- Najpierw weźmy się za ręce – nakazała nieco rozkojarzona. Po kolei każde z obecnych ujęło dłonie sąsiada i znowu na nią spojrzeli – Zamknijcie teraz oczy i skupcie się na zmarłej osobie, z którą chcecie porozmawiać – powiedziała spokojnie. Tak zrobili. Roger pomyślał o swojej zmarłej siostrze Martha'cie i ich ojcu Tomashie. Agnes pomyślała o przyjaciółce z Polski, Anne. Alastor też pomyślał o przyjaciółce, ale na imię jej było Alexiel. Za to Matt pomyślał nie o żonie Joanne (która w końcu żyła), ale o ich córce, Lily i jej mężu Jamesie Potterze. Jack pomyślał nie tylko o rodzicach, ale też o Carlu, gdyż był jego najlepszym przyjacielem, zaraz po Alexie, w poprzedniej szkole. Zamordowano go na jego oczach. Nicole pomyślała o biologicznej matce, ale także o swojej przybranej siostrze, Malisie McGray. Za to Harry, myśląc też na pierwszym miejscu o rodzicach, pomyślał także o Syriuszu – Widzę, że osób jest nie mało – mówiła Regina ze wciąż zamkniętymi oczami – Kto zacznie pierwszy? – spytała teraz je otwierając, patrząc na każdego po kolei wyczekująco. Nastało krótkie milczenie.
- Może ja zacznę – odezwała się nieśmiało Nicole, patrząc na kobietę swoimi czarnymi oczami. Ta kiwnęła głową na znak, że się zgadza – Chcę porozmawiać z moją przybraną siostrą Malisą McGray – powiedziała. Pani Hoof skinęła głową ponownie i zwróciła się do wszystkich:
- Podczas mojego transu za żadne skarby świata nie puszczacie dłoni sąsiada, którego trzymacie – zakomunikowała i chwilę potem zapadła w coś w rodzaju transu. Mruczała, jak kot jednocześnie na jej twarzy wychodziło coś w rodzaju tajemniczości, a jej aura wokół ciała trochę pojaśniała. Niespodziewanie wytrzeszczyła oczy, które najpierw stały się mleczno-białe, a potem źrenice zmieniły się na jasno-zielone. Rozejrzała się i spytała:
- Gdzie ja jestem? Jak tu się znalazłam? – spytała głupio... nieswoim głosem. Ten głos był znajomy tylko dla jednej osoby.
- Lisa? To ty? – spytała Nicole, patrząc na twarz ciotki. Ta spojrzała w jej kierunku i wytrzeszczyła oczy na nią, spytawszy:
- Nicki?? Co tu robisz? Nie... Co JA tu robię?? – spytała nieco wystraszona. Pan Hoof trzymał mocno dłoń żony, a ich syn, który trzymał jej drugą rękę, też trzymał mocno.
- Niech się pani uspokoi, panno McGray – uspakajał ją Roger. Ta spojrzał na niego, ale nadal była nieco zdezorientowana. Nicole postanowiła "przejąć pałeczkę", mówiąc do przybranej siostry:
- Liso, posłuchaj: Sprowadziliśmy Cię tu by z tobą porozmawiać, a raczej JA chciałaby z tobą porozmawiać... – nagle urwała, bo odezwał się jej młodszy brat:
- Ty nie żyjesz, Liso – 'No, no. Chłopak jest tak bezpośredni, że aż strach'. Pomyślał Alastor z rozbawieneiem – Chcielibyśmy cię zapytać, czy tam, w Zaświatach, jest ci dobrze, czy może chciałabyś wrócić? – spytał Jack. Oczy kobiety spojrzały na młodzieńca, ale nie na Jacka tylko na Harry'ego, siedzącego po jego prawej i nawet nie zwróciła uwagi, że coś w ogóle powiedziano. Wpatrywała się w zielonookiego, jak urzeczona.
- Ty jesteś Harry Potter, jeśli się nie mylę? – spytała, nagle się rozluźniając.
- Tak, to ja. Skąd mnie znasz? – powiedział Wybraniec.
- Pan Black mi o tobie opowiadał – wyjaśniła.
- Harry, muszę cię uprzedzić o czymś – odezwał się Roger. Ten spojrzał na niego, pytającym wzrokiem, więc mężczyzna wyjaśnił – Im dłużej moja żona jest w takim transie, tym więcej wychodzi z jej ciała życia, energii życiowej i magicznej. Więc przyspieszmy te rozmowy – powiedział cicho.
