Moja lista przebojów 2

1 września 2013

Rozdział 11 (48) - Jak déjà vu

Klik


Voldemort,
          Powiadamiam cię, że Eliksir Wskrzeszenia został już uwarzony. Zapewne chcesz go mieć, prawda? Jest pewien szczegół. Proponuję ci transakcję, a raczej stworzyć Magiczny Kontrakt. Przyjdź z Nicole do mojego domu w Dolinie Godryka jutro po południu. Wiesz doskonale gdzie się znajduje, czyż nie? Szczegóły poznasz ma miejscu.
Harry Potter


          Już następnego ranka przy śniadaniu Harry dostał odpowiedź od Voldemorta, ale gdy dotknął pergaminu poczuł ból ulokowany w czole. Krzyknął głośno wypuszczając pergamin z rąk chwytając się za bliznę, gdyż strasznie zapiekła.
- Harry, nic ci nie jest? - spytała zatroskana jego matka podchodząc do syna.
- Nie, mamo, ale czy mogłabyś przeczytać ten list? Jest od Voldemorta. - poprosił.
- Skąd wiesz kto go przysłał? - zapytała wziąwszy pergamin do ręki.
- Czegokolwiek dotknę co on zaczarował sprawia mi to ból. Przeczytasz go? - poprosił.
- Oczywiście, Harry. - powiedziała i już miała zacząć czytać, gdy do kuchni weszli James i jego drugi syn, Jacob.
- ...i wtedy poczułem ból w czole w miejscu, gdzie Harry ma bliznę. - mówił Jack do ojca.
- Jak myślisz co mogło to spowodować? - spytał Rogacz. Najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, że Harry i Lily ich już zauważyli i podsłuchali rozmowę.
- Nie wiem, tato. - odpowiedział niezbyt przytomnie pocierając czoło.
- Mówiłeś, że jeśli czujesz ból w czole to Voldemortem targają silne emocje. - stwierdził.
- To prawda, tato, ale może być też przyczyną, że to Harry poczuł ból, a ja odczuwam jego ból. Szlag! Czemu akurat wtedy, gdy wychodziłem spod prysznica?! Mało się nie poślizgnąłem! - spojrzał w kierunku brata z pytającym wzrokiem. Ten odpowiedział na niezadane pytanie:
- Dostałem list od Voldemorta, a gdy dotknąłem go poczułem ból blizny. - wyjaśnił.
- Tak właśnie myślałem. - skwitował Jack. Tymczasem Lily podała list mężowi. James wziął go i czytając na głos był coraz bardziej zdenerwowany i zaniepokojony.

Potter,
          Zgadzam się na twoje warunki i przyjdę do twego dawnego domu (jeśli on nadal stoi). Przyprowadzę waszą siostrę, lecz jeśli mnie oszukujesz i jest to pułapka, drogo mi za to zapłacisz!
Lord Voldemort


Wszyscy spojrzeli na Harry'ego wyczekująco.
- Dziś po południu będziemy mieć gości. Przyszykujmy się. Tato, sprowadź tu Remusa i Petera. Tylko go nie zabij. Ty, Jack powiadom... - urwał, bo rozległ się hałas. To był Jack. Upadł niespodziewanie na podłogę.
- Harry, coś się dzieje z Jackiem! - odezwał się James. Harry nie odpowiedział tylko westchnął teatralnie.
- Harry, co mu jest? - spytała Lily.
- Jack jest teraz w transie. Nie budźmy go. Mamo, wyślij list do Reginy Hoof i powiadom ją o tym... - oświadczył. - ...Tato, sprowadź Salazara.

~~*~~

W między czasie Puchon...
          Jack znalazł się gdzieś wśród pagórków na jakiejś polanie. Widział piękne kwiaty i dużo drzew. Nieopodal zobaczył Salazara i Godryka. Stali naprzeciw siebie i chyba rozmawiali. Zbliżył się do nich, by posłuchać o czym mówią. Jednak problem był w tym, że rozmawiali w innym języku, a z tego iż słyszał już ten język z ust Harry'ego, który wzywał i rozmawiał z Elyon zdał sobie sprawę, że ci dwaj rozmawiają po katalońsku. Nie było mowy, by cokolwiek zrozumiał. Niedługo potem obaj mężczyźni uścisnęli sobie dłonie. W tym momencie spojrzeli w jego kierunku. Pierwszy odezwał się Salazar:
- Witaj, Jacobie. Miło mi cię widzieć ponownie. - Przywitał się. Jego głos był inny niż zazwyczaj. Poznał ten głos. Zwykle słyszał go w tych proroczych snach. Co tym razem usłyszy?
- Wysłuchaj teraz kolejnej przepowiedni, a raczej przestrogi i informacji dla twego brata... - odezwał się tym razem Godryk tym samym głosem. - ...Wybraniec Losu i ostatni Czarny Pan stworzą Kontrakt, który sprawi, że Wybraniec będzie musiał odejść na jakiś czas aby wyruszyć w drogę, by go to wzmocniło psychicznie i magicznie. - zacytował.
- Czyli chcesz dać mi do zrozumienia, że Harry będzie musiał odejść by nas chronić? - spytał Jack.
- Dokładnie. - odpowiedzieli jednocześnie. Chwilę potem Jack wrócił do domu swych rodziców.

