Klik
- Wybacz mi, Nicole, że ci
przerwę, ale chcę coś wyjaśnić. Przez całą szóstą klasę Dumbledore opowiadał mi
o Horkruksach. Przedmiotach, w których czarodziej ukrył Cząstkę swej Duszy,
dzieciństwie Voldemorta oraz jego rodzicach. Powiedział też, że to ja mam tę
misję wypełnić – mówił Harry, po czym zwrócił się do reszty – Cieszę się, że
chcecie mi pomóc, ale muszę to zrobić sam, ale nie tylko profesor Dumbledore
wyznaczył nam to zadanie, ale również nasi rodzice. Musimy wyruszyć w podróż,
by odnaleźć Horkruksy – oświadczył, a dokończył za niego Jack:
-
Uciekniemy podczas walki, ale tak, by Voldemort nas najpierw zobaczył jak
uciekamy, a tym samym nie dopadł nas – wyjaśnił.
- Nie
martw się, Harry. Będziemy ostrożni – uspakajała go ich siostra. Zrobiło się
cicho. Nikt, z wyjątkiem wtajemniczonych nie wiedział o istnieniu horkruksów
Voldemorta i jego życiu, a oni nawet nie kwapili się wyjaśnić GD, czym one tak
naprawdę są i jak można je zniszczyć. W końcu Eleine spytała dowódcę:
- Harry,
kto przejmie dowództwo nad GD, gdy ciebie nie będzie? – Ten popatrzył na nią
przez chwilę i odpowiedział:
-
Wyznaczam do tego Lunę Lovegood, Ginny Weasley i Neville'a Longbottoma. Za to
Eleine, Mary i John zostaną i pomogą wam. John będzie mnie zastępował na
lekcjach OPCM. Sarah, miej na nich oko – spojrzał na Gryfonkę. Ta kiwnęła
milcząco głową. Pamiętał, że jedno z rodziców wspomniało, iż można na nią
liczyć – Pamiętajcie: nie dajcie się złapać i nastraszyć. Dobrze? Poprzez
Lusterka Dwukierunkowe – tu wyczarował kilkadziesiąt takich Lusterek i
dokończył – będziecie mogli się komunikować między sobą. Wystarczy, że
wypowiecie do nich imię lub nazwisko, czy pseudonim danej osoby. Weźcie po
jednym. Co do Prefektów i Prefektów Naczelnych to według mnie nadają się do
tego Draco Malfoy i Lavender Brown. W tej sprawie pogadam z dyrektorem i resztą
nauczycieli. Teraz dam wam obowiązki bym wiedział, co, kto będzie robić. bracia
Creevey będą szpiegowali nauczycieli. Lavender i siostry Patil poprosicie
Hagrida, by miał oko na Zakazany Las. Lavender poprosisz wraz z Draconem
McGonagall i profesora Snape'a, by dali wam pewne uprawnienia, gdy będziecie
Prefektami. Np. wychodzenie po godzinach nocnych i poza patrolami. Jeśli wam
się nie uda, jakoś to załatwię, lecz i tak pójdziecie ze mną. Hermiono, Ron wy
też pójdziecie. Wiecie, myślę, że ten atak na Hogwart może oznaczać to, że
Riddle razem ze Śmierciożercami chcą mnie dopaść. Jeśli mnie nie będzie w
szkole, to wyznaczą nowego nauczyciela Obrony – powiedział Harry.
-
Przecież Dumbledore nie mógłby znaleźć tak szybko chętnego na to stanowisko –
stwierdził Ron.
- Zgadzam
się z Ronem – poparła swojego chłopaka Mary.
- Ale mam
nadzieję, że ktoś się szybko znajdzie – Luna miała coś jeszcze powiedzieć, gdy
odezwała się panna Moon:
- Profesorze
Potter, chyba znam kogoś, kto by się na to zgodził pomimo klątwy – Wszyscy
spojrzeli w stronę głosu. Harry, zauważywszy Sarah, spytał:
- Nie
miałem zaszczytu pani poznać bliżej, panno Moon. Może pani tu podejść? –
poprosił. Dziewczyna podeszła do niego. Była dość szczupła i ładna, ale blada.
Jej oczy były jak dwa zachodzące słońca lśniące na niebie. Drgnął, gdy wyczuł
jej aurę, gdy stanęła przed nim. Była mroczna, ale nie taka, jak u Voldemorta i
swojego dziadka. Było w niej coś dziwnego i niezrozumiałego. Od rana był
wyczulony na aury i magię innych ludzi w dowolnym wieku i płci – Więc – zaciął
się – więc kogo ma pani na myśli, panno Moon? – spytał, trzeźwiejąc nieco.
Sarah patrzyła na niego z uśmiechem i odpowiedziała:
- Mam na
myśli kobietę, która pochodzi z Japonii. Wyszła za mąż za anglika, Petera Paulo
Ghoha* – (czytaj: Hoh) – Mają dwójkę małych dzieci i mieszkają na
wschodnim wybrzeżu Anglii – wyjaśniła, po czym dodała – Mam również na myśli
mężczyznę, który uczył w Hogwarcie OPCM-u w czasach twoich rodziców, gdy
chodzili jeszcze do szkoły, ale w roku 1978 obiecał Dumbledore'owi, że nie
wróci do Hogwartu jeśli Voldemort wciąż będzie żył, bo wciąż obawia się klątwy
– odparła. Harry nieco zaskoczony spytał:
- Jak się
nazywają? – spytał, gapiąc się na nią, jak urzeczony, a jednocześnie był
zaciekawiony.