Tak więc spieszyli się z rozmową z bliskimi dla zdrowia Reginy Hoof. Dana osoba rozmawiała ze swoją bliską osobą po przez Reginę. Na końcu rozmawiali z Lily i Jamesem Potterami oraz z ich przyjaciółmi już na poważniejsze tematy...
~~*~~
- Naprawdę chcecie byśmy was wskrzesili? Ale czemu chcecie bym ja wraz z Nicole i Jackiem oraz Ronem i Hermioną uciekli z Hogwartu? – zdziwił się Harry.
- To przecież niebezpieczne w tych czasach, by wyruszać samemu! Zwłaszcza Harry jest w niebezpieczeństwie! W Hogwarcie jest najbezpieczniejszy! – zawołała Nicole.
- Moi drodzy. Wyjaśnimy wam to jeszcze raz – mówiła Regina głosem Lily, najbardziej spokojnym i cierpliwym tonem – W Nowy Rok Hogwart zostanie zaatakowany przez Voldemorta – wyjaśniła.
- Musicie powiadomić Dumbledore'a i Ministerstwo Magii o tym ataku i przygotować na to innych uczniów i nauczycieli. Sami także powinniście uciekać, gdyż Riddle chce dopaść Harry'ego żywego. Chce on dać mu nauczkę i karę jakiej żaden z jego zwolenników i więźniów niedostał – wtrącił się James.
- A jeśli Harry nie ucieknie złapie wszystkich jego przyjaciół oraz rodzinę. Będzie go torturować lub szantażować poprzez nich i dopaść, gdyż zna całą treść przepowiedni – wyjaśnił Syriusz.
- Dlatego musicie uciekać i się ukryć, a przy okazji znaleźć Horkruksy i je zniszczyć – podsumowała Alexiel.
- W Hogwarcie pomoże wam Sarah Moon – zakończył Merlin. Nagle kobieta zesztywniała jakby wychodziła z transu i równie nagle upadła na podłogę.
- Regina!
– zawołali jednocześnie Roger i Matt. Pan Hoof rzucił się ku
nieprzytomnej żonie. Agnes wyczarowała wodę, a Alastor przyniósł jakieś
lecznicze eliksiry.
Tymczasem Harry, Jack i Nicole oraz ich dziadek byli w niezłym szoku z powodu zasłyszanych przed chwilą informacji.
- Musimy powiadomić dyrektora i to szybko – powiedział Matt.
- Ja to zrobię. - powiedział stanowczo Harry.
- Nie. Ja – zaprotestował Jack.
- Lepiej idźmy razem – zaproponowała rozsądnie Nicole – Dziadku, wróć lepiej do domu – poprosiła. Mężczyzna popatrzył na wnuczkę z miłością. Uśmiechnął się, przytulił ją do siebie i powiedział głaszcząc ją po rudych włosach:
- Masz świętą rację, Nicki. Wrócę do Ciernistego Grodu – puścił ją i przyjrzał się jej – Kolor włosów masz po matce, ale... oczy po Riddle'u – Westchnął i podszedł do Puchona – Jesteś podobny do ojca, gdy ukończył szkołę – szepnął z uśmiechem – Bądźcie ostrożni, kochani – powiedział dając rękę Jackowi. Potem podszedł do Harry'ego i powiedział – Harry, jesteś podobny z wyglądu do ojca, ale oczy, serce oraz charakter masz po matce. To są twoje atuty. Trzymaj się ich.
- Nie bardzo rozumiem. Czemu moimi atutami są oczy i serce? – spytał.
- Drogi chłopcze – tu go chwycił w ramiona, patrząc na niego z miłością – jesteś Wybrańcem Losu i nic tego nie zmieni. Wiara we własne siły, odważnych przyjaciół, kochającą rodzinę i miłością do drugiej osoby, to są moce na pokonanie mojego wiernego sługi – tu uśmiechnął się i kontynuował: – Nie będę ci w tym przeszkadzał. Wręcz przeciwnie. Pomogę ci. Zbiorę inne moje sługi i przekonam, by walczyli po stronie dobra. Zgadzasz się? – spytał. Harry, nieco zaskoczony uśmiechnął się i przytulił mężczyznę. W pewnym momencie ich skóry zetknęły się. Niespodziewanie obaj coś poczuli. Jakby jakąś energię przepływającą od jednego do drugiego. Była to dość silna i niezwykle potężna moc. Szła od Matta do Harry'ego. Nawet można było ją zobaczyć. Miały kolory czerwony, złoty, biały i różowy.
- Jack... Nicole... chwyćcie Matta za ramię!... Szybko! – odezwała się słabym głosem Regina. Oboje spojrzeli na nią, potem na siebie. Podbiegli do dziadka i chwycili go za ramiona. Oni również poczuli tę niesamowitą energię. Była nieziemska. Jak tylko go chwycili Harry, poczuł większą moc napływającą do jego ciała. Najpierw przechodziła z Nicole i Jacka do Matta przez kilka chwil, a potem ze zwiększoną siłą i mocą do Harry'ego.
- "...Lord Lordów wprawdzie ma wielką i mroczną moc, ale dobry jest... Złączy swą moc ze Strażnikami chłopcu z blizną... Dziecko Losu zostanie obdarzone siłą i mocą o wiele większą od Salazara Slytherina i pokona swego wroga, by nie wrócił do Świata Żywych! Ludzkość będzie ocalona..." – przypomniała Regina słowa fragmentu przepowiedni, wpatrując się jednocześnie w proces toczący się przed nimi.
W międzyczasie Matt, Nicole i Jack stali zszokowani na to, co się teraz działo z Całą Nadzieją Mugolskiego i Czarodziejskiego Świata. Ledwo co kobieta zaczęła recytować przepowiednię Harry uniósł się w górę metr nad podłogą. Mając przymknięte oczy, powoli lewitował wokół własnej osi nad podłogą recytując jakieś skomplikowane formułki w obcym języku. Prawie cały był spowity biało-różową poświatą, ale nad głową miał coś w stylu złotej aureoli. Widać było też zarysy czerni i bordu. W pewnym momencie wyłoniły się najprawdziwsze anielskie skrzydła. Rozłożyły się na boki.
- Wydaje mi się, że to starożytny język Celtów z czasów Założycieli – powiedział Alastor, patrząc na Harry'ego.
- Skąd wiesz? - spytał, Jack patrząc na to, co się działo z jego ukochanym bratem.
- Bo znam, niektóre słowa. Uczę się tego języka – wyjaśnił, gapiąc się na Harry'ego.
- Wiesz co, on mówi? – spytała Nicole, też na niego patrząc. Alastor patrzył przez kilka chwil na Wybrańca, wsłuchując się w jego ciche słowa. Zdawało mu się, że to jakiś rytuał.
- Chyba tak. Wydaje mi się, że mówi... – urwał, bo Harry otworzył nagle oczy. Spojrzał na nich władczym i groźnym wzrokiem. Z tą aurą wyglądał bardzo groźnie. Nagle odezwał się w obcym języku, którego prawie żadne z nich nie rozumiało. Gdy skończył wszystko zniknęło, nawet skrzydła i aureola. Zaczął opadać bezwładnie na podłogę, mdlejąc. Wszyscy podbiegli do Harry'ego i sprawdzili jego stan. Szczęście, że unosił tylko metr nad podłogą.
- Szczęście, że przeszłam szkolenie na uzdrowiciela. Żyje, ale jest nieprzytomny – poinformowała ich Nicole. Wszyscy odetchnęli z ulgą.
- Co on tak właściwie powiedział? – spytał Jack.
- Jeśli się nie mylę, to powiedział: "Jam jest ten, który ma moc pokonania Największego Zła. Jestem potężny, niezwyciężony i nieśmiertelny. Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie spoza rodziny... Żyję, dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych. Strzeżcie się Czarni Lordowie" – wycerował Matt – To kataloński. Tego języka używali Założyciele między sobą za swoich czasów – dodał tytułem wyjaśnienia – Musiałem się nauczyć tego języka jako Lord Lordów – objaśnił.
- Co robimy? – spytał Jack. Pan Evans i Hoofowie myśleli chwilę, aż w końcu odezwał się pan Hoof:
- Powinniście zanieść go do Hogwartu, a tam do Skrzydła Szpitalnego. Zresztą, macie po drodze do gabinetu dyrektora. Opowiedzcie mu o wszystkim. Alastorze, Nicole deportujcie ich tam – poprosił.
- Dobrze, ojcze – powiedział Alastor, a Nicole skinęła tylko głową. Alastor wziął na ręce nieprzytomnego Harry'ego. Nicole chwyciła Jacka, a drugą ręką chwyciła ramię Alastora i deportowali się pod bramę Hogwartu.
~~*~~
W tym samym czasie w innej części kraju...
Percy odczuł jakąś moc. Znał ją. To samo czuł wieki temu.
- Percy, czy coś się stało? – spytała Elyon.
- Czuję moc. Moc, której nie czułem... od wieków – spojrzał na nią z rozszerzonymi oczami – Gdzie jest teraz Harry? – spytał. Elyon popatrzyła na ekran, który wcześniej był wyczarowany.
