Moja lista przebojów 2

16 czerwca 2013

Rozdział 3 (40) - Przekaz mocy i Sarah Moon - część pierwsza

- Najpierw weźmy się za ręce... - nakazała nieco rozkojarzona. Po kolei każde z obecnych ujęło dłonie sąsiada i znowu na nią spojrzeli. - ...Zamknijcie teraz oczy i skupcie się na zmarłej osobie, z którą chcecie porozmawiać... - powiedziała spokojnie. Tak zrobili. Roger pomyślał o swojej zmarłej siostrze Martha'cie i ich ojcu Tomashie. Agnes pomyślała o przyjaciółce z Polski, Anne*. Alastor też pomyślał o przyjaciółce, ale na imię jej było Alexiel*.  Za to Matt pomyślał nie o żonie Joanne (która w końcu żyła), ale o ich córce, Lily i jej mężu Jamesie Potterze. Jack pomyślał nie tylko o rodzicach, ale też o Carlu, gdyż był jego najlepszym przyjacielem, zaraz po Alexie, w poprzedniej szkole. Zamordowano go na jego oczach. Nicole pomyślała też o rodzicach, ale także o swojej trzeciej przybranej siostrze, Laili McGray. Za to Harry, myśląc też na pierwszym miejscu o rodzicach pomyślał także o Syriuszu. - ...Widzę, że osób jest nie mało... - mówiła Regina z wciąż zamkniętymi oczami. - ...Kto zacznie pierwszy? - spytała teraz je otwierając i patrząc na każdego po kolei wyczekująco. Nastało krótkie milczenie.
- Może ja zacznę... - odezwała się nieśmiało Nicole patrząc na kobietę swoimi czarnymi oczami. Ta kiwnęła głową na znak, że się zgadza. - ...Chcę porozmawiać z moją przybraną siostrą Lailą McGray. - powiedziała. Pani Hoof skinęła głową ponownie i zwróciła się do wszystkich:
- Podczas mojego transu za żadne skarby świata nie puszczacie dłoni sąsiada, którego trzymacie. - zakomunikowała i chwilę potem zapadła w coś w rodzaju transu. Mruczała jak kot jednocześnie na jej twarzy wychodziło coś w rodzaju tajemniczości, a jej aura trochę pojaśniała. Nagle-niespodziewanie wytrzeszczyła oczy, które najpierw stały się mleczno-białe, a potem na ich oczach źrenice zmieniły się na jasno zielone. Rozejrzała się i spytała:
- Gdzie ja jestem? Jak tu się znalazłam? - spytała głupio... nieswoim głosem. Ten głos był znajomy tylko dla jednej osoby.
- Laila? To ty? - spytała Nicole. Ta spojrzała w jej kierunku i wytrzeszczyła oczy na nią spytawszy:
Nicole?? Co tu robisz? Nie... Co JA tu robię?? - spytała nieco wystraszona. Pan Hoof trzymał mocno dłoń żony, a ich syn, który trzymał jej drugą rękę też trzymał mocno.
- Niech się pani uspokoi, panno McGray. - uspakajał ją Roger. Ta spojrzał na niego, ale nadal była nieco zdezorientowana. Nicole postanowiła "przejąć pałeczkę" mówiąc do przybranej siostry:
- Lailo, posłuchaj: sprowadziliśmy Cię tu by z tobą porozmawiać, a raczej JA chciałaby z tobą porozmawiać... - nagle urwała, bo odezwał się jej młodszy brat:
- Ty nie żyjesz, Lailo... - "Co za szczerość. Chłopak jest tak bezpośredni, że aż strach" - pomyślał Alastor. - ...Chcielibyśmy cię zapytać czy tam, w Zaświatach, jest ci dobrze, czy może chciałabyś wrócić? - spytał Jack. Dziewczyna patrzyła na młodzieńca, ale nie na Jacka tylko na Harry'ego i nawet nie zwróciła uwagi, że coś w ogóle powiedziano. Wpatrywała się w zielonookiego jak urzeczona.
- Ty jesteś Harry Potter, jeśli się nie mylę? - spytała nagle się rozluźniając.
- Tak, to ja. Skąd mnie znasz? - spytał Wybraniec.
- Pan Black mi o tobie opowiadał. - wyjaśniła.
- Harry, muszę cię uprzedzić o czymś... - odezwał się Roger. Ten spojrzał na niego pytającym wzrokiem, więc Ten wyjaśnił. - ...Im dłużej moja żona jest w takim transie, tym więcej wychodzi z jej ciała życia i energii. Więc przyspieszmy te rozmowy. - powiedział cicho.
          Tak więc spieszyli się z rozmową z bliskimi. Dana osoba rozmawiała ze swoją bliską osobą po przez Reginę. Na końcu rozmawiali z Lily i Jamesem Potterami oraz z ich przyjaciółmi już na poważniejsze tematy...
          - Naprawdę chcecie byśmy was wskrzesili? Ale czemu chcecie bym ja wraz z Nicole i Jackiem oraz Ronem i Hermioną uciekli z Hogwartu? - zdziwił się Harry.- To przecież niebezpieczne w takich czasach, by wyruszać samemu! Zwłaszcza Harry jest w niebezpieczeństwie! W Hogwarcie jest najbezpieczniejszy! - zawołała Nicole.
