Moja lista przebojów 2

5 marca 2013

Rozdział 26 - Shalie czy Nicole?

Klik

Mijał czas... 21 grudnia 1978...
          Państwo Potter właśnie podjechali czerwonym cadillakiem pod dom rodziców rodzeństwa Evans.


Pierwszy wyszedł pan Potter. Okrążył samochód i otworzył drzwi, by wypuścić ciężarną rudowłosą kobietę zwaną teraz Lilianne Potter (ślub odbył 26 sierpnia tego roku. Świadkiem Jamesa był Syriusz, a świadkową Lily była Aurelia). Zamknął drzwi cadillaca, włączył alarm, wziął pod rękę żonę i skierowali się do domu. Gdy zapukali otworzył im Aidrene. Gdy tylko zobaczył siostrę wprowadził ją i jej męża do środka, a potem poszedł na górę nie zaszczycając ich już więcej spojrzeniem i swoją obecnością.
- Nadal się na ciebie gniewa. - bardziej stwierdził James.
- Niestety... - odparła i westchnęła. - ...Gdy wracaliśmy do Londynu po naszym ukończeniu szkoły dowiedział się, że nie będzie dowódcą Armii Hogwartu. Nakrzyczał na mnie i od tamtej pory nie odzywa się ani słowem. A gdy na mnie patrzy... - westchnęła znowu. - ...No cóż, sam widziałeś... - wyjaśniła przewracając oczami. - ...Dochodzi jeszcze ta sprawa z moim prawdziwym ojcem. - odparła.
- Czy rodzice, a także siostry i brat wiedzą o pokrewieństwie z Lordem? - spytał James.
- Rodzice na szczęście nie, ale reszta tak. Aidrene nie dawno się dowiedział. Nie chcę ich w to mieszać... - powiedziała ze smutną miną pokręciwszy głową. - ...To tragiczna sprawa... - dodała. Gdy się rozebrali poszli do salonu. Tam Lily zastała swoich rodziców i dwie siostry.
- Lily, kochanie! Jak dobrze cię widzieć! - zawołała jej matka, Joanne. Po chwili podszedł ojciec dziewcząt, Matthew.
- Lilko, kwiatuszku, fajnie, że jesteś! Oho, jaki duży brzuszek. Który to już miesiąc? - spytał zatroskany całując ją w czoło.
- Dziewiąty, tato. Termin jest na 30 XII. - odpowiedziała.
- To znaczy, że już niedługo będzie ta błogosławiona chwila? - spytała Aurelia wyłaniając się z salonu z miską sałatki w ręku. Przyjechała na święta, gdyż postanowiła być aurorką. Jej przełożony pozwolił jej na to.
- Tak, Aurlo. - odpowiedziała uśmiechając się na jej widok.
- Super! - zawołała druga siostra, Petunia "wychodząc jak spod ziemi" także przyjeżdżając na święta.
- Usiądźmy. Obiad już na stole. - oznajmiła Jo* wychodząc z kuchni. Więc usiedli.