~~*~~

Rzeczywistość...
          - Mamy tak czekać wieczność? - irytował się James. Jack nie budził się już od dwudziestu minut.
- Spokojnie, tato. Jack powinien się niedługo obudzić. - powiedział Harry, a jego głos nie brzmiał zbyt przekonująco.
- Spójrzcie! - zawołała znienacka Lily. Wszyscy troje nachylili się nad drugim bliźniakiem. Ten otworzył oczy, które były mlecznobiałe, a źrenice ledwo były widoczne. Spojrzał na Harry'ego, po czym wyrecytował:
- Wybraniec Losu i ostatni Czarny Pan stworzą Kontrakt, który sprawi, że Wybraniec będzie musiał odejść na jakiś czas aby wyruszyć w drogę, by go to wzmocniło psychicznie i magicznie. - powiedział. Wszyscy patrzyli na Jacka, a potem ich rodzice spojrzeli na pierwszego syna.
- No ładnie... - westchnął Harry i pstrykną bratu przed oczami. Ten natychmiast otrzeźwiał. - ...Muszę iść. - postanowił.
- Gdzie? - spytał Jack wstając.
- Do Departamentu Tajemnic, by wydostać Syriusza spod Łuku Śmierci. - wyjaśnił.
- Ale, Harry zginiesz jeśli tam wejdziesz! - zawołał Jack.
- Wiem, ale znam zaklęcie, które pomoże mi odsłonić tą zasłonę i wydostać stamtąd Syriusza sam się nie narażając. Mamo, chcesz iść ze mną? Tylko osoba nieśmiertelna może go wydostać spod tej zasłony. - oświadczył. Ani Lily, ani James nie wiedzieli jak zareagować na to, że Harry jest tak uparty, a jednocześnie tak dzielny. Nie tak jak oni w jego wieku. Byli odważni - to fakt, ale ich odwaga była inna. Za to Jack wiedział co robić, więc zwrócił się do rodziców:
- Nie warto sprzeczać się z Harrym. On i tak ratował by Syriusza nawet bez waszej pomocy. Radzę więc byś z nim poszła, mamo. Nic zresztą nie tracisz. Harry nie może wejść do tego łuku, bo jest śmiertelnikiem, jak ja, a wejście tam może go zabić. Za to wy jesteście nieśmiertelni i nic wam się nie stanie. Nie zginiecie i nie zachorujecie. - wyjaśnił.
- Jack mówi prawdę. Nic ci się nie stanie, mamo. Więc chodź ze mną, proszę. - poprosił Harry wyciągając ku niej rękę. Kobieta przez chwilę się wahała. Wiedziała, że tu chodzi o życie Syriusza, a ona mu była potrzebna, lecz bała się o syna, jak każda matka. Jak mus to mus. Chwyciła rękę Wybrańca i zniknęli.
Oboje pojawili się u stóp łuku...
          - Chodź, mamo... - powiedział prowadząc ją w kierunku owego łuku. Kobieta poszła za nim. Harry podszedł do łuku i wyciągnął różdżkę w jego kierunku. - ...Aperio dello reserate fores!... - zawołał. Łuk, w którym była zasłona zajaśniał, potem zaczęła zanikać, aż w końcu zniknęła całkowicie. - ...Musisz wejść do środka. Poczekam tu na ciebie. - poinformował ją. Kobieta nieco wystraszona weszła do łuku, po chwili zniknęła za nim.
Trochę później...
          Harry już od 20 minut siedział u stóp łuku czekając na matkę. Zasłona, która była widzialna zanim przyszli, a potem zniknęła, gdy rzucił zaklęcie teraz pojawiła się ponownie. Lecz dopiero po chwili zdał sobie sprawę, że łuk świeci, bo zauważył cień na podłodze. Obejrzał się i zobaczył dwie postacie w zasłonie. Nie mógł podejść bliżej, bo zasłona wciągnęła by go ze sobą. Gdy w końcu postacie były wyraźniejsze spostrzegł, że byli to Lily i Syriusz, więc wstał. Gdy trochę się oddalili od zasłony podszedł do nich i pomógł matce przytrzymać mężczyznę.
- Mamo, trzymaj mocno Syriusza. Deportuję nas troje do domu. - zakomunikował. Kobieta tak zrobiła. Chwilę potem zniknęli.
Z powrotem w Dolinie Godryka...
          Znikąd troje osób pojawiło się po środku salonu w domu Potterów.
- Łapa! Co ci jest?? - zawołał James przerażony jego stanem.
- Tato, uspokój się. Jack, pomóż mi z Syriuszem. Zanieśmy go do Świętego Munga. - powiedział Harry z wysiłkiem do brata.
- Pomogę wam, chłopcy. Zaprowadzimy go tam razem. - zaproponował swoją pomoc James.
- Nie, tato. Nie możesz iść z nami. Jeszcze nie. - oświadczył Jack.
- Dlaczego? - spytał Ten.
- Dlatego, że świat czarodziejów jeszcze o nas nie wie. Niewiedzą, że wróciliśmy do życia, nie mówiąc już o Założycielach i Merlinie. - wyjaśniła Lily.
- Dokładnie. My już pójdziemy. Powiadomcie innych i... - Harry nie dokończył, bo Lily spytała:
- Harry, a ten Eliksir... nie mógłby mu pomóc? - spytała.
- Co masz na myśli? - spytali jednocześnie bliźniacy.
