Moja lista przebojów 2

30 marca 2014

Rozdział 41 (78) - Podróż do przeszłości oraz historia Elyon i Noyle

Klik

Po drugiej stronie bramy....
           Było ciemno, więc nie widzieli zbyt dobrze. Gdy się zbliżyli do niej zauważyli zarys jakiejś postaci. Po chwili owa postać pojawiła się w świetle księżyca. Byli teraz już pewni, że była to ich siostra.
- Nicole? - spytali jednocześnie bliźniacy Potter.
- Harry? Jack?... - spytała ich siostra. - ...To wy? - Wszyscy się zbliżyli do bramy na tyle ile mogli oświetlając sobie różdżkami. Gdy zobaczyli swoje twarze uśmiechnęli się.
- Harry, jak dobrze cię widzieć. Słuchaj, gdzie jest Percy Levender? Muszę z nim pogadać przez chwilę. - poprosiła
- Tu jestem. - odezwał się wyżej wymieniony występując z tłumu.
- Fajnie. Słuchaj, czy w twojej przeszłości musiałeś usuwać taką barierę jak ta? - spytała pokazując na przezroczystą powłokę bariery.
- Tak. - odpowiedział.
- Dobra. Słuchajcie wszyscy, bo to ważne. Harry i Jack muszą przy tej bramie zostać razem ze mną. Jest przy niej pewna bariera, której nie da się przebić ani usunąć żadnym zaklęciem. Istnieje pewna przepowiednia, która jest ukryta pod dębem, gdzie nasi rodzice się całowali. Ja znam treść tej przepowiedni. - wyjaśniła.
- Jak ona brzmi? - spytał ktoś. Tu kobieta wyrecytowała ją i potem dodała:
- ...Została ona wypowiedziana w przeszłości, do której właśnie się wybierzemy z Harrym i Jackiem. - zakończyła.
- To znaczy, że już czas? - zapytał Jack.
- Jak to, Nicole? - spytał Harry.
- Kroniki historyczne nie mówią o tym, ale ochrona wokół szkoły Hogwart została stworzona nie tylko przez Założycieli szkoły, ale także przez Merlina Wielkiego oraz... przez tajemniczą trójkę, która przybyła z przyszłości. Tą trójką jesteśmy my. Ja oraz Jack i ty, Harry. To o naszej trójce mówi ta przepowiednia. Co prawda zostali wmieszani w to Voldemort i nasza matka, ale to nie ważne. Ważne jest to, co jest potem powiedziane w przepowiedni. - wyjaśniła.
- A co dokładnie jest powiedziane? Zinterpretuj to. - poprosił Jack. Nagle do rodzeństwa podszedł Aidrene Anderson. Obok niego kroczył czarnowłosy mężczyzna.
- Wuj Aidrene? - spytał Harry.
- Kto? - zdziwili się Jack i Nicole.
- Ten po lewej to Aidrene Anderson, a raczej Evans. Najmłodszy brat naszej matki, a także Aurelii i Petunii. Jest ojcem Aliny i Lorena Andersonów i jest także mężem Julie Anderson. To twój ojciec chrzestny, Jack. Tego drugiego nie znam. - wyjaśnił Harry.
- Acha. - odpowiedzieli inteligentnie Jack i Nicole.
- Kim jesteś? - spytał Harry tego drugiego. Miał wrażenie, że gdzieś już go widział. Ale gdzie?
- Nazywam się Allan Parker. Jestem mężem Aurelii. - przedstawił się.
- Ach tak. W jakiej sprawie przybyłeś, Allan? - spytał.
- Usłyszałem przepowiednię i chciałem ci ją zinterpretować. W młodości robiłem to dość często. Mam do tego talent. Kiedyś zinterpretowałem przepowiednię na twój temat, ale to stare dzieje... - wyjaśnił wzruszywszy ramionami. - ...Czy pozwolisz mi sprawdzić o, co chodzi w tej przepowiedni? - spytał. Harry popatrzył na niego, po czym odpowiedział:
- Dobrze.
- Dziękuję... - podszedł do Nicole. Machnął różdżką wyczarowując pergamin, pióro i kałamarz. - ...Panno Potter, proszę byś mi po kolei powtarzała treść przepowiedni, a ja będę ją interpretował. - oświadczył. Ta skinęła głową i recytowała jej treść.
          Interpretacja przepowiedni trwało około piętnastu minut. W końcu pan Parker wyprostował się i podszedł do Harry'ego z pergaminem.
- Panie Potter, już wiem o, co chodzi. Pan i pana rodzeństwo musicie podejść do bramy, gdyż wzdłuż bramy jest bariera o niespotykanej sile. Podobną siłę macie wy troje. Jest ona tak duża, że sami moglibyście ją stworzyć, jak i zniszczyć. Jak mówi ten fragment: "...stworbarierę, która niczego nie przebije. Zosta sprowadzeni z przyszłości i barierę stwor, by chroniła szkołę magii... Gdy wró Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów...". We troje podejdźcie do bramy i zniwelujcie barierę, a potem, gdy tu powrócicie ochronicie szkołę. - wyjaśnił Allan. Podeszli do bramy, ale zanim wyciągnęli ręce rozległ się czyjś głos:
- Allan, ty nie potrafisz w ogóle interpretować przepowiedni! - głos dobiegał z krzaków po prawej stronie.
- Kto tam? - spytał Matt.
- Poznaje te ten głos. - odezwał się Allan.
- Ja też. - wtrącił się James.
- Ja również... - odezwała Aurelia. - ...Klark? To ty? - spytała.
- Czy mówicie o TYM Klarku Kencie? Synu Marka Kenta słynnego aurora i mojego mentora? - spytała Tonks.
- Tak. - odpowiedzieli jednocześnie Allan, James, Lily i Aurelia ciągle wpatrując się w krzaki. Nagle z owych krzaków wyłonił się mężczyzna. Miał blond włosy i szare oczy.


- Witam, państwa. Jestem Klark Mark Kent. Szef aurorów. Chciałbym się do was dołączyć, gdyż wiem coś więcej na temat tej przepowiedni. Poza tym... - podszedł do Harry'ego. - ...to nie Allan interpretował tę przepowiednię z przed lat, lecz ja. Dotyczyła ona ciebie, Harry Potterze, którą wypowiedziała babcia Aliny Anderson. Jestem w tym dobry. - oświadczył.
- Ale, Klark! Ja chciałem ją rozgryźć! Nie rozumiałem tylko co znaczy "dwóch rodów"! - zawołał Allan.
- Cóż, trochę wyszedłem z wprawy. Jednak prawdą jest to, że w mojej rodzinie w wieku szesnastu lat z pokolenia na pokolenie uaktywnia się w nas gen zdolności do interpretacji przepowiedni. Z wiekiem potrafimy też przewidywać przyszłość, ale nie tak jak Regina Hoof czy Sybilla Trelawney. - powiedział skromnie.
- Co masz na myśli? - spytał Remus.
- Klark! Co zobaczyłeś? - spytała kobieta o czarnych włosach stojąca obok Petera.
- Ashley, mnie też miło cię widzieć. Allan, mogę zobaczyć tę przepowiednię?... - poprosił Klark. Mężczyzna podał mu kartkę z niechęcią. Blondyn przejrzał ją dokładniej zastanawiając się chwilę. - ...Tak, widzę teraz dokładnie. Allan dobrze zinterpretował ją, ale ja zobaczyłem przyszłość. - spojrzał na Harry'ego, Jacka i Nicole. - ...Musicie... - Szybkie kroki od strony zamku przerwały jego wypowiedź. Po chwili wyłoniła się z zarośli Elyon.
- Nicole! - zawołała. Z drugiej strony bariery też ktoś krzyczał. Był to Snape.
- Harry! - krzyknął.
- Severus? Co się stało? - spytał wyżej wymieniony podchodząc do niego szybkim krokiem.
- Harry!... - wydyszał - ...Śmierciożercy idą tu! Musicie jak najszybciej znieść barierę! - zawołał. Percy spojrzał na niego po czym powiedział telepatycznie do swojej przyjaciółki:
- "Elyon, nadszedł czas. Muszą przenieść się do przeszłości. Trzeba to im umożliwić. Poinformuj swoją siostrę. Zajmij się tym. Tylko ty możesz to zrobić. Tylko ty masz z nią bezpośredni kontakt" - zwrócił się do niej. Ta dyskretnie skinęła głową.
- Severusie, po drugiej stronie jest nasza siostra. Zrobię to, gdy tylko Nicole porozmawia Elyon Percy'ego. - odparł pokazując na nie obie rozmawiające ze sobą.
Tymczasem po drugiej stronie bramy...
           - Nicole, Śmierciożercy mnie gonią! Musisz jak najszybciej przenieść się w czasie razem z braćmi! Mną ani uczniami się nie przejmujcie. Bariera ich oszołomi. - oświadczyła.
- Ale co mamy zrobić? - spytała Nicole.
- Musicie wypowiedzieć pewną formułę zaklęcia. Przeniesiecie się w pewne miejsce. - wyjaśnił Klark, najwyraźniej słysząc ich rozmowę.
- I co mamy zrobić? - spytał Harry patrząc na obie kobiety. Elyon podała Nicole kartkę, a ona pokazała ją braciom, którzy ją odczytali.
- Zbliżcie ręce do bariery, a reszta niech się odsunie najdalej jak może. - nakazała Elyon. Jack kazał im to zrobić. Wszyscy odsunęli się za najdalsze drzewa. Za to rodzeństwo Potter przyłożyli prawe dłonie do bramy. Gdy tylko to zrobili ich źrenice zniknęły. Nagle zaczęli, jak zahipnotyzowani, recytować formułkę zaklęcia:
- Beatu huwa l-destin, Merlin l-Kbar, allat antiki, aħna magħżula mill-Destiny Angeles. Aħna rridu li jitbiegħed għall-aħħar mitt sena! Twassalna lejn żmien il-fundaturi ta 'Hogwarts biex tgħinhom u aħna wypełnli destin tiegħek! Offset magħna! - mówili to równocześnie. Nagle zabłysło białe oślepiające światło, które rozświetliło się po całej okolicy, a po rodzeństwie Potter nie było ani śladu.


Bariera, która rozchodziła się wzdłuż terenów szkoły zniknęła w momencie, gdy oni zniknęli. Nie podejrzewali, że ta przygoda ich odmieni...

~~*~~

Pojawili się w zupełnie innym miejscu...
Tymczasem Harry...
           "Czuję ciepło. Nieprzeniknione ciepło. Gdzie ja jestem? Czy to niebo? Na czymś leżę. Na pewno leżę" - otworzył oczy i podniósł się. Zobaczył śpiącą Nicole po swojej lewej, a po prawej stronie Jacka. Rozejrzał się dookoła. Widział wokół biel i tylko biel. Nagle zobaczył kogoś nieznanego sobie. Postanowił obudzić rodzeństwo
- Nicki, Jack, obudźcie się, szybko! Ktoś tu idzie! No, obudźcie się! - wołał.
W międzyczasie Nicole...
           Otwiera oczy. - "Czy to raj? Jestem w raju?" - spytała w myślach. Zobaczyła nad sobą Harry'ego.
- Co tak wrzeszczysz? - spytała cichym głosem oburzona Ruda, po czym usiadła.
Jack...
          "Co się dzieje? Czuje nagość i kto tak krzyczy?..." - otworzył oczy i nagle zakrył się. Spojrzał na rodzeństwo.
- Hej. Co się tu dzieje? - spytał Jack.
- Mnie nie pytaj. - odpowiedział Harry.
- Nicole, co robisz? - spytał Jack.
- Chcę nam wyczarować ubrania. - wyjaśniła. Zanim zdołała je wyczarować one się pojawiły tuż przed nimi. Spojrzeli po sobie i bez wahania natychmiast je założyli.
- Gdzie my tak właściwie jesteśmy? - spytał Harry.
- Jesteście między czasem a przestrzenią. - rozległ się czyjś głos za nimi. Obejrzeli się. Stała tam...  Elyon? Ale... wyglądała inaczej. Była brunetką i miała czarny strój.


- Elyon! - zawołali jednocześnie.
- Powiedz nam o co tu chodzi? - poprosiła Nicole.
- Nie jestem Elyon, panno Potter. Na imię mam Noyle... - (od autorki: czyt. nojl). - ...i jestem jej siostrą-bliźniaczką. Jestem także strażniczką Portali Między Wymiarowych I Czasowych.... - wyjaśniła. - ...Z Elyon nie jesteśmy w najlepszych stosunkach. - w jej tonie czuć było było smutek.
- A co się stało? - dopytywał się Jack.
- To nie ważne. Elyon prosiła mnie bym was przeniosła do przeszłości w czasy Założycieli. Sami mnie też o to prosiliście. - oświadczyła uśmiechając lekko.
- My prosiliśmy? - spytał Harry zaznaczając pierwsze słowo. Kobieta skinęła głową.
- Jak? - wtórował mu Jack.
- Zaklęcie... - odparła krótko. - ...Wypowiedzieliście zaklęcie przenoszące. Przyprowadziło was ono do mnie bym mogła przenieść was do czasów Wielkiej Piątki. Elyon wyjaśniła mi kim jesteście i jaką macie misję do wykonania. Wspomniała też o przepowiedni dotyczącej was, a także waszej matki i Lorda Voldemorta... - oświadczyła. Cała trójka popatrzyli po sobie. Jednak Noyle kontynuowała. - ...Posłuchajcie mnie uważnie. Pomogę wam ze względu na moją siostrę, ale musicie pamiętać, że jest to niebezpieczna podróż. Przechodząc przez portal uzyskacie ogromną moc. O wiele większą niż sam Lord Lordów czy Morgana le Fay, a nawet Merlin i jego uczniowie, poza Percivaldem Levederem. Jedynym warunkiem jest to, byście mieli czyste serca i jasne umysły. Uzyskacie też ogromną wiedzę. Poza tym każde z was musi poświeć część swojego życia dla większego dobra. - oświadczyła.
- Większego dobra? - zdziwił się Jack.
- Ale o co dokładniej ci chodzi? - spytała Nicole.
- Chodzi mi o to, że każde z was ma poświęcić część własnego życia czemuś dobremu, a wpłynie to na dalsze wydarzenia tyczącej się waszych dzieci i wnuków. Ty, Wybrańcze już wiesz co się z tobą stanie. Twoją misją jest nie tylko pokonać Lorda Voldemorta, ale też poświęcić się podróży w czasie, czyli przybyć do przeszłości razem ze swoją Elyon i podróżować w czasie od czasów Założycieli aż do roku 2028, gdzie ty staniesz się Percym Levenderem, a on stanie się z powrotem tobą i zostanie tam, a ty w odpowiednim momencie przeniesiesz się w przeszłość. - wyjaśniła Noyle.
- A my? - spytał Jack.
- Ty, Jacobie musisz być najpierw świadom swojej mocy zanim was wyślę do przeszłości. To będzie dla waszego brata próba wiedzy i mocy. - oświadczyła.
- Jak to? - spytali jednocześnie.
- Posłuchaj, Jack. Twoja moc była aktywna już od urodzenia. - wyjaśniła Noyle.
- Jaka moc? - dopytywał się Puchon. Noyle przygryzła wargi, ale za nią odezwała się Nicole:
- Rzucono na ciebie zaklęcie Fideliusa. - wyrzuciła z siebie młodsza Ruda.
- Nie, panno Potter. To nie jest zaklęcie Fideliusa, ale można to też tak określić, ale to nie to. - oświadczyła.
- Więc co to jest? - spytał Harry.
- Jest to bardzo złożone zaklęcie, Jack. Polega ono na tym, że masz władzę nad duszami innych ludzi. Potrafisz nieświadomie blokować umysł innych ludzi przed wrogami, którzy staną wam na drodze. W tym przypadku Harry'ego i jednocześnie Levendera. Obecnie jest nim Lord Voldemort, ale z czasem.... - tu Noyle zwiesiła głos.
- A wiadomo kto to zrobił? Kto rzucił na niego zaklęcie i jak ono się nazywa? - spytała Nicole.
- Nie mogę wypowiedzieć tego słowa, bo wtedy stanie się coś złego. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - powiedział Harry.
- Nazywam go po prostu Zaklęciem Duszy. Poza tym Jack jest Przepowiadaczem Snów, ale to już wiecie. Dobra. Koniec tego. Trzeba was przenieść w czasie. Jack, czy już rozumiesz na czym polega twoja moc? - spytała Noyle.
- Tak. - odpowiedział.
- Świetnie. A ty, Nicole? - zwróciła się do dziewczyny.
- Wiem tylko, że mam ich chronić. Jestem ich Strażniczką. - odparła.
- Dobrze. Możemy zaczynać... - zrobiła kilka kroków w bok i wyciągnęła rękę, po czym spytała: - ...Gotowi? - spytała.
- Tak! - zawołali równocześnie.
- Dobra... - następnie powiedziała w stronę pustej przestrzeni: - ...Fuq kmand tiegħi, ħallihom jiftħu l-kanċelli tal-ispazju! Ħalli t-tliet magħżul se jirċievu l-ogħla qawwa ta 'magicians madwar id-dinja ta' maġija! Ħallihom jimxu lejn l-Kbir ħames!... - wyrecytowała. (Tł. z maltańskiego: Na mój rozkaz niech otworzą się wrota czasoprzestrzeni! Niech trójka wybranych otrzymają moc najwyższych magów całego świata magicznego! Niech przeniosą się do czasów Wielkiej Piątki!) Nagle pojawił się portal w kształcie spirali.




