Moja lista przebojów 2

20 października 2013

Rozdział 18 (55) - Szamalcownicy i na ratunek

Klik


Jakiś czas później...
          Daleko od Londynu na jednej z wielu polan pod sufitem zaczarowanego namiotu przebywało dwóch chłopców i jedna dziewczyna. Dwoje miało blond włosy, a trzeci czarne jak heban. Dyskutowali między sobą o całej tej wojnie i zastanawiając się: Kto zwycięży? Ile będzie lub jest ofiar? Obie strony miały szansę. Co prawda biała strona miała mniejsze szanse, ale robili wszystko by nie dać się zabić. Przekonywali jak największą ilość ludzi, by przyłączyli się do nich i walczyć przeciwko Voldemortowi. Albo rozmawiali o jego Horkruksach. To, gdzie mogą być ukryte lub czym są, a także rozmawiali o swoich bliskich. Czy nadal żyją? Gdzie są? Czy są bezpieczni?
          Tak było od kiedy wyruszyli dwa tygodnie temu w tak niebezpieczną podróż ukrywając się przed szmalcownikami i sługami Voldemorta. Teraz dyskutowali o prawdopodobnym miejscu kryjówki ich wroga.
- Myślę, że może to być bardzo ponure i odludne miejsce. - mówił Ernie siedząc na sofie przeglądając Proroka Wieczornego.
- Bardzo prawdopodobne, Ern,... - odezwała się Susan przygotowując posiłek. - ...ale ja uważam, że musi być to jakieś miejsce, którego unikają wszyscy. Zarówno Mugole jak i czarodzieje. - oświadczyła. Jack, który dotąd tylko słuchał powiedział:
- To absurdalne... - oboje spojrzeli na niego. - ...W jaki sposób to może się stać? - zadał pytanie w przestrzeń.
- Ale co, Jack? - spytała Susan.
- Nie wiem jak Harry może pokonać tego kretyna od siedmiu boleści! Tego całego Lorda Vol...
- NIE! - wrzasnęli jednocześnie jego przyjaciele.
- ...demorta! - dokończył. Nagle coś kliknęło na zewnątrz. Susan i Ernie natychmiast zareagowali. Pogasili wszystkie światła w namiocie i pochowali wszystkie swoje rzeczy do małej torebki Susan. Zrobili to w ostatniej chwili, bo na zewnątrz usłyszeli czyjeś głosy. Nagle ktoś zawołał:
- Wyłazić! Wiemy, że tam jesteście! - zawołał męski głos. Trójka Puchonów spojrzeli po sobie. Przez chwilę tak patrzyli, aż w końcu pierwszy odezwał się Jack:
- Idźmy. Nie mamy wyboru. I tak nas w końcu złapią nim zdążymy się teleportować. - szepnął i jako pierwszy wyszedł z namiotu. Jego przyjaciele nie mieli wyjścia jak iść za nim pomimo, że się bali. Okazało się, że na zewnątrz znajdowali się szmalcownicy. Było ich czterech. Jeden z nich podszedł do Susan i spytał:
- Jak się nazywasz? - spytał. Dziewczyna patrzyła na niego z przerażeniem.
- Emma Yellow. - odpowiedziała trzęsąc się cała wybierając pierwsze z brzega nazwisko.
- Jeszcze zobaczymy, dziewucho. Zobaczymy czy jesteś na liście. Status krwi?
- Czysta krew. - odpowiedziała automatycznie.
- Czym się zajmują twoi rodzice? - dziewczyna chwilę się wahała, ale odpowiedziała:
- Pracują w ministerstwie.
- Ty!... - zawołał drugi mężczyzna do Erniego, który próbował czmychnąć (jak to na Anglika przystało). - ...Jak się nazywasz? - spytał. Ernie odwrócił się powoli blady na twarzy.
- Ja... ja nazywam się... - jąkał się.
- Ej, ja cię już gdzieś widziałem, kolego. - odezwał się pierwszy patrząc nie na Erniego, ale na Jacka.
- Mnie? A niby skąd? Pierwszy raz pan mnie widzi. - powiedział Jack trochę zdenerwowany.
- Ja też cię poznaję. Ty jesteś chyba bratem Harry'ego Pottera. Jak ci tam było na imię? Chyba Jack, prawda? - spytał zbliżając do niego.