- Moi drodzy. Wyjaśnimy wam to jeszcze raz... - mówiła Regina głosem Lily. - ...W Nowy Rok Hogwart zostanie zaatakowany przez Voldemorta. - wyjaśniła.
- Musicie powiadomić Dumbledore'a i Ministerstwo o tym ataku. Sami także powinniście uciekać, gdyż Riddle chce dopaść Harry'ego żywego. Chce on dać mu nauczkę i karę. - wtrącił się James.
- A jeśli Harry ucieknie złapie wszystkich jego przyjaciół oraz rodzinę. Będzie go torturować lub szantażować poprzez nich i dopaść, gdyż zna całą treść przepowiedni. - wyjaśnił Syriusz.
- Dlatego musicie uciekać i się ukryć, a przy okazji znaleźć Horkruksy i je zniszczyć. - podsumowała Alexiel.
- W Hogwarcie pomoże wam Sarah Moon. - zakończył James. Nagle kobieta zesztywniała jakby wychodziła z transu i nagle upadła na podłogę.
- Regina! - zawołali jednocześnie Roger i Matt. Pan Hoof rzucił się ku nieprzytomnej żonie. Agnes wyczarowała wodę, a Alastor przyniósł jakieś lecznicze eliksiry.
          Tymczasem Harry, Jack i Nicole oraz ich dziadek byli w niezłym szoku z powodu zasłyszanych przed chwilą informacji.
- Musimy powiadomić dyrektora i to szybko. - postanowił Matt.
- Ja to zrobię... - powiedział stanowczo Harry. - ...Jesteś uważany za zmarłego, dziadku. Lepiej ja to zrobię. - oświadczył.
- Nie. Ja. - zaprotestował Jack.
- Lepiej idźmy razem... - zaproponowała rozsądnie Nicole. - ...Dziadku, wróć lepiej do domu. - poprosiła. Mężczyzna popatrzył na wnuczkę z miłością. Uśmiechnął się, przytulił ją do siebie i powiedział głaszcząc po jej rudych włosach:
- Masz świętą rację, Nicki. Wrócę do Ciernistego Grodu... - puścił ją i podszedł do Puchona. - ...Bądźcie ostrożni, kochani... - powiedział podając rękę Jackowi. Potem podszedł do Harry'ego i powiedział. - ...Harry, jesteś Wybrańcem Losu i nic tego nie zmieni... - zaczął z powagą w głosie. Przez krótką chwilę milczał patrząc na niego, ale w końcu powiedział. - ...Pokonaj mojego wiernego sługę, Harry. Nie będę ci w tym przeszkadzał... - oświadczył z poważną miną, a potem powiedział z uśmiechem. - ...Wręcz przeciwnie. Pomogę ci... - zrobił mały krok w jego stronę mówiąc: - ...Zbiorę inne moje sługi i przekonam, by walczyli po stronie dobra. Zgadzasz się? - spytał. Harry, nieco zaskoczony uśmiechnął się i przytulił mężczyznę. W pewnym momencie ich skóry zetknęły się. Nagle–niespodziewanie obaj coś poczuli. Jakby jakąś energię przepływającą od jednego do drugiego. Była dość silna i potężna. Szła od Matta do Harry'ego.
- Jack,... Nicole... chwyćcie Matta za ramię!... Szybko! - odezwała się słabym głosem Regina. Oboje spojrzeli na nią, potem na siebie. Podbiegli do dziadka i chwycili go za ramiona. Oni również poczuli tą niesamowitą energię. Była nieziemska. Jak tylko go chwycili Harry poczuł większą moc napływająca do jego ciała. Najpierw przechodziła z Nicole i Jacka do Matta przez kilka chwil, a potem ze zwiększoną siłą i mocą do Harry'ego.
- "...Lord Lordów wprawdzie ma wielką i mroczną moc, ale dobry jest... Złączy swą moc ze Strażnikami chłopcu z blizną... Dziecko Losu zostanie obdarzone siłą i mocą o wiele większą od Salazara Slytherina i pokona swego wroga, by nie wrócił do Świata Żywych! Ludzkość będzie ocalona..." - przypomniała Regina słowa przepowiedni wpatrując się jednocześnie w proces toczący się przed nimi.
          W między czasie Matt, Nicole i Jack stali zszokowani na to, co się teraz działo z Całą Nadzieją Mugolskiego i Czarodziejskiego Świata. Ledwo co kobieta zaczęła recytować słowa przepowiedni Harry uniósł się w górę półtora metra nad podłogą. Mając przymknięte oczy powoli lewitował wokół własnej osi nad podłogą recytując jakieś skomplikowane formułki w obcym języku. Jego ciało spowite było biało różową poświatą, a nad głową miał coś w rodzaju złotej aureoli, ale kształt jej był uformowany w drobną koronę.


