Moja lista przebojów 2

16 grudnia 2012

Rozdział 15 - Zebranie Zakonu i niespodziewny obrót wydarzeń

Klik

         Podczas obiadu Harry powiadomił McGonagall o zebraniu Zakonu Feniksa w Kwaterze Głównej. Obiecała przyjść. Skierowali się do gabinetu dyrektorki, by stamtąd przenieść się do Londynu. Na miejsce przybyli punktualnie, gdyż właśnie schodzili się pierwsi członkowie wyżej wymienionej organizacji. Wszyscy usiedli przy stole i czekali na słowa dowódcy.
- Moi drodzy, mam dla was złe wieści. Jak wiecie jestem Śmierciożercą. Poprzedniego wieczoru, zaraz po uczcie przybyłem na wezwanie Riddle'a. Dał mi polecenie bym mu uwarzyć skomplikowany eliksir, który może uwarzyć tylko Podwójny Dziedzic o czystym sercu, a on twierdzi, że to ja jestem tym Dziedzicem. Czy ktoś może mi wyjaśnić o co dokładniej chodzi z tym Dziedzicem? - oświadczył. Na jego pytanie odpowiedziała dyrektorka mówiąc:
- Harry, on mówił prawdę. Naprawdę jesteś Podwójnym Dziedzicem. Dziedzicem Salazara Slytherina i Godryka Gryffindora. Chyba wiesz dlaczego właśnie Salazara? - spytała dyrektorka. Harry zamyślił się.
- Masz rację, Minerwo. Voldemort pozostawił we mnie cząstkę samego siebie, gdy miałem rok i... - zamarł, bo zdał sobie sprawę z tego co właśnie powiedział. Potem opadł na krzesło (bo chodził w tą i z powrotem) i walnął się w czoło. - ...Na brodę Merlina! Zostawił we mnie cząstkę samego siebie! A to znaczy, że… że jestem jednym z Horkruksów! - dyszał ciężko.
- Harry, co się dzieje? - młodzieniec spojrzał na Mary, która zadała pytanie. Kompletnie zapomniał dziewczętom powiedzieć o nich.
- Słuchajcie, muszę wam powiedzieć o czymś... - westchnął i kontynuował. - ...Widzicie, profesor Dumbledore powierzył mi misję niedługo przed śmiercią. Wiecie czym jest Horkruks?... - wszyscy kiwnęli głowami, więc chłopak mówił dalej. - ...Voldemort stworzył sobie ich siedem. Tak, siedem. Dwa z nich już zostały zniszczone. Zostało więc jeszcze pięć w tym ja i sam Voldemort. Lecz, by Gada zabić trzeba najpierw zniszczyć jego Horkruksy, ale trzeba też mieć wyjątkową moc, by zabić tak potężnego czarnoksiężnika jakim jest Lord Voldemort. Taką moc mam ja. - oświadczył z żalem.
- Co to za moc? - dopytywał się Moody. Harry spojrzał na niego, po czym rozejrzał się po wszystkich. Stwierdził w myślach, że nikomu nic nie powiedzą. Postanowił powiedzieć im też o przepowiedni. Zaryzykował i wyrecytował, po czym dodał.
- Jest to przepowiednia dotycząca mnie i Voldemorta. Sami domyślcie się szczegółów. Remusie, ty razem z moimi rodzicami, Syriuszem i Glizdogonem znaliście treść całej przepowiedni. Dumbledore powiedział waszej piątce o niej, no i o Horkruksach. - Remus kiwnął głową.
- Tak, to prawda, Harry. Albus kazał nam, Huncwotom oraz Lily i jej siostrom przysiąc nikomu o tym nie mówić. Harry, powiedz, do czego ma służyć ten eliksir? - spytał. Potter uśmiechnął się blado.
- Nie uwierzycie mi.
- Spróbujemy. - powiedziała Aurelia pocieszająco. Młody nauczyciel wziął głęboki uspakajający oddech i odpowiedział:
- Najpierw powiedział mi o nim Voldemort, a potem wyszczególnił... Severus. Nosi on nazwę: Elixir of Resurrection.
