Klik
Cofnięto więc z niego zaklęcie uciszenia. Odkaszlnął kilka razy, po czym odpowiedział:
- Jest to zaklęcie Creatroniks – wyjaśnił. Alina, Hermiona, Cassidy i Draco byli w szoku.
- Co to za zaklęcie? – spytał, tym razem niedoinformowany
Ron. Wszyscy, a zwłaszcza Cas, spojrzeli na niego, lecz to Alina
odpowiedziała. Miała drżący głos:
- To jedno najtrudniejszych i
najokrutniejszych czarnoksięskich zaklęć. To zaklęcie jest czystą
nienawiścią. Można je zwalczyć tylko jeszcze większą miłością i wiarą.
Jest nazywane również Zaklęciem Nienawiści. Żeby je rzucić nie tylko
trzeba czuć wielką nienawiść do drugiego człowieka. Przez to zaklęcie
trzeba się zmierzyć z rzeczami jakich doświadczyłeś przez całe życie.
Musisz pozbyć się własnej nienawiści i własnych uprzedzeń. Nawet
Kenule, na które to zaklęcie zostało rzucone nie przeżyli – wyjaśniła.
Ron był przerażony tą informacją, jak zresztą wszyscy.
- Jak można znieść to zaklęcie? – spytał Ron.
- Nie ma na nie tarczy – odparła z przerażeniem w oczach i głosie Cassidy.
- Jak to?! Musi być! – wrzasnęła rozhisteryzowana Eleine.
- Przykro mi, ale nie znam żadnego zaklęcia, które pomogłoby Harry'emu
Potterowi – powiedziała przepraszającym tonem elfka. Mary,
Eleine, Hermiona, Ron i Aurelia spojrzeli na nią z wściekłością. W
ich oczach było widać iskierki nienawiści, a zarazem przerażenia i
bezradności – Ale jeśli to was pocieszy, to mogę zmodyfikować pamięć
Tomowi tak, by was słuchał bez żadnego protestu – wyjaśniła z nadzieją
w głosie, żeby tylko się na nią nie rzucili.
- Nie! Nie pozwolę! Mój ojciec was ukaże!! – zawołał wyżej zainteresowany z przerażeniem.
- ZAMKNIJ SIĘ!!! – wrzasnęli wszyscy chórem. Tom III zamilkł.
Wszyscy chodzili od ponad pół godziny w tę i z powrotem.
- Co z lekcjami? Harry jest nauczycielem i musi prowadzić lekcje –
przypomniała Alina. Minerwa spojrzała na nią, a potem na innych i
odparła:
- Panna Anderson ma rację. Ktoś musi zastąpić
Harry'ego na lekcjach. Czy macie kogoś, kto może go zastąpić? –
spytała Aurelia. Ron, Hermiona, Marvolo i Alina zamyślili się, a
potem nagle Ron zawołał:
- John! On może zastąpić Harry'ego, dopóki nie wyzdrowieje!
- Ale, panie Weasley, Harry i tak nie wyzdrowieje – powiedziała z rezygnacją Cas.
- Przestań! Harry wyzdrowieje! Nie traćmy nadziei i wiary! –
odezwała się Alina, i po chwili kontynuowała – Nie
zapomnieliście piosenki Tiary Przydziału? – Cas spojrzała
na Alinę, po czym podeszła spytawszy Toma III.
- Jakie jest przeciwzaklęcie na Creatroniksa? – Ślizgon popatrzył na kobietę, po czym westchnął i oznajmił:
- Druidzi wiedzą, jak uratować waszego Wybawcę Świata – odparł.
- Co to może być? – spytała Hermiona.
- Skąd mam wiedzieć!? Gdy uczyłem się tego zaklęcia doczytałem się, że
przeciwzaklęciem do Zaklęcia Nienawiści jest coś od druidów! Nie
doczytałem się dokładnie, bo ojciec zabrał mi wszystkie księgi z
przeciwzaklęciami. Uznał, że nie potrzebuję tego – Wszyscy spojrzeli na
niego, a potem po sobie. Rozpromienili się. Hermiona wybiegła z
gabinetu i zatrzymała się. Rozejrzała się po klasie. W pomieszczeniu
byli uczniowie z szóstej klasy. Wzięła głęboki oddech i oznajmiła:
- Lekcji nie będzie. Profesor Potter źle się czuje. Proszę o wyjście i
sprowadzenie pana Wilsona i pana Parkera. O tej godzinie przebywają w
swoich prywatnych pokojach – i wróciła do gabinetu Harry'ego.
