Moja lista przebojów 2

16 września 2012

Rozdział 3 - Siostry

Klik

Gdy Voldemort wszedł do środka, skupił wzrok na swojej córce.

- Witaj, Hermiono – przywitał się, według niego, łagodnym głosem. Jednak sam jego głos sprawił, że dziewczyna trzęsła się, gdyż po chwili zaczął się zbliżać ku niej. Jego aura ją paraliżowała. Starała się nie patrzeć w jego oczy, ale to było od niej silniejsze – Widzę, że czujesz się już lepiej – oświadczył, zatrzymując się pośrodku pokoju – Podejdź do mnie, moja droga Adi Matrono – nakazał po chwili milczenia. Dziewczyna, z przerażeniem na twarzy stwierdziła, że nie panowała nad swoimi nogami. Jej nogi bezwolnie kierowały ją ku mężczyźnie. Gdy była już na tyle blisko, by ten mógł ją dotknąć, zatrzymała się. Po kilku chwilach milczenia odezwała się:

- Cz-czego ch-chcesz... ode mnie? – spytała drżącym głosem. Voldemort chwycił jej lewe ramię. Hermiona chciała się wyrwać, ale nadaremnie. Czarny Pan uśmiechnął się chytrze.

- Nie wyjdziesz poza teren tej posiadłości – oświadczył groźnie.

- Dlaczego? – spytała.

- Zaraz się dowiesz. Glizdogonie, odwiń jej lewy rękaw powyżej łokcia – nakazał. Ten to zrobił. Voldemort wycelował różdżkę w jej przedramię.

- Nie! – krzyknęła wciąż i wciąż wyrywając się mu.

- Cicho bądź – syknął, chwytając jej podbródek, po czym obrócił go ku ramieniu – i patrz, co kryje się pod tym zamaskowaniem! – warknął Riddle. Dziewczyna umilkła i spojrzała z przerażeniem na swoje przedramię. Tymczasem Voldemort mruczał jakieś zaklęcie. Po chwili pojawił się... MROCZNY ZNAK! Riddle spojrzał na przerażoną i zapłakaną twarz Hermiony – Dlatego, moja droga. Nie masz wyjścia jak zostać ze mną. Teraz, słuchaj – mówił, maskując ponownie jej Znak i puszczając ją. Dziewczyna spojrzała na niego przerażona – Nikomu, ale to nikomu nie powiesz o tym Znaku. Zamaskowanie będzie działać miesiąc. Gdy się pojawi, masz przychodzić do mnie co miesiąc, a ja będę ci je maskował zaklęciem. Za dnia, gdy Znak się pojawi, masz go zakrywać. Jeśli komuś powiesz, możesz być pewna, że kogoś z twoich bliskich mogę skrzywdzić, pamiętaj o tym. Gdy Znak będzie cię palić, masz do mnie przyjść. Zrozumiałaś? – wyjaśnił.

- Ale ja nie umiem się teleportować – powiedziała ze zrezygnowaniem.

- To nie problem. Teraz cię przedstawię Śmierciożercom. Idziemy – po tych słowach wyprowadził ją z pokoju i zaprowadził do jednego z wielu pomieszczeń. Gdy znaleźli przed drzwiami, Voldemort powiedział:

- Przeczytaj napis nad drzwiami – Dziewczyna spojrzała tam i przeczytała.

- Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – powiedziała.

- Bardzo dobrze, córko – pochwalił ją Lord, uśmiechając się. Po chwili oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – tu spojrzał na Hermionę z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz będziesz miała trzy przydomki. Dwoma z nich będą się zwracać moi Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – spytał. Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić albo per "córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój trzeci przydomek. Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię – oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Merlinie! Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Błagała w myślach.

~~*~~

W tym samym czasie w innej części świata ktoś inny usłyszał wołanie Gryfonki...

'Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Usłyszała wołanie o pomoc młoda kobieta.

- Mary, coś się stało? – spytała blond włosa dziewczyna o niesamowicie czarnych jak noc oczach.

- Nie wiem dokładnie, ale poczułam, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Jakaś dziewczyna. Słyszałam jej głos w swojej głowie – wyjaśniła dziewczyna nazywana Mary. Miała czarne włosy i jasnoniebieskie oczy. Za to jej cera, tak jak siostry była śniada.

- Poczekaj, zawołam mamę. To musi być coś poważnego jeśli wcześniej zemdlałaś – odparła. Blondynka wstała i wybiegła z pokoju. Mary, czekając na siostrę, spojrzała na przedramię, gdyż ją od jakiegoś czasu paliło niemiłosiernie. Widniał tam zarys Mrocznego Znaku. To nie wróżyło za dobrze. Gdy jej siostra wróciła, natychmiast zakryła rękaw.

- Marylene, co się dzieje? – spytała czarnowłosa i niebieskooka kobieta łudząco podobna do siedzącej dziewczyny. Różniły je tylko oczy, bo Mary miała błękitne.

- Mamo, usłyszałam w głowie czyjeś wołanie. Zobaczyłam jakąś dziewczynę o brązowych oczach i gęstych włosach, a także bladego mężczyznę. Miał straszną twarz. Jego nos... on nie miał nosa, a jego oczy lśniły czerwienią – wyjaśniła. Starsza kobieta miała złe przeczucia. To mógł być tylko jeden człowiek. Tom Riddle Junior.

- Pokaż – poprosiła, położywszy wewnętrzną dłoń na jej głowie. Zamknęła oczy, by zobaczyć to, co jej córka. Zobaczyła Hermionę i Voldemorta oraz sytuację, która pojawiła się chwilę wcześniej.