- Eliksir Wskrzeszenia. - wyszeptała Aurelia. Harry skinął głową.
- Sprawia, że każdy kto go wypije staje się nieśmiertelny, może też ożywiać zmarłych... - Wszyscy się wystraszyli. - ...Musimy coś zrobić. Riddle wymusił na mnie żebym uwarzył go w Piekielnym Dworze, ale ja chcę wskrzesić rodziców. Postanowiłem więc uwarzyć eliksir i przechytrzyć Voldemorta, ale potrzebuję tych składników. Pójdę po recepturę do Dworu i wyruszymy w drogę. Jeśli te składniki są łatwe do zdobycia to będzie łatwo go uwarzyć... Chyba. Ktoś powinien pójść ze mną. - oznajmił.
- My pójdziemy. - odezwali się jednocześnie: Troje Parkerów, panna Granger i czwórka Weasley'ów. Było do przewidzenia, że pani Weasley się zbuntowała.
- Nie pozwalam! Wy chłopcy jesteście pełnoletni i możecie iść, ale ty, Ginny nie! - zapiszczała kobieta.
- Pani Weasley, niech mnie pani przez chwilę wysłucha!... - zawołał głośno Harry nim Ginny zdołała otworzyć usta. Kobieta umilkła. Harry wziął kolejny głęboki oddech i powiedział do kobiety siląc się na spokój. - ...Ron, Hermiona i Ginny byli ze mną w Ministerstwie Magii. Walczyli przeciwko Śmierciożercom. I to dwukrotnie. Raz, właśnie w Ministerstwie, a drugi podczas ataku Śmierciożerców na pociąg. Jeszcze do szczęścia tego było mało,... - tu podniósł głos, bo kobieta chciała mu przerwać. - ...zarówno jak i Luna Lovegood oraz Neville Longbottom, Ron, Hermiona i Ginny oraz wielu innych starszych uczniów wstąpili do Gwardii Dumbledore'a, którą założyłem wraz z Ronem i Hermioną. Niech pani przestanie tak się zamartwiać o swoje dzieci i męża, a zwłaszcza o mnie, bo to jest bez sensowne i nieskuteczne. To, że Ginny ma jeszcze 16 lat nie znaczy, że ma pani ją prowadzić wciąż za rączkę jak małe dziecko. Molly... - zwrócił się do kobiety łagodnym głosem. - ...Ginny nie długo osiągnie pełnoletność i w swoim czasie będzie musiała odejść z domu. I jeszcze mało tego Ginny potrafi się bronić jak lwica. Mamy ciężkie czasy, Molly. Będziemy się zamartwiać śmiercią naszych bliskich po wojnie! A teraz uspokój się i pozwoli im iść, bo i tak nie zdołasz ich zatrzymać. Powtarzam: Ginny potrafi się bronić, co udowodniła będąc w GD... - urwał na chwilę, by złapać oddech, potem powiedział już spokojniejszym tonem. - ...Nie zapomniałaś, że przyjąłem stanowisko nauczyciela OPCM pomimo, że jestem nie doświadczony i za młody na nauczanie młodszych od siebie? Obiecuję, że pod koniec roku wszystko się skończy... - Kobieta nie skomentowała tej sugestii. Stała ze zwieszoną głową milcząc. Harry dopiero teraz zwrócił się do przyjaciół uśmiechnął się. Oni patrzyli na niego z rozdziawianymi ustami. Byli w szoku, a zwłaszcza Ron, Ginny, Fred, George, Bill, Charlie i Percy. - ...Pomożecie mi znaleźć składniki do tego eliksiru?... - spytał jak gdyby nigdy nic. Lecz oni nie odpowiedzieli. - ...No co? - Ron popatrzył na przyjaciela, po czym stwierdził:
- Harry, nakrzyczałeś na naszą matkę. Nie wybaczyłbym ci, gdybyś nie był moim przyjacielem, ale nim jestem i ci wybaczam. - oświadczył.
- Ron! - krzyknął pan Weasley, ale Ron nie zwrócił uwagi na jego głos. Przyjaciele postanowili zastanowić się nad tym wszystkim w szkole. Deportowali się jednocześnie.