~~*~~

          Świąteczny obiad był znakomity. Jedli już od prawie godziny, gdy Matt zaczął martwić się o syna.
- Petunio, sprawdź co się dzieje z waszym bratem. Powiedz mu, że obiad jest na stole. - poprosił.
- Dobrze, tato. - odparła dziewczyna. Tak więc Petunia poszła na górę. Gdy stanęła przed odpowiednimi drzwiami zapukała.
- Zostaw mnie, Ruda! - zawołał chłopak.
- Aidrene, to ja, Petunia. Mogę wejść? - spytała zaskoczona tonem głosu brata. Po chwili drzwi się otworzyły.
- Tak, wejdź. - burknął speszony, więc weszła. Cały pokój Aidrene'a był w bałaganie. Po podłodze walały się Mugolskie ubrania i szaty szkolne oraz książki i pergaminy.
- Co się dzieje, Aide**? Dlaczego nie sprzątnąłeś swojego pokoju? - spytała sfrustrowana.
- Bo... bo... Och, nie ważne. Nie interesuj się! - warknął.
- Będę się interesować. Jestem twoją młodszą siostrą, więc mnie powinno interesować. - oświadczyła rozumnie.
- Właśnie! Jesteś młodsza ode mnie! Więc zostaw mnie w spokoju! To nie tyczy się ciebie! Więc wyjdź! - zawołał.
- Więc kogo się tyczy? - spytała z anielskim spokojem nie ustępując.
- Tyczy się to Lily! A teraz wyjdź! - Ciemnowłosa wyszła. Zeszła na dół do salonu. Miała mieszane uczucia, co było widać po jej minie.
- Gdzie jest Aidrene? - spytała pani Evans.
- Nie chce zejść. Cały pokój jest w bałaganie. Mówi, że tak się zachowuje z powodu Lily. Nie wyjaśnił dokładnie dlaczego. - oświadczyła.
- Chyba wiem dlaczego się tak zachowuje. - odezwała się Lilka.
- Dlaczego? - spytali jednocześnie Evansowie.
- Dlatego, że Lily nie pozwoliła mu być dowódcą Organizacji, którą założyliśmy w ubiegłym roku. - poinformował ich James.
- Tylko dlatego? - zdziwiła się Petunia.
- Tak, tylko dlatego. - odezwał się ktoś z przedpokoju. Wszyscy spojrzeli w kierunku, z którego dochodził owy głos.
- Aidrene, wiesz, że nie możesz nim być. - odezwała się Ruda zauważywszy go w progu salonu.
- Muszę! Poza tym wszyscy, z wyjątkiem Petunii i mnie, ukończyliście już szkołę. Musicie mieć następcę! Rozumiecie?
- Tak, ale... - nie dokończyła, bo jej brat mówił dalej:
- Musisz znaleźć następcę. No już, wybieraj! - Lily gapiła się na brata przerażona. W końcu zrezygnowana odparła:
- Dobrze, Aidrene, tobie przekazuję moją posadę dowódcy Armii Hogwartu, ale swojego zastępcę musisz wyznaczyć sobie sam. Musi to być osoba zau... Uch! - jęknęła i chwyciła się za brzuch.
- Lily, kochanie, nic ci nie jest? - spytał Rogacz.
- James... to... to już się zaczyna! Tym razem naprawdę! - Wszyscy wstrzymali oddechy i zaczęli lekko panikować.
- Co robimy?! - panikowała Petunia. James zaczął myśleć gorączkowo, a potem wziął kilka sztuczcy i machnął na nie różdżką.
- Macie. To są świstokliki. Dzięki nim przeniesiecie się do św. Munga za minutę. Ja deportuję Lily na miejsce. Pójdźcie do informacji. Tam wam powiedzą gdzie iść. Rozumiecie? - poinformował ich.
- Tak. - zawołali jednocześnie. Rogacz deportował się do szpitala im. św. Munga w Londynie razem z Lily na rękach. James Potter biegł ile sił w nogach do pielęgniarki przy jakimś biurku.
- Szybko! Gdzie jest porodówka? Moja żona rodzi! - zawołał zamiast powitania.
- Na Merlina! Szybko, dawajcie wózek! - I po chwili Lily jechała na oddział.
          - Co ile są skurcze? - spytał uzdrowiciel pełniący dyżur na porodówce 10 minut później.
- Co trzy minuty. - odpowiedziała przyszła matka. Po chwili jęknęła.
- Szybko, na porodówkę! Pan jest ojcem? - spytał uzrowiciel pana Pottera.
- Tak. - odparł ten.
- Dobrze. Może pan być przy żonie. - odparł.
- Dziękuję, panu. Zaraz powinna tu być jej rodzina. - poinformował, gdy tylko Lily znalazła się na łóżku porodowym.
- Rozumiem. A więc zaczynamy. Gotowa jest pani? - spytał Rudą.
- Tak. - No i się zaczęło. Uzdrowiciel przyjmował poród, a James trzymał żonę za rękę podtrzymując na duchu.
          Pół godziny później pielęgniarka oznajmiła:
- Może pan być dumny z żony! To dziewczynka! - oświadczyła.
- To cudownie! Lily, spójrz! Mamy córkę! Niech pani powiadomi rodzinę Lily oraz naszych przyjaciół, którzy są na korytarzu, że mam córkę! - odparł świeżo upieczony ojciec.
- Dobrze, panie Potter. - i wyszła.
- Lily, kochanie spójrz. Czyż nie jest śliczna? - Lily patrzyła to na męża, to na córkę.
- James. - szepnęła odwracając głowę od najbliższych, a już zwłaszcza od męża.
- Tak, kochanie? - spytał nie zwracając uwagi na jej ton i patrząc wciąż na córkę, jak na coś najpiękniejszego na świecie.
- Nie chcę jej. - oświadczyła.
- Co? Ale... ale dlaczego? - spytał zdezorientowany.
- Dlatego, że jeśli Voldemort dowie się o niej zabije ją lub będzie nas szantażował, albo nas zabije. Być może ją adoptuje i obrócić przeciwko nam. Nie mogę do tego dopuścić. - W tym momencie weszła rodzina Evansów i Huncwoci, a także brat Jamesa.
- Cześć, Lily! Cześć, James! - zawołali jednocześnie.
- Cześć. - zawołali również jednocześnie rodzice małej.
- Petunio, mam do ciebie prośbę. - odezwała się słabo Ruda, gdy ta się zbliżyła.
- Słucham więc, siostrzyczko.
- Bo widzisz,... Nicole... - urwała, bo Lunatyk spytał:
- Kto?
- Moja i Jamesa córka, Remusie. Rogasiu, co sądzisz o imieniu: Nicole? - Ten spojrzał na żonę, potem wyszedł razem z córką na rękach, którą wcześniej podała mu pielęgniarka. Syriusz poszedł za nim.
- James, co się dzieje? - spytał.
- Widzisz, Łapo, Lily chce oddać Nicole komuś innemu. - wyjaśnił przyjacielowi.
- Jak to? - dopytywał się.
- Powiedziała, że jeśli Voldemort dowie się o niej, to będzie nas szantażował lub zabije ją, a może nawet adoptuje i zamieni ją w swojego najlepszego sługę, gdy tylko dorośnie. - oznajmił z rozpaczą patrząc z miłością na Nicole.
- Lilka ma rację, James. Jeśli tak się stanie to rzeczywiście nie będziemy mogli nic zrobić! Musicie oddać ją komuś innemu, aby ją chronić. - wydyszał.
- Dobry pomysł, Syriuszu. Chodźmy do reszty i powiemy im o tym. - powiedział.
- Zgoda. - I wrócili do sali.
- I jak, James? Zgadzasz się? - spytała matka małej Nicole widząc ich.
- Dobrze, Lilko, zgadzam się, ale pod dwoma warunkami. Po pierwsze: Będzie z nami do czasu aż znajdziemy jej odpowiednią rodzinę zastępczą. I po drugie: Czy zgadzasz się mieć drugie dziecko? - spytał błagalnie. Kobieta spojrzała na męża, a potem odparła:
- Dobrze, Rogasiu, ale to nie znaczy, że jej nie kochamy, co nie?
- Ależ tak, Lily! Kocham ją jak nikogo innego! Zapewne ty też? - spytał ze łzami w oczach.
- Tak. Ja też... - Oboje się uśmiechnęli do siebie. Dopiero po dwóch chwilach zauważyli, że reszta, a zwłaszcza Evansowie, mają ponure miny. - ...Coś nie tak?... - spytała leżąca. Ci spojrzeli na nią, a pan Evans podszedł do rudej córki... i uderzył ją w twarz.
- Lily, jak możesz!?! To twoja jedyna córka!! - zawołał Matt. Młoda matka dotknęła policzka, a łzy poleciały z jej oczu.
- Właśnie, Lily! Jak możesz!? - wtórowała mu jego żona.
- Przestańcie!! Nie widzicie, że Lily jest po porodzie i jest zmęczona?! Potrzebuje spokoju! - odezwał się dość głośno Aidrene.
- Zamknij się bachorze!! - zawołali jednocześnie: Matt, Joanne i... Petunia? Aurelia i Mike ograniczyli się od skomentowania tej wiadomości i sytuacji, więc siedzieli cicho.
- Co robimy, Rogaczu? - spytał cicho Black.
- Sądzę, że trzeba ich stąd wyprosić dla bezpieczeństwa mojej rodziny. I Lily, i Nicole. - oświadczył James.
- Popieram. - odpowiedzieli jednocześnie Remus, Syriusz i Peter. I tak zrobili. Wyprosili Evansów na korytarz, prócz Aurelii, która nie chciała wyjść, potem wrócili do sali.
- W porządku, Lily? - spytał jej mąż.
- Tak. Dzięki, chłopaki... - powiedziała uśmiechając się. - ...Remusie, czy zechciałbyś być ojcem chrzestnym Nicole? - spytała wilkołaka.
- Ale, Lilko, jestem wilkołakiem, więc nie mogę nim być. - odparł Remus ze smutkiem.
- Och, no dobra. Trudno. James może jak wrócimy do domu to...
- Którego domu? - wtrąciła się swoje zdanie Aurelia po raz pierwszy odzywając się od kłótni rodziców. Wszyscy spojrzeli na nią.
- Do naszego, Aurlo. Twojego, mojego, Petunii i Aidrene'a. - odpowiedziała jej bliźniaczka.
- Nie, Lily, nie wrócisz już tam. Rodzice już o to zadbają. Nie myśl sobie, że cię nie kocham,... - powiedziała, a widząc jej zmartwioną minę dodała łagodnie: - ...Ruda, kocham cię i cenię sobie twoją przyjaźń oraz szacunek... - Lily uśmiechnęła się na te słowa. - ...Czy widziałaś jakie mieli miny rodzice, a także Tunia*** i Aide, gdy dowiedzieli się, że chcecie Nicole dać innej rodzinie?... - ta skinęła głową. - ...Bardzo cię kochają i chcą byś miała córkę przy sobie, lecz ta decyzja, którą podjęłaś z Jamesem była dla nich ciosem poniżej pasa i nie rozumieją tak wielkiej powagi sytuacji ze strony Lorda Voldemorta... - tu kobieta westchnęła. - ...A Petunia?... - kontynuowała była Krukonka. - ...Ona też była na ciebie zła z tego powodu. A, gdy dostałyśmy list z Hogwartu stała się zarozumiała i zazdrosna o nas, ale nie tylko z tego powodu Petunia ciebie nie lubi. Bo widzisz, Lily, ty jesteś ładna, zdolna, zabawna i popularna w całym Hogwarcie. Nawet ja byłaby zazdrosna o ciebie, ale nie jestem. Dlaczego? Bo cię kocham nie tylko jako przyjaciółkę i partnerkę w walce, ale też jako siostrę. Każdy chłopak się za tobą oglądał, aż w końcu James ciebie zdobył... - tu spojrzała na wyżej wymienionego z uśmiechem. - ...A Tunia jest odtrącana w cień. Ja jestem inna, a mnie lubi. Jeśli chodzi o Aidrene'a, no cóż, jest po prostu zły na ciebie z powodu, że nie dajesz mu szansy tak, jak w przypadku Armii i walki przeciw Voldemortowi. Z Aidrene'em już się pogodziłaś i to jest plus między wami i niech tak pozostanie. Zrób tak jak uzgodnili James z Syriuszem, że Nicole zostanie z wami dopóki nie znajdziecie zastępczej rodziny dla niej, a potem miejcie synów - Harry'ego i Jacka. - oświadczyła. Dopiero po kilku chwilach dotarło do nich ostatnie zdanie Aurelii. Patrzyli na nią zaskoczeni. Pierwszy odezwał się Peter spytawszy:
- A skąd wiesz, że Lily i James będą mieć synów? I skąd wiesz jak mają mieć na imię? - zapytał. Żadne z nich nie wiedziało, że za drzwiami ktoś podsłuchuje ich rozmowę.
- Cóż, często przesiaduję u Reginy Hoof. Jest ona medium. - wyjaśniła Aurelia.
- Percy i ty kiedyś o niej coś napomnieliście. Co ona powiedziała? - odezwała się Lily.
- Powiedziała mi, że za półtora roku pod koniec lipca urodzi się Dziecko Losu. Czy wyrecytować wam przepowiednię, którą wypowiedziała wtedy przede mną?... - Wszyscy kiwnęli głowami, więc Aurelia wyrecytowała: - ..."Zradza się Dziecię z kobiety czystej, lecz zhańbionej przez Jej własny ród! Ojcem jej jest znienawidzony przez wszystkich Lord... Narodzi się w trzecim tygodniu dwunastego miesiąca... A zwać się będzie: Nicolette Lilianne Potter! Ojciec jej będzie nazywać ją Panią Ciemności i Mroku... Jednak djka chłopców zrodzą się pod koniec siódmego miesiąca, a rodzice będą pochodzić z różnych rodów... Pierwszy zwać się będzie: Harold James Potter, a drugi Jacob Matthew Potter! Jednego z nich nazywać będą Dzieckiem Losu i Nadziei lub po prostu Wybrańcem Losu i Przeznaczenia! Jego bliźniak słynąć będzie z przepowiadania snów... Gdy nadejdzie rok siedemnasty i miesiąc dziesiąty Wybrańca i jego brata cała trójka spotka się w jednym miejscu i otrzymają pradawne zdolności... Poznają tajemnicę Czarnego Pana i pokonają go... Jednak pierwsza klęska Czarnego Pana obudzi Mrocznego Lorda z dawnych lat, który został pokonany przez Wybrańca z Przyszłości. Strzeżcie się! By pokonać Mistrza Mistrzów potrzeba nie lada odwagi i mnóstwa mocy przewyższające moce Czarnego Pana, 150 dyrektora i Założycieli Hogwartu oraz Merlina Wspaniałego razem wziętych. Odszukajcie zdrajcę krwi, druida, pół wampira i elfa znających Wybrańca Z Przyszłości... Tylko oni mogą zamknąć go w Pierścieniu Lordów, ale nikt nie może go zabić! Tylko Mroczna Kochana Z Przeszłości oczyszczona ze zła może im pomóc" ... - kobieta wzięła głęboki oddech i mówiła dalej. - ...Potem, gdy tylko Regina się ocknęła z transu natychmiast spytała mnie czy wypowiedziała jakąś przepowiednię, a ja odparłam, że tak. Potem przywołała męża, a następnie poprosiła bym ją powtórzyła, więc im wyrecytowałam. - Wszyscy byli tak zaskoczeni, że nie zauważyli iż kobieta za drzwiami wybiegła szybko ze szpitala, potem deportowała się.