- Czytałam trochę więcej o Resur i wiem, że nie tylko ożywia zmarłych i czyni nieśmiertelnym, ale też leczy rany. Jeśli nas przywrócił do życia, to czy nie da się wyleczyć Syriusza tym Eliksirem? - zasugerowała. Harry myślał przez chwilę.
- Wezwij Elyon i ją zapytaj. - zaproponował Jack zwróciwszy się do Harry'ego. Ten spojrzał na niego przez chwilę.
- Masz rację. Jack. Przybądź, Elyon! - dwa ostatnie słowa zawołał po katalońsku. Przybyła natychmiast.
- Witaj, Harry. W czym mogę ci pomóc?... Och, cześć, Lily. Miło cię widzieć ponownie żywą. - powiedziała z radością.
- Elyon, czy to prawda, że Elixir of Resurrection może nie tylko ożywiać, ale też leczyć rany? - spytał.
- Tak. Może, lecz ma skutki uboczne względem żywych. - wyjaśniła.
- Względem żywych? Czyli jakie? - spytała Lily.
- Takie, że na żywych działa inaczej. Po jakimś czasie umierają, a przy najbliższym rzuceniu Avady najpierw cierpią, a potem umierają. Im częściej zażywa się eliksiru tym szybciej tracisz siły i nieśmiertelność. Jeśli zażyjesz go czwarty raz żyjesz co prawda, ale stajesz się śmiertelnikiem i mniej odpornym na różne zaklęcia, szczególnie te na choroby. Gdy jednak w walce umrzesz i ktoś da ci ten Eliksir staniesz się nieśmiertelny jak Lily i James i parę innych osób, których wskrzesiliście. Zacznie jednak słabnąć przy najbliższej Avadzie lub Cruciatusowi. Krótko mówiąc: im więcej ludzi wskrzesicie tym słabszy staje się Eliksir jeśli uleczysz nim żywą osobę bez względu na siłę życiową oraz magiczną. - wyjaśniła.
- Dzięki, Elyon. Możesz już iść. - powiedział Harry. Po chwili razem z Jackiem położyli Syriusza na sofie. Oddychał, ale był pół przytomny i porządnie poturbowany. Harry podjął decyzję w jednej chwili. Wyjął z kieszeni fiolkę Eliksiru i odkorkował ją. Nachylił się nad mężczyzną i wlał dwie krople do jego lekko rozchylonych ust. Tak jak w innych przypadkach trwało to chwilę. Gdy tylko Syriusz jęknął i otworzył oczy rozejrzał się po pokoju.
- Syriuszu, dobrze się czujesz? - spytała Lily.
- Lily? Czy jestem w niebie? - spytał.
- Nie. Nie jesteś martwy. Jesteś u nas w domu, w Dolinie Godryka. - odpowiedział James.
- Rogacz? To... to ty żyjesz? - nie dowierzał. Teraz spojrzał na Jacka, który stał za oparciem sofy wpatrującego się w niego, a potem na Harry'ego.
- Spokojnie, Syri. - mówiła Lily.
- Harry wszystko ci wyjaśni. - oświadczył James. Tak więc Syriusz spojrzał lekko nieprzytomnym wzrokiem na zielonookiego w oczekiwaniu na wyjaśnienia.
- Przez ostatnie cztery miesiące warzyłem pewien Eliksir, który ożywia zmarłych i czyni nieśmiertelnym. Wiele osób żyje dzięki niemu od wczoraj. W gronie są też moi, Jacka i Nicole rodzice, czyli twoi przyjaciele, Lily i James Potter oraz Cedrik Diggory. - wyjaśnił pokazując na swoich i Jacka rodziców.
- A ciebie uleczył tym samym Eliksirem. Eliksir warzyć pomogli mu Severus, Peter, Remus i niejaki Percy Levender. Musiałam pomóc Harry'emu ciebie wydostać zza zasłony w Sali Śmierci. - dopowiedziała Lily.
- Wpadłeś tam dwa lata temu. Nie wiesz jak nam cię brakowało. - dokończył James. Syriusz patrzył na niego przez kilka sekund, po czym uściskał go.
- Rogacz! Tak za tobą tęskniłem! - wydyszał płacząc zupełnie jak małe dziecko.
- Łapo, spokojnie! Wszystko będzie dobrze, obiecuję! - zawołał.
- Witaj wśród przyjaciół, Syriuszu. - powiedział Harry. Lily też się przyłączyła do uścisków. Gdy skończyli, Syriusz przytulił oddzielnie Harry'ego do siebie powiedziawszy:
- Harry! Jak mam ci dziękować? Jak mam dziękować za wydostanie mnie z pod tej przeklętej zasłony i za przywrócenie moich najlepszych przyjaciół do życia? - spytał ze łzami w oczach.
- Nie musisz dziękować, Łapo. Wystarczy, że dasz nauczkę tej przeklętej Lastringe... - ten spojrzał na chrześniaka zaskoczony. - ...Tak, Syriuszu, ona wciąż żyje. Masz dużo czasu na to, ale mało by się pożegnać ze mną. - oznajmił.
- Jak to? - spytał mężczyzna.
- O czym ty mówisz, Harry? - dopytywała się Lily. Harry westchnął.
- Tato, pokaż Syriuszowi list od Voldemorta. - poprosił. Mężczyzna podał przyjacielowi owy list. Gdy Syriusz go przeczytał nie bardzo zrozumiał o, co chodziło.
- O jakie warunki chodzi? - spytał.
- Chodzi o to, że... - nie dokończył, bo w tym momencie weszło kilka osób. Nie mogli w takim hałasie skończyć rozmowy. Gdy Lily przyrządziła wspaniały obiad składający się zupy cebulowej i drugiego dania nie mogli się oprzeć, by go nie spróbować.