Widać było też zarysy czerni i bordu w nie których miejscach ciała. W pewnym momencie wyłoniły się najprawdziwsze anielskie skrzydła.
- Wydaje mi się, że to starożytny język Celtów z czasów Założycieli. - powiedział Alastor patrząc na Harry'ego.
- Skąd wiesz? - spytał Jack patrząc na to, co się działo z jego ukochanym i jedynym bratem.
- Bo znam, nie które słowa. Uczę się tego języka. - wyjaśnił.
- Wiesz co on mówi? - spytała Nicole. Alastor patrzył przez kilka chwil na Wybrańca wsłuchując się w jego ciche słowa. Zdawało mu się, że to jakaś ceremonia.
- Chyba tak. Wydaje mi się, że mówi... - urwał, bo Harry otworzył nagle oczy. Spojrzał na nich władczym i groźnym wzrokiem. Z tą aurą wyglądał bardzo groźnie. Nagle odezwał się w obcym języku, którego prawie żadne z nich nie rozumiało:
- Jo sóc el que té el poder per derrotar el mal més gran. Sóc poderosa, no vençuts i immortal. El poder és passat com la tercera generació, llevat que la persona té el poder per transmetre qualsevol altra persona fora de la família ... Jo visc una llarga vida de l'últim dels familiars dels Ancians. Tingueu cura dels Lords! - Gdy skończył wszystko zniknęło, nawet skrzydła i opadł bezwładnie na podłogę mdlejąc. Wszyscy podbiegli do Harry'ego i sprawdzili jego stan. Szczęście, że unosił tylko półtora metra nad podłogą.
- Żyje, ale jest nieprzytomny. - poinformowała ich Nicole. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Co on tak właściwie powiedział? - spytał Jack.
- "Jam jest ten, który ma moc pokonania Największego Zła. Jestem potężny, nie zwyciężony i nieśmiertelny. Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie z poza rodziny... Żyję dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych. Strzeżcie się Lordowie"... - wycerował Matt. - ...To kataloński. Tego języka używali Założyciele między sobą za swoich czasów... - dodał z wyjaśnieniem. - ...Musiałem się nauczyć tego języka jako Lord Lordów. - objaśnił.
- Co robimy? - spytał Jack. Pan Evans i Hoofowie myśleli chwilę, aż w końcu odezwał się pan Hoof:
- Powinniście zanieść go do Hogwartu, a tam do Skrzydła Szpitalnego. Zresztą, macie po drodze do dyrektora. Opowiedzcie mu o wszystkim. Alastorze, Nicole deportujcie ich tam. - poprosił.
- Dobrze, ojcze. - powiedział Alastor, a Nicole skinęła tylko głową. Alastor wziął na ręce Harry'ego. Nicole chwyciła Jacka, a druga ręką chwyciła ramię Alastora i deportowali się pod bramę Hogwartu.

~~*~~

W tym samym czasie w innej części kraju...
          Percy Levender poczuł jakby wypił pełną butelkę Ognistej Whisky, a wraz z nią poczuł przypływ mocy. Znał ją. To samo czuł, gdy był w wieku Harry'ego i Jacka.
- Percy, czy coś się stało? - spytała Elyon.
- Czuję moc... - szepnął trzymając się okolic serca. - ...Moc,... której nie czułem... od wieków... - spojrzał na nią z rozszerzonymi oczami. - ...Gdzie jest teraz Harry? - spytał. Elyon popatrzyła na ekran, który wcześniej był wyczarowany.
- Ee... Jest w Hogwarcie. Są z nim Jack i Nicole oraz wasz dziadek Matt Evans. - odpowiedziała.
- Wiem co się stało!... - zawołał. - ...Harry otrzymał twoją moc! Nareszcie!... - usiadł na najbliższym fotelu patrząc na swoje dłonie. Lśniły złotym, białym, różowym i bordowym blaskiem. Przeważały trzy pierwsze. - ...Nie czułem się tak od stuleci. Zacząłem tracić moc w momencie, gdy zmarł ojciec Albusa a narodził się Salvatore. Gdy Lily otrzymała twoją moc, moja moc czarodziejska diametralnie zaczęła maleć. Jednak, gdy Harry się narodził... - wstał i podszedł do okna nadal patrząc na swoje dłonie. - ...moc jakby z roku na rok zaczęła wzrastać. Gdy Voldemort utracił moc i ciało na trzynaście lat... - tu zaśmiał się cicho. - ...mogłem być spokojny, że jej nie utracę, ale... - westchnął. - ...wrócił... dzięki Harry'emu. Musiałem się wzmocnić... - znowu westchnął. - ...Poszedłem do wampirów i poprosiłem o ponowny trening. Bardziej wymagający. Trenowałem i uczyłem się... aż do dnia,... gdy spotkałem Harry'ego. Moc moja przy nim maleje, ale teraz... - uśmiechnął się lekko. - ...Harry posiada moc Estery i nie będę tracić mocy, a nawet obaj zyskamy moc Raiku**... - uśmiechnął się diabelnie i zacisnął powoli dłonie w pięść. - ...Salvatore, strzeż się! Dopadnę cię! I tym razem pokonam ciebie na dobre!... - spojrzał w okno. - ...Wtedy mi się nie udało, ale teraz jest ze mną mój przeszły Ja i razem nam się uda! Odwagi, Percy! - mówił do siebie dodając sobie otuchy i odwagi.

~~*~~


Wróćmy do rodzeństwa Potter...
          Nicole podeszła do bramy i otworzyła ją. Weszli na błonia i skierowali się do zamku. Idąc korytarzami lewitowali Harry'ego na niewidzialnych noszach ku Skrzydłu Szpitalnemu.
- Idź, ja muszę gdzieś pójść. - powiedziała do Jacka.
- Gdzie idziesz, Nicki? - spytał szatyn.
- Idę do profesor McGonagall. Wy idźcie do pani Pomfrey i zanieście tam Harry'ego. Jak się obudzi wcześniej, to niech przyjdzie do gabinetu dyrektora, dobrze, Jack? - poprosiła Nicole.
- Dobrze. - i skręciła w boczny korytarz. Jack szedł dalej wciąż lewitując brata. Alastor szedł obok niego.
Pielęgniarka zajęła się nauczycielem. Jack nawet nie wyjaśnił jej jak to się stało, że najlepszy nauczyciel jakiego miał Hogwart (Remus był niestety na drugim miejscu) jest nieprzytomny. Kobieta powiedziała mu, że Harry się nie obudzi aż do rana, więc poszedł do siebie.
          Następnego dnia (a była to niedziela) zaraz po śniadaniu Jack przyszedł do Skrzydła Szpitalnego, by sprawdzić czy jego brat już się obudził. Puchon nawet nie powiedział przyjaciołom Harry'ego co się stało poprzedniej nocy. Gdy przyszedł siedział z godzinę przy Harrym. Myślał o przepowiedni Reginy. - "Co ona może oznaczać? Kto jest tym zagrożeniem?" - wałkował te pytania przez resztę nocy. Nie minęło dziesięć minut, gdy nauczyciel OPCM się budził. Jack natychmiast wstał, gdy zobaczył budzącego się Harry'ego. Nachylił się nad nim.
- Harry? - spytał spojrzawszy na niego niepewnie. Ten spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem i spytał słabo:
- Gdzie ja... gdzie ja jestem? Co się stało? Ostatnio, co pamiętam to jak dziadek Matt mnie przytulał, a potem... chyba straciłem przytomność. - powiedział.
- Harry, nie straciłeś przytomności, ale świadomość. Dziadek Matt rzeczywiście cię przytulił, ale wiesz co się stało, gdy cię dotknął?... - spytał podekscytowany. Harry patrzył na niego zainteresowanym spojrzeniem czekając na odpowiedź. - ...Wszedłeś w jakiś trans, a Regina powiedziała do mnie i Nicole, byśmy chwycili ramię dziadka. Potem powtórzyła przepowiednię dotyczącą naszej piątki. - wyjaśnił.
- Piątki?... - zdziwił się opierając się łokciami o pościel i patrzył na brata. - ...Czyli kogo? - spytał z niedowierzaniem.
- Ty, ja, Nicole, dziadek Matt i Voldemort. - wyjaśnił Potter-Puchon.
- Acha... Chwileczkę, a co się działo ze mną podczas tego transu? - spytał Harry.
- No więc, zacząłeś unosić się w powietrzu na półtora metra nad podłogą i... - tu zaciął się.
- I co? - ponaglał były Gryfon brata.
- Ee... I zacząłeś wymawiać jakieś formułki w obcym języku. Nie uwierzysz mi w jakim. - powiedział wymijająco. Harry miał już dość tych zagadek.
- Co takiego powiedziałem? Powiedz! - Jack zauważył, że wokół ciała brata pojawia się jakaś dziwna złoto-czerwona aura, więc bez żadnych ceregieli i pamiętając co powiedział Wybraniec oznajmił:
- Harry, mówiłeś w języku jakiego używali za swoich czasów Założyciele. I zanim się dowiedzieliśmy od Alastora co konkretniej powiedziałeś, zacząłeś mówić w języku katalońskim, ale nie był to twój głos. Powiedziałeś coś bardzo znaczącego dla wszystkich. Nie tylko dla nas, ale i dla całego świata nie tylko czarodziei, ale i dla Mugoli. Cytuję: "Jam jest ten, który ma moc pokonania Największego Zła. Jestem potężny, nie zwyciężony i nieśmiertelny. Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie z poza rodziny... Żyję dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych. Strzeżcie się Lordowie!". Potem upadłeś i straciłeś przytomność. - powiedział patrząc na coraz bardziej okrągłe oczy brata. Harry był w takim szoku, że nie zauważył gdzie są. Gdy to spostrzegł zapytał:
- Gdzie jest Nicole? I dlaczego wróciliśmy do Hogwartu? - spytał z lekką paniką w głosie rozglądając się dookoła.
- Roger powiedział, żebyśmy cię zanieśli do Hogwartu oraz doradził byśmy poszli do dyrektora jak tylko się obudzisz i poczujesz się lepiej. Mamy wyjaśnić wszystko, co się ostatnio wydarzyło. Nicole do niego poszła niedawno, a mnie poprosiła bym do ciebie poszedł i zaprowadził do niego, gdy się tylko obudzisz. - wyjaśnił.
- To idźmy do nich. - powiedział i wyszli.
          Z rana Nicole poprosiła profesor McGonagall, by mogła się tu zatrzymać do Nowego Roku. Profesorka się zgodziła uprzednio spytawszy dyrektora. Więc była Krukonka, zaraz po śniadaniu poszła do gabinetu Dumbledore'a. Szła korytarzami zamyślona wciąż wałkująca przetłumaczone przez dziadka zdania brata-Gryfona z poprzedniego wieczora w domu państwa Hoofów: "...Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie z poza rodziny... Żyję dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych. Strzeżcie się Lordowie!".
- Zaraz... - odezwała się na głos zatrzymując się nagle w połowie korytarza trzeciego piętra. - ..."...ostatni z Rodziny Starożytnych..."? To niemożliwe! Gdybyśmy byli Rodziną Starożytnych musielibyśmy mieć potężną moc! Chyba że... Tak! To możliwe! Dziadek miał tą moc dzięki poprzedniemu Lordowi...! - urwała, bo usłyszała czyjeś kroki. Obejrzała się, wyjęła różdżkę i przywarła do ściany. Gdy usłyszała głos jednego z braci odetchnęła z ulgą.
- Nicole! Poczekaj na nas! - zawołał Jack.
- Uff! Jack, ależ mnie przestraszył. O, Harry widzę, że się już lepiej czujesz. - powiedziała jakby mówiła o pogodzie.
- Nicole, idziemy z tobą do Dumbledore'a. Musimy mu powiedzieć o ataku na Hogwart i o tej mocy, którą mi daliście z dziadkiem Mattem... - powiedział nauczyciel. Nicole patrzyła na niego niepewnie. - ...Chodźmy do niego. - nalegał i poszedł przodem.
          Po dwóch minutach stanęli przed kamiennym gargulcem.
- Harry, jakie jest hasło? - spytała Nicole patrząc na wyżej zainteresowanego.
