Moja lista przebojów 2

27 października 2013

Rozdział 19 (56) - Więź i Loren

Klik

- Rozumiem. Teleportujemy się prosto do dworu Malfoy'ów. - Tak, więc cała trójka chwycili Percy'ego za ramiona i po chwili zniknęli pojawiając się w zupełnie innym miejscu.

~~*~~

Dom Malfoy'ów...
          Harry, Ron, Hermiona i Percy, będąc już w pokoju pojawili się w czterech miejscach. Hermiona po lewej stronie tronu, Ron po prawej, za to Harry za Lordem, który wciąż celował w Jacka różdżką, który ten z kolei leżał na podłodze wijąc się z bólu. Harry spostrzegł, że jego brat mimo bólu uśmiechał się z satysfakcją zauważając ich kątem oka. Tymczasem Percy zaraz potem, jak się pojawili stanął za Śmierciożercami celując w nich różdżką.
- Riddle, cofnij z Jacka zaklęcie, bo coś im zrobię. - nakazał ostatni. Czarnoksiężnik spojrzał na niego i prychnął:
- Co mnie to? Nie zależy mi na nich. Rób, co... - tu urwał, bo czyjaś różdżka wbiła mu się w kark.
- Słyszałeś, co powiedział Percy? Cofnij zaklęcie z naszego brata. - oświadczył Harry. Lord przez chwilę siedział nie ruchomo, ale cofnął zaklęcie opuszczając swoją różdżkę.
- Jak się tu dostaliście? - spytał z lekką paniką w głosie. Harry zaśmiał się drwiąco i okrążył go stanąwszy w bezpiecznej odległości od mężczyzny.
- Sprawdź, co z Jackiem... - zwrócił się do Hermiony. Ta natychmiast do niego podeszła i odciągnęła jak najdalej od Riddle'a. Tymczasem Harry spojrzał na Lordzinę. - ...Jak się tu dostaliśmy, pytasz... - znowu się zaśmiał. - ...A czy nie zapomniałeś o tym jak uczyniłeś mnie swoim sługą poprzez tortury? - spytał z drwiną pokazując Znak na swoim przedramieniu. Czarny Pan zmrużył oczy ze złością.
- No dobrze, to rozumiem, ale, po co tu przyszliście? To czyste szaleństwo przychodząc tu samymi bez obstawy. - oświadczył cyniczne. Harry też uśmiechnął się zbijając Voldemorta z tropu.
- Jak myślisz, Riddle? Ja i Percy umiemy się teleportować omijając wszelkie bariery ochronne i anty teleportacyjne. Przybyliśmy tu by zabrać stąd moich przyjaciół i Jacka. Jeśli spróbujesz nam przeszkodzić w odejściu pożałujesz tego. Ron, podejdź razem z Susan i Ernie'm do Hermiony i Jacka. Chwycie ich za ramiona.. - powiedział celując wciąż w Riddle'a, po czym spojrzał na niego, gdy się upewnił, że stoją blisko siebie. - ...A ty... - zwrócił się do Voldemorta, który wyciągał ku niemu rękę. - ...Nie ruszaj się. Wy też. - powiedział zerknąwszy na Śmierciożerców i mając także na oku swego pana i idąc ku bratu oraz przyjaciołom. Wziął za rękę Hermionę i już miał się teleportować, gdy Lord się odezwał:
- Potter, czekaj. - Harry spojrzał na niego spytawszy:
- Czego jeszcze chcesz? - Lord zmrużył oczy i odparł:
- Nie odejdziecie stąd bez mojej zgody, a szczególnie ty,... Harry. - oświadczył idąc ku niemu z chytrym uśmiechem na twarzy. Zielonooki zamarł. Wypowiedział jego imię, a to nie wróżyło za dobrze dla niego. Harry celował wciąż w niego końcem różdżki, gdy ten zaczął ku niemu powoli iść. To jego spojrzenie tak... paraliżowało...
- Stój! Nie podchodź! - za późno. Voldemort chwycił ramię Harry'ego i wyrwał różdżkę z jego ręki, a drugą ręką chwycił jego twarz. Harry, Jack i Percy krzyknęli równocześnie. Jack w dodatku upadł bezwładnie na podłogę puszczając ramię Rona tracąc jeszcze przytomność. Percy krzyknął i również upadł ściskając kurczowo bliznę. Drżał. Za to Harry padł na kolana przed Voldemortem nie będąc w stanie się ruszyć i nie mogąc oderwać wzroku od czerwonych szparek. Blizna go bolała i z każdą sekundą ból wzrastał. Tymczasem Voldemort wycelował koniec różdżki w przyjaciół Harry'ego. Związał ich zaklęciem. Po czym spojrzał na Harry'ego przyglądając się uważnie jego twarzy. Uśmiechnął się z zadowoleniem. Widział w oczach Harry'ego ból i cierpienie.
- Puść go. - rozległ się chrapliwy szept Percy'ego. Wszyscy, z wyjątkiem Jacka i Harry'ego, spojrzeli w jego stronę.
- Czemu mam go puścić? To takie piękne, że cierpi, gdy go dotykam. - odparł spojrzawszy znowu na Harry'ego.
- Twój dotyk go rani! Im dłużej wasze skóry, twoja i Harry'ego się stykają tym więcej z ciała Harry'ego ubywa sił i mocy, a tym samym ze mnie. Za to ty,... oczywiście, stajesz się silniejszy, lecz jeśli będziesz częściej tak dotykał Harry'ego staniesz się zaborczy wobec niego. Przywiążesz się emocjonalnie, co doprowadzi cię do twojej klęski. Za to Harry stanie się cynicznym i sarkastycznym pesymistą. Taki jak większość Ślizgonów, ale z sercem Gryfona... - Wszyscy, nie wyłączając samego Voldemorta, wytrzeszczyli oczy na tą informację. - ...Powiedz, ojcze,... - wszyscy szok. Ich szczeki dosięgły podłogi, gdy wypowiedział ostatnie słowo z lekką nutą szacunku. - ...czy chcesz się przywiązać do osoby, która sprawiła, że straciłeś moc i ciało na 13 lat? Czy chcesz być zaborczy wobec niego? Czy chcesz swej klęski, która i tak nastąpi nawet, gdy nie będziesz go dotykał? - spytał z wymuszonym uśmiechem Levender. Ból był tak wielki, że ledwo mógł się uśmiechać, a co dopiero ruszyć. Czarnoksiężnik gapił się na Percy'ego oniemiały. Puścił Harry'ego, który zaraz potem upadł bezwładnie na podłogę nie zdolny do ruchu.
- Nazwałeś mnie ojcem? Dlaczego? - spytał najwyraźniej nie dosłyszawszy następnych zdań.
- Z przyzwyczajenia. - odpowiedział Percy oddychając ciężko. Mógł już się ruszać. Czarny Pan zbliżył się do podnoszącego się z trudem młodego wampira. Gdy Lord był dość blisko niego upadł ponownie. Ból wzmógł się jeszcze bardziej. Voldemort stanąwszy tuż nad nim powiedział zaskoczony:
- Skąd ty to wszystko wiesz, Levender? - spytał ze strachem w oczach, co prawie w ogóle się nie zdarzało. Percy, który był przyzwyczajony do bólu ponownie wstał chwiejnie na nogi i spojrzał mu w twarz. Po chwili uśmiechnął się i powiedział:
- Wiem o tym, bo sam tego doświadczyłem w swojej przyszłości. Pewien czarownik manipulował mną póki go niezaakceptowaniem. Póki nie powiedziałem, że chcę być przy nim,... gdyż chciał zastąpić mi ojca. Chciał bym zaakceptował jego moc i więź między nami oraz jego ochronę przed jego sługami. Trzy lata później zaakceptowałem go. Jednak i tak odebrał mi moc osiem lat później... - wyjaśnił. Riddle był tak przerażony tymi informacjami, że powolnym krokiem skierował się do czarnego tronu, na którym po chwili usiadł. Tymczasem Percy podszedł chwiejnym krokiem do Harry'ego i spróbował wziąć go na ramiona, po czym zaprowadził do Jacka, którego chwycił za ramię i nakazał przyjaciołom chwycić się nawzajem. Zanim zniknęli Percy oświadczył: - ...Radzę ci rzucić jakiekolwiek zaklęcie np. Cruciatusa, a zauważysz różnicę między poprzednią mocą a obecną. Tak, Riddle twoja moc trochę wzrosła. - odparł, gdy ten spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym młodzieniec zniknął z pola widzenia czarnoksiężnika.