- Ależ skąd! To jego sobowtór! Każdy ma jakiegoś! - powiedziała Susan uśmiechając nerwowo. Szmalcownicy widać, że byli podejrzliwi związali ich, odebrali różdżki i zaczęli się naradzać. Tymczasem Jack, Susan i Ernie też się naradzali.
- To przez ciebie, Jack!... - szepnęła Susan. - ...Wypowiedziałeś jego imię! Teraz wpadliśmy jak śliwka w kompot! Jeśli wyjdziemy z tego cało osobiście... - urwała, bo Ernie szturchnął ją w rękę pokazując na szmalcowników, którzy stali przed nimi. Dziewczyna zamarła.
- No, no no! Teraz już wiemy na pewno, że to jest Jacob Matthew Potter brat-bliźniak "Niepożądanego Numer Jeden". - powiedział drugi. Wszyscy czterej uśmiechnęli się z satysfakcją.
- Czarny Pan na pewno się ucieszy, że go złapaliśmy! - powiedział trzeci szmalcownik
- Tak, to prawda, ale nie aż tak jak z samego Niepożądanego. - stwierdził czwarty.
- Zobaczymy co zrobicie, gdy zabierzemy was do naszego pana! - Wszyscy czterej zaśmiali się złowieszczo.
- Gdzie ich zabierzemy? Może do ministerstwa? - spytał drugi.
- Nie. Zbiorą wszystkie laury dla siebie, a nam nic nie dadzą. - stwierdził.
- Słyszałem, że Sami Wiecie Kto ma siedzibę w Dworze Malfoy'ów... - "Bingo!" - pomyślał Jack uśmiechając się pod nosem. - ...Przepuszczę was, bo jestem w ścisłym kręgu Śmierciożerców, a tylko oni mogą bezpiecznie wejść do środka, gdyż posiadamy Mroczne Znaki. - wyjaśnił pierwszy. Chwycili całą trójkę za ramiona i deportowali się przed jakimś ponurem dworem.
          Susan jęknęła z przerażenia. To był Dwór Malfoy'ów! Główna siedziba Voldemorta! Szli kilka minut, aż znaleźli się przed drzwiami dworu. Weszli do środka. Na drodze stanął im Lucjusz Malfoy.
- Czego chcecie? - spytał zamiast powitania. Trzech szmalcowników spojrzało na czwartego towarzysza, który zrobił dwa kroki do przodu i pokazał Mroczny Znak mówiąc:
- Jestem w ścisłych szeregach Tego, Którego Imienia Niewolno Wymawiać. Złapaliśmy trójkę wagarowiczów w tym brata-bliźniaka "Niepożądanego Numer Jeden". - wyjaśnił pokazując na Jacka. Pan Malfoy podszedł do niego i przyjrzał się.
- Masz rację, to on. Wyróżnia się od "Niepożądanego" tylko trzema szczegółami: kolorem włosów i oczu, a przede wszystkim brakiem blizny. A to pewnie jego przyjaciele... - powiedział patrząc na Ernie'go i Susan. - ...Tak jak w przypadku bliznowatego tu jest trójka Puchonów, a tam trójka Gryfonów... - zaśmiał się. - ...Dobrze. Weźcie ich ze sobą. Zaprowadzimy ich przed oblicze Czarnego Pana. - oświadczył. Susan jęknęła znowu, a Ernie kompletnie zbladł. Za to Jack miał najspokojniejszą minę, ale wewnątrz bał się. Coś musiał zrobić. Gdyby nie miał tych lin mógłby się deportować. Niestety był związany z jednym z nich, więc nie mógł tego zrobić. Mało tego nie mógł się skontaktować telepatycznie z kimkolwiek. Najwyraźniej to miejsce blokowało fluidy telepatyczne, oraz uniemożliwiało teleportację. Co się stanie jeśli Voldemort użyje wobec niego zaklęcia torturującego? Czy Harry to wyczuje? Bał się iż Eleine to wyczuje, gdyż była w ciąży. A może Percy Levender? No jasne! Percy jest przyszłym Ja Harry'ego, a on, Jack jest jego bliźniakiem! We czwórkę wyczuwają emocje Riddle'a! Spróbował się uspokoić i mieć nadzieję, że Voldemort użyje Cruciatusa, by Harry wyczuł to (chociaż z drugiej strony nie podobało mu się to), ale jak przekazać obraz? Uśmiechnął się do siebie. Od czego ma się wyobraźnię?