-
Mężczyzna nazywa się David Michael Glembin, a kobieta Anne Marie Ghoh*
– odpowiedziała. Harry dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie jest ona
członkinią GD.
- No
dobra. Ale... jak się tutaj znalazłaś? Nie widziałem, byś tu wchodziła –
spytał, pokazując na frontowe drzwi po drugiej stornie Pokoju. Reszta go
poparła.
- A, to
moja słodka tajemnica, profesorze – odpowiedziała z drwiącym uśmiechem,
który oznaczał: "Nawet nie umiecie się dopilnować". Harry spojrzał w
jej pomarańczowe lśniące oczy używając Legilimencji, spytawszy:
- Możemy
ci zaufać w 100%? – spytał ostrożnie.
-
Oczywiście. Słowo WAMPIRA jest święte – odparła. Wszystkich zatkało. Zrobiło
się zamieszanie.
- To ona
jest wampirem?! – przeraziła się Parvati, zakrywając usta dłońmi.
- To tym
bardziej nie można jej ufać! – poparła ją Lavender. Wszyscy, z wyjątkiem
rodzeństwa Potter, odsunęli się w mgnieniu oka pod ściany pomieszczenia.
Niektórzy trzymali krzyżyki przed sobą, a inni z kolei celowali w nią
różdżkami. Sarah nagle wybuchła śmiechem obnażając zęby. Dało się zobaczyć dwa
długie kły.
- Co za
ciołki z was! – zawołała, chichocząc. Opanowywała się przez dłuższą chwilę.
-
Uspokójcie się wszyscy! Moon, ty też! – zawołał Harry. Wszyscy zamilkli,
patrząc na Harry'ego, ale i zerkając na Sarahę z obawą – To, że Sarah Moon jest
wampirem, nie znaczy, że będzie was krzywdzić! Prawda? – spytał się dziewczyny.
Ta spojrzała na niego i odpowiedziała już spokojniej:
- Prawda,
nie będę. Obiecuję. Tak szczerze mówiąc, jestem po waszej stronie. Co prawda
mam kontakty z Lordziem Voldziem – tu zachichotała, a reszta tylko parsknęli
śmiechem – ale nie toleruję tego, co robi. Ja tylko chcę go zniszczyć w taki
sposób, by nie wrócił do Świata Żywych – wyjaśniła. W jednej chwili Harry'emu,
Jackowi i Nicole przypomniał się fragment przepowiedni: "...i pokona Go
tak, by nie wrócił do Świata Żywych! Ludzkość będzie ocalona!...".
- Więc co
proponujesz? – spytała Nicole dziewczyny.
- Na
razie Riddle'a zostawcie mnie. Dopilnuję, by was nie tknął. Jeśli chodzi o atak
na Hogwart – tu spoważniała – zaatakuje zamek późnym wieczorem 31 grudnia, a
zacznie około godziny 22:00. Pamiętasz, profesorze, rodzeństwo Carrowów?
– Harry skinął w milczeniu głową, pamiętając, jak pan Carrow używał noża i
przesuwał boleśnie jego skórę podczas tortur w wakacje. Drgnął na to
wspomnienie – Voldemort chce ich wziąć na dwa stanowiska. Na stanowisko OPCM-u
i Mugoloznawstwa – wyjaśniła. Wszyscy przerazili się, ale Harry uśmiechnął się
lekko.
- Saraho
Moon, dzięki za informacje. Mam do ciebie pytanie: Czy chciałabyś się
przyłączyć do Gwardii Dumbledore'a i Zakonu Feniksa? – spytał, wyciągnął ku
niej rękę. Czarnowłosa patrzyła na niego nieco zaskoczona, po czym
odpowiedziała:
- Dobrze,
ale pod jednym warunkiem. Co noc chodzę na "łowy" i nie będę mogła
uczestniczyć, w niektórych wieczornych spotkaniach czy atakach – wyjaśniła. Ten
uśmiechnął się nieco szerzej i odpowiedział:
- Mam
taką samą sytuację z Remusem Lupinem. On jest wilkołakiem. Więc jak,
przyłączysz się? – spytał. Dziewczyna patrzyła na niego z uśmiechem. Po chwili
odpowiedziała:
- Zgoda.
- i uścisnęła mu rękę.
~~*~~
Mijał
czas...
W ciągu
najbliższych dni cały Hogwart, w sekrecie przed Ślizgonami (poza Draconem),
którzy mogliby donieść Śmierciożerom, a tym samym Voldemortowi, szykowali się
do obrony szkoły. Przybyli w zasadzie wszyscy, którzy byli w stanie. Starsi
członkowie Gwardii, a między innymi Cho Chang i jej przyjaciółka Marietta.
