Moja lista przebojów 2

31 marca 2013

Rozdział 29 - Julie i sen

Inna część kraju... Znany nam Dwór...

Harry deportował swoje rodzeństwo u podnóża wzgórza Piekielnego Dworu używając na miejscu zaklęcia NiN. Skierowali swoje kroki ku niemu. Weszli do środka. Szczęście, że na zewnątrz nikogo nie było. Stanęli w niepokojąco pustym Hallu i rozejrzeli się wokoło. Na prawo, obok schodów były schody, a owe schody były szerokie na dwa pół metra i prowadziły na górne piętra.

- Sprawdź dokąd prowadzą – zwrócił się Harry do brata, pokazując na drzwi na lewo. Szatyn poszedł tam. Przeszedł przez nie. Okazało się, że wszedł do lochów.

Harry i Nicole weszli po schodach, by ubezpieczać brata, gdyby ktoś z góry schodził do lochów. Gdy znaleźli się na piętrze, usłyszeli kroki. Dźwięk kroków słychać było z lewej strony korytarza.

- To Śmierciożercy. Co robimy? – spytała Nicki Harry'ego. Ze względu na zaklęcie nikt ich nie słyszał i nie widział, więc mogli głośno mówić.

- Myślę, siostra, myślę – Harry rozejrzał się i zobaczył drzwi jakieś dziesięć stóp od nich. Chwytając ją za rękę, pobiegł tam – Chodź – powiedział do rudowłosej. W międzyczasie, gdy szli cichaczem ku drzwiom, młody Potter powiedział do siostry: – Musimy znaleźć sposób na dotarcie do Jacka i wydostanie się stąd niezauważenie razem z więźniami – wyjaśnił.

- Wprost genialne! A może byś tak powiadomił Zakon i Gwardię, by odwrócili ich uwagę od nas? – warknęła ironicznie do brata. Młodzieniec spojrzał na nią i westchnął, po czym kiwnął głową. Gdy wyciągał Lusterko Dwukierunkowe powiedział do Nicole:

- Czasem zachowujesz się jak Voldemort – zirytował się Harry, po czym powiedział do Lusterka – Członkowie Zakonu Feniksa i Gwardii Dumbledore'a, zgłoście się! – Oboje patrzyli w szybę Lusterka z napięciem. Pięć sekund potem pojawili się: Alina, Hermiona, Ron, Ginny, Jack, Alex, Seamus, Dean i reszta GD (Od autorki: nie chce mi się ich wymieniać. Jest ich tak dużo...), a z ZF: Dumbledore, Moody, Remus, McGonagall i inni. Gdy tylko się pojawili zielonooki przywitał się – Witajcie – powiedział.

- Dzień dobry, Harry. Dzień dobry, Nicole – powiedzieli zgodnie.

- Posłuchajcie, mamy złą wiadomość, bo... – urwał, bo jego drugi ojciec chrzestny spytał:

- Dlaczego szepczesz? – spytał Remus.

- Właśnie. Dlaczego mówisz tak cicho, Harry? – poparła wilkołaka Hermiona.

- Dlatego, że jestem z rodzeństwem w Piekielnym Dworze. Ja i Nicki jesteśmy w ukryciu na pierwszym piętrze. Mówię cicho, bo mogą nas nakryć. Jack jest w lochach. Ma odbić więźniów, gdyż we trójkę uważamy, że mogą posłużyć jako zakładnicy w tym ataku – stwierdził.

- A szczególnie dwie kobiety, które tam są więzione przez mego ojca – dodała Nicole.

- A skąd takie przypuszczenie? – spytała profesorka Transmutacji.

- No cóż, Minerwo – odezwała się Nicole – w czasie tej ciszy, która zapadła zanim się deportowaliśmy Harry zajrzał na chwilę do umysłu Voldemorta i wyczytał, że ma zamiar wziąć kilku zakładników do tego ataku. Jakieś dwie kobiety znane Syriuszowi – wyjaśniła.

- Więc postanowiłem się deportować z Nicole oraz Jackiem do Dworu i odbić je, a przy okazji resztę... jeśli tam są i żyją – wyjaśnił Harry.

