Moja lista przebojów 2

23 września 2012

Rozdział 4 - Sprzymierzeniec i lekki przedsmak bólu

Klik

        

Wszyscy poszli do lasu leżącego blisko Piekielnego Dworu i stamtąd deportowali się do Londynu, zasłaniając uprzednio Peterowi oczy. Wszyscy dorośli się deportowali. Młodzież, która nie miała jeszcze licencji, chwycili starszych za ramię, by użyć teleportacji łącznej. Petera deportowali w taki sam sposób.

 

Znalazłszy się przed domem Blacków, weszli do środka i zaprowadzili szczurkowatą postać do jednego z pokoi. W końcu zdjęli mu ją, usadowili na krześle i związali. Stanęli wokół niego i zasypali pytaniami, takimi jak: "Gdzie dokładnie mieści się Piekielny Dwór?"; "Dlaczego się do niego przyłączyłeś?"; "Czy trzyma tam jeszcze kogoś?". Itp. Ton ich głosów był agresywny, więc trudno było mu mówić. Był jakby przytwierdzony do muru. Tylko trzy osoby wiedziały o tym, że Glizdogon jest po stronie dobra. Albus Dumbledore, Hermiona Granger i Minerwa McGonagall. Pierwsza nie żyje, druga jest w niewoli, więc ta trzecia zapytała łagodnym, ale i stanowczym głosem, tak by uciszyć resztę:

 

- Niech pan nam powie, panie Pettigrew, gdzie mieści się Piekielny Dwór i co zamierza twój pan? – Wszyscy spojrzeli na dyrektorkę, a następnie na spytanego.

 

- Czarny Pan zbudował Piekielny Dwór w północnej Anglii niedaleko Ben Nevis. Planuje ośmieszenie Harry'ego przed całym społeczeństwem czarodziejów, nie mówiąc już o mugolach i jego przyjaciołach. Planuje również zniszczyć przyjaźń Świętej Trójcy, aż w końcu po kolei pozabijać, bo mu przeszkadzają i drażnią, jak kiedyś Albus Dumbledore – spojrzał na Harry'ego i Rona.

 

- A czemu zdradziłeś moich rodziców? – spytał ten pierwszy. Glizdogon spojrzał prosto w jego zielone oczy koloru Kedavry.

 

- Już powiedziałem o tym Lady Black... – nie dokończył, bo Ron chwycił go za włosy (których miał już baaardzo mało) i pociągnął do tyłu – Aa! To boli! – jęknął mężczyzna.

 

- Masz-nigdy-nie-mówić-tak-o-Hermionie!! – syknął Ron.

 

- Dobra, dobra. Więc... mówiłem już o tym Gran... – (mocniejsze pociągnięcie Rona) – Aaa! Chciałem powiedzieć: Mówiłem już o tym Hermionie! – zawołał.

 

- Więc powiedz teraz i nam – poprosił Lupin. Peter zwrócił na niego wzrok. Czuł wciąż do niego respekt i nie wiedział co robić dalej. W końcu oznajmił:

 

- Ponad 17 lat temu Voldemort poznał pewną kobietę – zaczął, a Ron puścił jego włosy i jak reszta słuchał jego słów – To było zaskakujące, nawet dla niego, że zakochał się w niej, ale nie na zabój naturalnie – i opowiedział im o rozmowie między Voldemortem a Hermioną, gdyż był przy tym. Wszyscy byli pod wrażeniem, że teraz mówi z szacunkiem o pannie Granger. Najdziwniejsze było to, że współpracuje z nimi – z Zakonem. Nagle odezwała się Aurelia, patrząc na zegarek:

 

- Rany Julek! Mamy dokładnie 12 godzin, by zastanowić się, kogo mamy wymienić na Hermionę! – Zrobił się ruch – Ma ktoś jakieś pomysły? – Nikt nie odpowiedział. Po kilku chwilach odezwał się Pettigrew:

 

- Może... możecie mnie do tego użyć – zaproponował ten.

 

- W życiu, śmieciu jeden! – krzyknęli równocześnie Harry i Ron.

 

- Przestańcie wszyscy! Tu chodzi o Hermionę! Trzeba zwołać zebranie i się zastanowić kogo wymienimy na moją córkę. Ty, Peter nie zrobisz tego. Potrzebujemy cię do czegoś innego – Zrobiło się cicho. Nikt nie śmiał przeciwstawiać się pani Parker. Profesor McGonagall przyglądała się ciemnowłosej, a potem spojrzała na panią Weasley. Ta tylko spojrzała na nią i wyszła. W międzyczasie podczas zebrania KGZF do Sali Narad wszedł niewysoki młodzieniec. Rzucił na siebie pewne zaklęcie niewidzialności*.

 

- Musimy wybrać kogoś, by wymienić tę osobę na Hermionę! – zawołał Harry, przekrzykując wszystkich.

 

- Czy macie jakieś propozycje jak to ominąć? – spytała Aurelia, która też była na zebraniu, gdy zrobiło się cicho.

 

- A jeśli zacznie ją torturować? – spytała Ginny, która wraz z braćmi byli na zebraniu.

 

- Wtedy zainterweniujemy. Lecz jeśli będzie ją torturować, by nas zmusić i wymienić ją na Harry'ego, to... będziemy zgubieni – głos Lupina był drżący. Przez chwilę nikt nic nie powiedział.

 

- Niech żadne z was się nie poddaje, bo to dla nas słabość. Słabość dla Lorda Voldemorta oznacza siłę, a siła to potęga! – rozległ się czyjś głos.

 

- Kto tu jest?! – spytał Moody. Do salonu wkroczył ów młodzieniec. Miał czarne włosy, przenikliwe niebieskie oczy i smukłą sylwetkę. Dziewczyny aż pisnęły z wrażenia na jego widok.

 

- John? Co tu robisz? Miałeś nie ruszać się z Lasu Druidów – spytała Aurelia, otrząsając się jako pierwsza z szoku jego pojawieniem.

 

- Widzisz matko, dowiedziałem się od wodza druidów, że jedna z moich sióstr została porwana, a wy poszliście ją odbić, ale się wam to nie udało. Wybraniec zaproponował mu zamianę jego przyjaciółki na kogoś innego, lecz musieliście się zastanowić nad tym kogo zamienić na nią, a ona sama została jako zakładnik – powiedział spokojnie. Miał tak uroczy głos, że nawet Eleine i Mary zemdlały, ale ich matka nie.

 

- Kimże jesteś, by tu wparowywać bez zaproszenia?! – zawołał Moody – To prywatne spotkanie!! Nawet cię nie zauważyłem poprzez moje oko!!** - oświadczył Moody, pokazując na oczodół, gdzie mieściło się magiczne niebieskie oko.

 

- Nie przedstawiłem się? Nazywam się Jonathan Allan Parker. Jestem najstarszym synem Aurelii Parker i Toma Riddle'a Juniora – Wszyscy zamarli z wrażenia.

 

- Nie mówiłaś nam, że masz również syna! – zaprotestował Harry.

 

- Cóż, na początku sama nie wiedziałam, że John żyje, bo mi powiedziano, że umarł niedługo po porodzie. Spotkałam go całkiem niedawno i poprosiłam, by zamieszkał w Erpedii – Mieście Druidów – odpowiedziała ze smutkiem w oczach, a jednocześnie była szczęśliwa jego widokiem.

 

- Powiedz nam, jak poznałaś Voldemorta? – rozległo się pytanie, kierowane do Aurelii.

 

- Pytacie o Riddle'a Juniora? – Wszyscy kiwnęli głowami, więc kobieta odpowiedziała – Poznałam Lorda zaraz po ukończeniu szkoły. – zaczęła, ale przerwała jej McGonagall.

 

- Kiedy to było dokładnie? – starsza Parker zamyśliła się i odpowiedziała:

 

- Hmm... Myślę, że ponad 18 lat temu – odpowiedziała Aurelia.

 

- Rany! To przecież czasy moich rodziców! – zawołał Harry. Kobieta uśmiechnęła się.

 

- Tak, to prawda. I powiem ci, że znałam ich. Lily była moją siostrą-bliźniaczką, a jednocześnie serdeczną przyjaciółką, no i partnerką w walce – rozmarzyła się na chwilę, jednak spoważniała mówiąc: – A wracając do Johna i Voldemorta... Toma poznałam, gdy zabijał naszych rodziców. Widziałam, jak to robił. Miałam wtedy z 16 czy 17 lat, ale jedno jest pewne: Spotkaliśmy się wkrótce po ukończeniu przeze mnie Hogwartu – posmutniała – Gdy przyszłam do domu, zobaczył mnie. Porwał i zaprowadził do Piekielnego Dworu. Mówię wam, to straszne miejsce, straszniejsze od Koszmarnego Dworu, czy Ciernistego Grodu. Tam mnie nie tylko torturował, ale też zgwałcił. Ale, gdy dowiedział się, że jestem czystej krwi, zaprzestał torturowania i gwałcenia. Opiekował się mną jak córką. Było tak przez rok. Nie długo potem zdałam sobie sprawę, że jestem w trzecim miesiącu ciąży z Johnem. Zaniósł mnie wtedy do jednego z pokoi w wierzy i nie wypuszczał, puki nie urodziłam.

 

- A John? Czy mieszkał u Voldemorta? – spytał Lunatyk.

 

- Jak powiedziałam wcześniej: Powiedziano mi, że nie żyje. Dopiero kilka miesięcy po porodzie, gdy Glizdogon przyszedł do mojego pokoju, by dać mi wodę, powiedział mi w sekrecie przed gadem, że John jednak żyje, a ukryli go w Koszmarnym Dworze znajdującym się w Irlandii. Zaniesiono go tam zaraz po narodzinach dziewczynek. Mało tego majaczyłam przez sen, wykrzykując jego imię. Tak mi mówiono, bo miałam wtedy gorączkę. Gdy wyzdrowiałam, postanowiłam opracować plan ucieczki. Kilka dni po narodzinach dziewczynek nadarzyła się okazja. Upiłam go i namówiłam, by dał im pewne medaliony. Tak też zrobił. Dał je dziewczynkom, kładąc przy każdej z nich przedmiot. Zmieniły one kształt. Lecz... po siedemnastu latach, gdy przybył po Hermionę...

 

- Medalion zmienił się kształt – dokończył za nią John.

 

- Tak.


- Co robi medalion, który ma Hermiona? – spytał Lupin.

 

- Gdy Hermiona ma go na sobie, Voldemort może ją kontrolować poprzez niego. Trzeba go zdjąć z jej szyi i uwolnić lub przekonać Riddle'a, by zdjął zaklęcie z jej wisiorka – objaśnił John.

 

- Masz rację, John. Tylko pytanie brzmi, jak to zrobić? – spytała jego matka.

 

- Ja pójdę za Hermionę i zdejmę go z jej szyi – odpowiedział poważnie.

 

- Czyś ty zwariował?!? Jesteś za młody!! A...!! – wrzasnęła Aurelia, lecz jej wypowiedź przerwał John niewiarygodnie spokojnym głosem, lecz stanowczym tonem, tak by ją uciszyć:

 

- Mam ponad 18 lat, mamo i jestem na tyle doświadczony i dorosły, by być w Zakonie i poświęcać się dla kogoś, kogo nie znam, a jest w potrzebie. Nie możesz mną już rządzić – Zapadła cisza. Nagle odezwał się Lupin:

 

- Myślę, Aurelio, że John ma rację. Nie masz już na niego wpływu. Jest dorosły i nic nie możesz zrobić. Jest taki jak ty. Uparty i nie odpuści. A poza tym nikt nie jest na tyle odważny, by pójść dobrowolnie do Voldemorta w zastaw za jedną z twoich córek. Sądzę, Aurlo, że się zgadzasz ze mną? – Lunatyk spojrzał na niebieskooką, uśmiechając się lekko. Ta popatrzyła na niego przez chwilę, a potem odpowiedziała:

 

- Tak, Luniuś. Masz rację – Remus zarumienił się lekko. Tylko Ona i Lily tak na niego mówiły za ich szkolnych lat. W tej chwili wtrącił się Harry:

 

- Ja mam chyba pomysł. Przez wakacje zastanawiałem się, co by było, gdyby był jego więźniem i... Nie! Wysłuchajcie mnie przez chwilę! – zawołał, widząc blade twarze zgromadzonych, a zwłaszcza pani Weasley, Lupina, Rona i co dziwne, Eleine – Wpadłem na pomysł, by wziąć wszystkie gadżety Freda i George, a przede wszystkim Peruwiański Proszek Niewidzialności itp. przedmioty, a potem stamtąd uciec. Jeśli to nie zadziała, to mógłbym rzucić na siebie Zaklęcie Kameleona. Co wy na to? - Wszyscy wytrzeszczyli oczy na Wybrańca.

 

- Ale gdyby cię torturował, to by ci zabrał różdżkę oraz wszystko, co byś miał ze sobą i nie miałbyś drogi ucieczki! – zauważyła Mary.

 

- Masz rację, ale nie wiecie jeszcze jednego o mnie – uśmiechnął się do wszystkich – Znam Magię Bezróżdżkową i Niewerbalną. Uczył mnie tego mój kuzyn. Jest on drugim synem mojej ciotki, który też jest czarodziejem – objaśnił. Pani Weasley opadła na krzesło. Aurelia, widząc stan rudej kobiety, dała jej eliksir uspakajający.

 

- Więc co robimy? – spytała, gdy pani Weasley otrząsnęła się z szoku.

 

- Myślę, że ja i John pójdziemy w zastaw za Hermionę – zaproponował Potter. Zrobiło się na kilka chwil cicho, potem Lupin powiedział:

 

- Więc ustalone. Teraz trzeba ich przygotować. Aurelio, czy masz jeszcze ten chip lokalizujący, który dałaś Hermionie do krwi w sierocińcu? – spytał.

 

- Tak, mam. A co? – spytała.

 

- Daj nam wszystkim. Czy ktoś widział bliźniaków Weasley? – zapytał.

 

- Tu jesteśmy – odpowiedziały chórem dwa głosy. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę.

 

- Czy ktoś potrzebuje naszej pomocy? – spytał Fred.

 

- Tak. Ja i John. Pokażcie nam wszystkie wasze gadżety pomocne w walce i odwracające uwagę – Obaj młodzieńcy pokazali je.

 

Następnego późnego popołudnia Harry i John byli gotowi i teraz żegnali się z bliskimi.

 

~~*~~

 

W Piekielnym Dworze od kilku godzin było słychać nie ustanie kobiece wrzaski.

 

- Mam nadzieję, że twoi przyjaciele tu przyjdą – zaśmiał się czerwonooki.

 

- Pieprz się!! Nigdy tu nie przyjdą! Nie... – urwała, bo Lord zawołał:

 

- Cexoir! – Hermiona wrzasnęła, trzymając się za głowę. Zaklęcie trwało z 30 sekund.

 

Tymczasem Harry, Ron, John, Moody, Lupin, Aurelia i kilku innych członków Zakonu skierowali się do twierdzy Lorda prowadzeni przez Glizdogona. Szli przez polanę ku czarnemu budynkowi. Ostrożnie otworzyli gotyckie podwójne drzwi i weszli do środka. Hol był dość duży i przestronny, lecz i mroczny, ale podejrzanie pusty. I to właśnie nie spodobało się każdemu obecnemu.

 

- Za mną i bądźcie cicho – szepnął Glizdogon, prowadząc ich do lochów. Szli kilka chwil, aż w końcu usłyszeli odległy dziewczęcy, a raczej prawie kobiecy wrzask. Po kilku chwilach zdali sobie sprawę, że to... głos Hermiony! Raczej był to wrzask.

 

- O nie! Hermiona! – wrzasnęli jednocześnie Ron i Harry, po czym pobiegli do źródła krzyku (mieli na sobie ciche buty, które dostali od Freda i George'a, więc ich kroków nikt nie słyszał). Nagle krzyk ustał i ustąpił cichym szlochom...

 

W lochu...

 

Lord wpatrywał się w ciało swojej córki i cieszył się tą chwilą. Hermiona drżała z bólu, łzy wylatywały jej z oczu jak z wodospadu Niagara i nie mogła ich powstrzymać. Leżała półnaga oraz zakrwawiona na podłodze nie mogąc się ruszyć z bólu. Każdy ruch sprawiał jej ogromny ból, nawet oddech. W tym momencie do lochu wpadło tuzin osób z Aurelią, Harrym i Ronem na czele. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyli po przybyciu tutaj: To Lord uśmiechający się złośliwie i patrzący w dół na posadzkę. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli niecodzienny widok. Natomiast Hermionę leżącą na posadzce wpółprzytomną, półnagą w kałuży własnej krwi. Pierwszy otrząsnął się Ron. Podbiegł do przyjaciółki, ale coś go zatrzymało. Jakaś bariera ochronna, która "lekko" sparaliżowała chłopaka. Konkretniej dostał prądem, dotykając bariery ochronnej.

 

- AAAAAA!!! – wydarł się Ron i upadł.

 

- Ron! – krzyknęli jego przyjaciele.

 

- Nic mi nie jest – powiedział po chwili i wstał z pomocą Lupina.

 

- Wpuść nas! – zażądał Lupin, kierując te słowa do Riddle'a.

 

- Oddaj Hermionę! – zawołał Harry.

 

- Zdejmij barierę! – krzyknął Ron. Zamiast znieść barierę, Czarny Pan spytał:

 

- Czy zdecydowaliście? – Atmosfera w pomieszczeniu zgęstniała. Nikt się nie odzywał prócz Rona, który wciąż i wciąż walił w niewidzialną barierę ochroną, chcąc dotrzeć do swojej ukochanej, jednocześnie dostając prądem.

 

- Hermiono! Odezwij się! To ja, Ron! Proszę cię, odezwij się! – Łzy wylatywały rudzielcowi strumieniami z oczu. W końcu padł na kolana, jęcząc i szlochając, nawet nie uderzał już w barierę, tylko klęczał zrezygnowany.

 

- Tak, Lordzie Voldemorcie, zdecydowaliśmy – odezwał się wilkołak. Czerwonooki spojrzał na niego pytającym wzrokiem – Harry i John zostaną, a ty oddasz Hermionę w zastaw. Zgoda? – oznajmił Remus.

 

- Chcę przypomnieć, że Hermiona zgodziła się być przy mnie w zamian, że nie skrzywdzę jej przyjaciół – przypomniał, lecz w tym momencie odezwała się panna Granger, słabym prawie niedosłyszalnym głosem, patrząc przy tym na swojego ojca:

 

- To pr-prawda... Tak było... zanim... zabiłeś T-Tonks – i zwymiotowała nie tylko na posadzkę, ale i na siebie. Po kilku chwilach dodała – Nie dotrzymałeś przyrzeczenia... więc zrób to, co powiedział Remus Lupin... Harry i John zostaną, a ty mnie oddasz w zastaw za nich – Voldemort spojrzał na córkę i po chwili powiedział:

 

- Dobrze. Zgoda – machnął różdżką i bariera zniknęła. Po lewitował Hermionę ku Lupinowi, a ten wziął ja na ręce – Potter, Parker chodźcie tu – powiedział. Obaj zbliżyli się – Bliżej! – warknął. Młodzieńcy zbliżyli się jeszcze bardziej. Voldemort wyciągnął rękę ku Harry'emu i go chwycił za ramię. Harry jęknął. Riddle wycelował różdżką w Johna – Teraz wyjdźcie, zanim się rozmyślę. Glizdogon, ty zostajesz. A wy... No już! WYNOCHA!!! – Zakon wyszedł najszybciej jak mógł. Po kilku chwilach deportowali się do kwatery. Gdy Riddle pozbawił obu młodzieńców różdżek i wszystkich narzędzi, jakie mieli i "widział" u nich zwrócił się do Petera: – Zwołaj Śmierciożerców. Odbędzie pokaz. Parkera zanieś do celi w lochach, a potem tu posprzątaj – rozkazał.

 

- Tak jest, panie – i odszedł.

 

- Idź! – warknął, pchnąwszy dość mocno Harry'ego przed siebie, aż ten jęknął z bólu. Szli kilka minut korytarzem. Przez ten czas odbyła się wymiana zdań:

 

- Czego chcesz ode mnie? – Odpowiedział mu nie tylko ból w czole tam, gdzie jest blizna, ale i słowa Riddle'a:

 

- Zamknij się i idź!Voldemort krzyknął tak głośno, że aż echo potoczyło się po korytarzu i pchnął go, a ten upadł – Wstawaj! – warknął. Harry spróbował wstać. Gdy się mu to udało, poszli dalej. Znalazłszy się na trzecim piętrze, weszli do sali, gdzie stały tylko trzy trony. Zielony, srebrny i czarny. Riddle usiadł na największym (czarnym) i zmusił Harry'ego, by ukląkł przed nim. Związał jego ręce z tyłu tak mocno, że aż liny wpiły mu się w nadgarstki – Glizdogon, do mnie! – człowieczek zbliżył się do swego pana – Wyciągnij rękę – nakazał mu. Mężczyzna zrobił to, choć niechętnie. Riddle przycisnął końcem różdżki Mrocznego Znaku. Harry wiedział, że Riddle wzywa w ten sposób resztę Śmierciożerców, a nie wróżyło to za dobrze dla niego. Pocieszeniem było to, że wśród nich będzie Snape. 'Zresztą... jak na to spojrzeć on tu będzie i coś wymyśli'. Gdyby mógł się uwolnić z tych więzów. 'Cholera! To magiczne liny!'. Pomyślał, próbując się wyswobodzić, napierając na sznury – Potter, co robisz? – rozległ się głos Riddle'a. Harry tylko na niego luknął, ale po chwili jednak odwrócił wzrok.

 

- Ja? Nic takiego – odpowiedział wymijająco.

 

- Potter, nie okłamuj mnie. Nawet gdy nie patrząc ci w oczy, wyczuję kłamstwo. Próbowałeś się uwolnić z więzów, prawda? – spytał. Harry spojrzał na niego teraz z oburzeniem.

 

- Tak – przyznał po chwili. Riddle wstał.

 

- Zanim wszyscy przyjdą zabawię się. Glizdogonie, idź na dół i powiedz im, by poczekali chwilę – rozkazał mu.

 

- Tak, panie – i wyszedł. Gdy drzwi się zamknęły za Pettigrew, Voldemort chwycił Harry'ego za ramię. Postawił na nogi i poprowadził na środek pomieszczenia.

 

- Zostaliśmy sami, Harry. Nikt nam teraz nie przeszkodzi. Teraz mi zapłacisz... za niektóre rzeczy – Harry miał złe przeczucia, widząc koniec różdżki Riddle'a wycelowaną w niego. Bardzo złe. Przełknął ślinę. Serce mu biło jak szalone, a pot ściekał mu po twarzy. Zamknął oczy – Crucio! – wrzask Pottera, jaki się rozniósł po całym pomieszczeniu, był głośny.

 

~~*~~

 

Tymczasem w innej części kraju ktoś także krzyczał...

 

Krzyk pewnego ciemnowłosego chłopca o orzechowych oczach roznosił się po pokoju i nie mógł przestać.

 

- Jack, co ci jest? – dopytywał się jego przyjaciel.

 

- N-n-nie wiem... Boli jak cholera! Jakby ktoś rzucił we mnie jakąś klątwę! – odpowiedział. Ból minął po dwóch minutach. Chłopak nazwany Jackiem oddychał ciężko – Przeszło – szepnął.

 

- Pójdę po ojca i uzdrowicieli – Jak powiedział, tak zrobił. Jednak, gdy był już na zewnątrz, ciemnowłosy chłopak zasnął.


