Moja lista przebojów 2

29 września 2013

Rozdział 15 (52) - Porwanie, przepowiednia Jacka i druga narzeczona

Klik

          Gdy wrócił do królestwa wampirów nie spotkał się bezpośrednio z Alią, ale z jakąś prześliczną dziewczyną o pięknej cerze, błyszczących blond włosach i przepięknych błękitnych oczach. We włosach miała śliczną czerwoną różę, a na sobie różową sukienkę.


Już wiedział co Percy w niej widział. Była jak bóstwo. Jej uśmiech zwalał z nóg. Nieznajoma patrzyła na niego z umiarkowanym zainteresowaniem. W końcu Harry spytał:
- Czy ty nie jesteś przypadkiem córką Alianny Gaunt? - spytał przyglądając się każdemu jej calu. Chciał ją tak zapamiętać, jak Percy.
- Tak. Jestem jej córką, ale ja cię nie znam. Kim ty właściwie jesteś? Nie widziałam cię w tych stronach. - zadała pytanie.
- Jestem Harry Potter. Wszyscy w tym królestwie mnie znają i w moim wymiarze również. Znam twoją mamę. Uczyliśmy się razem 18 lat temu przez ponad cztery lata i... - urwał, bo usłyszał głos. Znany mu głos, którego ta osoba nie słyszała przez 18-ście lat, a on, na Ziemi przez 18 godzin.
- Harry? Czy... czy to ty? - Harry odwrócił się powoli. Zobaczywszy swoją najlepszą przyjaciółkę z wrażenia krzyknął:
- Alia! - zawołał.
- Harry! - pisnęła z zachwytu. Oboje podbiegli do siebie i przytulili z radości. Siła z jaką na siebie wpadli była tak duża, że aż upadli na ziemię. Lecz im to nie przeszkadzało kompletnie. Śmiali się jak małe dzieci.
- Jak ja za tobą tęskniłam! - pisnęła Alia leżąc na nim.
- Ja też! Ja też!... - zawołał młodzieniec obracając się i teraz on leżał na niej. - ...Mów, co u ciebie? - spytał patrząc w jej zielone oczy i pomagając wstać.
- Cóż, po pierwsze: jak już wiesz mam córkę... - wskazała na blond włosą. - ...Ma na imię Martha Alianna Gaunt. - wskazała na córkę.
- Miło mi, Martho. - powiedział całując jej piękną zgrabną dłoń.
- Mnie też, Harry. - oświadczyła rumieniąc się.
- Chodźcie do pałacu, poznacie się lepiej. - zaproponowała Alianna. W drodze do pałacu Harry i Alianna rozmawiali o wszystkim i o niczym. Po prostu nadrobili stracony czas.

~~*~~

Na Ziemi...
          Tymczasem w Dworze Malfoy'ów do pokoju Voldemorta weszło pięciu Śmierciożerców prowadzących czwórkę osób. Trzech z nich trzymało za ramię po jednej osobie. Za to czwarty i piąty trzymali jedną, gdyż strasznie się szamotał.
- Panie, przyprowadziliśmy ich. - oznajmił jeden z nich. Riddle obejrzał się i uśmiechnął widząc swoje trzy córki i przyszłe Ja Harry'ego. Wstał ze swojego krzesła, które stało przodem do kominka i podszedł do nich. Wpatrywał się w nich przez chwilę, po czym powiedział:
- Mary i Eleine Parker, Hermiona Granger i Percy Levender. Miło was widzieć w moich skromnych progach. Możecie je puścić, a jego zanieście do celi. Później nim się zajmę... - powiedział wskazując na ostatnią osobę. Śmierciożercy wyszli zostawiając dziewczyny sam na sam z Voldemortem zabierając ze sobą Percy'ego. Gdy drzwi się zamknęły Riddle spojrzał na trzy córki i uśmiechnął się, po czym wskazał na trzy fotele przy kominku. - ...Usiądźcie. - rzekł.
- Nie, dzięki. Nie skorzystam. - odpowiedziały jednocześnie i równie jednocześnie krzyżując ręce na piersi. Voldemort popatrzył na nie przez chwilę, po czym wyjął z wewnętrznej kieszeni złoty pierścień z czarnym opalem.