~~*~~

Niedługo potem...
         Z siódmą klasą Harry miał mieć lekcje w poniedziałki, środy i piątki. Najgorsze jednak w tym było to, że McGonagall podwoiła godziny Obrony, zaklęć, KP, LCM, GD i OPŚ. Harry chodził tylko na LCM (w soboty), a resztę zajęć prowadził z przyjaciółmi. Jeśli chodzi o Nicka Dumbledore'a, to między nim a Harrym z dnia na dzień rodziła się coraz większa niechęć i nienawiść, a w przypadku Dracona Malfoy’a wręcz przeciwnie. Przyjaźń wzrastała z dnia na dzień. Lecz do listy wrogów Harry'ego doszła kolejna osoba.
Pierwsza lekcja OPCM...
         Harry był zdenerwowany. Bał się pierwszej lekcji z siódmą klasą, z której odszedł, gdy tylko dowiedział się, że jest przyjęty na posadę nauczyciela Obrony. Powodem byli dwaj nowi uczniowie owej klasy: Marvolo i Tom III Riddle'owie.
- Wiadomo kto ich tak nazwał, ale czemu?... - zastanawiał się na głos młodzieniec, gdy szedł korytarzem na lekcję z tą klasą. W końcu stanął przed drzwiami swojej sali, wziął głęboki oddech, otworzył je i wszedł. Klasa była, o dziwo, spokojna. Nawet Ślizgoni siedzieli cicho. Harry był tak zaskoczony tą ciszą, że na chwilę przystanął. Zauważył pocieszające spojrzenia przyjaciół, lekko się uśmiechnął i rozluźnił. Podszedł do biurka i usiadł. Po chwili odezwał się. - ...Dla mnie jest to dość dziwne uczucie, gdy się uczy swoich kolegów... - powiedział cicho, ale wyraźnie. Kilkoro uczniów zachichotało. - ...Dobra, wiem czego się uczyliśmy w ubiegłym roku, więc najpierw zaczniemy od przypomnienia co zapamiętaliście wciągu sześciu lat. Mówię do tych, którzy nie chodzili na spotkania GD... - nauczyciel spojrzał znacząco na swoją Organizację. - ...Dobrze, więc, dobierzecie się w mieszane pary. Panie Riddle, powiedziałem: mieszane, więc proszę znaleźć sobie innego partnera lub partnerkę z innego domu. Mówię do twojego brata, Marvolo... - powiedział Harry widząc jak Tom III podchodzi do Dracona. Marvolo spojrzał na nauczyciela, a w między czasie zielonooki odsuwał ławki i krzesła pod ścianę, by zrobić miejsce na pojedynki. Jak było do przewidzenia Neville nie miał pary. Potter ulitował się nad Gryfonem i podszedł do niego. - ...Neville, ja będę twoim partnerem. Dobrze, najpierw sprawdzimy jak wam idzie zaklęcie Expelliarmus. - powiedział Harry. W tym momencie rozległ się krzyk, a potem, zanim Harry się zorientował co się dzieje, poleciał w tył. Uderzył z inmetem w ścianę. Upadł na posadzkę mdlejąc.
- Ty idioto! Coś ty zrobił?! - wrzasnął Marvolo do swego brata.
- Zamknij się, półgłówku! To nie twoja sprawa! - W tym momencie podbiegli do Ślizgona i nieprzytomnego nauczyciela: Ron, Hermiona, Mary, Eleine i... o dziwo Draco. Eleine sprawdziła puls Harry'ego.
- Żyje... - powiedziała odetchnąwszy z ulgą. Po czym wstała odwróciła się ku Riddle'om i wrzasnęła na cały głos, aż szyby się zatrzęsły o mało się nie roztrzaskując. - ...RIDDLE, TY KRETYNIE OD SIEDMIU BOLEŚCI!! Dlaczego zaatakowałeś Harry’ego?! Nie dałeś mu nawet cienia szansy, by się obronić! GDY się obudzi, dostaniesz od niego szlaban! Możesz być pewien, że McGonagall dowie się o tym! Masz szczęście, że wciąż żyje! - wrzasnęła.