 

 ~~~~

 

W tym samym czasie w Piekielnym Dworze...

- Przeczytaj napis nad drzwiamiDziewczyna spojrzała tam i przeczytała.

- Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – powiedziała.

- Bardzo dobrze, córko – pochwalił ją Lord, uśmiechając się. Po chwili oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – tu spojrzał na Hermionę z zadowolonym uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz będziesz miała trzy przydomki. Dwoma z nich będą się zwracać moi Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – spytał. Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić albo per "córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój trzeci przydomek. Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię – oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Merlinie! Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!' błagała w myślach.

- Co takiego? – ale nie uzyskała odpowiedzi, bo Riddle pchnął drzwi. Hermiona weszła prowadzona przez Lorda. Wchodząc, zobaczyła krąg utworzony przez Śmierciożerców, którzy na ich widok padli na kolana – Na Merlina... – wymamrotała, gdy szli ku dwóm tronom przed nimi. Jeden był duży i czarny, a drugi nieco mniejszy i był koloru srebrnego z czerwonym obiciem. Voldemort poprowadził Hermionę do swojego tronu i stanął tyłem do niego. Hermiona próbowała się wyswobodzić, ale nie pozwolił jej na to. Wciąż trzymając ją za ramiona, postawił przed sobą, nie pozwalając jej się ruszyć.

- Panie i panowie, przedstawiam wam moją córkę, Hermionę Joanne Riddle – tu wszyscy się skłonili. Dziewczynę mdliło – Będzie moją następczynią. Jak już mówiłem wam trzy godziny temu, od teraz macie do niej się zwracać: Czarna Pani lub Black Lady – świadczył, patrząc na każdego Śmierciożercę – Jeśli ktoś złamie ten rozkaz, zostanie ukarany. Zrozumiano? – spytał ostrzegawczym tonem.

- Tak, panie – zawołali chórem.

- Doskonale – Puściwszy Hermionę, spojrzał na nią i oznajmił łagodnie – Usiądź, córko – wskazał na srebrne krzesło. Hermiona, wciąż przerażona, usiadła na wskazanym miejscu. Zebranie się rozpoczęło...

 

~~~~

 

Gdy kobieta cofnęła rękę z głowy jednej z córek, na jej twarzy pojawił się niewidziany od wielu lat prawdziwy strach. Odeszła kawałek, by je ukryć.

Myślała przez z dziesięć minut. Potem poszła do swojego pokoju, wracając z dwoma medalionami.

- Mary, Ele, muszę wam coś wyjawić. Waszym ojcem nie jest elf, ani żadne inne magiczne stworzenie. Jest nim czarodziej półkrwi. Nazywa się Tom Marvolo Riddle, bardziej znany na świecie pod pseudo imieniem Lord Voldemort – umilkła na chwilę i mówiła dalej – Mary, widziałaś go w swojej wizji. Medaliony, które tu trzymam, są podarunkiem od niego. Dał wam je kilka dni po waszych narodzinach. Posłuchaj mnie, Mary. Dziewczynę, którą widziałaś jest waszą siostrą. Jedną z trojaczków. Została adoptowana, gdy miałyście rok. Nie mogłam zostawić was trzy w sierocińcu, bo brakowało miejsca. Dyrektorka owego sierocińca zgodziła się, bym została z wami, tylko do czasu aż minie zagrożenie z jego strony. Pewnego dnia przyszło pewne małżeństwo i przygarnęło waszą siostrę. Ja za to zabrałam was dwie do krainy elfów, a ją dałam do adopcji. Teraz nazywa się Hermiona Granger i ma 17 lat jak wy. Chodzi do Hogwartu i jest w Gryffindorze. Dziś została porwana przez niego i najwyraźniej chce ją adoptować i uczynić swoją następczynią – wyjaśniła.

- A czemu ją widziałam dopiero teraz? – spytała Mary.

- Po pierwsze: ukończyłyście już siedemnaście lat, a po drugie: Jesteś z nią związana jak Bliźniaki Duchowe, ale w innym sensie tego słowa. Czar, który rzuciłam na was uaktywnił się w momencie śmierci jej adopcyjnych rodziców. Eleine – spojrzała na blondynkę – ty jesteś złączona z Harrym Potterem. Tym Wybrańcem. Poczytajcie o tym trochę i wyruszamy do Anglii, a konkretniej do Londynu. Do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa – odparła.

W tym samym czasie...

- Gdy przybędzie Zakon Feniksa, kilkoro z was ukryje się – mówił Voldemort do Śmierciożerców – Jeśli będą stawiać opór, zabijcie wszystkich, prócz Pottera. Jego chcę mieć żywego. Zrozumiano? – oświadczył, patrząc na każdego z osobna.

- Tak jest, panie! – zawołali wszyscy.

- Jeszcze jedna sprawa. Malfoy, do mnie! – zawołał. Blond włosy przyszedł, kłaniając się – Odnajdziesz dla mnie pewną kobietę – teraz mówił cicho – Nazywa się Regina Meropa Hoof i jest moją siostrą. Masz ją do mnie przyprowadzić, nawet jeśli miałbyś użyć siły, ale nie zaklęć. Mogą być z nią jej dzieci, które są czarodziejami, ale z tego co wiem, mąż jest mugolem. Jeśli będą stawiać opór, nie zabijaj ich. Masz do mnie sprowadzić tylko Reginę ŻYWĄ I CAŁĄ. Zrozumiałeś? – zażądał.

- Tak, panie. Zrozumiałem – odpowiedział.

- Dobrze. Więc idź, a reszta do roboty! – krzyknął.