Przybył też Glizdogon, który wrócił do Zakonu i Armii. Przybyły też Julie
Anderson, Aurelia Parker i jej syn Jonathan. Ku zdziwieniu Harry'ego przybyła
także Petunia Dursley i jej pierworodny syn David. Aidrene Evans i jego dwójka
dorosłych dzieci: Paul i Christopher Evansowie. Aidrene miał także córkę,
Dianne, ale była jeszcze za mała do walki i nawet nie chodziła jeszcze do
szkoły, więc została w domu z matką. Z Zakonu przybyli: Remus Lupin, Roland
Hols (którego Harry poznał w te wakacje w wiosce Druidów), Percy Levender i
jego narzeczona Martha Gaunt. Przybyły także Cassidy Snape, a także Samantha,
jej córka. Przybyli również dzieci Reginy i Rogera: Geandley, Agnes, Alastor i
Daniel Hoof. Przyszli również młodsze dzieci Voldemorta: Marvolo, Marco i
Daniel Riddle. No i oczywiście wnuk Albusa: Allan, ale Rose nie mogła przyjść,
bo nie była zbyt doświadczona. Dla Harry'ego nie było nowością, że przybyli
rodzice uczniów, którzy mieli walczyć. Do czasu walki wszyscy młodsi uczniowie
zostali odtransportowani do swoich domów.
~~*~~
30
grudnia; Zmieniamy miejsce; New Quay; Pora wczesnego obiadu...
Czarnowłosa
szesnastolatka pojawiła się znikąd po środku salonu pewnego domu w stylu
japońskim.
-
Ni-san!! – wydarła się na cały dom. Przy kominku stał duży fotel, zza którego
wyjrzał czarnowłosy i czarnooki mężczyzna w okularach.
- Cicho
bądź, pedantko! Dzieci nam śpią! – syknął. Podszedł do niej, chwyciwszy za
ramię i zaprowadził do kuchni – Czego chcesz, że tak się wydzierasz na cały
dom, co?? – spytał.
- Mam
wiadomość dla An – odparła. Oboje spojrzeli na nią, bo również i sama
właścicielka tegoż imienia była w kuchni.
- Co to
za wiadomość? – spytała łagodnym głosem.
- Hogwart
zostanie jutro zaatakowany, a nauczyciel Obrony, Harry Potter musi uciekać z
rodzeństwem i przyjaciółmi z zamku. Dumbledore będzie potrzebował zastępcy na
to stanowisko do końca roku szkolnego. Więc pomyślałam, że ty, onee-sama
będziesz w sam raz, ale musisz się zgłosić, zanim zaatakują. Dyrektor sam
stwierdzi czy się nadajesz, czy też nie, zanim zdecyduje Ministerstwo i sami
znajdą kogoś na tę posadę – wyjaśniła. Oboje byli pod wrażeniem tej informacji.
- Zgoda.
Pójdziemy do niego – powiedziała kobieta po minucie milczenia. Sarah
uśmiechnęła się i zniknęła z pola widzenia.
Hogwart....
Panna
Moon pojawiła się w tylko sobie znanym zakamarku zamku. Wyjrzała na korytarz
rozglądając się dookoła, i jak gdyby nigdy nic skierowała się do Pokoju
Wspólnego Gryffindoru.
~~*~~
Nim kogut
zapiał o poranku wszyscy już byli na nogach. Nikt nawet nie zdawał sobie
sprawy, że ktoś znany i bliski zginie dzisiaj.
W Pokoju
Wspólnym Gryfonów Sarah, Martha, Ron, Hermiona, Ginny i Neville dostali od
Harry'ego za zadanie przygotować wszystkich uczniów klas 6 i 7 na nocną bitwę.
Robili tak już od paru dni. Każdy miał od Harry'ego zadanie, a szczególnie
Neville. To on miał być głównodowodzącym po jego odejściu z zamku. Ron i
Hermiona pomagali mu, a oni dali Ginny zadania, by pomagała Neville'owi.
W wieży
Ravenclawu Luna, razem z Cho, Mariettą i Mary też przygotowywały uczniów.
Uzbrajały ich w oręże od Freda i George'a Weasley'ów.
- Są
rewelacyjne! – zawołała Cho, patrząc na swoje nowe buty doskonale na nią
pasujące. Były też bardzo eleganckie i wygodne.
- Masz
rację, Cho. Nie sądziłam, że bliźniacy Weasley są tak zdolni! Ta peleryna jest
zdumiewająca i taka delitana – zachwycała się Marietta.
- I
okazuje się, że są bardzo przydatne i eleganckie. Te kolczyki są świetne. Sama
bym takich nie zrobiła – powiedziała Luna, przeglądając się w lusterku w
łazience.
- Fred
powiedział, że na każdą z tych rzeczy zostały rzucone zaklęcia wyciszające, a
te kolczyki działają jak nadajniki i Uszy Dalekiego Zasięgu jednocześnie –
mówiła Mary, podając każdemu w Pokoju przedmioty z worka – Wystarczy pomyśleć o
miejscu skąd dochodzą głosy, a te okulary – dodała, gdy Marietta zakładała
eleganckie okulary w sam raz dla kobiet – są niewidzialne dla nikogo. Dzięki
nim możecie zobaczyć, co dzieje się w danym miejscu obojętnie czy w Hogwarcie,
na błoniach czy w Zakazany Lesie. Możecie też zobaczyć, co dzieje się poza
terenami. Nie można ich zdjąć jeśli się nie wypowie odpowiedniego zaklęcia lub
samemu się go nie zdejmie – wyjaśniła.
- Skąd to
wszystko wiesz? – spytała Luna, spojrzawszy na nią z wielkim zainteresowaniem.
- Od
bliźniaków. Poza tym Harry ma takie same rzeczy, lecz dla mężczyzn. Każde jest
przystosowane i dla kobiet, i dla mężczyzn – wyjaśniła.
