Po dwóch miesiącach (a w krainie elfów minęły dwa lata) Harry ukończył naukę u elfów i pożegnał się z nimi, obiecując, że w razie potrzeby wezwie ich, po czym deportował do Londynu, by upewnić się, czy Lord dotrzymuje umowy.
Przez kilka dni przebywał w Dziurawym Kotle, a poprzez Lusterko Dwukierunkowe kontaktował się z przyjaciółmi i rodziną. Gdy upewnił się, że jest wszystko w porządku deportował się do królestwa wampirów w zachodniej części Anglii. Co prawda obiecał, że nie wróci do kraju, aż do końca kwietnia, ale znalazł sposób, by go nie rozpoznali, nawet jego przyjaciele i rodzina. Percy na pewno go pozna, w końcu był niemal podobny kropka w kropkę do niego. Postanowił zmienić swoje przyzwyczajenia, sposób bycia, tożsamość, a nawet charakter. Miał jednak jeden problem: Nie umiał zmienić swojego wyglądu. Dowiedział się od Percy'ego, że wampiry potrafią coś na to poradzić. Postanowił pojechać do nich. Jednak nie mógł do końca przemienić się, by nie być zbyt podobny do Levendera.
Okryty czarną peleryną szedł drogą ku ogromnemu pałacowi. Mury były z czarnego węgla. Dach zamku był szary. Było tu bardzo ponuro, nawet pogoda mówiła sama za siebie. Nie było tu tak przyjemnie, jak u elfów.To, co nie pasowało do tej ponurej atmosfery to... kwiaty. Szedłwszy ścieżką prowadzącą do zamku, zobaczył przepiękny ogród. Kwiaty o przeróżnych kolorach od bieli do czerni, poprzez róż i czerwień. W powietrzu czuć było krwią, strachem i potem, ale te kwiaty dodawały w jakiś sposób otuchy. Rozglądał się wokół, podziwiając widoki. Doszedł do frontowych drzwi, lecz zatrzymał się, gdyż stanął przed nim wysoki mężczyzna w czerwono-czarnej pelerynie i kapturem nasuniętym na twarz. Wycelował w niego dzidą, spytawszy:
- Kim jesteś i co tu robisz?... Mów! – warknął niezbyt przyjaźnie, gdy Harry milczał.
- Nazywam się Harry James Potter. Zostałem zaproszony przez waszego króla poprzez Ashe'a Wilsona do waszego pałacu w celu kształcenia się – wyjaśnił. Mężczyzna opuścił dzidę. Popatrzył na młodzieńca od stóp do głów i skinął głową powiedziawszy:
- Dobrze, panie Potter. Proszę za mną – weszli do środka. Przeszli kilka pomieszczeń aż skręcili w lewo, jak Harry domyślił się, do sali wejściowej tak dużej jak, ta w Hogwarcie. Rozglądał się dookoła. Było tu mnóstwo dekoracji. Od obrazów na ścianach, do zbroi stojących na podołkach przy ścianie, poprzez posągi sławnych wampirów. Gdy stanęli przed drzwiami jakieś sali, strażnik otworzył drzwi i stanął z boku robiąc zielonookiemu przejście. Sala Tronowa była ogromna i zdumiewająca.
Rozejrzał się wokół i oniemiał na chwilę. Było tu mnóstwo rzeczy. Od pochodni i zbroi zacząwszy, po czerwony dywan, którym szedł, skończywszy na mężczyźnie siedzącym w tronie naprzeciw niego po drugiej stronie długiej sali. Nad tronem króla był napis:
Harmodale
A pod spodem było zdanie w innym języku:
In spite of Fate Destiny wish to follow a designated route for us, we niezgubili up.
Skierował się ku tronowi. Z każdą chwilą jego kroki były coraz cięższe.
Gdy stanął przed tronem, ukląkł na jedno kolano, pochylił głowę z
szacunkiem i czekał, by król pierwszy się odezwał. Po chwili ciszy król
spytał:
- Młodzieńcze, czemu milczysz? – spytał.
- Nie odzywam się dlatego, że Ashe Wilson poinformował mnie, bym się nie odzywał nie pytany, gdy przybędę do twego pałacu na nauki, Wasza Wysokość – wyjaśnił.