Gdy Hermiona, Eleine i Mary spojrzały na niego zamarły.
- To przecież... - Hermiona nie dokończyła, bo Riddle wycelował w dziewczyny pierścień, a wokół ich ciał pojawiły się srebrne liny.
- Co się dzieje? - spytała Eleine spojrzawszy na swoje ciało.
- Nie mogę się ruszyć! - zawołała Mary szarpiąc się z linami.
- Wypuść nas! - krzyknęła Hermiona nawet nie próbując się wyswobodzić, gdyż wiedziała iż to nie ma sensu.
- A niby czemu miałbym was wypuścić? - spytał gładząc kamień na pierścieniu.
- Bo jesteśmy twoimi córkami! - zawołały jednocześnie, a Mary dodała:
- Nie powinieneś tak nas traktować! - warknęła.
- Żaden ojciec tak nie traktuje swojego dziecka! - wtórowała jej Hermiona.
- Nie zmusza się swojego dziecka do tego, do czego nie jest zdolne! - zakończyła Eleine.
- Poza tym... - odezwała ponownie Hermiona. - ...Jesteśmy w ciąży i powinieneś traktować nas dobrze ze względu na twoje przyszłe wnuki. - oświadczyła. Voldemort zamarł na kilka chwil. W końcu zdjął pierścień z palca, a następnie pstryknął palcami. Liny oplatające Mary, Hermionę i Eleine opadły.
- Przekonałyście mnie, ale tak czy owak zostaniecie tu ze mną. - oświadczył. Wszystkie trzy spojrzały na siebie i skontaktowały się telepatycznie ze sobą:
- "Dziewczyny, musimy się stąd wydostać. Nie może nas tu trzymać ot tak po prostu" - mówiła telepatycznie Hermiona do sióstr.
- "Zgadzam się z Hermi..." - odparła Eleine. - "...Ale to przecież nasz ojciec. W pewnym sensie nie możemy mu się sprzeciwić jako jego córki" - wyjaśniła.
- "Ele, ma rację..." - powiedziała Mary. - "...Nie mamy wyboru"
- "A co z tymi medalionami? Dał nam je, gdy byłyśmy bardzo małe. Mama mi mówiła, że kilka dni po naszych narodzinach dał nam je i jeszcze tego samego dnia zabrała nas od niego, by nas chronić przed nim, ale medalionów nie mogła zdjąć" - wyjaśniła Eleine.
- "To prawda. Ma nad nami kontrolę poprzez swój pierścień" - zmartwiła się Mary.
- "Więc co robimy?" - spytała Hermiona. Obie dziewczyny popatrzyły najpierw na nią, a potem na Riddle'a. Westchnęły jednocześnie i zwróciły się do mężczyzny
- Dobrze. Zostaniemy. - powiedziała Hermiona. Voldemort uśmiechnął się.
- Bardzo dobrze. Zaprowadzę was do waszego pokoju. - oświadczył. Hermiona, Mary i Eleine poszły za swoim ojcem. Poprowadził je ku pokojowi, w którym w te wakacje urzędowała przez jakiś czas panna Granger. Gdy drzwi się zamknęły za nimi zaczęły rozmawiać między sobą na głos.
- A co Percym? - spytała Mary.
- Nie mamy wyboru jak zostać u Riddle'a i pozwolić by nas gnębił, a Percy zostanie w lochu. I tak nic mu nie zrobi, bo jest mu potrzebny, by przekazywał mu informacje na temat Harry'ego. - oświadczyła Eleine.
- Czy wy nie rozumiecie?!... - zawołała Hermiona. - ...Przecież Percy Levender jest Harrym w przyszłości. Jeśli coś się stanie Harry'emu to i Percy'emu też. Jeśli go skrzywdzi Harry to wyczuje i Jack też oraz ty, Eleine. - wyjaśniła Mary.
- Więc co robimy? - spytała Hermiona.
- Nie możemy nic zrobić. - odparła zrezygnowana Eleine.
- A co z medalionami?... - spytała Mary. - ...Poprzez ten swój pierścień ma nad nami kontrolę. Zresztą... nad każdym takim medalionem. Nie możemy ich zdjąć. - jęknęła.
- Z tego co słyszałam może go zdjąć tylko on sam lub ten kto nosi pierścień Merlina. - wyjaśniła Hermiona.
- A ile ich jest? - spytała Eleine.
- Aż szesnaście. Każdy z nich przybiera postać przedmiotu, który jest mu przypisany. Mnie wypadł wisiorek... - mówiła Hermiona wyciągając swój. - ...A wam co przypadło? - spytała się ich.
- Mnie też wisiorek. - powiedziała Mary.
- I mnie... - dodała Eleine. - ...Ciekawi mnie jedna rzecz. Po co nam one? - zastanawiała się na głos.
- Podobno są jakimś kluczem do czegoś. Do czego, tego nie mam pojęcia. - odparła Hermiona wzruszając ramionami.
- Jak myślicie kto ma jeszcze te przedmioty?
- Cóż, być może mają je osoby związane z Voldemortem. Pomyślcie: my oraz Nicole jesteśmy córkami Voldemorta. Tom III, Marvolo i Daniel Riddle także, ale oni mają inne matki. - wyliczała Mary.
- Jest jeszcze Alina Anderson. Ona jest jego wnuczką. - przypomniała Hermiona.
- Rzeczywiście. Pamiętacie Reginę Hoof? Jest siostrą-bliźniaczką Voldemorta, więc jej dzieci też są z nim związane poprzez wspólną krew. Są to: Agnes, Alastor, Geandley i March Hoof. Więc i oni muszą posiadać je. Ile już jest osób? - zamyśliła się dziewczyna.
- Jedenaście, więc zostało jeszcze czworo osób i cztery medaliony. - odpowiedziała Hermiona wyliczając na palcach.
- Nie, Mary. Trzy. Nie zapominaj o naszym ojcu. On ma pierścień Nekromantów. - przypomniała Eleine.
- No tak. Masz rację. Ja idę spać. Na dziś mam dość wrażeń. - powiedziała Hermiona ziewając.
- Chyba masz rację, Hermi. Też się położę. - i we trzy położyły się na swoich łóżkach.
           Tymczasem na korytarzu Voldemort podsłuchiwał rozmowę swoich trzech córek.
- Bardzo dobrze, dziewczęta. Główkujcie tak dalej, a dostanę Pierścienie Założycieli. - i zaśmiał się cicho.