- I co? Gdzie on jest? – spytała Eleine.
- W sali Obrony była szósta klasa. Powiedziałam im, by wyszli, bo nie
będzie lekcji i... – nagle przybiegła Ginny razem z Luną. Ta pierwsza
spytała:
- Co się dzieje? Dlaczego on jest związany? I dlaczego
Harry jest nieprzytomny? – wskazała na Riddle'a, a potem na
Harry'ego. Wszyscy spojrzeli na nią, a potem Marvolo podszedł do niej,
ale ta zawołała – Nie dotykaj mnie, Riddle! Wiem, kim jest twój
ojciec! – Riddle-Gryfon westchnął. Do młodszych dziewczyn podeszła
Hermiona. Wyprowadziła je z gabinetu i opowiedziała, co się stało. Po
chwili Ginny zakryła twarz, rozpłakała się i wybiegła z pomieszczenia.
- Idź za nią – poprosiła Lunę. Krukonka wyszła.
Gdy Grangerówna wróciła do gabinetu, Aurelia powiedziała:
- Hermiono, sprowadź klasę z powrotem do sali. Lekcja się odbędzie, tylko musimy znaleźć nauczyciela zastępczego.
- Nie, bo lekcja kończy się za pięć minut – odparł Ron, patrząc uprzednio na zegarek. W tym momencie weszli John i Ashe.
- Co się dzieje? – spytał pierwszy.
- Tom Riddle III rzucił Zaklęcie Nienawiści na Harry'ego. Powiedział
nam jednak, że można je zdjąć czymś od druidów. Ashe, czy może znasz
jakieś zaklęcie druidzkie, które może mu pomóc? – spytała
Hermiona z nadzieją. Wilson spojrzał na ciemnowłosego chłopaka i już
miał się na niego rzucić, gdyby nie John. Więc Ashe zatrzymał się,
westchnął i odparł:
- Nie uczyłem się o druidzkiej magii z
dziedziny czarnej oraz przeciwzaklęć. Jeszcze do tego poziomu nie
doszedłem. Miałem tego się uczyć dopiero pod koniec tego roku. Sądzę
jednak, że wódz druidów coś wymyśli. - oznajmił ze smutkiem.
- A ty, John? Czy znasz jakieś przeciw zaklęcie? – spytała Mary po raz pierwszy się odzywając odkąd Harry wszedł do klasy.
- Hmmm... myślę, że tak, ale... – nie dokończył, bo Eleine zawołała:
- On się trzęsie! Musimy zanieść go do Skrzydła Szpitalnego! – Eleine
rzeczywiście miała rację. Harry dostał drgawek, jak w przypadku
padaczki. Wszyscy zareagowali. John zaniósł Harry'ego na
niewidzialnych noszach do Skrzydła i położył go na łóżku.
- Jest
coś, co mogłoby go na jakiś czas uspokoić? Musimy się przecież
zastanowić, co robić dalej – spytała zdenerwowana i
przerażona Eleine.
- Tak. Mam tu eliksir uspakajający i
przeciwbólowy z dziedziny starożytnej magii. One mogą mu pomóc na całą
dobę. Trzeba mu je podawać regularnie, dopóki go całkowicie nie
wyleczymy – powiedział John.
- To dobrze, ale też potrzebujemy...
- JEŚLI uda nam się go wyleczyć – zaznaczył Ashe akceptując pierwsze słowo.
- Kto jest chętny na to, by zastąpić Harry'ego na jakiś czas? –
spytała Aurelia. Wszyscy popatrzyli na siebie, potem gdzieś w bok.
Trwali tak kilka chwil (Harry przestał się już trząść), a potem
odezwała się Cas:
- Ja zastąpię Harry'ego – powiedziała.
- Nie, Cassidy, nie możesz. Jesteś królową elfów i musisz być w swoim
królestwie, a nie tu. Czy ktoś inny się zgadza na to stanowisko? –
spytała Aurelia.
- Ja, mamo – odezwała się Hermiona. Kobieta spojrzała na nią i spytała:
- Jesteś pewna, kochanie? Może chcesz pomocy Mary lub Eleine? – zaproponowała.
- Przydałoby się, ale po zastanowieniu uważam, że Marvolo, Draco i Ron
by się do tego nadawali. Co wy na to chłopaki? – Trzej
młodzieńcy spojrzeli na siebie, a potem powiedzieli zgodnie:
- Zgadzamy się.