- Ee... Jest w Hogwarcie. Są z nim Alastor Hoof, Jack i Nicole oraz wasz dziadek Matt Evans – odpowiedziała.
- Wiem, co się stało! Harry otrzymał twoją moc! Nareszcie! – usiadł w
najbliższym fotelu, patrząc na swoje dłonie. Lśniły złotym, białym,
różowym i bordowym blaskiem. Przeważały trzy pierwsze – Nie czułem się
tak od stuleci. Zacząłem tracić moc w momencie, gdy zmarł ojciec Albusa,
a narodził się Salvatore. Za, to gdy Lily otrzymała twoją moc, moja moc
czarodziejska diametralnie zaczęła maleć. Jednak, gdy Harry się
narodził... – wstał i podszedł do okna – moc jakby z roku na rok zaczęła
wzrastać. Gdy Voldemort utracił swą moc i ciało na trzynaście lat – tu
zaśmiał się cicho – mogłem być spokojny, że jej nie utracę, ale... –
znowu westchnął – wrócił dzięki Harry'emu. Musiałem się wzmocnić.
Poszedłem do wampirów i poprosiłem o ponowny bardziej wymagający
trening. Udało się aż do dnia, gdy spotkałem Harry'ego. Moc moja przy
nim maleje, ale teraz Harry posiada moc naszej matki i nie będę tracić
mocy, a nawet zyskamy moc Raiku** – uśmiechnął się
diabelnie – Salvatore, strzeż się! Dopadnę cię! I tym razem pokonam cię!
Wtedy mi się nie udało, ale teraz jest ze mną mój przeszły Ja i razem
nam się uda! Odwagi, Percy! – mówił do siebie, dodając sobie otuchy i
odwagi.
~~*~~
Wróćmy do rodzeństwa Potter...
Nicole podeszła do bramy i otworzyła ją. Weszli na błonia i skierowali się do zamku. Idąc korytarzami, lewitowali Harry'ego na niewidzialnych noszach ku Skrzydłu Szpitalnemu.
- Idź, ja muszę gdzieś pójść – zwróciła się do Jacka.
- Gdzie idziesz, Nicki? – spytał szatyn.
- Idę do profesor McGonagall. Wy idźcie do pani Pomfrey i zanieście tam Harry'ego. Jak się obudzi wcześniej, to niech przyjdzie do gabinetu dyrektora, dobrze, Jack? – poprosiła Nicole.
- Dobrze – odpowiedział Puchon i skręciła w boczny korytarz. Jack szedł dalej, wciąż lewitując brata. Alastor szedł obok niego.
Pielęgniarka zajęła się młodym nauczycielem. Jack nawet nie powiedział jej, jaki był powód stanu jego brata. Kobieta powiedziała mu, że Harry się nie obudzi aż do rana, więc poszedł do siebie ze smutną miną i czarnymi myślami. Myślał o przepowiedni Reginy. 'Co ona może oznaczać? Kto jest tym zagrożeniem?'. Wałkował te pytania przez resztę nocy.
Następnego dnia (a była to niedziela) zaraz po śniadaniu Jack przyszedł do Skrzydła Szpitalnego, by sprawdzić, czy Harry już się obudził. Puchon nawet nie powiedział przyjaciołom Harry'ego, gdzie byli poprzedniej nocy. Gdy przyszedł, siedział z godzinę przy Harrym. Nagle usłyszał jęk. Jack natychmiast wstał, gdy zobaczył budzącego się Harry'ego. Nachylił się nad nim.
- Harry? – spytał, spojrzawszy na niego niepewnie. Ten spojrzał na niego nieprzytomnym wzrokiem i spytał słabo:
- Gdzie ja... gdzie ja jestem? Co się stało? Ostatnio, co pamiętam to jak dziadek Matt mnie przytulał, a potem... chyba straciłem przytomność – powiedział.
- Harry, nie straciłeś przytomności, ale świadomość. Dziadek Matt rzeczywiście cię przytulił, ale wiesz, co się stało, gdy cię dotknął? – spytał podekscytowany. Harry patrzył na niego zainteresowanym spojrzeniem, czekając na odpowiedź – Wszedłeś w jakiś trans, a pani Hoof powiedziała do mnie i Nicole, byśmy chwycili ramię dziadka. Potem powtórzyła przepowiednię dotyczącą naszej piątki – wyjaśnił.
- Piątki? – zdziwił się, opierając się łokciami o pościel i patrząc na brata – Czyli kogo? – spytał z niedowierzaniem.
- Ty, ja, Nicole, dziadek Matt i Voldemort – wyjaśnił Potter-Puchon.
- Aha... Co się działo ze mną podczas tego transu? – spytał Harry.
- No więc zacząłeś unosić się w powietrzu z metr nad podłogą i... – tu zaciął się.
- I co? – ponaglał były Gryfon brata.
- Ee... I zacząłeś wymawiać jakieś formułki w obcym języku. Nie uwierzysz mi w jakim – powiedział wymijająco. Harry miał już dość tych zagadek.
- Co takiego powiedziałem? Powiedz! – Jack zauważył, że wokół ciała brata pojawia się jakaś dziwna złoto-czerwona aura, więc bez żadnych ceregieli i pamiętając, co powiedział Wybraniec, oznajmił:
- Harry, mówiłeś w języku, którego używali za swoich czasów Założyciele. I zanim się dowiedzieliśmy od Alastora, co konkretniej powiedziałeś, zacząłeś mówić w języku katalońskim, ale nie był to twój głos. Powiedziałeś coś bardzo znaczącego dla wszystkich. Nie tylko dla nas, ale i dla całego świata nie tylko czarodziei, ale i dla mugoli. Cytuję: "Jam jest ten, który ma moc pokonania Największego Zła. Jestem potężny, niezwyciężony i nieśmiertelny. Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie spoza rodziny... Żyję, dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych. Strzeżcie się Czarni Lordowie". Potem upadłeś i straciłeś przytomność – powiedział, patrząc na coraz bardziej okrągłe oczy brata. Harry był w takim szoku, że nie zauważył, gdzie są. Gdy to spostrzegł, zapytał:
- Gdzie jest Nicole? I dlaczego wróciliśmy do Hogwartu? – spytał z lekką paniką w głosie, rozglądając się dookoła.
- Pan Hoof powiedział, żebyśmy cię zanieśli do Hogwartu oraz doradził, byśmy poszli do dyrektora, jak tylko się obudzisz i poczujesz się lepiej. Mamy wyjaśnić wszystko, co się ostatnio wydarzyło. Nicole do niego poszła niedawno, a mnie poprosiła, bym do ciebie poszedł, gdy tylko się obudzisz – wyjaśnił.
- To idźmy do nich – powiedział i wyszli.
~~*~~
Z rana Nicole poprosiła profesor McGonagall, by mogła się tu zatrzymać do Nowego Roku. Profesorka się zgodziła uprzednio spytawszy dyrektora. Więc była Krukonka, zaraz po śniadaniu poszła do gabinetu Dumbledore'a. Szła korytarzami zamyślona wciąż wałkując przetłumaczone przez dziadka zdania brata-Gryfona z poprzedniego wieczora w domu państwa Hoofów: "...Moc ma przechodzi co trzecie pokolenie, chyba że dana osoba przekaże mą moc jakiejś innej osobie z poza rodziny... Żyję dopóki żyje ostatni z Rodziny Starożytnych...".
- Zaraz – odezwała się na głos, zatrzymując się nagle w połowie korytarza trzeciego piętra – "...ostatni z Rodziny Starożytnych..."? To niemożliwe! Gdybyśmy byli Rodziną Starożytnych, musielibyśmy mieć potężną moc! Chyba że... Tak! To możliwe! Dziadek otrzymał tę moc dzięki poprzedniemu Lordowi...! – urwała, bo usłyszała czyjeś kroki. Obejrzała się, wyjęła różdżkę i przywarła do ściany. Gdy usłyszała głos jednego z braci, odetchnęła z ulgą.
- Nicole! Poczekaj na nas! – zawołał Jack.
- Uff! Jack, ależ mnie przestraszył. O, Harry widzę, że się już lepiej czujesz – powiedziała radośnie.
- Nicole, idziemy z tobą do Dumbledore'a. Musimy mu powiedzieć o ataku na Hogwart i o tej mocy, którą mi daliście z dziadkiem Mattem – powiedział nauczyciel. Nicole patrzyła na niego niepewnie – Chodźmy do niego – nalegał i poszedł przodem.
Po dwóch minutach stanęli przed kamiennym gargulcem.
- Harry, jakie jest hasło? – spytała Nicole, patrząc na wyżej zainteresowanego.
- Dlaczego mnie o to pytasz? – odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Dlatego, że jesteś nauczycielem i znasz wszystkie hasła w całym zamku – wyjaśnił Puchon – Więc jakie jest hasło do gabinetu dyrektora? – Nie ustępował Jack, jakby mówił o pogodzie. Harry westchnął z dezaprobatą i powiedział do gargulca:
- Bądź miłosierny, a zostanie Ci dane – powiedział. Nagle gargulec poruszył się i ukazały im się schody.
