Moja lista przebojów 2

27 stycznia 2013

Rozdział 21 - Cienie Założycieli, kolejna przepowiednia i bliska nieznajoma

Klik

Dziś...
           dy Harry wrócił do Hogwartu skierował się do przylegającego pokoju obok swoich kwater. Byli tam wszyscy jego przyjaciele.
- Już wróciłeś? - odezwała się Mary, gdy go tylko zobaczyła.
- Czego chciał od ciebie Voldemort? - spytał Ron, również zauważywszy przyjaciela. Wybraniec usiadł za swoim biurkiem i odrzekł dopiero po minucie milczenia:
- Pytał mnie czy już zabrałem się za sporządzanie eliksiru. - odpowiedział.
- Tylko tyle? - skomentowała Eleine.
- Tak. - szepnął.
- Harry, ja i Jack czuliśmy twój ból, co jest nadzwyczajne. Wyjaśnij nam to. - prosiła.
- Po prostu jest nie cierpliwy, a ja uważam, że jeśli myśli, iż pozwolę mu napić się tego eliksiru to się grubo myli!... - oznajmił z wściekłością Wybraniec, ale natychmiast ją poskromił. Po kilku chwilach dodał. - ...Mam złą wiadomość. - powiedział ze zgrozą.
- Jaką? - rozległo się pytanie.
- Zmusił mnie, o dziwo bez tortur, tylko poprzez wypowiedzenia mojego imienia, do wypowiedzenia przepowiedni sprzed 16 lat. - szepnął, a jego słowa były ledwo słyszalne.
- CO TAKIEGO?!?! - Wrzasnęli wszyscy.
- Mówię przecież! Voldemort zna całą treść przepowiedni, a dowiedział się tego ode mnie!... - tu załkał. - ...Pewnie teraz tańczy z radości, iż wie jak mnie może zabić! - zawołał.
- To dlatego czułam ból. - odezwała się Eleine.
- Taa. Dziwi mnie jednak to, że nie uczynił tego wtedy, gdy przed nim stałem! Tam, w jego pokoju!... - spojrzał po zgromadzonych. - ...Dobra, zapomnijmy na chwilę o przepowiedni i idźmy po te składniki. Chcę mieć to za sobą! Ja pójdę do Komnaty Tajemnic po Jad, Krew i Łuski bazyliszka. Reszta wie co robić. - oświadczył. Zgromadzeni, zanim się zorientowali, co powiedział ich nauczyciel ten już zniknął.
           Pojawił się przed posągiem Wężowego Języka, czarnoksiężnika Salazara Slytherina.



Zapatrzył się w jego bystre czarne oczy z wielkim zainteresowaniem. Potem podszedł do cielska Króla Węży i wziął co miał zabrać. Pobrał Krew i wysączył z kłów Jad, który kilka lat temu o mało go nie zabił. Wlał do osobnych fiolek i zakorkował je. Po paru chwilach ponownie spojrzał Salazarowi w oczy. Trwało to dwie chwile. Już miał odejść, gdy rozległ się syczący głos:
- "Kto tu jest?" - Potter podskoczył. Przestraszony i odwrócił się powoli. Zobaczył, że kamienna twarz patrzy na niego swymi okrutnymi, bystrymi czarnymi oczami. Po chwili Harry odezwał się także w mowie węży:
- "Nazywam się Harry James Potter" - odpowiedział.
- "Znasz mowę węży, więc musisz być moim dziedzicem, Potter" - zauważył posąg.
- "Nie do końca" - odpowiedział Harry.
- "Więc jeśli nim nie jesteś, to skąd znasz tą mowę? Tylko ja i moi dziedzice ją znamy" - stwierdził czarnooki.
- "Posłuchaj mnie, Salazarze. Wiem, że Cię to zdziwi, ale jestem nie tylko twoim dziedzicem, ale i Godryka Gryffindora, czyli jestem Podwójnym Dziedzicem. Minęło ponad tysiąc lat. Opowiem ci co się wydarzyło na przełomie ostatnich 70 lat, w tym historię twojego najstarszego prawdziwego potomka, który otworzył Komnatę Tajemnic, i który kocha zabijanie, terroryzm i chaos" - W między czasie, gdy Harry mówił, z posągu wyłaniała się przezroczysta postać Slytherina. Stanął tuż przed Potterem i wsłuchiwał się w jego opowieść.