- Rozumiem. Zaraz tam przybędziemy, by odwrócić ich uwagę – oznajmił Moody.

- Radziłbym byście pomyśleli o miejscu waszego celu i się tam przenieść, bo wydaje mi się, że Voldemort rzucił zaklęcia ochronne na budynek – poradził im Harry. Ci skinęli głowami i się rozłączyli.

 

~~*~~

 

Tymczasem w lochach...

Gdy Jack skończył rozmowę z rodzeństwem przez Lusterko Dwukierunkowe rozejrzał się. Stał w długim korytarzu. Po obu stronach wąskiego korytarza w ścianach stało wiele drzwi, w których u góry były kraty. Widział za nimi w celach więźniów Voldemorta. Postanowił zajrzeć do każdej z cel. Stanął przed pierwszymi drzwiami od lewej strony. Były zamknięte. Zastanawiał się 'Jak otworzyć te cholerne drzwi!'. Myślał wciąż i wciąż rzucając zaklęcie Alohomora, ale drzwi nie puściły. 'Najwyraźniej są zaklęte i trzeba mocniejszego zaklęcia'. Pomyślał.

- Już wiem! – powiedział triumfalnie. Ponownie wycelował koniec różdżki, ale tym razem w siebie cofając zaklęcie NiN, a następnie wycelował w dziurkę od klucza i powiedział cicho – Aperio* – Nagle drzwi się otworzyły i równie nagle rozległ się dziewczęcy pisk:

- Nie, nie! Nie torturujcie mnie! Wszystko powiem! – Była to mała czarnowłosa dziewczynka około 9-10 lat.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię – uspakajał ją Jack zaskoczony zachowaniem czarnowłosej i zbliżył się powoli do dziewczynki. Ta spojrzała na niego drżąc na całym ciele. Na jej ciele widać było ślady po torturach. Miała dużo siniaków i zadrapań. Z niektórych leciała krew. Piwnooki uśmiechnął się do niej uspokajająco.

- Już dobrze. Jesteś bezpieczna. Chodź ze mną – prosił.

- Naprawdę nic mi nie zrobisz? – spytała piskliwym głosem, wciskając się w murowaną i zimną ścianę.

- Jasne, że nie. Jestem Jack. Jack Potter, a ty, jak się nazywasz? – spytał się jej.

- Julie, proszę pana. Julianna Anderson – Jack zamarł na chwilę. Znał to nazwisko! Takie nazwisko nosiła Alina z Gryffindoru. Poznał Alinę zaraz po tym, jak przybył do szkoły. Opowiadała, że jej matka umarła przy porodzie, i że jest kuzynką Harry'ego... A to by znaczyło, że także jego oraz Nicole! Ale ta dziewczynka musiała, by być...

- Julie, czy ty masz siostrę? – spytał, robiąc jeden krok ku niej. Dziewczynka spojrzała na niego swoimi jasnymi niebieskimi oczami. Niesamowicie hipnotyzowały i były przepełnione własną magią, ale też przerażeniem oraz bólem.

- Ja nie mam siostry, proszę pana. Jestem jedynaczką – odparła zaskoczona.