 Powiał nagle wiatr, a ubrania rodzeństwa Potter zmieniły się na szaty. Były ładniejsze i jakby nie z tej epoki.




- Wow! - wyrwało się braciom.
- Jeju! Ale śliczna! - zachwyciła się Nicole gładząc suknie.
- Wejdźcie. Wewnątrz będziecie wiedzieć co robić. - powiedziała do nich. Cała trójka spojrzeli po sobie. Weszli do środka żegnając się z kobietą. Idąc widzieli wokół siebie światła o różnych kolorach. Nagle usłyszeli czyjś odległy głos. Brzmiało jak zaklęcie.
- To chyba zaklęcie, które słyszeliśmy na ekranie stworzonym przez Eylon... - zauważyła Nicole. - ...Wypowiadał je Merlin, by sprowadzić trójkę potężnych magów.
- Masz rację, siostro. Musimy im pomóc. - zasugerował Harry. W tym momencie zobaczyli tunel, którym podążyli. Po chwili podłoże, którym szli opadało łagodnie w dół. Zobaczyli w dole błonia. Rozejrzeli się. Zobaczyli kilkoro ludzi. Rozpoznali wszystkich.

    





- Powstańcie... - przemówił Jack. - ...Kto nas wezwał? - spytał. - "Kompletne deja vi" - pomyślał Harry.
- Ja. - odezwał się Merlin.
- Po co nas wezwałeś i kim jesteś? - spytała Nicole.
- Jestem Merlin Wielki, a to są moi uczniowie... - wskazał na piątkę klęczących osób tuż za sobą. - ...Sprowadziłem was tutaj byście nam pomogli ochronić szkołę Hogwart przed Morganą Le Fay i jej sługami. - wyjaśnił.
- Powiedz nam, Merlinie, jak długo walczysz z Morganą? - spytał Harry.
- Już bardzo długo, panie. Prawie całe jej życie. Wraz z Percivaldem uczyliśmy ją czarów, ale ona przeszła na złą stronę. - wyjaśnił.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Morgana ma przyrodnią siostrę, Morgause, a ona uczyła się u złej wiedźmy Katherine. - wyjaśnił Merlin.
- Rozumiem. Chcecie byśmy ochronili Hogwart przed nimi? - upewniła się Nicole.
- Tak, pani. - odpowiedział Merlin.
- Dlaczego nas o to prosicie? - spytała.
- Prastare proroctwo mówi, że: "Kobieta urodzi troje dzieci ze szlachetnego rodu, ale z mężczyzny osieroconego przez rodziców i nieznającego miłości, jednak nie z tego czasu... Dosta się oni do różnych domów, gdyż mają różne cechy i w różnych warunkach się wychowali...Trójka ta zosta obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi... Jedno z dzieci Strażniczką dwójki się stanie i ochraniać Wybrańca Losu musi. Drugie dziecko bliźniakiem Wybrańca jest, ale ducha jego ochrania. Trzecie dziecko Wybrańcem się stał bezwolnie, a jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los... Oddzielnieabi, ale razem stwor barierę, która niczego nie przebije. Zosta sprowadzeni z przyszłości i barierę stwor, by chronili szkołę magii po wieki... Gdy wró Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów..." - wyrecytował Merlin.
- Rozumiem. Czyli chodzi o nas i mego ojca. - zamyśliła się Nicole.
- Twego ojca, pani? - spytał Merlin.
- Tak. - odpowiedziała.
- Pomożemy wam ochronić szkołę. - oświadczył Jack.
- Ale najpierw chcemy porozmawiać z panem Levenderem. - poprosił Harry zerkając na niego.
- Oczywiście, panie. - odpowiedział. Harry machnął ręką na wyżej wymienionego. Ten podszedł do nich zerkając nie pewnie na swych przyjaciół.
- Słucham? - spytał.
- Percy, opowiesz nam jaka jest sytuacja? - poprosił Harry pokazując na Założycieli, Merlina i całą okolicę.
- A ty nie wiesz? - zapytał.
- Nie. Nie wiemy co się dzieje. Nikt nam nie powiedział dokładniej o co chodzi. - potwierdził Harry pokręciwszy głową. Szli teraz w kierunku jeziora, by na spokojnie porozmawiać.
- Wiemy tylko, że mieliśmy zostać przeniesieni do przeszłości. - zakończył Jack.
          Percy opowiedział ogólnikowo co się działo od dnia, gdy urodziła się Morgana aż do dzisiaj.
- Czyli mamy rozumieć, że żaden z Założycieli prócz Slytherina, ciebie i Merlina nie wie o mrocznej mocy Morgany? - zdziwiła się Nicole.
- Tak. Dodałbym, że ja mam więcej informacji na temat mrocznej strony Morgany i Salazara, a Merlin na temat jej siostry, która ją przeciągnęła na złą stronę. Wkrótce Sal będzie zły. - wyjaśnił z niesmakiem.
- Rozumiem. To delikatna sprawa. Czy Morgana jest już dorosłą kobietą? - spytał Harry.
- Tak i to potężną wiedźmą. - dodał Percy.
- Ach tak.
- Więc co robimy? - spytał Jack.
- Mnie pytacie? To wy jesteście tu od myślenia. - żachnął się Percy. Cała trójka spojrzeli po sobie. Miał rację. Co to powiedziały Elyon i Noyle? Na miejscu będziecie wiedzieć co robić. Ich celem było ochronić Hogwart przed Morganą i zdobyciu Mrocznej Duszy. Tak głosiła przepowiednia i rada Eylon.
- Gdzie jest teraz Morgana? - spytał Harry.
- Jakieś 6 mil stąd za lasem. - odparł pokazując na las. Nicole wpatrywała się w jakiś punkt próbując sobie coś przypomnieć. Po jakimś czasie zawołała.
- Wpadło mi coś do głowy! Percy, masz mapę Hogwartu? - spytała.
- Myślałem, że już nigdy nie poprosisz... - zachichotał sięgając za pazuchę. - ...Masz. - podał ją jej.
- Dzięki! Mam pomysł! Chodźcie!... - zawołała. Chwyciła Harry'ego za ramię i pociągnęła ku Założycielom. - ...Słuchajcie, mam pomysł jak uchronić szkołę przed Morganą, jej sługami oraz przed Mugolami. - wypaliła na wstępie.
- Jaki, pani? - spytał Merlin.
- Levender będzie stał na czatach i wypatrywał czy Morgana nie nadchodzi, a my zajmiemy się rzucaniem zaklęć. Najpierw wy rzucicie swoje najpotężniejsze zaklęcia ochronne, a potem my troje rzucimy swoje. Zgadzacie się? - wyjaśniła Nicole. Wszyscy spojrzeli na nią. Plan był prosty, gdyby nie jeden szkopuł...
- Ja się nie zgadzam. - odezwał się Salazar.
- No i się zaczyna. - szepnął poirytowany Percy przewracając oczami.
- Masz coś do mnie, Levender? - warknął czarownik.
- Nie, Salazarze. Nie mam. Tylko chcę wiedzieć czemu się nie zgadzasz na rzucanie tych zaklęć? - spytał Percy.
- Nie zgadzam się,... - zaczął powoli zimnym jak lód głosem. - ...bo to dzieciaki! - krzyknął ostatnie trzy słowa. Na minutę zrobiło się cicho.
- Jak śmiesz?! - zawołała Rowena.
- Panie Slytherin, czemu nie chce pan byśmy rzucili te zaklęcia? - spytała Nicole. Mężczyzna spojrzał na nią. Zmierzył ją wzrokiem, po czym odparł.
- Nie będę przyjmował rozkazów od dzieciaków! - oświadczył. Dzieciaków?
- Jak śmiesz?! - krzyknęła Nicole zaciskając dłonie w pięść. Nagle na niebie zebrały się chmury i rozpętała się gwałtowna burza. Strzelały pioruny i błyskawice, potem niespodziewanie rozpadał się deszcz, a chwilę potem gwałtowny grad. Wszyscy pobiegli ku zamkowi, by się uchronić przed tym zjawiskiem, ale nie Nicole, która nie robiła sobie nic z tej burzy. Stała dalej w tym samym miejscu wściekła na bladego czarownika. Nie panowała nad sobą a tym samym nad pogodą
- Ty... - Slytherin zwrócił się do Harry'ego dysząc szybko. - ...uspokój ją lepiej. - poprosił.
- Ja?... - spytał krzyżując ręce na piersi odwracając głowę. - ...A kto ją sprowokował? - warknął po chwili. W jego oczach widać było iskry złości.
- Tak. Ty. Jest ci bliska, prawda? - spytał Harry'ego.
- Tak, zgadza się. Jest naszą siostrą. - wyjaśnił.
- Salazarze,... - odezwał się Percy. Ten spojrzał na niego w milczeniu. - ...To ty powinieneś pójść do niej i przeprosić. - oznajmił.
- Czemu ja? - spytał.
- Bo ty jesteś źródłem jej gniewu... - odparł. - ...Teraz widzisz jak potężna jest jej moc. Pod wpływem emocji może wywołać burzę z gradem i piorunami, a być może nawet coś jeszcze gorszego. Nie powinieneś ignorować potęgi tej trójki. Nie zapominaj też o przepowiedni i co stąd zabiorą. - oświadczył Percy. Salazar wpatrywał się w przyjaciela przez kilka chwil trawiąc jego słowa, potem spojrzał na Harry'ego, Jacka, a na końcu na Nicole stojącą pośrodku polany wściekłą na cały świat.
- Może masz rację... Ej ty, masz na imię Harry? - spytał się zielonookiego.
- Tak.
- Słuchaj... Harry, twoja siostra jest na mnie zła. Muszę to naprawić. Potrzebuję twojej pomocy. Trzeba ją uspokoić. Jeśli sam tam pójdę coś może mi zrobić. Jesteś jej bratem, a widziałem w jej oczach, że nie zrobiłaby ci krzywdy nim się wściekła... - urwał, bo usłyszał głos swego mistrza:
- Salazarze! - krzyknął Merlin.
- O co chodzi, mistrzu? - spytał spojrzawszy na niego.
- Spójrz! - zawołał wskazując na polanę. Wszyscy zauważyli, że przestał padać deszcz, a niebo się rozpogadzało, ale wiatr dalej wiał. Pośrodku polany stały... Morgana z Nicole! Kobieta obejmowała ramieniem szyję dziewczyny.
- Merlinie, wychodź! Mamy nie dokończone sprawy! Jeśli nie wyjdziesz ta dziewczyna zginie! - oświadczyła.
 - To Morgana, ale... jest jakaś inna... - wymamrotał Harry przyglądając się kobiecie.