- Rozumiem. Więc masz do tego prawo. Powiedz, czy Ashe poinformował cię o sposobach nauki w moim pałacu? – spytał król.
- Nie, panie – odpowiedział Potter.
- Powiedz, jak się nazywasz, młodzieńcze? – spytał.
- Potter, panie. Harry James Potter – przedstawił się.
- Och! To dla ciebie był ten składnik od nas do eliskiru Resur? – zawołał mężczyzna.
- Tak, panie. Jeden ze składników tego eliksiru to Krew Czystego Zła. Nie miałem jednak pojęcia, że jest to krew najprawdziwszego Draculi. Sądziłem, że tu chodzi o krew Lorda Voldemorta, ale tego składnika potrzebowaliśmy do innego celu – oznajmił Potter, wciąż na niego nie patrząc.
- Eliksir się udał? – spytał król.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. Udał się. Rodzice i nasi przyjaciele żyją. Jestem szczęśliwy, że mogę z nimi rozmawiać. Moje rodzeństwo też, a także mój przyszły Ja – odparł z uśmiechem.
- Cieszę się. Wstań Harry Potterze. Niech ci się przyjrzę – nakazał. Harry wstał. Postanowił przyjrzeć się mężczyźnie. Jak spostrzegł wcześniej, król był wysoki. Miał blond włosy i czarne oczy.
Rozejrzał się wokół i oniemiał na chwilę. Było tu mnóstwo rzeczy. Od pochodni i zbroi zacząwszy, po czerwony dywan, którym szedł, skończywszy na mężczyźnie siedzącym w tronie naprzeciw niego po drugiej stronie długiej sali. Nad tronem króla był napis:
Harmodale
A pod spodem było zdanie w innym języku:
In spite of Fate Destiny wish to follow a designated route for us, we niezgubili up.
Skierował się ku tronowi. Z każdą chwilą jego kroki były coraz cięższe.
Gdy stanął przed tronem, ukląkł na jedno kolano, pochylił głowę z
szacunkiem i czekał, by król pierwszy się odezwał. Po chwili ciszy król
spytał:
- Młodzieńcze, czemu milczysz? – spytał.
- Nie odzywam się dlatego, że Ashe Wilson poinformował mnie, bym się nie odzywał nie pytany, gdy przybędę do twego pałacu na nauki, Wasza Wysokość – wyjaśnił.
- Rozumiem. Więc masz do tego prawo. Powiedz, czy Ashe poinformował cię o sposobach nauki w moim pałacu? – spytał król.
- Nie, panie – odpowiedział Potter.
- Powiedz, jak się nazywasz, młodzieńcze? – spytał.
- Potter, panie. Harry James Potter – przedstawił się.
- Och! To dla ciebie był ten składnik od nas do eliskiru Resur? – zawołał mężczyzna.
- Tak, panie. Jeden ze składników tego eliksiru to Krew Czystego Zła. Nie miałem jednak pojęcia, że jest to krew najprawdziwszego Draculi. Sądziłem, że tu chodzi o krew Lorda Voldemorta, ale tego składnika potrzebowaliśmy do innego celu – oznajmił Potter, wciąż na niego nie patrząc.
- Eliksir się udał? – spytał król.
- Oczywiście, Wasza Wysokość. Udał się. Rodzice i nasi przyjaciele żyją. Jestem szczęśliwy, że mogę z nimi rozmawiać. Moje rodzeństwo też, a także mój przyszły Ja – odparł z uśmiechem.
- Cieszę się. Wstań Harry Potterze. Niech ci się przyjrzę – nakazał. Harry wstał. Postanowił przyjrzeć się mężczyźnie. Jak spostrzegł wcześniej, król był wysoki. Miał blond włosy i czarne oczy.
Wyczuł w nim mroczną aurę. Ubrany był w czarną aksamitną szatę aż do ziemi z obramowaniem krwistoczerwonym i srebrnym.
- No, Harry Potterze, ładnie się prezentujesz. Ashe wiele mi o tobie opowiadał. Z początku cię nie poznałem, ale gdy zobaczyłem twoje oczy już wiedziałem, że jesteś synem Lilianne Evans – oświadczył. Harry na tę informację ożywił się i zawołał:
- Znałeś, panie moją matkę?!? – zdziwił się Wybraniec, zapominając o manierach, ale król najwyraźniej nie zwrócił na to uwagi.
