Czasy dzisiejsze... Wakacje 1997 roku...
Zielonooki młodzieniec siedział na ławce w parku niedaleko Privet Drive i rozmyślał. 'Dlaczego akurat on...! To niesprawiedliwe! Dlaczego on, a nie ja! Czemu ten Nietoperz to zrobi?? Czemu go zabił!? Tak mu ufał, a jednak to zrobi?! To niesprawiedliwe!!'. I tak w kółko od dnia śmierci jego ukochanego dyrektora.
Harry Potter, bo tak nazwał się młodzieniec, miał czarne,
wiecznie rozczochrane włosy, i to nie tylko z powodu wiatru, lecz
odziedziczył je po ojcu. Jego twarz nie wyrażała żadnych uczuć, a
zielone oczy, które odziedziczył po matce, wyrażały pustkę. W niczym
nie przypominał zwykłego dziecka w okresie dojrzewania. Harry był
czarodziejem. Jedyną rzeczą co go odróżniało z wyglądu od rodziców to
cienka blizna w kształcie błyskawicy na czole. I to ten
charakterystyczny znak czynił go osobą tak niezwykłą! Ten dziwny stan,
te jego złe samopoczucie powodowało pewne zdarzenie, które wydarzyło
się całkiem nie dawno.
Dwa
tygodnie temu stracił kolejną osobę, która mogła go wspierać i dawać
dobre rady – Teraz na zawsze odeszła. Był to świętej pamięci Albus
Dumbledore – najwspanialszy i najżyczliwszy dyrektor Hogwartu tego
stulecia. Został zabity przez osobę, po której nikt by się nie
spodziewał. Mordercą tym był Severus Snape. Był on Śmierciożercą i
członkiem Zakonu Feniksa. Harry nie chciał mu wybaczyć takiej zdrady.
Potter
postanowił w końcu wrócić do domu. Wstał i skierował się na Privet
Drive 4. Myślał o wydarzeniach w ministerstwie. Rok temu Harry
dowiedział się od dyrektora, dlaczego Lord Voldemort chciał go zabić,
gdy chłopak miał zaledwie rok. Okazało się, że to z powodu wygłoszonej,
krótko przed jego narodzinami, przepowiedni przez wieszczkę, która
uczy obecnie w Hogwarcie. Proroctwo głosiło, że albo jeden z nich ma
być mordercą, albo ofiarą. Gdy dotarł do domu, otworzył drzwi frontowe i
wszedł do przedpokoju, a potem, ignorując krzyki wuja Vernona, że
późno wrócił, wszedł na górę do swojego pokoju. Z kufra wziął
podręcznik pod tytułem: "Transmutacja dla zaawansowanych – poziom siódmy"
i zaczął go czytać, kładąc się na łóżku. Dyrektor ostatnio powierzył
mu ważne zadanie. Miał odnaleźć horkruksy, czyli cząstki duszy
Riddle'a. Voldemort zabił jego rodziców i Cedrika Diggory'ego oraz
wielu innych. Był zmuszony do mieszkania przez wiele lat w rodzinie,
która traktowała go jak piąte koło u wozu. A jedynym sposobem, by
zapobiec większej ilości morderstw, jest zniszczenie Horkrusków
Voldemorta, bo to one dają mu możliwość do tak długiego życia. Tylko on
może tego dokonać i tylko on może zabić Riddle'a.
~~*~~
W
międzyczasie dom Weasley'ów został zaatakowany przez Śmierciożerców.
Bronili się dzielnie, a chcąc się ratować teleportowali się na
Grimmauld Place 12 w Londynie, gdzie mieściła się Kwatera Główna Zakonu
Feniksa. Poprzednio posiadłość należała do Syriusza Blacka, ojca
chrzestnego młodego Pottera. Przed jego śmiercią przekazał ją Harry'emu.
Było tu już spokojniej i na razie bezpiecznie.
W jednym z pokoi na piętrze Ron Weasley leżał na swoim łóżku, patrząc w sufit i zastanawiając się: Czy pewna brązowowłosa dziewczyna go kocha oraz, co się dzieje z jego kumplem ze szkoły. Przeszli dość wiele w ciągu tych sześciu lat. W tym momencie sowa zastukała w okno. Ron wstał i otworzył je. Ptak usadowił się na poręczy jego łóżka i wyciągnął łaskawie nóżkę. Rudzielec wziął od niej Proroka Codziennego i włożył sowie pięć knutów do woreczka przyczepionym do jej nóżki i przeczytał:
Rezygnacja ministra!