- I to ma być niby hasło – zdziwił się Jack, gdy wchodzili po schodach.
- Tak. Jest to hasło informujące właściciela o ważnej sprawie – odparł nauczyciel.
- Dziwne, nietypowe – skomentował Jack.
- Ale i przydatne – wtórował mu Harry.
- Właśnie. Nietypowe, ale daje do myślenia – dodała Nicole, wchodząc po schodach za nimi. Stanąwszy przed drzwiami, Harry zwrócił się do rodzeństwa:
- Bardzo przydatne, więc zapamiętajcie je gdybyście chcieli powiedzieć coś ważnego dyrektorowi, nim znajdziecie się w jego gabinecie – poinformował, po czym zapukał.
- Proszę wejść – usłyszeli starczy głos. Więc weszli.
- Dzień dobry, dyrektorze – powiedzieli zgodnie.
- Dzień dobry. Czemu zawdzięczam tę wizytę? I co się stało? – spytał, patrząc na nich. Potterowie spojrzeli po sobie. W milczeniu zgodzili się, by zaczęła Nicole.
- Dyrektorze, Alastor Hoof powiedział nam wczoraj w nocy byśmy poszli do jego matki, bo ma nam coś ważnego do powiedzenia i chce nam kogoś przedstawić – mówiła rudowłosa. Do jej zdania wtrącił się Jack, również występując po jej lewej stronie.
- Gdy się tam znaleźliśmy spotkaliśmy naszego dziadka, Matta Evansa. Powiedział nam, że jest nowym Lordem Lordów – mówił. Teraz wtrącił się Harry powiedziawszy i jako ostatni stanąwszy między rodzeństwem:
- Powiedziała nam, że możemy skontaktować się ze zmarłymi. Więc rozmawialiśmy z naszymi rodzicami i Syriuszem oraz innymi bliskimi osobami, które nie żyją – teraz odezwała się Nicole:
- Powiedzieli nam, że Hogwart zostanie zaatakowany w Nowy Rok i doradzili naszej trójce byśmy uciekali ze szkoły z zaufanymi osobami.
- I to jak najszybciej – te cztery ostatnie słowa zawołali jednocześnie.
- Dyrektorze, jest jeszcze jedno, co chcieliśmy panu powiedzieć – odezwała się Nicole po chwili milczenia. Dyrektor już na poważnie zszokowany spytał:
- Co jest jeszcze takie ważne, że nie chcecie mi powiedzieć czegoś więcej na temat tego ataku? – spytał.
- To jest dość ważne i dziwne. Niech pan posłucha. Jak się żegnaliśmy z dziadkiem ja ostatni go przytulałem i coś się wydarzyło, gdy nasze skóry się zetknęły – wyjaśnił Harry.
- Co takiego? – spytał dyrektor zaskoczony samym faktem tego, że o czymś takim mówią.
- Zanim to wyjaśnimy, powiemy o tym, co się tak właściwie wydarzyło – kontynuował Jack. Podszedł do myślodsiewni dyrektora i wyjął różdżkę. Przyłożył jej koniec do skroni, wyjął nić myśli i wrzucił je do misy. Potem zwrócił się do dyrektora ze słowami – Proszę wejść do środka. Pójdziemy z panem – poprosił. Gdy weszli Harry poszedł za nimi, a Nicole została na czatach.
Wrócili po dziesięciu minutach...
Jack podszedł do rodzeństwa i stanął między nimi. Dumbledore był w szoku. Siadając przy biurku nie patrzył na Wybrańca.
- Dyrektorze? Wszystko w porządku? – spytała Nicole. Mężczyzna nie odpowiedział od razu. Siedział kilka chwil w milczeniu, aż w końcu powiedział:
- Harry... – Ten drgnął lekko i wystąpił.
- Tak, profesorze? – spytał.
- Jeśli zamek rzeczywiście zostanie zaatakowany, musimy być przygotowani. Powiadomimy wszystkich i sprowadzimy ich do zamku, by bronili go – poinformował.
- A kogo konkretniej powiadomimy? – spytał Jack.