~~*~~

Hogwart... Tydzień później... Sala Obrony...
        OPCM-u w Hogwarcie zastępował Harry'ego Remus na zmianę z Jamesem lub Syriuszem. Tym razem na zajęciach uczniowie pojedynkowali się między sobą. Przeciwnikiem Susan był Marvolo, a Jack walczył Draco, za to przeciwniczką Rona była Alina.
- Rictusempra! - zawołał Ron.
- Protego! - odparła atak Alina.
Tymczasem Draco i Jack...
       Rzucali w siebie przedziwnymi zaklęciami aż nagle Jack zamarł, mimo że Draco rzucił tylko zaklęcie rozbrajające. Szatyn najpierw zamknął delikatnie oczy, potem upadł najpierw na kolana, a następnie całym ciałem na posadzkę tracąc przytomność.
- Jack?... - zdziwił się jego przyjaciel. Podbiegł do niego, by sprawdzić czy nie zrobił mu krzywdy. - ...Jack, co ci jest?... - pytał lekko nim potrząsając. - ...Jack! Jack! Panie profesorze! - krzyknął Draco nawołując Lupina. Ten przybył natychmiast.
- Draco, co się stało? - spytał.
- Profesorze, rzuciłem na Jacka tylko zaklęcie rozbrajające, ale on stracił przytomność. - wyjaśnił. Wszyscy uczniowie zbliżyli się do nich. Nagle ktoś wstrzymał oddech. To Ernie. Prawie wszyscy na niego spojrzeli.
- Ernie, co się stało? - spytała Susan.
- Spójrzcie na jego oczy! - wszyscy nachylili się. Profesor otworzył je. Były mlecznobiałe.
- Już wiem!... - zawołał Weasley. - ...Jack ma proroczy sen. - stwierdził Ron.
- Nic nie możemy zrobić w tej sytuacji jak tylko czekać aż się obudzi... - stwierdził profesor biorąc Puchona na niewidzialne nosze i prowadząc do swojego gabinetu. - ...Niech ktoś z nim zostanie. - dodał wychodząc.

