nad tym wszystkim. Dobiegli do lochów. Na końcu korytarza zobaczyli drzwi, gdzie prawdopodobnie była Anne Ghoh. Nie umieli widzieć przez ściany, ale musieli tam wejść. Nagle zobaczyli dwie kobiety na końcu korytarza z jakimś Śmierciożercą. Wprowadzał je do jednego z lochów. Pobiegli tam zastanawiając się nad tym samym: Jak ich brat wydostanie się ze szponów Czarnego Pana? Czy zdoła uciec Voldemortowi i jego sługusom? Lecz wiedzieli, że pani Ghoh była w tej chwili ważniejsza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz