Gdy Voldemort wszedł, skupił wzrok na swojej córce.
- Witaj, Hermiono – przywitał się, według niego, łagodnym głosem. Dziewczyna
trzęsła się, gdy zbliżał się ku niej. Jego aura ją paraliżowała. Starała się
nie patrzeć na niego, ale to było od niej silniejsze – Widzę, że czujesz się
już lepiej – oświadczył, zatrzymując się po środku pokoju – Podejdź do mnie –
nakazał po chwili milczenia. Dziewczyna, z przerażeniem na twarzy stwierdziła,
że nie panowała nad swoim ciałem. Jej nogi bezwolnie kierowały ją ku
mężczyźnie. Gdy była już na tyle blisko, by ten mógł ją dotknąć, zatrzymała
się. Po kilku chwilach milczenia odezwała się:
- Cz-czego ch-chcesz... ode mnie? – Spytała drżącym głosem. Voldemort popatrzył
na nią i chwycił jej lewe ramię. Hermiona chciała się wyrwać, ale nadaremnie.
Czarny Pan uśmiechnął się chytrze.
- Nie wyjdziesz poza teren tej posiadłości – Oświadczył.
- Dlaczego? – Spytała.
- Zaraz się dowiesz. Glizdogonie, odwiń jej lewy rękaw powyżej łokcia – Nakazał. Ten to zrobił. Voldemort wycelował różdżkę w jej przedramię.
- Nie! – Krzyknęła wciąż i wciąż wyrywając się mu.
- Cicho bądź i patrz co kryje się pod tym zamaskowaniem! – Warknął Riddle.
Dziewczyna umilkła i spojrzała z przerażeniem na swoje przedramię. Tymczasem
Voldemort mruczał jakieś zaklęcie. Po chwili pojawił się... MROCZNY ZNAK!
Riddle spojrzał na przerażoną i zapłakaną twarz Hermiony – Dlatego moja droga.
Nie masz wyjścia jak zostać ze mną. Teraz, posłuchaj – Mówił, maskując ponownie
jej Znak i puszczając ją. Dziewczyna spojrzała na niego przerażona – Nikomu,
ale to nikomu nie powiesz o tym Znaku. Zamaskowanie będzie działać miesiąc. Gdy
się pojawi masz przychodzić do mnie co miesiąc, a ja będę ci je maskował
zaklęciem. Za dnia, gdy Znak się pojawi masz go zakrywać. Jeśli komuś powiesz
możesz być pewna, że kogoś z twoich bliskich mogę skrzywdzić, pamiętaj o tym.
Gdy Znak będzie cię palić masz do mnie przyjść. Zrozumiałaś? – Wyjaśnił.
- A-a-a-ale ja nie umiem się teleportować – Powiedziała cicho.
- To nie problem. Teraz cię przedstawię Śmierciożercom. Idziemy – Po tych
słowach wyprowadził ją z pokoju i zaprowadził do jednego z wielu pomieszczeń.
Gdy znaleźli przed drzwiami Voldemort powiedział:
- Przeczytaj napis nad drzwiami – Dziewczyna spojrzała tam i przeczytała.
- Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – Powiedziała.
- Bardzo dobrze, córko – Pochwalił ją Lord, uśmiechając się. Stojąc wciąż przed
drzwiami oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – Tu spojrzał na Hermionę zadowolonym
uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz
będziesz miała trzy przydomki, którymi dwoma będą się zwracać moi
Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – Spytał. Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić
albo per "córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój
trzeci przydomek. Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię – Oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Boże! Ratunku!!!!
Niech mi ktoś pomoże!!!'. Błagała w myślach.
W tym samym czasie w innej części świata ktoś inny usłyszał wołanie
Gryfonki...
'Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Usłyszała wołanie o pomoc młoda kobieta.
- Mary, co się stało? – Spytała blond włosa dziewczyna o niesamowicie czarnych
jak noc oczach.
- Nie wiem dokładnie, ale poczułam, że ktoś jest w niebezpieczeństwie. Jakaś
dziewczyna. Słyszałam jej głos w swojej głowie – Wyjaśniła pierwsza dziewczyna nazywana
Mary. Miała czarne włosy i morskie oczy.
- Poczekaj, zawołam mamę. To musi być coś poważnego jeśli wcześniej zemdlałaś – Odparła. Blondynka wstała i wybiegła z pokoju. Mary, czekając na siostrę,
spojrzała na przedramię, gdyż ją od jakiegoś czasu paliło niemiłosiernie.
Widniał tam zarys Mrocznego Znaku. To nie wróżyło za dobrze. Gdy jej siostra
wróciła z ich matką natychmiast zakryła rękaw.
- Marylene, co się dzieje? – Spytała czarnowłosa kobieta o ciemno niebieskich oczach łudząco
podobna do siedzącej dziewczyny. Różniły je tylko oczy.
- Mamo, usłyszałam w głowie czyjeś wołanie. Zobaczyłam jakąś dziewczynę o
brązowych oczach i gęstych włosach, a także bladego mężczyznę. Miał straszną
twarz. Jego nos... on nie miał nosa! A jego oczy lśniły czerwienią – Wyjaśniła.
Starsza kobieta miała złe przeczucia. To mógł być tylko jeden człowiek. Tom
Riddle Jr.
- Pokaż – Poprosiła położywszy wewnętrzną dłoń na jej głowie. Zamknęła oczy,
by zobaczyć to, co jej córka. Zobaczyła Hermionę i Voldemorta oraz sytuację,
która pojawiła się chwilę wcześniej:
- Przeczytaj napis nad drzwiami – Dziewczyna spojrzała tam i przeczytała.
- Cubiculum Coetes. To po łacinie. Oznacza: Pokój Zebrań – Powiedziała.
- Bardzo dobrze, córko – pochwalił ją Lord uśmiechając się. Stojąc wciąż przed
drzwiami oznajmił: – Zanim tam wejdziemy – Tu spojrzał na Hermionę zadowolonym
uśmieszkiem na twarzy, a ona na niego – chcę ci powiedzieć, że od teraz
będziesz miała trzy przydomki, którymi dwoma będą się zwracać moi
Śmierciożercy. Przydomki to: Black Lady i Czarna Pani. Zapamiętałaś? – Spytał.
Brązowowłosa skinęła powoli głową – Dobrze. Ja będę do ciebie mówić albo per
"córko" lub "Adi Matrona" i jest to twój trzeci przydomek.
Każdy Śmierciożerca ma cię uznawać za moją następczynię – Oświadczył z satysfakcją w głosie. 'Następczynię??? O Boże!
Ratunku!!!! Niech mi ktoś pomoże!!!'. Błagała w myślach.
- Co takiego? – Ale nie uzyskała odpowiedzi, bo Riddle pchnął drzwi. Hermiona weszła prowadzona przez Lorda. Wchodząc, zobaczyła krąg Śmierciożerców, którzy na ich widok padli na kolana – O Boże – Wymamrotała, gdy szli ku dwóm tronom na końcu sali. Jeden był duży i czarny, a drugi nieco mniejszy i był koloru srebrnego z czerwonym obiciem. Voldemort poprowadził Hermionę do swojego tronu i stanął tyłem do niego. Hermiona próbowała się wyswobodzić, ale nie pozwolił jej na to. Wciąż trzymając ją za ramiona, postawił przed sobą, nie pozwalając jej się ruszyć.
- Panie i panowie, przedstawiam wam moją córkę, Hermionę Joanne Riddle – tu wszyscy się skłonili. Dziewczynę mdliło – Będzie moją następczynią. Jak już mówiłem wam trzy godziny temu, od teraz macie do niej się zwracać: Czarna Pani lub Black Lady – Oświadczył patrząc na każdego Śmierciożercę – Jeśli ktoś tego nie zrobi, zostanie ukarany. Zrozumieliście? – Spytał ostrzegawczym tonem.
- Tak, panie – Zawołali chórem.
- Doskonale – Puściwszy Hermionę, spojrzał na nią i oznajmił łagodnie –
Usiądź, córko – wskazał na srebrne krzesło obok czarnego. Hermiona, wciąż
przerażona, usiadła na wskazanym miejscu. Zebranie się rozpoczęło...
Gdy kobieta cofnęła rękę z głowy Mary na jej twarzy pojawiły się nie
widziane od wielu lat prawdziwy strach i przerażenie. Odeszła kawałek, by je
ukryć i pomyśleć.
Myślała przez z dziesięć
minut. Potem poszła do swojego pokoju wracając z dwoma medalionami.
- Mary, Eleine, muszę wam coś wyjawić. Waszym ojcem nie jest elf, ani żadne
magiczne stworzenie. Jest nim czarodziej półkrwi. Nazywa się Tom Marvolo
Riddle, bardziej znany na świecie pod pseudo imieniem Lord Voldemort – Umilkła
na chwilę i mówiła dalej – Mary, widziałaś go w swojej wizji. Medaliony,
które tu trzymam są od niego. Dał wam je kilka dni po waszych narodzinach.
Posłuchaj mnie, Mary. Dziewczynę, którą widziałaś jest waszą siostrą. Jedną z
trojaczków. Została adoptowana, gdy miałyście we trzy rok. Nie mogłam zostawić
was trzy w sierocińcu, bo brakowało miejsca. Dyrektorka owego sierocińca
zgodziła się bym została z wami tylko do czasu aż minie zagrożenie z jego
strony. Pewnego dnia przyszło pewne małżeństwo i przygarnęło waszą siostrę . Ja
za to zabrałam was dwie do krainy elfów, a ją dałam do adopcji. Teraz nazywa
się Hermiona Granger i ma 17 lat, jak wy. Chodzi do Hogwartu i jest w
Gryffindorze. Dziś została porwana przez niego i najwyraźniej chce ją adoptować
– Wyjaśniła.
- A czemu ją widziałam dopiero teraz? – Spytała Mary.
- Po pierwsze: Ukończyłyście już siedemnaście lat, a po drugie: Jesteś z nią
związana jak Bliźniaki Duchowe, ale w innym sensie tego słowa. Czar, który
rzuciłam na was uaktywnił się w momencie śmierci jej przybranych rodziców.
Eleine – Spojrzała na blondynkę – ty jesteś złączona z Harrym
Potterem. Tym Wybrańcem. Poczytajcie o tym trochę i wyruszamy do Anglii, a
konkretniej do Londynu. Do Kwatery Głównej Zakonu Feniksa – odparła.
W tym samym czasie...
- Gdy przybędzie Zakon Feniksa
kilkoro z was ukryje się – Mówił Voldemort do Śmierciożerców – Jeśli
będą stawiać opór zabijcie wszystkich, prócz Pottera. Jego chcę mieć żywego.
Zrozumiano? – Spytał patrząc na każdego z osobna.
- Tak jest, panie! – Zawołali wszyscy.
- Jeszcze jedna sprawa. Malfoy, do mnie! – Zawołał. Blond włosy
podszedł do Lorda, kłaniając się – Odnajdziesz mi pewną kobietę – Teraz
mówił cicho – Nazywa się Regina Hoof i jest moją siostrą. Masz ją do
mnie przyprowadzić, nawet jeśli miałbyś użyć siły, ale nie zaklęć. Mogą być z
nią jej dzieci, którzy są czarodziejami, ale z tego co wiem mąż jest mugolem.
Jeśli będą stawiać opór nie zabijaj ich. Masz do mnie sprowadzić Reginę ŻYWĄ I
CAŁĄ. Zrozumiałeś? – Nakazał.
- Tak, panie. Zrozumiałem – Odpowiedział.
- Dobrze. Więc idź, a reszta do roboty! – Krzyknął.
~~*~~
Na Grimmauld Place 12 było
spokojnie, ale to tylko pozory, gdyż tu trudno o spokój. Właśnie kolacja
dobiegała końca, gdy Tonks i Lupin wpadli zdyszani. Za oboje odezwał się Remus:
- Mroczny Znak – Chwila ciszy – wisi nad domem Grangerów! – Zawołał.
Cisza była namacalna, a potem lekkie zamieszanie. Ron, który właśnie jadł
grzankę z dżemem, wypuścił ją z drżących rąk i gapił się w talerz
"przetrawiając" nowo usłyszane wieści. Potem wypadł, jak szalony z
jadalni i pobiegł na górę do swojego pokoju. Złapał za pergamin, pióro i
zamaczając końcówkę pióra w kałamarzu zaczął pisać szaleńczo. Gdy skończył
przyczepił list do nóżki Świstoświnki, po czym zszedł na dół. A gdy znalazł się
w kuchni wszyscy byli załamani, a zwłaszcza pani Weasley i jej córka, Ginny
(Fred i George zostali w swoim sklepie). Ledwo co Ron usiadł przy stole, gdy
przy kominku pojawiła, a raczej aportowała się dyrektorka Hogwartu i
oświadczyła na powitanie:
- Zebranie. Teraz – Starsi wstali i skierowali się do salonu, gdzie
zwykle odbywały się zebrania Zakonu. Młodsi mieli już iść na górę z zamiarem
użycia Uszu Dalekiego Zasięgu, ale dyrektorka zwróciła się do nich ze słowami:
– Wy, wyjątkowo będziecie na tym zebraniu – Młodzież zatrzymali się
w połowie schodów, wytrzeszczyli oczy na kobietę. Rozpromienili się, ale w tym
uśmiechu było coś, co nękało wszystkich. Smutek, żal, przerażenie, itp.
Po dziesięciu minutach cały
Zakon, wraz młodszymi Weasley'ami siedzieli w salonie przy stole. Dyrektorka
wstała i zapytała:
- Proszę, powiedzcie nam, co się tak właściwie stało? – Na zadane
pytanie profesorki odpowiedział Lupin:
- Patrolowaliśmy wraz z Dorą ulicę, gdzie mieszkała Hermiona z rodzicami.
Rozmawialiśmy o ślubie, gdy nagle zobaczyliśmy zielone światło lecące ku niebu,
a potem to światło uformowało się w Mroczny Znak. Poszliśmy sprawdzić co się
stało. Gdy weszliśmy do domu Hermiony jej rodzice nie żyli. Oboje leżeli w
kuchni. Na stole leżał nóż. Był czysty, jakby nie używany. Hermiony nigdzie nie
było – Wilkołak urwał i rozpłakał się, a Tonks skończyła za niego:
- Kolacja była jeszcze ciepła. To, co jest nadzwyczajne to, to, że nie było ani
śladu walki! Prócz tego noża – Wszyscy popatrzyli po sobie. Ron był
przygnębiony, blady i zrozpaczony, a Ginny rozpłakała się. Dla nich Hermiona
była dobrą przyjaciółką i nawet nie wiadomo czy wciąż żyje.
- Musimy sprowadzić tu Pottera – Postanowiła profesor McGonagall.
Dwadzieścia minut później... Privet Drive 4...
Harry siedział na łóżku w swoim pokoju
czytając podręcznik pod tytułem: "Czarna magia nie zawsze musi być
zła". Zamówił ją przez sowią pocztę. Chciał nauczyć się bardzo dużo o
czarnej magii, by pokonać Voldemorta i zaskoczyć go, nawet tą dziedziną magii.
W tym momencie coś zastukało w szybę. Harry zobaczył, że to Świstoświnka, sowa
Rona, stuka w okno dziobem. Otworzył je i wpuścił sówkę do pokoju. Ptak
wypuścił list na łóżko. Wziął go i otworzył:
Harry!
Mam złe wieści! Tonks i Lupin
oznajmili nam, że nad domem Hermiony wisi Mroczny Znak! Musimy coś zrobić!
Pójść po nią, czy coś. Oraz trzeba dowiedzieć się, gdzie ona jest i czy jeszcze
żyje!
Ron
Harry zbladł. Musiał coś zrobić!
- Co robić!? Co robić!? – Mamrotał
od dobrej godziny w kółko chodząc po pokoju. Nagle rozległ się trzask
aportacji. Instynktownie wyjął różdżkę, ale równie natychmiast opuścił ją
widząc Moody'ego, Tonks, Lupina i dwóch innych nieznanych mu członków Zakonu.
Uśmiechnął się blado na ich widok – Jaki kształt przybiera mój Patronus?
– Spytał na powitanie.
- Jelenia – Odpowiedział Moody. Harry kiwnął głową na potwierdzenie. Lupin
uśmiechnął się równie blado i powiedział:
- Harry, zabieramy cię stąd. Spakuj się i idziemy do Kwatery – Zakomunikował
wilkołak. 'Zwykła wymówka, bym wrócił do TEGO domu'. Pomyślał Wybraniec.
Po paru chwilach stania i zastanawiania się podszedł do kufra.
Dzięki świstoklikowi pojawili
się w domu Blacków. Harry ledwo rzucił okiem na kominek, gdy pojawiła się przed
nim głowa bujnych rudych włosów. To była Ginny.
- Gdzie jest Hermiona? – spytał mając nadzieję, że nie jest tam, gdzie
myślał przez ostatnie półtorej godziny odpychając lekko szesnastolatkę i
spojrzawszy na nią. Wszyscy zwiesili głowy. Harry spostrzegł, że jest tu cały
Zakon plus jego Straż i młodsi Weasley'owie – Nie... Nie! To niemożliwe!
Kiedy?! – Wykrzyknął przerażony.
- Trzy godziny temu pojawił się Mroczny Znak nad jej domem – Odpowiedziała
drżącym głosem Tonks. Harry zacisnął dłonie w pięść i zawołał:
- Co my tu jeszcze robimy? Idźmy po nią! – Krzyknął. Prawie wszyscy
spojrzeli na młodzieńca, a potem rozpromienili się i poszli za jego przykładem.
Zaczęli się już zbierać, gdy Molly oznajmiła:
- Ty, Harry nie pójdziesz – Powiedziała stanowczo.
- A niby czemu, pani Weasley? – Spytał niesamowicie spokojnym tonem
Wybraniec.
- Nie ukończyłeś szkoły i nie jesteś wykwalifikowanym czarodziejem.
- I co z tego? Hermiona jest moją, Rona i Ginny przyjaciółką! Nie pozwolimy, by
coś jej się stało! A poza tym jestem już dorosły! – Teraz już
wrzeszczał.
- Zgadzam się z Harrym – Poparła byłego chłopaka Ginny.
- Ja również – Oznajmił Ron stając obok przyjaciela i siostry.
~~*~~
Kilka chwil wcześniej...
Właśnie skończyło się zebranie
Śmierciożerców. Voldemort zaprowadził Hermionę do jakiegoś pokoju, który miał
najwyraźniej służyć za jadalnię. Przywołał jakiegoś skrzata i powiedział mu, by
przyniósł coś do jedzenia dla dwóch osób. Po kilku minutach podczas, których
Voldemort i Hermiona milczeli, skrzat przyniósł je i postawił na stole, po czym
skłoniwszy się wyszedł.
- Częstuj się – Powiedział niby uprzejmym tonem, sam też zaczął jeść. Po
skończonym posiłku Voldemort usunął jedzenie ze stołu jednym machnięciem
różdżki, po czym wyczarował dwa fotele przy kominku. Usiadł na jednym z nich
– Usiądź proszę – Powiedział z lekkim sykiem. Hermiona, wciąż będąc
przerażona, usiadła w drugim fotelu. Siedzieli na przeciw siebie patrząc sobie
w oczy. Voldemort uśmiechał się z satysfakcją, gdy nagle i niespodziewanie coś
poczuł. Chwycił jedną ręką za głowę, a drugą za krawędź fotela.
- Nic ci nie jest? – spytała brązowowłosa. Wciąż była w szoku. Nadal nie
mogła uwierzyć w to, co się stało zaledwie ponad trzy godziny temu.
- Nie. Nic. Poczułem jak ktoś się wścieka – powiedział niezbyt
przytomnie i nieświadom dźwięku swego głosu, który był zdezorientowany.
- Ty i Harry jesteście ze sobą powiązani zaklęciem, które zawiodło. Czujecie
swoje emocje, nastroje i to, że wyczuwacie swoją obecność nawet z daleka. Np. Podczas
snu, a nawet, gdy ty jesteś pod inną postacią, więc Harry i tak cię wyczuje
poprzez ból swojej blizny. Powiedział mi też, że jego blizna jest jednocześnie
przekleństwem jak i błogosławieństwem. To pewnie on się tak wściekał – wyjaśniła
przerażona Hermi, że odważyła się cokolwiek powiedzieć do Najpotężniejszego
Czarodzieja Swoich Czasów. Voldemort popatrzył na nią przez chwilę.
- Sama to zauważyłaś, czy Potter ci powiedział? – spytał czarnoksiężnik
z udawaną ciekawością prostując się w fotelu i patrząc na córkę z
zainteresowaniem. Hermiona spuściła głowę. Wiedziała, że jeśli mu spojrzy w
oczy zobaczy jej myśli, bo przecież był mistrzem Legilimencji, a ona nie znała
Oklumencji.
- I jedno i drugie – odparła cicho gapiąc się na swoje ręce. Czarny Pan
zmrużył oczy.
- Doprawdy? Spójrz mi w oczy, Adi Matrono – Dziewczyna zlękła się na
dźwięk ostatnich dwóch słów i całą siłą woli starała się nie podnosić głowy,
ale coś jej mówiło, by jednak spojrzała na ojca. W końcu, gdy odważyła się
spojrzeć w te czerwone oczy, zatrzęsła się, a Ten uśmiechnął się potwornie i
stwierdził spokojnie – Kłamiesz – Hermiona skuliła się, ale nie
ruszyła się z miejsca – Powiedz mi, Adi, czy chciałabyś się czegoś
więcej dowiedzieć o swojej matce? – spytał. Dziewczyna popatrzyła na Voldemorta
z wielkim zainteresowaniem, po czym spytała:
- O mojej matce? Znałeś ją? – zapytała.
- Oczywiście – odparł prostując się w fotelu. Hermiona popatrzyła na
niego z pytającą miną. Po chwili powiedziała:
- Opowiedz mi o niej – poprosiła. Ten uśmiechnął się i zaczął opowiadać:
- Twoja matka nazywa się Aurelia Lidia Parker. Jest... była ona siostrą
bliźniaczką Lily Potter, matki twojego przyjaciela, Harry'ego Pottera – Hermionę
zatkało.
- To niemożliwe! Przecież mama Harry'ego miała tylko jedną starszą siostrę.
Nazywa się Petunia Alice Dursley i jest mugolką. Jak to możliwe, by miała
jeszcze jedną siostrę, na dodatek bliźniaczkę? – spytała z
niedowierzaniem. Voldemort uśmiechnął się przebiegle.
- Więc Potter nie wie, że jego starsza ciotka była czarownicą? To cudownie!
Wiedz, że Aurelię poznałem zaraz po tym, jak skończyła szkołę. Zapomniałem
wtedy kompletnie, że była moją krewną. Bo widzisz, mąż mojej siostry Reginy był
Polakiem. On z kolei ma krewnych tu, w Anglii. Jego rodziną był Matthew Evans,
który był ojcem Aurelii, Lily, Petunii i Adriane'a Evansów. Tak... – spojrzał
na Hermionę, gdy zauważył jej następne pytanie na jej twarzy – Wasze
matki mają jeszcze brata. Najstarsze z rodzeństwa były właśnie Lily i Aurelia.
Petunia była o dwa lata młodsza, a Aidrene o cztery lata młodszy od waszych
matek. Któregoś dnia przyszedłem do domu Evansów i zabiłem ich, a Aurelię
porwałem i zaprowadziłem do jednej z moich posiadłości. Tam ją więziłem z rok.
Trochę torturowałem i nawet zgwałciłem – tu uśmiechnął się z
satysfakcją. Hermiona gapiła się na niego z przerażeniem. To niemożliwe!
- T-ty... ją... zgwałciłeś?? – nie dowierzała. Mężczyzna skinął głową z
zadowoleniem. Dziewczyna gapiła się na niego. Czarny Pan przypatrzył się jej,
po czym wstał i stanął tuż nad nią wpatrując się w jej oczy, w których widać
było przerażenie, smutek, niedowierzanie i strach.
- Widzę, że się boisz – oświadczył – Jednak – tu chwycił
lekko jej podbródek i uniósł do góry, by patrzyła prosto w jego oczy – to,
co zrobiłem Aurelii nie znaczy, że jej potem nie pokochałem – wyjaśnił.
Hermionę zatkało jeszcze bardziej.
- Ty ją kochałeś? – zdziwiła się. Mężczyzna kiwnął powoli głową.
- Niestety tak. Wtedy nie czułem tak wielkiej miłości, bo zaślepiała mnie moja
moc – puścił ją, odwrócił się ku kominkowi, by ukryć swoje spojrzenie i
westchnął – Nie kochałem jej na zabój, aż do dnia, gdy usłyszałem
przepowiednię i postanowiłem zaatakować Potterów. Nim ich zabiłem przyjrzałem
się im i zdałem sobie wtedy sprawę, jak to jest kochać drugą osobę – znowu
westchnął – Dowiedziałem się, że Lily i Aurelia były bliźniaczkami
żałowałem tego, co zrobiłem twojej matce, ale nie mogę wybaczyć tego co zrobił
mi Harry Potter. Muszę się zemścić! Muszę go zabić, by nikt mi nie przeszkodził
w dążeniu do nieśmiertelności! – tu zamilkł. Podszedł do okna. Przez
kilka minut było cicho. W końcu powiedział: – Glizdogonie, zaprowadź
Hermionę do jej pokoju – rozkazał.
- Poczekaj! Ojcze, proszę cię, byś coś mi przyrzekł – błagała dziewczyna
wstając i padając na kolana przed nim.
- A co takiego, Adi? – spytał mężczyzna z zadowoleniem na twarzy.
- Skoro kochałeś moją matkę to przyrzeknij mi, że nie tkniesz nikogo z moich
przyjaciół i ich rodzin – Lord popatrzył na córkę z góry i odpowiedział:
- Dobrze. Nie tknę nikogo kogo wskażesz. A co z Potterem? On też jest przecież
twoim przyjacielem, ale też i moim wrogiem – zauważył.
- Jego tym bardziej nie dotykaj... i nie zabijaj – poprosiła dziewczyna
z lękiem na to pierwsze i akceptując stanowczo dwa ostanie słowa.
- No więc,... dobrze. Jego też nie zabiję, ale co z przepowiednią? – spytał.
- Przepowiednię możecie wypełnić w odpowiednim czasie i miejscu przecież – odparła.
- Hmm... Masz rację. Dobrze. Zgoda – uścisnął jej rękę.
Po chwili...
Gdy niski człowieczek
zaprowadził Hermionę na trzecie piętro (pokój Czarnego Pana był na piętrze, a
jej w jednej z wież) powiedział cicho do niej:
- Spokojnie, Hermiono. Nic ci nie grozi dopóki będziesz wykonywała jego
polecenia i będziesz mu posłuszna wszystko będzie dobrze – stwierdził
spokojnie Glizdogon.
- Łatwo ci mówić! – jęknęła – Peter, mam prośbę – powiedziała
patrząc na niego.
- Słucham więc.
- Czy nauczysz mnie Oklumencji i Legilimencji? – Mężczyzna popatrzył na
młodą kobietę dziwnym wzrokiem i odpowiedział:
- Dobrze, ale będziesz musiała trochę tu zostać.
- Nie, mam lepszy pomysł. Naukę rozpoczniemy już od teraz, ale gdy mnie stąd
wydostaną, to jeśli nie będę jeszcze dobrze umiała, to będziesz przychodził do
mnie wtedy, gdy będziesz mógł, zgoda?
- Zgoda – odparł Glizdogon ściskając dziewczynie rękę i poszli spać.
~~*~~
Dom Blacków...
Następnego dnia po śniadaniu
wszyscy szykowali się do wyjścia. Pani Weasley starała się powstrzymać młodzież
od pójścia po pannę Granger, ale nie bardzo jej to wychodziło. Zrezygnowana
Molly pozwoliła młodzieży iść. W końcu wszyscy byli gotowi do wyjścia, gdy wtem
rozległo się nurtujące pytanie:
- A tak właściwe... to gdzie jest Hermiona? – zapytał Lupin Harry'ego
(byli już w korytarzu), lecz to nie zielonooki odpowiedział, ale jakiś nieznany
kobiecy głos dochodzący od wyjścia:
- Hermiona jest w Piekielnym Dworze – Wszyscy spojrzeli w stronę, z
której dochodził ów kobiecy głos. W drzwiach stała kobieta. Miała
jasno-niebieskie oczy i czarne włosy. Była bardzo szczupła i ładna. Gdyby nie
kolor włosów i oczu to jej rysy twarzy byłyby identyczne do Lily. Zbliżając się do zgromadzonych w korytarzu szła z gracją i elegancją. Na
twarzy każdego mężczyzny widniał rumieniec, gdy na nią patrzył. W tym momencie
odezwała się profesor McGonagall:
- A skąd o tym wiesz? Kim jesteś? I w jaki sposób tu weszłaś? Tylko osoby z
Zakonu mogą tu wchodzić – spytała podejrzliwie Minerwa.
- O, wybaczcie, nie przedstawiłam się. Nazywam się Aurelia Lidia Parker. Zanim
Lily i James zginęli byłam już w Zakonie. Było to jeszcze przed narodzinami
Harry'ego i jego brata – odpowiedziała z uśmiechem, a robiła to
urzekająco, wręcz zaczepnie.
- Ach, tak. A skąd wiesz, gdzie jest Hermiona? – spytał Harry. Nikt
najwyraźniej nie zwrócił uwagi na wzmiankę o bracie Harry'ego, a szczególnie
sam zainteresowany.
- Wiem, bo jestem... – dramatyczna pauza – Jestem jej matką.
Biologiczną matką – wszystkich zatkało i nie mogli nic z siebie wydusić
– Wiedziałam z kim byłam wtedy w ciąży i bardzo się tego wstydziłam –
weszła do salonu, a za nią dwie ładne dziewczyny – I nadal wstydzę –
zwiesiła skromnie oczy, lecz po chwili podniosła głowę i dokończyła swoją
przemowę, a reszta słuchali w ciszy – Ale i też martwiłam się o
bezpieczeństwo córki. Postanowiłam ją zanieść do sierocińca, zaraz po jej
narodzinach. Opiekowałam się i przebywałam z nią tylko rok. Potem, gdy ty Harry
osłabiłeś jej ojca – Zrobiło się małe zamieszanie i po chwili głęboka
cisza. Wszyscy słuchali z zapartym tchem jej opowieści – wyruszyłam w
świat. Dojechałam do Brazylii w Ameryce Południowej, gdzie przygarnęły mnie
elfy. Oni się mną zaopiekowali. Byłam w ich mieście aż do dzisiaj, gdy
dowiedziałam się, że jedna z moich córek została porwana – zakończyła
swoją opowieść Aurelia.
- Uuu, czekaj, czekaj! Jedną z twoich córek? To ile ich masz? – spytał
Ron jako pierwszy przerywając napiętą ciszę.
- Trzy, a dokładniej: Trojaczki – W tym momencie zza jej fotela, na
którym siedziała, wyszły dwie dziewczyny. Jedna z prostymi czarnymi,
sięgającymi poza ramiona włosami, a druga z jasno blond włosami i falującymi
sięgającymi do łopatek. Były niewiele podobne do Hermiony i Aurelii, lecz miały
w sobie coś mrocznego.
- Rany, Ron! One są podobne nie tylko do Aurelii i Hermiony, ale też do...
Voldemorta. - Zauważył to tylko Harry. Rudzielec zamrugał i przyjrzał się
Parkerównom.
- Zaraz... Jedną chwilę! Chcesz powiedzieć nam, Aurelio, że Sami Wiecie Kto
jest ojcem Hermiony!? – zdziwił się młody Weasley. Kobieta spojrzała na
zgromadzonych i zwiesiła głowę.
- Niestety tak – po czym jedna łza wyleciała kobiecie z oka.
- A skąd wiesz, gdzie ona jest? – powtórzyło się pytanie.
- Są dwa dowody. Po pierwsze: Marylene – wskazała na jedną z córek, po
jej prawej stronie. Wyglądała jak jej matka tylko nieco inaczej. Czarne włosy i
niebieskie oczy. Była bardzo szczupła. Jej spojrzenie mówiło samo za siebie:
jestem odważna – jest połączona mentalnie z Hermioną. Wyczuwa to, co ona
i słyszy jej myśli. To podobny proces jak u ciebie i Riddle'a, czyli jej ojca –
kobieta spojrzała na Wybrańca – tyle, że łagodniejszy. Inaczej
mówiąc: Hermiona i Mary nie czują wzajemnego bólu przy kontakcie sennym i
dotykowym. To coś w rodzaju Bliźniaków Duchowych* – uśmiechnęła
się do Harry'ego.
- Naprawdę?! – prawie krzyknął Harry.
- Tak. Jeśli chodzi o Eleine – wskazała na drugą ze swoich córek po
swojej lewej. Miała czarne oczy i blond włosy, które opadały łagodnie kaskadą
za plecy. Uśmiechała się wprost cudownie. Wyglądała jak anioł. Harry wpatrywał
się w nią jak urzeczony, a rumieńce były jeszcze bardziej widoczne – Jest
połączona z tobą – spojrzała ponownie na Harry'ego i dokończyła – a tym samym z
Tomem Riddle'm II** – Wszyscy wytrzeszczyli oczy na kobietę.
- Jak to? – spytał ktoś ze gromadzonych.
- Tak to – odpowiedziała Mary. Jej głos był niesamowicie podobny do
Voldemorta, a gdy patrzyła na Pottera widział w jej oczach wrogość, żądzę mordu
i zaciętość, ale też dobroć. Ron zauważył, że na włosach niebieskookiej, w
niektórych miejscach były srebrno-złote pasemka. Były takie śliczne, on a sama
też była niczego sobie – Jest to taka sama więź jak u waszej dwójki –
Nastała chwila ciszy.
- Dobra. Koniec pogaduszek. Trzeba ratować Hermionę! – Niecierpliwił się
Ron.
- Poczekaj no chwilę, braciszku. A jaki jest ten drugi dowód, Aurelio? – spytała
najmłodsza latorośl Weasley'ów Aurelii.
- Ten drugi to, to – Wyjęła z kieszeni małe urządzenie pozornie
wyglądające jak wlake-talke, ale miało ekran – Gdy byłam z nią ostatnim
razem w sierocińcu dałam jej wtedy szczepionkę, a dokładniej, nadajnik
lokalizujący mojej roboty. Ma go w swojej krwi. Byłam wtedy pielęgniarką
położniczą. To urządzenie uaktywniło się w chwili śmierci jej opiekunów. Możemy
ją namierzyć. W tym celu tu przybyłam – uśmiechnęła się szeroko.
- Więc jak, ruszamy? – spytał Ron.
- Tak. Tu macie świstokliki. Mary, Eleine, wy zostańcie z Ginny i Molly w
Kwaterze, dobrze? A reszta za mną – nakazała.
- Dobrze, mamo – odpowiedziały jednocześnie jej córki, a reszta ruszyła
za Aurelią.
- Mam jedno pytanie – odezwał się Moody.
- Słucham? – spytała pani Parker.
- Czemu to ty dowodzisz? – zapytał.
- Ja dowodzę, bo znam Riddle'a jak własną kieszeń. Wiem co zrobi z Hermioną.
Będzie chciał ją przeciągnąć na swoją stronę. Zapewne dał jej pewien medalion,
dzięki któremu ją kontroluje – wyjaśniła.
- Więc trzeba go jej zdjąć! – zawołał Artur.
- Nie. Nie można – odezwała się Mary lekko smutnym głosem, a jej twarz
wyrażało niechęć.
- Dlaczego? – zapytał Harry.
- Dlatego, że tylko ten, kto go założył może go zdjąć – powiedziała
Eleine.
- Lecz Hermiona była pod wpływem hipnozy i go sama założyła. Nie była świadoma
tego, co robi – wtórowała swojej córce Aurelia.
- To tak jakby ktoś jej go zakładał na szyję rzuciwszy jednocześnie Imperiusa –
zakończyła Mary.
- Rozumiem – wymamrotał Moody.
- Dobra, idźmy już. Czas nagi – odezwała się Aurelia.
Deportowali się tam, gdzie obecne przebywał dziedzic Slytherina...
Znaleźli się w lesie. W oddali
majaczał cień Piekielnego Dworu, lecz tu czekała na nich niespodzianka.
Pierwsza wystąpiła Aurelia, spokojnie idąc w kierunku budynku. Miała skupioną
minę.
- Zaczekaj! Gdzie idziesz? – zawołał Harry.
- Cicho, jeszcze nas usłyszą! – syknęła kobieta zakrywając mu usta.
Niestety było już za późno. Zamiast serii zielonych promieni usłyszeli szelest
liści i dźwięk stóp na trawie. Po chwili słychać było odległy dźwięk otwieranych
drzwi – Widzisz co narobiłeś!? – warknęła spojrzawszy na niego
karcącym wzorkiem.
W międzyczasie...
Śmierciożerca biegł ile sił w nogach
do swojego pana. Wbiegł na piętro i znalazł się przed drugimi drzwi na prawo od
schodów i zapukał. Odpowiedziało mu krótkie i zimne:
- Wejść – więc wszedł.
- Panie! – zawołał padając w biegu na jedno kolano – Panie, ktoś
jest na zewnątrz! Chyba Zakon Feniksa na czele z Potterem! Pewnie chcą odbić
Black Lady! – Czarny Pan uśmiechnął się.
- Wreszcie. Glizdogon, do mnie! – zawołał Lord. Człowieczek przybył i
skłonił się, pytając:
- Wzywałeś, panie?
- Przyprowadź Matronę i Lucjusza – rozkazał.
- Tak jest, panie – i wyszedł.
Na zewnątrz cały Zakon Feniksa
okrążył Dwór, a wewnątrz budynku w Pokoju Zebrań Śmierciożercy zgromadzili się
wokół swojego pana i przyjmowali jego rozkazy.
Nieco później...
- Witaj, moja Adi – przywitał
się czerwonooki, gdy Peter przyprowadził pannę Granger do Pokoju Zebrań.
- Dzień dobry.
- Powiedz, czy chciałabyś spotkać swoich przyjaciół, Weasley'a i Pottera? – spytał
z szaleńczym błyskiem w oku, którego dziewczyna jeszcze nie potrafiła rozróżnić
od zwykłego wzroku.
- Dlaczego cię to interesuje? Nie mogę nawet wyjść z tego Dworu – oświadczyła.
- Teraz masz okazję – powiedział z miną ojcowską, co bardzo rzadko mu
się zdarzało i nie wróżyło niczego dobrego.
- Co? – spytała, ale nie zdążyła dokończyć pytania, bo chwycił ją za
ramię i wyprowadził siłą z pokoju.
- Chodź – Zaprowadził brązowooką do Hallu na parterze tuż przed
frontowymi drzwiami i tam ją zostawił, a sam stanął kilka korków za nią celując
różdżką w jej plecy i kryjąc się w cieniu – Nie ruszaj się – nakazał.
Usłyszała jak nakazuje reszcie Śmierciożerców, by się ukryli. Nie miała wyboru
jak stać. Zanim zdołała coś jeszcze pomyśleć zaskrzypiały drzwi frontowe i
wsypało się dość dużo osób z wycelowanymi różdżkami przed sobą. Byli to
członkowie Zakonu Feniksa. Hermiona drżała nie mogąc się ruszyć ze strachu.
Stała w miejscu jakby nogi wrosły jej w ziemię. Łzy kapały jej po policzkach. W
tym momencie ktoś się odezwał:
- Hermiona? – Był to kobiecy obcy, ale łagodny głos. Dziewczyna nie
odpowiedziała. Była zbyt przerażona. Z cienia i wyszła ciemna postać w białej
masce i zanim członkowie Zakonu zdołali coś zrobić, błysnęło zielone światło, a
jedna osoba z ZF*** padła martwa na podłogę. Ktoś z Zakonu wyszedł, a
pierwsza, która rzuciła zaklęcie już nie żyła. Zapadła cisza, potem do Hermiony
podszedł... Harry.
- Hermiono! – zawołał. Chciał podbiec do niej, ale Hermiona powiedziała
drżącym głosem:
- Harry, to pułapka – urwała, bo usłyszała kroki za sobą oraz zimny
głos:
- Za późno, Adi. Wszyscy wpadliście w pułapkę – Wysoka i znienawidzona
postać wyszła z cienia i szła w kierunku Harry'ego celując w Hermionę.
Zielonooki wycelował w niego różdżką, ale ten oznajmił: – Potter,
zbliżysz się jeszcze bardziej, a zrobię jej krzywdę – zagrzmiał Czarny
Pan stanąwszy przy dziewczynie dotknąwszy końcem różdżki jej szyję.
- Własnej córce? – spytała Hermiona.
- Tak – odparł ten z uśmiechem. Wszyscy patrzyli na Voldemorta z
mieszaniną zdziwienia i przerażenia – Wszyscy wpadliście w pułapkę. Chcę
mieć ją przy sobie. Nie przeszkodzicie mi w tym – oświadczył.
- Harry – pisnęła dziewczyna – Pomóż mi – błagała.
- Hermiono, spokojnie – Harry spojrzał na Lorda – Wypuść ją – nakazał,
ale zanim Voldemort coś powiedział zza jego pleców wyszła ciemnowłosa kobieta.
Obeszła go i podeszła szybko do Czarnego Pana i spyta:
- Poznajesz mnie, Tom? – Voldemort popatrzył na kobietę i aż krzyknął z
wrażenia:
- Aurelia? Gdzieś ty się podziewała przez tyle lat?! I czemu zabrałaś ze sobą
trojaczki?! – Zanim kobieta odpowiedziała wtrąciła się nastolatka
patrząc na ciemnowłosą kobietę.
- Mama? – spytała, a gdy usłyszała ostatnie słowo spojrzała na Lorda i
wydukała – C-co ta-takiego? Trojaczki?! Nie mówiłeś mi, że-że mam
jeszcze dwie siostry!! – Aurelia patrzyła na trzecią córkę z troską, a
Harry patrzył na swojego wroga.
- Oddasz Hermionę z dobrej woli, czy będziemy walczyć? – Na nieszczęście
Hermiona to usłyszała.
- Harry, zaczekaj! Daj mu wyjaśnić! – spojrzała na ojca dając znak, by
powiedział to przyrzeczenie. Ten przyjrzał się dziewczynie i uśmiechnął się,
ale nie tak paskudnie, lecz normalnie, wręcz pocieszająco.
- Potter, posłuchaj – Lord zwrócił się bezpośrednio do Wybrańca.
- Nie! Nie będę cię słuchać! Porwałeś Hermionę oraz zabiłeś Tonks! Zamierzam
przyjaciółkę odbić i pomścić bliską mi osobę! – zawołał.
- Harry, daj mu wyjaśnić, proszę! – błagała dziewczyna. Harry spojrzał
na przyjaciółkę i zapytał:
- Co on ci zrobił, że go bronisz? – W jego głosie słychać było wyraźnie
niedowierzanie i złość.
- Bronię go dlatego, że, po pierwsze: Jest moim prawdziwym ojcem, a po drugie:
Dał mi słowo, że was nie skrzywdzi jeśli będę z nim mieszkać – to mówiąc
trzęsła się lekko – Po namyśle stwierdzam, że nie dotrzymał słowa – spojrzała
na Lorda i zmarszczyła brwi – Zabiłeś moich opiekunów i Tonks, a oni są
dla mnie bliscy! – pokazała na martwą, leżącą nieopodal
kobietę-metamorfomaga – Poza tym zgwałciłeś mi moją matkę! Nie
dotrzymałeś umowy! Nie będę twoją Adi Matroną ani twoją córką i nie będę z tobą
mieszkać! - zawołała ze złością i rozpaczą cofając się.
- Hermiono, możesz powtórzyć? Powiedziałaś "Adi Matrona"? – spytała
Aurelia z przerażeniem w oczach i głosie.
- Tak, mamo – Dziewczyna spojrzała prosto w oczy ojca, potem matki.
- Co to jest ta cała Adi Matrona? – spytał Ron.
- To z łacińskiego: "Czarna Pani" – odpowiedziała mu Aurelia.
- Mam propozycję – wtrącił się czerwonooki.
- Niby jaką? – warknął Harry.
- Ty, Potter zostaniesz tu, a moją rodzinę, czyli Aurelię i trzy córki, czyli
Hermionę, Eleine i Mary zostawię – zaproponował.
- A może kogoś, lub coś innego chcesz na wymianę, Tom? – spytała Aurelia.
Riddle patrzył na niedoszłą żonę swych dzieci i rozmyślał (nawet się nie
wściekł na dźwięk swego prawdziwego imienia). Po jakimś czasie odpowiedział:
- Dobrze. Co proponujecie? – Wszyscy popatrzyli po siebie.
- Damy ci wolną rękę na zabi...
- Nie! Daj nam czas... do północy. Dobrze? – przerwał Harry Aurelii.
Czarny Pan spojrzał na niego i zmrużył swe okrutne oczy.
- Dobrze, ale Hermiona zostanie ze mną, dopóki nie podejmiecie decyzji – oznajmił
i skierował się do jakiś czarnych drzwi na końcu korytarza. Gdy stanął przed
nimi obejrzał się i dokończył – Glizdogon pójdzie z wami jako
informator. Jeśli nie podejmiecie decyzji on wróci do mnie i mi doniesie o tym,
co robicie za moimi plecami, a Hermionę... zabiję – uśmiechnął się
paskudnie i odszedł wraz z panną Granger, którą trzymał mocno za ramię
prowadząc ją schodami na górę.
________________________________________________
Od autorki:
* Bliźniaki Duchowe - Taka para ma niesamowite zdolności, których uczyć się mogą w zaskakująco krótkim czasie. Jak np. Legilimencja, Oklumencja, Telepatia oraz animagia.
** Tom Riddle II - to po prostu Lord Voldemort.
*** ZF to zdrobnienie od Zakonu Feniksa.
5 komentarzy:
A więc poczekam sobie jakieś 19 miesięcy, aż pojawi się rozdział 81. Skoro piszesz, że będą pojawiać się co niedzielę.
Czarna.
A tak po za tym to rozdział dość ciekawy i interesujący. ;) Co będę komentować jak robiłam to wcześniej ;P
Czarna.
Ok. Rozumiem. Szkoda, że będę musiała tyle czekać na rozdział 81 ;/ no ale cóż. Czekam w takim razie na rozdział 4 XD
Czarna.
Ah, jak to ładnie brzmi "nie będę twoją Adi Matroną", czy mi się wydaje, czy wcześniej jej matka miała ten tytuł? Tak dziwnie zareagowała.
Cóż, to opowiadanie jest saqingiem(nie wiem jak to dokładnie pisze) złożonym z 8 tomów. Ten jest szósty. Jednak muszę skończyć ten i dwa następne, aby opisać wcześniejsze sprawy. Z każdym fragmentem i tomem będę poprawiać szczegóły w rozdziałach.
Prześlij komentarz