- No... A czy masz, chociażby kuzynkę w wieku siedemnastu lat, która nazywa się Alinne Julianne Anderson? – Gdy tylko wypowiedział ostatnie trzy słowa to, co się stało potem trwało zaledwie kilka sekund. Przez ułamek sekundy na twarzy Julie było widać najpierw zdziwienie, a potem zaskoczenie. Potem źrenice jej oczu znikły. Następnie powiał łagodny wietrzyk. Dziewczynka zamknęła delikatnie oczy, moment później uniosła się pionowo w powietrze na dwa metry – Julie! – zawołał zaskoczony. Nic to nie dało. Wokół jej ciała zajaśniała dziwna poświata, a następnie kilka razy obróciła się powoli wokół własnej osi. W międzyczasie z jej ciała rozbłysło światło tak oślepiająco jasne, że Jack zakrył oczy. Zaraz za tym światłem poleciały promienie o przeróżnych kolorach. Jak nagle się zaczęło, tak nagle się skończyło. Ciało łagodnie opadło na posadzkę, lecz... w miejscu dziewczynki pojawiła się dorosła kobieta około 35 lat. Jack obrócił ją na plecy i odsłonił grube i czarne jak heban włosy z twarzy, gdyż zasłaniały jej twarz. Wyglądała prześlicznie. Zaskoczył go fakt, że była podobna prawie kropkę w kropkę do Aliny – Proszę pani, niech się pani obudzi – mówił młodzieniec lekko nią potrząsając, ale kobieta się nie zbudziła. Jack skierował różdżkę w jej pierś i wypowiedział zaklęcie – Enervate – Julie otworzyła powoli oczy i spojrzała na niego. Jej oczy były bardzo jasne. Przypominały nadmorską lagunę. Mógłby się zakochać, gdyby nie różnica wieku. Zaczerwienił się, gdy tak na niego patrzyła. Julie uśmiechnęła się łagodnie, po czym się odezwała:

- Dziękuję ci, Jack – powiedziała, siadając powoli na posadzce. Jej głos był słaby, ale czuć było wdzięczność w jej głosie.

- Za co? – spytał zaskoczony "wracając na ziemię".

- Wyzwoliłeś mnie z pod uroku rzuconego 17 lat temu przez Lorda Voldemorta – wyjaśniła.

- Jak to? – spytał.

- Wyjaśnię ci. Kilka dni po narodzinach mojej córki, Aliny zostałam porwana. Jednak przed jej narodzinami została wypowiedziana przepowiednia przez jedną z wieszczek. Oto treść tej przepowiedni: "Tego samego roku i miesiąca, ale przed Dzieckiem Losu narodzi się dziecko obdarzone o niezwykłych mocach... Anielica, co jej matką jest porwana będzie... W 17-stym roku, gdy dziecko przybędzie do szkoły matka jej zostanie ocalona przez Przepowiadacza Snów, co bratem Wybrańca będzie i ich Strażniczkę... Przyłączą się one do obecnych i przyszłych organizacji przeciw Księciu Ciemności i Mrocznemu Lordowi... Jednym z kluczy do pokonania najpotężniejszego Lorda Lordów i jego sług są trzy medaliony stworzone przez jedynego Czarnego Pana w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co będą dziecimi Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów! Żywioły... Moce Planet... Pierścienie Założycieli... Szesnaście medalionów złączone w pięć różnych pochodzących od Założycieli to klucze do otwarcia Wrót Piekieł i Niebios! Kto zdobędzie je, by władać życiem lub śmiercią? Nikt tego nie wie..." – wyrecytowała, po czym dodała – Tom Riddle II rzucił na mnie to zaklęcie polegające na tym, że z roku na rok stawałam się coraz bardziej młodsza. Mój umysł też stawał się coraz bardziej dziecinny i zapominałam wiele rzeczy ze swojego życia. Między innymi o swoich dzieciach, mężu, rodzicach aż w końcu zapomniałam o swoich przyjaciołach oraz pochodzeniu – wyjaśniła. Jack patrzył kobiecie w oczy. Przepowiednia utkwiła mu w pamięci. 'Jak to szło? "...W 17-stym roku, gdy dziecko przybędzie do szkoły matka jej zostanie ocalona przez Przepowiadacza Snów, co bratem Wybrańca będzie i ich Strażniczkę...". To ma sens. Ocaliłem ją spod wpływu zaklęcia Riddle'a, które działało od siedemnastu lat. Co było dalej? Hm... 'Jednym z kluczy do pokonania najpotężniejszego Lorda Lordów i jego sług są trzy medaliony stworzone przez jedynego Czarnego Pana w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co będą dziecimi Wybrańcami Losu Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów!...". Trzy medaliony? Te medaliony posiadają Mary, Eleine i Hermiona, czyli córki Voldemorta i ciotki Aurelii. Dostały je od Voldemorta zanim Aurelia uciekła z dziewczynami kilka dni po narodzinach. Tak opowiadała mi Eleine w Pokoju Wspólnym Puchonów, ale co oznacza ten Klucz, Lord Lordów, Jedyny Czarny Pan i Mistrz Mistrzów? Zaraz jest coś jeszcze: 'w tym samym czasie, co porodziły się trzy anielice, co będą dziecimi Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia, by pomogły mu pokonać Mistrza Mistrzów!'. Gdy tylko to ostatnie zdanie pomyślał niespodziewanie osunął się na podłogę mdlejąc – Jack! – zawołała Julie tak głośno, aż potoczyło się echo po celi, ale chłopak jej już nie słyszał. Odpłynął teraz w ramiona Morfeusza. Leżał na posadzce kompletnie niezdolny do ruchów. Julie nie wiedziała, co robić. Był jej jedyną nadzieją, by stąd się wydostać. Musiała czekać aż się przebudzi. Oparła jego głowę o swoje kolana i czekała.

 

We śnie...

Jack ocknął się w jakimś pokoju z wieloma łóżkami. Okazało się, że znajdował się w szpitalu na porodówce. Tak, jak wcześniej, był obserwatorem. Widział tu wiele pielęgniarek i położnych. Nagle zobaczył na łóżkach Mary, Eleine i Hermionę oraz kilka innych młodych kobiet leżących na osobnych łóżkach. Wśród nich była jego dziewczyna, Susan Bouns. 'O rany! Czyżby była w ciąży??' Jego podejrzenia były słuszne, gdyż tak było. Jakaś pielęgniarka chwyciła poręcz łóżka Mary i zawiozła na porodówkę. Po chwili zawieziono Hermionę, Eleine i Susan oraz inne młode kobiety do jakiegoś pomieszczenia. Jack postanowił pobiec za nimi. Gdy tam dotarł okazało się, że znalazły się na sali porodowej. Nagle poczuł czyjąś obecność. Rozejrzał się dookoła, ale niczego nie zobaczył. Spojrzał w kierunku dziewcząt i zobaczył tą samą postać co we wcześniejszym śnie. Wychodził jakby z podziemi i próbował zabić jego przyjaciółki, a także dziewczynę i resztę ciężarnych kobiet, ale nagle i niespodziewanie jednocześnie Mary, Eleine, Hermiona i Susan urodziły. Za to dzieci, które zostały potem położone obok matek, jak gdyby nigdy nic wyciągnęły swoje drobne rączki i odpędziły w jakiś niewyjaśniony sposób to coś. Potem, gdy to coś odeszło z ich ust zostały wypowiedziane te słowa:

- Trzy siostry zajdą w ciąże i urodzą Wybranych, którzy pokonają potężne zło czyhające w podziemiu – następnie stało się coś niespodziewanego! Jedno z dzieci zwróciło się do... Jacka!

- Jacobie Potter, ty który jesteś Przepowiadaczem Snów i jesteś przekaźnikiem między snem a jawą musisz wiedzieć iż klęska ostatniego Czarnego Pana obudziła najpotężniejszego Lorda Lordów. Pamiętaj: Pozory mylą. Obecny Lord Lordów nie jest tym, za kogo się podaje. Jest wam bliży niż myślisz. By pokonać najpotężniejszego i najokrutniejszego Mrocznego Lorda musisz odnaleźć tą, która ma moc wyczuwania mocy Mistrza Mistrzów. Pamiętaj też, że Mroczny Lord i Mistrz Mistrzów są tą samą osobą. Tylko ONA może go wyczuć i unicestwić. Przybiera on przeróżne postacie i trudno wyczuć jego moc, nawet pod ludzką postaci – oznajmiło dziecko nie swoim głosem.

- Jak mam ich odnaleźć? – zapytał.

- Mistrza Mistrzów na razie nie musicie się obawiać, ale Lorda Lordów owszem. Musicie go pokonać, gdyż klęska Lorda Voldemorta obudziła go i jego moc jako Mistrza. Niestety powoli wzrasta. Mrocznego Lorda nie da się zabić, ale możecie go uwięzić w małym przedmiocie o wielkiej mocy, który był w jego posiadaniu – wyjaśniło inne z dziecko.

- Przedmiocie? – zdziwił się.

- Tak – odparło inne dziecko.

- O jakim przedmiocie mówicie?

- Niech wam to objaśni Percy Levender i jego przyjaciółka. Zresztą, okoliczności wkrótce pokażą co macie robić. Teraz wracaj do Julie. Wkrótce znów sobie porozmawiamy. Do zobaczenia, Jacobie – głos umilkł, a Jack się obudził powracając do celi w Piekielnym Dworze.

 

Z powrotem w Piekielnym Dworze; Lochy...

Gdy tylko się zbudził zobaczył nad sobą czarne włosy i jasno niebieskie oczy. Usłyszał stłumiony głos wołający jego imię. Gdy obraz się wyostrzył bez zmrużenia oka powiedział jak w transie:

- Trzy siostry zajdą w ciąże i urodzą Wybranych, którzy pokonają potężne zło czyhające w podziemiu – mówiąc to jego powieki ani razu się nie zamknęły wpatrywał się w jeden punkt.

- Jack, dobrze się czujesz? – spytała Julie.

- Takodpowiedział tym samym monotonnym głosem.

- Co oznaczają te słowa? – zapytała.

- Oznaczają to, że Eleine i Mary Parker oraz Hermiona Granger zaszły już w ciążę, a także kilka innych młodych kobiet, w tym moja dziewczyna. Za około osiem i pół miesiąca urodzą prawdopodobnie po jednym dziecku. Te dzieci będą Wybrańcami Losu i Przeznaczenia Nowego Pokolenia. Ich dzieci mają pokonać niejakiego Mistrza Mistrzów. My mamy swoje dzieci przygotować, by przygotowały swoje dzieci do walki z nim. Tych dzieci jest więcej, ale nie wiem ile – wyjaśnił.

- Jak mogę cię wyrwać z tego stanu?

- Pstryknij mi przed oczami – wyjaśnił krótko. Kobieta tak zrobiła. Chłopak zamrugał oczami i potrząsnął szybko głową. Spojrzał na nią. Wstał, po czym pomógł kobiecie wstać.

- Jak się pani nazywa? – spytał jak gdyby nic się nie stało prowadząc ją do drzwi.

- Jak to? – zdziwiła się – Nie pamiętasz już? Przecież przedstawiłam ci się już wcześniej! – zawołała.

- A no tak, teraz pamiętam. Nazywasz się Julianne Anderson i jesteś matką Aliny – uśmiechnął się. Ta skinęła głową.

- Jak się stąd wydostaniemy? Są tu Śmierciożercy i... – zapytała rozglądając po korytarzu

- Wiem, Julie, ale przedtem musimy zabrać też innych więźniów – przerwał kobiecie. Zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Jakby tego snu nie było. Musiał porozmawiać o tym z rodzeństwem. Czuł, że to jest ważne oraz iż ma duże znaczenie dla jego snów i przepowiedni zarówno jego, Reginy jak i jej córki Agnes – Mam nawet pomysł jak was wszystkich stąd wydostać nie zwracając uwagi innych, a szczególnie uwagę Voldemorta. Rzucę na was pewne zaklęcie. Polega ono na tym, że po jego rzuceniu będziecie nie widzialni i nie słyszalni. Nazywane jest też Zaklęciem NiN. Gdy je rzucę pójdziesz do lasu. Na jednym z konarów jest wygrawerowany feniks. Pójdziesz tam i poczekasz na resztę. Deportujemy was w bezpieczne miejsce – oświadczył. Kobieta była pod wrażeniem pomysłu Puchona, ale ze względu na sytuację i miejsce zgodziła się. Coś ją niepokoiło, bo spytała:

- Deportujemy? – spytała akceptując dwie ostatnie litery.

- Później ci to wyjaśnię. Teraz musisz się stąd wydostać – Julie zgodziła się, więc Jack rzucił na nią zaklęcie. Pani Anderson wybiegła zanim się rozmyślając. Jack odetchnął z ulgą i poszedł dalej zamykając uprzednio drzwi jej dawnej celi, zastanawiając się nad przepowiednią i słowami dzieci.