Rufus Scrimgeour postanowił zrezygnować ze stanowiska Ministra Magii i przekazać je Amosowi Diggory'emu, swojemu wiceministrowi. Amos Diggory – obecny Minister Magii w pierwszym dniu swojego urzędowania postanowił oficjalnie ogłosić, że:
-
"Wszyscy uczniowie od 15-go roku życia, mogą używać magii poza szkołą
ze względu na obecną sytuację związaną z Lordem Voldemortem. Zrobiłem
to dla świętej pamięci mojego syna, Cedrika. Mam nadzieję, że Harry
Potter, od teraz oficjalnie nazywany Wybrańcem i Jedyną Nadzieją
Czarodziejskiego I Mugolskiego Świata, sprowadzając ciało mojego syna z
tamtego cmentarza, pokona zło i uwolni nas od Lorda Voldemorta!
Wypowiedziałem to imię, tylko dlatego, że nie boję się tego
pseudolordziny!" – oznajmił nowy minister reporterowi Proroka Codziennego.
Ron rzucił gazetę na biurko i dalej wpatrywał się w sufit. Dziękował w duchu o decyzji nowego ministra.
~~*~~
Gdzie indziej...
Młoda
dziewczyna siedziała w swoim pokoju w kolorach beżu i brązu i myślała o
tym, co wydarzyło się kilka tygodni temu. Walka na korytarzach
Hogwartu, wiadomość o śmierci profesora Dumbledore'a i jego pogrzeb.
-
To niemożliwe! – powtarzała sobie od jego śmierci przynajmniej trzy
razy dziennie. Czytała Proroka, gdy w tym momencie do pokoju weszła
kobieta w średni wieku i powiedziała łagodnym głosem:
- Hermiono, kochanie zejdź na dół. Zaraz będzie kolacja, a nic nie jadłaś cały dzień – oznajmiła pani Granger.
-
Idę, mamo – powiedziała zmęczonym głosem i zeszła razem z matką do
jadalni. Usiadła przy kuchennym stole, wzięła do ręki kanapkę i zaczęła
jeść.
Po kilku minutach niezręcznego milczenia zwrócił się do córki pan Granger:
- Hermiono – zaczął ostrożnie – Co tam u twojego chłopaka Rona? – spytał.
-
Nie wiem, tato – odpowiedziała przygnębiona dziewczyna, popijając
powoli herbatę. Odkąd wróciła do domu, nie dostała żadnego listu ani od
Rona, ani od Harry'ego, czy nawet od Zakonu.
- Kochanie, coś się stało w szkole? – spytała po chwili jej matka.
- Nie, mamo – i łza poleciała dziewczynie po policzku.
- Przecież widzimy, skarbie. Powiedz nam, co się wydarzyło w ubiegłym roku? – upierał się ojciec, domyślając się sprawy oczywistej. Dziewczyna popatrzyła uważnie na rodziców i po chwili zaczęła opowiadać.
- Zacznę
od tego, że profesor Dumbledore umarł w czerwcu tego roku –
westchnęła i kontynuowała – Zabił go Severus Snape nasz nauczyciel od
Eliksirów – oboje jej rodziców popatrzyli na córkę z przerażeniem, a
ojciec spytał:
- Jak Harry to zniósł? Bo przecież lubił pana Dumbledore'a – zauważył pan Granger.
-
Tak. Bardzo to przeżył. Był jakiś taki nie obecny, gdy go ostatnio
widziałam. Chodził przybity do końca roku szkolnego i prawie z nikim nie
rozmawiał.
- A jak do tego doszło? – spytała kobieta.