~~*~~

Na Grimmauld Place 12 było spokojnie, ale to tylko pozory. Gdyż tu trudno o spokój. Właśnie kolacja dobiegała końca, gdy Tonks i Lupin wpadli zdyszani. Za oboje odezwał się Remus:

- Mroczny Znak – chwila ciszy – wisi nad domem Grangerów! – zawołał. Cisza była namacalna, a potem lekkie zamieszanie. Ron, który właśnie jadł grzankę z dżemem, wypuścił ją z drżących rąk i gapił się w talerz "przetrawiając" nowo usłyszane wieści. Potem wypadł jak szalony z jadalni i pobiegł na górę do swojego pokoju. Złapał za pergamin i pióro, po czym, zamaczając końcówkę pióra w kałamarzu, zaczął pisać szaleńczo. Gdy skończył, przyczepił list do nóżki Świstoświnki, po czym zszedł na dół. A gdy znalazł się w kuchni wszyscy byli załamani, a zwłaszcza pani Weasley i jej córka, Ginny (Fred i George zostali w swoim sklepie). Ledwo co Ron usiadł przy stole, gdy przy kominku pojawiła, a raczej aportowała się dyrektorka Hogwartu i oświadczyła na powitanie:

- Zebranie. Teraz – Starsi wstali i skierowali się do salonu, gdzie zwykle odbywały się zebrania Zakonu. Młodsi mieli już iść na górę z zamiarem użycia Uszu Dalekiego Zasięgu, ale dyrektorka zwróciła się do nich ze słowami: – Wy, wyjątkowo będziecie na tym zebraniu – młodzież zatrzymali się w połowie schodów, wytrzeszczyli oczy na kobietę. Rozpromienili się, ale w tym uśmiechu było coś, co nękało wszystkich. Smutek, żal, przerażenie, itp.

Po dziesięciu minutach cały Zakon wraz z młodszymi Weasley'ami siedzieli w salonie przy stole. Dyrektorka wstała i zapytała:

- Proszę, powiedzcie nam, co się tak właściwie stało? – Na zadane pytanie profesorki odpowiedział Lupin:

- Patrolowaliśmy wraz z Dorą ulicę, gdzie mieszkała Hermiona z rodzicami. Rozmawialiśmy o ślubie, gdy nagle zobaczyliśmy zielone światło lecące ku niebu, a potem to światło uformowało się w Mroczny Znak. Poszliśmy sprawdzić, co się stało. Gdy weszliśmy do domu Hermiony, jej rodzice nie żyli. Oboje leżeli w kuchni. Na stole leżał nóż. Był czysty, jakby nieużywany. Hermiony nigdzie nie było – wilkołak urwał i rozpłakał się. Tonks skończyła za niego:

- Kolacja była jeszcze ciepła. To, co jest nadzwyczajne to, to, że nie było ani śladu walki! Prócz tego noża – Wszyscy popatrzyli po sobie. Ron był przygnębiony, blady i zrozpaczony, a Ginny rozpłakała się. Dla nich Hermiona była dobrą przyjaciółką i nawet nie wiadomo czy wciąż żyje.

- Musimy sprowadzić tu Pottera – postanowiła profesor McGonagall.

Dwadzieścia minut później... Privet Drive 4...

Harry siedział na łóżku w swoim pokoju, czytając podręcznik pod tytułem: "Czarna magia nie zawsze musi być zła". Zamówił ją przez sowią pocztę. Chciał nauczyć się bardzo dużo o czarnej magii, by pokonać Voldemorta i zaskoczyć go, nawet tą dziedziną magii. Czytał już siódmy rozdział o skutkach zaklęcia wypatroszenia, gdy w tym momencie coś zastukało w szybę. Harry zobaczył, że to Świstoświnka, sowa Rona, stuka w okno dziobem. Otworzył je i wpuścił sówkę do pokoju. Ptak wypuścił list na łóżko. Wziął go i otworzył:

Harry!

Mam złe wieści! Tonks i Lupin oznajmili nam, że nad domem Hermiony wisi Mroczny Znak! Musimy coś zrobić! Pójść po nią, czy coś. Oraz trzeba dowiedzieć się, gdzie ona jest i czy jeszcze żyje!

Ron

Harry zbladł. Musiał coś zrobić!

- Co robić!? Co robić!? – mamrotał od dobrej godziny, w kółko chodząc po pokoju. Nagle rozległ się trzask aportacji. Instynktownie wyjął różdżkę, ale równie natychmiast opuścił ją, widząc Moody'ego, Tonks, Lupina i dwóch innych nieznanych mu członków Zakonu. Uśmiechnął się blado na ich widok – Jaki kształt przybiera mój Patronus? – spytał na powitanie.

- Jelenia – odpowiedział Remus. Harry kiwnął głową na potwierdzenie. Lupin uśmiechnął się równie blado i powiedział:

- Potter, zabieramy cię stąd. Spakuj się i idziemy do Kwatery – zakomunikował Szalonooki. 'Zwykła wymówka, bym wrócił do "TEGO domu'. Pomyślał Wybraniec. Po paru chwilach stania i zastanawiania się podszedł do kufra.

Dzięki świstoklikowi pojawili się w domu Blacków. Harry ledwo rzucił okiem na kominek, gdy pojawiła się przed nim głowa bujnych rudych włosów. To była Ginny.

- Gdzie jest Hermiona? – spytał, mając nadzieję, że nie jest tam, gdzie myślał przez ostatnie półtorej godziny, odpychając lekko szesnastolatkę i spojrzawszy na nią. Wszyscy zwiesili głowy. Harry spostrzegł, że jest tu cały Zakon plus jego Straż i młodsi Weasley'owie. Czarne myśli nawiedziły głowę Pottera i z przerażeniem zawołał: – Nie... Nie! To niemożliwe! Kiedy?! – wykrzyknął przerażony.

- Trzy godziny temu pojawił się Mroczny Znak nad jej domem – odpowiedziała drżącym głosem Tonks. Harry zacisnął dłonie w pięść i zawołał:

- Co my tu jeszcze robimy? Idźmy po nią! – krzyknął. Prawie wszyscy spojrzeli na młodzieńca, a potem rozpromienili się i poszli za jego przykładem. Zaczęli już się zbierać, gdy Molly oznajmiła:

- Ty, Harry nie pójdziesz – powiedziała stanowczo.

- A niby czemu, pani Weasley? – spytał niesamowicie spokojnym tonem Wybraniec.

- Nie ukończyłeś szkoły i nie jesteś wykwalifikowanym czarodziejem.

- I co z tego? Hermiona jest moją, Rona i Ginny przyjaciółką! Nie pozwolimy, by coś jej się stało! A poza tym jestem już dorosły! – Teraz już wrzeszczał.

- Zgadzam się z Harrym – poparła byłego chłopaka Ginny.

- Ja również – oznajmił Ron, stając obok przyjaciela i siostry.

~~*~~

Kilka chwil wcześniej...

Po zebraniu Voldemort zaprowadził Hermionę do jakiegoś pokoju, który miał najwyraźniej służyć za jadalnię i salon jednocześnie. Przywołał jakiegoś skrzata i powiedział mu, by przyniósł coś do jedzenia dla dwóch osób.

Po kilku minutach, podczas których Voldemort i Hermiona milczeli, skrzat przyniósł je i postawił na stole, po czym skłoniwszy się i wyszedł.

- Częstuj się – powiedział niby uprzejmym tonem, sam też zaczął jeść. Dziewczyna czuła, że żołądek przywiera jej do krzyża, więc nie miała wyboru, jak się posilić.

Po skończonym posiłku Voldemort usunął jedzenie ze stołu jednym machnięciem różdżki, po czym zaprowadził ją do kominka, gdzie stały dwa fotele o wysokich oparciach. Usiadł na jednym z nich.

- Usiądź, proszę – powiedział z lekkim sykiem. Hermiona, wciąż będąc przerażona, usiadła w drugim fotelu. Siedzieli naprzeciw siebie, patrząc sobie w oczy. Voldemort uśmiechał się z satysfakcją, gdy nagle – niespodziewanie coś poczuł. Chwycił jedną ręką za głowę, a drugą za krawędź fotela.

- Nic ci nie jest? – spytała brązowowłosa. Wciąż była w szoku. Nadal nie mogła uwierzyć w to, co się stało zaledwie ponad trzy godziny temu.

- Nie. Nic. Poczułem, jak ktoś się wścieka – powiedział niezbyt przytomnie i nieświadom dźwięku swego głosu, który był zdezorientowany.

- Ty i Harry jesteście ze sobą powiązani zaklęciem, które zawiodło. Czujecie swoje emocje, nastroje i to, że wyczuwacie swoją obecność nawet z daleka. Np. Podczas snu, a nawet, gdy ty jesteś pod inną postacią, więc Harry i tak cię wyczuje poprzez ból swojej blizny. Powiedział mi też, że jego blizna jest jednocześnie przekleństwem jak i błogosławieństwem. To pewnie on się tak wściekał – wyjaśniła Hermiona. Jej głos drżał z przerażenia, że odważyła się cokolwiek powiedzieć do najpotężniejszego czarodzieja swoich czasów. Voldemort popatrzył na nią przez chwilę.

- Sama to zauważyłaś, czy Potter ci powiedział? – spytał czarnoksiężnik z udawaną ciekawością, prostując się w fotelu i patrząc na córkę z zainteresowaniem. Hermiona spuściła głowę. Wiedziała, że jeśli mu spojrzy w oczy, zobaczy jej myśli, bo przecież był mistrzem Legilimencji, a ona nie znała Oklumencji.

- I jedno i drugie – odparła cicho, gapiąc się na swoje ręce. Czarny Pan zmrużył oczy.

- Doprawdy? Spójrz mi w oczy, Adi Matrono – Dziewczyna zlękła się na dźwięk ostatnich dwóch słów i całą siłą woli starała się nie podnosić głowy, ale coś jej mówiło, by jednak spojrzała na ojca. W końcu, gdy ich oczy się spotkały, zatrzęsła się, a ten uśmiechnął się potwornie i stwierdził spokojnie – Kłamiesz – Hermiona skuliła się, ale nie ruszyła się z miejsca – Powiedz mi, Adi, czy chciałabyś się czegoś więcej dowiedzieć o swojej matce? – spytał. Dziewczyna popatrzyła na Voldemorta z wielkim zainteresowaniem, po czym spytała:

- Matce? Znałeś ją? – zapytała.

- Oczywiście – odparł, jeszcze bardziej prostując się w fotelu. Hermiona popatrzyła na niego z pytającą miną. Po chwili powiedziała:

- Opowiedz mi o niej – poprosiła. Ten uśmiechnął się i zaczął opowiadać:

- Twoja matka nazywa się Aurelia Lidia Parker. Jest... była ona siostrą bliźniaczką Lily Potter matki twojego przyjaciela, Harry'ego Pottera – Hermionę zatkało.

- To niemożliwe! Przecież mama Harry'ego miała tylko starszą siostrę. Nazywa się Petunia Alice Dursley i jest mugolką. Jak to możliwe, by miała jeszcze jedną siostrę, na dodatek bliźniaczkę? – spytała z niedowierzaniem. Voldemort uśmiechnął się.

- Więc Potter nie wie, że jego ciotki były czarownicami? To cudownie! Wiedz, że Aurelię poznałem zaraz po tym jak skończyła szkołę. Zapomniałem kompletnie, że była moją krewną, bo widzisz, mąż mojej siostry Reginy był Polakiem. On z kolei ma krewnych tu, w Anglii. Jego rodziną był Matthew Evans, który był ojcem Aurelii, Lily, Petunii i Aidrene'a Evansów. Tak – spojrzał na Hermionę, gdy zauważył jej następne pytanie na jej twarzy – Wasze matki mają jeszcze brata. Najstarsze z rodzeństwa były właśnie Lily i Aurelia. Petunia była o dwa lata młodsza, a Aidrene o cztery lata młodszy od waszych matek. Któregoś dnia przyszedłem do domu Evansów i zabiłem ich, a Aurelię porwałem i zaprowadziłem do jednej z moich posiadłości. Tam ją więziłem z rok. Trochę torturowałem i nawet zgwałciłem – tu uśmiechnął się z satysfakcją. Hermiona gapiła się na niego z przerażeniem. 'To niemożliwe!'

- T-ty... ją... zgwałciłeś?? – nie dowierzała. Mężczyzna skinął głową z zadowoleniem. Dziewczyna gapiła się na niego. Czarny Pan przypatrzył się jej, po czym wstał i stanął tuż nad nią, wpatrując się w jej oczy, w których widać było przerażenie, smutek, niedowierzanie i strach.

- Widzę, że się boisz – oświadczył – Jednak... – tu chwycił lekko jej podbródek i uniósł do góry, by ich oczy się spotkały – to, co zrobiłem Aurelii, nie znaczy, że jej potem nie pokochałem – wyjaśnił. Hermionę zatkało jeszcze bardziej.

- Ty ją kochałeś? – zdziwiła się, a jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów spodków od filiżanek. Mężczyzna kiwnął powoli głową.

- Niestety tak. Wtedy nie czułem tak wielkiej miłości, bo zaślepiała mnie czarna magia – powiedział, puściwszy ją, odwrócił się ku kominkowi i westchnął – Nie kochałem jej na zabój, aż do dnia, gdy usłyszałem przepowiednię i postanowiłem zaatakować Potterów. Nim ich zabiłem, przyjrzałem się im i zdałem sobie, wtedy sprawę jak to jest kochać drugą osobę – znowu westchnął – Gdy dowiedziałem się, że Lily i Aurelia były siostrami żałowałem tego co zrobiłem twojej matce, ale nie mogę wybaczyć tego co zrobił mi Harry Potter. Muszę się zemścić! Muszę go zabić, by nikt mi nie przeszkodził w dążeniu do nieśmiertelności! – tu zamilkł. Podszedł do okna. Przez kilka minut było cicho. W końcu powiedział: – Glizdogonie, zaprowadź moją córkę do jej pokoju – rozkazał.

- Poczekaj! Ojcze, proszę cię, byś coś mi przyrzekł – błagała dziewczyna, wstając i padając przed nim na kolana.

- A co takiego, Adi? – spytał mężczyzna z zadowoleniem na twarzy.

- Skoro kochałeś moją matkę, to przyrzeknij mi, że nie tkniesz nikogo z moich przyjaciół i ich rodzin – Lord popatrzył na córkę z góry. Po chwili odpowiedział:

- Dobrze. Nie tknę nikogo, kogo wskażesz. A co z Potterem? On też jest przecież twoim przyjacielem, ale też i moim wrogiem – zauważył.

- Jego tym bardziej nie dotykaj... i nie zabijaj – poprosiła dziewczyna z lękiem na to pierwsze i akceptując stanowczo dwa ostanie słowa.

- No... dobrze. Jego też nie zabiję, ale co z przepowiednią? – spytał.

- Przepowiednię możecie wypełnić w odpowiednim czasie i miejscu przecież – odparła.

- Hm... Masz rację. Dobrze. Zgoda – uścisnął jej rękę.

Po chwili...

Gdy niski człowieczek zaprowadził Hermionę do jej pokoju, powiedział cicho do niej:

- Spokojnie, Hermiono. Nic ci nie grozi, dopóki będziesz wykonywała jego polecenia i będziesz mu posłuszna, wszystko będzie dobrze – stwierdził spokojnie Glizdogon.

- Łatwo ci mówić! – jęknęła – Peter, mam prośbę – powiedziała, patrząc na niego.

- Słucham więc.

- Czy nauczysz mnie Oklumencji i Legilimencji? – Mężczyzna popatrzył na młodą kobietę dziwnym wzrokiem i odpowiedział:

- Dobrze, ale będziesz musiała trochę tu zostać.

- Nie, mam lepszy pomysł. Naukę rozpoczniemy już od teraz, ale gdy mnie stąd wydostaną, to jeśli nie będę jeszcze dobrze umiała, to będziesz przychodził do mnie wtedy, gdy będziesz mógł, zgoda?

- Zgoda – odparł Glizdogon, ściskając dziewczynie za rękę i poszli spać.

~~*~~

Londyn; Grimmauld Place 12...

Następnego dnia po śniadaniu wszyscy szykowali się do wyjścia. Pani Weasley starała się powstrzymać młodzież od pójścia po pannę Granger, ale nie bardzo jej to wychodziło. Zrezygnowana Molly pozwoliła młodzieży iść. W końcu wszyscy byli gotowi do wyjścia, gdy wtem rozległo się nurtujące pytanie:

- A tak właściwe... to gdzie jest Hermiona? – zapytał Lupin Harry'ego (byli już w korytarzu), lecz to nie zielonooki odpowiedział, ale rozległ się jakiś nieznany kobiecy głos dochodzący od wyjścia:

- Hermiona jest w Piekielnym Dworze – Wszyscy spojrzeli w stronę, z której dochodził owy głos. W drzwiach stała kobieta. Miała jasno-niebieskie oczy i czarne włosy. Była bardzo szczupła i ładna. Gdyby nie kolor włosów i oczu to jej rysy twarzy byłyby identyczne do Lily. Zbliżając się do zgromadzonych w korytarzu, szła z gracją i elegancją. Na twarzy każdego mężczyzny widniał rumieniec, gdy na nią patrzył. W tym momencie odezwała się profesor McGonagall:

- A skąd o tym wiesz? Kim jesteś? I w jaki sposób tu weszłaś? Tylko osoby z Zakonu mogą tu wchodzić – spytała podejrzliwie Minerwa.

- O, wybaczcie, nie przedstawiłam się. Nazywam się Aurelia Lidia Parker. Zanim Lily i James zginęli, byłam już w Zakonie. Było to jeszcze przed narodzinami Harry'ego i jego brata – odpowiedziała z uśmiechem, a robiła to urzekająco, wręcz zaczepnie.

- Ach, tak. A skąd wiesz, gdzie jest Hermiona? – spytał Harry. Nikt najwyraźniej nie zwrócił uwagi na wzmiankę o bracie Harry'ego, a szczególnie sam zainteresowany.

- Wiem, bo jestem... – dramatyczna pauza – jestem jej biologiczną matką – wszystkich zatkało i nie mogli nic z siebie wydusić – Wiedziałam, z kim byłam wtedy w ciąży i bardzo się tego wstydziłam – zrobiła kolejne korki w kierunku salonu, a za nią szły dwie równie ładne dziewczyny – I nadal się wstydzę – zwiesiła skromnie oczy, lecz po chwili podniosła głowę i dokończyła swoją przemowę, a reszta słuchali w ciszy. – Ale i też martwiłam się o bezpieczeństwo córki. Postanowiłam ją zanieść do sierocińca, zaraz po jej narodzinach. Opiekowałam się i przebywałam z nią tylko rok. Potem gdy ty Harry osłabiłeś jej ojca – Zrobiło się małe zamieszanie i po chwili głęboka cisza. Wszyscy słuchali z zapartym tchem jej opowieści – wyruszyłam w świat. Dojechałam do Brazylii w Ameryce Południowej, gdzie przygarnęły mnie elfy. Oni się mną zaopiekowali. Byłam w ich mieście aż do dzisiaj, gdy dowiedziałam się, że jedna z moich córek została porwana – zakończyła swoją opowieść Aurelia.

- Uuu, czekaj, czekaj! Jedną z twoich córek? To ile ich masz? – spytał Ron, jako pierwszy przerywając napiętą ciszę.

- Trzy, a dokładniej: Trojaczki – W tym momencie zza jej fotela, na którym siedziała, wyszły dwie dziewczyny. Jedna z prostymi czarnymi włosami, sięgającymi poza ramiona, a druga z jasno blond włosami i falującymi sięgającymi do łopatek. Były niewiele podobne do Hermiony i Aurelii, lecz miały w sobie coś mrocznego.

- Rany, Ron! One są podobne nie tylko do Aurelii i Hermiony, ale też do... Voldemorta – Zauważył to tylko Harry. Rudzielec zamrugał i przyjrzał się Parkerównom.

- Zaraz... Jedną chwilę! Chcesz nam powiedzieć, Aurelio, że Sami-Wiecie-Kto jest ojcem Hermiony!? – zdziwił się młody Weasley. Kobieta spojrzała na zgromadzonych i zwiesiła głowę.

- Niestety tak – po czym jedna łza wyleciała kobiecie z oka. Dziewczyny obok niej przytuliły ją pocieszająco.

- A skąd wiesz, gdzie ona jest? – powtórzyło się pytanie.

- Są dwa dowody. Po pierwsze: Marylene – wskazała na jedną z córek, po jej prawej stronie. Wyglądała jak jej matka tylko nieco inaczej. Czarne , jak heban włosy i błękitne oczy. Była bardzo szczupła. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie: jestem mądra, odważna i nie dam się w kaszę dmuchać – jest połączona mentalnie z Hermioną. Wyczuwa to, co ona i słyszy jej myśli. To podobny proces jak u ciebie i ich ojca – Aurelia spojrzała na Wybrańca – tyle że bezbolesny. Inaczej mówiąc: Hermiona i Mary nie czują wzajemnego bólu w trakcie fazy REM i dotykowym. To coś w rodzaju Bliźniaków Duchowych – uśmiechnęła się do Harry'ego.

- Naprawdę?! – prawie krzyknął Harry.

- Tak. Jeśli chodzi o Eleine – wskazała na drugą ze swoich córek po swojej lewej. Miała czarne oczy i blond włosy, które opadały łagodnie kaskadą za plecy. Uśmiechała się wprost cudownie. Wyglądała jak anioł. Harry wpatrywał się w nią jak urzeczony, a rumieńce były jeszcze bardziej widoczne – Jest połączona z tobą – spojrzała ponownie na Harry'ego i dokończyła – a tym samym z Tomem Riddlem II – Wszyscy wytrzeszczyli oczy na kobietę.

- Jak to? – spytał ktoś ze gromadzonych.

- Tak to – odpowiedziała Mary. Harry zauważył, że jej głos był niesamowicie podobny do Voldemorta, gdy był młody, a gdy patrzyła na Pottera, widział w jej oczach wrogość, żądzę mordu i zaciętość, ale też dobroć. Ron zauważył, że na włosach niebieskookiej, w niektórych miejscach były srebrne i złote pasemka. Były takie śliczne, ona sama też nie była niczego sobie – Jest to taka sama więź jak u waszej dwójki – Nastała chwila ciszy.

- Dobra. Koniec pogaduszek. Trzeba ratować Hermionę! – Niecierpliwił się Ron.

- Poczekaj no chwilę, braciszku. A jaki jest ten drugi dowód, Aurelio? – spytała najmłodsza ratalność Weasley'ów Aurelii.

- Ten drugi to, to – Wyjęła z kieszeni małe urządzenie pozornie wyglądające jak wlake-talke, ale miało większy ekran – Gdy byłam z nią ostatnim razem w sierocińcu, dałam jej wtedy szczepionkę, a dokładniej, nadajnik lokalizujący mojej roboty. Ma go w swojej krwi. Byłam wtedy pielęgniarką położniczą. To urządzenie uaktywniło się w chwili, gdy dostała pierwszy list z Hogwartu. Możemy ją namierzyć. W tym celu tu przybyłam, aby wam pomóc ją uratować – uśmiechnęła się szeroko.

- Więc jak, ruszamy? – spytał Ron.

- Tak. Tu macie świstokliki. Mary, Eleine, wy zostańcie z Ginny i Molly w Kwaterze, dobrze? A reszta za mną – nakazała.

- Dobrze, mamo – odpowiedziały jednocześnie jej córki, a reszta ruszyła za Aurelią.

- Mam jedno pytanie – odezwał się Moody, gdy grupa znalazła się w jakiś krzakach, by tam chwycić świstoklik.

- Słucham? – spytała pani Parker.

- Czemu to ty dowodzisz? – zapytał.

- Ja dowodzę, bo znam Riddle'a jak własną kieszeń. Wiem, co zrobi z Hermioną. Będzie chciał ją przeciągnąć na swoją stronę wszelkimi sposobami, a także zrobić swoją następczynią. Zapewne dał jej pewien medalion, dzięki któremu ją kontroluje – wyjaśniła.