          Gdy doszli do jakiegoś pokoju pan Malfoy zapukał do drzwi.
- Wejść. - usłyszeli zimny głos. Malfoy wszedł do środka i zaczął mówić od razu:
- Panie, przyprowadzono trójkę wagarowiczów. Jeden z nich zainteresuje cię. - wyjaśnił. Czarny Pan nie spojrzał na niego, ale spytał:
- O kim mówisz, że mnie może zainteresować? Mnie interesuje tylko Niepożądany! - zawołał.
- Panie, wiem, że interesuje cię tylko ten przebrzydły Harry Potter, ale przyprowadzono do nas jego brata, Jacka oraz jego przyjaciół. - wyjaśnił. Czarny Pan odwrócił się i spojrzał swoimi czerwonymi oczami w szare oczy mężczyzny. Może by się mu przydał ten drugi Potter, tak jak Nicole, by zwabić tu Wybawiciela Świata? Ale to mało prawdopodobne. Albo może przeciągnie go na swoją stronę? Lub może brat przekona brata, by stanął po jego, zresztą, jedynie słusznej stronie?
- Dobrze, Malfoy, przyprowadź go, ale nie rozwiązuj go. - rozkazał.
- Tak, panie. - i wyszedł. Po chwil wrócił prowadząc Jacka, a za nim dwóch jeszcze szmalcowników prowadzących Susan i Ernie'go. Voldemort spojrzał na wchodzących do pomieszczenia. Trójka mężczyzn i troje dzieci, a raczej prawie dorosłych czarodziejów.
- Przyprowadzić Jacoba. - nakazał. Więc pan Malfoy przyprowadził Jacka do Lorda kłaniając się raz po raz. Jack starając się nie ryknąć śmiechem, a jednocześnie nie okazywać strachu przed tyranem, który zabił mu rodziców, patrzył na niego obojętnym wzrokiem.
- Ty jesteś Jacob Potter, zgadza się? - spytał chcąc się upewnić. Jack zastanawiał się jak zachować się w takiej sytuacji. Zwykle Harry robił wszystko, by doprowadzić swego wroga do białej gorączki, ale robił to tak, by nie dostać zbyt szybko zaklęciem. Postanowił odpowiadać na pytania, ale jeśli będą to pytania prowadzące do zdrady swej rodziny i przyjaciół to ani myślał uklęknąć przed gadem i błagać o życie czy przyłączyć się do niego.
- Tak, to ja. - odpowiedział.
- Wiesz czemu cię tu przyprowadzono? - zapytał.
- Przez przypadek wypowiedziałem twoje imię... - odpowiedział Jack... - ...Wiem, że jest ono Tabu, ale wtedy wymknęło mi się. Już tego nie zrobię. - oświadczył. Lord patrzył na niego swymi świdrującymi czerwonymi okrutnymi oczami. Prawdopodobnie zaglądał do jego umysłu. Postanowił natychmiast go zamknąć najszczelniej jak mógł. Zamknął też oczy i wyobraził sobie mur. Widział go. Widział postać Voldemorta, który próbuje przedrzeć się przez jego mur ochronny. Cisza trwała przez minutę, aż w końcu usłyszał jak coś upada. Otworzywszy oczy zobaczył, że Voldemort leży. Uśmiechnął się z satysfakcją. Tymczasem Riddle próbował wstać. Gdy w końcu to zrobił spojrzał na zadowolonego z siebie chłopca. Wzburzyło go to.
- Niech cię, Potter! Pożałujesz tego!.. - zwołał. Wycelował różdżkę w Jacka. Ten stanął w pozycji gotowości. - ...Jak to zrobiłeś!? - spytał lekko zbity z tropu.
- A co?... - spytał chichocząc jak wariat. - ...Aa... mówisz o, tym jak zdołałem się obronić przed twoją penetracją? To łatwe. Wystarczy poćwiczyć Oklumencję. - oświadczył rechocząc. Wiedział, że rozwścieczy tym Voldemorta, a wiedział też, że jeśli Voldemort jest wściekły do granic możliwości to Harry podda się jego emocjom i zobaczy gdzie, on (Jack) się znajduję i może wydostanie ich stąd. I rzeczywiście, tak było...