Do każdej z cel wchodził uspakajając ich mieszkańców dając im nadzieję na spokojne życie, wiarę w dobrych ludzi, siłę, by walczyć z bólem, a także pokazać jak można być uczciwym wobec wszystkich. No i przede wszystkim szansę na ucieczkę stąd. Rzucał na nich Zaklęcie NiN, a oni uciekali. Przedtem informował ich, by nie używali żadnej magii dopóki nie zostanie zdjęte zaklęcie przez niego. W ostatniej celi natknął się na dwie osoby...



_____________________________________________________________
Od autorki:
* Aperio - silniejsza wersja Alohomory.

24 marca 2013

Rozdział 28 - David Dursley

Klik

Dwa dni później...

Nastała sobota. Korytarzem szło kilka par: Harry Potter i Eleine Parker, Ron Weasley i Mary Parker, Hermiona Granger i Draco Malfoy oraz Jack Potter i Susan Bouns (ci ostatni spotykali się od dnia, gdy Jack pojawił się w szkole. Polubili się od razu, a zaczęli chodzić ze sobą pięć dni temu). Szli sobie spokojnie, aż dotarli na błonia. Usiedli przy wysokim dębie, gdzie rozsiedli się w cieniu, a każda z par przytuliła się do siebie.

Siedzieli już tak od jakichś trzech godzin ciesząc się sobą oraz ładną pogodą, gdy nagle coś zakłóciło ich spokój. Od strony Zakazanego Lasu dobiegł ich szelest liści i dziwne kroki. Cała ósemka aż podskoczyła i spojrzeli w tamtą stronę.

- Sprawdzę co to – postanowił Draco i skierował się tam z wyciągniętą różdżką.

- Bądź ostrożny, Draco – powiedziała z lękiem Hermiona do swojego nowego chłopaka. Pomachał jej i zniknął w gąszczu drzew. Po kilku chwilach podszedł do nich, podtrzymując blond włosego mężczyznę. Tylko jedna osoba była zaskoczona widokiem mężczyzny bardziej niż jego przyjaciele, a nawet był wystraszony jego stanem. Zanim ktokolwiek zdołał mrugnąć okiem, Harry był już przy nich, podtrzymując drogą ręką przybysza i spytał wystraszonym i przejętym głosem:

- David, co tu robisz?! – Ten spojrzał na zielonookiego nieprzytomnym wzrokiem i powiedział cicho, ale wyraźnie:

- Muszę... was ostrzec... przed NIM!... Muszę... iść do... Dumbledore'a... Muszę go... ostrzec... Hogwart jest w... niebezpieczeństwie! – po tej wypowiedzi zemdlał. Obaj młodzieńcy ledwo zdołali go utrzymać.

- Szybko! Trzeba go wyleczyć, a potem zaprowadzić do dyrektora! Ron ty powiedz dyrektorowi, że niedługo do niego przyjdę. Eleine, Mary wy pójdziecie do mojego gabinetu. Użyjcie mojego kominka i skontaktujcie się z członkami Zakonu. Sprowadźcie Lupina, Tonks i Moody'ego do gabinetu dyrektora! Reszta niech idzie ze mną. Jack, pomóż mi go położyć na noszach. Musimy go wyleczyć – zawołał, wyczarowując niewidzialne nosze. Po czym rozdzielili się. Harry szedł najszybciej, jak mógł ku zamkowi, lewitując nosze wraz z bratem. Gdy dotarli do zamku, nie skierowali się do gabinetu dyrektora ani do swojego gabinetu czy Skrzydła Szpitalnego, ale do Pokoju Życzeń.

- Harry, co robisz? Mamy iść przecież do dyrektora! – zawołała panna Bouns.

- Wiem, Susan, ale muszę go najpierw trochę podleczyć, by mógł być w stanie chodzić i mówić. Widzisz, jaki jest cały we krwi? Pewnie go torturowano i ledwo im uciekł. Najpierw go wyleczymy – Wyjął Zwierciadło Dwukierunkowe i podał dziewczynie ze słowami – Masz. Wystarczy, że wypowiesz imię do Lusterka, a dana osoba pojawi się w szybce. Poinformuj ich, że ja się zajmę leczeniem Davida, a potem przyprowadzę do gabinetu. Zrozumiałaś? – spytał Harry.

