Dwa dni później...
Nastała
sobota. Korytarzem szło kilka par: Harry Potter i Eleine Parker, Ron Weasley i
Mary Parker, Hermiona Granger i Draco Malfoy oraz Jack Potter i Susan Bouns (ci
ostatni spotykali się od dnia, gdy Jack pojawił się w szkole. Polubili się od
razu, a zaczęli chodzić ze sobą pięć dni temu). Szli sobie spokojnie, aż dotarli
na błonia. Usiedli przy wysokim dębie, gdzie rozsiedli się w cieniu, a każda z
par przytuliła się do siebie.
Siedzieli już tak od jakichś trzech godzin ciesząc się sobą oraz ładną pogodą, gdy nagle coś zakłóciło ich spokój. Od strony Zakazanego Lasu dobiegł ich szelest liści i dziwne kroki. Cała ósemka aż podskoczyła i spojrzeli w tamtą stronę.
- Sprawdzę co to – postanowił Draco i skierował się tam z wyciągniętą różdżką.
- Bądź ostrożny, Draco – powiedziała z lękiem Hermiona do swojego nowego chłopaka. Pomachał jej i zniknął w gąszczu drzew. Po kilku chwilach podszedł do nich, podtrzymując blond włosego mężczyznę. Tylko jedna osoba była zaskoczona widokiem mężczyzny bardziej niż jego przyjaciele, a nawet był wystraszony jego stanem. Zanim ktokolwiek zdołał mrugnąć okiem, Harry był już przy nich, podtrzymując drogą ręką przybysza i spytał wystraszonym i przejętym głosem:
- David,
co tu robisz?! – Ten spojrzał na zielonookiego nieprzytomnym wzrokiem i
powiedział cicho, ale wyraźnie:
- Muszę... was ostrzec... przed NIM!... Muszę... iść do... Dumbledore'a... Muszę go... ostrzec... Hogwart jest w... niebezpieczeństwie! – po tej wypowiedzi zemdlał. Obaj młodzieńcy ledwo zdołali go utrzymać.
- Szybko! Trzeba go wyleczyć, a potem zaprowadzić do dyrektora! Ron ty powiedz dyrektorowi, że niedługo do niego przyjdę. Eleine, Mary wy pójdziecie do mojego gabinetu. Użyjcie mojego kominka i skontaktujcie się z członkami Zakonu. Sprowadźcie Lupina, Tonks i Moody'ego do gabinetu dyrektora! Reszta niech idzie ze mną. Jack, pomóż mi go położyć na noszach. Musimy go wyleczyć – zawołał, wyczarowując niewidzialne nosze. Po czym rozdzielili się. Harry szedł najszybciej, jak mógł ku zamkowi, lewitując nosze wraz z bratem. Gdy dotarli do zamku, nie skierowali się do gabinetu dyrektora ani do swojego gabinetu czy Skrzydła Szpitalnego, ale do Pokoju Życzeń.
- Harry,
co robisz? Mamy iść przecież do dyrektora! – zawołała panna Bouns.
- Wiem, Susan, ale muszę go najpierw trochę podleczyć, by mógł być w stanie chodzić i mówić. Widzisz, jaki jest cały we krwi? Pewnie go torturowano i ledwo im uciekł. Najpierw go wyleczymy – Wyjął Zwierciadło Dwukierunkowe i podał dziewczynie ze słowami – Masz. Wystarczy, że wypowiesz imię do Lusterka, a dana osoba pojawi się w szybce. Poinformuj ich, że ja się zajmę leczeniem Davida, a potem przyprowadzę do gabinetu. Zrozumiałaś? – spytał Harry.
- Tak, oczywiście – odparła i po chwili z nimi rozmawiała. Gdy skończyła, spojrzała na to, co robi jej młody nauczyciel. Dawał mężczyźnie przeróżne środki lecznicze i nawet takie eliksiry, których nigdy w życiu nie widziała na oczy.
Z pół
godziny później...
- I co? – spytali jednocześnie Susan, Draco i Hermiona, gdy się wyprostował.