~~*~~

Tymczasem Jack...
          Pojawił się na dziwnym wzgórzu, gdzie na horyzoncie było widać wysoki zamek. Rozglądając się zauważył nieopodal gromadę wampiro-podobnych istot. Po chwili zauważył swego brata w innej postaci, w którą zamienił go niedawno Percy. Był wraz z nieznaną mu młodą kobietą o blond włosach. Była dziwnie podobna do Marthy – żony Percy'ego, ale tamta była młodsza, Tak na oko, wyglądała na 25 lat. Harry przypominał wyglądem wampira, ale wyglądał też jak człowiek. Po nie długiej chwili oboje spojrzeli na niego, lecz to Martha wypowiedziała te słowa:
- Chłopiec, Który Przeżył zakocha się ponownie. - wyrecytowała.
- No i masz... - westchnął ze złością i irytacją. Po czym świat zamigotał i wrócił do sali Obrony.

~~*~~

          Jack obudził się w ramionach Susan. - "Nie ma to jak obudzić się w ramionach ukochanej" - pomyślał, a następnie wyrecytował:
- Chłopiec, Który Przeżył zakocha się ponownie. - powiedział jak laturgu.
- Harry zakocha się ponownie? - zapytała Susan stojąca obok łóżka.
- Tak... - odpowiedział Jack. Remus westchnął i pstryknął mu przed oczami. Jack, gdy tylko się obudził z transu wstał. - ...Idę się przejść. - oświadczył i wyszedł.

~~*~~

Tymczasem w innym wymiarze...
          Harry został w królestwie wampirów dwa lata (na Ziemi minęły dwa tygodnie), a potem postanowił wrócić. Postanowił też zabrać obie swoje przyjaciółki - Alię i Marthę do swojego wymiaru.
- Wracasz? - zmartwiła się Alia.
- Ale dlaczego? - spytała zrozpaczona Martha.
- Muszę. Jest tam moje przeznaczenie i dom. Chodźcie ze mną do mojego wymiaru. - zaproponował.
- Twojego wymiaru?? - zawołały jednocześnie zaskoczone.
- Tak. Czy zgadzacie się? Poznacie moich przyjaciół i rodzinę... - Obie popatrzyły po sobie i po chwili kiwnęły głowami informując go, że się zgadzają. - ...Świetnie! To zaraz ruszamy. Idźcie się spakować, ja zrobię to samo. Spotkamy się w Sali Wejściowej za 10 minut. - oświadczył zerknąć na zegarek.
- Zgoda! - zawołały jednocześnie. Poszli w trzy różne strony, a konkretniej do swoich kwater.
          Po pięciu minutach Harry był już spakowany i poszedł do króla Ralpha ze swoimi bagażami. Zapukawszy do drzwi kwater wyżej wymienionego otworzył drzwi i wszedł do środka.
- Witaj, Ralphie. - przywitał się skłoniwszy się lekko.
- Witaj, Harry. Co cię do mnie sprowadza? - spytał.
- Ral, muszę cię z przykrością powiadomić, że wracam do siebie. Chcę zabrać też Marthę i Alię. Obie się zgodziły wrócić ze mną. - poinformował.
- Ach, rozumiem. Masz moją zgodę. Zanim odejdziesz mam dla ciebie prezent. - powiedział.
- Jaki? - spytał Potter. Mężczyzna podszedł do biurka i wyjął z niego czarny medalion.
- Proszę, to dla ciebie. Wiele lat temu nim, twój ojciec zginął otrzymałem go od niego. Nie zdążył dać ci go. Chciał byś go nosił, gdy ukończysz 17 lat. - wyjaśnił Ralph podając ów przedmiot. Harry wziął medalion, który, gdy tylko Harry na niego spojrzał mając go w ręku, zamienił się w pierścień z czerwonym rubinem.