- Tak, oczywiście – odparła i po chwili z nimi rozmawiała. Gdy skończyła, spojrzała na to, co robi jej młody nauczyciel. Dawał mężczyźnie przeróżne środki lecznicze i nawet takie eliksiry, których nigdy w życiu nie widziała na oczy.

Z pół godziny później...

- I co? – spytali jednocześnie Susan, Draco i Hermiona, gdy się wyprostował.

- Cóż, trzeba jeszcze odczekać aż eliksiry zadziałają – odparł.

I tak się stało. Po blisko dwudziestu minutach blond włosy mógł już wstać. Spojrzał na Harry'ego i rzekł:

- Dzięki, Harry. Uratowałeś mi życie. Jak mogę ci się odwdzięczyć? – spytał z uśmiechem.

- Sądzę, że jesteśmy kwita. Nauczyłeś mnie jak leczyć środkami druidzkimi – oznajmił.

- Rozumiem, ale teraz trzeba powiadomić dyrektora – stwierdził David, wstając.

- Słusznie. Chodźmy więc – i wyszli, a tuż za nimi przyjaciele Pottera.

- Harry, skąd znasz tego mężczyznę? – zapytała Hermiona. Potter spojrzał na nią i odpowiedział:

- Niedługo się tego dowiecie – więc nie poruszali tego tematu. Gdy znaleźli się przed gargulcem strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora, Harry powiedział do posągu – Przyjaciel – i wejście się otworzyło*. Cała trójka weszli po spiralnych schodach na górę. Chwilę potem znaleźli się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Harry zapukał w dębowe drzwi. Usłyszeli cichy głos:

- Proszę wejść – więc weszli do środka. W środku zastali resztę przyjaciół Pottera oraz kilku członków z Zakonu.

- Dzień dobry, panie dyrektorze – powiedzieli zgodnie.

- Dzień dobry, Harry. Dzień dobry panno Bouns, panno Granger, panie Weasley i panie Malfoy – przywitał się – Co was tu sprowadza i kim jest ten mężczyzna? – zapytał.

- Po kolei – odezwał się ten ostatni – Po pierwsze: Nazywam się David John Dursley i jestem przyrodnim bratem Dudley'a Dursley'a oraz kuzynem Harry'ego. Pewnie niektórzy z was wiedzą, że moja matka Petunia Evans chodziła do Hogwartu i była o cztery lata młodsza od Lily i Aurelii Evans. Mój biologiczny ojciec też jest czarodziejem, ale jest czystej krwi i był w Slytherinie – wyjaśnił.

- A jak się nazywa? – spytał... o dziwo Harry. Pytanie brzmiało stanowczo, jakby zadawał to pytanie za każdym razem, gdy się pojawiło. Jego przyjaciele myśleli, że były Gryfon zna tego mężczyznę "na wylot". Ten spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, po czym westchnął i odpowiedział:

- Harry, powiem wam, gdyż nie dajesz mi spokoju tym pytaniem. W kółko mnie oto pytasz, gdy je słyszysz – zirytował się i westchnął – Moim ojcem, jak najpierw pomyślałeś, nie Voldemort, ale... Lucjusz Malfoy.

- Coo takiego???? – zawołali wszyscy jednocześnie.

- Jak to możliwe!? – zapytał Jack.

- Ja na początku też byłem zaskoczony tą wiadomością od matki. Powiedziała mi, to gdy miałem 11-ście lat, a ściślej mówiąc jak miałem zacząć naukę u druidów, zamiast iść do Hogwartu – odparł blond włosy.