- Więc uzgodnione. Eleine, Mary, Hermiona, Marvolo, Ron i Draco będą
zastępować Harry'ego, dopóki nie wyzdrowieje. Jedną klasę wspólnie
będziecie uczyć. Trzeba powiadomić Minerwę – I wyszli.
~~*~~
Niedługo potem...
Field of Hope
Taką nazwę nosiła wioska druidów w południowej części Anglii. Mieściła
się ona w lesie z mieszanymi gatunkami drzew. Młodzieniec o słomianych
włosach szedł ścieżką, aż do jej końca. Miał na sobie szmaragdową
pelerynę z kapturem. Po jakimś czasie natknął się na dwóch druidów.
Jeden z nich podszedł do niego i spytał, celując w niego kuszą.
- Kim jesteś, co tu robisz i w jakiej sprawie tu przybyłeś? – spytał.
- Jestem Ashe Wilson i przybyłem w ważnej sprawie do wodza Białych Druidów – odpowiedział.
-
Ashe! Jak miło cię widzieć! Proszę, wejdź. Czuj się jak u siebie w
domu – zawołał drugi. Idąc za nimi doszedł do wielkiego i
drewnianego ogrodzenia koloru żółto-zielonego pokrytego mchem. Gdy
wszedł ukazał się mu przepiękny widok. Wszędzie były domy druidów,
niewielki plac z posągami ważnych i legendarnych druidów. No i
oczywiście mieszkańcy w długich różnokolorowych płaszczach i szatach.
Szedł środkiem między owymi domami, aż do ostatniego na wprost nich.
Weszli do środka. W wymyślnym tronie siedział mężczyzna na oko 40 lat.
Miał na sobie beżową szatę w zielone listki.
- Och, Ashe, jak
miło cię widzieć ponownie. Co cię do mnie sprowadza? – spytał
wódz tubalnym głosem. Ashe popatrzył na niego i odparł ze smutkiem:
-
Panie, przyszedłem w sprawie Harry'ego Pottera. Został dziś zaatakowany
podczas zajęć z siódmą klasą przez jednego z uczniów –
wyjaśnił.
- A cóż takiego mu się takiego stało? – spytał zdziwiony wódz.
- Widzisz panie, jeden z jego rówieśników rzucił na niego czarno magiczne zaklęcie – wyjaśnił.
- Co to za zaklęcie? – spytał, wstając.
- Creatroniks, bardziej znane jako Zaklęcie Nienawiści. - odparł.
- Myślę, że mu pomogę. Tak się składa, że moja szwagierka zrobiła nie
dawno pewien eliksir. Skład jest znany tylko nam, druidom – odparł.
- Naprawdę, panie? – spytał uradowany, również wstając. Wódz uśmiechnął się, ale natychmiast spoważniał, mówiąc:
- Dam ci eliksir dla pana Pottera, lecz potrzebujesz jeszcze jednego
ważnego składnika. Zdobycie go będzie trudne – Ashe zbladł i spytał:
- Co to za składnik? - Starszy mężczyzna popatrzył na młodszego i odparł:
- Potrzebujesz cząstki najbardziej w świecie znienawidzonej osoby. Czy
znasz taką osobę, której Wybraniec nienawidzi? – zapytał.
- Oo, tak! – zawołał.
- Cudownie! Heliar, przynieś ten eliksir – rozkazał. Heliar
okazał się kolejnym druidem. Ledwo co wódz mu rozkazał ten wyszedł.
Wrócił po kilku minutach. Podał wodzowi specyfik, a ten Ashe'owi.
- Dzięki, panie! Naprawdę dzięki! Zaniosę go natychmiast do Hogwartu i dam Harry'emu!
- Poczekaj jeszcze chwilę, Ashe – mężczyzna zatrzymał się w pół
drogi i spojrzał na wodza – Gdy podasz panu Potterowi specyfik
zadziała on dopiero po 48 godzinach od momentu zażycia go. Chłopak musi
odpoczywać przez ten czas. Rozumiesz? – zastrzegł wódz.
- Rozumiem. Czy są jakieś skutki uboczne? – dopytywał się młodzieniec.
- Nie... ale są pozytywne. Pan Potter nie tylko wyzdrowieje, ale też
będzie miał zdolności. Będzie odpory na takie typu zaklęcia czarno
magiczne, jakie rzucił ten jego rówieśnik – odparł z uśmiechem.
- To wspaniale! Dzięki, wodzu! Jest wspaniałomyślny i miłosierny!
Dzięki, dzięki... – nie dokończył, bo mężczyzna wyprowadził go z
pomieszczenia i zaprowadził do wrót.