- Więc trzeba go jej zdjąć! – zawołał Arthur.

- Nie. Nie można – odezwała się Aurelia lekko smutnym głosem, a jej twarz wyrażała niechęć.

- Dlaczego? – zapytał Harry.

- Dlatego, że tylko ten, kto go założył, może go zdjąć – powiedziała kobieta – Lecz Hermiona była pod wpływem hipnozy i go sama założyła. Nie była świadoma tego, co robi – powiedziała pani Parker.

- To tak jakby ktoś jej go zakładał na szyję, rzuciwszy jednocześnie Imperiusa? – spytał Harry.

- Zgadza się – odpowiedziała Aurelia.

- Rozumiem – wymamrotał Moody.

- Dobra, idźmy już. Czas nagi – odezwała się Aurelia.

Piekielny Dwór...

Znaleźli się w lesie. W oddali majaczał cień dużego pałacyku, lecz tu czekała na nich niespodzianka. Pierwsza wystąpiła Aurelia, spokojnie idąc w kierunku budynku. Miała skupioną minę.

- Zaczekaj! Gdzie idziesz? – zawołał Harry.

- Cicho, jeszcze nas usłyszą! – syknęła kobieta, zakrywając mu usta. Niestety było już za późno. Zamiast serii zielonych promieni usłyszeli szelest liści i dźwięk stóp na trawie. Po chwili słychać było odległy dźwięk otwieranych drzwi – Widzisz, co narobiłeś!? – warknęła, spojrzawszy na niego karcącym wzorkiem.

W międzyczasie...

Śmierciożerca biegł ile sił w nogach do swojego pana. Wbiegł na piętro, po czym znalazł się przed drugimi drzwi na prawo od schodów i zapukał. Odpowiedziało mu krótkie i zimne:

- Wejść – więc wszedł.

- Panie! – zawołał, padając w biegu na jedno kolano – Panie, ktoś jest na zewnątrz! Chyba Zakon Feniksa na czele z Potterem! Pewnie chcą odbić Black Lady! – Czarny Pan uśmiechnął się.

- Wreszcie. Glizdogon, do mnie! – zawołał Lord. Człowieczek przybył i skłonił się, pytając:

- Wzywałeś, panie?

- Przyprowadź Adi Matronę i resztę Śmierciożerców – rozkazał.

- Tak jest, panie – i wyszedł.

Na zewnątrz cały Zakon Feniksa okrążył Dwór, a wewnątrz budynku w Pokoju Zebrań Śmierciożercy zgromadzili się wokół swojego pana i przyjmowali jego rozkazy.

Nieco później...

- Witaj, moja Adi – przywitał się czerwonooki, gdy Peter przyprowadził pannę Granger do Pokoju Zebrań.

- Dzień dobry, ojcze – nie wiedziała, czemu, ale nie mogła powstrzymać się od wypowiedzenia ostatniego słowa.

- Powiedz, czy chciałabyś spotkać swoich przyjaciół, Weasley'a i Pottera? – spytał z szaleńczym błyskiem w oku, którego dziewczyna jeszcze nie potrafiła rozróżnić od zwykłego wzroku.

- Dlaczego cię to interesuje? Nie mogę nawet wyjść z tego domu – oświadczyła.

- Teraz masz okazję – powiedział z miną ojcowską, co bardzo rzadko mu się zdarzało i nie wróżyło niczego dobrego.

- Co...? – spytała, ale nie zdążyła dokończyć pytania, bo chwycił ją za ramię i wyprowadził siłą z pokoju.

- Chodź – Zaprowadził brązowooką do Hallu na parterze tuż przed frontowymi drzwiami i tam ją zostawił, a sam stanął kilka korków za nią, celując różdżką w jej plecy i kryjąc się w cieniu – Nie ruszaj się – nakazał. Usłyszała, jak nakazuje reszcie Śmierciożerców, by się ukryli. Nie miała wyboru jak stać. Zanim zdołała coś jeszcze pomyśleć lub zrobić, zaskrzypiały drzwi frontowe i wsypało się dość dużo osób z wycelowanymi różdżkami przed sobą. Byli to członkowie Zakonu Feniksa. Hermiona drżała, nie mogąc się ruszyć ze strachu. Stała w miejscu jakby nogi wrosły jej w ziemię. Łzy kapały jej z policzków. W tym momencie ktoś się odezwał:

- Hermiona? – Był to kobiecy obcy, ale łagodny głos. Dziewczyna nie odpowiedziała. Była zbyt przerażona. Z cienia wyszła ciemna postać w białej masce i zanim członkowie Zakonu zdołali coś zrobić, błysnęło zielone światło, a jedna osoba z Zakonu Feniksa padła martwa na podłogę. Ktoś z Zakonu wyszedł, a pierwsza, która rzuciła zaklęcie, już nie żyła. Zapadła cisza, potem do Hermiony podszedł... Harry.

- Hermiono! – zawołał. Chciał podbiec do niej, ale Hermiona powiedziała drżącym głosem:

- Harry, to pułapka...! – urwała, bo usłyszała kroki za sobą oraz zimny głos:

- Za późno, Adi. Wszyscy wpadliście w pułapkę – Wysoka i ciemna postać wyszła z cienia i szła w kierunku Harry'ego, celując w Hermionę. Zielonooki wycelował w niego różdżką, ale ten oznajmił: – Potter, jeśli któreś z was zrobi jeszcze jeden krok, to zrobię jej krzywdę – zagrzmiał Czarny Pan, stanąwszy przy dziewczynie, dotknąwszy końcem różdżki jej szyję.

- Własnej córce? – spytała Hermiona.

- Nie chciałaś się do mnie przyłączyć, więc tak – odparł ten z uśmiechem. Wszyscy patrzyli na Voldemorta z mieszaniną zdziwienia i przerażenia – Wszyscy wpadliście w pułapkę. Chcę mieć ją przy sobie. Nie przeszkodzicie mi w tym – oświadczył. Śmierciożercy wyszli ze swoich kryjówek i wycelowali różdżki w członków Zakonu Feniksa.