- Inna? Co chcesz przez to powiedzieć? - spytała Helga.
- Widzisz, Helgo, ja i moje rodzeństwo pochodzimy z przyszłości o dobre tysiąc lat do przodu. Spotkałem tylko raz Morganę. Była w ciele ojca mego śmiertelnego wroga. Porozumiewała się z nim telepatycznie. Gdy zobaczyłem jej prawdziwą postać była duchem i wyglądała inaczej niż teraz... - wyjaśnił. Nastało milczenie. - ...Słuchajcie, czy Morgana ma czarny pierścień w kształcie czarnego serca? - spytał się Założycieli. Cała czwórka popatrzyli po sobie, a po chwili Rowena odpowiedziała:
- Tak, ma taki pierścień od jakiegoś czasu... - odparła. Percy i Harry spojrzeli na siebie porozumiewawczo. Harry ponownie spojrzał na nich i spytał: - ...A czy miała pierścień z kamieniem, który miał kształt serca i miał błękitny kolor? - dopytywał się.
- Tak, miała. Bardzo go lubiła. - odparła Rowena. Percy najwyraźniej coś sobie przypomniał, bo powiedział:
- Zaraz wracam! Zajmijcie ją czymś! - zawołał Percy.
- Percy, gdzie idziesz? - spytał wołając za nim Harry.
- Do biblioteki! - odkrzyknął.
- Do biblioteki? Po co? - zdziwił się Godryk.
- Ja chyba wiem. - odezwał się Merlin. Wszyscy na niego spojrzeli z zainteresowaniem.
- Skąd wiesz, Merlinie? - spytał Harry.
- Umiem czytać w myślach. - wyjaśnił. Bliźniacy spojrzeli po sobie znacząco.
- Jesteś Legilimentą?? - krzyknęli jednocześnie chłopcy.
- Kim? - zdziwiła Helga.
- Legilimentą. Czyli osobą, która potrafi czytać w myślach. Potrafi wchodzić w umysły innych osób oraz manipulować ich myślami i wspomnieniami. Nie odkryliście jeszcze tego? - zdziwił się Jack. Prawie wszyscy spojrzeli na Merlina, ale chłopcy patrzyli na Salazara. Szczególnie Harry.
- Harry, Jack... - Nagle, nie wiadomo skąd obok nich pojawił się Percy. Ci spojrzeli na niego z pytającym wzrokiem. - ...Mogę was obu prosić na słówko? - poprosił. Bliźniacy poszli za nim do jakiejś sali i zamknęli się w niej.
- Co się stało? - spytał Harry.
- Chodzi oto żebyście nie zmieniali biegu historii. Właśnie w tej chwili Elyon poinformowała mnie, że z powodu złości Nicole coś się stało w czasoprzestrzeni. Czy Noyle powiadomiła was o zmianie biegu wydarzeń, gdy zostaniecie przeniesieni w czasie? - spytał.
- Nie. Tylko powiadomiła nas, że podróż w czasie może być niebezpieczna. - wyjaśnił Jack.
- To właśnie miała na myśli! Chciała was ostrzec. Nie jest bezpośrednia. Gdy się z nią rozmawia trzeba czytać między wierszami i przewidzieć dalsze wydarzenia. Tak działa podróż w czasie. Chodzi mi oto, że musicie odczytywać jej reakcje podczas rozmów z nią. Gdy się ponownie spotkacie nie dyskutujcie z nią na ten temat i nie kłóćcie się, bo może się zdenerwować. Może wysłać was w bardzo odległe czasy np. do czasów ery dinozaurów w ramach kary. - objaśnił.
- Uuu.... Kiepsko. - jęknął Jack.
- Straszne. - wyjąkał Harry.
- To prawda. Wiecie dlaczego? Imię Noyle jest przeciwieństwem Elyon. Ich imiona są pisane wspak. Jakkolwiek napiszesz, czy na literę "E" czy na literę "N" wyjdzie ci jedno z tych imion. Są jak woda i ogień. Noc i dzień. Dobro i zło. Są one córkami Lucyfera i Estery. Szatana i Anioła. Kiedyś, na początku świata, gdy ziemia była bardzo młoda Lucyfer zstąpił na ziemię by kusić ludzi. Spotkał tam anioła o imieniu Estera. Była ona siostrą Michała Anioła. Najpiękniejszą istotę ze wszystkich aniołów. Każdy człowiek zobaczył by w niej tylko piękno, dobro i szacunek do niej, ale Lucyfer zobaczył więcej, mimo że był zły. Przybrał postać zwykłego człowieka i podszedł do niej z pytaniem: Czemu jest taka smutna? Jednak jako anioł potrafiła wyczuć zło od każdego i zawołała do niego: Idź stąd, Szatanie! Zostaw mnie! Precz! A kysz! Na ten test przybrał swoją prawdziwą postać. Wciąż próbował ją przekonywać do siebie przez wiele lat. W końcu mu uległa pół wieku później i wyjaśniła mu, że została wygnana z nieba. Stała się upadłym aniołem. Na co on podarował jej pierścień, dzięki któremu mogła porozumiewać się z nim jeśli będą oddzieleni od siebie. - wyjaśnił młodzieniec.
- I co zrobiła? - spytał Harry.
- Przyjęła go? - wtórował mu Jack.
- Tak. W końcu mu uległa na tyle, by mu zaufać. Przebywała często na ziemi wśród ludzi. Przejęła ich cechy i zwyczaje. Kochała ich, a oni ją. Po pewnym czasie dała mu ultimatum. Jeśli przyrzeknie na swą moc nie krzywdzić ludzi obieca dać mu dziecko, które będzie rządzić na ziemi. Wtedy on wróci do Piekła i będzie kusić ludzi stamtąd, a ona powróci do Nieba po urodzeniu dziecka. Niestety... - tu wzruszył ramionami, ale za niego dokończył Harry:
- Urodziły się bliźniaczki. Elyon i Noyle. - powiedział.
- Tak. Był wściekły i zarazem szczęśliwy. Urodziła mu dzieci, ale nie mógł się zdecydować, która z nich ma rządzić na Ziemi. Ze złości zmienił moc pierścienia, w którym była jego miłość i nienawiść do Estery. - oświadczył.
- Mroczna Dusza!... - krzyknął Harry.
- W pierścieniu jest nienawiść Lucyfera do Estery, czyli po prostu Mroczna Dusza? - spytał Jack.
- Tak. Jest tam napisany łaciński napis: "Tenebris Anima non conciliat. Cor mundum non nisi duo amores, alteri sacrificium". - wyjaśnił.
- A co to znaczy? - spytał Jack.
- To znaczy, tu cytuję: "Mrocznej Duszy nikt nie zwycięży. Może to zrobić tylko czysta miłość dwóch serc lub poświęcenie drugiej osoby". - wyjaśnił.
- Musimy go zdobyć! - zawołał zielonooki biegnąc ku miejscu, gdzie stali Założyciele.
- Poczekaj no, Harry!... - zawołał Percy stanąwszy przed nim. - ...Ty nie znasz Morgany Le Fay tak dobrze jak Merlin i jej możliwości jak ja. Jeśli tam pójdziesz ona może ciebie zabić na miejscu. Macie większą moc i wiedzę, to fakt, ale nie macie doświadczenia w pojedynkach na tak wysokim poziomie! Ona zna starożytną magię, wy nie. Jeśli cię zabije, Harry to kto pokona Voldemorta i nauczy przyszłych wybrańców jak pokonać Mistrza Mistrzów? - spytał.
- Więc jak zdobędziemy pierścień Morgany odbijając Nicole całą i zdrową z jej rąk wracając cało z powrotem do naszych czasów? - spytał zielonooki.
- No właśnie jak wrócimy? - zapytał Jack.
- Tym się nie martwcie. Wystarczy, że wypowiecie dwa słowa otwierające myśląc o Noyle. Otworzy się wtedy portal taki sam, jakim tu przybyliście. Gdy ja je wypowiem przeniosę się w czasie, więc wybaczcie, nie pójdę z wami. Muszę tutaj zostać, by dalej się szkolić. Poza tym musimy jeszcze unormować stosunki między Założycielami. - W tym momencie Jack spojrzał w kierunku wyżej wymienionych.
- Zobaczcie! Oni się kłócą!... - zawołał pokazując na dwóch przyszłych wrogów wyglądając przez okno pomieszczenia. - ...Musimy ich uspokoić! Oni się zaraz pozabijają!... - zawołał widząc, że Salazar celuje mieczem w Godryka. On też wyjął miecz. Harry nawet stąd rozpoznał miecz zrobiony przez goblinów.
- Szybko, chłopaki! Pomóżcie mi! Rozdzielmy ich! Harry, zajmij się Godrykiem, a ja zajmę się Salazarem! Jack uspokój Helgę i Rowenę! Potem powiedz Merlinowi, by poszedł w końcu do Morgany i z nią pogadał. Tobie uwierzy, mnie nie... - oświadczył, po czym we trójkę wybiegli z zamku. Gdy stanęli w progu zamku Percy oznajmił: - ...Harry, Jack, na "trzy" rzucamy zaklęcie rozbrajające na Salazara i Godryka. - oświadczył.
- Zgoda. - powiedzieli jednocześnie. Pobiegli do nich i w biegu rzucili zaklęcie.
- Expelliarmus! - potrójne zaklęcie rozbrajające zwaliło mężczyzn z nóg i odrzuciło kawałek od siebie. Jack pobiegł ku kobietom i próbował uspokoić. Gdy się trochę uspokoiły podszedł do Merlina i przekazał wiadomość od Percy'ego.
- Dobrze, panie Jack. Zrobię to. Pójdę do niej jeśli sobie tego życzysz. - oświadczył Merlin.
- Chwileczkę, Merlinie. - Jack patrzył na niego w zamyśleniu.
- Tak, panie? - spytał.
- Ty przecież rzuciłeś zaklęcie, które powinno nami owładnąć, a nie tobą. - zauważył.
- Skąd wiesz jakiego zaklęcia użyłem, panie? - spytał mężczyzna.
- Sprowadziłeś nas z przyszłości, Merlinie i zobaczyliśmy co, to za zaklęcie. Znaczy się mój brat, Harry ożywił was pod koniec XX wieku, a ty nam pokazałeś tłumaczenie tego zaklęcia. - wyjaśnił.
- W jaki sposób je zobaczyliście? - spytał.
- Poprzez Elyon Percy'ego, która nam pokazała przeszłość na specjalnym ekranie, ale tylko do wypowiedzenia przepowiedni. Dalej już nie, gdyż Percy nie chciał oglądać twierdząc, że nie chce na to patrzeć. - wyjaśnił.
- Rozumiem. Dziękuję, że mi o tym opowiedziałeś. Porozmawiam sobie później z moim uczniem. - oświadczył i poszedł do Morgany.
          Gdy Jack wrócił do braci ci próbowali jak mogli nie dopuścić do ponownego pojedynku między dwoma czarodziejami, którzy znowu się kłócili.
- Ktoś powinien nauczyć cię szacunku do starszych! - krzyczał Godryk, a z jego różdżki tryskały szkarłatne i złote iskry.
- Ta! Jasne! A ciebie do silniejszych! - odkrzyknął mu Salazar, a z jego postaci promieniowała złowroga aura.
- USPOKÓJCIE SIĘ OBAJ! Po co te kłótnie? Tylko zgodą i pokojem możemy pomóc rodzeństwu Potter. Chcecie przecież by Hogwart był przez nich chroniony, a wy chcecie przejść do historii magicznego świata? - zawołał Percy stojąc pomiędzy nimi.
- No... Tak, chcemy. - wymamrotał Godryk, a Salazar westchnął tylko.
- Dobrze. Jack, zbliż się. - poprosił zauważywszy Puchona. Chłopak podszedł do niego i spytał:
- Słucham?
- Czas byś użył swojej mocy. Roweno, Helgo, Salazarze, Godryku proszę was byście mu pomogli w wydobyciu tej mocy z jego wnętrza. - oświadczył.
- A co to za moc? - spytała Rowena.
- W jego ciele jest zaklęta moc Ducha Władzy. - oświadczył Percy.
- Zaklęcie Ducha Władzy? - zamyślił się Godryk.
- Tak.
- Od kiedy jest w nim to zaklęcie? - zapytała Rowena.
- Od urodzenia. - odpowiedział wyżej zainteresowany.
- Czyją duszę blokuje? - dopytywał się Salazar.
- Moją. - odpowiedział Harry.
- Dlaczego? - odezwał się ponownie czarnowłosy. Percy, Harry i Jack spojrzeli po sobie, po czym bliźniacy spojrzeli na Percy'ego.
- Ja mam powiedzieć? - spytał z zaskoczeniem.
- Tak, pod warunkiem, że oni wiedzą skąd pochodzisz. - odpowiedzieli zgodnie. Percy podszedł do Założycieli i z pewnym oporem powiedział:
- Oczywiście, że widzą... - burknął, po czym zwrócił się do przyjaciół: - ...Słuchajcie, jak wiecie pochodzę z przyszłości, tak jak Nicole, Harry i Jack. Wiem o wielu magicznych sprawach, jak na przykład o twoim potomku Salazarze urodzonemu w XX wieku w połowie lat '20-tych i powiązaniu z Harrym, który urodził się w latach '80-tych tego samego wieku. - wyjaśnił.
- Ach tak. Co ma z tym wspólnego Jacob? - spytał Salazar.
- Już wyjaśniam. Harry w swoich czasach ma wroga, a jest nim twój potomek, Salazarze. Obaj są połączeni zaklęciem. Harry wyczuwa emocje twego potomka, szczególnie złość i gniew. Jack wyczuwa je także, gdyż są bliźniakami i używa nieświadomie Zaklęcia Duszy na Harrym chroniąc siebie nawzajem, ale to osłabia Harry'ego wzmacniając potomka. - wyjaśnił Percy.
- Czarna magia... - wyszeptał Slytherin. - ...Nie udane zaklęcie? Śmiertelne zaklęcie Avady? - spytał.
- Zgadza się. Skąd to wiesz? - spytał Harry.
- Gdzieś czytałem. - odpowiedział wymijająco. Nagle skądś poleciało zaklęcie, które uderzyło niespodziewanie w Rowenę. Wszyscy zareagowali chowając się w zamku. Źródłem tego była Morgana. Szła razem z Nicole u boku. Merlin leżał nie daleko obu kobiet. Nie poruszał się.
- Ej wy! Przestaniecie mnie ignorować?? - wrzasnęła. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem zabrali Rowenę do zamku.
- Niech to! Dostała urokiem suchoty. Jeśli nic nie zrobimy wyparuje z niej cała woda. Trzeba rzucić przeciw zaklęcie. Godryku, Helgo, Salazarze, nigdy was o nic nie prosiłem, ale najwyższy czas. Pomóżcie im. Idźcie i uratujcie Nicole. Harry, Jack, chodźcie ze mną. Musimy ratować Rowenę. - poprosił ich.
- Nie... - sprzeciwił się Salazar, gdy Percy zaczął się podnosić. - ...Jeśli to czarna magia to ja się tym zajmę. Pomogę jej. Percivaldzie, pójdę z tobą i Ravenclaw. Wy idźcie pomóc pannie Potter i mistrzowi. - oświadczył mężczyzna.
- Zgoda. - powiedziała Helga.
- No nie wiem. - odezwał się Jack.
- Percy, jesteś pewien? - spytał Harry.
- "Zachowajcie pozory" - powiedział telepatycznie jednocześnie uśmiechając się i mówiąc:
- Tak, jestem pewien. - odparł.
- Więc zgoda. - powiedzieli jednocześnie bliźniacy.
- Idź... - dodał Harry. - ...Jack, chodźmy i ratujmy naszą siostrę. - oświadczył i pobiegł ku Morganie. Helga stała w miejscu, Jack dopiero po chwili poszedł za bratem. Percy poszedł z Salazarem w głąb zamku lewitując przed sobą Rowenę.
          Wyleczyli ją dość szybko. Na szczęście na tyle szybko, by zobaczyć to, co się działo na polu walki. Totalny kataklizm. Harry walczył zwinnie i szybko, a jego zaklęcia trafiały w cel. Jack mu dorównywał umiejętnościami. Helga, która dołączyła się do walki pół minuty potem była całkiem dobra, ale szybko traciła siły. Gdy obudzili Merlina on także dołączył do walczących, ale najwyraźniej Morgana chciała jak najszybciej walczyć właśnie z nim. Drugim problem był taki, że Morgana zasłaniała się ciałem Nicole, która była bardzo osłabiona, zakrwawiona i nie mogli trafić wiedźmy. Nagle obok nich pojawili się Salazar z Percym.
- Percivald! - zawołał Merlin.
- Salazar! - zwołały jednocześnie Helga i Rowena.
- Slytherin! Levender!... - krzyknęła Le Fay niespodziewanie przerywając walkę. - ...Cóż za miła niespodzianka! - dodała.
- Oddaj Nicole! - zawołał Harry.
- Ją? - spytała spojrzawszy na rudowłosą. Na jej twarzy było widać cierpienie, a oddech był nie równy.
- Tak! - krzyknęli jednocześnie Harry i Jack.
- Kim ona jest dla was, że tak bardzo ci na niej wam zależy, chłopcy? - zwróciła się do bliźniaków.
- Nie mówcie jej. - poradził mu Percy.
- Dlaczego? - spytał Jack.
- Bo ona jest gorsza od Toma... - szepnął. - ...Jeśli jej ulegniesz przemieni cię w swojego sługę, który bez sprzeciwu wykonuje jej rozkazy. Asorla. Coś na wzór zombi lub inferiusa, ale nim nie jest. Kieruje nimi dzięki pierścieniu, a dokładniej mocy Mrocznej Duszy. - wyjaśnił.
- Skończyliście? - warknęła Morgana.
- Tak!... - powiedział natychmiast Percy. - ...Słuchaj, Morgano, moi przyjaciele chcą odzyskać Nicole. - wyjaśnił jej.
- A jeśli się nie zgodzę? - spytała.
- Cóż, to walka będzie trwała dalej. - stwierdził. Kobieta przez chwilę milczała, ale zaatakowała Godryka. To ich przekonało, że się nie zgadza.