- Wow! Ale piękny! Ale po co mi on? - spytał Harry spojrzawszy na króla.
- Harry, pamiętasz przepowiednię, którą wygłosiłeś u nas, gdy po raz pierwszy do nas przybyłeś? - spytał.
- Tak, pamiętam, panie. Mówiła ona o Mistrzu Mistrzów, szesnastu medalionach oraz osobie, która może nimi władać i pokonać tego Mistrza. - odparł.
- Zgadza się. Ten pierścień jest jednym z nich. Drugi ma Voldemort, a także twoja przyjaciółka, Hermiona Granger i jej siostry. Nawet twoja siostra posiada go. Każdy medalion przybiera postać biżuterii, która do niego, bądź niej najbardziej pasuje. Najczęściej są to pierścienie i wisiorki. Istnieje także pierścień, który włada każdym z nich. Ten, kto połączy każdy z tych przedmiotów przemieni się on w jedne z czterech pierścieni. One zaś połączone stworzą jeden jedyny. Ten jeden może kontrolować każdym magicznym przedmiotem, nawet Horkruksem i niszczyć go. Dzięki niemu pokona się najstraszniejszego Mistrza Mistrzów. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Ale kim jest ten cały Mistrz Mistrzów? Przecież nie może być to mój dziadek. On jest Lordem Lordów. - zauważył Harry.
- Tego nie wiem. Wiem jednak, że gdy połączy się te szesnaście medalionów pojawi się pięć związanych z Założycielami i Merlinem. Podobno wcześniej należały one do twoich trzech przodków. Antiocha, Kadmusa i Ignotusa Peverell. Oraz, w tamtych czasach do ich dwóch zaprzysiężonych wrogów. - dodał.
- Rany! Poważnie? - spytał z niedowierzaniem.
- Tak. Wracając do poprzedniego tematu, czy Alia i Eleine wiedzą o tym, że ty i Martha się zaręczyliście? - spytał.
- Ja i Martha mieliśmy zamiar powiedzieć im o tym, gdy będą na to gotowe. Lecz, chciałbym też powiedzieć swoim rodzicom, rodzeństwu i przyjaciołom. - odparł ze smutkiem patrząc w krajobraz za oknem.
- Rozumiem. Chodź, odprowadzę cię. - Harry spojrzał na niego dziwnie. Po chwili rozpromienił się i poszedł za królem do Sali Wejściowej. Na miejscu czekały już obie Gauntówny. Zaskoczyło je to, że Harry'emu towarzyszył sam król we własnej osobie.
- Panie. - powiedziały jednocześnie kłaniając się.
- Moje drogie, Harry poinformował mnie, że jedziecie we trójkę na Ziemię. Macie moje pozwolenie. Uważajcie na siebie. - powiedział tuląc każde z osobna. Po chwili trójka młodszych stanęli obok siebie i wyciągnęli ręce ku górze. Powiedzieli kilka dobrze dobranych słów, a w następnej chwili wzięli się za ręce i zniknęli uśmiechając się do Ralpha.

~~*~~

Z powrotem na Ziemi...
          Pojawili się przed domem Potterów w Dolinie Godryka (tak sądzili).
- Chodźcie. - powiedział Harry i skierowali się ku domowi. Nagle zatrzymali się i spojrzeli przed siebie. Ich oczom ukazał się zrujnowany dom, ale nie tak jak Harry go widział dwa tygodnie temu. Ten był w gorszym stanie niż poprzednio. Cały dom był teraz jednym wielkim gruzem.
- Nie podoba mi się to. Coś tu jest nie tak. - odezwała się Alia rozglądając się po ogrodzie i gruzach.
- To niemożliwe, by w ciągu kilku tygodni dom moich rodziców zmienił się nie do poznania! - wydyszał Harry patrząc na jego pozostałości.
- Co robimy? - spytała Martha.
- Niech pomyślę... Może... - zastanawiał się na głos zielonooki.
- Eee... Harry, myśl szybciej...! - odezwała się przerażonym głosem Alia przywierając do niego.
- Czemu? - spytał i dopiero teraz zauważył kogoś, kogo nie spodziewał się od pamiętnej wizyty, gdy zawierał Kontrakt w swoim domu. Wokół nich stało mnóstwo Śmierciożerców, a nieco z przodu Lord Voldemort!(!?).
- Potter, przecież obiecałeś mi coś. - rzekł Lord patrząc na niego swym bezlitosnym wzrokiem.
- Tak? A niby co? - spytał z udawaną ciekawością (umiał grać doskonale aktora. Był naprawdę w tym dobry). Przez ostanie dwa lata u wampirów udoskonalił Legilimencję, Oklumencję i Telepatię. Wykorzystując trzecią zdolność skontaktował się z dziewczynami, gdyż i one też to umiały:
- "Alia, Martha, słyszycie mnie?" - spytał w myślach.
- "Tak" - odpowiedziały jednocześnie w myślach z lękiem patrząc na Lorda i Śmierciożerców.
- "Posłuchajcie, gdy dam wam znak deportujcie się na Grimmuld Place 12 w Londynie. Jeśli ktoś by tam był, ale nie Śmierciożercy, zostańcie tam. Dołączę do was" - poinformował.
- "Tak jest!" - odpowiedziały jednocześnie.
- "Harry?" - odezwała się w myślach Martha.
- "Tak, kochanie?" - spytał.
- "Bądź ostrożny" - poprosiła.
- "Nie martw się. Jestem najlepszym wojownikiem w KW*. Poradzę sobie...." - uspakajał ją. Martha uśmiechnęła się lekko i wraz z matką czekały na jego sygnał.
- Nierób ze mnie idioty, Potter... - "Przecież i tak jest idiotą, a także ślepcem, który nie widzi nic prócz własnego nosa" - skomentował w myślach Harry. Alia i Martha parsknęły śmiechem, ale natychmiast stłumiły go. - ...Obiecałeś, że do końca kwietnia nie pojawisz się w kraju. Mamy połowę marca. - przypomniał.
- A powiedz mi, co się stało z moim rodzinnym domem? Co stało się z moimi bliskimi? Bo nie widzę ich tutaj. Oraz powiedz mi: co tak właściwie tu robisz? - warknął zielonooki patrząc na Lordzinę gniewnym spojrzeniem.
- Cóż, Potter, gdy się dowiedziałem, że pojawiłeś się dwa tygodnie temu, co prawda na kilka godzin, pomyślałem sobie, że gdy znowu znikniesz uznałem iż to jest okazja do porwania twojej rodziny i przyjaciół. Więc tak zrobiłem. A potem postanowiłem czekać na ciebie pod twoim rodzinnym domem i ciebie też porwać za nieposłuszeństwo. - oświadczył dobitnie.
- Kogo tak właściwe porwałeś? - spytał podejrzliwie młody Potter.
- Właściwie wszystkich. Cały Zakon Feniksa, Reginę, jej i moje dzieci. - urwał, bo Harry zawołał:
- TERAZ!! - Obie dziewczyny deportowały się jednocześnie.
- Gdzie one są??? - dopytywał się Lord.
- A, co cię to obchodzi?... - syknął w między czasie wyjmując ukradkiem różdżkę. - ...Ty również nie dotrzymałeś umowy, więc i ja jej nie dotrzymam. Wróciłem wcześniej, a tu dowiaduję się, że porwałeś moją rodzinę i przyjaciół. Odbiję ich. Obiecuję ci to, ale jeśli im coś zrobisz nie daruję ci tego! - i zniknął z pola widzenia.
- Niech cię szlag, Potter! - zawołał głośno.