- Idź, proszę i pomóż swojemu przyjacielowi – Ashe uśmiechnął się i aportował się na błonia Hogwartu.
~~*~~
Była już noc, gdy Ashe biegł ile sił w nogach do zamku
Hogwart. Poszedł najpierw do gabinetu Harry'ego, gdzie przebywali
zdenerwowani Hermiona z Draco i oznajmił podnieconym głosem:
- Mam eliksir, który pomoże Harry'emu! – zawołał od progu, dysząc.
- To cudownie! – zawołali jednocześnie.
- Trzeba natychmiast mu go podać. Chodźmy – i poszli. Po drodze
Hermiona zawiadomiła Alinę, Rona, swoje siostry i brata, ich matkę, a
także Cassidy i McGonagall. Przybyli, dopiero gdy Draco, Hermiona i
Ashe właśnie podchodzili do łóżka Harry'ego.
- I co? Wyzdrowiał? – dopytywała się Mary.
- Właśnie podajemy mu specyfik – odparł Ashe. Wszyscy
stanęli wokół łóżka zielonookiego. Blondyn właśnie chciał wlać owy
specyfik do ust młodego nauczyciela, gdy nagle... zamarł i zakorkował
fiolkę, w której on był – Zapomniałem o czymś – wyszeptał.
- Co? O czym zapomniałeś, Ashe? – spytała się pani Parker.
- Widzisz, Aurelio, wódz poinformował mnie, że eliksir będzie działał,
gdy doda się do niego jeszcze jeden istotny składnik –
wyjaśnił.
- Jaki? – dopytywały się siostry.
- Jest to "Cząstka najbardziej w świecie znienawidzonej osoby". W tym
przypadku dla Harry'ego – wyrecytował. Wszyscy spojrzeli po sobie i
kiwnęli jednocześnie głowami, wiedząc o kogo chodzi:
- Voldemort – powiedzieli zgodnie.
- Jak mu odbierzemy... np: krew? – spytał Ron.
- Myślę, że ktoś z nas musi do niego iść i ją odebrać – zaproponowała Eleine.
- Ale kto tam pójdzie? To czyste samobójstwo – rozlegało się pytanie.
- Ja pójdę – odezwała się po chwili namysłu Hermiona.
- NIE! Nie pójdziesz tam! To niebezpieczne! Mógłby cię porwać! – zawołała jej matka.
- Przestań, mamo!! Jestem dorosła!! – krzyknęła.
- To nie ma nic do rzeczy!! – protestowała jej matka.
- Przestańcie obie!! Ja tam pójdę z Johnem!! - zawołał
stanowczo Ashe i wyszedł, a w jego ślady młody Parker, zostawiając za
sobą zdezorientowanych uczniów, dyrektorkę i panią Parker.Wyszli z
zamku, kierując się do Zakazanego Lasu. Stamtąd deportowali się do lasu
blisko miejsca swego celu. Szli cichaczem do ciemnego budynku. Mieli
szczęście, że było grubo po północy, bo wszyscy Śmierciożercy albo
spali u siebie w domu lub w Koszmarnym Dworze, lub właśnie tu, w
Piekielnym Dworze. Szli korytarzem na piętro do pokoju Lorda.
Nasłuchiwali przez chwilę, a potem weszli najciszej, jak mogli do
sypialni Riddle'a. Podeszli do jego łóżka. Mieli szczęście, że spał jak
kamień. Ashe wyjął sztylet i podszedł do czerwonookiego, ale jak to
było z Czarnym Panem, nawet podczas snu był czujny. Więc natychmiast
wstał, wyjął różdżkę i wycelował w nich... mając zamknięte oczy.
Dziwnie to wyglądało.
- Kim jesteście, co tu robicie i jak tu weszliście? – Obaj młodzieńcy spojrzeli na siebie. Porozumiewawczo i w mgnieniu oka rzucili się na mężczyznę. Zanim Ten się zorientował już był związany – Czego chcecie?! – (już był rozbudzony).
- Zamknij jadaczkę, Tom! – warknął John na niego w mowie węży. Ten wytrzeszczył oczy na niego i umilkł. Związali mu też oczy.
~ Co robimy? ~ zapytał Ashe telepatycznie towarzysza.
~ A jak myślisz? ~ spytał Parker, również odzywając się telepatycznie.
~ Co mu zabieramy? ~ w odpowiedzi John odezwał się na głos:
- Myślę, że zabierzemy mu, to samo co on Harry'emu kilka lat temu. Krew
– Lord był wystraszony, ale nie tak jak w obliczu śmierci.