- Cóż,
trzeba jeszcze odczekać aż eliksiry zadziałają – odparł.
I tak się stało. Po blisko dwudziestu minutach blond włosy mógł już wstać. Spojrzał na Harry'ego i rzekł:
- Dzięki, Harry. Uratowałeś mi życie. Jak mogę ci się odwdzięczyć? – spytał z uśmiechem.
- Sądzę,
że jesteśmy kwita. Nauczyłeś mnie jak leczyć środkami druidzkimi – oznajmił.
- Rozumiem, ale teraz trzeba powiadomić dyrektora – stwierdził David, wstając.
-
Słusznie. Chodźmy więc – i wyszli, a tuż za nimi przyjaciele Pottera.
- Harry, skąd znasz tego mężczyznę? – zapytała Hermiona. Potter spojrzał na nią i odpowiedział:
- Niedługo się tego dowiecie – więc nie poruszali tego tematu. Gdy znaleźli się przed gargulcem strzegącego wejścia do gabinetu dyrektora, Harry powiedział do posągu – Przyjaciel – i wejście się otworzyło*. Cała trójka weszli po spiralnych schodach na górę. Chwilę potem znaleźli się przed drzwiami gabinetu dyrektora. Harry zapukał w dębowe drzwi. Usłyszeli cichy głos:
- Proszę wejść – więc weszli do środka. W środku zastali resztę przyjaciół Pottera oraz kilku członków z Zakonu.
- Dzień
dobry, panie dyrektorze – powiedzieli zgodnie.
- Dzień dobry, Harry. Dzień dobry panno Bouns, panno Granger, panie Weasley i panie Malfoy – przywitał się – Co was tu sprowadza i kim jest ten mężczyzna? – zapytał.
- Po
kolei – odezwał się ten ostatni – Po pierwsze: Nazywam się David John Dursley i
jestem przyrodnim bratem Dudley'a Dursley'a oraz kuzynem Harry'ego. Pewnie
niektórzy z was wiedzą, że moja matka Petunia Evans chodziła do Hogwartu i była
o cztery lata młodsza od Lily i Aurelii Evans. Mój biologiczny ojciec też jest
czarodziejem, ale jest czystej krwi i był w Slytherinie – wyjaśnił.
- A jak się nazywa? – spytał... o dziwo Harry. Pytanie brzmiało stanowczo, jakby zadawał to pytanie za każdym razem, gdy się pojawiło. Jego przyjaciele myśleli, że były Gryfon zna tego mężczyznę "na wylot". Ten spojrzał na niego dziwnym wzrokiem, po czym westchnął i odpowiedział:
- Harry,
powiem wam, gdyż nie dajesz mi spokoju tym pytaniem. W kółko mnie oto pytasz,
gdy je słyszysz – zirytował się i westchnął – Moim ojcem, jak najpierw
pomyślałeś, nie Voldemort, ale... Lucjusz Malfoy.
- Coo takiego???? – zawołali wszyscy jednocześnie.
- Jak to
możliwe!? – zapytał Jack.
- Ja na początku też byłem zaskoczony tą wiadomością od matki. Powiedziała mi, to gdy miałem 11-ście lat, a ściślej mówiąc jak miałem zacząć naukę u druidów, zamiast iść do Hogwartu – odparł blond włosy.
- Panie
Dursley, proszę nam powiedzieć, jak się poznaliście z Harrym? – zapytał
dyrektor. David spojrzał na Dumbledore'a, a potem na resztę, aż w końcu jego
wzrok spoczął na Harrym. Druid prosił go wzrokiem, by to on im wyjaśnił. Ten
tylko westchnął i odpowiedział za przybysza:
- Poznałem Davida, gdy wróciłem na wakacje do mojego wujostwa. Wchodziłem po schodach, gdy Dudley poinformował mnie, bym poszedł do salonu, bo mam gościa. Gdy tam wszedłem zobaczyłem właśnie jego. Davida Dursley'a, mego kuzyna. Wyjaśnił mi, kim jest i skąd pochodzi, ale nie powiedział mi, kim jest jego ojciec. David zaproponował mi trening u druidów. U nas jedna godzina odpowiada jednemu roku u nich. Pytałem go nieustannie, gdy mnie uczył, ale unikał sprytnie odpowiedzi. U elfów też miałem trening. A potem... – urwał nagle, bo Ashe się wtrącił:
- Przepraszam, Harry, że ci przerwę, ale właśnie mi się przypomniało, że król wampirów zaproponował ci naukę w jego królestwie. Masz się u niego stawić jak najszybciej – poinformował go Wilson.