~~*~~

Londyn... Grimmuld Place 12...
          Pojawił się tam, gdzie jego przyjaciółki.
- Harry! - rozległ się kobiecy głos. I chwilę potem obok ucha poczuł śliczny zapach białego bzu. Taki zapach wydzielały perfumy Alii.
- Alia! Martha! Nic wam nie jest. - powiedział czując wielką ulgę.
- Harry! Jak dobrze, że nic ci się nie stało! Nam też nic nie jest. - powiedziała również z ulgą w głosie Alia i przytuliła go ponownie.
- Harry, powiedz, co to za miejsce? - spytała Martha również go tuląc. Jej perfumy miały zapach kwiatu pomarańczy.
- Jesteśmy na Grimmuld Place 12. Znajduje się tu Kwatera Główna Zakonu Feniksa. Ten dom należał do mojego ojca chrzestnego, Syriusza Blacka, który mi go podarował w spadku niecały rok temu. Przywróciłem go do życia zanim przybyłem do KW. Było to w połowie stycznia, czyli dwa miesiące temu, licząc czas na Ziemi. - poinformował.
- Ach tak. Jak tu przyszłyśmy to nikogo nie zastałyśmy. Przeszukałyśmy cały dom. Nikogo tu niema.- poinformowała go Alia.
- Naprawdę? Hmmm... To dziwne. Powinny być tu Aurelia i Molly... - rozejrzał się po kuchni. - ...Sądzę, że powinniśmy zwołać zebranie. Wampiry, druidzi i elfy... - Zanim Gauntówny coś powiedziały Harry wyjął Lusterko Dwukierunkowe i powiedział do niego. - ...Dowódcy elfów i druidów. - Dowódcy wymienionych ras pojawili się w szybie Lusterka.
- Tak, Harry? - spytali jednocześnie.
- Sether, Jador, przybądźcie do domu Blacków na Grimmuld Place 12 w Londynie. Szczegóły objaśnię na miejscu. - oznajmił.
- Tak jest! - zawołali zgodnie. Gdy schował Lusterko sięgnął do wewnętrznej kieszeni i wyjął coś w rodzaju lutni. Następnie dmuchnął w nią. Wydobył się z niej cichy melodyjny dźwięk. Trwało to kilka sekund.
- Chodźcie za mną... - powiedział do przyjaciółek, gdy wyjął z ust lutnię i skierowali się do Sali Narad, a konkretniej do salonu. Gdy tam się znaleźli było już tam dużo osób. - ...Usiądźcie... - zwrócił się do wszystkich. Gdy wszyscy usiedli zamilkli. Harry wstał i powiedział. - ...Kochani, mam nie miłą wiadomość. Moi przyjaciele i rodzina zostali porwani... - Wszystkich ta informacja nieco zdziwiła. - ...Tak czy owak trzeba będzie to sprawdzić i upewnić się, że to prawda. Dom moich rodziców jest kompletną ruiną, a nie mógł się zniszczyć w ciągu półtora miesiąca. - poinformował.
- Skąd taka pewność, że to nie jest pułapka na ciebie? - spytał rozsądnie Jador.
- Mam przeczucie. Nie ma tu żadnego z członków Zakonu Feniksa, więc potrzebuję was, by... - urwał, bo rozległ się dźwięk aportacji. Wszyscy wyciągnęli różdżki, ale natychmiast opuścili, bo zobaczyli kto się pojawił, a było to...
- Peter?... - Harry szybko podbiegł do niego, chwycił go w ostatniej chwili, by nie upadł i położył ostrożnie na posadzce. - ...Szybko, wyczarujcie nosze! Trzeba go wyleczyć! - wszyscy zareagowali. Kilka osób rozbiegło się po domu, by znaleźć odpowiednie miejsce na szpital. W między czasie Harry sprawdził, co mu jest. Glizdogon miał wiele ran i jedną dość dużą na biodrach oraz kilka siniaków. W tym momencie Peter otworzył oczy, a zobaczywszy Harry'ego powiedział szeptem:
- Harry... ON ma twoją rodzinę... a także Eleine i Levendera... Musisz ich... ratować... ON powiedział, że... każdy kto jest... w twoim... pobliżu... umrze... Jeśli się... nie poddasz lub... nie... przyłączysz... Harry,... to puła... - i zemdlał.
- Musimy go wyleczyć, szybko! - zawołał jeden z druidów. Jakiś elf wyczarował nosze i zaniósł do jednego z pokoi i tam go leczono.
          Przez następną godzinę Harry dalej prowadził zebranie.