Tymczasem
Jack razem z Hanną, Susan, Erniem i Eleine w Pokoju Wspólnym Hufflepuffu też
przygotowywali resztę współdomowników. Każdemu domowi pomagali też nauczyciele.
Było coraz mniej czasu, ale nie poddawali się. Uczniowie ćwiczyli w
międzyczasie zaklęcia oraz przygotowywali się na każdą okoliczność, nawet gdyby
mieli zginąć.
W Pokoju
Wspólnym Ślizgonów jeden z domowników próbował przekonać resztę do współpracy.
Draco nie rozmawiał ze Ślzgonami przyjaźnie, wręcz przeciwnie. Kłócił się z
nimi otwarcie.
- Nie! –
zawołała Pensy buntowniczo.
- Proszę
was, to dla nas jedyna okazja, by się pochwalić naszymi magicznymi
umiejętnościami przeciw Voldemortowi i udowodnić naszą lojalność wobec
Hogwartu! – zawołał. Prawie wszyscy się wzdrygnęli na dźwięk tego imienia.
- Draco,
co cię opętało? Czemu wypowiedziałeś imię Czarnego Pana? – spytała młoda panna
Malfoy. Ten spojrzał na siostrę, jak na coś obrzydliwego i powiedział:
- Jesteś
po jego stronie – oznajmił jadowicie i po chwili dodał już ze złością – Shopie,
jak ja cię nienawidzę! Czy nie możesz zrozumieć, że Lord Voldemort wykorzystuje
Śmierciożerców, a już w szczególności ich dzieci, do swoich planów?! Poza tym,
wiesz że już sam strach przed wypowiedzenia jego pseudo imienia zwiększa strach
przed nim samym? Wy. Się. Go. Po. Prostu. Boicie! – zaznaczył, zwróciwszy się
teraz bezpośrednio do obserwującego go tłumu – Boicie się już samego dźwięku
imienia Lorda Voldemorta!... O, widzicie?? Wzdrygacie się! I to ma być odwaga?
To wprost hańba! Hańba przed wami samymi! – zawołał.
- Kto tu
kogo zhańbił, Draco? – rozległ się czyjś zimny głos. Blondyn odwrócił się na
pięcie, by zobaczyć, kto wypowiedział to zdanie. Na schodach stali Tom III i
Nicolas. Draco podszedł do chłopców i powiedział:
- To ty
hańbisz, Dumbledore. Co prawda, jesteście ulubieńcami Voldemorta, ale to nie
upoważnia was byście byli kłębkiem świata w jego zwariowanym świecie. Wiedz
jednak, Riddle, że mam na ciebie oko – powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Czyżby?
Zobaczymy, kto na kogo ma mieć oko. Pójdziesz ze mną, Malfoy – Ten chwycił
blondyna za ramię i już miał go zaprowadzić do kominka, gdyby nie to, że Draco
wyrwał mu się i pobiegł do ściany, gdzie było wyjście na korytarz – A ty
gdzie?! – zawołał i pobiegł za nim. Draco już był przy wyjściu, gdy wyjął
różdżkę i wycelował w niego. Brunet zatrzymał się tuż przed nim i spojrzał na
nieco zdenerwowanego Dracona.
- Zbliż
się, a oberwiesz, Riddle! – ostrzegł.
- Nie
odważysz się mnie zranić, Malfoy – powiedział ten drwiącym głosem.
-
Zrobiłbyś jakąkolwiek krzywdę wiernemu synowi i Prawej Ręce Czarnego Pana? –
spytał Nick. Wszyscy spojrzeli na niego nieco z szokowani. Zresztą obserwowali
całą scenę w milczeniu. Tymczasem blondyn patrzył to na jednego, to na drugiego
i z powrotem.
- Tak.
Zrobiłbym to. Jednak rozczaruję was, gdyż zrobię to w obronie własnej, a nie ze
względu na to, że jestem Śmierciożercą i lubię znęcać się nad słabszymi i
zabijać ich. Robię to dla obrońców dobra. Dla Harry'ego. Tak, Riddle, tak
Dumbledore. Jestem w Zakonie Feniksa i w Gwardii Dumbledore'a. W Gwardii
Harry'ego Pottera. Harry mnie przyjął do obu organizacji, a Hermiona Granger
jest moją dziewczyną... O, przepraszam! Jest moją NARZECZONĄ i przyszłą matką
naszego dziecka! Robię to głównie dla dobra ludzi oraz Hermiony i naszego
dziecka – odpowiedział i wyszedł zanim zdali sobie sprawę, co powiedział.
Draco
biegł korytarzami, ile sił w nogach. Skierował się do gabinetu Harry'ego. Gdy
się tam znalazł zapukał mocno do drzwi wołając:
- Harry,
wpuść mnie! Mamy problem! – zawołał. Po chwili otworzyły się drzwi i zobaczył
twarz okularnika.
- Co się
stało, Draco? – spytał, otwierając nieco drzwi i wpuszczając go do środka. Gdy
Malfoy rozejrzał się po gabinecie zauważył tam również dwie osoby.
- Draco,
przedstawiam ci Percy'ego Levendera oraz jego narzeczoną Marthę Gaunt. Moi
drodzy, przedstawiam wam... – nie skończył, bo starszy mężczyzna powiedział:
- Draco
Malfoy, syn Lucjusza i Narcyzy Malfoy z rodu Black. Znam cię. Nie pytaj skąd,
bo mi i tak nie uwierzysz – oznajmił. Draco oniemiał na chwilę. Do
rzeczywistości sprowadził go głos Harry'ego, mówiąc:
- Draco,
powiedziałeś, że mmy problem. Możesz nam powiedzieć co, to problem? – spytał.