- Powiadomimy wszystkich. Zakon Feniksa, Armię Hogwartu no i oczywiście Gwardię Dumbledore'a. Powiadomimy też aurorów z Ministerstwa. Szczególnie tych, którzy są po naszej stronie – teraz zwrócił się do całej trójki – Jeśli chodzi o waszą ucieczkę z Hogwartu, to zróbcie, co uważacie za słuszne. Możecie uciec albo zostać i chronić swoich bliskich. Powiedzcie też swoim przyjaciołom to, co was wczoraj spotkało. Nicole – zwrócił się do Pani Światła – Niech pani chroni swoich braci. Jack, w twoim przypadku też to zrób. Na początku niech was zobaczą walczących, a zwłaszcza Voldemort. Rozumiecie? – spytał całą trójkę.
- Tak! - odpowiedzieli równocześnie. Pożegnali się i wyszli na korytarz.
- Co teraz zrobimy? – spytał Jack, odzywając się już na trzecim piętrze.
- Myślę, że najpierw musimy zaplanować tę ucieczkę. Skoro też Ron i Hermiona mają iść z nami, to im o tym powiedzmy. Chodźcie ze mną do Pokoju Wspólnego Gryfonów – powiedział Harry. Więc poszli za nim.
Szli kilka minut w ciszy, aż w końcu stanęli przed portretem Grubej Damy – "Słowo "kocham" – słowo czyste, żadną skazą niezmazane" – powiedział nauczyciel, zanim kobieta się odezwała, ale i tak spytała:
- Profesorze Potter, czy ta dwójka jest z panem? – wskazała na Nicole i Jacka. Harry spojrzał na kobietę, a potem odpowiedział:
- Tak, madame Alice. To Nicole, a to Jack. Moje rodzeństwo. Pomimo że byli w innych domach to i tak musimy pogadać z moimi przyjaciółmi i z członkami GD będących Gryfonami. To bardzo ważna sprawa. Dotyczy to ataku na Hogwart w Nowy Rok – wyjaśnił. Kobietę zatkało na moment, ale bez słowa otworzyła przejście.
- Szczery to jesteś, nie ma co! – skomentował Jack, wchodząc do środka. Harry tylko wyszczerzył zęby w uśmiechu. Gdy portret się zamknął usłyszeli, jak Gruba Dama porusza się w portrecie. Domyślili się, że przechodzi do kolejnego portretu, by poinformować resztę zamku. Harry poprowadził rodzeństwo na środek Pokoju i zwrócił się do zgromadzonych Gryfonów:
- Uwaga! Proszę o uwagę! – zawołał nauczyciel. Nikt nie chciał go słuchać i nawet nie kwapili się zamilknąć. Nagle huknęło i wszyscy spojrzeli w tamtą stronę. Blada, czarnowłosa i wysoka dziewczyna o rażących pomarańczowych oczach wstała, patrząc po wszystkich groźnie:
- Głusi?! Profesor Potter chce coś powiedzieć! – odezwała się głośnym stanowczym głosem. Zapadła głucha cisza. Wszyscy wiedzieli, że z tą dziewczyną nie warto zaczynać, mimo że była taka drobna. Ona również była przydzielana na Uczcie Powitalnej, ale była o rok młodsza od naszego nauczyciela. Harry spojrzał na nią krótko i wykorzystując ten moment, zaczął mówić:
- Dziękuje, panno Moon. Posłuchajcie mnie uważnie, bo to bardzo ważne – zawołał do nich. Zauważył przyjaciół przy kominku. Zbliżając się do nich, mówił dalej – Hogwart nie długo zostanie zaatakowany – Jak było do przewidzenia panika wśród zgromadzonych – Spokój! Uspokójcie się! Musimy się przygotować. Niektórzy, zwłaszcza ci, co są mugolakami i ci od 1 do 4 klasy, są w niebezpieczeństwie – powiedział.
- Skąd wiesz? – spytał Dean Thomas. Harry spojrzał w jego kierunku i odpowiedział:
- Dzisiejszej nocy odwiedziliśmy z Jackiem i Nicole pewną kobietę, która jest medium. Na pewno nie była to Sybilla Trelawney. Medium, u której byłem ufam. Trzeba sprowadzić resztę członków GD z innych domów i zwołać wszystkich na natychmiastowe spotkanie. Tam, gdzie zwykle za dwadzieścia minut. Zróbcie to szybko – powiedział. Wszyscy gapili się na niego zszokowani, ale po wyjściu rodzeństwa Potterów oraz Hermiony i Rona wykonali jego polecenie.
Nikt nie zauważył, że po przemowie nauczyciela tajemnicza dziewczyna o nazwisku Moon poszła do dormitorium dziewcząt szóstego roku. Nałożyła zimowe buty, rozpuściła włosy, które miała w japońskim koku, a po rozpuszczeniu opadły jej prawie do pasa. Następnie jednym ruchem różdżki i jej szata szkolna zmieniła się w całkowicie czarną. Nałożyła kaptur, rozejrzała się po pokoju czujnie i... zniknęła bez trzasku.