~~*~~

Trwała ona może godzinę...
       - Powiedz mi, Potter, kto zabił bazyliszka? - spytał, wskazując na szczątki po bazyliszku, przerywając młodzieńcowi (rozmawiali już po angielsku).
- Ee... czy naprawdę chcesz to wiedzieć?... - spytał Wybraniec. Mężczyzna skinął głową. Harry westchnął, po czym, patrząc mężczyźnie w oczy, odpowiedział. - ...Ja. - Salazar wytrzeszczył oczy.
- Ty? Niby jak? - zdziwił się. Harry popatrzył na niego i odpowiedział:
- Tak. To ja go zabiłem... mieczem Godryka pięć lat temu. - wyjaśnił.
- Jeśli jesteś moim dziedzicem, to w jaki sposób dobyłeś miecz mojego wroga z Tiary? - spytał zmrużywszy oczy.
- Albus Dumbledore, obecny dyrektor Hogwartu, powiedział mi, że tylko prawdziwy Gryfon mógłby go wydobyć z Tiary Przydziału. Musisz jednak wiedzieć, że mam nie tylko, nie które twoje cechy: Zaradność, zdecydowanie, brak szacunku do wszelkich reguł i wężoustwo, lecz także mam charakter mojej matki, czyli dobre serce, wybór i temperament. Potrafiła także dostrzec w człowieku to, co dobre bez względu na pochodzenie i przypadłość. Jeśli chodzi o wężoustwo, to Voldemort dał mi ją, gdy miałem rok. I w ten sposób stałem się tzw. Podwójnym Dziedzicem. I twoim, i Godryka... - objaśnił. - ...Salazarze?... - odezwał się po chwili. - ...Co byś powiedział na Kontrakt? - Mężczyzna popatrzył na młodzieńca i odparł bez żadnych zastrzeżeń:
- Zgoda. Co proponujesz? - zapytał.
- Voldemort chce bym uwarzył mu Eliksir Wskrzeszenia i...
- Ale, Harry! Ten eliksir jest trudny do zrobienia! Nikt, nawet ja, a tym bardziej Merlin, nie umiałby go uwarzyć! Więc jak tobie miało by się udać?... - Harry popatrzył na niego osłupiały. - ...Co? - spytał mężczyzna widząc jego zaskoczone spojrzenie.
- Wypowiedziałeś moje imię. Tylko moi najbliżsi i dyrektor tak do mnie mówią, a Voldemort zwraca się do mnie po imieniu tylko wtedy, gdy coś mu się nie podoba lub, gdy coś planuje wobec mnie. - Salazar zmieszał się trochę i wydukał:
- Ja... ja... Czy mogę mówić ci po imieniu? - spytał szurając butem po mokrej posadzce. Harry uśmiechnął się szeroko i odpowiedział:
- Jasne, ale nie takim lodowatym tonem, dobrze?... - poprosił. Harry. Mężczyzna skinął głową i uśmiechnął się. - ...Więc jeśli chodzi o ten eliksir, to dowiedziałem się, że tylko Podwójny Dziedzic o czystym sercu może go uwarzyć. Coś czuję, że żadne z was, nawet Merlin, nie macie przodków z nienawidzących rodzin jak ja. Jednak chodzi tu pewnie oto, że trzeba być waszym dziedzicem. Więc jak, możemy przejść do Magicznego Kontraktu*? - spytał.
- Tak, jasne.
- A więc tak. W zamian za to, że was przywrócę do życia proponuję w zamian, że wy przyłączycie się do nas. Co ty na to?
- Hmm... Dobrze, a jakie są warunki? - spytał mężczyzna.
- Pogodzisz się z Godrykiem i nie przejdziesz na stronę Voldemorta po ożywieniu. Oraz nie będziecie się kłócić ani docinać sobie z Godrykiem. Dobrze? - zasugerował wyciągając ku niemu rękę. Slytherin patrzył na Pottera przez chwile w milczeniu. Po chwili odpowiedział:
- Dobrze... - i uścisnął mu rękę. - ...Zgoda... - po chwili spytał. - ...A ile potrwa uwarzenie go?
- Cztery i pół miesiąca. No co? To nie moja wina, że się go tak długo warzy... - Harry już miał się deportować, gdy nagle sobie coś przypomniał. - ...Hej, Salazarze. Mogę spytać, gdzie są wasze ciała? - spytał. Mężczyzna spojrzał na niego i odpowiedział:
- Pod każdym z Pokoi Wspólnych, a szczątki Merlina musisz sam odnaleźć, bo nie mam pojęcia, gdzie mogą być pochowane. Pamiętam tylko, że jego grób był gdzieś pod zamkiem. Ale gdzie? Tego nie wiem.
- Dzięki. Do zobaczenia! - pożegnał się z nim Harry. Zanim się aportował do swojego gabinetu, wziął trochę Łusek Bazyliszka i zniknął.
           Gdy się tam pojawił, byli tam nadal jego przyjaciele.
- Idźcie już do siebie, chcę pójść spać. - bo rzeczywiście Harry był zmęczony. Była już późna godzina.
- Ale, Harry, czemu cię tak długo nie było? - dopytywała się Hermiona.
- Nie ważne. Idźcie już. - Tak zrobili.
           Po godzinie odpoczynku, napicia się Eliksiru Czuwania i Eliksiru Regenerującego aportował się do dawnego pokoju Godryka Gryffindora. Gdy się tam znalazł pierwsze co rzucało się w oczy to okryty lniany czerwonozłote płótno całe pokryte kurzem. Na jednej ze ścian wisiał obraz wielkości człowieka. W pokoju były także inne rzeczy, głównie mebli: biurko, kredens, półki na książki, szafa, szafki, krzesła i wiele połamanego drewna i szkła. Na tym wszystkim leżała gruba kilku calowa warstwa kurzu, tak że nie można było odróżnić koloru jakiegokolwiek przedmiotu. Gdy Harry spojrzał na wszystkie cztery ściany zauważył, że tylko obraz wielkości człowieka nie jest zniszczony. Zerwał płótno z obrazu. Wisiał tam portret jednego z Założycieli. Godryka Gryffindora. Miał jasno blond włosy i zielone oczy koloru Avady, był też postulanej budowy, przystojny, no i wysoki.