Zobaczył czarnowłosego chłopca w okularach, za którymi lekko świeciły oczy w kolorze Avady. Na jego czole dostrzegł cienką bliznę w kształcie błyskawicy. Wyglądał prawie jak on, ale on (Jack) nie nosił okularów, nie miał blizny, miał jaśniejsze włosy, a oczy brązowe. Nigdy nie widział tego chłopca, ale miał wrażenie, że czuł, iż go zna. Zielonooki miał na sobie czarną szatę, narzucony na głowę kaptur, który zakrywał mu twarz, ale Jack widział dobrze każdy szczegół, nawet rysy twarzy, oczy i bliznę. Nieznajomy stał wśród wielu podobnie ubranych do siebie osób. Nagle, znikąd usłyszał głos, który wypowiedział te słowa:

 

- Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć – Nagle czerwono-zielone światło padło na zielonookiego i Jack wiedział, że ten jest "Naznaczony". 'Może to z powodu blizny?'. Nagle obraz zniknął i się zbudził.

 

- Jack, obudź się! Słyszysz mnie? – wołał go jego przyjaciel. Jack spojrzał na niego, a potem na wodza, który stał obok niego i jak w letargu powiedział:

 

- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć" – wyszeptał.

 

- Co powiedziałeś? – spytał wódz. Mężczyzna przyjrzał się jego twarzy. Oczodoły chłopca były całe białe, ale tam, gdzie znajdowały się źrenice, były szare, jakby patrzyło się przez zamgloną szybę.

 

- "Naznaczony zostanie przez Czarnego Pana Mrocznym Znakiem, ale on nie będzie mu służyć" – powtórzył głośniej, a nad nim pojawiła się postać Harry'ego w czarnej szacie.

 

- To dziwne – po chwili zauważył dziwny symbol podobny do byka na jego szyi. Błyszczał – Bardzo... dziwne – szepnął.

 

~~*~~

 

W innej części kraju...

 

- To może oznaczać tylko jedno, Elyon. Harry lub Jack są torturowani – mówił blondyn o ciemno-zielonych oczach.

 

- To straszne! Co robimy? – spytała kobieta nazywana Elyon.

 

- Nic. Nie możemy się wtrącać puki ja i Harry nie spotkamy się na Pokątnej. Cóż... – tu wstał i podszedł do łóżka. Położył się na nim i dokończył: – Harry, Jack, Eleine i ja dostaniemy nieźle w kość od Riddle'a i jego Śmierciożerców. Harry stanie się jego sługą, ale... – tu zaśmiał się cicho – Harry nie będzie do końca wykonywał jego poleceń. Tak czy siak – westchnął i spojrzawszy w okno – musimy we czwórkę wytrzymać przez najbliższe kilka tygodni. Szczególnie Harry. Przygotuj lecznicze eliksiry. Będę ich potrzebować – oznajmił – One przynajmniej uśmierzą fizyczny ból, lecz nie psychiczny – westchnął teatralnie, po czym wygiął się pod kolejną salwą bólu.

 

- A czy chcesz popatrzeć, co Riddle mówi do Wybrańca? – spytała Elyon.

 

- Nie. Wolę nie przeżywać tych samych wspomnień ponownie – odparł – Wolę już wytrzymywać ból Harry'ego i Jacka – odparł.

 

- Rozumiem. Miejmy nadzieję, że wszystko dobrze się potoczy – odparła, podając mu co chwilę eliksiry.

 

 

 

_____________________________________
Od autorki:

* Na pewno nie Zaklęcie Kameleona, ale podobne. Działa ono na tym, że jest się równocześnie nie widzialnym jak i niesłyszalnym. W skrócie: zaklęcie NiN.

** "... Nawet cię nie zauważyłem poprzez moje oko!!" – Nie rozumiecie sensu tego zdania? Wyjaśnię. John stał niewidzialny i niesłyszalny w drzwiach. Wchodząc, zdjął zaklęcie. Będąc pod tym zaklęciem, nikt cię nie usłyszy i nie zobaczy.

Brak komentarzy:

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.