Ginny Weasley zauważyła, że nie ma jednej z jej lokatorek w Pokoju. Weszła na górę do swojego dormitorium. Chwyciwszy za klamkę, ale po Sarahrze Moon nie było ani śladu. Rudowłosą zdziwiło to. Pamiętała, że czarnowłosa wchodziła na górę, ale nie pamiętała, by z niego wychodziła.
- Gdzie ona jest? – spytała w przestrzeń.
~~*~~
W tym samym czasie w siedzibie Voldemorta panna Moon pojawiła się prosto w srebrny fotelu z czerwonymi obiciami, stojącym w cieniu. Lord zauważywszy ją uśmiechnął się diabelnie i spytał:
- Moon, jak miło cię widzieć. Masz jakieś wieści z Hogwartu? – Dziewczyna luk na niego i odpowiedziała obojętnie, patrząc gdzieś w bok, ale nie na niego:
- Taa... – odparła. Spojrzał na nią w oczekiwaniu.
- Więc? – ponaglał, gdy cisza trwała zbyt długo.
- Oj, nie teraz. Pić mi chce – oświadczyła obojętnie, bawiąc się swoimi włosami. Czarny Pan westchnął. Pstryknął palcami i chwilę potem pojawił się Śmierciożerca z kieliszkiem czerwonego płynu. Dziewczyna uśmiechnęła się na widok owego płynu, a jej oczy zalśniły jasną pomarańczą, zupełnie jak w przypadku Voldemorta, gdy się denerwował, ale w jej przypadku z radości i zadowolenia. Skwapliwie chwyciła go w swoje blade ręce i wypiła do dna. Oblizała się i w błogim uśmiechu spojrzała na niego. Po chwili odpowiedziała – Troje Potterów są w Hogwarcie. Szykują się powoli do świąt. Niczego się nie spodziewają. Niewiedzą, że chcesz zaatakować Hogwart w Nowy Rok – dodała z szatańskim uśmiechem. Lord skinął głową na znak podziękowania i zwrócił się do niej, jak na niego, dość dziwnym uprzejmym tonem:
- Możesz wracać do zamku – powiedział. Sarah wstała, skłoniła się przed nim i zniknęła bez dźwięku. Został po niej tylko chłód w powietrzu.
~~*~~
Gdy dziewczyna wróciła do Pokoju Wspólnego Gryffindoru, nie zastała tu nikogo od piątej klasy wzwyż. Zaczęła nasłuchiwać głosu Wybrańca. Zdawało jej się, że słyszy go na tym piętrze. Wyszła z Wierzy. Stanąwszy na korytarzu, znowu zaczęła nasłuchiwać. Jej wampirzy słuch mówił jej, że był kilkadziesiąt metrów od niej. Poszła w kierunku posągu czarodzieja i trolla. Tu wyraźniej słyszała głos zielonookiego Pottera. O czym rozmawiał? I z kim? Było tu pusto, ale wiedziała, że jest tu przejście do Pokoju Życzeń i są tam ludzie. Więcej niż 40-stu. Postanowiła się przenieść swoją metodą. Rozejrzała się uważnie i zniknęła, pojawiając się w tłumie uczniów. Nikt jej nawet nie zauważył i nie usłyszał. Postanowiła wysłuchać przemowy Pottera.
- ...Hogwart zostanie zaatakowany. Musimy się przyszykować – mówił Harry do zgromadzonych.
- Kiedy? – spytał Ron przerażonym głosem.
- Dzięki pani Hoof rozmawialiśmy z naszymi rodzicami. Powiedzieli nam tylko to, że będzie to w Nowy Rok. O której to się stanie tego nie wiemy – odpowiedział Jack wzruszając ramionami.
- Wiemy na pewno, że podczas ataku na szkołę my, wraz ze swoim
i przyjaciółmi musimy odejść, by wypełnić daną nam od dyrektora misję... – Nicole nie skończyła, bo Harry jej przerwał:
________________________________________________________________
Od autorki:
*
Raiku - To, co powiedział Percy jest ważne. Tak samo jak w przypadku
Salvatore jest ważna dla opowiadania. Więcej informacjo o niej w
późniejszych rozdziałach.
1 komentarz:
Świetny rozdział :)
Cóż, zbliża się ostatni termin ocen i muszę poprawić 4 by dostać 6 na koniec z biologii, więc przepraszam że tak krótko
Ach i jeszcze coś: Na mym Blogu nowy rozdział!
Prześlij komentarz