- Panie Dursley, proszę nam powiedzieć, jak się poznaliście z Harrym? – zapytał dyrektor. David spojrzał na Dumbledore'a, a potem na resztę, aż w końcu jego wzrok spoczął na Harrym. Druid prosił go wzrokiem, by to on im wyjaśnił. Ten tylko westchnął i odpowiedział za przybysza:

- Poznałem Davida, gdy wróciłem na wakacje do mojego wujostwa. Wchodziłem po schodach, gdy Dudley poinformował mnie, bym poszedł do salonu, bo mam gościa. Gdy tam wszedłem zobaczyłem właśnie jego. Davida Dursley'a, mego kuzyna. Wyjaśnił mi, kim jest i skąd pochodzi, ale nie powiedział mi, kim jest jego ojciec. David zaproponował mi trening u druidów. U nas jedna godzina odpowiada jednemu roku u nich. Pytałem go nieustannie, gdy mnie uczył, ale unikał sprytnie odpowiedzi. U elfów też miałem trening. A potem... – urwał nagle, bo Ashe się wtrącił:

- Przepraszam, Harry, że ci przerwę, ale właśnie mi się przypomniało, że król wampirów zaproponował ci naukę w jego królestwie. Masz się u niego stawić jak najszybciej – poinformował go Wilson.

- Dziękuję ci, Ashe. Stawię się u niego najszybciej, jak będę mógł – przyrzekł Potter-Gryfon.

- Więc kim tak naprawdę jesteś? – spytała Nicole pana Dursley'a.

- Jestem pół krwi druidem i półkrwi czarodziejem. Evansowie są spokrewnieni z druidami, ale bardzo daleko. Jednak nie tak daleko. Ich dzieci muszą trenować z pokolenia na pokolenie, bo to dziedziczne. Chodzi mi o to, że jeśli, któryś druid, bądź druidka pobierze się z czarodziejem, czarownicą czy z mugolem lub mugolką to ich dzieci muszą u nich się uczyć, czy tego chcą, czy też nie, ale warunek jest taki, że muszą być magiczni lub muszą mieć w rodzinie czarodzieja czy choćby czarownicę. W przypadku Dudley'a jest on charłakiem, więc nie mógł nawet iść do Hogwartu. Wyjaśniłem mu to, zanim Harry wrócił do domu z jego wujem ze stacji – Nastała cisza. W końcu Draco powiedział:

- Czyli jesteś moim przyrodnim bratem od strony Harry'ego, a dokładniej Petunii Dursley, która jest twoją matką – ten skinął głową. Draco popatrzył na niego z uśmiechem. Po chwili spytał poważnym tonem – Na błoniach wspomniałeś coś o zagrożeniu. Powiedziałeś, że Hogwart jest w niebezpieczeństwie – przypomniał młodzieńcowi Ślizgon.

- Ach tak, oczywiście. Panie dyrektorze – spojrzał na starszego mężczyznę za biurkiem – Voldemort wie, jak obejść zabezpieczenia chroniące Hogwart! – zawołał.

- A skąd to wiesz? – spytał wyżej wymieniony.

- Gdy uciekałem z lochów Piekielnego Dworu, usłyszałem rozmowę trzech mężczyzn i jednej kobiety. Wśród męskiego grona był Voldemort oraz jego syn, Tom III i... – spojrzał na Dumbledore'a – pana wnuk, Nicolas, a kobieta to Bellatriks Lestrange. Mają jakąś tajną broń dzięki, której mogą obejść zabezpieczenia każdego magicznego budynku. Nawet Hogwartu i ministerstwa... Albusie, trzeba działać! Mogą jej użyć w każdej chwili! – Wszyscy zamilkli. Nagle Harry chwycił Jacka oraz Nicole i zniknęli.

- Gdzie oni poszli? – spytał Ashe w przestrzeń.

- Ja chyba wiem – odezwał się Percy L., który był także w gabinecie – Ten, kto jest na tyle odważny, silny magicznie, fizycznie oraz psychicznie, niech chwyci mnie za ramiona – rozkazał pan Levender. Niektórzy zrobili to, choć się bali.



__________________________________________________________
Od autorki:
* - Przyjaciel – i wejście się otworzyło – Jak wiecie hasła do gabinetu dyrektora mają nazwy przeróżnych słodyczy, ale gdy ktoś jest przyjacielem obecnego dyrektora może je spokojnie wymówić, jako hasło.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.