~~*~~

          W następnej chwili pojawili się na jakiejś polanie, gdzie rozłożyli namiot i rzucili zaklęcia ochronne. Nikt nic nie mówił przez dobrą godzinę. Każde z nich zastawiało się nad słowami Percy'ego, prócz samego zainteresowanego. W końcu pierwsza odezwała się Hermiona bardziej mówiąc do siebie:
- Więź? Akceptacja? Ojciec? Moc? Ochrona? - wymieniała.
- Percy, powiedz nam, o, co w tym chodzi? - poprosił Jack. Wszyscy spojrzeli na niego pytającym i niedowierzającym wzrokiem. Ten popatrzył na nich zastanawiając się czy im to powiedzieć.
- Wybaczcie, ale akurat tego nie mogę wam wyjaśnić. - westchnął spuszczając głowę.
- Ale dlaczego? - spytał zszokowany Harry.
- Kiedyś wam powiem, ale dla waszego bezpieczeństwa i waszej przyszłości będzie jeśli sami tego doświadczycie i sami do tego dojdziecie. - oświadczył ze smutkiem. Unikał ich spojrzeń, bo wiedział, że zobaczą jego łzy. Wszyscy popatrzyli po sobie zaintrygowani. Nigdy Percy nie był tak tajemniczy jak teraz. Zawsze mówił to, co powinni wiedzieć. Nawet powiedział Voldemortowi, ale czy dobrze zrobił? Usłyszał to też Harry, a nie powinien wiedzieć o takich sprawach. Bez słowa teleportował się.