Chłopak dopiero teraz otrzeźwiał.
- A tak,
rzeczywiście. Wracam właśnie z Pokoju Wspólnego Slytherinu. Dałeś mi za zadanie
dać reszcie Ślizgonów do zrozumienia, że powinni być po dobrej stronie i... –
wyjaśniał, ale urwał, bo Harry powiedział:
-
Poczekaj, Draco. Mam szybszy sposób jak się tego dowiedzieć ze szczegółami.
Podejdź tu – Harry zaprowadził przyjaciela do swojej myślodsiewni, tak jak
kiedyś Dumbledore jego samego – Dotknij końcem różdżki swojej skroni.
Przypomnij sobie, co się stało w waszym Pokoju i wrzuć tu nić myśli. Zobaczę,
co się wydarzyło – Draco tak zrobił. Chwilę potem cała czwórka wylądowali w
Pokoju Wspólnym Ślizgonów.
Gdy po
pięciu minutach wrócili, Harry powiedział do Ślizgona:
-
Powinieneś być z siebie dumny, Draco, gdyż moim zdaniem zaliczyłeś Trzecią
Próbę. Ale i tak powinieneś sam o tym powiedzieć Hermionie – oznajmił,
spojrzawszy na kumpla. Dracona zatkało.
~~*~~
Przez
resztę czasu wszyscy robili, co się dało, by nie dać się zaskoczyć przez
Voldemorta. Gdy zbliżała się godzina 21:30 profesor Dumbledore zarządził, by
słabsi schronili się już w lochach.
Harry
tymczasem siedział w swoich kwaterach razem z przyjaciółmi i rodzeństwem do
czasu rozpoczęcia bitwy. W pomieszczeniu przebywali jeszcze kilkoro osób. Blond
włosa i czarnooka dziewczyna – Meia Stone oraz czarnowłosy i piwnooki
młodzieniec – Matthew Praeger, a także Susan Bouns i Ernie Macmillan. Nicole i
Jack przeglądali Mapę Huncwotów i śledzili wszystkich. Meia i Susan stały na
czatach przy wyjściu na korytarz. Matt pakował razem z Hermioną rzeczy na
podróż do dwóch podręcznych małych torebek, na które zostały rzucone czary
pomniejszająco-powiększające. Ron i Ernie rozmawiali ze Stworkiem i Zgredkiem
na temat zapasów jedzenia i picia na pół roku. Co trzeba zabrać i ile. Harry za
to, używając swego "Sokolego Wzroku" stał przy oknie przeczesując
Hogsmeade, Zakazany Las i błonia Hogwartu. W pewnym momencie, nagle i
niespodzianie Harry zawołał głośno:
- O rany!
– wszyscy podskoczyli przynajmniej na stopę – Słuchajcie! Ktoś idzie w stronę
terenów Hogwartu! – zawołał.
- Kto? Gdzie? – spytała głupkowato Nicole,
spojrzawszy najpierw na niego, a potem na Mapę – Nie widać go na Mapie –
stwierdziła.
- Nic w tym dziwnego, siostrzyczko. Są poza
terenami zamku. Idą z Hogsmeade. Jest ich dość dużo. Przynajmniej 200 osób –
wyjaśnił nauczyciel – Z pewnością są to Śmierciożercy, ale trzeba się upe... –
urwał, bo Jack, który stał przy Nicole podszedł do okna wyglądając przez nie.
Po czym powiedział bardzo zdenerwowanym głosem:
- Ktoś... ktoś wychodzi z zamku i... i idzie w
stronę Lasu. To chyba jakiś uczeń, sądząc po szacie – powiedział nieco
przerażony. Wszyscy zareagowali i rzucili się do okna. Puchon miał rację. W
połowie błoni szła samotna postać w pelerynie, a po wzroście można było
wywnioskować, że to uczeń.
- Harry możesz zobaczyć kto to? – poprosił Ron.
- Mam lepszy pomysł. Nicole, sprawdź na Mapie kto
to, nim wyjdzie poza jej tereny – poprosił.
- Dobrze, Harry – powiedziała. Teraz odezwał się
Harry:
- Jack, skontaktuj się z dyrektorem – spojrzał na
niego – Najszybciej przez sieć Fiuu – tu urwał i dodał: – albo nie. Ja to
zrobię – ledwo to powiedział, gdy Nicole jęknęła głośno, a Susan spytała:
- Co się stało? – zapytała wystraszona Puchonka.
- Harry! To Tom Riddle III! – zawołała. Harry
zareagował natychmiast. Podbiegł do siostry i sprawdził Mapę, uprzednio
zaciąwszy oczy i je ponownie otworzywszy. Miała rację. Przez Zakazany Las do
głównej bramy szedł spokojnie i pewnie Druga Prawa Ręka Voldemorta. Nie
zastanawiając się więcej, aportował się do gabinetu dyrektora.
Gdy pojawił się na miejscu tylko portrety na
ścianach krzyknęli z zaskoczenia, za to Albus, gdy posłyszał te dźwięki
spojrzał przed siebie, a zobaczywszy Pottera i spytał:
- Harry, coś się stało, że nie wchodzisz
drzwiami? – spytał, uśmiechając się dobrodusznie. Harry podszedł biurka
dyrektora. Okrążył mebel, chwycił Dumbledore'a za ramię i bez słowa zaprowadził
do okna.