Harry patrzył na niego z zaciekawieniem zastanawiając się, co zrobić, by mógł z nim przynajmniej pogadać. Postanowił wziąć jego miecz. Aportował się do gabinetu dyrektorki i zanim ktokolwiek zauważył jego obecność (prócz portretów) zniknął pojawiając się ponownie przed owym obrazem. Przyjrzał się mieczowi. Na rękojeści było nie tylko imię i nazwisko blond włosego założyciela, ale też jakiś napis, którego wcześniej nie zauważył:

Do mojego potomka:

"Replet amorem cordibus ut calicem cum vinum et mirabilia caput ruunt sempiternum erit. Amor est virtus"

Jest to hasło, by ze mną porozmawiać.
Widzi go tylko mój potomek oraz ten, kto ma czyste serce.
Zapamiętaj je!

- "Jest to też hasło, by ze mną porozmawiać"; "Widzi go tylko mój potomek i ten, kto ma czyste serce." Ale ja nie wiem co to znaczy. - powiedział na głos.
- Harry... - odezwał się ktoś zza jego pleców. Obejrzał się wyjmując różdżkę i wyciągając jednocześnie miecz przed siebie.
- Kto tam?? - zawołał w ciemność.
- To ja. Percy Levender. - z cienia wyszedł wyżej wymieniony zapalając różdżkę.
- Rety, ale mnie przestraszyłeś! Skąd wiedziałeś, że...
- Że tu będziesz?... - dokończył za niego zdanie. - ...Mam swoje sposoby. Ekhm, masz więc problem z odczytaniem tekstu na mieczu, tak? - spytał.
- Ee... tak. Wiesz co tu jest napisane? - spytał.
- Oczywiście. Sam przecież pytałem swego przyszłego Ja oto samo. - powiedział ze śmiechem (tylko Harry i najbliżsi wiedzieli kim jest tak naprawdę Percy Levender. Nikomu o tym nie mówili, gdyż wampir poprosił ich o to).
- Powiesz mi? - spytał z nadzieją w głosie.
- Tak. Po to tu przyszedłem. Jest tam napisane: "Wypełniaj serce miłością jak kielich winem, a cudowny zawrót głowy będzie trwał wiecznie. Miłość, to potęga!"... - wyrecytował.- ...Poza tym musisz to wypowiedzieć po łacinie dotknąwszy końcem klingi w portret Godryka tam, gdzie ma serce. Ostatnie trzy słowa powiedz władczo. - doradził mu. Harry skinął głową i wykonał polecenie.
- Replet amorem cordibus ut calicem cum vinum et mirabilia caput ruunt sempiternum erit... - nagle klinga miecza zaczęła świeć się złotym światłem, a Harry zawołał na koniec władczym tonem: - ...Amor est virtus! - tym razem rozbłysło światło, a chwilę potem postać Godryka Gryffindora stała na przeciw Harry'ego i Percy'ego.
- Witam. Kim jesteście? - spytał Ten. Miał melancholijny głos.
- Jak to: Kim jestem?... - spytał Harry. - ...Jeśli nie byłbym twoim potomkiem i dziedzicem nie rozmawiałbym teraz z tobą. Przy okazji nazywam się Harry James Potter. - przedstawił się nauczyciel.
- Rozumiem. Jak widzę mój pokój jest zrujnowany i zakurzony. Powiedz mi, Harry Potterze ile minęło lat? - Potter popatrzył na niego, ale za niego odpowiedział jego towarzysz:
- Ponad tysiąc lat, przyjacielu. - odezwał się Percy. Blond włosy mężczyzna spojrzał na niego. Po chwili wytrzeszczył oczy i zawołał:
- Percivald Harold James Levender?!? - krzyknął.
- Witaj, Godryku. - przywitał się i po chwili tulili się jak bracia.
- To... to wy się znacie? Ale jak? Przecież...
- Harry, ja podróżuję w czasie! Od czasów Założycieli Hogwartu aż do dziś. Kiedyś ci to wszystko wyjaśnię, ale nie teraz. Teraz ważny jest Kontrakt. - oświadczył.
- Rzeczywiście. Muszę panu coś powiedzieć, panie Gryffindor. Widzisz, jestem nie tylko twoim dziedzicem, ale też dziedzicem Salazara. W tym roku twoja Tiara powiedziała, że jestem Podwójnym Dziedzicem. - Blond włosy popatrzył na młodzieńca z zaskoczeniem i zapytał:
- Ty chyba żartujesz, prawda? Jak możesz być Podwójnym Dziedzicem? - spytał z zaskoczeniem na twarzy.
- Normalnie. Rodzice mogą być z różnych rodów, lecz w moim przypadku jest inaczej.
- Jak to? - spytał mężczyzna
- Może raczej zapytaj: co się działo na przełomie ostatnich 70-ciu lat. - zasugerował Percy.
- No dobrze, więc powiedzcie mi, co się działo na przełomie ostatnich 70-ciu lat? - Harry i Percy uśmiechnęli się i zaczęli opowiadać.
           Opowiadanie tej historii zajęło obu młodzieńcom półtorej godziny, bo jeszcze opowiadali o losach Harry'ego. Doszli do jego drugiego roku w magicznym świecie, gdy Godryk zawołał:
- To niesamowite! Wyciągnąłeś mój miecz z Tiary pomimo, że otworzyłeś Komnatę Tajemnic, którą może otworzyć tylko wężousty?! - zdziwił się Gryffindor.
- Oczywiście. - odpowiedział Wybraniec.
- I co było dalej? Zabiłeś bazyliszka? - spytał podnieconym głosem mężczyzna.
- Oczywiście. Ale pamiętaj, że dostałem tą zdolność przypadkiem. Pomaga mi od czasu do czasu... - Dyskusja trwała jeszcze kilka minut, aż Harry zaproponował Kontrakt. - ...Godryku, czy zgodziłbyś się na Magiczny Kontrakt?
- Myślę, że tak. Co proponujesz? - spytał Ten.
- No więc, jak powiedziałem na końcu, Voldemort chce bym uwarzył mu Eliksir Wskrzeszenia. Mogę waszą Piątkę przywrócić do życia, i tych których zabił Lord, ale warunek jest taki, że nie możecie się na wzajem kłócić, a tym bardziej pozabijać. Zwłaszcza ty i Slytherin. - Mężczyzna westchnął i spytał:
- Czy rozmawiałeś już z nim o tym?
- Jasne. Jakieś trzy i pół godziny temu. Więc jak, Godryku zgadzasz się na to?
- Tak, Harry. - i uścisnęli sobie ręce. Po czym Harry deportował się wraz z Percym do dawnego pokoju Roweny.
           Był to duży okrągły pokój z wieloma meblami, obrazami, na których były krajobrazy i pozostałości po świecach, a także po kwiatach i ich wazonach. Harry podszedł do jedynego wielkiego obrazu rozmiarów człowieka niczym nieuszkodzonego. Zdjął brązowo-niebieskie płótno z obrazu i zobaczył postać pięknej kobiety o czarnych włosach i jasno niebieskich oczach.


W tle była łąka, dalej były drzewa, kwiaty i góry. Zastanawiał się co zrobić, by obraz się poruszał. Nie był jej potomkiem. Postanowił przyjrzeć się pomieszczeniu, ale niczego nie znalazł. Nagle odezwał się kobiecy głos:
- Co tu robisz, młodzieńcze? - Harry podskoczył i odwrócił się.
- Och, przepraszam, pani Ravenclaw, że cię nachodzę. Chciałem z tobą porozmawiać, ale nie wiedziałem jak. Nawiasem mówiąc, nazywam się Harry Potter...
       Rozmowa z Roweną Ravenclaw była prowadzona w radosnej atmosferze. Każde znajdowało jakiś pretekst, by rozweselić swojego rozmówcę. Harry mimochodem opowiadał kobiecie wydarzenia na przełomie ostatnich 70-ciu lat. - ...Co powiesz na Kontrakt, Roweno? - spytał na koniec Potter.
- Dobrze. A co proponujesz?
- Wspomniałem wcześniej o... - Harry mówił te same warunki co Salazarowi i Godrykowi.
- Dobrze, zgadzam się. - powiedziała z uśmiechem. Kobieta uścisnęła rękę młodzieńcowi, a ten zaraz po tym deportował się wraz z Percym do kolejnego pokoju. Pokoju Helgi Hufflepuff.
           I powtórzyła się rozmowa, jak z innymi Założycielami, tyle że ta kobieta miała blond włosy, a oczy czarne.