- Popieram – odparł Ashe również na głos i wziął się za robotę. Trwało
to kilka chwil. Gdy fiolka była napełniona, John wyjął drugą i napełnił
ją.
- John, co robisz? Przecież potrzebujemy tylko jedną fiolkę jego krwi – zdziwił się Ashe.
- Myślę, Ashe, że się nam to przyda już wkrótce. Nie wiem kiedy, ale
mam przeczucie, że już niedługo będzie nam ona potrzebna w innym celu.
– odparł John.
- Czy ja dobrze usłyszałem?
Nazywacie się Ashe Wilson i John Parker? – spytał Lord. Żaden z nich nie
odpowiedział, gdyż byli już przy wyjściu – Hej! Rozwiążcie mnie! – Ashe
spojrzał na niego i już miał to zrobić, gdyby nie John.
- Zostaw go, proszę – Ashe westchnął i poszedł za towarzyszem.
- Ej, wy! ROZWIĄŻCIE MNIE!! – ryknął.
Szli korytarzami, aż do lasu. Stamtąd deportowali się do
Zakazanego Lasu, a potem poszli do Skrzydła Szpitalnego. Na łóżku
szpitalnym leżał bezwładnie ciemnowłosy młodzieniec. Wszyscy
najwyraźniej poszli spać. Obaj podeszli do niego. Szybko i bez żadnych
ceregieli podali mu eliksir, dodając uprzednio krew Voldemorta do
eliksiru. Harry tylko na chwilę się obudził, ale równie natychmiast
zasnął.
- Co teraz robimy? – spytał cicho John.
- Zaczekajmy z tym do rana, jest dość późno. Rano powiadomimy całą
szkołę na śniadaniu o stanie jego zdrowia – zaproponował Ashe.
- Zgoda. Chodźmy więc – I wyszli.
~~*~~
Następnego dnia, przy śniadaniu John i Ashe powiadomili całą
szkołę, że Harry trochę lepiej się czuje, ale musi jeszcze trochę pobyć w
Skrzydle i, że można już go odwiedzać. Na tę pierwszą wiadomość
wszyscy odetchnęli z ulgą.
Po zajęciach
gdzieś około 15:30, wszyscy przyjaciele Pottera (Ron, Hermiona, Eleine,
Mary, Marvolo, Ginny, Luna i Draco) pognali do Skrzydła Szpitalnego i
pytali się o zdrowie zielonookiego. Odpowiadał, że dobrze. Potem spytał
się, co mu pomogło.
- Spytaj Johna i Ashe'a, to
oni ci pomogli – padła odpowiedź z ust Dracona. Harry
najpierw spojrzał na czarnowłosego, a potem na blondyna, a następnie
spytał:
- John, powiedz co...? – nie dokończył, bo ten powiedział:
- Spytaj Ashe'a – powiedział, pokazując na niego. Harry spojrzał na wyżej wymienionego. Ten odpowiedział:
- Pomógł ci eliksir. Dostałem go od wodza Białych Druidów wczoraj w
nocy, ale problem polegał na tym, że brakowało jeszcze jednego
istotnego składnika.
- Jakiego? – spytał zaskoczony Potter.
- Krwi Voldemorta – odparł Ashe.
- Ty chyba żartujesz!? – Harry był tak przerażony, że o mało nie spadł z łóżka.
- Spokojnie, Harry. Ten eliksir nie ma żadnych negatywnych skutków
ubocznych – Wszyscy naraz odetchnęli z ulgą, a już zwłaszcza wyżej
zainteresowany – Ale ma pozytywne – dodał spokojniej.
- Jakie? – spytała tym razem Hermiona.
-
Tego nie wiem, ale wiem, że będziesz miał uodpornienie od zaklęć
czarno magicznych, podobnych do Creatroniksa, ale reszta – tu
wzruszył ramionami – nie mam pojęcia. Wiem tylko, że będą to jakieś
zdolności, ale jakie, tego nie wiem – Parker spojrzał na Harry'ego,
coś zauważywszy – Harry, czy mi się wydaje, że nie nosisz okularów? –
Ten przejrzał się w lusterku, które nosił z przyzwyczajenia.
Faktycznie, widział dość dobrze! I nie potrzebował okularów!
1 komentarz:
Hmm... powiem jedno: Wspaniały rozdział!
CZEMU tylko tyle?! Ja chce więcej! :D
A wracając do rozdziału to bardzo ciekawe opisy, dialogi... Ja nigdy tak nie będę pisać... z... doświadczeniem...
No i Wesołych Świąt!
Prześlij komentarz