- Niech pan położy swoją dłoń na moim ramieniu. To
ważne – poradził, gdy już tam stali.
- Ale po co? – spytał patrząc na młodzieńca
zdziwiony.
- Niech pan to zrobi, a się pan dowie. Szybko! –
Dyrektor nie był pewien, co na to powiedzieć, a Harry wciąż zniecierpliwiony
dodał – Widziałem jakiegoś ucznia idącego w kierunku Zakazanego Lasu. Z
pewnością był to syn Voldemorta, Teronit. W kierunku bramy idzie z dwie setki
postaci w czarnych pelerynach. Myślę, że to Śmierciożercy. Trzeba się śpieszyć,
dyrektorze. Jeśli chce pan być pewien tego, co mówię jest prawdą niech pan
położy dłoń na moim ramieniu, a pokaże panu ich. Nauczyła mnie tego Eleine, zanim
stałem się Śmierciożercą tego lata – wyjaśnił na koniec. Albus położył swoją
dłoń na ramieniu młodego nauczyciela, a ten skierował swoje spojrzenie na okno,
zacisnął oczy i je otworzył. Harry wodził wzrokiem po Lesie aż skierował go na
bram,... która była już otwarta! Mało tego Śmierciożercy na czele z
Voldemortem już byli na błoniach i szli w kierunku zamku!!
- Na brodę Merlina! Muszę powiadomić wszystkich w
szkole! – zawołał dyrektor.
- A ja przyjaciół i rodzeństwo – jęknął Harry,
zaciekając oczy i znowu je otwierając. Po chwili już go nie było.
Aportował się do swojego gabinetu, lecz zastał tam
nieprzyjemny widok. Otóż, Hermiona, Susan i Meia leżały na podłodze na w pół
przytomne i niezdolne do ruchu. Za to Ron był cały we krwi i nie dawał znaku
życia, ale Harry zauważył, że jego brzuch powoli podnosi się i opada. Żył na
szczęście. Matt i Jack byli związani magicznymi linami nie do rozwiązania bez
różdżki. Za fotelem jego biurka siedział... Tom III, a przy jego przyjaciołach
Nick. Trzymał za ramię Nicole, celując w jej głowę koniec jej własnej różdżki.
- Vulture! Teronit! Co tu robicie?
– spytał, przerażony widokiem stanu przyjaciół i rodziny, ale ton jego głosu
był stanowczy. Obaj patrzyli na niego z nienawiścią na młoego nauczyciela, ale
to Teronit odpowiedział na jego pytanie:
- Przyszliśmy tu, by cię zaprowadzić do Czarnego
Pana, Potter. Zdążył stęsknić się za tobą – odpowiedź prosta i oczywista.
- Nie próbuj nawet swoich sztuczek, bo oni zapłacą
za to – powiedział Vulture skinąwszy głową na związanych. Harry szybko ocenił
obecną sytuację. On miał różdżkę, zwiększone moce, miał też dodatkowe zdolności
dane od dziadka Matta oraz swego rodzeństwa i mógł też wezwać Eylon na pomoc.
Jednak ich było dwóch, mieli różdżki, mieli zakładników jako jego rodzeństwo i
przyjaciół, a także przyjaciół Jacka i Nicole. Powoli, bardzo powoli wyjął
różdżkę i podał ją Riddle'owi, który ją wziął, po czym wycelował w Harry'ego i
związał mocno jego nadgarstki takimi samymi linami. Chwycił koniec liny,
uśmiechając się chytrze – Bardzo mądre posuniecie, profesorze – zaśmiał
się młody Dumbledore. Harry spojrzał na przyjaciół i powiedział telepatycznie
do Percy'ego Levendera, który był na błoniach Hogwartu i przypuszczalnie już
walczył.
~~*~~
Kilka sekund wcześniej...
W innej części zamku Percy odczuł nagle, że jego
nadgarstki zaczynają go boleć. Coś musiało się dziać z Harrym. Musiał na chwilę
przerwać walkę ze swoim przeciwnikiem i skupić się na uczuciach byłego Gryfona.
Ogłuszył szybko przeciwnika i ukrył się w jakimś zakamarku zamknąwszy oczy.
Wyczuł zdenerwowanie i lekkie przerażanie swojego przeszłego Ja. Zacisnął oczy
i ponownie je otworzył. Wodził wzrokiem po korytarzach, salach, gabinetach
zamku, a także na błoniach. Odnalazł go w jego własnym gabinecie. Był w trudnej
sytuacji. Przypomniał sobie, co się wtedy wydarzyło, ale wiedział, że jeśli się
wtrąci zmieni bieg wydarzeń. Nagle wyczuł coś z zewnątrz, a po chwili usłyszał:
- Crucio! – krzyknął ktoś z oddali.
Zareagował natychmiast, wołając:
- Drętwota! – i rozpoczęła się kolejna
walka. Starał się jednocześnie walczyć, jak i być w tamtym gabinecie. Po
minucie został uderzony zaklęciem, bo telepatyczny głos Harry'ego wyprowadził
go z równowagi:
~ Percy, słyszysz mnie?
~ spytał Harry.