Była miła i doradzała młodzieńcowi w wielu sytuacjach. Ona także się zgodziła na Kontrakt.
       Jeśli chodzi o Merlina, to w tym przypadku rozmowa była nieco krępująca. Za każdym razem zaskakiwał młodego Pottera. Chciał wiedzieć o wszystkim i o wszystkich szczegółach. Harry starał się odpowiadać na każde pytania szarobrodego i opowiadać o swoich przyjaciołach i znajomych.
- A dyrektor? Co o nim sądzisz? - spytał Merlin. Teraz dopiero Harry był zszokowany, ale odpowiedział:
- Albus Dumbledore? Uważam go za wspaniałego przyjaciela i mentora. Bardzo go kocham jak nikogo innego. Oddałbym za niego życie, a nawet stałbym się prawdziwym Śmierciożercą. Wykonywałby każde polecenie Voldemorta, być może nawet zamieszkałbym z nim jako sługa. - wyjaśnił. Rozmowa toczyła się jeszcze jakiś czas, ale Harry nie wiedział, że ktoś ich podsłuchuje.

~~*~~

           W Piekielnym Dworze w jednym z wielu pokoi na swoim fotelu siedział Czarny Pan. Obserwował każdy ruch i myśli jego Prawej Ręki. Gdy usłyszał, że Wybraniec rozmawia z Merlinem słuchał uważniej.

- Albus Dumbledore? Uważam go za wspaniałego przyjaciela i mentora. Bardzo go kocham jak nikogo innego. Oddałbym za niego życie, a nawet stałbym się prawdziwym Śmierciożercą. Wykonywałbym każde polecenie Voldemorta, być może nawet zamieszkałbym z nim jako sługa. - wyjaśnił.

- CO TAKIEGO?!... - wrzasnął Voldemort wstając, po czym wyszedł szybkim krokiem z pomieszczenia i skierował się do innego z pokoju. Wszedł do środka. W owym pokoju przebywała Elizabeth Pettigrew.  Gdy znalazł się w środku zawołał. - ...Panno Pettigrew, zwołaj Wewnętrzny Krąg, prócz Pottera. - zarządził.
- Tak jest, panie!... - zawołała. Gdy Lord wyszedł i upewniwszy się, że odszedł, kobieta wyjęła Zwierciadło Dwukierunkowe, które dostała jakiś czas temu od Harry'ego. Spojrzała w nie i powiedziała cicho. - ...Harry.
Po rozmowie z Merlinem...
           Zielonooki siedział przy oknie w swoim gabinecie rozmyślając nad minioną nocą, gdy nagle poczuł drżenie w kieszeni. Wyjął Lusterko i spojrzał w nie.
- Kto tam? - spytał.
- To ja, Elizabeth. Mam wieści.
- Więc mów.
- Voldemort zwołuje Wewnętrzny Krąg oprócz... - nie dokończyła, bo wrzasnęła. Lusterko wypadło jej z rąk, a Harry usłyszał w tle zimny i wciekły, pozbawiony radości głos:
- Więc to ty jesteś zdrajcą, Elizabeth! Zapłacisz za to! - krzyk kobiety był ogłuszający.
- Eliza! - krzyknął Potter. Krzyk ustał. Po chwili usłyszał w tle jej urywany oddech. Chwilę potem Harry posłyszał kroki. Ktoś chwycił za rękojeść Lusterka. W szybie zobaczył twarz Lorda.
- Potter? A więc panna Pettigrew z tobą się kontaktowała przez ten cały czas?
- Jak widzisz. Po co wzywasz Wewnętrzny Krąg? - spytał młodzieniec.
- A co cię to obchodzi, Potter? Ty lepiej powiedz czemu chcesz przywrócić do życia Założycieli i Merlina?... - Harry najeżył się, ale za nim cokolwiek powiedział Ten zawołał: - ...Przyjdź do mnie, ale już! - Harry'emu oczy zabłysły ze złości i zawołał:
- Sam sobie przyjdź! Mam tego dosyć! I...!
- A wiesz, Potter, że cię podsłuchałem jak rozmawiałeś z Merlinem?... - przerwał mu. - ...Dowiedziałem się jakże ciekawej rzeczy!... - uśmiechnął się chytrze. - ...Mówiłeś Merlinowi o Dumbledorze jakby żył, i że oddałbyś za niego życie, a nawet stałbyś się prawdziwym Śmierciożercą i służył mi na zawsze! - Harry przeraził się nie na żarty. Nagle zdał sobie sprawę co Lord chce zrobić.
- Zostaw go! Zostaw Dumbledore'a! - zawołał.
- Nie będziesz mi tu rozkazywać, Potter! Zrobię co mi się spodoba, czy będzie ci się to podobać czy też nie!! Do zobaczenia, Harry! - po tych słowach jego twarz zniknęła z Lusterka. Harry jeszcze przez kilka chwil stał jak sparaliżowany gapiąc się w Lusterko, w którym teraz widniała jego własna twarz. Voldemort wypowiedział jego imię... Coś planował. W końcu otrząsnął się z szoku i deportował się do sypialni McGonagall.
- Minerwo, wstawaj! To pilne! - wrzasnął. Kobieta natychmiast zareagowała.
- Co się stało, Harry? - spytała głupkowato.
- Voldemort chce porwać Albusa!! - zawołał w panice.
- Niby jak? Profesor Dumbledore nie da się porwać o tak sobie. Poza tym jest dobrze ukryty. - stwierdziła.
- Znam Voldemorta na tyle, by znalazł jakiś sposób! Trzeba zwołać Zakon Feniksa oraz Gwardię Dumbledore'a i to teraz! - zawołał.
- Ale jest trzecia w nocy, Harry. Wszyscy śpią! - protestowała zerkając na zegarek. Była 4:51.
- Minerwo, a gdyby Voldemort, atakował Hogwart właśnie TERAZ?? W tej chwili?? Co byś zrobiła?! - spytał ze zniecierpliwieniem młodzieniec. Kobieta patrzyła na niego w milczeniu, po chwili powiedziała.
- Masz rację, Harry... - powiedziała. - ...Ale jak się tego dowiedziałeś? - spytała.
- Nie czas na wyjaśnienia, Minerwo w jaki sposób tego się dowiedziałem! Teraz trzeba chronić Albusa i to teraz, zanim będzie za późno! - oświadczył.