~~*~~

          Blond włosa kobieta biegła ile sił w nogach do Piekielnego Dworu. Gdy znalazła się w nim wbiegła po schodach na trzecie piętro przed drzwi pokoju jej Pana. Gdy zapukała rozległ się głos:
- Wejść!... - więc weszła. Stanęła przed swoim Panem i pochyliła się czekając na zgodę wypowiedzenia się. - ...Fersten, jakie masz wieści ze św. Munga? - spytał swoim zimnym głosem.
- Panie, pamiętasz Lilianne Evans? Wyszła za mąż za Jamesa Pottera i ma z nim dziecko. - oznajmiła na wydechu.
- Tak, pamiętam i wiem, że jest w ciąży,... lecz ze mną. - powiedział uśmiechając się chytrze.
- Panie, masz przestarzałe wiadomości. Ona BYŁA w ciąży. Zaledwie pół godziny temu urodziła dziewczynkę. - Mężczyzna wytrzeszczył oczy.
- Jak się nazywa ta dziewczynka? - spytał.
- Nicolette Lilianne Potter, panie. - odparła.
- Rozumiem.
- Panie, ale to jeszcze nie wszystko! - zawołała.
- Nie wszystko, Fersten? Więc mów, co się jeszcze stało? - spytał z nutą zaciekawienia.
- Bo widzisz, mój panie, siostra Lily Potter, Aurelia Parker chodziła do niejakiej Reginy Hoof i... - urwała, bo Lord zawył:
- DO KOGO?! - krzyknął, a echo jego głosu potoczyło się po pomieszczeniu.
- Reginy Hoof, panie. - odparła. Mężczyzna patrzył na kobietę przez kilka chwil, a potem podszedł do okna.
- Mów dalej. - powiedział w zamyśleniu.
- Parker powiedziała, że chodziła do niej od jakiegoś czasu. Powiedziała swojej siostrze, że pani Hoof jest medium.... - tu Tom II obrócił lekko głowę dając do zrozumienia, że przyjął to do wiadomości. Po chwili kobieta kontynuowała jak gdyby nigdy nic. - ...i wyjaśniła, że wypowiedziała przed nią proroctwo.
- Jakie? - spytał obracając głowę ku niej. Tu kobieta wyrecytowała ją. Gdy mówiła Voldemort zasiadł w swoim fotelu zafascynowany nie tylko ilością zdań, ale też i treścią. Wiedział o Reginie Hoof od trzech lat. Czuł ją, co prawda od wielu lat, ale nie wiedział o niej nic dopóki nie natrafił na jej ślad i zdjęcie. Wiedział, że wyszła za mąż i ma dzieci. Nie posiadała magicznych zdolności, ale wiedział, że jest jego zaginioną siostrą-bliźniaczką. Mieli wspólnych rodziców, więc praktycznie powinna mieć czarodziejską moc, ale czemu nie ujawniała jej? Postanowił najpierw zainteresować się panią Potter, a potem swoją siostrą.
- Dobrze się spisałaś, Fersten. Zasłużyłaś na szacunek i awans. Zostaniesz od teraz moją Prawą Ręką. Jutro wieczorem zostanie to ogłoszone oficjalnie na zebraniu Śmierciożerców. - oznajmił.
- Dziękuję, panie! Czy mogę już iść? Mam pracę. - spytała.
- Tak, idź. - i wyszła kłaniając się raz po raz. Gdy była w Hallu aż podskoczyła z radości i deportowała się z powrotem do Munga.