-
Cóż, wiele się działo – spojrzała w okno, starając się odpowiednio
dobrać słowa – Przez cały szósty rok nauczycielem Obrony Przed
Czarną Magią był Snape. Jego stanowisko, czyli Eliksiry, objął Horacy
Slughorn. Był on przyjacielem profesora Dumbledore'a ze szkoły
parędziesiąt lat temu. Zaprzestał nauczania, zaraz po śmierci rodziców
Harry'ego. Uczył też jego rodziców i samego Voldemorta. Co jakiś czas
Harry przychodził do dyrektora na prywatne lekcje, które okazały się być
opowieścią o przeszłości Voldemorta – wyjaśniała. Państwo Granger
słuchali uważnie w milczeniu – Profesor Dumbledore spadł z Wierzy
Astronomicznej kilka tygodni temu. Siła zaklęcia odrzuciła go do tyłu,
tak nam opowiadał Harry. Harry, chcąc się zemścić, pobiegł za Snapem aż
na skraj Zakazanego Lasu. Nie wiem, co dokładnie się wydarzyło, gdyż
Harry nie chciał o tym mówić.
-
Ojej... – wyrwało się panu Grangerowi i po chwili spytał: –
Powiedz nam, Hermiono, jaka jest ta przeszłość Sami-Wiecie-Kogo? –
spytał. Hermiona westchnęła i odpowiedziała:
-
Harry nam opowiadał, że matka Voldemorta umarła przy porodzie, ale
zdążyła nadać mu imiona Tom Riddle – po ojcu, a Marvolo – po
dziadku... – westchnęła znowu i ciągnęła dalej – Jej ojciec był
bardzo surowy dla córki, więc nie mogła ujawnić swoich czarodziejskich
zdolności. Gdy zesłano pana Gaunta i Morfina, brata Meropy, bo tak
miała na imię, do Azkabanu, poczuła się wolna. Przez całe życie kochała
się w szlachcicu Tomie Riddle'u mugolu. Meropa zaczęła odzyskiwać swe
moce i naważyła amortencji. Jest to bardzo silny eliksir miłosny.
Któregoś dnia, gdy przejeżdżał obok jej domu, spytała, czy zechciałby
się napić wody. Zgodził się. Zauroczył się w niej i wkrótce potem
pobrali się. Gdy po roku małżeństwa Meropa dowiedziała się, że była w
pierwszym miesiącu ciąży, postanowiła odstawić eliksir podawany
regularnie mężowi. Powiedziała mu o ciąży w nadziei, że zostanie z nią
ze względu na dziecko – ponownie westchnęła, napiła się herbaty i
mówiła dalej – Niestety myliła się. Zostawił ją i uciekł od niej
do swych mugolskich rodziców. Meropa została sama. Gdy w końcu była już
w zaawansowanej ciąży, doszła do sierocińca w Londynie i tam urodziła
syna. Toma Marvolo Riddle'a, najpotężniejszego czarnoksiężnika swojego
pokolenia i stulecia przyszłego Lorda Voldemorta. Zanim jednak doszła do
domu dziecka, jakiś czas wcześniej poszła do "Borgina i Burkesa",
sklepu z czarno magicznymi przedmiotami. Pani Riddle chciała sprzedać
swój medalion, który odziedziczyła w spadku przekazywanej z pokolenia
na pokolenie. Jednak, jak wiecie, Voldemort był dziedzicem Salazara
Slytherina, więc jego matka, brat i dziadek byli ostatnimi żyjącymi
dziedzicami. Meropa zmarła w sierocińcu dwie godziny po porodzie.
Voldemort wychowywał się tam nieświadom swego dziedzictwa. Dopiero w
wieku jedenastu lat, jak każdy czarodziej wychowany w mugolskim świecie
dowiedział się, że jest czarodziejem. Odwiedził go wtedy profesor
Dumbledore, wtedy nauczał Transmutacji i powiedział mu, że jest
czarodziejem. Gdy młody Tom Riddle miał przydział dostał się do
Slytherinu. Próbował dociec, czemu akurat tam trafił. Miał tylko jedną
wskazówkę. Imię "Marvolo". Tak dowiedział się, że jest dziedzicem
Salazara Slytherina. Tak więc w szóstej klasie po raz pierwszy od
prawie tysiąca lat, otwarto Komnatę Tajemnic. Jednak najważniejszą
informacją w tej opowieści jest to, że stworzył Horkruksy –
objaśniła Hermiona.
- A czym one są? – dopytał się pan Granger.