- Harry – pisnęła dziewczyna – Pomóż mi! – błagała.

- Hermiono, spokojnie – Harry spojrzał na Lorda – Wypuść ją – nakazał, ale zanim Voldemort coś powiedział, zza jego pleców wyszła ciemnowłosa kobieta. Podeszła szybko do Czarnego Pana i spyta:

- Poznajesz mnie, Tom? – Voldemort popatrzył na kobietę i aż krzyknął z wrażenia:

- Aurelia? Gdzieś ty się podziewała przez tyle lat?! I czemu zabrałaś ze sobą trojaczki?! – Zanim kobieta odpowiedziała, wtrąciła się nastolatka, patrząc na ciemnowłosą kobietę.

- Mama? – spytała, a gdy usłyszała ostatnie słowo, spojrzała na Lorda i wydukała – C-co ta-takiego? Trojaczki?! Nie mówiłeś mi, że-że mam jeszcze dwie siostry!! – Aurelia patrzyła na trzecią córkę z troską, a Harry patrzył na swojego wroga.

- Oddasz Hermionę po dobroci, czy będziemy walczyć? – Na nieszczęście Hermiona to usłyszała.

- Harry, zaczekaj! Daj mu wyjaśnić! – spojrzała na ojca, dając znak, by powiedział to przyrzeczenie. Ten przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął się, ale nie tak paskudnie, lecz normalnie, wręcz pocieszająco.

- Potter, posłuchaj – Lord zwrócił się bezpośrednio do Wybrańca.

- Nie! Nie będę cię słuchać! Porwałeś Hermionę oraz zabiłeś Tonks! Zamierzam przyjaciółkę odbić i pomścić bliską mi osobę! – zawołał.

- Harry, daj mu wyjaśnić, proszę! – błagała dziewczyna. Harry spojrzał na przyjaciółkę i zapytał:

- Co on ci zrobił, że go bronisz? – W jego głosie słychać było wyraźnie niedowierzanie i złość.

- Bronię go dlatego, że, po pierwsze: Jest moim biologicznym ojcem, a po drugie: Dał mi słowo, że was nie skrzywdzi jeśli będę z nim mieszkać – to mówiąc, trzęsła się lekko – Po namyśle stwierdzam, że nie dotrzymał słowa – spojrzała na Lorda i zmarszczyła brwi – Zabiłeś moich opiekunów i Tonks, a oni są dla mnie bliscy! – pokazała na martwą, leżącą nieopodal kobietę-metamorfomaga – Poza tym zgwałciłeś moją matkę! Nie dotrzymałeś umowy! Nie będę twoją Adi Matroną ani twoją córką i nie będę z tobą mieszkać! – zawołała ze złością i rozpaczą, cofając się w kierunki Aurelii.

- Hermiono, możesz powtórzyć? Powiedziałaś "Adi Matrona"? – spytała Aurelia z przerażeniem w oczach i głosie.

- Tak, mamo – Dziewczyna spojrzała prosto w oczy ojca, potem matki.

- Co to jest ta cała Adi Matrona? – spytał Ron.

- To z łacińskiego: "Czarna Pani" – odpowiedziała mu Aurelia.

- Mam propozycję – wtrącił się czerwonooki.

- Niby jaką? – warknął Harry.

- Ty, Potter zostaniesz tu, a moją rodzinę, czyli Aurelię i trzy córki i brata, czyli Hermionę, Eleine, Mary i Jonatana zostawię – zaproponował.

- A może kogoś lub coś innego chcesz na wymianę, Tom? – spytała Aurelia. Riddle patrzył na niedoszłą żonę i rozmyślał (nawet się nie wściekł na dźwięk swego prawdziwego imienia). Po jakimś czasie odpowiedział:

- Dobrze. Co proponujecie? – Wszyscy popatrzyli po siebie.

- Damy ci wolną rękę na zabij...

- Nie! Daj nam czas... do północy. Dobrze? – przerwał Harry Aurelii. Czarny Pan spojrzał na niego i zmrużył swe okrutne oczy.

- Dobrze, ale Hermiona zostanie ze mną, dopóki nie podejmiecie decyzji – oznajmił i skierował się do jakiś czarnych drzwi na końcu korytarza. Gdy stanął przed nimi, obejrzał się i dokończył – Glizdogon pójdzie z wami jako informator. Jeśli nie podejmiecie decyzji, on wróci do mnie i mi doniesie o tym, co robicie za moimi plecami, a Hermionę... zabiję – uśmiechnął się paskudnie i odszedł wraz z panną Granger, którą trzymał mocno za ramię, prowadząc ją schodami na górę.

5 komentarzy:

Anonimowy pisze...

A więc poczekam sobie jakieś 19 miesięcy, aż pojawi się rozdział 81. Skoro piszesz, że będą pojawiać się co niedzielę.
Czarna.

Anonimowy pisze...

A tak po za tym to rozdział dość ciekawy i interesujący. ;) Co będę komentować jak robiłam to wcześniej ;P
Czarna.

Anonimowy pisze...

Ok. Rozumiem. Szkoda, że będę musiała tyle czekać na rozdział 81 ;/ no ale cóż. Czekam w takim razie na rozdział 4 XD
Czarna.

Unknown pisze...

Ah, jak to ładnie brzmi "nie będę twoją Adi Matroną", czy mi się wydaje, czy wcześniej jej matka miała ten tytuł? Tak dziwnie zareagowała.

hp-mroczna-dusza,blog.spot.com pisze...

Cóż, to opowiadanie jest saqingiem(nie wiem jak to dokładnie pisze) złożonym z 8 tomów. Ten jest szósty. Jednak muszę skończyć ten i dwa następne, aby opisać wcześniejsze sprawy. Z każdym fragmentem i tomem będę poprawiać szczegóły w rozdziałach.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.