23 marca 2014

Rozdział 40 (77) - Samowyzwolenie

Klik

Godzinę wcześniej... W innym miejscu... Hogwart... Prywatna kwatera Voldemorta...
           Rudowłosa młoda Potter siedziała przy oknie i rozmyślała nad tym co powiedział jej nie dawno Harry: Trzymaj się, Nicole. Poślę kogoś po was. Nie wiedziała kto to będzie, ale ufała swemu bratu-Gryfonowi jak nikomu innemu. Jej obowiązkiem było chronić Wybrańca Losu, ale teraz role się odwróciły. To on ją chronił a nawet ratował. Musi. Muszą to zrobić. Muszą zniszczyć tą przeklętą barierę i wytworzyć nową. Tak głosi pradawna przepowiednia, o której opowiedziała jej Agnes Hoof, która ta przeczytała w jednej ze starych ksiąg prawdopodobnie wypowiedzianych przez jednego z Założycieli Hogwartu lub ktoś inny za ich czasów. Dowiedziała się o niej trzy miesiące temu i jako Strażniczka Wybrańca i Przepowiadacza Snów miała prawo o niej usłyszeć, jednak problem polegał na tym, że przepowiednia dotyczyła czterech osób. Jej samej, Jacka, Harry'ego i jakiejś dziewczyny, której na oczy nie widziała. Musiała się dowiedzieć kim ona jest. Drugi problem polegał na tym: Jak się stąd wydostać, by poinformować braci o niej? Voldemort wyczuwa, gdy próbuje czmychnąć i to z powodu tego medalionu na jej piersi. Spojrzała na niego. Gdyby nie on dawno mogła by uciec, a przez niego jest tu uwięziona. Nagle – niespodziewanie medalion zaczął drżeć. To oznaczało jedno: Riddle się zbliżał.
- O nie!... - wyszeptała.
- "Harry, słyszysz mnie?" - spytała w myślach panikującym głosem.
- "Tak, Nicole. Co się stało, że masz taki dziwny głos?" - spytał.
- "Harry, Voldemort idzie do swoich kwater. Ja w nich jestem. Spiesz się." - poradziła.
- "Dlaczego nie użyłaś Lusterka Dwukierunkowego?" - spytał.
- "Bo mógłby mnie usłyszeć, głuptasie. Posłuchaj, Agnes znalazła trzy miesiące temu księgę należącą prawdopodobnie, do któregoś z Założycieli Hogwartu. Niech ją przejrzy Percy Levender. Jest w niej przepowiednia o naszej trójce i jeszcze jednej dziewczynie, jakiejś księżniczce. Ta księga jest ukryta pod dębem, gdzie zawsze spotykali się nasi rodzice. Poznasz go po ich inicjałach. W Hogwarcie, Harry. Szybko, pospiesz się!" - wyjaśniła.
- Nicole, idziemy. - rozległ się głos Riddle'a wyrywając ją z rozmowy z bratem.
- Tak jest, panie. - powiedziała i poszła za nim. Zaprowadził młodszą Rudą do jego gabinetu i tam ją zostawił. Wiedziała, że nie może już się kontaktować z nikim. Nawet telepatycznie i to poprzez ten medalion na jej szyi, który jej dał Voldemort i jego rozkaz nie mogła nic zrobić. Była całkowicie mu oddana. Tak jak w Dolinie Godryka.
- "Wcale nie, Nicole" - rozległ się obcy głos w jej głowie.
- "Kim jesteś? I gdzie jesteś?" - spytała w myślach rozglądając dookoła.
- "Jestem Elyon. Przyjaciółka Percy'ego Levendera, czyli twojego brata z przyszłości. Posłuchaj uważnie. Po pierwsze: nie reaguj na mój głos, bo Voldemort zerka na ciebie..." - dodała. Nicole zerknęła tylko na ojca, który właśnie wszedł do gabinetu. Więc w skupieniu słuchała głosu kobiety w swojej głowie. - "...Ci którzy otrzymali podarunki od Riddle'a i przeobraziły się w pierścienie, medaliony bądź bransoletki czy kolczyki czy jakąkolwiek inną biżuterię może zostać przejęty przez Riddle'a dzięki Pierścieniu Nekromantów. Jedyną obroną przed nim jest twój medalion. Jest to dawna biżuteria Roweny. Odbija każdy rodzaj magii, nawet magicznych stworzeń i niweluje ich magię, nawet dementorów i każdego mrocznego stworzenia. Jest coś w rodzaju strażnika, a strażniczką jesteś ty" - oświadczyła.
- "Więc w jaki sposób mogę rozmawiać z tobą telepatycznie?" - spytała.
- "Voldemort nie manipuluje tobą. To tylko iluzja, tak na pokaz dla Harry'ego i waszych rodziców. Tak naprawdę nie kontrolował ciebie. Chciał aby każdy myślał, że jesteś pod jego kontrolą, by osiągnąć to, co chce. Ciebie i twoich trzech braci pod całkowitą kontrolą. Macie ogromną moc, gdy jesteście razem. Wiedział o tym i dlatego chciał ciebie mieć przy sobie, a wcześniej Harry'ego" - wyjaśniła Elyon.
- "Więc jak to możliwe, że mogę się z tobą kontaktować? Przecież na jego gabinet zostało rzucone zaklęcie przeciw telepatii i teleportacji" - spytała Nicole.
- "To dzięki twojemu medalionowi. Spójrz na niego. Tylko on ma taką moc. Moc Kontroli Umysłu. Dlatego stałaś się Strażniczką swoich braci oraz Panią Wiary I Nadziei W Życie" - wyjaśniła. Dziewczyna spojrzała na medalion. Świecił białym światłem.
- "Świeci. Czemu?" - zdziwiła się.
- "Bo nieświadomie używasz swojej mocy umysłu, za to Voldemort nie może przejąć kontroli nad twoim umysłem i wolą, gdy go nosisz. By się uwolnić stąd użyj Mocy Kontrolowania Umysłu. Siła woli to największa i najsilniejsza moc niewerbalno-bezróżdżkowa zaraz po sile miłości, która rzuciła wasza matka na Harry'ego. To twoja siła jako Strażniczki. Nie zdejmuj jednak medalionu, bo tam również kryje się twoja magiczna siła duchowa, tak jak siła duchowa Harry'ego kryje się w jego pierścieniu..." - wyjaśniła Elyon.
- Rozumiem. - powiedziała tym razem na głos.
- Mówiłaś coś? - spytał Voldemort spojrzawszy na nią.
- Nie. - odpowiedziała sucho.
- "...Skup się na kilku rzeczach: Na swojej magii wewnętrznej, swoim ego, miłości do swoich bliskich i temu, że chcesz się uwolnić. Być wolna jak ptak" - usłyszała łagodny głos Elyon w swojej głowie. Nicole tak zrobiła. Skupiła się najmocniej jak mogła. Zamknęła oczy i zacisnęła ręce na poręczy krzesła. Przypomniała sobie o swoich przybranych i prawdziwych rodzicach, przyrodnim rodzeństwie i przyjaciołach ze szkoły. Po chwili, która trwała chyba kilka sekund poczuła w sobie jak rozpiera ją jakaś wewnątrz siła. Nagle poczuła w sobie energię tak wielką, że stwierdziła iż może wszystko! Nagle bezwolnie jedna jej ręka chwyciła za medalion. Otworzyła oczy i spojrzała na siebie. Zauważyła, że wokół jej ciała jest niebieska poświata, a wiatr powiewał lekko jej włosami i szatą. Czuła, że może przenosić góry! Spojrzała na Voldemorta, po czym wstała, odwróciła się i skierowała do drzwi.
- Gdzie idziesz? - spytał ostro Riddle.
- Wychodzę. - odparła nie patrząc na niego.
- Po co i gdzie? - spytał wyciągnąwszy różdżkę.
- Co cię obchodzi gdzie idę? Moja sprawa. - odparła tym razem zimnym tonem.
- Zatrzymaj się! - zawołał, gdy była w połowie drogi do drzwi.
- Po co? - spytała ponownie.
- Rozkazuję ci! - zawołał. Nicole odwróciła się powoli i spojrzała na niego takim spojrzeniem, że mogłaby zabić, gdyby była bazyliszkiem.
- Nie masz już nade mną kontroli, ojcze... - odparła. Po chwili powiedziała. - ...Powiem ci gdzie idę. Idę pod bramę Hogwartu. - wyjaśniła.
- Po co chcesz tam iść? - spytał wstając i okrążając biurko.
- Phi! "Po co chcesz tam iść?"... - przedrzeźniała go. - ...Sam powinieneś się domyśleć. Moim i mych braci obowiązkiem i przeznaczeniem jest zdjąć barierę, Tom... - wyjaśniła z jadem w głosie jaki do niej nie pasował. - ...Są dwa sposoby na jej zdjęcie. Wiesz jakie, czyż nie? - spytała z wyższością. Voldemort popatrzył na nią z lekkim zaskoczeniem, a po chwili przerażeniem.
- Ty chyba nie myślisz o barierze?... - spytał. Ta kiwnęła głową. - ...To by znaczyło, że ty i twoi bracia chcecie wypełnić przepowiednię. - stwierdził.
- Zależy, o której przepowiedni mówisz. - powiedziała dziewczyna chłodnym głosem godnym Voldemorta.
- Mówię o przepowiedni związanej z nami oraz przenoszeniem się w czasie. Była tam też wspomniana Mroczna Dusza, że z którymś z was zostanie przyniesiona. - oświadczył Riddle. Nicole wpatrywała się w niego przez chwilę zaskoczona. Nie sądziła, że on zna takie szczegóły.
- Skąd to wiesz? Znasz całą przepowiednię? Skąd znasz szczegóły przepowiedni? - spytała tak szybko, że ledwo Voldemort zrozumiał co mówiła.
- Mam swoje źródła. - odpowiedział.
- Co to za źródła? Mów! - zawołała celując w niego palcem.
- Co ty możesz mi zrobić tą ręką? - spytał drwiąco. Rudowłosa zmrużyła oczy. W tym samym czasie co zaczął błyszczeć medalion zawołała:
- Expelliarmus!... - prędkość promienia była tak szybka, że Voldemort nie zdołał się odezwać ani ruszyć, a także zrobić uniku. Riddle poleciał do tyłu na ścianę za biurkiem. W tym samym czasie różdżka Nicole poleciała w jej kierunku. Chwyciła ją w locie jak Szukający Złotego Znicza podczas meczu. - ...Dzięki za różdżkę, Riddle. A teraz... do następnego razu. Na pewno się jeszcze zobaczymy. Cześć... - i wyszła zamykając za sobą drzwi. Dla pewności zamknęła go w gabinecie na wszystkie spusty oraz zablokowała kominek, okna, a także ściany. Jeśli znalazłby jakiś sposób na wyjście to tylko przez sufit lub podłogę, ale wtedy zniszczyłby postumenty zamku. Nicole zeszła schodami słysząc nawoływania czarownika i uderzenia w drzwi. Usłyszała także głośne dudnienie, jakby ktoś rzucił bombę. Poszła wzdłuż korytarza na siódme piętro. Wiedziała, że jest tam większość uczniów ukrywających się przed rodzeństwem Carrow, ale też sama musiała uważać na nich samych. Gdy tam dotarła przeszła wzdłuż ściany trzy razy myśląc o miejscu, gdzie można się ukryć przed Śmierciożercami. Po chwili pojawiły się drzwi. Weszła tam. Zaskoczyło ją, że nikogo tam nie zastała. - ...Dziwne. Powinien ktoś tu być... - zdziwiła się. - ...Pójdę lepiej do McGonagall. - Jak powiedziała, tak zrobiła. Zeszła trzy piętra niżej i zapukała do drzwi.
- Proszę wejść. - rozległ się głos profesorki.
- Dzień dobry, Minerwo. - przywitała się dziewczyna.
- Nicole?? Jak się wydostałaś z gabinetu dyrektora? Przecież Sama Wiesz Kto...
- Minerwo, ja właśnie w tej sprawie. Voldemort mnie zamknął w gabinecie, ale zdołałam się wydostać dzięki przyjaciółce Percy'ego Levendera. Elyon. To ona mi pomogła, a raczej doradziła mi co mam zrobić, by się wyzwolić z jego mocy i przypomniała kim jestem. - wyjaśniła.
- A co z Sama Wiesz Kim? - spytała profesorka.
- Proszę się na razie nim nie przejmować. Zamknęłam go w gabinecie dyrektora. Nikomu nie będzie zagrażał puki nie usuniemy bariery. Najsłabszymi punktami gabinetu dyrektora są sufit i podłoga, ale wtedy zawalą się jego postumenty, a tego byśmy nie chcieli, czyż nie? - wyjaśniła.
- Co sugerujesz? - spytała kobieta.
- Sugeruje by je wzmocnić pierścieniami, ale problem w tym, że najsilniejszy z czterech pierścieni jest wewnątrz gabinetu. Na palcu mego ojca. - oświadczyła ze smutkiem. Kobieta wpatrywała się w byłą uczennicę w zamyśleniu. Po pewnym czasie przypomniała sobie coś.
- Mam pewien pomysł, ale to się jemu nie spodoba. - powiedziała Minerwa.
- Jaki to pomysł? - spytała Nicole.
- Musimy pójść po młodego Malfoy'a. Z tego, co powiedział Merlin odebrać Pierścienie mogą tylko poprzedni właściciele Pierścieni, Założyciele, sam Merlin oraz obecny właściciel Pierścienia Merlina, czyli Draco Malfoy. - wyjaśniła Minerwa.
- No tak, masz rację. Muszę znaleźć Dracona. Gdzie on może teraz być? - spytała Nicole.
- Pewnie w Pokoju Wspólnym Slytherinu. - odparła.
- Dziękuję. Już po niego idę.
- Nicole, poczekaj chwilę. - odezwała się profesorka, gdy ta była już pięć jardów od drzwi.
- Tak, pani profesor? - spytała.
- Nawet jeśli udałoby się młodemu Malfoy'wi zdjąć Pierścień z palca Riddle'a to musisz znaleźć osobę z mową węży i podobnym charakterze, ale innej idei. - wyjaśniła kobieta.
- Nie rozumiem. - zdziwiła się Nicole.
- To proste. - odezwał się ktoś od drzwi. Obie spojrzały w tamą stronę. W progu drzwi stała Agnes Hoof. Na jej palcu, mimo cienia, połyskiwał szkarłatny Pierścień Gryffindora.
- Agnes! - zawołała Nicole podbiegając do niej.
- Nicole, jak miło cię widzieć. - powiedziała tuląc ją do siebie.
- Tak się bałam o ciebie! - pisnęła panna Potter. Agnes spojrzała na nią.
- Jak się wydostałaś z gabinetu mego wuja? - spytała.
- Pomogła mi Elyon. Rozmawiałyśmy telepatycznie. - wyjaśniła.
- Jak to? Przecież nic przez mury Hogwartu i jego terenów nie może przeniknąć, nawet telepatia. Szczególnie w gabinecie dyrektora. - oświadczyła Agnes.
- Więc jak? - spytała Minerwa.
- Elyon wyjaśniła mi, że to dzięki medalionowi, który podarował mi Voldemort. - wyjaśniła Nicole.
- Jak to? - spytała Minerwa.
- Objaśniła, że to, co dotąd robił ze mną mój ojciec było na pokaz. Czyli by pokazać Harry'emu, moim przyjaciołom i rodzinie jak może on manipulować ludźmi. - wyjaśniła.
- A tobą nie manipulował? - zastanawiała się na głos Agnes.
- Najpierw sądziłam, że tak. Jednak, gdy Elyon powiedziała mi iż odkąd miałam ten medalion Riddle nie miał nade mną całkowitej kontroli.
- Dlaczego? - spytała Minerwa. Nicole uśmiechnęła się.
- Każdy medalion, który podarował swemu dziedzicowi lub rodzinie nie może przejmować kontroli nad umysłem właściciela, której podarował. Voldemort je ukradł dlatego nie działały tak jak chciał. Poza tym istnieje tylko jeden taki przedmiot, który może pomimo barier ochronnych przedrzeć się przez nie za pomocą kontroli umysłu. Można wtedy rozmawiać z osobami poza barierą ochronną, odbić wszelkie zaklęcia, nawet te niewybaczalne, może też chronić przed dementorami, jak patronusy. Dlatego jestem Strażniczką moich braci. - wyjaśniła Nicole.
- Rany, to niesamowite. - wyrwało się obu kobietom.
- Gdzie jest ten medalion? - spytała z ciekawością Agnes. Nicole pokazała na swój medalion. Obie kobiety były pod wrażeniem.
- Tu chodzi o mój medalion...



- ...Gdy użyłam za pierwszym razem mocy medalionu przeciwko Voldemortowi ten zmienił kształt. - oświadczyła Nicole.
- Niesamowite. - westchnęła Minerwa.
- Dobra, dość tego dobrego. Trzeba już iść, Nicki. Twoi bracia na pewno już nie długo tu będą, a ja miałam cię właśnie o tym powiadomić. - oświadczyła Agnes.
- Naprawdę? - spytała.
- Tak. - odparła. We trzy skierowały się ku wyjściu, by powiadomić cały zamek.
- Mam do ciebie jedno pytanie, panno Hoof. - odezwała się profesor McGonagall idąc korytarzem na parterze.
- Słucham, Minerwo? - spytała była Gryfonka.
- Jak wydostałaś się z lochów? - spytała.
- Riddle posłał po mnie Śmierciożerców do mojego domu i przyprowadzili tutaj. Mojemu bratu, Alastorowi, udało się uciec i powiadomić Zakon Feniksa o sytuacji. Nie wiedział tylko gdzie mnie zanieśli. - wyjaśniła.
- To straszne! - jęknęła Nicole. Gdy weszły na kolejne piętro Minerwa wyczarowała trzy patronusy w kształcie kotów z obwódkami wokół oczu, które przy najbliższym rozwidleniu pobiegły każdy w inny korytarz.
- Gdzie je wysłałaś? - spytała Agnes.
- Do opiekunów domów, by przybyli do nas natychmiast. Powiadomiłam też o tym, że się uwolniłyście. Resztę same opowiecie. - wyjaśniła. Nagle medalion Nicole zaczął połyskiwać czerwonym jaskrawym blaskiem.
- Nicole, czemu twój medalion się świeci? - spytała Agnes spojrzawszy na niebieskie serce, które pulsowało teraz czerwonym blaskiem. Rudowłosa spojrzała na niego i chwyciła go. Zamknęła oczy i w tym samym momencie coś huknęło gdzieś w górze. Nicole spojrzała na medalion i zamyśliła się chwilę patrząc to na niego, to na sufit. Zatrzymała się.
- "Elyon, słyszysz mnie?" - spytała kobiety.
- "Tak." - odpowiedziała.
- "Czy mój medalion może też dawać mi znać o zbliżającym się niebezpieczeństwie zanim ono nastąpi?" - spytała Nicole.
- "Tak, ale pod warunkiem, że jesteś z nim utożsamiona duszą jak i mocą. Twoja moc musi być równa mocy medalionu. Moc medalionu zwiększa się wraz z czarodziejską mocą. Za to dusza powinna być spokojna i zrelaksowana." - wyjaśniła.
- "Rozumiem. Dzięki..." - powiedziała telepatycznie i otworzyła oczy.
- Już wiem co to był za hałas. Uciekajcie do lochów. Gdy spotkacie opiekunów domów powiedzcie by też tam uciekali. Ja się zajmę hałasem. - oświadczyła. I już jej nie było, gdyż pobiegła korytarzem nie wyjaśniając więcej żadnej z nich o co chodzi i czemu mają się chować.
         Gdy znalazła się w Sali Wejściowej spotkała tam rodzeństwo Carrow i Voldemorta.
- Łapcie ją! - zawołał ten ostatni. Nicole była na to przygotowana. Gdy Alecto Carrow rzuciła w nią jakąś klątwą. Nicole przeturlała się i rzuciła w nią Drętwotą. Schowała się pod schodami, by pomyśleć chwilę. - "Niech to! Carrowie tu są!" - Nicole nie mogła zrozumieć co oni tu robili? W jaki sposób jej ojciec uciekł z gabinetu? Kolejnym problem było to jak się stąd wydostać? Nie umiała się teleportować wewnątrz Hogwartu i na jego terenach jak Harry. Nagle – niespodziewanie rozbłysło światło od strony schodów. Jedno z rodzeństwa Carrow padło nieprzytomne na posadzkę spadając ze schodów nieopodal Nicole. Cała trójka spojrzeli piętro wyżej. Na szczycie schodów wiodących na piętro zobaczyli grupę uczniów na czele z resztą nauczycieli oraz McGonagall i Agnes.
- Zostaw Nicole w spokoju! - zawołała ta ostatnia.
- Bo co mi zrobicie? - spytał Voldemort pojawiwszy się tuż obok dziewczyny jak duch. Najwyraźniej Ruda nie zauważyła, że Riddle zbliżał się do niej. Chwycił Nicole za ramię i przyłożywszy różdżkę do jej skroni.
- Wuju, nie radziłabym ci tego robić. - odezwała się ostrzegawczym tonem Agnes.
- Dlaczego? - spytał czarownik spojrzawszy na siostrzenicę. Ta spojrzał na niego swoimi czarnymi oczami, ale milczała.
- Na twoim miejscu cofnęłabym rękę. - ostrzegła go Nicole groźnym tonem.
- Jak to? - spytał.
- Na pewno chcesz wiedzieć?... - spytała zmrużywszy oczy. Ten kiwnął głową. W odpowiedzi dziewczyna chwyciła jedną dłonią medalion, a drugą jego nadgarstek. Efekt był natychmiastowy. W chwili, gdy go dotknęła Voldemort wrzasnął tak głośno, że aż echo rozbrzmiało po całym korytarzu. Upadł trzęsąc się. - ...Uciekajcie do bramy i czekajcie na mnie!... - zawołała do uczniów i oszałamiając Amycusa Carrowa. - ...Jeśli będą tam Harry i Jack powiedzcie im co się stało. Jeśli spotkacie Śmierciożerców to mam na to radę. - po tym zdaniu machnęła na nich różdżką i zawołała: - ...Carpe Diem. - Nagle zniknęli jej z oczu. Potem powiedziała już telepatycznie, by Voldemort nie usłyszał jej słów. - "...Teraz jesteście niewidzialni i nikt nie może was usłyszeć. Nie używajcie żadnych zaklęć, nawet Leviosy czy Lumosa, bo jakiekolwiek zaklęcia zniwelują zaklęcie, które na was rzuciłam. Gdy będziecie przy bramie, niech któreś z was spróbuje porozumieć się telepatycznie z nimi lub użyje jakiegoś zaklęcia wtedy was zobaczą i usłyszą. Teraz uciekajcie zanim się ocknie. Ja go zatrzymam" - wyjaśniła im. Nagle do dziewczyny podeszła Agnes. Wyczuła ją.
- "Ale, Nicole, ty musisz iść do braci i wypełnić przepowiednię" - powiedziała telepatycznie. Nicole machnęła na siebie różdżką i zobaczyła wszystkich. Stali wokół Agnes.
- Ale kto go przypilnuje? - spytała pokazując na Riddle'a.
- Cofnij ze mnie zaklęcie... - powiedziała Agnes. - ...Ja go przypilnuję. - dodała. Nicole popatrzyła na nią. Wiedziała, że mogła to zrobić, ale miała pewne wątpliwości, gdyż ona zniszczyła mu różdżkę i jest na nią zły. Nagle zobaczyli jak Riddle wstaje.
- Dobra, ale uważaj na niego. Wy uciekajcie do bramy i nas zostawcie. Nic nam nie będzie. Pamiętajcie: nie używajcie żadnych czarów. - machnęła na nie obie różdżką. Po chwili obie się pojawiły, następnie Nicole rzuciła na ojca zaklęcie magicznych lin.
- Co do...?!... - zawołał. Nagle zobaczył Nicole i Agnes. - ...To wy! Rozwiążcie mnie! - zawołał próbując napiąć na liny, ale one tylko wzmacniały uścisk. Nicole uśmiechnęła się w iście Ślizgoński sposób.
- Teraz widzisz, że nie uda ci się uciec, ojcze. Agnes, pilnuj go. - poprosiła dając jej jego różdżkę, którą nie wiadomo jak i kiedy ukradła mu.