-
Tak określa się przedmiot, w którym czarodziej schował cząstkę swej
duszy. Voldemort stworzył ich aż siedem. By je stworzyć, trzeba popełnić
morderstwo na człowieku, a potem rzucić jakieś zaklęcie. Pierwszym Horksuksem był jego dziennik, który, jak wam mówiłam wcześniej,
spowodował otwarcie Komnaty Tajemnic w mojej drugiej klasie. Harry go
zniszczył kłem bazyliszka. Drugi to Pierścień Slytherina, który należał
poprzednio do Marvolo Gaunta, a następnie do jego syna, Morfina, lecz
prawdopodobnie Voldemort go skradł i zamienił w swojego Horkruksa.
Zniszczył go profesor Dumbledore w chacie Gaunta w ubiegłe wakacje.
Reszta Horkruksów wciąż istnieje. Harry dostał zadanie od dyrektora, by
je zniszczył. Postanowiłam iść z nim oraz z Ronem, by Harry pokonał
Riddle'a, by zniszczyć jego Horkruksy, a tym samym ocalić oba światy –
zakończyła i oparła z ulgą na krzesło. Oboje dorosłych patrzyli na
dziewczynę. Mieli pewien sekret, który ukrywali przed nią i
zastanawiali się, czy jej to powiedzieć. Obwiali się, że nie przyjmie
tego dobrze? Spojrzeli na siebie i skinęli jednocześnie głowami, dając
sobie nawzajem do zrozumienia, że jednak jej to powiedzą.
- Ty jej opowiedz – szepnął pan Granger.
- Dobrze – powiedziała kobieta.
-
Co chcecie mi powiedzieć? – dopytywała się Hermiona z
zainteresowaniem. Patrzyła na nich oboje. W końcu kobieta oświadczyła.
-
Hermiono, w zamian, że nam opowiedziałaś o przeszłości rodziny
Voldemorta i jego sekrecie o nieśmiertelności, to powinnaś coś wiedzieć
o sobie – oświadczyła.
- Musimy ci coś wyjaśnić – dodał pan Granger.
- Co wyjaśnić? – ponowiła swe pytanie.
-
Otóż... zostałaś adoptowana – powiedziała prosto z mostu pani
Granger. Hermionę zatkało. Nie mogła uwierzyć w to oświadczenie.
-
Zostałam... adoptowana? To jakiś absurd! To niemożliwe! Przecież
widziałam swoje zdjęcia z dzieciństwa – powiedziała zaskoczona.
-
To prawda, ale czy nie zauważyłaś, że nie ma zdjęć zaraz po twoich
narodzinach ze szpitala? – spytał mężczyzna. Hermiona gapiła się
na nich z mieszaniną uczuć. Przez parę chwil milczała. W końcu spytała.
- Jak to się stało? – za obydwoje, odpowiedziała pani Granger.
-
Było to 16 lat temu. Miałaś wtedy rok. Byłam bezpłodna, ale chcieliśmy
mieć dziecko. Pojechaliśmy do sierocińca w Londynie z prośbą, że
chcemy adoptować niemowlę. Wspólnie zdecydowaliśmy się na dziewczynkę.
Więc nas zaprowadzono do odpowiedniej sali. Przełożona zawołała jedną z
pielęgniarek, by nam pokazała noworodki. Oprowadzając nas, opowiadała
ich historię. Zaciekawiła nas jedna taka opowieść. Twoja.
Dowiedzieliśmy się, że ta pielęgniarka sama przybyła i poprosiła o
pobyt w sierocińcu, do czasu byś trafiła w dobre ręce. Współczuliśmy
tej biednej kobiecie i wybraliśmy cię. Nie powiedziała, jak masz na
imię, więc uznaliśmy, iż chciała dać nam wybór nadania ci imienia. Dała
nam cię, informując nas, że będziesz przejawiała magiczne zdolności.
Dodała także, że w wakacje poprzedzające twoje jedenaste urodziny
dostaniesz list z godłem kruka, węża, gryfa i borsuka. Miał być to
znak, że mieliśmy cię wysłać do magicznej szkoły. Kilka dni potem, gdy
chcieliśmy jej podziękować i powiedzieć, że czujesz się u nas dobrze
już nie było. Jakby się rozpłynęła w powietrzu. Dowiedzieliśmy się
potem, że zrezygnowała z pracy, zaraz po zabraniu ciebie –
wyjaśniła. Hermiona patrzyła w jakiś punkt, słuchając tej opowieści.