~ Psia kość! Harry! Nie starsz! Słyszę cię. Czy coś się
stało? ~ spytał wyżej wymieniony także telepatycznie. Starał
się trzymać, a przede wszystkim nie zemdleć. Szczęście, że Harry nie mógł
wyczuć jego fizycznego bólu i odczuć go tak, jak w przypadku jego i Voldemorta.
~ Tak, stało się. Gdy
wróciłem z gabinetu dyrektora do swojego gabinetu zobaczyłem swoich przyjaciół
i rodzinę związanych magicznymi linami nieprzytomnych i zakrwawionych. Zrobili
to Vulture i Teronit. Teraz mnie prowadzą do Voldemorta. Pewnie na błonia lub
do lochów. Musisz mi pomóc, Percy. Muszę uciekać z przyjaciółmi i rodzeństwem z
Hogwartu, ale uprzednio Lordzina musi mnie zobaczyć jak uciekamy. Zrób coś!
~ prosił. Percy był wystraszony. Jeśli Lord Voldemort zabije
Harry'ego teraz, to on także umrze! Wpadł na pewien pomysł.
~ Harry, posłuchaj. W szkole
jest nie jaka Sarah Moon. Jest ona wampirzycą i dobrą przyjaciółką mojej
narzeczonej. Powiem jej by ci pomogła. Dobrze? ~ wyjaśnił.
~ Dobrze ~
odpowiedział Wybraniec.
~~*~~
Błonia...
Percy L...
Percy
najszybciej jak mógł, zważywszy na fakt, że co chwila musiał ogłuszyć jakiegoś
Śmierciożercę, szukał Sarahy. Znalazł ją przy drzwiach Wielkiej Sali
obserwującą najspokojniej w świecie tłum walczących.
- Sarah!
Harry'ego porwano, a jego przyjaciele i rodzeństwo są związani w jego
gabinecie! – wyjaśnił, unikając zielonego promienia od jakiegoś Śmierciożercy.
Dziewczyna nie pytając o nic więcej, pobiegła korytarzem. Po kilku minutach
zauważyła dwóch Ślizgonów prowadzących Harry'ego w połowie schodów na pierwsze
piętro.
$ Vulture,
Teromit, szukałam was.
$ Och,
Demi Lady, znaleźliśmy cię. Złapaliśmy Wybawcę Świata i jego przyjaciół
oraz jego rodzeństwo. Są uwięzieni w jego gabinecie.
$ Świetnie!
Gdzie z nim idziecie? $ spytała.
$ Prowadzimy
go do Czarnego Pana $ odpowiedział ten z triumfem. Harry patrzył na
nich nieco zaskoczony. Kompletnie nie rozumiał, co mówią, ale domyślił się, że
o niego chodzi. Zauważył, że Ślizgon zwracał się do dziewczyny jak do swojej
pani. Spostrzegł też, że dziewczyna patrzy na niego kątem oka i daje znaki
spojrzeniem, by milczał, i że to ona załatwi tę sprawę.
$ Dajcie
mi te liny $ powiedziała, wyciągając ręce.
$ Masz $ podał jej linę wiążącą nadgarstki
Harry'ego. Pociągnęła go trochę zbyt gwałtownie. Poszli w kierunku Wielkiej
Sali, a za nimi szli Teronit i Vulture.
#Sarah, co się dzieje? # spytał
ją Harry w myślach.
# Harry, oni prowadzą cię do
Voldemorta, który jest w lochach. Musimy się ich pozbyć #
poinformowała go telepatycznie.
# Masz jakiś pomysł? #
spytał również telepatycznie.
# Chyba tak. Najpierw trzeba
ich ogłuszyć, a potem zmodyfikować pamięć, byśmy mogli ich schwytać, a
jednocześnie nie powiązać z nami # wyjaśniła.
# Ja mam inny pomysł. Ogłusz
ich, a potem mnie rozwiąż. Mam te niezwykłe moce dane od dziadka Matta i mojego
rodzeństwa. Ja pobiegnę do Wielkiej Sali, by Voldemort mógł mnie zobaczyć, a ty
pójdziesz do mojego gabinetu. Tam są moi przyjaciele oraz rodzeństwo. Proszę
byś ich uwolniła. Spotkamy się w chatce Hagrida # powiedział
pospiesznie. Chwilę szli w ciszy. Za rogiem kolejnego korytarza Sarah uderzyła łokciem
w twarz młodego Dumbledore'a, który stał obok niej, a potem Riddle'a. Następnie
uwolniła Harry'ego z lin. Ten zawrócił ku Wielkiej Sali, nie oglądając się za
siebie. Wbiegł tam, walcząc zawzięcie z każdym, kto mu się nawinął pod różdżkę.
Kierował się do przodu w miejsce, gdzie był Voldemort.
Tymczasem Sarah zmodyfikowała obu Ślizgonom pamięć
tak, by zapomnieli, że byli świadkami, iż pomogła Harry'emu uciec. Rzuciła też
specjalne wampirze zaklęcie, by mówili prawdę i tylko prawdę, gdy zostaną
zapytani o cokolwiek na temat Śmierciożerców i Voldemorta z ust Zakonu Feniksa,
Armii Hogwartu i Gwardii Dumbledore'a, a nawet aurorów. Potem pobiegła na
czwarte piętro, by uwolnić przyjaciół i rodzeństwo młodego nauczyciela. Wbiegła
tam bez pukania. Zobaczyła ich przy ścianie i na podłodze w niezbyt dobrym
stanie podeszła do nich i powiedziała:
- Harry dał mi polecenie, by was uwolnić i
zaprowadzić do chatki Hagrida. Poinformował mnie też, że niedługo do was
dołączy – poinformowała ich, rozwiązując Meię – Śpieszcie się. Ja pójdę
uratować naszego Wybrańca – powiedziała, gdy już wstali.