- Dlaczego mnie o to pytasz? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dlatego, że jesteś nauczycielem i znasz wszystkie hasła w całym zamku... - wyjaśnił Puchon. - ...Więc jakie jest hasło do gabinetu dyrektora? - Nie ustępował Jack jakby nie usłyszał pytania. Harry westchnął z dezaprobatą i powiedział do gargulca:
- Bądź miłosierny, a zostanie Ci dane. - powiedział. Nagle gargulec poruszył się i ukazały schody.
- I to ma być niby hasło? - zdziwił się Jack, gdy wchodzili po schodach.
- Tak. Jest to hasło informujące właściciela o ważnej sprawie. - odparł nauczyciel.
- Dziwne, nie typowe i przydatne. - skomentował Jack.
- Właśnie. Nietypowe, ale daje do myślenia. - dodała Nicole wchodząc po schodach za nimi. Stanąwszy przed drzwiami Harry zwrócił się do rodzeństwa:
- Bardzo przydatne, więc zapamiętajcie je gdybyście chcieli powiedzieć coś ważnego dyrektorowi. - poinformował, po czym zapukał.
- Proszę wejść. - usłyszeli starczy głos. Więc weszli.
- Dzień dobry, dyrektorze. - powiedzieli zgodnie.
- Dzień dobry. Czemu zawdzięczam tą wizytę? I co się stało? - spytał patrząc na nich. Potterowie spojrzeli po sobie. W milczeniu zgodzili się, by zaczęła Nicole.
- Dyrektorze, Alastor Hoof powiedział nam wczoraj w nocy byśmy poszli do jego matki, bo ma nam coś ważnego do powiedzenia i chce nam kogoś przedstawić. - mówiła rudowłosa. Do jej zdania wtrącił się Jack również występując po jej lewej stronie.
- Gdy się tam znaleźliśmy spotkaliśmy naszego dziadka, Matta Evansa. Powiedział nam, że jest nowym Lordem Lordów. - mówił. Teraz wtrącił się Harry powiedziawszy i jako ostatni stanąwszy między rodzeństwem:
- Powiedziała nam, że możemy skontaktować się ze zmarłymi. Więc rozmawialiśmy z naszymi rodzicami i Syriuszem oraz innymi zmarłymi. Powiedzieli nam, że Hogwart zostanie zaatakowany w Nowy Rok i doradzili - mnie, Nicole i Jackowi byśmy uciekali ze szkoły z zaufanymi osobami i to jak najszybciej. - powiedział na jednym wydechu.
- Dyrektorze, jest jeszcze jedno, co chcieliśmy panu powiedzieć. - odezwała się Nicole po chwili milczenia. Dyrektor już na poważnie zszokowany spytał:
- Co jest jeszcze takie ważne, że nie chcecie mi powiedzieć czegoś więcej na temat tego ataku? - spytał.
- To jest dość ważne i dziwne. Niech pan posłucha. Jak się żegnaliśmy z dziadkiem ja ostatni go przytulałem i coś się wydarzyło, gdy nasze skóry się zetknęły. - wyjaśnił Harry.
- Co takiego? - spytał dyrektor zaskoczony samym faktem tego, że o czymś takim mówią.
- Zanim to wyjaśnimy powiemy o tym, co się tak właściwie wydarzyło... - kontynuował Jack. Podszedł do myślodsiewni dyrektora i wyjął różdżkę. Przyłożył jej koniec do skroni, wyjął nić myśli i wrzucił je do misy. Potem zwrócił się do dyrektora ze słowami. - ...Proszę wejść do środka. Pójdę z panem. - poprosił. Gdy weszli Harry poszedł za nimi, a Nicole została na czatach.
Wrócili po dziesięciu minutach...
         Jack i Harry podeszli do siostry stanąwszy po jej obu bokach. Dumbledore był w szoku. Siadając przy biurku nie patrząc na Wybrańca.
- Dyrektorze? Wszystko w porządku? - spytała Nicole. Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Siedział kilka chwil w milczeniu, aż w końcu powiedział:
- Harry... - Ten drgnął lekko i wystąpił.
- Tak, profesorze? - spytał.
- Jeśli zamek rzeczywiście zostanie zaatakowany musimy być gotowi. Powiadomimy wszystkich i sprowadzimy ich do zamku, by bronili go. - poinformował.
- A kogo konkretniej powiadomimy? - spytał Jack.
- Powiadomimy wszystkich kogo się da. Zakon Feniksa, Armię Hogwartu no i oczywiście Gwardię Dumbledore'a. Powiadomimy też aurorów z ministerstwa. Szczególnie tych, którzy są po naszej stronie i tych co ufamy gotów, by bronić czarodziejski świat... - teraz zwrócił się do całej trójki. - ...Jeśli chodzi o waszą ucieczkę z Hogwartu to zróbcie co uważacie za słuszne. Możecie uciec albo zostać i chronić swoich bliskich. Powiedzcie też swoim przyjaciołom to, co was wczoraj spotkało... - na chwilę umilkł. - ...Nicole,... - zwrócił się do Pani Światła. - ...Chroń swoich braci za wszelką cenę. Jack w twoim przypadku też to zrób. Na początku niech was zobaczą walczących, a zwłaszcza Voldemort. Rozumiecie? - spytał całą trójkę.
- Oczywiście. - odpowiedzieli równocześnie. Pożegnali się i wyszli na korytarz.
- Co teraz zrobimy? - spytał Jack odzywając się już na trzecim piętrze.
- Myślę, że najpierw musimy zaplanować tą ucieczkę. Skoro też Ron i Hermiona mają iść z nami to im o tym powiedzmy. Chodźcie ze mną do Pokoju Wspólnego Gryfonów... - powiedział Harry. Więc poszli za nim. Szli kilka minut w ciszy, aż w końcu stanęli przed portretem Grubej Damy. - ..."Słowo "kocham" - słowo czyste, żadną skazą niezmazane". - powiedział nauczyciel zanim kobieta się odezwała, ale i tak spytała:
- Profesorze Potter, czy ta dwójka jest z panem? - wskazała na Nicole i Jacka. Harry spojrzał na kobietę, a potem odpowiedział:
- Tak, madame Alice. To Nicole, a to Jack. Moje rodzeństwo. Pomimo, że byli w innych domach to i tak musimy pogadać z moimi przyjaciółmi i z członkami GD będących Gryfonami. To bardzo ważna sprawa. Dotyczy to ataku na Hogwart w Nowy Rok. - wyjaśnił. Kobietę zatkało na moment, ale bez słowa otworzyła przejście.
- Szczery to jesteś, niema co! - skomentował Jack wchodząc do środka. Harry tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Gdy portret się zamknął usłyszeli jak Gruba Dama porusza się w portrecie. Domyślili się, że przechodzi do kolejnego portretu, by poinformować resztę zamku. Harry poprowadził rodzeństwo na środek Pokoju i zwrócił się do zgromadzonych Gryfonów:
- Uwaga! Proszę o uwagę!.. - zawołał nauczyciel. Nikt nie chciał go słuchać i nawet nie kwapili się zamilknąć. Nagle huknęło i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Blada, czarnowłosa i wysoka dziewczyna o rażących pomarańczowych oczach wstała patrząc po wszystkich groźnie.