~~*~~

Rok: 1979... Miesiąc: Luty...
          Lily i James znaleźli dla Nicole miłą Mugolską rodzinę w Irlandii. Rodzina ta nazywała się McGray. Gdy owa rodzina znaleźli dziewczynkę na progu swojego domu zauważyli przy niej pergaminowy list zaadresowany do nich. Oboje przeczytali go:

Drodzy, państwo McGray.
          Przygarnijcie naszą córkę. Ma na imię Nicolette Lilianne Potter, ale jak chcecie możecie ją nazwać inaczej. Urodziła się 21 grudnia 1978 roku. Gdzieś w połowie jej życia przyjedźcie do Anglii, bo tam mieści się szkoła, do której jest zapisana od urodzenia. Po prostu przyjedźcie tam, będzie miała bliżej do szkoły.
          Dziwi was, że ani my, ani jej rodzice chrzestni, czy ktokolwiek inny nie może jej przygarnąć? Nie możemy wam dokładniej wyjaśnić, ale opowiemy ogólnie. Grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo ze strony magicznego świata, a u Mugoli będzie bezpieczna. Jeśli chodzi o drugich opiekunów to trochę się pokłóciliśmy, ale zgodzili się być jej rodzicami chrzestnymi. Na ten list zostało rzucone specjalne zaklęcie. Gdy Nicole będzie czytać niniejszy list przeczyta nasze słowa do niej, więc nie musicie jej wyjaśniać dokładnie kim jest. Dajcie jej tylko ten list do ręki i powiedzcie, by go przeczytała. My jej w liście wyjaśnimy kim jest i co ma zrobić. Jeśli nie wiedzielibyście, gdzie kupić dla Nicole szkolne rzeczy to skontaktujcie się z tym, kto powie jej kim jest.
          Jeszcze jedno. Nicole będzie mieć dwóch braci – Harry'ego i Jacka. Będą oni ważni dla obu światów. Tylko oni troje mogą pokonać czarnoksiężnika, który terroryzuje nasz świat.
Pozdrawiamy serdecznie i z góry dziękujemy, że będziecie się naszą córką opiekować.
Lily i James Potterowie.
P.S. Dopóki Nicole nie skończy 11-stu lat nie mówcie jej o tym liście i jej prawdziwej rodzinie. Traktujcie ją jak swoją PRAWDZIWĄ córkę. Możecie nawet zmienić jej imię. Myślimy, że tak będzie lepiej.

Ten list został napisany niedługo po tym jak Potterowie wrócili do domu. Tak jak głosiła przepowiednia, Lily Potter urodziła bliźniaki w ostatnim dniu lipca, ale nie bardzo uwierzyła w przepowiednię wygłoszoną przez Reginę Hoof. Bliźniaków nazwała Harold i Jacob. Krótko przed śmiercią Potterów pani Hoof powiedziała by oddać Jacka innej rodzinie, gdyż tak jak powiedziała im w liście miesiąc wcześniej Regina (już więcej nie przychodziła do ich domu, by nie zwracać na siebie uwagi swego brata) zanieśli go do Ameryki Północnej i tam pozostał puki nie skończył dwunastu lat. Potem wyruszył do Miasta Druidów, by się tam szkolić przez pięć lat. Przebywał tam dopóki nie został wraz z Alexem Welsonem porwany przez Elizę i przeniesiony do Piekielnego Dworu, gdzie został uwolniony przez swego brata-bliźniaka.
Przejdźmy jednak do Nicole...

~~*~~

Anglia... Jedenaście lat później... Rok: 1989... Trzeci tydzień lipca...
          Na południowych przedmieściach Londynu do pewnego domu kierowała się kobieta o srogiej twarzy i brązowych włosach związanych w ciasny kok. Miała na sobie ciasną zieloną spódnicę, białą bluzkę i dopasowany do spódnicy żakiet, a na stopach miała pantofle koloru czarnego. Gdy stanęła przed drzwiami domu nr 6, zapukała. Otworzył jej 38-letni mężczyzna o blond włosach i orzechowych oczach.
- Słucham? W czym mogę pani pomóc? - spytał.
- Dzień dobry, panie McGray. Czy zastałam może Nicolette Potter? - Mężczyzna znieruchomiał i zbladł. W oddali rozległ się kobiecy wysoki głos:
- Kochanie, kto przyszedł? - spytała z oddali jego żona.
- Skarbie, przyjdź tu na chwilę! - zawołał wciąż patrząc na kobietę przed sobą. Pani McGray przyszła chwile potem trzymając w rękach szmatkę i stanęła tuż za mężem. Była to chuda kobieta również o blond włosach, ale szarych oczach.
- Dzień dobry... - przywitała się z kobietą, ale chwilę potem spytała męża: - ...Stało się coś? - zapytała taksując brązowowłosą od stóp do głów.
- Skarbie,... - szepnął. - ...ta kobieta zna prawdziwe imię i nazwisko naszej Shalie. - Kobieta również zbladła i oznajmiła:
- Proszę do środka. Zaparzę herbaty, a ty Konradzie przynieś ten list. - powiedziała do męża akceptując słowo: "ten".
- Dobrze, Betty. - i poszedł na górę. Tymczasem kobieta zwana Betty uśmiechnęła się do nieznajomej i zaprowadziła do salonu, a potem poszła zaparzyć herbatę w kuchni.
- No więc, czy je... - zaczęła kobieta.
- Było by miło, gdyby się pani przedstawiła. - przerwała kobiecie pani McGray.
- Przepraszam. Nazywam się Minerwa Marietta McGonagall. Jestem nauczycielką Transmutacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa, Hogwart. Hogwart to...
- Wiemy co to za szkoła i nie musi nam pani wyjaśniać kim naprawdę jest. - odezwał się Konrad McGray schodząc ze schodów. W ręku trzymał trochę starą pergaminową kopertę.
- Naprawdę? Skąd? - Mężczyzna podał jej list od Potterów.
- Stąd. - powiedział tylko, a następnie, siadając na kanapie obok żony, wpatrywał się uważnie w nauczycielkę. Gdy Minerwa przeczytała list załkała zakrywając usta dłonią.
- Przepraszam, ale czy coś się stało? - spytała pani McGray.
- Nie... - odparła Minerwa ocierając łzy chusteczką. - ...ale widzicie, są to ostatnie słowa rodziców Nicole i ich prośba, gdzie ma zamieszkać. Poza tym to ja mam powiedzieć kim jest naprawdę oraz to, że mam się nią zaopiekować w magicznym świecie. - odpowiedziała.
- Ostatnie słowa? - zdziwiła się Elizabeth.
- Tak. - odparła siadając na przeciw niej.
- To znaczy, że Lily i James Potterowie NIE ŻYJĄ? - przeraził się Konrad.
- Niestety, tak. Już od prawie dziesięciu lat... - W tym momencie rozległo się wciąganie powietrza, a potem brzdęk tłuczonego szkła. Wszyscy spojrzeli w tamtą stronę i zobaczyli rudowłosą dziewczynkę o czarnych jak noc oczach.