- Hej, to moja różdżka! Oddawaj mi ją! - wrzasnął Riddle.
- Nie. Nie oddam ci jej... - powiedziała Agnes ze śmiechem. - ...Powodzenia, Nicki i uważaj na siebie. - powiedziała przytuliwszy ją.
- Jeszcze pożałujecie tego! Zemszczę się! - zawołał. Dziewczyny jakby go nie słysząc spojrzały na siebie z lekkim uśmiechem. Przytuliły się po przyjacielsku. Nicole machnęła na ojca różdżką. Nagle przestał wrzeszczeć i umilkł, potem powiedziała do Agnes:
- Dzięki. Będę uważać. Zrobię jeszcze jedną rzecz i idę... - podeszła do ojca i wycelowała w niego końcem różdżki. - ...Dla bezpieczeństwa mojej przyjaciółki, dla uczniów, nauczycieli i byś nie mógł się z nikim skontaktować oraz byś nie mógł użyć magii będę potrzebowała pomocy mojej znajomej. Agnes miej na niego oko. Muszę się z kimś skontaktować telepatycznie. - Agnes skinęła głową, więc Nicole wzięła głęboki oddech i skontaktowała się z Elyon.
- "Elyon, słyszy mnie?" - spytała.
- "Tak. O co chodzi, Nicole?" - spytała kobieta.
- "Chodzi o to, że chcę ochronić Agnes Hoof i resztą hogwarczyków przed Voldemortem. Jest związany magiczną liną i rzuciłyśmy zaklęcie uciszające, ale to nie wystarczy. I tak się kiedyś uwolni. Czy umiała byś wyczarować coś, co tłumiłoby magię tej osoby? Lecz zrób tak, by tylko osoba, która ją założyła może to zdjąć. Czy dałabyś radę?" - spytała.
- "Da się zrobić. Uwaga. Zaraz się na nim pojawi" - oświadczyła.
- "To znaczy, że tylko ty możesz to zrobić?" - bardziej stwierdziła niż zapytała Nicole.
 - "Tak..." - odpowiedziała Elyon. Gdy Nicole otworzyła oczy zobaczyła, że Riddle próbuje zdjąć obrożę z szyi.


Chwycił Nicole za nadgarstek, ale natychmiast wrzasnął.
- Ojcze, uspokój się! Obroży i tak nie zdejmiesz! - oświadczyła przekrzykując jego wrzaski.
- To mi z łaski swojej zdejmij! - warknął.
- Nie mogę. - odpowiedziała.
- Jak to? - spytała Agnes.
- Jest to Obroża Tłumiąca Magię. Może ją zdjąć tylko ten, kto ją założył. Sami widzieliście, że ja tego nie zrobiłam ani też Agnes. - wyjaśniła.
- Rzeczywiście. Sama się pojawiła. - zauważyła panna Hoof.
- Zgadza się... - odezwał się Riddle. - ...Potter, powiedziałaś, że z kimś się kontaktowałaś. Pytanie brzmi: z kim? - spytał.
- Tak. To muszę wyjaśnić, bo to ma związek z obrożą. Kontaktowałam się z Elyon, ale problem jest taki, że nie wiem z którą. Czy od Percy'ego czy od Harry'ego. - zmartwiła się wyswabadzając się z uścisku ojca.
- Czy to nie to samo? - spytał Voldemort.
- Nie. Zdecydowanie nie to samo, gdyż, i Harry, i Percy posiadają w spadku tajemniczą siłę zwaną Elyon, ale one mają inne doświadczenia i różne moce. Oni, i tylko oni mogą ją kontrolować i wzywać ją. - wyjaśniła Nicole.
- Czym jest ta Elyon? - spytała Agnes. Nagle tuż obok nich pojawiła się wyżej zainteresowana.
- Kim jesteś? - spytała Nicole.
- Nie poznajesz mnie, panno Potter? - spytała.
- Elyon! - krzyknęła Nicole.
- Powiem wam w skrócie kim jestem... - zwróciła się do zgromadzonych. - ...Zostałam stworzona z dobrej i złej starożytnej energii długo przed pojawieniem się magii na świecie. Jestem córką Szatana i Anioła, dlatego mam skrzydła... - pokazała je. - ...Potrafię wszystko. Jestem jedną z dwóch osób magicznych, która potrafi wyczarować Portal Między Wymiarowy. Jednak nie mogę użyć swych mocy bez pozwolenia swego pana, jak skrzaty domowe. - wyjaśniła.
- Dlaczego nie możesz jej użyć? - spytała Nicole.
- Jestem z nim związana. Moja matka powiedziała mi bym go chroniła przed każdym złem aż do jego śmierci i przed nim samym. Za to ojciec kazał bym pomogła mu nauczyć się magii wszelakiego rodzaju i go szkolić we wszystkim. Dał mi nieograniczoną moc oraz zdolność do podróży w czasie i między wymiarami. Mam też dużą wiedzę na temat magicznego i Mugolskiego świata. Ja i moja siostra jesteśmy nieśmiertelne. - oświadczyła.
- Rozumiem. Elyon, powiedz mi twoim panem jest Harry czy Percy? - spytała Nicole.
- Percy. - odpowiedziała kobieta.
- Ach tak. Dobra. Wracaj do niego. Ja idę do bramy, a Agnes niech tu zostanie i pilnuje swego wuja do naszego powrotu. - oświadczyła Nicole i skierowała do wyjścia.
- Nicole, czekaj. - zawoła Elyon podbiegając do niej.
- O co chodzi? - spytała.
- Pójdę z tobą. Będzie szybciej. - powiedziała. Nicole skinęła głową i poszły ku Zakazanemu Lasowi.

~~*~~

         Szły przez błonia kilka minut aż do miejsca blisko bariery. Tu musiały się zatrzymać i rzucić na siebie zaklęcie NiN. Potem pobiegły ku bramie ile sił w nogach. Na szczęście nikt ich nie widział i nie słyszał, a także na nikogo się nie natknęły. Dopiero, gdy były blisko bramy zobaczyły Śmierciożerców i parę postaci. Okazało się, że byli to uczniowie Hogwartu.
- O rety! - wyrwało się Nicole.
- Nicole, ty biegnij do bramy. Ja się nimi zajmę i pomogę uczniom. Potem Cię dogonię. - powiedziała Elyon. Dziewczyna skinęła głową i pobiegła ku bramie. Gdy dotarła na miejsce jęknęła, gdyż natknęła się na barierę. Musiała zdjąć z siebie zaklęcie, by ci po drugiej stronie mogli ją zobaczyć. Brama była dość blisko miejsca, gdzie byli Śmierciożercy, uczniowie i Elyon. Ją, Nicole, też mogli na nieszczęście usłyszeć i zobaczyć. Nagle coś się stało. Pojawiła się osłona wokół niej, która przebiła się przez barierę. Zaskoczyło ją to. Przecież nic nie mogła jej przebić, nawet mucha. - "...Nie martw się, Nicole..." - usłyszała w głowie głos Elyon. - "...Nikt cię nie zobaczy i nie usłyszy przez kilka chwil. Skontaktuj się z braćmi i wyjaśnij im co mają zrobić" - oświadczyła kobieta.
- "A co z podróżą w czasie? Czy ja oraz Harry i Jack przeniesiemy się w czasie? Oraz jak się przeniesiemy w czasie?" - spytała.
- "Tym się nie martw. Samo zdjęcie bariery załatwi sprawę. Na wszelki wypadek poproś swych braci, by poprosili swych towarzyszy o odsunięcie się od bramy, gdyż mogliby wpaść wraz z wami w portal czasowy. Pamiętaj też o przepowiedni" - powiedziała.
- "Elyon, Jack nie uzyskał jeszcze większej mocy" - zauważyła Nicole.
- "Mylisz się. Uzyskał moc. Jako jedyny z was trojga nie posiada magicznego przedmiotu podarowanego ani przez Los ani od Voldemorta. Posiadał moc od urodzenia, tak jak ty" - wyjaśniła Elyon.
- "Jaką moc?" - spytała była Krukonka.
- "Jak wiesz jesteś Strażniczką obydwu swoich braci, ale Jacob Potter ochrania swego brata, a konkretniej jego duszę przed złem i złym wpływem Riddle'a odkąd się obaj urodzili. Nie był tego świadom. Najgorzej było w piątej klasie krótko przed świętami Bożonarodzeniowymi. Moc Jacka polega na tym, że ochrania duszę wybranej przez Los osoby, ale nie jest tego świadom. Trzeba go poinformować o tym, ale jeśli to zrobimy dusze Harry'ego i Percy'ego nie będą chronione. Nie ma wyjścia. Trzeba to jednak zrobić" - wyjaśniła Elyon.
- "Kto to musi zrobić?" - spytała.
- "A jak myślisz?"
- "Ja?" - spytała po chwili ze zdumieniem. Odpowiedziało jej milczenie kobiety. Uznała to za odpowiedź twierdzącą. Po chwili zobaczyła grupę ludzi w pelerynach.

13 marca 2014

Rozdział 39 (76) - Aidrene, narada, rąbek tajemnicy o Percym i dwie przepowiednie

Klik

           Gdy tam dotarł zobaczył na miejscu nie tylko więźniów z Koszmarnego Dworu, ale też Camille i jej córkę Rachel, Petera, Reginę, jej rodziców i jego babcię Joanne. Podbiegł do nich.
- Harry, co się stało?... - spytała Jo zauważywszy wnuka biegnącego ku nim. - ...I gdzie są Percy, Matt, Salazar, Voldemort i Amazonki? - spytała.
- Wciąż w środku... - odpowiedział dysząc ciężko. - ...Percy kazał mi wyjść, bo sądzi, że Voldemort chce odebrać Slytherinowi swój pierścień, by nami zawładnąć. - wyjaśnił. Joanne zamarła.
- Matt wspomniał mi kiedyś o tym. To dlatego odebrał mu ten Pierścień. Próbuje powstrzymać go, by podczas odbicia więźniów odwrócić jego uwagę od nas, byśmy mogli uciec... - wyjaśniła Joanne. - ...Szybko, musimy zabrać ich stąd. Salazar powiedział mi telepatycznie, że bariera zniknie wciągu godziny jeśli Riddle nie włoży swojego Pierścienia. - wyjaśniła. Harry zwrócił się do więźniów:
- Słuchajcie, kierujcie się do bramy i to najszybciej jak możecie nie robiąc hałasu. Zanim pójdziemy powiedzcie nam jeszcze kto umie się teleportować?... - spytał. Ponad połowa więźniów podniosła ręce. - ...Dobrze. Chwyćcie tych, kto nie umie lub nie ma siły, a my zabierzemy was w bezpieczne miejsce. Babcia Joanne was tam zaprowadzi... - teraz zwrócił się do swojej babci: - ...Nie przenieśmy się do Hogwartu, gdyż tam są Śmierciożercy ani do Ministerstwa Magii, bo mogą być tam szpiedzy Voldemorta. Idźcie. - oświadczył Harry. Zaraz po tym skierowali się do bramy. Harry słyszał jak deportują się jedno po drugim. Zostali tylko Camille, Rachel i Harry. Nagle z zamku wybiegli trzej mężczyźni. Percy, Salazar i... Voldemort. Zabawnie nawet to wyglądało.
- Harry!... - wrzasnął Percy, gdy go zauważył przy bramie. - ...Cofnij się za bramę! - krzyknął.
- Co? - spytał głupio.
- Cofnij się za bramę, by Voldemort nie mógł użyć swojego pierścienia! Tylko wewnątrz Koszmarnego Dworu i na jego terenach on działa najsilniej! - wyjaśnił. Harry natychmiast zareagował. Zabrał Camille i Rachel z dala od granic posiadłości i czekał na Percy'ego i Slytherina. Zauważył, że Salazar kuleje. Najwyraźniej był ranny w nogę. Musiał mu pomóc. Postanowił coś z tym zrobić. Jakie zaklęcie umożliwi mu nieskrzywdzenie jego przyjaciół a odrzucenie Voldemorta? Zaklęcie powietrzne?
- "Percy, słuchaj, mam pomysł. Użyję powietrznych pocisków. Czy moglibyście uciekać najszybciej jak to możliwe?" - spytał Harry.
- "Powaliło cię?!" - zawołał z niedowierzaniem Percy.
- "Niby co?" - spytał Harry dziwiąc się zachowaniem jego przyszłego Ja.
- "Harry, powietrzne pociski to 20 poziom trudności! Nie uda ci się!" - zawołał telepatycznie.
- "Uda. Już to robiłem. Umiem podwyższyć swój poziom magiczny" - odparł.
- "Harry jesteś na 10 poziomie, nie uda ci się" - upierał się Percy.
- "Więc chcesz bym użył Fali Kamehameha*?" - spytał z drwiną.
- "Przesadzasz! Technika Żurawia** jest najtrudniejszą sztuką powietrzną jaką znam. Nie podołasz jej. To 70 poziom trudności. A teraz słuchaj, gdy dobiegnę do was chwyćcie się nawzajem. Ja was chwycę i deportujemy się do domu dziadka Matta. On nas tam ukryje przed Voldemortem" - oświadczył.
- "A co z Salazarem?" - spytał Harry.
- "On wróci do swoich przyjaciół" - wyjaśnił Percy.
- "Rozumiem" - odpowiedział Harry, po czym natychmiast przekazał tą wiadomość swoim towarzyszkom, po czym chwycili się za ręce i czekali na mężczyzn. Gdy dobiegli Harry chwycił Percy'ego za rękę i w mgnieniu oka wszyscy zniknęli.

~~*~~

Ameryka Południowa... Amazonia...
         Chwilę potem pojawili się w zupełnie innym miejscu, gdzie nie było Lorda Voldemorta ani Koszmarnego Dworu. Była to amerykańska dżungla. Wokół nich stały znane Harry'emu Amazonki. Jedna z nich podeszła do nich.
- Witajcie w Amazonii Ameryki Południowej. Chodźcie z nami, zaprowadzimy was do naszego pana. Z nami nic wam nie grozi. - oświadczyła kobieta.
- Dziękujemy... - powiedział Percy, gdy kobieta pomogła mu wstać, gdyż chwilę potem pojawił się tuż przy nich. - ...Co z profesorem Dumbledorem? - spytał. Kobieta skinęła głową i uśmiechając się dając do zrozumienia, że żyje i nic mu nie jest, po czym poprowadziła ich w kierunku wzgórza.
         Szli długo nie zamieniwszy ze sobą słowa. Na tle zachodzącego słońca zobaczyli przepiękny zamek.
- Mam pytanie. - odezwał się w końcu Harry zwróciwszy się do Levendera.
- Tak? - spytał Percy.
- Czemu nie mogłem się teleportować bezpośrednio do zamku dziadka? - spytał.
- Hm... Zastanawiające. Najwyraźniej coś blokuje twoją moc. - odparł w zamyśleniu.
- Nie blokuje nic twojej mocy, panie Potter... - obaj spojrzeli na Amazonkę, która wypowiedziała te słowa. - ...Ty i twoje rodzeństwo macie większą moc, gdy jesteście razem. Dlatego mogliście się teleportować razem bezpośrednio do zamku Lorda Lordów ominąć nawet tak mocną barierę jak ta w Hogwarcie czy tu wokół Ciernistego Grodu i anty teleportacyjne zarówno w Piekielnym Dworze oraz Hogwarcie, a nawet ministerstwa czy nawet Koszmarnego Dworu... - wyjaśniła jedna z Amazonek. - ...Razem możecie osiągnąć wszystko. - dodała.
- Chcesz powiedzieć, że możemy razem zburzyć barierę każdego budynku nafaszerowanego ochronnymi zaklęciami? - spytał Harry.
- Jeśli użyjecie całej swej mocy to być może wam się uda, ale musicie uważać, by nie zniszczyć budynków. Oczywiście musicie użyć także mowy węży. - odparła.
- Ale po co wchodzić do Koszmarnego Dworu? - spytał Harry.
- Słyszałam że prawdopodobnie tam jest ukryty jeszcze jeden Horkruks Lorda Voldemorta, o którym nikt, poza Czarnym Panem nie wie. Nawet do głowy Albusa Dumbledore'a nie przyszłoby na myśl by tam szukać. Nie wiadomo co może nim być... - wyjaśniła kobieta. Rozmawiając doszli w końcu do wrót zamku. - ...Zaczekajcie tutaj. - podeszła do wrót i zapukała pięć razy. Po kilku chwilach otworzyły się drzwi i ukazała się w nich Joanne.
- Och, już jesteście. Wejdźcie. - powiedziała. Więc weszli. Zaprowadziła ich do salonu.
- Pani, goście wciąż pytają o pana Dumbledore'a. - powiedziała ta sama Amazonka.
- Rozumiem, Amharo. Harry, chodź ze mną. - powiedziała.
- Babciu, czy z profesorem wszystko będzie dobrze? - spytał Harry podążając za nią.
- Nie martw się, Harry. Zaopiekuję się nim. Abulio, zaprowadź Harry'ego do mojego syna. - poprosiła drugą z Amazonek.
- Dobrze, pani. - powiedziała kobieta skłoniwszy się.
- Zwołajcie wszystkie wojowniczki. Połowa z was niech pilnuje dżungli i wypatruje Lordziny, a reszta niech opiekuje się rannymi z Koszmarnego Dworu. - nakazała Jo.
- Tak jest, pani! - zawołały Amazonki. Połowa poszła innym korytarzem, a reszta na zewnątrz
- Potter, chodź za mną... - odezwała się kobieta zwana Abulią. Harry poszedł za nią na drugie piętro. Ciekawiło młodzieńca, gdzie prowadziła go Amazonka. Dopiero, gdy stanęli przed drzwiami jakiegoś pokoju zdał sobie sprawę, że babcia Jo powiedziała do niej trzy słowa: Do mojego syna. To by znaczyło, że... - ...Jesteśmy na miejscu, panie Potter. Wejdź proszę. - powiedziała Abulia. Harry zajrzał do środka i zobaczył tam całkiem ładny duży pokój w wiśniowym kolorze.