- Głusi?! ON chce coś powiedzieć! - odezwała się głośnym stanowczym głosem. Zapadła głucha cisza. Wszyscy wiedzieli, że z tą dziewczyną nie warto zaczynać. Harry spojrzał na nią krótko i wykorzystując ten moment zaczął mówić:
- Dziękuje, panno Moon. Posłuchajcie mnie uważnie, bo to bardzo ważne... - zawołał do nich. Zauważył przyjaciół przy kominku i zbliżył się do nich i mówił dalej. - ...Hogwart nie długo zostanie zaatakowany... - Jak było do przewidzenia panika wśród zgromadzonych. - ...Spokój! Uspokójcie się! Musimy się przygotować. Niektórzy, zwłaszcza ci, co są Mugolakami i są od 1 do 4 klasy, są w niebezpieczeństwie. - powiedział.
- Skąd wiesz? - spytał Dean Thomash. Harry spojrzał w jego kierunku i odpowiedział:
- Wczoraj w nocy odwiedziliśmy z Jackiem i Nicole pewną kobietę, która jest medium. Na pewno nie była to Sybilla Trelawney. Medium, u której byliśmy ufamy. Trzeba sprowadzić resztę członków GD z innych domów i zwołać wszystkich na natychmiastowe spotkanie. Tam gdzie zwykle za dwadzieścia minut. Zróbcie to szybko. - powiedział. Wszyscy gapili się na niego zszokowani, ale po wyjściu nauczyciela, jego rodzeństwa i dwojga przyjaciół wykonali jego polecenie.
          Nikt nie zauważył, że po przemowie nauczyciela tajemnicza dziewczyna o nazwisku Moon poszła do dormitorium dziewcząt szóstego roku. Nałożyła zimowe buty, rozpuściła włosy, które miała w japońskim koku, a po rozpuszczeniu opadły jej prawie do pasa. Poprawiła grzywkę, nałożyła czapkę, rękawiczki, założyła kurtkę i owinęła się szalikiem. Rozejrzała się po pokoju czujnie i... zniknęła bez trzasku.
          Ginny Weasley zauważyła, że niema jednej z jej lokatorek w Pokoju. Weszła na górę do swojego dormitorium. Chwyciwszy za klamkę po Sarze Moon nie było ani śladu. Rudowłosą zdziwiło to. Pamiętała, że czarnowłosa wchodziła na górę, ale nie pamiętała, by z niego wychodziła.
- Gdzie ona jest? - spytała w przestrzeń.