- Tak, znałem. Znałem też jej rodzeństwo i przyjaciółki. Przybyli tutaj jeszcze za czasów szkolnych, tak jak ty, Potter – Harry zapatrzył się na króla, a potem spytał:
- Ile potrwa nauka, królu? – spytał nie bardzo ciekaw odpowiedzi.
- Około czterech lat – odparł, a widząc przerażoną twarz młodzieńca, szybko dodał – Na ziemi miną tylko cztery tygodnie – urwał, bo Harry mu przerwał, mówiąc, a raczej krzycząc:
- CO TAKIEGO?!? CZTERY TYGODNIE??? – zawołał – A nie można tego skrócić? Chciałbym spotkać się jeszcze z przyjaciółmi przed zakończeniem Kontraktu z Voldemortem – zawołał z nadzieją w głosie.
- Można. Jeśli chcesz możemy skrócić do godzin, a nawet minut – odparł.
- Dzięki, panie – powiedział z ulgą.
- Nie ma za co. Więc ustalmy jedno: Mówmy sobie po imieniu, dobrze? – zaproponował.
- Dobrze. A jak masz na imię? – spytał zielonooki.
- Pettigrew. Ralph Patrick Pettigrew – Harry uśmiechnął się i powiedział:
- Miło mi cię poznać, Ralphie – powiedział, wyciągając ku niemu rękę.
- Mnie też jest miło cię poznać, Harry – powiedział, ściskając jego dłoń – Mam do ciebie prośbę.
- Jaką? – spytał ten patrząc na niego.
- Chcę byś coś przeczytał – poprosił – Widzisz ten napis nad moim tronem? – spytał, pokazując na owy napis.
- Tak, widzę – odparł, spojrzawszy w tamtą stronę.
- Proszę cię byś go przetłumaczył – poprosił. Harry spojrzał na napis. Chwilę się zastanawiał i powiedział:
- To z katalońskiego, a oznacza: "Na przekór Losu Przeznaczenia podążać chcemy wyznaczoną dla nas trasą, byśmy nie zgubili się." – zacytował, ale cisza nie trwała długo, gdyż nagle i niespodziewanie coś się stało. Powiał przyjemny wiatr wokół Harry'ego. Zamknął on delikatnie oczy, po czym uniósł się w górę na trzy metry. Wokół jego postaci pojawiła się aura koloru bordowego.
Gdy po chwili Harry obudził się, zauważył tę samą dziewczynę. Gdy ją ujrzał, nie mógł oderwać od niej oczu. Po prostu gapił się, jakby była jakimś bóstwem. Jednak było w niej coś niepokojącego i znajomego zarazem. Gdzieś widział taką sylwetkę... Tak! Było to w myślodsiewni Dumbledore'a w ubiegłym roku! Harry powoli wstawał z pomocą nieznajomej.
- Harry, przedstawiam ci Aliannę Geomenię Gaunt. Alio*, to jest Harry James Potter. - przedstawił ich sobie. Dziewczyna uśmiechnęła się do Harry'ego, wyciągnęła swoją bladą rękę na pocałowanie i powiedziała:
- Miło mi cię poznać, Harry Potterze – uśmiechnęła się, a on ucałował jej zgrabną rączkę, ale nie mógł się wciąż nie gapić w jej twarz, gdyż coś nie dawało mu spokoju. W końcu spytał:
- Mnie także, panienko. Alianno, powiedz mi, czy jesteś z tych Gauntów? – Kobieta spojrzała na niego, jakby rozważała to pytanie, ale odpowiedziała lekko zmieszana:
- Tak, niestety tak – odparła smutno.
- Alio, zaprowadź pana Pottera do jego kwater. Jest zapewne zmęczony. Porozmawiamy jutro, Harry – pożegnał go.