~~*~~

          Do przybycia Voldemorta mieli godzinę, więc korzystając z okazji Lily, James i Syriusz chcieli się czegoś więcej dowiedzieć o wcześniejszych wyczynach Wybrańca oraz jego rodzeństwie. Rozmawiali właśnie o tym, czego Harry dokonał w noc poprzedzający egzamin z sumów w piątej klasie, gdy Syriusz chciał dowiedzieć się czegoś więcej na temat Jacka i Nicole. Więc ci, którzy wiedzieli o nich dość dużo, jak np. Laila Wodson, Meia Stown i Matt Preager - przyjaciele i rodzina Nicole oraz Susan Bouns, Hanna Abbot i Ernie Macmillan - przyjaciele Jacka z Hogwartu opowiedzieli o nich. Gdy dowiedzieli się od Rona i Hermiony o zdolnościach trójki młodych Potterów wszyscy słuchali jak oczarowani. Szczególnie te zdolności ich ciekawiły. W pewnym momencie Percy, spojrzawszy uprzednio na zegarek, zwróci się do Harry'ego:
- Harry, chodź ze mną na górę. Chcę z tobą porozmawiać na osobności. - poprosił. Harry trochę zdziwiony, przepraszając, wstał od stołu poszedł za nim do ich pokoju na piętrze. Gdy się tam znaleźli Harry spytał:
- O, co chodzi, Percy? - spytał patrząc na niego. Mężczyzna zamknął drzwi, po czym spojrzał na brata przez kilka sekund aż w końcu oznajmił poważnym tonem:
- Czas byś zmienił wygląd. - oświadczył. Harry zdziwił się trochę. Wpatrywał się w niego wielkimi oczami.
- Wygląd? Ale dlaczego? - spytał. - "Czuje się jakbym przeżywał déjà vu. Nic w tym dziwnego, w końcu tamten Percy mnie zmieniał i zadałem to samo pytanie" - pomyślał Percy uśmiechając się w duchu.
- Dlatego, bo tak ma być. Będziesz trochę inaczej wyglądał niż teraz, jednak inaczej niż ja. Spokojnie, Harry. Nauczysz się tego zaklęcia od wampirów... - oznajmił uspakajając trochę zdenerwowanego chłopaka. - ...Teraz posłuchaj: Zaraz po odejściu Voldemorta wyruszysz najpierw do krainy elfów, by wzmocnić swoje zdolności. Oni ci pomogą ujarzmić i kontrolować Moce Czterech Żywiołów, a piątego nie musisz się za bardzo uczyć, gdyż potrafisz kochać, Harry... - oświadczył, ale widząc zdziwienie swego przeszłego Ja wyjaśnił: - ...Tak, Harry. Posiadasz Moc Pięciu Żywiołów, ale nie miałeś o tym pojęcia... - oświadczył z uśmiechem, po chwili kontynuował. - ...Potem pójdziesz do królestwa wampirów. Oni pomogą ci w kontrolowaniu emocji i granie aktora, no i nauczą cię zaklęcia zmiany wyglądu. Poza tym w trzech krainach nauczą cię swojej dziedziny magii. W czasach Założycieli także nauczą cię swojej magii. Udoskonalisz się. Naucz się u nich też innych rzeczy, których zwykli i najlepsi czarodzieje nie potrafią. W królestwie wampirów poznasz matkę mojej żony. Zostaniesz u nich póki nie ukończysz szkolenia. Będzie to trwać kilka tygodni tu, a tam dłużej. Na trzy krainy została nałożona Pętla Czasu. To ile masz tam być zależy już od władców królestw i od ciebie samego. Niestety twoi przyjaciele nie będą mogli pójść z tobą. Sam musisz odbyć praktykę, a oni nie mogą cię rozpraszać. Zgadzasz się? - spytał. Harry gapił się na niego. Praktyka u wampirów, elfów i druidów BEZ przyjaciół? To dość dziwne i przygnębiające, ale przynajmniej czegoś nowego się nauczy. Nagle przypomniał sobie ostatnią przepowiednię Jacka. Po stworzeniu Kontraktu z Voldemortem miał odejść, a raczej wyruszyć na szkolenie. Pierwsza część proroctwa wkrótce się wypełni.
- Zgoda. - powiedział w końcu.