- Trzeba się dowiedzieć, co się działo w ciągu ostatnich sześciu tygodni, a dokładniej odkąd wyruszyłem na nauki. A także to, co robił Voldemort przez ten czas. Zajmą się tym elfy, ale najpierw musicie się zmienić w ludzi i wymyślić jakiś kamuflaż. Leczeniem Petera zajmą się druidzi, ale tylko niektórzy. Sether, zajmiesz się odnalezieniem moich przyjaciół i rodziny, lecz najpierw trzeba znaleźć miejsce, gdzie się znajdują. Proponuję Piekielny Dwór lub... - i znowu mu przerwano, bo jeden z druidów właśnie wbiegł do pomieszczenia wołając od progu:
- Harry! - zawołał.
- Co się stało, Gidyeth**? - spytał Harry wstając jak oparzony trzymając różdżkę w pogotowiu.
- Obudził się! Pettigrew się ocknął! On chce byś do niego poszedł. Powiedział, że ma ci coś ważnego do powiedzenia. - zawołał.
- Och! Martha, Alia, Sether i Jador chodźcie ze mną. Reszta niech zostanie i czeka na nas. - i wybiegł, a za nim wyżej wymienieni. Gdy znaleźli się w pokoju, gdzie przebywał jego przyjaciel podeszli spokojnie do łóżka Glizdogona.
- Cześć, Peter. - przywitał się Potter siadając przy jego łóżku.
- Cześć, Harry. Kim są ci ludzie? - spytał patrząc na towarzyszy byłego Gryfona.
- Marthę i Alię poznałem, gdy trenowałem u wampirów. Martha jest córką Ali. Sether jest dowódcą wampirów, a Jador dowódcą elfów. Tych ostatnich poznałem jakiś czas temu... - wskazał na przyjaciół. - ...Mam do nich pełne zaufanie. Peter, powiedz nam, kto ma moich przyjaciół i rodzinę? I kto cię tak poturbował? - spytał dawny nauczyciel.
- To Voldemort. On ich więzi i torturuje... - zaczął mężczyzna. - ...Widziałem to. Gdy mnie zobaczył kazał jednemu ze Śmierciożerców mnie też torturować i zabić. Mało brakowało abym umarł. W ostatniej chwili deportowałem się tutaj. Harry, musisz coś wiedzieć. Widzisz, Czarny Pan ma cię na muszce. Gdziekolwiek się nie znajdziesz, nawet tutaj, to i tak cię odnajdzie. Nawet, gdy użyjesz jakiegokolwiek zaklęcia maskującego czy zabezpieczającego lub sposobu obrony to i tak cię znajdzie, bo widzi i słyszy to, co ty. - wyjaśnił.
- Ale znam przecież Oklumencję! - poinformował.
- To nie wystarczy, Harry. Ja tylko powtarzam jego słowa. W ostatniej chwili pozwolił mi odejść tylko po to, bym ci to powtórzył. - wyjaśnił.
- Czyli jednak nie uciekłeś. - stwierdziła Alia.
- Ścigali mnie, ale z jego rozkazu nie zabili i pozwolił mi odejść w bardzo kiepskim stanie. - poinformował. Harry był zaskoczony tymi informacjami.
- Harry, możesz mi coś wyjaśnić? - odezwała się Martha.
- Co takiego? - spytał nie patrząc na nią.
- Dlaczego zabrałeś nas sobą na Ziemię? - spytała. Dopiero teraz Harry spojrzał na nią.
- Wróciłem tutaj z trzech powodów. Po pierwsze: Chciałem wrócić do domu i spotkać się ponownie z bliskimi... - wyjaśniał. - ...Po drugie: Poznawszy was pragnąłem byście zobaczyły mój świat, bez względu jaki by był. I po trzecie: Gdy cię poznałem bliżej,... - popatrzył na Marthę z błyskiem w oku. - ...a ściślej mówiąc: gdy się w tobie zakochałem od pierwszego wejrzenia miałem zamiar przenieść się do roku 1991, byś mogła poznać moich przyjaciół w innych czasach i okolicznościach. Kiedyś ci to wyjaśnię... - wyjaśnił, po czym dodał: - ...A teraz pragnę cię o coś zapytać. - szepnął.
- O, co? - spytała Martha lekko zaskoczona wyjaśnieniami swojego chłopaka. Harry wyjął z kieszeni małe niebieskie pudełko. Podszedł do Marthy, ukląkł przed nią na jedno kolano i otworzył małe wieczko pudełka. W środku znajdował się srebrny pierścionek w kształcie rubinowego serca.