Gdy jedenastolatka zorientowała się, że ją zobaczyli wybiegła w pośpiechu na zewnątrz. - ...Mogę z Nicole... to znaczy z Shalie porozmawiać? - spytała Minerwa wstając. Oboje kiwnęli głowami w milczeniu na zgodę. Profesor McGonagall zniknęła z trzaskiem wciąż trzymając list w ręce. Pojawiła się tuż przed rudowłosą. Ta aż pisnęła ze strachu i przewróciła się na chodnik.
- Jak... jak pani to zrobiła?! - wrzasnęła. Ta nawet nie odpowiedziała tylko zaprowadziła dziewczynę z powrotem do jej domu, a potem do salonu. Tam posadziła Potterównę w fotelu i dopiero wtedy odpowiedziała:
- To była teleportacja, moja droga. Jestem czarownicą tak jak ty. Tu masz list od swoich prawdziwych rodziców. - podała dziewczynie pergaminową kopertę. Nicole, wciąż patrząc na kobietę wzięła kopertę, lecz nie zerknęła na nią, tylko spytała:
- Od kogo to?
- Już powiedziałam: Jest to list od twoich prawdziwych rodziców. Lilianne i Jamesa Potterów. - odpowiedziała kobieta.
- Jesteś adoptowana. - wyjaśnił krótko pan McGray. Dziewczyna nie mogła w to uwierzyć, ale po chwili ochłonęła, gdy blond włosa kobieta powiedziała:
- W liście twoi rodzice wszystko ci wyjaśnią. Proszę cię, Shalie. Tylko przeczytaj. - poprosiła pani McGray.
- Taka była ostatnia wola państwa Potter. - zakończyła Minerwa. Dziewczyna patrzyła jeszcze przez chwilę, to na kobietę, to na rodziców, po czym zajęła się lekturą. Na kopercie było napisane:

Nicolette Lilianne Potter

Kochana, Nicolette (to twoje prawdziwe imię dane ci przez nas w dniu twoich narodzin).
Jeśli czytasz ten list jest pewne, że już oboje z twoim tatą nie żyjemy, a konkretniej zostaliśmy zamordowani przez bardzo groźnego czarnoksiężnika. Chcemy cię powiadomić, że bardzo cię kochaliśmy. Zanim zginęliśmy twój tata chciał byśmy mieli ciebie jeszcze przez jakiś czas dopóki nie znajdziemy dla ciebie odpowiedniej rodziny zastępczej. Zgodziłam się...

Shalie odgarnęła włosy z oczu. Wstała, przeszła kilka kroków nieświadoma gdzie idzie i czytała dalej.

...Musisz wiedzieć, że masz dwóch młodszych o dwa lata braci. Harry'ego i Jacka...

To dziewczynę zszokowało.

...Nicki****, kochanie, skoro dostałaś ten list jest jeszcze jeden powód, że trzymasz go. Jesteś czarownicą i musisz iść do szkoły magii nazywaną Hogwart. Ten, kto po ciebie przyjdzie zaopiekuje się tobą w magicznym świecie. Idź z nim lub z nią, ktokolwiek by to był. Gdy ukończysz edukację skontaktuj się z braćmi, ale pamiętaj: Dopóki nie skończą wcześniej 17 lat nie kontaktuj się z nimi. Gdy ukończysz szkołę będą mieć po 15-ście lat.
Jeszcze jedna sprawa: Otóż, masz rodziców chrzestnych. Nazywają się Aidrene Evans i Petunia Dursley, są oni moim rodzeństwem. Petunia jest moją o cztery lata najmłodszą siostrą, a Aidrene młodszym bratem o dwa lata. Mam jeszcze trzecią siostrę. Jest moją bliźniaczką, a nazywa się Aurelia Parker. Skontaktuj się z nimi, ale nic nikomu niemów o nich, ani o braciach dopóki nie nadejdzie odpowiedni czas. Proszę cię byś zaufała Albusowi Dumbledore'owi, dyrektorowi Hogwartu i miała z nim kontakt, nawet, gdy ukończysz szkołę.
          Rozwiązuj sprawy rozważnie i z namysłem. Nigdy się nie poddawaj i nie rezygnuj! Miłość, przyjaźń, zaufanie, wiara i rodzina, oraz pomoc bliźnim to najważniejsze rzeczy na świecie!! Zapamiętaj je.
Żegnaj Nicki! Kochamy cię!
Twoi na zawsze
Tata i mama (James i Lily Potterowie)
P.S. Daj braciom ten list, gdy się pierwszy raz spotkacie. Dowiedzą się z niego co chcemy im powiedzieć.