- Chodźmy, panie Potter. Porozmawiamy u ciebie na osobności, no i wypoczniesz przed jutrzejszym treningiem – Harry musiał się z nią zgodzić. Poszli w jakiś korytarz. Przez cały czas panna Gaunt pokazywała przyszłemu Percy'emu Levenderowi cały pałac – od najmniejszych mysich dziur po wielkie komnaty. Jutro zamierzała mu pokazać okolice. Znalazłszy się na trzecim piętrze, skierowali się w prawo i zatrzymali w połowie korytarza – Tutaj są pana kwatery, panie Potter. Śmiało, wejdź. To przecież twój nowy dom – zachęcała, więc wszedł. Pokój był w barwach łagodnej czerwieni i zieleni. Meble były w różnych gatunkach. Od mahoni po sosnę. W sypialni było łoże z czterema kolumienkami i podwójna magiczna szafa na ubrania, a w gościnnym stołki, sofy, fotele, krzesła, stoliki na kawę. Itp.
- Usiądziesz? – spytał Harry, wskazując na najbliższe krzesło.
- Tak, z chęcią. Dziękuję – i usiedli.
- Więc powiedz mi, kim są lub byli twoi rodzice? – spytał.
- Cóż, Harry nie wiem, czy ci się to spodoba, ale jestem jedną z najmłodszych dziedziców Slytherina. Mój ojciec żyje, a nazywa się Michael Marvolo Gaunt i ma tylko mnie. Matka zmarła wkrótce po moich narodzinach. Mam nadzieję, że nie odtrącisz mnie pomimo mojego dziedzictwa – wyjaśniła smutnym głosem.
- Nie jestem zaskoczony z tego powodu. Z twojej rodziny znam jeszcze kogoś wężoustego – oznajmił.
- Naprawdę? A kogo? Pamiętam, że dziadek Morfin miał jeszcze jedną członkinię rodziny – urwała, bo Harry się wtrącił.
- Voldemort ma siostrę bliźniaczkę. Reginę Hoof. Wiem o tym, bo ją osobiście spotkałem. Ma ona czwórkę dzieci. Zapewne jesteś jego wnuczką od strony siostry Morfina i matki Meropy, siostry Toma II, zgadza się? – upewnił się.
- Tak – odparła. Po tej odpowiedzi nie poruszali już tego tematu. Rozmawiali, aż do kolacji.
~~*~~
Podczas kolacji Ralph przedstawił Potterowi jeszcze kilka osób, które będą ich uczyć. W końcu Harry spytał:
- Ralphie, czemu zemdlałem w Sali Tronowej? – król spojrzał na niego i po chwili odpowiedział:
- Zapadłeś w trans. Wypowiedziałeś przepowiednię, która jest związana z czterema rasami. Wampiry, elfy, druidzi i ludzie. Nie tylko czarodzieje, ale też mugole – wyjaśnił.
- A jak brzmiała ta przepowiednia? – zapytała Alia. Król popatrzył na nich oboje i wyrecytował:
- "Ja jestem tą, która stoi na straży Losu Przeznaczenia... Zło staje się coraz silniejsze... Słońce spowija czarna mgła mroku... Mistrz Mistrzów rodzi się w duszy jednego z Dziedziców Dobra... By go powstrzymać od wprowadzenia Duchów Piekielnych trzeba złączyć szesnaście medalionów o ogromnej mocy porozrzucanych po świecie... Sześć z nich jest w posiadaniu najsilniejszego dziedzica Slytherina... Miejcie się na baczności, bo TYLKO JEDEN może je znaleźć, TYLKO JEDEN może je złączyć i TYLKO JEDEN może użyć, by pokonać zło ostateczne..." – wyrecytował. Ralph jeszcze kilka minut wyjaśniał o, co chodzi aż w końcu wygonił wszystkich do ich kwater.
___________________________________
Od autorki:
* Alia – Zdrobnienie od Alianny.
2 komentarze:
Rozdział super. Teraz proszę wybaczyć ale spieszę się
Ah zapomniałabym o jednym ja spostrzegłam jeden maleńki błąd |przepraszam, że wypominam taki błądzik. Ja mam ich na swoim blogu z miliard.
A więc tak; kwestia Harry'ego spytał się "...czemu zemdlałam..."
To tyle.
Pozdrawiam,
Gosia.
Na mym blogu nareszcie nowy rozdział. ^^ Zapraszam.
Prześlij komentarz