~~*~~

          Pojawił się w swojej kryjówce niedaleko domu Potterów skąd zawsze ich obserwował. Wiedział też, że to właśnie tu będzie mieszkał z Marthą. Zastanawiał się, gdzie by mieszkał z Eleine? Zresztą zamieszkania z nią to problem Harry'ego, nie jego. Rozmyślał jak poznał Marthę i Aliannę w królestwie wampirów. Przypomniał też sobie Davida Dursley'a. To jak go uczył i był jego przyjacielem w wiosce druidów. Pamiętał też Lorena Andersona, którego poznał w królestwie elfów. Był on starszym bratem Aliny i synem Aidrene'a Evansa. Wciąż nie rozumiał, czemu odszedł od nich i czemu zmienił nazwisko. Musiał się tego w końcu dowiedzieć i to natychmiast. Wstał z siedzenia, na którym siedział od dwóch godzin i deportował się do wyżej wymienionego mężczyzny. Lorena Andersona.

~~*~~

          Ów młodzieniec siedział na skale nad brzegiem morza i szkicował zachód słońca, na co wskazywał papier oparty o jego kolana i ołówek, który trzymał w ręku. Miał na sobie czarną skórzaną kurkę. Loren był czarnowłosym młodzieńcem o niebieskich oczach. Był posturnej budowy i trochę zarostu wokół ust.


- Witaj, Percy. Miło cię widzieć. Czemu zawdzięczam tę wizytę? - spytał czarnowłosy nie patrząc na niego dalej rysując.
- Przyszedłem cię o coś spytać, bo od dawna nie daje mi to spokoju. - oświadczył.
- Więc proszę, pytaj. - powiedział dalej rysując.
- Chciałbym wiedzieć, czemu nie jesteś ze swoją rodziną? - zapytał Percy. Loren luknął na niego i po chwili odpowiedział wciąż rysując:
- Nie chcę by Riddle mnie znalazł i skrzywdził ich przez mnie. - odparł krótko. Percy wpatrywał się w niego przez chwilę, aż w końcu się odezwał:
- A co z Aliną i Julie? One bardzo cię kochają i chcą byś był przy nich. - wyjaśnił Percy. Loren popatrzył na niego ponownie i wrócił do rysowania. Po kilku minutach ciszy, podczas, której Percy był coraz bardziej zły szatyn oświadczył:
- Nie chcę ich w to mieszać. Kocham je, ale boje się je stracić. - oświadczył.
- Jak każdy... - warknął cynicznie Percy. - ...Też się boje o Marthę i Alię oraz innych moich przyjaciół. Rona, Hermionę, mojej rodziny i wielu, wielu innych. Wierz mi, że nie jesteś pierwszym ani ostatnim, który martwi o swoich bliskich. Ochroń ich będąc blisko nich. - powiedział.
- A ty to, co? Czemu nie jesteś przy Alii i Marthcie? - spytał ostro patrząc na niego.
- Dlatego, że są w bezpiecznym miejscu, a poza tym umieją walczyć i zadbać o siebie. - wyjaśnił. Loren odłożył gwałtownie podkładkę i ołówek na bok. Percy dostrzegł malunek Lorena.


Młodzieniec patrzył na niego ze złością.
- Słuchaj, Percy! W dzisiejszych czasach NIE MA bezpiecznych miejsc od Sam Wiesz Kogo! On jest niebezpieczny! Groźny! I...
- I szalony, bezmyślny, głupi, bezrozumny, niechcący uznać tego, że Harry jest silniejszy od niego. - wpadł mu w słowo bezbarwnym głosem. Młodzieniec popatrzył na przyjaciela w zamyśleniu, po chwili powiedział:
- Masz rację. Taki właśnie jest. - oświadczył.
- Skoro już wszystko wyjaśniliśmy, to ja już pójdę. Cześć, Loren. - powiedział Percy i zniknął z pola widzenia.

3 komentarze:

Lynx pisze...

Cudowny rozdział...
Znów krótko... wiadomo -> konkursy zapasem... eh. :)
Pozdrawiam, Gosia.

Lynx pisze...

Nowy rozdział na moim blogu :)

Lynx pisze...

Nowy rozdział na moim blogu :) Zapraszam

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.