- Właśnie, Parker, gdy się obudzi. - zadrwił Tom akceptując słowo "gdy".
- Co chcesz przez to powiedzieć? - spytał jego bliźniak. Tom nie odpowiedział, tylko zrobił dwa kroki do Pottera. Zanim się nad nim pochylił stanęła przed nim cała klasa z Ronem, Hermioną, Draconem, Eleine, Mary i Marvolem na czele. Tom III patrzył na nich po kolei.
- Głupcy! Pożałujecie tego! - wrzasnął.
- Zagrodźcie mu wyjście, i niech ktoś pójdzie po dyrektorkę! - zawołała Hermiona.
- O nie, Granger! Co to, to nie! - Tom ruszył ku drzwiom klasy. Wszyscy z Gwardii (prawie cały Gryffindor) na czele z Erniem, Susan, Draco, Eleine i Mary stanęli przed drzwiami frontowymi wychodzącymi na korytarz. Ron, korzystając z okazji wybiegł z sali i pognał do gabinetu dyrektorki. Seamus i Dean chwycili Ślizgona za ramiona, a Neville związał go mocno. Czekali w ciszy. Ciszy, jeśli nie liczyć niemych wrzasków Toma, bo Hermiona rzuciła na niego zaklęcie Silencio.
         Po pięciu minutach dyrektorka weszła do sali wołając od progu:
- Co się tu dzieje? - spytała na przywitanie.
- Pani dyrektor, mój brat rzucił na profesora Pottera jakieś zaklęcie i nie wiemy jakie. - wyjaśnił Marvolo.
- Twój brat? - zdziwiła się kobieta.
- Tak. Jest tam. - wskazał na drugi koniec sali. Oparty potylicą o biurko siedział Ślizgon ze złoszczoną miną. - "Widziałam kiedyś tą twarz... Ale gdzie?" - spytała samą siebie w myślach.
- Jak się nazywacie? - spytała się go.
- Ja mam na imię Marvolo, a mój brat Tom, a nasze nazwisko to: Riddle. - odparł blond włosy.
- Pani dyrektor, myślę, że powinniśmy zająć się Harrym, a nie Riddle'ami. - zauważyła Hermiona.
- Dobrze. Zanieście Toma Riddle'a do lochów. - zażądała kobieta.
- Ja mam lepszy pomysł, pani dyrektor. - odezwał Ron.
- Niby jaki? - spytała Mary. Weasley popatrzył na wszystkich. Po czym powiedział do swojej dziewczyny:
- Hermiono, pamiętasz jak byłem pod wpływem jakiegoś uroku?... - dziewczyna kiwnęła głową. - ...Dobrze. Mam pomysł. Zanieście Harry'ego do gabinetu i tego gnidę również. - wskazał na Riddle'a-Ślizgona.
- Co chcesz zrobić? - spytała Mary.
- A jak myślisz?... - Ciemnowłosa zamyśliła się na chwilę, ale nic nie powiedziała. Tymczasem Ron skierował się do gabinetu swojego przyjaciela. Podszedł do kominka, wziął szczyptę proszku Fiuu i zawołał w stronę ognia, wrzucając owy proszek w płomienie. - ...Aurelio, pozwól na chwilę do gabinetu Harry'ego w Hogwarcie. - Ogień w kominku zahuczał i wzniósł się ponad rudzielca. Kilka chwili później w gabinecie pojawiło się "odbicie" Mary.
- Słucham, Ron, co się dzieje? - spytała.
- Oj, dzieje się, dzieje. - powiedziała ponurym, a zarazem grobowym głosem Hermiona wchodząc do gabinetu z równie grobową miną. Kobieta spojrzała na córkę i uśmiechnęła się, ale mina natychmiast jej zrzedła, gdy zobaczyła twarze całej klasy siódmej oraz dyrektorki.
- No, co się dzieje? - Wszyscy spojrzeli na nią, a potem na Rona. Rudzielec popatrzył na kobietę i powiedział tylko:
- Przynieście ich obu. - rozkazał. Dean i Seamus przyprowadzili lekko wyrywającego się Toma, a Eleine przy lewitowała nieprzytomnego Harry’ego.
- Na Merlina! Harry! Co się mu stało?! - zaczęła histeryzować starsza Parker. Ron westchnął. Spojrzał na klasę i oznajmił:
- Niech zostaną: profesor McGonagall, Hermiona, Aurelia, Mary, Eleine, Marvolo i Draco, a reszta niech wyjdzie. - Uczniowie, prócz wyżej wymienionych, wyszli.
- No więc, o co chodzi?... - spytała już nie na żarty przerażona Aurelia. Hermiona opowiedziała cały przebieg lekcji poczynając od wejścia Harry’ego do klasy, a kończąc na tym, gdy przybyła dyrektorka. - ...To straszne! Muszę powiadomić Cassidy! - Jak powiedziała tak zrobiła. Wrzuciła garść połyskującego proszku Fiuu w płomienie kominka, włożyła głowę do ognia i zaczęła rozmowę z Cassidy. Była ciut zdekoncentrowana i zdenerwowana. Rozejrzała się w koło.
- Mamo, czy poinformowałaś Cassidy o całej sytuacji? - spytała Hermiona. Ta spojrzała na nich i odpowiedziała:
- Tak, Hermiono. Cas... - (dop. aut. zdrobnienie do Cassidy). - ...wie o całej sytuacji jaka wydarzyła się w klasie. - w tym samym czasie blond włosa kobieta podeszła do Toma III i spytała:
- Jakiego zaklęcia użyłeś na Harrym Potterze? - Ślizgon spojrzał na nią, a potem odwrócił głowę w drugą stronę dając do zrozumienia, że nie powie. Eleine podeszła do niego szybkim krokiem. Chwyciła go za włosy i warknęła – o dziwo w mowie węży:
- "Gadaj! Jakie zaklęcie rzuciłeś na Harry’ego? Jeśli nie odpowiesz rzucę na ciebie tak potężną klątwę, że się nie pozbierasz! I nawet nasz ojczulek cię nie uratuje!" - Wszyscy, prócz Dracona, Cas i Rona zrozumiali, co powiedziała niebieskooka, a ci tylko wytrzeszczyli na nią oczy.
- Co ona powiedziała? - zwróciła się Cassidy do Mary. Odpowiedział jej inny głos, którego nigdy w życiu nie słyszała:
- Zagroziła mu klątwą i jak mniemam śmiercią. - Wszyscy się obejrzeli. Była to Alina Anderson.
- Znasz mowę węży? - zdziwiła się Cassidy.
- Pani Snape, to nie jest czas, miejsce, ani temat na pogawędkę o tym, kto zna a kto nie zna mowy węży. Zajmijcie się lepiej Riddlem i Harrym. Nasz nauczyciel jest w poważnym stanie. - odpowiedziała. Blond włosa popatrzyła na Alinę, po czym podeszła do czarnookiego jeszcze bliżej niż Eleine i warknęła najbardziej zimnym oraz przesyconym jadem głosem.
- Gadaj! Jakim walnąłeś go zaklęciem, bo jeśli nie powiesz to będziesz cierpiał takie katusze, jakich nie zafundował swoim ofiarom Lord Voldemort! NO GADAJ, CO TO ZA ZAKLĘCIE!?? - ostatnie zdanie wywrzeszczała tak głośno, że w całym gabinecie zabrzmiało echo, a okna zadrżały. Tom III spojrzał na nią, po czym skinął głową na znak, że im powie...

1 komentarz:

Lynx pisze...

Rozdział jak by to powiedzieć: jest świetny!!!!!!! Dużo emocji!! Ciekawe jakie to zaklęcie?! O jejku już się nie doczekam kolejnego odcinka!!!!!! Nie chcę czekać całego tygodnia! Zawsze gdy chcę coś przeczytać wtedy nic nowego nie ma ;(
Pozdrawiam
Małgosia
PS - to chyba najdłuższy komentarz jaki w życiu napisałam xD

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.