- Dobrze. Teraz zmienię twój wygląd, a potem poczekamy tu na Riddle'a i dopiero wtedy zejdziesz na dół. - wyjaśnił.
- Dobra. - I tak Percy zmieniał wygląd Harry'ego. Trwało to niespełna godzinę.
          Gdy Percy kończył zmienianie wyglądu nagle – niespodziewanie obaj usłyszeli czyjś pisk na dole.
Chwilę wcześniej w salonie...
          Goście skończyli właśnie drugie danie, a Lily i Meia brały talerze ze stołu, gdy wtem rozległo się pukanie do drzwi.
- Ja otworzę... - powiedziała Laila i poszła. Zanim minęło pięć sekund rozległ się jej pisk i szybkie kroki (Harry i Percy właśnie to usłyszeli i weszli na schody). - ...TO ON! VOLD...! - nie dokończyła, bo upadła na podłogę nieprzytomna. Na górze Percy powstrzymał Harry'ego, by się jeszcze nie ujawniał i był cicho.
- Dziękuję, panno Stown za powiadomienie ich o naszym przybyciu. - Do salonu weszło z 10-ciu Śmierciożerców, a na ich czele stała znana wszystkim osoba. Trzymał za ramię Nicole. Na twarzy dziewczyny było widać czyste przerażenie.
- Nicole! - zawołała Lily widząc ją. Chciała do niej podbiec, ale Remus, który stał najbliżej niej przytrzymał ją.
- Mama! - zawołała Nicki. Chciała się wyrwać, ale Riddle trzymał ją mocno.
- Riddle, puść ją! - zawołał James wyjmując różdżkę z wewnętrznej kieszeni patrząc na wyżej wymienionego ze złością, nienawiścią i determinacją.
- Tato, uspokój się. Wiesz po, co tu przyszedł i do kogo. - odezwał się Jack.
- Tak, James, uspokój się... - odezwał się tym razem Syriusz, a widząc czarne, poskręcane i długie włosy swej kuzynki dodał: - ...Och, witaj, Bella. - zaśmiał się co przypominało szczeknięcie. Ta najeżyła się. Harry i Percy bardzo powoli i cicho schodzili ze schodów. Przysłuchiwali się temu, co działo się na dole. Zobaczyli jak Voldemort robi kilka kroków ku ich ojcu. Stanął przed nim i oznajmił:
- James, tak też sądziłem, że wybierzesz swoją rodzinę, a nie mnie... - oświadczył. James patrzył na niego ze złością w oczach. Harry i Percy schodzili powoli na dół z przygotowanymi różdżkami. Harry zbliżył się do jednego ze Śmierciożerców od tyłu i zakrył mu usta. Reszta obejrzeli się, a Percy wycelował w nich i skinął im głową dając znak, by się odsunęli i zamilkli. Musieli to zrobić, gdyż obaj celowali w nich różdżkami. Na przedzie stała Bella, więc Harry ogłuszył ją i w ostatniej chwili chwycił ją w locie, by nie robić hałasu. Obaj dali znak przyjaciołom i rodzinie palcem przyciśniętym do ust, by byli cicho. Harry zbliżył się do Riddle'a i czekał. - ...Wiesz, Jimi, że nie toleruję zdrady, a szczególnie zdrady mojej dawnej Prawej Ręki. Gdy cię zabiłem szesnaście lat temu otrzymałeś karę za to, ale wskrzeszono cię razem z twoją żoną. Widzę też, że jest tu także Black. Podobno Lastringe wepchnęła cię do Łuku Śmierci, czyż nie? - spytał się Belli nie oglądając się.
- Tak, panie. - powiedział Percy doskonale naśladując jej głos. Dał znać tym co go zobaczyli aby byli cicho. Voldemort zwrócił się ponownie do Jamesa.
- Doskonale wiesz, że zrobię wszystko, co w mojej mocy byś cierpiał. Zobaczymy co zrobisz,... gdy twoja rodzina pocierpi. - wycelował różdżkę w Lily, która jęknęła ze strachu. Już otwierał usta, gdy Harry postanowił interweniować.
- Zostaw moją matkę, Tom! - Wszyscy spojrzeli w jego kierunku. Tuż za Voldemortem stał dobrze zbudowany młodzieniec o słomianych włosach. Oczy miał jasno zielone, a cerę bladą.