~~*~~

          Od dnia, gdy Harry rozstał się Marthą i Percym z domu Blacków minęło 17 dni. Wraz ze swoimi przyjaciółmi Ronem i Hermioną zaczęli się ukrywać przed Voldemortem podróżując po świecie. Powodem tego była informacja ukazana następnego dnia w Proroku Codziennym, że Wybraniec jest "Niepożądanym Numer Jeden". Dowiedzieli się od Aurelii poprzez Lusterko Dwukierunkowe, że szuka go Voldemort  wszyscy Śmierciożercy. Mało tego wrogowie rzucili Zaklęcie Tabu na imię Voldemorta. Wiele tak zwanych mugolaków ukrywali się lub uciekają przed szmalcownikami. Tak było i tym razem.
          Harry, Ron i Hermiona siedzieli razem w namiocie, gdy nagle - niespodziewanie Harry poczuł silne emocje Voldemorta. Poddał się im i zobaczył obraz oczami Voldemorta.
          Było tam kilkoro ludzi. Rozpoznał tylko czworo z nich. Lucjusza Malfoy'a, który stał kilka kroków od drzwi razem z inni Śmierciożercami oraz trójkę innych osób. Była tam Susan Bouns, Ernie Macmillan i... Jack, który (ten trzeci) stał pięć kroków przed nim. - "O, Boże!" - pomyślał. Nagle Jack zamknął oczy. Lord patrzył na niego swymi czerwonymi oczami. Prawdopodobnie zaglądał do jego umysłu. I rzeczywiście. Widział jak Jack robi ze swojego umysłu mur ochronny. Przez chwilę walka o przebicie się przez owy mur trwała, aż w końcu Voldemort zniknął, a gdy Jack otworzył oczy zobaczył, że tamten upadł. Usłyszał chichot Jacka. Riddle wstał i patrzył na bruneta gniewnie.
- Niech cię, Potter! Pożałujesz tego!.. - zwołał. Wycelował w niego różdżkę. Jack stanął w pozycji gotowości. - ...Jak to zrobiłeś!? - spytał lekko zbity z tropu.
- A co?... - spytał chichocząc jak wariat. - ...Aa... mówisz o, tym jak zdołałem się obronić przed twoją penetracją? To łatwe. Wystarczy poćwiczyć Oklumencję. - oświadczył rechocząc. Harry miał jakieś przeczucie, że jego brat chce mu coś powiedzieć. I nie mylił się o czym świadczyła następna scena. Voldemort wycelował różdżką w... Susan! Dziewczyna zlękła się, ale Jack mając instynkt szukającego (był w drużynie quidditcha z poprzedniej szkoły) zasłonił ją własnym ciałem. Zaklęcie, które leciało w kierunku dziewczyny nagle uderzyło w niego. Było to zaklęcie Cruciatus. Wrzasnął. Harry też wyczuł ból brata, ale nie aż tak silny jakiego powinien się spodziewać. Nagle usłyszał w głowie jego głos.
- "Harry, uratuj nas! Jesteśmy w Dworze Malfoy'ów. Na ten Dwór zostało rzucone zaklęcia anty deportacyjne" - wyjaśnił.

~~*~~

          Wybudził się. Oddychał ciężko.
- Harry, co się dzieje? - spytała Hermiona pochylając się nad nim.
- Jack, Susan i Ernie są w niebezpieczeństwie. Idę ich ratować. - oświadczył pakując różne rzeczy do torebki Hermiony.
- A gdzie oni są? - spytał Ron.
- W Dworze Malfoy'ów. Jack przekazał mi telepatycznie, że jest tam siedziba Sami Wiecie Kogo i na budynek zostało rzucone zaklęcia anty deportacyjne. Musimy się spieszyć. Jest teraz poddany Cruciatusowi, czuję go na sobie... - Hermiona wstrzymała oddech. - ...Spakujmy swoje rzeczy najszybciej jak możemy i użyjmy zaklęcia NiN. Ratujmy mojego brata i jego przyjaciół. - oświadczył. Ledwo włożyli namiot do torebki Hermiony, gdy po środku namiotu pojawił Percy. Wszyscy troje wyciągnęli różdżki w jego kierunku.
- Percy, co tu robisz? - spytał Harry z ulgą opuszczając różdżkę.
- Chcę wam pomóc. Musimy się spieszyć. Chwyćcie mnie za ramiona. - nakazał.
- Percy, na ten Dwór są rzucone zaklęcia anty deportacyjne. - wyjaśnił Ron.
- Nie ma sprawy. Ja i Harry potrafimy je omijać. - oświadczył.

2 komentarze:

Lynx pisze...

Świetny rozdział.
A co do komentarza pod najnowszym rozdziałem: Harry ma zostać opętany w przyszłym rozdziale, ale chyba skoro już to wygadałam to chyba tego nie napiszę. Nie wiem, pomyślę. :)

Lynx pisze...

U mnie NN :)
<nie jest wspaniała bo miałam dużo nauki i wciąż jej przybywa... :(

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.