- A co się dzieje w zamku? – spytał Matt,
pocierając nadgarstki. Dziewczyna spojrzała na niego krótko i odpowiedziała:
- Zaatakowali Hogwart, głównie Wielką Salę. Szukają
Harry'ego. Idźcie już, macie przecież misję do wypełnienia. Ja i Harry niedługo
dogonimy was. Spieszcie się i zaczekajcie na nas w chatce Hagrida – ponaglała
ich. Więc wybiegli, a ona za nimi, ale gdy skręcili ku wyjściu rozejrzała się
dokładnie dookoła i zniknęła. Pojawiła się przy drzwiach frontowych do Sali
Wejściowej. Zajrzała do środka, szukając wzrokiem czerwonej szaty, brązowych
włosów i okrągłych okularów wśród ludzi. Znalazła go blisko Voldemorta – Rany!
– jęknęła. Pobiegła ku niemu, unikając zaklęć i ludzi wokół. Miała na widoku
tylko tę czerwoną szatę i bladą twarz. Wiedziała, że musi ratować młodego
nauczyciela, i to, że Lord już go zobaczył. Wywnioskowała to z tego, że Czarny
Pan szedł szybko ku młodemu nauczycielowi, a on ku Lordowi. Wiedziała, że obaj
chcą walczyć ze sobą na śmierć i życie. Nie mogła do tego dopuścić. Było za
wcześnie na ostateczną walkę. Dotarła do Pottera i bez żadnych ceregieli
chwyciła go za ramię. Zniknęła z nim, pojawiając się w chatce Hagrida. Byli tam
już jego przyjaciele i rodzeństwo. Potter-Gryfon był tak zszokowany tą nagłą
teleportacją, że nie zauważył, że ktoś jest jeszcze w tej chacie – Szybko,
chwyćcie mnie za ramię! Zabiorę was stąd! Nie pytajcie o nic, tylko to zróbcie!
Macie zadanie do wykonania! – powiedziała do nich. Ci dopiero po chwili jej
posłuchali. Gdy tylko poczuła ich chwyty, deportowała ich.
~~*~~
Inna część kraju...
Pojawili się po środku czyjegoś salonu. Gdy się
rozejrzeli spostrzegli, że był to dom w stylu japońskim. Pierwsza odezwała się
Nicole:
- Gdzie my jesteśmy? – spytała.
- Oni wam powiedzą. Można im zaufać. Nii-san,
wiesz, co robić. Pospiesz się. Ja muszę lecieć. Cześć – powiedziała i zniknęła.
~~*~~
Hogwart...
Pojawiła się z powrotem w zamku, a konkretniej w
Wielkiej Sali przed Lordem.
- Panie, nie ma go tu. Zdążył uciec i deportować
się razem z przyjaciółmi i rodzeństwem z zamku – powiedziała na wstępie. Lord
spojrzał na nią i po chwili zawołał do Śmierciożerców:
- Odwrót! – Ci natychmiast skierowali się do
wyjścia i już biegli na błonia, a potem do głównej bramy. Wszyscy w Wielkiej
Sali cieszyli się z wygranej. Ale czy była to wygrana? W końcu Śmierciożercy,
na czele z Czarnym Panem zawrócili. Radość prysła, gdy ktoś przyniósł dwa
ciała. Jednym z nich był Horacy, ale drugim był... Albus. Siedzieli przy nim
Allan i Rose Dumledore'owie, jego wnuki. Wszyscy rozpaczali nad ciałem
dyrektora...
~~*~~
Tymczasem...
- Kim wy
jesteście? – spytał Harry dwóch osób stojących nieopodal nich. Oboje mieli
czarne jak heban włosy i równie czarne skośne oczy.
- Jestem
Peter Ghoh, a to moja żona Anne. Mieszkamy tu i... – przedstawił ich obojga,
ale urwał, bo Harry spytał:
- Uuu,
poczekaj! Anne? Anne Ghoh? To ty masz mnie zastąpić na stanowisku nauczyciela
Obrony? – spytał patrząc na nią.
- Więc to
ty jesteś tym najmłodszym nauczycielem w dziejach Hogwartu? – spytał Peter.
- Tak –
odparł Wybraniec.
-
Wyglądasz nam na ucznia i jesteś za młody na nauczyciela. A jak się nazywasz? –
spytała pani Ghoh.
- Nie
znacie mnie? Jestem TYM Wybrańcem. Całą Nadzieją Mugolskiego i Czarodziejskiego
Świata! Chłopcem, Który Przeżył! Jestem TYM sławnym Harrym Potterem – zawołał.
- Nie
wrzeszcz tak! Słyszałam. A poza tym dzieci nam śpią. Peter, zajmij się nimi. Ja
muszę iść do Hogwartu i tam się zgłosić na nauczycielkę. A co do was, to Peter
wam wszystko wyjaśni. Do widzenia wam. Do zobaczenia, kochanie – powiedziała
cmoknąwszy go w policzek i deportowała się. Ci spojrzeli na mężczyznę pytającym
wzrokiem. On też na nich spojrzał.