Gdyby Harry się nie odezwał, na pierwszy rzut oka wszyscy by pomyśleli, że nigdy w życiu nie widzieli tak przystojnego młodzieńca. W tym młodzieńcu było jednak coś znajomego. Pierwsze to jego głos, a gdy spojrzeli w jego oczy zdali sobie sprawę, że już gdzieś go widzieli. W momencie, gdy Harry się odezwał Ten chwycił Riddle'a za nadgarstek dzierżącą różdżkę. Spodziewał się bólu blizny, ale zamiast tego poczuł moc płynącą z Riddle'a do niego. Mało tego mężczyzna jęknął z bólu. Zaskoczyło go to. Chciał go puścić i już rozluźniał uchwyt, gdy pomyślał, że warto popatrzeć jak role się odwracają. W związku z tym wzmocnił jeszcze bardziej uścisk na nadgarstku. Riddle upadł na kolana. Ręka drżała pod dłonią chłopaka. Harry uśmiechnął się z satysfakcją.
- To ty, Potter? - spytał Riddle. Harry skinął powoli głową patrząc mu w oczy. Riddle chciał podnieść różdżkę, ale gdy Wybraniec zabrał mu ją i wycelował swoją w jego twarz powiedział:
- Nie radziłbym tego robić... - ostrzegł szepcząc mu do ucha w mowie węży. Tylko kilka osób w pomieszczeniu go zrozumieli. Tymczasem czerwonooki spojrzał na Harry'ego z bólem i złością w oczach. - ...Jeden fałszywy ruch, a poczujesz większy ból od tego jaki teraz czujesz, Riddle. - zagroził zielonooki. Voldemort zaśmiał cicho i powiedział także w mowie w węży.
- Potter,... - Riddle spojrzał na niego wciąż się uśmiechając. - ...czy ty myślisz,... że dam się zastraszyć?... - spytał próbując się wyswobodzić z jego mocnego uścisku. - ...Poza tym pamiętasz co mi zaproponowałeś? - oznajmił z błyskiem w oczach Czarny Pan pytając tym razem po angielsku. Harry spojrzał najpierw na niego, a potem chwycił jego twarz zbliżywszy ją do swojej. Voldemort krzyknął jeszcze głośniej. Śmierciożercy poruszyli się wyciągając różdżki chcąc rzucić zaklęcia. Harry tylko zerknął kątem oka na przyjaciół, a ci rozumiejąc to spojrzenie wycelowali w śmierciożerców różdżki. Tamci zatrzymali się. Harry spojrzał ponownie na swoją "ofiarę".
- Tak, Riddle. Pamiętam. Chodź. - powiedział puszczając go. Voldemort padł na czworaka. Po paru chwilach wstał powoli i poszedł za Harrym do salonu.
- Co to za transakcja? - spytał łapiąc oddech. Harry odwrócił się na pięcie i odpowiedział:
- Powiem, gdy moi przyjaciele i rodzina będą bezpieczni. - oświadczył spojrzawszy kątem oka na Śmierciożerców, a drugim kątem oka na bliskich.
- Dobra, Potter... - zgodził się ten i skinął głową na swych towarzyszy, by stąd poszli, ale zostawili Nicole. Ci deportowali się, a Nicole natychmiast pobiegła do kuchni, gdzie była reszta domowników. Gdy dwaj wrogowie zostali sami, dawny Ślizgon zwrócił się do Harry'ego. - ...Potter, teraz twoja kolej. Powiedz im, by się nie wtrącali. - zawołał.
- Dobrze... - Harry skinął tylko głową w kierunku brata. Jack, widząc jego gest dał znak reszcie, by wyszli i zostawili ich obu samych. Tymczasem Harry pokazał Voldemortowi dwa fotele stojące w salonie dając do zrozumienia by usiadł. Voldemort nie chętnie to zrobił. Siedząc, wciąż trzymali różdżki (Voldemort w jakiś sposób odzyskał swoją). Po chwili milczenia Harry oświadczył: - ...W zastaw za Nicole ja pozwolę ci porozmawiać z kimś, kogo nie spodziewasz w tych czasach. - oznajmił Harry akceptując trzy ostatnie słowa.
- A kogo, Potter? - spytał z wielkim zaciekawieniem. Harry spojrzał na niego z satysfakcją. Z chytrym uśmieszkiem na twarzy odpowiedział zdaniem:
- Czy mógłbyś do nas dołączyć,... - uśmiechnął się równie szatańsko jak Voldemort. - ...Salazarze?... - spytał wciąż patrząc na czerwonookiego mężczyznę. Voldemort był tak zaskoczony tym imieniem, że aż oniemiał z wrażenia. Po chwili zobaczył równie bladego mężczyznę. - ...Riddle, pamiętasz może jeszcze swojego przodka Salazara Slytherina? - spytał zielonooki Potter nadal się uśmiechając. Z holu powolnym krokiem wszedł wysoki czarnowłosy, czarnooki o bladej cerze mężczyzna idący w ich kierunku  Lord wstał jak oparzony i natychmiast ukląkł przed mężczyzną. Harry w duchu zaśmiał się. Zerknął na Salazara i zauważył, że i on się zaśmiał. Po chwili czarownik oznajmił:
- Tomie Riddle, przez całe życie robiłeś wiele, całkiem zabawnych rzeczy, ale były sprawy, które wymagają... kary dla ciebie. - oświadczył mężczyzna.