Było tam biurko, stoliki, okno oraz łóżko, na którym leżał młody mężczyzna.


Harry zbliżył się ostrożnie do niego. Wydawałoby się, że spał, ale... nie. Trzymał książkę. Nagle poruszył się i spojrzał w jego kierunku.
- Kim jesteś? - spytał leżący. Harry zdziwił się, że mężczyzna go nie poznał.
- Ja... ja jestem Harry Potter. - przedstawił się.
- Och! To ty jesteś synem mojej zmarłej siostry Lily i jej także zmarłego męża Jamesa Pottera? - spytał.
- Siostry? To by znaczyło, że pan jest moim wujem, Aidrene'em Evansem. Poza tym mylisz się. Moi rodzicie żyją. Przywróciłem ich do życia dzięki Eliksirowi Wskrzeszenia. - wyjaśnił.
- Naprawdę?... - zdziwił się. - ...Więc musisz być tym Podwójnym Dziedzicem dwóch znienawidzonych rodów skoro mogłeś uwarzyć tak skomplikowany eliksir. - oświadczył.
- Tak powiadają. - odparł.
- Powiedz mi, Harry po co tu przyszedłeś? - spytał Aidrene.
- Babcia Joanne mnie tu przysłała. Chyba po to bym mógł cię poznać,... wuju... - po chwili coś sobie przypomniał. - ...Moment, ty jesteś ojcem Aliny i Lorena Andersonów oraz mężem Julie, która jest matką chrzestną Jacka, mojego brata-bliźniaka. - zawołał.
- A jeśli tak, to co? - spytał z uśmiechem. Jednak w tonie jego głosu słychać było nutkę złości.
- Alina martwi się o ciebie, a Loren szuka po całym świecie. Uwolniliśmy Julie z łap Voldemorta. Była w przetrzymywana w Piekielnym Dworze. Jednak to Jack zdołał uwolnić ją spod uroku rzuconego przez Voldemorta kilkanaście lat temu. Była małą dziewczynką, gdy ją spotkał, ale gdy tylko wypowiedział pełne imię i nazwisko jej córki powróciła do pierwotnego wieku i wróciły jej wspomnienia. - oświadczył. Aidrene tylko się uśmiechnął.
- Urok wreszcie został zdjęty... - stwierdził z uśmiechem. Harry kiwnął głową. W tym momencie rozległo się pukanie do drzwi. - ...Proszę wejść! - zawołał Aidrene. Do środka wszedł Matt z tacą w ręku.
- Witaj, synu. Przyniosłem ci eliksiry wzmacniające. Och, widzę, że Harry cię odwiedził. I jak? Dogadujecie się? - spytał.
- Jakoś się dogadujemy... - odparł Harry. - ...Dziadku, gdy tu szliśmy jedna z Amazonek wspomniała o nieznanym Horkruksie Voldemorta ukrytym w Koszmarnym Dworze. Ponoć wiesz czym on jest. - powiedział. Dzbanek, który trzymał Lord Lordów spotkał się z podłogą rozbijając się i rozlewając całą jej zawartość. Matt powoli obrócił głowę ku wnukowi. Spojrzał na Harry'ego wystraszonym wzrokiem.
- Harry,... - tu pan Evans przełknął ślinę. - ...ty i Tom Junior jesteście jedynymi znanymi mi istniejącymi jeszcze Horkruksami. - odparł.
- Pozwólcie, że się wtrącę... - odezwał się Aidrene. Obaj spojrzeli na pana Andersona. - ...Dowiedziałem się przypadkiem, że trzecim Horkruksem jest pierścień Voldemorta. Pierścień Nekromantów. - oświadczył młody mężczyzna. Obaj spojrzeli na Aidrene'a zaskoczeni.
- Skąd to wiesz, wuju? - spytał Harry.
- Pierścień, który może władać wszystkimi umysłami... - zaczął pan Anderson w zamyśleniu odkładając książkę na nocny stolik. - ...działa najsilniej w Koszmarnym Dworze dlatego, że ma tam największą moc i tam został stworzony sam Horkruks. Działa także w zamkach, które zbudował sam Voldemort dzięki temu Pierścieniu. - wyjaśnił.
- Niesamowite! Od niego się dowiedziałeś? - spytał Harry.
- Tak... - tu zaśmiał się figlarnie. - ...Powiedział mi to pod wpływem ognistej, w której była dawka Veritaserum. Dałem mu ją poprzez jednego ze skrzatów. Riddle na początku traktował mnie jak służącego, a pod koniec jak więźnia, gdy się zorientował, że to ja mu ją podałem. Tak czy siak, opowiedział mi nawet cały swój życiorys i przy okazji powiedział mi o Pierścieniu i Horkruksach oraz o swojej rodzinie, a nawet swych planach wobec ciebie, Harry. Następnego dnia nic kompletnie nie pamiętał, jakby stracił pamięć, a zaklęcia z jego różdżki wcale nie działały na jego ofiary. - oświadczył.
- Fantastycznie! - zawołał Harry. Obaj się roześmieli na to wspomnienie.
- Harry, myślę, że już musisz iść. Aidrene musi odpocząć. - powiedział Matt.
- Dziadku, nie sądzisz, że trzeba zwołać tu wszystkich naszych w tym mojego ojca i jego podwładnych? - spytał Harry. Pan Evans spojrzał na swego wnuka z namysłem. - "Czasami ten chłopak ma gadane. Warto zrobić go przywódcą dobra przeciwko Riddle'owi" - pomyślał.
- Dobrze, chłopcze. Sprowadzę wszystkich, a ty sprowadź tych z kim masz bezpośredni kontakt i mogą tu przyjść, a ja poproszę Amazonki, by na nich czekały i sprowadziły ich od strony dżungli. - odparł Matt.
- Dzięki, dziadku... - podziękował. - ...Jeszcze jedno zanim odejdę. Co z profesorem Dumbledorem? - spytał, gdy stał przy drzwiach.
- Z Albusem nie jest zbyt dobrze, ale są postępy. Moje Amazonki dobrze się nim opiekują. Gdy będzie w lepszym stanie zaniesiemy go do Munga, by tam wyzdrowiał. - oświadczył.
- Rozumiem. - po tej odpowiedzi wyszedł uprzednio żegnając się z wujem. Zszedł do salonu, gdzie był Percy rozmawiający cicho z Elyon, Peter siedzący w kącie, Thomas, jego żona Meropa i ich córka Regina rozmawiających między sobą o swoim życiu oraz Camille Black siedząca samotnie przy kominku wpatrującą się w ogień niewidzącym wzrokiem. Przysiadł się do niej. - ...Witaj, Camille. - przywitał się.
- Witaj, Harry. - powiedziała nie patrząc na niego.
- Co tak siedzisz? - spytał.
- Moja córka leży nieprzytomna. - odparła ze smutną miną. Potter zauważył łzy w jej oczach.
- Rozumiem. Współczuję. Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Rachel wyzdrowieje. - zapewnił ją.
- Mam nadzieję. - szepnęła. Nagle drzwi się otworzyły i weszła Joanne.
- Camille! Rachel się obudziła i wzywa cię! - zawołała od progu. Kobieta natychmiast wstała. Reszta zrobili to samo. Poszli na pierwsze piętro, gdzie leżała panna Black. Jej matka podeszła natychmiast do córki i nachyliła się nad nią.
- Córeczko. - powiedziała ze łzami w oczach.
- Mamo... - szepnęła. - ...Gdzie jest Harry Potter? - spytała.
- Harry, podejdź tu. Raichel chce z tobą porozmawiać. - powiedziała machnąwszy na niego. Harry zdziwił się.
- Ze mną? - spytał.
- Tak. - odparła. Potter zbliżył się do łóżka czarnowłosej.
- Harry Potter... - szepnęła Rachel wyciągając rękę ku niemu. - ...Zbliż się... - Harry usiadł na jej łóżku. - ...On jest coraz bliżej... - szepnęła biorąc jego rękę. - ...Nadchodzi z głębi naszych serc... - zająknęła się.
- Kto nadchodzi? - spytał.
- Lord Lordów. - odparła.
- Ale Lordem Lordów jest Matthew Evans, mój dziadek. - powiadomił ją.
- Nie mówię o obecnym Lordzie, ale o przyszłym i dawnym Lordzie.... - wyjaśniła - ...Mówię o Mistrzu Mistrzów... - wyjaśniła.
- Przyszły i dawny Lord? - zdziwił się Percy. Eylon szepnęła mu coś do ucha, coś czego inni nie mogli usłyszeć. Musieli jednak przerwać szepty, bo Raichel mówiła dalej:
- Nadejdzie czas, gdy trzeba będzie połączyć siły z mocą Lorda Voldemorta i Morgany Le Fay, a także ze wszystkimi znanymi ci magicznymi stworzeniami, nawet wampirami, druidami i elfami, którzy są po twojej stronie, gdyż reszta jest po jego stronie. - oświadczyła.
- Ale kto jest tym Mistrzem Mistrzów? - spytała Regina.
- Nikt tego nie wie... - odparła Raichel. - ...Z każdym wcieleniem inaczej wygląda. Może przybrać postać zwykłej małej bezbronnej dziewczynki, a nawet potężnego stwora, ale swoją prawdziwą postać przybiera raz na 20 lat przez tydzień. Trzeba tylko trafić na odpowiedni moment. Ten czas się zbliża, Harry Potterze. - wyjaśniła.
- Czy ktoś wie jak on naprawdę wygląda? - spytała jej matka.
- Wiedzą o tym tylko jego najbardziej zaufani słudzy... - odparła Raichel wzruszając ramionami. - ...Słyszałam jednak pogłoski, że potomkini Salazara o czystym sercu nie mająca nic wspólnego z Czarnym Panem może wyczuć i zobaczyć kim on jest. Nie wiem niestety kiedy ona się narodzi. - wyjaśniła.
- Potomkini Salazara o czystym sercu... - szepnął Percy. Nagle zamarł i szepnął bezwolnie: - ...Evie Avery...
- Co mówiłeś, Percy? - spytał Regina.
- Co? Ja... nic. Nic takiego. - wymamrotał.
- Słuchajcie!... - zawołał Evans do zgromadzonych. - ...dopóki to się nie stanie musimy powstrzymywać zarówno Voldemorta jak i Mistrza Mistrzów. - odezwał się Matt.
- Potwierdzam... - wtrącił się Percy rad, że zmieniono temat. - ...Ja wiem kiedy się to mniej więcej stanie.
- Kiedy??? - spytali wszyscy.
- Na pewno nie za czasów twoich dzieci, Harry i możesz być pewien, że to nie one będą z nim walczyć. Trzeba wyszkolić wasze dzieci, a w szczególności wybrańców, by one mogły wyszkolić twoje wnuki, Harry. - oświadczył Percy.
- Wnuki?!? - krzyknął Harry.
- Tak. - odpowiedział.
- Dziadku, co z zebraniem? - spytał Harry.
- Wszyscy czekają w sali zebrań. - odparł.
- Dobrze. Sądzę, że czas na oficjalne zebranie Zakonu Feniksa. Czy pozwolicie mi na poprowadzenie tego zebrania? - spytał Harry.
- To uzgodnimy na miejscu. Chodźcie wszyscy. Ci, którzy są chorzy i są przytomni też na nim będą. - oświadczył.
- Jak? - spytał Harry.
- Zobaczysz. - powiedział tajemniczo Matt, po czym zaprowadził wszystkich do sali zebrań. Gdy weszli do środka pomyśleli, że weszli nie tam, gdzie trzeba. W środku była jakby katedra. Pośrodku stał ogromny stół, a przy nim siedziało dużo osób. Nie do wiary... Byli tam nie tylko wampiry z królestwa Ralpha, ale też elfy i druidzi. Pierwszą osobą jaka do nich podeszła był...
- Synu! - krzyknął James.
- T-tata?! - spytał Harry.
- Syneczku!! - pisnęła Lily.
- Mama?! Wy tutaj? - zawołał.
- Harry! - zawołał ktoś od stołu. Harry rozejrzał się po stole lokalizując osobę, która wypowiedziała jego imię. Nagle zobaczył Aurelię i jej drugą siostrę.
- Ciotka Aurelia! Ciotka Petunia?... - spytał widząc obie kobiety. - ...Dziadku, jak je tu sprowadziłeś? - spytał Lorda Lordów. Mężczyzna spojrzał na niego i zaśmiał się otwarcie.
- Czary... - oświadczył mrugnąwszy okiem. - ...Dobrze, powiem ci. Każda z osób, którą tu widzisz są po jasnej stronie lub w Zakonie Feniksa i to wystarczyło, by ich tu sprowadzić. Zmieniłem ochronę tego zamku tak by tylko dobro mogło tu przybywać. Voldemort nie ma prawa tu wejść, a jego zaklęcie Tabu tu nie działa. - wyjaśnił.
- Czy inni też tu są? - spytał Harry.
- Jacy inni? - spytał Matt.
- No, moi przyjaciele. Ron, Hermiona, Mary, Eleine i reszta GD. - wymieniał.
- Panny Parker oraz panna Granger są bezpieczne z dala od Hogwartu. Urodzą tutaj. - oświadczył. Harry odetchnął z ulgą, że dziewczyny są bezpieczne i z dala od zagrożenia.
- Dobrze, myślę, że możemy zacząć... - powiedział. - ...Spytaj ich czy się zgadzają bym to ja prowadził to zebranie. - zwrócił się do dziadka. Ten skinął głową i zwrócił się do zgromadzonych.
- Kochani moi, witajcie w Ciernistym Grodzie! Zanim rozpoczniemy zebranie chciałbym was spytać czy zgadzacie się, by prowadzącym tego zebrania był mój wnuk, Harry Potter?... - spytał się ich. Ci popatrzyli na niego, po czym naradzili się między sobą. Jedna z osób podniosła rękę. - ...Tak, Cassidy? - spytał.
- Wiele osób jest przeciw, ale nie którzy są za tym by Harry Potter prowadził to zebranie i... - nie dokończyła, gdyż Harry się wtrącił.
- Pani Snape, nie mówię tylko o prowadzeniu jakichkolwiek zebrań, ale o zjednoczeniu sił dobra przeciw Voldemortowi i po to jest to zebranie, by się zjednoczyć. Trzeba się zjednoczyć i uderzyć na Hogwart, by odbić go, żeby uczniowie normalnie się uczyli, chodzili spokojnie po korytarzach, a przede wszystkim, by żadne zło tam nie wtargnęło. - wyjaśnił. Zrobiło się cicho.
- Proponuję głosowanie... - zawołała pani Snape. - ...Kto jest przeciw by Harry Potter był dowódcą dobra?... - spytała. Podniosło się z 15 rąk. - ...Kto jest za tym by pan Potter był dowódcą? - spytała. Podniosło się 25 rąk.
- Przegłosowane. Od teraz Harry jest naszym dowódcą. Poza tym Albus dał mu dowództwo nad Zakonem Feniksa. - przypomniał Matt.
- Naprawdę? - zdziwił się Aidrene.
- Tak... - odparł Harry. - ...Dobrze więc. Chcę wiedzieć jak stoimy z wojskami? Najpierw Elfy. Cassidy, powiedz mi, jak duża jest twoja armia elfów? - spytał.
- Dość spora. Jakieś 50 łuczników, 60 szermierzy, poza tym dysponujemy magią elficką, a magów mamy około 30. - wyliczała.
- Czyli 140 osób... - powiedział licząc na kartce. - ...Dobrze. Teraz druidzi. Są Jaśni i Mroczni Druidzi. Zacznijmy od taty, czyli od Mrocznych. Tato, ile ich masz? - spytał.
- Z tego co pamiętam w sumie 150-ciu. Nie znam ich stanowisk, bo wiedział o tym generał, którego zabiłeś podczas próby u nas. - odparł. Zrobiło się cicho.
- Em... No tak...
- Zabiłeś kogoś? - spytała Lily z przerażeniem i niedowierzaniem w głosie.
- Harry, a co z ostatnim Horkruksem i tobą? - przypomniała Martha.
- A no tak. On nie został zniszczony. Tym zajmiemy się, gdy uwolnimy Nicole. Severusie, idź i sprowadź tu Jacka oraz jego przyjaciół. Niech Amazonki cię wyprowadzą z terenów dżungli oraz sprowadzą z powrotem. - poprosił Harry.
- Dobrze, Harry, ale co z Nicole? - spytał Severus.
- Musimy się zorganizować oraz ty, Severusie musisz iść do Hogwartu i... WIEM!... - krzyknął tak głośno, że wszyscy podskoczyli - ...Dziadku, sprowadź tu natychmiast Założycieli i Merlina. Muszę z nimi natychmiast porozmawiać. - oświadczył.
- Dobrze.
- Severusie, idź wreszcie po Jacka i jego przyjaciół. - niecierpliwił się Harry.
- No tak. Idę. - i wyszedł. Czarnowłosy mężczyzna zagadnął jakąś Amazonkę i wyjaśnił, że Harry prosił, żeby go wyprowadzić na zewnątrz. Kobieta podeszła do Harry'ego i spytała:
- Panie Potter czy to prawda, że mam wyprowadzić tego mężczyznę na zewnątrz zamku i przeprowadzić przez dżunglę, a także przyprowadzić jego oraz pana Jacoba Pottera i jego przyjaciół? - spytała.
- Tak... - odparł Harry. Kobieta spojrzała na Matta. Ten kiwnął głową milcząco głową, więc kobieta wróciła do Snape'a i powiedziała do niego by poszła za nim. - ..Dobra, wracając do sprawy. Dziadku, sprowadzisz tu Godryka, Helgę, Rowenę, Salazara i Merlina? - spytał Harry.
- Tak. - po tej odpowiedzi machnął energicznie ręką, ale nic się nie stało.
- Dziadku, pozwolisz?... - odezwał się Percy wyjmując Dwukierunkowe Lusterko. Spojrzał w niego i powiedział: - ...Helga, Rowena, Salazar, Godryk i Merlin... - po chwili dodał: - ...Pokaż każdego u każdego z wymienionych jeśli nie ma ich w jednym pomieszczeniu. - gdy skończył mówić pojawiło się pięć postaci w szybie Lusterka.
- Percivald? - spytał Merlin.
- Percy, jak miło cię widzieć! - zawołała Rowena.
- O co znowu chodzi? - zirytował się Salazar.
- Słuchajcie, czy moglibyście przybyć do Ameryki Południowej, a dokładniej do obecnego domu Matthew Evansa? - poprosił.
- Dlaczego? - zdziwił się Godryk.
- Mój przeszły Ja potrzebuje waszej pomocy. - wyjaśnił.
- Jakiej znowu pomocy? - spytał Salazar.
- W udzieleniu informacji jak dostać się z Hogsmeade do Hogwartu. Chodzi o tajne przejścia, które tylko my znamy. - wyjaśniła Helga jak w transie.
- Dokładnie. Czy przyjdziecie? - spytał Percy.
- Tak... - odpowiedział Merlin. - ...Prawda, Salazarze? - spytał spojrzawszy gdzieś za siebie.
- Tak, mistrzu. - odpowiedział Ten.
- Percy, czy to nie ktoś stamtąd próbował nas przenieść? - spytała Rowena.
- Tak... - odpowiedział. - ...Jednak teraz musicie się przenieść do dżungli i przejść kawałek, by dojść do zamku dziadka Matta. - objaśnił Percy.
- Rozumiem. Dobrze. Niedługo będziemy. - powiedział Merlin i się rozłączył.
- Załatwione. - powiedział Percy do wszystkich zgromadzonych.
- Więc czekamy. - powiedziała Cas.
           Czekali około 10 minut. W końcu cała piątka przybyła.
- Witajcie. - odezwał się Godryk skłoniwszy się elegancko. Nagle do pomieszczenia wszedł Snape, a zaraz za nimi weszło troje młodych ludzi. Susan, Matt i...
- Jack! - To była pani Potter. Podeszła szybkim krokiem do drugiego syna i przytuliła go. Zaraz za nią szedł James.
- Jack, chłopie! Tak się cieszę! - zawołał Harry.
- Jack! Miło cię widzieć! - powitał go jego ojciec.
- Tato, mamo, Harry. Mnie też fajnie was widzieć... - powiedział Jack. - ...Słyszałem od profesora Snape'a co mamy zrobić. Podobno Harry, ja oraz Nicole jesteśmy niezbędni do usunięcia bariery otaczającej Hogwart oraz tej co otacza Koszmarny Dwór. - oświadczył.
- Tak. To prawda. - powiedział pan Evans.
- Mogę się wtrącić? - odezwał się Slytherin. Wszyscy na niego spojrzeli.
- Tak, Salazarze. Co chciałeś powiedzieć? - spytał Merlin.
- Otóż, jeśli rodzeństwo Potter mają zniszczyć barierę otaczającą zarówno Hogwart jak i Koszmarny Dwór może to być bardzo niebezpieczne. - oświadczył.
- Dlaczego? - spytała Aurelia.
- Dlatego, że za naszych czasów ochroniliśmy Hogwart potężnymi zaklęciami. Nie tylko przeciw Mugolom, czy choćby silnym zaklęciem Muffliato, a także Nienanoszalności i zaklęciami Percy'ego, ale też mocami żywiołów... - Merlin urwał, gdyż nieopodal niego tuż przy Wybrańcu Jack na chwilę zesztywniał, a następnie upadł bezwładnie na posadzkę.
- O nie! - zawołała Susan.
- To znowu się dzieje! - krzyknął Ernie.
- Znowu?... - spytała Joanne. Nachyliła się nad wnukiem. - ...On śpi. - stwierdziła.
- Nie. On ma sen proroczy. - odezwała się Helga.
- Co robimy? - zapytał Matt, przyjaciel Nicole.
- Nic. Czekamy aż się obudzi... - westchnął Harry siadając z powrotem przy stole opierając łokieć o blat, a dłoń o policzek. - ...Dlaczego on? - szepnął.