Dziewczyna płakała jak bóbr i nawet nie chciała powstrzymać łez.
- Shalie, w porządku?... - spytała jej przybrana matka. Dziewczyna nie zareagowała, więc pani McGray spytała znowu: - ...Nicole, czy wszystko w porządku? - Tym razem rudowłosa spojrzała na wszystkich i powiedziała:
- Już wiem dlaczego nie jestem do was podobna ani z charakteru ani z wyglądu. To było dziwne, że interesuje się miotłami, niezwykłymi przedmiotami i niezwykłymi zwierzętami. Zostałam adoptowana i jestem czarownicą... - westchnęła, wciągnęła nos i dodała: - ...Od teraz nazywajcie mnie: Nicole Potter. Dobrze?... - poprosiła z uśmiechem, a oni odetchnęli z ulgą. - ...Pani profesor, rodzice napisali, że ten kto po mnie przyjdzie ma się mną opiekować w magicznym świecie. Muszę mieć przecież jakieś rzeczy do szkoły. Musimy iść na zakupy, by mi je kupić. - oznajmiła.
- Rozumiem. Tak zrobimy. - powiedziała z uśmiechem.
- Ale pani profesor, ja mam pieniądze. - powiedziała zdziwiona Nicki.
- Wierzę ci, panno Potter, ale musisz wiedzieć, że pieniądze Mugoli różnią się od pieniędzy czarodziei. - odparła.
- Mugoli? - zdziwiła się.
- Tak nazywamy ludzi, którzy nie posiadają magicznych zdolności... - wskazała na państwo McGray. - ...Chodź, moja droga, pójdziemy na zakupy, a po drodze opowiem ci o twoich rodzicach i magicznym świecie. - powiedziała kobieta z uśmiechem.
- Dobrze. Czy pozwolicie, że już pójdę na magiczne zakupy? - spytała Nicki przybranych rodziców.
- Tak, kochanie. Idź i dobrej zabawy. - odparł Konrad. I poszły.

~~*~~

Od tego dnia minął miesiąc... Nastał 1 września... Stacja King's Cross... Peron numer 9...
          - Jak niby mam tam się dostać?! - zawołała Nicole jakby miała otrzymać odpowiedź od samych Mugoli. Usiadła bezradna na posadzce opierając się o ceglaną ścianę i cicho płakała. Miała jeszcze pięć minut do odjazdu pociągu, a nawet nie wiedziała jak się dostać na peron 9 i ¾. W tym momencie ktoś do niej podszedł.
- Hej, pomóc ci?... - spytał ktoś. Nicki spojrzała w górę. Zobaczyła czarnowłosą dziewczynę o szarych oczach.



- ...Cześć. Jestem Clarensie Samantha Petterson... - przedstawiała się. - ...A ty?
- Cześć. Ja jestem Shalie Lilianne McGray. - przedstawiła się. Uzgodniła z Minerwą McGonagall, że będzie używać poprzedniego nazwiska, by nikt się nie zorientował, że jest powiązana z Harrym Potterem.
- Miło mi cię poznać, Shalie. - i uścisnęła jej dłoń.
- Clare*****, szybko, pospiesz się, bo spóźnisz się na pociąg! - zawołał jakiś mężczyzna.
- Już idę, Shon! - zawołała przez ramię.
- Czy wiesz jak dostać się na peron 9 i ¾? - zapytała Nicki czarnowłosą.
- Jasne, że wiem! Mam starszą siostrę o trzy lata i ona też jest czarownicą.... - w tym momencie wyprostowała się pomagając wstać rudowłosej, by po chwili poprowadzić do żelaznej barierki wyjaśniając jak przejść. Chwilę potem były po drugiej stronie. - ...W tym roku idę do Hogwartu na pierwszy rok! - poinformowała z entuzjazmem.
- To super! Ja też! - i uśmiechnęły się do siebie, po czym ruszyły w kierunku wagonów. Weszły do środka ciągnąc za sobą swoje kufry. Chwilę potem pociąg ruszył, a one siedziały w przedziale rozmawiając o wszystkim i o niczym, poczynając od świata Mugoli, a kończąc na świecie magii, po przez historię Harry'ego i Voldemorta. Nicole nawet nie wspomniała nowej koleżance, że Harry to jej młodszy brat, i że ma drugiego brata. Musiała się wstrzymać z tą wiadomością, bo instynkt podpowiadał jej, że jeszcze na to za wcześnie.