- Kary? Ale... - Riddle nie skończył, gdyż czarnooki przerwał mu wołając:
- Milcz, idioto! Nie odzywaj się nie pytany!... - zagrzmiał głośno. Ten jakby się skulił w sobie. - ...Tom, wstań i spójrz na mnie... - Ten wykonał jego polecenie. Slytherin wyciągnął rękę ku jego twarzy i uniósł w górę jego podbródek tak, by ich spojrzenia się spotkały. To, co było nadzwyczajne to, to że oczy Voldemorta nagle stały się czarne jak węgiel. Zgasła w nich czerwień, a jego twarz powróciła do pierwotnego stanu. Wyglądał tak jak wtedy w gabinecie Dumbledore'a, gdy pytał o posadę, ale z jakieś trzydzieści lat starszy. Nie było na jego twarzy ani jednej zmarszczki. - ...Nawet, gdybyś miał nieskończenie wielką moc mnie nie dorównasz - Nie mówiąc już o Harrym Potterze... - na chwilę zamilkł. - ...Tak, Riddle. Wybraniec Losu ma większą moc od ciebie i ode mnie. Cokolwiek on ci zaproponuje masz się stosować do reguł,... które ja sam wymyśliłem... - tu zaśmiał się. - ...Tak, kochani!... - zawołał puszczając twarz Riddle'a, który ponownie upadł na podłogę. Wstawał powoli jakby jego ciało było z ołowiu. - ...To ja wymyśliłem Przysięgę Wieczystą i Magiczny Kontrakt! - i uśmiechnął się patrząc na wszystkich. Zarówno tych w salonie jak i w kuchni ciut zatkało. Zrobiło się na chwilę cicho.
- Panie Slytherin,... - przerwał ciszę Harry. -  ...czy ja i Riddle możemy już zacząć? - spytał.
- Tak, oczywiście, Harry. - odparł i stanął w cieniu obserwując ich. Voldemort, wciąż w szoku, gapił się na swego przodka. Widocznie nie sądził, że jest taki... uprzejmy.
- Potter, zanim zaczniemy, chcę wiedzieć czemu Slytherin tak się zachowuje? - spytał nie patrząc na Gryfona próbując w tym samym czasie wstać.
- Dlatego, że zawdzięcza mi życie... - wyjaśnił, ale kontynuował: - ...Helga Hufflepuff, Rowena Ravenclaw, Godryk Gryffindor i Merlin także. - wyjaśnił. Riddle patrzył wciąż na Salazara z dziwną miną. W końcu spojrzał na Harry'ego.
- Potter, jakie stawiasz warunki? - spytał w końcu siadając. Harry też usiadł w swoim fotelu i oznajmił.
- Znam cię na tyle, że nie zdołałbym cię przekonać byś się oddał w ręce aurorów... - stwierdził. Riddle musiał się z nim zgodzić. Chłopak miał talent do wyciszenia go, jak kiedyś on sam. Jednak czemu tym razem to on odczuł ból a Potter nie? - ...więc inaczej porozmawiamy... - dokończył. Ten czekał z niecierpliwością na jego słowa, jak zresztą inni też. - ...Otóż, warunki są takie: Zaprzestaniesz na cztery miesiące atakowania kogokolwiek. Mugoli i czarodziejów obojętnie jakiego pochodzenia, a szczególnie tak zwanych mugolaków. Nie będziesz nawiązywał nowych, ani starych kontaktów. Mam też na myśli osoby zza granicy, by przekonywać aby stali się twoimi sługami oraz nie będziesz szpiegował moich przyjaciół i rodziny. A przede wszystkim zostawisz moich bliskich i nasze rodziny w spokoju. Zgadzasz się? - spytał. Mężczyzna przez dłuższą chwilę zastanawiał się nad jego słowami. W końcu odpowiedział:
- Dobrze, zgoda... - i wyciągnął ku niemu rękę. Harry spojrzał najpierw Lorda, a potem wstał i podszedł do niego. Ten też wstał z wciąż wyciągniętą ręką. Po chwili uścisnęli sobie ręce. Harry syknął z bólu, gdy ich ręce się zetknęły. Voldemort jednak nie puścił ręki młodzieńca zdając sobie sprawę z łączącej ich więzi, że ona narasta. Jeśli Harry dotknie go, to on odczuje ból, a jeśli Potter to on go wyczuwa. Ścisnął mocniej dłoń chłopaka, aż Harry jęknął. Voldemort przysunął go bliżej do siebie i zmusił by upadł na kolana przed nim. Reszta, prócz Salazara, chciała zareagować, ale widząc ostre spojrzenie Riddle'a powstrzymali się. - ...Pod jednym warunkiem, Harry... - ten przełknął ślinę patrząc w jego czerwone oczy. James zamarł, gdy usłyszał ostatnie słowo i ton Riddle'a.
- O, rany! Jest źle! Wypowiedział jego imię! Trzymaj się, synu. - wyszeptał.
- Ty wyjedziesz z kraju na ten czas. Zgadzasz się? - spytał wzmacniając uścisk. Druga część proroctwa także się powoli spełniała.
- Ałła!! Puść mnie, bo się nie zgodzę! - jęknął.
- Zgadzasz się? - spytał wzmacniając jeszcze bardziej uścisk. Harry rozważał tą część umowy patrząc na Lorda Voldemorta z bólem w oczach, aż w końcu oznajmił:
- Dobrze,... zgoda. A-a ty obiecaj, że nie będziesz nikogo, ale to nikogo krzywdził, obojętnie kto to będzie. Zgoda,... panie? - Czarny Pan patrzył na młodzieńca przez chwilę. Po czym puścił go. Harry oparł się rękoma o podłogę oddychając ciężko. Ból był nie do zniesienia.
- No dobrze, Potter. Nikogo nie zaatakuję przez cztery miesiące. Obiecuję ci to. - oświadczył wyciągając ponownie ku niemu rękę na zapieczętowanie nowej umowy, ale Harry jej nie uścisnął. Zamiast tego wstając powiedział:
- Załóż rękawiczki, bym nie czuł bólu... - Lord uśmiechnął się przerażająco. Sięgnął do kieszeni i wyjął z niej czarne skórzane rękawiczki. Założył je i ponownie wyciągnął rękę ku zielonookiemu. Tym razem Wybraniec ją uścisnął. Tuż nad ich głowami uniosły się mgły. Nad głową Voldemorta unosiła się mgiełka koloru szkarłatnego i srebrnego, a nad głową Harry'ego jasno-złota i szmaragdowa. Przez chwilę unosiły się w powietrzu, ale gdy się połączyły tworząc ciemno-złoty kolor zniknęły. Tom II i Harry patrzyli na nie przez chwilę, a gdy zniknęły spojrzeli na siebie.
- Czy wiesz, co to znaczy? - spytał zielonooki patrząc na Voldemorta niepewnie.
- Tak, wiem. Od teraz, jeśli któryś z nas złamie Kontrakt umrze na zawsze i nigdy nie wróci do życia nawet, gdy za życia był nieśmiertelny. - oznajmił drżąc lekko.
- Dodam coś jeszcze, panowie... - wtrącił się Salazar. Obaj na niego spojrzeli z pytającymi minami. - ...Kontrakt dotyczy też waszych bliskich i znajomych. Zarówno twoich Śmierciożerców, Tom i siostry oraz waszych dzieci, twoich i Reginy. A także twoich przyjaciół i rodziny, Harry. Jeśli zrobią coś wbrew warunków Kontraktu oni także zginą... bez wyjątku. - wyjaśnił z chytrym uśmiechem na twarzy.
- Nie rozumiem. - powiedzieli zgodnie Riddle i młody Potter.
- Już wyjaśniam, a raczej dam przykład. Wiecie, że zabiłem Godryka? - spytał.
- Tak. - odpowiedzieli ponownie jednocześnie.
- Więc, chcę powiedzieć, że kilka dni przed tym, gdy go zabiłem obaj zawarliśmy umowę dokładnie taką samą, jaką wy teraz... - oświadczył. Nagle Jack sobie coś przypomniał. Właśnie tą scenę widział w ostatnim śnie. Oto chodziło w tej rozmowie. Zawierali Magiczny Kontrakt. Przekazał tą wiadomość rodzicom, siostrze i przyjaciołom, ale cicho, by tamci nie usłyszeli. Tymczasem Slytherin kontynuował: - ...Po jego śmierci sam też zginąłem oraz moi podwładni i przyjaciele. Mimo że moi bliscy nie byli wspomnieni w Kontrakcie... - objaśnił. - ...Harry, proponuję byś spakował swoje rzeczy i wyjechał stąd, a Riddle zrobi to samo, prawda? - powiedział czarownik spojrzawszy na swego potomka, który nie był zbyt zadowolony, że jego przodek i mistrz nie dość, że zarówno przejął inicjatywę dowodzenia, to jeszcze rozmawia z Harrym tak przyjaźnie.
- W porządku, Salazarze, ale najpierw chcę się pożegnać z rodziną i przyjaciółmi. - oznajmił Harry. Lord rozważał to, a potem, zanim Slytherin się odezwał oświadczył:
- Zgoda, ale się pospiesz. - Harry westchnął i skierował się do kuchni, gdzie byli wszyscy jego bliscy. Gdy stanął w progu kuchni powiedział:
- Muszę wam coś jeszcze powiedzieć. - powiedział smutnym głosem.
- Co takiego, synu? - spytał jego ojciec drżącym głosem. Harry zrobił kilka kroków w jego kierunku i stanął po środku kuchni ze zwieszoną głową.
- Widzicie,... zawarłem Magiczny Kontrakt z Voldemortem. - po tym zdaniu Harry wyjaśnił szczegóły Kontraktu. Wszyscy byli przerażeni, ale Aurelia była niepewna, gdyż spytała:
- Jeśli był to Magiczny Kontrakt, to ty też musiałeś coś obiecać. Pytanie tylko brzmi: Co mu obiecałeś? - zauważyła czarnowłosa, ale to nie Harry odpowiedział na jej pytanie, lecz Voldemort. Stał w progu kuchni i słuchał. Harry nawet się nie odwrócił, tylko gapił się w podłogę.
- Wasz Zbawiciel Świata ma wyjechać z kraju na kilka miesięcy, a ja nie będę nikogo atakował przez ten czas. - oznajmił.
- Do kiedy? - padło pytanie.
- Do końca kwietnia tego roku. - odpowiedział Harry.
- Może zrobisz to już teraz?... - spytał Ten. - ...Spakuj się i wyjedź z kraju. I to już! - oświadczył Lord. Harry skulił się w sobie i wyszedł na korytarz.

1 komentarz:

Lynx pisze...

Jednym słowem rozdział: świetny!
Kończe pisanie bo jem kolację xD

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.