Gdy kobieta skończyła mówić, Hermiona spytała, bo coś jej nie pasowało.
- Czy kiedykolwiek dowiedzieliście się, kim była ta kobieta i jak wyglądała? – spytała.
-
Z tego co pamiętam, to miała czarne włosy i niebieskie oczy. Była
nawet ładna. Niestety nie wiemy o niej nic więcej – Nastała
cisza. Nikt nic nie mówił aż do momentu, gdy rozległo się pukanie do
drzwi.
- Ja otworzę – powiedziała pani Granger. Poszła do przedpokoju, by otworzyć. Po chwili do kuchni weszła wysoka postać w czarnej pelerynie i w kapturze narzuconym na twarz. Przed nim szła pani Granger z przerażeniem na twarzy z podniesionymi rękoma w górę. Pan Granger wstał i sięgnął po nóż, ale zanim wycelował w tego kogoś, nieznajomy odezwał się.
- Odłóż to
mugolu, bo coś ci zrobię i siadaj – oświadczył groźnym znanym
Hermionie tonem, więc pan Granger odłożył ostrożnie przedmiot i usiadł.
Mężczyzna spojrzał na Hermionę – Witaj, Hermiono... moja córko –
powiedział z uśmiechem, który zauważyła spod kaptura.
- S-słucham? – zająknęła się dziewczyna ze strachem w oczach i głosie.
-
Hermiono Granger, jesteś moją córką – odparł. Dziewczyna
popatrzyła na Grangerów pytającym wzrokiem. W końcu odezwała się.
-
Skoro nazywasz mnie córką, to udowodnij, że jesteś moim ojcem –
powoli zaczynało jej świtać, gdzie widziała te oczy, ale za nic w
świecie nie mogła sobie tego przypomnieć.
- Chcesz dowodu – bardziej stwierdził.
- Tak – odpowiedziała z mocą.
- Spytaj się ich – wskazał na państwo Granger – Zapytaj, gdzie cię znaleźli – odparł.
- Zanim przyszedłeś, wyjaśnili mi, że zostałam adoptowana, ale nie wiem, kim są moi prawdziwi rodzicie – wyjaśniła.
- Rozumiem. A czy powiedzieli ci, co
miałaś przy sobie, gdy cię zabierali do domu? – oświadczył.
Dziewczyna popatrzyła na niego zdziwiona, po czym spojrzała na
przybranych rodziców i zapytała:
- Miałam coś przy sobie, gdy mnie zabieraliście do domu? – spytała. Pan Granger, będąc wciąż zdenerwowany, podszedł do kredensu i wyjął coś. Był to nieduży medalion w kształcie feniksa, a oplatał go wąż. Wąż przypominał godło domu Slytherina. Był srebrny. Jedno oko miał zielone. Feniks był złoty i miał rozłożone skrzydła. Jedno z jego oczu było czerwone. Hermiona przyjrzała się mu uważniej i zauważyła, że pośrodku był kryształ mieniący się kolorami tęczy. Wzięła go do ręki i nagle wisiorek zadrżał. Powiał ciepły i przyjemny wiatr przypominający podmuch, taki sam, gdy trzymało się swoją różdżkę po raz pierwszy. Jak zahipnotyzowana założyła łańcuszek i po kolejnej chwili kryształ zabłysł jasnym światłem. Dopiero teraz otrząsnęła się i spojrzała na niego. Kryształ mienił się teraz szmaragdowo-szkarłatnym kolorem. Popatrzyła na niego przez chwilę, a potem na wysokiego mężczyznę, który zdążył zdjąć kaptur. Z oczodołów widać było szkarłatne oczy, twarz była upiornie blada. Dziewczyna najpierw zamarła z przerażenia i po chwili osunęła się na podłogę.
1 komentarz:
Świetny blog. Na pewno będę tu często. Zapraszam na mój blog http://swiat-z-czterech-lap.blogspot.com/
Prześlij komentarz