~~*~~

Czas podróży trwał trzy godziny...
          W końcu pociąg zatrzymał się na peronie w Hogsmeade. Wszyscy uczniowie wychodzili na peron, a Clare prowadziła Nicole gdzieś na lewo.
- Jak mamy się dostać do szkoły? - spytała Nicki przyjaciółki. W odpowiedzi rozległ się głos Rubeusa Hagrida:
- Pirwszoroczni, tu do mnie! Pirwszoroczni do mnie! Czy są jakieś pirwszoroczniaki? - rozległ się tubalny głos pół olbrzyma.
- Idziemy za nim. On nas zaprowadzi do szkoły łódkami. - odparła Clare.
- Skąd wiesz? - zdziwiła się Ruda.
- Siostra mi opowiadała co i jak. - wyjaśniła.
          Kilka minut później przypłynęli w czteroosobowych łódkach do zamku Hogwart. Potem Hagrid zaprowadził ich do wicedyrektorki.
- Dziękuję, Hagridzie. Możesz już iść do Wielkiej Sali. - oznajmiła.
- Dobrze, pani psor. - i już go nie było.
- Witajcie w zamku Hogwart... - zwróciła się do nowych uczniów. - ...Bankiet rozpoczynający Nowy Rok Szkolny zaraz się zacznie, ale zanim zajmiecie swoje miejsca w Wielkiej Sali każde z was zostanie przydzielone do jednego czterech domów. Ceremonia Przydziału odbywa się co roku i jest bardzo ważna, gdyż będziecie tam przebywać przez najbliższe siedem lat z przerwami na ferie i wakacje. Będziecie mieć zajęcia z innymi uczniami w salach lekcyjnych i spędzać razem wolny czas w Pokoju Wspólnym. Są cztery domy. Nazywają się: Gryffindor, Hufflepuff, Ravenclaw i Slytherin. Każdy dom ma swoją zaszczytną historię. Z każdego wyszli na świat słynni czarodzieje i znakomite czarodziejki. W każdym domu osiąga się punkty i traci je. Ten dom, który uzyska największą liczbę punktów zdobędzie na koniec roku Puchar Domów, co jest wielkim zaszczytem... - Gdy skończyła swoją przemowę powiedziała na koniec. - ...Poczekajcie chwilę, zaraz wrócę... - Więc czekali kilka minut. W końcu kobieta wróciła i oznajmiła. - ...Chodźcie za mną... - i podążyli za profesorką. Skierowali się do Wielkiej Sali idąc między dwoma domami zwanych Gryffindor i Slytherin aż pod podium u stóp stołu prezydialnego. - ...Stańcie tutaj... - wskazała na schody. Gdy zatrzymali się stanęła obok stołka, na której leżała stara Tiara i odsunęła się dwa kroki. Zamilkła i czekała, jak inni w Sali. Chwilę potem Tiara zaczęła śpiewać:

Lat temu tysiąc,
Gdy jeszcze świeża byłam
Założycieli tej szkoły
Wspanała przyjaźń łączyła.
Dzielny i szlachetny Gryffindor,
Co ceni sobie odwagę i dobre serce.
Słodka i przyjazna Hufflepuff,
Co ceni sobie uczciwość i pilność w nauce.
Bystra i dobra Ravenclaw,
Co ceni sobie tych, co kochają wiedzę i mądrość.
Slytherin też tu jest,
Co ceni sobie ambitnych i przebiegłych jak wąż.
Jak taka przyjaźń zamilkła na wieki?
Nikt tego nie wie.
Może wy wiecie,
Kiedy druga wojna się zacznie
I zakończy?
Tego też nikt nie wie.
A może pojawi się młodzian
O czystym sercu
Mający w duszy też zło,
Które zamilkło wiele lat temu,
Ale szlachetny jest.
Ceni on sobie:
Dobre serce,
W
ierność i lojalność przyjaciół,

A nie podział domów.
Być może ktoś taki się znajdzie.
Jeszcze was nie będę ostrzegać,
Bo nie nadszedł ku temu czas.
A teraz do dzieła,
Na głowę mnie załóżcie
I nie lękajcie się!
Ja przecież nie gryzę!

Na chwilę Sala zamilkła. Jako pierwsza odezwała się Minerwa: - ...Jak wyczytam nazwisko i imię dana osoba podchodzi tutaj i siada na stołku, a ja mu włożę na głowę Tiarę Przydziału, która wyznaczy wam wasze domy... Aberlie, Casandra! - wystąpiła dziewczynka o pulchnej twarzy, czarnych oczach i słomianych włosach.
- Hmmm... Zaradna, miła, dobra z ciebie dziewczyna. Niech będzie: Gryffindor! - Czarnooka wstała ze stołka i pobiegła do stołu Gryfonów.
          Kilka nazwisk, aż nadeszła kolej na:
- Chang, Cho!
- Ravenclaw! - Po jakimś czasie nastała kolej na pannę Potter, ale jej nazwisko inaczej brzmiało:
- McGray, Shalie! - Minerwa nałożyła na jej głowę Tiarę.
- Shalie McGray? Ty się tak nie nazywasz! Masz na imię Nicole Potter przecież! - zdziwił się Kapelusz.
- Wiem, ale nie mów tego nikomu. Dobrze? Teraz przydziel mnie tam, gdzie uważasz za stosowne i miejmy to już za sobą, ale nie tam gdzie czarnoksiężników. - Tiara myślała przez chwilę, a potem zawołała:
- Ravenclaw!... - Gdy w końcu nadeszła kolej na Clare Tiara dotknęła ledwo jej głowy, gdy Ta zawołała na cały głos. - ...Slytherin! - Clare zeszła ze stołka w dobrym humorze. Jeszcze kilka osób otrzymało przydział, a potem Minerwa usiadła na swoim miejscu uprzednio zanosząc Tiarę, pergamin oraz stołek do bocznej komnaty.


________________________________________
Od autorki:
* Jo - zdrobnienie od imienia Joanne.
** Aide - zdrobnienie od imienia Aidrene'a.
*** Tunia - zdrobnienie od imienia Petunii.
**** Nicki - zdrobnienie od imienia Nicole.
***** Clare - zdrobnienie od imienia Clarensie.

1 komentarz:

Dagmara Fafińska pisze...

Super artykuł. Pozdrawiam serdecznie.

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.