-
Dziękuję ci, Ashe. Stawię się u niego najszybciej, jak będę mógł – przyrzekł
Potter-Gryfon.
- Więc kim tak naprawdę jesteś? – spytała Nicole pana Dursley'a.
- Jestem
pół krwi druidem i półkrwi czarodziejem. Evansowie są spokrewnieni z druidami,
ale bardzo daleko. Jednak nie tak daleko. Ich dzieci muszą trenować z pokolenia
na pokolenie, bo to dziedziczne. Chodzi mi o to, że jeśli, któryś druid, bądź
druidka pobierze się z czarodziejem, czarownicą czy z mugolem lub mugolką to
ich dzieci muszą u nich się uczyć, czy tego chcą, czy też nie, ale warunek jest
taki, że muszą być magiczni lub muszą mieć w rodzinie czarodzieja czy choćby
czarownicę. W przypadku Dudley'a jest on charłakiem, więc nie mógł nawet iść do
Hogwartu. Wyjaśniłem mu to, zanim Harry wrócił do domu z jego wujem ze stacji –
Nastała cisza. W końcu Draco powiedział:
- Czyli jesteś moim przyrodnim bratem od strony Harry'ego, a dokładniej Petunii Dursley, która jest twoją matką – ten skinął głową. Draco popatrzył na niego z uśmiechem. Po chwili spytał poważnym tonem – Na błoniach wspomniałeś coś o zagrożeniu. Powiedziałeś, że Hogwart jest w niebezpieczeństwie – przypomniał młodzieńcowi Ślizgon.
- Ach
tak, oczywiście. Panie dyrektorze – spojrzał na starszego mężczyznę za biurkiem
– Voldemort wie, jak obejść zabezpieczenia chroniące Hogwart! – zawołał.
- A skąd to wiesz? – spytał wyżej wymieniony.
- Gdy uciekałem z lochów Piekielnego Dworu, usłyszałem rozmowę trzech mężczyzn i jednej kobiety. Wśród męskiego grona był Voldemort oraz jego syn, Tom III i... – spojrzał na Dumbledore'a – pana wnuk, Nicolas, a kobieta to Bellatriks Lestrange. Mają jakąś tajną broń dzięki, której mogą obejść zabezpieczenia każdego magicznego budynku. Nawet Hogwartu i ministerstwa... Albusie, trzeba działać! Mogą jej użyć w każdej chwili! – Wszyscy zamilkli. Nagle Harry chwycił Jacka oraz Nicole i zniknęli.
- Gdzie oni poszli? – spytał Ashe w przestrzeń.
- Ja chyba wiem – odezwał się Percy L., który był także w gabinecie – Ten, kto jest na tyle odważny, silny magicznie, fizycznie oraz psychicznie, niech chwyci mnie za ramiona – rozkazał pan Levender. Niektórzy zrobili to, choć się bali.
__________________________________________________________
Od autorki:
* - Przyjaciel – i wejście się otworzyło – Jak wiecie hasła do gabinetu
dyrektora mają nazwy przeróżnych słodyczy, ale gdy ktoś jest przyjacielem
obecnego dyrektora może je spokojnie wymówić, jako hasło.
3 komentarze:
Nominacja
[więcej informacji na harry-potter-wg-gosi.blogspot.com]
Bones nie Bouns.
i nie Lanstringe tylko Lestrange...
Prześlij komentarz