~~*~~

Surrey... Privet Drive 6... W tym samym czasie...
           Państwo Hoof obecnie spali spokojnie w swojej sypialni na piętrze. Nagle huknęły drzwi i do ich pokoju wpadł jak burza młodzieniec o czarnych włosach i jasno-niebieskich oczach.


W tej samej chwili obydwoje obudzili się jak rażeni piorunem.
- Tato, mamo!! Obudźcie się!!! Agnes zaraz wyrecytuje przepowiednię! - Ich serca waliły bardzo szybko i mocno. Nie wiedzieli przez chwilę, gdzie się znajdują, ale gdy ich syn wykrzyczał o co chodzi zerwali się z łóżka na równe nogi i pobiegli za nim. W biegu zakładali kapcie i szlafroki.
           W pokoju bliźniaków, na łóżku siedziała prześliczna dziewczyna o rudych prostych włosach oraz czarnych jak dwa żuczki oczach. Oczy miała w tej chwili zamknięte.


Ledwo stanęli w progu, gdy dziewczyna powoli wstawała. Jej płomiennorude włosy nagle zaczęły powiewać łagodnie jak w porywie wiatru. Zwróciła swoją twarz ku rodzicom i bratu, gdy nagle - niespodziewanie otworzyła szeroko oczy. Źrenice jej oczu były teraz śnieżnobiałe.
- Zaraz wypowie przepowiednię! Alastorze, daj długopis i kartkę! Szybko! - zawołał Roger dwie sekundy potem, gdy Agnes zaczęła wypowiadać te oto słowa:
- "Oto nadchodzi klęska dla świata, ale młodzieniec z blizną ocali go... Zmarli Założyciele powstaną za Jego pomocą z Kariny Zmarłych i staną się innymi ludźmi... Wspanialszymi, milszymi, kochającymi od wszystkich ludzi na całym świecie. Czy da się ich powstrzymać przed unicestwieniem Mrocznego Lorda przed Podróżnikiem w Czasie z zamiarem zemsty na siostrze potomka jednego z nich? To już zależy od Wybrańca" - i zemdlała padając na łóżko.
- Alastorze, przynieś wodę! Szybko!... - zawołał Roger podbiegając do córki. - ...Regino, trzeba powiadomić Zakon Feniksa! - oświadczył poklepując córkę delikatnie po twarzy, by ta się ocknęła.
- Ale jak, skarbie?
- Od czego dzieciaki mają sowę!? - zirytował się Roger.
- Jak powiadomimy dowódcę? McGonagall powiedziała, że Dumbledore nie żyje, a ona sama nie dowodzi Zakonem. - oświadczyła. Roger poparzył na żonę i westchnął.
- Musimy powiadomić Moody'ego. - oświadczył. Po czym wziął pergamin leżący na biurku syna. Końcówkę pióra zamoczył w atramencie i napisał te oto słowa:

Drogi Alastorze.
Mam ważne wieści!
Agnes wypowiedziała dzisiaj przepowiednię. I jak okazuje się też jest medium i ma to po matce. Musisz powiadomić Zakon. Czas nagi!
Pozdrawiam
Roger Hoof

W tym samym czasie.... Dolina Godryka nr 17...
           Były dyrektor Hogwartu leżał na łóżku śpiąc smacznie. Nawet nie przypuszczał, że tej nocy stanie się z nim coś złego. Na zewnątrz domu siedmiu zamaskowanych czarodziei szło cicho przez trawnik z nikim innym jak Voldemortem na przedzie. Czerwonooki otworzył cicho drzwi i wprowadził Śmierciożerców do środka. Gestem ręki nakazał dwóm jego sługom zostać na parterze, innym dwóm wyjść i obserwować okolice. Reszta ruszyła wraz ze swym panem. Cicho a wręcz niedosłyszalnie weszli po schodach. Jeden czarodziej razem z nim schował się w kącie, a dwóm pozostałym nakazał wejść do pomieszczenia i obezwładnić ich ofiarę. Po niespełna minucie, reszta z nich wkroczyła do pomieszczenia lewitując przed sobą dyrektora. Czarny Pan nakazał położyć go na podłodze, co jego słudzy uczynili. Voldemort podszedł do Albusa i uśmiechnął się pod nosem.
- Przeszukaliście go?... - spytał cicho. Kiwnęli głowami, a jeden z nich poinformował, że starzec nie miał przy sobie różdżki. Lord związał dyrektora i powiedział - ...Enervate... - Albus obudził się i rozejrzał dookoła. Gdy zobaczył Riddle'a już miał wstać i wyjąć różdżkę, ale spostrzegł, że jest ciasno związany. Próbował się wyswobodzić, ale bez rezultatu.
- Czego chcesz, Tom? - spytał patrząc na niego dalej próbując się wyswobodzić, ale bez skutku.
- Mam dla ciebie mały prezent Bożonarodzeniowy, Dumbledore. - tu zaśmiał się chytrze.
- Jaki? - spytał podejrzliwie. Lord rozpromienił się odgarniając lewe przedramię Albusa celując w nie. Voldemort w odpowiedzi wypalił mu Mroczny Znak. Ten wrzasnął krótko.
- Taki. - odparł prostując i śmiejąc się.
- Nie stanę się twoim sługą! - zawołał próbując się wyswobodzić.
- Za późno, dyrektorku. Już się stałeś. - Profesor patrzył to na znamię, to na Lorda i z powrotem. Był wystraszony, a Lord zachwycony.
- Co chcesz teraz ze mną zrobić? - spytał z anielskim spokojem, choć w głębi ducha wrzał ze wściekłości.
- Zobaczę, ale najpierw deportuję cię do siebie... - powiedział, po czym dodał: - ...Wiesz co mnie ciekawi?... - spytał szarpiąc go i stawiając na nogi. - ...Ciekawi mnie mina Pottera, gdy się dowie, że jego ukochany mentor jest moim sługą!... - po tych słowach wziął pod ramię starca i dodał z nienawiścią. - ...To kolejny powód, że nie chciałeś mi dać posady nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią! - i zniknął pojawiając się w Piekielnym Dworze, a wraz z nim jego słudzy i Albus.
           Ledwo co się tam znaleźli, gdy rozległo się kilkanaście trzasków, a chwilę potem ktoś go uderzył z całej siły w twarz łamiąc przy tym szczękę, aż upadł puszczając ramię Dumbledore'a. Obaj upadli. Rozgorzała się walka. Okazało się, że na miejscu zastali członków Zakonu Feniksa i Gwardię Dumbledore'a na czele z Harrym, Aurelią i jej synem Johnem.- Trzymajcie ich! Ja się zajmę Riddle'm! I przenieście gdzieś Dumbledore'a! Teraz się policzymy, Tom! - ostatnie zdanie Harry krzyknął w mowie węży celując w wyżej zainteresowanego różdżką. Ten spojrzał na Wybrańca swymi czerwonymi oczami z podłogi z gniewem trzymając się za szczękę, a potem wstał i powiedział:
- Harry, jak miło cię widzieć ZNOWU w moich progach. Widzę, że... - ale nie dokończył, bo uderzyły w niego cztery zaklęcia. Jedno za drugim. Harry rzucił w Lorda Creatroniksa, potem Liopumbię**, następnie Tormentę**, a na koniec dziesięciokrotnego Cruciatusa. Wszyscy zgromadzeni - nie pomijając Śmierciożerców, wytrzeszczyli oczy na Harry'ego. Nie sądzili, że tak młody chłopak umie rzucać aż tak potężne i niebezpieczne zaklęcia i to naraz. Lord wrzeszczał wniebogłosy wijąc się na podłodze.
- Wyjdźcie wszyscy! Wymierzę mu karę nie do zniesienia! - zawołał do przyjaciół poprzez wrzask czarownika.
- NIE, POTTER!!! NIE POZWOLĘ CI NA TO! - zawołał z równą złością Voldemort, bo zaklęcia zaczęły powoli słabnąć, ale wciąż działały na tyle silnie, by nie mógł wstać czy poruszyć.
- CEXOIR!... - znowu Voldemort wrzasnął trzymając się za głowę kuląc się przed nim. - ...To za Hermionę! - oświadczył.
- Harry, przestań! Opuść różdżkę! Krzywdzisz go! - rozległ się głośny i stanowczy kobiecy głos, którego zielonooki nigdy nie słyszał. Rozejrzał się i zobaczył brązowowłosą kobietę o czarnych oczach. Miała na oko ze 35 lat. Stała po środku pomieszczenia patrząc na niego z determinacją i... przerażeniem na twarzy. Widział też ból w jej oczach oraz ciele, jakby i w nią rzucono te zaklęcia. Drżała lekko jakby powstrzymywała się od zemdlenia. Za nią stały trzy inne osoby. Dwie rude i jeden ciemnowłosy.
- Kim jesteś? - spytał Potter wpatrując się w kobietę, ale nie cofając zaklęcia z Riddle'a.
- Nie uwierzysz mi. - stwierdziła.
- Spróbuję.
- Dobrze, ale najpierw zdejmij zaklęcia, bo on zaraz zemdleje z bólu... - poprosiła pokazując na Voldemorta. Harry spojrzał na swoją "ofiarę". Rzeczywiście, Voldemort trzymał się za głowę. Teraz leżał trzęsąc się. Harry westchnął i cofnął wszystkie zaklęcia, ale wciąż miał różdżkę w pogotowiu. Kobieta odetchnęła z ulgą. Mężczyzna stojący obok niej podał jej coś, a ona to wypiła. Następnie podeszła szybko do czerwonookiego i spytała: - ...Tom, jak się czujesz?... - zwróciła się do niego łagodnym głosem obracając go na plecy i pomagając mu usiąść. Wyczarowała szklankę, a następnie powiedziała celując różdżką w szklankę: - ...Aquamenti. Masz, wypij to. Złagodzi ból. - Mężczyzna napił się owej wody. Trochę mu ulżyło. Po chwili Czarny Pan spojrzał na kobietę nieprzytomnym wzrokiem, a gdy ją rozpoznał szepnął z nie dowierzania:
- R-Regina? Co-co ty tu robisz? Myślałem, że ci na mnie nie zależy. - szepnął.
- Tom, przecież wiesz, że mi na tobie zależy, ale i tak wiesz, że... - W tym momencie ktoś zawołał:
- Harry! Jackowi coś się stało! - Ale Harry nie zwrócił na to uwagi, gdyż był skupiony na czarnowłosej kobiecie. Jednak kobieta zwróciła na to uwagę. Już chciała tam iść, lecz Harry ją powstrzymał spytawszy:
- Powiesz mi wreszcie, kim jesteś? - spytał Wybraniec. Kobieta zwana Reginą spojrzała na niego i...