~~*~~

          W tym samym czasie w siedzibie Voldemorta panna Moon pojawiła się prosto w srebrny fotelu z czerwonymi obiciami stojącym w cieniu. Lord zauważywszy ją uśmiechnął się diabelnie i spytał:
- Moon, jak miło cię widzieć. Masz jakieś wieści z Hogwartu? - Dziewczyna luk na niego i odpowiedziała obojętnie:
- Taa... - odparła obojętnie. Spojrzał na nią w oczekiwaniu.
- Więc? - ponaglał.
- Oj, nie teraz. Pić mi chce... - oświadczyła obojętnie bawiąc się swoimi włosami. Czarny Pan westchnął. Pstryknął palcami i chwilę potem pojawił się Śmierciożerca z kieliszkiem czerwonego płynu. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok owego płynu, a jej oczy zalśniły jasną pomarańczą zupełnie jak w przypadku Voldemorta, gdy się denerwował lub czymś się fascynował. Skwapliwie chwyciła go w swoje blade ręce i wypiła do dna. Oblizała się i w błogim uśmiechu spojrzała na niego. Po chwili odpowiedziała. - ...Troje Potterów są w Hogwarcie. Szykują się powoli do świąt. Niczego się nie spodziewają, niewiedzą, że chcesz zaatakować Hogwart w Nowy Rok. - dodała z szatańskim uśmiechem. Lord skinął głową na znak podziękowania i zwrócił się do niej, jak na niego, dość dziwnym uprzejmym tonem:
- Możesz wracać do zamku. - powiedział. Sarah wstała, skłoniła się i zniknęła. Został po niej tylko chłód w powietrzu.

~~*~~

          Gdy dziewczyna wróciła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru nie zastała nikogo od piątej klasy wzwyż. Zaczęła nasłuchiwać głosu Wybrańca. Zdawało jej się, że słyszy go na tym piętrze. Wyszła z Wierzy. Stanąwszy na korytarzu znowu zaczęła nasłuchiwać. Był kilkadziesiąt metrów od niej. Poszła w kierunku posągu czarodzieja i trolla. Tu wyraźniej słyszała głos zielonookiego Pottera. O czym rozmawiał? I z kim? Było tu pusto, ale wiedziała, że jest tu przejście do Pokoju Życzeń i są tam ludzie. Więcej niż 30-stu. Postanowiła się przenieść swoją metodą. Rozejrzała się uważnie i zniknęła pojawiając się w tłumie uczniów. Nikt jej nawet nie zauważył i nie usłyszał. Postanowiła wysłuchać przemowy Pottera.
- ...Hogwart zostanie zaatakowany. Musimy się przyszykować. - mówił Harry.
- Kiedy? - spytał Ron przerażony.
- Dzięki Reginie rozmawialiśmy z naszymi rodzicami i przyjaciółmi. Powiedzieli nam tylko to, że będzie to w Nowy Rok. O której to się stanie tego nie wiemy. - odpowiedział Jack wzruszając ramionami.
- Wiemy na pewno, że podczas ataku na szkołę my, wraz ze swoimi przyjaciółmi musimy odejść, by wypełnić daną nam od dyrektora misję... - Nicole nie skończyła, bo Harry jej przerwał:


________________________________________
Od autorki:
* Miałam na myśli Anię Jędral mieszkającą niedaleko mojego miasta. A jeśli chodzi o Olę to miałam na myśli Olkę z Siedlec o przezwisku Wampirzyca.
** Raiku - To, co powiedział Percy jest ważne. Tak samo jak w przypadku Salvatore jest ważna dla opowiadania. Więcej informacjo o niej w późniejszych rozdziałach

1 komentarz:

Lynx pisze...

Świetny rozdział :)
Cóż, zbliża się ostatni termin ocen i muszę poprawić 4 by dostać 6 na koniec z biologii, więc przepraszam że tak krótko
Ach i jeszcze coś: Na mym Blogu nowy rozdział!

Tablica ogłoszeń

UWAGA!
Opowiadanie zostało przeniesione z poprawakami na wattpad.com. Szukajcie nicku: Cessidy84.


P.S. Byłabym wdzięczna, gdyby ktoś jeszcze raz przeczytał opowiadanie, bo pojawiły się poprawki.