~~*~~

W tym samym czasie... We śnie...
         Piwnooki pojawił się znowu na błoniach Hogwartu, ale tym razem stał u jego podnóża. Zauważył blisko siebie Założycieli, Merlina, Morganę, Percy'ego Levendera oraz swoje rodzeństwo i siebie samego. Z tego co zauważył trwała walka między Merlinem a Morganą, a ta druga obejmowała ramieniem szyję Nicole i postawiła przed sobą jako swoją tarczę.
- To straszne! - jęknął Jack. Przyglądał się temu wszystkiemu z przerażeniem. Nagle coś się stało. Harry pobiegł ku Morganie, a sobowtór Jacka pobiegł za bratem. Helga dreptała im po piętach.
         Przez blisko pół godziny trwała zażarta walka, w której dobro zwyciężyło. Potem zobaczył jak jego sobowtór podbiega do Morgany sprawdzając jej stan. Nagle z jej pierścienia wyleciał dym w kształcie czarnego serca i zawisł nad nimi na chwilę. Percy krzyknął do Harry'ego, by uważał, ale było za późno, gdyż w ułamku sekundy dym poleciał ku Harry'emu wsiąkając w niego. Obaj – Harry i Percy upadli na ziemię jednocześnie, ale po chwili ocknęli się. Założyciele weszli do zamku, a za nimi Merlin, jednak rodzeństwo nie, gdyż spojrzeli na obserwującego wszystkich Jacka. Nicole stojąc przed braćmi powiedziała:
- Oto następna przepowiednia, Przepowiadaczu Snów. - zwróciła się do niego, a potem jednocześnie wyrecytowali:
- Rodzeństwo Potter przeniesie się w przeszłość, by zdobyć potężną moc. - po tym zdaniu błonia, lasy, łąki i zamek, a także rodzeństwo Potter zniknęli, a on sam ocknął się w zamku swojego dziadka.

~~*~~

W Ciernistym Grodzie....
         Nad Jackiem czuwały Lily i Julie. Nim kobiety zauważyły przebudzenie chłopaka Salazar kontynuował swoją przemowę:
- Percy, Merlinie, Helgo, Roweno, Godryku na pewno pamiętacie te zaklęcia? - spytał. Cała piątka popatrzyła na swojego przyjaciela przypominając sobie jak rzucali zaklęcia na Hogwart po raz pierwszy. Nagle Lily poczuła ruch przy sobie. To Jack. Obudził się.
- Jack? Jack! Słuchajcie, mój syn się obudził! - zawołała do wszystkich. Tylko Harry i James podeszli do niego nachylając się.
- Jack? - spytał James. Chłopak popatrzył na każdego po kolei swoimi perlistym wzrokiem aż w końcu skupił wzrok na Harrym i przemówił monotonnym głosem:
- Rodzeństwo Potter przeniesie się w przeszłość, by zdobyć potężną moc. - gdy skończył jego oczy wciąż były śnieżnobiałe. Wszystkich, nie pomijając nikogo, totalnie zatkał ten tekst. Merlin zbliżył się do Puchona i zapytał:
- Jack, powiedz co widziałeś? - zapytał.
- Znajdowałem się na błoniach Hogwartu i widziałem walkę między Merlinem a Morganą. Widziałem także siebie i swoje rodzeństwo oraz Założycieli. Walczyli z Morganą. - oznajmił. Założyciele, Merlin i Percy spojrzeli na siebie zdziwieni i wystraszeni jednocześnie.
- Co to znaczy? - spytała Aurelia patrząc na całą szóstkę.
- Wasz syn miał wizję walki między Morganą a naszym mistrzem. Było to wtedy, gdy trzy osoby z przyszłości do nas przybyły, by utworzyć ochronną barierę wokół Hogwartu przeciw Morganie. - wyjaśniła Helga.
- Sądziłem, że to wy czworo ją utworzyliście. - powiedział zaskoczony Harry.
- Właśnie. Jak to możliwe, by Harry, Jack i Nicole przenieśli się do przeszłości? - zapytała Lily.
- Rzuciliśmy pewne zaklęcie. Elyon wam to objaśni, ale najpierw spytajmy Jacka co jeszcze widział... - powiedział rozsądnie Percy. Następnie skierował pytanie do brata: - ...Jack, co jeszcze widziałeś podczas tej walki? - zapytał nachylając się nad nim.
- Zobaczyłem jak Morgana upada na ziemię, a z jej pierścionka wylatuje dym w kształcie serca i lewituje nad ich głowami, po chwili dym poleciał ku Harry'emu. Obaj, Harry i Percy upadli i stracili na chwilę przytomność, ale ją odzyskali. - Ponownie szóstka przyjaciół spojrzeli na siebie, ale tym razem na ich twarzach widniał strach i obawa.
- Mroczna Dusza... - wyszeptał Percy. Patrzył ze zrozumieniem na przyjaciół i wiedział, że zbliża się czas, by rodzeństwo Potter wkrótce przenieśli się do przeszłości. - ...Jack, mów dalej. - prosił patrząc na niego.
- Percy wraz z Założycielami i Merlinem poszli do zamku a mój sobowtór wraz z rodzeństwem podeszli do mnie. Potem Nicole powiedziała, że czas na kolejną proroctwo. Potem we troje wyrecytowali proroctwo. - wyjaśnił. Co chwila Percy wraz z Merlinem i Założycielami patrzyli na siebie. Stanęli w pewnym oddaleniu od reszty zgromadzonych i zaczęli się naradzać. Po minucie wszyscy sześcioro wrócili do stołu, a zamiast wyjaśnić o, co chodzi Percy zawołał:
- Elyon! - krzyknął. Blond włosa kobieta przybyła natychmiast.
- Tak, Percy? - spytała.
- Pokaż jak rzucaliśmy z Założycielami po raz pierwszy na Hogwart zaklęcia ochronne. Pokaż najdrobniejsze szczegóły. - poprosił.
- Tak jest. - powiedziała. Po czym machnęła ręką i natychmiast pojawił się ekran, który ukazał zamek Hogwart i jego tereny w czasach średniowiecza.

           Byli tam Merlin, Założyciele oraz Percy L. Stali w sześciu różnych miejscach. Wszyscy, z wyjątkiem Percy'ego, który trzymał różdżkę, celowali w górę swoimi Pierścieniami. Wszyscy zauważyli, że każde z Założycieli wyciągnęli drugą rękę ku jakiemuś punktowi obok siebie. Helga ku niebu, Rowena ku jezioru, Salazar ku ziemi, a Godryk wyciągną rękę przed siebie przywołując z kilku pochodni od zamku ogień do swojej ręki. Potem każde z nich wyciągnęło ręce w kierunku nieba. Nagle zobaczyli Merlina, który wyciągnął swój pierścień i wycelował ku górze. Po czym wypowiedział dziwne słowa w innym języku. Był to język maltański.

- Co on powiedział? - spytał Harry wciąż obserwując Merlina na ekranie.
- Ja-ja wypowiedziałem... Zaklęcie Przywołujące Zmarłych Zza Grobu. - wybełkotał Merlin.
- Co??? - krzyknęli wszyscy poza jego uczniami.
- Zatrzymaj na chwilę. - szepnął Percy do Elyon. Ta tak zrobiła.
- To bardzo stare zaklęcie. - wyjaśnił Godryk.
- Tak stare, że nawet Morgause nie umiałaby go opanować i nawet nie zdołałaby użyć, gdyż jest ono z dziedziny białej magii. - wtrącił Salazar.
- Rozumiem. Chwileczkę! Zaklęcie, Które Przywołuje Zmarłych Zza Grobu? - spytał Jack, który zdążył się ocknąć i obejrzeć to, co było na ekranie.
- Tak, a co? - spytał Merlin.
- Coś mi się przypomniało... - sięgnął do kieszeni i pokazał pierścień Salazara. - ...Spójrzcie. W tym pierścieniu jest... - nie skończył, gdyż właściciel pierścienia zawołał:
- To jeden z moich pierścieni! - krzyknął Salazar chcąc go zabrać od niego.
- Hola, Salazarze, pozwól dokończyć młodemu Potterowi to, co chciał powiedzieć. - odezwała się Helga.
- Dziękuję, Helgo... - podziękował Harry. Kobieta tylko się uśmiechnęła. - ...Jack, kontynuuj.
 - Dzięki. Tak więc w tym pierścieniu jest Kamień Wskrzeszenia. Jak dobrze pamiętam, włożył go jeden z braci Peverell. Mój i Harry'ego przodek. Merlinie, czy ty miałeś ten pierścień czy tylko użyłeś podobnego zaklęcia? Czy mi się tylko wydaje? - spytał.
- Widzisz Jack, bracia Peverell urodzili się później niż Założyciele czego przykładem jest to, że Ignotus urodził się w Dolinie Godryka znacznie później niż oni sami. Jego grób mieści się nieopodal grobu naszych rodziców. - wyjaśnił Percy.
- To prawda, że bracia Peverell urodzili się w mojej wiosce, ale to zaklęcie jest o wiele starsze niż sądzicie. - wyjaśnił Godryk.
- Godryk ma rację. Posłużyłem się bardzo starym zaklęciem. Tu macie tłumaczenie. Proszę byście nie wymawiali go na głos. - wszyscy nachylili się nad tekstem, który brzmiał tak:

Żywioły: wody, ognia, powietrza i ziemi! Dajcie mi siłę bym ochronił tą szkołę na wieczność! Na mą krew i duszę mych przodków, na moce oraz krew mych uczniów niech zstąpi moc niebiańska, niech przybędą dusze tych, co mają chronić tę szkołę na wieczność i po wieczność! Niech przysięgną nam posłuszeństwo! 

Wszyscy byli zaskoczeni treścią jaka była na pergaminie.
- Niesamowite! - zawołała Lily.
- I kto się pojawił? - spytała Aurelia. Percy spojrzał na swego mentora i swych przyjaciół/Założycieli. Ci kiwnęli głowami na znak, że się zgadzają.
- Elyon, pokaż nam dalszą część. - poprosił Percy. Kobieta machnęła ręką.

           Na ekranie było widać jak Merlin celuje swój pierścień ku górze wypowiadając owe zaklęcie. Po wypowiedzeniu go kilka metrów przed Merlinem pojawiły się trzy promienie światła. Szkarłatny, żółty i niebieski. Nagle z nieba zstąpiły trzy postacie. Dwóch młodych ciemnowłosych mężczyzn i ruda kobieta.

- To przecież my!! Ja, Jack i Nicole... - zawołał Harry. - ...ale... wyglądamy... jakoś starzej...
- Masz rację, Harry... - odezwał się Jack. - ...Nie rozumiem tylko co my mamy z tym wszystkim wspólnego? I dlaczego my tego nie pamiętamy? - spytał Jack.
- Zaraz się tego dowiesz, Potter... - odezwał się Slytherin. - ...Obserwujcie. - dodał. Tak zrobili.