_____________________________
Od autorki:
* Magiczny Kontrakt - Jest to pakt, który polega na tym, że jeśli jeden czarodziej złamie zasady nałożone w Kontrakcie, to umrze czy tego by chciał czy nie. W Kontrakcie muszą być: zasady, warunki i czas trwania owego Kontraktu. Może być kilka takich Kontraktów wobec dwóch osób, a nawet może być trzecia osoba nazywana "Trzecim Obiektem W Kontrakcie".
**
TORMENTA - Zaklęcie torturujące z dziedziny Jasnej Strony. Sprawia ból, ale nie pozostawia śladów; LIOPUMBIA - dozwolona wersja Cruciatusa.

4 komentarze:

Lynx pisze...

Jednym słowem rozdział GENIALNY!
Przepraszam, że dopiero teraz komentuję, ale jakoś nie miałam czasu wchodzić na swojego jak i inne blogi. Hmm... Jak zaczęłam czytać to nie mogłam się oderwać... :D
Pozdrawiam...

Anonimowy pisze...

Na http://hp-i-azyl-czasu.blog.onet.pl pojawił się epilog.
Serdecznie zapraszam już po raz ostatni na tego bloga i dziękuję Ci za wszyskie komentarze
Pozdrawiam Sywia Slyhterin ;*

Anonimowy pisze...

Podał rękę obrazowi? ciekawe

hp-mroczna-dusza,blog.spot.com pisze...

W końcu jest magiczny, nie? Poza tym Harry wypowiedział zaklęcie wyryte na mieczu i go ożywił.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.