Spojrzawszy na jasno włosą Harry spytał:
- Chcę cię spytać: Czy ty, Martho Alianno Gaunt,... wyjdziesz za mnie? - Jego oczy były pełne nadziei i obaw. Wiedział doskonale, że Percy także oto poprosił, ale nie wiedział czy młoda Gaunt zgodziła się. Musiał tylko czekać na decyzję tu obecnej. Martha gapiła się na Harry'ego przez dobre kilkanaście sekund. Potem uśmiechnęła i odpowiedziała:
- Ależ oczywiście! Tak, Harry! Zgadzam się być twoją żoną!... - Potter rozpromienił się. Wziął pierścionek do ręki, ujął jej lewą dłoń i nałożył go na serdeczny palec dziewczyny. Potem wstał, objął ją w talii i pocałował w usta. Chwilę tak trwali w kompletnej ciszy. Przypomniawszy sobie, że nie są sami spojrzeli na Alię. - ...Mamo, chcę ci powiedzieć, że razem z Harrym chcemy się pobrać. - poinformowała.
- Ale, córeczko, Harry ma narzeczoną tutaj! - zawołała starsza Gauntówna.
- Wiem, Alio, ale nie mam zamiaru żenić się już teraz, a co dopiero w tych czasach! Gdy Voldemort zostanie pokonany przeniosę się w czasie razem z Marthą i dopiero wtedy się pobierzemy. Jeśli masz coś przeciwko temu, to proszę, mów. Jak nie, to zaakceptuj naszą decyzję. - oświadczył i wyszedł z drugą narzeczoną.


______________________________
 Od autorki: 
* KW - skrót od Królestwo Wampirów.
** Główny lekarz druidów.

Brak komentarzy:

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.