           Wszyscy patrzyli jak cała szóstka podchodzi do trójki rodzeństwa Potter i klęczy przed nimi.
- Powstańcie... - przemówił Jack z ekranu. - ...Kto nas wezwał? - spytał.
- Ja. - odezwał się Merlin.
- Po co nas wezwałeś i kim jesteś? - spytała Nicole.
- Jestem Merlin Wielki, a to są moi najwierniejsi uczniowie. Sprowadziłem was tutaj byście nam pomogli ochronić szkołę Hogwart przed Morganą Le Fay i jej sługami. - wyjaśnił.
- Powiedz nam, Merlinie, jak długo walczysz z Morganą? - spytał Harry.
- Już bardzo długo, panie. Prawie całe jej życie. Wraz z Percivaldem uczyliśmy ją czarów, ale ona przeszła na złą stronę. - wyjaśnił.
- Dlaczego? - spytał Jack z ekranu.
- Morgana ma przyrodnią siostrę Morgause, a po kilkunastu latach uczyła się u złej wiedźmy Katherine. - wyjaśnił Merlin.
- Rozumiem. Chcecie więc byśmy ochronili Hogwart przed nimi? - spytała Nicole.
- Tak, pani. - odpowiedział Merlin.
- Dlaczego nas oto prosicie? - spytała.
- Prastare proroctwo mówi, że: "Kobieta urodzi troje dzieci ze szlachetnego rodu, ale z mężczyzny osieroconego przez rodziców i nieznającego miłości, jednak nie z tego czasu... Dosta się oni do różnych domów, gdyż mają różne cechy i w różnych warunkach się wychowali...Trójka ta zosta obdarzeni mocami nadprzyrodzonymi... Jedno z dzieci Strażniczką dwójki się stanie i ochraniać Wybrańca Losu musi. Drugie dziecko bliźniakiem Wybrańca jest, ale ducha jego ochrania. Trzecie dziecko Wybrańcem się stał bezwolnie, a jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los... Oddzielnieabi, ale razem stwor barierę, która niczego nie przebije. Zosta sprowadzeni z przyszłości i barierę stwor, by chronili szkołę magii po wieki... Gdy wró Mroczna Dusza sprowadzona razem z nimi będzie, ale żadne z nich nie będzie o tym wiedzieć... Dzięki niej Wybraniec pokona Czarnego Pana swoich czasów..." - wyrecytował...

- STOP! Zatrzymaj! - zawołał niespodziewanie Percy. Elyon spełniła jego prośbę.
- Percy, co ci jest? - spytał Harry próbując do niego podejść. Chwila milczenia... aż nagle mężczyzna zaczął szeptać do siebie:
- "...jego zadaniem pokonać Czarnego Pana los..." ; "...Zosta sprowadzeni z przyszłości..." ; "...chronili szkołę magii po wieki...". Cholera!... - krzyknął niespodziewanie na całe pomieszczenie odwracając się gwałtownie prawie uderzając Petunię, która stała najbliżej. - ...Tyle czasu minęło, że zapomniałem o TEJ przepowiedni! - krzyknął chodząc w tą i z powrotem.
- Oczywiście, że zapomniałeś. - odezwała się łagodnie Elyon jako jedyna podchodząc do niego bez wahania.
- O czym zapomniał? - spytała Martha wpatrując się, to w Percy'ego, który wrzał ze złości i irytacji, to w Elyon, która próbowała uspokoić przyjaciela.
- Elyon wyjaśnij im, a ja sobie wyjdę, by tego nie słuchać. - oświadczył zezłoszczony idąc w kierunku drzwi.
- Nie, Percy... - powiedziała stanowczym tonem kobieta chwyciwszy go za ramię, gdy był już w połowie drogi. - ...Będziesz tego słuchać, bo ja sobie tego życzę, a nawet proszę. Poza tym oni... - wskazała na wszystkich w pomieszczeniu. - ...muszą to usłyszeć... - oświadczyła naciskając na dwa słowa: "będziesz" i "muszą". Percy spojrzał na przyjaciółkę zrezygnowany, po czym westchnął. - ...Usiądź proszę... - poprosiła pokazując na krzesło tuż obok Helgi. Mężczyzna usiadł niechętnie. - ...Posłuchajcie. Ta przepowiednia, którą właśnie usłyszeliście z ust Merlina na ekranie była pierwszą jaka została wypowiedziana w tamtych czasach, w której zostali wspomniani: Harry, Voldemort i... Lily. Dochodzą jeszcze Nicole i Jack. W tej przepowiedni chodzi oto, by wyczarować ochronną barierę wokół Hogwartu przez rodzeństwo Potter sprowadzonych z przyszłości. - oznajmiła.
- Nie wiedzieliśmy, że tak potężna bariera to połączenie naszej czarodziejskiej mocy. Czyli nas Założycieli, Percy'ego Levendera, mistrza Merlina i trójki rodzeństwa z przyszłości. - zauważył Godryk.
- I w dodatku kto, by pomyślał, że chodzi tu o trójkę młodzieży z różnych domów i o różnych charakterach wychowanych w różnych warunkach nic o sobie nie wiedząc przez pierwsze siedemnaście lat bliźniaków. - dodał Slytherin.
- Więc czemu Percy tak gwałtownie zareagował? - odezwał się Aidrene spojrzawszy na wyżej wymienionego, który był oburzony sytuacją i tematem nic nie mówiąc.
- Zareagował w taki sposób, gdyż sam to przeżył, ale nim w 2028 roku przenieśliśmy się do przeszłości rzuciłam na niego specjalne zaklęcie, które obdarowało go nieśmiertelnością, ale, jak to mówi Mugolskie powiedzenie "Coś za coś". Musiał wyrzec się swej przeszłości i zapomnieć o wszystkim co przeżył, nawet uczucia. Gdy przeniósł się w czasie i stając się Percivaldem Levenderem z czasem zapominał kim jest na prawdę. Jako Harry został przeniesiony do czasów średniowiecza. Dopiero, gdy urodził się Percival Dumbledore musiałam mu większość spraw przypomnieć. Wadą tego zaklęcia jest to, że gdy ktoś zwróci się do niego per "Harry James Potter" uaktywni się w nim niewyobrażalna moc, nad którą nie można zapanować i nikt nie może cofnąć tego. - wyjaśniła.
- Głównie dlatego zmieniłem tożsamość i wygląd,... - wszyscy na niego spojrzeli. - ...by nikt mnie z tobą nie porównywał z przeszłości. - powiedział Percy na nikogo nie patrząc, lecz na swoje ręce.
- Kiedy zostaniemy przeniesieni do przeszłości? - spytał Jack.
- Gdy uwolnicie Nicole będziecie wiedzieć iż nadszedł czas. To będzie w ułamku sekundy. Zostaniecie przeniesieni na kilka godzin, ale w tych czasach będą was gonić Śmierciożercy. Przez chwilę będziecie zdezorientowani... - wyjaśniła Elyon. - ...Przeszkodą jest tylko bariera wokół zamku w tych czasach. Na miejscu będziecie wiedzieć co robić. Najpierw trzeba będzie stoczyć walkę na zewnątrz bariery. Lecz to nie Severus odnajdzie Nicole, ale ktoś inny. Na miejscu wszystko się wyjaśni. Ta podróż was wzmocni magicznie. Z waszą siostrą także coś się stanie, ale nie martwcie się na zapas. Powiadomię was telepatycznie. - oświadczyła.
- Dobrze. Zaufamy ci, Elyon. - powiedział Jack.
- Elyon, powiedz, co nas zmieni, gdy Merlin nas wezwie? - spytał Jack.
- Sądzę, że jakieś tragiczne zdarzenie przed nałożeniem bariery. - wyjaśniła.
- Hm... - zamyślił się Harry. - ...Musimy zgromadzić wszystkich naszych ludzi. Nie tyko elfów, druidów, wampirów, Zakon Feniksa, Armię Hogwartu, Gwardię Dumbledore'a, ale też aurorów z ministerstwa oraz te stworzenia, które są po naszej stronie. - oświadczył Harry.
- Potter, jeśli pozwolisz. - odezwał się ktoś z tłumu.
- Kto to? - spytał.
- To ja. Sarah Moon. Już mnie spotkałeś w szkole. - wyjaśniła. Dziewczyna wyszła z tłumu i stanęła kilka kroków od niego. Harry rozpoznał ją. Widział ją tylko trzy razy. W Pokoju Wspólnym Gryffindoru, w Pokoju Życzeń i na korytarzu, gdzie uratowała go i jego przyjaciół oraz rodzeństwo przez Nickiem i Tomem III. Wydostała ich z Hogwartu mimo, że była o rok od niego młodsza.
- Ach tak, pamiętam cię. Zaprowadziłaś mnie i moich przyjaciół do tych Japończyków ratując nas od Voldemorta. - powiedział.
- Zgadza się. - potwierdziła.
- Pochodzisz z północnego państwa kraju wampirów rządzonego przez Ralpha Pettigrew? - spytał.
- Zgadza się. - odpowiedział z lekkim uśmiechem.
- Rozumiem. Dobrze, powiedz, co chciałaś nam powiedzieć, panno Moon? - spytał.
- Otóż, mam wielu przyjaciół za granicą. Nie tylko Japończyków. Oni nam pomogą w pokonaniu Czarnego Pana. - wyjaśniła.
- Ona ma rację... - odezwał się Percy wstając. - ...Przydadzą nam się posiłki zza granicy. Ja także mam tam znajomości. Poza tym Nicole oraz Regina i jej mąż przez większość życia wychowali się w Polsce i znają język polski i tamtejsze tereny. - wyjaśnił.
- Zgadza się... - odezwała się Regina, która także była na zebraniu wraz z mężem i dziećmi. - ...Będę mogła tłumaczyć. - dodała.
- Ja również. - wtrącił Percy.
- Mam myśl! - zawołała niespodziewanie pani Potter.
- Jaki, Lily? - spytała Cassidy.
- Aurelio, Petunio, Aidrene, Severusie, James, Peter pamiętacie Davida Glembina, który uczył nas Obrony w ostatniej klasie? Był on Polakiem. Miał żonę i jeśli dobrze pamiętam trójkę dzieci. Jego najstarsza córka żyje i jest aurorką. - wyjaśniła podniecona.
- Pamiętam go, Lily, ale jeśli dobrze i ja pamiętam to obiecał ci, że nie wróci do Anglii póki Voldemort żyje. On boi się tej klątwy. - wyjaśnił James.
- To prawda, ale to tyczyło się klątwy rzuconej na stanowisko nauczyciela OPCM, a nie walki. Musimy z nim porozmawiać. Tato, sprowadź go tutaj, a także jego córkę. - Lily patrzyła z nadzieją na swego ojca. Ten przez chwilę się wahał, ale w końcu sprowadził mężczyznę. Kilka chwil potem pojawili się wyżej wymienieni. Amazonki przyprowadziły ich do pomieszczenia. Huncwoci i rodzeństwo Evans podeszli do nich szybkim krokiem.
- David! - krzyknęli jednocześnie.
- Co się dzieje? - spytał David. Był bardzo zdziwiony miejscem. Na szczęście Amazonki zdołały go i jego córkę wtajemniczyć.
- David, pamiętasz nas? - spytała Aurelia. Mężczyzna przyjrzał się im po kolei.
- Ty jesteś... Aurelia... Ty... Petunia... A ty... O matko! Lily! A wy... James, Remus i... Peter? - zdziwił się widząc ostatnią osobę.
- Tak. - przyznał ten ostatni.
- Ale co się stało? Dlaczego mnie tu sprowadziliście? - dopytywał się.
- Oto spytaj Lily. - oświadczyła Aurelia pokazując na nią.
- Rozumiem. Słucham, Lily? - spojrzał na rudą kobietę.
- Zanim to wyjaśnię, chcę ci przedstawić mojego i Jamesa synów. - poprowadziła Davida ku najdalszemu krzesłu. - ...Davidzie, chcę ci przedstawić Jacka i Harry'ego moich synów. Mam też córkę, ale została porwana i jest u Voldemorta. Pracujemy nad tym jak ją odbić. - dodała.
- Rozumiem. Więc co ja mam z tym wspólnego? - spytał.
- Z moją siostrą nic... - odparł Harry. - ...Musi nam pan pomóc. - powiedział.
- Czemu on mi odpowiedział na pytanie? - spytał David.
- Harry jest dowódcą Zakonu Feniksa... - wyjaśniła Lily. - ...Ma do tego prawo, gdyż Dumbledore przekazał mu dowództwo w te wakacje. - wyjaśniła.
- Ach tak. W czym mogę pomóc, panie Potter? - spytał David.
- Panie Glembin, najpierw chcę wiedzieć jakie ma pan kontakty w Polsce? - spytał Harry.
- Cóż, jest... - zaczął David.
- Powiedziano mu, że jest niekompetentny, że żyje przeszłością. Sądzi iż na każdym kroku są Śmierciożercy, którzy chcą go zabić lub mnie porwać. Gdy zobaczył Amazonki pomyślał, że to Śmierciożercy w przebraniu i zaatakował je. - stwierdziła jego córka, Fiona.
- I nawet piękne. - wtrącił patrząc na nie.
- Sami widzicie. Nie może myśleć trzeźwo. - wyjaśniła.
- Rozumiem. - westchnęła Aurelia.
- To smutne. - dodała Lily
- Och, David! Nie możesz...
- Ale dlaczego on się tak zachowuje? - spytał Harry.
- Stracił żonę i dwójkę dzieci przez Śmierciożerców. Było to w kilka tygodni przed ukończeniem roku szkolnego na naszym ostatnim roku... - wyjaśnił James. - ...Ja oraz Syriusz, Peter, Remus, Aurelia, Lily, Petunia, kuzynka Syriusza i jeszcze jedna uczennica prowadziliśmy za niego zajęcia Obrony aż do jego powrotu. - wyjaśnił.
- Rozumiem. I co było dalej? - spytał Harry.
- Sądzę Harry, że powinniśmy zająć się inną sprawą. Trzeba odbić Nicole. Sprawą Davida zajmiemy się innym razem. - odezwał się pan Evans.
- Matt ma rację, Harry. Ja już pójdę do Hogwartu i pogadam z twoimi przyjaciółmi. - oznajmił Snape.
- Hm, masz rację, Severusie. Tak będzie najrozsądniej... - przyznał mu rację Harry. - ...My zajmiemy się przygotowaniami do bitwy i sprowadzaniem wszystkich najpierw tutaj. Voldemort nie domyśli się gdzie jestem, a ty idź do Hogwartu. Daj znać, gdy będziesz blisko bramy. - oświadczył Harry.
- Dobrze, Harry. - i wyszedł.
- Harry, musisz pamiętać o strategii. - poradziła mu Elyon.
- Masz rację. Co proponujesz? - spytał.
- Proponuje ci najpierw sprawdzić jak wielką Riddle ma armię. Czyli pojmać kogoś od wewnątrz kto o tym wie. - zaproponowała.
- Świetny pomysł, Elyon. Czy wszyscy się zgadzają? - spytał.
- Tak! - zawołali wszyscy.
- Dobrze. Percy, pokaż mi tą swoją mapę. - poprosił.
- Którą? - spytał.
- Anglii i Hogwartu. - wyjaśnił.
- Po co ci one? - spytał Jack.
- Chcę coś sprawdzić na mapie. Rzuć zaklęcie na nie obie. - poprosił. Percy tak zrobił kładąc obie mapy na stole. Ledwo, gdy mapa Anglii została rozwinięta zaczął piszczeć zegarek na jego nadgarstku. Wszyscy spojrzeli na niego (na Percy'ego), a on na zegarek. Kliknął na jeden z wielu guzików i spytał:
- Kto jest w niebezpieczeństwie?... - spytał w kierunku zegarka. Ten, w odpowiedzi, wskazał na jakiś punkt promieniem. Wszyscy nachylili się nad mapą. Promień wskazywał północ Anglii. Każde z nich zastanawiało się: O, co chodzi? Gdzie to jest? Kto jest w niebezpieczeństwie? - ...Pokaż dokładniejsze miejsce zagrożenia.... - nakazał zegarkowi. Nagle zegarek pokazał... Hogwart! A raczej jego okolice. - ...Pokaż osobę będącą zagrożona. - poprosił.
- Ale Percy przecież...
- Cicho! - warknął ku Cassidy, która się odezwała. Kobieta natychmiast umilkła. Zegarek pokazał Severusa. Leżał na trawie pół przytomny i zakrwawiony. Nad nim stała ciemna postać Śmierciożercy z różdżką w ręku. Nagle postać kopnęła go brutalnie w brzuch z taką siłą, że polała się krew z ust.
- Percy, powiedz, że to nie jest na żywo. - odezwała się z przerażeniem Aurelia.
- Niestety, ale jest. - odpowiedział suchym głosem. Wszystkich przeraziła ta odpowiedź.
- Musimy mu pomóc! - krzyknęła z przerażeniem i strachem w oczach Lily.
- I co?... - spytał James. - ...Chcesz skończyć jak on?
- Ale jeśli nic nie zrobimy on umrze! - krzyknęła.
- Wiemy, mamo, ale... - Jack nie skończył, bo Harry spojrzał na niego wściekłym spojrzeniem godnym Voldemorta.
- Nie kończ!... - zawołał Harry. - ...Słuchajcie! Trzeba iść do Hogwartu! David, wuj Aidrene, dziadek i babcia zostają. Niech czekają na nas. Sprowadzimy tutaj rannych oraz Nicole. Mam nadzieję, że martwych nie znajdziemy. Niedługo się zobaczymy. Ci, których wymieniłem zostają, reszta za mną! - nakazał i wyszedł, a reszta poszła jego śladami.



_______________________________________________
Od autorki:
* Kamehameha - Inaczej nazywana lub tłumaczona na polski Najwyższa Moc. Atak zostaje wykonany poprzez złączenie nadgarstków przy ciele, a następnie stopniowe odchylanie ich do tyłu, kiedy to kula biało-błękitnej energii tworzy się między dłońmi. W tym czasie postać wymawia słowa: Ka-me-ha-me-ha. Sylaba po sylabie, a przy ostatniej wychyla ręce naprzód, wyzwalając strugę energii prosto w przeciwnika. Ta technika pochodzi z filmu animowanego Dragon Ball, a pierwszy raz wykorzystana jest w odcinku 8 "Saga Pilaf".
** Technika żurawia - jedna ze sztuk walki kung-fu. Pochodzi z filmu Dragon Ball: Ewolucja.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.